FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Za głosem serca - Rozdział 13 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Panna_Kaprysna
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: poza zasięgiem

PostWysłany: Sob 20:29, 14 Mar 2009 Powrót do góry

Trafiłam dziś na Twoje opowiadanie i jednym tchem przeczytałam całe. Świetnie piszesz! Bardzo podoba mi się obrót sprawy z Mikiem. Jeszcze nikt go chyba nie uśmiercił. ;P
Życzę baaardzo dużo weny i czekam na następne części. ;d


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Pon 20:25, 16 Mar 2009 Powrót do góry

No to lecimy dalej... Znów w dwóch częściach :D

Tyle mojego smęcenia Laughing
Miłego czytania Wink



betowała Robaczek



Rozdział 7.

[część I]


BPOV


Usiadłam na łóżku, rozglądając się po pokoju. Od wczoraj nic się nie zmieniło, ale nie wiedziałam, czy to dobry, czy zły znak, zwiastun kolejnych niepokojących wydarzeń. Zaspanie i dziwne otępienie bynajmniej nie przynosiły mi żadnych odpowiedzi. Gdy w końcu udało mi się skupić i przypomniałam sobie o wszystkim, bezsilnie opadłam z powrotem na poduszkę. Nie wyjdę stąd, nie ma mowy. Mam zamiar trwać w tej pozycji, zamknięta w swojej celi, pokutując za niepopełnione grzechy i za te, które, zdawało się, od zawsze męczyły moje sumienie. To było naprawdę okropne - wciąż od nowa przypominać sobie dotyk ust Edwarda na moich, jego zapach, jego silny uścisk - i wszystko inne sprowadzać tylko do tych wspomnień, koncentrować na tym całą uwagę, każdą myśl, jaka mi jeszcze pozostała. Co więcej - pragnęłam, by znalazł się przy mnie, choć sama nie rozumiałam, czemu akurat na jego obecności tak mi zależało. Nie znaliśmy się, nic o nim nie wiedziałam, oprócz plotek krążących po szkole. Poczułam nagłą potrzebę poznania tego chłopaka bliżej. Wydawało mi się, że on potrafiłby mnie wysłuchać. Nie wiem, może dlatego, że i ja byłam dla niego kimś obcym i dzięki temu mógłby ocenić mnie inaczej niż ci, którzy znali mnie od dziecka. Ile bym dała, by spojrzeć w tej chwili w jego oczy. Choćby przez jedną sekundę – wiedziałam, że nawet tyle by wystarczyło.


Mama spędziła ze mną resztę nocy, co pozwoliło mi nieco odpocząć i zregenerować nadwątlone smutkiem siły. Zbudziłam się już sama. Ciepłe promienie słońca zaglądały do mojego pokoju, opromieniając go jasnym blaskiem i niosąc ze sobą obietnicę czegoś dobrego. Ten optymizm, a raczej myśl, że mogłabym mieć udany dzień, przeraził mnie. Bez wahania zaciągnęłam kołdrę na głowę, by schować się przed tym oślepiającym światłem i uciec przed jakąkolwiek wizją uśmiechu na mojej twarzy. Zaczęłam oddychać wolniej, powietrze wokół mnie stało się ciepłe, wręcz gorące. Nie wyjdę stąd. Niech się uduszę, ale nie wyjdę. Żadnego słońca, żadnych uśmiechów, żadnych żartów, żadnego pocieszania. Taki jest ludzki los, nieprawdaż? Radości i smutki. Dziś smutki.

W końcu wychynęłam, chcąc sprawdzić, ile czasu spędziłam w łóżku, po czym z powrotem schowałam się do swojego bezpiecznego świata puchu i ciepła. Było po dwunastej, więc spałam jakieś siedem godzin. Cieszyłam się w duchu, że nic mi się nie śniło, a przynajmniej nic nie pamiętałam. Wystarczało, że gdzieś głęboko w mojej podświadomości zaszył się niepokój, którego nie mogłam się pozbyć. Natomiast we śnie mogłam się od niego uwolnić. Pomyślałam sobie, że jestem Syzyf, beznadziejnie wtaczający głaz pod górę. Z tą różnicą, że ja nie walczyłam ze śmiercią, ja musiałam się z nią pogodzić, więc nie rozumiałam swojej kary. Kary nieuzasadnionej, krzywdzącej. W rzeczywistości nigdy nie chciałam, żeby jakiekolwiek groźby rzucane pod jego adresem się spełniły. Tym bardziej, że w żadnym wypadku nie prosiłam, żeby odszedł na zawsze.

Błagamy, a nigdy nie jest nam dane. Nie prosimy, a dostajemy. A w końcu zostaje nam to brutalnie odebrane.

Uciekając od natrętnych myśli w jeszcze bardziej ponure rozważania, znów zasnęłam, ale - jak się okazało - tylko na kwadrans. Dalsze męki nie miały sensu, więc zirytowana odrzuciłam kołdrę i leżałam chwilę z wyciągniętymi na niej rękoma. Zastanawiając się nad ogólną niesprawiedliwością świata, przeczesałam włosy i zsunęłam dłonie, by przetrzeć nimi oczy. Podjęłam kolejną próbę i ponownie usiadłam. Wszystko było bez zmian, z wyjątkiem widoku za oknem - ku mojej satysfakcji, chmury przesłoniły budzące mnie do życia słońce, przerywając mu tę desperacką próbę. I tak z miejsca mogłam skazać ją na niepowodzenie. Spuściłam na ziemię jedną nogę, po czym niepewnie dołączyłam drugą. Teraz wystarczyło tylko się podnieść i zrobić parę kroków do łazienki – nie miałam jednak pewności, czy na pewno chciałabym zobaczyć swoje odbicie w lustrze. Siedziałam tak kilka, a może i kilkanaście, minut, przypatrując się podłodze. W końcu zrobiło mi się na tyle zimno, że odepchnęłam się i powłócząc nogami wyszłam na korytarz.
Sądziłam, że jestem w domu sama, więc tym bardziej zdziwiłam się, słysząc, jak ktoś tłucze się na dole. Zmieniłam kierunek i zeszłam do kuchni.

- Ty nie w pracy? – spytałam. Mama kucała przy szafce, trzymając jakiś garnek. Gdy mnie usłyszała, obróciła się gwałtownie, obijając go głośno o drzwiczki.
- Och... Wstałaś. – Uśmiechnęła się promiennie. – Nie. Wiesz, wzięłam parę dni wolnego. – „Jak mogłabym cię zostawić?” dopowiedziałam sobie w myślach. – Zjesz coś?
- Nie – odparłam sucho. – Nie teraz. Pójdę najpierw pod prysznic.
- Dobrze. A może pojedziemy potem na zakupy? Albo przejdziemy się gdzieś?
Nie doczekawszy się z mojej strony pozytywnej reakcji, dodała prędko, przekręcając głowę w bok:
- To może chociaż pooglądamy razem telewizję?
- Ok, ok. I dziękuję. - Starałam się wymusić jakiś uśmiech, jakikolwiek, żeby pokazać, że trochę już ze mną lepiej. Choć „trochę” to i tak było jeszcze za dużo powiedziane. Obróciłam się i, prawie wciągając po poręczy, po raz kolejny skierowałam się do łazienki.

Tak naprawdę miałam cichą nadzieję, że kąpiel jakoś mnie pobudzi, skłoni do zajęcia się czymś innym niż tylko nieustanne ubolewanie nad śmiercią Mike’a. Wiedziałam, że to oczywiste, że już nic mi go nie wróci. Jakby nie było, ja wciąż żyłam i musiałam dawać sobie radę. Obawiałam się tylko, że nie udźwignę tego wszystkiego sama, że mnie przytłoczy. To było za dużo na moją nastoletnią głowę. Za dużo i za szybko. Zdawałam sobie sprawę, że kiedyś nadejdzie jakiś progres, mimo to, jeszcze tego nie czułam. Liczyłam po prostu na to, że w końcu będzie lepiej.

„Nie załamywać się – iść do przodu”. Tak łatwo o tym pomyśleć, tak prosto powiedzieć, ale nie da się tego wprowadzić w czyn, ot, tak. Należało przyjąć jakąś strategię, powziąć tok myślenia, który wyprowadzi mnie na górę i pomoże wreszcie wtoczyć ten głaz. Ale nie wiedziałam, gdzie tego szukać, a rozwiązanie zapewne nie zamierzało samo do mnie przyjść. Nie mogłam liczyć na swój zmysł stratega.

Wzięłam gorący prysznic i nie spieszyłam się zbytnio z niczym – powoli się ubrałam i również bez pośpiechu wysuszyłam włosy. Wychodząc, odruchowo spojrzałam w lustro, które już odparowało, i stanęłam przy umywalce, wpatrując się w jakąś obcą, godną politowania osóbkę. Byłam zdecydowanie za słaba na samotną walkę. Potrzebowałam jakiegoś asumptu do motywacji, do działania. Nie odnajdywałam go w sobie i znikąd nie widziałam wsparcia. Pragnęłam pomocy, ale przerastało mnie jej poszukiwanie. Gdy stałam tak niczym zaklęta, łzy napłynęły mi do oczu, a ponieważ prawie wcale nie mrugałam, spływały jedna za drugą po policzku. Moja naturalna reakcja obronna – cicha histeria. Nigdy nie płakałam tak dużo jak w ostatnim czasie. Jeśli ma się walić, to wszystko na raz.

***

Znów tam byłam. Znów zacinał deszcz. Stałam na parkingu, patrząc za nim, jak odjeżdża z piskiem opon. Spojrzałam pospiesznie przez ramię, by sprawdzić, ile osób to widziało. Za dużo. Ruszyłam więc przed siebie, mając na wyrzucanie sobie tego, co zrobiłam, całą drogę do domu.

Wszystko było skończone. Ja byłam skończona. I przemoczona.

Trzęsąc się z zimna i nadal kulejąc przez tę przeklętą kostkę, dotarłam do domu szybciej niż kiedykolwiek, gdy szłam pieszo. Nie przejmowałam się, że ktoś mógł zwrócić na mnie uwagę, gdy - niemal biegnąc - gadałam do siebie. Zachowałam się niepoważnie i nieuczciwie, jak zwykle unikając wyjaśnień. Hah! Czułam się jak w jakiejś kiepskiej, wenezuelskiej telenoweli – Bella Swan romansująca za plecami swojego chłopaka. Chłopak odjechał, Edward został, a ja się załamałam. Bo nie wiedziałam, jak miałabym spojrzeć na następny dzień ludziom w oczy, Mike’owi szczególnie.

Niestety, los rozwiązał tę sprawę za mnie.

Doszłam do domu i wściekła zatrzasnęłam z hukiem drzwi. Czym prędzej zaczęłam zdejmować z siebie mokre rzeczy. Dopiero gdy znalazłam się w środku, zorientowałam się, że drzwi były otwarte, a więc mama musiała wrócić już do domu.
- Hej, co się stało? Czemu nie jechałaś samochodem? – spytała, wchodząc do przedpokoju i pomagając mi się rozebrać. Byłam tak poirytowana i jednocześnie zła na siebie za to, w jaki sposób to rozegrałam, że z trudem powstrzymałam się, żeby do niej nie krzyczeć. - Mike mnie rano podwiózł.
- Więc nie mógł i odwieźć? Coś się stało? – ponowiła pytanie.
- Nie wiem, może i mógł, ale… – Spojrzałam jej w oczy i gdy pomyślałam, ile musiałabym jej tłumaczyć, straciłam ochotę do rozmowy. – Nieważne - dokończyłam i pobiegłam szybko na górę, zostawiając ją na dole z kurtką ociekającą wodą.

***

- Bella? Bella, jesteś tam? – Mama pukała nerwowo w drzwi. Być może pomyślała, że postanowiłam się utopić w wannie i, faktycznie, musiało to wyglądać podejrzanie; patrzyłam w ciszy na parę brązowych, podpuchniętych oczu, nie wydając żadnych dźwięków, a łzy skapywały co jakiś czas na krawędź umywalki. Obróciłam się więc z wolna i nacisnęłam klamkę.
- Tak mamo, chodźmy do kuchni. – Uśmiechnęłam się niemrawo, a mama objęła mnie ramieniem i zeszłyśmy na dół.

Rozmawiałyśmy długo o różnych drobnostkach, co nieco mi ulżyło, a kiedy nie zostało nic prócz tematu Mike’a, wstałam od stołu i, opierając opuszki palców o blat, powiedziałam:
- Pójdę do siebie. Chcę jeszcze pobyć sama. – Pokiwała ze zrozumieniem głową i wyciągnęła rękę, by pogłaskać mnie po ramieniu.

Było koło piątej. Położyłam się na brzuchu w poprzek łóżka, po czym podłożyłam poduszkę pod brodę. Jakąś dobę temu dowiedziałam się o wszystkim. Dziękowałam w duchu, że tata jest komendantem, choć nie zawsze przynosił dobre wieści. Nie mam pojęcia, jak zniosłabym informację o wypadku Mike’a, gdybym dowiedziała się o tym w szkole. Zapewne wszyscy już wiedzieli. Pewnie stworzyli sobie własną wersję wydarzeń, gdzie ja byłam tą „złą”. Mimo to, poczułam się nieco zawiedziona, że nikt nie pokusił się, żeby chociaż do mnie zadzwonić. „Zła” czy „nie zła”, mnie też to dotknęło, być może nawet bardziej niż całą resztę. Prawdopodobnie uznano, że skoro nie przyszłam do szkoły, to o wszystkim wiem i zamierzam zerwać kontakt ze światem. Bo tak było najwygodniej, najbezpieczniej.

„Widok mojej podłogi zapamiętam chyba do końca życia” pomyślałam, zamykając oczy, bo leżąc w bezruchu znów się na nią nieprzytomnie gapiłam. Zaczynałam drzemać, kiedy ktoś nieśmiało zapukał do drzwi pokoju. Nie mogło to być żadne z rodziców, bo mój gość wyraźnie czekał na przyzwolenie wejścia do środka. Pojawiła się optymistyczna myśl, że może jednak ktoś zainteresował się moim losem - niemalże z entuzjazmem przekręciłam się na plecy. Krzyknęłam „Proszę!”, zapalając równocześnie lampkę na szafce nocnej.

Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie: najpierw na krawędzi drzwi pojawiły się smukłe, blade place, potem, gdy otworzono je szerzej, zobaczyłam kasztanową czuprynę. Na śmierć zapomniałam o moim zadaniu na historię.
- Witaj, Bello. – Zamknął cicho drzwi, opierając się o nie plecami.
- Edward... Całkiem o tym zapomniałam, przepraszam... – Wstałam i postąpiłam krok w jego stronę. Nie mając pojęcia, co jeszcze mogłabym powiedzieć, wsunęłam dłonie w kieszenie dżinsów. Przyjrzałam mu się - Edward w jednej ręce trzymał jakieś książki i kartki, a drugą wyciągał właśnie z kieszeni, więc i ja zrobiłam to samo. Położył to wszystko na biurku, po czym usiadł w fotelu; nie rozglądał się ciekawsko po pokoju, nie podziwiał niczego – czuł się dziwnie swobodnie. Oparł łokcie na udach i wpatrywał się w swoje splecione dłonie. Spojrzałam na niego z wolna, ponieważ w każdej chwili mógł podnieść głowę i napotkać mój łapczywie pożerający go wzrok. Gdy się w niego wpatrywałam, opuszczały mnie wszystkie troski, wydawało mi się nawet, że czuję się lżejsza. Jakbym nie dźwigała już głazu na swoich barkach.

Znów to, co działo się między nami, wyglądało dla mnie tak zwyczajnie. Ta swoboda, brak barier i naturalność. Jakbyśmy znali się od zawsze... I zdałam sobie sprawę, że powstała między nami jakaś, niewytłumaczalna wtedy dla mnie, więź. A co najdziwniejsze w tym wszystkim - Edward nigdy wcześniej u mnie nie był. Rozmyślając o tym, pokręciłam głową. Nie miałam czasu, żeby się dłużej nad tym zastanawiać – czy może on też czuł coś takiego jak ja. Przeniosłam wzrok na biurko, przy którym stałam, i zamarłam. Rzuciłam szybko okiem czy patrzy, co robię, po czym niby od niechcenia zaczęłam przekładać drobiazgi leżące na blacie. Tak naprawdę skupiłam się tylko na jednej rzeczy. Obróciłam się jeszcze do niego plecami – dość niegrzecznie, ale musiałam się jakoś zasłonić. Tak na wszelki wypadek. Czym prędzej porwałam czarny, lśniący guzik i włożyłam go do kieszeni z ciężkim westchnieniem ulgi. Powróciłam na miejsce, gdzie wcześniej stałam i odezwałam się, żeby odwrócić uwagę od mojego podejrzanego zachowania:
- Ja... Przepraszam, zapomniałam o tym całkowicie i jeszcze nic nie przygotowałam.
- I ja właśnie w tej sprawie... Widzisz – zatrzymał się na chwilę, rozplótł palce, by potrzeć nimi skroń w pełnym zakłopotania geście – słyszałem o wypadku i... - Spojrzał na mnie niepewnie jakby bał się, że zaraz zemdleję. Chyba miał rację, bo w słabym świetle wyglądał zupełnie inaczej niż w szkole. Nie umiałam dokładnie opisać, na czym ta różnica polega, ale wyglądał – po prostu - inaczej. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Czekałam na ciąg dalszy i zorientowałam się, że wciąż trzymałam rękę w kieszeni bluzy, zaciskając palce na małym przedmiocie. Który zresztą nie należał do mnie. Obawiałam się, że Edward zobaczył go, kładąc swoje rzeczy na biurku, ale nie sprawiał takiego wrażenia. Nawet gdybym uciekła od wspomnień naszego pocałunku, gdybym w jakiś cudowny sposób pozbyła się zupełnie nieodpowiednich dla relacji koleżeńskich, jakie nas łączyły, myśli o Edwardzie, pozostawał dowód rzeczowy. A to było gorsze nawet od świadka tamtego zdarzenia.

Z wrażenia i bólu, dopiero w szpitalu zorientowałam się, że kurczowo zaciśnięta pięść zawierała niecodzienną pamiątkę. Edward pewnie też odkrył braki w swoim płaszczu, ale na szczęście nie poruszał jeszcze tego tematu. Jeszcze.

Chcąc zapewnić jakoś chłopaka, że nie zamierzam zalewać się teraz rzewnymi łzami, jak to miałam w zwyczaju w jego obecności, usiadłam na łóżku. Chwyciłam poduszkę, tuląc ją do piersi, a wtedy on oderwał dłoń od swojej twarzy i, gestykulując, ciągnął dalej. - Sam trochę się rozejrzałem, poszukałem materiałów i przyniosłem taki wstępny zarys, jak miałoby to wyglądać. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. - Zerwał się z fotela, wziął swoje rzeczy z biurka i szybko znalazł się przy łóżku. Wydawało się, jakby miał się zaraz na nie rzucić, ale tylko delikatnie na nim przysiadł, usadawiając się naprzeciw mnie.

Milczeliśmy przez chwilę. Czekałam, aż da mi coś do roboty, ale Edward przekładał kartki; to je obracał, to przekręcał głowę, czytając szybko jakiś fragment, układając je we właściwej sobie kolejności, a ja badawczo obserwowałam każdy jego ruch. Spuściłam wzrok na stertę książek i zeszytów, które położył koło siebie. Nieświadomie sięgnęłam po pierwszą z nich - był to nasz podręcznik do historii, a pod nim leżały już lektury typowo historyczne i dotyczące tematu naszej pracy. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałam nawet, co dokładnie mieliśmy w niej zawrzeć - przez jego towarzystwo nie skupiłam się zbytnio na lekcji. Edward mówił coś o wojnie secesyjnej i tyle mi wtedy wystarczyło.
- Przyniosłem ci moje notatki - powiedział, kiedy zauważył, co przyciągnęło moją uwagę. Przerywał jednocześnie moje próby przypomnienia sobie tego durnego tematu.
- Och... Dziękuję. - Zaczerwieniłam się i uśmiechnęłam lekko. - To miło z twojej strony.
- Pomyślałem, że się przydadzą. Nie chcesz chyba mieć zaległości? - spytał niewinnie i posłał mi jeden ze swoich czarujących uśmiechów, którego urokowi od razu uległam.
- Nie, oczywiście, że nie. - Przyciągnęłam zeszyty do siebie, robiąc się jeszcze bardziej czerwona, a Edward powrócił do czytania swoich notatek.

Znów zapadła cisza. Przejrzałam zeszyty pobieżnie i podeszłam do biurka po swoje, by zacząć przepisywać tematy, których nie miałam.
- Nie musisz teraz, oddasz je po weekendzie - odpowiedział na mój ruch, nie przerywając czytania. "No tak, dzisiaj piątek" pomyślałam i wróciłam na swoje miejsce. W zaistniałej sytuacji - gdy nie miałam nic do roboty - postanowiłam zająć go rozmową. Odezwałam się nieśmiało:
- Może zostawiłbyś te materiały? Przygotowałabym coś na jutro. - Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Jasne, tylko że większość już sam zrobiłem.
- Jak to?
- Widzisz, pomyślałem, że przez to, co się stało - znów zrobił pauzę, sprawdzając uważnie moją reakcję. Wprawdzie świat walił mi się na głowę i miałam ochotę krzyczeć, jednak siedząc koło Edwarda nic już nie było takie same. Tak samo ponure, okropne i pechowe. Stałam się wolna, mój umysł stał się wolny, choć powoli zaczęły go wypełniać myśli na temat niezwykłości Edwarda. Wpatrywałam się w niego jak w obrazek. W końcu upewnił się, że wszystko ze mną w porządku i kontynuował - nie będziesz miała głowy do takich spraw. Zresztą... - Przeczesał palcami włosy. - Jazz sporo wiedział na ten temat, więc poszło szybciej, niż myślałem.

Zgiął jedną nogę w kolanie i oparł na nim łokieć wolnej ręki, wciąż gmerając palcami we włosach. Patrzył mi przy tym prosto w oczy, a ja spoglądałam na niego oniemiała, nie mogąc zrozumieć, co - w mojej sypialni, na moim łóżku, naprzeciw mnie - robi boski Edward Cullen. Jakim niby cudem siedział w tak hipnotyzującej mnie pozie, wzdychał i mówił coś do mnie?

Mówił coś do mnie? Prędko powróciłam na ziemię, jednak zdążyłam usłyszeć tylko trzy, ostrożnie wyszeptane, słowa:
- Bardzo to przeżyłaś?
Odpowiedź wydawała się przecież oczywista, jednak postanowiłam zgrywać dzielną dziewczynkę.
- Trochę... - Zamknęłam oczy i zwinęłam się kłębek. Tyle tylko byłam w stanie z siebie wydusić.
- Przepraszam, nie wiedziałem, co… Nie miałem pojęcia, o czym… Uznałem, że może chcesz o tym z kimś porozmawiać.

Poczułam, że moje rzęsy stają się już wilgotne, więc zacisnęłam mocniej powieki. Nie wytrzymałam - znowu płakałam przy Edwardzie. Czy to się kiedyś skończy?
- Może pomilczymy trochę? - zaproponowałam niepewnie, choć w głębi duszy chciałam o czymś z nim rozmawiać. O szkole, o pogodzie, o planach na wakacje, o ulubionej muzyce. O czymkolwiek. Jednak Edward zamilkł. Słyszałam tylko szelest przewracanych kartek. Nagle wstał - musiał pomyśleć, że, mówiąc „milczenie”, miałam na myśli milczenie w samotności. A ja przecież tak potrzebowałam jego obecności! Znów czułam się przy nim luźno, normalnie, nieskrępowanie.
- Nie idź - powiedziałam, ale chyba zbyt cicho, by mnie usłyszał. Mimo to w jednej sekundzie poczułam, jak chłodne palce odgarniają mi grzywkę z czoła. Sparaliżowało mnie to.

Wszystko działo się zbyt szybko - nawet się nie zorientowałam, kiedy znalazł się za moimi plecami, a już odsłaniał włosy z mojej mokrej od łez twarzy. Czyżbym miała halucynacje albo straciła kontakt z rzeczywistością, że to przeoczyłam, albo... Sama nie wiem. Za to pod wpływem jego delikatnego dotyku, moje serce przyspieszyło, i bliskość, której tak pragnęłam, stawała się dla mnie niebezpieczna. "Jego obecność jest jak narkotyk..." pomyślałam.
- O czym myślisz? – Wiedział, kiedy się odezwać. Ale zdecydowanie nie chciał wiedzieć, co zaprzątało moją głowę...
- Czy... Czy nie jest ci zimno. Masz takie zimne ręce. Może chcesz koc albo...
- Och. - Cofnął szybko rękę, którą głaskał mnie po głowie.
- Nie - zaprotestowałam. - To nie przeszkadza, nawet pomaga...
- Na pewno?

Kiwnęłam głową i po chwili zaczął subtelnie przeciągać palcami po pojedynczych kosmykach, aż opadały mi na plecy i łóżko. Kiedy jedno pasmo spadło, brał następne. I następne. I następne... Było to bardzo kojące, a monotonia jego ruchów uspokajała moje skołatane ostatnimi wydarzeniami nerwy.

To niezdrowe.

To bardzo niezdrowe.

Usilnie próbowałam myśleć racjonalnie. Bądź co bądź, ta sytuacja była dosyć intymna. Zbyt intymna, biorąc pod uwagę fakt, że Edward miał dziewczynę i że łączył nas wspólny pocałunek. Nie, on nie miał po prostu dziewczyny – on miał cudowną dziewczynę, a ja jakoś nie wydawałam się być w tym wszystkim pasującym elementem. Nie takie relacje powinny nas łączyć.

"Nie, to zdecydowanie bardzo niezdrowe" powtórzyłam w myślach, gdy jego dłoń zsunęła się na moją szyję. Tym samym, dobrze mi znanym, gestem, pociągnął po niej palcami, zatrzymując się na obojczyku, ale tym razem objął dłonią całe moje ramię. Wydawało mi się - a może i nie - że przysunął się do mnie bliżej, zaczynając gładzić ramię kciukiem.

Zdałam sobie sprawę, że on się chyba angażuje. Ja także. Niezrozumiała więź przyciągała mnie do niego, coraz bardziej utwierdzając w tym, że nie ma żadnej granicy, żadnego wytłumaczenia dla takich zachowań, żadnego jasnego określenia, kim dla siebie jesteśmy. Bo tego nawet nie ma w tych chorych telenowelach. „No tak, przecież tu rozgrywa się prawdziwe życie” odpowiedziałam sobie sama. Jednak jak go o to spytać? Jak zacząć? Czyż tak nie jest dobrze?

"Niezdrowe, niezdrowe, niezdrowe!" krzyczało mi coś w głowie. Przygryzłam dolną wargę na myśl o tym, jaką przyjemność mi to, mimo wszystko, sprawiało.

I tak zasnęłam, z uśmiechem na ustach i boskim, zajętym, niepojętym, opiekuńczym Edwardem Cullenem za moimi plecami.

Bo jak to? Od kiedy lekarstwo jest niezdrowe?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anja dnia Wto 21:58, 19 Maj 2009, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Anabells
Zły wampir



Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd

PostWysłany: Pon 20:52, 16 Mar 2009 Powrót do góry

Uh, czemu on jeszcze nie zerwał z Tanyą? Chyba oboje zdają sobie sprawę, że to bezsensu...
Bardzo mi się podoba jak piszesz. Przez moment miałam wrażenie,jjakbym była z nimi w pokoju Belli, jakbym czuła to, co ona...
Zastanawiam się kiedy Bells przejdzie żałoba po Mike'u. Sądzę, że odwiedziny Eda przyspieszą "wyzdrowienie". Mogą też wzbudzićwyżuty sumienia u Belli. W końcu, znając jej wrażliwość, mogłaby tę ulgę, którą czuje w obecności Eda (z którym całowała się jescze za życia Mike'a) uznać za zdradę.
Życzę duuużo wena, aby kolejne rozdziały były coraz lepsze!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Panna_Kaprysna
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: poza zasięgiem

PostWysłany: Pon 22:04, 16 Mar 2009 Powrót do góry

Oo, wchodzę bez zbędnych nadziei, patrzę, a tu nowy odcinek.;d
Bardzo mi się podoba, świetnie opisujesz uczucia targające Bellą. Jednocześnie chce być z Edwardem i uciekać od niego przez wzgląd na nieżywego (i chwała mu za to!) Mike'a.
Najbardziej podoba mi się ten fragment: "Bo jak to? Od kiedy lekarstwo jest niezdrowe?" Świetne, mistrzowskie! Bella już zaczyna wiedzieć, że Edward zostanie "lekarstwem na całe zło".

Znalazłam tylko jeden minus Twojego opowiadania. Mianowicie: przecinki. Są w złych miejscach. Tylko czasami, ale jednak.

Życzę duuuużo WENY ;d


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 22:59, 16 Mar 2009 Powrót do góry

Cytat:
Znalazłam tylko jeden minus Twojego opowiadania. Mianowicie: przecinki. Są w złych miejscach. Tylko czasami, ale jednak.

Za to można winić wyłącznie mnie. (Zdecydowanie zasługuję na pobicie mnie gumowym młoteczkiem, przyznaję). Anja, przepraszam Cię bardzo, wstyd mi za siebie. -_-"
Ale, tak swoją drogą, w których miejscach te przecinki są, według Ciebie - Panno Kapryśna - źle rozmieszczone? Byłabym wdzięczna, gdybyś miała chwilkę i wskazała. Wink

zawstydzony, skruszony robal


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
SuzKa
Człowiek



Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: w miejscu co nie ma go na mapie - znaczy się Łódź ;)

PostWysłany: Wto 10:50, 17 Mar 2009 Powrót do góry

świetne! I ten rozdział i wszystkie poprzednie i ta złożoność uczuć targających Bellą mistrzostwo!
No i oczywiście ten fragment: "Bo jak to? Od kiedy lekarstwo jest niezdrowe?". No i jak tu można nie lubić Belli i jej "logicznego" myślenia? Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Panna_Kaprysna
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: poza zasięgiem

PostWysłany: Wto 13:42, 17 Mar 2009 Powrót do góry

anja napisał:
[i][color=orange]Wychynęłam tylko po to, by sprawdzić godzinę, i z powrotem schowałam się do swojego bezpiecznego świata puchu i ciepła.
Byłam jak Syzyf, beznadziejnie wtaczający głaz na górę.
Uciekając od natrętnych myśli w jeszcze bardziej ponure, znów zasnęłam, ale, jak się okazało, tylko na kwadrans.
Dalsze męki nie miały sensu, więc nieśmiało podniosłam kołdrę i usiadłam, przeczesując włosy.


Przed "I" nie stawiamy przecinków.
Po słowie "Syzyf" też nie powinno go być.
Po "ale" również. Wygląda jakbyś to słowo odgrodziła...
Po "usiadłam" też.

Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, ale nie mam teraz za dużo czasu, więc wzięłam tylko początek tekstu. (:
Pozdrawiam. ;d


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:15, 17 Mar 2009 Powrót do góry

Wychynęłam tylko po to, by sprawdzić godzinę, i z powrotem schowałam się do swojego bezpiecznego świata puchu i ciepła.
Cytat:
Przed "I" nie stawiamy przecinków.

Nie jest prawdą ani regułą, że przed "i" nie stawiamy przecinków - cytat z "Słownika poprawnej polszczyzny" pod red. prof. A. Markowskiego - "W praktyce rozpoznawanie typów wypowiedzeń współrzędnych może być utrudnione przez to, że pewne spójniki typowe dla jednego rodzaju wypowiedzeń mogą być także użyte w innym typie, np. spójnik i, w zasadzie występujący w zdaniach łącznych, pojawia się też w zdaniach wynikowych - wtedy stawia się przed nim przecinek".
Przecinek jest więc tutaj na miejscu.

Byłam jak Syzyf, beznadziejnie wtaczający głaz na górę.
Cytat:
Po słowie "Syzyf" też nie powinno go być.

Dalsze męki nie miały sensu, więc nieśmiało podniosłam kołdrę i usiadłam, przeczesując włosy.
Cytat:
Po "usiadłam" też.

O ile w przypadku tamtego przecinka byłabym skłonna przyznać rację, tych będę bronić jak niepodległości. „Wtaczający” to imiesłów przymiotnikowy czynny, przed którym przecinek nie jest wymagany, ale w tym zdaniu nie uznałabym go za błąd - postawienie przed nim przecinka wynika raczej z kontekstu. (Oczywiście nie jest konieczny i można go stamtąd usunąć). Z kolei „przeczesując” to imiesłów przysłówkowy współczesny, przed którym stawiamy przecinek.

Uciekając od natrętnych myśli w jeszcze bardziej ponure, znów zasnęłam, ale, jak się okazało, tylko na kwadrans.
Cytat:
Po "ale" również. Wygląda jakbyś to słowo odgrodziła...

Oczywiście, że je odgrodziłam – w końcu „jak się okazało” jest w tym zdaniu wtrąceniem, które wymaga wydzielenia go w zdaniu z dwóch stron (przecinkami, myślnikami, ewentualnie nawiasami); tłumaczy to postawienie przecinka po "ale". Dlaczego przecinek znajduje się przed nim – jest jasne. Wink

edit:
Nie twierdzę bynajmniej, że posiadam monopol na poprawność interpunkcyjną czy jakąkolwiek. Jednak w tym przypadku uważam, że na poparcie takiego, a nie innego rozmieszczenia przecinków, mam dość solidne argumenty. W każdym razie, dziękuję za zwrócenie uwagi. :)

Pozdrawiam,
robal


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Wto 18:39, 17 Mar 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Wto 18:35, 17 Mar 2009 Powrót do góry

Piękne opowiadanie, ostatni rozdział chwycił mnie za serce. tyle w nim czułości i takiej prostoty,że aż wruszenie ściska za serce. Crying or Very sad
Tyle prostych gestów, ale przepełnionych taką czułością...
Naprawdę urocze.
Proszę szybko pisać dalej, bo zostałam zniewolona!
Varda
Człowiek



Dołączył: 17 Mar 2009
Posty: 68
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:47, 18 Mar 2009 Powrót do góry

Powiem szczerze, ze jest to pierwsze ff ktore mnie wciagnelo. A do malo wybrednych nie naleze Cool Uwazam ze masz smykalke do pisania i powinnas wlozyc w to troche energii a moze z czasem przyniesie Ci to kokosy Wink A dopoki nie wpadniesz na innowacyjny pomysl i nie stworzysz swojego wlasnego, prywatnego bestsellera, czekam na nowe odcinki i zycze weny :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Śro 20:41, 18 Mar 2009 Powrót do góry

ja z przecinkami leżę. przyznaję się bez bicia i brawa dla Robaczka za wytrwałość w poprawianiu kolejnych rozdziałów.

Anabells napisał:
Uh, czemu on jeszcze nie zerwał z Tanyą?
no cóż, nie miał jeszcze okazji, bo Tanya wciąż na wyjeździe... a nawet gdy wróci, to nie będzie to takie proste, ale nieeee... nie zdradzę fabuły :D


dziękuję za komentarze i na koniec dodam, że EPOV już się betuje. więc, może niebawem dalsza część? :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anja dnia Czw 19:18, 19 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:36, 19 Mar 2009 Powrót do góry

Ostatnio odwoływałam swoją wypowiedź na temat tego, które POV wychodzi Ci lepiej - teraz stwierdzam, że lepiej dać sobie spokój z tego typu porównaniami. Myślę, że nie istnieje kwestia, że któryś z punktów widzenia idzie Ci lepiej lub gorzej, że nie od tego jest zależny poziom danego rozdziału. Po prostu piszesz nierównie i to widać. Ostatnio trochę skrewiłam przy becie, ale dziś, gdy czytałam ten rozdział po raz trzeci, wydał mi się niedopracowany - niekoniecznie tak, jakbyś spędziła nad nim za mało czasu. Po prostu tak, jakby był to jakiś fragment historii, który musisz opisać, a niezbyt się do tego rwiesz. I dlatego opisujesz go trochę po łebkach, gubiąc przy tym lekkość stylu. Nie wiem, może taka a nie inna opinia odnośnie tego rozdziału wynika z tego, że w dużej mierze patrzę na niego pod względem technicznym i traci on w porównaniu do poprzednich BPOV'ów, czy poprzednich rozdziałów w ogóle. Zdań nie czyta się już tak lekko - jakby udzielił im się tragizm sytuacji, huh. Po prostu ten fragment stylistycznie kuleje, ale myślę, że tak już po prostu musi być: raz jest się na samej górze, by następnym zejść trochę na dół. Bynajmniej nie usprawiedliwia to tego nierównego pisania, o którym wspomniałam, sądzę jednak, że jest to dość powszechne zjawisko w przypadku pisania fanfiction. I mam nadzieję, że następnym razem znajdziemy się wyżej. :)

Pozdrawiam,
robak


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Pon 23:36, 23 Mar 2009 Powrót do góry

beta: Robaczek

część II

EPOV


Zjawiłem się u niej punktualnie o siedemnastej. Jak poprzedniego dnia, do środka wpuściła mnie jej matka, z której twarzy nie schodził szeroki uśmiech. Cieszyła się, że ktoś przychodzi do Belli, choć nie dawała po sobie poznać, że wolałaby, by był to ktoś inny. Wymieniliśmy krótkie uprzejmości i w dwóch susach znalazłem się przy drzwiach sypialni Belli.

Gdy naciskałem klamkę, przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Przypomniało mi się wszystko, co wydarzyło się wczoraj. Przepełniał mnie optymizm, poza tym dziwiłem się sam sobie, że stać mnie na aż tyle silnej woli. Bella wciąż żyła, co więcej - wciąż nie wiedziała, jaki jestem naprawdę. Popełniałem tyle błędów, od dotyku jej moimi lodowatymi dłońmi, po wyjawianie tego, co myślał Mike. Mimo to Bella niczego nie podejrzewała. Nie dziwiła jej ani stanowczo zbyt niska temperatura mojego ciała ani to, że niektóre czynności wykonywałem z nieludzką szybkością, ani sposób w jaki na nią ostatnio patrzyłem. Oczywiście wiedziałem, że Bella to wszystko zauważyła, ale nie rozumiałem, dlaczego przyjmowała tak dziwne, niecodzienne zachowania ze stoickim spokojem. To naturalnie dodawało mi otuchy – dawałem upust swojej ciekawości, ale jednocześnie prowokowało mnie to do dalszego tracenia rozsądku w jej obecności. Pozwalałem sobie na więcej i więcej, przesuwając granicę moralności i opamiętania jak najdalej. Posunąłem się o krok dalej - udawałem, że taka granica w ogóle nie istnieje. Chociaż raz mogłem spełnić swoje postanowienie opiekowania się tą kruchą istotą, nie myślałem więc o zachowywaniu pozorów. I wreszcie, bez skrupułów czy obaw, że mnie nakryje, obserwowałem, jak powoli przy mnie zasypia. Wreszcie mogłem przebywać z nią sam na sam bez żadnych podejrzeń o obsesję.

To nie było zdrowe. Ani dla mnie - z perspektywy przemożnej chęci zabicia jej - ani dla niej, bo wciąż pozostawała w błogiej nieświadomości, jak bardzo zagrażam jej życiu. Poza tym nie zachowywałem się fair w stosunku do Tanyi. W końcu niczemu nie zawiniła, a jednak ja w pewien sposób ją raniłem. Po tym incydencie powinienem był odciąć się od Belli najszybciej, jak to możliwe. Tymczasem sam angażowałem się coraz bardziej, w dodatku wciągając w to Bellę. Może nawet trochę wbrew jej woli, wydawało się bowiem, że chciała zapomnieć o tym, co się stało. Jednak byłem zbyt zdesperowany – nowe emocje zaprzątały moją głowę i nie miałem siły na to, by z nimi walczyć. Mogłem oprzeć się pragnieniu, ale nie temu dziwnemu uczuciu. I radziłbym sobie z tym, gdyby nie to, że chciałem, żeby i ona poczuła do mnie coś więcej.
Dlaczego musiałem zachowywać się tak egoistycznie? Dlaczego, ze wszystkich ludzkich cech, akurat ta musiała dominować w moim charakterze?

Zapukałem - tym razem w ramach ostrzeżenia – i, nie czekając na jej odpowiedź, powoli otworzyłem drzwi.
- Ooch... Już jesteś... - Wydawała się być zaskoczona. Prędko wstała z łóżka, na którym wciąż leżały nasze zeszyty, po czym szybko zaczęła zbierać swoje rzeczy i rzuciła je na mój fotel.
Mój fotel? Jestem żałosny. Przeraźliwie żałosny.
- Tak. Nie za wcześnie? Pomyślałem, że moglibyśmy to już dzisiaj skończyć – powiedziałem, wchodząc do środka i odwracając na chwilę do niej plecami, by zamknąć drzwi. Chyba zrobiłem to zbyt szybko, bo stała nieco zdziwiona. Przestraszyłem się, że będzie coś podejrzewać, ale odezwała się prędko, tłumacząc:
- Nie, nie. Tylko nie zdążyłam jeszcze wszystkiego przepisać. – Wróciła do łóżka, by ogarnąć chaos, jaki tam zostawiła.
- Ale mówiłem ci, że oddasz po weekendzie.
- Taak, ale myślałam, że jednak zdążę.
Miała stanowczo lepszy nastrój. Przynajmniej takie wrażenie sprawiała, kiedy słuchałem jej usprawiedliwień.

I wtedy poczułem kolejny dreszcz, jednak całkowicie odmienny od poprzedniego. Spojrzałem na nią - stała na palcach zdrowej nogi, drugą zgiętą opierała o łóżko i układała wszystko, co na nim leżało, w stosik. Włosy luźno zwisały po jednej stronie, przeszkadzając jej w szybkich porządkach, więc co chwila zakładała je za ucho. W dodatku pokój rozjaśniała jedynie lampka stojąca na jej nocnej szafce, przez co Bella wyglądała niezwykle zmysłowo w takiej pozycji, w tym miękkim świetle. Krótka bluzka podwinęła się do góry, odsłaniając plecy. Wpatrywałem się tępo w dwa małe dołeczki, wodząc wzrokiem jeszcze niżej - jej spodnie opinały delikatnie zaokrąglone biodra i pośladki.

To stanowczo nie było zdrowe... Uczucie wzięło górę. Nie pragnąłem już tylko krwi. Opanuj się, opanuj się, Edwardzie - opanuj się... powtarzałem sobie. Zamknąłem oczy i przeszedłem przez pokój do okna. Być może zbyt swobodnie jak na gościa, ale potrzebowałem widoku innego, niż ponętnie odsłonięte lędźwie Belli.
- Coś się stało? Źle się czujesz? - spytała. Tak, czuję się świetnie. Ale nie zbliżaj się do mnie.

I wtedy zrozumiałem, że traktuję ją jak jakiegoś królika doświadczalnego moich własnych eksperymentów: jak daleko posunę się w tym wszystkim - w naszej znajomości, w poznawaniu nowych emocji, w moim postrzeganiu Belli jako... jedzenia.

Jednak nie mogłem jej za nic winić - sam postanowiłem wystawiać swój instynkt na próbę i sam musiałem się z tym teraz zmierzyć. Trzeba przyznać: robiłem postępy. Coraz lepiej znosiłem jej zapach, coraz lepiej powstrzymywałem się od myśli i planów dotyczących zabicia jej. Choć to ona sprowokowała mnie tym pocałunkiem do rozmyślania nad ewentualnością, gdzie byliśmy jako „my”, to ostatecznie sam wybrałem tę ścieżkę, sam zdecydowałem się ciągnąć nasze dziwne relacje. Jak zwykle – instynktownie, ale czy słusznie? Nie byłem stuprocentowo pewny, czy ona żałuje tego, co zrobiła w lesie; możliwe, że chciała zapomnieć o tym pocałunku, a ja jej to utrudniałem. Mike ją zranił, a na brak szacunku do Belli nie mogłem pozwolić. Poniosło nas, ale też nie wybaczyłbym sobie, gdybym jej nie pomógł. Jemu też bym nie wybaczył, gdyby ją do czegoś zmusił, ale łajdak nigdy się o tym nie dowie. Cóż za nieodżałowana strata.
Postanowiłem zrobić krok do przodu. Krok w stronę Belli. Krok do tyłu, oddalając się od Tanyi. Nie miałem z tego powodu wyrzutów sumienia. O ile w ogóle kiedyś sumienie posiadałem. Nie czułem, że postępuję źle, więc uznałem, że postępuję właściwie.

Po dziewięćdziesięciu latach bycia wampirem, po wielu błędach, takich jak odbieranie innym życia, po tym, jak wróciłem do Carlisle'a i po tym, jak byłem w spokojnym związku z Tanyą, odezwało się we mnie nieznane mi uczucie. Potrzeba ryzyka? Lekkomyślność? Chęć spróbowania czegoś nowego? Czy mogłem wpaść na bardziej szalony pomysł?

Zachciało mi się opiekować człowiekiem.

Zachciało mi się zakochać w człowieku...

Dotknęła leciutko moich pleców. Najwolniej jak tylko potrafiłem, odwróciłem się do niej, mówiąc:
- Wszystko w porządku. Chciałem tylko zobaczyć, czy nie zablokowałem podjazdu.
- Och. To co? Zaczynamy? - zapytała. Nie czekając na mnie, usiadła na łóżku.
- Chyba faktycznie to dzisiaj skończymy, bo sporo zrobiłeś – dodała, kręcąc pobłażliwie głową.
- Odwdzięczysz mi się w inny sposób. Co tam masz? - Podszedłem do niej i położyłem się na boku, naprzeciw niej. Tym razem dzieliła nas nie tylko większa odległość, ale i porozkładane między nami notatki.
- Poczekaj, tylko dopiszę... - Skrobała coś zawzięcie na kartce. Była w stanowczo lepszym nastroju.

Nie chcąc jej przerywać, sięgnąłem bez namysłu po pierwszy z brzegu podręcznik i zacząłem go przeglądać. Wydawało mi się, że wystarczająco rozwinąłem zadany nam temat, na który zresztą trudno było zbyt wiele napisać. Działania wojenne na zachodzie (1861-1863) – wielce mi ambitna praca... Co w takim razie ona jeszcze mogła tam dopisywać?

Spojrzałem na nią raz – ciągle pisała, więc powróciłem do swojego nudnego zajęcia.

Spojrzałem drugi – była tak skupiona na tym, co robiła. Widać, że praca pomagała jej odegnać wszelkie przykre myśli. Książka, książka, książkaa! - strofowałem sam siebie.

Nie wytrzymałem. Przewracając kartkę, zamarłem, pochłaniając ją wzrokiem. Nie zwracała na mnie uwagi, tak była zaprzątnięta swoim zajęciem. Uśmiechnąłem się do siebie na ten prosty, naturalny obrazek, jakim się napawałem – Bella przerwała na chwilę pisanie, przyłożyła długopis do ust, lekko go przygryzając, a drugą ręką wertowała książkę, która leżała przy niej.

To fascynujące. Fascynujące i zadziwiające. Okropnie frustrujące. Nie słyszałem nic. Kompletna pustka, której nie mogłem ogarnąć, coś dla mnie zupełnie niezrozumiałego. Ani strzępka myśli. Wsłuchiwałem się więc w to, co mi pozostało; po chwili w mojej głowie nadal dźwięczał tylko jej miarowy oddech i jednostajna melodia, jaką wygrywało jej serce. Ta jednak niespodziewanie przyspieszyła – była jedynym dźwiękiem słyszalnym w pokoju. Bella ciągle trzymała przy ustach swój długopis, a ja kartkę w powietrzu. Podniosła na chwilę wzrok, zapewne z ciekawości, chcąc sprawdzić, co robię. Nie zdążyłem zareagować - nasze oczy spotkały się na tę milionową część sekundy. Zauważyłem, jak wpatrywała się w swoją kartkę, choć nic nie czytała – po prostu skupiła się na jakimś konkretnym punkcie. Uniosła głowę i wydawało się, że całe godziny wodziła wzrokiem po kołdrze, kartkach i zeszytach, aż w końcu zatrzymała się na książce, którą miałem przed sobą, a potem przeniosła oczy na moją dłoń zawieszoną w powietrzu. Wzięła głęboki wdech, jakby walcząc sama ze sobą, zbierając siły na jakąś trudną do wykonania czynność.
Spojrzała mi prosto w oczy.

A więc z tym walczyła... Czy również sądziła, że to, co robimy - a raczej to, co ja robię - nie jest do końca właściwe? Że wcale nie jest właściwe? Niepoprawne? Spoglądałem w jej czekoladowe oczy, przedłużając tę chwilę, w której zapominaliśmy, po co tu jesteśmy i kim jesteśmy. Kim jestem ja. Kim ona jest dla mnie. Oczy są podobno zwierciadłem duszy, ale niezależnie od tego, jak długo bym się w nie wpatrywał, i tak nie odczytałbym jej myśli. Po prostu tego nie mogłem. Nie docierało to do mnie - Edward Cullen, bezwzględny wampir, czegoś nie mógł. W dodatku przybrały one tak ciemny odcień - gdybym nie wiedział, że Bella jest człowiekiem, pomyślałbym, że musi ją męczyć potworne pragnienie. Jak mnie wtedy.

Postanowiłem więc to brutalnie przerwać. Obudził się we mnie instynkt drapieżnika, którego nie byłem w stanie się pozbyć. Działał automatycznie: zwabić do siebie ofiarę, zachęcając ją, by się zbliżyła. Bella znów mi nie pomagała, ta sytuacja najwyraźniej wcale jej nie krępowała.
- Czy mogłabyś tu spojrzeć? - powiedziałem. Instynkt działał szybciej niż moje myśli – nawet nie wiedziałem, co zamierzam jej pokazać, więc skupiłem się szybko, by przypomnieć sobie jakiś odpowiedni fragment w książce, której kartkę nadal trzymałem w górze. Zacząłem powoli wertować, przekładając kartka po kartce, gdy Bella zbliżyła się do mnie, nie przejmując się, że siada na zeszytach i papierach, niemiłosiernie je gniotąc. - To było gdzieś tutaj... - dodałem, bo kątem oka ujrzałem, jak wisiała nade mną zaciekawiona, związując niedbale włosy w koński ogon.

Nie panowałem nad sobą - podniosłem się błyskawicznie, siadając naprzeciw niej. Zrobiłem to zbyt naturalnie jak na mnie. Znów ją przestraszyłem, jak wtedy przy drzwiach – wyprostowała się obronnie na mój nagły ruch i pytającym wzrokiem szukała odpowiedzi na to, w jaki sposób poruszałem się w taki sposób. Pozory, Edwardzie, pozory... Słyszałeś coś o tym?

Przez to, że nie mogłem przewidzieć jej ruchu, nie mogłem też zrozumieć, dlaczego niespodziewanie w jej oczach pojawiła się jakaś naiwna ufność. Mrugała szybko, ale nie z tego powodu, co zwykle – wcale nie próbowała powstrzymać płaczu, nie wiedziała po prostu, gdzie podziać swój wzrok. Kolejny raz ciężko westchnęła, niemal niewidocznie unosząc jedną brew. A jednak nie - wciąż pytała. Musiałem wobec tego sprecyzować jakoś swoje działania, zapewnić Bellę, że nic jej nie zamierzam zrobić, chociaż sam nie byłem tego jeszcze pewien. Nie wiem, jakiej odpowiedzi wtedy oczekiwała, ale jedyne, co przyszło mi sensownego do głowy, to założyć ten niesforny kosmyk za jej ucho. Tak jak pierwszej nocy. Tak jak poprzedniej nocy. To chyba najpełniej przestawiało moje intencje. To, że zachciało mi się opiekować człowiekiem.

Zachciało mi się zakochać w człowieku... powróciła niepokorna myśl. Tego wolałem nie okazywać. Nie teraz. Raczej nigdy.

Pragnienie paliło moje gardło, a w myślach pojawiały się okropne wizje leżącej bez tchu Belli i mnie spijającego jej krew. Przemogłem się jednak. Wyciągnąłem rękę do jej twarzy, a spokojny dotąd oddech znacznie przyspieszył. Spuściła wzrok, a pod moim dotykiem odchyliła nieco głowę, bardziej odsłaniając szyję. Zastygliśmy w tych śmiesznych pozach, delektując się niepoprawną bliskością.

W końcu Bella usiadła jak przedtem, po czym spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczyma.
- To jak, dasz mi to szybko skończyć? - spytała cicho, uśmiechając się niepewnie, ale zarazem pogodnie i ciepło.

Bo cała była ciepła. Ciepło biło od niej, wypełniając przestrzeń między nami. Było wszędzie. Zapomniane. Niebezpieczne. Ciepło.

Potrząsnąłem głową, by odświeżyć trochę umysł i odsunąłem od niej, bez pośpiechu oddalając dłoń od jej twarzy. Kosmyk został ujarzmiony, ale moje myśli nie. Jej pewnie też.
- Jasne – odpowiedziałem.

Zagmatwane to wszystko. Zbyt zagmatwane.

***

Odprowadziła mnie do drzwi. Zakładając kurtkę, usłyszałem: W zasadzie, ten Edward... nie jest takim złym chłopakiem... Może dzięki niemu Bella chociaż trochę otrząśnie się po tym wypadku? Mógłby przychodzić częściej, zresztą... takich widoków nie spotyka się codziennie... Ciekawe... Może on i Bella... To były myśli Renee. Niezaprzeczalnie. A po chwili usłyszałem już na głos:
- Dobranoc, Edwardzie.
- Dobranoc, Renee, dobranoc, panie komendancie – krzyknąłem w stronę pokoju.

Bella stała przy drzwiach, opierając się plecami o ścianę.
- Dobranoc, Edwardzie. Do zobaczenia w poniedziałek – powiedziała, po czym wsunęła ręce do tylnych kieszeni spodni.
- Dobranoc, Bello. – Otworzyłem drzwi i miałem już wyjść, jednak zatrzymałem się.

Nie czuję pragnienia, nikogo tu nie ma. Jeszcze jedna próba, tylko jedna próba...

Tym razem nadludzka szybkość działała na moją korzyść, bo inaczej nie zdecydowałbym się na ten ruch. Chwyciłem Bellę w talii, przyciągnąłem do siebie i delikatnie pocałowałem. Gdzieś w myślach krążyły wspomnienia o Tanyi, ale szybko wyrzuciłem je z głowy. Chciałem tylko jeszcze raz poczuć ciepło. Egoistyczne zagranie, a może marzenie martwego serca... Ulubiona krew, słodycz i ciepło - jedyny narkotyk...

Oderwałem się od niej, a otwierając oczy, napotkałem jej wzrok. Znów pytający, z kolei ja kolejny raz miałem pozostawić jej nieme pytania bez odpowiedzi.
- Słodkich snów – wyszeptałem i wyszedłem na powitanie chłodnej nocy, byleby znaleźć się jak najdalej stąd. Instynkty brały górę, a pragnienie paliło niemiłosiernie.

Zachciało mi się zakochać w człowieku...


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez anja dnia Czw 21:29, 09 Kwi 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Anabells
Zły wampir



Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ni stąd ni zowąd

PostWysłany: Wto 14:51, 24 Mar 2009 Powrót do góry

WOW. Nareszcie ją pocałował.
Tylko co z Tanyą? To pytanie zadaję już chyba szetny raz... Mam nadzieję, że to się jakoś w najbliższym czasie rozwiąże...
Ed ma na nastrój Belli dobry wpływ, ale on nie pilnuje swoich zachowań. Mam na myśli prędkość, z jaką się porusza.
Kiedy i czy zamierza wyjaśnić to Bells?
WENA i aby z każdym odcinkiem było coraz lepiej!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Justine
Wilkołak



Dołączył: 25 Sie 2008
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:27, 24 Mar 2009 Powrót do góry

Bardzo podoba mi się twój styl, to jak potrafisz idealnie opisywać uczucia Edwarda, nawet jeśli nie ma akcji lecącej jak burza, to i tak jestem maksmalnie wciągnięta w tekst, po prostu uwielbiam części pisane z pespektywy Edzia.

Sam schemat twojego ff jest podobny do pierwowzoru, dlatego też mam nadzieję, że zaskoczysz nas jakimś oryginalnym pomysłem, i z rozdziału na rozdział będzie coraz więcej się działo. W końcu trzeba dorzucić jakiś pikantny wątek, problemy, przez które będzie borykać sie nasza kochana parka, aby jeszcze bardziej umocnić ich więź Wink

Także, standardowo życzę weny,
p.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Czw 0:06, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

To jest urocze! Chyba tylko tyle mogę napisać.
Mam nadzieję, że niedługo pojawi się nowy rozdział
Sposób w jaki piszesz sprawia, że można wyobrazić sobie daną chwilę. I pomysł z wypadkiem Mike'a- genialny. Powiało świeżością.
Życzę weny, czasu i mam nadzieję, że niedługo pojawi się coś nowego :)
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kithira
Wilkołak



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World

PostWysłany: Czw 11:56, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Ja znowu zachodzę w głowę, co jest ze mną nie tak??
Omijam najlepsze opowiadania ostatnimi czasy... niegodna, ja niegodna...
Powiem szczerze, że zauroczyłaś mnie swoją twórczością. Potrafisz bardzo obrazowo przedstawić sytuacji, nawet nie muszę wysilać wyobraźni, np. gdy opisywałaś rozmowy Bella-Renee. Od razu wczułam się w sytuacji
Żeby było mało, to w tak nadzwyczaj piękny sposób prezentujesz nam uczucia targające bohaterami. Moim ulubionym fragmentem , był ten króciutki EPOV gdy Edward przypominał sobie jej usta, palce, ciepło... Oczarowałaś mnie tym.
Niby historia zarysem przypomina oryginał, ale jest tu taka inna magnetyczność. I muszę się zgodzić z koleżankami, że wypadek Mike'a nadał temu ff świeżości. Ja tak czytałam i zastanawiałam się, jakby go uśmiercić :) Teraz pozostaje Tanya, która bardzo mi spasowała w tej roli, jaką tu odgrywa. Chociaż śmiem powiedzieć, że trochę brakuje mi opisów Edward-Tanya, w końcu są 'parą', a w ogóle się nie widują...
A może to tylko ja tak odbieram, nie wiem...
Jestem bardzo ciekawa jak rozegrasz to wszystko. Czekam na jakieś pikantne akcje :)
Pozdrawiam ^^ i życzę weny :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wymyślona
Wilkołak



Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:49, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Szczerze? To chyba moje ulubione ff. Jest takie subtelne, delikatne, urzekające...
Co prawda akcja nie gna na łeb na szyję, ale ani trochę mi to w tym wypadku nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Po prostu mnie zaczarowałaś Wink

"Bo jak to? Od kiedy lekarstwo jest niezdrowe?"
"Nie czuję pragnienia, nikogo tu nie ma. Jeszcze jedna próba, tylko jedna próba...
(...) Chciałem tylko jeszcze raz poczuć ciepło. Egoistyczne zagranie, a może marzenie martwego serca... Ulubiona krew, słodycz i ciepło - jedyny narkotyk...
Oderwałem się od niej, a otwierając oczy, napotkałem jej wzrok. Znów pytający, z kolei ja kolejny raz miałem pozostawić jej nieme pytania bez odpowiedzi.
- Słodkich snów – wyszeptałem i wyszedłem na powitanie chłodnej nocy, byleby znaleźć się jak najdalej stąd. Instynkty brały górę, a pragnienie paliło niemiłosiernie.
Zachciało mi się zakochać w człowieku..." - Cudowne.

Z niecierpliwością czekam na kolejną część i weny życzę. Takiej gigantycznej Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Weronika Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 13:02, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Masz świetny styl. Czekam na więcej.!!! Świetny sposób by umilić sobie dzień. Bardzo podobała mi się rozmowa Belli i Renee oraz to jak piszesz o uczuciach bohaterów.^^ Po prostu ŚWIETNE. :D

Dużo WENY.!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Czw 17:33, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Dziękuję, dziękuję. :)

Po ostatnim rozdziale czułam pewien niedosyt i dzięki Robaczkowi, postanowiłam pozmieniać, a raczej dopisać parę rzeczy. Tak więc zapraszam wszystkich chętnych do ponownej lektury (tjaa... ).
Proszę o wybaczenie, za tego typu zamieszanie, ale wena nie wybiera :P

Kolejny rozdział (8.) już wkrótce. A całość, [link widoczny dla zalogowanych].


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin