FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Stay (Zostań) [T][NZ] - Rozdział 12 - 12.08 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Sob 21:13, 07 Lis 2009 Powrót do góry

Razem z Kristenhn i Amaranthine przedstawiamy Wan nasze wspólne tłumaczenie (zmieniamy się co rozdział). Mamy nadzieję, że Wam się spodoba. :-) Aktualizacje będą pojawiać się co 2 tygodnie, ponieważ żadna z nas nie ma z powodu szkoły zbyt wiele czasu i raczej nie uda nam się tłumaczyć rozdziałów szybciej, ponieważ są one dosyć długie. Dlatego też możecie je znaleźć również na chomiku:

[link widoczny dla zalogowanych]

TEN FICK NIE JEST NASZEGO AUTORSTWA! ZOSTAŁ NAPISANY PRZEZ WSPANIAŁĄ CRIMSONMARIE.
ZGODA NA TŁUMACZENIE OCZYWIŚCIE JEST.

Autorka: [link widoczny dla zalogowanych]
Link do oryginału: [link widoczny dla zalogowanych]

TŁUMACZĄ:
Marta (marcia993) - 1, 4, 7, 10...
Karolina (kris.tenhn) - 2, 5, 8, 11...
Iza (Amaranthine) - 3, 6, 9, 12...

BETA:
Weronika
(chochlica1)

***

Image

Jako aktor, Edward Cullen jest otaczany przez ludzi, którzy tak naprawdę nic dla niego nie znaczą.
Co się stanie, kiedy kupi dom na odludziu i pozna swoich nowych sąsiadów?


***

Autorka:
crimsonmarie
Tłumaczyła: marcia993
Beta: chochlica1

ROZDZIAŁ 1

*EDWARD*

Rozluźniłem się, kiedy zza wzniesienia na drodze ukazał mi się dwupiętrowy, drewniany domek i westchnąłem, pozwalając palcom z łatwością przyczepić się do kierownicy mojego wypożyczonego samochodu.
Świeże, górskie powietrze w Adirondacks było niezwykle kojące po przebywaniu w domu znajdującym się w zanieczyszczonej smogiem Kalifornii. Poza tym naprawdę tęskniłem za śniegiem – dziesięciokrotnie fajniej jeździło się po nim z dreszczykiem, w prędkości stu osiemdziesięciu na godzinę, czując tę chwilową nieważkość, która temu towarzyszyła, gdy byłem przyciśnięty do fotela.
Wziąłem urlop, żeby wyjechać do Lake George w Nowym Yorku z jedną z dziewcząt, z którą próbowałem się umawiać podczas pobytu w Kalifornii i która była zakochana w oryginalnych sklepach z upominkami oraz rozrywce wylewającej się z każdego baru, który był na promenadzie. Podczas gdy ona była skłonna do spędzenia większości weekendu w pokoju hotelowym, ja pragnąłem wychodzić i zwiedzać.
Więc jechałem właśnie wynajętym, rzucającym się oczy samochodem, a ona wydęła wargi i zaatakowała mini lodówkę w obawie, że zgubimy się, kiedy domy i sprawy biznesowe przestaną nas otaczać tak często, jak robiły to do tej pory. Po dwudziestu minutach zauważyłem domy, kościoły i tłumy ludzi kręcących się dookoła, ale nie potrafiłem znaleźć miejsca do zawrócenia. Minąłem liceum, nim spostrzegłem się, że mogłem tam zawrócić, więc szybko skręciłem w prawo i znalazłem się na cichej ulicy, na której dzieci grały w koszykówkę, a zwierzęta swobodnie ją przemierzały.
Spostrzegłem znak z napisem „dom na sprzedaż” stojący przed chatą z bali i z czystej ciekawości zatrzymałem się za niebieskim SUVem.
Oprócz wielu rzeczy, które pokochałem w tej małej części świata, znalazłem także idealne miejsce do ucieczki, aby po prostu się w nim odprężyć. Znalazłem pośredniczkę w handlu nieruchomości i zaoferowałem jej dużo więcej niż wynosiła cena sprzedaży. Szczęka jej opadła, po czym coś wyjąkała i dała radę powiedzieć, że dom jest mój.
Znak został sprzed niego ściągnięty, a ja pojechałem do hotelu, który był nawet droższy.
Potem wróciłem do Kalifornii z wkurzoną, siedzącą obok mnie w samolocie, byłą dziewczyną. Nadal nie rozumiałem, o co się tak wściekała i dlaczego wyzywała cały ten nasz „związek”, kiedy dowiedziała się, że kupiłem kolejny dom.
Mimo wszystko naprawdę się tym nie przejmowałem. Nawet nie była choć trochę tak interesująca, jak pisano o niej w brukowcach.
Wjeżdżając na zaśnieżony podjazd, szybko wysiadłem z samochodu i rozprostowałem nogi.
Powrót do domu w Forks w stanie Waszyngton, aby pobyć z moją rodziną, prawdopodobnie uczyniłby ich szczęśliwszymi niż cokolwiek innego, ale po skończeniu pracy nad ostatnim filmem, w którym byłem zatrudniony, naprawdę potrzebowałem odrobiny ciszy i spokoju.
To nie było coś, do czego bym się przyznał, gdybym pojechał do domu. Tam czekała na mnie nadpobudliwa siostra, równie podekscytowana mama i starszy brat, świetnie spisujący się w zadręczaniu mnie wszystkim i niczym, oraz ojciec, który nie potrafił pogodzić się z tym, jaki zawód wybrałem.
A ja ich kochałem. Byli taką rodziną, którą każdy pragnął mieć, a ja starałem się najlepiej jak potrafiłem, aby ich nie zawieść.
Ale tak jak każdą rodzinę na świecie, najlepiej się ich znosiło w małych ilościach. Przed odwiedzeniem ich po długiej przerwie potrzebowałem chwili wytchnienia i czasu tylko dla siebie oraz przypomnienia sobie, że rzeczywiście byłem dojrzałym, normalnym, dwudziestopięcioletnim mężczyzną.
Zamykając drzwi po stronie kierowcy i potrząsając głową z poczucia winy, która się w niej zgromadziła, otworzyłem bagażnik i wyciągnąłem z niego dwie kosmetyczki. Moja najmłodsza siostra, Alice, która zaskoczyła mnie jedną ze swoich bardzo przypadkowych wizyt, gdy dowiedziała się o moim trzytygodniowym wyjeździe, uparła się, że pomoże mi się spakować.
Oczywiście nie zrobiła tego bez swojej wzmianki o tym, jak bardzo tęsknią za mną rodzice i że już odliczają dni do świąt Bożego Narodzenia, kiedy to przyjadę do domu na dłuższy czas.
Podejrzewałem, że moja matka, Esme, nieprzypadkowo namówiła Alice, aby przyjechała do Kalifornii i próbowała przekonać mnie, żebym z nią wrócił.
I mógłbym, gdyby w ciągu ostatnich dwóch tygodni praca nie była tak wyczerpująca. Kiedy film się kończył, presja stała się wyczuwalna, a gdy nasz końcowy termin kręcenia zbliżał się wielkimi krokami, nadal nie mieliśmy nakręconych kilku ujęć.
Bywały dni, kiedy przez czterdzieści osiem godzin nie widziałem słońca. Artyści od makijażu czynili cuda, żeby zamaskować moje worki pod oczami i usunąć znajdujące się tam zaczerwienienia.
Mieliśmy dokładnie osiem godzin, które mogliśmy poświęcić na sen – nie mniej, nie więcej. Cieszyłem się ze snu. Tak właściwie to budziłem się z myślą, że za czternaście godzin z powrotem znajdę się w swoim ogromnym, wygodnym łóżku. Osiem godzin nigdy mi nie wystarczało i niemal codziennie, kiedy jeden z moich współpracowników dosłownie wskakiwał mi na plecy i trząsł mną, aby mnie obudzić, zastanawiałem się, dlaczego chciałem zostać aktorem.
Zarzuciłem obie torby na ramię i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki, po czym zadziwiająco łatwo ruszyłem w górę podjazdu.
Sądziłem, że na schodach prowadzących do ganku będę się cały czas ślizgał. Ostatnio bacznie obserwowałem pogodę i wiedziałem, że przed moim przyjazdem cały czas lało. A fakt, że moje trampki dobrze współpracowały z solą, wywołał na mojej twarzy mały uśmiech, kiedy zauważyłem niedaleko identyczną jak moja chatkę.
Nieśmiała, płochliwa dziewczyna z brązowymi oczami i opadającymi włosami o tym samym kolorze była pierwszą osobą, która podeszła do mnie, gdy kupiłem ten domek. Nawet trochę obawiałem się, że ujrzę na moim ganku tańczące walca dziewczęta – to nie byłby pierwszy raz, kiedy mające obsesję na moim punkcie fanki odkryłyby, gdzie mieszkam i próbowałyby wkupić się w moje łaski – więc zawahałem się, czy otworzyć drzwi, jak zapukała. Zamiast postąpić tak, jak powinienem, czyli otworzyć je gwałtownie, spojrzałem przez wizjer i przyjrzałem się jej.
Była atrakcyjna. Przynajmniej na tyle, na ile pozwoliła jej ta przekrzywiona dziurka. W jednej ręce trzymała mocno dwunasto-pak Heinekena i nerwowo zerknęła w stronę ulicy oraz przygryzła dolną wargę. Nie miała ze sobą torebki, a kiedy niepewnie stanąłem na palcach, żeby lepiej popatrzeć na drobną, czekającą na otworzenie drzwi, na które napierałem, kobietę, zauważyłem, że jest boso.
Ostatnie dwa odkrycia były dla mnie ważne. To znaczyło, że prawdopodobnie mieszkała w pobliżu i mimo że mogła być jakiegoś rodzaju fanką, nie zamierzała zaatakować mnie kamerą albo domagać się autografu.
I dodatkowo miała piwo. A ja miałem tylko bochenek chleba i kilka butelek wody z Cumberland Farms - sklepu, który się tu znajdował, w lodówce.
Więc otworzyłem drzwi, a ona szybko przedstawiła się jako Bella Swan i niezgrabnie podała mi alkohol, natomiast jej twarz się zaczerwieniła.
Zaprosiłem ją, ale ona odmówiła, co sprawiło, że zacząłem szczerzyć się jak głupek, a jej policzki zarumieniły się jeszcze bardziej.
Była pierwszą kobietą, jaką poznałem w ciągu ostatniego półtorarocza i która nie chciała wejść do mojego domu, żeby zobaczyć, jak wygląda albo czy zacznę ją podrywać lub by mogła schować wiele rzeczy do swoich kieszeni, kiedy nie będę patrzył, aby zatrzymać je dla siebie czy sprzedać na eBayu.
Podziękowałem jej za piwo i obiecałem, że zwrócę jej pieniądze. Pokręciła przecząco głową, a jej twarz stała się jeszcze bardziej czerwona – jeśli to w ogóle było możliwe – kiedy skrzyżowała ręce na piersi i nieśmiało wbiła wzrok w stopy, ponieważ był to prezent w stylu „witamy w sąsiedztwie”.
Więc przestałem jej ponownie dziękować, a ona po powiedzeniu, że ma jakieś powody, aby już iść, wyjąkała coś, prawie potykając się o własne stopy, gdy biegła wzdłuż ulicy i znikła w chatce naprzeciwko.
Odwdzięczyłem się jej w naturze kilka dni później, kiedy znalazłem w małym i zatłoczonym sklepie monopolowym butelkę czerwonego wina, po czym wziąłem tyłek w troki i poszedłem do niej, żeby jej ją dać.
Była nieco bardziej odprężona, gdy to ja stałem u niej na ganku. Zaprosiła mnie do środka swoim promiennym uśmiechem, kiedy otwierała drzwi.
Mężczyzna piętnaście razy większy niż ona leżał na niebieskiej kanapie w salonie, do którego wkroczyłem i natychmiast z niej zeskoczył, by przedstawić się jako jej chłopak, Jacob Black.
Oboje nalegali, żebym został na obiad, a myśl o tym, że miałbym zjeść kolejną kanapkę z masłem orzechowym tylko ułatwiła przyjęcie ich zaproszenia.
Bella robiła grilla na ich dużym podwórku i usiedliśmy przy okrągłym stoliku piknikowym, poznając się i śmiejąc przy piwie i grillowanych stekach.
Żadne z nich nie wspomniało o mojej karierze ani nawet o tym, że wiedzą kim do cholery mógłbym być. A kiedy skończyliśmy jeść, patrzyłem prawie szczęśliwie, jak Bella i Jacob zabrali wszystkie talerze do zmywarki, włączając ją, gdy była już zapełniona.
Było kilku fanów, którzy zostawiali sobie srebrne sztućce, jakich używałem, więc obserwowanie Belli trzaskającej drzwiczkami zmywarki i obracającej pokrętło, było jedną z najbardziej przynoszących mi ulgę rzeczy od dłuższego czasu.
A kiedy wieczór dobiegł końca, kroczyłem dumnie przez ich ogródek, zmierzając z szerokim uśmiechem na twarzy do swojego domu.
Minęło wiele czasu, od kiedy mogłem zjeść obiad – albo w zasadzie zjeść cokolwiek – z ludźmi, którzy mnie nie znali lub nie zwracali uwagi na to, że jestem sławnym aktorem. To było cudowne.
Tym razem zatrzymałem się tu tylko na tydzień, ale przed wyjazdem pożegnałem się z nimi.
Następnym razem zawitałem tu w lutym, a śnieg na moim podjeździe był wyższy niż samochód. Więc zaparkowałem na poboczu i wyszedłem z samochodu, nie wiedząc, jak dotrzeć do własnego domu.
Kiedy go kupowałem, nie pomyślałem o tym, że będę musiał odśnieżać podjazd podczas zimy, a tak bardzo lubiłem tu wtedy przyjeżdżać.
Przedostałem się więc na drugą stronę ulicy i na podjazd Belli, trzymając się poręczy jej ganku, kiedy wspinałem się po schodach i zapukałem do drzwi.
Radośnie mnie powitała i ponownie zaprosiła do środka. Pokręciłem głową, uśmiechając się i wskazując za mnie, gdzie sterta śniegu zasypała mój podjazd oraz pytając, czy mogę pożyczyć łopatę.
Zaśmiała się ze mnie i przyłożyła jedną rękę do ust, a drugą machnęła, żebym wszedł do domu.
- Jake! – krzyknęła, zamykając za mną drzwi, gdy stałem ogłupiały w salonie. – Kochanie, Edward musi pożyczyć szuflę!
Zacząłem panikować. Nie wiedziałem, jak jej użyć. Mój ojciec zawsze zmuszał nas do używania jej i za każdym razem wracałem do domu z pęcherzami na zdrętwiałych rękach. Ale to było coś, do czego byłem przyzwyczajony. Coś, czego byłem gotowy użyć jeszcze raz.
Cała ta perspektywa użycia narzędzia, które mogę złamać samym dotykiem, nieco mnie denerwowała. Byłem dosyć staromodnym facetem i chociaż uwielbiałem swojego laptopa, była to jedyna nowinka technologiczna, którą posiadałem i wiedziałem, jak jej używać.
- Bello, ja nie...
Ponownie na mnie machnęła, a ja westchnąłem, przeczesując ręką moje niesforne, brązowe włosy, kiedy poszła w głąb domu. Za chwilę powróciła z holu z Jacobem i powiedziała, że on pomoże mi odśnieżać podjazd.
Zaprotestowałem, a ona machnęła na mnie kolejny raz i wywróciła oczami, kiedy ich dwójka prowadziła mnie do kuchni i przez drzwi prowadzące do garażu.
Jacob wręczył mi łopatę i wcisnął przycisk do automatycznego otwierana garażowych drzwi, po czym podszedł do ustrojstwa, które wyglądało bardzo niebezpiecznie.
Ryknąłem na życie, gdy stałem tam, trzymając głupio szuflę i obserwując, jak pchnie ją wzdłuż ulicy i z łatwością atakuje leżącą przed nim stertę śniegu.
Obróciłem się do Belli i spytałem, co ja do cholery mam z nią robić, skoro on tak sprawnie ze wszystkim sobie radzi.
Znowu się ze mnie zaśmiała i wyjaśniła, że Jacob robi mi przejście, żebym mógł zacząć odśnieżać ganek, kiedy skończy zajmować się podjazdem.
- Wiesz, on naprawdę nie musi tego robić. Gdyby tylko mógł pokazać mi, jak tego użyć. – Przełknąłem ciężko, patrząc ostrożnie z garażu, jak chłopak wszystko odgarnia, po czym ponownie spojrzałem na dziewczynę. – Mógłbym sam się tym zająć. Nie chcę sprawiać waszej dwójce kłopotów.
- Edward, to właśnie robią sąsiedzi – wyjaśniła mi, wzruszając ramionami i posyłając uśmiech. – Nawet się tym nie przejmuj.
- Zabiorę was na obiad – zaoferowałem szybko, wyciągając przed siebie rękę. – Żeby się za to odwdzięczyć.
Wywróciła oczami i ponownie na mnie machnęła. – To właśnie robią sąsiedzi – powtórzyła, krzyżując ramiona na piersi i wzdychając delikatnie. – Kiedy skończycie, przygotuję wam kakao.
I zanim zdążyłem się sprzeciwić, zniknęła w środku domu i stanowczo zamknęła za sobą drzwi, kończąc naszą rozmowę i nie pozostawiając mi innego wyboru niż powrót do mojego domu.
W ciągu godziny odśnieżyliśmy z Jacobem podjazd i ganek, a kiedy chciałem tylko zwrócić szuflę, złapał mnie za ramię i poprowadził do swojego domu, gdzie czekały na nas na stole trzy kubki gorącej czekolady, wszystkie z bitą śmietaną i piankami marshmallow.
Bella poinformowała mnie, że zawsze najwięcej śniegu pada wtedy, gdy mnie tu nie ma, więc kiedy będą wiedzieli, że mam przyjechać, mogliby odśnieżać mój podjazd. Zaprotestowanie do niczego by mnie nie doprowadziło, kiedy oboje wpatrywali się we mnie bezmyślnie do czasu, aż westchnąłem i zgodziłem się na to, zapisując im swój numer telefonu i mówiąc, że zadzwonię, kiedy będę miał w planach przyjechać tu podczas zimy.
I tak było przez cały ubiegły rok. Zawsze chciałem ich gdzieś zabrać, aby się odwdzięczyć, ale oboje mówili, że to żaden problem. Kończyło się na tym, że to ja dołączałem wieczorem do ich obiadu.
Po jakimś czasie przestałem się temu sprzeciwiać. Bella była wspaniałą kucharką i nie mogłem zaprzeczyć, że naprawdę lubiłem spędzać czas w towarzystwie swoich sąsiadów. Było przyjemnie i odprężająco. To coś, czego zawsze potrzebowałem po długiej jeździe z lotniska w Albany.
Poregulowałem torbę wiszącą na moim ramieniu i nieznacznie przechyliłem głowę, gdy zauważyłem czerwoną, starą furgonetkę Belli stojącą na podjeździe. Kiedy przyjeżdżałem, oboje zawsze byli w domu, a ja wiedziałem, że garaż był za bardzo przepełniony, żeby mógł się tam zmieścić samochód.
Wzruszając ramionami, przeszedłem cztery stopnie schodków prowadzących na ganek i dostrzegłem notatkę przyklejoną do moich frontowych drzwi.

Edwardzie,
Przyjdź, jeśli jesteś cały.
Bella


Zachichotałem, potrząsając głową i zrywając notkę oraz wsadzając klucze do zamka, otwierając przy tym drzwi i wchodząc do środka.
Położyłem ciężkie torby w przedsionku, nim zamknąłem dom i ponownie wyciągnąłem ręce nad głową. Jęknąłem szczęśliwie i pokręciłem głową, żeby rozluźnić szyję, a następnie przeszedłem przez salon i ruszyłem do kuchni, aby złapać telefon stacjonarny.
Moja komórka nie miała zasięgu, kiedy tu byłem. Znajdowałem się na odludziu, gdzie nawet nie można było odebrać telefonu.
Kochałem to.
Dzięki mojej matce dom został w pełni wyposażony. Razem z ojcem postanowili złożyć mi wizytę, aby zobaczyć, jak mieszkam i poczuć małe miasteczko, które uwielbiałem i opowiadałem o nim, gdy tylko mogłem.
Widząc słabo urządzoną i udekorowaną chatkę z bala, zaciągnęła swojego małżonka do samochodu i nakazała znaleźć mu drogę do sklepu meblowego Springs and the Taft.
Ledwie znalazłem czas, by mrugnąć, zanim wyjechali i spędziłem czas u Belli i Jacoba, narzekając na to, jak miała w planach sprawić, że miejsce do którego uciekam, będzie urządzone dla niewidzialnych ludzi, którzy zawsze mnie tam witają, gdy przyjeżdżam.
Szczęka mi opadła, kiedy trzy godziny później zobaczyłem dwa – nie jeden, ale dwa – wozy, jakie zaparkowały przed moim domem i zaczęły wyładowywać ogromną ilość mebli i ozdobnych posągów.
Nawet nie mogłem się z tego powodu zezłościć, bo moja matka kochała to robić. Odremontowywała, urządzała od nowa i kupowała wyposażenie, którego nikt tak naprawdę nie potrzebował, do czasu aż jej serce stało się zadowolone.
Pozornie mój nowy dom wcale nie różnił się od tego rodzinnego.
Siedząc na zbyt wysoko wycenionym i postawionym w jadalni krześle, wykręciłem na telefonie numer do moich rodziców i przyłożyłem go do ucha.
Moja matka odebrała po drugim sygnale, nie fatygując się nawet, żeby powiedzieć „cześć”.
- Wszystko z tobą w porządku?
- Przecież dzwonię do ciebie, co nie? – spytałem mile, opierając się na drogim stole i chowając dłoń w moich potarganych włosach.
- Powinieneś być jeszcze w Kalifornii – przeciwdziałała. – Wszystko w porządku?
- Tak. – Uśmiechnąłem się, pocierając moje zmęczone oczy.
- Masz jedzenie?
- Mamo, dopiero wszedłem. Później pójdę na zakupy.
- A co zjesz dzisiaj wieczorem?
- Dostałem notatkę od Belli, że jestem do niej zaproszony, gdy tylko się zjawię.
Spojrzałem na drzwi, zauważając nierozważnie zrzuconą w pośpiechu na ziemię kartkę, która tam spadła, ponieważ chciałem jak najszybciej dostać się do domu, aby nie przebywać już w samochodzie lub samolocie.
- Och! – Mogłem usłyszeć radość w jej głosie i wywróciłem oczami, potrząsając również głową. – No to cię już nie zatrzymuję!
- Mamo, proszę... – błagałem, wzdychając ciężko.
Odkąd poznała Bellę tego nieszczęsnego dnia z incydentem meblowym, stała się nieugięta, aby nas zeswatać. Dla niej to, że ona była już z facetem, który prawdopodobnie złamałby mi kark w dwie sekundy, nie miało znaczenia, bo Esme Cullen uważała, że Bella Swan jest dla mnie stworzona.
Podczas gdy ja uważałem ją za bardzo atrakcyjną i lubiłem spędzać czas w jej towarzystwie, byłem doskonale pewny Jacoba i starałem się najlepiej, jak mogłem, aby nie zobaczyć w tej dziewczynie kogoś ważniejszego niż przyjaciółkę.
- Pa, kochanie! Kocham cię! – zaćwierkała przed rozłączeniem się.
Wywracając oczami, wyłączyłem telefon i ziewnąłem, potrząsając głową, gdy nagle podniosłem swoje zmęczone ciało z krzesła i odwiesiłem słuchawkę.
Przetarłem oczy i po raz kolejny [rzeciągnąłem się przed powrotem do salonu i wniesieniem na piętro toreb, które leżały w przejściu.
Wyciągając rzeczy potrzebne do kąpieli z dna drugiej torby, zacząłem marudzić o tym, że Alice chowa wszystko, co jest mi potrzebne w miejscu, w którym szukam na samym końcu, i ruszyłem korytarzem do łazienki.
Powinienem otworzyć kilka okien i pozwolić cudownemu, przeraźliwie zimnemu powietrzu wlecieć do środka, aby przewietrzyło dom. Powinienem rozpakować swoje ciuchy, tak jak obiecałem Alice. Powinienem zaparzyć sobie kawę albo pójść na miasto, aby - tak jak zawsze - kupić Belli i Jacobowi butelkę wina. Cholera, powinienem iść do sklepu, żebym jutro rano nie musiał jeść czerstwych krakersów.
Za to podszedłem i odkręciłem kurek przy prysznicu i ustawiłem go na najgorętszy strumień, po czym rozebrałem się i wszedłem pod wodę.
Jęknąłem, jakbym odczuwał ekstazę i odrzuciłem głowę do tyłu, opierając ręce na ścianie prysznica, zamykając oczy.
Prawie nic nie dorównywało niezwykle gorącemu prysznicowi w cichym domu, o którym nie wiedział nikt oprócz moich najbliższych oraz Belli i Jacoba, a także paru tutejszych ludzi.
Doskonały spokój.

~*~

*BELLA*


Obserwowałam, jak błyszczące, wypożyczone, srebrne Volvo zaparkowało na podjeździe naprzeciw i oplotłam się ramionami, przygryzając dolną wargę, kiedy kontynuowałam patrzenie, gdy wychodził ze swojego samochodu i rozciągał się.
Zadzwonił ubiegłej nocy, a jego sennemu głosowi udało się wymamrotać, że dzisiaj przyjedzie.
Prawie się wzdrygnęłam na samą myśl o odgarnianiu śniegu. Teraz garaż jest o wiele czystszy, ale to nie znaczy, że tę cholerną rzecz łatwiej było wymanewrować. Zimowy puch był ciężki i nietajny jak zawsze i nienawidziłam go z całego serca.
Ale byliśmy umówieni i nie miałam zamiaru pozwolić czemuś tak głupiemu jak śnieg sprawić, że zrezygnuję ze swojego celu. On przyjechał tu, aby odpocząć od wszystkiego, a nie żeby spędzać wiele godzin na odśnieżaniu podjazdu.
A Edward Cullen, który pokazywał się na moim ganku każdego miesiąca, zdecydowanie potrzebował czasu do relaksu. Pierwszego wieczoru zawsze przychodzi tu z podkrążonymi, czerwonymi oczami i zostaje na obiad bez względu na to, jak bardzo jest śpiący.
Przynajmniej mogłam odśnieżyć mu podjazd, żeby go trochę odciążyć.
Podarowanie mu dwunasto-paku piwa jako prezent powitalny było genialnym pomysłem Jake’a. A ten dupek został w przytulnym domu, kiedy ja poszłam przywitać nowego sąsiada.
Nie pamiętam, jak dałam mu się przekonać, że to ja powinnam udać się tam, aby go poznać. Nowy, sławny mieszkaniec prawdopodobnie chciałby się mnie pozbyć ze swojego ganku i ze swojego pola widzenia.
Musiałabym być ślepa, głucha i całkowicie odosobniona, jeśli nie wiedziałabym, kim on jest. Cholera, śliniłam się na jego widok, odkąd kilka miesięcy temu pojawił się na radarze Hollywood. Nigdy nie oczekiwałam, że mogę mieszkać w tym samym mieście, co on.
I w chwili, kiedy miałam już zostawić schłodzone piwo na jego ganku, drzwi nagle się otworzyły i każda spójna myśl rozproszyła się w przeciągu sekundy.
Ekran filmowy nie ukazywał go odpowiednio. Jego dziwnie brązowe włosy sterczały każdy w inną stronę, a żywe, zielone oczy zmusiły mnie do odwrócenia wzroku, kiedy plątałam się podczas wypowiadania swojego imienia. A gdy zapraszał mnie do środka, jego głos prawie sprawił, że się rozpłynęłam.
I wtedy kilka z najbardziej nieprzyzwoitych myśli przebiegło przez moją głowę. Poczułam, że moje policzki zaczynają płonąć i byłam pewna, że prawie niemożliwym odcieniem czerwieni.
Więc odmówiłam, a on się do mnie uśmiechnął. Niemal miałam pewność, że moje serce przestało w tamtej chwili na minutę bić.
Wsadziłam piwo w jego ręce, a on mi podziękował, po czym przeniosłam się do swojego bezpiecznego domu, karcąc się i próbując pozbyć się z głowy wizerunku tej idealnej linii szczęki.
Jake siedział na kanapie na wpół złożony ze śmiechu, bo przyglądał się scenie, która miała niedawno miejsce po drugiej stronie ulicy.
Odmówiłam rozmawiania z nim przez resztę nocy. I prawie mi się to udało. Potem wyszedł z domu i wrócił z najbardziej wzruszająco wyglądającym bukietem kwiatów z jednego ogólnospożywczego sklepu, więc nie mogłam się już na niego gniewać.
Minęło kilka dni, zanim Edward pojawił się na moim ganku z butelką mojego ulubionego, czerwonego wina w dłoni i niewymuszonym, leniwym uśmiechem na twarzy.
Strasznie stało się z nim twarzą w twarz, kiedy był ode mnie wyższy. Na dodatek myśl o tym, że Jacob siedział kilka metrów dalej, powstrzymywała mnie przed tym, co chciałam zrobić z jego szczęką.
Razem z moim chłopakiem zaprosiliśmy go na obiad, a on szybko się zgodził, odprężając się razem z Jakiem w salonie, kiedy ja przyrządzałam steki i wtrącałam swoje trzy grosze, gdy przenieśli się do ogrodu.
Kiedy noc dobiegała końca, nie wiedziałam, co o nim sądzić. Połowa mnie miała nadzieję, że jest jednym z tych snobistycznych aktorów, którzy myślą tylko o sobie, dzięki czemu moje fantazjowanie dobiegłoby końca.
Za to był dobrym, normalnym facetem, który chciał znaleźć jedynie trochę spokoju i ciszy w ustronnym miejscu, gdzie nikt go nie znał. Nawet nie wspomniał, czym się zajmuje, a my go o to nie wypytywaliśmy.
I oczywiście fantazje tylko się pogorszyły, gdy mówił i harmonizował z naszym małym miejscem na świecie. Sposób, w jaki zamykał oczy, w jaki brał pierwszy kęs steku albo jak oblizywał usta po skończeniu posiłku... cholera, nawet sposób, w jaki pił piwo sprawiał, że mój umysł oddalał się do miejsca, w którym nigdy nie powinien się znajdować.
Zwłaszcza, że mój chłopak siedział obok ze swoją ręką na mym kolanie, głaszcząc kciukiem materiał dżinsów, kiedy podtrzymywał rozmowę z Edwardem.
Mimo że świetnie się czułam w towarzystwie chłopaka, poczułam pewnego rodzaju ulgę, gdy zaczął się z nami żegnać. Mogłam wrócić do swojego życia, który wyglądałoby jak wcześniej, zanim dałam się wplątać w podarowanie nowemu sąsiadowi dwunasto-paku piwa.
Sierpień dobiegał końca i aż do lutego nie zawracałam sobie za bardzo głowy nowym właścicielem pustego domu, który znajdował się naprzeciw.
A kiedy ponownie pojawił się na moim ganku wyglądając na zakłopotanego, nie mogłam powstrzymać śmiechu, kiedy wskazał na grubą warstwę śniegu, która pewnego razu pojawiła się na jego podjeździe.
Natomiast gdy razem z Edwardem i Jacobem usadowiliśmy się w kuchni, a jego długie palce i szerokie dłonie oplotły delikatnie mój radosny kubek ze świętym Mikołajem, ustanowiliśmy naszą śnieżną, podjazdową umowę.
Zawsze, kiedy przybywał do miasta, pokazywał się przed moim domem, a ja zapraszałam go na obiad. Stało się to naszym rytuałem i czymś, czego od siebie nawzajem oczekiwaliśmy. Edward był dobrym człowiekiem, a przez ostatni rok równie cholernie dobrym przyjacielem. Nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć jakiś wypożyczony samochód, którymi zawsze podjeżdżał na podjazd.
Jake mnie na tym przyłapał, powodując spięcie w naszym, do tej pory dobrze układającym się, związku. Nieważne, ile razy mówiłam mu, że jego brak pewności siebie jest bezpodstawny - nie wierzył mi. Powiedział, że każde z nas posługuje się swoim własnym językiem. Opowiadanie żartów, których on nie rozumiał albo sądził, że są bardzo śmieszne, kiedy śmialiśmy się do rozpuku, szybko zmieniło się w rozmowy o wszystkim, o czym do tej pory nigdy nie wspominaliśmy, a także tym, że zaraz po skończeniu obiadu wpadamy w rutynę.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam i nie zauważyłam, że to się dzieje podczas zbierania naczyń i odkładania ich oraz sprzątania bałaganu, który robiłam, kiedy Jake mi go wskazywał.
Nawet jeśli Edward znikał na kilka miesięcy, Jacob przyłapywał mnie na wymykaniu się, aby do niego zadzwonić, gdy nie było go w pobliżu. To kompletny absurd, bo mimo że od tamtego czasu zaczął o tym myśleć, nie oddalał się ode mnie. Robił to jedynie wtedy, gdy musiał iść do pracy, wziąć prysznic lub skorzystać z toalety.
Na dodatek byłam całkiem szczęśliwa z naszego związku. Kilka fantazji o chłopaku z sąsiedztwa, który jest znanym aktorem, nie znaczyło, że rzuciłabym Jake’a i próbowałabym umawiać się z Edwardem Cullenem.
Nie, żeby to w ogóle było możliwe... Zwykła dziewczyna jak ja, nie spotyka się z kimś takim jak on. Sama myśl o tym była śmieszna.
No i z Jacobem zaczęliśmy się nawet kłócić o najgłupsze rzeczy, o jakich mógł pomyśleć: że zostawiłam otwarte drzwi do łazienki, kiedy brałam prysznic, że nie pocałowałam go na dobranoc, że w jakiś magiczny sposób sprawiłam, iż jeden ze szklanych kubków do kawy spadł z półki, mimo że nie było mnie wtedy w domu albo że przeze mnie spóźnił się do pracy, bo nie zrobiłam mu rano kawy – a to tylko kilka spraw, o które się sprzeczaliśmy. Byliśmy w stałym napięciu cały czas gotowi, aby zwężać na tę drugą osobę swoje oczy. Mój w miarę idealny związek z Jakiem rozpadał się dookoła mnie, ponieważ wypominał mi te rozmowy telefoniczne, które odbierał jako nieistniejące zagrożenie.
Tego już było za wiele, a gdy Edward zadzwonił wczoraj wieczorem, mój chłopak powiedział, że odchodzi. I wyszedł. Nie tracił czasu na zabranie tych wszystkich małych rzeczy ze swojego domu i po prostu zniknął minionej nocy.
Przez cały dzień próbowałam się do niego dodzwonić, ale nigdy nie odbierał, a linia telefoniczna jego ojca zawsze była zajęta.
Aby oderwać od tego mój umysł, ruszyłam do garażu, wyciągnęłam szuflę i skierowałam się z nią w stronę domu Edwarda. Byłam pod wrażeniem, kiedy skończyłam odśnieżać podjazd po niecałych dwóch godzinach i zadowolona wróciłam do siebie.
Ale wtedy weszłam do środka i sprawdziłam, czy nie przegapiłam żadnych telefonów, a moje serce ponownie opadło, kiedy urządzenie nie świeciło, oznajmiając, że ktoś próbował się ze mną skontaktować.
Odmówiłam zrezygnowania z rytuału tylko dlatego, że Jake zachowywał się niepewnie i dziecinnie. Szybko napisałam Edwardowi notkę, po czym ponownie chwyciłam szuflę i poszłam do jego mieszkania, szybko rzucając łopatę na jego ganek. Przykleiłam kartkę na drzwiach jego domu, co robiłam dosyć rzadko, a następnie przebiegłam szybko drogę powrotną, zanim zdążyłabym zmienić zdanie i zerwać tą wiadomość.
Wydaje mi się, że byłam w szoku. Nawet nie potrafiłam płakać, a to nie było normalne, prawda? Spędziłam z nim trzy lata, a fakt, że mnie zostawił, cholernie mnie zabolał. Ale czy nie powinnam się bardziej smucić? Nie powinnam być w tragicznym stanie, trzymając kurczowo poduszkę przy piersi i żałośnie się w nią wypłakiwać? Nie powinnam robić czegoś innego oprócz oglądania, jak mój sławny sąsiad przechodzi się wzdłuż podjazdu?
A teraz wiedziałam. Kiedy ujrzałam, jak Edward odrywa notkę z drzwi i wchodzi do środka, zaczęło mi się kłębić w żołądku.

Tak, zaprosiłam sąsiada, który doprowadził Jake’a do zazdrości i bezpodstawnej wściekłości, na zwykły obiad – świetny pomysł, Bello.

Pokręciłam głową i odeszłam od okna, przeczesałam ręką włosy i ospale weszłam do kuchni, żeby sprawdzić zupę z kurczaka, która zaczęłam przyrządzać po powrocie od Edwarda.
A łzy nadal nie napływały. Czułam ból w klatce piersiowej, ale z mych oczu nie wydobywały się żadne słone krople. Nie było żadnej potrzeby, aby się wypłakać i przywalić w coś pięściami w nadziei, że to uwolni gniew i frustrację, która mogła we mnie powstać.
Oddychając ciężko, przetarłam twarz rękoma i chwyciłam z szafki kubek.
Dwadzieścia minut i dwie kawy później, czego wcale nie chciałam, usłyszałam głos jego ociężałych kroków na moim ganku, a następnie dźwięk dzwonka.
Otrząsnęłam się i wzięłam głęboki oddech, po czym wstałam od jadalnianego stołu i nerwowo wygładziłam bluzkę, gdy poszłam w kierunku drzwi.
Z jeszcze jednym oddechem złapałam za gałkę i przekręciłam ją, a oddech uwiązł mi w gardle, kiedy na niego spojrzałam.
Znowu zaczęło padać i w jego mokrych włosach znajdowały się płatki śniegu, które przykleiły się także do jego długich rzęs i szybko stopniały na ramionach. Jego ciemny, zimowy płaszcz został ciasno owinięty wokół ciała, a dżinsy już zmokły od przejścia przez ulicę.
Uśmiechał się do mnie, a jego usta drżały z zimna, kiedy jego zielone oczy napotkały moje.
Boże, on się nigdy nie zmienia. Cokolwiek takiego było w Californii, co sprawiało, że jej mieszkańcy wyglądali wciąż młodo, naprawdę na niego działało...
- Bella! – wykrzyknął radośnie, obejmując mnie mocno ramionami.
Zaskoczona tym nagłym kontaktem zaczęłam biadolić, że się uduszę. Przez cały rok naszej znajomości nie było innych okazji do kontaktu niż te przypadkowe, a żartowaliśmy ze sobą przez cały czas. Nigdy się nie przytulaliśmy, a wstrząs elektryczny, który poczułam, kiedy ręką ledwo dotknął mojego ramienia, zszokował mnie.
- Miło cię zobaczyć – zaśmiał się w moje ramiona, po czym uwolnił z uścisku i wyszczerzył się do mnie. – Co słychać?
- Uch... – zająknęłam się, szybko łapiąc się skraju drzwi, aby urywać równowagę. – Wszystko... w porządku.
Uśmiech, w który składały się jego usta zmalał i Edward uniósł na mnie brew, pocierając ręce.
- Wejdź! – powiedziałam szybko, schodząc mu z drogi i dając sobie jeszcze lepszy pretekst, aby złapać się drzwi mocniej. – Na dworze jest naprawdę zimno.
- Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłem – zaśmiał się, wchodząc do salonu i szybko zrzucając płaszcz.
Czekał aż zamknę drzwi, zanim powiesił go w szafie naprzeciw mnie. Głośno wciągnął powietrze nosem.
- Głodny? – zaśmiałam się delikatnie, potrząsając głową i rzucając jeszcze jedno spojrzenie w stronę okna.
Jake’a tam nie było.
- Wygłodniały – oświadczył, głaszcząc się po brzuchu. – Ale tym razem nie przyniosłem wina.
Machnęłam na niego, ponownie potrząsając głową, kiedy przejęłam prowadzenie i zaprowadziłam go do kuchni, żeby wziąć dwie miski z szafki nad kuchenką.
- Chyba mam jeszcze trochę z ostatniego razu, kiedy go przyniosłeś. Chcesz?
- No jasne! – zawołał, trzymając ręce nad głową i przeglądając lodówkę i półki, zanim znalazł na dole pół butelki wina i zaczął mu się przyglądać. – Kupowaliście jeszcze jakieś, kiedy mnie nie było?
Uśmiechnęłam się i przytaknęłam, nalewając ostrożnie zupę do misek.
- I w ogóle gdzie jest Jake? – zapytał mimochodem, podnosząc trzy kieliszki do wina z szafki naprzeciw lodówki i kładąc je na blacie. – Nie ma jego samochodu. W końcu posprzątaliście w garażu?
Pewnego dnia rozmawialiśmy o tym, jak wielkim wyczynem będzie dla nas ogarnięcie tego zagraconego pomieszczenia. Obsesja Jake’a związana z motocyklami, brudnymi rowerami i wielkimi, połamanymi częściami pojazdów, które mógł naprawić, zajmowała każdy cal zimnej, garażowej podłogi, a my nigdy nie byliśmy w stanie, aby dopasować te części do samochodu.
Moje serce zawirowało i wzięłam głęboki oddech, przygryzając dolną wargę, zastanawiając się ostrożnie, jak odpowiedzieć Edwardowi, gdzie znajduje się teraz Jacob. Prawdę mówiąc, sama tego nie wiedziałam, a to, że do jego ojca nie można się było dodzwonić, nie oznaczało, że tam jest. Miał siostry, więc mógł zatrzymać się u nich, a Billy po prostu by mnie zwodził, wiedząc, że dzwonię do niego, bo szukam jego syna.
A jednak wciąż nie płakałam. Nawet uczucie kłucia w nosie nie zapowiadało, że się na to zanosi.
- Nie wiem – odparłam cicho, patrząc uważnie na zupę i nadal ją nalewając.
Nie odzywał się i nie usłyszałam nawet, jak nalewał wino, lecz mimo wszystko mogłam poczuć na sobie jego wzrok.
- Bella, wszystko w porządku?
Obawa w jego głosie mogłaby mnie zabić. W zasadzie niemal tego pragnęłam. Nie było mowy, żebym powiedziała Edwardowi, dlaczego Jake mnie opuścił. To było tak żenujące, że równie dobrze mogłabym zacząć kopać sobie dół, w którym bym żyła.
Obie miski zostały już wypełnione zupą, więc położyłam je na blacie obok kuchenki i obróciłam się w jego stroną, zwilżając wargi.
- Jake i ja nie jesteśmy już ze sobą – powiedziałam. – Nie układało nam się i on... – Skrzyżowałam ramiona na piersi i wbiłam wzrok w stopy. – Odszedł wczoraj w nocy.
Kontynuowałam wpatrywanie się w podłogę, gdy usłyszałam, jak się zbliża i przygryzłam dolną wargę, kiedy wszedł w moje pole widzenia.
- Bello, tak mi przykro.
Spojrzałam na niego i polizałam usta, potrząsając głową i śmiejąc się nerwowo.
- To nie twoja wina.
Przynajmniej nie w całości i nieświadoma.
- Nie o to chodzi. Chcesz, żebym przyszedł na obiad innym razem? Bo zostaję tu na trzy tygodnie...
- Nie! – odpowiedziałam szybko. – Nie mogę już o tym myśleć.
Zaoferowałam mu żałosny śmiech i z łatwością wzruszyłam ramionami.
Tak naprawdę nie kłamałam. Nie mogłam myśleć o tym, że ledwo czuję coś więcej niż ból do mężczyzny, z którym spędziłam trzy lata swojego życia, i nie wyrywam sobie przy tym włosów z głowy.
Edward, źródło wszystkich problemów, z którymi miałam obecnie do czynienia, był kimś, kto mnie rozpraszał, lecz nawet jeśli zależałoby od tego moje życie, nie potrafiłabym się go pozbyć.
- Jesteś pewna?
Przytaknęłam, obracając brodę z kierunku wina i kieliszków. – Mam zupę i wino, więc może postarajmy się dobrze bawić przez resztę wieczoru, co? Opowiedz mi, co u ciebie.
Zwęził na mnie oczy, po czym powoli kiwnął głową i wrócił do wina. Wypuściłam powietrze z ust i odwróciłam się, aby wziąć miski z zupą, starając się zrównoważyć je w rękach. Wolno weszłam do jadalni i położyłam je na stole.
Wyglądałam za moim przyjacielem, odkąd zadzwonił wczorajszego wieczoru i nie miałam zamiaru pozwolić Jake’owi to zrujnować.
- Czekaj. – Obróciłam się i zauważyłam go stojącego w drzwiach kuchni z dwoma kieliszkami z winem w dłoniach i z perfekcyjnie wygiętymi w łuk brwiami, które na mnie uniósł. – Trzy tygodnie?
Wyszczerzył się i przytaknął z entuzjazmem, wręczając mi kieliszek przed upiciem łyka ze swojego.
- Wziąłem sobie urlop. To mój prezent świąteczny.
Zaśmiałam się i pokiwałam głową, trzymając w ręce kieliszek i zderzając się z jego. – Wesołych świąt, Edwardzie.
Znowu się do mnie uśmiechnął, po czym usiadł na stole i oblizał wargi na widok zupy, która stała naprzeciw.
Zaśmiałam się i zajęłam miejsce po drugiej stronie, odkładając kieliszek i biorąc łyżkę oraz obserwując, jak on robi dokładnie to samo i szybko zdobywa zupę.
Uśmiechnęłam się łagodnie i pokręciłam głową, wzdychając lekko, gdy wsadzałam sztuciec do miski.
Więc nie mam już chłopaka. Ale mam przyjaciela, który siedzi przy stole naprzeciwko mnie, a jego melodyjny głos opowiada mi w przerwach między jedzeniem zupy o wszystkim i niczym, co robił od lutego tego roku. I naprawdę nie potrzebuję niczego więcej.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez marcia993 dnia Pią 9:33, 13 Sie 2010, w całości zmieniany 14 razy
Zobacz profil autora
chochlica1
Gość






PostWysłany: Sob 21:26, 07 Lis 2009 Powrót do góry

No, to wypowiem się pierwsza (chyba, że ktoś mnie ubiegnie) :)

Opowiadanie zaciekawiło mnie już samym opisem, więc jestem dumna, że mogę je betować <lol2> :) Ale przechodząc do konkretów.
Nieco zdziwiła mnie forma tego ff. Nie wiem, jak będzie dalej, ale jak na razie mi się podoba. Ma mnóstwo opisów, ale każdy jest rzeczowy i łatwy do wyobrażenia :)
No i tłumaczenie jest rewelacyjne!
Nieco zdziwił mnie również fakt, że przez tak długi okres czasu Bella była z Jakiem (jak ona z nim wytrzymała?!) i powiem, że bardzo się cieszę, że się rozstali.
Dobrze, że nie ma tak dosadnie ukazanego ogromu sławy Edwarda, tylko wspomniano o nim wręcz epizodycznie. Zobaczymy, jak będzie dalej :)
I jestem okropnie ciekawa, jak potoczy się znajomość Belli i Edwarda. Zostali ciekawie wykreowani.

Zatem dziękuję, że to tłumaczycie, pozdrawiam i czekam :*
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Nie 13:34, 08 Lis 2009 Powrót do góry

No miałam skomentować wczoraj, ale nie dałam rady przeczytać całości. No muszę przyznać długość rozdziałów jest imponująca :D I tłumaczenie również świetne! Ale czego ja się mogłam po Marci spodziewać xD
Rozdział strasznie mi się spodobał, ciekawe opisy i dużo informacji. Jake zostawił Bellę bo był zazdrosny, Edward znanym aktorem. Genialne!
Ach... Ostatnio nie mam weny na konstruktywne komentarze, jedyne co napiszę, to że czekam na następny rozdział!

Weny i czasu do tłumaczenia

pozdrawiam
nz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Nie 14:22, 08 Lis 2009 Powrót do góry

marcia993 napisał:


Jako aktor, Edward Cullen jest otaczany przez ludzi, którzy tak naprawdę nic dla niego nie znaczą.
Co się stanie, kiedy kupi dom na bezludziu i pozna swoich nowych sąsiadów?



Srlsy, takie słowo istnieje? xD Nie miało być odludziu? :D Ale rozumiem, drobne wpadki się zdarzają przy tłumaczeniu.
Poza tym tekst mi tak jakoś momentami się... no... kańciato brzmiał, że tak powiem. W sensie było np. za dużo imiesłowów, albo brakowało spójnika.
Na początku też ta narracja była taka... bezosobowa. Nie umiałam się wczuć, ale potem się rozkręciło. Ale to już bardziej wina autorki.
Okej, jestem wredna, zaczęłam od złych rzeczy. Ale no to pierwsze rzuciło mi się w oczy.
Ogólnie tematyka tego ff-a mi się podoba, tak samo długość rozdziałów - tak jak powiedziała nieznana - jest imponująca :D Rozwój akcji zresztą również przypadł mi do gustu. Niby nie ma tu nic jakiegoś bardzo wyszukanego i ewidentnie oryginalnego, ale mi się podoba.
Świetnie, że Jake'a pozbyliśmy się już na samym początku xD Teraz będzie... Ciekawiej :D
Tłumaczycie świetnie, po prostu trzeba się bardziej skupić na tych drobnych błędach.
Nie mam pojęcia, czemu jest tak mało komentarzy w tym temacie. Ja spodziewałabym się tu całych tłumów... Cóż. Forumowicze coraz częściej mnie zaskakują.
Weny, chęci i przede wszystkim CZASU do tłumaczenia Wink
Jestem baardzo ciekawa rozwoju akcji, tak więc... czekam ^^


Pozdrawiam,
Swan


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Swan dnia Nie 14:23, 08 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Zmierzchowa fanka
Wilkołak



Dołączył: 15 Maj 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 41 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spod pióra S. Kinga

PostWysłany: Nie 14:31, 08 Lis 2009 Powrót do góry

No nie! Siedzę i wyrywam sobie włosy z głowy, tupię nogą, zupełnie jak mały, niewyżyty, kapryśny bachor. To jest cholernie niesprawiedliwe i naganne wręcz.

Nie rozumiem, w ogóle, nic!
Niektóre ff są beznadziejne, badziewiaste i pospolite, całkiem jak milion innych, nieodbiegające zbytnio od schematów stworzonych przed pierwotne historie. Pod tymi banałami, już pod pierwszym rozdziałem, znajduje się milion pięćset sto dziewięćset komentarzy jakie to jest boskie i fantastycznie. Pierdoły napisane o doskonałym stylu i braku błędów, a tymczasem styl jest tak przejedzony i znany powszechnie, a rogacizna wali po oczach niczym kurewska maczuga neandertalska, że aż chce się krzyczeć. Rozdziały są krótsze niż komentarze, a zdania pogmatwane i bezsensowne, ale pamiętajcie to jest boskie, to trzeba przeczytać i skomentować! Wsciekly

Uff, wyrzuciłam z siebie złość, bo nie ma sprawiedliwości dla naprawdę dobrych opowiastek, takich jak ta. Zaczęłam czytać wczoraj, ale z braku laku, czasu i ochoty, nie dobrnęłam do końca, więc wróciłam dzisiaj. Weszłam na forum z myślą, że pod tym rozdziałem będzie sporo komentarzy, bo z tego co zdążyłam przeczytać to opowiadanie zdecydowanie jest tego warte. No i się przejechałam, nie wiem czy za tymi co przeczytali przemawia zwyczajne lenistwo, czy po prostu zbyt długi rozdział. Rolling Eyes Rolling Eyes Historyjka ciekawa, niebanalna i taka, której jeszcze nie było może przestraszyć człowieka, ŚMIERTELNIE! Oj tak, tylko tak mogę sobie wytłumaczyć DWA(!) komentarze. Opisy są długie, dialogi pełne uczuć i wszystkiego co jest potrzebne, żeby stworzyć coś porządnego i godnego uwagi szaraka, którym jestem ja. Całkiem bez usilnej, dramatycznej struktury opowiadania, które może zwrócić uwagę lenia, którym ja nie jestem (tylko czasami). Z łatwością i szybkością torpedy przedzierałam się przez kolejne zdanie i coraz bardziej mi się podobało. Zerknęłam do oryginału i te pierwsze trzy zdania (tym razem leń przemówił, więcej nie czytałam Rolling Eyes) były zgrabnie, ładnie przetłumaczone, więc daję wam kredyt zaufania, bo myślę, że bez wątpienia sobie poradzicie. Osoba, która przetłumaczyła pierwszy rozdział robiła to bez niepotrzebnej dosłowności.
Przyznam szczerze, że końcówka rozdziału trochę mnie zawiodła, bo już wiadomo kto z kim i dlaczego Rolling Eyes Wiem, że to nie wasza wina i mogę tylko napisać, że życzę szybkiego przebrnięcia przez tekst i z uśmiechem na ustach dokończenia pracy. Umieram z ciekawości co będzie dalej, bo mimo wszystko są rzeczy, które mogą zaskoczyć i tego oczekuję po tym 'dziele'.
Nie pasują mi tylko zdania, które zaczynają się od 'więc', bo tak się nie powinno zdania rozpoczynać Wink

Krzyżyk na drogę z 'Stay' i Ave ku*wa WENA! (oraz czas i ochota, brak lenistwa) Mam nadzieję, że ludzie przejrzą na oczy i przeczytają, bo warto.

Pozdrowienia,
ZF


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Zmierzchowa fanka dnia Nie 14:37, 08 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 14:58, 08 Lis 2009 Powrót do góry

Dzień dobry. Widzę, że Zmierzchowa Fanka nieźle pojechała z komentarzem... No cóż, podzielam jej zdanie, jednak warto wziąć pod uwagę fakt, że niektórzy wolą komentować opowiadanie na chomiku, gdzie nie obowiązuje reguła "KK". Sama tak zrobiłam, ale patrząc na frustrację koleżanki postanowiłam sklepić kilka zdań.
To, że będę czytać to opowiadanie wiedziałam w chwili, gdy Marta napisała na chomiku, że po MMB zabiera się za kolejne tłumaczenie. Opis mnie zauroczył i czołgiem by mnie nie odciągnęli od czytania "Stay". Myślę, że z biegiem czasu ludzie przekonają się, że to mądre opowiadanie i zaczną pisać więcej komentarzy.
Brawka dla Wery za betę, spisała się, zresztą to nie nowość.
Ciężko będzie wytrzymać dwa tygodnie aby dorwać się do drugiego rozdziału, jednak poczekam, bo warto.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Monika W
Wilkołak



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 15:16, 08 Lis 2009 Powrót do góry

Bardzo mi sie podoba :)
Orginalne, niepospolite,interesujące. Szybko się czyta...
Edward aktorem Bella jego sasiadką... Hm, może być bardzo ciekawie.
Wezme się chyba za orginał, zeby dowiedzieć się co będzie dalej...

Ja komentarzy pisac nie umiem, więc nie będę się już produkować.
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marcia993
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 104 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: who cares?

PostWysłany: Nie 15:34, 08 Lis 2009 Powrót do góry

Swan napisał:
marcia993 napisał:


Jako aktor, Edward Cullen jest otaczany przez ludzi, którzy tak naprawdę nic dla niego nie znaczą.
Co się stanie, kiedy kupi dom na bezludziu i pozna swoich nowych sąsiadów?



Srlsy, takie słowo istnieje? xD Nie miało być odludziu? :D Ale rozumiem, drobne wpadki się zdarzają przy tłumaczeniu.


Istnieje. Very Happy Ale mogę zmienić, jeśli "odludzie" lepiej brzmi, chociaż znaczenie jest to samo. Wink

Ewelina napisał:
To, że będę czytać to opowiadanie wiedziałam w chwili, gdy Marta napisała na chomiku, że po MMB zabiera się za kolejne tłumaczenie. Opis mnie zauroczył i czołgiem by mnie nie odciągnęli od czytania "Stay".

Zmierzchowa Fanka napisał:
więc daję wam kredyt zaufania, bo myślę, że bez wątpienia sobie poradzicie.


Po takiej deklaracji to ja się poważnie obawiam, czy Was nie zawiodę. Very Happy I w 100% zgadzam się z Wami, że część zdań (właściwie nawet sporo) za bardzo mi nie wyszła. Przynajmniej nie tak, jak tego oczekiwałam. Z góry Was za to przepraszam, ale zaczęłam tłumaczyć rozdział zaraz po MMB i cóż... poczułam różnicę. Wink Crimsonmarie ma kompletnie inny styl niż Peachylicious - naprawdę trudniejszy, bardziej złożony i namęczyłam się przy tłumaczeniu, zwłaszcza przy tych pierwszych stronach, bo za nie zabrałam się kilka tygodni temu, bezpośrednio po skończeniu pierwszego ficka - i trochę czasu mi zajęło, żeby się w niego wczuć, ale obiecuję, że w kolejnych rozdziałach powinno mi już pójść lepiej. Smile Wiem też, że te zdania zaczynające się od "więc" mogą trochę drażnić, ale starałam się, żeby nie było ich zbyt wiele, ale budowanie zdań złożonych na 3 linijki to raczej niezbyt dobre rozwiązanie. Wink

Zmierzchowa Fanko, oj, naprawdę wyrzuciłaś z siebie złość. Very Happy Nie powiem, że komentarze nie są miłe, bo bardzo, ale to bardzo motywują do dalszego tłumaczenia i ogromną przyjemność sprawia czytanie ich, ale rozumiem, że niektórzy może po prostu nie mają czasu, żeby coś napisać lub, tak jak np. mi, sklecenie im kilku konkretnych, konstruktywnych zdań przynosi wiele trudności. Nawet kiedy bardzo chcę, KK nigdy mi nie wychodzi. Wink Dlatego OGROMNIE Wam dziękuję, że skomentowałyście ten tekst, bo komentarze, zwłaszcza takie konstruktywne, bardzo wiele dla mnie znaczą. Smile

Ewelina napisał:
Brawka dla Wery za betę, spisała się, zresztą to nie nowość.


A z tym to nie mogę się bardziej zgodzić. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marcia993 dnia Nie 15:35, 08 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 15:54, 08 Lis 2009 Powrót do góry

hm, dobry kawałek tekstu...
z góry gratuluję doboru opowiadania
i genialnego tłumaczenia

czyta się płynnie... bardzo przyjemnie... wspaniałe opisy... niewymuszone dialogi...
niewsamowita historia...
z jednej strony żal Edwarda, który się nie wysypia, a z drugiej jest tak zabawny, kiedy nie potrafi użyć szufli :P

jest wspaniale...

do następnego Wink

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:48, 08 Lis 2009 Powrót do góry

Na początek... tak, warto było tu zajrzeć Very Happy Kliknęłam niemalże zupełnie przez przypadek i jestem losowi za ten przypadek bardzo wdzięczna Smile
Pierwszy rozdział całkowicie mnie zauroczył. Jestem zupełnie urzeczona i z miejsca dopisuję się do grona zachęconych do śledzenia dalszych części Wink
Co do treści tekstu - jest wprost przecudowna. Wielkie dzięki w stronę tłumaczek za ten wybór. Nareszcie coś nowego i kreatywnego. Sama konwencja świata, w jakim osadzono bohaterów, ich sylwetki są bardzo pomysłowe i fantastycznie przedstawione. Całkowicie niebanalny sposób ujęcia fabuły powoduje, że tekst po prostu pochłania, nie sposób się od niego oderwać. Dialogi są bardzo, bardzo dobrze skonstruowane, co, z mojego doświadczenia, jeśli chodzi o ff tego typu, jest stosunkowo rzadkim zjawiskiem Wink Oba punkty widzenia ukazane bezbłędnie - emocje i sam techniczny sposób opisu Smile Podczas czytania, robi mi się automatycznie ciepło na sercu. To pierwszy raz, kiedy po pochłonięciu pierwszego rozdziału jakiegoś ff, dalsze losy bohaterów pojawiły się w mojej głowie i ułożyły w kompletny, złożony pomysł na dalszą akcję Laughing Tak skonstruowanymi bohaterami sama miałabym ochotę się zająć Wink To tylko potęguje już niecierpliwość w oczekiwaniu na kolejną część Smile Opowiadanie ma w sobie to "coś", jakiś pierwiastek czegoś niezwykłego, co przyciąga i zachęca mnie do przebywania w wykreowanym przez autorkę świecie Wink
Kochane tłumaczki, robicie kawał wspaniałej roboty i dziękuję Wam stokrotnie za przekładanie tego cudnego opowiadania Smile Czysta i poprawna polszczyzna. Cały tekst jest ułożony w prawidłowo złożone konstrukcje zdaniowe, wypowiedzi również są zapisywane poprawnie. Świetny język tłumaczenia, udało Wam się zbudować bardzo dobry styl Smile Kilka dosłownie bardzo drobnych usterek w zapisie i interpunkcji wpadło mi w oko, ale przy czytaniu zaraz umknęło - nic poważnego nie przeszkadzało w odbiorze tekstu Smile
Czytanie tej części było dla mnie ogromną przyjemnością. Życzę ogromu chęci i wolnego czasu tłumaczkom i raz jeszcze dziękuję za tak trafny wybór opowiadania Smile Melduję się jako stała czytelniczka i już niecierpliwie oczekuję kolejnych części Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kristenhn
Wilkołak



Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 18:53, 08 Lis 2009 Powrót do góry

Okej, to może i ja się wypowiem, hę? Laughing Zacznę od tego, że wybrałaś świetne opowiadanie i równie świetne towarzyszki do tłumaczenia haha Laughing Laughing A tak poważnie, to bardzo się cieszę, że mogę uczestniczyć w pracy nad tym ffem i mam nadzieję, że temu podołam, bo czytając 1 chapik, dopadły mnie poważne wątpliwości Laughing Amaranthine już obiecała, że pomoże mi uciekać przed patelniami, rzucanymi przez czytelników, więc mam nadzieję, że ty też mi pomożesz w razie czego Very Happy
No ale powracając do tego rozdziału - jest świetny, srsly. Pokochałam to opowiadanie, kiedy przeczytałam pierwsze dwa chapiki w oryginale, ale jestem pewna w 100%, że czytając je po polsku, pokocham je jeszcze bardziej love Jesteś fantastyczną tłumaczką, Marto i powtarzam ci to za każdym razem. I powtórzę teraz: jesteś fanastyczną tłumaczką! love
I potwierdzę jeszcze twoje słowa: styl Stay nieco się różni od MMB, więc nie ma się co dziwić, że niektóre zdania mogły zabrzmieć nieco inaczej niż powinny. Ale naprawdę zdania są czasami pokręcone i trzeba nad nimi dłużej posiedzieć, ja sama przeżyłam to na własnej skórze, kiedy zaczęłam tłumaczyć 2 rozdział, więc...
Co do samej treści - podoba mi się to, jak zachowuje się Edward i Bella, podoba mi się to, że Edward jest aktorem, ale zachowuje się jak normalny facet, a nie jak super gwiazda, której należy się kłaniać w pas. I jestem przeszczęśliwa, że związek B i J zakończył się już na samym początku, bo naprawdę nie zniosłabym, gdyby miał trwać i trwać przez pół opowiadania haha Laughing Cruel but true Laughing
Dobra, masz ode mnie super-długi komentarz, a ja zabieram się do pracy Wink
love love love


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Libby
Nowonarodzony



Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: my się znamy?

PostWysłany: Wto 23:17, 10 Lis 2009 Powrót do góry

Chyba każdy komentarz będę zaczynać od tego, że jestem zielona no, może nie do końca na forum, więc jako tako mam pewna wymówkę, nawet jeśli moja opinia nie zgadza się z waszą.
Wolę z początku wypisać ci pozytywy, żeby nie wyszło przypadkiem, że nie mam gustu do dobrych tekstów etcetera.
Opowiadanie jest oryginalne, ale zapewne nie wam powinnam o tym mówić.
Jest ciekawe, i - co mi bardzo odpowiada - stosunki między Edwardem a Bella działają na zasadzie przyjaźni. Bella jest z Jacobem, i choć zdarza się to w wielu opowiadaniach a ja wielu nie przeczytałam, nie przeszkadza mi to.
Co mi jakoś zgrzytało, gdy czytałam po raz pierwszy?
Mianowicie to, że akcja dzieje się bardzo szybko. Można by powiedzieć, że wręcz za szybko, bo w ciągu jednego rozdziału Edward przyjeżdża na odludzie, zaprzyjaźnia się z Bellą i Jacobem, ukazane jest wiele miesięcy jego ciągłych wyjazdów i powrotów do domu, a na końcu Bella rozstaje się z Jacobem. Rozumiesz/rozumiecie o co mi chodzi?
Pisząc ten komentarz, nie mam zamiaru BOŻE BROŃ kogokolwiek zniechęcać, aczkolwiek chciałam zwrócić uwagę na (być może) zbyt szybki obrót spraw. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, po co piszę to akurat tu, bo, jak się domyślam, tłumacz nie ma zbyt dobrego kontaktu z autorem, poza zapytaniem o zgodę na pozwolenie opublikowania. Ale jeśli macie jakikolwiek wpływ to już inna sprawa.
Oczywiście, to nie jest koniec świata, i jak już pisałam, nie mam zamiaru zmieniać koncepcji autorki, jeśli crimsonmarie chce by akcja pędziła, nie ma sprawy, nie będę tutaj się obrażać. Zwłaszcza, że nie mam za co.
No, i pomimo tej mojej paplaniny o pozytywach wyszło, że nie podoba mi się. To nieprawda. Przypadło mi do gustu, acz w niektórych kwestiach bym kilka rzeczy zmieniła. Nie zmienię, bo to nie moje opowiadanie, i o gustach się nie dyskutuję.
Zatem, życzę Wam, drogie tłumaczki, chęci do tłumaczenia, dużo czasu i działającego komputera. Czy jakoś tak. Very Happy
Pozdrawiam, Libby.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Śro 13:15, 11 Lis 2009 Powrót do góry

Już kilka razy wpadałam na info o tym opowiadaniu ale nie miałam okazji go przeczytać. Urządziłam sobie kiedyś wędrówkę po Chomikach ale nie trafiłam na żaden rozdział. I muszę przyznać, że byłam bardzo zadowolona, iż wreszcie podstanowiłyście wrzucić to tłumaczenie na forum.
Jest boskie. Jest inne niż to na co wpadałam ostatnio. Jestem zwolenniczą opowiadań gdzie wszyscy są ludźmi, a jesli nie, to takiego gdzie realia odbiegają od kanonu.
Może Zmierzchowa Fanka nieco pojechała po bandzie z tym komentarzem ale ma dziewczyna rację. NIe zawsze chce się nam komentować. Czasami mam wrażenie, że im mniej komentarzy tym lepsze opowiadanie. A brak reakcji czytelników źle wpływa na piszących, ci nie chcą dalej pisać i znowu zalewa nas potok badziewia i koło się zamyka.
A to opowaidanie jest świetne. Mam nadzieję, ze dotrwacie do końca. Ma wszystko czego szukam w opowiadaniach. Świetne opisy, dialogi które nie powalają sztucznością, uczucia bohaterów, które są poprostu naturalne. I to co ja lubię najbardziej czyli długość rozdziałów. Ja się poprostu lubię zaczytać w tekście, dlatego często sięgam po opowiadania, które maja juz kilka rozdziałów. Sama historia także odbiega od kanonu i to jest fantastyczne. Autorka tekstu ma niewątpliwy talent do opowiadania swojej histori. A tlumaczka ma talent do tego by wlasciwie nam tę historię przedstawić w rodzimym języku. Bo nie zchrzanić tłumaczenia to wielki talent i widzę, że nasza translatorka go posiada.
Marcia993 wiem, że podzieliłyscie między sobą rozdziały a każda z was ma swój styl i z pewnością będzie można co nieco tych różnic zauważyć. Mam nadzieję i szczerze życzę tego twoim koleżankom by ich tlumaczenia dorównywały twojemu.
Życzę czasu i weny a ja jeszcze tu wrócę Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kristenhn
Wilkołak



Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 12:10, 21 Lis 2009 Powrót do góry

Okej, czas na drugi chapik tego zacnego opowiadania Laughing Mam nadzieję, że tłumaczenie wam się choć trochę spodoba i nie będę musiała uciekać tam, gdzie pieprz rośnie Laughing
Proszę tylko o wyrozumiałość, bo strasznie ciężko było mi się przestawić na inny styl pisania, a w porównaniu do AtA albo AWWS jest dla mnie nieco trudniejszy. Mimo wszystko może nie będzie tak źle, hę? Laughing

***

Autorka: crimsonmarie
Tłumaczyła: Kristenhn
Beta: chochlica1

ROZDZIAŁ 2

*EDWARD*

Usiadłem w bogato umeblowanym salonie, podpierając nogi na stoliku, którego wartości naprawdę nie doceniałem. Mocno trzymając kubek parującej kawy w dłoniach, westchnąłem ociężale i uśmiechnąłem się z zadowoleniem. Opierając tył głowy o sofę, zamknąłem oczy i zastukałem pierścieniem mojego dziadka z czarnego onyksu w naczynie, gdy wsłuchiwałem się w absolutną ciszę.
Domek był cichy. Ulice również. Wszystko dookoła mnie spowite zostało bezwarunkową ciszą i nie sądzę, abym był tak zadowolony od lutego, kiedy ostatnio tu przyjechałem.
Nie telefonowali do mnie nieco irytujący – aczkolwiek czasami bardzo zabawni – fani, którzy poradzili sobie z odszukaniem mojego prawdziwego numeru i dzwonili, chichocząc, tylko po to, aby się rozłączyć, kiedy powiem „słucham”. Faks, którego – jak obstawiał mój agent – potrzebowałem i nadal nie rozumiałem, nie drukował kilometrowych listów o tym, co powinienem zrobić przed następnym filmem, w którym zgodziłem się zagrać.
Nie było nic, prócz mojego regularnego oddechu i oddalonego brzęczenia lodówki w pomieszczeniu obok, odprężającego mnie i pozwalającego mi oddychać równomiernie bez zamartwiania się, że mogłem o czymś zapomnieć.
Wydawało się, jakbym był w całkiem innym wszechświecie.
Kiedy po raz pierwszy przybyłem tu po kupnie domu, kilku tutejszych ludzi zwracało się do mnie z prośbą o autografy albo sprawdzało czy jest coś, w czym mogli mi pomóc.
I byłem całkiem pewien, że moje i ich coś było dwiema kompletnie różnymi rzeczami.
I szczerze mówiąc, naprawdę niczego nie chciałem. Próbowałem umawiać się z gwiazdami, ale to tylko prowadziło do wkurzania siebie nawzajem, kiedy nasze ega stawały się trochę zbyt duże. Próbowałem umawiać się z niesławnymi dziewczynami, a to kończyło się frustracją, kiedy wołały mnie, krzycząc o nowej okładce jakiegoś głupiego tabloidu oświadczającej, iż umawiałem się z najnowszą aktorką w Hollywood. Kończyło się potężną migreną i kilka miesięcy temu zdecydowałem, że to nie było tego warte. Z ochotą spędzałem resztę mojej aktorskiej kariery w samotności, czekając na przejście na emeryturę, zanim znajdę kogoś, z kim mógłbym się nawet ustatkować.
Mimo wszystko przez większość czasu wszyscy w tym mieście byli wyluzowani i swobodni w związku z moją obecnością. Nikt nie biwakował na moim trawniku, czekając, aż wyjdę na zewnątrz w nadziei, że zyska moje zainteresowanie i stanie się moim następnym... kimkolwiek myślał, że chcę, aby był.
Mogłem pójść do miasta do Cumberland Farms*, kiedy skończyło się mleko bądź chleb, albo chciałem kupić paczkę chipsów ziemniaczanych, które miałam ogromną ochotę zjeść bez bycia obserwowanym. Nie było żadnych kamer skierowanych prosto na moją twarz z ludźmi wrzeszczącymi moje imię, chcących, abym podniósł wzrok. Nie musiałem wystawiać głowy za szybę samochodu, by upewnić się, że nie przejadę nikogo, gdy będę wyjeżdżał z miejsca parkingowego.
Jestem pewien, że kiedy te trzy tygodnie zaczną dobiegać końca, nie będę chciał wyjechać i wrócić do tego wszystkiego. To było najdłużej, ile byłem w stanie tutaj zostać i chciałem cieszyć się każdą pojedynczą minutą.
Miałem plany i determinację, by nie robić zupełnie nic i je spełnić.
Podnosząc głowę, otworzyłem oczy i uniosłem kubek do ust, uśmiechając się, kiedy kawa z łatwością spłynęła po moim gardle.
Nawet picie kawy wydawało się być nowym doświadczeniem. Rankiem przed wyjściem z domu zazwyczaj spieszyłem się i próbowałem przełknąć jedzenie i kawę tak, że ledwie rejestrowałem, co wpychałem sobie do gardła, nim nie skończyłem. Kawa mogła być wrząca, a ja mógłbym jeść trzymiesięcznego, starego bajgla i nie zauważyłbym różnicy.
Zdolność do rozłożenia się na kanapie i smakowania napoju, który zalałem pięć minut temu, był jednym z małych cudów życia.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi, a ja westchnąłem ociężale, nim opuściłem stopy na podłogę i postawiłem kubek na stoliku.
Wiedziałem, że to nie potrwa długo, ale mimo wszystko miałem nadzieję.
Była tylko jedna osoba, która pukała do moich drzwi i nie mogłem winić jej za to, że wyrwanie się z niemal śpiączkowego stanu na wygodnej kanapie mi się nie podobało.
Przeczesując włosy dłonią, sięgnąłem do wejściowych drzwi i otworzyłem je, oczekując ujrzeć Bellę stojącą po ich drugiej stronie.
Zamiast tego nie zobaczyłem nic prócz poręczy na werandzie i drzew otaczających moją małą posiadłość. Mrugając powoli, spojrzałem za siebie, jak gdyby ktoś w magiczny sposób pojawił się w drzwiach prowadzących do jadalni, skacząc w górę i w dół, z radością klaszcząc dłońmi i śmiejąc się ze mnie. Oświadczając, iż właśnie zrobił mi jeden z najciekawszych kawałów. Wciąż nie widząc nikogo, z powrotem się odwróciłem i spojrzałem w dół, zauważając, że nic nie było także zostawione na wycieraczce.
Może spokój i cisza drażniły się ze mną po całym dniu spędzonym bez niezbędnych odgłosów i wariowałem.
Potrząsając głową, podniosłem jedną rękę, aby ponownie przeczesać nią włosy, nim zrobiłem krok do tyłu i zacząłem zamykać drzwi.
Kawałek białej kartki błysnął mi przed oczami i znowu je otworzyłem, by zobaczyć nieco niedbałe pismo Belli.
Uśmiechając się, chwyciłem ją i wyszedłem na werandę, żeby w porę zobaczyć jej zatrzaskujące się drzwi. Chichocząc lekko, wszedłem do domu i zamknąłem za sobą drzwi, spoglądając na notatkę.

Edwardzie,
zjesz ze mną lunch?
Bella


Fakt, dlaczego uważała, że nie mogła tu stać i zadać mi tego pytania prosto w oczy, był zagadkowy. Nie chciałem, aby mi przeszkadzano. Nie. Ale nie było potrzeby, żeby przyklejała notatki do moich drzwi i uciekała, jakbym mógł ją ugryźć za zakłócanie ciszy.
Śmiejąc się, wszedłem do jadalni i chwyciłem komórkę, aby przeszukać zaprogramowaną książkę telefoniczną. Znajdując jej numer, nacisnąłem zielony przycisk i umieściłem telefon między szyją i ramieniem. Zgniotłem notatkę w dłoni i skierowałem się do salonu, sięgając po kubek. Wsłuchiwałem się w dźwięk łączenia.
- Słucham? – zapytała nieśmiało.
Ponownie się zaśmiałem, idąc do kuchni i opierając się o zlew, gdy wylałem do niego kawę.
- Wiesz, mogłaś zostać w pobliżu.
- Nie chcę ci przeszkadzać. Możesz odmówić! – powiedziała szybko. – Po prostu myślałam... Nie wiem... może...
- Bella... – zacząłem, potrząsając głową, kiedy powstrzymywałem śmiech i rozpocząłem mycie kubka.
- Nie musisz przychodzić! Naprawdę, to nie problem, jeśli nie chcesz. Mam dzisiaj wolne i jestem po prostu...
- Znudzona? – zgadłem, gdy jej głos stopniowo zanikał. Umieściłem naczynie w suszarce, zanim złapałem telefon i podparłem się jedną ręką o blat kuchenny.
- Taak, myślę, że coś w tym stylu – wymamrotała, sapiąc. – Ale nie musisz! Po prostu pomyślałam, że chciałbyś coś zjeść.
Odwróciłem się i przyjrzałem się lodówce, wiedząc, że w tej chwili nie było w niej nic poza butelką wody. Planowałem pójść do sklepu spożywczego jeszcze dzisiaj, ale to nie znajdowało się na szczycie priorytetów, dopóki później nie stałbym się głodny.
Kręcąc głową, wyszedłem z kuchni i wróciłem do salonu, aby odsłonić zasłony na frontowym oknie i spojrzeć na jej dom.
Samochodu Jacoba wciąż nie było, przez co wierzyłem, że nie umiała się z nim skontaktować. A zakładałem, że próbowała.
Oczywiście, że do siebie wrócą. Zawsze byli ze sobą tacy szczęśliwi, gdy ich widziałem – myśl, iż mogli ze sobą zerwać na dobre, nie miała w mojej głowie sensu.
Nie zatrzymałem nieznacznego trzepotania, które pięło się wzdłuż mojego kręgosłupa, kiedy powiedziała mi, że zerwali poprzedniej nocy. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że nie wróciliby do siebie w przeciągu tygodnia.
Postanowiłem nie rozpamiętywać tego głupiego trzepotania, bo relacja pomiędzy Bellą i mną była całkowitym bezsensem. Nie znajdowałem się tutaj przez cały czas, ona była z Jacobem i to nie miało żadnego, cholernego sensu.
Dodatkowo wywołałoby to niepotrzebny dramat pomiędzy nami, a ja ceniłem jej przyjaźń zbyt mocno, żeby zrujnować to na rzecz czegoś tak głupiego jak związek.
- Edward?
Głos Belli otrząsnął mnie z myśli biegających w mojej głowie. Potrząsnąłem nią, biorąc głęboki wdech i pozwalając zasłonom opaść na ich właściwe miejsce.
- Naprawdę – zaśmiała się nerwowo. – To żaden problem. Może innym razem.
Miałem otwarte usta i odpowiedź na końcu języka, zanim usłyszałem kliknięcie przy uchu oznaczające, że się rozłączyła.
Zamknąłem usta, odsuwając telefon od ucha i gapiąc się na niego. Powoli go wyłączyłem. To był drugi raz w przeciągu dwóch dni, kiedy kobieta się rozłączyła. Nie mogłem powiedzieć, że to lubiłem.
Potrząsając głową, wszedłem do jadalni i położyłem ją w jej podstawce, wcześniej narzekając na to, jak radziłem sobie otoczony przez kapryśne kobiety. Chwyciłem moje buty z dołu schodów.
Do czasu, gdy miałem je nałożone, naciągając na siebie kurtkę, wyszedłem z domu. Obserwowałem, jak samochód Belli ruszył w dół ulicy i moje ramiona opadły.
Może nigdy nie powinienem wstać z łóżka tego ranka. Szczerze mówiąc, nie chciałem i naprawdę zaczynałem myśleć, że powinienem po prostu do niego wrócić. Nie miałem powodów, aby zamierzać coś zrobić. Nie było pilnej potrzeby, aby zobaczyć się z kimkolwiek przez następne trzy tygodnie i żadna krzywda by się nie stała, gdybym zrzucił ubrania i wczołgał się pod ciepłą, bawełnianą pościel, by przespać resztę dnia.
Klapiąc językiem**, pośpiesznie przeczesałem włosy ręką, zanim wszedłem do domu. Pozbyłem się kurtki, rzucając ją na bujany fotel przy drzwiach.
Właśnie podnosiłem ją z powrotem, kiedy Bella wróciła skądś – gdziekolwiek to było – gdzie nagle potrzebowała zniknąć.
Ponownie mrucząc, zaciągnąłem bujany fotel do frontowego okna i zaczepiłem zasłony na drążkach. Klapnąłem na kurtkę i wpatrywałem się uważnie za okno.
Nie mogła pojechać bardzo daleko na bardzo długo. Jeśli chodzi o to, co wiedziałem, Bella lubiła gotować potrawy bardziej, niż je zjadać. Prawdopodobnie miała coś na kuchence albo w piekarniku, kiedy zdecydowała się przykleić notatkę do moich drzwi. Logicznie rzecz biorąc, nie było mowy, żeby zniknęła na dłużej.
Mogłem robić cokolwiek innego. Mogłem nadal pić kawę, którą wylałem do zlewu z bliżej nieokreślonych powodów i cieszyć się ciszą, która pochłaniała moją ucieczkę. Mogłem oglądać bezmyślne opery mydlane tylko dlatego, że nigdy przedtem nie miałem do tego okazji.
Zamiast tego siedziałem na drewnianym krześle bujanym, wpatrując się za okno i czekając na powrót mojej wielce kapryśnej sąsiadki, ażebym mógł przyjąć jej propozycję dotyczącą lunchu.
Powinienem po prostu powiedzieć tak. Nie było absolutnie żadnego powodu, abym nie miał się zgodzić i pójść tam bez dzwonienia do niej. Nie istniała przyczyna mojej niepewności, gdy wpatrywałem się za okno na domek identyczny jak mój, ponieważ zawsze miałem chęć na potrawę, którą przygotowała Bella.
Ponadto siedziałbym z nią w o wiele bardziej komfortowej ciszy, niż robiłem to, zanim zadzwoniła. Nigdy nie było dla nas żadnego powodu, żeby wypełniać ją bezsensownym paplaniem, kiedy po prostu dobrze się czuliśmy, nic nie mówiąc. To był sposób, w jaki działaliśmy i lubiłem go.
Większość dni spędzałem, próbując nie powiedzieć do nieodpowiedniej osoby czegoś głupiego, co wylądowałoby w jakiejś obskurnej gazecie kompletnie wyjęte spoza kontekstu i wyolbrzymiające rzeczy, które nic nie znaczyły, podczas gdy w czyimś towarzystwie rzeczywistość uznawałem za niebo.
Nigdy nie pytała o moją karierę, a ja jedynie oferowałem jej kawałki i fragmenty, jeśli było to nieuniknione. Nie traktowała mnie inaczej niż kogokolwiek innego. Nigdy tego po niej nie oczekiwałem. Gdy byłem tutaj z nią, nie byłem aktorem, Edwardem Cullenem, tylko sobą. Dokładnie do tego dążyłem, kiedy kupowałem ten dom.
Zgoda, nie liczyłem na to, że będę tak blisko z jedną z moich sąsiadek, ale to dodatkowy bonus. Nie była ciekawska i nigdy nie węszyła, ani nie łowiła informacji o innych celebrytach, których spotkałem i z którymi współpracowałem.
Pochyliłem się do przodu, kiedy usłyszałem na ulicy turkotanie samochodu. Chwyciłem kurtkę, zanim zdałem sobie sprawę, że to nie samochód Belli wjechał na podjazd po drugiej stronie mojego.
To odnowiony Volkswagen Rabbit Jacoba usłyszałem. Moje brwi złączyły się razem jak w porozumieniu.
Okej, więc mógł wrócić do domu i mogli dojść do zgody, tak jak wiedziałem, że zrobią. Cokolwiek stało się pomiędzy nimi, było zaledwie stłuczką na drodze. Normalne pary miały owe raz na jakiś czas.
A ona nie była potwornie zaniepokojona ostatniej nocy, kiedy mi o tym powiedziała. Smutna tak, ale nie załamana jak większość dziewczyn, które znałem, gdy zostały porzucone przez ich drugą połówkę.
Więc dlaczego czułem się tak cholernie zawiedziony na widok jego samochodu zaparkowanego na podjeździe, jak powinno być ostatniej nocy? To było irracjonalne uczucie. Czy nie mówiłem już sobie, że Bella była dla mnie nikim więcej poza przyjaciółką, i że tak właściwie należała do Jacoba?
Był dla niej o wiele lepszym wyborem. Stanowiłem dla niej zbyt wielkie ryzyko, a mój styl życia wyraźnie nie był czymś, co by jej odpowiadało. Zasługiwała na stateczność i normalność – dwie rzeczy, których nie byłbym w stanie jej dać, nawet gdybym chciał.
Ale nie chciałem.
Z powrotem rzuciłem kurtkę na bujany fotel, usiadłem na jego wierzchu i pochyliłem się do przodu, obserwując, jak wychodzi z samochodu i gniewnie zatrzaskuje za sobą drzwi.
Wyprostowałem się nieco, słysząc to, i podparłem policzek na parapecie, przypatrując się, jak chodził w tą i z powrotem po topniejącym lodzie na podjeździe.
Jego długie, czarne włosy były związane w niskiego kucyka nad karkiem, a ręce zaciśnięte w pięści przy bokach, kiedy niecierpliwie krążył.
Nigdy wcześniej nie widziałem go zachowującego się w ten sposób. Zawsze był spokojny i przyjacielski. Widzenie go spiętego, nerwowego i po prostu wkurwionego coś we mnie wyzwalało.
Moje ręce zwinęły się w pięści, kiedy spoczywały na kolanach, a oczy zmrużyły się, gdy zobaczyłem jego szczękę otwierającą się i zamykającą, z pewnością do kogoś mówiącą. Gapił się na mój dom co kilka sekund. Jego oczy zwęziły się, zanim odwrócił wzrok i kontynuował swoje nerwowe chodzenie.
Wyglądał, jakby chciał kogoś uderzyć. I jeśli tym kimś była Bela...
Zassałem powietrze w głębokim wdechu. Moje nozdrza rozszerzyły się nieco, kiedy wstałem ze sztywno wyprostowanymi plecami i napiętym całym ciałem.
Usłyszałem charkotanie samochodu Belli w jego drodze powrotnej i szybko chwyciłem kurtkę, przewieszając ją przez ramiona. Wciąż stałem, obserwując ją wjeżdżającą na podjazd.
Cóż, przynajmniej miałem rację, że nie zniknęłaby na długo.
Nieznacznie marzyłem, abym się mylił. Nie chciałem, żeby była blisko niego, kiedy zachowywał się w taki sposób. Wyglądał, jakby zamierzał chwycić ją zębami. Nieważne jak szybko mogłem się tam znaleźć, kiedy zajdzie taka potrzeba. Wiedziałem, że jeśli ją skrzywdzi, nie dotarłbym na czas, aby go powstrzymać.
I to nie było tak, że mogłem po prostu wyjść na werandę, otwarcie patrzeć i słuchać ich kłótni - ponieważ właśnie to robili, kiedy zaczynał szybko chodzić – i oczekiwać, że pozostanę niezauważony. Nie istniał dobry pretekst do wyjścia na zewnątrz. Mój podjazd był pusty, ścieżka do frontowych drzwi wolna, a na dworze nie było nic, czym mógłbym udawać, że się zajmuję.
Uwięziono mnie w środku czegoś, co dwie minuty temu stanowiło moją ostoję, nie chcąc niczego więcej poza znajdowaniem się po drugiej stronie ulicy, osłaniając Bellę przed wyraźnie widocznym gniewem Jacoba.
Więc stałem przy oknach, obserwując, jak wyszła z samochodu i ostrożnie przeszła na jego przód, co skutecznie zablokowało mi widok.
Przekląłem pod nosem wszystko z wyjątkiem przyciskania siebie do szyby w żałosnej próbie ujrzenia jej.
Kiedy to nie zadziałało, zacisnąłem wargi w ciasną kreskę i skupiłem się na Jacobie stojącym w przestrzeni pomiędzy swoim i jej samochodem. Właściwie wtedy go usłyszałem i jeśli to było możliwe, zmrużyłem bardziej oczy.
- O czym, do cholery, mamy rozmawiać, Bello? Nie mogę tego więcej robić!
Jej odpowiedź była przytłumiona i przekląłem fakt, że nie krzyczała. Cholera, ja chciałem krzyczeć, a nie wiedziałem nawet, co sprawiło, że z nią zerwał.
Poza faktem, iż najwyraźniej nie lubił perfekcji.
Potrząsając głową w kierunku, jaki nagle obrały moje myśli, wsłuchiwałem się intensywnie, by usłyszeć resztę argumentu ze strony Jacoba.
- Nie wierzę w to, ku***! Nie ma, ku***, mowy, żebyś z nim nie rozmawiała po tym, jak dokądś wyjechał, gdziekolwiek to jest! Wasza dwójka jest zbyt blisko, aby to się nie stało!
O czym on, do diabła, mówił i dlaczego nagle wydawało się, jakbym był wielką częścią tego całego bałaganu?
- Nie mów mi, że pierdolę głupoty, Bello! Spójrz na fakty! Nigdy wcześniej nie czułaś się tak komfortowo z żadnym innym facetem! Zajęło ci niemal dwa cholerne lata, żebyś zgodziła się ze mną umówić! I tak po prostu zaczynasz czuć się dobrze w jego towarzystwie, kiedy ledwo tu przyjechał?
To było boleśnie oczywiste, że w rzeczywistości stanowiłem ogromną część tego, co działo się między nimi. I kiedy patrzyłem, jak opalona twarz Jacoba staje się czerwona, głośno przełknąłem ślinę.
Przyjechałem tu, żeby uciec od tego całego dramatu, który wydawałem się wywoływać tylko przez jedno spojrzenie na inną kobietę. A to nie działało. Wbiłem klin pomiędzy dwójkę ludzi, których uważałem za przyjaciół, tylko przez… robienie tego, o co oboje mnie prosili.
Gapiłem się w moje odbicie w szybie, kiedy Bella odpowiedziała. Jej słowa wciąż pozostawały odpowiednio stłumione. Potrząsnąłem głową niedowierzająco.
To naprawdę nie mógł być powód, dla którego z nią zerwał, prawda? Byli jedynymi, którzy chcieli, abym zadzwonił do nich podczas zimy. Dlaczego to nagle stało się problemem?
I o czym on mówił, kiedy powiedział, że byliśmy zbyt blisko? Nigdy z nią nie rozmawiałem, ani jej nie widziałem po tym, jak opuściłem podjazd pod koniec mojego pobytu, więc zupełnie nie rozumiałem, co sprawiło, że uwierzył, iż kiedykolwiek po tym rozmawialiśmy.
- Czego oczekujesz, Bello? Czego więcej…
I wtedy w końcu to usłyszałem. Jej głos wzrastający w gniewie, kiedy odpowiedziała w sposób, w jaki chciałem.
- Czego oczekuję? – prawie krzyczała. – Oczekuję zaufania! Oczekuję od ciebie, abyś wiedział, że nigdy bym cię nie zdradziła, bo cię kocham! I jeżeli nie możesz mi ufać w czymś takim, w czym, do cholery, chcemy tu odnieść sukces?
Ściągnąłem usta i przytaknąłem, będąc pod wrażeniem. Miała bardzo dobry argument.
- Oczywiście, że ci ufam! Nie ufam jemu!
Moje brwi złączyły się razem ponownie i oblizałem zirytowany usta. Kiedy dałem Jacobowi powód, aby mi nie ufał? To nie było tak, że podkradałem się do ich domu, by obserwować, jak śpią albo coś absurdalnego jak to. Nigdy nie zrobiłem czegoś niegodnego zaufania w stosunku do któregokolwiek z nich, więc dlaczego nagle wrogość obróciła się przeciwko mnie?
- To gówniana wymówka i wiesz o tym! Nie zrobił nic, aby na to zasłużyć!
- Więc dlaczego tak bardzo go bronisz? Jeżeli nic nie dzieje się pomiędzy wami, dlaczego go bronisz?
- Ponieważ jesteś dupkiem dla kogoś, kto na to nie zasłużył! Nie zdradzam cię, ty wielki, tępy durniu! On jest przyjacielem!

Taak, jakimś przyjacielem jestem. Przyjaciele nie stwarzają tego rodzaju zamętu w związkach innych. Nie zaklasyfikowałbym siebie do żadnego rodzaju przyjaciela, którego powinni w życiu chcieć.
Mimo wszystko w tym momencie obserwowałem ręce Jacoba zwinięte w pięści, a moja własna szarpnęła, kiedy uchylałem drzwi. Byłem całkiem pewny, że Jacob nie chce, abym mieszał się w jego sprawy. Albo raczej w tym przypadku w Belli.
- To jest dla ciebie czymś innym i wiesz o tym! Cała twoja twarz rozjaśnia się jak cholerna choinka, kiedy on się zjawia albo dzwoni! A ty nigdy nie wyglądałaś tak dla kogoś, kogo ponoć dobrze nie znasz!
- Czy to źle, że lubię jego towarzystwo? Jest jednym z bardzo niewielu ludzi w tym cholernym mieście, którzy nie zaczną paplać, jeśli powiem coś osobistego!
- Teraz mu mówisz o prywatnych brudach? Co mu o nas powiedziałaś, Bello? Co on wie?
- Do zeszłej nocy nie było nic, co mogłabym mu powiedzieć! Doprowadzasz się tym do szaleństwa, Jake, a ja mam tego dość!
- Co to ma oznaczać?
- Że to koniec!
- Nie pieprz, że to koniec, Bello! To się skończyło zeszłej nocy! Przyszedłem tu tylko dlatego, bo mój ojciec nie chce, abyś do niego dzwoniła!
- Zadzwoniłam tylko dwa razy zeszłej nocy!
- To wystarczająco!

Obserwowałem, jak znowu zaczął chodzić w tą i z powrotem i w końcu zobaczyłem Bellę wchodzącą w moje pole widzenia. Ściskała w rękach zbyt dużą torebkę, a policzki miała zaczerwienione.
Jej głos stał się znowu łagodniejszy, kiedy mogłem widzieć jej poruszające się usta, ale nie usłyszeć żadnego ze słów, w które się wsłuchiwałem, odkąd zaczęła na niego krzyczeć.
Sapiąc, cofnąłem się do przednich okien i zobaczyłem, jak wyrzuca ręce w powietrze, wydaje z siebie wrzask przekleństw skierowanych w kierunku mojego domu i wsiada z powrotem do swojego samochodu.
Z rozbawieniem kontynuowałem obserwację. Bella uniosła nogę i kopnęła przód jego samochodu, kiedy był w środku, a pojazd został odpalony.
I wtedy nie byłem już tak wesoły, kiedy jej druga stopa musiała poślizgnąć się na lodzie, znajdującym pod nią i zniknęła z mojego pola widzenia na parę bolesnych chwil, podczas gdy Jacob wyjeżdżał z podjazdu.
Bez pozwolenia sobie na zbyt długie myślenie o tym, co robiłem, byłem na zewnątrz mojego domu na końcu podjazdu, patrząc przezornie w dół drogi, aby ujrzeć tył samochodu Jacoba znikającego za pagórkiem. Przebiegłem na drugą stronę i schyliłem się do niej.
Kurczowo ściskała lewą kostkę u nogi. Jej portfel i książeczka czekowa rozproszyły się dookoła na ziemi od jej upadku. Jęczała i przeklinała nieznacznie pod nosem.
- Bella, wszystko w porządku?
Jej głowa poderwała się i niewielkie skomlenie wyrwało się z ust, kiedy jej oczy spotkały moje.
- To coś… Nie mogę nawet… Uch! – wykrzyknęła, trzęsąc głową. Pochyliła się w bok, aby zebrać z ziemi zakupy. – Chciałam tylko paczkę popcornu.
Uniosłem na nią brew, kiedy otworzyła torebkę i przechyliła ją we właściwy sposób, aby pokazać paczkę niezrobionego popcornu opakowaną w celofan, przed rzuceniem portmonetki i książeczki czekowej na wierzch.
- Chciałam moje grillowane kanapki serowe, chciałam obejrzeć mój film i chciałam zjeść popcorn – kontynuowała narzekanie, potrząsając głową, gdy znowu zawiesiła torbę na ramieniu. – Ale nie, to było po prostu niemożliwe.
Podparła się rękoma na zimnym betonie i spróbowała wstać.
Lekkie rozbawienie, które powróciło, kiedy wymieniała, co chciała zrealizować tego popołudnia, zniknęło, gdy krzyknęła i upadła na tyłek. Jej ręce natychmiast powróciły do kostki, którą z całą pewnością skręciła.
Szybko zabrałem jej ręce i podwinąłem nogawkę jeansów, delikatnie ujmując kostkę w dłonie i umieszczając jej nogę na moich kolanach.
Zignorowałem delikatne, dokuczliwe szarpanie wewnątrz klatki piersiowe, gdy dotknąłem jej miękkiej skóry. Skupiłem się na ostrożnym wywieraniu nacisku na kostkę, aby mieć pewność, że nie została złamana.
Gdy dorastałem, obserwowałem mojego ojca zajmującego się jedną z naszych spuchniętych kończyn albo złamanych kości więcej razy, niż mogłem policzyć. Łatwo było zauważyć, że jedyną rzeczą, którą Bella potrzebowała zrobić, było dostanie się do domu i zostanie w jednym miejscu przez resztę dnia.
- Nic się nie stało. Proszę, nawet się o to nie martw. Jestem całkowicie zdolna do podniesienia się.
Spojrzałem na nią z uniesioną brwią, przerywając obserwowanie wolno rosnącej guli, która była kiedyś jej kostką. Jeśli to prawda, stałaby już na nogach. Oboje o tym wiedzieliśmy.
Zmrużyła na mnie oczy, odsuwając moje dłonie od swojej kostki i ponownie podpierając ręce na betonie.
- Wiesz, mogę ci pomóc.
Potrząsnęła głową, marszcząc nos, gdy wywarła większy nacisk na zdrową kostkę i dała sobie radę z utrzymaniem się w stojącej pozycji. Zgięła lewe kolano, przeskoczyła drogę w kierunku samochodu i oparła się o maskę plecami do mnie. Znowu poprawiła torebkę na ramieniu.
I kiedy oczekiwałem, że zacznie skakać w stronę werandy, zaczęła uderzać paznokciami o maskę samochodu.
- Ile słyszałeś? – zapytała cicho, ledwo odwracając głowę, aby spojrzeć na mnie przez ramię.
Podniosłem się i niekomfortowo chwyciłem za kark, gdy wpatrywałem się na moje stopy.
- Czego?
- Nie wychodzi ci udawanie tępego, Edwardzie. – Podskoczyła raz na prawej nodze, skutecznie odwracając się do mnie twarzą. – Ile słyszałeś?
- Wszystko – powiedziałem łagodnie, opuszczając ręce po bokach i zahaczając kciuki o kieszenie mojej kurtki. – Czekałem, aż wrócisz do domu i wtedy zobaczyłem, że przyjechał Jacob...
Kiwnęła głową, zamykając oczy i unosząc dłoń, aby mnie powstrzymać.
- Przepraszam.
Moje oczy rozszerzyły się i potrząsnąłem głową, czekając, aż uchyli powieki i ponownie na mnie spojrzy.
Za co mnie przepraszała? Nie zrobiła nic, aby mogła prosić o przebaczenie. Jeśli już, to było odwrotnie.
Najwidoczniej moja obecność w jej życiu spowodowała istne piekło pełne kłopotów, o których nie byłem w stanie myśleć. Powinienem, oczywiście. Nigdy nie radziłem sobie z robieniem czegoś, oprócz grania w filmie, nawet trochę lepiej.
- Bello – powiedziałem z naciskiem, zbliżając się do niej i delikatnie umieszczając ręce na jej ramionach.
Otworzyła oczy i podniosła wzrok, przegryzając dolną wargę i wzdychając.
- Nie masz za co mnie przepraszać.
- Słyszałeś go, Edwardzie. Nic, co powiedział, nie było pochlebne ani prawdziwe.
- Cóż, jeśli to nie była prawda, to jest nieważne, prawda? – stwierdziłem, posyłając jej uśmieszek.
- To było zawstydzające.
Wzruszyłem ramionami. Mój uśmieszek przemienił się w stuprocentowy uśmiech.
- To nie było gorsze, niż czytanie o moich bieliźniarskich preferencjach w państwowo publikowanej gazecie.
Jej twarz przybrała czerwony odcień, zanim zaśmiała się, potrząsając głową.
- Taak, zgaduję, że to byłoby bardzo żenujące.
- Nie znasz połowy tego. – Spojrzałem za nią na frontowe drzwi jej domu. – Czy propozycja lunchu jest wciąż aktualna?
Jej oczy ponownie rozszerzyły się lekko i ledwo powstrzymałem chęć wywrócenia oczami. Nie wiem, dlaczego zawsze wydawała się taka zdziwiona, kiedy powiedziałem coś o spędzeniu z nią dodatkowego czasu. Kto nie chciałby spędzać z nią czasu? Była zdecydowanie jedną z najbardziej interesujących osób, jakie kiedykolwiek poznałem w całym moim życiu.
Nie jedną z najbardziej barwnych, ale z całą pewnością jedną z najbardziej interesujących.
- Naprawdę nie musisz tego robić. To znaczy, to była tylko zachcianka i ja...
- Jestem głodny – przerwałem jej w końcu. – A butelka wody w mojej lodówce nie zrobi nic, aby osłabić to uczucie.
- Zamierzałam zrobić tylko grillowane kanapki serowe...
- Butelka wody, Bello. To wszystko, co mam w domu. – Zabrałem rękę z jej ramienia i wskazałem kciukiem na drugą stronę ulicy. – Grillowane kanapki serowe brzmią cholernie dobrze.
Zaśmiała się nerwowo, nim skinęła, odwracając się na zdrowej pięcie, co spowodowało, iż moja druga ręka spadła z jej ramienia i uderzyła o moje udo.
Obserwowałem wewnętrzną debatę, którą wydawała się ze sobą toczyć, kiedy przechyliła głowę z jednej strony na drugą, gapiąc się na taras. Wzięła głęboki wdech, a ja zgarnąłem ją w swoje ramiona, uśmiechając się do niej szeroko, gdy krzyczała.
- Edward! – pisnęła, szybko i ciasno oplatając rękami moją szyję. – Postaw mnie w tej chwili!
- Nie będziesz skakała na skręconej kostce, kiedy jestem całkowicie zdolny do zaniesienia cię. Drzwi są otwarte?
Bez czekania na odpowiedź i rozpaczliwej próby znalezienia sposobu, aby odwrócić swoją uwagę od sposobu, w jaki jej ciało pasowało do mojego, wszedłem po schodach i schyliłem się, przekręcając gałkę u drzwi. Otworzyłem je, kiedy z łatwością przekręciła się w moich zajętych rękach.
- Dlaczego pytasz, skoro nie zamierzasz nawet poczekać na odpowiedź?
- Uprzejmie jest zapytać.
Wydała z siebie cisze mruknięcie, gdy sadzałem ją na kanapie. Szybko chwyciłem jedną z rozrzuconych poduszek z drugiego końca, podpierając na niej jej kostkę. Rzuciła swoją torebkę na podłogę obok siebie.
- Jak mam niby zrobić lunch?
- Pozwolisz mi spróbować zrobić proste kanapki.
Przyjrzała mi się, przechylając, aby pogrzebać w torbie. Wyjmując zapakowaną paczkę popcornu i umieściła ją na kolanach.
- Mogę to zrobić.
- Prawdopodobnie tak – zgodziłem się, wyswobadzając z kurtki i zbliżając do frontowych drzwi, zawieszając ją na szafie za nimi. – Ale nie zamierzam ci pozwolić. Spokojnie – domagałem się, szybko odwracając, aby zobaczyć, że ona także zdjęła wierzchnie okrycie. – I nie wstawaj, dopóki nie poczujesz dymu.
Wydęła usta, rzucając kurtkę na fotel obok i zakładając ramiona na piersi.
- Pocieszające.
- Prawda? – Wyszczerzyłem się, zabierając popcorn z jej kolan i szybko udając się do kuchni.

~*~

*BELLA*

To był mój jedyny wolny w tym tygodniu dzień i spędziłam go na kanapie z kostką podpartą na poduszce, Edwardem robiącym hałas w mojej kuchni i walcząc z – teraz oficjalnie – byłym facetem rozbrzmiewającym w moich uszach.
To było okropnie zawstydzające, że Edward słyszał wszystko, co powiedział Jake. Miałam nadzieję, że uda mi się tego uniknąć poprzez zaciągnięcie go do domu, ale z całą pewnością to nie działało. Powiedział, że nie zostanie długo, a gdy oznajmiłam, iż chciałam tylko pogadać, odszedł.
Jęcząc lekko, założyłam ręce na oczy i oparłam tył głowy o podłokietnik.
Czułam się samotna, kiedy tchórzliwie przykleiłam notatkę do drzwi Edwarda. Chciałam tylko jakiegoś towarzystwa. Dom był zbyt duży, pusty i cichy bez Jake’a. Nawet jeśli krzyczeliśmy na siebie. Nie byłam do tego przyzwyczajona.
Głupio wywnioskowałam, że Edward – który był nieustannie otoczony przez ludzi krzyczących jego imię i zadających mu głupie, bezcelowe pytania – mógłby czuć się podobnie.
Nie pomyślałam o tym dobrze. Więc kiedy zamierzał dać mi odpowiedź po pełnych pięciu minutach ciszy, wybełkotałam coś, rozłączyłam się i zdecydowałam, że było mi przeznaczone spędzić ten dzień w samotności. Chwyciłam kurtkę oraz torebkę, po czym wskoczyłam do samochodu, aby pojechać do miasta i zobaczyć, czy jest coś, co mogłoby utrzymać moje zainteresowanie przez resztę dnia.
Jadąc do sklepu z filmami, wszystkim, co byłam w stanie znaleźć, była paczka popcornu. Miałam w domu mnóstwo filmów, ale żadnego popcornu. Chwyciłam więc paczkę, rzuciłam ją na ladę, zapłaciłam za nią całego dolara i wróciłam do samochodu, aby pojechać do domu.
Nie oczekiwałam zobaczyć czekającego na mnie Jake’a.
Wciąż nie rozumiem, co do cholery sprawiło, iż myślał, że zrezygnowałam z naszego stabilnego, wygodnego związku dla kogoś, kto był powszechnie pożądany przez kobiety piętnaście razy lepsze niż ja, i mieszkał po drugiej stronie tego cholernego kraju przez większość czasu. Nadal nie wiem, dlaczego uważał, że zadzwoniłam do Edwarda, kiedy jego nie było w pobliżu albo od kogo to mógł usłyszeć, żeby cementować ten głupi pomysł w głowie.
Niewątpliwie ludzie w tym mieście byli zbyt cholernie ciekawscy. I co nie było faktem, upewniali się, aby wymyślić coś i brzmieć wystarczająco przekonująco dla kogokolwiek, kto mógłby słuchać ich głupiego, chaotycznego gadania.
I do tej pory nie było wciąż łez po Jake’u.
We frustracji rzucając ręce na kolana, gapiłam się w pusty telewizor i obserwowałam pilot leżący na szczycie odtwarzacza DVD na olbrzymim kinie domowym, na które Jake upierał się sześć miesięcy temu.
Połowa półek była pusta, ale o tak, najbardziej z całą pewnością potrzebowaliśmy, by zajmowało to połowę durnego salonu.
- Cholera – westchnęłam ciężko.
Wychylając się, przechyliłam głowę na bok i wsłuchałam się w skwierczące dźwięki dochodzące z kuchni, wskazujące na to, że Edward jeszcze nie próbował spalić mojego domu. Powoli postawiłam zranioną nogę na podłodze.
Sprawdzając kostkę, skrzywiłam się. Nacisk wysłał porażający ból wzdłuż nogi. Wbiłam paznokcie w poduszki kanapy, które mocno ściskałam.
Zgrzytając zębami, podniosłam się na prawą nogę i – tak cicho jak to możliwe – przeskoczyłam drogę do kina domowego z pomocą kanapy, aby chwycić pilot.
Gdy nie usłyszałam więcej niż niezbędne ruchy w kuchni ze strony Edwarda, westchnęłam z ulgą. Ostatnią rzeczą, której potrzebowałam, było jego przyjście tutaj i próba położenia mnie z powrotem To wszystko zdawało się być żenujące. Nie potrzebowałam sławnego aktora stającego się sąsiadem, obecnie robiącego mi lunch, aby wrócić tu i zorientować się, że nie przestrzegałam jego lekarskich zaleceń.
Chwytając mocno brzeg telewizora, skoczyłam jeszcze raz w prawo i zaczęłam przeglądać filmy na starannie zapełnionej półce.
Jeśli Edward był skłonny zostać na wielce ekscytującą porcję filmu, którą miałam, mogłam równie dobrze jeden wybrać.
Chwytając Sweeney Todd z półki, otworzyłam go i szybko włożyłam do odtwarzacza DVD, zanim przeskoczyłam z powrotem do kanapy i szybko na nią wskoczyłam.
- Czy to sprawiło, że poczułaś się choć trochę lepiej?
Podskoczyłam, a niewielki pisk wyrwał się z mojego gardła, kiedy wmaszerował do salonu z woreczkiem na kanapki pełnym lodu w dłoni i jedną z moich ścierek przewieszoną przez ramię.
- Co? – Odetchnęłam, głośno przełykając i próbując złapać dech.
- Nie jesteś tak cicha, jak ci się wydaje. – Ostrożnie ułożył moją stopę na poduszce, nim umieścił na mojej kostce ściereczkę i woreczek z lodem. – Teraz, proszę, zostań tutaj.
Spojrzałam mu w oczy i musiałam ponownie przełknąć głośno przed kiwnięciem głowy w milczeniu.
Wyglądał na takiego... zaniepokojonego. Nawet Jake nie wydawał się taki zmartwiony, kiedy zraniłam siebie w jakiś sposób.
Naturalnie, działo się to częściej, niż chciałam, ale z pewnością stopień zmartwienia mojego własnego chłopaka mógłby być wyższy. Mogłam naprawdę siebie zranić podczas jednego z moich mniej pełnych gracji momentów, a on wciąż siedziałby na kanapie z pilotem w dłoni, niedbale krzycząc, czy wszystko ze mną w porządku, nawet nie odwracając wzroku od ekranu
- Och… okej.
- Masz coś przeciwko, bym został na chwilę po tym, jak zjemy?
Cholera, mógłbyś ze mną zamieszkać, a ja nie mrugnęłabym nawet okiem.
- Nie. W porządku.
Skinął i wyszczerzył się do mnie przed odwróceniem się i ponownym wyjściem z pokoju.
- Prawie skończyłem! – zawołał nad ramieniem, nim całkiem zniknął.
- Okej! – odpowiedziałam trzęsącym się głosem.
Zakryłam twarz dłońmi i potrząsnęłam głową, zamykając mocno oczy i jęcząc nieszczęśliwie.
Prawdopodobnie kręcił się w pobliżu tylko, aby upewnić się, że nie wstałam albo więcej siebie nie zraniłam. Przypuszczalnie było milion innych rzeczy, które miał możliwość robić w zamian za przygotowywanie grillowanych kanapek serowych w moim domu, bo pozostawałam wystarczająco tępa, żeby kopnąć samochód Jake’a i skrzywdzić samą siebie.
Świetnie, Bello. Abso-ku***-lutnie świetnie.
Miałam tak dużo satysfakcji z tego głupiego, nieistotnego ruchu. Uwielbiał ten samochód i, nawet jeśli go nie uszkodziłam, wciąż czułam się całkiem dobrze z kopnięciem go. Wiem, że to go tylko bardziej wk***iło.
To nie tak, że potrzebował zadarcia ze mną, lecz to sprawiło, że przez tę całą absurdalną sytuację, poczułam się lepiej.
Wtedy się poślizgnęłam, skręcając kostkę, kiedy upadłam. A następną rzeczą, jaką widziałam, był Edward kucający naprzeciwko mnie z oczami szeroko otwartymi i skupionymi na mojej twarzy, gdy siadłam na zimnej, mokrej ziemi, z rękoma ściskającymi kostkę.
Co oznaczało jedno. Jeśli widział mój upadek, słyszał wszystko, co Jake i ja wykrzykiwaliśmy na siebie nawzajem, a to sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej niż wcześniej.
Facet chciał spokoju i ciszy, a ja bardzo mu to dzisiaj zakłócałam. Chciał cichej okolicy, aby odpoczywać, i przestał w ciągu pięciu minut, odkąd zaczął.
Jęcząc, ukryłam ponownie twarz i odrzuciłam głowę do tyłu na poduszki znajdujące się za mną, kiedy usłyszałam, że otwiera i zamyka drzwiczki mikrofalówki.
Czułam się jak idiotka. Nigdy nie powinnam napisać tej notatki. Nie przyniosło mi to nic dobrego, a on prawdopodobnie był na mnie tylko zdenerwowany.
Ale był zbyt cholernie uprzejmy i miły, aby mnie zignorować, tak jak powinien. Przyjechał tu, aby odsunąć się od irytujących ludzi i wścibskich fanów z manią prześladowczą, którzy – byłam pewna – otaczali go na co dzień w Kalifornii.
I oto jestem, wślizgując się w jego życie, bez zastanowienia czy mógł chcieć, abym zostawiła go samego.
Wszystkim, co chciał, żebym zrobiła, to odśnieżenie jego podjazdu, kiedy padało, i nakarmienie go podczas pierwszej nocy w mieście. Po tym dniu nie wspominał nic o dodatkowym spędzaniu czasu. Chyba, że pojawiłby się na moich schodach.
- Nie musisz zostawać, jeśli nie chcesz! – krzyknęłam, znowu kładąc ręce na kolana i wzdychając ciężko.
Usłyszałam ciężkie kroki, zanim pojawił się w drzwiach do salonu z nożem do masła w jednej dłoni. Jego głowa przekrzywiła się, a brwi złączyły, gdy się we mnie wpatrywał.
- Dlaczego miałbym robić coś, czego nie chcę?
Powoli mrugnęłam oczami, a moje usta zaczęły drgać. Wyglądał tak zdezorientowanie i lekko oniemiało – połączony z nożem w ręce i przekrzywioną głową, jakby próbował rozwiązać skomplikowane matematyczne zadanie. Niemożliwością było z niego nie zaśmiać.
- Co? – zapytał, wchodząc całkiem do salonu i machając dookoła nożem. – Z czego się śmiejesz?
- Wyglądasz niedorzecznie. – Zaśmiałam się, zakrywając usta w nieudanej próbie powstrzymania śmiechu.
Spojrzał ode mnie do noża, nim uśmiechnął się i znowu napotkał moje oczy, wzruszając ramionami.
- To właśnie dzieje się, kiedy gotuję. Teraz powiedz mi, dlaczego miałbym robić coś, czego nie chcę?
- Nie chcę, żebyś czuł się, jakbyś musiał tu zostać. – Wzruszyłam ramionami, ciężko wzdychając, kiedy mój śmiech nagle ustał. Pozwoliłam dłoniom ponownie opaść na kolana. – Wszystko jest w porządku.
Dosadnie spojrzał na moją kostkę, a ja wywróciłam oczami, wyrzucając ręce w powietrze i sapiąc.
- Bella, jeśli chcesz, żebym poszedł, po prostu to powiedz.
- Nie! – rzekłam szybko.
Zbyt szybko. I mając nadzieję, że tego nie zauważył, odwróciłam się do okna tak szybko, jak zdołałam. Zobaczyłam, że jego brwi wystrzeliły do góry.
Poczułam, że moja twarz rumieni się i chciałam zagrzebać się w poduszkach, dopóki najbardziej żenujący dzień mojego życia nie minie.
- Nie, dopóki ty nie chcesz.
- I nie chcę. – Podniosłam na niego wzrok, a on szybko kiwnął głową, wskazując końcówką noża na mnie.
- Więc daj mi kilka minut więcej i będziemy mieli grillowane kanapki serowe, popcorn i trochę wina.
- To szalona mieszanka.
Wzruszył ramionami, uśmiechając się krzywo do mnie, na co mój oddech się zatrzymał. Zmusiłam siebie do przełknięcia tak dużej ilości powietrza, jak mogłam bez ściągania na siebie uwagi i czekałam, aż coś powie. Cokolwiek, co oderwałoby moje myśli od tego uśmiechu, który wpływał na mnie całą.
- Ty to wybrałaś. Ja tylko podążam drogą, którą wyznaczyłaś.
- Nie mówiłam nic o winie.
- Improwizowałem. Nie masz nic przeciwko, prawda?
Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się.
- Nie, nie mam nic przeciwko.
Ponownie skinął, zanim się odwrócił i wyszedł z salonu.
Menu DVD pojawiło się w telewizorze. Słyszałam trzaskanie popcornu w mikrofalówce i pocieszające odgłosy skwierczenia w kuchni. Nie pozwoliłam sobie nawet czuć się winną, że nie martwiłam się o kłótnię, którą właśnie miałam z Jakiem.
To był koniec związku i prawdopodobnie nie istniał sposób, aby to naprawić. W tym momencie ponownie nie miałam pewności, czy chciałam to robić. Fakt, że Jake nie potrafił mi nawet zaufać i na pewno słuchałby ludzi z miasta, którzy byli przeciwni dziewczynie, z jaką mieszkał przez kilka lat, ułatwiał sprawę o wiele bardziej, niż to sobie wyobrażałam.
Bardziej martwiłam się o publiczne przedstawienie, które daliśmy całej reszcie naszych sąsiadów, niż o zakończenie związku, bez którego wcześniej nawet nie widziałam dla siebie przyszłości.
Cóż, może nie tak sąsiadom, jak przynajmniej Edwardowi.
Ściągając usta i pocierając oczy, wzięłam głęboki wdech i spróbowałam jak najlepiej dać sobie duchową pogawędkę o nie robieniu z siebie większej idiotki przed Cullenem.
Potem przewróciłam oczami na samą siebie, bo naprawdę myśl o mnie nie robiącej czegoś niemożliwie głupiego, aby zawstydzić siebie przed nim, było śmiechu warte.
Stanowiłam chodzącą katastrofę, a on sprawiał, że stawałam się trochę zdenerwowana i pełna obaw. To było niemal jak jeden z odcinków America’s Funniest Home Video*** zamiast mojego życia.
A kiedy parę minut później wszedł do salonu z jedną ze starych tacek mojej babci pełną kanapek, wina i wielkiej miski popcornu, byłam całkiem pewna, że to żart, z którym musiałam się zmierzyć.
Strata mojego chłopaka, gorący aktor, sąsiad, „przyjaciel” robiący mi lunch i opiekujący się mną, kiedy skręciłam kostkę i moja całkowita niezdolność do powiedzenia czegokolwiek innego niż wyjąkanie „F-film?”, jak spojrzałam na ekran telewizora. To nie mogło być po prostu prawdziwe.

*Cumberland Farms - sklep
**W oryg. clucking my tongue. Oznacza to wydawanie dźwięków za pomocą języka. W przedszkolu nazywano to „udawaniem osiołka”
***America’s Funniest Home Video – amerykański program telewizyjny. Coś takiego jak nasze Śmiechu warte


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Sob 12:52, 21 Lis 2009 Powrót do góry

Cytat:
Mogłem pójść do miasta do Cumberland Farms*, kiedy skończyło się mleko bądź chleb, albo chciałem kupić paczkę chipsów ziemniaczanych, które miałam ogromną ochotę zjeść bez bycia obserwowanym.


powinno być "miałem".
No chyba że Edward zmienił płeć na kilka chwil :) Cóż mogę powiedzieć? jednych pewnie drażni ślimacze tempo, innych zadowala powolna akcja. Podoba mi się, że wszystko jest tak dokładnie opisane, z uczuciem, bez wielkich i szybkich love story. Rozdziały są długie i miło się je czyta. Jednym słowem super!
Następny rozdział pewnie będzie za dwa tygodnie, więc pozostaje mi czekać:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Taka_Ja
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:04, 21 Lis 2009 Powrót do góry

Sama przyjemność czytania Smile
Uwielbiam to, że akcja nie biegnie sprintem do przodu. Powolne tempo pozwala na dłuższe opisy emocji, bogatszą konstrukcję postaci, zwrócenie uwagi na detale i dopieszczenie rozdziałów do ostatniej literki. Mocnym i wyraźnym punktem była rozmowa z Jacobem. Dobrze ujęta, usłyszana przez Edwarda, stanowiła punkt zwrotny w jego ocenie sytuacji. Bardzo podoba mi się tu cały portret osobowościowy tej postaci. Ukochałam jego przemyślenia, sposób, w jaki odbiera i ocenia rzeczywistość.
Bella jak na razie czuje się w tym wszystkim widocznie nieswojo. Uwypuklona siła zagubienia, która teraz nią kieruje, nuta niepewności swoich ruchów i własnych emocji. Jako bohaterka także mnie urzekła - jej tok myślenia i odbierania owocuje intrygującymi komentarzami i ekscytująco niepewną relacją z Edwardem.
Tłumaczenie: Widać, jak złożony musi być styl, jakim posługuje się w oryginale autroka tekstu. Na pewno sprawia niemałą trudność naszym tłumaczkom. A one z kolei dają temu radę i podają nam rozdziały napisane naprawdę poprawną polszczyzną. Kilka razy rzuciły mi się w oko jakieś drobne usterki, np w odmianie czasownika w zdaniach wielokrotnie złożonych, gdzie trudno niekiedy zlokalizować podmiot. Myślę też, że w zwrotach typu "jestem zdolny do... (zrobienia czegoś)" [cytując z tekstu: "Jestem całkowicie zdolna do podniesienia się".] - lepiej zagrałaby wersja "mogę (to coś) zrobić". Możliwe, że w oryginale był to czasownik "to be able to". Nic jednak nie przeszkadzało w czerpaniu czystej przyjemności z czytania tego rozdziału. Ogromnie podziwiam wytrwałość tłumaczących, które poświęcają czas na przekładanie złożonych językowo i długich części. W dodatku widać, że wkładają mnóstwo serca, by tworzyć spójny styl w tekście ubranym w język polski. Póki co jest on nie tylko poprawny, ale też sprawia, że płynę w tekście i ciągle chcę więcej Smile Chylę dziewczynom czoła i dziękuję za możliwość pochłaniania przetłumaczonych rozdziałów Smile
Z niecierpliwością czekam na kolejne części Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Sob 20:25, 21 Lis 2009 Powrót do góry

To co tygryski lubią najbardziej Smile Marcia bardzo wysoko postawiła poprzeczkę jesli chodzi o tłumaczenie. Ale z przyjemnością stwierdzam, że poziom tłumaczenia nie spadł nawet o milimetr, mimo zmiany tłumaczki Smile Cudnie się czyta ten rozdział, tak dobrze jak poprzedni.
Jeśli chodzi o opowiadanie - bardzo przypadło mi do gustu. Nie pędzi z akcją "na wariata", nie zawiera miliona informacji w jednym akapicie. Mam wrażenie, że autorka pisząc celebruje normalność życia. Dba o szczegóły, drobiazgi, które tworzą klimat. Pisze bardzo obrazowo oddając zachowania i emocja bohaterów. Naprawdę cieszę się, że tłumaczycie ten tekst, bo ja niestety nie mam szczęścia do odnajdywania wartościowych obcojęzycznych tekstów.
Szkoda, że kolejne rozdziały będą się ukazywać do 2 tygodnie. Bo ja mam juz apetyt na nastepny Smile
Życzę czasu i natchnienia do tłumaczenia a ja jeszcze tu wrócę


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Pon 13:42, 23 Lis 2009 Powrót do góry

Klapiąc językiem**, pośpiesznie przeczesałem włosy ręką, zanim wszedłem do domu. Pozbyłem się kurtki, rzucając ją na bujany fotel przy drzwiach.
Właśnie podnosiłem ją z powrotem, kiedy Bella wróciła skądś – gdziekolwiek to było – gdzie nagle potrzebowała zniknąć.
Ponownie mrucząc, zaciągnąłem bujany fotel do frontowego okna i zaczepiłem zasłony na drążkach. Klapnąłem na kurtkę i wpatrywałem się uważnie za okno.
Nie mogła pojechać bardzo daleko na bardzo długo. Jeśli chodzi o to, co wiedziałem, Bella lubiła gotować potrawy bardziej, niż je zjadać. Prawdopodobnie miała coś na kuchence albo w piekarniku, kiedy zdecydowała się przykleić notatkę do moich drzwi. Logicznie rzecz biorąc, nie było mowy, żeby zniknęła na dłużej.
Mogłem robić cokolwiek innego. Mogłem nadal pić kawę, którą wylałem do zlewu z bliżej nieokreślonych powodów i cieszyć się ciszą, która pochłaniała moją ucieczkę. Mogłem oglądać bezmyślne opery mydlane tylko dlatego, że nigdy przedtem nie miałem do tego okazji.
Zamiast tego siedziałem na drewnianym krześle bujanym, wpatrując się za okno i czekając na powrót mojej wielce kapryśnej sąsiadki, ażebym mógł przyjąć jej propozycję dotyczącą lunchu.



nie rozumiem za bardzo tego fragmentu '--
Właśnie podnosiłem ją z powrotem, kiedy Bella wróciła skądś – gdziekolwiek to było – gdzie nagle potrzebowała zniknąć.'--
i za chwile piszesz dalej ,że Edward siedzi przy oknie i na nią czeka ?
Pogubiłam się trochę ?
Co do opowiadania to jest genialne , bardzo je lubię i oczywiście wielki plus za długość rozdziałów !!!! Bella jak zwykle troche niezdarna i bardzo nieśmiała . Podobało mi się jak skopała Jacoba samochód ! To było super!
Szkoda że rozdziały są co dwa tygodnie no ale nie można mieć wszystkiego co sie chce .
Pozdrawiam Viviaan


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 22:02, 23 Lis 2009 Powrót do góry

bardzo przyjemny kawałek tekstu (raczej mniej więcej tak będę zaczynać komentarz każdego rozdziału)...
autorka ma fantazję dość rozwiniętą... nie nartętną i jakoś problematyczną, ale całkiem przyjemną...

w połączeniu z genialnym tłumaczeniem (brawa dla tej pani Twisted Evil ) daje nam radość w czystej postaci ... bardzo przyjemnie mi się czytało...

podoba mi się kreacja Belli i takiego ciut zagubionego Edwarda... (chociaż strasznie mi leci Pattinsonem ) ... jakoś tak swojsko... i sąsiedzko...

zobaczymy jak to pójdzie dalej...

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Amaranthine
Zły wampir



Dołączył: 10 Lut 2009
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreamland

PostWysłany: Sob 15:42, 05 Gru 2009 Powrót do góry

Przyszedł czas i na mnie, więc dodaję mój rozdział Smile. Chwilami nie było łatwo, bo jak już mówiły dziewczyny to opowiadanie jest pisane nieco trudniejszym językiem, ale mam nadzieję, że efekt końcowy jest jako taki i ff się Wam spodoba Very Happy.

* * *

Autorka: crimsonmarie
Tłumaczyła: Amaranthine
Beta: chochlica1

ROZDZIAŁ 3

*EDWARD*

Potarłem szczękę, wpatrując się w cztery butelki wody leżące w mojej lodówce.
Nie miałem nawet mleka. Jaki przyzwoity mężczyzna nie ma nawet mleka w lodówce?
Mężczyzna, który od przyjazdu jadł każdy posiłek w domu swojej sąsiadki.
Planowałem wczoraj kupić to, co mi potrzebne, ale przez pojawienie się Jacoba, a następnie pomoc Belli w domu przez resztę wieczora, moje plany musiały zostać odłożone.
Nie, żebym miał cokolwiek przeciwko pomaganiu jej. Biorąc pod uwagę ilość energii, którą włożyła w odśnieżanie mojego podjazdu i przygotowanie dla mnie posiłków, dobrze było móc w końcu w czymś jej pomóc.
Resztę dnia spędziliśmy w jej salonie, ledwie zwracając uwagę na film, który mieliśmy oglądać, jedząc i rozmawiając.
Miło mieć kogoś spoza rodziny i małego grona przyjaciół, z kim można naprawdę porozmawiać. Nie musiałem odpowiadać na żadne wstydliwe pytania, nie musiałem stawiać im czoła i wciąż pilnować, żeby to, co powiem było odpowiednie, w strachu, że wyciągną coś z kontekstu i opublikują w najnowszym tabloidzie. I nie musiałem udawać, że jestem tym, za kogo wszyscy mnie biorą.
Po raz pierwszy dłużej niż miałem ochotę o tym myśleć, mogłem być sobą. Śmiałem się bez oporów, odpowiadałem szczerze i spędziłem czas z osobą, która nie traktowała mnie inaczej, niż potraktowałaby swoich znajomych.
Nie pozwoliłem jej wstać, by cokolwiek przyniosła. Nawet pomogłem jej dojść do toalety, zaczekałem w korytarzu, aż otworzy drzwi i odeskortowałem ją z powrotem do salonu.
Uznała to za bardzo wstydliwe, co powtarzała mi w kółko w drodze powrotnej. A ja tylko przewróciłem oczami i pomogłem jej usadowić się na kanapie, kładąc jej stopę na poduszce i wymieniając już stopniały lód, zanim też usiadłem.
Przygotowałem kolację, uważnie trzymając się jej instrukcji, podczas gdy ona siedziała na stołku w kuchni. A kiedy lasagne była już w piekarniku, wskoczyłem na blat, odwracając się w jej stronę i kontynuowałem naszą rozmowę o najlepszych zespołach muzycznych.
W większości przypadków się zgadzaliśmy, a rozmawiając o tych, o których mieliśmy odmienne zdanie, prowadziliśmy zaciekłą dyskusję.
Było jak w niebie.
Niewielu ludzi, z którymi ostatnio rozmawiałem, potrafiło się ze mną nie zgodzić. Mój brat, Emmett, pewnego dnia odkrył obecną u innych chęć zadowolenia mnie i skłonienia do tego, bym ich polubił. I od tamtej pory szukałem tego w każdej osobie, z którą konwersowałem.
Odkryłem, że istnieje wiele osób, które po prostu chciały się ze mną zgodzić dla dobra prowadzonej ze mną rozmowy. Gdy byłem w domu w Kalifornii, kupowałem czarną kawę w Starbucksie, a dziewczyna, która zagadała do mnie, stojąc w kolejce - bo zawsze trafiała się co najmniej jedna - kupiła to samo, twierdząc, że cukier i śmietanka tylko rozcieńczały kofeinę, której tak potrzebowała. Lecz kiedy tylko myślała, że jestem poza zasięgiem jej wzroku, błyskawicznie podbiegała do kasy, by poprosić o dużą porcję cukru i śmietanki.
Ale Bella nie obawiała się mieć innego zdania niż ja. Jeśli nie lubiła czegoś, co ja lubiłem, była pierwsza, by poinformować mnie, że chyba muszę być naćpany. Bez mrugnięcia okiem podważała mój wybór muzyki, książek bądź filmów niezależnych, które tak uwielbiam.
To powinno okropnie mnie wkurzyć.
Ale zamiast tego szczerzyłem się do niej jak idiota - zupełnie jak wtedy, kiedy odmówiła przyjścia do mojego domu po naszym pierwszym spotkaniu - i szybko przechodziłem do kolejnej rzeczy, której mogłaby nie lubić.
Lubiłem rumieniec wypływający na jej szyję, kiedy zdawała sobie sprawę z tego, co powiedziała, i że mogła mnie tym urazić. Lubiłem przyglądać się, jak nerwowo bawi się palcami, gdy uśmiecham się do niej, jakbym był niedorozwinięty. Lubiłem patrzeć, jak zapalają jej się oczy, kiedy w końcu się w czymś zgadzamy. Lubiłem sposób, w jaki jej głos stawał się rozmarzony, kiedy przypominała sobie coś, co było dla niej ważne.
Lubiłem to. I to bardzo.
Nie rozmawialiśmy o Jacobie i o tym, co się dziś wydarzyło. Zauważyłem, jak jej wzrok zaszedł mgłą, kiedy podszedłem do niej wcześniej. I szczerze mówiąc, nie chciałem widzieć tego ponownie.
Nie mogłem zrozumieć, co spowodowało, że z nią zerwał. Jeśli pomyślał, że się nią interesuję, nie miałoby to żadnego sensu, o ile kochał ją tak mocno, jak przypuszczałem. W gruncie rzeczy utorował mi gładką drogę do celu, gdybym kiedykolwiek tego chciał. W ogóle nie byłem w stanie zrozumieć jego postępowania.
Jeżeli miałbym Bellę dla siebie, trzymałbym się jej tak mocno, jak tylko się da, dopóki sama by mnie od siebie nie odsunęła. Nie istniała najmniejsza możliwość, żebym ją zostawił z własnej woli.
Jeżeli miałbym ją dla siebie.
Ale nie miałem.
I nie chciałem mieć.
Moje związki zawsze kończyły się fiaskiem, a przyjaźń, którą dzieliłem z Bellą, nie była czymś, co chciałbym wystawiać na próbę.
I do czasu, kiedy to sobie powtarzałem, byłem pewien, że pewnego dnia w końcu się z tym zgodzę.
A w dodatku to nie tak, że Bella szukała nowego partnera zaraz po tym, jak Jacob brutalnie odszedł z jej życia. To nie tak, że szukała partnera we mnie.
Oczywiście było to bardzo mądre z jej strony. Nie byłem dobry dla nikogo. Mój styl życia nie do końca odpowiadał idealnemu modelowi, a Bella zasługiwała na kogoś, kto włożyłby w związek całe swoje serce i duszę.
To nie byłem ja i w pewnym sensie oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
Ciężko wzdychając, przesunąłem dłonią po włosach i zamknąłem drzwiczki lodówki. Podchodząc do schodów, wsunąłem na stopy buty, chwyciłem kluczyki, portfel i telefon komórkowy ze stołu w jadalni i wszedłem do salonu, by włożyć płaszcz.
Nienawidziłem robienia zakupów. Nie cierpiałem tego z całego serca i mimo że zanim przyjechałem, wiedziałem, że wkrótce będę musiał to zrobić, na pewno nie było to coś, na co czekałem.
Zawsze znajdywało się zbyt wielu ludzi kręcących się koło mnie i wgapiających się we mnie dla choćby odrobiny rozrywki. Miejscowe sklepy w miasteczku były w porządku, kiedy potrzebowałem tylko kilku rzeczy. Lecz żeby wypełnić kuchenne półki tak, by nie witały mnie w nich jedynie pajęczyny, musiałem jechać aż do Queensbury.
Mieszkanie tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, oznaczało dobre pół godziny jazdy, a biorąc pod uwagę fakt, że gdy wychodziłem z domu prosto w lodowate powietrze, dochodziło południe, miasto miało być piekielnie zatłoczone.
Pora lunchu.
Spoglądając rozpaczliwie na pusty dom Belli, westchnąłem jeszcze raz, zanim zbiegłem po schodkach i otworzyłem swoje Volvo.
Wiedziałem, że dziś musi pracować. Kiedy wczoraj w nocy w końcu wyrzuciła mnie od siebie, powiedziała, że dzisiaj musi iść wcześniej do pracy.
No cóż. Tak naprawdę zbytnio mi się nie spieszyło, a ona tak naprawdę mnie nie wyrzuciła. Lecz kiedy zauważyłem, jak ziewa i z trudem utrzymuje swoje powieki otwarte, niechętnie wstałem i odparłem, że lepiej będzie, jeśli już pójdę.
Byłem po długiej podróży i takie tam.
Zaśmiała się do mnie sennie i zanim zdążyłem ją powstrzymać, również wstała i podeszła do drzwi.
- Szybko leczysz rany, prawda? - zdumiałem się, z uwagą obserwując jej nogi, w poszukiwaniu ukrytych oznak tego, że cierpiała.
- Co? Och... - Spojrzała w dół na swoją kostkę, a później wlepiła we mnie swoje szeroko otwarte oczy. - Och!
Zaśmiałem się i gdy już ubrałem swój płaszcz i otworzyłem drzwi, bezmyślnie pocałowałem ją w policzek. Jej twarz natychmiast spąsowiała, a ja szybko wyskoczyłem na zewnątrz, karcąc się w myślach po drodze wzdłuż ulicy. Słyszałem, jak cicho mi dziękuje i podniosłem ramię, by do niej pomachać bez odwracania się w jej stronę, a chwilę później wparowałem do domu, następnie opierając się o zamknięte drzwi.
Spędziłem mniej więcej dziesięć minut, przylegając do nich plecami i tłumacząc sobie, że to był tylko przyjacielski buziak. Naprawdę, jedynie w podziękowaniu za wpuszczenie mnie do jej domu na cały dzień i prowadzenie ze mną miłej rozmowy, gdy tam byłem.
Nic poza tym.
To nie mogło być czymś więcej.
Zapinając pasy bezpieczeństwa, włożyłem kluczyki do stacyjki i wycofałem samochód z podjazdu, błyskawicznie przyspieszając, gdy już opuściłem swoją ulicę, i kierując się do sklepu, którego nienawidziłem.
Trzydzieści minut zleciało bardzo szybko - co z pewnością miało wiele wspólnego z tym, że znacznie przekraczałem limit prędkości co najmniej o 30 kilometrów na godzinę - zanim zatrzymałem się na pustym miejscu parkingowym blisko wejścia do budynku.
Im bliżej wyjścia, tym łatwiej będzie mi nieść wszystkie reklamówki do samochodu i zniknąć z parkingu, zanim ktokolwiek zrobi zamieszanie.
Tak naprawdę tutaj nie miałem jeszcze tego problemu, ale zawsze musiał być ten pierwszy raz. A Queensbury było sto razy większe niż mój mały kawałek nieba w Lake George; ludzie znajdowali się tu wszędzie.
I nie wszyscy byli tak tolerancyjni jak mieszkańcy małego miasteczka, które nazywałem domem przez parę tygodni każdego roku.
Wpychając kluczyki do kieszeni płaszcza i włączając telefon komórkowy - tak na wszelki wypadek - owinąłem płaszcz ciasno wokół ramion i wyszedłem z samochodu.
Biorąc głęboki wdech, rozejrzałem się po spokojnym parkingu i zauważyłem tylko jedną brunetkę, która wpatrywała się we mnie, stojąc koło bagażnika swojego wozu i trzymając w rękach zapełnioną torbę, gdy przechodziłem obok niej.
Miałem ochotę się skulić.
Niczym się od niej nie różniłem. Pomijając fakt, że wykonywałem pracę, która przyniosła mi sławę, byłem normalną osobą tak jak ona. Chodziłem w różne miejsca, jadłem to samo jedzenie i korzystałem z łazienki. Zupełnie jak ona.
Czy naprawdę istniał powód, żeby wgapiać się we mnie, jakbym był zanurzony w złocie?
- Ty jesteś... - Słyszałem, jak odetchnęła, kiedy przechodziłem obok.
- Tak - wymamrotałem, posyłając jej wymuszony uśmiech ponad ramieniem. - Jestem na zakupach.
Jej usta szybko się zamknęły, podczas gdy jej twarz oblał rumieniec i błyskawicznie powróciła do zapełniania bagażnika swoimi zakupami.
Wzdychając po cichu z ulgą, że gładko to po niej spłynęło, szybko wszedłem do budynku i złapałem zielony wózek na zakupy. Następnie przestąpiłem przez automatyczne drzwi, żeby rozejrzeć się po sekcji z pieczywem w sklepie Price Chopper.
Głęboko oddychając, nieznacznie schyliłem głowę i oparłem się o rączkę wózka, manewrując pomiędzy ludźmi i półkami, i po drodze zabierając ziemniaki, chleb, mięso i ser.
Mijając innych klientów, przygarbiłem ramiona. Wszyscy bezwstydnie lustrowali mnie wzrokiem z rozdziawionymi ustami i szeroko otwartymi oczyma, kiedy zbliżałem się do przejścia, na końcu którego stali.
Niektórzy w ogóle nie zwracali na mnie uwagi, jak na przykład dwudziestokilkuletnia dziewczyna stojąca koło chłodziarek i prowadząca zażartą kłótnię przez komórkę, podczas gdy wrzucała kolejne produkty do wózka.
Miałem ochotę ją za to ucałować.
I nagle, zupełnie przypadkowo i niespodziewanie, zatęskniłem za Bellą. Naprawdę chciałem mieć ją przy sobie, by ze mną rozmawiała i zmusiła do ignorowania reszty ludzi, którzy gapili się na mnie, gdy krążyłem wśród półek w poszukiwaniu płatków Cinnamon Toast Crunch.
Chciałem, żeby ze mną rozmawiała, dzięki czemu chociaż przez minutę mógłbym udawać, że nie jestem tak ogromnym widowiskiem, jak nagle myślał o mnie cały supermarket.
Chwyciłem pudełko płatków śniadaniowych, których szukałem, i rzuciłem je na bajgle, które też zdecydowałem się kupić.
I kiedy w końcu zdobyłem wszystko, co było mi potrzebne do tego, by nie odwiedzać tego miejsca przez kolejne trzy tygodnie, podszedłem do kolejki i stanąłem za blondynką przeglądającą magazyn.
Spojrzałem na stojący obok niej stojak z czasopismami i wzdrygnąłem się, kiedy zobaczyłem swoją twarz na okładce magazynu „Life & Style”, który ogłaszał, że mam sekretny romans z Lindsay Lohan.
Po cichu jęknąłem i na sekundę przymknąłem powieki, potrząsając głową. Raz zjadłem lunch z nią i jej dziewczyną, po tym, jak pewnej nocy poznałem ją w klubie. I nagle byliśmy nową najgorętszą parą. Dziennikarze kompletnie zlekceważyli drugą kobietę siedzącą między nami i trzymającą Lindsay za rękę, kiedy czekaliśmy na nasze jedzenie w niezręcznej ciszy.
Nienawidziłem paparazzi i dziennikarzy niemal tak mocno, jak robienia zakupów. Znaczna część z nich nie miała za grosz zdrowego rozsądku i prosperowała jedynie z opisywania najnowszych plotek i nowinek, które w większości i tak były zmyślone.
Kiedy blondynka usłyszała mój jęk, spojrzała za siebie i powoli wróciła do poprzedniej pozycji, by po chwili gwałtownie odwrócić głowę z powrotem w moim kierunku, z szeroko otwartymi oczami.
Powoli wskazała na okładkę, a następnie na mnie i jej szczęka stopniowo opadła w dół.
- Tak - wyszeptałem, powoli kiwając głową i przeczesując palcami włosy. - To ja. Ja nim jestem. Jedna i ta sama osoba.
- Ale ja nie... ja... ty jesteś...
- Proszę - wymruczałem błagająco. - Proszę, nie...
I wtedy krzyknęła, a ja oparłem czoło o rączkę wózka, rozpaczliwie wzdychając. Nigdy tak naprawdę nie potrafiłem zrozumieć potrzeby wrzaśnięcia w momencie spotkania sławnej osoby. Czy ludzie nie zdawali sobie sprawy, że nie osiągną nic poza tym, że pękną mi bębenki w uszach i zapragnę uciec i schować się w ciemnym miejscu, dopóki wszyscy sobie nie pójdą?
Nie pokwapiłem się, by spojrzeć w górę, kiedy ktoś do nas podbiegł, pytając, co się stało. Nie podniosłem wzroku nawet wtedy, gdy po sklepie rozległo się więcej krzyków, bo to tylko wszczęłoby jeszcze większą wrzawę.
Nigdy nie zrozumiem, dlaczego normalna, trzydziestoparoletnia kobieta nie była zdolna poskromić swoich strun głosowych i powstrzymać ich przed wrzaskiem. Nie istniało we mnie nic, co potrzebowałoby okrzykiwania. Słyszałem ją zupełnie wyraźnie, kiedy wcześniej pojękiwała na mój widok. Ta cała akcja była po prostu irytująca, zupełnie niepotrzebna i pod wieloma względami żenująca.
Może znajdę chirurga plastycznego, który całkowicie zrekonstruuje moją twarz. Albo obetnę włosy. Bądź też nigdy więcej nie wyściubię nosa z żadnego ze swoich domów.
Tak, trzecia opcja brzmiała naprawdę dobrze.
Bezładne krzyki i głosy błagające mnie, bym spojrzał w górę, zbiły się w mojej głowie w jedną, wielką mieszaninę. Kiedy nie musiałem w nich być, nie cierpiałem tłumów. A co więcej nie znosiłem myśli, że nie mogłem odbyć zwykłej wyprawy do sklepu spożywczego bez spotkania tej jednej jedynej osoby, która to zrujnuje.
Zdarzało mi się to podczas każdej wyprawy do Lake George, ale nigdy nie skończyło się tak jak teraz. Zawsze udawało mi się ulotnić ze sklepu stosunkowo szybko i łatwo, nie zwracając na siebie uwagi, gdyż pozostali klienci albo byli zbyt zajęci własnymi sprawami, albo nie chcieli mi zawracać głowy.
Teraz zdawało się, że ich nie doceniałem. Zbyt wiele razy udało mi się umknąć, a stojąca przede mną blondynka wciąż wydzierała się, ile sił w płucach i nie miała zamiaru tak łatwo mi odpuścić.
Zostawiając swój wózek, przecisnąłem się przez tłum, który zebrał się wokół mnie, i wybiegłem na zewnątrz, odnajdując swój samochód i zerkając przez ramię, jedynie by zauważyć, że niektórzy nawet poszli za mną.
To było szaleństwo. Na miłość boską, chciałem tylko kupić trochę jedzenia.
Błyskawicznie wsiadając do pojazdu, zatrzasnąłem drzwi i zablokowałem zamki, wsadzając kluczyki do stacyjki i opuszczając parking, zanim zbyt wielu ludzi zdąży podejść blisko mojego samochodu.
Przeklinałem, krzyczałem i zrzędziłem przez całą drogę powrotną do Lake George, i uspokoiłem się dopiero, kiedy zobaczyłem tamtejsze liceum. Głęboko oddychając, skręciłem i pojechałem wzdłuż drogi, dostrzegając znajomą czerwoną furgonetkę zaparkowaną przy chodniku oraz brunetkę spieszącą do jedynej księgarni w całym miasteczku, z naręczami książek.
Mimo podłego nastroju, uśmiechnąłem się i zatrzymałem kawałek za nią, obserwując we wstecznym lusterku, czy nic nie uszkodzi moich drzwi, jeśli je otworzę. Po chwili wysiadłem i oparłem się o tył jej samochodu, kiedy zniknęła w drzwiach księgarni One More Time.
Gdyby to widziała, pewnie pomyślałaby, że ją prześladuję. Nie wystarczało to, że mieszkałem obok niej, ale również obserwowałem ją i spędzałem z nią czas odkąd przyjechałem dwa dni temu.
I było to coś, czego ja sam do końca nie rozumiałem. Nigdy wcześniej tak mnie do niej nie ciągnęło jak wczoraj. Nigdy nie zauważałem, że nawiedzała moje myśli w najmniej odpowiednich chwilach i chciałem, by była ze mną, kiedy robiłem zakupy. Nie myślałem o Belli tak, jak myślę o niej teraz.
Zamrugałem, patrząc na pokryty śniegiem trawnik przed księgarnią i mocno potrząsnąłem głową.
Wciąż nie mogłem myśleć o niej w ten sposób. Bella to jedyna osoba w tym małym miasteczku, którą mógłbym nazwać przyjacielem. I o to właśnie chodziło. O nic więcej, albo mniej. Była moją przyjaciółką.
Zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu zerwała z Jacobem. Nie mogła być dla mnie kimś więcej, bo jeszcze nie uporała się z rozstaniem.
Nie mogła.
- Edward?
Podskoczyłem na dźwięk jej głosu i natychmiast się wyprostowałem, śmiejąc się do siebie nerwowo.
- Co tutaj robisz?
Sięgnęła do otwartych drzwi furgonetki, których wcześniej nie zauważyłem, i wyciągnęła ze środka kolejną porcję książek.
- Próbowałem wybrać się na zakupy - westchnąłem, bezwiednie wyjmując książki z jej rąk. - I oczywiście nie wyszło.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona, skupiając całą swą uwagę na mnie.
Myślę, że chciałbym, żeby jej uwaga cały czas skupiała się na mnie i tylko na mnie. Wystarczyło dodać do tego fakt, że naprawdę mnie słuchała i się martwiła, a cała wyprawa do sklepu niemal stawała się tego warta.
Niemal... Ale nie do końca. Bo wracałem do domu bez jedzenia, a zaczynałem być już naprawdę głodny.
- Przyciągnąłem więcej uwagi, niż sądziłbym, że to możliwe - westchnąłem ponownie, kręcąc głową i wskazując podbródkiem w stronę księgarni, w żałosnej próbie odciągnięcia nas od tego, co mi się dziś przydarzyło. - Mam je tam zanieść?
No tak. Ze wszystkich głupich rzeczy, o które mogłeś zapytać, Edwardzie...
Oczywiście, że trzeba było je tam zanieść. W końcu to książki, a książki znajdowały się w księgarniach.
Od kiedy to będąc w jej towarzystwie, stałem się takim mało spostrzegawczym idiotą?
- Och, chyba jednak nie chcesz tego zrobić - zaśmiała się nerwowo, sięgając, by zabrać je z moich rąk. - Za ladą stoi twoja największa samozwańcza fanka.
Wzdrygnąłem się i prawie upuściłem wszystkie książki, zanim z łatwością je ode mnie wzięła.
To było niesamowicie zaskakujące, jak bez problemu potrafiła chwycić chwiejny stos bez wyrządzenia sobie krzywdy. Ale zdołała skręcić sobie kostkę, kopiąc samochód swojego ex.
Była największą zagadką, z jaką się spotkałem.
- Oj.
Pokiwała głową, przygryzając dolną wargę i zerkając pomiędzy mnie i drzwi wejściowe.
Łapiąc aluzję, też kiwnąłem głową i postąpiłem krok do tyłu, niezdarnie wsadzając stopę w kupkę śniegu, leżącą za samochodem.
- Ja, hmm... Zastanawiałem się, czy nie miałabyś ochoty wybrać się ze mną dziś na kolację?
Kiedy słowa wydostały się moich ust, moje oczy się rozszerzyły i ciężko przełknąłem, zastanawiając się, skąd do cholery mi się to wzięło. Nawet o tym nie myślałem. Wcześniej nie istniała taka opcja.
- Co? - spytała, wpatrując się we mnie.
- Uch - wymamrotałem, podnosząc rękę, by przeczesać nią włosy i wydając z siebie nerwowy odgłos, przypominający chichot.
Nie taki był plan. Przyjechałem tu, by unikać tłumów i zaszyć się w swoim małym domku, w szczerym polu; nie, żeby pchać się prosto do restauracji i spowodować kolejną scenę z Bellą.
A poza tym, o mój Boże, co jeśli zrobiliby nam zdjęcia...
Byłaby na okładkach wszystkich gazet, zasypywaliby ją pytaniami, gdziekolwiek by poszła... Nigdy więcej nie byłaby sama.
... I to wszystko przeze mnie.
Nie mogłem na to pozwolić. Nie zasługiwała na to. Ja sam wybrałem dla siebie ten styl życia i nie miałem zamiaru narażać na niego Bellę, jeśli nie musiałem tego robić. Nie zasługiwała na krytykę, jakiej by ją poddali, gdyby ją ze mną sfotografowali.
- Nieważne.
Błyskawicznie się odwróciłem, bawiąc się breloczkiem od kluczy, kiedy ponownie wszedłem na pokryty solą asfalt, rozglądając się na prawo i lewo, by upewnić się, że nie uderzy we mnie żaden samochód, gdy będę wsiadał do swojego wozu.
- Edwardzie, ja po prostu... Ja już mam na dziś plany!
- W porządku, Bello.
Nawet na nią nie spojrzałem, tonąc w siedzeniu dla kierowcy i odpalając samochód, jednocześnie mamrocząc do siebie, że jestem dupkiem.
I to wielkim.
Wielkim, bezmózgim dupkiem, w dodatku pozbawionym jaj.
Nie popatrzyłem na nią, jadąc kawałek wzdłuż drogi, skręcając w naszą uliczkę i trzaskając drzwiami, kiedy tylko auto zatrzymało się na podjeździe.
Niewiele z tego, co się dziś wydarzyło, wyglądało tak, jakbym tego chciał i poważnie zastanawiałem się nad powrotem do łóżka. Tam było ciepło, wygodnie i cicho. Nic nie mogło się nie udać, jeśli po prostu pozostałbym w jednym miejscu do końca dnia.
Przeszedłem po schodkach na werandę i przez drzwi wejściowe, a następnie rzuciłem całą zawartość moich kieszeni na stół w jadalni i zsunąłem ze stóp buty, wchodząc po schodach. Kiedy tylko znalazłem się w sypialni, zdarłem przez głowę koszulę, zrzuciłem z siebie spodnie i wskoczyłem do łóżka.
Ponownie zagrzebując się w pościeli, którą opuściłem tego ranka, za żadne skarby nie umiałem wyrzucić z głowy twarzy Belli.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin