FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Smierć to dopiero początek +18 Zakończone do odwołania Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Wto 20:55, 03 Lut 2009 Powrót do góry

Kolejny rozdział prawdopodobnie pojawi się do poniedziałku

Beta:Dians

Rozdział 5
Bella:
W czwartkowy poranek, znalazłam się w domu, miałam złamaną lewą rękę i parę żeber, poza tym nic więcej mi nie dolegało. Cały ten czas zastanawiałam się nad tym, co się wydarzyło. Przecież nie jestem znowu taka lekka, człowiek musiałby mieć naprawdę dużo siły, żeby zrobić coś takiego. Moje rozmyślania przerwał wujek.
- Kate, kochanie powiedz mi, co tak naprawdę zaszło w domu Cullenów – na samym początku chciałam powiedzieć mu całą prawdę, później doszłam do wniosku, że i tak by mi nie uwierzył, dlatego wymyśliłam własną historię, na którą powinien się nabrać.
- Kiedy stałam na ich pięknych dużych schodach – zaczęłam swoją historyjkę – zakręciło mi się nieznacznie w głowie, nie pomyślałam wtedy, że stracę przytomność i stanie się coś takiego – zakończyłam z niewinną miną
- Uważam, że miałaś dużo szczęścia, tylko czy teraz nie powinnaś w ramach podziękowania powiedzieć im, co ci dolega?
- Wujku. Wystarczy, że Carlise wie. Zgodził się być moim lekarzem.
- No dobrze, widzę, że jesteś uparta. Odpoczywaj, a ja zrobię obiad.
Nigdy więcej nie poruszaliśmy już tego tematu.
Kiedy poczułam się już znacznie lepiej, postanowiłam wypakowywać swoje rzeczy, które leżały w torbie od powrotu ze szpitala. Nie zastanawiając się długo, całą zawartość torby wysypałam na łóżku, wylądowało na nim coś, co nie było moje. Połamany smyczek, pamiątka niemiłego zdarzenia. Teraz, kiedy o tym pomyślę, zrobiłabym to raz jeszcze, żeby usłyszeć tą piękną melodie. Przecież ja tak naprawdę nigdy w swoim życiu nie grałam na skrzypcach. Pamiętam, jak tego feralnego dnia wzięłam je do ręki, przez moje ciało przeszła fala rozkoszy i po chwili już wiedziałam, co grać tak, jakbym robiła to całe swoje życie. Wtedy zauważyłam, że na smyczku jest jakiś napis, którego wcześniej nie dostrzegłam, brzmiał następująco:
Dla Lili od kochającego syna Edwarda
I wtedy to do mnie dotarło. To były skrzypce jego prawdziwej mamy, ostatnia pamiątka, a ja chcąc, nie chcąc, zniszczyłam jej ostatni ślad. Postanowiłam odkupić mu ten smyczek, tylko to mogę zrobić, by nie czuć się winną.
Alice przychodziła codziennie. Nadrobiłyśmy wszystkie zaległe lekcje, słowem nie wspomniała o swoim bracie, nie miałam jej tego za złe.
W poniedziałek rano odwiedziła mnie ciocia.
- Jak się czujesz skarbie, martwiłam się strasznie o ciebie.
- Przecież wiedziałaś, że coś mi grozi.
- Nie o tym myślałam, to nadal wisi w powietrzu, więc uważaj… Co masz taką dziwną minę?
- Czy mogłabyś mi w czymś pomóc? – zapytałam niewinnie, ponieważ wpadł mi do głowy pewien pomysł.
- Oczywiście, co miałoby to być?
- Mogłabyś się czegoś dowiedzieć o Cullenach? – coś w jej minie nagle się zmieniło, gdy usłyszała to nazwisko...
- Przepowiednia się dopełni – szepnęła cicho
- Słucham?
- Nic kochanie, nie wiem czy będę w stanie ci pomóc, obowiązuje mnie ścisła tajemnica.
- Zdaje sobie sprawę, że nie możesz mi zdradzić ich tajemnicy, ale przecież możesz mnie w jakiś sposób na nią naprowadzić – powiedziałam chytrze
- Zobaczę, co da się zrobić. Uważaj na siebie - teraz nie pozostawało nic innego, jak tylko czekać na jakąś wskazówkę.
Udałam się w końcu do szkoły. Czekało mnie wielkie starcie z Edwardem, nawet nie miałam na to wielkiej ochoty. Nie było jednak, czym się martwić, ponieważ przez cały tydzień nie było go w szkole, dzięki czemu nie czułam się aż tak winna, przecież to on zrobił mi krzywdę.
W ciągu dwóch tygodni, znacząco zaprzyjaźniłam się z Marco. Zapraszał mnie do kina, często odwoził mnie do domu, stał się dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Serce podpowiadało mi, że miłość jest bardzo blisko. Po dwóch tygodniach moja ręka prezentowała się już bardzo dobrze, lekarz zdjął gips, a Tod w ramach niespodzianki, zabrał mnie do rezerwatu. Jego kolega Bill, zaprosił nas na obiad. Syn Billego był nieco starszy ode mnie, miał na imię Samuel i szczerze? Był bardzo przystojny. Pogoda znacznie się poprawiła, dlatego postanowiliśmy udać się razem na plaże.
- Jesteś bardzo cicha – powiedział po chwili mój towarzysz
- Tak tu pięknie, że nie chce mącić tej błogiej ciszy – odpowiedziałam spokojnie
- Wiesz… mogę ci zadać jedno pytanie – usłyszałam nieśmiały ton
- Dawaj.
- Czy to, co ci się stało, miało coś wspólnego z rodziną Cullenów?
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Tod wspominał o tym ojcu, wiesz on jest dziwnie przewrażliwiony, jeżeli chodzi o tę rodzinę...
- No cóż, dziękuje wam obu za troskę, ale mam swoje tajemnice, o których nie mówię – zastanawiałam się, czy Samuel może coś wiedzieć, czy nie zapytać go o to. Moja ciekawość wzięła górę.
- Teraz ja mam pytanie.
- Dawaj – uśmiechnął się do mnie, powtarzając moje wcześniejsze słowa.
- Czy wiesz coś na temat rodziny Cullenów?
- Nie jest tego wiele.
- Opowiesz?
- Przyjechali tu całkiem nie dawno, nie są tutejsi, to mam na myśli. Zauważyłaś, że nie przypominają ludzi, są zadziwiająco piękni i zawsze, kiedy chcą potrafią omotać swoją ofiarę?
- Co masz na myśli?
- Zauważyłaś, że tam mała brunetka o takich nastroszonych włosach, jest przywódcą grupy?
- Ta mała ma imię i jest moją przyjaciółką, masz złe informacje.
- Powinnaś zajrzeć do naszych legend.
- Tak jasne poczytam sobie o wilkach. – odwróciłam się od niego. Strasznie zirytowało mnie jego zachowanie. Alice była mi ostatnimi czasy, jak siostra, a on ją obraża, zwalając winę na głupie legendy.
Dopiero po jakimś miesiącu przypomniałam sobie, że jest taki ktoś jak Edward Cullen. Wrócił do szkoły. Jak się okazało, był na miesięcznym obozie zdrowotnym, tylko że było to marne wytłumaczenie. Nigdy nie widziałam, żeby którekolwiek z nich kichało. Robiło się to coraz dziwniejsze, a cioci jak nie było z informacjami, tak nie ma. Siedziałam grzecznie w swojej ławce, którą niestety dzielę z Eddym. Ostatnio tak go nazywam w myślach, pomysł podsunęła mi jego cudowna dziewczyna Jennifer, rozmyślając o Marco. Kiedy zobaczyłam, jak na moje nieszczęście sąsiad odwraca się w moją stronę. Ogarnęła mnie dziwna chęć, niepohamowana ochota, żeby dotknąć jego pięknej twarzy, ale nie dałam się temu uczuciu.
- Chciałbym cię przeprosić.
- Powiedz mi, kim jesteś, a przyjmę przeprosiny.
- Nie zrobię tego.
- Tak właśnie sobie myślę, że przypadkiem, kiedyś mi się coś wyrwie i nie będziesz bezpieczny – powiedziałam złośliwie, nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony, złapał mnie w tak mocnym uścisku, że aż z bólu oczy zaszły mi łzami, a z ust wydobył się jęk.
- To boli do cholery!
- Nie będziesz mnie straszyć, zrobię ci krzywdę, jeżeli komukolwiek powiesz – syknął
- Puszczaj mnie, ty skończony idioto! – jak zwykle powiedziałam te słowa w nieodpowiednim momencie i do tego tak głośno, że cała klasa momentalnie ucichła.
- Panno Benett, tym razem pani nie daruje – odezwał się nauczyciel – zostaje pani po lekcjach!
No to pięknie! Mam szlaban, jeżeli Tod się o tym dowie. Edward puścił moją rękę z tryumfalnym uśmiechem.
- Policzę się z tobą na swój sposób, a śmierć to dopiero początek kochanie… - posłałam mu ironiczny uśmiech. Co może grozić mi ze strony tego idioty, skoro i tak za niedługo umrę.

- Panie Hall, ja wiem, że przerywam pańskie lekcje, ale proszę dać mi ostatnią szansę i nie dzwonić do wujka.
- Młoda damo, jesteś dobrą i pracowitą uczennicą, ale te wybuchy gniewu na moich lekcjach niczemu nie służą.
- To był ostatni raz, proszę, będę zostawać po swoich lekcjach za karę, przez tyle czasu, ile uważa pan za stosowne.
- Nie masz żadnych zajęć pozalekcyjnych?
- Należę do zespołu tanecznego, wystawiamy spektakl za jakieś trzy miesiące, zrezygnuję, jeżeli będzie trzeba, proszę – jeszcze nigdy nie byłam pozbawiona nadziei jak dzisiaj.
- W takim razie dam ci ostatnią szanse, będziesz przychodziła do szkoły zawsze po swoich zajęciach, ale nie rezygnuj z tańca. Twoim zadaniem będzie doprowadzenie do stanu jednej klasy, która bardzo by nam się przydała.
Z ulgą wyszłam z gabinetu nauczyciela, wiedziałam, że teraz będę na tyle zajęta, aby nie myśleć o tym cholernym idiocie. Marco jak zawsze był przy mnie.

Edward:
Wyjechałem już jakiś czas temu, a nikt z moich bliskich się nie odzywał. Esme i Carlise czasami napisali, co się dzieje, niestety bardziej liczyłem na wiadomości od rodzeństwa. Cały czas myślami wracałem do tego dnia, kiedy zobaczyłem Belle w swoim salonie, grającą na skrzypcach. Było to dla mnie wspomnienie, które dziwnie trzymało mnie na powierzchni. Od lat żyłem jako wampir i czasami miałem dość takiego życia. Z pojawieniem się w mieście tej nowej, jak zwykłem nazywać ją w swoich myślach, moje życie całkowicie się zmieniło, chociaż wcale tego nie chciałem. Ciepło jej skóry i zaufanie mojej rodziny, sprawiało, że czułem się jak człowiek, chociaż od zawsze obcowaliśmy z ludźmi. Popadłem w dziwne odrętwienie, nie chciałem wracać nie proszony. Któregoś dnia pobytu w Amazońskiej dżungli, z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk, dawno zapomnianej komórki, numer rozpoznałem od razu.
- Słucham cię Alice?
- Braciszku musisz wrócić do domu – powiedziała cicho.
- Tu gdzie jestem, jest mi dobrze.
- Tęsknie za tobą – te słowa bardzo mnie ucieszyły.
- Wiesz, że nie mam powodów, żeby wracać.
- Znasz mnie na tyle, że powinieneś już wiedzieć, co nieco o moim darze – powiedziała sprytnie
- Co masz mi zatem do powiedzenia?
- Chodzi o Marca, za bardzo kręci się koło Belli i do tego ukrywa coś przede mną...
- Sprawy Belli mnie nie interesują – udawałem
- Edward, ja wiem swoje, proszę musisz mi pomóc zaopiekować się Bellą, ja ją kocham.
Postanowiłem wrócić, rodzina przyjęła mnie z otwartymi rękami. Jednak w ich myślach wyłapywałem, lekką złość. Okazało się, że Bella zatrzymała w tajemnicy to, co się wydarzyło.
- Jak się czujesz?
- Dzięki za troskę Emmett, nic mi nie jest.
- Wiesz, ja nawet lubię Belle, jest taka inna. Otwarta na świat i nowych ludzi, ostatnio nawet powiedziała mi, co myśli o tobie.
- Słucham? – pewnie były same najgorsze epitety pomyślałem
- Powiedziała, że mogłaby cię polubić, gdyby nie to, że pakujesz ją w kłopoty, ale nie ma ci za złe tego, co się stało. Zwaliła to wszystko na przeznaczenie. Wydaje mi się, że ona nosi za duży ciężar na swoich plecach...
- Co cię skłoniło do takich przemyśleń?
Emmett zawsze był wrażliwszy od innych. Jego teksty były czasami tak głupie, że aż przykro było ich słuchać, jednak jego wnikliwa analiza była zawsze bezbłędna. Z nim dało się pogadać.
- Ona coś ukrywa, nie wiem niestety, co to jest. Poza tym nasz wspaniały kuzynek się koło niej kręci. Wiesz, jaki on jest.
- Dlatego między innymi wróciłem.
- Nie dlatego, ja wiem, co widziała Alice... ups!
- Co to ma znaczyć? CO WIDZIAŁA ALICE! – krzyknąłem do brata
- Stary, uspokój się. To był tylko mały fragment. Buzi - buzi i te sprawy...
- Emmett do jasnej cholery!
- No co? Będzie małe buzi - buzi i tyle, nie mam ci nic więcej do powiedzenia.

Wróciłem do szkoły, widziałem ją cały czas. To przez myśli Alice, to przez Marco, jednak ona udawała, że mnie nie ma. Adorowana przez mojego kuzyna, nie zwracała uwagi na resztę szkoły, albo na mnie, sam tego nie wiem. Taki stan nie może trwać wiecznie, na historii nadarzy się odpowiednia możliwość przeproszenia. Wchodząc do klasy zauważyłem jej nieobecny wzrok, wyglądała tak pięknie, że nie byłem w stanie oderwać od niej wzroku. Wołałem ją swoim wzrokiem, popatrzyła na mnie niemal z czułością, chciałem, żeby spełniła się wizja Alice, jednak moje marzenia szybko rozwiała Bella, odwracając spojrzenie.
- Chciałbym cię przeprosić – powiedziałem skruszony
- Powiedz mi, kim jesteś, a przyjmę przeprosiny – tą odpowiedzią zupełnie zbiła mnie z tropu.
- Nie zrobię tego.
- Tak właśnie sobie myślę, że przypadkiem, kiedyś mi się coś wyrwie i nie będziesz bezpieczny – nie zdawała sobie chyba sprawy, że właśnie tego najbardziej się boję. Przez nią żyje w strachu, że całą moją rodzinę czeka męczeńska śmierć. Jeżeli ona komukolwiek o tym powie... Znowu poczułem w sobie nieopanowany gniew, złapałem jej rękę w mocny uścisk, zapominając, jak wiele mam siły nad tą ludzką bezbronną dziewczyną.
- To boli do cholery! – w jej oczach dostrzegłem łzy
- Nie będziesz mnie straszyć, zrobię ci krzywdę, jeżeli komukolwiek powiesz – syknąłem tak cicho, by tylko ona mogła mnie dosłyszeć.
- Puszczaj mnie, ty skończony idioto! – podniosła głos, dając mi tym samym do zrozumienia, że nie wygrywam, tak jak to sobie zaplanowałem i już pierwszego dnia okazuje się, że to ja jestem przyczyną jej złego nastroju.
- Panno Benett, tym razem pani nie daruje – odezwał się nauczyciel – zostaje pani po lekcjach.
To zapewne ostudzi jej temperament, pomyślałem i puściłem jej rękę z tryumfalnym uśmiechem.
- Policzę się z tobą na swój sposób, a śmierć to dopiero początek kochanie… - co te słowa miały znaczyć? Zastanawiałem się przez resztę lekcji, czy to możliwe, że odkryła, kim jesteśmy i dlaczego wspomniała o śmierci? Nie dawało mi to spokoju przez długi czas.
Postanowiłem, że tej nocy, zjawię się u niej, by móc dowiedzieć się czegoś więcej. Przeciętnie, dziewczyny takie jak ona, chodzą spać przed północą. Postanowiłem zjawić się punktualnie, by móc spenetrować jej pokój. Wymknąłem się z domu, wiedziałem jednak, że jego domownicy i tak mnie słyszą. Powoli biegłem przez las, oddychając świeżym powietrzem, pogoda powoli się zmieniała, zapowiadało się na deszcz. Wiatr mierzwił moje włosy, pozwalając tym samym rozkoszować się biegiem. Kiedy dotarłem do jej domu ze zdziwienia o mało, co nie uderzyłem w stojące nieopodal drzewo. Stała w koszuli nocnej nieopodal okna, a słabe światło padało na jej piękną sylwetkę. Wyglądało to tak, jakby w pokoju był ktoś jeszcze, słyszałem dobrze jak z kimś rozmawia, chociaż mówiła szeptem.
- Już o tym słyszałam, mogłabyś powiedzieć mi jaśniej, o co w tym wszystkim chodzi?
Nie usłyszałem odpowiedzi, tylko jej głos.
- Co mają z tym wszystkim wspólnego legendy, przecież to nie może być prawda.
Kolejna cisza
- Dziękuje, sprawdzę to sobie za chwilę, ciociu jeszcze coś! Ucałuj dziadka i powiedz, że tęsknię...
- Cholera! To jakaś psycholka czy jak? Gada sama ze sobą. Edward, przecież ty też jesteś psycholem, sam słyszysz ludzkie myśli z jednym wyjątkiem, więc ona jest ci bliższa niż myślisz – usłyszałem cichy głosić w swojej głowie. Od tego czasu często przychodziłem, by na nią patrzeć, raz udało mi się zobaczyć jej spokojny sen.
















Rozdział 6
Bella:
Całą drogę do domu zastanawiałam się, co mam powiedzieć, żeby nie wpaść w tarapaty, kiedy Tod zapyta, dlaczego tak późno wróciłam. Przed domem nie było jednak radiowozu, co oznaczało, że wujek jeszcze nie wrócił. Może to i dobrze. Będę miała więcej czasu, żeby coś konkretnego wymyślić. Zrobiłam późny obiad i odrobiła spokojnie lekcje. Nadal byłam sama, to dziwne. Żadnego telefonu, coś mogło się stać, a ja niczego nieświadoma siostrzenica czekam. Odrzuciłam od siebie te myśli i zadzwoniłam na posterunek, kamień spadł mi z serca, gdy usłyszałam, że Tod wróci później, bo jakieś ważne sprawy zatrzymały go w pracy. Dzięki temu miała gotowy plan.
- Przepraszam, że tak późno.
- Nic się nie stało.
- Wiesz, teraz będę bardzo zajęty.
- Dobrze się składa, bo po zajęciach zostaje w szkole. Wiesz, taka praca społeczna – powiedziałam niewinnie, ciesząc się z małego kłamstwa.
- Ehh… to nawet dobrze, będę miał mniejsze wyrzuty sumienia, teraz już się położę.
Wszystko poszło jak najlepiej, kto by się tego spodziewał. Położyłam się do łóżka bardzo szybko, jednak nie było mi dane zasnąć. Ciocia pojawiła się z informacjami, zapaliła tylko małą lampkę.
- Długo cię nie było, dowiedziałaś się czegoś?
- Przecież właśnie dlatego tu jestem – była na mnie zła tyle, że ja nie widziałam, dlaczego.
- Jesteś na mnie zła?
- To nie ma nic wspólnego z tobą, teraz słuchaj. Jest tak legenda o ludziach z plemienia Quileute.
- Wiem. Ta, co niby w niej istnieją wilki, trochę przygłupia jak dla mnie. Już o tym słyszałam, mogłabyś powiedzieć mi jaśniej, o co w tym wszystkim chodzi?
- Kate, to właśnie jest sedno tej całej sprawy, musisz dokładnie zrozumieć sens tej legendy, a dowiesz się wszystkiego, ja ci już nie mogę pomóc.
- Co mają z tym wszystkim wspólnego legendy, przecież to nie może być prawda?
- Każda legenda ma w sobie ziarno prawdy, a uwierz mi. Ta ma ich wiele. Teraz muszę już iść, tylko pamiętaj! Sprawdź te informacje.
- Dziękuje, sprawdzę to sobie za chwilę. Ciociu jeszcze coś, ucałuj dziadka i powiedz, że tęsknię.
- On też tęskni.
Zostałam sama, mój sen odszedł tak szybko, że jedyną rzeczą, jaką mogłam zrobić to przeczytać tą legendę jeszcze raz. Później nie zostanie mi już nic innego, jak dowiedzieć się czy to prawda od wiarygodnego źródła, którym będzie doktor. Mam mały plan, co do tego, muszę umówić się tylko na wizytę.
Legenda Quileutów głosi, że lud ten pochodzi od wilków. Kto je zabija, łamie prawo plemienne. Sami widzicie, jakie to niedorzeczne. Zaraz, zaraz... Są jeszcze podania o Zimnych Ludziach. Co to za zimni ludzie, zaraz się dowiemy. Wpisałam w wyszukiwarkę i wyskoczyły mi bardzo dziwne strony. Przeczytałam chyba z trzy tematy, kiedy w końcu natrafiłam na wierzenia Egipcjan, mówiące o wampirach. To, co przeczytałam później sprawiło, że moje serce przyśpieszyło, czy przez ten cały czas odpowiedz na moje pytanie była w tej chorej legendzie? Nie mogłam w to uwierzyć, wszystko się zgadzało, nadludzka siła, blada zimna cera i idealne rysy. Szybko wyłączyłam komputer, za dużo informacji jak na jeden dzień.
Obudziłam się rano pełna niepokoju, dopiero po chwili dotarło do mnie, co odkryłam poprzedniego wieczoru.
- Czy mogę rozmawiać z doktorem Cullenem, mówi Kate Bennett.
- Już łączę, chwileczkę – po chwili czekania usłyszałam pielęgniarkę.
- Niestety, nie ma go jeszcze, czy mogę ci jakoś pomóc?
- Chciałam się umówić na wizytę, jak najszybciej. Jest to możliwe?
- Wydaje mi się, że doktor mógłby cię przyjąć w piątek o piętnastej.
- Nie dałoby się trochę później, mam zajęcia do późna.
- W takim razie bądź przed dziewiętnastą.
- Dziękuję, życzę miłego dnia. - Cały mój plan zaczęłam wcielać w życie.
Można powiedzieć, że do piątku czas wlekł się niesamowicie, szczególnie lekcje, na których siedziałam z Edwardem. Nie starałam się nawet udawać, że go lubię, a teraz miałam dobry powód. Nowy smyczek dostałam w czwartek, dzięki czemu nie musiałam odbywać rozmowy z Edwardem. Smyczek oddam jego ojcu.
- Bella wyglądasz na zmęczoną.
- Alice, bo tak się czuje – odpowiedziałam zgodnie z prawdą
- Może powinnaś zrobić sobie przerwę z tą pracą społeczną?
- Tak naprawdę to nie praca społeczna, a kara, którą odbywam za to, że nawrzeszczałam na twojego kochanego braciszka.
- Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?
- Nie miałam do tego głowy, poza tym to nasze sprawy, nie chcę byś się na niego złościła.
- Bella jesteś moją przyjaciółką, nie rozumiem tylko jednego, dlaczego go kryjesz? – dobre pytanie. Sama wiele razy je sobie zadawałam, siedząc w tej śmierdzącej od kurzu klasie.
- Sama nie wiem, a teraz wybacz, nie czuję się najlepiej.
Kiedy w piątkowy wieczór udałam się do doktora, byłam pewna obaw. Co mu powiem? Jak mu to powiem? I ogólnie czy powinnam się go bać? Czekał na mnie w swoim gabinecie, był uśmiechnięty. Czy ktoś taki, jak on może być wampirem? I czy one naprawdę istnieją? Może te filmy o nich, to jednak prawda?
- Co cię do mnie sprowadza Kate? Lub jak wolisz Bella?
- Bella, jakoś przywykłam do tego imienia, przyszłam po radę doktorze.
- Jestem Carlise, proszę mów mi po imieniu – dodał
- Będzie mi miło. Chodzi o to, że chcę wiedzieć pewne rzeczy, które mają związek ze mną i z pańską rodziną – powiedziałam to tak szybko, że chyba nie zrozumiał. Jednak on uśmiechnął się porozumiewawczo.
- Spodziewałem się tego, prędzej czy później, jesteś jak na swój wiek bardzo mądra, dlatego wysłucham, co masz mi do powiedzenia.
- Natknęłam się niedawno na pewną legendę o Zimnych ludziach – jego mina bardzo się zmieniła, chyba tego się nie spodziewał – wiem, że to, co teraz powiem, może wyda ci się głupie, ale mówi ona o wampirach. Istotach nadludzko pięknych o wielkiej sile, których ciała są blade i zimne – położyłam swoją rękę na jego – to tak jak wy, na samym początku wydawało mi się, że to przez tego guza czuje inaczej, dopiero po tym całym zdarzeniu u was w domu, zdałam sobie sprawę, że coś jest z wami nie tak. Wiem, że grzebię w nie swoich sprawach, ale jednak was kryłam mimo wszystko. Myślę, że możesz mi to jakoś wytłumaczyć.
- To niepokojące, że sama odkryłaś naszą tajemnicę, bardzo niepokojące.
- Ja też mam swoje małe tajemnicę, nie masz się, o co martwić, nikt raczej by się nie domyślił.
- Czyli mogę liczyć na twoją lojalność?
- Do tej pory tak było i raczej nie zamierzam was zdradzać, jednak nie mogę uwierzyć, że jesteście wampirami, przecież one nie istnieją.
- Jak widzisz istniejemy, tylko że potrafimy się dobrze kamuflować, moja rodzina jest nauczona żyć w zgodzie z człowiekiem.
- Nie rozumiem – dodałam szczerze. Zrozumiałam, że nie zamierza mnie zbywać półsłówkami, lecz szczegółowo opowie mi swoją historię.
- To jest bardzo proste do zrozumienia, siedzisz tutaj z największym drapieżcą, jakiego stworzył świat. Mógłbym teraz wypić całą twoją krew, a ty byś nie zdążyła zareagować, jednak tego nie zrobię, ponieważ żyje z naturą, która mi tego zabrania. Jedyne, co zabijam, to biedne zwierzęta – to wyznanie mnie przeraziło, przez moją głowę przechodziły dziwne obrazy z dzieciństwa, niestety nie byłam w stanie ich dobrze poukładać, ale stały się takie znajome...
- Mam nadzieje, że mimo wszystko jednak mi pomożesz.
- Tak, dzięki Alice już jesteś częścią naszej rodziny.
- No właśnie, chciałabym, żeby nikt nie dowiedział się o tym, że jestem chora, z tym wiąże się kolejne pytanie. Czy myślisz, że moja choroba pozwoli mi wystąpić w tym spektaklu? On tak wiele dla wszystkich znaczy, poza tym sprawiłabym radość wujkowi...
- Widzę, że myślisz o wszystkich innych, tylko nie o sobie. Co do twojego pytania, sam nie wiem... Z tego, co czuję dzięki moim zdolnościom, twój organizm walczy, więc jeżeli nadal tak będzie, jest szansa, ale to tylko pięć miesięcy życia.
- Dajesz mi go więcej niż inni lekarze, tylko czy ja chcę takiego życia? – od dłuższego czasu się nad tym zastanawiam...
- Jakie jest twoje największe marzenie? – zapytał po chwili Carlise
- Chciałabym spotkać kogoś, kto pokocha mnie taką, jaką jestem i będzie walczył, by te ostatnie chwile mojego życia stały się lepsze – powiedziałam za dużo, moja twarz przybrała purpurowy odcień.
- Ta nadzieja płynie prosto z serca, mam nadzieję, że uda ci się kogoś takiego znaleźć.
- Myślę, że już znalazłam – tak może i to głupie, ale wampir też może kochać jak się okazuje.
Skoro, Alice kocha Jaspera, to ja mogę kochać Marca.
- Mam jeszcze jedną prośbę, daj to swojemu synowi i przeproś za mnie – wyciągnęłam z torby ładnie zapakowany prezent. W środku był nowy smyczek, po tym ostatecznie zakończę wszystko to, co miało związek z Edwardem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Wto 21:19, 03 Lut 2009 Powrót do góry

To było niesamowite
kocham cię dałaś nam tyle rozdziałów :D :D :D :D :D
byłyy boooskie ciekawe kiedy Kate przypomni sobie scenę z dzieciństwa :D
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Sob 16:47, 07 Lut 2009 Powrót do góry

Kolejne rozdziały, teraz powinno się wam podobać o ile ktokolwiek to jeszcze czyta, mam jednak nadzieję

Beta: wiadomo Dians, ta kobieta jest wielka:*

Miłego czytania:)

Rozdział 7
Edward:
Nasza przyjaźń definitywnie zakończyła się tego feralnego dnia, byłem
dla Belli najgorszym wrogiem. Biedna, nie zdawała sobie sprawy, że jestem najgorszym drapieżcą i gdybym tylko chciał, już dawno pozbawiłbym ją życia. Tego dnia wszyscy byli w domu, Alice była zła o to, że jej przyjaciółka przez moje głupie wybryki ma karę po lekcjach, przez co nie ma czasu dla niej. Jako wampiry żyjące wśród ludzi już jakiś czas,
przywiązaliśmy się do niektórych. Nawet ja sam zauważyłem, że często
myślę właśnie o Belli, sam nie wiem, dlaczego tak jest, ale te myśli mnie
uspakajają. Carlise przybył do domu w dziwnym stanie odrętwienia,
pewnie gdyby mógł płakać, z jego oczu kapałyby teraz łzy. Targające nim emocje wyczuwał każdy z nas, Jasper, który potrafi wpływać na nasze odczucia, w jego przypadku był bezsilny. Po jakimś czasie ojciec zebrał cała rodzinę przy wielkim stole, który był w naszym domu, nie po to by przy nim jeść, a odbywać narady, takie jak ta.
- Muszę z wami porozmawiać, ponieważ ta sprawa dotyczy nas wszystkich - jego myśli były tak chaotyczne, że nie mogłem znaleźć przyczyny tego zebrania.
- Co się stało kochanie? - zapytała czułym głosem moja przybrana matka.
- Była dziś u mnie Bella.
- Coś z nią nie tak?!
- Spokojnie Alice, nie ma się czym martwić, jak na razie.
- Więc, o co chodzi? - Zapytała całkowicie zbita z tropu, Rosalie.
- Bella odkryła naszą tajemnice – w tej chwili nikt nic nie powiedział,
po pokoju krążyły paniczne myśli mojej rodziny, obawialiśmy się
najgorszego...
- To wszystko wina Alice! - wiedziałem, że tym oskarżeniem nic nie
zdziałam, ale chciałam pomniejszyć swoją winę.
- Musimy się stąd natychmiast wyprowadzić – rzeczowy ton Esme świadczył
o tym, że już podjęła decyzje, jednak myśli Carlise’a przyciągnęły moją
uwagę.
- Ona się nas nie boi? - Zapytałem zdziwiony.
- W tym cała rzecz, ona nie zamierza nas wydać, myślę, że robi to ze
względu na Alice i swoje własne problemy...
- Cholera! Powie mi ktoś w końcu, czy można mi zjeść Belle, czy nie? Bo
muszę zaplanować cały posiłek! - powiedział bardzo poważnie Emmett, czym rozładował panujące napięcie.
- Myślę, że możemy jej ufać. Już i tak kryła Edwarda.
- Jest moją przyjaciółką i wiem, że nikomu nic nie powie - Alice zamknęła
całą sprawę uśmiechając się do mnie triumfalnie.
- Edward pozwól na chwilę do mojego gabinetu - zastanawiałem się, co tym
razem zrobiłem idąc za nim w wampirzym tempie.
- Bella prosiła żeby ci to oddać, nie mam pojęcia, co to jest.
Podał mi małe, wąskie pudełko, było bardzo eleganckie, a czerwona kokarda
na środku miała chyba świadczyć o tym, że jest to jakiś prezent od niej.
Tylko, dlaczego kupuje mi prezenty skoro oboje się nienawidzimy? Z
dziwnym pakunkiem pod pachą, udałem się do swojego pokoju, położyłem go na biurku i
ległem na swoja sofę, przez cały czas zastanawiając się, co to może być.
To myślenie zajęło mi całą noc, na swoje szczęście nie możemy spać, w
innym wypadku byłbym nie do życia. Nad ranem zdałem sobie jednak sprawę,
że już dłużej nie wytrzymam tej dziwnej niepewności. Powoli otworzyłem
wieczko i moim oczom ukazał się smyczek, był idealny. Wyglądał prawie tak
samo, jak ten, który niechybnie zniszczyłem. Obracałem go w swoich
dłoniach jak zahipnotyzowany, kiedy moim oczom ukazał się drobny napis:
Przepraszam Bella
Wezbrał we mnie niepohamowany gniew, automatyczna
reakcja na te słowa. Niewiele myśląc, wybiegłem z domu ze smyczkiem w
dłoni. Parę godzin biegałem po lesie, jednak znajdowałem coraz więcej
powodów, by udać się do niej, tylko nie miałem pewności, jak zagreguję na
to wszystko jej wujek. Nie mogłem się dłużej nad tym wszystkim
zastanawiać, poczułem się znacznie lepiej, kiedy na podjeździe do jej
domu nie zobaczyłem samochodu komendanta.
Było mi znacznie łatwiej. Znała już naszą tajemnice, więc nie
musiałem się ukrywać ze swoja naturą. Grzecznie zapukałem do drzwi.
- Już idę – jej głos brzmiał radośnie, kiedy drzwi się otworzyły
dostrzegłem, że całe jej ubranie jest pokryte białym puchem. Nawet jej
twarz i włosy nosiły znamiona bieli.
- W czym mogę pom… - nie dokończyła zdania, kiedy zdała sobie sprawę,
kto przed nią stoi. Cały jej dobry humor prysł, jak bańka mydlana,
zamieniając się w strach.
- Czego chcesz!?
- Nie zaprosisz gościa do środka?
- Nie zostałeś przeze mnie zaproszony, więc nie czuje się w obowiązku
tego robić.
- To jej twoim obowiązkiem – powiedziałem złośliwie.
- W tym momencie mam to gdzieś, mów, czego chcesz albo zamykam drzwi.
- Nie zrobisz tego – nawet nie wiedziałem, jak bardzo się mylę. Po tych
słowach przez jej twarz przebiegł dziwny ironiczny uśmiech, po czym drzwi
zostały zamknięte przed moim nosem. Zdążyłem usłyszeć, jak odchodzi. „Tak
pogrywasz?” Pomyślałem „Zaraz się przekonasz, na co mnie stać!”
Z szybkością światła udałem się na tył domu. Dzięki prowadzonym przez
siebie obserwacjom, wiedziałem, że okno na parterze jest zawsze otwarte.
Wślizgnąłem się po cichu do domu. Nie była w stanie mnie usłyszeć, cicho
zakradłem się do kuchni. Wiedziałem, że tam musi być. Znalazłem ją, stała nad ciastem. A puch okazał się być mąką. Jej myśli jednak znajdowały się daleko.
- Myślałaś, że zamknięcie drzwi mnie powstrzyma? – Usłyszałem jej
głośny krzyk. „I dobrze! Bój się jeszcze bardziej” pomyślałem.
- Jak...Co ty tu robisz? Przecież cię nie zaprosiłam do środka!
- Wierzysz w te brednie? To tylko głupie historie, czosnek na mnie nie
działa, zaproszenia też nie potrzebuje, a jak pewnie sama zauważyłaś, nie
żyje w nocy, także twoje zachowanie jest niegrzeczne.
Staliśmy teraz bardzo blisko siebie, jej przyśpieszony oddech i strach
był dla mnie siłą napędową.
- Boisz się – wyszeptałem jej cicho do ucha. Nagle usłyszałem, że jej
serce przestaje bić, była to mała chwila, bo po chwili kołatało, jak
koliber zamknięty w klatce. Popatrzyłem na nią.
- Czego ode mnie chcesz? – Zapytała cicho.
„Ciebie” pomyślałem.
- Zastanawiam się, jak śmiałaś kupić mi tą rzecz - pokazałem jej smyczek.
- To była pamiątka po twojej mamie, czułam się winna.
- Właśnie to była pamiątka, którą zniszczyłaś i nic jej nie zwróci. Teraz jesteś mi coś winna, ponieważ tego nie przyjmę.
- Co mam ci dać, żebyś zostawił mnie w spokoju?
- Daj mi coś, co jest dla ciebie bardzo cenne.
- Mam ci oddać swoje życie? – Zapytała drżącym głosem.
- Na twoim życiu mi nie zależy, ale na czymś zupełnie innym i prędzej
czy później mi to dasz. – To było dziwne uczucie, ponieważ sam nie wiem,
czego od niej chciałem.
- Prędzej umrę niż to dostaniesz!
- Uważaj, bo twoje życie jest w moich rękach. A teraz pa, najdroższa.
Wyszedłem z jej domu bardzo dumnym krokiem, pozostawiając ją samą.
Czułem jej strach, był dla mnie wręcz podniecający! Tym razem udało mi się
zastraszenie jej człowieczego ja.

Bella:
Sobotni poranek nie zapowiadał niczego nadzwyczajnego. Tod pojechał na
posterunek, ostatnimi czasy działo się tak wiele, że widywaliśmy się
przelotnie. Chciałam mu sprawić przyjemność, dlatego postanowiłam zrobić
pierogi i upiec jakieś ciasto. Dobry humor nie opuszczał mnie
dzisiejszego ranka. Po wczorajszej rozmowie z doktorem byłam
spokojniejsza i pełna nadziei. Wiedziałam, kim jest rodzina Cullenów i
mimo to się nie bałam. Pogrążona we własnych myślach i zatopiona w
lepieniu pierogów, po chwili zdałam sobie sprawę, że ktoś puka. Nikogo
się nie spodziewałam.
- Już idę – krzyknęłam z kuchni
- W czym mogę pom… - moje pytanie ugrzęzło w ustach, ponieważ przed
moimi drzwiami stał mój koszmar, we własnej osobie...
- Czego chcesz!? – Powiedziałam ze złością
- Nie zaprosisz gościa do środka?
- Nie zostałeś przeze mnie zaproszony, więc nie czuje się w obowiązku
tego robić.
- To jest twoim obowiązkiem.
- W tym momencie mam to gdzieś, mów, czego chcesz albo zamykam drzwi! -
Byłam tak zła, że chciałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak dobre
wychowanie mi na to nie pozwoliło.
- Nie zrobisz tego – była to idealna okazja, żeby złamać swoje
postanowienie. Przyjęłam wyzwanie, posłałam mu ironiczny uśmiech i
niewiele myśląc, zamknęłam mu drzwi przed nosem. Cudowne uczucie. Udałam
się do kuchni, myślami jednak nadal byłam przy tym zdarzeniu. Po co on tu
przylazł? Jakoś nie mogłam sobie tego na spokojnie poukładać, zawsze
zjawia się wtedy, gdy jest dobrze i wszystko psuje.
- Myślałaś, że zamknięcie drzwi mnie powstrzyma? – Z moich myśli wyrwał
mnie jego głos, przez co krzyknęłam ze strachu. Ogarnął mnie paniczny
lęk o swoje życie.
- Jak... Co ty tu robisz? Przecież cię nie zaprosiłam do środka! – „Podania
o wampirach mówią, że jeżeli go nie zaprosisz do domu, nie może
przekroczyć progu! Więc co jest do jasnej cholery?!” Pomyślałam.
- Wierzysz w te brednie? To tylko głupie historie. Czosnek na mnie nie
działa, zaproszenia też nie potrzebuje, a jak pewnie sama zauważyłaś, nie
żyje w nocy, także twoje zachowanie jest niegrzeczne.
Mój oddech stanowczo przyśpieszył, nie wiem, kiedy Edward znalazł się tak
blisko...
- Boisz się? – Zapytał przybliżając swoje usta do mojego ucha.
- Czego ode mnie chcesz?
- Zastanawiam się, jak śmiałaś kupić mi tą rzecz – pokazał mi smyczek.
- To była pamiątka po twojej mamie, czułam się winna.
- Właśnie to była pamiątka, którą zniszczyłaś i nic jej nie zwróci. Teraz jesteś mi coś winna, ponieważ tego nie przyjmę. – Po tych słowach zrozumiałam, że przyszedł po moja krew,
nawet nie pytajcie, dlaczego. Był wampirem i o to mogło mu chodzić!
- Co mam ci dać, żebyś zostawił mnie w spokoju?
- Daj mi coś, co jest dla ciebie bardzo cenne.
- Mam ci oddać swoje życie? – Wiedziałam, że właśnie o nie mu chodzi.
- Na twoim życiu mi nie zależy, ale na czymś zupełnie innym i prędzej
czy później mi to dasz.
- Prędzej umrę niż to dostaniesz – moje życie i tak dobiega końca, więc
raczej nie ma innej możliwości.
- Uważaj, bo twoje życie jest w moich rękach. A teraz pa, najdroższa. – Po tych słowach dumnym krokiem opuścił moje, niegdyś bezpieczne miejsce. Powoli podeszłam do drzwi, obawiając się, że jeszcze nie wyszedł. Nie było go, kiedy to zrozumiałam po moich policzkach płynęły łzy, zsunęłam się po ścianie i usiadłam niezgrabnie na ziemi. Mój mózg pracował na podwójnych obrotach i analizował cała sytuacje.
Po jakimś czasie postanowiłam się podnieść, dokończyłam pieczenie i
gotowanie, cały czas rozmyślając. Do domu wrócił wujek, więc musiałam
udawać, że wszystko jest w porządku, chociaż tak naprawdę nie było. W
niedzielny wieczór dotarło do mnie, czego chce Edward. Teraz muszę się
pilnować, ponieważ to może być najgorsza chwila mojego życia.

Cały tydzień pełen obaw i nadziei na to, że nic mi się nie stanie, minął
bardzo szybko. Był piątek, ostatni dzień tygodnia. Edward patrzył w moją
stronę bardziej stanowczo niż zazwyczaj, ale udawałam, że tego nie widzę.
Marco cały czas się martwił.
- Bello, ostatnio jesteś jakaś nieswoja, proszę, powiedz mi, co jest z
Tobą? - Zapytał na lunchu.
- Nic mi nie jest. Naprawdę kochanie – byliśmy parą od miesiąca, chyba
naprawdę go kochałam tylko, że teraz obawiałam się jego kuzyna.
- Umówimy się na wieczór, zapomnisz przy mnie o wszystkich troskach i
zmartwieniach. Wiesz, co mam na myśli... – Jak na razie pocałował mnie
zaledwie parę razy, na nic więcej nie mogłam mu jeszcze pozwolić, poza
tym odwiedziny cioci były tak częste... Musiałam udawać, że
wcale nie spotykam się z wampirem.
- Sama nie wiem czy mam na to ochotę. – I wtedy stało się coś bardzo
dziwnego, blask oczu Edwarda owładnął moim ciałem, po chwil zdałam sobie
sprawę, że widzę coś jeszcze. Na środku stołówki zobaczyłam swoją babcie.
Nie zastanawiałam się nad tym, co robię, powoli wstałam. Zobaczyła mnie i
wesoło pomachała, wiedziałam, że to nie może być ona, więc to jej dusza.
- Bella, co się dzieje? – Usłyszałam te słowa jakby przez mgłę. Pomału
ruszyłam w jej stronę, w tym samym momencie i ona ruszyła, lecz za drzwi
stołówki. Zatrzymała się dopiero na parkingu, nie było tu nikogo. Powoli
wsiadłam do swojego wozu, ona zrobiła to samo.
- Co ty tu robisz babciu?
- Kwiatuszku, przez cały ten czas ci nie wierzyłam, teraz moja dusza cię
odnalazła!
- Czy to znaczy, że... – Nie byłam w stanie już nic powiedzieć. Domyśliłam się, co wizyta babci oznacza.
- Tak kochanie, to moje ostatni godziny na ziemi, wujek za chwile
powiadomi cię o mojej śmierci, bądź silna zobaczysz mnie jeszcze. Mam dla
ciebie niespodziankę.
Po chwili usłyszałam swoją komórkę.
- Słucham?
- Bells to ja Tod, mam złe wieści.
- Co się stało? – Wiedziałam, co się stało, ale nie byłam w stanie w to
uwierzyć...
- Chodzi o babcię… Bella, ona nie żyje. – Kiedy to stało się prawdą, z
mojego gardła wydobył się cichy jęk, a łzy popłynęły niczym strumienie.
Nikt mnie nie pocieszał, nie głaskał, nie tulił, kiedy odwróciłam się w
stronę pasażera, dusza babci znikła. Wiedziałam, że dłużej w szkole nie
wytrzymam, najzwyczajniej w świecie, zapaliłam samochód i wróciłam do
pustego jeszcze, domu. Mój stan pogarszał się z minuty na minutę, powoli
powłóczyłam nogami, by położyć się na swoim łóżku, nie wiem, jak długo
płakałam ze smutku. Ze zmęczenia zasnęłam. Obudził mnie lekki powiew
wiatru, okazało się, że to wujek.
- Jak się czujesz?
- Czemu nasza rodzina musi tak cierpieć?
- Taka jest kolej rzeczy...
- Kiedy to wszystko się skończy? Ja już nie chcę tak żyć...
- Jesteś wyczerpana i zła, ale nie możesz tak mówić.
- Może i masz racje, chyba wezmę prysznic i pójdę na spacer - nie miałam
siły rozmyślać nad śmiercią, nad niczym.

Wieczór, siedemnastoletnia dziewczyna o niewinnie wyglądającej twarzy,
wolnym krokiem zmierza, do znajdującego się nieopodal jej domu, lasu. Dziś
nic jej tam nie grozi. Będą z nią osoby, które kocha i którym ufa. Jednak
zdarzenia, jakie będą miały dzisiaj miejsce, zmienią jej postrzeganie świata.
Ludzkie oko nie jest w stanie dostrzec jej łez, które całe popołudnie
widniały na twarzy. Ta osoba przeżyła w swoim krótkim życiu tyle
cierpień i rozczarowań, a rok siedemnastych urodzin przyniósł
niespotykane skutki. Przyglądając się całej scenie, wiem, co tak naprawdę
ja czeka, ale z nieba nie mogę jej pomóc, mój czas jednak nadejdzie...

W pobliskim lasku znalazłam ukojenie. Wszystko było takie ciche i dawało
ochronę.
- Tak myślałem, że moja mała księżniczka tu będzie. – Usłyszałam znajomy
głos.
-Dziadku! Co ty tu robisz? – Szczęście, jakie mnie ogarnęło po rozpaczy,
było czymś wspaniałym.
- Babcia obiecała ci mała niespodziankę, a tą niespodzianka jesteśmy my.
- Zostaniecie ze mną na zawsze?
- Dobrze wiesz, że nie. Jesteś dużą dziewczynką, dziś zostaniemy z tobą,
musimy ci coś pokazać.
Szłam powoli po mokrej trawie, słysząc tylko swoje kroki, obok mnie wędrowały
dwie kochające mnie osoby. Nie czułam się wcale samotna, prowadzili mnie
w nieznane, jednak moje zaufanie i wiara w nich, nie pozwalały mi zwątpić.
- Dlaczego nie opowiesz nam o swoim chłopaku?
- Dziadku, nie uważasz, że to trochę krępujące? – Zapytałam zawstydzona.
- Dziwi mnie, że się dziś u ciebie nie pokazał.
- Pewnie był, kiedy spałam.
- Uwierz mi, nie było go dzisiaj, a tam gdzie cię prowadzimy, kiedyś
znajdziesz rozwiązanie...
Sam nie wiem jak długo szliśmy, kiedy zapadł już całkowity zmierzch,
przestraszyłam się. Tod nie wiedział gdzie może mnie szukać. Przestałam
o nim myśleć, gdy znaleźliśmy się na pięknej polanie, która otoczona
drzewami, nie była możliwa do odkrycia przez człowieka.
- Jak tu pięknie i te gwiazdy nad nami, coś cudownego...
- Bello musisz dobrze zapamiętać. Twoja przyjaciółka Alice, jest ci
w stanie pomóc, musisz się dowiedzieć, jaki ma dar...
- Skąd wiesz, że ma dar? – Zapytałam zdziwiona.
- Jestem duchem, a my wiemy wszystko, znamy przyszłość ludzi, twoja także...
– To ostatnie powiedział bardzo smutnym głosem.
- Alice widzi przyszłość. W czym mi to może pomóc, skoro nie widzi mojej?
Nie powiedziałam jej dlaczego tak jest...
Pamiętam te rozmowę, odbyła się pierwszego dnia w szkole, po tym jak
wiedziałam już, kim są. Szczęście Alice sprawiało mi wielką przyjemność,
dużo opowiedziała mi o sobie i o innych.
- Bello, ona nie widzi dokładnie przyszłości. Ona widzi to, co może się
stać i to może ci pomóc, musisz tylko o tym pamiętać.
- Postaram się. Z resztą wy już pewnie wiecie, jak się to wszystko potoczy.
- Niestety nie, słoneczko – dodała babcia
- To nasze ostatnie chwile z tobą, mamy dla ciebie jeszcze jedna
informacje.
- Słucham?
- Żyj tak, jakby to był twój ostatni dzień życia. Pamiętaj, by kochać i
czekaj na ostatnie odwiedziny, ponieważ one nastąpią. Twój gość już jest
blisko.
Na zawsze rozstałam się z dziadkami, wiedziałam to i czułam. Powoli
wróciłam do domu…


Rozdział 8
Bella:
Kolejny tydzień był paskudny. Pogrzeb babci odbywał się w piątek, co
oznaczało wyjazd do Polski w ciągu tygodnia. Nie byłam teraz duszą
towarzystwa, trzymałam się z boku, a nieustające bóle głowy stały się
częstsze. Lekarz powiedział, że właśnie zaczyna się najgorszy czas. Moje
ciało zaczyna umierać...

Dwa tygodnie później…

Alice była kochana. Razem robiłyśmy prawie wszystko! Chodziłyśmy na tańce,
ponieważ premiera była coraz bliżej, Marco stał się bardzo dziwny wobec
mnie... Był oziębły, jednak nadal mi bliski. Co do Edwarda, było mi już
wszystko jedno. Wiedziałam, że umrę prędzej czy później, więc nic gorszego
nie może mnie już spotkać. Właśnie tu popełniłam duży błąd. Była środa,
lekcja historii, jak zwykle coś musiało dziać się właśnie na tej lekcji...
Praca w grupie nie szła nam zbyt dobrze, Edward próbował dominować, ja
mu na to nie pozwalałam, więc zaczęliśmy się po cichu kłócić.
- Myślisz, że wszystko wiesz!
- Na pewno wiem więcej niż ty! Żyję dłużej.
- Ty żyjesz – parsknęłam. Wiedziałam, że ma obsesje na punkcie braku tętna.
- Jak widać trzymam się lepiej niż ty. Twoje ciało jest nic niewarte,
ty jesteś nic nie warta, jesteś nikim. Nijaka Bella. – Jego szyderczy
śmiech... Zabolało, bardzo zabolało...
- Ja, w porównaniu z Tobą, mam serce – to musiało go zaboleć równie mocno, co mnie, złapał moje nadgarstki, tak mocno, że w oczach poczułam łzy.
- Zamknij się, bo nie będę patrzył gdzie jestem i cię skrzywdzę.
- Tylko byle szybko, bo boli od środka. – Łzy leciały ciurkiem, a ból nasilał się. Czułam się tak, jakby wszystko wyparowało. Edward puścił moje dłonie, ale ból nadal się nasilał.
- Panie profesorze czy mogę wyjść do łazienki? – Mój głos był słaby. Nie próbowałam ukryć łez.
- Oczywiście, poradzisz sobie sama?
- Tak.
Było coraz gorzej, ból narastał z minuty na minutę. Chwiejnym krokiem udałam się do znajdującej się najbliżej mnie kabiny i zwymiotowałam. Wiedziałam, że tego dnia nie wytrzymam w szkole. Jedyne, co mogłam zrobić, to udać się do domu.
- Wujku zadzwoń do szkoły i powiedz, że chcesz mnie zwolnić.
- Bells, co się dzieje?
- Coś złego, proszę.
Kiedy wyszłam z łazienki zaczynała się kolejna lekcja. Zauważyłam, że Edward stoi przed klasą z moimi rzeczami. Podał mi je bez słowa. Jego wzrok złagodniał i był taki słodki... W ostatnich chwilach swojego życia, myślę o nim, a nie o Marco. Tylko, że jego, jak zwykle przy mnie nie ma. Usiadłam na swoim miejscu, oddychałam płytko, starałam się nie myśleć o nasilającym się bólu. Moje męki nie trwały długo, po chwili do klasy wszedł jakiś chłopak, podał coś nauczycielowi i wyszedł.
- Panno Benett, proszę udać się do dyrektora.
Wykonałam jego polecenie. Chciałam jak najszybciej udać się do domu. Rozmowa nie trwała długo. Widząc mnie, dyrektor doszedł do wniosku, że powinnam być w domu. Podał mi jakąś karteczkę, nawet na nią nie spojrzałam. Z minuty na minutę było gorzej. Przed wejściem do klasy wytarłam łzy, podałam kartkę nauczycielowi i udałam się do ławki po swoje rzeczy.
- Jest pani wolna. Mam nadzieje, że dojedziesz sama do domu. – Powiedział cicho nauczyciel
- Poradzę sobie, przepraszam.
Ostatkiem sił dojechałam do domu, zadzwoniłam jeszcze do Toda.
- Jak będzie gorzej zadzwonię, nie martw się o mnie.
- Powiadomię Carlise’a. Uważaj na siebie.
Ostatnie, co pamiętam to scena, która ukazywała mnie i Edwarda tańczących. Nawet nie wiem, dlaczego w ostatnich minutach swojego życia, myślę właśnie o nim. W ciągu tych paru miesięcy zrobił mi tyle przykrości, że powinnam go nienawidzić... Jednak nie mogę tego zrobić. Po chwili ból był tak silny, że straciłam przytomność.

Edward:
Po naszej ostatniej rozmowie, Bella stała się bardzo ostrożna. Ciągle się pilnowała, na lekcjach siedziała jak najdalej ode mnie. Jednak czasami nasze oczy się spotykały, tak było i tym razem. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, gdy wyraz jej twarzy się zmienił, wstała powoli od stołu, nie zdając sobie sprawy, że wszyscy na nią patrzą. Szła bardzo powoli w stronę drzwi, a ja kolejny raz słyszałem dziwną melodie. Do końca dnia nie wróciła już do szkoły. Marco, jej chłopak wcale się tym nie przejął, wręcz przeciwnie, już na kolejnej przerwie zaczął podrywać Jennifer. Byłem wściekły. Niby nic jej nie było, ale ogarnął mnie dziwny smutek. Po paru dniach cała szkoła wiedziała o śmierci jej babci. Ona sama trzymała się dosyć dobrze. Kiedy wyjechała, Alice popadła w dziwne otępienie. Cała moja rodzina poczuła jej brak, chociaż były to tylko trzy dni.
Alice obiecała sobie, że teraz już cały czas będzie przy swojej bratniej duszy. Uważała ją za swoją siostrę, której nigdy nie miała. Spotykały się bardzo często u nas w domu, a ja wiedziałem, że muszę być ostrożny.
Wszystko zmieniło się, gdy nauczyciel historii zrobił lekcje w grupie. Oznaczało to, że będziemy musieli ze sobą współpracować. Nie wytrzymała, kiedy próbowałem dominować.
- Myślisz, że wszystko wiesz! – Syknęła cicho.
- Na pewno wiem więcej niż ty! Żyję dłużej.
- Ty żyjesz – te słowa bardzo mnie zraniły, ponieważ były prawdziwe.
- Jak widać trzymam się lepiej niż ty. Twoje ciało jest nic niewarte,
ty jesteś nic nie warta, jesteś nikim. Nijaka Bella.
- Ja, w porównaniu z Tobą, mam serce. – Kolejny raz trafiła w samo sedno. Jeszcze żaden człowiek, nie zrobił mi aż takiej przykrości, jak ona.
- Zamknij się, bo nie będę patrzył gdzie jestem i cię skrzywdzę. – Nieświadomie złapałem jej nadgarstki i ścisnąłem swoją wampirzą siłą.
- Tylko byle szybko, bo boli od środka. – Wiedziałem, że boli... Liliowo słonawy zapach mogłem wyczuć w powietrzu. To był jej łzy szybko ją puściłem, nie mogłem jej ranić.
- Panie profesorze czy mogę wyjść do łazienki?
- Oczywiście, poradzisz sobie sama?
- Tak.
Zrozumiałem wtedy, jak bardzo musiałem ją dziś zranić. Coś się we mnie złamało. Byłem dla niej podły tyle razy, a ona dzielnie to znosiła, aż do dzisiaj. Nie wróciła do końca lekcji, wziąłem jej rzeczy z klasy, kolejną lekcje też mamy razem.
- Coś ty jej do cholery zrobił!? – Alice była wściekła.
- Spokojnie, to nie była moja wina.
- Widziałam wszystko, co robiłeś, jak możesz mnie okłamywać!
- Alice uspokój się, nie wiem, co jej się stało.
- Nienawidzę cię! Rozumiesz?! Jesteś najgorszą osobą, jaką znam!

Zraniłem je obie. Jestem do niczego. Będę musiał teraz to wszystko wytłumaczyć. Czułem się za nie odpowiedzialny. Bella bez słowa zabrała swoje rzeczy, wyglądała jakoś inaczej... Nawet jej zapach się zmienił. Pachniała śmiercią, co było dla mnie nie zrozumiałe. Cały czas zastanawiałem się, jak przeprosić Belle. Wiedziałem, że Alice pewnie widzi to w swojej wizji, jednak i ona musi być przy tym. Z rozmyślenia wyrwał mnie głos nauczyciela. Kazał Belli udać się do dyrektora, przeczesałem jego myśli. Jednak on zadawał sobie to samo pytanie, co ja: Dlaczego ona?
Po pewnym czasie wróciła, podała tylko kartkę nauczycielowi, wiedziałem, co jest na niej napisane, dyrektor zwolnił ja do domu, coś było nie tak, on nigdy tego nie robi...
Alice nie chciała ze mną rozmawiać, pewnie nie wiedziała, że Bella jest w domu. Nie dałem jej dojść do słowa.
- Alice, coś się stało Belli, dyrektor ją zwolnił do domu.
- To nie możliwe. Wiedziałabym... – Powiedziała, raczej do siebie niż do mnie.
- Trzeba się czegoś dowiedzieć.
- Przecież możesz czytać w myślach. Wykorzystaj to!
- Żaden z nauczycieli nic nie wie. Wiem, że był jakiś telefon do szkoły, żeby ją zwolnić.
- Trzeba zadzwonić do Carlise’a. – Niewiele myśląc wyciągnąłem telefon i wybrałem numer, już po chwili zdałem sobie sprawę, że to na nic.
- Ma chyba ważną operacje, trzeba czekać.
- Edward, ja się o nią martwię. – Przytuliła się do mnie.
- Ja też się martwię. – Powiedziałem cicho.
- Edwardzie Cullen, czy ty właśnie próbujesz mnie przeprosić?
- A co, nie wychodzi mi?
Cała nasza piątka przetrwała jakoś ten dzień. Kiedy zadzwoniłem do Marco, strasznie się zdenerwował, ale po chwili doszedł do wniosku, że i tak jej nie pomoże, więc zaszaleje.
- Co się z tobą dzieje, przecież to twoja dziewczyna! Powinieneś być przy niej!
- Stary, jestem niezależny. Poza tym ona i tak należy już do mnie, więc wszystko mi jedno.
Po prostu nie mogłem go słuchać! Był nieczuły, a jego myśli błądziły wokół nagiego ciała Jennifer. Czyli jednak ją zdradzał. Co za pies!
Czekaliśmy na jakieś informacje cały dzień, Carlise niestety nie odpowiadał na telefony.
Wszyscy siedzieliśmy w pokoju, brakowało tylko Alice. Zauważyłem, że Jasper myśli o tym samym.
- Może jest w swoim pokoju? – Powiedziałem w jego stronę.
- Lepiej to sprawdzę.
Po chwili wszyscy usłyszeliśmy jego krzyk. Był przerażający! Poczułem, jakbym coś stracił i już nigdy nie miałbym tego odzyskać. Niewiele myśląc, zerwałem się z kanapy, tak samo jak reszta. To, co zastaliśmy w pokoju Alice, było dziwnym i zarazem strasznym widokiem.
- Zadzwońcie do szpitala! – Zawołała przestraszona Rosalie.
Alice leżała na ziemi. Jej wampirze ciało, nie przypominało tego silnego i pięknego, było bardziej ludzkie. A najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że z jej oczu płynęły łzy.
Carlise przyjechał bardzo szybko, zbadał Alice. Niestety, nie był w stanie nic powiedzieć.
- Nie wiem, co jej jest. Wampiry nie powinny płakać, a z jej oczu lecą łzy!
- To nie są jej łzy... – Powiedziałem.
- Jak nie jej, to kogo do cholery! – Powiedział zdenerwowany Emmett.
- Belli.
Ich myśli były chaotyczne, jedynie doktor głęboko zastanawiał się czy coś takiego jest możliwe.
- Mogę wiedzieć, na jakiej podstawie to wnioskujesz? – Zapytał nieśmiało.
- Dziś w szkole, Bella płakała przy mnie. Czułem ten liliowo słony zapach, na pewno się nie mylę!
- Dawno temu istniały połączenia pomiędzy ludźmi, a wampirami. Jednak to trwa latami i trzeba być z nim połączonym, a Bella nie może być...
- Nie rozumiem, co masz na myśli.
Nikt z nas tego nie rozumiał, ale krzyk Alice wyrwał nas z myślenia o czymkolwiek.
- W takim razie to, co czuje Alice, dzieje się teraz Belli? – Zapytałem niepewnie.
- Bella jest teraz pewnie w domu i nic jej nie jest – odpowiedział pewnie Carlise, a my wszyscy na niego spojrzeliśmy.
- Nie dostałeś naszej wiadomości? Coś się z nią stało!
- Edward!
- Jestem przy tobie siostrzyczko – i wtedy to zobaczyłem. Ja i Bella tańczyliśmy na deszczu. Ta wizja urwała się tak nagle, jak się zaczęła, a Alice straciła przytomność.
- Musimy ratować Belle! Nie jestem pewny, co się stanie z Alice.
Nikt z nas się nie poruszył. Bezsilność, to słowo nigdy nie było nam znane, aż do dzisiaj…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 17:12, 07 Lut 2009 Powrót do góry

boże kocham cię to było najdłuższy i najlepszy odcinek :)
Gość







PostWysłany: Sob 18:33, 07 Lut 2009 Powrót do góry

Wciągnęło mnie. Choć trochę nie przypadło mi do gustu, że Bella istnieje w 3 osobach jako: Kasia, Kate i Bella. Wiem, że chodzi o zmianę kraju, ale zrobił się taki bałagan. Mogła być po prostu w Polsce Izabellą. Poza tym Benett to nie jest polskie nazwisko. Takie to jakieś nieskładne.
Pomysł na całą historię i sposób opisu świetny. Poruszyło mnie to i nie z niecierpliwością na ciąg dalszy, który pojawi się... No właśnie: kiedy? Wink
wampirek
Dobry wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 1124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:15, 07 Lut 2009 Powrót do góry

Zabierałam się za przeczytanie tego ff chyba kilka tygodni, robiłam parę podejść, ale zawsze odpadałam po pierwszym rozdziale...nigdy nie przypadło mi do gustu, a jako, iż staram się nie czytać wszystkiego na siłę, by nie pisać nieuprzejmych komentarzy, dlatego dałam sobie z nim spokój.
I tak ten spokój sobie trwał, aż do dzisiejszego wieczoru, bo może z nudów, a może sama nie wiem z czego, stwierdziłam ze dam mu jeszcze jedną szansę.
Zasiadłam z laptopem na kolanach i zaczęłam czytać.

Początkowo jak zwykle poczułam niechęć, później stwierdziłam oooo Pośredniczka, rozmawia z duchami...
później doszłam do wniosku, że pomijając te Kasie, Belle i Kate, zmianę koloru samochodu i tych wszystkich innych szczegółów, no i najważniejszego - braku szczeniaka - nie jest tak źle jak mi się wydawało na początku;
następnie uznałam, że podoba mi się ten Edward i jego zachowanie, wreszcie nie jest taki cholernie cukierkowy, bo od jakiegoś czasu zaczął mnie mdlić ten przesłodzony wiecznie bez wad Edward...
a później nie myślałam już nic, bo strasznie się wciągnęłam i nawet nie wiem, kiedy przeczytałam całość. Tak się zaczytałam, ze nie dość, iż ominął mnie mój serial, to jestem zła, ze zakończyłaś ten rozdział tak a nie inaczej.
Przyznaję, ze jest trochę błędów gramatycznych i cholernie mnie denerwowały entery w ostatnim rozdziale, ale sama akcja opowiadania i wymyślona przez ciebie historia zrekompensowała mi te braki w zupełności.

czekam na następny odcinek


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 21:19, 11 Lut 2009 Powrót do góry

To było świetne :D
Edward pragnący rzucić się na Kate (Belle) .... az miałam ochotę go walnąć.... Zawsze kiedy czytam to z myślą że ona umiera to... ( tylko twoje ff tak na mnie działa) zaczynam ryczeć...
Weny życzę :D
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Śro 21:20, 11 Lut 2009 Powrót do góry

Beta: Dians, kochanie bardzo Ci dziękuje za pomoc
Wstawiam + 18 ponieważ w rozdziale 10 jest pewna scena, która chyba już podlega pod to.

Rozdział: 9
Otworzyłam swoje załzawione oczy, a był to ciężki wyczyn. Oślepiał mnie przeraźliwie jasny blask. „Więc umarłam” pomyślałam, „Tylko, dlaczego leżę w łóżku? Coś tu stanowczo nie gra. Moje ciało pokrywały jakieś dziwne rurki… Zaraz, zaraz! Przecież moja dusza nie powinna być przywiązana do łóżka, więc do jasnej anielki gdzie jestem?”
- Jak się czujesz? – usłyszałam, niestety jeszcze nie byłam w stanie zlokalizować źródła głosu.
- Bywało gorzej, gdzie ja jestem?
- Zostałaś przywieziona do nas do domu, Tod zgodził się, że powinnaś być pod stałą opieką.
- Carlise, to ty?
- Tak Bello, to ja. – Przetarłam swoje mokre od łez oczy i ujrzałam jego idealne rysy twarzy.
- Dlaczego jestem u was w domu?
- Miałaś silny atak, nie martw się. Nikt nie wie, co go tak naprawdę spowodowało, niestety wszyscy obwiniają Edwarda, na nasze szczęście chyba jest lepiej.
- Jak długo byłam nieprzytomna?– Zapytałam niepewnie.
- Dość długo, niestety twój stan z dnia na dzień robi się coraz gorszy, teraz to był tydzień, twoje ciało nie reagowało na nic, poza tym jest jeszcze coś. Czy w swoim dotychczasowym życiu spotkałaś kogoś takiego, jak my?
- Nie, ale dlaczego o to pytasz.
- To może dziwnie zabrzmieć, ale jesteś połączona z naszą rodziną. – Cholera czy on nie może wyrażać się jaśniej
- Ja jej to powiem Carlise idź zobacz, co z Alice.
- Edwardzie i tak bardzo dużo zrobiłeś dla Belli. Uważam, że to nie jest konieczne.
- Proszę cię – po tych słowach doktor wyszedł zostawiając nas samych. Nie wiedziałam, jak mam się zachować, o ucieczce raczej nie było mowy.
- Jesteś z nami połączona, jeden z naszych pobratymców musiał zostawić na tobie ślad i przez to Alice odczuwa dokładnie to samo, co ty. – „Tylko nie to” pomyślałam, bo jeżeli ja umrę ona też, nie mogę na to pozwolić, zrobiło mi się słabo.
- Nie wiemy, jak to jest możliwe, ponieważ na twoim ciele nie widnieją żadne blizny. – Oj Edwardzie istnieją trzy, ale nie jesteś w stanie ich znaleźć, ponieważ nauczyłam się je chować.
- Czy coś wam to da, jak je znajdziecie? – Zapytałam niepewnie.
- Raczej nic.
- Przepraszam, za to, co się stało.
- Wiesz co, jesteś naprawdę dziwna i nie myśl sobie, że między nami wszystko w porządku, bo tak nie jest. – Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo do pokoju wleciała Alice.
- Bello! Tak się cieszę, że w końcu odzyskałaś przytomność, to był naprawdę ciężki tydzień, a ten twój ból jest okropny.
- Alice, zdajesz sobie sprawę z tego, że nasza przyjaźń wisi na włosku… – chciałam to jak najszybciej wyjaśnić, jeśli mam ją uratować, powinnam od razu zakończyć tę przyjaźń.
- Nawet nie myśl o tym i tak się od ciebie nie odczepie.
Tak. Moja kochana Alice bez przerwy spędzała ze mną czas. Dochodziłam do zdrowia bardzo szybko, oczywiście nikt z Cullenów nie wiedział, że tak naprawdę nie mogą nic zrobić. Do naszego występu został już tylko miesiąc. Doktor powiedział, że jeżeli chcę wystąpić, muszę na siebie uważać. Moim marzeniem było, żeby Tod zapamiętał mnie szczęśliwą i spełniającą się, a nie smutną i chorą, szarą myszkę. Nie przeszkadzała mu nawet przyjaźń z tym małym szogunem, teraz miałyśmy dużo pracy.

Edward:
Zaraz po rozmowie z Todem udaliśmy się do ich domu. Dobrze, że Carlise był lekarzem, inaczej moje wtargnięcie do jej domu, byłoby bezpodstawne. Na pierwszy rzut oka wyglądało, jakby po prostu spała, jednak jej serce było słabe, co zaniepokoiło ojca.
- Edward, musimy ją zabrać do nas, inaczej jej nie pomogę.
- Dobrze. Zadzwoń do jej wujka, a ja zajmę się resztą.
W moich ramionach wydawała się tak krucha i niewinna. Ta mała osoba potrafiła jednak mnie zranić, ale teraz nie mogłem się na nią gniewać. Kiedy biegłem z nią w swoich ramionach, ogarnęło mnie dziwne uczucie, pustka, tęsknota i coś jeszcze. Jej twarz była blada. Tylko czerwień jej ust przypominała mi o tym, kim jest. Byłem przy niej przez ten trudny okres. Carlise nie zgodził się, by obie z Alice zajmowały ten sam pokój. To kwestia bezpieczeństwa. Nie wiemy, jak Tod mógłby na to wszystko zareagować, bo nie jesteśmy normalni. Dlatego, każdą wolną chwilę, spędzałem z nią. Marco, jej uczynny chłopak, pojawił się tylko raz. Rozmowa pomiędzy nami trwała dość krótko.
- Gdzieś ty się podziewał przez ten cały czas? – Byłem wściekły, przecież kochanej osoby nie opuszcza się w chorobie! Nie mogłem znieść myśli, że ta mała, bezbronna osoba jest wykorzystywana przez mojego kuzyna.
- Oj… miałem parę ważniejszych spraw do załatwienia…
- Twoja dziewczyna jest na granicy życia, a ty nie masz dla niej czasu!?
- Potrzebuje jej ciała, ale czy to cię obchodzi – usłyszałem jego myśli.
- Co to ma znaczyć?
- Nie masz się co martwić, niedługo przestanie ci dokuczać, mam swoje plany względem jej osoby.
- O czym ty do cholery mówisz?!
- Znacznie przyjemniej spędzam czas z Jennifer, chociaż ona myśli wyłącznie o sobie, jest skłonna do poświęceń, a ta tutaj? No cóż cnotka, ale już niedługo… – po tych słowach po prostu nie wytrzymałem. Nasze siły były dość wyrównane, jedynie możliwość czytania w myślach, dała mi przewagę, więc Marco nie był za szczęśliwy, na moje nieszczęście przeszkodził nam Emmet. Tylko, dlaczego, stanąłem w obronie Belli? Przecież żadne z nas nie przepadało za swoją osobą, specjalnie ją do siebie zraziłem, jednak, kiedy nie ma jej przy mnie, czuję się samotnie. „Edward opanuj się. Zwykły śmiertelnik nie powinien robić z tobą takich rzeczy, za bardzo się angażujesz chłopie” – łajałem się w duchu. Tak spędziłem przy niej cały tydzień. Krew i ciepło jej ciała działała na mnie, jak narkotyk, którego pragnąłem z każdym dniem bardziej. Kiedy Alice zaczęła dochodzić do siebie, zrozumieliśmy, że wkrótce Bella również wyzdrowieje.
Bella otworzyła oczy dwa dni po przebudzeniu się z transu Alice, wszyscy byliśmy gotowi na jej powrót do zdrowia, nie pozwoliłem sobie na opuszczenie posterunku, dlatego jad działała na mnie z podwójna mocą.
- Jak się czujesz? – Zapytał niepewnym głosem ojciec.
- Bywało gorzej, gdzie ja jestem? – Jej głos mimo, że tak słaby, był dla moich uszu cudowną melodią, teraz zrozumiałem, jak mi go strasznie brakowało.
- Zostałaś przywieziona do nas do domu. Tod zgodził się, że powinnaś być pod stałą opieką. – Jego słowa były chaotyczne, mimo wszystko odgadła, kto to.
- Carlise, to ty?
- Tak Bello, to ja.
- Dlaczego jestem u was w domu?
- Miałaś silny atak, nie martw się, nikt nie wie, co go tak naprawdę spowodowało, niestety wszyscy obwiniają Edwarda, na nasze szczęście chyba jest lepiej. – Tak, Alice obwiniała mnie. Z jednej strony to sprawiało mi ogromną przyjemność, ponieważ nie chce być dobrym chłopcem, lecz w tym przypadku czułem, że wina nie leży po mojej stronie… Ich rozmowa trwała w najlepsze, chciałem już być blisko niej, wołało mnie do niej pragnienie i moja dotąd nie odkryta jeszcze natura.
- Ja jej to powiem Carlise. Idź zobacz, co z Alice.
- Edwardzie i tak bardzo dużo zrobiłeś dla Belli. Uważam, że to nie jest konieczne. – Jego myśli mówiły całkiem, co innego, łajał mnie w nich, jednak ja nie dałem za wygraną.
- Proszę cię. – Nie zostawiasz mi wyboru Edwardzie.
- Jesteś z nami połączona, jeden z naszych pobratymców musiał zostawić na tobie ślad i przez to Alice odczuwa dokładnie to samo, co ty.
- Nie wiemy, jak to jest możliwe, ponieważ na twoim ciele nie widnieją żadne blizny. – W tym momencie żałowałem, że nie potrafię odczytać jej myśli
- Czy coś wam to da, jak je znajdziecie? – Zapytała niepewnie.
- Raczej nic.
- Przepraszam, za to, co się stało. – Wiedziałem, że to nie jest jej wina i to mnie cholernie zdenerwowało. A kiedy poczułem jej strach, zapragnąłem jej krwi.
- Wiesz co, jesteś naprawdę dziwna i nie myśl sobie, że między nami wszystko w porządku, bo tak nie jest. – Już chciałem poddać się pragnieniu, Alice jednak była szybsza.
Widziałam, co zamierzasz, wynoś się stąd natychmiast! – Krzyczała na mnie w myślach.
- Bello! Tak się cieszę, że w końcu odzyskałaś przytomność, to był naprawdę ciężki tydzień, a ten twój ból jest okropny.
Zostawiłem je same. Nie byłbym w stanie, dłużej znieść obecności Belli. Pragnąłem jej, jak jeszcze nigdy żadnego człowieka. Musiałem zakończyć swoje katusze, więc niewiele myśląc udałem się na polowanie.

Rozdział 10
Bella:
Po ataku moje życie nabrało zupełnie innego tempa. Alice była przy mnie zawsze, wiedziałam, że to nie zadowala Jaspera, pewnie nawet wampiry mają swoje potrzeby, pewnego dnia zapytałam o to Alice.
- Alice mam takie niedyskretne pytanie, jeżeli nie chcesz, możesz nie odpowiadać. – Zapytałam trochę nieśmiało.
- Bello, mamy takie same potrzeby, jak i wy.
- Cholera, miałaś wizję czy jak?
- Żyje już ponad sto lat i nie wiem, jakbym mogła przeżyć, bez tak wspaniałego seksu z Jasperem.
- O Boże Alice, nie chce znać twoich szczegółów! To jest wręcz obleśne!
- Jesteś jeszcze młoda, kiedy zrobisz to pierwszy raz, zobaczysz, jakie to jest wspaniałe! My wampiry, mamy na to ochotę cały czas!
- Chyba zaraz zwymiotuje…
- Zachowujesz się, jak małe dziecko, każdy z nas potrzebuje miłości.
- Szkoda, że ja już nie mam na to czasu. – Szepnęłam cicho, jednak nie tak cicho, by przyjaciółka tego nie usłyszała.
- Co masz na myśli? – Zapytała podejrzliwie.
- Nic. Po prostu mam mały mętlik w głowie, chyba nie jestem jeszcze na to wszystko gotowa, nie ma odpowiedniej osoby.
- A co z Marco?
- Widziałaś go ostatnio przy mnie, zachowuje się jakbym nie istniała… – powiedziałam to smutno. Chociaż był wampirem i moją bratnią duszą, tak mi się zdaje, ostatnio oddaliliśmy się od siebie.
- Przejdzie mu, zobaczysz.
Niestety nie przeszło mu, a ja byłam tak zajęta, że nie miałam czasu z nim na spokojnie porozmawiać. Wolałam chyba zmierzyć się z okrutnym Edwardem niż porozmawiać na spokojnie z własnym, niegdyś cudownym, chłopakiem. Dwa tygodnie po tej rozmowie, a dokładnie tydzień przed całym występem, wydarzyło się parę dziwnych rzeczy, które zupełnie zrujnowały cały mój poukładany świat.
Ciocia odeszła na zawsze, zostawiając mnie zupełnie samą, powodem jej odejścia była poznana przez wujka kobieta. Nie pomyślcie sobie, że on zaczyna się chwilę po śmierci swojej ukochanej żony, umawiać z inną! To ciocia maczała w tym swoje palce, dzięki czemu, po tych zabiegach nie miała już powodów, by zostać na ziemi. „Ostatni gość będzie kimś, kogo znałaś dawno temu, jednak twoja podświadomość chciała, byś o nim zapomniała” Dziwne słowa pożegnania.
Teraz próby odbywały się zaraz po szkole, jako że moja kara nadal trwała, musiałam zaraz po niej wracać do klasy historii, która po tych paru miesiącach, wyglądała o niebo lepiej. Tego dnia byłam pogrążona we własnych myślach, bardziej niż zwykle, dlatego nie zauważyłam, że nie jestem sama. Pod wpływem dotyku, podskoczyłam jak oparzona.
- Marco, mogłam dostać zawału! Tak poza tym, co ty tutaj robisz? – Byłam więcej niż zdziwiona, przez całe dwa tygodnie, mój chłopak zachowywał się tak, jakbym nie istniała. A tu proszę!
- Przyszedłem zobaczyć moją dziewczynę, przecież mogę. – Złapał mnie bardzo szybko i zaczął całować. Nie tak jak zwykle, ale ostro, sprawiając mi tylko ból.
- Marco... To… nie… jest… dobry… pomysł… - wysapałam między pocałunkami.
- Już najwyższy czas, żebyś zachowywał się, jak dziewczyna, a nie jak cnotka!
- Co się z tobą dzieje do cholery!
- Pragnę cię, a ty masz mi się oddać!
- Nie jestem twoją własnością, nie mam na to wszystko ochoty, lepiej będzie jak wyjdziesz! – Po chwili leżałam już na ziemi przygnieciona przez jego nienaturalnie zimne ciało, siła, z jaką napierał na mnie, nie pozwalała mi oddychać.
- Zabije cię, jeśli zaczniesz krzyczeć. – Usłyszałam warkot jego głosu. Jego ręce dotykały mojego ciała, widziałam wiele filmów, które ukazują takie gwałty, jednak z moim napastnikiem nie miałam szans, był dla mnie za silny.
- Zabiorę tylko to, co moje. – Z moich ust wydarł się jęk, chciałam go błagać, by mnie puścił, by nie robił mi krzywdy, lecz nie byłam w stanie, z oczu leciały tylko łzy, łzy rozpaczy… Wiedziałam, co nastąpi. Szybkim ruchem rozerwał mi bluzkę, spojrzał na mnie z takim uwielbieniem i zaczął całować moją szyje.
- Proszę… nieeeee!
Nic więcej nie zdołałam powiedzieć. Byłam bezbronną siedemnastolatką nie potrafiąca obronić się przed znacznie większym napastnikiem! Czułam się strasznie, po chwili usłyszałam szmer na korytarzu, ręce Marco oderwały się ode mnie.
- Cholera! Jeszcze z tobą nie skończyłem! Oddasz mi to, co moje! – Syknął i najzwyczajniej w świecie mnie zostawił. Przed chwilą o mało co, nie zostałam zgwałcona przez swojego chłopaka. Chaotyczne myśli kłębiły się w mojej głowie, nie wiem, jak długo leżałam w tej klasie. Kiedy za oknem zrobiło się już ciemno powoli wstałam. Na swoje szczęście, w torbie miałam jakąś koszulkę, którą szybko zarzuciłam na siebie. Otarłam łzy i chwiejnym krokiem wyszłam na dziedziniec szkoły. Moje ciało cały czas trzęsło się, z obawy przed ponownym spotkaniem z moim oprawcą. Na samą myśl o nim, moje oczy zapełniły się ponownie łzami. Pobiegłam, jak najszybciej do swojego samochodu, niestety nie był skory do współpracy. „Tylko nie teraz, proszę” mówiłam do siebie, jednak to było na nic. Czyli jednak muszę powiadomić o wszystkim Toda… Po moim głosie wiedziałam, że wyciągnie ze mnie wszystko! Tylko gdzie jest ta cholerna komórka?! Nie mogłam jej znaleźć, po dłuższej chwili zorientowałam się, że leży na biurku w tej nieszczęsnej klasie. Nie pozostawało mi nic innego, jak po nią wrócić, o powrocie do domu na piechotę, nie było mowy. Ostrożnie wyszłam z samochodu, nawet się nie rozglądając, pobiegłam ile sił w nogach w stronę szkoły. Wiedziałam, że wampiry są znacznie szybsze i jeżeli on jest w pobliżu, to nie mam szans, jednak wewnętrzna siła kazała mi walczyć mimo wszystko. Zlokalizowanie telefonu zajęło mi niecałą minutę, leżał pod biurkiem. Zdyszana wyszłam z klasy, a moim oczom ukazał się wampir.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 21:31, 11 Lut 2009 Powrót do góry

Teraz przerywasz? cry
ogólnie to uważam że było boskie, ale dlaczego musiałaś akurat teraz przerwać? :( :( :(
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Śro 21:38, 11 Lut 2009 Powrót do góry

Beta: Dians:*

cz.2 rozdział 10

Edward:
Unikanie Isabelli szło mi całkiem nieźle. Jedynie jej zapach, unoszący się w czasie lekcji, był czymś złym, ponieważ rozbudzał moje od dawna zapomniane uczucie. Tęskniłem za nią, nie wiedząc nawet dlaczego, tak jest. Tego dnia wyczuwałem coś dziwnego w powietrzu. Sam nie wiem, co to było. Jednak zaniepokojony spędziłem całe popołudnie w domu. Alice wróciła po swojej próbie do pokoju. Ostatnimi czasy, nasze stosunki nieco się poprawiły, już nie byliśmy takimi wrogami. Jak wiedziałem było to zasługą Belli. Postanowiłem pobiegać, to zawsze działa kojąco. Niewiele myśląc, biegłem przez ciemny las, moje nogi niosły mnie do nikąd. Tak myślałem na początku, po chwili zdałem sobie jednak sprawę, że jestem na terenie szkoły i ponownie słyszę tą dziwną melodie. Nie zdawałem sobie sprawy, że ktoś może o tej porze tu jeszcze być. Na parkingu jednak stała, dobrze mi znana, furgonetka. Po chwili wyszła z niej brunetka, jej liliowy zapach, mieszał się ze strachem. Tylko dlaczego? Przecież mnie nie było przy niej, a to mnie najbardziej się bała! Po chwili już biegła, nie oglądając się za siebie. Coś ewidentnie było nie tak. Podążyłem za nią. Wbiegła do jakiejś pustej klasy. Postanowiłem zaczekać przed drzwiami, kiedy jej wzrok padł na mnie, automatycznie wycofała się do tyłu. Jej twarz była mokra od łez, czerwone niegdyś usta, teraz były sine i nabrzmiałe, ręce pokryte dziwnymi siniakami, a do tego wszystkiego, spod wymiętej koszulki wystawały skrawki materiału.
- Co się stało? – zapytałem najbardziej miłym głosem, na jaki byłem w stanie się wysilić.
- Nic, proszę odejdź… – jej głos był pełen strachu.
- Bello, co ci się stało, proszę powiedz.
- On cię tu wysłał, tak?! – napadła na mnie tak niespodziewanie.
- Jaki on?
- Edwardzie, pamiętam twoją groźbę, dlaczego mi to robisz!? – po jej policzkach leciały już łzy, to co jej było, musiało przerastać moje pojęcie, tylko dlaczego obwinia o to mnie?
- Obiecuję, nie zrobię ci krzywdy, tylko proszę powiedz, co ci jest.

Bella:
Nie wiedziałam czy mogę mu zaufać, bałam się, że i on udaje tylko mojego przyjaciela, by dokończyć to, co zaczął Marco. Dopiero, gdy zobaczyłam jego piękne oczy, przepełnione strachem i takim samym cierpieniem, jakie ja czułam, zrozumiałam, że nie zrobi mi krzywdy.
- Och… Edwardzie! – tylko tyle byłam w stanie powiedzieć, po chwili byłam już w jego zimnych ramionach, płacząc, jak małe dziecko, a on przytulił się do mnie.

Edward:
Przytuliła się do mnie. Jej całe ciało drżało, zapewne ze strachu, jednak zaufała mi, a ja musiałem dowiedzieć się, co jej się stało.
- Bello musisz mi powiedzieć, co się stało, postaram ci się pomóc.
- To było okropne, nie.. nie mogę… nie chcę tego pamiętać!
- Spokojnie, nic ci już nie grozi. – przytuliłem ją mocniej.
- Edwardzie, to był on…
- Uspokój się już, musimy cię zawieźć do domu.

Bella:
Udaliśmy się do mojego samochodu, nie bałam się, że ktoś mnie zaatakuje, mając przy sobie Edwarda, czułam się bezpiecznie. Sama nie wiem dlaczego, przecież był równie niebezpieczny, jak Marco, gdy tylko o nim pomyślałam, od razu moje oczy napełniły się łzami.
- Bello, myślę, że powinnaś zadzwonić do swojego chłopaka.
- Nie! Tylko nie do niego, proszę…

Edward:
Kiedy tylko usłyszała imię swojego chłopaka, przez jej kruche ciało przeszedł dreszcz, a ja poczułem ogarniający ją strach. Chciałem ją do siebie przytulić, jakoś ją pocieszyć, by zapomniała, ale najzwyczajniej w świecie się bałem.
- Spokojnie, nie zrobię nic, co jest wbrew twojej woli, tylko proszę powiedz, co się stało?
- On próbował mnie zgwałcić… – jej cichy głos przeszedł w szloch, którego nawet nie starała powstrzymać. Przytuliłem ją mocniej do siebie, kołysząc tak, jak małe dziecko. Powoli się uspakajała.
- Przepraszam za to – jej głos był taki słodki… Nawet nie wiem, dlaczego zrobiłem to, co zrobiłem.
Złapałem jej mokrą od łez twarz w swoje dłonie, patrząc w jej oczy, pocałowałem delikatnie jej ciepłe, napuchnięte usta, a ona mimo tego, co jej się przytrafiło, odwzajemniła pocałunek.
Bella:
Zobaczyłam tylko jego złociste oczy, by po chwili poczuć na swoich ustach jego zimne pocałunki, poddałam się im. Było to tak piękne uczucie, jakiego nigdy nie przeżyłam z żadnym człowiekiem, a co dopiero z wampirem. Przy Marcu, nigdy nie czułam tej żądzy, tego pożądania… Brakowało tego w jego pocałunkach, a to, co robił ze mną Edward… Poczułam na całym swoim ciele dreszcz rozkoszy, przechodzący przez koniuszki palców u stóp, rozpalający całe moje wnętrze i wtedy do mnie dotarło, co ja najlepszego robię! Całuje się z moim największym wrogiem i cholera jest mi niesamowicie dobrze!
Odsunęłam się od niego dysząc. Nie mogliśmy zabrnąć za daleko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dians
Zły wampir



Dołączył: 15 Sty 2009
Posty: 253
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zbąszynek.

PostWysłany: Śro 23:00, 11 Lut 2009 Powrót do góry

Ojjj Kochana :D
Sama przyjemność Betować Twoje teksty :D
Pięknie opisane :D
Hahaha :d a ja już przeczytałam kolejne :P
Weny Wink
I czekam na kolejne :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
EmerginSun
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:39, 12 Lut 2009 Powrót do góry

"Całuje się z moim największym wrogiem i cholera jest mi niesamowicie dobrze!"

No tego to się mógł każdy spodziewać^^

Ciekawe, czy dożyje do występu i czy zostanie przemieniona w wampira


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sam-Cameron
Wilkołak



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 16:44, 12 Lut 2009 Powrót do góry

Meeeega! Bardzo mi się podoba. Super piszesz! Czekam, czekam na następne części xD
Gratuluję pomysłów!
Pozdrawiam i duuużo natchnienia życzę! ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ankuś14
Nowonarodzony



Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Ostrołęka

PostWysłany: Sob 15:57, 14 Lut 2009 Powrót do góry

Dians napisał:
Ojjj Kochana :D
Sama przyjemność Betować Twoje teksty :D
Pięknie opisane :D
Hahaha :d a ja już przeczytałam kolejne :P
Weny Wink
I czekam na kolejne :D



Kiedy się pojawi proszę powiedz Uwaga ?

To jest wspaniały ff, zdecydowanie jeden z moich ulubionych Laughing
Fabuła bardzo wciągająca, aż trudno uwierzyć, że to Twoje pierwsze dzieło
tak, tak powiedziałam dzieło, bo to całkowita prawda. Pomysł z chorobą bardzo trafny a sam początek o dzieciach....genialny. Wink
Czekam na kolejny rozdział :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Sob 17:44, 14 Lut 2009 Powrót do góry

Następny... no cóż już napisany teraz tylko beta i będzie, ale kiedy ciężko stwierdzić bo wiecie nie wiem czy dziewczyna ma czas także cierpliwości.

Mimo wszystko cieszę się, że wam się podoba


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampirek
Dobry wampir



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 1124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:00, 14 Lut 2009 Powrót do góry

Mercy napisał:
Następny... no cóż już napisany teraz tylko beta i będzie, ale kiedy ciężko stwierdzić bo wiecie nie wiem czy dziewczyna ma czas także cierpliwości.

Mimo wszystko cieszę się, że wam się podoba


mam nadzieje ze ma cierpliwość bo ja się na prawdę wciągnęłąm w ten ff, jak dla mnie pomysł super a i wykonanie nie najgorsze :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Nie 13:23, 15 Lut 2009 Powrót do góry

Beta: Dians jak zawsze kochana:*

Rozdział 11

Edward:
Po przerwanym pocałunku zrozumiałem, że ona nie była jeszcze na to wszystko gotowa. Jednak to było dla mnie cudowne uczucie, nawet nie wiedziałem, dlaczego jestem taki szczęśliwy. Odwiozłem Belle do domu, kiedy powiedziałem, że muszę ją zostawić samą poczułem tęsknotę, jednak musiałem zrobić coś z tą sprawą.
- Bello nie bój się. Zadzwonię po Alice, żeby z tobą została w nocy, nie będziesz sama, nie pozwolę na to. Musisz mi zaufać.
- Dobrze.
Wiedziałem, że Alice już widziała, co się tak naprawdę wydarzyło i co zamierzam z tym wszystkim zrobić. Dziwiło mnie jednak to, że nie miała wizji jeszcze przed tym zdarzeniem. Nie pomyliłem się. Kiedy tylko zajechaliśmy pod jej dom, zauważyłem stojącą na ganku Alice. Komendanta nie było jeszcze w domu.
Edward to straszne, Marco specjalnie o tym nie myśli, ja nie wiem, co robić… – uciszyłem ją wzrokiem. Nie mogłem pozwolić, by Isabella jeszcze bardziej się bała.
- Alice zajmij się teraz Bellą, ja muszę coś załatwić.
- Nie masz się, czym martwić. Emmet i Jasper już czekają. – Dodała w myślach.
Żaden z nas się do siebie nie odezwał. Biegliśmy w milczeniu, tropiąc naszego drogiego kuzyna. Tak naprawdę Bella nie zdawała sobie sprawy z tego, co chciał jej zrobić ten debil, była przerażona na samą myśl o gwałcie, a to jest sto razy gorsze! Nie mogłem nawet o tym myśleć. Czułem, że coś się stanie, ale dlaczego wcześniej nie pomyślałem, że to może dotyczyć jej? Przecież jej pech jest aż tak przewidywalny! Ale czy to na pewno, tylko to? Zastanawiałem się nad tym całą drogę. Wiedziałem, że targające mną emocje są wyczuwalne dla Jaspera, jednak nie dbałem o to. Zastanawiałem się, dlaczego tak reaguje, co jest ze mną nie tak?
Marco, jakby zapadł się pod ziemie. Żaden z nas, nie był w stanie odnaleźć chociażby wątłego zapachu. Zrezygnowany wróciłem do domu, by przedyskutować wszystko z Carlisem.
- Nie wiem, dlaczego aż tak się o nią martwię. Przecież my nawet w jednym pomieszczeniu ze sobą nie wytrzymujemy, a tu coś takiego! – Żaliłem się ojcu.
- To normalne Edwardzie. Przyjaciółka twojej siostry była w potrzebie, więc zachowałeś się tak, jak powinieneś. - Nie zupełnie było to tak, jak myślisz, a ten pocałunek mam w głowie do tej pory i przyznam szczerze, chętnie bym go powtórzył. Lecz tego powiedzieć mu nie mogłem...
- Myślę, że niedługo dojdziesz do tego, co tak naprawdę tobą kieruje. – Po tych słowach zostałem sam. Nie mogłem tak długo rozmyślać, musiałem szybko dowiedzieć się czy z Bellą wszystko dobrze.
Spała spokojnie, wtulona w marmurową pierś mojej siostry. Wyglądała tak pięknie i spokojnie. Boje się o nią, a myśli mojej siostry, były bardzo podobne do moich, lecz odczucia i doznania w jej głowie, nie były tym samym.
- Nie martw się, będziemy się nią opiekować, poradzimy sobie. – Jak widzę, nie robisz tego tylko dla mnie. Tylko, co tobą kieruje?
- Nie mam pojęcia. – Ups zapomniałam, że słuchasz. - To, co wyobraziła sobie po chwili, musiało być odzwierciedleniem tego, co robiliśmy w samochodzie. Tylko, że tym razem było jakby inaczej…
- Co to oznacza? – Zapytałem bardzo zdziwiony.
- Sama nie wiem. Odkąd wyszedłeś dzisiaj z domu, widziałam tą dziwną wizję.
Nie widzę jej dalekiej przyszłości, kompletnie nic i to mnie martwi.
- Alice martwię się równie mocno, co ty.
- I to mnie właśnie dziwi, przecież ty jej nienawidzisz.
- Proszę nie teraz. Wracaj do Jaspera, porozmawiamy rano.
Cała moja rodzina zastanawia się, co tak naprawdę się ze mną dzieje. Wiem o tym, bo ich myśli krążą koło mnie. Sam cholera nie wiem, co to ma wszystko znaczyć! Ale ten bezbronny człowiek staje się dla mnie ważny… Dlaczego nie mogę przetrwać jednego dnia z dala od niej?

Bella:
Kiedy zostałam z Alice, poczułam się znacznie pewniej. Po tym, co dzisiaj przeszłam, bałam się być sama. Przyjaciółka była moim aniołem. Dla większego bezpieczeństwa pozostawiłam dla wujka karteczkę, w razie gdyby chciał odwiedzić w nocy mój pokój:
„Alice zostaje na noc, nie planuj czasem nocnych eskapad po domu, czy odwiedzin mojego pokoju. Kocham B.”
Stałam pod prysznicem, a wszystkie zdarzenia dzisiejszego dnia spływały wraz z wodą do ścieków. Płakałam bezgłośnie, by nie niepokoić Alice, chociaż ona pewnie wiedziała, co jest grane. Moje ciało pokrywały ewidentne ślady zadane przez napastnika. Nadgarstki i przedramiona pokryte były paskudnymi fioletowymi siniakami, na brzuchu zostały ślady jego paznokci, pewnie po tym, jak podarł mi koszulkę, nie wspominając już o ustach, które wyglądały jak po nieudanym botoksie. Jęknęłam z obrzydzenia do samej siebie, na co natychmiast w drzwiach pojawiła się Alice.
- Bello, co się sta… - kiedy mnie zobaczyła wszystko było jasne.
- Wyglądam okropnie, prawda?
- Jak on mógł cię tak potraktować!?
- Alice, co ja powiem ludziom!? – Rzecz jasna miałam na myśli Toda, niestety żadna z nas nie zamierzała chyba odpowiadać na pytania tej drugiej. Czułam się tak, jakby to właśnie mnie przypadła rola w najokropniejszym horrorze.
- Wszystko będzie dobrze, coś wymyślimy do jutra – odpowiedziała po chwili milczenia.
Założyłam wygodną koszulkę, która miała nie krępować ruchów i złagodzić nieco ból, położyłam się przy zimnym boku Alice. Nie wiem, kiedy zasnęłam, przytulona do jej marmurowego ramienia. Czułam się dobrze i bezpiecznie. Przebudziłam się chyba tylko raz, słysząc jakieś rozmowy i czując, że mój anioł wstaje. Były to tylko moje wyobrażenia, bo zaraz znowu mocno mnie przytulił. Pachniała tak inaczej, lecz znajomo. Bez oporów położyłam swoją głowę na jej piersi i zasnęłam. Był to najspokojniejszy sen odkąd wprowadziłam się do Forks.
Obudziłam się dość wcześnie. Czułam się znacznie lepiej, niż kiedy się kładłam. Ból zelżał, zimne ciało mojej przyjaciółki działało, jak okłady. Nie chciałam otwierać oczu.
- Dziękuje Alice, że ze mną zostałaś, naprawdę mi lepiej.
- Przepraszam Bello, Alice udała się w nocy do domu – ten głos w żadnym wypadku nie należał do mojej przyjaciółki! Jednak dobrze go znałam. Szybko otworzyłam oczy. O zgrozo! Przytulałam się bardzo mocno do Edwarda! Matko, a do tego moja koszula, służąca jako piżama, nie była zbyt odpowiednia… Gdy tylko o tym pomyślałam, na moich policzkach zakwitły rumieńce.
- Edward, tak się nie robi, poza tym… Matko, ja nigdy nie spałam z facetem! – Za późno zdałam sobie sprawę, co mówię. Czemu najpierw nie ugryzłam się w język?!
- Ty nigdy… Och – chyba zrozumiał, co mam na myśli. Jeżeli przed chwilą byłam czerwona, to teraz wręcz płonęłam żywcem. Szybko porwałam leżący na nim koc i z prędkością światła udałam się do łazienki. Nie wyglądałam tak źle, usta powoli wracały do siebie, jednak przydałaby się odrobina lodu. Siniaki nadal były na swoim miejscu. Starałam się nie myśleć o tym, że przez większość nocy przytulałam się do Edwarda. Na samą myśl robiło mi się słabo. Najwolniej, jak mogłam robiłam wszystko, by tylko nie być za długo sam na sam z Edwardem i wtedy zdałam sobie sprawę, że na dole jest Tod, a ja mam w pokoju chłopaka! Co z tego, że jest wampirem? Wybiegłam z łazienki.
- Edward, musisz iść… Matko, Tod… Szybko! – Panikowałam
- Spokojnie, jakąś godzinę temu wyjechał z domu, nie zajrzał do pokoju. Jeżeli to dla ciebie ważne, wziął sobie do serca twoje rady, z resztą sam ci taką zostawił.
- O… - mądra odpowiedz, nie ma co.
- Ładnie ci tak. – Powiedział po chwili, a ja spojrzałam automatycznie w dół, obawiając się najgorszego, jednak wszystkie części garderoby były na miejscu.
- Dziękuje, jednak to chyba nieodpowiedni moment na komplementy, zważywszy na to, co mi się stało...
- No to przepraszam.
- Idę na dół, chcesz coś? – Zapytałam z grzeczności.
- Wiesz, wasze ludzkie jedzenie mi nie smakuje.
- A… No tak, przepraszam.
- Nic nie szkodzi, miło mi jednak będzie towarzyszyć ci w tych czynnościach. – Ehh… I jak mam się teraz wywinąć? Chyba nie mam wyboru i trzeba się zgodzić...
- Dobrze, więc możesz mi towarzyszyć.
Potrzebowałam dużej dawki lodów, żeby złagodzić narastający ból na ustach i ramionach. Oczywiście, jak na złość nic nie nadawało się na okład.
- Czego ty tak zawzięcie szukasz w tej zamrażarce?
- Lodów.
- To na śniadanie jadasz lody?
- Nie jestem nienormalna. Chciałam tylko pomniejszyć ból. – Moja frustracja sięgała już zenitu.
- Pozwól, że na coś się przydam.
- Co masz na myśli?
- Powiedz gdzie odczuwasz ten ból?
- Na ramionach i ustach. – Po tych słowach jego oczy zrobiły się bardzo duże, po chwili jednak opanował to, co nim kierowało i powoli przybliżył swoje zimne ciało do mojego. Jego zimny dotyk sprawiał mi ogromną przyjemność, zamknęłam oczy czując, jak wodzi swoimi palcami po ramionach, chociaż znajdowały się one pod koszulką. To było wspaniałe, później jego ręka powędrowała na moje usta, a ja mimowolnie je rozchyliłam. Staliśmy tak przez chwilę aż nie zdałam sobie sprawy, co robię. Kiedy otworzyłam oczy, Edward wpatrywał się we mnie, jak zahipnotyzowany.
- Eh… Przepraszam.
- Ja również. Zjedz śniadanie, jedziemy do nas. Zobaczymy, co wymyślili inni.

Edward:
Była tak ufna, tuląc się do mnie całą noc, a ja nie miałem nic przeciwko. Jej liliowy zapach był tak kuszący, że nie mogłem się powstrzymać. Wtedy to do mnie dotarło. Zakochałem się w tej bezbronnej, pięknej istocie człowieczej, która była moim największym wrogiem. Tod nie zjawił się w jej pokoju, co pozwoliło mi być bardzo blisko. Poczułem, jak się budzi, a w raz z nią do życia budziłem się ja. Wiedziałem, że nie jestem już w stanie jej zostawić, moje martwe serce biło jej rytmem, a to uczucie było czymś bezcennym.
- Dziękuje Alice, że ze mną zostałaś, naprawdę mi lepiej. – Cholera no tak, przecież to Alice miała być z nią tej nocy, a nie ja.
- Przepraszam Bello, Alice udała się w nocy do domu. – Była zdezorientowana, po chwili na jej posiniaczonej twarzy zakwitł mały rumieniec, to było takie słodkie...
- Edward tak się nie robi, poza tym… Matko, ja nigdy nie spałam z facetem!
- Ty nigdy… Och - Po chwili dotarł do mnie sens tych słów. Była dziewicą i tak łatwo się do tego przyznała, co za dar. Nie mogłem w to po prostu uwierzyć, coś tak pięknego może być moje. Nagle to małe stworzenie zerwało ze mnie koc i chcąc ukryć to, co i tak już było mi w małym stopniu dane zobaczyć, uciekła do łazienki. Najwidoczniej czekała, żebym sobie poszedł, jednak w moich planach było całkiem, co innego i wtedy zadzwonił telefon.
- Edwardzie Anthony Cullen! Czyś ty całkowicie oszalał?! Natychmiast przywieź Belle do nas do domu! Widziałam, co ci chodzi po głowie!
- Po pierwsze nie krzycz, a po drugie nie wiesz czy ona nie chce tego samego.
- Boże jesteś niewyżyty!
- Ty również siostrzyczko. – Wyłączyłem się zanim zdążyłaby odpowiedzieć. Po chwili zobaczyłem zdezorientowaną Belle. Sam się przestraszyłem, była tak blada, że jej sine usta wyglądały jeszcze bardziej ponętnie niż zwykle… Uspokój się debilu! Powiedziałem do siebie
- Edward, musisz iść… Matko, Tod… Szybko!
- Spokojnie, jakąś godzinę temu wyjechał z domu, nie zajrzał do pokoju. Jeżeli to dla ciebie ważne, wziął sobie do serca twoje rady, z resztą sam ci taką zostawił.
- O… - chyba chciała się mnie pozbyć, lecz to nie był dobry powód. Przyjrzałem się jej uważnie, była taka piękna, a niebieska bluzka kontrastowała z jej zielonymi oczami.
- Ładnie ci tak.
- Dziękuje, jednak to chyba nieodpowiedni moment na komplementy, zważywszy na to, co mi się stało.
- No to przepraszam.
- Idę na dół, chcesz coś? – Całą ciebie, tu i teraz. Co się ze mną dzieje, czy tak właśnie wygląda miłość? Muszę się opanować.
- Wiesz, wasze ludzkie jedzenie mi nie smakuje.
- A… No tak, przepraszam.
- Nic nie szkodzi, miło mi jednak będzie towarzyszyć ci w tych czynnościach. – Cokolwiek zamierzasz robić, chcę być z tobą.
- Dobrze, więc możesz mi towarzyszyć. – Kucnęła przy zamrażarce, zawzięcie unikając mojego wzroku i udając, że czegoś szuka. Musiałem do niej zagadać!
- Czego ty tak zawzięcie szukasz w tej zamrażarce?
- Lodów – Zdajecie sobie sprawę, o czym pomyślałem na początku? Zaraz oddaliłem te myśli od siebie. Przecież ona nie jest taka, tylko czasami przypominają mi się te nasze trudne w pożyciu dni.
- To na śniadanie jadasz lody?
- Nie jestem nienormalna. Chciałam pomniejszyć ból. – Wtedy wpadłem na pewien pomysł.
- Pozwól, że na coś się przydam.
- Co masz na myśli?
- Powiedz gdzie odczuwasz ten ból?
- Na ramionach i ustach – Mogłem w końcu ją dotknąć. Brakowało mi jej delikatnej skóry, pragnąłem tego, dlatego szybko się do niej przysunąłem i swoim zimnym ciałem dotykałem jej ramion… Zamknęła oczy. Ogarnęło mnie niesamowite podniecenie, nie mogąc się opanować, dotknąłem jej nabrzmiałych ust, rozchyliła je po chwili, a potwór wewnątrz mnie warknął mocniej. W tej chwili była moim aniołem, musiałem o nią walczyć. Moja miłość do niej przyszła tak z dnia na dzień i wiedziałem, że jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem. Zauważyłem, że mi się przygląda, przyłapana na tym spłonęła cudownym rumieńcem.
- Eh… Przepraszam.
- Ja również, zjedz śniadanie jedziemy do nas. Zobaczymy, co wymyślili inni.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 13:44, 15 Lut 2009 Powrót do góry

Super!!Bardzo mi się podoba i czekam na kolejne rozdziały Wink
pozdrawiam.
Ann!
Wilkołak



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Nie 15:03, 15 Lut 2009 Powrót do góry

Słodko. Ale Edward powstrzymał się przed pocałunkiem :P Ehh... Zbereźniałam przez was


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wild Willy
Wilkołak



Dołączył: 26 Sie 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 16:41, 15 Lut 2009 Powrót do góry

bardzo mi się podoba... ładnie to wszystko opisujesz. na początku miałam mieszane uczucia, ale potem... wciągnęłam się... bardzo ładnie. czekam na dalsze części.
Ania


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin