FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nagi Koleś Z Góry (TNGUS) [T][NZ][+18] rozdział 29 (23.07) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:40, 28 Cze 2011 Powrót do góry

Napiszę krótko. Kocham Nagiego, i już.
Czy w paru zdaniach można pokazać różne oblicza miłości? Czy jeden rozdział może powalić na kolana? Czy ktoś odważy się opisać uczucia jakie rodzą się w sercu czytającego? Nie, tak, nie.
Im dalej czytam, tym bardziej chce więcej. Poznawanie miłości w najróżniejszych odmianach, powinno być podstawą wychowania. Relacje między rodzicami, przekazywane dziecku, miłość łącząca silnymi więzami. Wspomnienia, jak nieodebrane skarby, mimo, że powodują smutek i tęsknotę, są jak powiew wiosennego ciepła.
Poznawanie miłości innej, niż miłość rodziców, stawia wyzwania, o których nie mamy pojęcia, zanim nie dotknie nas uczucie. Gesty, słowa czyny, tym jest miłość.
Bella odkrywa przed Edwardem inny świat, pełen zapomnianych uczuć, przepędza demony przeszłości, cegiełka po cegiełce, rozbiera mur, za którym on ukrył swą wrażliwa duszę. Pokazuje mu swoją miłość, oddaje serce, ostrożnie przekracza granice jego świata. Strach? Tak, przed odrzuceniem. Ale czy można odrzucić Bellę?
I w końcu trochę humoru. Dialogi dziewczyn, nie mam słów. Rose tańcząca na rurze w metrze, też tak chcę, ale u mnie nie ma metra, a w tramwaju się nie da, kaftan bezpieczeństwa murowany.
Dziękuję za rozdział, boski. Przepraszam, że taki krótki komentarz, ale zbyt maluczka jestem, wobec takiego tekstu.
Pozdrawiam cieplutko!!!!!
Życzę weny, czasu, i cierpliwości!!!!
Kasia!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Śro 1:31, 29 Cze 2011 Powrót do góry

Uśmiałam się przy tym rozdziale, że nie wiem :P Rozbroiły mnie kompletnie te esemesy, no i przypadek Edzia Laughing Tak mi się udzieliło, że zaczęłam śpiewać razem z Rose. :D
Ta akcja w kościele też była niezgorsza, Bella potykająca się o ludzi, bo zobaczyła Edwarda z otwartą buzią. Rozpustnica jedna w domu bożym Laughing
Ile zostało rozdziałów? Chcę się psychicznie przygotować na to, co mnie czeka. Mam nadzieję, że trochę jeszcze tego zostało, i nacieszę się jeszcze Nagim.
Błędów nie było, trochę literówek.
Czekam z niecierpliwością, KW!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Śro 21:26, 29 Cze 2011 Powrót do góry

Trzeba talentu do stworzenia TAKIEGO ff-a, naprawdę. I tego autorce gratuluję szczerze. Długi, piękny rozdział o miłości godnej zazdrości, tak bardzo ludzkiej; emocjonalnej, czułej i dojrzałej. Chyba też zacznę wierzyć, że muszą istnieć we Wszechświecie dwie połówki tego samego jabłka. Sęk w tym, by na siebie trafiły. Obyśmy, dziewczyny , mogły być takimi BELLAMI , które widzą w dorosłym facecie serce chłopca i aby taki chłopiec w ciele mężczyzny nam się trafił-chociaż raz w życiu! Amen. Very Happy Very Happy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 9:14, 09 Lip 2011 Powrót do góry

Rozdziały można także znaleźć w formacie .pdf na [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 28
Edward

- Nie, nie, nie! – szeptałem, próbując uspokoić piękną dziewczynę, która pociągała nosem podczas rozmowy telefonicznej.
Spoglądając na mnie pokręciła głową, zanim odsunęła moją dłoń od jej policzka.
W pełni zrozumiałem, że to łzy szczęścia podczas rozmowy z matką, ale i tak chciałem ją uspokoić. Mieliśmy ostatnio zbyt wiele emocjonalnych chwil. Od tego momentu chciałem widzieć ją tylko uśmiechającą i śmiejącą się; wypełnić jej dni zadowolonymi westchnieniami, a może takimi pożądliwymi. Cóż, nie może. Na pewno.
- Teraz wiem, czemu byłaś w taki zabawnym nastroju, gdy tu byłaś – powiedziała Bela do mamy. – Och, zrobił to? – zapytała retorycznie posyłając mi żartobliwie gniewne spojrzenie.
Tak zrobiłem to. Gdy Renée była tu z wizytą na Wielkanoc skorzystałem z okazji i porozmawiałem z nią prywatnie, gdy Bella drzemała. Nazwij mnie staromodnym, ale lubię robić wszystko we właściwy sposób, a zabieganie o błogosławieństwo u jej matki było tego częścią. Ku mojemu delikatnemu zdziwieniu, Renée chętnie udzieliła swojego poparcia. W pełni podziwiałem jej powściągliwość, szczerze mówiąc. Bella i ja byliśmy ze sobą dopiero od pięciu miesięcy, a dopiero trzy odkąd podzieliliśmy się prawdziwymi uczuciami do siebie. Nasz związek może wydawać się pośpieszny dla postronnego obserwatora, ale w chwili, gdy Carlisle dał mi rodzinny pierścionek zaręczynowy – ten, który był noszony przez wiele pokoleń szczęśliwych mężatek – wiedziałem, że nie mogę dłużej czekać, by oświadczyć się Brązowookiej. Miałem zbyt wiele nieznaczących spotkań, zbyt wiele przypadkowych, jedynie cielesnych schadzek z kobietami, których wiedziałem, że więcej nie zobaczę. Z perspektywy czasu wiedziałem, że sposób, w jaki żyłem, dał porównać się śmierci głodowej jedząc jedynie czerstwe krakersy. Byłem „wygłodniały” czegoś prawdziwego, czegoś znaczącego. Wiedziałem, że mam to coś z Bellą i nie chciałem tego odpuścić. Pomimo mojej chęci posunięcia się do przodu, wciąż oczekiwałem, że Renée będzie się wahać. Na szczęście, nie była za bardzo zaskoczona i nie zrobiła mi wykładu pod tytułem „powinieneś zwolnić”, którego oczekiwałem. Tak naprawdę to opowiedziała mi o wielu podobieństwach między naszymi stosunkami, a jej własnym małżeństwem z Charliem – jak dwójka pozornie niepasujących do siebie ludzi, w rzeczywistości uzupełniała się. Widziała, jak szczęśliwi jesteśmy i powiedziała, że z całego serca aprobuje to. W zamian obiecałem, że potrzeby Belli będą zawsze ważniejsze od moich, choćby nie wiem co.
- Ale jesteś przebiegły – powiedziała chichocząc Brązowooka, rzucając swój telefon na stolik przed nami i usadowiła się na moich kolanach.
- Ja? Przebiegły? Nie wiem o co ci chodzi – odpowiedziałem, udając obrażonego.
- Och, naprawdę? Powinnam wiedzieć, czemu mama zachowywała się tak dziwnie. Była strasznie sentymentalna wieczorem, kiedy drzemałam w swoim pokoju, kiedy byliście sami i rozmawialiście – powiedziała, składając całość to, co chciałem przed nią ukryć, by nie popsuć niespodziewanych zaręczyn.
- Tak jak mówiłem Brązowooka, chciałem cię zaskoczyć – wyjaśniłem. – I oczywiście musiałem porozmawiać z twoją mamą. Chciałem mieć jej błogosławieństwo i było to właściwe posunięcie. – Pocałowałem ją delikatnie w czoło.
- To było słodkie z twojej strony – powiedziała z uśmiechem. – Moja mama naprawdę cię lubi. I jest szczęśliwa.
Brązowooka zeskoczyła z moich kolan, by posprzątać ze stołu – nasze śniadanie zostało zapomniane w świetle naszego nowego układu. Ja za to po prostu siedziałem i patrzyłem jak ona chodzi między stołem a kuchnią z szerokim uśmiechem ozdabiającym jej twarz. Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, kiedy zaczęła mówić do siebie.
- To jest Edward – powiedziała do nikogo. – Mój narzeczony – dodała wskazując na mnie nożem do masła, po czym znikła w kuchni.
Zanim się zorientowałem, pojawiła się ponownie tym razem machając gumową rękawiczką w moją stronę.
- Poznałeś Edwarda? Jesteśmy narzeczeństwem – wyjaśniła wymyślonej osobie.
Przy trzeciej rundce uznałem to za bardzo zabawne, kiedy kontynuowała to podczas rozwiązywania krzyżówki, którą wykonałem specjalnie dla niej – prawie.
- Edwardzie, to są kurewki twojej przeszłości. Kurewki przeszłości, to jest Edward – wskazywała między mną, a zupełnie pustą przestrzenią koło siebie. – Jest moim narzeczonym. Powiem wolno i wyraźnie, byście zrozumiały. Naaa-rzeee-czooo-nyyy! Tak, zrobił to. I sprawia to, że jest… no właśnie! – chełpiła się, kołysząc głową na boki. – Moim narzeczonym.
Kontynuowała tą wymyśloną rozmowę z tańcem szczęścia, który z jednej strony przypominał taniec Snoopy’ego, a drugiej… neurologiczne drgawki. Pomimo tego, była naprawdę urzekająca.
- Nie mogę przestać tego powtarzać – rozpływała się z dużym uśmiechem.
- Zauważyłem – odpowiedziałem śmiejąc się.
- Po prostu… nigdy wcześniej nikogo tak nie nazywałam – wyjaśniła, a na jej twarzy pojawiła się rozmarzona mina.
- Mam taką nadzieję, bo inaczej miałabyś dużo do wyjaśniania – powiedziałem udając głos Ricky’ego Ricardo i przyglądałem się jej żartobliwie.
- Nie, żadnych wyjaśnień. Jestem tylko szczęśliwa – westchnęła, siadając ponownie na moich kolanach.
- Posłuchaj. Ja, yyy, wiem, że jeszcze o tym nie rozmawialiśmy – zacząłem bardziej poważnym tonem. Próbowałem czuć się optymistycznie pomimo zdenerwowania, bo nie wiedziałem, jak zareaguje. – Ale myślałaś może o tym, kiedy chciałabyś wziąć ślub?
- Tak – odpowiedziała, wyglądając na tak samo zdenerwowaną jak ja, gdy bawiła się moją dłonią. – Ale to mnie zaniepokoiło, więc przestałam o tym myśleć.
- Poczułabyś się lepiej, gdybym powiedział, że też jestem zdenerwowany? – Unieruchomiłem jej dłoń, którą bawiła się z moimi palcami i pocałowałem ją w nią.
- Tak – powiedziała z długim westchnięciem patrząc mi w oczy. – Czemu jesteś zdenerwowany?
- Martwi mnie, że możesz pomyśleć, iż spieszymy się. Martwi mnie, że ja mogę pomyśleć, że ja się śpieszę – wyznałem.
- Sądzisz, że się śpieszymy, tak?
- Mózg mówi „może” – wyjaśniłem, wskazując na skroń, a następnie na lewą stronę mojej klaki piersiowej. – A serce mówi „nie” – dodałem z szerokim uśmiechem. – A co z tobą?
- Mózg mówi „może”, a serce „jutro uciekaj z ukochanym” – zaśmiała się.
- Jutro uciekaj z ukochanym? – potwierdziłem, nie mogąc nie śmiać się wraz z nią.
Coś w tej intensywnej euforii, którą czuliśmy oboje, miało doskonały sens, jakkolwiek niedorzeczne to było. Nie wiedziałem czy to zupełny obłęd, czy zupełny rozsądek. Jak to zawsze było między nami od samego początku, nic nie jest takie, jak się wydaje. Musieliśmy po prostu podążyć za tym, co czuliśmy, że jest właściwe. A to było niewiarygodnie właściwe.
- Zaufaj mi, Edwardzie, odkąd cię poznałam, moje serce jest dobre w przekonywaniu mózgu, by się zamknął – wyznała z uśmiechem. – Nie żałuję, że moje serce zawsze wygrywa. Nawet przez sekundę.
- Jesteś teraz mniej zdenerwowana? – spytałem.
- Z pewnością – odpowiedziała, całując mnie słodko.
- To dobrze, bo mam prośbę do ciebie, jeśli mogę być tak śmiały.
- Dawaj – odpowiedziała, drapiąc zarost na mojej brodzie.
- Chcę coś naprawdę wyjątkowego na moje urodziny – powiedziałem z uśmieszkiem.
- Chcesz wziąć ślub w swoje urodziny? – zapytała, patrząc na mnie ze zdziwieniem. Jej delikatny szok zmienił się po chwili w podejrzenie. – Po to, byś nie zapomniał o naszej rocznicy?
- Ha, ha. Bardzo zabawne. Nie, nie po to bym nie zapomniał daty. Ale dzięki za wiarę we mnie, Brązowooka – dodałem, łaskocząc ją po żebrach. Przestałem, gdy wiła się i zapewniła mnie, że tylko mi dokuczała.
- Dobra, to czemu chcesz wziąć ślub w swoje urodziny? – naciskała.
- Ponieważ - zacząłem całując każdy jej palec i zatrzymałem się na tym na którym nosiła pierścionek zaręczynowy, – to dzień, kiedy się urodziłem, ale jeśli także wyjdziesz za mnie tego dnia, będzie mi to też przypominać, że to dzień, w którym naprawdę zacząłem żyć – wyznałem, po czym chwyciłem jej twarz w dłonie.
- Jak mogę odmówić, kiedy mówisz w ten sposób? – odpowiedziała, zamykając oczy i oparła głowę na mojej dłoni.
- Zrobisz to, słodka? Wyjdziesz za mnie w moje urodziny? – zapytałem ponownie, chcąc jedynie jej potwierdzenia.
- Głowa mówi „szalona”, ale serce „na pewno” – wyszeptała, po czym pocałowała mnie głęboko.
- Co? – zapytałem zauważając grymas na jej twarzy, co sprawiało, że wyglądała na zmartwioną.
- Tak tylko myślę… dwa i pół miesiąca to nie za dużo czasu. Nawet jeśli będzie to mały ślub, to i tak trzeba dużo zrobić w dziesięć tygodni. To znaczy… Gdzie będziemy mieszkać? Ani moje ani twoje mieszkanie nie jest wystarczająco duże dla nas obojga. Myślę, że mogę mieszkać tutaj; musiałabym trzymać większość swoich rzeczy u siebie, ale nie mogę zrzucać się na twój czynsz jednocześnie płacąc swój – myślała na głos.
O cholera. Wiedziałem, że powinienem zacząć ten temat wcześniej.
- Do jasnej ciasnej, nawet nie wiem, czy mogę zatrzymać swoje mieszkanie. Nawet nie mam umowy najmu. Przechodzi z miesiąca na miesiąc. Co, jeśli właściciel będzie chciał, bym się wyprowadziła? – kontynuowała w panice.
- Yy. Wiesz… co do tego. Miałem zamiar zacząć ten temat – zacząłem śmiejąc się nerwowo. – Ja, yyy, jakby znam właściciela. W sumie to nie jest zły koleś. Całkiem rozsądny… godny zaufania, no wiesz, normalny – jąkałem.
Wpatrywałem się w twarz Brązowookiej i praktycznie widziałem tryby obracające się w jej głowie. Jest inteligentną kobietą, której ojciec był detektywem. Ale nie tylko to. Bella wydaje się mieć niezwykłą intuicję, gdy mówię mało konkretnie lub w połowie prawdę. Teraz jedynie musiała złożyć w całość wszystkie kawałki i już po mnie. Powiedzieć, że jestem w gównie po uszy to niedopowiedzenie.
- Znasz właściciela? – zapytała, unosząc dociekliwie brew tak, jak zawsze to robi, gdy pytanie o coś, a już zna odpowiedź.
- Tak… można tak powiedzieć – zaoferowałem drżącym głosem, gdy odwróciłem wzrok od jej twarzy i skierowałem go na podłogę i znowu na jej twarz, po czym uśmiechnąłem się nerwowo.
- Edwardzie - zaczęła, patrząc na mnie spod zmrużonych powiek, chwyciła moją twarz, czym zmusiła mnie do spojrzenia na nią. – Czy jest jakaś malutka szansa, że to ty jesteś właścicielem? – naciskała przeszywając mnie wzrokiem.
- Yy, tak jakby? – zaoferowałem żałośnie.
- Tak jakby? – powtórzyła. – Jak możesz być „tak jakby” właścicielem?
- Ponieważ kamienica należy do Masen Holdings. Jeśli spojrzysz na najem, to masz to nam wpisane. Więc, no wiesz, technicznie, to budynek nie jest mój – próbowałem wyjaśnić, ledwie co o tym przekonany.
- Okej, sprawdźmy, czy rozumiem – odpowiedziała, kręcąc głową, po czym podrapała się po czole. – Powiernictwo Masen posiada ten budynek, ale ty nie, chociaż ty posiadasz to powiernictwo?
- Tak – powiedziałem wypuszczając powietrze z płuc. Delikatnie zsunąłem Bellę z moich kolan, zanim zacząłem dalej wyjaśnić. – Wiem, powinienem był ci powiedzieć. Ale kiedy poznaliśmy się, to jak mogłem? Nie miałem pojęcia, że to ty jesteś najemcą, zanim się wprowadziłaś, przysięgam. A przedstawianie się jako „właściciel budynku”, chociaż nie zrobiłem nic związanego z konserwacją czy zebraniem czynszu… nie miałem pojęcia, jak to wyjaśnić, aby nie brzmiały pretensjonalnie. „Cześć, jestem Edward. Odziedziczyłem wszystkie te pieniądze, na które nie pracowałem, więc kupiłem ten budynek. Jesteś moim dzierżawcą, chociaż ja nie mam nic wspólnego z zarządzaniem własnością”. To po prostu… nie wiedziałem jak zacząć ten temat. Po prostu nie mogłem – wyznałem. – Nie lubiłaś mnie, gdy się poznaliśmy. A powiedzenie ci, że jestem właścicielem spółki powierniczej wpisanej w twoim najmie nie sprawiłoby, że wypadłym lepiej. Przynajmniej ja tak to widziałem.
- Edwardzie - zaczęła, krzyżując ręce na piersi i stukała palcami o przedramiona, zanim spojrzała na mnie zmrużonymi oczami. – Chcesz mi powiedzieć, że przez cały ten czas pobierałeś czynsz od swojej dziewczyny?
- To pytanie retoryczne, bo technicznie rzecz biorąc, nie miałem zamiaru ci nic mówić… jeśli, yyy, będziesz chciała przejść do konkretów? – wyjąkałem.
Gdy wpatrywała się we mnie, wymamrotałem cicho „nie krzywdź mnie”, co wyszło raczej jak jęknięcie.
- Obawiam się, że jest tylko jeden sposób, by to rozwiązać –powiedziała z poważną miną.
Mój żołądek zaczął się zaciskać. Tym razem chyba naprawdę musiałem to zrobić. Zapewne posądzi mnie o dupka niemówiącego prawdy, któremu nie można zaufać.
Bella siedziała teraz na mnie okrakiem z plecami do przestrzeni salonu. Nagle odsunęła się ode mnie upadając do tyłu. Szybko pochyliłem się, by złapać ją, ale wierciła się, po czym sturlała się na podłogę i pociągnęła mnie na siebie. Wymamrotałem „oomff”, kiedy całą siłę upadku oparłem na przedramionach i kolanach, by nie upaść na Bellę.
- Niech bicie się rozpocznie – warknęła głośno do mojego ucha, po czym zacisnęła nogi i ramiona wokół mojego torsu, jakby była pułapką na niedźwiedzie.
Tylko nie zapasy. Ona naprawdę wie, jak mnie ukarać.
Wiedziała jak ocierać się o mnie w pełni ubrana, wszystko poza granicą „wygłupiania się”, tak, bym oszalał. Robiła to częściej zanim zaczęliśmy uprawiać seks. W sumie to myślałem, że już o tym zapomniała. Ale najwidoczniej nie.
- Brązowooka… proszę… nie uda! – błagałem, gdy zamieniliśmy się miejscami.
Wiła się jak wąż i, do diabła, jeśli nie jest żwawa i ukradkowa, kiedy nie stoi pionowo.
Zanim się zorientowałem, trzymała mnie w nożycowym uścisku z udami ściskającymi moją szyję. Ramiona miałem skrzyżowane z przodu, a ona trzymała mocno moje nadgarstki.
- Będziesz jeszcze coś przede mną ukrywał, Edwardzie? – domagała się, dysząc z powodu tego rzucania się i szarpania, przez co zrobiłem się twardy.
- Nie będę – wychrypiałem, a moja tchawica zaciskała się w najbardziej boleśnie erotyczny sposób.
- Obiecujesz? – naciskała i to dosłownie.
Moja tchawica była powoli miażdżona przez miękkie… gładkie… lekko pachnące czekoladą krągłości jej ud.
Zamknąłem oczy gubiąc się w uczucia jej ciała owiniętego wokół mnie. Bella jest niewiarygodnie seksowna, kiedy ją irytuję, i kiedy mój mózg oddaje kontrolę penisowi, zmieniając tok myślenia.
Tak mleczno biała, słodko pachnąca i piękna. Chcę umrzeć tutaj.
- Edward! – warknęła. Zakręciło mi się w głowie, kiedy próbowałem przypomnieć sobie czemu ona była taka zdenerwowana. – Obiecaj, że nie będziesz nic przede mną ukrywał. Mam gdzieś, jak mało ważne ci się będzie to wydawało.
Cholera. Kamienica.
- Tak! Obiecuję! – skapitulowałem z zapałem.
- Dobry chłopiec – pochwaliła.
Sapnąłem lekko, kiedy zauważyłem, że pochwała idzie w parze z bardzo, ale to bardzo erotycznym falowaniem jej bioder, czego rezultatem było, iż jej krocze macha mi na przywitanie kilka centymetrów od mojego nosa. Gdyby mój penis mógłby jej odmachać, na pewno by to zrobił.
Zdecydowałem, że moja przyszła żona jest demonem. Było kilka czynników w tej diabelskiej intrydze opanowania mojej duszy, a mianowicie: jej piękne ciało, upajający zapach i mój zahipnotyzowany fiut. Prawdę mówiąc, jestem głupcem, jeśli wierzę, że mogę na tym zakończyć tą listę. Największym współsprawcą tego jest moje serce. Ta kobieta może mieć, co tylko chce – robić, co tylko chce – tak długo, jak ją to uszczęśliwia. I to dlatego, że jej szczęście zmusza moje serce do bicia. Czasami bije ono jak oszalałe na są myśl o niej na myśl, że nie będę tym wszystkim, czego będzie pragnęła. Ale w najlepszym przypadku moje serce pęcznieje na widok jej uśmiechu, westchnienia, śmiechu. Kocham Bellę Swan w każdym calu.
Postanawiając zakończyć moje tortury, wsunąłem ramiona pod nią i zdjąłem ją z siebie, układając ją na plecach. Usadowiłem się tak, by położyć się koło niej na boku z głową opartą na łokciu. Palcami wolnej ręki zataczałem leniwe kółka na jej brzuchu.
- To naprawdę nie jest moja kamienica, Brązowooka – powiedziałem jej.
- Edwardzie, nie zaczynaj znowu z tymi „technicznymi” sprawami – sprzeczała się, wywracając oczami.
- Nie mówię o powiernictwie, ani nic z tym związanym – przeciwdziałałem.
Bella zaśmiała się rozdrażniona.
- To o czym mówisz, doktorze Cullen? – zapytała, patrząc na mnie sceptycznie.
- Brązowooka – powiedziałem chwytając jej dłoń. – Nie jest moja… ponieważ jest nasza. Chodzi mi o to, że… to miejsce, każda cegła, każda zardzewiała rura, każda skrzypiąca deska podłogowa należy do nas obojga. Nie umiem myśleć o tym w inny sposób. Nie mogę żyć tutaj bez ciebie i naprawdę nie chcę się wyprowadzać – wyznałem.
- To… zdumiałeś mnie – wyjąkała, kręcąc głową. Pogłaskała mnie po policzku wierzchem palców. – Jak mogę być nadal zła na ciebie, kiedy mówisz takie rzeczy?
- Mimo wszystko, miałaś rację, by się wściec. Raczej nie powinienem był tego przed tobą ukrywać. Ale biorąc pod uwagę to, jak widzę to miejsce jako nasz dom, nie tylko mój, chyba nie ma znaczenia, czyje nazwisko jest w dokumentach. Zanim cię poznałem, to był tylko budynek mieszkalny dla mnie. A teraz… to jedyne miejsce w świecie, o którym mogę myśleć, gdy wychodzę z pracy, ponieważ ty tutaj jesteś… i dzięki temu to jest dla mnie „dom”.
- Edward, kochanie – wymamrotała, a jej mina zmiękła.
Pocałowała mnie słodko i powoli. Gdy odsunęła się, przesunąłem palcami po jej miękkich, pulchnych wargach i uśmiechnąłem się. Jej twarz była zrelaksowana, spokojna. Podejrzewałem, że zostało mi wybaczony mój brak rozwagi, ale chciałem wyjaśnić więcej.
- Nie mówię tego dla zaspokojenia, naprawdę – uściśliłem – Po prostu mamy tyle dobrych wspomnień. Nigdy wcześniej nie miałem takiego domu, gdzie wspomnienia są tylko dobre.
- Możemy mieć ich więcej? – zapytała z wielkimi i dziecinnymi oczami. – Więcej szczęśliwych wspomnień?
- Oczywiście. Im więcej, tym lepiej – wyszeptałem całując ją delikatnie.
- Kocham cię, Edwardzie Cullen – powiedziała.
- Też cię kocham, Bello Swan. Wybaczyłaś mi?
- Mózg mówi „trzymaj urazę”, ale serce „wybacz temu retorowi” – odpowiedziała chichocząc.
Upewniłem się, że jej śmiech zmienił się w małe westchnienia i jęki, gdy wolno całowałem jej twarz i szyję. Rozpiąłem każdy guzik jej słodkiej piżamy i zdjąłem także pasujące spodnie. Nie śpieszyłem się podczas ukazywania miłości każdej części jej ciała: całując, liżąc, szczypiąc i pieszcząc.
W szkole medycznej nauczyłem się wszystkiego o kobiecej anatomii i wykorzystywałem tę wiedzę podczas lat flirtowania z przypadkowymi kobietami do czasu, aż uważałem siebie za samodzielnie wyedukowanego specjalistę w zakresie kobiecej seksualnej wrażliwości. Ale tak naprawdę, nie było to warte tego doświadczenia, aż z Brązowooką uzyskaliśmy intymność. Dzięki temu mogłem pokazać jej moim ciałem to, czego nie mogłem wyrazić słowami.
By okazać szacunek jej potrzebom, zarówno cierpliwość i delikatnego pogrążeniu się w głąb jej seksualności, używałem łagodnego dotyku na jej ciele przekazując tym „nie obawiaj się, chcę jedynie byś czuła się dobrze”. Gdy zrobiłem coś nie tak, przepraszałem za urażenie jej i doprowadzenie do płaczu poprzez całowanie jej wilgotnych oczu i delikatne kołysanie naszymi ciałami, a każdy wolny ruch oznaczał „zasmuciłem jedyną dziewczynę, która znaczy dla mnie bardzo wiele i przepraszam”.
To, jak widziałem seks z Bellą, jest tylko jednym z wielu przykładów mojego nowego istnienia. Teraz wszystko w moim życiu było wzmocnione, z pełnością i rozmiarem, moje życie zyskało sens.
Kilka następnych tygodni minęło tak szybko, że ledwie miałem czas, by zatrzymać się i zrelaksować, zanim znów musiałem się śpieszyć. Byłem tyle godzin w szpitalu, jak to możliwe dla człowieka – nie chciałem, by był jakiś problem, abym wziął dobry, wydłużony urlop na miesiąc miodowy na koniec czerwca.
Ostatni semestr studiów Belli dobiegał końca i wydawało się, że cały czas siedzi z nosem w książkach, albo szybko pisze coś na klawiaturze. Między stosem prac do napisania i ostateczną sesją, była zajętym molem książkowym. Jednakże cieszyłem się z tego, ponieważ długo siedziałem w pracy.
Gdy nie była pochłonięta szkołą, Bella próbowała robić plany ślubne z pomocą Alice i Rose, ale szybko zauważyłem, że każda interakcja z jej przyjaciółkami zazwyczaj kończyła się jej frustracją. Chociaż zapewniała mnie, że „pracuje nad tym”. Domyśliłem się raczej szybko, że typowe planowanie jest wstrętnym i nikczemnym zajęciem, nie przeznaczonym dla tych z nas ze słabym temperamentem, albo chromosomem „Y”.
Przed tym, jak zaręczyłem się z nią, nigdy nie miałem pojęcia, jak wiele rzeczy składa się na to. Kilku z moich męskich przyjaciół ze szkoły medycznej ożeniło się przez ostatnich kilka lat i każdy z nich narzekał na swój sposób na to, ile pracy to wymagało, zazwyczaj od strony panny młodej, z panem młodym jedynie kiwającym głową i obiecującym, że zjawi się na czas. Co do mnie, to nie miałem ani trochę pojęcia o ślubach, byłem jedynie zaproszony na kilka. Zjawiałem się jako gość; jadłem, piłem i wychodziłem… najczęściej z druhną. Ale teraz, kiedy stałem w błyszczących, skórzanych butach do ślubu, ślub nabrał dla mnie całkowicie nowego znaczenia. Bella, chociaż nie była z tych dziewczęcych kobiet (jak to ujęła), wciąż chciała przynajmniej trochę podstawowych tradycji i nie mogę powiedzieć, że chciałem inaczej. Też lubiłem te rzeczy. Ale nie za bardzo przejmowałem się kolorem obrusów na weselu. Próbowałem zachowywać się przyzwoicie, kiedy tylko mogłem, świadom, by nie zranić jej uczuć.
- Edwardzie? – zapytała, patrząc na mnie, gdy jedliśmy pizzę na kanapie w moim salonie.
Większość dnia spędziliśmy na przenoszeniu naszych rzeczy między naszymi mieszkaniami, by Bella mogła wreszcie – oficjalnie – zamieszkać ze mną. Ale nie tylko to. Byliśmy chętni, by zmienić sypialnię Belli na pokój gościnny, by Renée mogła zostać na dole, kiedy przyjedzie do Bostonu. Będzie tutaj przez dobre trzy tygodnie, by pomóc ze ślubem i nie powinna znosić spania na kanapie przez tak długi czas. A co ważniejsze, jestem pewny, że nie mógłbym znieść nieobecności Belli w moim łóżka przez tak długo.
- Hmm? Co ci siedzi w głowie? – odpowiedziałem patrząc na nią, gdy uniosłem butelkę z piwem i wziąłem długiego łyka.
- Usta – westchnęła. – Tfu! – Pokręciła głowa szybko, by oczyścić myśli. Chciałem zapytać „co z moimi ustami?”, chociaż wiedziałem, o co chodzi. Jedynie uśmiechnąłem się do niej i odpuściłem… na razie. – Porozmawiajmy o planach ślubnych, ok? – powiedziała wreszcie, wysławiając się.
- Oczywiście – odpowiedziałem, uśmiechając się pozornie, ale w duchu miałem nadzieję, że nie zasypie mnie pytaniami o moją opinię o rzeczach, o których, szczerze, mam niewielkie pojęcie.
- Ja nie - zaczęła. – Miałam na myśli… nie mogę. Och, pieprzyć moje życie! – jęknęła, zakrywając twarz dłońmi.
Byłem zaskoczony jej niepokojem i wytrąceniem z równowagi.
- Brązowooka, o co chodzi? – zapytałem rozważając, że nie tylko plany ją stresują, ale sam ślub.
- Edwardzie… wszystkie te „rzeczy”. Jest ich za dużo – odpowiedziała z paniką w głosie. - Potrzebujemy salę i catering, i kwiaciarza, i fotografa, i barmana, i kelnerów. A później musimy wybrać porcelanę i ozdoby na stół… zapomnij o mojej pracy magisterskiej, bo to jest najbardziej skomplikowany projekt, z jakim kiedykolwiek miałam styczność – lamentowała, a jej frustracja spowodowała głębokie zmarszczenie na jej czole.
- Więc tego nie rób – powiedziałem prosto.
- Nie mogę tak po prostu tego nie zrobić – odpowiedziała marszcząc brwi. – To tak nie działa.
- A kto tak powiedział? – zapytałem uśmiechając się do niej. – Możemy uciec, pojechać do Vegas albo nawet Meksyku. To nie ma dla mnie znaczenia. Chcę tylko, żebyś za mnie wyszła.
- Też chcę wziąć z tobą ślub. Ale… nie powinniśmy uciekać. Wiem, że to „nasz dzień” i w ogóle, ale chcę, by była tam moja mama i babcia. Chcę by Carlisle, Esme i Patrick byli częścią ważnego dla ciebie dnia.
- Też chcę, by oni tam byli, ale jestem całkiem pewny, że oni przyjdą ze wzglądu na nas, a nie przez catering czy ozdoby na stole.
Bella spojrzała na mnie z uśmiechem i westchnęła ciężko.
- Masz rację. Tylko wydaje mi się, że nic nie idzie tak, jak powinno. Nawet nie mogę znaleźć odpowiedniego miejsca na wesele. Wszędzie, gdzie sprawdzałam to, albo są już rezerwacje, albo sala jest za mała, albo jest za daleko… czuję się jak Złotowłosa. Nie mogę znaleźć miejsca, które jest „właściwe”.
- Nie jesteś Złotowłosą – wykpiłem. – Ona często dramatyzuje, a ty jesteś jedynie wysublimowana. To wielka różnica – wyjaśniłem, po czym wziąłem niezjedzoną przez Bellę skórkę pizzy i ugryzłem ją.
- Taa, lepiej znajdź szybko „właściwą” owsiankę, fotel i łóżko, albo niedługo nie będzie wesela jak z bajki – wkurzyła się, podpierając brodę na dłoni.
- Ej, możemy wziąć ślub w ratuszu i byłoby „właściwie”. Lepiej niż „właściwie”. Idealnie – powiedziałem jej.
- Dziękuję, kochanie. Jaki z ciebie królewicz z bajki – uśmiechnęła się, ocierając stopę o moją łydkę.
- Nie, jestem wielkim, złym wilkiem, pamiętasz? Chucham i zdmuchuje z ciebie ubrania - zażartowałem, chwytając jej stopę i przesunąłem po niej opuszkami palców.
- Hmm – zamruczała, odchylając głowę do tyłu, gdy delikatnie masowałem jej stopę. Zamknęła oczy, a na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech. – Jakiś ty przebiegły w zburzeniu mojej siły charakteru i rozważnego podejmowania decyzji w postaci domku z cegły.
- Ona jest domkiem… z cegły(1) – zaśpiewałem, puszczając oczko do Brązowookiej, kiedy spojrzała na mnie i zaśmiała się zachwycająco.
- Najpierw bajki, a teraz Commodores? Rujnujesz moje użalanie się sprawiając, że uśmiecham się i śmieję. Byłam gotowa użalać się nad sobą i w ogóle. Rujnujesz takie coś – oskarżyła marszcząc nos.
- No wiesz, może dobrym pomysłem byłoby zadzwonić do mojego taty i Esme. Jestem pewny, że zaproponowaliby coś – zaoferowałem czując, że to czas, abym pomógł. Wyraźnie, byłem tutaj zupełnie nie w temacie i było to także oczywiste dla Belli.
Kiwnęła głową i wyszeptała „dziękuję”, po czym pocałowała mnie.
- A poza tym, Carlisle jest moim drużbą i jego zadaniem jest pomóc. W dawnych czasach, przyszedłby ze mną, by cię porwać pod osłoną nocy i zabralibyśmy cię do mojej wioski.
- Powiem jedynie: dzięki Bogu, iż stare czasy są… stare – odpowiedziała, odsuwając stopę od mojej masującej ją dłoni.
- No co? Nie byłabyś zadowolona, gdybym porwał cię, byś została moją szczęśliwą żoną i urodziła mi wielu synów? – zapytałem, udając oburzenie.
- Zaraz cię uderzę, Cullen. Przestań zachowywać się jak Neandertalczyk – ostrzegła mnie, zanim kopnęła mnie w nogę tą samą stopą, którą przed chwilą masowałem.
- I widzisz, to jest ta mała złośnica, którą kocham. Poślubiłbym ją tu i teraz, poślubiłbym ją gdziekolwiek – powiedziałem jej, mając nadzieję, że doktor Seuss rozumiał kobiety lepiej ode mnie.
- Zacytowałbyś lepiej książkę o jajkach –ripostowała, wywracając tymi ładnymi oczkami.
Wyciągnęła rękę i czekała, aż podam jej mojego BlackBerry, by mogła zadzwonić do Carlisle’a. Uśmiechnęła się dumnie na widok mojego telefonu. To był już jej zwyczaj.
- Uwielbiam ten telefon – wyznała z wesołością.
- Wiem i wciąż się dziwię, że tak cię zachwyca.
- To, co zrobiłeś tym przedmiotem… zupełnie mnie zmiękczyło – wymamrotała z rozmarzonymi oczami.
- Już o tym wspominałaś, i to często – powiedziałem z dumnym wyrazem twarzy.
- Bo to prawda. Nie wiem, jak telefon może być tak… wspaniały – rozpływała się.
- Mówisz o seksie przez telefon, tak?
- Edwardzie! Wiesz o czym mówię – awanturowała się, uderzając mnie w ramię.
- Nie wiem – skłamałem.
- Przestań się ze mną drażnić.
- Och – wykrzyknąłem, udając, że coś mi właśnie zaświtało. – Chodzi ci o to, jak posadziłem cię na moich kolanach i usunąłem z niego każdy kontakt do kobiety? Chyba trochę to pamiętam.
- Tylko trochę, hę?
- Tak, ale… jeśli się nad tym zastanowię, chyba nazwałaś to Wielką Eliminacją Kurewek 2010. Muszę przyznać, że za bardzo się wtedy cieszyłaś.
- To prawda, nie będę kłamać. Widząc, jak wszystkie te imiona zmieniły się w popiół, było jak pieczenie pianek. Pieczone Piankowe Kurewki.
- Moje dni jako „ten koleś” są całkowicie skończone – powiedziałem poważnie. – Moje nasionka są dobre i rozsiane.
- Masz wystarczająco nasion, by wykarmić cały kraj trzeciego świata. Kolesie od ciasteczek owsianych nie mogą się z tobą równać – dokuczyła mi.
Zmarszczyłem brwi, próbując sprawić, by czuła się winna z nabijania się ze mnie.
- Wiem, wiem. Nie robi to na tobie wrażenia – psioczyłem.
- Chciałabym móc być mniej szczera co do tego… ale nie mogę się oprzeć. – Puściła oczko.
- Wiem, że nie możesz się mi oprzeć – sapnąłem, próbując uspokoić moje zranione zuchwalstwo. – W to się w pakowałaś razem ze mną. A teraz, zadzwoń do Carlisle’a, byśmy mogli ustalić jak utkwisz ze mną do końca swojego życia – nalegałem, po czym pocałowałem ją w usta.
- Co za ciężar utkwić na całe życie z przystojnym, mądrym, czarującym i wspaniałomyślnym lekarzem, który mnie rozpieszcza. Nikomu bym tego nie życzyła. A zwłaszcza nie twoim kurewkom - powiedziała śmiertelnie poważnie z ciężkim westchnieniem.
- Ty, moja droga narzeczono, jesteś królową dwuznacznych komplementów. Nie jestem pewny, czy pieścisz, czy tylko zgniatasz mojego ego.
- Daj mi już ten telefon, doktorze Drażliwy – warknęła żartobliwie.
Podniosłem wysoko ponad głowę telefon, więc Bella rzuciła się na moje kolana, a jej tyłeczek poruszał się wspaniale na moich udach.
- Dla ciebie Ckliwy, Brązowooka – powiedziałem śmiejąc się, gdy złapałem ją za pupę wolną ręką. Jej tyłeczek stwarzał znaczące zakłócenie i nie udało mi się powstrzymać jej, kiedy wzięła telefon z mojej ręki i przyłożyła go do ucha. – Boże, uwielbiam twoją pupcię – jęknąłem.
- Ja też ją uwielbiam i hajtnę się z nią – odpowiedziała, kręcąc głową i zaśmiała się.
- Kobieto, uwielbiasz drwić ze mnie, nieprawdaż? Swoimi prztyczkami i pięknem – powiedziałem, przesuwając ręką pod jej bluzkę i gładziłem jej kręgosłup.
- Edwardzie, dzwonię – zrugała mnie.
Szybko odwróciła się, co było idealne, ponieważ dzięki temu moja dłoń perfekcyjnie przemieściła się na jej piersi.
- Och dziękuję, Brązowooka, tak o wiele lepiej – zażartowałem, pocierając kciukiem jej sutek.
Bella otworzyła szeroko oczy, a jej policzki oblał piękny rumieniec, kiedy usłyszałem, jak Carlisle odebrał telefon. Jednak, nie mogłem zmusić się do zaprzestania pieszczenia jej.
- Cześć… yyy, Carlisle? Tak, cześć. Tu, yyy, Bella? Swan? – charkotała reagując, jakby Carlisle wszedł do pokoju, albo przynajmniej umiał czytać nam w myślach.
Wyłowiła moją dłoń spod swojej bluzki i posłała mi wrogie spojrzenie, podczas rozmowy z moim tatą.
Po dobrych czterdziestu pięciu minutach rozmowy mojej Belli na naszym końcu, a na drugim Carlisle’a i Esme, zdecydowaliśmy o naszych planach ślubnych. Nie tylko łatwiej było zająć się wszystkimi szczegółami, ale także włączy w to wszystkich, którzy są dla nas ważni. Gdy zakończyliśmy konwersację Bella wyglądała na szczęśliwą i rozentuzjazmowaną, a ja odetchnąłem cicho z ulgą. Nie musiała już martwić się sama o wiele i tylko to miało dla mnie znaczenie.



(1) Cytat z piosenki „Brick House” Commodores, gdzie „brick house” oznacza silną, seksowna kobietę. (przyp. tłum)


Rozdział 29


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dreamteam dnia Sob 9:31, 23 Lip 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 10:04, 09 Lip 2011 Powrót do góry

Drobne błędy, które wpadły w oko:
Cytat:
Czasami bije ono jak oszalałe na są myśl o niej na myśl, że nie będę tym wszystkim, czego będzie pragnęła.


Tu coś uciekło, trzeba poprawić to zdanie.

Cytat:
Podejrzewałem, że zostało mi wybaczony mój brak rozwagi, ale chciałem wyjaśnić więcej.


Powinno być "został"

Cytat:
To prawda, nie będę kłamać. Widząc, jak wszystkie te imiona zmieniły się w popiół, było jak pieczenie pianek.


Może się czepiam, ale bardziej pasuje tutaj "patrząc" Wink


Cytat:
- Wiem, że nie możesz się mi oprzeć – sapnąłem, próbując uspokoić moje zranione zuchwalstwo. – W to się w pakowałaś razem ze mną. A teraz, zadzwoń do Carlisle’a, byśmy mogli ustalić jak utkwisz ze mną do końca swojego życia – nalegałem, po czym pocałowałem ją w usta.


"wpakowałaś" - zapisujemy razem

Cytat:
- Ty, moja droga narzeczono, jesteś królową dwuznacznych komplementów. Nie jestem pewny, czy pieścisz, czy tylko zgniatasz mojego ego.


Bez przecinka po "Ty".

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Czas na komentarz:

Wooooow :)
Nareszcie w Edwardzie pojawia się coś kanonicznego - ta tradycyjność i rozmowa z matką Belli o ślubie i prośba o błogosławieństwo :)

Oj, Edek wpadł z tą wiadomością o tym, że jest właścicielem kamienicy, oj, wpadł :D Swoją drogą, mógł powiedzieć na początku znajomości - szczególnie, że nie bardzo się wtedy lubili Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Sob 13:42, 09 Lip 2011 Powrót do góry

Z każdym rozdziałem zbliżamy się do końca, w sumie to już półmetek i chciałam podziękować Wam dziewczyny, za wytrwałość, trud, włożony czas i serce w to tłumaczenie, które podbiło mnie strasznie.

Początkowo niezobowiązujące spotkanie przerodziło się w układ,a następnie przeistoczyło w naprawdę głęboki emocjonalnie związek dwóch dusz.
Całkowicie inni, a tak idealni.
"Ten koleś" na chwilę obecną już nie istnieje, a jego lepsza strona w każdym rozdziale ukazuje jak dużo ciepłych i silnych uczuć łączy Edwarda z jego Brązowooką.
Uwielbiam Nagiego i Wasze tłumaczenie, które jest świetne.

Dziękuję za kolejny świetny rozdział i będę czekała (nie)cierpliwie na kolejną część. Pozdrawiam gorąco :D

Yve.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Sob 14:46, 09 Lip 2011 Powrót do góry

nareszcie coś się ruszyło:D
rozmowa o najmie genialna oby więcej takich:)
ciekawe co będzie dalej i jak ślub i wesele pójdą
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olencjaa
Gość






PostWysłany: Sob 16:08, 09 Lip 2011 Powrót do góry

Niecierpliwie czekałam na ten dzień, kiedy pojawi się kolejny rozdział i wreszcie on nadszedł z czego bardzo się cieszę, bo mogę śledzić dalsze losy moich ulubionych bohaterów. Na pewno Edward się denerwował przed rozmową z Renee o zaręczynach i prosząc ją o błogosławieństwo. Na mojej buzi pojawiła się ogromna ulga, gdy okazało się, że matka Belli nie torturowała go pytaniami i odrazu wyraziła zgodę. Haha, ale Cullen wpadł, jak śliwka w kompot mówiąc Belli o temacie wynajmu,a dziewczyna dała mu niezłą nauczkę przynajmniej teraz wie, że trzeba mówić sobie o wszystkim nie owijając w bawełnę.Ta rozmowa Belli z wymyśloną osobą była poprostu śmieszna i zabawna widac było, że jest szczęśliwa i musiała te tym razem pozytywne emocje jakoś z siebie wyrzucić. Z niecierpliwością czekam na 27.07, bo wtedy ukaże się kolejna część i jestem ciekawa, jak będzie zorganizowany ślub i czy będzie opisany miesiąc miodowy tych dwojga.
Pozdrawiam i dziękuję za kolejny świetny rozdział mimo, że kilka błędów mi się w oczy rzuciło, ale każdemu zdarzają się potknięcia. Wink
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 16:40, 09 Lip 2011 Powrót do góry

Czy ktoś ma pod ręką takiego Edwarda? Wpisuję się na listę, może być pozycja numer jeden. Ruszyło galopem, i nie mogę doczekać się ślubu, bo coś mi mówi, że będzie się działo.
Dialogi jak zwykle ekstra, powodujące, że poznawanie siebie jest staje się niemal erotyczne. Jedno z nielicznych opowiadań, w którym Bella i Edward wydają się normalni. Żadnej psychologicznej analizy, porównań, przemyśleń, tylko zwyczajna rozmowa, czysta rzeczywistość. Faceci, choć z pozoru twardzi i obojętni, mają w sobie pewną dawkę romantyzmu.
Całe opowiadanie, nie zawaham się określić, książka, są nasycone ciepłem, erotyką i dużą dawką pozytywnych emocji, mimo przykrych przeżyć w przeszłości.
Jestem wielką fanką Nagiego, jednego z nielicznych opowiadań, przemawiających do mojej wrażliwości.
Dziękuję za tłumaczenie, jest fantastyczne, mimo, że zdarzają się błędy, nie mnie je wytykać. Jestem marną czytelniczką, pyłkiem we wszechświecie, i skłaniam głowę przed tłumaczkami.
Pozdrawiam cieplutko!!!!!!!!
Kasia!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Sob 23:20, 09 Lip 2011 Powrót do góry

Interesuje mnie, czy autorka wymyśliła ten FF, czy pisała z własnego doświadczenia? Bo tak idealna miłość chyba nie istnieje, a może tylko tak rzadko się trafia? Do tego dochodzi jeszcze wspaniałe tłumaczenie, faktycznie , ktoś tu sensownie zauważył, że to dialogi B i E są bardzo przesiąknięte erotyką. Szalenie podobała mi się Bella, wyrzucająca z siebie emocje w rozmowie z nieistniejącymi postaciami, była w tym taka dziewczęca! Zazwyczaj gadamy same do siebie, gdy nikt nas nie słyszy, a ona postanowiła tak niekonwencjonalnie dać upust swej radości; oto wychodzi za mąż za niebanalnego faceta.
Cieszy mnie dość powściągliwa i nietypowa w zachowaniu Renee, obyła się bez tej swojej irytującej czasami egzaltacji.
Teraz czekam na ciążę Belli i fachowe odebranie przez tatę-specjalistę potomka lub potomkini.....


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aquarius
Nowonarodzony



Dołączył: 07 Gru 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:25, 09 Lip 2011 Powrót do góry

Zgłupiałam.
Był opisany moment oświadczyn i poprzedni rozdział nie jest dodany w całości czy tak ma być - bez oświadczyn?
Czy może jakimś cudem je zgubiłam?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 8:36, 10 Lip 2011 Powrót do góry

Aquarius: nie wiem co się stało, ale forum "zeżarło" kawałek posta, ale już to naprawiłam Wink

P.S. Dziękuję wszystkim za miłe słowa i czytanie mojego tłumaczenia. Został jeszcze tylko jeden rozdział, ale za to długi. Niestety nie wiem co z epilogiem ponieważ nadal nie ma go w oryginale, a od ostatniej aktualizacji tego FF minęło już 10 miesięcy ;/

-zZ


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
agraffka
Człowiek



Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:25, 10 Lip 2011 Powrót do góry

Małe błędy wyłapane w poprzedniej części (tej, którą wsysła tajemnicza siła :D

Cytat:
- Powonieniem zadać pytanie jak należy – wyjaśnił.


powinienem Wink

Cytat:
- Przepraszam, przepraszam – odpowiedziałam szybko. Tym razem to ja odchrząknęłam, ale tylko po to, by móc się uspokoić i nie żartować już – Kontynuuj – nalegałam.


kropka po "już"

Cytat:
Noc kiedy zaskoczył mnie naszą pierwszą „prawdziwą” randką.


przecinek po "noc"

Cytat:
Moje urodziny, gdy oboje byliśmy rozdarci między tym, co chcieliśmy fizycznie, a tym co psychicznie.


przecinek po "tym"


:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ashash
Człowiek



Dołączył: 04 Maj 2011
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:27, 12 Lip 2011 Powrót do góry

Eh widać E&B będą skazani na bycie obrzydliwie szczęśliwymi ... ehh te miłości. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 9:22, 23 Lip 2011 Powrót do góry

Rozdziały można także znaleźć w formacie .pdf na [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 29
Edward

Gdy maj zmierzał ku końcowi, Bella zbliżała się do ukończenia studiów. Oddała wszystkie prace i przystąpiła do egzaminów, czując się pewnie jak zawsze. Gdy Renée przyjechała na swoją długą wizytę, jedynym ważnym wydarzeniem przed ślubem było rozdanie dyplomów Belli. To ważny dzień w jej życiu i byłem z niej naprawdę dumny. Carlisle, Esme oraz Patrick przyjechali z Hanover i świętowaliśmy, idąc na obiad do restauracji, którą wybrała Bella.
Jeśli tak wyglądają spotkania rodzinne, to muszę przyznać, że przegapiłem raczej coś radosnego. Zebranie się na Wielkanoc i poznanie ludzi bliskich mojej nowej rodzinie, było szczęśliwą okazją dla mnie, ale ukończenie studiów przez Bellę było bardziej znaczące. W oczach Carlisle’a widać było dumę, gdy ją przytulał, a Esme przyjaźnie poklepywała ramię Renée, która płakała szczęśliwa, że tak się do siebie zbliżyliśmy w tak krótkim czasie. Carlisle i Esme traktowali Bellę z dobrocią, co mnie uszczęśliwiało. Powiedzieć, że jestem szczęśliwy, iż postanowiłem odnaleźć Carlisle’a, było niedopowiedzeniem.
Nawet błogosławieństwo Patricka podczas mszy przed obiadem ukazywało, jak poznał ją dobrze, co było czymś więcej, niż przelotną znajomością:
„A Bóg może zlać na was całą obfitość łaski, tak byście mając wszystkiego i zawsze pod dostatkiem, bogaci byli we wszystkie dobre uczynki…” (1)
Od początku było oczywiste, że mój dziadek natychmiast upodobał sobie Bellę. Ale ich rozmowy podczas obiadów niedzielnych zapoczątkowały prawdziwą przyjaźń, zwłaszcza, że mieli wspólne zainteresowanie w pracy w służbie publicznej: Bella poprzez prace w opiece społecznej, a Patrick poprzez kościół.
Patrząc wstecz i myśląc o tym, jak widziałem siebie… brzmi to naprawdę absurdalnie, ale byłem zdumiony, jak mało oczekiwałem od siebie i od życia. Raczej nie miałem innego celu poza karierą zawodową. Gdy nie pracowałem w szpitalu, chodziłem od jednego modnego baru lub nocnego klubu do drugiego, wędrując bez celu przez życie towarzyskie, które było pełne wrażeń, ale także samotne – okupione wielką ilością niczego, naprawdę.
Trzy tygodnie po ukończeniu studiów przez Bellę były wypełnione pośpiechem. Bella, Renée i Esme stały się zorganizowaną formą „ochotniczej armii ślubnej”, że tak powiem. Żaden mężczyzna nie powinien kwestionować tych kobiet, jeśli wiedział, co dla niego dobre, więc stałem z boku i sumiennie stosowałem się do rozkazów, by mieć swój smoking dopasowany, wybrać pierścionek i odpowiadać szczerze, gdy pytano o moją opinię.
Dostałem nauczkę co do wypowiadania moich opinii i to w trudny sposób. Pytania takie jak: „Chcesz tort Sachera(2), czy tort z babeczek Red Velvet ?”,(3)
są pozornie skomplikowane. Jeśli w przyszłości, kiedykolwiek zdarzy mi się spotkać przyszłego pana młodego, poradzę mu by, zanim odpowie na takie pytanie, sprawdził w Google „tort Machera” czy „tort z babeczek Red Velvet”. A powodem tego jest: odpowiadając szczerze, że nie masz zielonego pojęcia, czym jest „tort Sachera” czy „tort z babeczek” będzie to niewystarczająca odpowiedź – przynajmniej osądzając po zirytowanym westchnieniu Belli. Szybko zrozumiałem, że uczciwa, choć informująca odpowiedź nie jest tym, czego ode mnie oczekiwano.
Danie sobie rady z przeżyciem ślubnego triumwiratu, którym była moja narzeczona, macocha i przyszła teściowa, stało się mnie z czasem trudne. Brązowooka była zajęta, ale oczywistym było, że jest szczęśliwa przebywając ze swoją mamą i Esme. Ich pomoc była dla niej wielką ulgą i okazało się, że był to kobiecy, spajający rytuał dla całej trójki. Kilkakrotnie, gdy wróciłem do domu, zastałem je chichoczące i szepczące. Czasami Bella śmiała się i szeptała z nimi, innym razem rumieniła się jak burak. Nie ośmieliłem się zadawać pytań. Coś w mojej męskiej psychice i ego w słabym stanie mówiło mi, że raczej nie chcę wiedzieć.
Brązowooka i ja usadowiliśmy się w łóżku noc przed próbą ceremonii i późniejszym obiadem. Wtulając się koło mnie, Bella przytuliła mnie ramionami i nuciła wesoło przy mojej klatce piersiowej.
- Za czterdzieści osiem godzin będę Panią Przytulas – powiedziała śmiejąc się.
- Ano będziesz. Jakieś ostatnie życzenie? – zażartowałem.
- Tak, chcę odzyskać zdrowie psychiczne i moją wrodzoną skłonność do cynizmu. Cały ten romantyzm zabija moją ciętą stronę.
- Straciłem ignorancję, co do tortów. Zawsze myślałem o tym jak o, cóż, torcie. A teraz poznałem pomady cukrowe, polewy i wyszukane struktury z babeczek.
- Nie wyśmiewaj się z tortu, który symbolizuje dobrobyt i płodność naszego związku, Edwardzie – próbowała powiedzieć z poważną miną, ale nie mogła. Szybko zaczęła chichotać.
- Och, ja bezmyślny. Ja tu myślę, że to tylko tort. Moment… powiedziałaś „płodność”? – zapytałem, szukając cyckusia, by położyć nacisk na moją ciekawość.
- Łał, prawie mi się udało – powiedziała z udawanym zdumieniem.
- Komentarze o byciu płodnym są płodne w możliwości. Jestem zaskoczony, Brązowooka. Powinnaś już się tego po mnie spodziewać – odpowiedziałem cichym pomrukiem, po czym pstryknąłem językiem.
- Mam na naukę lata powyżej czterdziestki, Zuchwały Edwardzie – powiedziała mi, poklepując mnie lekko po klatce piersiowej i ziewnęła.
- Jeśli tak długo będziesz się uczyć, to muszę być strasznym nauczycielem. Tak naprawdę to myślę, że musisz powtórzyć kurs, na który zapisałaś się we wrześniu. Nie sądzę, że nauczyłem cię wystarczająco dużo.
- Och, naprawdę? Nie mam zamiaru sprzeczać się z tobą, jeśli jest więcej tego, co powinniśmy zbadać – wyszeptała, całując mnie w szyję.
- Tak i także byłem strasznie niedbały z czymś: nigdy nie użyliśmy twojej wyprawki.
- Chodzi ci o ten koszyk od zboczonego króliczka Wielkanocnego? Te rzeczy, które Alice i Rose dały mi na urodziny?
- Tak. Wciąż stoi na półce w mojej szafie. Co powiesz na to, żeby zabrać je na miesiąc miodowy? – zapytałem, modląc się w duchu, by się zgodziła.
- Będę miała lekcje na wakacjach? Jesteś wymagającym przełożonym, profesorze – skarżyła się żartobliwie.
- Jestem bardzo sumienny, Brązowooka – powiedziałem, po czym obmacałem jej piersi, zanim pocałowałem ją i odpłynąłem w spokojny sen.
Próba następnego dnia przeszła płynnie i zjedliśmy obiad w miłej atmosferze w prywatnym pomieszczeniu, który wynajęliśmy w restauracji znajdującej się w pobliżu. Ludzie z poza miasta zjechali się w ciągu ostatnich kilku dni i wielu z nich dołączyło do nas. Poznałem Bellę z moimi starymi przyjaciółmi z college’u, z którymi wciąż utrzymuję kontakt, a ona zapoznała mnie z prawdziwą Włoszką- mamą Renée, do której Bella odnosiła się czule „Nona”(4).
Po obiedzie, Brązowooka i ja wyszliśmy z małą grupką przyjaciół na wieczór panieński i kawalerski. Kilka tygodni wcześniej oboje zdecydowaliśmy, że żadne z nas nie jest zainteresowane odrębnymi przyjęciami. Noc pijaństwa w lokalu ze striptizem była czymś, co przerabiałem już wiele razy w przeszłości. W efekcie, miałem wieczór kawalerski w kółko przez jakiś dziesięć lat. Co większość mężczyzn uważa za ostatnią zabawę wolności, ja rozważałem jako stary zwyczaj, za którym raczej nie będę tęsknić.
- Jesteś pewna, że nie chcesz mieć własnego wieczoru panieńskiego, Brązowooka? – zapytałem, gdy cała nasza grupa weszła do niewielkiego pubu blisko miejsca, gdzie jedliśmy obiad.
- Co, żebyś przegapił, jak noszę to? – spytała, wskazując na biały kapelusz kowbojski, który miała na głowie.
Kapelusz był wykończony małym welonem z tyłu, a z przodu miał olbrzymi napis „panna młoda”.
Alice i Rose, wraz z Jasperem i Emmettem, stłoczyli się wokół nas.
- Oo, Bello moszno, przestań być heterą. Założę się, że Edward uwielbia, kiedy wyglądasz jak kowbojka – podśmiewała się Alice, szturchając Rose w żebra.
- Alice, jest coś takiego jak „osobista granica”, najwyraźniej ty nie masz takowej – poinformowała ją Bella wywracając oczami.
- Nieważne. Wiesz, Edwardzie - powiedziała Alice odwracając się do mnie, – twoja mała panienka nie była z grona łatwych panienek, gdy ją poznałeś. Razem z Rose obawiałyśmy się, że nigdy nie zobaczy nagiego kolesia. Więc wiesz, dzięki za pozbycie się tego tak szybko… i za przespanie się z nią – zachichotała, przytulając Brązowooką i pocałowała ją w policzek.
- O Boże, to tak składasz życzenia komuś, kto będzie brał ślub, Alice? A co powiesz jak ktoś ci powie, że jest w ciąży? „Dzięki Bogu, że nie wyszedł”? – zażartowała Bella, lekko popychając ramię swojej przyjaciółki.
- Hmm, czegoś nam nie mówisz? – zapytała Rose, uśmiechając się do mnie i Belli.
- Minimoszna! – zaćwierkała Alice.
Twarz Belli przybrała kolor szkarłatu, po czym pstryknęła palcami koło ucha Alice, która wrzasnęła w odpowiedzi.
- Przysięgam, że jeśli nazwiesz moje jeszcze-nie-istniejące przyszłe dziecko to… - ostrzegła, kręcąc głową.
- Nadal nie strasz tęczą, Bello – poinformowała ją Rose. – Ale mogło być gorzej – dodała z żartobliwym uśmieszkiem, zanim uderzyła mnie raczej mocno w biceps.
Starałem się nie skrzywić, ale okazałem się kompletnym mięczakiem.
- Łał! Dobre masz uderzenie – powiedziałem z półuśmiechem, pocierając ramię.
- Ostrożnie Rose, to jego lipne ramię. Wszystkie jego ciężarne pacjentki uwielbiają ciągnąć, kiedy odczuwają ból – powiedziała jej Bella, żartobliwie ostrzegając swoją przyjaciółkę i sprawiła, że wyglądało to tak, iż muszę uporać się z wieloma zagniewanymi kobietami w pracy.
- Ooo, chciałam wam tylko pogratulować – zaoferowała Rose, śmiejąc się i poklepując mnie po ramieniu.
- Tak, gratulacje są z pewnością w porządku – opowiedział Jasper, po czym uderzył mnie dość mocno w ramię, gdy z Emmettem ściskałem dłonie.
- Ostatnia noc jako wolny mężczyzna, Edwardzie – wyszeptał mi do ucha Emmett. – Może odesłać dziewczyny do domu, a później uderzyć do klubu z gołymi cycuszkami.
- Dzięki za propozycję, ale raczej nie – odpowiedziałem ściszonym głosem. – Mam zamiar poślubić jedyne, yyy, „cycuszki”, na które chcę patrzeć.
- Stary, dzięki Bogu. Tak pomyślałem, że to zaproponuje, no wiesz, bo jesteśmy przyjaciółmi i w ogóle, ale Rose wystrzeliłaby moje jaja z procy, gdyby dowiedziała się gdzie poszliśmy – wyznał z oczywistą ulgą.
Pokręciłem głową i zaśmiałem się, dziękując za jego mało entuzjastyczne zaproszenie, jak również za jego odwagę.
- A może kilka rundek drinków? – zapytał nas Jasper. – Toast za szczęśliwą parę. To jak?
I wtedy Alice wystrzeliła w górę i pochyliła się do Jaspera, mrucząc mu do ucha.
- I dlatego cię kocham, skarbie. – Tylko tyle odpowiedział.
Niedługo udaliśmy się do baru, gdzie postawiono przed każdym z nas kieliszek z kremowym, różowym alkoholem. Nie były mi obce tradycje w barach i rozpoznałem mieszankę próbując się nie uśmiechnąć.
- Za Bellę i Edwarda – powiedział Jasper, unosząc kieliszek i spojrzał na mnie. – Edwardzie, mam nadzieję, że będziesz smakował to, aż będziesz pieprzonym staruchem, przyjacielu.
I z tym wszyscy opróżniliśmy nasze drinki. Westchnąłem usatysfakcjonowany trochę za głośno, powodując, że Bella spojrzała na mnie zaciekawiona.
- To było pyszne. Jak się nazywa? – zapytała.
- Creamy Pussy – powiedziałem, puszczając oczko.
- Jasper! – warknęła, żartobliwe szturchając go palcem w ramię.
- Ej, to był pomysł Alice – powiedział, wskazując na swoją dziewczynę i zaśmiał się, gdy Bella i Alice zaczęły bić go po ramieniu.
- Okej, poproszę następną kolejkę – ogłosiła Rose.
Ponownie zostały nam podane pełne kieliszki i tym razem to Rose wzniosła toast.
- Toast za przyszłych doktora i panią Cullen. Zamówiłam je, ponieważ ptaszek zaćwierkał mi, że oboje to lubicie – zachichotała.
- Boże, jak się ten nazywa? – jęknęła Bella, zakryła oczy dłońmi i pochyliła się w moją stronę, bym mógł wyszeptać jej do ucha nazwę.
Jakbym miał odpuścić jej tak łatwo.
Zamiast odpowiedzieć na jej pytanie, uniosłem kieliszek i przysunąłem go do jej ust, patrząc jak zamknęła oczy i rozchyliła wargi. Powoli wlałem drinka w jej usta. Zamykając oczy, zamruczała delikatnie do siebie, następnie oblizała usta i mlasnęła tak, że prawie straciłem głowę.
- Taki dobry – westchnęła.
- Nazywa się Blow Job. I słowo „dobry” nie jest w stanie tego opisać – wyszeptałem do jej ucha, przyciągając ją do siebie tak, że stała między moimi nogami, gdy siedziałem na stołku barowym.
Przesunąłem dłonie po tyle jej ud, po czym umieściłem je wygodnie na jej kształtnym tyłeczku.
- Edwardzie, zachowuj się – ostrzegła, przesuwając moje ręce z jej pupy na talię. – Obiecałeś, pamiętasz? Żadnej zabawy dzisiaj. Spróbujmy przynajmniej zbudować jakieś oczekiwanie na miesiąc miodowy.
- Tak, pamiętam, ale to nie znaczy, że musi mi się to podobać. – Wydąłem wargi, posyłając jej smutne spojrzenie, którego używam zawsze, gdy chcę, aby mi współczuła. Na pewno nie odpuszczę sobie takiej taktyki.
- Okej, wydymanie warg nawet jest nie do odparcia, ale tym razem nie dostaniesz tego, czego chcesz – poinformowała mnie, krzyżując ramiona na piersi i wysunęła podbródek.
- Mój grymas nie ma żadnego wpływu? – zapytałem.
- Nie, kiedy grymas jest na chama.
- Lekceważysz mój grymas?
- Tylko dlatego, że rozgłaszasz swój grymas!
- Więc mój grymas ponosi klęskę?
- Bez wątpienia. Ale pasuje do obrażonego noska. – Uspokoiła mnie, po czym pocałowała mnie w czubek nosa, jak ma to w zwyczaju robić czasami.
- Wciąż jestem twoją uwodzicielską świnką?
- Nazwij mnie jeszcze Little Bo… Wkurzona(5) – powiedziała ze śmiechem.
Otuliła rękoma moją szyję i pocałowała mnie wolno, lecz długo. Jeśli próbowała dokuczać mi po przez dawanie zasmakowania ciasteczka bez zjedzenia jego, to działało. Dłońmi wędrowałem po bokach jej smukłego tułowia, a kiedy jęknęła sennie, wiedziałem, że niedługo muszę przerwać albo wyciągnę ją stąd do najbliższego zamykanego pomieszczenia. To nawet nie musiał być pokój: namiot, jaskinia, a nawet budowla z tektury.
- Okej, wy dwoje tam – zaczęła Rose, przerywając naszą niezapowiadaną sesję pieszczot. Spojrzała na nas z łagodną dezaprobatą i, jeśli się nie myliłem, poczułem nadchodzącą zniewagę. – Nie wiem co jest gorsze, patrzenie jak próbujecie zjeść się nawzajem, czy słuchanie waszej rozmowy w stylu doktora Seussa i jego Kota w Kapeluszu.
- Zazdrosna? – prychnęła Bella, krzywiąc twarz.
- Tak, jestem zazdrosna o twój róg obfitości z oklepanymi, kakofonicznymi żartobliwymi uwagami – powiedziała Rose z dziecinnym tonem.
- Ooo, przypał. Zajęło ci tylko… yyy, dziesięć miesięcy, by wymyślić odpowiedź na coś, co do ciebie powiedziałam – odpowiedziała Brązowooka, zachowując się żartobliwie lekceważąco.
- Musze być twoją druhną? – dokuczyła Rose.
- Nie wiem. A musiałam wysłuchiwać przez trzy lata jak ujeżdżałaś stado kucyków?
- Uważaj, kowbojko. Może i nosisz ten kapelusz, ale jesteś nowa w tym rodeo – zażartowała Rose, dźgając swoją przyjaciółkę łokciem w żebra.
- Cóż - odpowiedziała z zażenowanym uśmieszkiem Bell, – mam naprawdę dobrego byczka. - Przytuliła mnie i zarumieniła się trochę, zaskoczona własnymi, wyjątkowo uszczypliwymi „babskimi pogaduszkami”, i to przy mnie.
- Edwardzie, szept pusi – wtrąciła się ze smutnym westchnieniem Alice. – Tak czuły i romantyczny, ale zboczony. Mój ulubiony, naprawdę.
- Dobra, dosyć – żachnęła się Bella, po czym śmiała się wraz ze swoimi przyjaciółkami.
Gdy noc płynęła dalej, Emmett i Jasper poili nas drinkami o dwuznacznych nazwach. Brązowooka oddała swój kapelusz Alice, która wydawała się zadowolona z noszenia go, siedząc na kolanach Jaspera i wołając „wio, koniku!”. Ale musiałem wyznaczyć granicę, kiedy Bella, bardziej niż trochę wstawiona, podeszła do mnie z drinkiem w dłoni i przyłożyła szklankę do moich ust tak, jak to zrobiłem jej wcześniej. Wiedziała, co się dzieje ze mną, kiedy ona przejmuję kontrolę – jak napalony jestem, gdy jest bezwstydna.
- Throw Me Down and Fuck Me(6) – wyszeptała mi do ucha.
Mrugając wolno oczami i wypuszczając wolno powietrze z płuc, tłumiąc wielkie pragnienie, by zrobić dokładnie to, co powiedziała, odwróciłem głowę i pochyliłem się do niej, a mój nos delikatnie przywarł do jej skroni.
- Jeśli będę błagać, pozwoliłabyś mi… pieprzyć cię? – wymruczałem.
- Nawet nie musisz błagać, kochanie, ale nie mam nic przeciwko, by to usłyszeć – westchnęła, napierając lekko palce na mojej szyi.
- Chcę stąd wyjść… i to bardzo – wyznałem, po czym niezawstydzenie zatopiłem nos w jej puszystych włosach przy jej szyi i pocałowałem ją w obojczyk.
- Mmm, to tak jak ja – wyznała.
- Myślałem, że chcesz bym się zachowywał? – powiedziałem z uniesioną brwią, zanim odsunęłam jej dłoń z mojej klatce piersiowej i pocałowałem jej palce.
- Och, zachowujesz się i to bardzo dobrze. I w tym cały problem – odpowiedziała, przechylając głowę. Następnie powiedziała „klasyczna Brązowooka” sprawiając, że zacząłem się śmiać. – Cóż, może nie cały problem, bo sądzę, że część problemu może mieć coś wspólnego z tymi wszystkimi drinkami o demoralizujących nazwach, ponieważ alkohol i seksualny podtekst, a do tego najpiękniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziały moje oczy, tak piękny, że on… - mówiła, zanim przerwał jej mój śmiech.
- Że on? – zapytałem, trzymając jej podbródek dwoma palcami i uniosłem brew.
- Nie wiem co teraz powiedzieć. Śmiejesz się – odpowiedziała, wydymając usta w takim grymasie, którego ja próbowałem użyć wcześniej.
- O nie, tylko bez tego grymasu. Nie mam twojej siły charaktery, Brązowooka. A poza tym, śmiałem się tylko dlatego, że uwielbiam patrzeć, jak to robisz – powiedziałem, wkładając kosmyk włosów za jej ucho.
- Robię co? – zapytała, wyglądając na trochę skonsternowaną.
- Gdy wyraz twojej twarzy zmienia się tak szybko – wyjaśniłem. – Widzę wszystkie emocje tak dokładnie; seksowna, troskliwa, a nawet trochę zawstydzona. Chciałem powiedzieć, że to urocze, ale to jest lepsze, jest…
- Idealne – przerwała mi. – Chciałam powiedzieć „że on jest idealny”.
- To właśnie to słowo – zgodziłem się, przyciągając ją do siebie i pocałowałem ją w pyszne, pełne usta.
Nasi przyjaciele zauważyli szybko, jak jest już późno i jak wraz z Bellą wydajemy się być bardziej zainteresowani sobą, niż świętowaniem z grupą. Alice i Rose nalegały, że oboje powinniśmy wyspać się, dopóki możemy i niedługo złapaliśmy taksówkę, by przynajmniej spróbować złapać trochę odpoczynku.
Próba zaprowadzenia mojej bardziej-niż-trochę upojonej narzeczonej do łóżka, było większym wyzwaniem, niż przypuszczałem. Zawsze, gdy jest pijana staje się niezdarna, szczera do bólu i owładnięta rządzą.
- Brązowooka, nie ruszaj się – zaśmiałem się, próbując zdjąć jej buty.
Siedziała na krańcu łóżka, a ja naprzeciwko niej w fotelu.
- Próbuję… ale… ło taskocze – sapnęła, starając nie śmiać się.
- Gdyby była nagroda za pijackie spuneryzmy(7), miałabyś ją w garści – zażartowałem, delikatnie pieszcząc jej kostkę.
- Dzięki Bogu, że uderzyłam się w ten palec u stopy – odpowiedziała bezsensownie.
Jej pijackie wypowiedzi są prawie tak samo dobre, jak spuneryzmy, więc nie mogłem nic na to poradzić i roześmiałem się ponownie.
- Który palec, Kopciuszku? – zapytałem, poklepując jej stopę.
- Ten malutki. Uraziłam się w stopę, no pamiętasz, tego wieczoru, kiedy przyniosłam obiad, gdy dopiero co się wprowadziłam. Patrzyłeś na mój palec jakby był… najbardziej interesującą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałeś. Nigdy wcześniej nikt nie patrzył tak na moją stopę. Nikt nie patrzył tak na resztę mnie – wyznała z szeroko otwartymi oczami.
- Chciałem się upewnić, że nie odniosłaś poważnych obrażeń – wyjaśniłem, pocierając jej łydkę.
- Wiem. Zawsze taki byłeś. Nawet próbowałeś trzymać się z dala ode mnie, ale nie udało ci się. Jedynie kocham cię za to – przyznała, posyłając mi te nieśmiały półuśmiech, który wypaczał mój umysł bardziej, niż chciałem się do tego przyznać.
- Robisz się sentymentalna, coś jest nie tak – oskarżyłem ją.
- To twoja wina.
- A kiedy nie jest moja?
- Ucisz się i przytul mnie – nalegała, rozkładając się na łóżku i wysunęła ramiona w moją stronę.
- Nie mogę. Uzgodniliśmy, że dzisiaj śpimy oddzielnie, pamiętasz? – powiedziałem wstając z łóżka.
Była to bezpieczna i komfortowa odległość dla mojej silnej woli.
- Nie pamiętam. W sumie to pamiętam, jak mówiłaś sobie, bym o tym zapomniała. Albo zapamiętała zapomnieć. Nie wiem, które – bełkotała chichocząc.
- Jesteś przesłodka, kiedy się upijesz – poinformowałem ją, pocierając jej brzuch dłonią.
- Edwardzie, pudle są przesłodkie. Dzieci są przesłodkie, ale ja nie – zaprotestowała z bardzo srogą i oburzoną miną.
Mogłem opisać ją jako, cóż, przesłodką.
- Widzisz, co się dzieje, kiedy komplementuje cię? Ogłaszam moratorium komplementów - powiedziałem jej, podśmiewając się, gdy się skrzywiła.
- Użyłeś tego słowa, by spróbować namówić mnie na powtórzenie go, gdy moje usta są gumowate – wydymała wargi.
- Jakie słowo?
- Motorarian. Mortuarium. Boże, nienawidzę cię.
- Powinienem iść, Brązowooka.
- Nie, nie powinieneś.
- Tak, powinienem.
- Właśnie kłócisz się o to, by uciec z łóżka kobiety. Albo jestem kiepska w uwodzeniu… albo śmierdzę. Nie jestem pewna. To i to?
- Dosyć z tym nonsensem, Brązowooka. Walczę ze swoją determinacją, bym mógł dotrzymać obietnicy kobiecie, którą kocham, by jej nie rozczarować. Jesteś moją seksowną kobietką, wiesz o tym, dziecinko – uspokajałem ją, masując delikatnie jej ramię.
- Tak, ale czy mnie kochasz?
- Doskonały wybór piosenki. Którą wersję lubisz najbardziej? Louisa Jordana czy Dinah Washington? – zapytałem, mając nadzieję, że odwiodę ją tym od błagania mnie, bym dał jej coś, co chcę jej dać bardziej, niż cokolwiek innego.
- Tom i Jerry – odpowiedziała chichocząc do siebie.
- To ten kot i mysz z bajki?
- Nie wiesz kim jest Tom i Jerry? Jak możesz poślubić kogoś tak przeciętnego?
- Cóż, nie wiem jak dobra ona jest w chodzeniu(8). Często się przewraca.
- Dzięki-bardzo, panie Mam-Dużo-W-Gaciach. Ale nie teraz – psioczyła, marszcząc nos.
- Przepraszam z całego serca za robienie tego, o co prosiłaś mnie wcześniej.
- I dobrze, sir. Ja tu czekam na ciebie, byś zrobił ze mną, co chcesz – powiedziała, kładąc się na łóżku z dłonią na czole, przez co wyglądała, jak pijana Scarlett O'Hara.
- Dobra, Zepsuta Brzoskwinko – dokuczyłem jej i dostałem kopniaka w piszczel. – Może przyniosę ci olbrzymią szklankę wody i aspirynę? A wtedy przytulimy się, ok? - zaproponowałem.
- Jesteś praktyczny i doktorski. Wyjdziesz za mnie?
- Pewnie. Może jutro?
- Hmm, muszę sprawdzić w kalendarzu. I wiesz co? Mam cały wolny dzień.
- Super. Po tym chętnie odwiedzę… Pussyville – powiedziałem z uśmieszkiem.
- Zboczeniec.
- Pan Zboczeniec.
Ledwo co uciekłem poduszce rzuconej w moją głową, po czym wybiegłem z pokoju.
Po przyniesieniu jej aspiryny i szklanki wody, położyliśmy się na łóżku w pozycji na łyżeczkę. Całowanie jej szyi od ucha do obojczyka było czynnością torturowanej powściągliwości, ale Bella szybko zasnęła. Delikatnie pocałowałem ją w skroń i wyszeptałem „słodkich snów”, zanim wyśliznąłem się cicho z łóżka.
Przez większość nocy nie mogłem zasnąć, mój umysł przetwarzał wszystkie te małe szczegóły dnia następnego. Ale byłem także niespokojny, bo przyzwyczaiłem się, że Bella śpi koło mnie. Było dziwne nieposiadanie jej koło siebie. Kiedyś łaknąłem bycia samemu, ale teraz byłem przez to niespokojny. Potrzebowałem mojej pomocniczki, mojej partnerki… potrzebowałem jej miękkiego biustu pod dłonią. Jęcząc cicho, zakryłem głowę poduszką i zmuszałem mój umysł, by przestał iść tą drogą. Przez to będę obudzony i stanę się bardziej napalony.
Jedną niespokojną noc później wstałem i wziąłem prysznic, mając nadzieję, że natrysk oczyści trochę moją głowę. Zadziałało, ale tylko w pewnym stopniu. Zacząłem zastanawiać się, czemu nie byłem zdenerwowany i miałem nadzieję, że wszystko pójdzie płynnie. W sumie, chociaż niedorzecznie to brzmi, nie bycie zdenerwowanym sprawiało, że… byłem zdenerwowany. Nie powinienem czuć się powściągliwy? Nie powinienem być niespokojny tym, że biorę ślub za kilka godzin?
Nałożyłem krem do golenia na twarz i gdy zacząłem się golić, uświadomiłem sobie, że w mojej głowie powinno pojawić się wiele pytań. Co jeśli nie mogę uszczęśliwić Brązowookiej? Czy damy sobie radę ze wszystkimi problemami życia – pieniędzmi, naszymi karierami, dziećmi? Cholera, a co jeśli zaczniemy naprawdę działać sobie na nerwy? Żadne z tych pytań nie zaniepokoiło mnie za bardzo. Za każdym razem, gdy jakieś pojawiło się w mojej głowie, jedynie wzruszałem ramionami do swojego odbicia w lustrze
Wychodząc z łazienki zobaczyłem Brązowooką stojącą w sypialni, ubraną w puszysty szlafrok. Chociaż nie była ubrana, jej włosy były ułożone w luźny kok, a na twarzy miała więcej makijażu niż zazwyczaj. Miała tę samą minę, co za pierwszym razem, gdy ją zobaczyłem, kiedy błędnie pomyślałem, że jest Jessicą, a nie moją nową sąsiadką. Patrząc za okno, jej myśli były gdzieś daleko, gdzieś w marzeniach, a palcami stukała w brodę. Jej piękny profil robił ze mną to samo, co wcześniej.
- Przypuszczałem, że to nieszczęście, jeśli zobaczymy się teraz – przypomniałem jej.
- Och, no wiesz, znowu jesteś nagi tylko, że teraz nie jestem tym tak zszokowana – zaśmiała się z lekkim niepokojem, po czym przygryzła wargę.
- I ubrałem się natychmiast, widzisz? Jak za ostatnim razem – odpowiedziałem ze wszystko wiedzącym uśmieszkiem, gdy zakładałem czarne bokserki.
- Edwardzie? Mogę o coś cię zapytać? – spytała, siadając na krawędzi łóżka i wykręcając dłonie.
Byłem zainteresowany jej zmarszczony czołem. Coś ją martwiło.
- Oczywiście. O co chodzi, słodziutka? Jesteś zdenerwowana? – zapytałem, siadając koło niej i chwyciłem jej dłoń.
- Cóż… tak jakby. Nie ślubem. Ale ogólnie życiem. Co, jeśli… co, jeśli zdarzy się coś złego? - rozważała, a jej twarz pokrył niepokój.
- Chodzi ci o to, że nie wyjdzie? Że bycie małżeństwem nie wypali?
- Nie tylko to. Ogólnie coś złego. Obudziłam się dzisiaj rano i pomyślałam „dzisiaj będzie jeden z najlepszych dni mojego życia, jeśli nie najlepszy w ogóle”. I… nie wiem nawet, jak to wyjaśnić. Zapewne nie będzie miało to sensu, ale kiedy wszystko układa się tak dobrze, może to nie podtrzyma samego siebie. Nie czułam się tak szczęśliwa od… nawet nie pamiętam. Może odkąd byłam dzieckiem? – zapytała retorycznie, a jej głos zaczął drżeć.
- Ej, czy to nie ty chciałaś myśleć mniej i zacząć żyć chwilą? Czyż to nie był twój pomysł? Muszę przyznać, jak na razie, ten akurat był wyśmienity. Zobacz gdzie to nas zaprowadziło – odpowiedziałem mając nadzieję na uspokojenie jej.
Przytuliłem ją, a ona pochyliła się w moją stronę i pocałowała mnie w szyję.
- Jestem niedorzeczna. Jedynie wzdragałbym się przed szczęściem, jakby to było coś złego - wymamrotała chwytając moją dłoń i zaczęła pocierać mały palec.
- A ja nie sądzę, że jesteś niedorzeczna, jedynie przestraszona. Wszystko między nami dzieje trochę szybko, nawet jeśli sądzimy, że to miłe. Ale jeśli będzie to jakąkolwiek pociechą, obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by cię uszczęśliwiać. Zawsze. Nawet nie rozważajmy końca dobrych rzeczy. Nie dla nas – powiedziałem, głaszcząc ją po policzku.
- Ale już rozwaliłam nasze szczęście przez przyjście tutaj, by zobaczyć się z tobą przed ślubem - powiedziała, ganiąc siebie.
- Hmm – odpowiedziałem prosto, udając, że rozważam coś. Udawałem jedynie dlatego, że to Alice miała jej to dać, ale teraz wydawała się być idealna pora. – Wiesz, mówi się, że włożenie pensa do butów przynosi szczęście.
- Tak? A masz drobne? – zapytała, a jej lekki grymas zmienił się w uśmiech.
- Sprawdzę w kieszeniach – powiedziałem, przeszukując rzeczy w dżinsach, które leżały na krześle. – No popatrz, mam dwa pensy, po jednym do każdego buta.
Ponownie usiadłem koło niej i trzymałem pensy w wyciągniętej dłoni. Przyjrzała im się i zauważyła coś, czego wiedziałem, że szybko się domyśli.
- Jeden jest z roku, w którym urodziłam się ja, a drugi z tego, co ty – zauważyła, przenosząc spojrzenie na mnie i uniosła brew.
Teraz musiałem przyznać: niespecjalnie wierzę w przesądy. Jestem człowiekiem nauki i sam tworzę swoje szczęście. Więc, nie było to żaden zbieg okoliczności, że posiadałem dwa pensy, na których były nasze daty urodzenia. Spędziłem godzinę w banku na przeszukiwaniu tuzinów pensów, by znaleźć te właściwe. Nie wierzę w przesądy, ale jestem zwolennikiem sprawiania, że moja Brązowooka jest tak szczęśliwa jak ja.
- Tak, wierzysz w to? – zapytałem, chociaż wiedziałem po jej sceptycznej minie, że nie wierzy.
- Nie, ale teraz wiem, czemu tak długo zajęło ci „skoczenie do bankomatu” parę dni temu - powiedziała śmiejąc się.
- Wiedziałem, że cię nie nabiorę. Chyba ogłupiałem przy tobie, co? – powiedziałem, wzdychając i patrząc, jak wrzuciła monety do kieszeni szlafroka, po czym przytuliła mnie mocno w pasie.
- Cóż, wiesz co mówi się o głupcach i pośpiechu – dokuczyła mi. – Ale nie ma nikogo innego, z kim chciałabym się śpieszyć. I nie umiem nawet myśleć o życiu bez ciebie.
- Myślałem, że wyraziłem się jasno, Brązowooka. Nigdzie się nie wybieram. Omlety są za dobre.
- Powinieneś poślubić kurę. Ty i Kokoszka moglibyście żyć długo i szczęśliwie.
- Masz lepsze piersi Kokoszki.
- Cofam to. Nawet Kokoszka odpada. Ona zasługuje na coś lepszego.
- Degradujesz mnie w porównaniu do wymyślonego kurczaka?
- Odczuwasz brak pewności siebie?
- Nigdy. Jesteś jedynym ptakiem dla mnie, Swan – zażartowałem, całując ją w nadgarstek.
- I to jest mój dominujący kogut. Kto by pomyślał? – dumała, a na jej twarzy pojawił się żartobliwy uśmieszek.
- Ej, a mówiąc o ptakach. Co do fruculi, mostka, ze Święta Dziękczynienia. Jakie miałaś życzenie? – zapytałem, zastanawiając się nad tym od jakiegoś czasu.
Ostrożnie uniosłem ją w pasie i posadziłem na moich kolanach.
- Chyba nic się nie stanie jak ci teraz powiem, bo już się spełniło. Chciałam, byś zdał sobie sprawę, że kocham cię, a ty to odwzajemniasz – powiedziała sodko, splatając nasze palce razem.
- Dobra, teraz czuję się poniżony – żachnąłem się i zmarszczyłem czoło w lekkim rozdrażnieniu.
- Co? Jak to? O-ho. A ty chciałeś, żeby ile twoich fantazji seksualnych się spełniło? – zażartowała, żartobliwie mrużąc na mnie oczy.
- Nic z tych rzeczy. Ty życzyłaś sobie bym zobaczył coś, co już mi dałaś. A ja życzyłem sobie czegoś bardziej samolubnego – wyjaśniłem przesuwając kciukiem po jej policzku.
- Tak? A co?
- Chciałem byś była ze mną. Zasadniczo, to chciałem ciebie. Bo pragnąłem… ciebie. Całej tylko dla mnie – wyznałem cicho. Chociaż wiedziałem, że to samolubne, moje sumienie nie miało z tym problemu.
Bella złapała mój kciuk, którym wodziłem po linii jej szczeki i pocałowała go delikatnie.
- Masz rację. Jesteś chciwy. W najbardziej niezwykły, rozkoszny, czarujący i najsłodszy sposób. Ty, Edwardzie, jesteś Gordonem Gekko(9) mojego serca.
- Chciwość jest dobra?
- Taki rodzaj łakomstwa? Bardzo dobra. Bierz wszystko, czego chcesz – zaoferowała.
- Ej, co powiesz na to, że zajmiemy się tym ślubem? Mam miesiąc miodowy, na który muszę jechać i żonę, którą musze się zająć cieleśnie.
- Bierzesz ze mną ślub tylko po to, bym spała z tobą? Łał. A ja musiałam tylko poprosić o przysługę, żebyś się z tobą przespać. Muszę przyznać, że podoba mi się noszenie spodni w tym związku – dokuczyła mi, odprawiając mały taniec szczęścia.
Szeroki uśmiech starł ślady po grymasie, który miała chwilę wcześniej i przyjąłem to z wielkim zadowoleniem. Otuliłem ją ramionami, gdy ona śmiała się, że wyciskam z niej życie.
Delikatny pocałunek w usta wytrącił mnie z rozmarzenia. Brązowooka patrzyła na mnie i po przez mrugnięcie okiem powiedziała mi, że jej zdenerwowanie już odpłynęło.
Wskazała na swoje kapcie i poruszyła palcami z paznokciami pomalowanymi na różowo. Po tym odprowadziłem ją do drzwi i pocałowałem w czoło.
- Do zobaczenia niedługo – powiedziałem, po czym klepnąłem ją w tyłek.
- Ej! A to za co? – Wydęła wargi, pocierając pośladek.
- To – zaczęłam zastępując jej dłoń na pupie moją, – było przypomnienie, że może i nosisz spodnie, ale tylko ja mogę je zdjąć.
- Osz ty! – żachnęła się, formując dłoń w piąstkę i zaczęła nią machać przede mną.
Mogłem jedynie zaśmiać się. Była mniej przerażająca niż Moe the Stooge(10), ale o wiele ładniejsza.
- Tak, kochanie – powiedziałem żartobliwie lekceważąc, gdy pośpieszałem, by wyszła.
Oczywiście, że wyszła, ale nie zanim uderzyła mnie i uciekła z głośnym, piskliwym chichotem.
- Nie spóźnij się – krzyknąłem za nią.
- Jakbym miała lepsze miejsce, do którego mogłabym się udać – odkrzyknęła, machając ręką wysoko nad głową, ale nie odwracając się.
Kręcąc głową i śmiejąc się do siebie, zamknąłem drzwi i skończyłem się ubierać. Gdy właśnie miałem przyczepić mała, białą butonierkę do klapy marynarki, Carlisle zapukał delikatnie, po czym wszedł do mojego pokoju.
- Dobrze się trzymasz? – zapytał, poklepując mnie po ramieniu.
- Jak na razie, bardzo dobrze – odpowiedziałem z uśmiechem. – Dzięki, tak w ogóle. Za wszystko.
- Nie ma sprawy. Mam szansę nadrobić wszystko, co straciłem. To ja jestem wdzięczny.
Uśmiechnąłem się i wzruszyłem ramionami, nieumiejąc bardziej trafnie wyartykułować tego, jak się czuję, chociaż usłyszenie, jak wyraził swoją wdzięczność, uszczęśliwiło mnie.
- Posłuchaj, Edwardzie – zaczął, przeczyszczając gardło. – Zapewne nie będziemy mieli dzisiaj szansy, żeby porozmawiać prywatnie, więc chcę żebyś tylko wiedział… iż jestem z ciebie dumny. Jestem dumny z tego, że jesteś moim synem – powiedział mi zaciskając usta, wstrzymując emocje za jego słowami.
Kiwnąłem głową i sam przybrałem na twarzy sztywną minę, zanim podziękowałem mu uściskiem. Po prostu nie wiedziałem, jakimi słowami odpowiedzieć na coś, co chciałem usłyszeć przez całe życie. Jeśli wcześniej byłem oniemiały, to teraz po prostu niemy. Pomimo faktu, że mój ojciec przystosowany do swoich emocji bardziej, niż ja do moich, on także wydawał się z natury rozumieć, że słowa między mężczyznami – ojcem i synem – czasami są niepotrzebne.
- Chodźmy do kościoła. Tata czeka – nakłaniał, szybko zmieniając nastrój między nami ciepłym uśmiechem.
Wyszliśmy z małego hotelu w New Hampshire, gdzie Bella i ja spędziliśmy noc, aczkolwiek w osobnych pokojach. Powitało nas ciepłe słońce i wciągnąłem w płuca świeże powietrze, wdzięczny za bezchmurne niebo i przyjemną temperaturę. Fakt, że to wszystko dzieje się w moje dwudzieste ósme urodziny sprawił, że wszystko było doskonałe.
Patrick przywitał nas w bocznym wejściu do kościoła Wszystkich Świętych, w tym samym miejscu, w którym głosił kazania przez wiele lat i miejscu, gdzie Carlisle miał nadzieję, że zostanę ochrzczony.
- Czyż nie wyglądacie atrakcyjnie? – zażartował mój dziadek, gdy spojrzał na Carlisle’a i mnie w smokingach.
On zaś miał na sobie jego najlepszą, jasnozielono - złotą szatę z białą koloratką, więc wiedziałem, że nie tylko ja z ojcem jestem ubrany specjalnie na tę okazję.
- Słyszałeś? Dzisiaj odbywa się tu ślub – zażartował Carlisle.
- Ach tak. Najmłodszy Cullen znalazł sobie żonę – powiedział, uśmiechając się promieniście do mnie. – Wierzę, że jestem gotowy, by ratować tę przysługę, o którą poprosił cię ojciec, Edwardzie.
- To dobrze, bo ja też jestem gotów – zgodziłem się entuzjastycznie.
- Chętny pan młody! – powiedział z tubalnym śmiechem Patrick, klepiąc mnie w plecy. – Lubimy takich tutaj. Są o wiele lepsi od tych, którzy omdlewają.
- Tutaj mam obrączki – poinformował mnie mój tata, poklepując klapę marynarki tuż nad wewnętrzną kieszenią.
Odetchnąłem z ulgą, gdy uświadomiłem sobie, że zupełnie zapomniałem o to zapytać. Robiłem się niespokojny: nie przez poślubienie Brązowookiej, ale przez to, by wszystkie te szczegóły obeszły się bez jakichkolwiek gaf. To wielki dzień dla niej, dla naszych rodzin. Wiem, że też dla mnie. Ona jest dla mnie. Nie chciałem, czy potrzebowałem kogoś innego w moim życiu. Dzisiaj jest ten dzień, by sprawić, aby było to rzeczywistością i naprawdę nie chciałem tego sknocić.
Mój dziadek zauważył nieznaczny strach na mojej twarzy i posłał mi uśmiech dodający otuchy, zanim owinął rękę wokół moich ramion.
- Synu, nie masz czym się martwić – powiedział. – Twój stary dziadek jest zawodowcem w tym ślubnym biznesie. I wiem, jak bardzo tobie i Belli zależy na sobie wzajemnie i tylko to się liczy. Po prostu zapamiętaj: „ucieka występny, choć go nikt nie goni, lecz prawy jest ufny jak młody lew”.(11)
Puścił do mnie oczko i uścisnął mi dłoń, zanim przypomniał Carlisle’owi i mnie, gdzie podejść i stanąć, tak jak ćwiczyliśmy to na próbie. Gdy ogłosił „niech gra nie zacznie”, zniknął za drzwiami.
Carlisle skierował się do ołtarza pierwszy, a ja miałem podążyć za nim chwilę później. Przez około dziewięćdziesiąt sekund nie miałem nic innego do roboty, tylko rozmyślać. Nie była to nadmierna ilość czasu, ale pokrewne do czegoś, co można opisać „cale życie przeleciało mi przed oczami”, lecz nie było to „Edward Cullen: od narodzin, aż do teraz”. Raczej „Edward Cullen: twoje życie od teraz, aż do chwili, gdy zamkniesz oczy na dobre”, i było wypełnione niewiarygodnymi, pasjonującymi, szczęśliwymi, choć trochę przerażającymi obrazami i pomysłami.
Stałem, dosłownie i w przenośni, w progu i miałem przez niego przejść. Było to przerażające jedynie dlatego, że jest to nieznane, lecz dlatego, iż tego chciałem. Nie było tam grawitacji, jedynie wiara w dobro.
Podczas, gdy życie przelatywało mi przed oczami, widziałem jak twarz Belli ukazuje wiele pięknych emocji, a każda z nich pełna życia i możliwości. Z tego miejsca mój umysł przeniósł się do dzieci w szczęśliwym, pełnym i głośnym domu. Byli tam ludzie nazywani „babcia” i „dziadek”. Widziałem rodzinne wakacje w letnim słońcu ze mną krzyczącym „uważaj na siebie”, chociaż śmiałem się, mówiąc to.
Nagle było to najkrótsze i najdłuższe dziewięćdziesiąt sekund mojego życia: najkrótsze dlatego, że mogłem stać tam wieczność, jeśli każde marzenie na jawie będzie tak dobre, jak to. Ale także najdłuższe półtorej minuty, ponieważ muszę wziąć ślub i dotrzeć do tych marzeń. Ale najpierw musiałem się ruszyć z miejsca.
Moje stopy były bardziej zdeterminowanie, niż wcześniej i skierowałem się do ołtarza otoczony muzyką graną na harfie. Szczęśliwe twarze, których oczy podążały za mną ze swoich miejsc w ławkach kościelnych, tworzyły zaraźliwy nastrój, którym chętnie się dzieliłem. Carlisle i Patrick uścisnęli mi rękę, gdy stanąłem między nimi. Muzyka delikatnie zmieniła się w utwór „Wiosna” z koncertu Cztery Pory Roku Vivaldiego.
Czas, by zacząć „migawki przyszłości”, Cullen.
I oto ona, moja brązowooka Bella – mól książkowy zmieniony w pannę młodą. Stała ramię w ramię z Renée i spoglądała na wszystkich. Z tego, co mogłem zobaczyć, jej uśmiech był delikatny. Jej pochylenie głowy do przodu utrudniało mi stwierdzenie tego. Wypuściłem powietrze z płuc, prawdopodobnie w podświadomym wysiłku posłania jej odrobiny spokoju, ponieważ wiedziałem, że bycie w centrum uwagi niepokoiło ją.
Wyglądała jak anioł w sukni do kostek, koloru kości słoniowej wykonanej z delikatnej jak pajęczyna koronki. W zaczesanych do góry włosach miała wpięte kwiaty, a jej długa, pełna gracji szyja tworzyła piękną sylwetkę, gdy przekręciła głowę, by spojrzeć na gości, którzy wstali na jej wejście. Gdy rozpoznała ludzi, obok których przechodziła, jej postawa zrelaksowała się, a twarz rozjaśniła prawdziwym, ciepłym uśmiechem, dzięki któremu wyglądała prawie nieziemsko. Gdy zbliżała się coraz bardziej do mnie, zdałem sobie sprawę, że nigdy nie widziałem, by wyglądała bardziej promiennie.
Trzymając mocno rękę swojej mamy, Bella powoli, lecz miarowo podchodziła do mnie. Gdy patrzyłem tak na nią, moje tętno przyśpieszyło i zastanawiałem się przez chwilę, czy wyśniło mi się to wszystko: zakochanie się i poślubienie mojej uroczej i pięknej sąsiadki; poznanie mojego ojca i odkrycie nowej rodziny i społeczności, która chętnie mnie przywitała.
Renée uśmiechnęła się do nas, gdy podała mi dłoń Belli. Matka i córka ucałowały się ze łzami w oczach, a następnie wymieniły bukiet na chusteczkę z monogramem „C.S.” jako „coś starego” i coś, co przypominało Belli o tym, że jej ojciec wciąż z nią jest, aczkolwiek duchem.
- Udało ci się – wyszeptałem do jej ucha, uśmiechając się.
- Nie mogłam się wycofać. Suknia jest opłacona – dokuczyła mi pomimo tego, że mała łza spłynęła po jej policzku, gdy próbowała powstrzymać coś w rodzaju półpłaczu, półchichotu.
Starłem łzę opuszkiem palca i uciszyłem ją delikatnie; jej dokuczanie i łzy.
Zaczęła się msza ślubna, ale na szczęście mój dziadek był pastorem niemającym nic przeciwko, by oddalić się trochę od klasycznego przebiegu. Gdy poprosiliśmy go podczas próby, by zmienić kolejność składania przysięgi, był szczęśliwy, zgadzając się. Nawet pozwolił nam uniknąć odpowiedzialności z przygotowaniem scenariusza, byśmy nie uciekli przed nim.
Więc, kiedy zapytał teraz, czy jesteśmy gotowi do przysięgi, Bella i ja spojrzeliśmy na siebie, pokręciliśmy głowami w udawanej niezgodzie. Jednakże, zdecydowaliśmy pozwolić losowi, by wybrał, kto wygrał ten mały pojedynek.
- Będę pierwszy – powiedziałem jej.
- Nie, ja chcę być pierwsza – sprzeczała się, udając.
- Ale to tradycja, że pan młody jest pierwszy.
- Och, więc teraz jesteś staromodny? – przeciwdziałała, opierając rękę na biodrze.
Nasi goście zaczęli podśmiewać się, bez wątpienia wyłapując, że robiliśmy to rozmyślnie.
- Dobra, zróbmy to sprawiedliwie – zaoferowałem, wysuwając dłoń zaciśniętą w pięść. – Gotowa?
- Tak, dajemy – zgodziła się, także wysuwając pięść.
Próbowaliśmy nie śmiać się, by nie zrujnować tego, ale oboje parsknęliśmy, gdy patrzyliśmy na siebie i próbowaliśmy utrzymać pokerowe miny.
Reszta tego nie była zaplanowana. Naprawdę chcieliśmy, by los zdecydował.
- Raz… dwa… trzy! – powiedziała Brązowooka, gdy poruszaliśmy rękoma w górę i w dół.
Tak jak zawsze, rozegrała to zagadkowo, zaczynając „nożycami”, ale opłaciło się to, ponieważ ja użyłem „papieru”… i przegrałem. Tak, jak zawsze i jak w przypadku innych spraw, Bella przecięła mnie, jak nożyce kartkę papieru.
- Do trzech? – zaoferowałem żartobliwie.
- Nie ma takich, kochanie – powiedziała, śmiejąc się, po czym zwróciła swoją uwagę na mojego dziadka.
Jakoś wiedziałem, że mnie pokona. Chciałem narzekać na oszukiwanie w środku mojego własnego ślubu, ponieważ Brązowooka wywoływała u mnie każde irracjonalne uczucie we mnie.
Jednakże zmieniłem zdanie, gdy zauważyłem, że jej prawa dłoń drży, gdy chciała chwycić moją. Posłałem uspokajający uśmiech i wydawało się to pomóc, ponieważ odwzajemniła ten gest. Ale na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy przyrzekała w imię Boga, że bierze mnie za męża od dnia teraźniejszego, aż do końca naszych dni. Gdy ja powtarzałem te same słowa, jej dłoń już nie drżała, a ona sama także uśmiechała się szeroko.
Bella spojrzała na mnie i zaczęła wsuwać na mój palec prostą, złotą obrączkę. Widziałem każdy odcień koloru w jej oczach i uczucia w nich. Jej oczy, tak spostrzegawcze, a zarazem wiele mówiące, umożliwiły mi odczucie więzi z nią, której nigdy wcześniej nie dzieliłem z inną osobą. Ukazywało się w nich ogromne człowieczeństwo, poczucie humoru, ciekawość oraz miłość i w tym się zakochałem i zawsze będę kochać.
- Obiecuję, że dziś to dopiero początek… błoga kontynuacja naszego małego ale doskonałego szczęścia. Kocham cię, Edwardzie. Na zawsze – wyznała z niewielkim drżeniem w głosie.
Wsunęła obrączkę przez drugą kostkę mojego palca.
- Brązowooka, są trzy rzeczy, których jestem całkowicie pewien. Pierwsza, jesteś moją drugą połówką. Druga, pewna część ciebie, i to bardzo ważna dla mnie, jest zawsze ze mną, w moim sercu, w mojej krwi. I trzecia, jestem bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochany w tobie – oświadczyłem patrząc jej w oczy.
Głośne pociągnięcie nosem z kogoś w tłumie naszych gości wywołało odrobinę braku powagi i nutkę humoru do naszych nastrojów. Zaśmialiśmy się, pomimo uroczystej chwili. Twarz Belli zmieniła kolor na różowy, a jej oczy zamknęły się na chwilę, gdy zachichotała krótko.
Po zakończeniu reszty tradycyjnych obrzędów episkopalnego ślubu, mój dziadek spojrzał na mnie i na Brązowooką z szerokim uśmiechem i wreszcie ogłosił nas mężem i żoną.
- To sygnał dla ciebie, by ją pocałować, synu – powiedział do mnie i puścił oczko, ale spóźnił się.
Gdy tylko te słowa opuściły jego usta, Bella oplotła ramiona wokół mojej szyi, ciągnąc mnie w dół do pocałunku, uzupełnionym cichym jękiem w moje usta. Chwyciłem jej twarz w dłonie i odwzajemniłem pocałunek z takim samym zapałem. Nasi goście zaczęli klaskać i gwizdać niestosownie.
Po krótkim spacerze przez główną nawę, udało nam się ukraść kilka samotnych chwil w prywatnym pomieszczeniu z tyłu kościoła, zanim mieliśmy przywitać się z gośćmi czekającymi w kolejce.
- Chodź tutaj. Chcę urodzinowy pocałunek od mojej żony – zaśmiałem się, przyciągając ją do siebie i pocałowałem ją delikatnie.
- Wszystkiego najlepszego, mój mężu – odpowiedziała, delikatnie poklepując mnie w lewą stronę klatki piersiowej.
- Więc, dopiero co wzięliśmy ślub, hę? – zapytałem tak, jak zrobiłem to w noc naszego odgrywania ról, gdy tylko udawaliśmy, że jesteśmy nowożeńcami.
- Nom. Tym razem naprawdę jesteśmy parą zakochanych głupców, ty i ja – odpowiedziała ponownie, ale tym razem z o wiele mniej wstydliwym uśmiechem. – Ale to jest nieskończenie lepsze od gry; wiedzieć, że naprawdę cię kocham i zawsze będę.
Nie umiałem wymyśleć lepszego sposobu na spędzenie mojego czasu niż całowanie jej po szyi, ale Brązowooka nalegała, byśmy przywitali gości i serdecznie przyjęli gratulacje. Wymamrotałem coś o posiadaniu wielu okazji na to innym razem – po tym, jak wrócimy z naszego miesiąca miodowego, na przykład – ale ona jedynie spiorunowała mnie wzrokiem.
Pozwoliłem jej pociągnąć się za nią, gdy gnała w kierunku podwójnych drzwi kościoła. W jednej ręce miała rękaw mojej marynarki, a w drugiej bukiet i dół sukienki. Wydobył się z niej radosny śmiech, gdy odwróciła się i spojrzała na mnie, jej twarz rozświetlona i doskonała. Moje migawki przyszłości już się zaczęły i nie chciałem ominąć żadnej sekundy z tego.
- No chodź, zawsze to ty jesteś tym szybszym – nalegała. – Pośpiesz się zanim Bóg zobaczy cię tutaj i roześmieje się tak mocno przez to, że jesteś żonaty, iż walnie w nas oboje piorunami.
- Żonaty przez całe pięć minut, Brązowooka. Pięć minut – powiedziałem jej kręcąc głową i udając urażonego.
Jej odpowiedź została uchwycona przez bardzo szybkiego i spostrzegawczego fotografa, który złapał okazję, gdy Brązowooka i ja wychodziliśmy z kościoła. Wynik bystrego oka i szybkiego palca tego fotografa później zdobił ścianę naszego przyszłego domu. To zdjęcie naszej dwójki, świeżo upieczonego małżeństwa, patrzących na siebie z Bellą wystawiającą język w moim kierunku.
Tak, jak przewidywaliśmy, długa kolejka ludzi zaczęła płynąc w naszym kierunku. Uśmiechali się i klaskali, gdy dołączyliśmy do naszych rodziców, by przywitać wszystkich. Miło było zobaczyć ludzi, których rozpoznawałem z pracy i innych znajomych, których poznałem w ciągu lat, ale jeszcze lepsze były gratulacje od tych, których dopiero co poznałem dzięki nowej rodzinie.
To malutkie miasto w New Hampshire, tak małe na mapie, było wypełnione ludźmi, którzy znaczyli coś dla mnie. W taki czy inny sposób, wszyscy byli częścią mojej rodziny i jej historii. Od babć z niebieskimi włosami, które znały mojego ojca od małego, aż do niemowlęcia dopiero co ochrzczonego przez mojego dziadka, byli tu wszyscy. I poprzez życzenie mi szczęśliwej przyszłości, pomogli zmienić kształt mojej bolesnej, pustej przeszłości w coś bardziej znaczącego.
Mój szef, Aro, i jego żona, Heidi, skierowali się do nas i zaoferowali serdeczne słowa.
- Gratulacje, Edwardzie, Bello – powiedział Aro, poklepując mnie po ramieniu. – Edwardzie, to najmądrzejsza rzecz, jaką zrobiłeś, odkąd zaakceptowałeś awans.
Byłbym nieznacznie obrażony, nie zgadzając się z nim szczerze.
Heidi uściskała nas oboje po tym, jak wyznała, że nigdy na żadnym ślubie nie śmiała się i płakała tak bardzo.
Podszedł do nas James i byłem trochę przestraszony, widząc go tutaj. Tak w ogóle, to nie chciałem, aby tu przychodził, ale to Brązowooka go zaprosiła – decydując, że to dziwne zaprosić wszystkich moich współpracowników, oprócz Jamesa. Zauważyła także, że może pokazanie mu, że teraz oficjalnie byliśmy oddani sobie, spowoduje zmianę u Jamesa.
Już jakiś czas temu odpuścił sobie próbę skłonienia mnie na nocną zabawę w barze. Przez ostatnie kilka miesięcy widywałem go coraz częściej z tą długonogą, rudą panienką. I jeśli się nie mylę, to była teraz jego osobą towarzyszącą. Owinął wokół niej rękę, podczas gdy ona opierała głowę o jego ramię. Miała zmarszczone czoło oraz brwi i niezauważalnie wydęła wargi.
- Witam szczęśliwą parę! – powitał nas James, mi uścisnął dłoń, a Bellę przytulił lekko.
James może i był bezwstydny, ale nie głupi. Posłałem mu wystarczająco zagniewanych spojrzeń, by przekazać mu, że jego zainteresowanie Brązowooką powinno być skromne, iż mógłbym zjeść lunch bez jego komentarzy.
- Jamie Misiaczku, bolą mnie stópki! – żachnęła się jego długonoga partnerka.
Spojrzenie Belli spotkało moje, gdy bezgłośnie wymówiła „Jamie Misiaczek” z lekko zdziwioną i lekko przerażoną miną na twarzy, zanim oboje zamaskowaliśmy nasz szok uprzejmymi kiwnięciami głowy.
- Mówiłem ci żebyś nie zakładała tych butów, żabko – zagruchał Jamie Misiaczek do rudowłosej, po czym potarli się nosami i pocałowali.
- Wiem, ale moje paluszki są bu-bu. – Wydęła wargi wskazując na swoją stopę i marszcząc brwi.
James postukał palcem w jej brodę i wydął wargi szepcząc, że zajmie się paluszkami żabki, jak tylko wrócą do domu.
Nie wiedziałem, jak długo będę w stanie tego jeszcze słuchać. To było nieuczciwe, albo odpowiednie, by czuć takie obrzydzenie w dniu swojego ślubu. Jedyną rzeczą, którą powstrzymywała mnie od spontanicznego pawia była ironia sytuacji.
James: permanentny playboy, bywalec barów i gracz… jest zupełnie pod pantoflem kobiety z głosem jak Myszka Minnie i temperamentem pięciolatki.
- James - powiedziała z uniesioną brwią Bella.
To przerwało improwizowane czulenie się i czułe szeptanie o niczym, które ogarnęły poczucie przyzwoitości Jamesa i jego przyjaciółki.
- Och, chyba powinienem was sobie przedstawić. Edwardzie, Bello, to jest moja żabcia, Vicky – powiedział nam James, wręcz promieniując, gdy ściskał ją mocno w ramionach. – Jesteś moją żabcią, nieprawdaż? – zapytał, jakby mówił do szczeniaczka.
- Jamie Misiaczku, jesteś taki głupiutki! – powiedziała piskliwym, wysokim głosem, przez który prawie pękły mi bębenki.
- Miło cię poznać, Vicky – uprzejmie powiedziała Bella.
Widziałem, jak próbuje zatuszować przerażenie, całkowicie wymuszonym i przyklejonym uśmiechem.
Jamie Misiaczek i jego żabka pocałowali się i odeszli od nas po czasie, który wydawał się wiecznością. Brązowooka i jak spojrzeliśmy na siebie z mocno zaciśniętymi ustami. Dolna warga Belli drżała, a ja przygryzałem wnętrze policzka, by utrzymać opanowanie. Gdy nasi goście byli poza zasięgiem słuchu, roześmialiśmy się histerycznie.
- O mój Boże, proszę, powiedź mi, że inni ludzie nie widzieli tego, gdy na nas patrzyli, Edwardzie – powiedziała Bella, wycierając oczy wierzchem dłoni po dosłownym płakaniu ze śmiechu.
- Mam nadzieję. Vicky wydaje się trochę… grymaśna – dumałem, próbując być delikatnym w opisie nowej dziewczyny Jamesa.
- I nieprzyjemna – dodała Bella marszcząc nos.
- Mogę nazywać się „żabcią”?
- Jeśli to zrobisz, przez resztę życia będziesz „Eddie Misiaczek” – ostrzegła mnie, delikatnie uderzając mnie w dłoń po tym, jak żartobliwie stukałem w jej brodę.
Nasze wesele było „kwestią rodzinną”, w każdym tego wyrażenia znaczeniu. Odbywało się w ogrodzie za domem Carlisle’a i Esme. Renée, Esme i babcia Belli ciągle przez ostatnie kilka dni same przygotowywały jedzenie – to było coś, na co nalegały i nakłaniały, by Bella uważała to za prezent ślubny.
Po przywitaniu nas przez gości weselnych, Brązowooka i ja odbyliśmy nasz pierwszy taniec przy akompaniamencie kwartetu smyczkowego.
- Daj mi prowadzić – zapewniałem ją. – Będzie dobrze. Nie pozwolę ci się pomylić.
- Cha, pamiętasz jak ostatnio to powiedziałeś? Zobacz, gdzie mnie teraz zaprowadziłeś – zażartowała z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Tak, święty związek małżeński. Naprawdę straszne jest to szczęście małżeńskie, co? – zgodziłem się z udawaną szczerością, uśmiechając się tak jak ona.
- Nawet nie pytaj. Już się duszę. W sumie to może przez ten gorset. Alice zacisnęła go tak mocno, że ledwie mogę oddychać – powiedziała z ustami przy moim uchu, gdy schyliłem się, by ją usłyszeć.
Przełknąłem głośno na myśl, jak musi wyglądać ten gorset. W mojej głowie pojawiały się wszelkie możliwości. Ciekawe jaki ma kolor, zastanawiałem się. Zapewne biały albo złamanej bieli, bo jej sukienka jest w kolorze kości słoniowej. Czy ma miseczki, ponieważ materiał przy jej dekolcie jest raczej zwiewny i jedwabisty, a zarys jej piersi nie wygląda na zasłonięty. Może spojrzę bliżej? Prawdę mówiąc to zerknąłem już kilka razy dzisiaj, ale myśl o kształtnym tułowiu Brązowookiej z lekkim wcięciem w pasie i delikatnie szerokich biodrach, ubranym w biały, satynowy i gładki gorset podbiustowy spowodowała, że byłem otępiały.
- Edwardzie? Halo? Mężu? – ćwierkała Bella, patrząc na mnie ze skonfundowaną miną, gdy poruszaliśmy się wolno po tymczasowym parkiecie, rozłożonym na wielkim trawniku Carlisle’a.
Z lubieżnego rozmarzenia wybrudziło mnie wypowiedziane przez nią słowo „mąż”.
- Tak, żono? – odpowiedziałem, wyglądając na zbyt zadowolonego z siebie.
- Jest coś bardziej interesującego, niż pierwszy taniec na naszym ślubie? – zapytała, przechylając głowę i patrząc na mnie spod zmrużonych powiek.
- Tak naprawdę, to tak – powiedziałem, ponownie pochylając się, ale tym razem to ja wyszeptałem jej do ucha. – Jestem bardziej zainteresowany zobaczeniem twojego gorsetu.
I z tym, nieznacznie przechyliłem jej głowę i leniwie przesunąłem nosem od jej ucha aż do obojczyka. Nie zwracałem uwagi na „oochy” i „aachy” gości, gdy tańczyliśmy z Bellą pod zachodzącym słońcem, a nasze cienie rzucane były przez świece-podgrzewacze zwisające z otaczających nas brzóz i jabłoni. Podobała mi się myśl, że słońce, drzewa, delikatne światło, szczęśliwe westchnienia naszych gości, a nawet ja w smokingu byliśmy tylko tłem, scenerią dla pięknej kobiety w mych ramionach, która teraz jest moją żoną.
Po tym, co wydawało się długą serią toastów, podaniu jedzenia i drinków, krojeniu tortu, Brązowooka i ja wykradliśmy się, by zmienić ubrania i wreszcie pożegnać naszych gości, zanim skierujemy się prosto na lotnisku Logana, by złapać późny samolot.
Ludzie czuli potrzebę, by udzielić nam rad. Niektóre z nich były praktyczne. Heidi Volturi powiedziała nam, by nie chodzić do łóżka, gdy jesteśmy na siebie źli. Niektóre z nich stawiały znak zapytania, co do ich mądrości: Emmett odciągnął mnie na stronę i powiedział cicho, że „kiedy są wątpliwości”, powinienem „wyciągnąć go znienacka”, cokolwiek to znaczyło.
- Dziękuje za wszystko, co zrobiłyście – powiedziałem do Renée i Esme, gdy stały koło siebie, by nas pożegnać. Otulały się wzajemnie ramieniem, dosłownie opierając się o siebie, gdy ocierały wilgotne oczy, potwierdzając emocje, które były częścią sentymentalną.
- Opiekujcie się sobą – powiedziała do mnie Renée z ostatnim uściskiem.
- Pewnie. I, yyy, dzięki za pomoc. Nie tylko ze ślubem. Ale, że pomogłaś mi zobaczyć wszystko wyraźniej – odpowiedziałem odwołując się do rady, którą mi udzieliła przy pierwszym spotkaniu przy Święcie Dziękczynienia.
Kiwnęła głową i odwzajemniła mój uśmiech.
Odwróciłem się do Brązowookiej i zauważyłem, że Nona z ożywieniem opowiada jej historię. Bella wyglądała jednocześnie na zaciekawioną i przerażoną, wstrzymując śmiech poprzez zakrywanie dłonią ust.
- Posłuchaj mnie, Bella mia, jestem starą kobietą, ale wiem swoje. Jedzenie. Jedzenie uszczęśliwi twojego mężczyznę – ogłosiła gestykulując. – Gdy poznałam twojego Nono we Włoszech, był w wojsku i kiepsko mówił po angielsku. Zawsze za mną podążał mówiąc: „Ulica niebezpieczny dla ładnej dziewczyny”, a ja odpowiadałam „Odejdź.”, lecz poddałam się, wiesz? Wzięliśmy ślub i jesteśmy szczęśliwi. Ale Marco… och, jest taki zazdrosny! Zawsze, gdy inny chłopak spoglądał na mnie, robił minę, o taką – powiedziała, psotnie patrząc na mnie spode łba. – Moja przyjaciółka Giana, była trochę starsza, wiedziała więcej. Powiedziała: „Kiedy robi tę minę, ugotuj jego ulubioną potrawę i już nie będzie tak robił”. Więc, tego wieczoru zrobiłam twojemu Nono bakłażanową parmagianę. Dziewięć miesięcy później urodziła się twoja mama!
Brązowooka szczerze próbowała nie wyglądać na zażenowaną poznaniem faktu, jak została poczęta jej mama, chociaż nie prosiła o tę informację. Esme stłumiła chichot, a Renée jedynie pokręciła głową lamentując, że jej matka opowiada tę historię na każdym ślubie, na którym była od narodzin jej córki.
Bella otworzyła szeroko oczy i wyszeptała do mnie głośno, zakrywając usta dłonią.
- Lepiej już jedźmy, zanim moja mama zacznie opowiadać historię o tym, jak tata uwielbia smażoną rybę. Nie muszę tego wiedzieć! – narzekała stanowczo.
- Co, nie będzie bakłażana(12) dla mnie, Brązowooka? – drażniłem się, wysuwając dolną wargę.
- Nie będzie. I nie ma implantowanego jajka. W każdym razie jeszcze nie teraz – odpowiedziała, całując mnie w dłoń, gdy wyszliśmy do naszej taksówki.
Usiedliśmy z tyłu i otuliłem Bellę w dole pleców, a dłoń oparłem o jej brzuch, gdy słowa „w każdym razie jeszcze nie teraz” rozbrzmiewały w moich uszach.
Dwadzieścia męczących godzin później, wreszcie dotarliśmy do naszego hotelu. Był środek dnia czasu miejscowego i po niemal bezbolesnej odprawie, padliśmy z nóg na wielkie łoże, postawione na środku okazałej sypialni w naszym apartamencie.
Mieliśmy wystarczająco energii, by tylko rozebrać się przed zaśnięciem, chociaż jeszcze nie nadszedł wieczór. Czując jej miękkie ciało poruszające się pode mną, przebudziłem się z leniwym uśmiechem i placami zakreślałem niewidzialne wzory wokół jej nagiej piersi.
- Dzień dobry, albo dobry wieczór, zależnie od sytuacji – powiedziałem przy jej głowie, zanim pocałowałem ją delikatnie.
- Cześć – odpowiedziała, unosząc głowę i uśmiechając się do mnie.
Jej włosy były w kompletnym chaosie, częściowo zasłaniając jej twarz. Odwzajemniłem uśmiech, odsuwając kilka pasemek z oczu i przesunąłem dłonią po jej policzku.
- Teraz jesteś mężatką, ale twój mąż zaniedbał coś bardzo ważnego – powiedziałem, udając żal.
- Tak? Dopiero, co się ożenił, a już nawala. CO zrobił tym razem? – zapytała z radosnym śmiechem.
- Nie nalegał, aby skonsumować twoje małżeństwo. Nie jest ono oficjalne bez tego, wiesz? - wyjaśniłem.
- Serio? To znaczy, że wciąż mogę się wycofać? Coś jak „wyrzuty sumienia kupującego”? „Wyrzuty sumienia Belli”? – zażartowała, całując mnie w klatkę piersiową, bezpośrednio nad sercem.
- Technicznie rzecz biorąc, tak. Ale wątpię, że ma on jakikolwiek zamiar niezakończenia tego. Raczej poważnie podchodzi do takich obowiązków, wiesz – poinformowałem ją.
Zacząłem całować ją od skroni, następnie w dół po jej długiej, pełnej gracji szyi – tylko, by upewnić się, że mnie zrozumiano, oczywiście. Poczułem, jak nieznacznie zadrżała, gdy otarłem o nią zarostem na brodzie.
- Edwardzie? – wyszeptała przyciągając moją twarz do swojej. Niechętnie odsunąłem usta od jej gładkiego ramienia i spojrzałem na nią. – Sądzę, że powinniśmy jeszcze trochę zaczekać, jeśli ci to nie przeszkadza. To po prostu… nie jest to.
Byłem trochę tym zaskoczony. Właśnie obiecaliśmy oddać się sobie i naszemu związkowi aż do końca naszych dni. Gdyby kiedykolwiek był dobry czas na seks, to chyba teraz ze wzglądu na okoliczności. Nie wspominając już, że chciała ode mnie seksu od samego początku.
- Ale… jesteśmy małżeństwem. To zupełnie co innego, niż jednonocna przygoda. To świętość, Brązowooka. Nawet Bóg chce byśmy to zrobili – sprzeczałem się nieustępliwie, nie mogąc pozbyć się zirytowania.
- Chcę tylko, by było wyjątkowo, to wszystko. Nawet już o czymś myślałam; potrzebuję jedynie trochę czasu, by się przygotować. Idź na drinka i wróć za pół godziny – poprosiła.
Spojrzała na mnie niecierpliwie, mając nadzieję, że nie będę protestować albo wywnioskuję z tego więcej, niż powinienem. Więc oczywiście, poddałem się z niezbyt entuzjastycznym „okej”. To musiało być dla niej ważne, jeśli zastanawiała się na tym i coś zaplanowała.
Wzdychając długo wstałem z łóżka i wyjąłem czyste ubranie z naszego bagażu.
- Och, nie patrz na mnie, jakbym zabrała ci twoją jedyną zabawkę – zrugała mnie, otulając się prześcieradłem, gdy szła w kierunku łazienki.
Narzekałem zirytowany w koszulkę, którą przeciągałem przez głowę.
- I tak zabrałaś moją jedyną zabawkę. Jest pod tym prześcieradłem – poskarżyłem się zakładając dżinsy i buty.
Nie odpowiedziała i zamknęła za sobą drzwi z cichym śmiechem. Szczerze, nie widziałem w tym nic śmiesznego. Wsuwając kartę-klucz w tylną kieszeń opuściłem ramiona w porażce i wyszedłem za drzwi.
Skierowałem się do hotelowego baru, bardzo trafnie nazwanego Waterloo. Zaśmiałem się sam do siebie, gdy siadałem myśląc, że stan mojego libido odpowiada tragicznej porażce militarnej Napoleona.
Miejsce było kompletnie wymarłe, może dlatego, że był poniedziałkowy wieczór. Byłem sam i nawet nie minęła minuta, zanim podszedł do mnie barman. Wyglądał na dość życzliwego faceta. Miał na sobie tradycyjną białą koszulę, ciemną kamizelkę i czarną muszkę, jak to zwykły personel hotelu.
- Puis-je vous proposer quelque chose à boire, monsieur?(13) – zapytał z uśmiechem, oferując mi drinka.
- Oui, s'il vous plaît. J'aimerais une bière—Kasteel Bruin. En Fait, faire qui un Kasteel Bruin et un doigt de Jenever(14) - odpowiedziałem.
Wybrałem kieliszek bardzo mocnej jałowcówki wraz z belgijskim piwem na popitkę.
- Bien sûr, monsieur. Je le prends que vous avez eu un jour très long si vous avez besoin de ce que nous Belges appellent un “kopstoot”(15) - odpowiedział ze śmiechem.
Zauważył mój oczywisty kiepski nastrój i to, jaki musiałem mieć ciężki dzień, że zamówiłem to, co tubylcy nazywają „uderzeniem w głowę”.
- Oui, je serais plutôt en haut avec ma femme qu'ici, être honnête(16) - zgodziłem się, wyjaśniając, że w tej chwili o wiele bardziej wolałbym być z żoną.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dreamteam dnia Sob 9:27, 23 Lip 2011, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 9:28, 23 Lip 2011 Powrót do góry

- Pardonne-moi, mais si je peux être honnête, je serais plutôt à la maison avec ma femme, aussi(17) - powiedział z uśmiechem.
Zaśmiałem się w odpowiedzi na jego szczere wyznanie, że on także. Postawił moje piwo, a gin wlał do małej szklaneczki.
- Merci. A Votre Sante!(18) – powiedziałem, dziękując mu i oferując tost, gdy szybko wypiłem kieliszek. Skrzywiłem się i zamknąłem oczy z powodu bardzo mocnego pieczenia, gdy gin praktycznie zapalił moje gardło. Wypiłem pociągły łyk piwa, które ugasiło piekło wywołane intensywnymi przyprawami jałowca i bardzo mocnego alkoholu.
- Sent comme est frappé dans la tête, ne fait-il pas?(19) – zażartował barman, pytając czy rzeczywiście poczułem, jakbym został uderzony po głowie.
- Je dirai. Pour votre ennui(20) - przyznałem, zanim zaoferowałem mu kilka euro, które zostawiłem koło pustej szklanki.
- Merci, monsieur(21) - odpowiedział.
Barman skupił swoją uwagę na zbieraniu swojego napiwku i mojej użytej szklanki, pozostawiając mnie rozważającego, ile mam czasu do zabicia, zanim wrócę na górę. Kieliszek ginu i późniejsze łyki ciemnego piwa, zdecydowanie polepszyły mój nastrój i czułem, że moja irytacja nieznacznie ustąpiła.
- Peux-je vous aider, madame?(22) – usłyszałem, jak barman pyta nową klientkę przy drugim końcu baru.
Byłem zbyt zajęty przekładaniem monety pięćdziesięciu eurocentów na knykciach, patrząc, jak obraca się w kółko między moimi palcami.
Nagle byłem bardzo świadom zapachu perfum i to nie jakichkolwiek perfum. To Tartine et Chocolat. Wiedziałem, ponieważ kupiłem flakonik w prezencie świątecznym dla kogoś bardzo wyjątkowego – „kogoś”, przez kogo mam szalejąca erekcję, gdy pachnie czekoladą.
- Voulez-vous coucher avec moi? – usłyszałem gruchanie kobiety ponad ramieniem.
Głos ten był rozmyśle zadyszany, że prawie śmieszny. Brzmiała, jakby próbowała wcielić się w kobietę, którą przesiaduje w barach, by poznać mężczyznę. Kombinacja z najbardziej wyświechtanym podrywem w jakimkolwiek języku – a co dopiero po francusku – spowodowała, że nie mogłem powstrzymać głośnego śmiechu.
„Prześpisz się ze mną?” Naprawdę, Brązowooka? Chyba, że jesteś Patti LaBelle, bo inaczej ten tekst nie powinien być nigdy wypowiedziany.
- Votre mari sait-il que vous s'asseyez dans une barre, essayant de flirter avec un homme?(23) – zapytałem, chcąc wiedzieć, czy jej mąż wie, co ona zamierza zrobić.
Najwyraźniej, on dopiero teraz zaczął łapać to wszystko, ponieważ nigdy bym nie zgadł, że zaplanowała coś takiego.
Nie odpowiedziała i jedynie patrzyła na swojego drinka, po czym wzruszyła ramionami, które były zupełnie odsłonięte z wyjątkiem wąskich ramiączek podtrzymujących bluzkę z bardzo dużym dekoltem.
- Je dis 'essayer' parce que cela est probablement le plus bête est allumé n'importe qui jamais m'a dit(24) - poinformowałem ją.
Było prawdą, że jej tekst był prawdopodobnie najbardziej oklepany z tych, których użyła wobec mnie.
- Je...uh, je ne pourrais pas penser à n'importe quoi mieux pour dire(25) - wyjąkała rumieniąc się, przyznając, że nie mogła wymyśleć nic lepszego. Uniosłem brew na nią. Nie było konieczne, bym wiedział, jak oczywiste jest to wyznanie. - Peut-être vous pourriez m'enseigner?(26) – zapytała, ponownie prosząc, bym ją czegoś nauczył.
- En français ou en anglais?(27) – zapytałem w odpowiedzi, pomimo iż wiedziałem, że chciałaby raczej słuchać mnie mówiącego po francusku.
- En français s'il vous plaît. J'aime votre langue française(28) - powiedziała niskim, drżącym głosem.
Proszenie mnie, bym mówił po francusku, ponieważ uwielbia mój „francuski język” wystarczyło, by straciła fasadę, którą miała wokół siebie jeszcze minutę wcześniej.
- J'ai beaucoup d'usages pour ma langue, Yeux Bruns. Pour mes mains, aussi(29) - odpowiedziałem, niezawstydzenie przechwalając się, że mój język ma wiele zastosowań tak, jak i dłonie.
Pochyliłem się by móc szeptać jej do ucha.
- Vous sont pourquoi ici, habillé comme ça?(30) – Chciałem wiedzieć, zastanawiając się, czemu pokazała się ubrana tak prowokacyjnie.
Położyłem nacisk na swoje pytanie poprzez przesunięcie palcem po jej głębokim dekolcie.
Szybko rozejrzałem się wokół, by upewnić się, że nikogo nie ma. Nawet barman miał na tyle zdrowego rozsądku, by kiwnąć do mnie głową i zniknął.
Przyciągnąłem jej stołek barowy tak blisko siebie, jak to możliwe. Naparła na mnie, gdy otuliłem ją ramionami jak w kokonie. Dłonią wędrowałem w górę jej kremowego uda. Oczekiwałem, że moje palce natrafią na jakąś koronkową barierę. Lecz jedynie napotkały nagie, wilgotne ciało. I to bardzo nagie, pod ciasną spódnicą.
ku***.
- Merde! Vous n'êtes même pas porter la culotte(31) - warknąłem jej do ucha, a myśl o niej nienoszącej majtek spowodowała u mnie zaborczość.
- Nie, nie mam na sobie majtek. Uważałam, że nie będę ich potrzebować – wyszeptała prowokacyjnie.
- A jeśli ktoś by cię taką zobaczył? Ktoś inny niż ja? – Zażądałem niskim głosem, a usta zacisnąłem w cienką linię.
- Chciałam tylko, eee, no wiesz, wyglądać seksownie… wyglądać jak kobieta, którą poderwałbyś w barze.
- Jesteś lepsza niż to – powiedziałem poważnie.
- Wiem… ale nigdy tego nie próbowałam. Nigdy nie czułam, że będę w stanie to zrobić, albo polubić. Ale teraz chcę, tylko z tobą – wyjaśniła zakłopotana.
- Nie mogę udawać, ze cię nie kocham i nie chcę zatrzymać cię dla siebie. Nie mogę tego udawać, Brązowooka.
- Może tylko tym razem? Będziesz… udawał ze mną, proszę?
Na jej twarzy dostrzegłem pełną nadziei minę i, jak zawsze, nie mogłem odmówić. Nie mogłem w jej urodziny, nie mogłem, gdy pierwszy raz nią spałem i teraz także nie mogłem. Nie kiedy patrzy na mnie w ten sposób i widzi mężczyznę, którym byłem i mężczyznę, którym jestem teraz, ale kocha ich tak samo.
- Więc, piękna, jak ci na imię? – wymamrotałem, posyłając jej mój firmowy uśmieszek.
Przez chwilę była zamyślona. Najwyraźniej ta część odgrywania roli nie była czymś, co wcześniej rozważała.
- Yy… Tanya – odpowiedziała z wahaniem.
- Tanya? – powtórzyłem, przechylając głowę i patrząc na nią z ukosa. – Heh, nie wyglądasz na „Tanyę", to imię w ogóle do ciebie nie pasuje.
- Nie? To w takim razie, jak byś mnie nazwał? – zapytała niepewnie, zatapiając zęby w jej przepyszną dolną wargę.
- Hmm. Wyglądasz bardziej jak Cukiereczek. Słodziutka. Pyszna. Chętnie bym cię posmakował, Candy. Chciałabyś? – powiedziałem, kładąc dłoń na jej kolanie i delikatnie je ścisnąłem.
- Tak - jęknęła pochylając się w moją stronę. – Posmakuj mnie.
Moja kontrola, wcześniej nieodłączna część mojej gry uwodzenia kobiet, wyparowała jak krople wody na metalu rozgrzanym do czerwoności. Bella zmieniła mnie w gigantyczne pragnienie. Chciałem zmienić pragnienie w zaspokojenie. Byłem tak nieubłagalny i drapieżny w dążeniu do posiadania jej, że nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy wolę to, jak konsumuję, czy jestem konsumowany.
- Na górę. Już – powiedziałem szorstko.
- Ale… - próbowała sprzeczać się, zanim jej przerwałem.
- Koniec gierek. Na górę. Do pokoju. Na klamkę zawieszka: „Nie przeszkadzać”. Drzwi zamknięte na cztery spusty – warknąłem śpiesznie.
Nie mogłem mówić nawet pełnymi zdaniami, ponieważ byłem tak skupiony na opuszczeniu miejsca publicznego. Byłem także zbyt zajęty ciągnięciem jej za łokieć do windy, rozglądając się, czy ktoś przypadkiem nie łypie na nią okiem.
Dokładnie sześć dręczących minut później szarpałem się z cholerną kartą, byśmy mogli wejść do pokoju. Udałoby mi się szybciej zaświecić zielone światełko nad klamką, gdyby moja żona nie skubała mojego ucha, a dłonią nie poruszała poniżej mojego pępka. Zawsze zatrzymywała się tuż nad niedorzeczną erekcją.
- Brązowooka – jęknąłem. – Proszę.
- Proszę co? – wyszeptała, pocierając stopą w szpilce o moją łydkę.
- Po prostu proszę. Muszę wejść do środka – mamrotałem.
- Do środka… czego? – gruchała wymownie.
- ku*** żesz jego mać. Pieprzone drzwi – wymamrotałem, po czym usłyszałem cudowny dźwięk „bip-bip-bip” i metalowa zasuwa ustąpiła, otwierając najbardziej strzeżone drzwi w historii drzwi bezpieczeństwa niepotrzebujących klucza.
Myślałem o tych wszystkich razach, kiedy patrzyłbym na to, jak reaguje na mój dotyk, jak uważam to za seksowne i idealne widzieć, jak pogrążyła się w swoim pobudzeniu. Nigdy nie miałem dosyć tego wyrazu jej twarzy, kiedy pozwoliła ciału przejąć kontrolę.
Ale nie teraz.
Dzisiaj, podczas naszego pierwszego uprawiania miłości jako małżeństwo, odkryłem coś jeszcze bardziej seksownego, bardziej zniewalającego i bardziej wprawiającego w osłupienie.
Brązowooka mająca zupełną kontrolę… nade mną.
W chwili gdy drzwi zamknęły się za na mi, naparła mnie na nie i pocałowała mnie mocno. Ledwo co jęknąłem, bo kręciło mi się w głowie.
- Co mu tutaj mamy, przystojniaku? Hmm? Coś dobrego dla mnie? – warknęła z dłonią na moim kroczu.
- Tak, tylko dla ciebie – wymamrotałem w jej włosy, opuszkami palców czując miękkość jej pośladków, gdy przybliżyłem jej zarumienione ciało do siebie, więc mogła dokładnie wyczuć, jak coś tak dobrego jest w stanie rozerwać szwy moich spodni.
- Wiesz, powiedziałeś, że wyglądam smakowicie, ale sądzę, że to ty jesteś apetyczny – powiedziała, zanim powoli – torturująco wolno – przesunęła wilgotnym językiem po swojej górnej wardze.
- Proszę – wyjęczałem ponownie.
Czułem się jak napalony siedemnastolatek, gdy ustawiałem swoje biodra tak, że mój fiut ocierał się o jej dłoń.
- Czego chcesz Edwardzie? Powiedz mi i to dostaniesz. Cokolwiek sprawia, że czujesz się dobrze – zaoferowała wydymając wargi, gdy patrzyła w górę na moją twarz.
Powiedziałem do niej te same słowa więcej razy, niż mogę zliczyć. Ale Chryste, to o wiele gorętsze słyszeć, jak to ona zadaje mi to pytanie.
- Chcę, byś mnie dotknęła – wycharczałem, mój mózg nie mógł być bardziej dokładny.
Tak naprawdę, to przyjmę wszystko: robótkę ręczną, ocieranie się w ubraniach, cokolwiek.
- Gdzie cię dotknąć, kochanie? – drażniła się ze mną, a jej dłoń wciąż poruszała się niewystarczająco dużo.
- Włóż – sapnąłem, – włóż mnie sobie w usta. Proszę, Brązowooka.
Usłyszałem jej psotny chichot, gdy patrzyła w dół, by zobaczyć, gdzie jej ręka drażniła mojego fiuta z ledwie należytym tarciem. Ledwie mogłem patrzeć, jak klękała przede mną i wyciągnęła mojego penisa. Cały mój brzuch był zaciśnięty, gdy pocierała mnie w górę i w dół dłonią.
- Mam włożyć cię… tutaj? – zapytała.
- Tak – wyszeptałem drżącym głosem.
- O tak? – szydziła, liżąc moje wędzidełko czubkiem języka.
Zrobiła tak za pierwszym razem z powodu braku doświadczenia… ale teraz… teraz spowodowało to u mnie najpiękniejsze zapomnienie, jakie kiedykolwiek doświadczyłem.
- Nie dręcz mnie, Brązowooka – błagałem.
- Powiedz, czego potrzebujesz, a zrobię to – uśmiechnęła się.
- Potrzebuję… byś mnie ssała. Proszę – powiedziałem, wsuwając dłoń w jej włosy i zamykając oczy.
- Spójrz na mnie, albo tego nie zrobię – ostrzegła mnie. Od razu otworzyłem oczy. – Dam ci to, czego potrzebujesz, ale chcę, byś patrzył i mówił do mnie… przez cały czas, okej?
Kiwając szalenie głową, nie mogłem powstrzymać pół-westchnienia, pół-szlochu, który wydostał się z mojej klatki piersiowej, gdy otoczyła mnie ustami.
- Jesteś taka piękna, moja brązowooka Bella – powiedziałem. – Jestem najszczęśliwszym facetem na Ziemi… wciąż nie mogę uwierzyć… że mam cię całą dla siebie. Jesteś świetna… zwłaszcza na kolanach, tak jak teraz.
Byłem skupiony na jej oczach, tak dużych i idealnych, gdy jej usta poruszały się w górę i w dół po mojej długości. Czułem, jak jej język przesuwa się po mojej skórze, gdy jej jęki wibrowały wokół mnie i tylko przez to mogłem ustać.
- O jasna cholera, ja pierdolę, ku*** tak, to zajebiście wspaniałe – wyjęczałem, mój umysł był spowity mgłą i mogłem tylko takie słowa z siebie wydusić.
Otworzyła usta w diabelskim uśmieszku i czekała na mój orgazm. Patrzyłem, jak sperma wystrzeliwała ze mnie i pokryła jej język.
- Jesteś przepyszny – powiedziała, zapinając moje dżinsy.
Opary ogarniające mój mózg powoli uniosły się, gdy mój apetyt został zaspokojony – jak na razie.
- Wracaj tutaj – nalegałem, stawiając ją na nogach.
Całowałem jej całą twarz; usta, policzku, podbródek, czoło… nawet jej brwi dostały po całusie.
- Ej, będę robiła tak częściej, jeżeli taką okażesz wdzięczność – zachichotała.
- Och, lepiej przemyśl to dwa razy, dziewczynko – warknąłem, układając dłonie na jej tyłku, gdzie wsunęły się pod spódnicę, która zebrała się w jej pasie.
- Czemu miałabym żałować doprowadzenia cię do szału? Hmm? – zapytała, głaszcząc mnie po policzku wierzchem palców.
- Zapytasz, czemu? Właśnie dlatego – syknąłem żartobliwie, okręcając ją tak, że jej plecy napierały na moją klatkę. – Mam zamiar… dać ci lekcję, Brązowooka.
- Lekcję? – zapiszczała.
- Mhmmm. Odwrócenie sytuacji jest czystym zagraniem, nieprawdaż? – zapytałem, otulając jej tułowie ramieniem, a palcami przesunąłem po satynie bluzki, aż dłonią zakryłem jej pierś. Pocierałem i drażniłem ją, jak ona robiła to mnie. Gdy wyjęczała moje imię, zaśmiałem się głęboko na jej niezdolność wytrzymania tego.
- Każda komórka twojego ciała woła mnie, wiesz o tym – powiedziałem jej.
Z delikatnym szarpnięciem, ściągnąłem jej bluzkę przez głowę i rzuciłem ją na podłogę. Niedługo za nią podążyła spódniczka. Wyjęczałem niskie „ku***”, kiedy wreszcie zobaczyłem, co miała pod spodem. Ubrana była w biały gorset, który opisała mi na naszym ślubie. Wtedy tylko wyobrażałem to sobie, ale rzeczywistość była fenomenalnie seksowniejsza. Faktycznie, nie miał miseczek i kończył się tuż nad kością łonową.
- Popatrz na nas, Brązowooka. Ty ubrana w ten sposób… a ja tracę nad sobą panowanie.
Nasze spojrzenia utkwiły w lustrze pokrywającym drzwi szafy na korytarzu. Lewą ręką ciągnąłem i szczypałem jej sutek, gdy prawą łakomie pieściłem jej cipkę. Była miękka, ciepła, gładka… i wilgotna. Tak bardzo wilgotna.
Przesunąłem nosem od jej ucha do szczęki, wdychając jej zapach, który był erotyczny tak jak Brązowooka, że chciałem się w nim zatracić. Warknąłem zaborczo, otulając ją ramionami. Dłonią ręki, którą miałem wokół jej pasa, szybko poruszałem między jej nogami, a drugą przesunąłem z jej piersi do włosów, przechylając jej głowę tak, by mieć swobodny dostęp do jej szyi.
- Moja – poinformowałem ją, zatapiając zęby w jej słodko idealnej skórze.
- Twoja – zgodziła się cichym szeptem.
Trzymałem ją nieruchomo, czując jak wolno rozpływa się przy mnie, jej ciało straciło całe napięcie, a wszystkie mięśnie stały się luźne. Spojrzałem w górę, z zębami i ustami wciąż przy jej szyi. Patrząc w lustro, oczami pochłaniałem obraz mojej Belli – mojej żony – przeżywającej orgazm od mojego dotyku. Przez cały ten czas trzymałem ją mocno przy mnie: twardy, męski drapieżnik trzymający swoją miękką, doskonałą ofiarę.
- Edwardzie – westchnęła mrucząc.
Zanim się zorientować, ciekawska ręka zakradła się między nas, odwracając sytuację, gdy Brązowooka obmacywała mojego fiuta przez dżinsy, szybko budząc go ponownie.
- Mówiłeś coś o „całkowitym zwrocie”? – zapytała ze śmiechem.
- Tak, a teraz odwróć się i pokaż mi się w tym gorsecie – zażartowałem łagodnie, odwracając ją twarzą do mnie.
- I co sądzisz? Mogłabym obwinić Alice i Rose, ale to akurat był mój pomysł, żeby go kupić - wyznała, uśmiechając się do mnie.
- To chyba najseksowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem – odpowiedziałem, patrząc pożądliwie na jej piersi i wsunąłem kosmyk jej włosów za ucho.
- Dzięki. W takim razie go nie zdejmuję – powiedziała puszczając oczko.
- A szpilki też?
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
- Teraz tak? To czemu nie mogłem cieszyć się swoim życzeniem, gdy tylko wróciliśmy do pokoju? – zapytałem, unosząc jej podbródek, by móc zobaczyć lepiej tą śliczną twarzyczkę.
- Bo nie byłbyś miły – odpowiedziała. – Na dole nie bawiłbyś się ze mną… tylko udawał.
- A teraz się z tobą bawię, nieprawdaż? – zapytałem z chytrym uśmieszkiem, przesuwając dłoń po jej boku.
Zamruczałem. czując jej ciało kształtu klepsydry pokryte sztywnym gorsetem.
Wyglądała cholernie do zjedzenia.
- Tak, zabaw się ze mną – wyjęczała.
Powód i kontrola zniknęły wraz z jej lubieżnymi słowami. Uwodzicielska mieszanka niewinności z urokiem spowodowała wyzbycie się racjonalnego myślenia z mojego umysłu tak, jak ziarenka piasku noszone są przez silne podmuchy wiatru.
- Jezusie, potrzebuje cię. Ty mnie także? Szalejesz tak, jak ja teraz? – zapytałem, trochę zrozpaczonym głosem, trzymając mocno dłoń na jej policzku, gdy wpatrywałem się w nią.
- Kochanie - sapnęła. – Zawsze. Zawsze… potrzebuję. Tego – powiedziała, stukając palcami w moją skroń. – Tego. – Poklepała mnie ponad sercem. – I tego – dodała, napierając dłonią na moją ponownie naprężoną erekcję.
Pocałowałem ją gwałtownie, jej deklaracja doprowadziła mnie do chęci dotykania jej wszędzie ustami i rękoma. Między szarpnięciami i jękami, udało nam się przejść przez niewielki hol, aż tył moich nóg napotkał dużą, miękką kanapę, stojącą na środku naszego apartamentu.
- Koniec z drażnieniem, Edwardzie – syknęła Bella.
Głęboki chichot uszedł z mojej klatki piersiowej na dźwięk jej zniecierpliwienia. Ustami otuliłem jej sutek i ssałem go, gdy drugą ręką pieściłem drugą pierś. Ignorowałem to, jak napierała na moje nogi, co najwyraźniej czyniło ją tak zrozpaczoną, jak ja już byłem. Z małym warknięciem z jej strony, Brązowooka złapała mnie za koszulę i zepchnęła mnie z siebie.
Obróciła się na stopie i chwyciła mocno oparcie sofy, pochylając się do przodu, a jej nagie piersi falowały nad naciągniętym gorsetem, który uniemożliwiał jej zgięcie pod jakimkolwiek subtelnym kątem. Nie miała innego wyboru niż całkowicie zgiąć ciało w pasie, ukazując swoją pupę i lśniącą cipkę. Spoglądając na mnie ponad ramieniem, nic nie powiedziała, jedynie puściła oczko i oblizała wargi.
Moje dżinsy i bokserki szybko znalazły się w moich kostkach, gdy moja potrzeba zaogniła się ponownie. Czyste pragnienie zamgliło potrzebę odpowiedniego pozbycia się ubrań. Mogłem poczuć i usłyszeć mój puls, szalejący głośno w moich uszach, który, jak uderzenie bębna, wzywał mój niepohamowany, podstawowy instynkt. Wybijał… wykrzykiwał… do mnie cały czas tą samą mantrę.
Pieprz. Swoją. Żonę.
- Zanim zacznę błagać, Edwardzie… pieprz mnie – rozkazała.
Wsunąłem się w nią jednym długim pchnięciem, warcząc z satysfakcji. Jej gwałtowny wdech i późniejsze kwilenie towarzyszyło jej pchnięciom bioder. Moje dłonie, tak duże w porównaniem do jej, mocno ścisnęły talię, praktycznie całkowicie owinięte wokół niej, gdy poruszałem jej biodrami w górę i w dół. Skóra uderzała o skórę.
- Zatracony… w tobie. Zatracony – wymamrotałem.
Miałem tak mocno zaciśniętą szczękę, że nie mogłem wyraźnie mówić, a moje czoło zaczęło pokrywać się potem.
- Jestem z tobą. Nie możesz być zatracony… gdy nigdy nie jesteś sam – wydyszała.
Jej palce wbiły się w obicie kanapy i nie jestem pewny, czy to przez moje niepohamowane ruchy czy jako pomoc w utrzymaniu się na stojący, gdy doszła z długim, prawie szalonym krzykiem.
- Piękna… idealna… moja – wyjęczałem, nie mogąc już dłużej powstrzymać intensywnego gorąca, które wybuchło z mojej pachwiny i przedostało się na zewnątrz.
Owinąłem jej ramiona rękami, gdy po raz ostatni pchnąłem w nią tak szybko, jak tylko mogłem. Całe moje ciało zesztywniało, gdy wytrysnąłem głęboko w nią w długich, pulsujących strumieniach.
Udało mi się użyć ostatniego strzępu energii, by odwrócić nas obydwoje tak, że sofa była pod nami, gdy grawitacja zwyciężyła i opadliśmy. Pokój wypełniła cisza przerywana naszymi oddechami, gdy ułożyliśmy się koło siebie.
- Edwardzie?
- Hmm?
- Zauważyłeś coś zabawnego?
- Tak. Spodnie mam wciąż w kostkach, ale jestem zbyt zmęczony, by się tym przejmować.
- Nie to. Chociaż to też jest trochę zabawne. Chodzi mi oto, w jaki sposób leżymy na kanapie.
- Heh… jak o tym wspomniałaś, to jest to zabawne.
Nasze ciała były wciśnięte pomiędzy sterty poduszek, a oparcie kanapy. Trzymaliśmy się wzajemnie, oboje podpierając się lecz i ciągnąc w dół. W istocie: byliśmy przytulasami.
Zasnąłem z idiotycznym uśmiechem na twarzy, zatapiając się w ciemny sen.
Reszta naszego miesiąca miodowego w Brukseli minęła z wieloma wolnymi aktami miłosnymi, zwiedzaniem oraz jedzeniem czekolady. Planując tę podróż, miałem wielki zamiar rozpieszczać Brązowooką najlepszymi, belgijskimi łakociami zrobionymi przez znanego na całym świecie cukiernika. Byłem szczęśliwy mogąc powiedzieć, że moje zamiary zostały spełnione i nic nie może się równać z karmieniem mojej zupełniej nagiej żony czekoladowymi truflami, gdy leży na środku naszego wielkiego łoża.
O wiele za wcześnie wróciliśmy do Stanów i udaliśmy się do kamienicy – naszej kamienicy. To dom, który zrobimy teraz razem. Moje migawki przyszłości zaczęły gromadzić się w wielu pięknych obrazach Brązowookiej.
Postawiłem nasze bagaże w salonie. Żadne z nas nie miało siły, by w ogóle coś rozpakować. Bella opadła na skórzaną kanapę ze zmęczonym westchnieniem, po czym szybko otworzyła laptopa, by sprawdzić maile i inne wiadomości.
- Chodź, Brązowooka. Jest późno. Powinniśmy się przespać, by wyrównać zmianę strefy czasowej – nalegałem, delikatnie masując jej przedramię, próbując ją skłonić do pójścia do łóżka.
Próbowałem pocałować ją, by rozproszyć ją, ale to nie zadziałało.
- Daj mi sekundkę. Uaktualniam swój status na Twitterze – odpowiedziała, po czym spiorunowała mnie wzrokiem za to, że czytam ponad jej ramieniem.
Roześmiałem się, gdy przeczytałem, co wpisała.
Taka zmęczona. Właśnie wróciłam z miesiąca miodowego. TNGUS chce… *westchnięcie*… spać ze mną! On jest tym żonatym facetem, który dał mi swoje serce. :o)


(1) 2 List do Koryntian 9,8 (przyp. autorki)
(2)Tort Sachera – ciasto czekoladowe wymyślone przez Franza Sachera w 1832 roku w Wiedniu (przyp. tłum)
(3) Babeczki Red Velvet - czekoladowe babeczki w kolorze czerwonym (od barwnika). (przyp. tłum)
(4) Nona – hiszpańskie/włoskie imię dla babci. (przyp. tłum)
(5) Wariacja Little Bo Peep – popularna angielska rymowana kołysanka. Jest wiele jej wersji. (przyp. tłum)
(6) Throw Me Down and Fuck Me – nazwa drinka. (przyp. tłum)
(7) Spuneryzm – przejęzyczenie polegające na zamianie miejscami głosek w wyrazie lub początkowych głosek w grupie wyrazów. W ang. Spoonerism od nazwiska Williama Archibalda Spoonera. (przyp. tłum)
(8) W oryg. pedestrian co równocześnie oznacza przeciętny oraz pieszy (przyp. tłum)
(9) Gordon Gekko – postać z filmu Wall Street (1987), chciwy rekin finansowy, grany przez Michaela Douglasa. (przyp. tłum)
(10) Moe the Stooge – inaczej Moe Howard, amerykański aktor i komik najbardziej znany jako lider teamu z The Three Stooges, komedii, która była nadawana przez cztery dekady. (przyp. tłum)
(11) Księga Przysłów 28, 1 (przyp. autorki)
(12) W oryg. eggplant co w wolnym tłumaczeniu można określić roślinę jajeczną :P
(13) Mogę zaoferować panu coś do picia?
(14) Tak. Poproszę piwo Kasteel Bruin. W sumie niech będzie to Kasteel Bruin z wkładką z Jenever.
(15) Dobrze, sir. Zakładam, że miał pan ciężki dzień, że potrzebuje, pan to, co my, Belgowie, nazywamy „walnięciem w głowę”.
(16) Tak, szczerze, to wolałbym być na górze z moją żoną.
(17) Proszę mi wybaczyć, jeśli jednak mogę być szczery, to także wolałbym być z moją żoną w domu.
(18) Dziękuję. Na zdrowie!
(19) Odczuwa się to jak uderzenie w głowę, nieprawdaż?
(20) Rzeczywiście! Ku twojemu zmartwieniu.
(21) Dziękuję, sir.
(22) Mogę w czymś pomóc, madame?
(23) Twój mąż wie, że siedzisz w barze, próbując flirtować z innym mężczyzną?
(24) Powiedziałem „próbując”, ponieważ to chyba najgorszy tekst na podryw, jaki kiedykolwiek słyszałem
(25) Ja… yyy, nie wiedziałam, co lepszego mogłabym powiedzieć.
(26) Może nauczył byś mnie czegoś lepszego?
(27) Po francusku czy angielsku?
(28) Po francusku, proszę. Uwielbiam twój francuski język.
(29) Mój język ma wiele zastosowań, tak jak i dłonie.
(30) Czemu tutaj jesteś? Ubrana w taki sposób?
(31) ku***! Nie masz na sobie majtek.


EPILOG - niestety nie wiadomo kiedy, ponieważ ten FF nie był aktualizowany od września 2010.

Dziękuję wszystkim za miłe komentarze i porady. Mam nadzieję, że warto było czekać na każdy rozdział ;) Do zobaczenia 6 sierpnia przy następnym FF [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ashash
Człowiek



Dołączył: 04 Maj 2011
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:29, 23 Lip 2011 Powrót do góry

Bardzo, bardzo, bardzo ... :) Podoba mi się, mimo "rozczulactwa" i w ogóle to nabrałam ochotę na czekoladę (a już nic nie mam, i muszę iść do sklepu)... Miejmy nadzieję, że epilog pojawi się prędzej czy później. (ale lepiej prędzej). Tłumaczenie naprawdę dobre :) dzięki :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olencjaa
Gość






PostWysłany: Sob 12:36, 23 Lip 2011 Powrót do góry

Przeczytałam rozdział i wypadało by go skomentować tym bardziej, że to ostatni chap tego wspaniałego opowiadania jakim jest " Nagi Koleś z Góry". Na początku chcę podziekować drogim tłumaczkom, które włożyły całe swoje serce, jak i wiele pracy, aby ten tekst miał " ręce i nogi" i czytało się go nam z wielką przyjemnością. Oczywiście muszę tutaj również wymienić Panią Zuzannę, która jest głównym tłumaczem NKZG i dzięki nim miałyśmy okazje poznać tę wspaniałą historie, do której bedę powracała na pewno jeszcze nie jeden raz. Nasi główni bohaterowie od czasu pierwszego rozdziału zmienili się fizycznie, jak i psychicznie co spowodowało patrzenie na świat pod zupełnie innym dojrzalszym kątem. A najbardziej tę przemiane możemy dostrzec w naszym kochanym Edwardzie, który na początku był zimnym draniem, cynicznym, który nie widział nic prócz czubka własnego nosa. Obaj nie spodziewali się, że ich rozrywkowa gra przerodzi się w poważne, głębokie uczucie, które zmieniło ich na zawsze. Edward w końcu odnalazł spokój, którego tak naprawdę nigdy nie zaznał, a które mógł zatrzymać przy swojej brązowookiej. Dzięki niej poznał samego siebie i stał się tym facetem, który chował się pod twardą skorupą pogarty i negatywnych uczuć. Dzięki tej kobiecie odnalazł prawdziwy sens swojego życia i cel, którego tak naprawdę nigdy nie miał. A co najistotniejsze przestał bać się przezłości, jak i przyszłości, która przyniesie obojgu wiele wspaniałych chwil godnych wspominania.
Jeszcze raz dziękuje za możliwosć tego, że mogłam choć na chwilę przenieść się do tak idealnej miłości, która występuje w " Nagim". I nie mogę się doczekać kolejnego opowiadania, pozdrawiam.
Olencjaa Smile
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Sob 22:21, 23 Lip 2011 Powrót do góry

I dobrnęliśmy do końca. Co jest z jednej strony smutne, bo już więcej nie będzie tych żartobliwych, inteligentnych i jakże przesyconych miłością sprzeczkach, ale i zadowalające - bo skończyło się idealnie. Pięknie, szczerze z akompaniamentem wielkiej miłości. Wszystko było tak szczerze opisane, że po prostu... wierzę w to, że ktoś takie coś przeżył i będzie kilku szczęśliwców którzy to przeżyją. Bo znaleźć taką miłość to wielkie, wielkie szczęście. Nawet nie miłość, tylko osobę, którą obdarujemy naszym sercem. Na zawsze...
Wzruszyłam się czytając to, i po prostu smutno mi że to koniec. Ale wybieracie same perełki, więc nie mogę się doczekać następnego ffa. Zachęcam Was, żebyście dodały na teesa również BSS - kolejną perełkę.
Pozdrawiam Was, i na pewno zobaczycie moje komentarze przy następnych waszych "produkcjach importowych" .
Ze łzami w oczach żegnam Nagiego, i liczę na epilog. Ale i tak jestem szczęśliwa.
KW


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Nie 0:54, 24 Lip 2011 Powrót do góry

Wow. To już jest praktycznie koniec. Wszystko za nami. Aż mi się łezka w oku zaczyna kręcić, jak pomyślę o początkowych rozdziałach "Nagiego" i kiedy to było...
Przy tym opowiadaniu spędziłam wiele śmiesznych, ale i poważniejszych chwil, a wczytując się w świat TNGUSa, mogłam podziwiać Twój kunszt translatorski. Ma się rozumieć, że bez Bety to opowiadanie również nie miałoby tak świetnej formy, jaką ma, i to nie tylko graficznie Wink
Dziękuję Dziewczyny za Wasze serce, pracę i czas poświęcony temu tłumaczeniu. Jesteście świetne! :D
Mam nadzieję, że autorka, mimo wszystko, doda niedługo epilog, który uwieńczy tego ffa.
Co do samej treści... W końcowych rozdziałach widać, jak uczucia pomiędzy Bellą i Edwardem dojrzewały. Z początku "niewinna" znajomość pomiędzy sąsiadami i ich układ przerodziło się w coś naprawdę wyjątkowego (chociaż wiadomo, ze to ff i miałam nadzieję na HE, jak zawsze z resztą:P) i w końcowych rozdziałach opisujących przygotowania do ślubu, jak i samą uroczystość, bohaterów można dostrzec, jak wielka zmiana zaszła w charakterach państwa Cullen. Jednym słowem: doskonałość.
Wiadomo, że każdy bohater ma swoich towarzyszy broni; Rose i Alice. Bez tekstów tych dwóch panien ten ff nie był by tak świetny, jak jest :P Ich przekomarzanki słowne i dwuznaczne stwierdzenia zawsze doprowadzały mnie do śmiechu :P
Mogłabym wypisać i skomentować całe opowiadanie w skrócie po raz kolejny, ale wiadomo, że nie ma to sensu, i zapewne jeszcze wrócę do tego "Nagiego Kolesia Z Góry".
Uwielbiam to opowiadanie, jest świetne, jak i sam przekład, który naprawdę nie należał do najłatwiejszych, chociażby ze względy na "potyczki słowne", które w org. są bardzo łatwo dostrzegalne ze swoim podwójnym znaczeniem, a które w języku ojczystym nie zawsze można oddać tak łatwo. Chylę czoła i do zobaczenia przy Waszym kolejnym projekcie! :D

Pozdrawiam gorąco i zachęcam! :D
Yve.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin