FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Venom Steps [NZ] 16+ Rozdział 20 24.07 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Pisać dalej?

Tak, pisz, a co tam
93%
 93%  [ 169 ]
Łaaa, tylko nie to!!
2%
 2%  [ 4 ]
A rób co chcesz i tak nikt tego nie czyta
3%
 3%  [ 7 ]
Wszystkich Głosów : 180


Autor Wiadomość
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Pon 18:17, 29 Cze 2009 Powrót do góry

Ubić, ubić i jeszcze raz ubić za kończenie w takim momencie po takim czasie!
Jasne, że tęskniłyśmy :D:D Kurcze rozdział Boski :D:D Tylko ta końcówka mi się nie podoba Aaaa Martin wampirem i to podłym wampem Będzie gorąco :D Uff tylko nie przypal zbytnio Blls i Edwarda Wink
Rozdział spoko :D

Czekam na dalszy rozwój :)
Pozdrawiam i weny :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pon 18:50, 29 Cze 2009 Powrót do góry

Madi... widzę, że wróciłaś :) I to z dużym bumem Uwaga Jestem absolutnie zaskoczona, nie tego się spodziewałam, bardziej jakiegoś epilogu w stylu: kiedy po raz pierwszy stanęłam na ślubnym kobiercu... itp., itd.
Pamiętasz, że obiecałaś nam noc poślubną? Mam nadzieję, że takim wątkiem zakończysz swoje wspaniałe opowiadanie. Bo nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek zginął. A Martin... szkoda faceta. Mam wrażenie, że Tanya miała coś z tym wspólnego.

Pozdrawiam.E/


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxpaolaxx
Wilkołak



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Rzeszów

PostWysłany: Pon 19:32, 29 Cze 2009 Powrót do góry

Kurczę! Martin wampirem? Nie mogę w to uwierzyć. Kto go przemienił? Od kogo dowiedział się o wampirach? Tyle pytań nasywa mi się i mam nadzieję, że na wszystkie wkrótce poznam odpowiedź.
Pozdrawiam, P.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Czw 17:51, 16 Lip 2009 Powrót do góry

Czytając to napoczątku nigdy nie pomyślałabym ,że Bella będzie wampirem . A już napewno nie tego ,że wrócą do Martina i on też nim będzie xD Przyznam , że to jest mega wciągające :D no i oczywiście fajne :) czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały :) Pozdrawiam.
Madi
Zły wampir



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 319
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: A tam gdzieś jakoś ;)

PostWysłany: Czw 18:15, 16 Lip 2009 Powrót do góry

Rozdział 18.

Długo nad tym myślałam i postanowiłam zadedykować ten rozdział, a kto wie, może cały tekst, Królowi, który niedawno opuścił ten padół łez. Muzyka Michaela Jacksona towarzyszyła mi od małego, często była inspiracją do pisania „Venom”. I can only hope that his music will be something like ‘Michael Jackson’s never ending story’...

Skupiłam się na trzymających mnie niewidzialnych więzach. Użyłam całej siły woli, by się uwolnić. Po kilku próbach udało mi się oswobodzić rękę. Nie poruszyłam się jednak w obawie przed atakiem ze strony Martina, który widocznie nad sobą nie panował. Rozejrzałam się na tyle, ile mogłam bez poruszania głową, ale nie było go nigdzie w zasięgu wzroku. Po długim czasie walki byłam prawie wolna.
- Co słychać? – ktoś nagle zapytał zza moich pleców. Wciąż byłam oparta o samochód, musiał więc stać na dachu.
- Jakoś leci – zmusiłam się do beztroskiego tonu.
- Nie jesteś ciekawa mojej historii? – zapytał stając przede mną, po czym, nie czekając na moją odpowiedź, zaczął opowiadać – To było pięknego, wrześniowego popołudnia, trzy lata od twojej ucieczki. Szedłem ze szkoły, wyjątkowo skręciłem w las, w końcu to tylko kawałek dalej, a jakie ładne widoki. Nagle drogę zastąpiło mi dwóch mężczyzn. Pamiętam, że przestraszyły mnie ich czerwone oczy – roześmiał się - Byłem słaby i głupi. Panowie postanowili wspaniałomyślnie darować mi życie. Przez niemal cztery dni przeżywałem katusze, ale to pewnie znasz. Po upływie tego czasu czułem się jak nowonarodzony, nawet lepiej. Zresztą – nim byłem. Wyjaśnili mi, kim się stałem, pokazali, jakie mam możliwości. Zastanawiasz się zapewne, co wysłannicy Volturi robili w takim miejscu. Otóż – szukali ciebie, moja droga. Władcy usłyszeli pocztą pantoflową o nowym nabytku Cullenów i chcieli z tobą porozmawiać. Co tu dużo mówić – sługusów zabiłem – spojrzałam na niego, przerażona – No co, nie patrz tak na mnie – mruknął groźnie – Nie byli mi już do niczego potrzebni. Ruszyłem do domu, nie zdając sobie sprawy z potęgi pragnienia, jakie mi doskwierało i tego, co tylko może je ugasić – patrzył przed siebie pustym, niewidzącym niczego wzrokiem – A potem… było już za późno. Ciało Marion leżało bezwładnie w moich ramionach, bez kropli krwi. Ale nawet wtedy się uśmiechała. Patrzyłem na nią, nie mogąc uwierzyć – głos mu się załamał i zamilkł. Nie mogłam oderwać od niego oczu pełna sprzecznych uczuć- zafascynowania, przerażenia, współczucia... Po długiej chwili otrząsnął się i kontynuował – Cóż, jestem potworem, jak my wszyscy. Potem udałem się do Volturi, którym poprzysiągłem wierność. Wiesz, mój dar bywa przydatny…
- Przysiągłeś lojalność Volturi? – zapytałam drżącym głosem. W ułamku sekundy znalazł się tuż obok mnie i szepnął mi wprost do ucha, niemal z czułością:
- Tak. Mają władzę. Nic więcej mnie nie obchodzi.
- Kim ty się stałeś? - sapnęłam.
- O zgrozo – roześmiał się nieprzyjemnie – Wampirem żądnym władzy. Czy to coś złego? Nawet jeśli, cóż, mam całą wieczność, żeby się o tym przekonać. Powiedz mi raczej, czy to prawda, że nie żywicie się ludźmi?
Miałam ochotę kiwnąć głową, ale tym samym zdradziłabym swoją swobodę ruchów. W trakcie jego monologu próbowałam pomóc Edwardowi. Nie wiedziałam jednak, jak to zrobić.
- Tak, pijemy tylko zwierzęcą krew.
- ja bym tak nie potrafił.
- Kwestia nastawienia. Na początku bywa ciężko, ale warto. Przynajmniej ma się czyste sumienie.
- O ile ktoś je ma – zawiesił głos, popadając w zamyślenie.
Dziwiło mnie, jak łatwo nam się rozmawiało. On doszedł widocznie do tego samego wniosku, bo powiedział:
- Możnaby stwierdzić, że wciąż czujemy do siebie jakąś sympatię. Ale nie po to się tu zebraliśmy – uśmiechnął się drapieżnie – Myślę, że prawidłowo będzie, jeśli za lata żalu odpowiecie bólem.
Jego słowa sprawiły, że jeszcze usilniej zaczęłam szukać sposobu na ochronę Edwarda. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to spróbować rozszerzyć na niego tę moją barierę. Gdybym jeszcze wiedziała jak to zrobić… Starałam się skupić na tym „całą sobą”, aż w końcu po kilku próbach niespodziewanie załapało. Zaczęłam rozpaczliwie zdejmować z niego iluzję, śledząc równocześnie wzrokiem Martina, który krążył nieopodal ze wzrokiem wbitym w zupełnie bezbronne, jak sądził, ofiary. Wreszcie Edward był zupełnie wolny. Musieliśmy zaczekać, aż będzie tuż obok. Z każdym jego krokiem ten moment się zbliżał. Chciałam spróbować ostatniej deski ratunku- rozmowy.
- Dlaczego to robisz?
- Czy to ważne? Każdy powód jest dobry.
Wpatrywałam się w niego uporczywie. Westchnął.
- Bo mnie skrzywdziłaś, zawiodłaś moje zaufanie.
- Wiesz, że nie mogłam ci powiedzieć.
- Gdybyś to zrobiła miałbym szansę się obronić przed wysłannikami Volturi.
- Sam chyba w to nie wierzysz, prawda? Wiesz, że zwykły człowiek nie ma na to szans.
- Przestań. Nawet jeśli, to wiedziałbym, żeby nie wracać do domu.
Nagle do mnie dotarło- winił mnie za śmierć swojej żony.
- Przecież wiesz, że gdybym to zrobiła, mógłbyś zginąć z rąk swoich panów. Nie miałam też gwarancji, że ja wytrzymam tak długie przebywanie w towarzystwie człowieka. Ja mogłam cię zabić, Martin, ja – zawiesiłam głos, zamykając oczy.
- Milcz.
- Przyjechałam tutaj specjalnie po to, żeby ci wszystko wyjaśnić. Nie mogłam dłużej znieść wyrzutów sumienia. W tak krótkim czasie straciłam dwie bardzo ważne dla mnie osoby…
- Zamknij się! – krzyknął. Wyglądał naprawdę przerażająco. Skoczył w moim kierunku, złapał mnie za szyję i podniósł do góry. Nie mógł mnie udusić, ale wrażenie było nader nieprzyjemne. Mimo to, nie walczyłam. Wiedziałam, że w tym, co powiedział jest sporo prawdy. Patrzyłam tylko w te jego czerwone, wściekłe, przepełnione nienawiścią oczy, marząc o możliwości cofnięcia czasu. Dlaczego na tych kilkuset mieszkańców wypadło akurat na niego? I to wtedy, gdy w okolicy nie było żadnego Cullen. Wiedziałam, że prawdopodobnie nie wyjdę z tego cało. Wystarczy, że mnie ukąsi, rozrywając gardło, a potem spali. Modliłam się tylko, żeby Edward nie ucierpiał. Wiedziałam, że będzie chciał się zemścić. Zamknęłam oczy.
- Zrób to, jeśli chcesz. Jestem gotowa.
Po chwili, która trwała wieczność poczułam, jak delikatnie stawia mnie na ziemi. Uniosłam powieki. Klęczał przede mną, wstrząsany dreszczami; głowę oparł o moje kolana. Szepnął cicho:
- Zabij mnie.
Nie dbałam już o nic. Klęknęłam naprzeciwko niego, dotykając lekko jego ręki.
- Z łatwością mogłaś mnie obezwładnić. Dlaczego…?
- Bo miałeś rację, to w dużej mierze moja wina. Gdybym ci od razu powiedziała… Gdybym nie zniknęła bez śladu…
- tak… Straciłem cię. Miłość szybko przeistoczyła się w nienawiść. Czasami myślę, że lepiej dla Marion, że wtedy zginęła. Stawałem się nieobliczalny, zdarzało mi się podnieść na nią rękę. Ale…zabiłem ją. Ją i nasze dziecko! – znów zaczął się trząść.
- O Boże, Martin… - przytuliłam go mocno. Nie potrafiłam wyrazić tych uczuć, które się we mnie kłębiły.
- próbowałem już wszystkiego, żeby się zabić. Każdego sposobu, który usłyszałem, nawet najbardziej niedorzecznego.
- Zwykli ludzie nie używają sposobów, które podziałałyby na wampiry – nagle odezwał się Edward – Jesteśmy niemal niezniszczalnymi maszynami.
- Jak… - zaczął zdezorientowany Martin.
- To ja – odpowiedziałam spokojnie – Zabrało mi to trochę czasu, ale nas uwolniłam.
- Czyli więcej nie próbować?
Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem.
- No tak – zamilkł na chwilę, po czym zwrócił się do mojego chłopaka – Słyszałem, że jest jakiś sposób, poza tym znanym- rozerwaniem na strzępy. Podobno zwęgla bez palenia. Nikt jednak nie wie, co to jest. Może coś słyszałeś?
- Nie, nigdy przedtem. To ciekawe.
Odchrząknęłam.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale moglibyście o czymś takim nie rozmawiać? Ciarki po mnie chodzą. Dziękuję.
Zawstydzili się lekko.
- Poprosiłem Volturi, ale stwierdzili, że jestem zbyt cenny. Zawiadomili większość wampirów, że za zabicie mnie odpowiedzą głową. Wyjątkiem jest walka dla nich, ale wtedy muszę wygrywać.
- Martin, przestań o tym myśleć – powiedziałam cicho – Nigdy nie zgodzę się na twoją śmierć.
- Zostań jednym z nas – zaproponował Edward.
- Jak to?
- Zacznij żywić się zwierzętami, stań się znowu jednym z nas.
- A co z Volturi?
- odejdź od nich, tak jak to kiedyś zrobił Carlisle.
- I co mi to da?
- Będziesz miał rodzinę, która będzie cię wspierać.
- Nie – wstał szybko – Wybaczcie mi, ale nie. Żegnajcie.
- Nasze drzwi będą zawsze otwarte – szepnęłam, patrząc jak biegnie między drzewami.

Patrzyliśmy w miejsce, gdzie zniknął przez dobre pół godziny. Nie bardzo wiedziałam, co się stało. W jednej chwili było dobrze, a w następnej już go… nie było.
- Nie przejmuj się – Edward objął mnie ramieniem – To był jego wybór. Nic na to nie poradzisz. Musimy zacząć normalnie żyć.
Spojrzałam na niego.
- Tak, chyba masz rację.

Wsiadłam do samochodu, czując się lepiej, bo w końcu z nim porozmawiałam, ale… Miałam świadomość, że teraz tym bardziej będę myślała o tym, jak mu się wiedzie, czy jeszcze żyje…”Opanuj się, dziewczyno. Jest już dużym chłopcem, poradzi sobie”. Ciężko było się nie zgodzić z, bądź, co bądź, własnymi myślami.
- Jak ty to zrobiłaś?
- Co takiego?
- Uwolniłaś mnie.
- Nie wiem. Musiałam ci pomóc, a to był jedyny możliwy sposób.
- Dziękuję. I przepraszam.
- Za co znowu?
- Że nie stanąłem w twojej obronie.
- Och, daj spokój, nic się nie stało.
On widocznie czuł potrzebę usprawiedliwienia swojego działania.
- To dlatego, że znałem jego myśli i wiedziałem, że tak naprawdę nic ci nie grozi.
- Nic się nie stało.
- Naprawdę, strasznie…
- Edward – przerwałam mu – dajże spokój, człowieku, dobrze? To jest irytujące. Ile razy można mówić, że się wybacza?
- Dużo. Ale nich ci będzie. Tak jest, pani kapitan, koniec z przepraszaniem – puścił moją dłoń, żeby zasalutować. Roześmiałam się. To było to. Wiedziałam, że teraz muszę się skupić na moim narzeczonym. Brr… Ślub.
- Nie uważasz, że ostatnio jestem zbyt poważna?
- Ty? W życiu! To co, że przez ostatnie dziesięć lat uśmiechnęłaś się tyle razy, że mogę policzyć na palcach. Jednej ręki.
Pokazałam mu język i obydwoje wybuchnęliśmy niepowstrzymanym chichotem. Nagle zaczął dzwonić telefon.
- Halo?
- Cześć, Mała.
- Cześć, Emmett – popatrzyłam zdziwiona na Edwarda.
- Tak… Bo właśnie… tego… Rose się pyta, czy wzięliście perfumy.
- Taaa… Powiedz jej, że pięknie pachną – puściłam oczko do chłopaka siedząc obok, który w odpowiedzi wyszczerzył zęby.
- O… O.K. No to – zawahał się – cześć?
- Tak, cześć, Emmett – rozłączyłam się.
Po chwili telefon rozdzwonił się na nowo.
- Coś jeszcze, Em?
- Eee… gratuluję. Rose mi powiedziała, o co chodziło.
- Dzięki, Em.
- Macie pozdrowienia.
- Dzięki, Em – mówiłam, coraz bardziej rozbawiona jego zażenowaniem.
- Mam kończyć?
- Tak, Em.
Rozłączył się. A ja znów zaczęłam się śmiać. Edward spojrzał na mnie zdziwiony.
- Chyba coś ci się rozregulowało – stwierdził niepewnym głosem, czym doprowadził mnie do kolejnego niewytłumaczalnego niczym wybuchu radości. Po chwili sam się tym zaraził. Jechaliśmy autostradą, zachowując się jak wariaci.

Tak, stanowczo coś było ze mną nie tak.

I kto by się tym przejmował?

Na pewno nie ja.



_______________________
Cóż... nie powiem, że nie będę wdzięczna za komentarze ;]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madi dnia Czw 19:03, 16 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Czw 23:12, 16 Lip 2009 Powrót do góry

Droga Madi! Aleś nam rozdział zafundowała. Spodziewałam się jakiejś walki, kłótni a tu co? Nic! Martin po prostu nie wiedział, co ze sobą począć i zwyczajnie w świecie się załamał... Trochę ten rozdział mi nie pasował, może ze względu na rekordową przemianę Martina z tego złego na tego dobrego. Skoro wszystkie troski Belli i Edwarda zostały pokonane, to czy teraz zafundujesz nam opis ślubu i nocy poślubnej? (tak, wiem, niewyżyta jestem) :D:D:D

Pzdr!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Madi
Zły wampir



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 319
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: A tam gdzieś jakoś ;)

PostWysłany: Nie 18:04, 19 Lip 2009 Powrót do góry

Rozdział 19.

- Tak, to był stanowczo dobry wybór – powiedziałam, patrząc na duży, dwupiętrowy dom, stojący niemal na brzegu jeziora Ataki*. Do najbliższych sąsiadów był co najmniej kilometr, byliśmy więc bezpieczni. Co do samego budynku, był on z białego kamienia, częściowo porośnięty bluszczem, czy innym winogronem, jak później uświadomił mi, uwaga, uwaga, Emmett. Wszyscy poznawaliśmy coraz to nowe strony jego złożonej osobowości, m.in.: Emmett-strażak (tak, tak), Emmett-hydraulik, a teraz Emmett-ogrodnik. Ciekaw byłam, jakie będzie jego kolejne wcielenie- Emmett-parkingowy? Wracając jednak do domu- w pewien nieuchwytny niemal sposób łączyła się w nim nowoczesność i przeszłość. Nie widziałam jeszcze wnętrza, ale byłam pewna, że zawładnie moim sercem, podobnie jak fasada, czy okolica. Najbardziej jednak cieszył mnie fakt, że znowu będziemy wszyscy razem- cała rodzina Cullenów i ja, jeszcze Swan. Stopniowo jednak dojrzewałam do myśli, że w końcu zostanę żoną Edwarda.

Z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos:

- Bella, żyjesz? - roześmiał się - Taki żarcik na początek. Dziewczyno, co taka rozmarzona siedzisz?
- Emmett! - wyskoczyłam z samochodu i rzuciłam się na "Miśka";, jak (za jego plecami) nazywała go Rose. No i wszyscy inni też – Dobrze cię widzieć.
- Ciebie też, Mała. Ile to już czasu minęło?
- Zbyt dużo – stwierdziła Rosalie, idąc z Edwardem w naszym kierunku.
- Cześć, Rose – przytuliłyśmy się – Gdzie reszta?
- Zaraz będą – powiedział mój chłopak – Słyszę już nawoływania Alice.
Zaczął ją przedrzeźniać:
- Jak mogłeś tyle nie dzwonić? Jaki jest dom? Co słychać? Są już wszyscy? Dlaczego nie odpowiadasz? A, no tak– nie możesz. Szkoda. Już dojeżdżamy. Ha!, nie mogę się doczekać.
W końcu czarne Audi wyłoniło się zza zakrętu.
- Carlisle nadal nim jeździ? – zdziwiła się Rosalie – Przecież to auto ma już pięć lat – wzdrygnęła się.
- To się nazywa przywiązanie – mruknął Carlisle, wysiadając – Witajcie.

Nie minęła sekunda, a staliśmy w rządku, ściskani po kolei przez Esme. Po niej nadeszła kolej na Alice. Kręciła się wokół nas jak mały rollercoaster. Nagle usłyszałam ciche:
- Witaj, bracie.
Spojrzałam lekko w lewo, gdzie Edward klepał po ramieniu Jaspera. Stali tak przez chwilę. Potem chłopak zerknął na mnie i uśmiechnął się, skłaniając głowę. Zrobiłam dziwną minę, podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek. On zaś otoczył mnie ramionami, uścisnął delikatnie i puścił, mówiąc:
- Cześć, siostrzyczko.
Uśmiechnęłam się i zerknęłam na Edwarda, który zawadiacko mrużył oko.
- No, Mała, powiedz mi teraz, jak to jest być tą najmłodszą w rodzinie? – Emmett podszedł do mnie od tyłu, chwycił w pasie i posadził sobie na ramionach, wywołując tym samym ogólną wesołość. Ja zaś, znudzona, targałam go za włosy (co nie było łatwe) i rozglądałam się po okolicy.
- Może w końcu wejdziemy do domu? – zapytała Esme.
Wszyscy, jak na komendę, ruszyli w kierunku budynku.
- Emmett, możesz mnie już postawić. Proszę cię, Em, ja naprawdę nie mam ochoty na spotkanie ze ścianą. Emmett!
On jednak pozostawał głuchy na prośby, groźby i wszystko inne. Byliśmy coraz bliżej, a ja miałam do wyboru albo poznanie z bliska struktury budynku, albo zrobienie… czegoś. W końcu, zrezygnowana, wychyliłam się do tyłu, modląc się jednocześnie, żeby nie puścił moich nóg. Zamknęłam oczy. Tuż przed drzwiami ktoś złapał mnie wpół i ściągnął z wielkoluda.
- To chyba ja powinienem przenieść cię przez próg – mruknął Edward.
Roześmiałam się.
- Coś w tym jest.

Okazało się, że wszystko było już poustawiane i gotowe, jakbyśmy urzędowali tutaj od jakiegoś czasu.
- To zasługa chłopaków – powiedziała radośnie Esme – Oni wszystko przygotowali.
- Cóż, nie zajęło nam to znowu tak dużo czasu – stwierdził Carlisle.
Emmett dał mu lekkiego kuksańca w bok i mruknął teatralnym szeptem:
- Proszę cię, nie pomniejszaj naszych zasług.
Byłam pod wielkim wrażeniem salonu. Biały, wysoki sufit z dużym żyrandolem, ściany w kolorze kawy z mlekiem, kremowa kanapa, ciemne panele i jasny dywan pod stolikiem sprawiały, że wyglądał się bardzo przytulny i komfortowy. Uśmiechnęłam się, widząc podest, na którym stał fortepian. Uwielbiałam słuchać gry Edwarda i obserwować jego smukłe dłonie biegające po klawiaturze. Kiedyś próbował mnie uczyć, ale szybko się poddałam. Pokręciłam głową na samo wspomnienie. Cóż… przemiana nie przysporzyła mi większej muzykalności…
- Kto ostatni na górze, ten… Emmett! – zawołała Alice, wpadając na schody. Za nią ruszył Em, próbując ją dorwać za tak jawną dyskryminację. Śmialiśmy się, słysząc jej piski.
- Ciekawe, co zrobi, kiedy skończą jej się schody – mruknął Kasper. W tej samej chwili usłyszeliśmy trzask drzwi.
- Już wiem – skwitował.
We trzy poszłyśmy powoli na górę, wspinając się po stopniach i rozglądając ciekawie na wszystkie strony. Wzdłuż barierek wisiały różne obrazy. Chłopcy dołączyli do nas na samym szczycie. Edward wziął mnie za rękę.
- Chodź zobaczyć pokój.
Wyrwałam dłoń z udawanym przerażeniem.
- Zaczekaj chwilę, to ja mam mieszkać z TOBĄ?! W jednym pomieszczeniu?!**
Zbiłam go z pantałyku swoim wystąpieniem.
- A… a nie chcesz?
- Mamusia mnie inaczej uczyła.
- Do tej pory ci to jakoś nie przeszkadzało. Ale skoro tak, to coś się wymyśli – patrzył na mnie niepewnie.
- Och, przestań, przecież żartuję.
- Ale…
Pocałowałam go lekko.
- Chodź, idziemy – pociągnęłam go za rękę. Chwilę się opierał, ale potem nagle przyciągnął mnie do siebie i cmoknął w szyję.
- Kocham cię, wiesz?
Uśmiechnęłam się.
- Coś mi się obiło o uszy.

- Oto i on – chłopak otworzył drzwi.
- Mmm… Całkiem nieźle – mruknęłam, wchodząc. Okno przesłaniały srebrne żaluzje, ścianę z jednej strony do połowy zajmowały półki z płytami, po drugiej stronie za to stały dwa regały z książkami sięgające aż do sufitu. Jedynym źródłem światła sztucznego były cztery żaróweczki umieszczone w każdym z kątów pokoju, panował więc półmrok. Pod ścianą stała ciemnofioletowa, rozkładana kanapa. Spojrzałam na podłogę- no tak, parkiet. Bardzo duży pokój z pustą przestrzenią na środku i parkietem- czego chcieć więcej? Czegoś mi jednak brakowało.
- Hej, a co z moimi ubraniami?
- Czekałem, aż o to zapytasz.
Podszedł do sofy i nacisnął guzik, który wcześniej wzięłam za włącznik światła. Po sekundzie w suficie pojawiła się klapa i wysunęły schodki. Zaciekawiona, wspięłam się po nich. Moim oczom ukazał się istny raj. Prawdę mówiąc, nigdy wcześniej nie widziałam tylu ubrań, nie licząc rzecz jasna półek sklepowych. No i garderoby Alice.
- To pomysł Jaspera. Jak ci się podoba? – zapytał Edward, kiedy już zeszłam na dół – Dziewczyny mają pomieszczenia obok – wskazał na sufit.
- Jestem… oszołomiona – sapnęłam, siadając. Roześmiał się
- Poczytuję to za dobry znak. Mam dla ciebie jeszcze jedną wiadomość.
Spojrzałam na niego wyczekująco.
- Wracamy do liceum. Rzecz jasna, jako adoptowane dzieci Carlisle’a i Esme. Ty będziesz córką zmarłej siostry Esme. Z racji tego, że będziemy w drugiej klasie musimy odłożyć nieco nasz ślub – zawiesił głos – Mam dla ciebie propozycję.
- Jaką? – zauważyłam, że po ustach błąka mu się uśmieszek.
- Chciałabyś, razem ze mną - przerwał na moment – uczyć tańca?
- Jasne – rzuciłam lekkim tonem.
Milczeliśmy przez chwilę. Potem pisnęłam i skoczyłam na niego. Roześmiał się, złapał mnie na ręce i wyniósł na balkon. Znieruchomiałam nagle, wpatrzona w horyzont. Słońce chyliło się ku zachodowi, barwiąc wody jeziora na pomarańczowo, różowo i złoto. Las otaczający jego wody i nasz dom sprawiał wrażenie niemal płonącego łuna rozświetlającą całą okolicę. Edward postawił mnie i wtulił w swoją pierś, oplatając ramionami w pasie. Milczeliśmy, obserwując ten swoisty spektakl, aż do momentu, gdy tarcza słoneczna całkowicie nie skryła się za nieboskłonem.
- Chodźmy na polowanie – szepnął mi do ucha, chwytając równocześnie za rękę.
- No tak, jutro wielki dzień – westchnęłam, całując go.

Musieliśmy podzielić się na dwie grupy, bo było nas zbyt dużo, żebyśmy mieli szansę zmieścić się w jednym samochodzie, nie łamiąc przy okazji przepisów drogowych. Emmett z Rose pojechali jeepem chłopaka, a nasza czwórka wpakowała się do Edwardowego mercedesa. Liceum leżało w centrum miasteczka, dojazd zajął nam więc jakieś dziesięć minut, bo dom znajdował się na jego obrzeżach. Samo miasto było mniej więcej o połowę większe od Forks, nie było sposobu, żeby się w nim zgubić. Przynajmniej na takie wyglądało. Rozglądałam się ciekawie, jednym uchem słuchając trajkotania Alice, która, nie zważając na zagłówek i oparcie fotela, uparcie starała się rozmasować mi kark.
- … I wtedy właśnie ona wyszła ze sklepu. Wyobrażacie sobie, że kupiła tą bluzkę, którą ja sobie upatrzyłam? Była idealna- czerwona, z rękawem do łokcia, kilkoma guzikami od dołu i stojącym kołnierzem – przerwała na chwilę, chcąc zapewne zilustrować ją Jasperowi. Kochałam ją jak siostrę (Alice, nie bluzkę), ale musiałam czasem przyznać, że bywała nieco… pusta. Zerknęłam na Edwarda- wpatrywał się w drogę przed sobą, starając się nie roześmiać. Czując na sobie mój wzrok, puścił oczko. Musiałam szybko wyjrzeć przez okno, żeby nie wybuchnąć, hamowanym dotąd, śmiechem. Wjeżdżaliśmy właśnie na szkolny parking, co uratowało nas wszystkich. Wolałam nie myśleć, jakie wrażenie wywoła nasza szóstka, chociaż i tak chodziły po mnie ciarki.

Kierowca zaparkował obok jeepa Emmetta. Czekali na nas, siedząc wciąż w wozie. Wzięłam głęboki wdech, otworzyłam drzwi i wysiadłam. Cieszyłam się, że nie ma możliwości, żebym się potknęła, bo na dzień dobry najadłabym się wstydu. Chociaż może sprawiałabym przez to nieco bardziej ludzkie wrażenie. W ostatniej chwili opanowałam parsknięcie śmiechem. No tak, ludzka- cała ja, demoniczny wampir. Pokręciłam głową z rezygnacją. Wolałam nie rozglądać się zanadto, nie chcąc napotkać tych wszystkich ciekawskich spojrzeń. Alice poklepała mnie po ramieniu.
- Śmiało Bello. Byle do przodu.
Zerknęłam na nią i widząc jej pokrzepiający uśmiech rozluźniłam się nieco. Wzięła mnie pod rękę i poszłyśmy do reszty naszej grupy.
- Nie uważacie, że wygląda to nieco dziwnie? – stwierdziła Rose, głową wskazując na nas wszystkich. Rozejrzałam się.
- Faktycznie, brakuje nam tylko różańców.
- Albo takiego jednego, wielkieeego, grupowego – Emmett rozłożył ręce ilustrując jego ewentualny rozmiar.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Był taki pocieszny…
- To co, idziemy? – Edward wziął mnie za rękę.
Kiwnęłam głową i w tej samej chwili poczułam jak coś zwala mi się na ramiona z ciężarem przeciętnego misia grizzly. Spojrzałam w prawo. O, przepraszam, to była tylko jego łapa.
- To śmigamy, dzieciaki – Em potargał mi włosy, po czym złapał dłoń Rosalie.


Ruszyliśmy w kierunku drzwi. Drzwi do naszego nowego życia.

Nikt z nas, nawet Alice, nie spodziewał się, jak to się skończy…

____________________________
*Nazwa jak najbardziej zmyślona- You can't google it xD (pomysł mojej bety- KameWink)

**Niejedna by się z nią zamieniła, nie? Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 15:31, 20 Lip 2009 Powrót do góry

FF oczywiście cały świetny :) Ciesze się że tak szybko dodałaś nowy rozdział:)
Czyta się przyjemnie choć mam nadzieje że zacznie się coś ciekawego dziać:D Błędów jako takich większych to nie widziałam jedyne co rzuciło mi się w oczy to:

"- Ciekawe, co zrobi, kiedy skończą jej się schody – mruknął Kasper."
Jaki znowu Kasper??? Literówka jak mniemam:D

Dobra teraz to czekam na nowy rozdział mam nadzieje że już wkrótce:D
Życzę dużo WENY!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Witness
Wilkołak



Dołączył: 18 Mar 2009
Posty: 166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 18:15, 21 Lip 2009 Powrót do góry

Świetny ff, czyta się go bardzo przyjemnie. Twoja wersja życia Belli przed i po przemianie, bardzo mi się podoba :) Styl masz bardzo przyjemny i gładki. Zauważyłam kilka literówek, ale to szczegóły. Liczę na kolejne fantastyczne rozdziały i na nowy, świetny ff :)

Pozdrawiam i WENY, Witness


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Madi
Zły wampir



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 319
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: A tam gdzieś jakoś ;)

PostWysłany: Pią 20:07, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Rozdział 20.

- Zaraz zwariuję – westchnął Edward, kiedy na długiej przerwie czekaliśmy na resztę w szkolnej stołówce.
- Co się stało?
- Te… dziewczyny troszkę bardzo się nami ekscytują.
- Chyba tobą – sama zresztą to zauważyłam. Nie musiałam czytać im w myślach. Wpatrywały się w niego, jakby chciały… Lepiej się w to nie zagłębiać…
On zaś ciągnął, jakby mnie w ogóle nie słyszał:
- Ale gorsi są panowie – spojrzał na mnie niemal z wyrzutem – Dlaczego jesteś taka śliczna?
- A ty tak przystojny? Nie powiem, żeby natura nas takimi stworzyła, ale wiesz, o co mi chodzi – roześmiałam się.
- Fakt, po tylu latach powinienem się przyzwyczaić – westchnął – Ale ich wizje są momentami tak realistyczne…
- Chyba by jednak nie chcieli spróbować – rzuciłam wesoło.
- Tak, jestem zbyt groźny – napiął mięśnie, ukazując muskuły. Uderzyłam go lekko w głowę.
- Nie ty. Ja.
Roześmiał się, całując mnie w czubek nosa.
- No, koniec czułości – Jasper zwichrzył włosy Edwardowi, siadając obok – Nie ma jeszcze Alice? Czekałem na nią pod klasą, ale jej już nie było w środku.
- Nie, byliśmy tylko my – Edward skupił się na chwilę – Nie słyszę jej myśli, więc nie ma jej w pobliżu.
Jazz zmarszczył brwi.
- Pójdę jej poszukać.
Pod wpływem nagłego impulsu zerwałam się z miejsca.
- Ja to zrobię.
Spojrzał na mnie, zdziwiony.
- Po prostu – wzruszyłam ramionami – Czuję, że tak będzie lepiej.
Westchnął i usiadł na swoim miejscu. Obydwaj przypatrywali mi się badawczo. Posłałam im uspokajający uśmiech i pobiegłam na poszukiwania. Pilnowałam się bardziej niż zwykle, powściągając swe naturalne odruchy. I nie miałam na myśli jedynie palącego problemu, wżynającego mi się w gardło z furią pięciolatka, któremu zabrano zabawki, ale też szybkość ruchów. Chcąc, nie chcąc widziałam spojrzenia pełne zawiści (dziewczyn) i niemego zachwytu (chłopców). Pierwszy raz jednak cieszyłam się z tego, że ustępują mi z drogi niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem, bo nie musiałam się przepychać. Do czasu.
- Bella! – okrzyk dochodził zza moich pleców. Przez chwilę myślałam, czy pozwolić się dogonić, czy przyspieszyć. Nim jednak zdążyłam uciec, ktoś złapał mnie za łokieć. Niechętnie się odwróciłam, próbując mieć sympatyczny wyraz twarzy. Kiedy jest się wampirem, cierpliwość staje się drugą naturą. Co jednak, jeśli ktoś potrafi wykorzystać i zdeptać cały jej zapas w krótkim czasie. Tacy ludzie nie zdarzają się często. Ale jednak.
- Witaj, Amelio.
- Wołałam cię, nie słyszałaś? – zapytała z pretensjami w głosie.
Zmarszczyłam brwi.
- Doprawdy? Musiałam się zamyślić. Wybacz, ale szukam Alice.
- Jest na dworze.
- Naprawdę? Dziękuję ci bardzo! – uśmiechnęłam się przelotnie i czym prędzej pobiegłam w kierunku drzwi wyjściowych. Pomyślałby kto, że imię zobowiązuje. Amelia oznaczać powinna osobę dość statyczną, spokojną, skromną, CICHĄ. Jednak ta dziewczyna przekraczała chyba wszystkie możliwe granice pod tym względem. A mnie upodobała sobie szczególnie. Ciężko było ją znieść, niemniej cierpliwie próbowałam. Zwykle był przy mnie Edward, który uspokajał mnie, gdy mało brakowało do eksplozji porównywalnej z wybuchem Wezuwiusza w 79 roku*. Teraz jednak szybko otworzyłam drzwi i znalazłam się na dworze. Słońce skryło się za chmurami, mimo to było ciepło. Z drugiej strony- nam zawsze jest ciepło, bo ciężko jest przeziębić marmur… Alice spacerowała między samochodami stojącymi na parkingu. Podeszłam do niej szybko, wyglądała na zmartwioną.
- Co się stało?
Ocknęła się z zamyślenia.
- Co? Ach, nie, nic. Gdzie Jasper?
- Został w stołówce.
- Czyli mnie nie szukał?
Z jakiegoś powodu poczułam się niezręcznie.
- Chciał, ale powiedziałam, że ja pójdę.
Rozluźniła się częściowo i rzuciła, by mnie uściskać.
- Alice…?
- Och, nawet nie wiesz, jak się cieszę!
Zamrugałam, zdziwiona.
- Słucham?
- Mylę się, wiesz? Moja wizja się nie sprawdziła! – czułam, że jej wypowiedź miała jakieś drugie dno.
- To… dobrze?
Zasępiła się nagle.
- Chyba.
- Alice, co jest grane?
- Miałam wizję, że przyjdzie Jasper, a przyszłaś ty.
- Ludzie mogą zmieniać zdanie.
Uśmiechnęła się szeroko, znów radosna.
- No właśnie.
Nic z tego nie rozumiałam, ale czułam, że nie mam co liczyć na jakiekolwiek wyjaśnienia. Przynajmniej na razie.
- Idziemy?
- Tak, chyba tak.
Szła, mocno na czymś skoncentrowana. Czasem nie potrafiłam jej rozgryźć.

Siedzieliśmy właśnie przy stoliku, każdy pogrążony w swoich myślach. Edward trzymał rękę zanurzoną w moich włosach, masując lekko skórę głowy. Nagle drgnął, rzucając Jasperowi dziwne spojrzenie.
- Alice, opanuj się, dziewczyno!
Zaciekawieni, spojrzeliśmy na nią. Ona zaś gwałtownie się wyprostowała, wyraźnie spłoszona.
- O matko, Edward, przepraszam cię. Zapomniałam.
Gdyby nie lekki uśmiech, błąkający się po jej wargach, pomyślałabym, że stało się coś złego. Wszyscy, z wyjątkiem Emmett powrócili do swoich rozmyślań, wiedząc, że i tak nic nie powiedzą. Em zaś uparcie próbował się dowiedzieć, o co chodzi. I, jak zwykle, spotkał go zawód.

Nie dawała mi spokoju wizja, której Alice nie chciała mi zdradzić. Dlaczego tak się cieszyła, gdy okazało się, że nie są nieomylne? Postanowiłam nieco ją przycisnąć, nie mając gwarancji na powodzenie. Kiedy Alice nie chce czegoś powiedzieć, nie da się nakłonić na zmianę zdania. Nawet Edwardowi stara się ograniczyć dostęp do swoich myśli. „To jest to!” – krzyknął jakiś głos w mojej głowie - „To dlatego była taka skupiona i małomówna!” Byłam z siebie dumna- rozszyfrowałam to. Chociaż właściwie nie ja, tylko obcy lokator w mojej głowie, z którego wcale nie powinnam być zadowolona. Ale czasem się przydawał.
- Co takiego zobaczyłeś u Alice? – zapytałam Edwarda, kiedy szliśmy do klasy.
Skrzywił się.
- Powiedzmy… Przykład nocy z Jasperem.
Zatrzymałam się jak wryta. Przez chwilę milczałam, a potem zaczęłam się śmiać. Biedny Edward. Objęłam go ramieniem.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Kiedyś się z tego otrząśniesz.
Uśmiechnął się lekko.
- Nie pierwszy raz mi odstawia taki numer.
Bez słowa pokręciłam głową i ruszyłam dalej. Korytarz powoli pustoszał. Złapał mnie za nadgarstek, przyciągnął do siebie, trzymając mocno i szepnął wprost do ucha:
- Ale muszę przyznać, że mnie to nieco zainspirowało.
Patrzyłam przed siebie, nie wiedząc, co powiedzieć. Potem podniosłam na niego wzrok, uśmiechnęłam się i stwierdziłam:
- Czasem się ciebie boję.
- I słusznie – zmrużył oczy i objął mnie mocniej. Wyglądał tak… nieziemsko, że nagle poczułam niezwykle silną ochotę powiedzieć, co do niego czuję. Nie potrafiłam jednak przez chwilę nie mogłam znaleźć słów.
- Kocham cię, Edwardzie, jak nikt nikogo wcześniej nie kochał. Wiem, że rzadko ci to mówię. Po prostu…
- Wiem – uśmiechnął się – Liczę na to.

Wieczorem prowadziliśmy zajęcia. Przychodzili na nie głównie ludzie mniej więcej w „naszym” wieku- szesnaście, siedemnaście lat. Gdyby nie nasza cierpliwość, ciężko byłoby nam pozyskać ich szacunek. Różnie bywało, po kilku treningach jednak nasza pozycja wśród nich była ugruntowana. Na początku zawsze pokazywaliśmy im „plan dnia”, czyli co zamierzaliśmy wprowadzić do ich techniki. Początek zawsze był trudny, staraliśmy się więc podtrzymywać ich na duchu. Poza tym byli naprawdę utalentowaną grupą. Szczególnie wybijała się Suri Itake, jedyna Japonka w szkole. Obserwując jej ruchy, dochodziłam do wniosku, że grację musiała mieć w genach, podobnie jak muzykalność i poczucie rytmu. Była delikatną dziewczyną o sarnim spojrzeniu i gołębim sercu. Poznałam ją na lekcji algebry- siedziała przede mną w ławce. Była cicha i spokojna, trzymała się z boku, ja zaś chciałam, żeby nabrała nieco pewności siebie. Przy tak zwanym „bliższym poznaniu” okazywała się przemiłą i skromną dziewczyną, gotową zrobić wszystko, żeby uszczęśliwić swoją rodzinę. Dziwiło mnie, jak taka wspaniała osoba mogła nie mieć przyjaciół. Ale może to dla niej lepiej, w końcu ludzie często zawodzą lub wykorzystują… Poza tym zdawała się nie być samotną, jakby była „ponad to”. Cokolwiek to znaczyło.

- Janet, wyprostuj nogę, dobrze?- pokazałam dziewczynie popełniany przez nią błąd i jak go uniknąć. Po chwili jej ruchy stały się płynniejsze – Świetnie! – uśmiechnęłam się i przeszłam do kolejnej osoby.
- Dave, na litość Boską, skup się na tańcu! – usłyszałam nagle wesoły głos śmiejącego się Edwarda. Spojrzałam w jego stronę. Ach, ten Dave- największy flirciarz w grupie. Nie zawsze potrafił skupić się na treningu, zafascynowany widokiem pięknych dziewczyn w krótkich, wirujących spódniczkach. Oprócz seansów i bluz z kapturami tolerowaliśmy każdy typ ubrań, jeśli ktoś się w nich dobrze czuł. Wszystkie dziewczyny przychodziły w spódnicach lub sukienkach, zaś panowie w większości w czarnych spodniach. Po jakimś czasie spostrzegłam, że ubierają się po prostu tak jak my, trenerzy, co sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Świadczyło to, że zaakceptowali w pełni nasze autorytety. Było to niezwykle miłe uczucie.

Zawsze po zajęciach czułam się, jakbym mogła przenosić góry. Każdy dzień, w którym mieliśmy kontakt z ludźmi, którzy byli zafascynowani naszą pasją sprawiał, że nigdy nie mogłam uznać go za bezowocny lub nieudany.

Tymczasem trening się skończył i byliśmy już w domu. Edward zaproponował spacer. Szliśmy brzegiem jeziora, trzymając się za ręce, milcząc, to znowu rozmawiając o głupotach. Ciszę otaczającego nas lasu co chwilę przerywał wybuch wesołego śmiechu. Nagle chłopak stanął i zaproponował lekko drżącym od emocji głosem:
- Może się wykąpiemy?
- Teraz? Nie mam stroju…
Spojrzał na mnie roziskrzonym wzrokiem.
- Właśnie.

Kilka minut później staliśmy zanurzeni niemal po szyję w błyszczącej w świetle księżyca wodzie. Fale lekko pluskały, otaczając nas ze wszystkich stron. Oparłam dłonie i czoło na torsie Edwarda i zamknęłam oczy, wsłuchując się w rytm jego oddechu i dostosowując do niego mój własny. Było mi dobrze- tu i teraz, w silnych i bezpiecznych ramionach mężczyzny, którego kochałam bardziej niż kogokolwiek. On zaś, wtuliwszy twarz w moje włosy, wdychał ich aromat. Po chwili zaczął sunąć nosem po moim policzku, szyi, obojczyku, zatrzymując się przy klatce piersiowej. Pełna miłości, ucałowałam delikatnie jego ramię. Jakiś czas trwaliśmy w tej pozycji, potem Edward delikatnie wziął mnie na ręce i zaniósł do brzegu. Tam pomógł mi się ubrać i powoli poszliśmy w kierunku domu.

Była to jedna z piękniejszych nocy w moim życiu. Czy raczej jej początek…

________________
*Pompeje (n.e)



Zaczynam, jak KameWink żebrać o komentarze, bo cieniutko coś. A ja się tak staram... Doceńcie mnie, łatwiej się wtedy pisze Wink Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fanka Twilight
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:46, 26 Lip 2009 Powrót do góry

Dobra robota. Czyta się łatwo i lekko. Znalazłam tylko jedną niejasność- "Oprócz seansów i bluz z kapturami...". Chyba chodziło o 'jeansów'? Ale, prawdę mówiąc nie znam się na ubraniach, więc proszę o wybaczenie jeśli się mylę. Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się wkrótce i będzie tak samo dobry jak ten :D
Pozdrawiam
F.T.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 14:55, 26 Lip 2009 Powrót do góry

Czy raczej jej początek?? Czy dobrze myślę? Czyżby zapowiadały się niezwykle romantyczne chwile? Mogę powiedzieć: wreszcie! Końcówka rozdziału była piękna. Czuła, intymna, delikatna. To sprawiło, że się rozmarzyłam...
Madi, życzę Ci weny, abyś szybko wróciła z nową częścią i mile nas zaskoczyła! Czekamy na Ciebie.

Pzdr


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Invisse
Zły wampir



Dołączył: 19 Lip 2009
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:28, 26 Lip 2009 Powrót do góry

Aaa Wink Zaręczyny, jak romantycznie! O wielbię cię, mistrzyni słowa xP Od razu jak przeczytałam "wyraża więcej niż tysiąc słów" się uśmiechnęłam. Ach, te rafaello, chociaż osobiście wolę tofiffi Wink No i biedny Martin. A co z Marian?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kame
Wilkołak



Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kluczbork

PostWysłany: Pon 13:59, 27 Lip 2009 Powrót do góry

Już na mnie, że niby żebrzę, już! xD

Znasz dobrze moją opinię na temat VS, nie będę Ci jej pisać po raz setny ;PP

Mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Tak jak mówiłam, wydaje mi się, że skomplikujesz jakoś sprawę za pomocą Amelii lub Suri. Ale to tylko moja chora wyobraźnia xD


Życzę TAAAAAKIEGO dużego Vena Wink)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BaaaSsia
Wilkołak



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 14:39, 06 Sie 2009 Powrót do góry

Świetne opowiadanie.Znalazlam je dopiero dzisiaj.Przeczytałam jednym tchem.Czy to już koniec?
Mam nadzieje,że nie...
WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MarlyCullen
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Lip 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Starachowice

PostWysłany: Nie 0:57, 06 Wrz 2009 Powrót do góry

Ojejciu! To jest boskie, świetne, wspaniałe... i w ogóle mogłabym użyć tu wiele przymiotników ( pozytywnych rzecz jasna)... Od samego początku strasznie mnie zaciekawiłoWink
Czyta się z zapartym tchem! Od dziś jestem wierną czytelniczką tego fanficku.
Proszę, nie kończ tego opowiadania! Błagam! Mam nadzieję, że VENA nie opuściła i szybko nas uraczyć jakimś fajnym chapterem;)
A więc:
AVE VENA ...
...i na razie to chyba tyle mam do powiedzenia;))


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Emilka:)
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Lip 2009
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:20, 14 Paź 2009 Powrót do góry

Twój ff bardzo mi się spodobał. Miałam go przeczytać juz od dłuższego czasu, ale jakoś tak dopiero dzisiaj zaczęłam... i tak mnie wciągnął, że przeczytałam 20 rozdziałów! Ale co tu się dziaało! Moim ulubionym bohaterem na początku był Martin, ale później jak się dowiedziałam, co się z nim stało po przemianie, to nie bardzo go lubiłam... Ff czyta się 'lekko', miałaś pomysł i dobrze go opisałaś. Czekam na nst. rozdział i życzę weny! Pozdrawiam ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xXBellaCullenXx
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Lis 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: bialystok

PostWysłany: Wto 21:00, 03 Lis 2009 Powrót do góry

O ! M ! B ! To jest chyba najlepsze opowiadanie jakie czytałam.....żałuje że dopiero teraz je przeczytała....piszesz po prostu wspaniale :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Doris89
Nowonarodzony



Dołączył: 20 Paź 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Śro 19:32, 04 Lis 2009 Powrót do góry

Szczerze to podoba mi się to opowiadanie.
Choć są momenty , które mi nie zawsze odpowiadają...
Koncepcja mi się podoba:)

DUŻO WENY:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Seth_Clearwater
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Sty 2010
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jakaś wiocha

PostWysłany: Pon 0:39, 08 Lut 2010 Powrót do góry

Riukki ja Ciebie za to opowiadanie zjem po prostu ^.^
Zgadzasz się prawda =]
A więc do rzeczy: Ja tu myślałem, ze będzie jakieś wielkie halo bo 19 skończyłaś
Cytat:
Nikt z nas, nawet Alice, nie spodziewał się, jak to się skończy…

A tu nic Crying or Very sad Ale i tak jestem happy, ze dalej piszesz Very Happy
DUUUUUŻŻŻŻŻO WENY! (tak jak ten różaniec co Em. wspominał Twisted Evil )


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin