FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Venom Steps [NZ] 16+ Rozdział 20 24.07 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Pisać dalej?

Tak, pisz, a co tam
93%
 93%  [ 169 ]
Łaaa, tylko nie to!!
2%
 2%  [ 4 ]
A rób co chcesz i tak nikt tego nie czyta
3%
 3%  [ 7 ]
Wszystkich Głosów : 180


Autor Wiadomość
whatever94
Nowonarodzony



Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ZG

PostWysłany: Wto 20:20, 26 Maj 2009 Powrót do góry

Jak tam!? Ty się jeszcze pytasz?! Wink
Zaskoczyłaś mnie całkowicie takim obrotem zdarzeń. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że może się coś takiego stać. Cieszę się, że twój ff nie jest przewidywalny. Czekam na następny rozdział i życzę weny! ;D

Pozdrawiam, W


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxpaolaxx
Wilkołak



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Rzeszów

PostWysłany: Wto 20:58, 26 Maj 2009 Powrót do góry

Nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji. Zaskoczyłaś mnie...Oczywiście pozytywnie :) Jestem tylko ciekawa co do daru Belli i jak będzie wyglądało jej pierwsze spotkanie z Cullenami :)
Weny^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marisa:*
Człowiek



Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:05, 26 Maj 2009 Powrót do góry

Opowiadanie genialne....:) nie tak wyobrażałam sobie ten rozdział, myślałam, ze Bella bedzie sobie tańczyć i sie smucić z powodu śmierci mamusi, a tu szok staje się wampirem.... Na dodatek wydaje mi się, że to Edzio oderwał tego wampira od niej, ale dlaczego zostawił ją na pastwę losu??? Ona teraz sama, biedna nie wie co się z nią dzieje... Obawiam się tego co zrobi jak zobaczy Martina, mam tylko nadzieję, że go nie ugryzie, poneiważ on ma teraz żonę i w ogóle. Noi neich ten Edzio się nia zaopiekuje, a nie sie czai po kątach :) Czekam na ciąg dalszy m.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
caroline200
Człowiek



Dołączył: 02 Sty 2009
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Opole Lubelskie / Lublin / Razem z Cullenami.;p / "Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc..."

PostWysłany: Śro 13:33, 27 Maj 2009 Powrót do góry

gash! Marti, a co on tam robi?!
cholera. Bella wampirem? a co z Edwardem, nie pomógł jej? powinnien być przy niej, wyjaśnić jej, kim się stała, jak powinna postępować.
zachował się nieodpowiedzialnie.
ale w końcu zabił tego gościa, co dziabnął Bells, no nie?
„To niebezpieczne”- to zdanie mi przypomina Edwarda z WA.;D

Ogólnie rozdział taki inny, dużo się w nim wydarzyło. Mogłaś więcej opisać tego, co działo się po śmierci Renee, ale i tak było dobrze. Fajnie, że ten chapik taki dłuuugi.

jestem ciekawa, jak chwilowe okoliczności potem powiążesz z prologiem. Czy Bella ma jakieś dodatkowe wampirze zdolności, że potrafi wyczuć niebezpieczeństwo? Że wyczuła, że coś złego dzieje się z Martinem, pobiegnie do Forks, do domu i zobaczy tam Charliego jako napastnika, a pod ścianą będą związani Martin i Edward? Już chcesz to zakończyć? Tylko tego nam nie rób! Nie przeżyję!

Wena,
Caroline.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
werciku16
Człowiek



Dołączył: 12 Lut 2009
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Polski

PostWysłany: Sob 16:43, 30 Maj 2009 Powrót do góry

Jaki obrót sprawy....! Mam nadzieję, że spotka gdzieś po drodze Edwarda. Ciekawa jestem jakby zareagowała na to, że Ed też jest wampirem. Ja bym miała za złe, że mnie oszukiwał. Mam nadzieję też, że nie zabije więcej człowieka. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Potrafisz człowieka zadziwić i zaciekawić oczywiście. Tylko nie przeciągaj za bardzo tego. Narzucasz dobrą dynamikę akcji moim zdaniem. Wenci :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Madi
Zły wampir



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 319
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: A tam gdzieś jakoś ;)

PostWysłany: Sob 19:46, 30 Maj 2009 Powrót do góry

Rozdział 16

Wśliznęłam się do przedpokoju, dzierżąc w dłoniach dużą rzeźbę. Nie chciałam zabić Charliego, tylko go unieszkodliwić do przyjazdu policji. Nie zmieniłam swojego postanowienia nawet, kiedy usłyszałam, jak mówi o Renee. Nie obchodziło mnie, że prawdopodobnie nie wiedział o jej śmierci. Wystarczyło, że wspomniał jej imię. On, współwinny tego, że nie żyje moja matka. „To częściowo przez stres” – powiedzieli mi w szpitalu. Trudno było nie zauważyć, jak wiele udręk jej zadał. Nienawidziłam go z każdą chwilą mocniej, z każdą sekundą bardziej pragnęłam, żeby znikł z mojego świata. Tego świata. Opanowałam się jednak, przerażona tym, co się ze mną działo. Wszystkie uczucia były nieporównywalnie mocniejsze. Gubiłam się w tym.

Wciąż bezszelestnie podchodziłam do pleców mojego ojca. Wtem nagle spojrzałam na Edwarda. Strach zaćmił mi na moment umysł. „Uciekaj!” – chciałam krzyknąć. Zamiast tego spojrzałam mu w oczy. On zaś na ułamek sekundy zerknął w moje. Czułam, że widzi je, mimo okularów. Zrobił to jednak zbyt szybko jak na człowieka. W tej samej chwili wzięliśmy łyk powietrza. I w tej samej zrozumieliśmy.

Otaczająca go przestrzeń emanowała wprost energią. I czymś jeszcze. Czymś, czego nie potrafiłam zidentyfikować. Miałam wrażenie, niewytłumaczalne zresztą, że jest taki jak ja. Nie wiem, w jakim stopniu, ale bardzo podobny.
Kiedy spuściłam wzrok i zauważyłam postać leżącą nieruchomo u stóp Charliego w ostatnim momencie zdusiłam krzyk. To przerwało tamę spokoju, jaką wokół siebie zbudowałam. Miałam wrażenie, jakbym zaczęła płonąć. Nienawiść sprawiła w końcu, że postanowiłam go zabić. Miałam zamiar uderzyć go mocno w skroń. Wtedy jednak figura, którą wciąż trzymałam w dłoni otarła się o ścianę. Widziałam, jak Charlie odwraca się powoli. Zadziałałam instynktownie.

Rzuciłam się w jego stronę. Łapiąc za gardło, podniosłam kilkanaście centymetrów nad ziemię, na tyle, na ile pozwalał na to mój wzrost. Wtedy jednak coś mnie od niego odciągnęło. Widziałam jak upada i uderza głową w podłogę. Poczułam krew. Zaczęłam iść w jego stronę. Wiedziałam, że się nie pohamuję. A jednak… Moją uwagę przyciągnął ruch za mną. Odwróciłam się do tego, kto mi przeszkodził i zaatakowałam. Wiedziałam, że to Edward, wiedziałam, że nie chcę zrobić mu krzywdy. Mimo to wciąż starałam się to zrobić. On zaś odparowywał ciosy i niechętnie, acz ciągle zadawał swoje. Nasza mordercza walka ciągnęła się coraz dłużej.
Walczyłam, żeby zranić, on- żebym przetrwała.
Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, poczułam do siebie odrazę większą niż kiedykolwiek dotychczas. Efekt był taki, że opuściłam ręce, wystawiając się w pełni na cios. On zaś zatrzymał dłoń przed moją szyją w ostatniej chwili. Moją uwagę znów zwróciło to, co działo się za mną. To Martin stawał na nogi, patrząc na nas z niedowierzaniem. Nie wytrzymałam. Uciekłam. Nie chciałam zrobić czegoś, czego będę żałować jeszcze bardziej niż teraz.

Biegłam, nie patrząc za siebie.

Biegłam, by się zatracić.

Biegłam, by niczego nie słyszeć.

Biegłam, by niczego nie czuć.

Biegłam, by zapomnieć.

Biegłam, by uciec…

„Tchórz” – tylko ta jedna myśl tkwiła mi w głowie.

Zatrzymałam się i oparłam o jakieś drzewo, szlochając bez łez. Tak odtąd miało wyglądać moje życie- z dala od ludzi, od ukochanego, od wspomnień. Coś sprawiało, że bardzo szybko zacierały się w mojej pamięci. Tylko niektóre pozostały wciąż wyraźne i ostre. Ostatnia kolacja z Edwardem, kiedy jeszcze wszystko było dobrze. Napaść Charliego, kiedy broniłam się nożem. Śmierć Renee. To było szczególnie żywe. I bolesne. Zamierzałam za wszelką cenę odzyskać te dobre i złe. Chciałam pamiętać swoje życie. Czułam się, jakby ktoś rozerwał mnie na kawałki i część z nich gdzieś się pogubiła. Nie byłam sobą. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej byłam pewna swego wniosku. Moje rozmyślania przerwał szelest trawy. Poczułam go, zanim jeszcze usłyszałam kroki. Zapach miał przerażająco znajomy.
- Czego chcesz? – nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.
- Bello, spójrz na mnie.
Odwróciłam się niechętnie. Podszedł powoli i delikatnie zdjął mi okulary. Obserwował moje ruchy, gotów odskoczyć w razie ataku. Westchnął, kiedy zobaczył moje oczy. Ja zaś wzdrygnęłam się, kiedy przypomniałam sobie, jakie teraz są. Szkarłatne.
- Miałem nadzieję, że jednak się myliłem – powiedział.
- Co do czego? Do tego, że jestem potworem?
- Powiedz mi, jak do tego doszło? – wskazał ręką na moją postać.
- Uciekłam. Ktoś mnie napadł – zacisnął szczęki – Potem się… obudziłam i on… był zwęglony.
- Co jadłaś?
- Jak to?
- Polowałaś?
Patrzyłam na niego bez słowa. Przyjrzał mi się uważniej.
- Tak, musiałaś polować. Inaczej nie byłabyś w stanie… - pokręcił głową.
Milczeliśmy chwilę.
- Edward, czym ja właściwie jestem? – zapytałam cicho, zsuwając się po pniu drzewa do pozycji siedzącej.
- Jak by ci tu… - przerwał na moment, kucając przede mną i wpatrując się w liście nieobecnym wzrokiem – W chwili, kiedy ten… osobnik cię ugryzł, a potem został odciągnięty, w twojej krwi zaczął płynąć jad. Czujesz go pewnie w ustach, jest jak ślina. Stopniowo zmieniał twoje ciało i umysł. Teraz jesteś istotą wręcz mityczną – uśmiechnął się lekko – Do życia potrzebujesz krwi innych, jesteś silna, szybka, wytrzymała, twoje zmysły są wyostrzone. Podobnie jak moje.
- Ale… - zaczęłam, lecz mi przerwał:
- Jesteśmy wampirami, Bello.
Spojrzał na mnie uważnie. Widział szok, malujący się na mojej twarzy. Domyślałam się tego, ale usłyszeć to z ust Edwarda to co innego. Mieć potwierdzenie.
- Paranoja – mruknął, dotykając dłonią mojej twarzy – Żadna część mnie nie powinna cieszyć się z tego, kim się stałaś. A jednak… - przejechał palcem po mojej wardze. Nawet nie był w stanie sobie wyobrazić, co tak mały gest ze mną robił. Ja nie byłam.
- Jak się czujesz? – zapytał, siadając obok.
- Sama już nie wiem. Tyle tego wszystkiego… Nie mogę się połapać. Jak ty sobie z tym radzisz?
- Po tylu latach też się uporasz. Musisz zaakceptować to, kim teraz jesteś, bo nic tego już nie zmieni.
- Ten inny wampir, ten, który mnie ugryzł… On miał czerwone oczy, tak, jak ja. A ty… - zawiesiłam głos.
- Dieta – wyjaśnił krótko. Spojrzałam na niego, zdziwiona – Żywię się zwierzętami. To przez to moje oczy są złote.
- Czyli nie muszę… polować – wymówiłam to słowo z trudem – na ludzi?
- Nie. Pamiętaj, że zawsze jest jakaś alternatywa.
- Co z nimi zrobiłeś? – zmieniłam nagle temat.
- Z kim?
- Z Martinem.
- I tu jest ciężki orzech do zgryzienia. Powiedziałem mu, że pozna prawdę. I będę musiał to zrobić. A Charlie jest już w areszcie. Stamtąd trafi do więzienia.
- Tak mi wstyd…
- I tak zrobiłaś na mnie wrażenie.
- Jak to?
- Nie mogę powiedzieć, jaka jest tego przyczyna, ale obydwaj żyją.
- Odciągnąłeś mnie od Charliego.
- Rzuciłaś się na niego z wściekłości, a nie z głodu. Widzisz, zwykle nowonarodzeni nie są tak… opanowani. Najważniejsze jest to, żeby ugasić pragnienie. Z czasem się do niego przyzwyczaisz.
- Ale ono mi nie dokucza. To znaczy, nie na tyle mocno.
- Jak to? – zmarszczył brwi.
- Nie wiem. Po prostu – wzruszyłam ramionami – Piecze, ale da się wytrzymać.
Patrzył na mnie dziwnie. Poczułam się nieswojo. Chyba to zauważył, bo zerknął na drzewa i powiedział:
- Swoją drogą, jesteś teraz nieśmiertelna.
- Jak to?
Uśmiechnął się krzywo:
- Normalnie. Nigdy się nie zestarzejesz.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ten mit był prawdą. A co z innymi?
- Światło mnie nie spala, tylko cała się błyszczę. A co z trumnami?
Nie zrozumiał.
- Chodzi mi o spanie.
Zachichotał, a potem zrobił poważną minę.
- Nie martw się, nie będzie ci potrzebna. Łóżko właściwie też. Zwisamy głowami w dół ze specjalnych belek.
Teraz to ja nie rozumiałam.
- Nie sypiamy. Nasz organizm tego nie potrzebuje.
- Ale ja lubię spać.
Roześmiał się, a ja uderzyłam go w ramię. Może trochę zbyt mocno, bo się skrzywił i potarł rękę. Śmiał się jednak dalej. Czułam się wspaniale słuchając tych niskich dźwięków. Tak dobrze, jak nigdy podczas ostatnich tygodni. Chciałam prosić, żeby nie przestawał.

Opowiadał mi o wielu innych aspektach mojego nowego życia, wprowadzał mnie w nie. Rozmawialiśmy wiele godzin. Zapadł wieczór, na niebie ukazały się gwiazdy. Położyłam się na trawie, wpatrując się w nie. Na polanie zaległa cisza, przerywana co jakiś czas pohukiwaniem sowy.
- Alice miała wizję – powiedział cicho, kładąc się obok.
- Jaką?
- Widziała ciebie. Po przemianie. Miałem nadzieję, że to tylko możliwość. Że jeśli się od ciebie odsunę, pozostaniesz człowiekiem. A tymczasem wcale nie chodziło o mnie. Powiedz mi teraz, co zamierzasz zrobić?
- Z czym?
- Co dalej? Zostaniesz w Forks?
- Zamierzałam wyjechać.
- A teraz?
- Sama nie wiem. Nie chciałam cię narażać, ale skoro…
Przerwał mi:
- Nie chciałaś mnie narażać? – położył nacisk na „mnie”. Zawstydziłam się trochę – To ja… nie potrafiłem tego zrobić, a ty chcesz mnie zostawić? – powiedział z mocą, łapiąc mnie za rękę – Nigdy ci na to nie pozwolę! Nigdy!
Znów spojrzał w niebo, głęboko oddychając, żeby się uspokoić. Ja tymczasem wpatrywałam się w niego. Co miał na myśli? Dlaczego…?
Po dłuższej chwili podjął przerwany wątek:
- Mogłem się dosunąć, owszem, ale odejść nie byłem w stanie. Wiedziałem, że nie mam szans w rozgrywce wampir-człowiek. Postanowiłem więc nie stawać ci na drodze. Widziałem, że coś się z tobą dzieje, ale nie chciałem ingerować. A potem wesele... Nie mogłem zostawić cię samej z tym wszystkim, zacząłem znów być nieco… bliżej. Chciałem ci pomóc, ale ty mnie odpychałaś. Wiem, że mogłem cię zranić tym, że tak raptownie się odsunąłem. Mogłem próbować się przekonać, że robię to tylko dla ciebie, dla twojego dobra, ale to było bez sensu. Wiem to teraz, wiedziałem to też wtedy. Nie mogłem już znieść tej ciszy. Chciałem dotknąć twojej twarzy tak, jak robię to teraz.
- A ja chciałam, żebyś to zrobił – szepnęłam po wpływem impulsu. Potem postanowiłam powiedzieć mu wszystko – Wtedy, w lecie zdałam sobie sprawę z pewnej rzeczy. Uświadomiłam sobie, że, kiedy nie ma już Renee, ty jesteś dla mnie najważniejszy. Wiem, że jestem niebezpieczna, nawet, jeśli w pełni nad sobą panuję. Nie chciałam, żeby coś ci się stało. Nie po tym, jak mama… - coś ścisnęło mnie za gardło i nie mogłam nic więcej powiedzieć.
Milczeliśmy, wpatrując się w siebie. Po dłuższym czasie Edward szepnął:
- Chodź tutaj – i zgarnął mnie w swoje ramiona. W tej pozycji dotrwaliśmy do rana. Czas przestał się liczyć. Wszystko przestało.
Nagle rozdzwonił się telefon chłopaka. Zniecierpliwiony, wyjął go z kieszeni.
- Tak? Nie, posłuchaj… Alice… Alice! – zagrzmiał. Ja zaś musiałam zdusić śmiech- ciężko jest przegadać Małą Czarną, jak nazywał ją Emmett – Dziękuję. Jest tu ze mną… Nie… No, w sumie tak… – wyciągnął telefon w moją stronę – Chce z tobą rozmawiać.
Wzięłam od niego słuchawkę, mając mieszane uczucia.
- Halo?
- Bello, jak dobrze cię słyszeć! Nieładnie tak wyjechać bez pożegnania. I jeszcze dać się ugryźć – nawet nie próbowałam nic wtrącić – Ale jednego nie mogę zrozumieć- dlaczego nie przyszłaś z tym od razu do nas?
- Bo, dziwnym trafem, nikt mnie nie powiadomił, że moi najlepsi przyjaciele to, uwaga, uwaga, mityczne wampiry!
- O, mówisz już. To dobrze. Denerwowała mnie ta cisza, kiedy nic nie mówiłaś. Niemal tak samo, jak Edwarda cisza w twoim umyśle.
- Tak, tak. Okey. To pa – rozłączyłam się i pokazałam słuchawce język.
- Co miała na myśli Alice, mówiąc, że denerwuje cię cisza w mojej głowie? Że jestem głupia?
Spoważniał nieco.
- Nie, nie o to chodzi. Widzisz, niektórzy z nas mają swoiste… dary. Alice widzi przyszłość, Jasper steruje emocjami, a ja… ja czytam w myślach – powiedział prosto.
- A ta cisza?
- Oddziela cię ode mnie jakaś wewnętrzna bariera, która sprawia, że cię nie słyszę.
- Hmm, to interesujące – odetchnęłam z ulgą. Strach pomyśleć, co by było, gdyby wiedział, co kiełkuje mi w głowie co jakiś czas.
- Zależy, dla kogo – zrobił zbolałą minę. Uśmiechnęłam się.
- Kocham cię – nie wiem, które to powiedziało. Chyba obydwoje na raz. Podszedł do mnie szybko i długo, namiętnie pocałował. Czułam, jak rozpływam się pod dotykiem jego warg. Czułam płomienie wybuchające gdzieś w środku mnie. Czułam, że to jest właśnie to, na co zawsze czekałam. Miłość.

Kiedy oderwaliśmy się od siebie, wyjął telefon i wystukał jakiś numer. Przyłożył go do ucha, nie odrywając dłoni od mojego policzka. Powiedział do słuchawki:
- Wyjeżdżamy – uśmiechnął się – Razem.


_______________
Tak naprawdę mogłabym na tym zakończyć to <tak_powiem_to> dzieło (wiem, zabawne). Ale nie zrobię Wam tej radości Wink musicie się jednak przygotować na wielkie zmiany. Zmiany wszystkiego. I na dłuższą przerwę we wstawianiu rozdziałów- koniec roku szkolnego, poprawianie ocen etc etc. Jakże się rozpisałam Wink ogólny sens jest taki- TO NIE KONIEC Twisted Evil

Image

Nie przeceniajcie mnie, to prezent od Kame ;] We love Kame-Pati Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madi dnia Pon 20:18, 01 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Lennie Cullen
Wilkołak



Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Aberdeen. Nasze europejskie Forks. :) / Kwatera Linkin Parku.

PostWysłany: Sob 20:14, 30 Maj 2009 Powrót do góry

TO JUŻ JEST KONIEC, NIE MA JUŻ NIC JESTESMY WOL...

Madi napisał:
TO NIE KONIEC Twisted Evil


YEAH Uwaga TO NIE KONIEC. *tanczytaniecradosci*
Nie zwracaj na to uwagi głowa mnie troche boli.
Madi napisał:
- Tak? Nie, posłuchaj… Alice… Alice! – zagrzmiał. Ja zaś musiałam zdusić śmiech- ciężko jest przegadać Małą Czarną, jak nazywał ją Emmett – Dziękuję. Jest tu ze mną… Nie… No, w sumie tak… – wyciągnął telefon w moją stronę – Chce z tobą rozmawiać.


My lubimy Małą Czarną.
Zaskoczyłaś mnie w tym odcinku. Tym, że Edward ją znalazł i że oboje wyznali sobie to co czują ale nawet dobrze że se powiedzieli teraz chociaż niebędzie niedomówień.

Madi napisał:
Zmiany wszystkiego. I na dłuższą przerwę we wstawianiu rozdziałów- koniec roku szkolnego, poprawianie ocen etc etc.


Głupia szkoła *foch*
Mam jednak nadzieje, że znajdziesz czas w tym szkolnym rozgardziszu i napiszesz coś wcześniej. Nadzieja matką głupich wiem Wink
No wiec życze ci ogromniastego VENA*takiego do Chin*
Pozdrawiam, Lennie Cullen fanka na wieczność Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Sob 21:33, 30 Maj 2009 Powrót do góry

Ufff, to byłaby tragedia, gdybyś zakończyła. Bo ja czekam na takie momenty jak pierwsza noc, ślub, podróże i ogólne szczęście :)
Jestem very happy, że tak to wszystko się potoczyło :)

Gorąco pozdrawiam i wstaw może całość na chomiku, ok? Taka mała degresja ode mnie :)/E


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
caroline200
Człowiek



Dołączył: 02 Sty 2009
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Opole Lubelskie / Lublin / Razem z Cullenami.;p / "Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc..."

PostWysłany: Sob 21:51, 30 Maj 2009 Powrót do góry

O cholera.
Jest tak inaczej. Tak bardzo inaczej. I tak fajnie.:D
Cieszę się, że jeszcze nie kończysz. Nie wytrzymałabym, bez Venomów. przynajmniej teraz, żeby oderwać się od nauki.
Co do rozdziału, według mnie, trochę za krótko opisałaś scenę tego ataku Charliego. Sory, ale mogłaś to trochę rozwinąć.:P
Wiem, że dużo wymagam, tak, wiem, zakończenie roku i te sprawy, ale trochę mi tego rozwinięcia brakowało.
Ogólnie rozdzialik mi się podoba i czeekam na następne.
I wielbię Cię, za to, że masz jeszcze troszkę czasu na pisanie tego.:*

Buźka,
Caro.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxkasia29xx
Wilkołak



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Nie 13:32, 31 Maj 2009 Powrót do góry

Jak ja się cieszę, że będziesz to kontynuować :)
Strasznie mi sie podoba Twoje opowiadanie, a teraz gdy Bella jest już wampirem będzie jeszcze ciekawsze.
Zastanawiam się tylko jak duże zmiany zamierzasz wprowadzić...
Nie wiem dlaczego ale chciałabym aby były naprawdę duże ( i oczywiście na lepsze :))
Może Bella będzie miała dodatkowy dar... ?
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział
Pozdrawiam
Kasia


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Nie 16:04, 31 Maj 2009 Powrót do góry

Czuję się usatysfakcjonowana. Przed sobą (tzn. na monitorze) mam długi rozdział wyjaśniający wszystko, a przede mną perspektywa jeszcze kilku (?) rozdziałów i mam nadzieję, że happy endu, którego jestem zwolenniczką. No co? Nie lubię smutnych zakończeń, bo później całą noc myślę, jakby zrobic, żeby wszystko było dobrze.

Ogólnie to - jak zwykle - wszystko mi się podoba, ale wydaje się, że za szybko wszystko rozwiązałaś. Może to i dobrze? Nie muszę teraz obgryzac paznokci, zastanawiając się, kiedy będą razem bez żadnych niedomówień. Nie przyczepię się do tego, ze Edward miał wątpliwości na temat "wampirzości" Belli - powienien czuc to z kilometra. Ale taka jest twoja wizja, wiec... droga wolna. I trochę za krótka scena ataku. Liczyłam na coś więcej.

Pozostaje mi czekac na rozwiązanie kwestii, jak powiadomią Martina. I na dar Belli ( bo będzie takowy, prawda?). I na wspólny wyjazd (nie wiemy przecież gdzie jadą). I może ślub... etc.

I dziękuję Ci bardzo, że chcesz ciągnac to dalej.

Czekam z niecierpliwoscią na dalszy ciąg.
WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Madi
Zły wampir



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 319
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: A tam gdzieś jakoś ;)

PostWysłany: Nie 18:32, 31 Maj 2009 Powrót do góry

Powiem Wam szczerze, że cieszy mnie to, że tak hooptymistycznie reagujecie na wiadomość, że nie chcę porzucić tematu Wink

Nie chciałam za bardzo rozwijać wątku prologu- akcja miała być żywa i energiczna. W pierwszej wersji było właśnie dłużej opisane. Uwierzcie mi na słowo- ta wersja jest lepsza.

Rozdział 17 jest już napisany ;] pewnie we wtorek wyślę do Kame. Reszta zależy od niej Wink miałam zrobić dłuższą przerwę- wiecie, oddzielenie 'części'. Ale ja tak nie umiem :( czy może raczej Wink

A, i od razu mówię- pierwsza noc nie będzie opisana. Chyba że pierwsza noc po ślubie Wink ale na to trzeba będzie jeszcze trochę poczekać Wink

Pozdrawiam
Madi

Image

Uwielbiam ten obrazek. Dosłownie :*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madi dnia Pon 20:24, 01 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Kame
Wilkołak



Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kluczbork

PostWysłany: Wto 14:58, 02 Cze 2009 Powrót do góry

Obrazek fajny, bo mój :P

Dziękuję Ci moja beto na pół etatu ;*

Cieszę się, że będzie więcej rozdziałów. A już miałam ochotę Cię zabić, że tak mało, ale dzięki dopiskowi się uspokoiłam xD

No wiesz, Lunara do około 40 pociągnę, więc 16 to trochę by blado wypadło xD

Co do samej treści, to mnie zaskoczyła. Byłam przekonana, że to Eddy uratował Bellę, tylko nie chciał się przyznać. Teraz wszyscy się zastanawiają, kto ją przemienił. Nie będę Cię męczyć o to, bo UWIELBIAM niespodzianki xD



Twoja pół etatowa beta, oraz pół etatowa graficzka - Kame xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
unintended.
Wilkołak



Dołączył: 25 Maj 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 11:45, 08 Cze 2009 Powrót do góry

Prześwietny ff naprawdę bardzo mi się podoba.
Ciekawa jestem dalszego rozwinięcia akcji.

Wenoo Wenoo

\/ peace


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Madi
Zły wampir



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 319
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: A tam gdzieś jakoś ;)

PostWysłany: Pon 16:49, 29 Cze 2009 Powrót do góry

Rozdział 17

Kilka lat później.

"Między miłością, a nienawiścią jest cienka, niemal niezauważalna granica..."

Minęło już prawie dziesięć lat, odkąd, wraz z Edwardem, opuściłam Forks. Blisko dwa lata mieszkaliśmy na Alasce. Nie mogłam jednak znieść Tanyi, która nie potrafiła opuścić Edwardowi. Wiedziała, że jesteśmy razem, a mimo to wprost garnęła się do niego, próbowała łapać za rękę, a nawet się przytulać. Znosiłam to cierpliwie. Do czasu. W pewnej chwili, kiedy niby to przypadkowo, powaliła go na ziemię, chcąc się na niego rzucić, nie wytrzymałam. Chwyciłam ją za ramię i odepchnęłam lekko, wściekła. Gdyby nie Edward, który cicho szepnął mi na ucho: „Wyjeżdżamy!”, wyzwałabym ją na pojedynek. Nie byłaby to równa walka, gdyż nadal byłam silniejsza od większości znanych mi wampirów. Zrobiłabym to, mimo że nie cierpiałam przemocy i unikałam jej, kiedy tylko się dało. Wyjazd przyniósł mi ulgę. Przenieśliśmy się z powrotem do stanu Waszyngton, na tyle jednak daleko od Forks, że nikt nie miał szans nas rozpoznać. A nawet jeśli- od czego Edward miał swój dar? Byliśmy bezpieczni.

Mimo że minęło już tyle lat, wciąż nie mogłam sobie wybaczyć tego nagłego wyjazdu. Nie powiadomiliśmy nikogo, oprócz Cullenów. Nie byłam nawet w stanie zadzwonić do Martina. Nagrałam mu się na pocztę. Do dziś pamiętam tamtą wiadomość:

Cześć, Martin. Tu Bella. Wiem, że brzmię nieco inaczej, ale to wciąż ja. Pod każdym względem. No, prawie każdym. Chciałam cię przeprosić za… tamto i za to, co teraz powiem. Wyjeżdżam. To jest… Wyjeżdżamy. Ja i Edward. Na zawsze. Tak bardzo mi przykro, że nie mówię ci o tym twarzą w twarz. Po prostu… Nie potrafię. Wybacz mi, błagam cię. Tylko o to cię proszę, chociaż być może na to nie mam prawa. Zawsze będziesz moim przyjacielem. Nie sądzę, że kiedykolwiek się spotkamy. Tak będzie dla ciebie lepiej. Bądź dobry dla Marion. Nie będę już przedłużać. Żegnaj, Martinie. Już nigdy nie pojawię się w twoim życiu. Zapomnij, że mnie znałeś.

- Zawsze będziesz moim przyjacielem… – szepnęłam cicho, czując łzy pod powiekami. Łzy, które nie istniały. Ból w sercu był jednak aż nadto prawdziwy.

- Bello, coś się stało? – Edward dotknął delikatnie mojej twarzy.
- Nie, nie. Skądże – powiedziałam szybko.
- Znowu myślałaś o Martinie albo o Renee – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Wiedziałam, że nie ma sensu kłamać- znał mnie tak dobrze, jak nikt inny.
- Tak – szepnęłam, spuszczając wzrok.
- Dość tego – powiedział z mocą – Jedziemy tam. Martinowi należą się wyjaśnienia, a tobie- ukojenie. Męczysz się z tym zbyt długo, a ja nie zareagowałem. Głupiec.
- Błagam cię, tylko nie zaczynaj się obwiniać – jęknęłam, a on łobuzersko się uśmiechnął. No tak, zrobił to specjalnie.

Nie zamierzałam się przyznać do tego, jak bardzo ucieszyła mnie ta decyzja. Tylko co mogłam mu powiedzieć? Jak wytłumaczyć? Żałowałam, że Cullenowie się stamtąd wyprowadzili kilka lat temu. Nie miałam pojęcia, jaki teraz jest, gdzie pracuje, czy ma dzieci. Czy wciąż chowa urazę…
„Głupia, oczywiście, że ci nie wybaczył” – powiedział głos w mojej głowie – „Był twoim przyjacielem, a ty i tak zniknęłaś bez śladu. Jak po czymś takim mógłby ci nadal ufać?”. Coś w tym było. A teraz zamierzałam się pojawić, niczym duch. I co mu powiem? „Cześć, Martin. Tyle lat minęło. Jak się miewasz?”
- Nie zastanawiaj się nad tym teraz – szepnął Edward. Czasem trudno było uwierzyć, że nie potrafi czytać moich myśli. Teraz przytulił mnie mocno, cicho nucąc. Wtuliłam się w niego ufnie, wiedząc, że dopóki jesteśmy razem, jesteśmy silni. Tak bardzo go kochałam. Z każdym dniem moje uczucie rosło. Miałam wrażenie, że od początku był mój, mnie właśnie przeznaczony.
- Kocham cię – powiedziałam, podnosząc na niego wzrok. Uśmiechnął się radośnie.
- Zrobię dla ciebie wszystko.
Pocałował mnie. Najpierw delikatnie, z czasem jednak coraz bardziej drapieżnie.
A potem…

Samochód pędził 160 na godzinę. Edward trzymał mnie za rękę, śpiewając razem z Beatlesami, mając minę zadowolonego szczeniaka. Co chwilę się z niego śmiałam. Wtem zadzwonił mój telefon. Zerknęłam na wyświetlacz.
- Cześć, Rose. Coś się stało?
- Słyszałam, że jedziecie do Forks?
- Tak jest.
- Bello, on przez tyle lat, mógł się zmienić.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Ale nie po to dzwonię. Moglibyście zajechać do domu? W moim pokoju, na szafce, powinna stać buteleczka perfum. Moglibyście ją wziąć?
- Rose, po co ci perfumy, które są prawie pięć lat nieużywane?
- Zobaczysz.
- Rose…
- Dzięki. Miłej podróży.
Rozłączyła się.
- Co ona kombinuje?
- Nie wiem. Prosiła, żebyśmy wzięli jej stare perfumy.
- Zastanawiające.
Umilkliśmy, bo oto naszym oczom ukazała się tablica informująca, że znaleźliśmy się w Forks.
- Musimy zaczekać, aż wstanie dzień.
- Może powinnam najpierw do niego zadzwonić?
- Nie, skoro i tak tutaj jesteśmy. Bello, uspokój się.
- Jestem spokojna. No, prawie – uśmiechnęłam się lekko.
Zaparkował przed dawną rezydencją Cullenów.
- Chcesz zaczekać? – zapytałam.
- Nie, pójdę z tobą. Miło będzie odwiedzić stare kąty. Kiedyś tu wrócimy, prawda? – miał zagadkową minę.
- Tak, myślę, że tak. Byłoby miło.

Zostawiłam go na parterze, sama zaś pobiegłam do pokoju Rose. Faktycznie, buteleczka stała na szafce.
- Dziwne – powiedziałam na tyle głośno, żeby chłopak mnie usłyszał
– Nic w tym pokoju nie ma, tylko ten flakonik.
Zeszłam na dół, dzierżąc w dłoniach wspomniany przedmiot. Edward siedział przy fortepianie, głaszcząc pieszczotliwie klawiaturę. Westchnęłam, zajmując miejsce obok niego. Tak dawno nie grał. Z niewiadomych mi przyczyn nie chciał zabrać instrumentu ze sobą.
- Zagraj coś – poprosiłam cicho.
Zerknął na mnie przelotnie, a potem pokręcił głową.
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie potrafię już.
- Bzdura. Powiedz mi prawdę.
- Obiecałem sobie, że już nigdy nie zagram – wyrzucił z siebie szybko.
- Ale przecież to kochasz.
Milczał przez chwilę.
- Właśnie dlatego – wyjrzał przez okno. Wyraźnie unikał mojego wzroku. Złapałam go za twarz, zmuszając, żeby na mnie spojrzał.
- O co ci chodzi?
Zamknął oczy, milcząc. Kiedy już myślałam, że frustracja rozsadzi mnie od środka, zaczął cicho:
- To było wtedy, na weselu, kiedy zdałem sobie sprawę, że tego nie zrobię. I potem, kiedy zmarła. Kiedy patrzyłem na jej nieruchomiejące ciało, czułem, że jej puls słabnie… I, mimo tego nic nie zrobiłem. Bello, ja ją mogłem uratować! – złapał mnie mocno za ramiona – Renee mogłaby żyć! Nie straciłabyś matki! Oczywiście, potem musiałbym powiedzieć ci prawdę. Kto wie, może też przemienić? Ale nie zrobiłem nic… Pozwoliłem jej odejść… A potem było już za późno. To moja wina, Bello, moja – jego głos przeszedł w ledwo słyszalny szept. Co jakiś czas wstrząsały nim dreszcze. Przytuliłam go mocno.
- Przez tyle lat to w sobie dusiłeś. Obudziłeś we mnie wiele bolesnych wspomnień. Mogę jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że jestem pewna jednej rzeczy - nie chciałabym, żeby moja matka stała się tym, czym ja jestem. Myślę, że gdyby znała prawdę i miała możliwość wyboru, jej decyzja byłaby taka sama. Kochałam ją i nadal kocham. Chciałabym ją mieć przy sobie, myślę jednak, że śmierć była dla niej lepszym wyjściem. Błagam cię, nie zadręczaj się tym. Postąpiłeś słusznie. Przez te wszystkie lata nigdy nie żałowałam, że nie mogłam jej uratować. Wierzę, że jest w niebie tak samo mocno, jak wierzę w samo niebo. I tak powinno być. Taka jest naturalna kolej rzeczy. A teraz – odsunęłam się od niego lekko – zagraj mi coś.
Jego palce na chwilę zawisły ponad klawiaturą, jakby rozmyślał. Po chwili jednak zaczął grać. Był to najbardziej wzruszający utwór, jaki słyszałam. Ścisnął mi serce i gardło. Żałowałam, że nie mam łez – byłoby mi prościej, lżej. Oparłam się o rękę chłopaka, obserwując jego dłonie z gracją biegające po klawiaturze. Kiedy skończył, wtuliłam się w niego jak dziecko szukające schronienia. On zaś bez słowa otoczył mnie swoimi silnymi ramionami, zanurzając twarz w moich włosach. Trwaliśmy tak pewnie bardzo długo. Czas nie miał znaczenia. W pewnej chwili szepnął proste: „Dziękuję”, które wzruszyło mnie bardziej niż tysiąc słów*. Po chwili zaś zerwał się, wołając:
- Nie będę dłużej czekał!
Zdziwiła mnie ta nagła zmiana nastroju. Pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do stolika, na którym postawiłam perfumy Rozalie. Złapał flakonik i stanął przede mną.
- O co ci chodzi?
- Bello – powiedział, biorąc mnie za rękę – miałaś rację, mówiąc, że to dziwne, że Rose prosiła nas o tę buteleczkę. Chodzi o to, że nie są to zwyczajne perfumy. Są bardzo ważne dla mnie. Spojrzałam na niego. Damskie perfumy ważne dla faceta?
Zdziwienie w moim wzroku musiało zmienić się w podejrzenie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Uśmiechnął się lekko.
- Myślę, że nie to, o czym myślisz. Otwórz je, proszę – podał mi flakonik, ja zaś posłusznie wykonałam polecenie. Moim oczom ukazał się zwyczajny w takich perfumach, malutki guziczek, służący do wytryśnięcia zapachu. Zerknęłam na chłopaka.
- Śmiało.
Nacisnęłam. Jednak zamiast spodziewanej chmury woni ujrzałam otwierającą się buteleczkę. Bardzo wolno otwierającą się. Moja pierwsza myśl: „Bierz, ile chcesz” została stłumiona przez szok wywołany widokiem tego, co było w środku, bowiem moim oczom ukazał się najpiękniejszy pierścionek, jaki w życiu widziałam.
- Należał do mojej babki, a potem do mamy – szepnął, zabierając mi opakowanie. Przyklęknął.
- Wiem, że możesz nie czuć się gotowa. Nie będę cię pospieszał. Chcę jednak wiedzieć. Isabello, wyjdziesz za mnie? Zaniemówiłam, wstrzymując oddech. Miał rację, mówiąc, że nie jestem gotowa, biorąc pod uwagę moje, raczej kiepskie, doświadczenia. Wiedziałam jednak, że chcę z nim być. Uklękłam naprzeciwko niego.
- Oczywiście, że tak. Kocham cię. Na dobre i złe. W zdrowiu i… zdrowiu – roześmialiśmy się cicho. Założył mi pierścionek i mocno, namiętnie pocałował.
- Ja też cię kocham – odgarnął mi włosy do tyłu – Bardziej, niż możesz sobie to wyobrazić.
- Mylisz się – zamknęłam mu usta pocałunkiem.

Jakiś czas później szturchnęłam go lekko w ramię, żeby otworzył oczy.
- Mam prośbę- wstrzymajmy się na razie ze ślubem, dobrze? Minęło tyle lat, a ja nadal dostaję dreszczy.
- Jasne. Byle nie za długo. Czas zbierać się do Martina.
Ubraliśmy się szybko i wyszliśmy z domu. Dziwnie się czułam, opuszczając to miejsce. „Będę za nim tęsknić” – pomyślałam, spoglądając na pusty budynek - „Kiedyś tu wrócimy. Jestem pewna.”

Jechaliśmy powoli przez las. Nagle Edward drgnął alarmująco. W tej samej chwili poczułam dreszcz oznaczający, że coś nam groziło. Zerknęłam na chłopaka- był spięty. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zaczął:
- A to niespodzianka – mruknął, zatrzymując równocześnie samochód
– Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy.
- Co się stało?
I wtedy go poczułam. Zapach. Bez wątpienia wampirzy- słodki, z domieszką zapachów lasu. I krwi. Ludzkiej.

Błyskawicznie otworzyłam drzwi i wyskoczyłam na zewnątrz. Zapach zdawał się dochodzić zewsząd, co uniemożliwiło jego lokalizację. W ułamku sekundy obok mnie pojawił się Edward. Przycisnął mnie do samochodu, co uniemożliwiło przeciwnikowi atak od tyłu.
- Gdzie? – zapytałam ledwie słyszalnym szeptem, rozglądając się czujnie.
Zamknął oczy, koncentrując się. Po chwili wskazał brodą drzewa na lewo od nas. Liście nagle zaczęły lekko drgać. Po chwili wyszła z nich istota, której się nie spodziewałam. Jej krwistoczerwone oczy patrzyły na nas z zimną nienawiścią. Gdyby moje serce nie stanęło dekadę temu, z pewnością zrobiłoby to teraz. Wyszeptałam zbielałymi wargami:
- Martin… Co ci się…?
Roześmiał się gorzko.
- Co, siostrzyczko, nie cieszysz się, że jestem taki jak ty? Jestem zawiedziony.
Staliśmy jak skamieniali. Po chwili uświadomiłam sobie, że po prostu nie mogę się ruszyć. Przyjrzał mi się uważnie.
- Widzę, że już zauważyłaś mój dar. Pozwól, że nieco ci go przybliżę. Widzisz, potrafię wywoływać iluzje. Nie mogąc cię skrępować, przynajmniej chwilowo, mogę stworzyć wrażenie więzów. Muszę jednak powiedzieć, że mnie zaskoczyliście. Coś sprawiło, że wiedzieliście, skąd nadejdę. Tak, ten wszędobylski zapach to też moja zasługa. Podziwiam też ciebie, bo najwyraźniej jesteś częściowo na mnie odporna. Twój chłopak nawet nie może mówić. Jesteś odporna ciałem, czy umysłem?
Nie odpowiedziałam, wpatrując się w niego. Tak bardzo się zmienił… Z jego twarzy zniknęły wszystkie oznaki litości i współczucia, była czysta niczym maska. Brutalna.
- Co się z tobą stało? – zapytałam słabym głosem. Czekałam na odpowiedź, starając się jednocześnie uaktywnić własne kończyny, chcąc pomóc Edwardowi.

Patrzyłam w twarz Martina myśląc, jak nasze losy potoczyłyby się, gdybym wtedy nie odeszła. Może udałoby mi się go ochronić. Na żadne pytanie nie znałam jednak odpowiedzi. Towarzyszyło mi jednak ciągłe przeczucie, że to jest moja wina. I że ode mnie zależy, jak skończy się dzisiejsze spotkanie.

__________________________________________
*A co z „Rafaello”, które wyraża jeszcze więcej? ;] ale nie chciałam burzyć nastroju ;p

Tęskniłyście???
Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madi dnia Pon 16:59, 29 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Pon 18:17, 29 Cze 2009 Powrót do góry

Ubić, ubić i jeszcze raz ubić za kończenie w takim momencie po takim czasie!
Jasne, że tęskniłyśmy :D:D Kurcze rozdział Boski :D:D Tylko ta końcówka mi się nie podoba Aaaa Martin wampirem i to podłym wampem Będzie gorąco :D Uff tylko nie przypal zbytnio Blls i Edwarda Wink
Rozdział spoko :D

Czekam na dalszy rozwój :)
Pozdrawiam i weny :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pon 18:50, 29 Cze 2009 Powrót do góry

Madi... widzę, że wróciłaś :) I to z dużym bumem Uwaga Jestem absolutnie zaskoczona, nie tego się spodziewałam, bardziej jakiegoś epilogu w stylu: kiedy po raz pierwszy stanęłam na ślubnym kobiercu... itp., itd.
Pamiętasz, że obiecałaś nam noc poślubną? Mam nadzieję, że takim wątkiem zakończysz swoje wspaniałe opowiadanie. Bo nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek zginął. A Martin... szkoda faceta. Mam wrażenie, że Tanya miała coś z tym wspólnego.

Pozdrawiam.E/


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxpaolaxx
Wilkołak



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Rzeszów

PostWysłany: Pon 19:32, 29 Cze 2009 Powrót do góry

Kurczę! Martin wampirem? Nie mogę w to uwierzyć. Kto go przemienił? Od kogo dowiedział się o wampirach? Tyle pytań nasywa mi się i mam nadzieję, że na wszystkie wkrótce poznam odpowiedź.
Pozdrawiam, P.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Czw 17:51, 16 Lip 2009 Powrót do góry

Czytając to napoczątku nigdy nie pomyślałabym ,że Bella będzie wampirem . A już napewno nie tego ,że wrócą do Martina i on też nim będzie xD Przyznam , że to jest mega wciągające :D no i oczywiście fajne :) czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały :) Pozdrawiam.
Madi
Zły wampir



Dołączył: 05 Sty 2009
Posty: 319
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: A tam gdzieś jakoś ;)

PostWysłany: Czw 18:15, 16 Lip 2009 Powrót do góry

Rozdział 18.

Długo nad tym myślałam i postanowiłam zadedykować ten rozdział, a kto wie, może cały tekst, Królowi, który niedawno opuścił ten padół łez. Muzyka Michaela Jacksona towarzyszyła mi od małego, często była inspiracją do pisania „Venom”. I can only hope that his music will be something like ‘Michael Jackson’s never ending story’...

Skupiłam się na trzymających mnie niewidzialnych więzach. Użyłam całej siły woli, by się uwolnić. Po kilku próbach udało mi się oswobodzić rękę. Nie poruszyłam się jednak w obawie przed atakiem ze strony Martina, który widocznie nad sobą nie panował. Rozejrzałam się na tyle, ile mogłam bez poruszania głową, ale nie było go nigdzie w zasięgu wzroku. Po długim czasie walki byłam prawie wolna.
- Co słychać? – ktoś nagle zapytał zza moich pleców. Wciąż byłam oparta o samochód, musiał więc stać na dachu.
- Jakoś leci – zmusiłam się do beztroskiego tonu.
- Nie jesteś ciekawa mojej historii? – zapytał stając przede mną, po czym, nie czekając na moją odpowiedź, zaczął opowiadać – To było pięknego, wrześniowego popołudnia, trzy lata od twojej ucieczki. Szedłem ze szkoły, wyjątkowo skręciłem w las, w końcu to tylko kawałek dalej, a jakie ładne widoki. Nagle drogę zastąpiło mi dwóch mężczyzn. Pamiętam, że przestraszyły mnie ich czerwone oczy – roześmiał się - Byłem słaby i głupi. Panowie postanowili wspaniałomyślnie darować mi życie. Przez niemal cztery dni przeżywałem katusze, ale to pewnie znasz. Po upływie tego czasu czułem się jak nowonarodzony, nawet lepiej. Zresztą – nim byłem. Wyjaśnili mi, kim się stałem, pokazali, jakie mam możliwości. Zastanawiasz się zapewne, co wysłannicy Volturi robili w takim miejscu. Otóż – szukali ciebie, moja droga. Władcy usłyszeli pocztą pantoflową o nowym nabytku Cullenów i chcieli z tobą porozmawiać. Co tu dużo mówić – sługusów zabiłem – spojrzałam na niego, przerażona – No co, nie patrz tak na mnie – mruknął groźnie – Nie byli mi już do niczego potrzebni. Ruszyłem do domu, nie zdając sobie sprawy z potęgi pragnienia, jakie mi doskwierało i tego, co tylko może je ugasić – patrzył przed siebie pustym, niewidzącym niczego wzrokiem – A potem… było już za późno. Ciało Marion leżało bezwładnie w moich ramionach, bez kropli krwi. Ale nawet wtedy się uśmiechała. Patrzyłem na nią, nie mogąc uwierzyć – głos mu się załamał i zamilkł. Nie mogłam oderwać od niego oczu pełna sprzecznych uczuć- zafascynowania, przerażenia, współczucia... Po długiej chwili otrząsnął się i kontynuował – Cóż, jestem potworem, jak my wszyscy. Potem udałem się do Volturi, którym poprzysiągłem wierność. Wiesz, mój dar bywa przydatny…
- Przysiągłeś lojalność Volturi? – zapytałam drżącym głosem. W ułamku sekundy znalazł się tuż obok mnie i szepnął mi wprost do ucha, niemal z czułością:
- Tak. Mają władzę. Nic więcej mnie nie obchodzi.
- Kim ty się stałeś? - sapnęłam.
- O zgrozo – roześmiał się nieprzyjemnie – Wampirem żądnym władzy. Czy to coś złego? Nawet jeśli, cóż, mam całą wieczność, żeby się o tym przekonać. Powiedz mi raczej, czy to prawda, że nie żywicie się ludźmi?
Miałam ochotę kiwnąć głową, ale tym samym zdradziłabym swoją swobodę ruchów. W trakcie jego monologu próbowałam pomóc Edwardowi. Nie wiedziałam jednak, jak to zrobić.
- Tak, pijemy tylko zwierzęcą krew.
- ja bym tak nie potrafił.
- Kwestia nastawienia. Na początku bywa ciężko, ale warto. Przynajmniej ma się czyste sumienie.
- O ile ktoś je ma – zawiesił głos, popadając w zamyślenie.
Dziwiło mnie, jak łatwo nam się rozmawiało. On doszedł widocznie do tego samego wniosku, bo powiedział:
- Możnaby stwierdzić, że wciąż czujemy do siebie jakąś sympatię. Ale nie po to się tu zebraliśmy – uśmiechnął się drapieżnie – Myślę, że prawidłowo będzie, jeśli za lata żalu odpowiecie bólem.
Jego słowa sprawiły, że jeszcze usilniej zaczęłam szukać sposobu na ochronę Edwarda. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to spróbować rozszerzyć na niego tę moją barierę. Gdybym jeszcze wiedziała jak to zrobić… Starałam się skupić na tym „całą sobą”, aż w końcu po kilku próbach niespodziewanie załapało. Zaczęłam rozpaczliwie zdejmować z niego iluzję, śledząc równocześnie wzrokiem Martina, który krążył nieopodal ze wzrokiem wbitym w zupełnie bezbronne, jak sądził, ofiary. Wreszcie Edward był zupełnie wolny. Musieliśmy zaczekać, aż będzie tuż obok. Z każdym jego krokiem ten moment się zbliżał. Chciałam spróbować ostatniej deski ratunku- rozmowy.
- Dlaczego to robisz?
- Czy to ważne? Każdy powód jest dobry.
Wpatrywałam się w niego uporczywie. Westchnął.
- Bo mnie skrzywdziłaś, zawiodłaś moje zaufanie.
- Wiesz, że nie mogłam ci powiedzieć.
- Gdybyś to zrobiła miałbym szansę się obronić przed wysłannikami Volturi.
- Sam chyba w to nie wierzysz, prawda? Wiesz, że zwykły człowiek nie ma na to szans.
- Przestań. Nawet jeśli, to wiedziałbym, żeby nie wracać do domu.
Nagle do mnie dotarło- winił mnie za śmierć swojej żony.
- Przecież wiesz, że gdybym to zrobiła, mógłbyś zginąć z rąk swoich panów. Nie miałam też gwarancji, że ja wytrzymam tak długie przebywanie w towarzystwie człowieka. Ja mogłam cię zabić, Martin, ja – zawiesiłam głos, zamykając oczy.
- Milcz.
- Przyjechałam tutaj specjalnie po to, żeby ci wszystko wyjaśnić. Nie mogłam dłużej znieść wyrzutów sumienia. W tak krótkim czasie straciłam dwie bardzo ważne dla mnie osoby…
- Zamknij się! – krzyknął. Wyglądał naprawdę przerażająco. Skoczył w moim kierunku, złapał mnie za szyję i podniósł do góry. Nie mógł mnie udusić, ale wrażenie było nader nieprzyjemne. Mimo to, nie walczyłam. Wiedziałam, że w tym, co powiedział jest sporo prawdy. Patrzyłam tylko w te jego czerwone, wściekłe, przepełnione nienawiścią oczy, marząc o możliwości cofnięcia czasu. Dlaczego na tych kilkuset mieszkańców wypadło akurat na niego? I to wtedy, gdy w okolicy nie było żadnego Cullen. Wiedziałam, że prawdopodobnie nie wyjdę z tego cało. Wystarczy, że mnie ukąsi, rozrywając gardło, a potem spali. Modliłam się tylko, żeby Edward nie ucierpiał. Wiedziałam, że będzie chciał się zemścić. Zamknęłam oczy.
- Zrób to, jeśli chcesz. Jestem gotowa.
Po chwili, która trwała wieczność poczułam, jak delikatnie stawia mnie na ziemi. Uniosłam powieki. Klęczał przede mną, wstrząsany dreszczami; głowę oparł o moje kolana. Szepnął cicho:
- Zabij mnie.
Nie dbałam już o nic. Klęknęłam naprzeciwko niego, dotykając lekko jego ręki.
- Z łatwością mogłaś mnie obezwładnić. Dlaczego…?
- Bo miałeś rację, to w dużej mierze moja wina. Gdybym ci od razu powiedziała… Gdybym nie zniknęła bez śladu…
- tak… Straciłem cię. Miłość szybko przeistoczyła się w nienawiść. Czasami myślę, że lepiej dla Marion, że wtedy zginęła. Stawałem się nieobliczalny, zdarzało mi się podnieść na nią rękę. Ale…zabiłem ją. Ją i nasze dziecko! – znów zaczął się trząść.
- O Boże, Martin… - przytuliłam go mocno. Nie potrafiłam wyrazić tych uczuć, które się we mnie kłębiły.
- próbowałem już wszystkiego, żeby się zabić. Każdego sposobu, który usłyszałem, nawet najbardziej niedorzecznego.
- Zwykli ludzie nie używają sposobów, które podziałałyby na wampiry – nagle odezwał się Edward – Jesteśmy niemal niezniszczalnymi maszynami.
- Jak… - zaczął zdezorientowany Martin.
- To ja – odpowiedziałam spokojnie – Zabrało mi to trochę czasu, ale nas uwolniłam.
- Czyli więcej nie próbować?
Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem.
- No tak – zamilkł na chwilę, po czym zwrócił się do mojego chłopaka – Słyszałem, że jest jakiś sposób, poza tym znanym- rozerwaniem na strzępy. Podobno zwęgla bez palenia. Nikt jednak nie wie, co to jest. Może coś słyszałeś?
- Nie, nigdy przedtem. To ciekawe.
Odchrząknęłam.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale moglibyście o czymś takim nie rozmawiać? Ciarki po mnie chodzą. Dziękuję.
Zawstydzili się lekko.
- Poprosiłem Volturi, ale stwierdzili, że jestem zbyt cenny. Zawiadomili większość wampirów, że za zabicie mnie odpowiedzą głową. Wyjątkiem jest walka dla nich, ale wtedy muszę wygrywać.
- Martin, przestań o tym myśleć – powiedziałam cicho – Nigdy nie zgodzę się na twoją śmierć.
- Zostań jednym z nas – zaproponował Edward.
- Jak to?
- Zacznij żywić się zwierzętami, stań się znowu jednym z nas.
- A co z Volturi?
- odejdź od nich, tak jak to kiedyś zrobił Carlisle.
- I co mi to da?
- Będziesz miał rodzinę, która będzie cię wspierać.
- Nie – wstał szybko – Wybaczcie mi, ale nie. Żegnajcie.
- Nasze drzwi będą zawsze otwarte – szepnęłam, patrząc jak biegnie między drzewami.

Patrzyliśmy w miejsce, gdzie zniknął przez dobre pół godziny. Nie bardzo wiedziałam, co się stało. W jednej chwili było dobrze, a w następnej już go… nie było.
- Nie przejmuj się – Edward objął mnie ramieniem – To był jego wybór. Nic na to nie poradzisz. Musimy zacząć normalnie żyć.
Spojrzałam na niego.
- Tak, chyba masz rację.

Wsiadłam do samochodu, czując się lepiej, bo w końcu z nim porozmawiałam, ale… Miałam świadomość, że teraz tym bardziej będę myślała o tym, jak mu się wiedzie, czy jeszcze żyje…”Opanuj się, dziewczyno. Jest już dużym chłopcem, poradzi sobie”. Ciężko było się nie zgodzić z, bądź, co bądź, własnymi myślami.
- Jak ty to zrobiłaś?
- Co takiego?
- Uwolniłaś mnie.
- Nie wiem. Musiałam ci pomóc, a to był jedyny możliwy sposób.
- Dziękuję. I przepraszam.
- Za co znowu?
- Że nie stanąłem w twojej obronie.
- Och, daj spokój, nic się nie stało.
On widocznie czuł potrzebę usprawiedliwienia swojego działania.
- To dlatego, że znałem jego myśli i wiedziałem, że tak naprawdę nic ci nie grozi.
- Nic się nie stało.
- Naprawdę, strasznie…
- Edward – przerwałam mu – dajże spokój, człowieku, dobrze? To jest irytujące. Ile razy można mówić, że się wybacza?
- Dużo. Ale nich ci będzie. Tak jest, pani kapitan, koniec z przepraszaniem – puścił moją dłoń, żeby zasalutować. Roześmiałam się. To było to. Wiedziałam, że teraz muszę się skupić na moim narzeczonym. Brr… Ślub.
- Nie uważasz, że ostatnio jestem zbyt poważna?
- Ty? W życiu! To co, że przez ostatnie dziesięć lat uśmiechnęłaś się tyle razy, że mogę policzyć na palcach. Jednej ręki.
Pokazałam mu język i obydwoje wybuchnęliśmy niepowstrzymanym chichotem. Nagle zaczął dzwonić telefon.
- Halo?
- Cześć, Mała.
- Cześć, Emmett – popatrzyłam zdziwiona na Edwarda.
- Tak… Bo właśnie… tego… Rose się pyta, czy wzięliście perfumy.
- Taaa… Powiedz jej, że pięknie pachną – puściłam oczko do chłopaka siedząc obok, który w odpowiedzi wyszczerzył zęby.
- O… O.K. No to – zawahał się – cześć?
- Tak, cześć, Emmett – rozłączyłam się.
Po chwili telefon rozdzwonił się na nowo.
- Coś jeszcze, Em?
- Eee… gratuluję. Rose mi powiedziała, o co chodziło.
- Dzięki, Em.
- Macie pozdrowienia.
- Dzięki, Em – mówiłam, coraz bardziej rozbawiona jego zażenowaniem.
- Mam kończyć?
- Tak, Em.
Rozłączył się. A ja znów zaczęłam się śmiać. Edward spojrzał na mnie zdziwiony.
- Chyba coś ci się rozregulowało – stwierdził niepewnym głosem, czym doprowadził mnie do kolejnego niewytłumaczalnego niczym wybuchu radości. Po chwili sam się tym zaraził. Jechaliśmy autostradą, zachowując się jak wariaci.

Tak, stanowczo coś było ze mną nie tak.

I kto by się tym przejmował?

Na pewno nie ja.



_______________________
Cóż... nie powiem, że nie będę wdzięczna za komentarze ;]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madi dnia Czw 19:03, 16 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin