FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Wschód Słońca [Z] 26 Rozdziałów + Epilog - 21.08.2010r. Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Sardynka
Zły wampir



Dołączył: 14 Kwi 2010
Posty: 266
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 20:27, 26 Maj 2010 Powrót do góry

Gdzieś na południu Polski, w mieście zwanym Wrocław, pewna wiedźma imieniem Sardyna zasiadła przed tronem i spojrzała w magiczne zwierciadło, które pokazywało wszelkie magiczne rzeczy jakie sobie tylko zażyczyła (choć czasem się zacinało). Pewnego dnia lustro to (zwane monitorem) pokazało obraz, który Sardyna (vel Paula) widziała po raz pierwszy. Okazało się iż jest to fanfic. Był to jednak ff niezwykły. Paula przeczytała opis czarodziejki Kirike i z radości przeogromnej aż zaczęła kwiczeć. Działo się tak dlatego, że spełniło się największe marzenie wiedzmy: powstał fanfic w którym nie było wstrętnego księcia z bajki (czyt. psychopaty), Edwarda. Był natomiast nie-książę z bajki (nie psychopata)- Dżejkob, którego Sardyna bardzo ceniła, ponieważ chciał zabić księcia Cullena (zdaje się). Tak więc Paula szybko przeczytała opowiadanie i zaczęła jaszcze bardziej uwielbiać Wschód Słońca, z to dlatego, że było ono świetnie napisane. Z tej radości zapomniała o zwracaniu uwagi na błędy, ale pewnie i tak ich tam nie było. Za to wiedźma już nigdy nikogo nie otruła, bo pewien ff bardzo poprawił jej humor.
Z poważaniem- wiedźma Sard.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sardynka dnia Śro 20:27, 26 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:41, 26 Maj 2010 Powrót do góry

Jasny gwint!!!! A gdzie dalszy ciąg!!!!
Głupia deska, że też musiała nagle zacząć wystawać? Wkurzyło mnie! Głupi Edward!
Dobrze Jacob zrobił, że rozwalił płytę i odtwarzacz. A reakcja Paula mnie totalnie zaskoczyła. Przecież mógł ją zabić. No masakra. Liczyłam prędzej, że Victoria wróci.
I gdzie jest Jacob! Tak mi się go żal zrobiło. Przecież on zabije Paula!
Dodaj jak najszybciej kolejny rozdział, bo nie wytrzymam!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kirike
Wilkołak



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:54, 26 Maj 2010 Powrót do góry

Dziękuję za komentarze ;]
Jesteście kochane, każdą opinie czytam z wielkim uśmiechem na twarzy. Ciesze się, że się Wam podoba.
Co do dalszych części, zabieram się już za 16 rozdział, by wszystkiego nie przeciągać, i obiecuję, że już wkrótce dodam go na forum.
A tak na marginesie dodam, że póki co planuję 27 rozdziałów. Które z nudów dziś sobie zaplanowałam. Więc, do teraz pisałam wtedy kiedy tylko miałam natchnienie, wręcz improwizowałam, a teraz kiedy już wszystko jakoś uporządkowałam, doszłam do wniosku jak zakończę to opowiadanie, i mam teraz wrażenie, że ma to jakiś większy sens...
Który mam wielką nadzieję, będzie dla was zaskoczeniem :)
No ale nie powiem nic więcej, rozpiszę się jeszcze i powiem Wam co będzie dalej, a tego bym nie chciała.
Tak więc, dziękuję bardzo za Wasze opinie, bo nic nie jest tak ogromną motywacją jak Wasze pozytywne komentarze o tym opowiadaniu ;]
Pozdrawiam serdecznie,
Kirike ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:27, 26 Maj 2010 Powrót do góry

Błagam, tylko niech Bella wyśle Edka na drzewo. Jeśli nie będzie do końca z Jacobem, to się bardzo zawiodę. Powodzenia i weny w pisaniu. Zapraszam do mnie. Dzisiaj dodałam nowy rozdział


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 16:45, 27 Maj 2010 Powrót do góry

No i chyba miałam rację....Bella nadal kocha Edwarda. Może mówić Jackobowi ile chce, że go kocha ale to nie jest taka miłość jak pomiędzy kobieta i facetem....ona go kocha jak brata i nic poza tym. I cieszę się, że ta deska się odsuneła bo może to pozwoli jej zrozumieć, że to nie Jack jest jej miłością ale stara się nim zapełnić pustkę po Cullenie.
Reakcja Paula mnie zaskoczyła....ale mu się oberwie:D Podejrzewam, że młody Black pobiegł poszukać Edwrada tak jak obiecał, tylko żeby nie narobił głupstw...bo może się to dla niego źle skończyć
Już nic mi nie przychodzi mądrego do głowy więc kończę ten komentarz:D
Weny życzę i czekam na ciąg dalszy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Misty butterfly
Wilkołak



Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:16, 27 Maj 2010 Powrót do góry

Swietne;) Ja wiedzialam, ze tak fajnie byc nie moze...
Musial zostawic to pudelko? Czy on to robi skubany specjalnie? To samo z pocalunkiem...tu juz zaraz maja sie cmoknac a nagle drrrrrryn...i przeminelo z wiatrem.
Ale nic, fajnie, ze cos sie dzieje przynajmniej wiemy co Bella czuje do Jacoba Wink (ktory swoja droga mnie tu rozbraja, uwielbiam twojego wilka love )

bugsbany napisał:
No i chyba miałam rację....Bella nadal kocha Edwarda. Może mówić Jackobowi ile chce, że go kocha ale to nie jest taka miłość jak pomiędzy kobieta i facetem....ona go kocha jak brata i nic poza tym. I cieszę się, że ta deska się odsuneła bo może to pozwoli jej zrozumieć, że to nie Jack jest jej miłością ale stara się nim zapełnić pustkę po Cullenie.
Reakcja Paula mnie zaskoczyła....ale mu się oberwie:D Podejrzewam, że młody Black pobiegł poszukać Edwrada tak jak obiecał, tylko żeby nie narobił głupstw...bo może się to dla niego źle skończyć
Już nic mi nie przychodzi mądrego do głowy więc kończę ten komentarz:D
Weny życzę i czekam na ciąg dalszy


Kocha Jacoba jak brata? No co ty...

Cytat:
Co chwila wracałam myślami do chwili, kiedy powiedziałam Jacob`owi, że go kocham. Najpierw zapytał, czy mówię na serio, a już za chwilę unosił mnie w powietrzu i mimo ograniczonych ruchów wirował ze mną po maleńkim pokoju, przytulając do siebie mocno. Ileż radości mogą sprawić człowiekowi te dwa słowa!
Ludzie idący ulicami Forks patrzyli na mnie jak na wariatkę. Szczerzyłam się i śmiałam do każdego z nich. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam się tak bardzo szczęśliwa i nie miałam żadnych wątpliwości co do wyboru, jakiego dokonałam.


Cytat:
- Bello, zwolnij! – usłyszałam znajomy, ciepły baryton Edwarda. Lecz tym razem nie wzbudził we mnie żadnych pozytywnych uczuć. Byłam wściekła.
- Odwal się! – wydarłam się, jakby zupełnie obcym głosem. – Wynoś się z mojego życia, raz na zawsze! Wystarczająco dużo już zniszczyłeś!


Te dwa fragmenty zapewnily mnie zupelnie, ze teraz Jacob jest dla niej najwazniejszy, przeciez to zrozumiale ze tak zareagowala, rana otworzyla sie na nowo. Wlasnie o to chodzi ze Bella jest jak alkocholik na odwyku, wystarczy jeden drobiazg zeby sie znow pograzyc. Dla niej Jacob jest najlepszym srodkiem przeciwbolowym dzieki niemu, zauwazyla w koncu to prawdziwe szczescie.
Nie mam zielonego pojecia co ta nasza Kirike wymysli, ale zakladam, ze co by to nie bylo i tak mi sie spodoba Wink

Czekam na wiecej....I wlasnie: Gdzie jest Jacob? Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:25, 27 Maj 2010 Powrót do góry

Cytat:


Te dwa fragmenty zapewnily mnie zupelnie, ze teraz Jacob jest dla niej najwazniejszy, przeciez to zrozumiale ze tak zareagowala, rana otworzyla sie na nowo. Wlasnie o to chodzi ze Bella jest jak alkocholik na odwyku, wystarczy jeden drobiazg zeby sie znow pograzyc. Dla niej Jacob jest najlepszym srodkiem przeciwbolowym dzieki niemu, zauwazyla w koncu to prawdziwe szczescie.
Nie mam zielonego pojecia co ta nasza Kirike wymysli, ale zakladam, ze co by to nie bylo i tak mi sie spodoba Wink


Masz całkowitą rację. Wydarła się na ten głupi głos Edwarda. I dobrze. Bardzo mi się to podobało. Po co ma go słuchać, skoro ją zostawił, a Jacob był zawsze obok niej. Tylko, żeby nie zrobił nic nie mądrego i wrócił do niej. Ona go potrzebuje. Jak słońca, jak powietrza, jak życiodajnej wody. On musi być przy niej. Niech to szczęście się nie zepsuje.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kirike
Wilkołak



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:19, 02 Cze 2010 Powrót do góry

Witam :)
To znowu ja. Otóż, chcę powiadomić, iż dodaję kolejną część. A z racji, iż jest ona naprawdę krótka, dodaję również następną część, równie krótką.
Ogólnie rzecz mówiąc, dwa rozdziały :)
Zapraszam do czytania. Chętnie poznam też Wasze opinie :)



Beta: Dżejn_



Rozdział 16



- Bello... – usłyszałam z oddali przyjemny kobiecy głos. – Bello, obudź się...
Uniosłam ciężkie powieki i zamrugałam kilka razy, by wyostrzyć zamazany obraz, który ukazał mi się przed oczyma.
Kiedy otworzyłam oczy, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Leżałam na łóżku w znajomym maleńkim pokoiku.
Tuż nade mną pochylała się Emily z sympatycznym uśmiechem na twarzy.
- Witaj wśród żywych – powiedziała, kiedy już całkiem odzyskałam przytomność.
Znajdowałyśmy się same w sypialni, w której niegdyś spędziłam noc z Jacobem.
Kiedy przypomniałam sobie o przyjacielu, wróciły wszystkie wspomnienia i to, co zdarzyło się wcześniej. Zerknęłam na swoje ramiona. Owinięte były śnieżnobiałym bandażem, który pokrywał materiał cieniutkiej (i z pewnością nie należącej do mnie), bawełnianej bluzeczki.
- Jak się czujesz? – zapytała Emily.
- Zdezorientowana – odparłam bez zastanowienia.
- Sam przyniósł cię tutaj, kiedy straciłaś przytomność – wyjaśniła dziewczyna i uśmiechnęła się, ukazując rząd równych, białych zębów, ciekawie kontrastujących z jej ciemną cerą.
Kiwnęłam głową potakująco i spróbowałam dokładnie przypomnieć sobie zdarzenia sprzed momentu stracenia świadomości. Próbowałam odtworzyć wszystkie szczegóły, ale miałam tylko mętlik w głowie. Najbardziej ostrym szczegółem było echo melodii, która wciąż grała mi w głowie.
- Gdzie Jacob? – spytałam, kiedy doszłam do wniosku, że nie przypomnę sobie niczego więcej.
Kobieta spojrzała na mnie niepewnie, a uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Nie ma go tutaj. I nie wiem, gdzie jest. Myślę, że musiałabyś zapytać Sama lub kogoś ze sfory. Chciałam cię przeprosić za zachowanie Paula. Chłopak ma problemy z samokontrolą i niektóre rzeczy go przerastają...
- Nie jestem na niego zła – stwierdziłam, zaskakując tym samym samą siebie. – Wiem, dlaczego ma do mnie żal. Doskonale zdaję sobie sprawę z wszystkiego, co robię nie tak...
- Ależ Bello... – zaczęła, lecz nie zdążyła dokończyć, ponieważ drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł przez nie Sam. Kobieta wstała i patrząc z miłością w oczy chłopaka, podeszła do niego i złożyła czuły pocałunek na jego ustach. On przytulił ją delikatnie, po czym oboje skierowali się do mnie. Czułam się troszkę speszona, ale jak widać, im nie sprawiało to problemu.
Uśmiechnęłam się przepraszająco do Sama, który usiadł na skraju łóżka i spojrzał mi w oczy.

- Bello, chcę cię przeprosić. To moja wina, że Paul się tak zachował. Choćby nie wiem co, nie powinien tego robić. Ale nie o tym przyszedłem pomówić. Oboje wiemy, że nie ma z nami Jacoba. I nikt z nas nie wie, gdzie on jest. Zaraz po tym, jak wrócił na teren rezerwatu, zamienił się w wilka. Z jego myśli nie dało wychwycić się niczego. Wiem na pewno, że był wściekły. W tej chwili też nie możemy się niczego dowiedzieć. Chłopak jedzie na czystym instynkcie. Ignoruje nas najlepiej jak potrafi, stara się nie myśleć jak człowiek. Po prostu odrzuca wszystko wokoło. Myślę, że powinnaś to wiedzieć. Ale nam chyba też coś się należy. Wiemy, że był wtedy u ciebie i wiemy, że coś się stało. Chcemy wiedzieć co takiego i jak możemy mu pomóc – powiedział Sam. Patrzyłam beznamiętnie w jego ciemnobrązowe tęczówki. Do oczu cisnęły mi się łzy, ale za nic nie pozwoliłam poznać po sobie, że zamierzam się rozpłakać.
- Przyjechał mi pomóc – wyszeptałam chrapliwym głosem. – Miałam problem... z pewnym wspomnieniem. Jake przyjechał... i odkrył, że dotyczy Edwarda.
- Tego wampira? – zapytał chłopak, a ja pokiwałam głową.
- Zdenerwował się i przysiągł mi, że go zabije. Później już tylko wybiegł z domu. – powiedziałam. – Wiem, że to moja wina. Wiem, i też was przepraszam. Za wszystko. Chciałabym to jakoś naprawić i zrobię wszystko, ale to wszystko, żeby tylko wrócił. Obiecuję.
Westchnęłam i zamilkłam, czekając na odpowiedź Indianina. Ten tylko wyrozumiale pokiwał głową. Po wyrazie jego twarzy można było się domyślić, iż nie sądził, że pójdzie mu tak łatwo.
- Dziękuję, Bello – rzekł. – Wracaj do zdrowa.
Ja również podziękowałam i spojrzałam na wilkołaka, który wychodził z pokoju, zapewne by zdać relację reszcie sfory.
Skierowałam pytający wzrok na Emily, ale ta jedynie uniosła delikatną dłoń, ozdobioną dłuższymi, prostokątnymi i lekko błyszczącymi paznokciami, dotykając mojego policzka, po czym założyła mi kosmyk włosów za ucho. Już chciałam coś powiedzieć, ale z głębi domu, dotarł do mnie znajomy i budzący przerażenie głos:
- ISABELLO MARIE SWAN! NATYCHMIAST DO MNIE! – krzyczał Charlie.
Odruchowo podniosłam się z łóżka, i przerażona wybiegłam z pokoju, przepraszając Emily i wyjaśniając, że muszę już iść. Podziękowałam też za opatrunek, a ona pokiwała ze zrozumieniem głową. W pośpiechu zbiegłam po schodach i stanęłam twarzą w twarz ze wściekłym ojcem.
Patrzył na mnie, tak jakbym właśnie co najmniej zamordowała prezydenta.
Wyciągnął przed siebie dłoń z kluczykami do furgonetki. Tak jak myślał, zabrałam kluczki i powoli ruszyłam za nim do auta, które zaparkował tuż przed maleńkim domkiem Emily.
Na dworze było już całkiem ciemno. Kiedy dotarłam do drzwi samochodu, który już miałam otworzyć, w jednym z okien dostrzegłam sylwetkę kobiety.
Pomachała mi na pożegnanie, a ja odwzajemniłam ten gest, po czym wsiadłam do samochodu, zapalając silnik.
Charlie przez całą drogę z domu Black`ów nie odezwał się do mnie ani słowem. Dotarłszy na miejsce, zabrał ode mnie kluczyki do radiowozu i wyjechał nim z podjazdu, tym samym dając mi znak, iż mam jechać tuż za nim.
Spełniłam uprzejmie oczekiwania ojca i przez całą drogę do domu jechałam moją czerwoną furgonetką. W głowie miałam mętlik i nie potrafiłam sobie niczego poukładać. W dodatku myśl o kłótni z ojcem, która chcąc czy nie chcąc, musiała nastąpić, przyprawiała mnie o mdłości.
Wjechawszy na podwórko, zaparkowałam furgonetkę i wyszłam na zewnątrz. To samo zrobił Charlie. Spojrzał też na mnie morderczym spojrzeniem, po czym skierował się w stronę drzwi.
- Do domu! – krzyknął, a ja zgodnie z poleceniem wbiegłam do wnętrza ciepłego mieszkania.
- Co ty sobie wyobrażałaś? – zapytał Charlie, kiedy oboje znaleźliśmy się w kuchni. – Nigdy bym nie pomyślał, że możesz zrobić coś tak głupiego! Cokolwiek było tego powodem, nic nie dało ci prawa zabrać radiowozu. Zdajesz sobie sprawę z tego, co mogło ci grozić? Co mogło grozić mi?! Oświecę cię. Natychmiastowe zwolnienie z pracy. I niby skąd wzięlibyśmy na wszystko pieniądze? Pokryła być wszystkie wydatki z tej swojej wypłaty? Nigdy, ale to nigdy nie myślałem, że moja córka może być aż tak nieodpowiedzialna! – krzyczał na mnie, a ja czułam się naprawdę okropnie.
Zachowałam się strasznie. Ojciec miał całkowitą rację. Miałam okropne wyrzuty sumienia. Nie potrafiłam nawet spojrzeć mu w oczy. Zwiesiłam jedynie głowę i słuchałam wszystkiego, co miał mi do powiedzenia.
- Szlaban! – wydarł się, kiedy skończył już wymieniać wszystkie konsekwencje, które mogłyby mnie (i jego) później spotkać. – I oddaj kluczyki.
Spojrzałam na ojca zszokowana. Przecież oddałam mu już kluczyki do radiowozu. O co chodziło?
- Do furgonetki – podpowiedział.
A ja otworzyłam buzię, ale nic nie powiedziałam. Sparaliżowało mnie. Ledwo co dostałam auto z powrotem, perfekcyjnie je wyczyściłam, a teraz zamierza mi je odebrać?
Ojciec, czerwony na twarzy ze złości, wyciągnął do mnie rękę.
- Natychmiast. Nie umiesz zachować się na ulicy, to nie będziesz jeździć wcale! Oddawaj kluczyki – warknął.
Sięgnęłam pośpiesznie do kieszeni i wyjęłam z niej klucze do auta.
- Przepraszam, tato – powiedziałam.
- Bello, naprawdę nie wiem, co się z tobą stało – odparł już spokojniej, opierając się o blat stołu. – I nie wiem, co przede mną ukrywasz. Zaczekam po prostu, aż będziesz gotowa powiedzieć mi, co się dzieje. A teraz idź do swojego pokoju.
Pokiwałam głową i odeszłam, zostawiając ojca samego. Szłam powoli po schodach, kiedy nagle zakręciło się mi w głowie.
Oparłam się o chłodną ścianę i wzięłam głęboki oddech. Chciałam zamknąć oczy, ale kiedy spróbowałam to zrobić, miałam wrażenie, że zaraz spadnę z dużej wysokości. Zaczekałam tylko, aż minie to nieprzyjemne uczucie, po czym powoli ruszyłam z powrotem do swojego pokoju.

Czułam, jak wszystko wokoło mnie przytłacza. Jacob uciekł, Charlie zabrał mi kluczyki, a rany na ramionach zaczęły dawać o sobie znać. Sięgnęłam po piżamę i zerknęłam na budzik stojący przy łóżku. Była dziewiąta wieczorem. Westchnęłam i skierowałam się do łazienki.
Kiedy byłam już na miejscu, zdjęłam delikatnie bluzkę od Emily i odwinęłam bandaże.
Zobaczywszy, co znajduje się pod białym materiałem, syknęłam głośno i odwróciłam głowę od lustra. Metaliczny zapach krwi przyprawiał mnie o mdłości. Spojrzałam na rany. Były to trzy podłużne paski na każdym ramieniu. Były bardzo głębokie i nadal zakrwawione. Zdziwiłam się, że nikt nie pomyślał o szpitalu. Chyba powinni założyć mi szwy.
Postanowiłam jednak nie wspominać nic o tym Charliemu, bo jeśli zdenerwowałabym go jeszcze tym, zapewne dostałby zawału.
Najciszej jak mogłam, udałam się do apteczki i przyniosłam z niej dwa bandaże.
Umyłam się i wytarłam ręcznikiem, co, jeśli chodzi o ramiona, bolało naprawdę porządnie. Kiedy skończyłam, owinęłam „zadrapania” nowymi opatrunkami, po czym założyłam piżamę. Przy każdym ruchu czułam, jak rany pieką i coraz mocniej krwawią. Niemalże się rozpłakałam. Wróciłam do pokoju i wsunęłam się pod kołdrę, dając upust swoim myślom.
Nie dość, że byłam przerażona tym, że muszę wstać jutro do szkoły z głową pełną zmartwień, dotarło do mnie, że tak jak obiecałam pani Newton, po feriach wracam do pracy.
Pomyślałam o całym popołudniu spędzonym w sklepie Newtonów i poczułam się jeszcze bardziej zrezygnowana. Bez samochodu nie miałam nawet jak tam dotrzeć. Może zadzwonię po Jake`a – pomyślałam bez zastanowienia. Ale zanim dotarło do mnie, jak idiotyczna była ta myśl, poczułam niemałe ukłucie w sercu.
Wsunęłam twarz w poduszkę i wsłuchałam się w stukanie kropli deszczu o parapet. Pogoda idealnie opisywała mój nastrój.
Przez dłuższą chwilę nie mogłam zasnąć, ale kiedy skoncentrowałam się tylko na odgłosach deszczu, odpłynęłam w objęcia Morfeusza.








Rozdział 17



Uniosłam powoli powieki, słysząc natarczywy dźwięk budzika. Sięgnęłam ręką do źródła dźwięku i zrzuciłam go z półki, tym samym go wyłączając. Zsunęłam się z łóżka i pierwsze co, zrobiłam, to zerknęłam za okno by zobaczyć, jaka jest pogoda.
Nie było zbyt ładnie, ale na szczęście nie padało. Westchnęłam cicho i skierowałam się do łazienki. Wyszczotkowałam zęby, ułożyłam włosy, po czym wróciłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy kilka nowych ubrań i założywszy je na siebie, co sprawiło mi niewielką trudność przez poharatane ramiona, ponownie wyszłam z pomieszczenia, by ocenić swój wygląd w lustrze. Doszłam do wniosku, że wyglądam w porządku. Długi błękitny golf i przylegające do ciała dżinsowe spodnie prezentowały się nawet korzystnie. Pokręciłam głową i rzuciłam w stronę lustra pełne obrzydzenia spojrzenie. Jak mogę w takiej sytuacji w ogóle zastanawiać się nad tym, jak wyglądam?
Założyłam torbę na ramię i zeszłam po schodach. Charlie`go nie było już w domu, więc obyło się bez nieprzyjemnych sytuacji. Wyjęłam z półki parasolkę, tak na wszelki wypadek, i ruszyłam do wyjścia.
Będąc już na zewnątrz, wciągnęłam do płuc wilgotne powietrze, zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam w stronę szkoły, posyłając jeszcze tęskne spojrzenie w stronę czerwonej furgonetki. Dużo czasu zajęło mi dojście do szkoły na własnych nogach.
Lekcje ciągnęły się niemiłosiernie. Na lunchu nawet nie tknęłam jedzenia, będąc myślami wciąż przy pewnym wilkołaku. Znajomi pochłonięci rozmową nawet nie zwracali uwagi. Tylko kilka razy zostałam zaczepiona przez Angelę, która próbowała wkręcić mnie do rozmowy. Kiedy w końcu pogodziła się z tym, że nie mam ochoty z nikim rozmawiać, mogłam spokojnie wpatrywać się w nieco zdarty blat stołu i rozmyślać o tym, gdzie podziewa się mój najlepszy przyjaciel.
Jeszcze tylko wf... pomyślałam, kierując się w stronę sali gimnastycznej. Jeszcze tylko wf, popołudnie w sklepie Newtonów i mogę wrócić do domu. Chociażby po to, by zadzwonić do rezerwat, i zapytać o Jake`a.
Zaraz po tym, jak usłyszałam dzwonek zwiastujący koniec dzisiejszego dnia w szkole, wybiegłam na zewnątrz. Na nieszczęście, właśnie zaczynało padać. Westchnęłam, wyciągnęłam z torby parasol i rozłożyłam go, po czym skierowałam się do pracy.
- Hej, Bella. Podrzucić cię? Chyba wybieramy w to samo miejsce – zawołał ktoś za mną.
Odwróciłam się i ujrzałam Mike`a siedzącego w samochodzie. Uśmiechał się do mnie delikatnie. Nie sposób było się złościć za nasz ostatni incydent. Pokiwałam głową i odwzajemniłam uśmiech. Złożyłam parasol, po czym wpakowałam się do auta.
- Do pracy, co? – zapytał. A ja ponownie przytaknęłam. – Czemu taka cicha dzisiaj? Nie przyjechał po ciebie ten twój Indianin, tak jak wczoraj? – zapytał. I choć mogło by się wydawać, iż powiedział to, by zrobić mi na złość, wyczułam w jego słowach nutkę smutku i rozczarowania. Na pewno nie chciał powiedzieć niczego złośliwie.
- Nie, nie mógł dziś przyjechać – wykrztusiłam z trudem, ponownie wracając myślami do Jake`a.
- Naprawdę jesteście razem? – zapytał chłopak.
Spojrzałam na niego, ale nie odwzajemnił tego gestu. Patrzył tępo w jezdnię i miałam nawet wrażenie, że odrobinę się zarumienił.
- Nie chcę o tym mówić – mruknęłam.
- Okej... – powiedział pojednawczo i wyjechał ze szkolnego parkingu.
Przeczesałam włosy palcami i uchyliłam nieco okno.
- Nie przeszkadza ci to? – zapytałam.
- Nie, jasne, że nie – odparł.
Dojechaliśmy na parking przed sklepem i opuściliśmy samochód. Przez klika następnych godzin układałam towary na półkach, obsłużyłam kilku klientów i zamieniłam klika słów z panią Newton.
Pod koniec dnia siedziałam za ladą jak na szpilkach i wpatrywałam się tępo w zegar powieszony na ścianie. Jeszcze tylko parę minut i będę wolna.
Nagle usłyszałam za sobą cichy śmiech. Mama Mike`a stała za mną i przyglądała się moim poczynaniom.
- Możesz już iść. Nie sądzę, żeby ktokolwiek miał jeszcze przyjść – stwierdziła i uśmiechnęła się do mnie. Nieco zakłopotana, odwzajemniłam uśmiech, po czym podziękowałam. Chwyciłam parasol, który zostawiłam przy drzwiach i zarzuciłam na plecy torbę z książkami, po czym wyszłam na zewnątrz.
Na szczęście już nie padało. Niebo powoli jaśniało, a zza kilku jasnoszarych chmur można
było dostrzec nikłe promienie słonecznego światła.
Schowałam parasol do jednej z kieszeni w plecaku i ruszyłam drogą w stronę domu. Dotarłszy na miejsce, zobaczyłam, że na podjeździe stoi jedynie moja czerwona furgonetka, a samochodu ojca nigdzie nie było widać. Westchnęłam i poczułam ulgę na myśl o tym, że nie będę musiała z nim rozmawiać. Wiedziałam, że unikając się nawzajem nie doprowadzimy do niczego. Rezygnując z rozmowy z ojcem, odwlekałam to, co nieuniknione.
Miałam okropne wyrzuty sumienia i wiedziałam, że muszę z nim porozmawiać, ale chyba nie byłam jeszcze na to gotowa.
Wchodząc do domu rzuciłam torbę w kąt i podbiegłam do telefonu. Żadnych nowych wiadomości.
Podniosłam słuchawkę i wykręciłam numer do Emily, znalazłszy go wcześniej w notatniku leżącym obok telefonu. Odczekałam kilka sygnałów, aż w słuchawce rozległ się niski, męski głos. Ale nie był to głos Sama.
- Kto mówi? – zapytałam, wychodząc na idiotkę.
- Seth – odparł głos. No tak, Seth. Byłam pewna, że gdzieś słyszałam już ten głos.
- Cześć, Seth. Tu Bella.
- Hej. Dać ci Emily? – zapytał, a ja zastanowiłam się chwilkę.
- Nie, niekoniecznie. A jest tam z tobą?
- W tej chwili wszyscy są na dworze, ale mogę zawołać – zaproponował.
- Nie, nie trzeba. Chciałam tylko o coś zapytać – powiedziałam i zamilkłam na chwilę.
- Jeśli chodzi o Jake`a... – zaczął, trafnie interpretując moje milczenie. – Nic jeszcze nie wiadomo. O to chciałaś zapytać, tak?
- Tak, Seth.
- Nie przejmuj się tym – powiedział optymistycznym tonem. – Jacob jest dorosły. Prędzej czy później wróci. Nie martw się.
- Okej. Dzięki – odparłam.
- Nie ma za co. To cześć.
- Cześć.
Odłożyłam słuchawkę i westchnęłam cicho. Nie wiedziałam, co zrobić.
Sięgnęłam po kurtkę przeciwdeszczową i wyszłam na zewnątrz, tak, jakby zupełnie nie obchodziło mnie to, że mam szlaban i dla własnego dobra powinnam zostać u siebie.
Skierowałam się w stronę lasu – póki co jedynie to miejsce kojarzyło mi się z możliwością znalezienia Jacoba. Choć wiedziałam, że odnalezienie Jake’a przeze mnie to absurd, i tak ruszyłam przed siebie.
Podążałam wydeptaną, błotnistą ścieżką, brudząc sobie całe buty. Nie zdążyłam się jeszcze przewrócić, więc i tak uznałam to za sukces. Wchodziłam pomiędzy drzewa, które, w miarę jak oddalałam się od drogi głównej, rosły coraz gęściej, aż do momentu, w którym całkowicie odcięły mnie od zabudowań Forks. Zostałam sama w tej jaskrawej zieleni, a mimo to szłam dalej, po ścieżce, która na tle traw i krzewów robiła się coraz mniej widoczna.
W pewnym momencie całkowicie straciłam orientację w terenie i po prostu brnęłam do przodu, byleby iść przed siebie. Kiedy zdążyłam się już kilka razy przewrócić, a nogi zaczynały mnie boleć, musiałam przyznać, że nie wiem, gdzie idę. Kiedy naprawdę zdałam sobie sprawę z tego, że całkowicie się zgubiłam, zaczęłam panikować. Coraz częściej rozglądałam się pomiędzy drzewami, wypatrując tam jakiegoś niebezpieczeństwa, serce zaczynało bić coraz mocniej. Naprawdę zaczynałam się bać. Nie wiedziałam już nawet, czy idę przed siebie, czy raczej w stronę powrotną do domu. Po prostu szłam do przodu, potykając się o wystające z ciemnej ziemi korzenie. Miałam już ochotę się rozpłakać, kiedy idąc szybko, odsłoniłam rękami dużą ilość paproci i wypadłam na zieloną łąkę.
Rozejrzałam się szybko w około. Nie była tak symetryczna i ładna jak ta, na której bywałam z Edwardem. Była raczej nieokreślonego kształtu, zarośnięta krzewami i paprociami. Miejsca było na niej naprawdę dużo. Jej rozmiary odpowiadały mniej więcej boisku do siatkówki, a na środku leżał ogromny, owalny kamień, porośnięty mchem.
Ruszyłam przez trawy w stronę kamienia i usiadłam na nim, kompletnie bezradna. Podciągnęłam nogi pod klatkę piersiową, po czym owinęłam je rękoma.
Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy.
Muszę wrócić do domu – pomyślałam. I aby się uspokoić, zaczęłam liczyć w myślach.
Jeden... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć... Sześć... Siedem... Osiem... Dziewięć... Dziesięć...
Otworzyłam oczy. I usłyszałam w lesie echo własnego krzyku.
- Miło cię znów widzieć – szepnęła wampirzyca.
Stała tuż przede mną, patrząc prosto na mnie czerwonymi oczyma. Jej ogniste loki powiewały na wietrze, a na twarzy błąkał się szaleńczy uśmiech.
Cofnęłam się przerażona, spadając z wielkiego kamienia. Uderzyłam się w plecy i syknęłam z bólu. Zaczęłam cofać się po mokrej trawie. Victoria szła prosto na mnie.
- Oj skarbie, nie uciekaj. Obie wiemy, że nigdzie się nie wybierasz. Prawda? – powiedziała do mnie głosem, który przyprawiał mnie o mdłości. Nie był on mocny i straszny, ale piskliwy i zupełnie nie pasujący do potwora, który go posiadał.
Przykucnęła na trawie i syknęła przeraźliwie, ukazując szereg równych, białych zębów. Niczym drapieżnik przygotowujący się do ataku, oparła się dłońmi o ziemię i spojrzała na mnie z pod kurtyny rudych włosów.
Wtedy ni stąd, ni zowąd usłyszałam za sobą warczenie. Odwróciłam się przestraszona. Pierwszą moją myślą było to, iż na pomoc przyszedł jej Laurent, który jakimś cudem przeżył spotkanie z wilkami. Ale po cóż byłaby jej pomoc, skoro byłam tylko małym, słabym człowiekiem?
Wtedy z pomiędzy drzew wysunęła się znajoma mi sylwetka. I choć wiem, jak bardzo absurdalne było moje zachowanie, w tej przerażającej sytuacji, uśmiechnęłam się szeroko i poczułam ciepło rozlewające się po ciele.
Rdzawobrązowy wilk, odsłoniwszy swoje kły, wyszedł z lasu i spojrzeniem pełnym nienawiści wpatrywał się w rudowłosą, której twarz przybrała grymas przerażenia.
I znów ktoś psuje ci plany, pomyślałam.
Wtedy ogromne cielsko wilkołaka przeleciało tuż nad moją głową, rzucając się na wampirzycę. Przygwoździł ją do ziemi, ale już po chwili odepchnęła go i zanim zdążyłam zarejestrować jakikolwiek ruch, oboje byli już w lesie.
Wrócił! Wrócił! Wrócił! – kołatało mi się w głowie. Wciąż patrzyłam w miejsce w ścianie drzew, gdzie ostatni raz mignęły mi ogniste pukle Victorii. Miałam tylko nadzieję, że nic nie stanie się Jacobowi. Jako jeden, nie miał tak dużej przewagi nad wampirem, niż cała sfora.
Nie wiedziałam, jak mogę mu pomóc. Podniosłam się z trawy i oparłam o twardy kamień. Mimo tego, że odczuwałam ogromny ból, nie spuszczałam oczu z miejsca, gdzie zniknęła kobieta.
Oddychałam szybko i głęboko, będąc zarazem przerażona, jak i szczęśliwa, że mój przyjaciel wrócił do domu.
Usłyszałam cichy szelest liści tuż za mną. Odwróciłam się błyskawicznie i dostrzegłam coś, czego nigdy nie spodziewałabym się tutaj zobaczyć.
Spomiędzy drzew intensywnie spoglądała na mnie para miodowozłotych oczu...





________________________________________________________
No, to będzie na tyle. Mam nadzieję, że się podobało.
Pozdrawiam,
Kirike ;]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:52, 02 Cze 2010 Powrót do góry

NIe, nie, nie! Tylko nie Edward!!! Proszę, niech to będzie Alice :)
A no i Jacob ją uratował. Mógłby zabić Victorię. Chce wiedzieć, co będzie dalej, bo nie wytrzymam.
Odnoszę wrażenie, że mimo tej dziwnej obsesji na punkcie Edwarda i nagłego bólu, Bella czuje coś znacznie silniejszego do Indianina i dobrze. On zasługuje od samego początku na jej miłość. A Wampir niech ląduje na drzewie i sie wali, bo mnie wkurza. Ten jego ideał.
Czekam na dalszy ciąg. Nie katuj mnie zbyt długo. Błagam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 5:39, 03 Cze 2010 Powrót do góry

OMG Zdziwiony Czyżby Edward wrócił?????? Teraz to się narobiło, Jackob walczy z Wiktorią a potem co......z wampirem? Bella na to nie pozwoli. Pomimo tego, że Edward ją opuścił nie pozwoli mu zrobić krzywdy, nie jest mściwą osobą a poza tym kocha go nadal. Może sobie wszystko wyjaśnią i znowu będzie jak dawniej??? Czas pokaże Very Happy No to wstawiaj następny chapik bo umrę z ciekawości.
Zapomniałabym o najważniejszym.....wielkie buziaki za dwa rozdziały Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:05, 03 Cze 2010 Powrót do góry

Nie, ona nie może z nim być. Jacob ma mieć znowu złamane serce. Nie powtarzaj historii Meyer. To opowiadanie jest według mnie szansą dla J&B i jest alternatywnym wyjściem z tego trójkąta. Proszę, niech wyśle Edka na drzewo. Przecież przy Jake'u poznała inny rodzaj miłości, z przyjaźni do czegoś więcej, co jest o wiele silniejsze. Miłość rozwijająca się stopniowo jest mocniejsza od tej nagłej, moim zdaniem :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sardynka
Zły wampir



Dołączył: 14 Kwi 2010
Posty: 266
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 11:41, 03 Cze 2010 Powrót do góry

esterwafel napisał:
Nie, ona nie może z nim być. Jacob ma mieć znowu złamane serce. Nie powtarzaj historii Meyer. To opowiadanie jest według mnie szansą dla J&B i jest alternatywnym wyjściem z tego trójkąta. Proszę, niech wyśle Edka na drzewo. Przecież przy Jake'u poznała inny rodzaj miłości, z przyjaźni do czegoś więcej, co jest o wiele silniejsze. Miłość rozwijająca się stopniowo jest mocniejsza od tej nagłej, moim zdaniem :)

Popieram! Ukatrup Edzisława, połam mu serce, cokolwiek, tylko nie paruj go z Bellą. Oba rozdziały czyta się bardzo smacznie, wiedźma Sardyna nie przestaje kwiczeć. Masz naprawdę przyjemy styl, tylko, że z tekstu wynika, że twój ff jest niestety w fazie końcowej. Może się mylę, ale chyba nie. Zauważyłam jeden mały błąd, ale nie pamiętam gdzie to była, więc Ci odpuszczam. I nie każ czekać zbyt długo na kolejny rozdział!
Sardyna


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kirike
Wilkołak



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 14:54, 04 Cze 2010 Powrót do góry

I... dodaję kolejny rozdział Kwadratowy
No cóż, wbrew waszym przypuszczeniom, to jeszcze nie koniec. Heh, chyba się jeszcze trochę pomęczycie z czytaniem, o ile będziecie chciały :)
Dziękuję Wam, za tak motywujące do pisania komentarze, i dziękuję też mojej cudownej becie, której chce się pracować nad tym opowiadaniem :)
To na tyle. Miłego czytania ;]



Beta: Dżejn_



Rozdział 18



Stałam jak sparaliżowana. Minęło tyle czasu, odkąd ostatni raz widziałam te cudowne oczy! Wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. Żałowałam, że w lesie było tak ciemno, iż nie mogłam dojrzeć twarzy właściciela złotych tęczówek.
Wiedziałam, że to wampir. Byłam tego pewna. Byłam świadoma też tego, że nie jest to nikt groźny. Ale jeśli chodzi o wampiry, widziałam tylko kilka, których oczy byłyby tak charakterystycznego koloru. Była to mianowicie rodzina Cullenów.
A jeśli to oni? Jeśli to ktoś z ich rodziny? Jeżeli wrócili? – pomyślałam. Serce zabiło mi szybciej. Pozbierałam się z ziemi i ruszyłam w stronę dziwnego zjawiska. Wampir stał bez ruchu, nawet nie mrugał. Po prostu patrzył, wprost na mnie. Nie był nawet głodny. Jego oczy świeciły najjaśniejszym złotem, jakie mogło istnieć.
Powoli stawiałam kroki, zbliżając się do ściany drzew. Od pary żółtych tęczówek dzieliło mnie jakieś kilkanaście metrów. Wtedy usłyszałam cichy skowyt, tuż za mną.
Odwróciłam się i zobaczyłam po drugiej stronie polany skulonego wilkołaka, który patrzył na mnie błagalnym spojrzeniem. Byłam pośrodku, między dwoma niezwykłymi stworzeniami. Miałam jedynie kilka chwil na pojęcie decyzji. Mogłam ruszyć w stronę wampira i dowiedzieć się kim jest, albo pobiec do przyjaciela.
Na moment spojrzałam jeszcze tęsknym wzrokiem na parę złotych oczu, odwróciłam się i pobiegłam do Jacoba. Kiedy dobiegłam do niego, potykając się jeszcze kilka razy po drodze, uklękłam przed nim i wtuliłam się w jego mokre, brudne i nieprzyjemnie pachnące futro. Odwróciłam się po chwili z powrotem w stronę lasu, ale nie dostrzegłam już nic. Westchnęłam cicho i ponownie wtuliłam się w Jake`a. Kiedy zdążyłam się nacieszyć tym, że naprawdę jest przy mnie, odchyliłam się do tyłu i spojrzałam mu w oczy. Było w nich coś, co mówiło mi, że nic mu się nie stało. Nie wiedziałam, czy zrobił coś Victorii, czy zdążyła uciec, ale to było teraz najmniej ważne.
Wilkołak, ku mojemu zdziwieniu, podniósł się i szczeknął kilka razy, co chyba miało oznaczać pocieszenie. Skinął na mnie głową i, niczym szlachetne zwierzę, ugiął przede mną przednie łapy, po czym zwiesił głowę. Widziałam kiedyś ten gest w telewizji. Chyba u wielbłąda, który pozwalał, by go dosiąść. Spojrzałam zdziwiona na przyjaciela.
- O nie. Na pewno nie – zaprotestowałam. Jake warknął głośno zniecierpliwiony. – No dobra, dobra. Już – mruknęłam.
Stanęłam przerażona przy boku wilka. Ugiął się jeszcze bardziej, a ja spróbowałam się na niego wdrapać, co wbrew pozorom nie było takie łatwe. Nie dość, że był mokry, to jeszcze rozmiarów konia. Wgramoliłam się zmęczona na grzbiet wilkołaka i objęłam go za szyję, niemalże kładąc się na nim.
Powoli wstał, a ja zatrzęsłam się ze strachu, co skomentował szczeknięciem, które prawdopodobnie miało oznaczać śmiech.
- Dobra... – powiedziałam do siebie. – Jakoś to będzie.
Jake wydał z siebie cichy warkot, który jak na mój gust wcale nie miał nikogo przestraszyć.
Przesunął jedną łapę do przodu, a zanim zdążyłam się zorientować, piszczałam, zamykając oczy, a on pędził ile sił w łapach. Wymijając zgrabnie wszelkie drzewa i krzewy, których panicznie się bałam, coraz szybciej posuwał się do przodu.
Uchyliłam powieki i dostrzegłam las, który odbierałam teraz jako zamgloną zieleń. Oczy zaczęły mi łzawić od wiatru, więc ponownie je zamknęłam.
Uchwyciłam się mocno jego sierści i zacisnęłam zęby. Trzymałam się mocno, dopóki nie zorientowałam się, ze powoli zwalniamy. Znów otworzyłam oczy i dostrzegłam znajomy las, przez który prześwitywał mój dom. Wróciliśmy.
Jake zwolnił i już po chwili się zatrzymał. Ponownie osunął się na ziemię, dając mi możliwość zejścia.
Zsunęłam się z wilkołaka i oparłam o najbliższe drzewo. Poczułam, jak kręci mi się w głowie, zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów. Kiedy odwróciłam się z powrotem do przyjaciela, dotarło do mnie, że nigdzie go nie ma. Wpadłam w panikę. Odstawiłby mnie tylko do Forks, a później znowu uciekł? Nie, to niemożliwe – pomyślałam.
- Jake? – rzuciłam pytająco.
- Tu jestem – usłyszałam znajomy głos, wydobywający się z lasu.
Już po chwili wyszedł z pomiędzy drzew, w postaci człowieka. W samych spodenkach.
Westchnęłam z ulgą i rzuciłam się w ramiona przyjaciela.
- Nigdy więcej mi tego nie rób! – zaczęłam płaczliwym głosem. – Błagam cię, nigdy mnie nie zostawiaj.
I choć mogłoby się wydawać, iż mówię o tych paru chwilach, na które teraz mnie zostawił, miałam na myśli coś innego.
- No, już dobrze – powiedział i również objął mnie swoimi gorącymi ramionami.
Tuliłam się do niego i ogrzewałam lodowate ręce na jego skórze. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że wrócił. Że go znalazłam, w to, że mnie uratował.
- Dziękuję – powiedziałam.
- Nie ma za co. Ale kobieto, następnym razem delikatniej, myślałem, że powyrywasz mi całą sierść! – odparł ze śmiechem.
- Wróciłeś – stwierdziłam.
- Postanowiłem wrócić zaraz po tym, jak przeczytałem myśli jednego z chłopaków – Nie bardzo wiedziałam o jakich myślach mówi, ale postanowiłam go o to nie pytać.
- Gdzie byłeś? Dlaczego odszedłeś? Jacob, tak bardzo przepraszam!
- No już, nie przepraszaj. Nic się nie stało. Wróciłem tylko po rozum do głowy. Nie zdążyłem nawet uciec zbyt daleko. Zapomnijmy o tym, dobrze? – pokiwałam głową w odpowiedzi.
- Co z Victorią? – spytałam.
- Zwiała. Wstrętna, głupia pijawka. Zawsze ucieka.
- Przykro mi. I dziękuję, że mnie uratowałeś.
- A, tam. Drobnostka, przechodziłem tylko w pobliżu – mruknął, przyglądając się bezinteresownie swoim paznokciom. Roześmiałam się na ten gest.
Przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej.
- No chodź, Bells. Wracamy do domu.
Zamknęłam oczy i jeszcze raz objęłam jego szyję ramionami. Nie wyszło mi to jednak na dobre, bo zaraz potem poczułam ból w ranach zadanych przez Paul`a. Miałam nawet wrażenie, iż Jake właśnie warknął. Ale może się przesłyszałam.
Objął mnie w pasie i ruszyliśmy w kierunku domu.
Kiedy ujrzałam samochód ojca na podjeździe, przestraszyłam się nie na żarty. Już miałam ochotę odwrócić się na pięcie i wrócić do lasu, ale Jake skutecznie mnie przytrzymał.
- Coś tak czuję, że będzie dobrze – powiedział i kiwnął głową w stronę budynku.
Już po chwili staliśmy pod drzwiami. Wziełam głęboki oddech, po czym zapukałam trzy razy.
Nie czekałam długo. Drzwi odtworzyły się szeroko. Zszokowana patrzyłam na osobę, która stała w progu.
- Bella! Och, Bella! – krzyknęła Renee i rzuciła mi się w ramiona. – Tak się za tobą stęskniłam, córciu!
Piszczała i niemalże skakała mi w ramionach. A ja nadal zaskoczona, również ją przytuliłam. Poczułam przyjemny zapach. Kwiatów, świeżości, taki, jakim zawsze pachniała mama.
Tuliłyśmy się do siebie przed wejściem do domu. Czułam się jak dawniej, jak wtedy, kiedy mieszkałyśmy razem w Phoenix, a moje życie nie przypominało legendy, w którą sama nie potrafię czasem uwierzyć. Na moment zapragnęłam powrócić do tamtych czasów, ale kiedy usłyszałam cichy, chrapliwy śmiech przyjaciela, który stał tuż za mną, pomyślałam, że jednak nie warto byłoby wracać do przeszłości.
Czułam ciepło mamy, które mnie otulało. Nie przypuszczałam, że mogę ją tu spotkać. Chyba naprawdę się za nią stęskniłam. Dopiero teraz dostrzegłam, jak bardzo mi jej brakowało. To była długa rozłąka.
- Bella? – zapytała. – Nie, żebym chciała cię obrazić, czy coś. Ale śmierdzisz jak zmokły pies. Naprawdę.
Roześmiałam się głośno, a wraz ze mną Jacob.
Odsunęłam się delikatnie od matki.
- Jacob! – krzyknęła, kierując się do wilkołaka. – Dobrze zgaduję?
- Tak jest, proszę pani.
- Boże mój. Bello, dlaczego nigdy nie wspominałaś, że twój przyjaciel ma ponad dwa metry wzrostu? – zapytała, wciąż zadzierając głowę do góry, by móc patrzeć na Jacoba.
- Dwa dziesięć – poprawił ją dumnie Jacob.
- No, w każdym bądź razie miło mi cię w końcu poznać – powiedziała Renee i przytuliła się do Jacoba. – Zawsze masz na sobie tak mało ubrań?
Pokręciłam delikatnie głową i roześmiałam się. Zawsze była tak bezpośrednia i roztrzepana. Jak mogłam w ogóle o tym zapomnieć?
- Wejdźmy do środka – zaproponowałam.
Skierowałam się do wnętrza domu, zdjęłam kurtkę i zakradłam się do kuchni.
Charlie siedział przy stole. Przed sobą miał dwa kubki kawy. Zapewne jeden z nich należał do Renee.
- Bella! – krzyknął, kiedy mnie zauważył. Chyba od lat nie miałam z ojcem na pieńku tak jak w ostatnich dniach. – Gdzieś ty... – zaczął, ale przerwała mu mama.
- Och, daj już spokój. Niech dziewczyna się zabawi – powiedziała.
- Dzięki – szepnęłam, a mama mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- To nastolatka – rzekła do ojca – Potrzebuje trochę luzu.
Renee roześmiała się i odchyliła głowę do tyłu, potrząsając delikatnie krótkimi włosami. Uśmiech nie znikał jej z twarzy. Oparłam się o blat kredensu i spojrzałam na Charliego. Patrzył na mamę rozmarzonym spojrzeniem i błyszczącymi oczyma. Nadal było widać, jak bardzo ją kocha. Ciekawe, czy po jej odejściu cierpiał tak jak ja, kiedy zostawił mnie Edward? Charlie miał mnie i świadomość, że jeszcze się zobaczymy... A ja? Mnie po odejściu wampira nie zostało już nic – pomyślałam i westchnęłam cicho.
- Rozchmurz się, córcia! – rzuciła do mnie mama, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
- Co tutaj robisz? – zapytałam.
- Byliśmy z Philem w okolicy, a ja nie wybaczyłabym sobie, gdybym cię nie odwiedziła – wyjaśniła i usiadła obok Charliego.
- Cieszę się, że przyjechałaś – odparłam.
- Jacob, chodź do nas! – zawołała mojego przyjaciela, który chwilę potem pojawił się w kuchni. Stanął tuż obok i objął mnie w talii. Wywróciłam tylko oczyma i uniosłam delikatnie kąciki ust, czując mrowienie w brzuchu.
- Lepiej uważaj, Jacob – rzucił ojciec ze śmiechem. – Nie zapominaj, że to moja córka!
- Jak pan sobie życzy, panie komendancie – odpowiedział Jake i roześmiał się, przytulając mnie jeszcze mocniej.
- Jesteście parą! – krzyknęła Renee z ogromnym uśmiechem na twarzy. Ojciec pokręcił głową, a ja roześmiałam się znowu, widząc entuzjazm mamy. – Uprawiacie seks?
- Renee! – krzyknął z naganą Charlie.
Jednocześnie z Jacobem głośno odpowiedzieliśmy na jej pytanie. Z tą różnicą, iż Jacob powiedział „tak”, natomiast ja, zszokowana pytaniem, krzyknęłam „nie”.
Zobaczyłam jak Charlie patrzy morderczym wzrokiem na Jake`a i robi się cały czerwony. Odwróciłam się od wilkołaka i uderzyłam go mocno w ramię, choć wiedziałam, że i tak prawdopodobnie to mnie będzie bolało bardziej.
- To nieprawda! Nie robimy nic... takiego! – tłumaczyłam się jak kretynka, cała czerwieniejąc. – Przysięgam. On tylko żartuję.
- Bella ma rację. Żartowałem – poparł mnie Jacob, po czym znów się roześmiał.
Charlie wziął głęboki oddech, a jego twarz wróciła do normalnych kolorów, natomiast Renee rozbawiona sytuacją poklepała byłego męża po plecach.
- Spokojnie, Charlie – zaczęła. – Twoja córka jest już dorosła. W jej wieku to normalne.
- Mamo!
- Renee! Ona ma dopiero osiemnaście lat!
- Dobra, dobra, uspokójcie się już – powiedziała, mrugając porozumiewawczo do Jacoba.
- Możemy zmienić temat? – zapytałam, zażenowana.
- Zgadzam się – rzucił Charlie i zapytał o coś Renee, a ta podjęła konwersację. Rozmawiali o tej jakiejś sprawie, którą Phil miał załatwić w okolicy.
Jake przytulił mnie do siebie mocno i zbliżył swoją twarz do mojej.
- Nie denerwuj się tak, to tylko żarty – szepnął, po czym cmoknął mnie delikatnie w ucho. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego.
- Pójdę się przebrać, jestem cała mokra – rzuciłam do rodziców i kiwnęłam na Jacoba ręką, by poszedł za mną.
Ruszyliśmy po schodach do mojego pokoju. Nie wiem, jak Jacob to robił, ale zupełnie nie słyszałam jego kroków. Prócz ledwo słyszalnej rozmowy rodziców, po korytarzu rozchodził się jedynie dźwięk mojego tupania. Po wyjściu na piętro, otworzyłam drzwi do pokoju i zaprosiłam Jacoba do środka. Zamknęłam za nami drzwi i sięgnęłam do półki po suche ciuchy.
- To ja może pójdę zmienić ubranie... – powiedziałam do Jacoba, który rozłożył się na moim łóżku.
- Niee – mruknął przeciągle. – Nie idź jeszcze, stęskniłem się za tobą.
Wyciągnął rękę i chwycił mnie za nadgarstek, po czym pociągnął do siebie. Był naprawdę silny, więc nie miałam szans utrzymać się na nogach. Spadłam na łóżko, lądując bezpośrednio na jego gorącym ciele.
Objął mnie dłońmi i przytulił do siebie. Nie zamierzałam się opierać, zamknęłam oczy i poczułam jego miękkie usta na mojej szyi. Zadrżałam delikatnie, po czym wtuliłam się delikatnie w ciepły tors chłopaka...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kirike dnia Pią 14:56, 04 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:57, 04 Cze 2010 Powrót do góry

OOOOOOOOOOOOOOOOOOO! Jak słodko :) Rozczulają mnie takie czułe sceny. Może dlatego, że sama jestem... nie wiem czy to jest zakochanie. Gubię się. Ale scena z Bellą i Jacobem mnie dzisiaj rozbroiła. Zwłaszcza ta ostatnia. No i jak do niego podbiegła i wtuliła się w jego futro, to też było niesamowite.
Pytanie! Co to były za złote oczy? Trzymasz w niepewności, ale za to plus za szybko dodany rozdział. Oby tak dalej. :)
Renee i Charlie przechodzili sami siebie. Są świetni :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Sob 13:06, 05 Cze 2010 Powrót do góry

Biję się w piersi – opuściłam się strasznie w komentowaniu tego opowiadania, zresztą nie tylko tego… Ale chciałabym abyś wiedziała, Droga Autorko, że za każdym razem jak dodajesz nowy rozdział zawsze go czytam, tyle ze nie zawsze mam czas by coś konstruktywnego napisać. No bo ile można pisać Oooooch, Aaaaaaaach cuuuudnie!!!
Ale do rzeczy. Obluzowana deska i odnalezione przez Bellę pamiątki po Edwardzie troszkę mną wstrząsnęły. Wkurzyłam się oczywiście najbardziej jej reakcją na to znalezisko, no bo ile można! Ja rozumiem, że powróciły jej wspomnienia, nawet ból i rozgoryczenie, że on ją tak perfidnie zostawił, ale na Boga, wpadać znów w stan odrętwienia i skrajną depresję. Jak widać Bella nie jest zbyt stabilną emocjonalnie jednostką.
Zaraz potem oczywiście zaczęłam się zamartwiać o Jacoba, który w końcu nie zdzierżył tematu i poszedł w siną dal z nieodpartą chęcią zemsty na pijawce. Gdybym nie wierzyła, że postrzegasz podobnie Jake’a jak ja, to pomyślałabym, ze faktycznie masz zamiar doprowadzić, akurat w takim momencie, do konfrontacji dwóch panów. Co zapewne żadnemu z nich nie przyniosłoby żadnego pożytku. Ale Twój Jake, to jeszcze lepsza wersja sagowego Blacka, więc nic takiego głupiego nie zrobił.
Reakcja Paula na Bellę była ostra i przesadzona, ale cóż, taki właśnie jest Paul i wcale mnie jego zachowanie nie zdziwiło. Zapewne dostał później po nosie ciężką łapą Sama.
Oczywiście złote tęczówki w lesie mnie lekko zaniepokoiły. Pomyślałam sobie, że niestety Edward wrócił… i doszłam do wniosku, że i tak pewnie kiedyś by to się stało. Pytanie tylko, co zrobi Bella w takim przypadku. Ostatni rozdział wiele wyjaśnił. Bells wybrała Jake’a. Opisałaś w tym rozdziale scenę o której zawsze sama marzyłam. Bieg przez las na grzbiecie ogromnego wilka. Bajka! I na koniec cudowny tekst Jake’a o wyrywaniu sierści. Kwintesencja Jacoba.
Bardzo mi się spodobało, jak Bells wybiera Jake’a i wtula się w jego mokre, pachnące dość specyficznie futro wilczka. Już widzę te gromy w oczach i zmarszczone nosy niektórych elegantek z team Edward!
Czytam tą Twoją alternatywną wersję wydarzeń z sagi z niekłamaną przyjemnością. I jedna rzecz mnie w tym wszystkim uderzyła. Jacob jest niejako symbolem życia, nieokiełznanej natury i pasji tworzenia; Edward to symbol śmierci, stagnacji i niszczenia. Oczywiście w dużym uproszczeniu. I jak tu się dziwić, że Bella wybiera Jake’a?
Mam nieodparte wrażenie, że to jeszcze nie koniec jednak… Że doprowadzisz do takich sytuacji, w których uczucie Jacoba i Bells będzie wystawione na niejedną próbę, przez co ich związek stanie się mocniejszy, scementuje się na tyle, by ten wybór był całkowicie pewny. Takie to mam pobożne życzenie…
Pozdrawiam, BB.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Sob 13:08, 05 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
EsteBella;*
Człowiek



Dołączył: 22 Gru 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Hmm.. A już wiem... Wampirowo;]

PostWysłany: Sob 13:29, 05 Cze 2010 Powrót do góry

A ja sie normalnie rozpłaczę!!!1
Tyle emocji mnie przepełnia podczas czytania tego ff, że masakra.
Ale jednak chcę żeby Bells była z Edkiem.
Tak mi to bardziej pasuje.
A sprawa tych miodowych oczu....
Mam nadzieję, że się wyjaśni.
Będę wierną czytelniczką aż po gróbWink
Weny przez duże W:*

EsteBella;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kirike
Wilkołak



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:53, 14 Cze 2010 Powrót do góry

Hej ;D
Dodaję kolejny rozdział.
Chyba jeden z takich najbardziej optymistycznych :)
Heh, mam nadzieję, że się spodoba.
Miłego czytania.
No i z góry dziękuję za komentarze i Wasze opinie Kwadratowy
Pozdrawiam,
Kirike



Beta: Dżejn_




Rozdział 19




Uniosłam się delikatnie na dłoniach i spojrzałam w zmęczone oczy Jacoba. Było w jego wzroku coś takiego, co nie dawało mi spokoju. Patrzył na mnie tak… inaczej, tak, jakby nie widział nikogo i niczego poza mną. Uśmiechnął się i uniósł rękę, by założyć mi za ucho kosmyk włosów, który spadał mi na czoło.
Schyliłam się odrobinę i musnęłam wargami jego usta, czując, jak moje serce przyspiesza. Uniosłam kąciki ust do góry i zsunęłam się z chłopaka.
- Zaraz wracam – szepnęłam. Chwyciłam ubrania, które wcześniej wysunęły mi się z ręki i wybiegłam z pokoju, kierując się do łazienki.
Przebrałam się, po czym umyłam zęby. Opłukałam twarz zimną wodą i wytarłam ją ręcznikiem, po czym wrzuciłam brudne ciuchy do kosza na pranie. Wyszłam z pomieszczenia i boso przebiegłam przez korytarz, wracając do swojego pokoju.
Zamknęłam za sobą drzwi. Odwróciłam się w stronę łóżka.
- Już jestem – mruknęłam do osoby siedzącej na łóżku. Z tą różnicą, iż nie był to Jacob, a moja mama, uśmiechająca się do mnie ciepło.
- Wygoniłam go do Charliego. Nie masz mi tego za złe?
- Co? Nie, skąd – odparłam i usiadłam po turecku tuż obok niej.
Niewiele się zmieniła od czasu, kiedy ostatni raz ją widziałam. Może tylko przybyło jej kilka zmarszczek, ale poza tym szczegółem, wciąż była taka sama. Roześmiane, przenikliwe oczy wpatrywały się we mnie z troską.
- Co słychać? – zapytała.
Roześmiałam się. Było to tak proste pytanie, a nie potrafiłam znaleźć na nie odpowiedzi. Tyle słów należałoby zawrzeć w równie krótkiej replice. Nie potrafiłam tak.
- Jest już w porządku – skłamałam, nie widząc innego wyjścia.
- Chyba jednak nie – mruknęła mama, przeszywając mnie wzrokiem. – Jak się czujesz?
- Dobrze. Nie jest przecież tak źle. Mam Jake`a, tatę i w ogóle.
- Jake to miły chłopak. Ma dobre serce. I patrzy na ciebie tak, jakbyś była ósmym cudem świata. Chyba naprawdę nie mogłaś lepiej trafić.
Uśmiechnęłam się. Najbardziej komiczne z tego wszystkiego było to, że tak naprawdę nie powiedziałam im, że jesteśmy parą. Każdy wnioskował to sam, z naszego zachowania.
- Nawet nie jesteśmy razem – wyjaśniłam.
- Oj, nie gadaj bzdur! – odparła ze śmiechem i przytuliła mnie do siebie – Przecież nie jestem ślepa. I naprawdę do siebie pasujecie.
- Kocham cię – powiedziałam – I tęsknię.
- Ja ciebie też, córeczko – odpowiedziała płaczliwym głosem. – I mi też ciebie brakuje. Przyjedziesz do mnie kiedyś? Na dłużej?
- Jasne, mamo. Z przyjemnością.
- Zabierz ze sobą Jacoba. Będzie fajnie – rzuciła i uśmiechnęła się do mnie.
Zawsze była do wszystkiego nastawiona tak optymistycznie.
- A ten chłopak? Odzywał się do ciebie?
Poczułam lekkie ukłucie w okolicy serca. I nic więcej, nie chciało mi się płakać, wcale też nie miałam wrażenia, że cała się rozpadam.
- Nie, nie odzywał się. Chyba już o mnie zapomniał. Ja o nim z resztą też próbuję zapomnieć. Są ważniejsze rzeczy, niż to, co było kiedyś.
- Masz rację. Jestem pewna, że nie był ciebie wart – powiedziała mama, głaskając mnie przy tym po policzku. – No i nie żebym zapomniała. Pięknie wyglądasz w nowej fryzurze, skarbie.
Zachichotałam, widząc tę diametralną różnicę pomiędzy tym, co mówiła przed chwilą, a komplementem na temat fryzury.
- Dziękuję bardzo – odparłam. Po chwili usłyszałam, jak otwierają się drzwi do pokoju. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Jacoba wchodzącego do środka.
- Nie przeszkadzam? – zapytał potulnie.
- Nie, jasne, że nie – rzuciłam i posłałam mu delikatny uśmiech. Podszedł do łóżka i usiadł na nim, starając się nie zajmować zbyt dużo miejsca.
- Musiałem przyjść – zaczął się tłumaczyć. –Twój tata chyba chciał mnie zabić za ten żart...
Roześmiałam się głośno, kiedy zorientowałam się, o co mu chodzi.
- No! – wtrąciła moja mama. – Ja już pójdę. Zostawiam was samych, chcę pogadać jeszcze z Charliem.
Podniosła się z łóżka i skierowała do wyjścia, uśmiechając się przy tym do swoich myśli. Kiedy już miała otwierać drzwi, odwróciła się jeszcze do nas i wyszeptała:
- Tylko nigdy nie zapominajcie o zabezpieczeniu!
- Mamoo! – syknęłam zażenowana.
- No już, już uciekam – roześmiana wyszła z pokoju.
Westchnęłam głośno, kiedy zamknęła za sobą drzwi. Mogłabym przysiąc, że byłam cała czerwona. Jacob spojrzał na mnie, uniósł jedną dłoń, po czym przejechał nią po moim policzku, jakby starając się zetrzeć z niego ognistą czerwień.
Speszona odsunęłam jego dłoń, ale zatrzymałam ją w swojej ręce, kładąc na łóżku.
- Wracasz do La Push? – zapytałam cicho.
- Kiedyś muszę. I tak wiedzą, że tu jestem. To cud, że jeszcze po mnie nie przyleźli.
- Mhm... Będę mogła pójść z tobą?
- Nie wiem, Bells...
- Proszę – szepnęłam.
- Okej. Tylko na własną odpowiedzialność – zażartował. – Mam do pogadania z chłopakami.
- O czym?
- O wszystkim – powiedział, jak dla mnie nazbyt ogólnie. – Między innymi o tym, że pewna pijawka była niezwykle bliska pozbawienia cię życia. Co ty w ogóle robiłaś w tym lesie? – zapytał.
- Szukałam cię – odparłam.
- Zwariowałaś? – zdenerwował się. – Przecież wiesz, jak jest niebezpiecznie! Ta pijawka lata tam i z powrotem, byleby tylko cię dopaść! Mogłaś już nie żyć!
- Wiem! – poniosłam głos. – Ale to przeze mnie zniknąłeś i to ja powinnam była cię znaleźć!
- To wcale nie była twoja wina! I to czysty przypadek, że akurat tam byłem! Mało brakowało, Bello, a już by cię tu z nami nie było! Ona sobie nie odpuści. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś był tak uparty. Prędzej czy później będzie musiała zginąć. A to, czy cię przedtem zabije, czy nie, zależy tylko od ciebie. A jeśli będziesz się jej podawała jak na tacy, na pewno kiedyś skorzysta z okazji. Nie możesz tak robić!
Kiedy tak na mnie krzyczał, do oczu napłynęły mi łzy. Wiedziałam, że zrobiłam źle, ale on uświadomił mi to chyba aż nazbyt dobitnie.
- Przepraszam. Nie krzycz tyle. Już więcej tak nie zrobię! – jęknęłam płaczliwie, a Jake spojrzał na mnie tym dziwnym spojrzeniem.
- Nie płacz. Nie chciałem ci zrobić przykrości – powiedział i przytulił mnie do siebie.
Wtuliłam się w jego nagi tors i poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Za dużo tego wszystkiego jak na raz.
Kiedy to wszystko się wreszcie skończy? - myślałam. – Dlaczego, do cholery, ten świat nie może być normalny?
Jake głaskał mnie po plecach swoimi ogromnymi dłońmi, a ja ogrzewałam się w jego gorących ramionach. Było mi dobrze. Kiedy przestałam już płakać, po prostu przylegałam do jego ciała i żadne z nas się nie odzywało.
- Zależy mi na tobie, wiesz? – zaczął, a moje serce przyspieszyło. – Nie pozwolę zrobić ci krzywdy. Więc nie utrudniaj mi tego, skarbie.
Pokiwałam głową, nie będąc w stanie się odezwać. Słyszałam jego miarowy oddech i przyspieszone bicie serca. Wsłuchiwałam się w te dźwięki z zamkniętymi oczami. Jedną z dłoni położył mi na plecach, a drugą głaskał po głowie, bawił się moimi włosami, które co jakiś czas odgarniał z mojej twarzy.
- Bello! – usłyszałam podniesiony głos mamy. – Zejdź na dół. Proszę.
- Muszę iść – mruknęłam, do Jacoba.
- Pójdę z tobą – odparł.
Zsunęłam się z chłopaka i zeszłam z łóżka, kierując się ku drzwiom.
Wyszłam z pokoju, po czym zbiegłam po schodach, a tuż za mną podążał Jake. Weszłam do kuchni i zobaczyłam mamę ubraną już w płaszcz, z torbą na ramieniu, gotową do wyjścia.
Zrobiło mi się przykro, że wychodzi. Żałowałam, że nie spędziłam z nią więcej czasu.
- Już wychodzisz? – zapytałam rozczarowana.
- Muszę, kochana. Phil czeka na dworze. Cieszę się, że mogłam was zobaczyć – powiedziała.
Podeszłam i przytuliłam się do niej na pożegnanie. Poklepała mnie po plecach i ucałowała w policzek. Chwilę później była już na dworze, otwierając drzwi do nowego auta Phil`a. Było czarne, duże i błyszczące.
Pomachałam jej jeszcze, czując za sobą Jacoba. Machałam, dopóki samochód nie zniknął mi z oczu. Doszłam do wniosku, że naprawdę muszę ją kiedyś odwiedzić. Dopiero teraz, kiedy znów się zobaczyłyśmy, odkryłam, jak bardzo mi jej brakowało, przez ten cały czas, gdy byłyśmy tak daleko od siebie.
Wróciłam do kuchni, ciągnąc za sobą Jacoba. Charlie siedział jeszcze przy stole i wpatrywał się w okno.
- Tato? – zapytałam.
- Tak? – odparł, odwracając wzrok od zieleni za szkłem.
- Jesteś głodny? Zrobić coś do jedzenia? – zapytałam.
- Nie, nie trzeba. Możemy zamówić pizzę. Co wy na to? – zaproponował.
- Jesteś pewny?
Pokiwał głową. Zapytałam Jacoba, co o tym sądzi, ale i tak wiedziałam, że będzie za.
Wyszłam na korytarz i podnosząc słuchawkę telefonu, wykręciłam numer do pizzerii. Zamówiłam dwie duże, mając na uwadze ogromy apetyt wilkołaka.
Nawet ucieszyłam się na myśl, że nie będę musiała niczego gotować. Jakoś nie już miałam na to siły.
Wróciłam do kuchni i usiadłam przy stole, gdzie do Charliego przysiadł się już Jake.
- Więc... Jak przedstawia się sytuacja w Seattle, panie komendancie? – zapytał swobodnie Jacob. Nadstawiłam uszu, przysłuchując się ich wymianie zdań. Delikatnie stukałam palcami w blat, udając, iż jego odpowiedź niezbyt mnie interesuje.
- Ach... Seattle. Jest tam coraz gorzej. Nikt nie wie, co się dzieje. Policja nie wie, co robić, a ofiar coraz więcej. Już nawet wojna gangów jest mało prawdopodobna. Tyle ofiar w tak krótkim czasie… To straszne, co się dzieje na świecie. Biedni ludzie... Niektórych nie udało się nawet zidentyfikować... – powiedział Charlie, kręcąc głową.
Czułam jak moje serce przyspiesza. Może Victoria tam grasuje...? – pomyślałam, choć wydawało się mi to mało prawdopodobne. Nawet jak na wampira, to zbyt wiele ofiar.
- Myślisz, że policja wpadnie na jakiś trop? – zapytał tatę Jacob.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. No, ale przecież musi. To nie może trwać wiecznie.
Jake pokiwał głową i zamyślił się przez chwilę.
Rozmawiali jeszcze na temat tamtych morderstw, ale nie udało mi się wychwycić z ich wymiany zdań czegoś nowego.
Kilkanaście minut później usłyszałam dzwonek do drzwi.
- To pewnie pizza – powiedziałam i pobiegłam otworzyć.
Tak jak myślałam, na schodach zobaczyłam kuriera, trzymającego dwa duże pudełka. Był to wysoki, uśmiechnięty chłopak o krótkich blond włosach. Nie mógł mieć więcej niż dziewiętnaście lat. Zapłaciłam mu i podziękowałam uprzejmie za dostawę.
Wniosłam pudła do kuchni i rozłożyłam na blacie.
- Genialnie pachnie – ocenił Jacob, a Charlie roześmiał się na tę uwagę.
Wyjęłam pizzę na talerze i pokroiłam na części, po czym położyłam na stole. Jak przewidywałam, Jake pochłoną prawie połowę. To się nazywa wilczy apetyt – zaśmiałam się w duchu. Zjadłam zaledwie dwa kawałki i podziękowałam.
Kiedy skończyli jeść, odniosłam naczynia, po czym umyłam je w zlewie.
Przysiadłam się z powrotem do stołu oraz odwróciłam się do Charliego.
- Mogłabym pojechać do La Push? –zapytałam.
- Co?
- Z Jake`iem. Na godzinkę, góra dwie.
- Nie. Nie ma mowy, Bello. Jest późno, a poza tym masz szlaban – zerknęłam na zegarek. Nie zorientowałam się nawet, że minęło już tyle czasu.
- Ale tato... – zaprotestowałam.
- Koniec dyskusji.
Westchnęłam cicho i spojrzałam na Jake`a.
- Muszę iść. Może innym razem, Bells. Do widzenia, Charlie – powiedział chłopak i podniósł się z krzesła. Wstałam razem z nim, czując na sobie spojrzenie ojca.
- Tylko go odprowadzę – wyjaśniłam i wyszłam z przyjacielem na zewnątrz.
Na dworze wiał zimny wiatr, a niebo pokryte było ciemnymi chmurami.
- Musisz już iść? – zapytałam, a chłopak zastanowił się przez chwilę, przeczesując czarne włosy palcami.
- Wybierasz się jutro do szkoły?
- To zależy, czy będę miała jakiś powód, by zostać w domu – powiedziałam, z nadzieją w głosie.
- W takim razie zaczekaj na mnie w swoim pokoju, zaraz tam będę – szepnął, pocałował mnie w policzek i zniknął mi z oczu.
Ucieszona wróciłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Już miałam pobiec do siebie z ogromnym uśmiechem na twarzy, ale doszłam do wniosku, że wyglądałoby to dosyć podejrzanie.
Wróciłam więc do kuchni, z posępną miną. Nalałam sobie do szklanki wody mineralnej i wyszłam z nią z pomieszczenia.
- Dobranoc – rzuciłam jeszcze z za drzwi.
- Dobranoc – odpowiedział mi Charlie.
Wbiegłam po schodach na górę i weszłam do swojego pokoju, stawiając szklankę na półce tuż obok drzwi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam Jacoba rozwalonego na moim łóżku, z sympatycznym uśmiechem na twarzy.
- Więc mogę zostać na noc? – zapytał, a ja ochoczo pokiwałam głową.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kirike dnia Pon 22:18, 14 Cze 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
esterwafel
Wilkołak



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:51, 14 Cze 2010 Powrót do góry

tak, tak, tak To tak właśnie powinno być :) Pasują do siebie idealnie. Jacob jes taki kochany. i jego słowa, że nie pozwoli, żeby coś ją złego spotkało, że będzie ją bronił. Ostatnio takie słowa usłyszałam od mojego chłopaka. To tym bardziej pozytywny oddźwięk rozdziału. Jacob jest idealny w Twoim opowiadaniu :)
Czekam co będzie dalej. A do tego Bella go pocałowała :)
Zauważyłam jedną literówkę. Napisałaś zły, zamiast łzy :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
artystyczna
Człowiek



Dołączył: 11 Mar 2010
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 11:05, 15 Cze 2010 Powrót do góry

stwierdziłam, że coś napiszę, bo lubię to opowiadanie, ale jedna rzecz mnie denerwuje.
ono jest strasznie słodkie, tzn. nawet niektórzy bohaterowie tracą swoje pierwotne cechy. Jake nie był aż taki miły, słodki i nieskazitelny, miał ten swój humor i trochę sarkazmu, czego wg mnie trochę tu brakuje.
to mi się rzuca w oczy, a tak to jest ładnie tylko troszeczkę nudno. przydałoby się teraz jakieś załamanie akcji :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sardynka
Zły wampir



Dołączył: 14 Kwi 2010
Posty: 266
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 15:55, 16 Cze 2010 Powrót do góry

Świnia byłam i nie skomentowałam poprzednim razem. To dlatego, że nie zauważyłam. Nie było mnie. Teraz będę wymówkować. Albo lepiej nie.
Ucieszyłam się jak głupia, że jeszcze nie kończysz szybko (za szybko!) przeczytałam oba rozdziały. Teraz siedzę i się napawam tym co napisałaś. Jak pięknie. Znowu było o tych morderstwach, co mnie przebardzo cieszy, bo bez śmierci nie ma zabawy;]. Błędów nie dostrzegłam żadnych, styl wciąż świetny. Tylko tak dalej:].
Wiedźma Sardyna


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin