FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Only with you [Z] [+16] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 8:42, 02 Mar 2009 Powrót do góry

Mając troche wolnego czasu i za dużo inwnecji twórczej postanowiłam napisać takie opowiadanko^^ Jest to kontynuacje Breaking dawn, mam nadzieję, że się spodoba:)

Za korektę dziękuję Lullaby;*


Opowiadanie w całości oraz dodatkowe rozdziały można znaleźć na moim chomiku:

[link widoczny dla zalogowanych]


Enjoy ;]

Prolog

Nie pamiętam moich pierwszych słów wypowiedzianych do niego. Z czasem moje niektóre ludzkie wspomnienia blakną. Zacierają się. Jakby przez mgłę mogę przywołać uczucia, które mi towarzyszyły, gdy go pierwszy raz ujrzałam. Zachwyciłam się jego idealną urodą, zwinnością ruchów i skradzionym spojrzeniem jasnych, brązowych oczu. Potem poczułam niepokój i zaskoczenie wywołane jego nagłą niechęcią do mnie. To było tak dawno temu. Niemal uśmiechałam się do moich wspomnień. Najbardziej utrwalił mi się w pobyt na wyspie Esme. Każda sekunda była wypełniona szczęściem, odkrywaniem nowych pokładów naszej miłości. Równie dobrze pamiętam pustkę, którą czułam, gdy mnie opuścił. Otępienie, w którym trwałam przez ponad pół roku – niby życie.
Zupełnie inaczej wyglądają moje wspomnienia po przemianie. Pamiętam każdą pojedynczą sekundę. Wszystkie barwy i zapachy tak wyraźnie jakbym minęło zaledwie parę minut a nie setki lat… Nie umyka mi nawet najbardziej błaha myśl. Wszystkie uczucia są nieporównywalnie silniejsze, wyrazistsze.
Ból, który poczułam gdy rzucił się w mojej obronie i został pochwycony zamiast mnie był nieporównywalnie większy od tego odczuwanego za życia. Moim umysłem ogarnęło jedno uczucie, które sprawiło, że niemal nie widziałam na oczy. Strach. I następująca po nim bezradność. Nie mogłam nic zrobić. Żadne z nas nie mogło. Nasze idealne ciała, które pozwalały nam osiągnąć ponadprzeciętną szybkość i siłę były w tym momencie bezużyteczne. Bezradne wobec techniki XXVI wieku.
Ostatnio coraz częściej martwiłam się o Edwarda i Renesmee, wiedziałam, że teraz ich życie może być zagrożone. Zastanawiałam się jakie byłyby moje ostatnie słowa do Edwarda. Czy powiedziałabym, że go kocham i że uczynił mnie najszczęśliwszym stworzeniem na świecie? Myślę, że to wiedział, ponieważ powtarzałam to niemal każdego dnia. Chyba bym mu podziękowała za wszystkie stulecia spędzone razem, za każdą z osobna sekundę wypełnioną szczęściem.
Jednak, gdy widziałam jego oddalającą się sylwetkę jedynym dźwiękiem, jaki mógł się wydobyć z mojego gardła był krzyk – przepełniony bezradnością i bólem. Pustka, którą wtedy poczułam ogarnęła cały mój umysł i przepełniła go ciemnością. Cierpienie, które czułam, gdy mnie zostawił za życia nie mogło się równać z uczuciem, które poczułam w tamtej chwili. Wtedy wiedziałam, że żyje. Natomiast teraz każda sekunda mogła być jego ostatnią.

Rozdział I

Powrót

Minęło 572 lata odkąd opuściłam to miasto. Miejsce, w którym zdarzyło się tyle dobrych rzeczy. Obserwowałam szybko zmieniające się obrazy zza szyby samochodu. Forks zdecydowanie nie wyglądało tak, jak kiedyś. Gdy tu mieszkałam jako człowiek była to mała miejscowość, która tętniła życiem. Teraz dołączyło do niekończącej się listy opuszczonych miast. Jedynym dowodem, że żyli tu kiedyś ludzie były opuszczone domy, od dawna nie świecące neony oraz sterty śmieci na poboczach. Gdzieniegdzie można było zobaczyć głębokie wgłębienia w ziemi, po wybuchu bomb. Nawet tego miejsca nie ominęła wojna. Westchnęłam głośno.
- O czym myślisz? – zapytał Edward odrywając moją uwagę od strasznego krajobrazu. Odwróciłam się do niego. Na idealnej twarzy mojego męża plątał się delikatny uśmiech. Tak często zadawał mi to pytanie. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i skupiłam na rozluźnieniu mojej tarczy ochronnej. Przymknęłam oczy.
- Hm… Faktycznie, trochę się zmieniło od czasu naszej ostatniej wizyty. – Zacisnął mocniej ręce na kierownicy. – Naprawdę nie rozumiem, czemu akurat tutaj mamy się spotkać. Carlisle mógł naprawdę wybrać lepsze miejsce.
- Może chciał nam przypomnieć stare czasy? – uśmiechnęłam się delikatnie i ścisnęłam jego dłoń. Gdy poczułam pod opuszkami palców jego skórę, przez kręgosłup przeszedł mi lekki dreszcz. Popatrzył na mnie ciepłym wzrokiem pełnym miłości i pożądania.
- Wydarzyło się tutaj parę ciekawych rzeczy. – posłał mi łobuzerski uśmiech.
- To było tak dawno… Nie wiem czy wszystko pamiętam. – udałam zamyślenie. – Chyba będziesz musiał mi przypomnieć. – posłałam mu proszące spojrzenie.
Roześmiał się radośnie.
- Nie martw się. Postaram się odświeżyć twoje wspomnienia.
Wyszczerzyłam się w odpowiedzi.
Chwilę jechaliśmy w milczeniu.
- Bardzo się stęskniłam za Renesmee i za Alice. Za wszystkimi. – wyznałam głosem drżącym od emocji.
- Ja też, nie widzieliśmy się prawie dwa lata. – westchnął. – ale tak jest bezpieczniej. Nie możemy podróżować w dziesięć osób bez wzbudzania podejrzeń. Nie jest już tak łatwo jak kiedyś…
- Tak rozumiem. Ale przynajmniej jakbyśmy mogli być w czwórkę. – ciągnęłam – to już nie jest podejrzane.
- Bello, wałkowaliśmy już ten temat setki razy. To zbyt niebezpieczne. Gdy ludzie nas widzą, sądzą, że jesteśmy genetycznie ulepszeni, zbyt idealni – na twarzy pojawił mu się lekki grymas. – pomyśl, co by się stało gdyby zobaczyli dziesięć osób o perfekcyjnych ciałach… no, dziewięć – stłumił uśmiech. - Od razu jakieś ludzkie władze chciałyby nas pojmać. Wiesz, że to jest zabronione. Gdy podróżujemy dwójkami, nie zwraca to tak uwagi. A poza tym nie powinniśmy się specjalnie pakować w kłopoty. I tak już zrobiło się wyjątkowo niebezpiecznie ostatnimi czasy. Nawet dla nas. - podkreślił.
Westchnęłam zrezygnowana.
- Rozumiem
- Jesteśmy już na miejscu.
Edward zatrzymał samochód i szybko wysiadł z auta. Podszedł do małego panelu sterowania. Cały dom Cullenów otoczony był specjalną barierą, przez którą nie mógł się przedrzeć nikt obcy a ponadto broniła ona przed różnymi środkami masowego rażenia. Ochrona domu kosztowała krocie, nigdy nie mogłam zrozumieć, czemu chronią akurat to miejsce tym bardziej, że dom stał opuszczony przez tak wiele lat. Edward mówił, że to ulubiony dom Esme, a poza tym zawsze istniało jakieś miejsce gdzie cała rodzina może wrócić.
Edward wsiadł zwinnie to samochodu i już chwilę później znajdowaliśmy się przed wejściem. Dom wyglądał jakby nie odcisnęło się na nim piętno mijającego czasu. Popatrzyłam pytająco na Edwarda
- Alice i Esme są tu od dwóch dni, zdążyły wszystko przygotować. Jako ostatni przyjechali Emmett i Rosalie, w południe.
Jęknęłam głośno
- Znowu jesteśmy ostatni
Szybko wysiadłam z samochodu. Zanim zdążyłam zamknąć drzwi rzuciła się na mnie burza kasztanowych włosów
- Mamo! Tak tęskniłam! – Renesmee przytuliła mnie mocno, po czym odskoczyła i znalazła się przy Edwardzie.
- Tato! – rzuciła mu się bezceremonialnie na szyję.
Znowu odskoczyła i już chwile później była przy mnie. Zaśmiałam się głośno. Prawdziwy wulkan energii.
- Jak ja za wami tęskniłam!
Pociągnęła mnie za rękę. W między czasie zdołała mi ukazać skrawek swoich myśli. Była szczęśliwa z Jacobem i bardzo tęskniła za resztą rodziny. Uśmiechnęłam się z ulgą.
- Już myślałam, że nie dotrzecie. Emmet i Rosalie są tu od południa. My z Jacobem przyjechaliśmy wczoraj wieczorem, a reszta była tu od dwóch dni!
Weszliśmy do oświetlonego salonu. Wszyscy siedzieli na sofach i wesoło rozmawiali. Dopiero w tamtej chwili zdałam sobie sprawę jak bardzo za wszystkimi tęskniłam.
- Bella! – Alice podeszła w podskokach do mnie i ucałowała w oba policzki. - Mówiłam Nessie, że przyjedziecie dopiero wieczorem, ale ona już od rana was wypatrywała. – powiedziała pogodnym tonem.
W następnej chwili każdy podchodził do mnie i do Edwarda bardzo wylewnie się witając. W towarzystwie całej mojej rodziny poczułam się tak błogo. Bardzo mi brakowało żartów Emmeta, obecności Jacoba i ciepłego uśmiechu Esme, ale najbardziej Renesmee, która nie mogąc zdecydować się z kim rozmawiać skakała z miejsca na miejsce wywołując u wszystkich szeroki uśmiech. Rosalie jak zwykle przekomarzała się z Jacobem. Chociaż ich stosunki na początku były bardzo napięte, udało im się w końcu jakoś porozumieć. Dla dobra Renesmee, oczywiście. W pewnej chwili poczułam rękę Edwarda na mojej talii. Ucałował mnie w czoło. Na twarzy wykwitł mu szeroki uśmiech. Po chwili pogrążył się w rozmowie z Jasperem i Carlislem na temat ostatnich poczynań Volturi, a Alice zaczęła opowiadać mi i Esme o nowym mieszkaniu, które kupiła z Jasperem. Nessie siedziała Jacobowi na kolanach i żartowała z Emmettem i Rosalie. Patrząc na wszystkich i przysłuchując się rozmową poczułam się naprawdę swojsko. Zaczęłam rozumieć, czemu Esme tak zależało na utrzymaniu tego domu.
W pewnym momencie Edward poruszył się nerwowo. Spojrzałam na niego pytająco. Na jego twarzy malował się wyraz niezadowolenia. Patrzył w kierunku Nessie i Jacoba.
- Naprawdę mogliby panować nad swoimi myślami. – dodał ze zbolałą miną, doskonale zdając sobie sprawę, że oboje go usłyszą. W tym samym momencie z lekko zaróżowioną twarzą odwróciła się Nessie. Uśmiechnęła się przepraszająco do Edwarda. Zachichotałam.
- Przed przyjazdem tutaj odwiedziliśmy Volturich – kontynuował Carlisle – Aro jest bardzo zaniepokojony ostatnimi odkryciami. Podobno powstała nowa broń, niezwykle niebezpieczna, na razie to tylko prototyp, ale i tak jest się czego obawiać…
- Jak ona działa? – zapytał Jasper, a w jego głosie można było odszukać nutę zaciekawienia.
- W zderzeniu z żywymi komórkami wydziela się wielka ilość energii, która rozpuszcza wiązania atomowe. Ponadto nie powstaje żadne promieniowanie, więc jest całkowicie bezpieczna dla tego, kto ją używa. – Carlisle skrzywił się. Tkwiąca w nim dobroć nigdy nie pozwalała mu zrozumieć, czemu ludzie ciągle ze sobą walczyli.
- Czyli po prostu ściera człowieka z powierzchni ziemi? – zauważył Jacob, który włączył się do dyskusji
Carlisle uśmiechnął się łagodnie.
- Można to tak ująć.
- A czy to jest tak samo niebezpieczne dla nas? – zapytał Edward.
- Obawiam się, że tak – powiedział w zamyśleniu Carlisle.
Po jego słowach w pokoju nastała głucha cisza. Nasza nieśmiertelność w ostatnich czasach zdawała się być coraz bardziej zagrożona. Poczułam, jak Edward przytulił mnie mocniej do siebie. Spojrzałam na niego. Miał zacięty wyraz twarzy i trudno było z niego cokolwiek odczytać. Przeniosłam wzrok na pozostałych. Esme spoglądała na wszystkich z troską, Rosalie zacisnęła usta, reszta wyglądała na bardzo zaskoczonych lub nawet lekko przerażonych, tylko na twarzy Emmetta pojawił się wielki uśmiech.
- Ja sądzę, że nie mamy się czego obawiać. – powiedział pewnym siebie głosem. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. – I tak jesteśmy silniejsi od ludzi, teraz zaczyna robić się po prostu ciekawiej. Nie powiem, że to będzie jak walka równego z równym, ale idą w dobrym kierunku. – wzruszył ramionami.
Rosalie rzuciła mu spojrzenie ciskające setki gromów.
- Powiedz, że żartujesz…
- Nie bardzo – uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Reakcja Rose była natychmiastowa. Niesamowicie szybko wstała z sofy i popchnęła Emmetta siedzącego na krześle obok tak mocno, że znalazł się przy ścianie na końcu salonu.
- Skoro ci się tak śpieszy, aby zejść z tego świata, to mogę Ci pomóc! – wykrzyknęła.
Wszyscy wyglądali na zaskoczonych tylko Alice zachowała stoicki spokój. Moje spojrzenie powędrowało od Emmetta, który wydawał się trochę skołowany, do Rosalie, która była po prostu wściekła. Szybko odwróciła się do niego tyłem i wyszła z salonu, a po chwili usłyszeliśmy głośne trzaśnięcie drzwi frontowych. Pierwsza odezwała się Alice.
- Ona się o ciebie martwi, powinieneś za nią pójść. Pobiegła na południe. – dodała po chwili.
Emmett popatrzył na nią powątpiewająco, po czym spojrzał na Edwarda szukając potwierdzenia jej słów. Mój mąż tylko kiwnął nieznacznie głową.
Emmett szybko wstał z podłogi i wyszedł z pomieszczenie mówiąc pod nosem coś o przewrażliwionych „babach” i braku „zabawy”. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Po chwili atmosfera w pokoju zaczęła powoli wracać do normy.
- Postanowiliśmy z Esme, że chyba czas znowu zamieszkać razem. – powiedział w końcu Carlisle.
Nessie wydała z siebie krzyk zachwytu.
- Skoro działania wojenne skończyły się na jakiś czas – ciągnął dalej – sądzimy, że nasza wyspa powinna być teraz bezpiecznym miejscem. To dlatego chcieliśmy się z wami spotkać. – wyjaśnił – I co sądzicie?
W tym momencie poczułam rozlewającą się po całym moim ciele radość, a na mojej twarzy musiał wykwitnąć bardzo, bardzo szeroki uśmiech.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Nie 23:01, 04 Paź 2009, w całości zmieniany 24 razy
Zobacz profil autora
Chce_tylko___Edwarda
Wilkołak



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 10:23, 02 Mar 2009 Powrót do góry

hmmm...
zapowiada sie niezle.
styl jest w porzadku, bledow sie nie dopatrzylam, bo takowych nie szukalam.
prolog jest intrygujacy.

jezeli to twoj debiut to wg mnie odnioslas sukces.

jak przeczytalam uwage Edka do Jacoba i Renesme, na mojej twarzy mimowolnie pojawil sie wielki banan.

czekam na dalsze czesci :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 12:59, 02 Mar 2009 Powrót do góry

Hmm błędów nie ma .. Nie za bardzo mi się podoba to , że jest tyle lat póżniej bo Breaking Dawn , ale wkońcu to twoje ff ;P I ta wojna, to bardzo orginalny pomysł . Jeszcze takiego ff nie było chyba na forum . Narazie nie można za dużo powiedzieć bo dopiero jeden odcinek był :P .

A zapomniałabym masz jak w banku to , że przeczytam następną część ;P
Anabells
Zły wampir



Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd

PostWysłany: Pon 14:22, 02 Mar 2009 Powrót do góry

Zawsze byłam ciekawa co będzie z Cullenami w dalekiej przyszłości.
Podoba mi się, że uwzględniłaś, jak bardzo w tym czasie nauka poszła na przód.
Bardzo chętnie poczytam o naszej wampirzej rodzince już nie całkiem niepokonanej...

WENA!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 15:58, 02 Mar 2009 Powrót do góry

Ciekawy pomysł na fanficka Wink. Mam nadzieję, że będziesz dodawała kolejne odcinki, bo 1 nie można się za bardzo zadowolić :D.
Wena!!
Vena
Wilkołak



Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lubań

PostWysłany: Pon 17:32, 02 Mar 2009 Powrót do góry

Bardzo ciekawy pomysł na oryginalnego Fan Ficka. Może się zrobić ciekawie, jak w końcu ich życie stanie się choć trochę zagrożone. Zastanawiam się, co z tego wyniknie i życzę weny ;p


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 12:05, 03 Mar 2009 Powrót do góry

Dziękuje bardzo za komentarze;] Co prawda to nie jest mój debiut literacki ale w tej tematyce owszem :) Dalsze rozdziały będą się pojawiać niestety w trochę dłuższy odstępach niż jeden dzień, ale postaram się w miarę regularnie wklejać Wink

Betowała Lullaby, której znowu bardzo ładnie dziekuję ;*



Rozdział Drugi

Niespodziewane komplikacje.

Siedziałam w samolocie i z ciekawością spoglądałam przez małe okienko. Szybkość, z jaką poruszała się maszyna, była niesamowita, nie pozwalała ona zwykłemu człowiekowi na zobaczenie zmieniających się pod nim krajobrazów. Ludzie widzieli tylko zamazane plamy, ale mój wzrok pozwalał mi dostrzec o wiele więcej. Mogłam obserwować przesuwające się pod nami domy i gdzieś tam, bardzo daleko, małe samochody. Po jakimś czasie zaczęło rozciągać się pod nami morze. Wzburzone zadziwiało swoją niesamowitą potęgą. Poczułam ma swojej dłoni delikatny dotyk. Edward ostrożnie objął moją dłoń, podniósł ją i złożył na niej czuły pocałunek patrząc mi intensywnie w oczy. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Jak bardzo się cieszysz z powodu przeprowadzki? – wyszeptał mi do ucha.
- Bardziej niż sobie możesz wyobrazić. – posłałam mu rozbawione spojrzenie. – Zastanawiam się, jak to się dzieje, że wszędzie docieramy jako ostatni. – jęknęłam.
Nie mogliśmy odbyć podróży na wyspę Esme całą rodziną, to było zbyt niebezpieczne. Carlisle postanowił, że będziemy tam przyjeżdżać w odstępie tygodnia, aby uniknąć jakichkolwiek komplikacji związanych z przeprowadzką. Takim oto sposobem on i Esme byli już na miejscu od miesiąca. Przed nami wyruszyli Renesmee i Jacob. Przez te kilka dni, gdy byliśmy z Edwardem sami w Forks, zdążyliśmy odwiedzić mój stary dom i naszą łąkę. To magiczne miejsce prawie nic się nie zmieniło przez te wszystkie lata, teraz było może odrobinę bardziej zarośnięte, ale nadal miało niesamowitą atmosferę. Nieco inaczej prezentowało się moje dawne miejsce zamieszkania. Po niegdyś schludnym domku zostały tylko porozrzucane cegły i dachówki, choć nie byłam pewna czy były to te same elementy, z których był zbudowany mój dawny dom.
Westchnęłam. Edward opatrznie zrozumiał moją reakcję.
- Jeśli ci to przeszkadza postaram się wpłynąć na to następnym razem.
W odpowiedzi tylko wtuliłam się w niego. Położyłam głowę na jego ramieniu i chłonęłam jego słodki zapach.
Zamruczał mi cicho do ucha:
- Nie mogę się doczekać kiedy już będziemy na miejscu.
Uśmiechnęłam się do siebie. Ostatnio uśmiechałam się cały czas. Odkąd usłyszałam wieść o przeprowadzce nie mogłam oprzeć się ogarniającej mnie euforii. Wreszcie będę miała wszystkich obok siebie. Zgodziłam się nawet, aby Alice urządziła naszą sypialnię. A co się z tym wiązało także garderobę. Jęknęłam na samo wspomnienie. Znowu będę miała masę nowych rzeczy. Choć szczerze mówiąc coraz bardziej mi się podobały stroje kupowane dla mnie przez Alice. Oszczędzała mi przynajmniej czasu, który zmarnowałabym w sklepach. Ale nie dałam po sobie tego poznać – nie chciałam, żeby ją przypadkiem poniosło.
Po dwóch godzinach lotu byliśmy już w Rio de Janeiro. Miasto bardzo się rozrosło odkąd ostatnio tu byłam. Wysokie budynki mające po setki pięter rozciągały się na powierzchni kilkudziesięciu kilometrów. Miasto zamieszkiwało miliony ludzi. W dzisiejszych czasach ludzie żyli przeważnie w dużych miastach, to było bezpieczniejsze. W takich miejscach przestrzegano kodeksu karnego. Gorzej było z małymi miejscowościami - one rządziły się własnymi prawami. Czasem znajdowały się pod panowaniem jakiegoś człowieka i on był jej władcą absolutnym – panem życia i śmierci.
Gdy wysiedliśmy z samolotu poczułam uderzenie okropnego smrodu. Zmarszczyłam mimowolnie nos. Chciałam jak najszybciej umknąć z tego miejsca. Szybko przedostaliśmy się przez zatłoczone miasto, musiałam odwracać wzrok, żeby nie patrzeć na tych wszystkich ludzi żyjących na ulicach. Małe, wygłodzone dzieci, które wyciągały błagalnie rękę wzbudzały we mnie ogromną litość. Cieszyłam się, że moje ludzkie życie nie przypadło na obecne czasy, ponieważ były one naprawdę przerażające.
Wkrótce znaleźliśmy się przy morzu. Wydawało się ono bardzo spokojne, zbyt spokojne. Cisza przed burzą. Edward poszedł do jakiegoś człowieka chcąc wypożyczyć łódź. Usłyszałam jak płynnie rozmawia po portugalsku, niestety nie rozumiałam ani słowa. Przez moje wampirze życie udawało mi się systematycznie pracować nad poszerzaniem mojej wiedzy, umiałam już mówić w sześciu językach, jednak daleko mi było jeszcze do wiedzy posiadanej przez Edwarda. Miałam zdecydowanie mniej wolnego czas na naukę niż on kiedyś.
Po chwili mój mąż wrócił z niezadowoloną miną.
- Nie chcą nam wypożyczyć łodzi. – Skrzywił się – Zbiera się na burzę.
Spojrzałam na niego zaniepokojona.
- Będziemy musieli ją przeczekać?
Nie miałam najmniejszej ochoty zostać w tym mieście ani minuty dłużej, powietrze, mimo że było odrobinę świeższe od bliskości morza, nadal było przesiąknięte zapachem stęchlizny, która niemalże fizycznie raniła moje wyostrzone zmysły.
Edward zamyślił się.
- Moglibyśmy popłynąć – powiedziałam z wahaniem.
- Nie sądzę, że to najlepszy pomysł. Zadzwonię do Alice.
Wyciągnął z kieszeni mały telefon. Także w tej dziedzinie wiele się zmieniło przez ostatnie lata. Telefony generowały trójwymiarowy obraz osoby, z którą się rozmawiało.
Po chwili czekania pojawiła się mała Alice, która jak zwykle o wszystkim już wiedziała:
- Musicie przeczekać. – zabrzmiał jej śpiewny głosik.
Zmarszczyłam brwi.
- Właściciel zatoki zaproponuje wam pokój na noc. Rano będzie pochmurno, ale morze będzie już spokojne, więc będziecie mogli przypłynąć.
Edward w odpowiedzi tylko kiwnął głową.
- Podaj mi jeszcze Bellę. – poprosiła.
Wzięłam od niego mały aparat.
- Postaraj się nie zniszczyć tego kaszmirowego sweterka, który masz na sobie, naprawdę jest coraz trudniej dostać jakieś porządne rzeczy. – spojrzała na mnie krzywo.
Byłam trochę zaskoczona jej prośbą, usłyszałam jak Edward za mną zaczął cicho chichotać. Posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Nie masz się o co martwić Alice. – odparłam zimno.
- Moje wizje mówią inaczej. – pokazała mi język. – i uważajcie na siebie – dodała, poczym rozłączyła się.
Oddałam komórkę Edwardowi, na jego twarzy błąkał się jeszcze uśmiech.
- To wcale nie jest zabawne! – powiedziałam.
Roześmiał się na głos po czym przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło.
Jego bliskość zawsze sprawiała, że nie mogłam się na niego dłużej gniewać. Skrzywiłam się lekko.
- Bello, nie zdajesz sobie sprawy, jaka jesteś urocza, kiedy się denerwujesz.
- Dobrze, że mnie jednak o tym poinformowałeś, bo nigdy bym się nie domyśliła. – powiedziałam z ironią.
Uśmiechnął się jeszcze pod nosem i pociągnął mnie za rękę.
Podeszliśmy do właściciela zatoki. Edward zaczął z nim rozmawiać, a ja w tym czasie rozglądałam się dookoła. Niedaleko znajdował się niewielki budynek wyglądający dość nieciekawie. „To pewnie tam będziemy musieli spędzić noc”, pomyślałam. Przymknęłam powieki, ten zapach naprawdę był nie do zniesienia. Miałam nadzieję, że jak najszybciej znajdziemy się sami- wtedy będę mogła przestać oddychać. Otworzyłam oczy. Spojrzałam jeszcze raz na budynek. Ktoś był przy oknie na parterze. Jednak gdy tylko spotkał mój wzrok, szybko od niego odszedł- udało mi się tylko dostrzec parę czerwonych oczu. Uścisnęłam mocniej rękę Edwarda. Spojrzał na mnie zdziwiony:
- Co się stało?
Spojrzałam jeszcze raz w stronę budynku. Nie, to nie możliwe. Musiało mi się coś przewidzieć. Pokręciłam głową.
- Nic się nie stało.
Posłał mi zaniepokojone spojrzenie, ale wrócił do rozmowy z właścicielem zatoki. Po chwili szliśmy już w stronę budynku, który okazał się być niewielkim pensjonatem. Weszliśmy do środka. Naprzeciwko wejścia znajdowała się recepcja. Stała za nią młoda kobieta, która uśmiechnęła się do nas zachęcająco. Jeśli mam być jednak szczera, to uśmiechała się w znaczniejszym stopniu do mojego męża, nie do mnie.
Po chwili rozmowy Edward zapłacił kobiecie za pokój i otrzymał od niej klucz.
- Pójdę po bagaż, możesz poczekać na mnie w pokoju. Na pierwszym piętrze po prawej stronie. – Wręczył mi metalowy kluczyk i ucałował w policzek, po czym wyszedł z budynku.
Poszłam w kierunku schodów. Byłam trochę niespokojna. Czy to możliwe, że tutaj był jakiś wampir? „Nawet jeśli tak, to nie ma się czego bać”, powtarzałam sobie, „to tylko przypadek”. Doszłam już do pokoju, włożyłam kluczyk to staromodnego zamku i przekręciłam go. Otworzyłam drzwi, które głośno skrzypnęły. Pokój był niewielki. Pośrodku stało duże łóżko, przy oknie była mała sofa, a przy ścianie telewizor. Przy suficie lekko odchodziła tapeta. Pensjonat miał raczej wątpliwy standard. Westchnęłam, rozłożyłam się zrezygnowana ma łóżku i przymknęłam oczy. Chciałam jak najszybciej opuścić to miasto. Napawało mnie jakimś dziwnym lękiem. W pewnym momencie usłyszałam jak drzwi otwierają się skrzypiąc lekko. Nie otworzyłam nawet oczu. Po chwili poczułam na twarzy słodki oddech Edwarda. Składał delikatne pocałunki na mojej szyi.
- Powiesz mi czego się przestraszyłaś tam na dole? – zapytał.
Spojrzałam na niego- bawił się moimi kosmykami włosów.
- Wydawało mi się, że coś wiedziałam… Ale musiało mi się przewidzieć. – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
Edward momentalnie uniósł głowę i spojrzał na mnie badawczo:
- Co widziałaś?
Westchnęłam.
- Wydawało mi się, że stał ktoś przy oknie. Ktoś z czerwonymi oczami. – powiedziałam cicho. – ale musiało mi się przewidzieć.
Edward zmarszczył brwi. Widać było że się nad czymś intensywnie zastanawia:
- Nawet jeśli to był wampir – zaczął – to nie mamy się czego obawiać, a jakby się miało coś stać, to Alice by nas uprzedziła.
Kiwnęłam głową.
Na twarzy mojego męża pojawił się nagle wielki uśmiech:
- To skoro nie ma się o co martwić – zaczął – to może weźmiesz ze mną prysznic?
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
- Idź, zaraz przyjdę tylko znajdę jakieś ubranie na zmianę.
I w następnej sekundzie już go nie było, po chwili usłyszałam szum wody dobiegający z łazienki. Szybko otworzyłam walizkę i znalazłam w niej sweter i czystą parę spodni. Już byłam przy łazience, gdy nagle rozległo się głośne pukanie. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Cofnęłam się przerażona dwa kroki. Przede mną stała młoda dziewczyna, mogła mieć około 12 lat. Miała długie, kręcone blond włosy i anielskie rysy twarzy. Najbardziej zaskakujące jednak był jej oczy. Wielkie, czerwone, wpatrywały się we mnie z dużym zainteresowaniem.
- Witaj Bello, może wpuścisz mnie do środka?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Sob 23:21, 21 Mar 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
xehtia
Zły wampir



Dołączył: 28 Sty 2009
Posty: 262
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Wto 13:00, 03 Mar 2009 Powrót do góry

uhuu..
Robi się naprawdę bardzo ciekawie.
Biedna Bella liczyła na zwidy xD

Muszę przyznać, że mnie zaintrygowałaś tym ff.
Dobrze, że tu zajrzałam.
Technologię też pięknie ulepszasz :)

To by było na tyle, jeśli chodzi o konstruktywny komentarz w moim wykonaniu.

I niech beta uważa, bo wychwyciłam kilka błędów :P

Weny życzę,
Izabella


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 22:32, 05 Mar 2009 Powrót do góry

Dziękuję za miły komentarze, szkoda że tylko jeden ^^'
Proszę bardzo trzeci rodział

Betowała Lullaby
:*

Rozdział trzeci

Eliza

Wpatrywałam się w nią kompletnie zaskoczona. Minęło zaledwie kilka sekund a obok mnie znalazł się Edward, kompletnie już ubrany. Tylko mokre włosy mogły wskazywać na to, że przed chwilą brał prysznic.
- Kim jesteś? – zapytał, patrząc na nią bardzo podejrzliwie.
Przekrzywiła głowę.
- Jak widzę, wampiry nie słyną z gościnności.
Otworzyłam szerzej oczy. Poczułam, jak Edward stojący obok mnie napina mięśnie.
- Skąd? – zaczęłam, ale dziewczyna przerwała mi i z uśmiechem powiedziała:
- Lepiej by było gdybyście zaprosili mnie do środka, chyba nie chcecie, żeby ktoś nas podsłuchał.
Edward uchylił szerzej drzwi i zrobił jej miejsce, aby mogła swobodnie przejść. Dziewczyna weszła do pokoju i wygodnie usiadła na sofie, po czym odwróciła się i posłała nam rozbawione spojrzenie.
- Mam na imię Eliza. – powiedziała spokojnie.
- Skąd wiedziałaś, jak mam na imię? – zadałam pytanie, które wydawało mi się w tym momencie najważniejsze. Edward popatrzył na mnie lekko zbity z tropu.
Dziewczyna roześmiała się perliście.
- Słyszałam jak rozmawialiście.
- Zastanawiam się, kim jesteś? – powiedział szybko Edward. – Słyszę bicie twojego serca, więc jesteś człowiekiem. – stwierdził.
- Zawsze mogę być taka, jak wasza córka. – uśmiechnęła się lekko. – Renesmee, zgadza się?
Zmarszczyłam brwi. Ta dziewczyna była dla mnie coraz większą zagadką.
- Skąd wiesz? – zapytał ostro Edward.
Uśmiechnęła się szerzej. Patrząc na nią można było odnieść wrażenie, że doskonale się bawi.
- Bardzo dużo o was wiem. – powiedziała tajemniczo.
- To zauważyłem. – odparł chłodno Edward. – Szkoda, że my tak mało wiemy o tobie, Elizo.
Dziewczyna spoważniała.
- Jestem człowiekiem idealnym. – powiedziała kpiącym tonem. – Zostałam stworzona w laboratorium. Jako jedyny przedstawiciel gatunku ludzkiego wykorzystuję w stu procentach możliwości mojego mózgu, a co się z tym wiąże, posiadam dość unikatowe zdolności. – uśmiechnęła się lekko. – Naukowcy nie spodziewali się, że będę aż tak wyjątkowa. Uciekłam gdy miałam 6 lat. Przyjechałam do Rio i stąd chciałam przedostać się do Europy, ale spotkałam pana Santosa, który zaoferował mi schronienie. On i jego żona od lat starali się o dziecko... To bardzo wygodne. Wiedziałam, że potrzebuję trochę czasu, aby przestali mnie szukać, a to miejsce idealnie nadaje się na kryjówkę. Potem już czekałam tylko na was. – uśmiechnęła się szeroko.
Edward zmarszczył brwi.
- Czekałaś na nas?
- Tak, wiedziałam, że się w końcu zjawicie. Potem wasza rodzina zaczęła przybywać... Ale was ciągle nie było. Powoli zaczęłam się denerwować, że może nie zdecydowaliście się do nich dołączyć, ale na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne.
- Czego od nas oczekujesz? – spytałam zaintrygowana.
- Niczego. – powiedziała powoli. – Czasem widzę rzeczy, które mają się wydarzyć… Zobaczyłam, że was spotykam, dlatego przyszłam. – wzruszyła ramionami.
Czułam się trochę przytłoczona informacjami otrzymanymi od niej.
- To jest twoja zdolność? Widzisz przyszłość? – zapytałam, próbując ukryć ciekawość w głosie, ale chyba niezbyt mi to wyszło.
- Jedna z nich. – odpowiedziała. – rzadko mam wizje. Pierwsza pokazywała, że ucieknę z laboratorium, a druga, że spotkam was. Nie jestem do końca przekonana na jakiej zasadzie to działa.
- Podejmujesz decyzje w oparciu o swoje wizje? – bardziej stwierdził niż zapytał Edward.
Eliza kiwnęła powoli głową.
- Tak, wydaję mi się, że to są dobre wybory. – Dziewczyna przekrzywiła głowę, jakby się nad czymś zastanawiała.
- A skąd wiesz o nas tak wiele rzeczy? – drążył dalej mój mąż.
- Wszystkiego dowiedziałam się z mojej wizji. – powiedziała krótko.
Spojrzałam na Edwarda. Na jego twarzy malowało się zdziwienie, niepokój oraz ciekawość.
- Nie skrzywdzę was. – powiedziała Eliza. – Chciałam się tylko przedstawić i was poznać. – uśmiechnęła się nieśmiało, po czym dodała jeszcze:
– Nie zdradzę waszej tajemnicy. A teraz wybaczcie, muszę już iść. Spotkamy się jeszcze jutro.
Powoli podniosła się z sofy i wyszła z pokoju zostawiając nas w zupełnym osłupieniu.

****

Po wyjściu Elizy położyłam się na łóżku. Zdecydowanie musiałam przemyśleć tą dziwną sytuację. Po chwili Edward ułożył się obok mnie, a ja wtuliłam się w jego tors. Żadne z nas nie odzywało się. W pewnym momencie straciłam poczucie czasu. Pogrążyłam się w rozmyślaniach. Spotkanie Elizy było dość niezwykłym przeżyciem. Na pewno niespodziewanym i zaskakującym. Jej zdolność musiała działać na innej zasadzie niż umiejętność Alice. Wizje mojej przyjaciółki pojawiały się pod wpływem podejmowanych decyzji, a na przeprowadzkę zdecydowaliśmy się dopiero miesiąc temu. Słuchając Elizy można było odnieść wrażenie, że o naszym przybyciu wiedziała od dawna. Ponadto, na ucieczkę z laboratorium zdecydowała się dopiero po zobaczeniu wizji. Zagadkowa sprawa. Poza tym, czy jej umiejętności wynikały tylko z tego, że korzystała w pełni z możliwości swojego mózgu? Przeciętny człowiek używał tylko około dziesięciu procent tego narządu. Może nasze umiejętności i wyostrzone zmysły wynikały z tego samego powodu? Zastanawiałam się czym spowodowane było nasze spotkanie. Czemu Eliza widziała je w wizji?
Było tak wiele pytań, a żadnych odpowiedzi. Zaczynałam być sfrustrowana całą tą sytuacją. Przekręciłam się na bok i spojrzałam na Edwarda, który wyglądał na dość spokojnego. Gdy poczuł na sobie mój wzrok przewrócił się na bok i pogłaskał delikatnie po twarzy.
- Sądzę, że nie mamy się czego obawiać. Wyglądała na dość szczerą. Poza tym, jej myśli także były bez zarzutu.
Spoglądałam na niego przez chwilę zanim odpowiedziałam.
- Nie boję się jej. – powiedziałam powoli. – Zastanawia mnie raczej, czemu widziała nasze spotkanie w wizji?
- Hm… wydaje mi się, że sama chciałaby znać odpowiedź na to pytanie. – zamyślił się na chwilę, po czy dodał:
– Zastanawiam się, czemu Alice jeszcze nie dzwoni. Czyżby znowu miała jakieś problemy z wizjami?
- Może…
Westchnęłam głośno.
- Jutro już będziemy w domu, nie martw się. – pogłaskał mnie po plecach.
Przysunęłam się do niego bliżej.
Ujął dłonią mój podbródek i pocałował mnie, najpierw delikatnie, a potem bardziej zdecydowanie. Wszystkie moje obawy nagle rozpłynęły się w gęstniejącym powietrzu, gdzieś pomiędzy naszymi złączonymi ustami a jego dłońmi błądzącymi po moim ciele.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kataszka
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Nie 10:31, 08 Mar 2009 Powrót do góry

Bardzo ciekawy ff Wink Zastanawia mnie kim jest Eliza,
chętnie przeczytam kolejne części Wink
Oryginalny pomysł z wojną i opustoszałym Forks,
to coś odmiennego :)
Pozdrawiam,


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bellafryga
Wilkołak



Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 14:32, 08 Mar 2009 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba. Ciekawa wizja przyszłości świata połączona z przyszłością Cullenów. Coś innego - i za to duży plus, bo jak przeczytam jeszcze jeden ff o miłości E&B, pod różnymi postaciami, to chyba oszaleję :)
Możnaby znaleźć kilak błędów, ale nie rzucają się w oczy, więc nie przeszkadza to bardzo.
I mam prośbę: mogłabyś w temacie pisać, która częśc jest najnowsza, albo datę aktualizacji? Przy tym zatrzęsieniu z ff nigdy nie wiem, co już przeczytałam i gdzie pojawia się nowy odcinek:)
Życzę dużo ciekawych pomysłów :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moonynight
Wilkołak



Dołączył: 26 Gru 2008
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: okolice Torunia

PostWysłany: Nie 15:06, 08 Mar 2009 Powrót do góry

Zaintrygowałaś mnie, nawet bardzo. Ta Eliza i zamieszkanie na wyspie Esme tworzą taką ciekawą całość. Gratuluję pomysłu- nikt jeszcze nie wpadł na coś o takiej tematyce.
Proszę o to co Bellafryga- o datę aktualizacji.
Życzę Ci weny i abyś pisała w takim fajnym stylu już zawsze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez moonynight dnia Nie 15:08, 08 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
NaNo__lAdy_bY_...
Człowiek



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 15:50, 08 Mar 2009 Powrót do góry

Ymmm .. broń niszcząca Vampirki ?
niedoczekanie ..
coś mi sie zdaje że wątek Elizy będzie jeszcze pociągnięty przez najbliższy czas ..
czyżby Renesme miała by być zazdrosna .. ?
Yyyy. nie wiem ..
ale nie moge doczekać sie kolejnego rozdziału !!
PISZ! pisz1 PISZ!
Veny zycze !..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pon 18:45, 09 Mar 2009 Powrót do góry

NO, cóż. Nigdy nie myślałam, zę ktoś może wpaść na pomysł dziwnej fikcyjnej postaci, która w opowiadaniu o Cullenach umie przepowiadac przyszłość. NO czy ma jej przebłyski. Ciekawy pomysł. ALe czy będziesz ciągnąć ten wątek z Elizą. Jeżeli tak to możę okazać się baaaaaaardzo ciekawe. ALe nie bierz niczego pod publiczkę.
Pozdro i życzę wieny...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 22:24, 09 Mar 2009 Powrót do góry

Proszę bardzo kolejny rozdział :) Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. I z niecierpliwością czekam na komentarze;]

Betowała Lullaby :*

Rozdział Czwarty

Wyznania.

- Alice nie będzie zadowolona. – westchnęłam, patrząc na strzępy swetra, który miałam wczoraj na sobie. Musiałam go za mocno szarpnąć. Choć szczerze mówiąc niezbyt pamiętam, jak się go pozbyłam. Trzymając w ręce resztki kaszmirowego materiału skierowałam podejrzliwe spojrzenie na Edwarda.
- To nie moja wina. – na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Hm…
Zaczęłam zbierać swoje rzeczy i składać je do walizki. Wykonywałam to w ludzkim tempie, jednak i tak nie zajęło mi to dużo czasu. Było jeszcze za wcześnie, żeby popłynąć na wyspę Esme. Edward rozłożył się wygodnie na łóżku i śledził moje ruchy. W pewnym momencie zatrzymałam się i posłałam mu zalotne spojrzenie. W przeciągu sekundy był już przy mnie i mocno mnie obejmował w talii.
- No i przeszkadzasz mi się pakować. – udałam obrażoną i obróciłam głowę.
Nagle poczułam jak jego uścisk się zwalnia, spojrzałam zdezorientowana.
- Przed drzwiami stoi Eliza. – powiedział z poważną miną. – Chciałaby z tobą porozmawiać. - zmarszczył brwi.
- Coś się stało? – zapytałam patrząc na niego badawczo. Wydawało mi się, że unika mojego spojrzenia. Kiwnął tylko przecząco głową i podszedł do okna.
Po chwili usłyszałam pukanie. Szybko podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Na korytarzu stała Eliza. Była ubrana w zwiewną, białą sukienkę, a rozpuszczone włosy swobodnie opadały jej na ramiona. Tylko jej czerwone oczy kontrastowały z anielskim wyglądem.
- Dzień dobry! – powitała mnie radośnie.
- Cześć. – uśmiechnęłam się do niej łagodnie.
- Mogłabyś się ze mną przespacerować? – zapytała nieśmiało.
Zdziwiła mnie swoją prośbą, ale byłam zbyt ciekawa jej osoby żeby odmówić.
- Tak, oczywiście, poczekaj chwilę, tylko się przebiorę.
Zamknęłam drzwi i szybko podeszłam do walizki, wzięłam pierwsze lepsze rzeczy i je ubrałam. Edward stał nieruchomo przy oknie. Chciałam już wyjść, gdy złapał mnie za rękę. Odwróciłam się niechętnie.
- Nie idź z nią. – powiedział błagalnym tonem.
Byłam lekko zbita z tropu.
- Czemu? – spojrzałam na niego badawczo. – Co się stało?
Opuścił wzrok.
- Nic. I nic się nie stanie. – mocno zaakcentował ostatnie słowa.
Patrzyłam na niego zaskoczona.
- Więc o co chodzi? – westchnęłam zrezygnowana.
Edward wyglądał jakby walczył z sobą.
- Proszę nie idź z nią. – posłał mi proszące spojrzenie.
Byłam bardzo zdezorientowana, ale z drugiej strony ciekawa.
- Podaj mi przynajmniej jeden argument przemawiający za tym, że nie powinnam pójść z Elizą.
Wyglądał teraz na bardzo zmieszanego.
W końcu puścił moją rękę. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Kierowana ciekawością otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Eliza uśmiechnęła się szeroko, gdy mnie zobaczyła. Szybko podążyła korytarzem i po chwili byłyśmy już na dworze.
- Nie chciałam żeby Edward nas usłyszał. - wyznała po chwili. Uśmiechnęłam się w duchu. Biedna Eliza, nawet nie zdawała sobie sprawy, że mój mąż i tak już wiedział wszystko, co chciała mi powiedzieć.
- Bo widzisz, wczoraj miałam kolejną wizję. – kontynuowała.
Popatrzyłam na nią. Moja ciekawość przekroczyła już wszystkie granice. Rzuciła mi zmieszane spojrzenie.
- Dużo o tym myślałam, ale stwierdziłam, że powinnaś wiedzieć.
- Słucham Elizo? Co zobaczyłaś?
- Widziałam… – zawahała się. - że ktoś porywa Edwarda. – Zatrzymałam się nagle. Dziewczyna przestraszona moją reakcją zaczęła szybko mówić. – Ja wiem, że to tylko wizja, ale dotychczas się sprawdzały… Nie sądzę, żeby dało się zapobiec tej sytuacji. Ale będziesz mogła go uratować. – dodała z mocą. – będziesz musiała skorzystać z pomocy osób, które uważałaś za wrogów.
Lawina uczuć, która na mnie spłynęła w tym momencie, była wręcz przytłaczająca. Najpierw poczułam niedowierzanie, jednak szybko przerodziło się ono w lęk. Zacisnęłam mocno dłonie. Gdyby moja skóra nie była taka twarda, zapewne przebiłabym ją paznokciami. Strach napłynął ostatni, poczułam pustkę ogarniającą moje myśli. Edward porwany? W mojej głowie pojawił się ten przerażający obraz. Ktoś zabiera go daleko ode mnie. Nigdy nie rozstawaliśmy się na dłużej niż kilka dni, a i tak były one nie do zniesienia. Poczułam ogarniającą mnie panikę. To było niemożliwe. Nieprawdopodobne. Ostatnia napłynęła fala odrętwienia. Spojrzałam na Elizę. Powoli wciągnęłam powietrze do ust.
- Co dokładnie widziałaś? – z mojego gardła wydobył się drżący głos.
Dziewczyna spojrzała na mnie zmartwiona:
- Żadnych szczegółów. Widziałam jakąś polanę. – zamilkła na chwilę, po czym dodała: - to musiało być w lesie. Znajdowałaś się pod jakąś świecącą kopułą, za tobą chyba ktoś stał, a Edwarda odjeżdżał ciężarówką z ludźmi w czarnych kombinezonach.
Zamyśliłam się. Wizja Elizy była dość niesamowita, sam fakt, że stałam pod świecącą kopułą odbierał jej wiarygodność. Skrzywiłam się lekko. Bardzo chciałam nie wierzyć jej, nie mogłam się jednak pozbyć palącego uczucia strachu. W końcu otrząsnęłam się i spojrzałam na Elizę.
- Dziękuję, że mnie ostrzegłaś. – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Eliza rozpromieniła się. Mimo przerażenia, jakie wywarła na mnie wypowiedź dziewczyny, widząc ją w tak dobrym humorze poczułam przemożną chęć zadania pytania, które chodziło mi po głowie od kilku godzin:
- Powiedziałaś wczoraj, że zostałaś stworzona w laboratorium. Nie wiesz zatem kim są twoi rodzice?
Dziewczyna zacisnęła usta:
- Nie sądzę – zaczęła niepewnie – że miałam rodziców. Powstałam w całkowicie naukowy sposób. Poza tym, moim rodzicami są teraz państwo Santos. Dobrze się mną opiekują i kochają jakbym była ich prawdziwą córką.
- A jak uciekłaś z laboratorium? Mówiłaś, że miałaś wtedy 6 lat…
- Już wtedy byłam bardziej inteligentna od wielu ludzi pracujących tam. – stwierdziła bez cienia zarozumiałości. – Poza tym, byłam szybsza. Raz w tygodniu były dostawy. Zawsze trzymali mnie zamkniętą w strzeżonym pokoju, ale tego dnia skaleczyłam się w rękę, a gdy ktoś chciał wejść mnie opatrzyć- wymknęłam się. Zanim zdążyli zareagować w jakikolwiek sposób, uciekłam już z budynku. Bardzo długo biegłam, aż w końcu trafiłam do małej wioski. Stamtąd przedostałam się do Panamy. Tam prawie udało im się mnie złapać, ale pomogli mi… przyjaciele. – uśmiechnęła się lekko. – Potem przenieśli mnie do Rio i w końcu zamieszkałam z państwem Santos.
- Pomogli ci przyjaciele?
- Tak. Jak zapewne wiesz, rządy wszystkich państw ścigają ludzi genetycznie ulepszanych i klony. Oni… zjednoczyli się. Ukrywają się razem, żyją prawie jak normalni ludzie. – uśmiechnęła się cierpko. – Usłyszeli o mojej ucieczce z laboratorium i zdecydowali się mi pomóc. Ich przywódca, Joachim, proponował, żebym z nimi została. Tam byłabym bezpieczna, ale wiedziałam, że nie mogę. Musiałam zamieszkać tutaj i się z wami spotkać. – popatrzyła z sympatią w moją stronę.
Wyglądała na taką bezbronną, aż trudno było uwierzyć, że stać ją na podejmowanie takich poważnych decyzji. Miała tylko kilkanaście lat… Naprawdę była niesamowitą osobą.
- Zastanawiam się często, czemu normalni ludzie tak nas nienawidzą. – Na jej idealnej twarzy pojawiło się niezadowolenie. – Przecież nie stanowimy zagrożenia, sądzę, że z natury jesteśmy bardziej pokojowi niż oni… Czasem mam wrażenie, że się nas boją, że skoro jesteśmy doskonalsi to zabierzemy im pieniądze i władzę. – skrzywiła się. - Jedyne, czego pragnę z ich strony, to odrobina akceptacji…
Westchnęła wyraźnie zasmucona.
- Gdyby ludzie wiedzieli o naszym istnieniu, też nie mielibyśmy łatwo. – starałam się ją pocieszyć.
Popatrzyła na mnie z ciekawością.
- I naprawdę pijecie krew? – zapytała.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Tak, ale tylko zwierząt. Nie masz się czego bać.
- I możecie przebywać na słońcu? – zdawało mi się, że wreszcie zadaje pytania, na które chciała znać odpowiedź już wczoraj gdy nas spotkała.
- Tak. – mój uśmiech był jeszcze szerszy. – Legendy bardzo mijają się z prawdą.
Szłyśmy równym krokiem, ale co chwilę patrzyła na mnie z ciekawością.
- Chyba powinnam już wracać. – powiedziałam cicho.
Eliza tylko pokiwała głową. Po chwili zawróciłyśmy.
- Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie? – zapytała po chwili milczenia.
- Słucham?
- Od jak dawna już jesteś wampirem?
Uśmiechnęłam się lekko:
- Od jakiegoś czasu.
Spojrzała na mnie nie kryjąc ciekawości.
- A dokładnie?
- Zmieniłam się na początku XXI wieku.
- O… – zdołała tylko powiedzieć. Wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami.
- A masz jakieś szczególne umiejętności? – zapytała patrząc przed siebie.
- Dysponuję pewnego rodzaju tarczą. – powiedziałam powoli. Stwierdziłam, że za szczerość, którą mi okazała, należą się jej odpowiedzi na niektóre pytania. – Chroni mnie ona przed psychiczną interwencją z zewnątrz. Mogę ją też rozprzestrzeniać na inne osoby, które znajdują się w pobliżu.
Zdawało mi się, że Eliza nad czymś intensywnie myśli.
- Każdy wampir ma takie zdolności? – zapytała.
- Hm… rodzaj umiejętności jest prawdopodobnie związany z cechami, które posiada się jeszcze jako człowiek. Edward na przykład miał bardzo dobrze rozwiniętą intuicję, a teraz czyta w myślach. – uśmiechnęłam się.
Dziewczyna wyglądała na lekko przerażoną:
- Czyta w myślach?
- Tak. Alice, moja siostra, widzi przyszłość, ale tylko na podstawie decyzji podejmowanych przez ludzi. Gdy ktoś zmieni zdanie- zmienia się i wizja.
- Hm… Czyli ludzkie zdolności zostają po prostu pogłębione?
- Tak, wydaje mi się, że to tak działa.
Rozmawiałyśmy idąc wzdłuż portu. Nawet nie zauważyłam, że już prawie jesteśmy przy hotelu. W oddali dostrzegłam Edwarda, stał przed budynkiem i z niezadowoleniem na twarzy patrzył w moją stronę. Gdy podeszłyśmy bliżej spostrzegłam, że zniósł już wszystkie bagaże.
- Możemy już wyruszać. – powiedział mój mąż, gdy znalazłyśmy się obok niego.
Odwróciłam się w stronę Elizy. Pogrążona była w swoich myślach, jedynak gdy tylko skierowałam na nią swoje spojrzenie uśmiechnęła się radośnie.
- Cieszę się, ze was poznałam. – Podała rękę Edwardowi, po czym pocałowała mnie w policzek. – Sądzę, że niedługo się jeszcze spotkamy. – dodała, gdy odchodziliśmy w kierunku łodzi. Zgrabnie weszłam na pokład jachtu, po czym odwróciłam się by jeszcze raz spojrzeć na Elizę. Odpływając czułam żal, że nie mam okazji jej lepiej poznać. Może miała rację i wkrótce znowu przyjdzie mi ją zobaczyć?
Edward wszedł do kokpitu zapewne po to, aby zaprogramować kierunek naszej drogi. To było na pewno duże ułatwienie w żegludze. Inteligentny system prowadzenia omijał wszystkie niebezpieczeństwa, a ponadto nie trzeba było poświęcać mu dużo uwagi.
Siedziałam na przedzie jachtu i przyglądałam się falom, które delikatnie obijały się o łódkę. Po chwili usłyszałam jak zbliża się do mnie Edward. Odwróciłam się gwałtownie i rzuciłam mu zdenerwowane spojrzenie:
- Możesz mi wytłumaczyć dlaczego nie chciałeś, abym usłyszała o wizji Elizy?
Na pewno spodziewał się mojego pytania, gdyż zachował kamienny wyraz twarzy. Odpowiedział bezbarwnym głosem:
- Teraz będziesz się niepotrzebnie martwić. A poza tym, nawet nie wiemy czy jej wizje się sprawdzają. Jak zapewne wczoraj słyszałaś, podejmowała swoje decyzje w oparciu o to, co widziała, więc raczej nie ma się czym martwić.
Wzruszył ramionami. Poczułam jak wzbiera we mnie złość.
- A co jeśli jednak ma rację? Nie sądzisz, że powinniśmy coś zrobić?
Przez jego twarz przemknął cień zaniepokojenia.
- Możemy powiedzieć Alice, żeby baczniej obserwowała naszą przyszłość. Po chwili rzucił mi rozdrażnione spojrzenie i dodał:
– Powiemy tylko jej. Nie chcę, żeby wszyscy się zamartwiali, gdy nawet nie ma czym.
Roześmiałam się gorzko.
- Oczywiście, najwyżej możesz zostać porwany przez ludzi, którzy Bóg wie co ci zrobią.
Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech:
- Boga bym raczej w to nie mieszał.
Zmarszczyłam brwi.
- Wiesz, co miałam na myśli. Martwię się o ciebie.
Powoli podszedł i usiadł koło mnie na ławce.
- Dlatego właśnie nie chciałem, żebyś rozmawiała z Elizą. – popatrzył mi łagodnie w oczy. – Obiecuję ci, że nic mi się nie stanie. Nie mógłbym być z dala od ciebie. Moje życie ma sens tylko z tobą.
Uśmiechnął się lekko, uścisnęłam jego rękę.
- Kocham cię. – powiedziałam tylko w odpowiedzi i oparłam się o jego ramię.
Słońce przebłyskiwało zza chmur rzucając samotne promienie na nasze złączone dłonie, które się łagodnie mieniły się wszystkimi kolorami tęczy.
- Obiecaj mi, że nie powiesz nikomu. – poprosił mnie Edward.
Długo milczałam. Miałam wielką ochotę powiedzieć całej mojej rodzinie o wizji Elizy, aby jej jakoś zapobiec, zrobić cokolwiek aby sprawić, że Edward będzie bezpieczniejszy.
- Czemu nie chcesz im powiedzieć? – odezwałam się w końcu.
Westchnął, a gdy odpowiedział, w jego głosie można było usłyszeń nutę zniecierpliwienia.
- Powtarzam ci jeszcze raz, że nawet nie wiemy, czy te wizje się sprawdzają. A nawet gdybyśmy im powiedzieli, to i tak nic by nie mogli zrobić. Jedynie Alice może pomóc nam w tej kwestii. – Widząc, że nie do końca przekonała mnie jego argumentacja, dodał: – Co chcesz powiedzieć Esme albo Renesmee? Wiesz jak one będą się martwić… Proszę cię, Bello. – użył swojego najbardziej przekonującego tonu, i popatrzył mi w oczy. Nie lubiłam, gdy to robił. Pod wpływem tego spojrzenia moja asertywność malała w zastraszającym tempie.
- Niech ci będzie. – odrzekłam powoli. – Ale powiedz Alice zaraz po przyjeździe!
W odpowiedzi tylko się uśmiechnął i kiwnął głową.
Patrząc na niego zdałam sobie sprawę, jakie puste byłoby moje życie, gdyby go w nim nie było. Nie mogłabym go stracić. Nigdy.
W oddali zaczął pojawiać się brzeg wyspy. Z każdą sekundą zarysy stawały się coraz wyraźniejsze. Na plaży były cztery osoby, które mieniły się w świetle w bardzo osobliwy sposób. Po wysileniu wzroku zobaczyłam jeszcze dwie postacie. Uścisnęłam dłoń Edwarda. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że moje życie jest zbyt szczęśliwe, jakbym dotychczas żyła w bajce. Jednak najgorsze było przeświadczenie, że mogłabym się z niej wkrótce obudzić.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 16:12, 10 Mar 2009 Powrót do góry

Edward zostanie porwany???? Przez kogo (jeżeli wogóle zostanie porwany)???? I co się stanie???? Czy Alice widziała Elize w swoich wizjach????
Świetny nowy rozdział. Widziałam to wszytsko jak film. Świetnie piszesz.
Pozdro i życzę weny...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 13:59, 15 Mar 2009 Powrót do góry

Cytat:
Świetny nowy rozdział. Widziałam to wszytsko jak film. Świetnie piszesz.


Dziękuję bardzo, czuję się wreszcie trochę dowartościowana ^^

Proszę bardzo kolejny rozdział, mam nadzieję, że się spodba, betowała Lullaby :*

Rozdział 5

Sielanka.

Rozejrzałam się, nieco już uspokojona, po sypialni, do której właśnie wprowadziła mnie Alice. Brunetka uśmiechała się od ucha do ucha. Wydawało mi się, że już w swojej wizji widziała moje zadowolenie z powodu jej wyboru. Pokój był urządzony bez zbytniej przesady, w jasnych kolorach. Idealnie wpasowywał się w mój gust. Alice patrzyła na mnie z wyczekiwaniem.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Przecież wiedziałaś, że będzie mi się podobał.
Jej uśmiech zwiększył się dwukrotnie, szybko podskoczyła w moim kierunku i pociągnęła za rękę.
- To dopiero początek. – przeprowadziła mnie przez cały pokój i stanęła przed niewinnie wyglądającymi drzwiami. – Tutaj jest garderoba. – powiedziała zadowolona z siebie. Czasem miałam wrażenie, że ubieranie mnie uważała za swój święty obowiązek. Lekko drżącą ręką przekręciłam klamkę.
Odetchnęłam z ulgą - i tutaj udało się Alice zachować jakieś granice rozsądku.
- Dziękuję ci bardzo. – pocałowałam ją w policzek.
- Co prawda myślałam o sprawieniu ci większej, ale wiedziałam, że będziesz narzekać.
Założyła ręce na piersi i oparła się o ścianę, podczas gdy ja przeglądałam ubrania, które mi sprawiła. Większość z nich bardzo mi pasowała, było tam dużo luźnych koszulek i jeansów. Poza kilkoma nieco ekscentrycznymi sukienkami z jedwabiu i koronki, byłam naprawdę zadowolona z zawartości mojej szafy.
- Dziękuję ci jeszcze raz. – posłałam jej łagodny uśmiech wychodząc z garderoby.
W odpowiedzi tylko machnęła ręką. W tym momencie do pokoju wszedł Edward, zamknął za sobą drzwi poczym odwrócił się do Alice. Na twarzy mojej siostry pojawiło się zdziwienie zmieszane z lekkim przerażeniem.
- Nie ma pewności, czy ta wizja się sprawdzi. – odpowiedział szeptem Edward na pytanie zadane zapewne przez Alice w myślach. Bardzo nie lubiłam gdy ze sobą tak rozmawiali. Alice widziała w wizjach, co Edward chciał jej powiedzieć, a on odczytywał w myślach pytania które mu zadawała. Skupiałam się na chwilę i otoczyłam Alice moją tarczą. Oboje popatrzyli na mnie zaskoczeni.
- Też tutaj jestem i wolę wiedzieć o czym rozmawiacie. – powiedziałam lekko zirytowana.
Oboje uśmiechnęli się lekko.
- Będę zwracać szczególną uwagę na to, co będzie się działo. – powiedziała cichutko Alice. – Na razie nie widzę jednak żadnego niebezpieczeństwa. Nie martw się na zapas. – dodała łagodnym głosem.
- Jeszcze jedno, Alice. – zaczął Edward – Nie chcemy, żeby ktoś inny wiedział o tej wizji. Nawet Jasper.
Dziewczyna zrobiła niezadowoloną minę, po czym wyszła z pokoju.
- Jesteś już spokojniejsza? – zapytał Edward.
- Nie. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Na jego twarzy pojawiło się niezadowolenie pomieszane z rezygnacją. Podeszłam do niego bliżej.
- Wydaje mi się, że w związku z niebezpieczeństwem nie powinnam odstępować cię ani na krok. Na wszelki wypadek, oczywiście.
Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Mnie to pasuje. – powiedział, po czym przyciągnął mnie do siebie.
W tym momencie ktoś załomotał do drzwi i po chwili usłyszeliśmy głos Emmeta.
- Wyłaźcie gołąbki, idziemy popływać!
Edward westchnął i cicho powiedział.
- A myślałem, że będziemy mieli przynajmniej trochę prywatności. Ale o czym my mówimy skoro mieszka tu Emmett.
- Słyszałem! – po domu potoczył się jego głos.
Zachichotałam, złapałam Edwarda za rękę i pociągnęłam w stronę korytarza. Dom, w którym teraz mieszkaliśmy, był bardzo duży. Każdy lokator miał swoją sypialnię oraz łazienkę. Ponadto na parterze znajdował się wielki salon i kuchnia. Wszystko urządzone było z dobrym smakiem. Gdy zeszliśmy na dół, w salonie stały już Rosalie i Nessie. Po chwili dołączyła do nas reszta rodziny. Dom znajdował się praktycznie przy samej plaży. Wystarczyło tylko wyjść drzwiami kuchennymi i przejść zaledwie parę metrów, aby zanurzyć stopy w ciepłym oceanie. Gdy tylko poczułam piasek pod stopami, momentalnie się rozluźniłam. Rozejrzałam się dookoła. Gdyby tylko ktoś mógł nas zobaczyć, na pewno byłby bardzo zdziwiony. Na słonecznej plaży osiem osób mieniło się wszystkimi kolorami tęczy. Widok ten wręcz zapierał dech w piersiach. Spojrzałam na Edwarda. Uśmiechał się do mnie szeroko, po chwili jego mina trochę spoważniała i skierował wzrok na Renesmee. Popatrzyłam na nią, uśmiechała się do nas, delikatnie iskrząc się w słońcu. Nagle znikąd koło niej pojawił się Jacob, złapał ją w talii i pognał w stronę oceanu. Gdy tylko woda dotknęła jej skóry zaczęła piszczeć i śmiać się. Uśmiechnęłam się szeroko. Nagle poczułam jak palce Edwarda zaciskają się wokół moich nadgarstków. Obróciłam się i rzuciłam mu rozbawione spojrzenie:
- Raczej marne szanse, że ci się uda.
Wyrwałam się z jego uścisku i zaczęłam biec szybko po plaży, nie minęła jednak nawet chwila, gdy czyjeś ręce owinęły się wokół moich ud. Poczułam jak tracę równowagę i wylądowałam na piasku śmiejąc się głośno. Okręciłam się dookoła i ujrzałam szeroki uśmiech Edwarda.
- Jednak mi się udało. – powiedział, widocznie zadowolony z siebie.
Roześmiałam się głośno. Rozejrzałam się po plaży. Jasper i Alice spacerowali wzdłuż brzegu trzymając się za ręce i patrząc sobie głęboko w oczy. Esme i Carlisle siedzieli pod parasolem i spoglądali na resztę rodziny z dobrotliwymi uśmiechami na twarzy. Emmett stał do kolan w wodzie i kręcił się wokół siebie trzymając roześmianą Rosalie w ramionach. Renesmee i Jacob pływali nieopodal, co chwilę nurkując. Poczułam jak ogarnia mnie wewnętrzny spokój. Nic złego nie mogło się teraz stać. Nagle wszystkie moje lęki rozpłynęły się gdzieś w powietrzu, a wizja Elizy wydawała się być tylko nierealnym snem, którym po przebudzeniu odchodzi w niepamięć.
- Co powiecie na małe wyścigi? – zapytał Emmett patrząc to na Jaspera, to na Edwarda.
Na twarzy mojego męża pojawił się szeroki uśmiech. Po chwili wstał i podał mi rękę. Podniosłam się leniwie. Po paru sekundach byliśmy przy brzegu, gdzie stali już Jasper i Emmett w samych kąpielówkach. Po chwili dołączył do nich Edward. Nawet nie zauważyłam, kiedy zdążył się przebrać. Zmrużyłam lekko oczy. Nie mogłam narzekać teraz na brak walorów estetycznych.
- To co, mała rundka dookoła wyspy? – zaproponował Emmett.
- Nie macie szans. – wyszczerzył się Edward.
Jasper popatrzył na Alice, która tylko uśmiechała się tajemniczo.
- Ja też się ścigam. – powiedział Jake kładąc Renesmee delikatnie na piasku.
Emmett i Edward popatrzyli na niego powątpiewająco. Jasper z zaciekawieniem jakby oceniał przeciwnika.
- Na mój znak. - rozległ się śpiewny głos Rosalie. – Trzy, dwa, jeden, start!
Cała czwórka wskoczyła do wody, szybko się zanurzyli i zaczęli płynąć obok siebie. Po chwili Jasper wysunął się na prowadzenie, ale po paru sekundach wyrównał się z nim Edward. Jacob znajdował się na samym końcu. Nie było nam już dane zobaczyć więcej, gdyż po chwili zniknęli za zakrętem. Odwróciłam głowę w druga stronę starając się cokolwiek dojrzeć.
- Kto wygra, Alice? – zapytała zniecierpliwiona Rose. – Emmett, prawda?
Brunetka uśmiechnęła się szerzej, a po chwili zaczęła głośno chichotać. Zaintrygowała mnie.
- Alice?
Ona tylko kiwnęła ręką i odeszła parę kroków, cały czas uśmiechała się od ucha do ucha.
- Patrzcie! – zawołała po chwili Nessie. – Czy to…?
Nie zdążyła dokończyć, ale ja już wiedziałam. Uśmiechnęłam się szeroko już rozumiałam reakcję Alice.
Na samym przedzie płynął Jacob. Parę metrów za nim był Jasper. A dopiero po kilku sekundach pojawili się Edward z Emmettem. Chwilę później na plażę wbiegł zadyszany Jake uśmiechając się radośnie. Mimo swojej szybkości rzadko udawało mu się pokonać w jakiejkolwiek konkurencji którekolwiek z nas. Jeszcze rzadziej gdy był w ludzkiej postaci. Teraz tulił Nessie, która bezceremonialnie rzuciła mu się na szyję. Po chwili na plaży pojawił się Jasper. A dopiero pół minuty później wynurzyli się Emmett i Edward. Oboje patrzyli na siebie krzywo. Wyglądali jak dzieci z przedszkola, którym ktoś zabrał kredki.
Nie udało mi się dłużej tłumić śmiechu. Popatrzyli na mnie zdenerwowani.
- Więc… co się stało? – zapytałam próbując się opanować.
- To wszystko przez niego! – zawołał Emmett, kierując oskarżycielsko palec w kierunku Edwarda.
- Moja? To nie mi zachciało się płynąć na skróty!
- Emmett chciał przepłynąć przez wrak, który zagradzał drogę. – zaczął wyjaśniać Jasper.
- Ale gdy tylko o tym pomyślał, chciałem zagrodzić mu drogę. – powiedział Edward z urazą w głosie.
- I gdybyś się nie wtrącił, wszystko byłoby dobrze. – krzyknął rozwścieczony Emmett.
- I Edward popłynął w tamtym kierunku – kontynuował Jasper. – ale Emmett chyba nie zdążył wyhamować. I oboje wpadli na statek. Chciałem sprawdzić, czy się nie pozabijali. – dodał po chwili, chcąc widocznie wytłumaczyć, dlaczego też dopłynął z opóźnieniem.
Roześmiałam się jeszcze głośniej. Rose też wydawała się być rozbawiona.
- Marni z was przeciwnicy. – powiedział Jacob lekkim tonem.
W tym samym momencie Edward i Emmett warknęli w jego kierunku.
Nessie zachichotała tylko.
- No cóż, macie już trochę lat za sobą. – powiedziała moja córką z ironią w głosie. Widać było, że się świetnie bawi.
- Nessie. – powiedział ostrzegawczo Edward.
- Jutro. Rewanż. – rzucił Emmett po czym zaczął kierować się w stronę domu. Rosalie pokręciła rozbawiona głową i poszła za nim.
- Chodźmy się przejść. Mój ty zwycięzco. – powiedziała Renesmee w stronę Jacoba i złapała go ze rękę. Złość Edwarda i Emmetta bardzo ją bawiła.
Jasper klepnął Edwarda po ramieniu i po chwili mój mąż wyraźnie się uspokoił.
- Gdybyś nie popłynął za Emmettem, wygrałbyś. – rzuciła lekkim tonem Alice i zniknęła gdzieś pomiędzy falami.
Edward prychnął, odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
- Mały, denerwujący chochlik. – powiedział pod nosem.
Uśmiechnęłam się szeroko, po czym podbiegłam w jego kierunku.
- Będziesz się boczył? – zapytałam rozbawionym głosem.
- Nie. – rzucił tylko w odpowiedzi.
Roześmiałam głośno. Szybko odwrócił się w moim kierunku.
- Śmiejesz się ze mnie? – zmrużył niebezpiecznie oczy.
- Ja? Skądże znowu. – uśmiechałam się od ucha do ucha.
Złapał mnie delikatnie za nadgarstek.
- Bo jeśli się śmiejesz to należy Ci się kara. – rzucił mi szeroki uśmiech.
- O nie! Karz sobie Emmetta, a nie mnie – Próbowałam mu się wyrwać, ale tylko wzmocnił swój uścisk.
- Przegięłaś kochanie. – wyszeptał mi do ucha po czym przycisnął mnie mocno do siebie i szybko wciągnął do wody. Po chwili byłam już cała morka.
- No pięknie i wyglądam jak zmokła kura. – rzuciłam mu rozdrażnione spojrzenie.
- Zawsze wyglądasz zniewalająco. – powiedział, nie wypuszczając mnie z objęć.
- Taa… - powiedziałam powątpiewająco.
Stanęłam po chwili na palcach i cały swój ciężar przeniosłam na ramiona. Edward się tego nie spodziewał, stracił równowagę i oboje wylądowaliśmy znowu w wodzie. Gdy tylko się wynurzyliśmy roześmiałam się głośno. Po chwili wynurzył się obok mnie i przytulił do siebie mocno.
- Mały diabełek. – powiedział. Uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go w usta. Po chwili się oderwałam od niego i popędziłam w kierunku domu:
- Kto pierwszy w sypialni! – rzuciłam przez ramię.
Nie minęło parę sekund, a Edward mnie wyprzedził. Wbiegłam za nim do domu zostawiając wielkie, mokre plamy. Wdrapałam się po schodach. Edward stał w pokoju i trzymał otwarte drzwi.
- Wygrałem. – posłał mi łobuzerski uśmiech.
Wzruszyłam ramionami i skierowałam się do łazienki.
- Należy mi się chyba jakaś nagroda – zaczął powoli idąc za mną.
- A czego chcesz? - rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie.
- Może wybiorę ci ubranie, które będziesz nosiła wieczorem? – oczy mu zabłysły.
Zastanowiłam się chwilę:
- Dobrze. – westchnęłam w końcu.
Zniknął, ale po chwili wrócił z podejrzanie wyglądającą rzeczą w ręku. Wzięłam ubranie i zamknęłam drzwi łazienki. Okazało się, że Edward wybrał zwiewną kremową sukienkę. Miała dość duży dekolt i sięgała kolan. Całkiem ładna, ale z własnej woli raczej bym jej nie założyła. Wytarłam mokre włosy i spięłam je w luźny kok. Wyszłam z łazienki. Edward siedział na krześle, zdążył się już przebrać w suche rzeczy. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głowy.
- Wyglądasz idealnie. – posłał mi łobuzerski uśmiech.
- Chodźmy do salonu. – zaproponowałam, łapiąc jego dłoń.
Kiwnął głową i wyszliśmy z pokoju. W salonie siedzieli Jasper, Alice oraz Esme z Carlislem. Edward usiadł na fotelu, a ja po chwili wsunęłam mu się delikatnie na kolana.
- Spotkaliśmy dość ciekawą osobę w czasie podróży. – zaczął mówić mój mąż. Pokrótce streścił rodzinie nasze spotkanie z Elizą omijając jedynie wizję dotyczą jego porwania.
Carlisle i Jasper wyglądali na wyraźnie poruszonych.
- I mówiła, że czekała na spotkanie z wami? – zapytał w końcu Jasper. Reszta domowników zeszła się już jakiś czas temu i wszyscy przysłuchiwali się naszej opowieści.
- Tak. – powiedziałam powoli. – Mówiła, że widziała to w swojej wizji.
- Ale u niej działa to na innej zasadzie niż u Alice. – dokończył Edward. – Ona podejmuje decyzje na podstawie tego, co zobaczy.
- Ciekawe. – powiedział Carlisle z zadumą w głosie.
- Nie mamy prawa tego zrobić. – warknął Edward w stronę Jaspera. Spojrzałam na niego.
- Zastanawiałem się tylko, jakie byłby jej umiejętności, gdyby była wampirem. – wyjaśnił Jasper wzruszając ramionami. – Edward ma jednak rację, nie mamy prawa jej zmienić.
Alice ścisnęła usta w cienką kreskę.
- Widziałaś ją w swoich wizjach? – zapytałam, patrząc na moją siostrę. Była lekko zestresowana.
- Widziałam, jak byłaś z jakąś dziewczyną na spacerze. Czułam jednak, że ją lubisz i darzysz zaufaniem. Dlatego nie dzwoniłam. Myślałam, że była zwykłym człowiekiem. – wzruszyła ramionami.
- A jest silniejsza od zwykłych ludzi? – zapytał Emmett.
- Mówiła tylko, że jest szybsza, ale czy silniejsza- tego nie wiem… - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Musi być naprawdę ciekawą osobą. – zauważył Carlisle.
- Ale była taka mała, gdy uciekła z laboratorium… I jest zupełnie sama na świecie. - dodała Esme z troską w głosie.
Nagle spojrzałam na Alice. Siedziała nieruchomo i patrzyła przed siebie, ale zdawało się, że wcale nie widzi tego, co się przed nią znajduję. Jasper wbił w nią zatroskane spojrzenie. Czyżby miała kolejną wizje? Poruszyłam się zdenerwowana i spojrzałam zmartwiona na Edwarda. Poczułam, jak mój strach, który rano tak nagle zniknął, powrócił z podwojoną siłą. Jednak po chwili na twarzy Alice, a potem i na obliczu Edwarda pojawił się uśmiech.
- Wygląda na to, że będziemy mieć gości. – obwieściła moja siostra. – Tanya właśnie zdecydowała się nas odwiedzić.



Obiecuję, że nstępnym razem będzie więcej akcji ;]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Nie 14:57, 15 Mar 2009 Powrót do góry

NO, cóż. Typowe wakacje rodzinki ( pomijając wyścik wokół wyspy). Wszytsko fajnie. Ale czy Elize da się zamienic w wampira. CHyba nie, Nie wiem. Odpowiedz.
Pozdro i życze weny...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Juliet
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tam gdzie Ben, tam Juliet.

PostWysłany: Nie 15:00, 15 Mar 2009 Powrót do góry

Przeczytałam całośc i starasznie mi sie to spodobało.
Porwany Edward, jest czymś niespotykanym i jeszcze tajemnicza Eliza.
Mam niezwykły sentyment do wyspy Esme, wiadomo dlaczego :rool:
Mam tylko nadzieje, że nikt nie skrzywdzi Edwarda.
Aha, co się dzieje z Volutri ?
Veny ! Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
grenouillle
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: byydzia ;D

PostWysłany: Nie 18:22, 15 Mar 2009 Powrót do góry

Zaintrygował mnie czas, który minął i ta wojna... uch, to takie ... prawdziwe?
I fajnie, że wprowadzasz nowe postacie.

Weny i pomysłowości życzę! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin