FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Za głosem serca - Rozdział 13 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Robaczek
Moderator



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 1430
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 227 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:24, 09 Kwi 2009 Powrót do góry

Brak pędzącej na łeb, na szyję akcji ma swoje wady i zalety. Za wadę można uznać to, że jednemu wyda się, że tekst za bardzo się ciągnie, rozwleka, wydłuża, a nie mówi o niczym konkretnym. Z kolei inny będzie brał za zaletę to, że pozwala to na pełne skupienie się na emocjach postaci, leniwe smakowanie ich, płynięcie razem z ich myślami. Ja jestem zwolenniczką drugiej koncepcji. (Aczkolwiek nie mówię, że tak ma być już zawsze. Żebyś sobie nie myślała przypadkiem).
Ten Twój Edward-wampir jest bardzo ludzki, słaby, ulega zmienności nastrojów, wahaniom, pokusom. Przełamuje i przechytrza kanon, to dobrze. Ja, czytając Midnight Sun, chłonęłam każde słowo, bo w końcu wyszło z ust Edzia Naszego Pluszowego, ale tak naprawdę cały czas gdzieś w tyle głowy kołatała mi się myśl, że za mało tego wszystkiego. Za mało Edwarda w Edwardzie. Steph pozwoliła sobie na rzucenie tylko takiej przekąski, która nie mogłaby w pełni zadowolić głodu - myśli, rozważań Edwarda było zbyt mało, potraktowała je zbyt pobieżnie. A Ty dokładnie rozwijasz każdą jego wątpliwość, pragnienie, powolne pociągnięcia pędzlem, leniwe, czasem jasne, jakbyś nabrała za dużo wody, a innym razem nakładasz więcej farby. Różnicujesz to, te opisy nie są jednostajne, takie same. Raz Edward jest niepewny, nieco zlękniony. Innym razem ogarnia go pożądanie, poddaje się mu. Jeszcze innym - błyska ironią i inteligencją. Jego charakter nie jest płaski, lecz trójwymiarowy. Daje się poznać z kilku stron. Dobrze radzisz sobie z tą narracją, i ona jest zróżnicowana. Jeden akapit jest subtelny, łagodny (oby nie został mdły), a drugi nasycony emocjami, pikantny. Tak lepiej smakuje.
To wszystko bardzo mi się podoba. Lubię to, w jaki sposób rozwijasz te emocje, skupiasz się nad nimi, pochylasz nad uczuciami. Ale musisz pamiętać o zachowaniu jakiejś granicy, o kierowaniu się rozsądkiem. Długie opisy emocji są po to, by spowolnić, opóźnić akcję, jednak ta retardacja musi mieć uzasadnienie. Musi przeplatać się z faktyczną akcją, z konkretnymi elementami fabularnymi. W przeciwnym razie zrobi się z tego rozrzedzona zupa mleczna, a tego przecież nie chcemy. Im dłużej ćwiczysz się w takich opisach, tym lepiej Ci wychodzą, jednak pozwól sobie na kształtowanie warsztatu również poprzez opisywanie konkretnych wydarzeń. Znów powtórzę motyw sinusoidy - raz emocje, raz akcja, raz emocje, raz akcja. Nie chodzi wcale o symetrię, regularne powtarzanie się danego motywu, bo raczej uznałabym ją za coś złego w tekście literackim. Może być tak, że opis emocji jest dłuższy, później krótki opis akcji, jeszcze dłuższy emocji, długi akcji, krótki emocji, ... Po prostu niech nie będzie tak, że piszesz tylko o jednym. Jednak póki w tych opisach emocji się nie powtarzasz, a rozwijasz je, dajesz poprzez nie ewoluować bohaterom, dajesz im szansę oddychać, zabrać słuszny głos - jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Podoba mi się. Jak najbardziej się rozwijasz. Tylko nie pozwól na to, byś z tego powodu zapomniała o pracy nad stylem. Powtórzę swoje słowa z peemki - pamiętaj o płynnym przechodzeniu z akapitu do akapitu. Tu Ci się to udało, ponieważ czyta się dobrze, tekst idzie gładko, chce się zagłębiać w niego coraz dalej, więc absolutnie nie jest drewniany. Oby tak dalej. :)

Pozdrawiam,
robal


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Robaczek dnia Czw 21:29, 09 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
=DiAnKa=
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 16:27, 10 Kwi 2009 Powrót do góry

Świetne opowiadanie.
Bardzo wciągające ;P
Jestem ciekawa jak dalej potaczą się losy Belli i Edwarda.
No i co z Tanyą ?
Z niecierpliwością czekam na kolejną część Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Nie 15:37, 12 Kwi 2009 Powrót do góry

Rozdział dosyć krótki, ale mam nadzieję, że przypadnie do gustu.
Został też
[link widoczny dla zalogowanych], więc jakby ktoś chciał to... proszę bardzo xD
A dziewiąty się pisze :)
Pozdrawiam Cool


betowała Robaczek


Rozdział 8.

BPOV

Zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie oniemiałą. Możliwe, że odkąd wyszedł, nie mrugnęłam ani razu. Rozglądałam się tylko nerwowo wokół siebie, próbując zrozumieć, co właśnie miało miejsce. Oddychałam ciężko, niemal dyszałam, moje serce waliło jak młotem. Zrobiło mi się gorąco. Dotknęłam dłońmi rozpalonych policzków, by nieco schłodzić twarz i emocje, jakie mną targały. Wciąż opierałam się o ścianę, do której mnie mocno przyciskał, prawie łamiąc mi przy tym żebra. Odruchowo oblizałam spierzchnięte usta. Były słodkie. Całkiem prawdopodobne, że mój umysł to sobie wymyślił, posiadając zapis tego, co stało się przed chwilą. Mimo to, ja naprawdę czułam tę słodycz. Chwyciłam dolną wargę między zęby, ściskając boleśnie, tak, że jego smak rozszedł się po całym ciele. Wariowałam. Odpłynęłam. Zapomniałam się. Odfrunęłam gdzieś na pierzastą chmurkę. Pierzastą, zmysłową, lodowatą, piękną, słodką chmurkę.

Nie zastanawiając się co robię, otworzyłam pospiesznie drzwi. Zastygłam na moment, wpatrując się w miejsce, gdzie wcześniej stało volvo. Nie zdążyłam. Zresztą... Nawet gdybym go zastała, co miałabym mu powiedzieć? To idiotyczne. Sytuacja, w jakiej teraz się znajdowałam, stanowczo wymagała przemyślenia. Na to jednak ani nie potrafiłam ani nie miałam ochoty się zdobyć. Co tam było do rozważania? Chłopak taki, jak Edward Cullen nie całuje chyba bez powodu...

Zamknęłam oczy napawając się chłodem nocy. Nie myśleć, nie oddychać, nie ruszać się. Tylko trwać, mając swoje lekarstwo przed oczyma. Nadal czułam jego pewny uścisk w talii i na biodrze, co więcej – nadal zdawało mi się, jakby ciągle mnie trzymał. Jakby wcale nie odjechał, a stał cały czas za mną. Wcześniej, z wrażenia, nie zwróciłam uwagi na to, jak mocno mnie objął. Poza tym endorfiny i chłodny, łagodny dotyk łagodziły jakikolwiek ból. Jego dotyk... Przyzwyczaiłam się do tego, że zawsze miał zimne ręce. I do tego, że pachniał tak zniewalająco, że zachowywał się dziwnie i nieprzewidywanie. Przyzwyczaiłam, lecz nie oswoiłam. Tymczasem Edward – Zupełnie Nieludzki Ideał, właśnie odjechał spod mojego domu.

W końcu chłodny podmuch wiatru rozbudził mnie na tyle, żebym zdecydowała się wrócić do swojego pokoju. Nie przejęłam się wczesną godziną i przebrałam szybko w piżamę. Skoro wszystko działo się tego dnia na opak, nie widziałam powodu, by to zmieniać.

Rozczesując przed lustrem włosy, zauważyłam błąkający mi się po twarzy głupkowaty uśmiech, którego nie mogłam się pozbyć. Przywróciłam się do porządku, obiecując sobie – żadnego optymizmu więcej. Jednak jak niby miałam dotrzymać słowa, gdy spotykałam się z Edwardem? Gdy całowałam się z Edwardem? Gdy myślałam o Ed-war-dzie?

Jego imię, trzeba przyznać – dosyć staroświeckie i niedzisiejsze – wyryło się trwale w mojej pamięci. Podobnie jak każdy moment, w którym był bliżej niż ktokolwiek inny. Mike okazywał mi czułość, ale nie w taki sposób, w jaki robił to Edward. Z Mike’iem wszystko wydawało się takie… zwyczajne. Nie przywiązywałam dużej wagi do jego gestów. Jednakże z Edwardem słowo „zwyczajnie” z pewnością nie było na miejscu; nie pasowało żadne inne określenie, jak właśnie nieludzko, niezrozumiale, błogo. Bez granic i zdrowego rozsądku. Ale kto mówił, że bycie nastolatką jest oczywiste i toczy się według wyznaczonych reguł?

Nadal go czułam. Dotknęłam miejsca, gdzie wcześniej się o mnie opierał i ze zdziwieniem odkryłam sine ślady jego palców. Czyżby jego uścisk był aż tak silny? Mimo to, zdałam sobie sprawę, że dotyk Edwarda działał na mnie wówczas nie tyle uzdrawiająco, co narkotyzująco. Nie chciałam, by przestawał. Żeby odchodził i wracał do własnych spraw. Żeby zostawiał mnie samą sobie. Zachłannie pragnęłam więcej i więcej tego, co zakazane. Nie zważałam wcale, że wywracało to pewnie świat chłopaka do góry nogami, tak jak to działo się ze mną. Ja potrzebowałam jeszcze, a on dawał mi to „jeszcze”, bez oporów i bez moich próśb. Czy możliwe, że wiedział, czego chcę? Że sam chciał mi to dać?

Tak było zanim zginął Mike, tak było później. Niewytłumaczalna więź, przyciągająca nas do siebie, bez względu na to kim jesteśmy, gdzie jesteśmy, z kim jesteśmy. Ktoś to chyba nazwał... Chemia? W każdym razie - coś do tej pory dla mnie nieznanego.

Z kolejnym - głośnym z podekscytowania - westchnieniem położyłam się do łóżka, choć nie zamierzałam od razu zasypiać. Ciągle miałam na ustach ten uśmieszek. Rozmyślałam o głupotach, które ostatecznie przyniosły pewien istotny wniosek. Postanowiłam jedną, ważną rzecz, której zamierzałam się kurczowo trzymać.

Tę obietnicę musiałam spełnić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anja dnia Nie 15:56, 12 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Nie 15:46, 12 Kwi 2009 Powrót do góry

To jest:

-świetne,
-uczuciowe,
-romantyczne,
-chemiczne,
-zniewalające.
Mogłabym jeszcze wymieniać ale chyba każdy wie, co mam na myśli.
Teraz jednak czuję niedosyt, że ten rozdział jest taki krótki!
Ale i tak wielkie dzięki za mały, świąteczny prezent :)
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
=DiAnKa=
Nowonarodzony



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 18:41, 12 Kwi 2009 Powrót do góry

Tak zgadzam się z Eweliną ten rozdział był za krótki Wink
Jak już zdążyłam się wczuć w tekst on się skończył ;(
Mimo to bardzo mi się podobał.
Te wszystkie uczucia Belli jakie były w nim opisane.
No i to jak Edzio na nią działa ^^
Mam nadzieję że kolejne części będą także tak interesujące.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Luiza Marie
Wilkołak



Dołączył: 12 Lut 2009
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:58, 12 Kwi 2009 Powrót do góry

Bardzo podoba mi się Twój ff :D. Jak już Dianka zauważyła, są tutaj świetnie opisane uczucia, a to bardzo ważne, zwłaszcza, gdy piszesz coś w narracji pierwszoosobowej. Łatwo jest mi się postawić w sytuacji Belli, gdyż sama pewnie tak bym się zachowywała po pocałunku Edwarda <rozmarzony> :). Nie chciałabym pisać zdań typu "masz bardzo lekki i przyjemny styl" albo "Twój ff ma to coś", bo są już nadużyte, ale to prawda. Nikt chyba nie lubi tekstów, w których musi się wręcz "męczyć z literkami". Trzymam kciuki za Bellę i Edwarda, w takiej właśnie kolejności :D. (Spytasz, dlaczego? Hm.. po prostu lubię Twoją Bellę, mogłabym się z nią zaprzyjaźnić :D).

Życzę Ci Weny, czasu, no i Wesołych Świąt,
Luiza Marie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Pon 23:00, 13 Kwi 2009 Powrót do góry

Aleś mnie zdenerwowała ja tu myślałam że ona dłużej w tej całej żałobie pobędzie a tu coś takiego... no dobra żartuje wiadomo, że nie mogła się oprzeć bo to wampir i do tego przystojny, ale kiedy ona się domyśli czy coś?
Czekam z niecierpliwością na to co zdarzy się później, bo jest i dziewczyna Edwarda, tajemnica i do tego zakazana miłość, wiem że będą razem, tylko za jaką cenę.
Co do ostatniego rozdziału, krótki ale ukazuje uczucia i emocje targające Bellą, jest zakochana w Edwardzie, chociaż czuje że nie powinna.
Trochę namieszałam ale mam nadziej że mnie zrozumiesz, czekam na dalszy rozwój wypadków.
Mercy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Verderben
Wilkołak



Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 17:42, 14 Kwi 2009 Powrót do góry

Z perspektywy Belli robi się tak sielankowo. Pustkę po stracie byłego chłopaka wypełnia inny, prawie gracki bóg, który na dodatek interesuje się nią i całuje na pożegnanie. Ona się w nim zakochuje, ale jak każda Bella ma jakieś "ale".
Z perspektywy Edwarda, to wygląda dużo gorzej. Znaczy trudniejsza do zrealizowania jest ta ich znajomość. Wiecznie zazdrosna wampirzyca, narzekania bliskich i te cholerne pragnienie, które pali go gdy jest zbyt blisko dziewczyny. Cóż. Kreci się jakby chciał, a nie mógł. (Te zdanie z kontekstem seksualnym, jakoś dziwnie mi tutaj pasuje xD).
Tak się rozpisałam, a te główne zdanie miało brzmieć: podoba mi się.
Szczerzę liczę na jakiś zaskakujący zwrot akcji, który dodałby jakiegoś takiego napięci w sytuacji Bella-Edward.
Jednak brakuje mi... czegoś mi brakuje. Z bardzo skupiasz się na samej Belli, ostatecznie na Edwardzie. Może trochę świata zewnętrznego? Póki co najczęściej wspomniane wątki, to Bella opłakujące Mike'a oraz Edward rozmawiający z Alice.

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Pon 21:51, 11 Maj 2009 Powrót do góry

uuuff... powracam z kolejnym kawałkiem. Wreszcie! Wink

sprawdzała i poprawiała
Robaczek


[link widoczny dla zalogowanych]
_______________


Rozdział 9.


BPOV

Minął tydzień. W szkole pojawiłam się w końcu z szalenie ambitnym planem – od teraz zamierzałam kroczyć z dumnie podniesioną głową. Już zawsze. Być może była to dla mnie jeszcze zbyt wysoka poprzeczka, ponieważ nadal nie pogodziłam się ze śmiercią Mike’a, z tym, że już go nie ma. Że nigdy go nie zobaczę, nie usłyszę, nie pokłócę się z nim ani nie pogodzę. Ale mimo to spróbowałam zacząć na nowo. Nic mi go nie wróci – trzeba iść do przodu. Pytanie tylko, jak? Jak pogodzić się z niesprawiedliwym losem? Pełna nadziei uczepiłam się myśli, że będzie dobrze, a na drodze do niełatwego celu utrzymywało mnie oczekiwanie na poprawę.

Możliwe, że przesadziłam, ciągle zmuszając się do uśmiechu, ale w pewien sposób dodawało mi to otuchy. Jeśli ktoś widział, że się uśmiecham, sądził, że jest już ze mną lepiej, a wtedy i ja zaczynałam w to wierzyć. Tym razem cieszyłam się z tego, przestawałam się już bronić przed weselszą myślą. Ostrożnie dozowałam sobie pogodę ducha, choć nadal podchodziłam do tego procesu nieufnie. Założyłam maskę niepoprawnej optymistki, licząc, że zostanie na mojej twarzy na dłużej i stanie się naturalną pozą.

Beznadzieja i żal przechodziły, choć opornie. Upadek jest prosty, ale kiedy przychodzi się podnieść... Nieoczekiwanie, może nawet wbrew woli, ktoś chwycił mnie i zaczął ciągnąć ku górze, ku światłu. Edward.

To tylko jego zasługa, że spojrzałam na wszystko inaczej. Oczywiście rodzice także stanowili duże wsparcie, ale czasem miałam już dość ich powtarzanych w kółko zdań, co dzień tych samych fraz, których nauczyłam się w końcu na pamięć. Nie wiedzieć czemu, nie takiej pomocy potrzebowałam. Wolałam leżeć przy nim i milczeć, dusić wszystko w sobie, ale mieć go blisko. Nie miałam ochoty rozmawiać na ten temat. Póki co, jedyne czego potrzebowałam, to poczucie, że jest przy mnie ktoś, kto mnie nagle nie zostawi, nie odejdzie bez słowa i więcej go nie zobaczę. Poza tym Edward próbował mi pokazać, że świat wcale nie kończy się na wypadku Mike'a. Tym samym nakazywał iść do przodu, nie poddawać się. Niestety, w ten sposób proponował mi siebie w zamian za wszystko inne. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie po decyzji, jaką podjęłam z bólem serca i wypiekami na twarzy.

Rano zrobiło się niezwykle pogodnie, dzięki czemu ponure myśli uciekały z mojej głowy jakby dwa razy szybciej. Jednak zanim dojechałam do szkoły, chmury swoim zwyczajem przesłoniły słońce, przywracając codzienną szarość. Miałam już dość zimy, a raczej okresu, jakim nazywano tutaj trzy miesiące od grudnia do lutego. Bo śnieg nigdy nie utrzymywał się dłużej niż kilka dni, zawsze towarzyszył mu deszcz albo okropna mżawka, która zamarzając nocą, tworzyła na jezdni niebezpieczną, szklaną i śliską powierzchnię. Wtedy zazwyczaj wybierałam się do szkoły pieszo, a jeśli już ryzykowałam jazdę furgonetką, prowadziłam nie więcej niż czterdzieści kilometrów na godzinę. Nie, tego zdecydowanie nie można nazwać zimą.

Przewidywalność pogody i brak rozrywek wprawiały ludzi w jeszcze bardziej melancholijny nastrój. Mnie także. Siadałam często na parapecie okna, opierałam głowę o szybę i wyglądając w las, popijałam herbatę. Czas się zatrzymywał, a moje myśli wędrowały sobie gdzieś beztrosko. Zastanawiałam się czasem, jak to jest mieszkać w słonecznym mieście, gdzie upał trwa przez cały rok, a ludziom zdarza się wręcz modlić o znienawidzony tu deszcz. Nie wiem, dlaczego, ale te skojarzenia prawie zawsze doprowadzały mnie do Kalifornii. Będąc małą dziewczynką, często marzyłam o tym, że przeniosę się tam, gdy dorosnę. Lubiłam też wspominać swój zeszłoroczny obóz w Phoenix. Te retrospekcje często wywoływały u mnie wielki uśmiech, szczególnie kiedy przypominałam sobie badawcze spojrzenia nowych znajomych. Jakby zobaczyli ducha. Przy mocno opalonych miejscowych nastolatkach rzeczywiście mogłam wywoływać takie, a nie inne skojarzenia. Jedna z dziewczyn powiedziała nawet, że wyglądam jak wygłodniały wampir. To stwierdzenie rozbawiało mnie najbardziej. Nie mam pojęcia, skąd je wzięła. Czy naprawdę tak wyglądały te potwory? Zazwyczaj nie oglądałam horrorów ani nie czytałam tego typu lektur. Sam fakt, że przez pół książki musiałabym powstrzymywać odruch wymiotny, wystarczał, by ostudzić we mnie ewentualny zapał. Całkowicie.

Odkąd pamiętam, zapach i smak krwi budził we mnie obrzydzenie. Każde draśnięcie, zadrapanie, skaleczenie czy choćby widok strzykawki sprawiały, że przechodziłam gehennę, robiłam się jeszcze bardziej blada niż zwykle, po czym pojawiały się przyprawiające o mdłości zawroty głowy.

***

Pierwszą jak zwykle miałam historię. Weszłam do szkoły ze starannie przygotowaną formułką, ćwiczoną specjalnie na wygłoszenie jej Edwardowi, ale nie zastałam go w klasie. Później w czasie lekcji łapałam się co chwila na nerwowym spoglądaniu w kierunku drzwi, mimo że od dzwonka upłynęło dobre piętnaście minut. Bo przecież mógł się spóźnić. Utknąć gdzieś po drodze. Niespodziewanie wyjechać. Zaspać. Zachorować. Cokolwiek.

Nie pojawił się jednak wcale. Kiedy dzwonek zadźwięczał, moja ciekawość sięgnęła zenitu i do następnej klasy wybrałam się okrężną drogą, tak, żeby znaleźć się przy oknie wychodzącym na parking. Spóźniłam się z tego powodu na trygonometrię, ale nie przejęłam się tym szczególnie. W mojej głowie istniał tylko obrazek, jaki zobaczyłam na przerwie. On wcale nie zaspał ani nie utknął nigdzie, lecz przyjechał do szkoły, a jego szeroki uśmiech nie mógł świadczyć o jakiejkolwiek chorobie. Nic już nie rozumiałam. Gdzieś obok mnie trwała lekcja, rozwiązywano zadania i wypowiadano moje nazwisko, próbując przywołać do porządku. Jednak chwilowe otrzeźwienie prędko przechodziło, a niesmaczna wizja powracała.

Nagle znalazłam się w sali biologii. Nie wiem, jak do tego doszło, ale siedziałam w swojej ławce. Sama, bez mojego ukochanego towarzysza. Gapiłam się tępo w okno, za którym jakby w zwolnionym tempie spadały płatki śniegu, po czym topiły się i spływały w dół na parapet, łącząc się w strużki biegnące przez całą szybę. Zapomniałam już o pozytywnym nastawieniu, jakie miałam jeszcze parę godzin temu. W pewnym momencie w klasie zrobiło się głośniej, a kiedy odwróciłam głowę od okna, zauważyłam, że wszyscy wstają i pakują swoje rzeczy. A więc koniec lekcji. Starając się wyrzucić z myśli sceny, w których główną rolę odgrywał Edward, czasem Mike lub Tanya, a w końcu ja sama, uznałam, że konkretny cel, jakieś sprecyzowane działanie, pomoże mi odzyskać przytomność umysłu. A ponieważ sprzątanie było zazwyczaj najlepszym na to sposobem, skierowałam swoje kroki w stronę szkolnej szafki. Poza tym sprawdzian z historii zapowiedziano już na pojutrze, a w domu nigdzie nie mogłam znaleźć podręcznika.

Niestety szkolna szafka Belli Swan, to bałagan w szafce Belli Swan. Zazwyczaj miałam tu wszystko poukładane. Zazwyczaj. Moja szafka to chyba jedyne miejsce, gdzie pozwalałam sobie na chwilę zapomnienia. Nie znaczy to, że nigdy nie udawało mi się w niej nic znaleźć. Wręcz przeciwnie – można by rzec, że był to „nieporządek kontrolowany”. Jednak kiedy po raz trzeci przerzucałam wszystko, co się w niej znajdowało, do góry nogami i wciąż nie widziałam nigdzie zguby, moja irytacja osiągnęła punkt kulminacyjny. W końcu przerwałam bezowocne poszukiwania i mrużąc oczy, odchyliłam się na moment, by ogarnąć skupionym wzrokiem cały ten bajzel. Ściągnęłam w skupieniu usta, po czym nagle śmignęła mi myśl, która mogła sprawić, że szperanie zakończyłoby się jednak sukcesem. Rzuciłam się z powrotem do sterty książek, pogniecionych i pomazanych kartek, zapomnianych kosmetyków, połamanej szczotki do włosów oraz porozrzucanych zdjęć – moich i Mike’a.

„Spokój, tylko spokój”. Zamknąć oczy, wziąć głęboki wdech, bez pośpiechu wypuścić powietrze z płuc. Policzyć do dziesięciu.

Znów tam byłam. Znów zacinał deszcz. Choć tym razem obraz stał się już mglisty i wspomnienie trwało krótko, nadal wszystko mi się z nim kojarzyło. Wróciłam po tygodniu do szkoły, ale nie oznaczało to, że zapomniałam, że pozbyłam się bólu. Nie da się o nim zapomnieć z dnia na dzień, nawet jeśli Edward robi wszystko, żeby tak się stało. Nie tylko się nie da – ja sama nie chcę, by tak się stało. Nie pozwolę sobie zapomnieć. Koniec z pierzastymi chmurkami.

Pod namową mamy zdecydowałam się zostać jeszcze parę dni w domu, sądząc, że ten urlop podratuje mi trochę psychikę. Kładąc się do łóżka, mój wzrok napotkał szkolną torbę, zazwyczaj o tej porze już spakowaną. Uświadomiłam sobie, że nie oddałam Edwardowi potrzebnych na historię materiałów ani reszty zeszytów, które mi pożyczył. Byłam w kropce. Nie znałam jego numeru telefonu, a nie chciałam, żeby następnego dnia miał przeze mnie problemy. W końcu stwierdziłam, że ostatecznie będzie mógł zrzucić winę na mnie. Upewniłam się w tym jeszcze bardziej, wyobrażając sobie, jak Edward – rozsiewając wokół swój urok – tłumaczy się z nieprzygotowania. Zasnęłam więc spokojnie, układając w półśnie przeprosiny i zastanawiając się, jak miałyby wyglądać na żywo. Jakież było moje zdziwienie, kiedy rankiem, zamiast stosu papierzysk i książek, znalazłam na biurku jedynie na pół złożoną kartkę, na której leżał długopis. Poznałam to pismo od razu.

Edward napisał, że wpadł rano przed szkołą i zabrał wszystko ze sobą, żeby mnie nie budzić. Musiałam w takim razie spać tak twardo, by nie zorientować się, że ktoś łazi po moim pokoju. A na to byłam od dziecka bardzo wyczulona, nad ranem budził mnie każdy, choćby najmniejszy szmer. To niemożliwe, żebym nie zarejestrowała skrzypienia tej starej podłogi. Kto go w ogóle wpuścił? Czyżby zastał jeszcze mamę? W końcu zaniechałam śledztwa i postanowiłam poczekać na jej powrót, który, jak się okazało, przyniósł jeszcze więcej pytań.

To przymusowe wolne poniekąd pomogło mi odzyskać równowagę pomiędzy myślami – znaleźć złoty środek, odróżnić dławiący smutek od przychodzącego znienacka optymizmu, lecz potrzebowałam kontaktu z ludźmi. Przez kilka dni zdążyłam zatęsknić za rówieśnikami, hałasem na korytarzu, rozgardiaszem w stołówce czy ploteczkami – zwyczajnym szkolnym życiem. Nie przypuszczałam jednak, jak bardzo pożałuję swojego powrotu.

Przeszło. Uspokoiłam się i z powrotem zaczęłam grzebać w szafce. Po przeciwnej, otwartej na korytarz stronie drzwiczek, zrobiło się ciemniej. Krzyki i śmiechy wypełniły przestrzeń za mną i choć nie przejmowałam się tłumem i ciekawskimi spojrzeniami, to ciągle czułam na sobie czyjś wzrok.
- Musi tu gdzieś być... - powiedziałam do siebie, gdy po raz kolejny wyciągałam wszystko i sprawdzałam dokładnie każdą okładkę.
- Poczekaj chwilę - usłyszałam za plecami. Słowa nie były skierowane do mnie, lecz dobrze znałam ten głos. Tak, znałam na pamięć - ton, barwę i melodyjność głosu Edwarda. I nie musiałam się upewniać, z kim rozmawia, a może obawiałam się, że nie będę mieć racji i narobię sobie niepotrzebnie nadziei, że to nie Tanya. Wciąż nie odwracałam się od panującego w szafce bałaganu; nie mówił do mnie, więc nic oprócz książki nie powinno mnie obchodzić. Wtedy zrobiło się ciemniej. Coś odcinało mi dostęp do światła, niemal uniemożliwiało dalsze poszukiwania i porządki. Mimo to jeszcze bardziej zagłębiłam się w szafce, czując coraz większe rozdrażnienie, gdy nigdzie nie widziałam tego cholernego podręcznika.
- Tego szukasz? - Zaskoczona, obróciłam się błyskawicznie, napotykając idealnie zbudowany tors, opięty szarobłękitną koszulą. Nie była zapięta do końca, przez co odsłaniała wystające, blade obojczyki, a gdy podniosłam głowę wyżej, moim oczom ukazał się zawadiacki uśmiech jej właściciela.
- Uhm, cześć – wybełkotałam do Edwarda, próbując odwzajemnić uśmiech i wydobyć z siebie jakiś opanowany dźwięk, nie zdradzający uczuć, które dopiero co mną zawładnęły. „Obietnica, obietnica!”, zadzwoniło mi w głowie i w tym samym momencie dostrzegłam kątem oka mój podręcznik do historii, którym właśnie do mnie pomachał. Przenosiłam wzrok to na książkę, to na Edwarda. - Taak... Skąd się u ciebie wzięła?
- Wziąłem przez przypadek, bo zabrałem wtedy wszystko z biurka. Nie znalazłaś kartki?
- Znalazłam, ale... No właśnie, chciałam o tym porozmawiać... - Wplotłam wolną rękę we włosy, niby od niechcenia zbierając je wszystkie i potrząsając tak, by opadły na plecy. W tym samym momencie zabójczy uśmiech zniknął z twarzy Edwarda, a on sam cofnął się o krok, dzięki czemu znowu zrobiło się jasno. Hałas z korytarza powoli zaczął do mnie docierać z coraz to większą intensywnością.
- O historii? - spytał, wpatrując mi się w oczy, a słodki uśmiech powrócił, mącąc w głowie. Grał. Dobrze wiedział, o co chodzi i zgrabnie ten temat omijał. Ale ze mną ci się to nie uda, mój drogi. Za dużo pytań, Edwardzie, za dużo...
- Niekoniecznie... Masz chwilę?
- Nie bardzo, zaraz dzwonek. Może na długiej przerwie? - Omijał szerokim łukiem... Niezły z niego aktor, to trzeba przyznać. I jak mu nie ulec, kiedy patrzy na mnie w ten sposób?
- W porządku. Do zobaczenia.

Dałam mu godzinę na wymyślenie wiarygodnej historyjki, mając nadzieję, że będzie to ciekawa wymówka. Odchodząc w przeciwną stronę, niespodziewanie odkryłam na swojej twarzy uśmiech triumfu. Wydawało mi się to o tyle zaskakujące, że w tej sytuacji to ja byłam tą „przegraną”, więc jakakolwiek oznaka zwycięstwa nie miała racji bytu. A jednak.

Przez cały angielski nie mogłam się skupić. Zadawałam Edwardowi w myślach pytania, wyobrażając sobie jego wymijające odpowiedzi. Po tym wymyślałam kolejne kwestie, ale żadna nie wydawała się dostatecznie dobra, by go zaskoczyć. Żałowałam, że tak łatwo mnie rozgryźć, że jestem jak otwarta księga. Wreszcie poddałam się, czekając niecierpliwie na to, co przyniosą kolejne godziny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anja dnia Wto 15:48, 12 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pon 22:18, 11 Maj 2009 Powrót do góry

No błagam! Nie masz litości dziewczyno? Zakończyć w tym momencie? Przecież to zbrodnia... Rozdział jak dla mnie uzupełniający, co nie znaczy, że mnie rozczarował, co to to nie. Mało dialogów, ale mam nadzieję, że nadrobisz to w kolejnej części. Błędów nie zauważyłam, chyba byłam zbyt pochłonięta treścią.
Mam przeczucie, że Bella chce obwieścić Edwardowi, że nie chce z nim być, co jest dla mnie straszne bo jestem niepoprawną romantyczką.
Anju, musisz napisać, kiedy chcesz wstawić dalszy ciąg opowiadania.
Czekam na niego z utęsknieniem.

Pozdrawiam. E.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 9:14, 12 Maj 2009 Powrót do góry

A ja uważam że w cale w takim złym momencie nie zakończyła zawsze mogło być gorzej:D Nie spodobało mi się że jest tak mało dialogów owszem lubię opisy uczuć itp. ale jednak powinno być więcej dialogów bo w pewnym momencie już nie chciało mi się czytać dalej. Mam nadzieje że następny będzie trochę lepszy. A co do przeczucia uważam że nasza kochana Bella nie ma zamiaru powiedzieć Edwardowi że go nie kocha wydaje mi się że chce wyciągnąć od niego jakim cudem wszedł do jej domu skoro jej mama mu nie otworzyła i dlaczego się nie obudziła przecież jest taka wyczulona na poranne dźwięki... No ale to tylko przypuszczenia zobaczymy przy następnym rozdziale który mam nadzieje że pokaże się szybko. Błędów jako takich nie widziałam :)


Pozdrawiam i życzę Dużo WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
angie1985
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:16, 12 Maj 2009 Powrót do góry

No to ciekawie się zapowiada, ineresujący rozdział choć nie powalał dynamiką ...
Jestem pozytwynie nastawiona do twojego opowiadania mimo że związek Bells z Mikem przyprawiał mnie o mdłości...dobrze że przynajmniej nie było żadych opisów ... i cieszę się że go usunęłaś z swojego ff.
Czekam na kolejny rozdział i na "długą przerwę"...:P
Życzę dużo Weny i szybkiego dodania rozdziału...:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Wto 13:55, 12 Maj 2009 Powrót do góry

przeczytałam od razu wszystkie części i się delikatnie mówiąc zagmatwałam..
musze przeczytać ponownie chyba, by zrozumieć fakty:) :D
a tak dodatkowo, chwalę Robaczka - jest świetną betą.
Chwalę ciebie za pomysł, i fajnie rozegraną akcję, tylko nie wiem skąd taki powiew chłodu ze strony Eda - ale przeczytam jeszcze raz, to może zrozumiem..
Czekam na dalsze części, WENY życzę,


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Milenkaa
Człowiek



Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Edbertowa.

PostWysłany: Pon 10:57, 18 Maj 2009 Powrót do góry

hmm...przeważnie nie przepadam za FF, gdzie Edzio jest wampirem, ale twoje opowiadanie baardzo mi się spodobało ; )
ciekawe co Edzio wymyśli, kiedy Bella będzie go przesłuchiwać jak dostał się do jej pokoju...hmm.
czekam na następne części ; ))
weny życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Shira
Nowonarodzony



Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 19:49, 19 Maj 2009 Powrót do góry

Przeczytałam całość w jeden wieczór. Bardzo podoba mi się Twój styl, pięknie opisujesz uczucia, Twoje opowiadanie ma w sobie jakąś magię :) Jestem ciekawa, kiedy Bella się domyśli, a może Edward sam powie jej kim jest? Niecierpliwie wypatruję dalszego ciągu :) Duuużo weny !


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ogureczek
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostrów

PostWysłany: Wto 15:51, 30 Cze 2009 Powrót do góry

też przeczytałam to jednym tchem.. :P jak usiadłam t czytałam tak dlugo aż nie skończyłam..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Wto 22:19, 30 Cze 2009 Powrót do góry

Bardzo się cieszę Wink

Kolejny rozdział przesłałam do bety, mam więc nadzieję, że następna część już niebawem ujrzy światło dzienne Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anja dnia Wto 22:22, 30 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
wymyślona
Wilkołak



Dołączył: 09 Kwi 2009
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:41, 30 Cze 2009 Powrót do góry

no nareszcie!
Kochana, głodzisz nas już tak od półtora miesiąca! To wręcz niedopuszczalne, ale myślę i liczę na to, że teraz dodasz nam tutaj taaaki kawałek, że wszyscy ci z łatwością wybaczymy. Wink
Tak jak i Bella mam nadzieję, że wymówka Edwarda będzie ciekawa.
Pozdrawiam i standardowo życzę weny.
.wymyślona.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anja
Zły wampir



Dołączył: 18 Gru 2008
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ze skórzanej kanapy

PostWysłany: Czw 19:02, 02 Lip 2009 Powrót do góry

Ugh!!!!!!
Jestem. Wróciłam z czymś nowym. Przyznam, że dawno nie pisałam, w takim razie nie wiem jak to wypadnie na tle poprzednich rozdziałów, które starałam się pisać jakimś ciągiem. Dlatego też staram się wrócić do dawnego nawyku i dzisiaj siedzę już nad kolejnym rozdziałem. Dla tych, którzy polubili mojego uczłowieczonego trochę (mimowolnie, naprawdę! :P) Edwarda, może przydać się informacja, że następnym razem natkniecie się na EPOV. Bo któż by inny miał ratować Bellę z opresji, jeśli nie Piękny Edłardo? Wink

Pozdrawiam i zapraszam do czytania.
Wszystkie dotychczasowe rozdziały są także na
[link widoczny dla zalogowanych].
anja


****************

beta: Robaczek

Rozdział 10.

BPOV


- To nie takie proste, Bello...
- Co jest trudnego w przyznaniu się, że włamałeś się do mojego domu?
- Nie włamałem się.
- Więc jak wytłumaczysz to, że rano...
- Bello, ty nic... - przerwał mi, kręcąc głową, ale także nie dokończył. Wyciągnął rękę w uspokajającym geście, ale w ostatniej chwili ją cofnął. Wodził przez chwilę wzrokiem gdzieś za moimi plecami, po czym rozpoczął ze mną cichą walkę na spojrzenia. - To n a p r a w d ę nie jest tak, jak sądzisz. Tylko - znów spojrzał gdzieś za mnie – nie mogę tu o tym z tobą rozmawiać. Chciałbym, żebyś wiedziała, ale...

Patrzył na mnie z góry nieomal błagalnym wzrokiem, w jego oczach czaiła się desperacja. Tak jakby sam chciał uwierzyć w to, co mówi i również mnie do tego przekonać. I faktycznie – dałabym wiarę wszystkiemu, co by teraz powiedział, tylko nie temu, że nie było go u mnie w pokoju tamtego ranka.

Z trudem otworzyłam usta, nabrałam powietrza i przekręciłam głowę.
- Wiesz – odezwałam się w końcu - nie chcesz, to nie mów. W zasadzie... wcale mnie to nie obchodzi. Możesz robić co chcesz, a teraz chyba najlepiej będzie, jeśli po prostu wrócisz do swojego stolika, a mnie puścisz wolno. Nie mam już ochoty o tym gadać.
- Bello, to nie tak. - Rozłożył ręce w geście rezygnacji. Odwróciłam się, chwyciłam zdecydowanym ruchem tacę z półki, która znajdowała się za mną i spojrzałam przed siebie. Wpatrywała się we mnie cała jego zwariowana rodzinka.

Pierwsza z brzegu siedziała blondynka - jej imię zawsze mi gdzieś umykało - która odwróciła pośpiesznie wzrok w stronę Emmetta i powróciła do rozmowy z nim. Obok niego miejsce zajmowała niska brunetka, wpatrująca się we mnie z uwagą. Nie spuszczając z mojej twarzy bacznego spojrzenia, założyła nogę na nogę i beztrosko nią dyndała. To chyba była Alice. Znajdujący się koło niej chłopak, którego ręka opasywała oparcie jej krzesła, przechylił głowę lekko w bok i patrzył to na mnie, to na stającego parę kroków dalej Edwarda. Za to Tanya siedziała dumnie wyprostowana, z rękoma splecionymi na piersiach. Uśmiechnęła się szeroko do Edwarda, po czym rozplotła ręce i poklepała delikatnie siedzenie krzesła, które stało obok niej puste. Mnie zignorowała.

Edward wciąż tkwił za mną i na plecach czułam ten proszący o wyrozumiałość wzrok. Zresztą nie tylko wzrok. Nie mam pojęcia, jak to robił, ale cały czas docierał do mnie jego cudowny zapach, który zapalał mi w głowie czerwoną lampkę: Stop! Ani kroku dalej, odwróć się i rzuć mu na szyję, wczepiając się palcami w jego brązową czuprynę. No, już! Na co czekasz? Biegnij!

Skupiałam już uwagę połowy ludzi w stołówce, gdy ocknęłam się wreszcie, próbując sobie uświadomić, czy rzeczywiście nie wiszę teraz na Edwardzie. Kiedy ku mojej wielkiej uldze okazało się, że jednak nie, podeszłam do kontuaru, by nałożyć sobie na talerz pierwsze, co znajdzie się pod ręką. Uciekłam wtedy czym prędzej do stolika najbardziej oddalonego od kąta Cullenów, by zadręczać się smętnymi myślami na temat całej tej sytuacji w samotności.

Potraktowałam go zbyt ostro? Byłam niesprawiedliwa? Powinnam pozwolić mu wszystko wyjaśnić? Tak samo, jak mechanicznie nakładałam sobie jedzenie na talerz, zjadłam wszystko, co na nim się znalazło. Nie wiem nawet, co wcinałam, jednak pochłonęłam to w zaskakująco szybkim tempie. To było straszne. Bezbronna wobec własnych myśli, nie miałam z kim się nimi podzielić. Kotłowały się we mnie, ogłupiając i mieszając w głowie. Nie wiedziałam kompletnie, jak mam postąpić. Czy zrobić to, co podpowiadały mi resztki zdrowego rozsądku, czy pójść śmiało za głosem serca.

Kiedy ruch zmalał, a tłum nie pałętał się już chaotycznie po stołówce, podniosłam głowę i zerknęłam w ich kierunku. Okazało się, że moja „kryjówka” wcale nie była skuteczna, bo w linii prostej, na drugim końcu sali siedział przede mną Edward. W jednej ręce trzymał widelec, którym znudzony dźgał swój obiad, a drugą zaciskał w pięść pod stołem. Wtedy Tanya chwyciła ją i walcząc przez chwilę z Edwardem, rozprostowała mu w końcu palce i położyła jego dłoń na swoim kolanie, delikatnie ją głaszcząc. Spuściłam prędko wzrok na swój pusty talerz, zagryzając dolną wargę w obronie przed... Właśnie - przed czym? Falą zazdrości? Niedorzecznej, absurdalnej, irracjonalnej zazdrości?

Rozluźniłam się, wyprostowałam na krześle i uśmiechnęłam pod nosem, pewnie patrząc w ich stronę. W tym samym momencie Edward spojrzał mi prosto w oczy i rozchylił nieznacznie usta, jakby chciał mi coś powiedzieć. Wzięłam głęboki wdech, wstałam od stolika, by pójść na następną lekcję i ostatni raz obejrzałam się na nich przez ramię. Wybór stał się oczywisty.

***

W ten sposób – na unikaniu Cullenów - minęły kolejne dwa miesiące. Wszelkie myśli, które w jakiś sposób sugerowały, że robię źle albo że trzeba mu dać szansę, pospiesznie wrzucałam do worka z napisem „przeszłość”. Cel i działanie. Tylko do przodu. Zakaz odwrotu.

Po pewnym czasie przestał mnie nękać. Trzymał się ode mnie z daleka, dzięki czemu łatwiej mi przyszło pogodzić się z drogą, jaką obrałam. Rozmawialiśmy tylko wtedy, gdy wymagała tego sytuacja – jak zadanie w parach na lekcji. Poza tym nie zamienialiśmy ani słowa.

Ponieważ zupełne ignorowanie tego chłopaka nie była łatwe, a wręcz niemożliwe, doceniałam każdy maleńki sukcesik. Ciężko walczyłam, by nie pozwolić sobie na spasowanie. A wymówki, dla których miałabym położyć kres tym trudom, znajdowały się ciągle - by rozbeczeć się jak małe dziecko i wyjechać na drugi koniec Stanów albo rzucić mu się w końcu na szyję z głośnym „Wybaczam!” czy innym tego typu patetycznym okrzykiem. Na szczęście z czasem zaczęło ich ubywać i ostatecznie zupełnie zagłuszyłam podszepty serca.

Głos sumienia także ucichł, dlatego postanowiłam jakoś zmienić nastawienie do świata. Spotykałam się częściej ze znajomymi ze szkoły, wybrałam się z nimi nawet parę razy do La Push, zaprzyjaźniłam się bardziej z Angelą. Nie było już powodu, by bujać w słodkich, pierzastych, edwardowych obłoczkach. Miałam nowe życie, które coraz bardziej mi się podobało. Coraz lepiej też znosiłam brak obecności Mike’a. Nie trudziłam się wcale, żeby jego wypadek wymazać z pamięci, lecz odwrotnie – chciałam z tym bagażem doświadczeń iść dalej, przed siebie. Starać się nie popełniać tych samych błędów i korzystać z nastoletniego życia. Cel i działanie.

***

Od rana lało. Oby tylko woda nie dostała się do piwnicy, bo jak miałabym sobie z tym sama poradzić? Aż tak niezależna nie jestem. Poza tym zrobiło się już zbyt ciemno, żebym poszła to sprawdzić; po wyjeździe rodziców postanowiłam, że jeśli nie będzie od tego zależeć moje życie, to po zmierzchu nie wyściubiam nosa poza drzwi.

Ten dzień był strasznie wyczerpujący. W piątki zawsze czekało nas dużo roboty, bo każdy chciał coś kupić przed wyjazdem na weekend. W dodatku stanie cały czas za ladą z plastikowym uśmiechem przyklejonym do twarzy wbrew pozorom nie jest takie łatwe. Co prawda rodzice zostawili mi pieniądze, ale samodzielna, odpowiedzialna praca w sklepie państwa Newtonów napawała mnie dumą. Taka mała namiastka dorosłości.

Fakt - sama namawiałam ich do tej wycieczki, ale z dnia na dzień zaczynałam tego żałować. Świadomość, że wokół mnie nie ma żywej duszy, a oni bawią się w najlepsze na innym kontynencie, sprawiała, że przebiegał mnie niemiły dreszcz. Stałam się wyczulona na każdy szmer, spadającą z kranu kroplę wody, stukającą o szybę gałązkę, cichą pracę lodówki, czy nawet na własny oddech, a na dzwonek mikrofalówki zdarzało mi się podskakiwać prawie do sufitu. I jeszcze nigdy tak bardzo nie unikałam spoglądania w las za domem. Zazwyczaj przepadałam za beztroskim wpatrywaniem się w połacie drzew przede mną, za zatapianiem wzroku we wszelkich możliwych odcieniach zieleni. Lecz teraz budziło to we mnie tylko strach i obawę, że zaraz coś – nie wiem dokładnie co, ale z pewnością coś niewyobrażalnego i krwiożerczego – wyskoczy stamtąd i wtargnie do środka, by zakończyć w jakiś okropny sposób mój żywot. Mimo to gdzieś w podświadomości kryłam przeczucie, że takie scenariusze są jedynie wyolbrzymionymi wymysłami mojej wyobraźni. Czułam, że jestem bezpieczna i bynajmniej nie z tego powodu, że za każdym razem zamykałam drzwi na klucz i prawie wcale nie otwierałam okien. Po prostu – miałam wrażenie, jakby ktoś wciąż przy mnie stał niczym Anioł Stróż, pilnując, by nie stało się nic złego.

Tymczasem ja, kolejny raz, zasypiałam na kanapie przed telewizorem. Nie był to zbyt wygodny wybór, ale czułam się o wiele bardziej komfortowo, gdy coś do mnie gadało, a ja nie leżałam sama ze swoimi fantazjami w małym, pustym pokoiku na piętrze.

W poniedziałek postanowiłam zrobić gruntowne porządki. Mój nastrój odmienił się całkowicie – w sklepie nie było dużego ruchu, rozpogodziło się, dom stał na swoim miejscu, nic mnie jeszcze nie zjadło, a w skrzynce znalazłam pocztówkę z Lazurowego Wybrzeża. Czy kiedykolwiek mówiłam, że nienawidzę poniedziałków? Jeśli tak, to stanowczo cofam te słowa.

Wobec tego należało korzystać z dobrej passy ile się da. Kiedy wysprzątałam na błysk kuchnię i cały salon, postanowiłam przenieść się na piętro. Czekało mnie pranie. Góra prania. Sterta brudnych rzeczy nie mieściła się już w koszu, tworząc na wierzchu coraz większą kupkę i jakby zbliżała się do pralki, czując się zapomniana i chętna sama zadbać o swój interes. Z racji braku innych zajmujących zajęć uznałam w końcu, że skoro nazbierało się tego tyle, to im prędzej się uporam, tym większą będę mieć satysfakcję z wykonanej sprawnie roboty.

Przejęta, z uśmiechem na ustach, nucąc ulubione kawałki, nie spodziewałam się nawet, jak prędko mój optymizm zostanie zgaszony niczym zalany wiadrem wody maleńki płomyczek. Na dnie kosza czekała mnie niespodzianka. Zanim jednak do niej dotarłam, z przerażeniem spoglądałam przez okno na błyski i gwałtownie napierającą na szybę ścianę deszczu. Zastanawiałam się, w jaki sposób zatkać sobie uszy, żebym miała nadal wolne ręce i mogła upychać do pralki następną porcję prania, bo grzmoty nie ustawały, przeciwnie – z każdą sekundą jeszcze przybierały na sile. Błyskawice rozdzierały niebo, a ja plułam sobie w brodę, że za dnia nie poszłam sprawdzić, co się dzieje z tą przeklętą piwnicą. Miałam na to cały weekend i jak zwykle zawaliłam sprawę. Bo przecież nie można zrobić czegoś od razu, Bello? Prawda?
- Mogłoby już przestać tak lać... - powiedziałam do siebie w nadziei, że w jednej sekundzie przestanie padać, a chmury rozejdą się, odsłaniając Księżyc i cudownie rozgwieżdżone niebo. Do tego jednak nie doszło i zrezygnowana wyjęłam wreszcie ostatnią rzecz, moją szarobłękitną bluzę, która czekała cierpliwie na tę chwilę, ze swoim jadowitym prezentem. Zupełnie nieświadoma, co zaraz znajdę, wywracałam ją energicznie na lewą stronę, kiedy usłyszałam, jak coś spada na twarde płytki łazienki. Mały, połyskujący przedmiot. Sprawdziłam, czy w kieszeniach nic więcej się nie kryje, a ponieważ były puste, zręcznym ruchem wrzuciłam bluzę do bębna. Rozejrzałam się dokoła, szukając zguby, by móc przyjrzeć się jej lepiej.

W chwili gdy po nią sięgałam, błysnęło tak mocno, że cała zadrżałam, czekając na potężny grzmot. Liczyłam, głucho wymawiając kolejne cyfry. Na „cztery” - w jednym momencie – przeraźliwie łupnęło i zgasły wszystkie światła.
- Tylko nie to, tyyylko nie to. Nie! TO! - powtarzałam drżącym głosem, szybko oddychając. Co robić?! Zapadły egipskie ciemności, byłam sama, w ciasnej łazience, ściskając niewielki, płaski przedmiocik w ręku, nie mając pojęcia, gdzie w domu może być schowana latarka.

Wstałam z klęczek – nawet nie pamiętam, jak w tej pozycji się znalazłam – i po omacku, sunąc palcami po ścianie, czasem zrzucając coś z napotkanych półek, wyszłam z łazienki.
- Schody, schody, gdzie są schody?! - krzyczałam, a wtedy natknęłam się na poręcz. Zaczęłam powoli schodzić, stopień po stopniu, ciesząc się, że tak dobrze mi idzie, chociaż przed oczami miałam tylko czarną otchłań. Nagle stopa zsunęła mi się za wcześnie i cała runęłam w dół. Mimo że trzymałam się drewnianej poręczy, okazała się ona za śliska i nie zdążyłam jej mocniej chwycić. Nie wiedziałam kiedy kończą się schody ani jak daleko od ściany jestem, gdy straciłam całkowicie równowagę i poleciałam głową naprzód, uderzając nią o kolejne stopnie. Zatrzymałam się w końcu, obawiając się, a może nie będąc w stanie, ruszyć się choćby o milimetr. Jedyna rzecz, jaką jeszcze pamiętam, to zimna posadzka pod moim policzkiem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Souris
Gość






PostWysłany: Czw 20:33, 02 Lip 2009 Powrót do góry

Kochana moja! Nareszcie nowy rozdział! Nie pamiętam czy kiedykolwiek komentowałam ten ff, a nawet jeśli to nie wiedziałam, że autorką jest dziewczyna, która sypie szczerymi opiniami przy moim opowiadaniu (szczerze za to dziękuję) :) teraz mogę się odwdzięczyć.
A więc tak: biję pokłony i chowam się do piwnicy. Gdzie tam porównywać mnie do Ciebie? Twoj styl przypadł mi do gustu. Czasami może trochę zagmatwanie i trudno się zorientować o co chodzi (musiałam przeczytać niektóre fragmenty dwa razy by pojąć ich sens - być może przez moją głupotę), ale to się tyczy pierwszych rozdziałów. Teraz jest lepiej. Postać Belli niby ma coś z kanonu, ale podoba mi się, że wali prawdę prosto z mostu, jest ciut bardziej odważna.
Przepraszam, za opinię, która nie wnosi raczej nic nowego, ale niestety się spieszę. Kiedyś powiem coś więcej i na temat.
Pozdrawiam,
S.

PS. Wybacz jeśli coś pomyliłam, ale mogę pomieszać niektóre wątki, dawno nie czytałam tej historii, a nie mam czasu przypominać sobie wszystkiego. Przeczytam jutro całość to najwyżej zrobię edit.

PS 2. Wielbię Cię za 'słodkie, pierzaste, edwardowe obłoczki' Ja chcę takie! :D


Ostatnio zmieniony przez Souris dnia Czw 20:35, 02 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin