FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Smierć to dopiero początek +18 Zakończone do odwołania Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Nie 22:27, 11 Sty 2009 Powrót do góry

To mój pierwszy ff chciałabym sprawdzić czy się przyjmie. To opowiadanie nie ma nic wspólnego ze "Zmierzchem", występują w nim tylko postacie z książki, jednak historia żyje własnym życiem... miłego czytania

beta: Tacyen

"Życie jest jak świeca na wietrze - tak ulotne…
Jeden podmuch wiatru i wszystko może runąć jak domek z kart… Boisz się śmierci? Dlaczego? Przecież tam nie ma bólu, cierpienia i łez… Śmierć. Pani, która kiedyś wyciągnie do Ciebie rękę i powie „chodź”, okryje Cię swą czarną szatą i zabierze do przedziwnego świata… Patrz więc na księżyc, bo możesz widzieć go po raz ostatni, powiedz: „Kocham Cię”, bo to mogą być twoje ostatnie chwile… Żyj tak, byś niczego nie żałował…
Żyj tak, jakby każdy dzień był Twoim ostatnim, bo życie to dar… Żyj więc zanim dopali się świeczka…"


Późne popołudnie, niczego nie świadome dzieci bawią się w piaskownicy. Rodzice wesoło prowadzą rozmowy, nikt z tu obecnych nie zdaje sobie sprawy, że od dłuższego czasu jest obserwowany, a to co stanie się za parę godzin zmieni życie tego miasteczka na zawsze. Dziewczynka straci przyjaciela, matka straci syna, a wszyscy wokół zaufanie do swoich sąsiadów.

Jest ostatni dzień lata, pogoda jak zwykle dopisuje, matki z dziećmi przychodzą do parku późnym popołudniem by dzieci nie były narażone na atak palącego słońca. Kasia, spokojna pięciolatka i jej o rok starszy kolega Krzyś nie mogą doczekać się spotkań w piaskownicy. Każde z nich bowiem cały dzień zajmuje się wymyślaniem nowych figur z mokrego pisaku, które już wkrótce będą mogli zrobić. Jednak mama Kasi zostaje zatrzymana dłużej w pracy, dziewczynka zatem nie będzie mogła spotkać się dzisiaj z przyjacielem.
- Babciu, dlacego ty nie mozez isc dzisiaj ze mnom do parku? – Pyta dziewczynka z nadzieją w głosie.
- Kochanie, ja musze przyszykować obiad dla dziadka. Po za tym, to słońce jest dla mnie za mocne, a nie jestem już taka młoda jak ty kwiatuszku.
Kasia wie, że babcia ją kocha jednak nie potrafi zrozumieć, że starsi ludzie w czasie upałów często tracą przytomność, ale jako mała dziewczynka jest tego nieświadoma.
Los jednak uśmiecha się do niej. Dzięki Krzysiowi Kasia pod opieką jego mamy bawi się teraz z chłopcem w piaskownicy. Jest szczęśliwa, ale to szczęście małego dziecka zamieni się w rozpacz, której nikt z nas nie może pojąć. Ludzie bowiem są jak skorupa, przez którą zazwyczaj bardzo ciężko się przebić, natomiast dzieci widzą świat taki, jakim jest - dlatego cierpią.
Była godzina siedemnasta, ale w letnie dni nikt nie zwracał na to uwagi. Mama Krzysia przypomniała sobie, że musi kupić jeszcze parę niezbędnych rzeczy, które przed wyjściem z domu zapisała sobie na kartce. Nie chciała przeszkadzać dzieciom w zabawie, dlatego poprosiła dwie kobiety siedzące obok, by popatrzyły przez chwilę na tę dwójkę maluchów, zgodziły się. Kobieta zerkneła jeszcze na dzieci i poszła do pobliskiego supermarketu.
- Ksysiu patz tam jest wiecej piasku moze, moze on jest fajniejsy dla nasych babek? - Spytała niewinnie dziewczynka.
- Wiesz, że mażesz mieć racje… Tylko weź wiaderka, mama pewnie nie zauważy, że na chwile zniknęliśmy, po za tym ja Cię przypilnuję. Idę do szkoły już niedługo, a tata powtarza, że jestem już dużym mężczyzną.
Niestety Krzyś miał rację, gdyby jego mama siedziała na ławce na pewno zwróciłaby uwagę, że dzieci wychodzą z piaskownicy, kobiety jednak zajęte rozmową nie zważały na samotnie oddalające się dzieci. Dziewczynka zawierzyła chłopcu. Śmiało swoją mała rączką złapała swojego towarzysza i udali się w im tylko wiadomym kierunku. Tak dopełniła się ich straszna historia.

W cieniu drzewa stał niezauważalny dla ludzkiego oka człowiek, o ile można tak o nim powiedzieć. Takich ludzi nie spotyka się raczej często. Idealnie piękny, blady, wyglądał jak model z okładki magazynu, w którym reklamuje się bieliznę. Rysy jego twarzy były ostre, oczy nienaturalnego koloru. Z zaciekawieniem przyglądał się dzieciom bawiącym się w piasku. Nie miał jednak odwagi podejść do nich, gdyż słońce zdradziłoby kim tak naprawdę jest. Obserwował jak piaskownica pełna pachnących dzieci każdego dnia najpierw jest pełna, później pogrąża się w mroku i zupełnej pustce, by odżyć na nowo kolejnego dnia. O takim dniu nie marzył nigdy, wiedział bowiem, że dzieci pilnowane są przez opiekunów bardzo dobrze, matki troszczą się o nich, o niego nikt tak się nigdy nie troszczył, dlatego jest tym kim jest. Ku swojemu wielkiemu szczęściu jednak taki dzień nadszedł. Dwójka niczego nie świadomych dzieci szła w jego stronę. Wyglądali tak słodko i niewinnie trzymając się za rączki. Musi wcielić swój plan w życie, gdyż w niedługim czasie zjawią się tu osoby, przed którymi od dawna się ukrywa, jednak pragnienie ludzkiej krwi było silniejsze.
Ta młoda krew pozwoli mu jednak stać się silniejszym i pokonać tamtych.
Patrzył na zbliżające się dzieci i obmyślał plan jak zwabić je z dala od ludzkiego wzroku.
Zobaczył w ich rączkach wiaderka, co podsunęło mu pewien pomysł.
Chłopiec i mała dziewczynka doszli do usypanej góry pisaku, nie zauważyły stojącego niedaleko mężczyzny. Dzieci jednak widzą więcej niż mogłoby się dorosłym wydawać, dostrzegają świat bardziej kolorowym niż jest, lecz to ich nie przeraża a fascynuje, jednak tak jest do czasu aż nie dorosną.
- Ksysiu, patz, jaki tam piekny pan stoi, on sie swieci – dziewczynka pomyślała o tych wszystkich bajkach, które czytała jej mama na dobranoc, jednak nigdy nie było mowy o tym, że wróżką może być pan.
- To przecież nie jest możliwe! Wydaje ci się - jesteś jeszcze małą dziewczynką.
- Sam se zobac on stoi tam pod tym dzewem. Chłopczyk odwrócił się w stronę drzew i dostrzegł to, o czym mówiła dziewczynka.
- Nie bójcie się mnie, nie zrobię wam krzywdy – odpowiedział pięknym i spokojnym głosem nieznajomy.
- Chciałem wam tylko powiedzieć, że tam jest lepszy piasek niż ten tutaj.
- Nie możemy tam iść bez opieki dorosłego – odpowiedział zgodnie z prawdą Krzyś.
- Ja jestem dorosły i mogę was popilnować, przecież nic takiego się nie stanie, jeżeli na chwilę się oddalimy.
- Ksysiu to nie jest dobry pomysł, mama nie pozwala nam rozmawiać z nieznajomymi, pamiętas? – Dziewczynka bała się nieznajomego, czuła, że nie jest to dobry człowiek, jednak ufała chłopcu. Przecież był od niej starzy i zawsze się nią opiekował, dlatego uciszyła swoje obawy.
Dzieci powoli oddalały się z nieznajomym, który spokojnie prowadził ich do piaskownicy. To był jego cel. Wiedział, że wszystko zależy teraz już od niego. Dziewczynka była niespokojna - czuł to, przez nią mogło się wszystko nie udać. Jednak wszystko potoczyło się lepiej niż myślał. Miał ich dwoje -bezbronnych i małych, dzieci zawsze ufają dorosłym. Myślą, że oni nie zrobią im krzywdy, ufają im bezgranicznie. W tym jednym wypadku był to ogromny błąd, gdyż ten dorosły był zły, był bowiem wampirem.
Maluchy podeszły do piaskownicy i nie zauważyły, że mężczyzna przystanął a jego wyraz twarzy zmienił się bardzo szybko. Wiedział, że musi podjąć szybką decyzje. Niespodziewanie szybko znalazł się tuż przy chłopcu, wiedział bowiem, że to najpierw on musi zginąć, ponieważ jest silniejszy i szybszy, więc z nim będzie więcej problemu. Zaatakował znienacka. Porwał chłopca i zatopił swoje kły w jego kruchym ciałku.
- Zostaw go! Pomocy! – Kasia zareagowała zbyt późno, nikt nie był w stanie dosłyszeć jej krzyku, wszystko działo się tak szybko. Wampir pochłonięty jedzeniem nie zauważył trzech postaci zbliżających się do niego.
- Puść go Wiktorze – powiedział spokojnym głosem młodzieniec.
Bezwładne ciało chłopca upadało na piasek jak zwolnionym tempie. Kasia nie wiedziała, czy śni.. To nie mogła być prawda, w czasie ataku wampira wydarzyło się tyle rzeczy, że mała słaba osóbka nie mogła tego zauważyć. Pojawienie się kolejnych postaci podobnych do aniołów, będących potworami było dla tej małej istoty szokiem, wiedziała, że to jej ostatnie chwile i że zginie, jednak nie ruszyła się z miejsca.
- Jesteście… tak szybko, a miałem nadzieje, że zdarzę z posiłkiem przed wami… nie krępujcie się – odpowiedział Wiktor, bardzo powoli przesuwając się w stronę przestraszonej dziewczynki.
- Lepiej tego nie rób, wiem o czym myślisz, jestem zatem zdolny Cię powstrzymać.
- Nie sądzę Edwardzie, że jesteś na tyle szybki. To, co stało się chwile później nie było dostrzegalne dla oka człowieka. Kasia wisiała głową w dół trzymana za prawą kostkę przez człowieka, który zabił jej przyjaciela. Edward zareagował instynktownie, chciał uratować dziewczynkę wraz z braćmi odciągnęli wampira od małej, jednak było już za późno - została pogryziona. Nie krzyczała, chociaż całe jej ciało przeszło bólem, a był to ból jakiego nikt z żyjących ludzi nie potrafi sobie wyobrazić, nie potrafił go nawet przeżyć. Przez łzy widziała dziwną scenę, tak jakby tamte trzy postacie tańczyły wokół Wiktora. Nagle ten największy z braci skoczył i oderwał głowę zabójcy. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, z zimną krwią rozczłonkowano i zabito owego wampira, zapłonęło duże ognisko i wszystkie części zostały spalone. Dziewczynka spostrzegła jak nieznajomi powoli zbliżają się do niej.
- Nie chce jesce do nieba plose nie lubcie mi ksywdy. – Płakała, a ból był widoczny na jej twarzy.
- Emmett zawołaj Carlisle'a, jednak ugryzł tą małą.
- Już się robi braciszku.
W tej samej chwili mała dziewczynka otworzyła oczy i zobaczyła piękną twarz ze smutnymi oczami, ich kolor przypominał jej ciemny ocean, to tak jakby patrzeć na jezioro nocą. Zbliżyli się inni nawet nie zauważyła kiedy.
- Musisz jej jakoś pomóc, proszę Carlisle, ona nie może umrzeć.
- Jad się rozprzestrzenia po jej ciele, jedyną nadzieją jest wyssanie go, nikt nigdy tego nie robił.
- Chyba dam radę, muszę dać radę… - Dziewczynka zemdlała, siła bólu nie pozwoliła jej być przytomną.
W tym samym czasie mama Krzysia wróciła z zakupów, jej syna zniknął wraz z Kasią z piaskownicy i nikt nie widział, kiedy to się stało. Kobieta nie wiedziała, że o zmroku jej najgorsze przypuszczenia się potwierdzą odnajdą zwłoki jej syna i nieprzytomną dziewczynkę w pobliskim lesie.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Mercy dnia Nie 20:29, 26 Kwi 2009, w całości zmieniany 18 razy
Zobacz profil autora
Wild Willy
Wilkołak



Dołączył: 26 Sie 2008
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 23:17, 11 Sty 2009 Powrót do góry

Oo Zamurowało mnie na chwilę... tak troszkę...
Ten nastrój grozy.. przerażający. Jednak są błędy, jesli jest dialog powinnaś wstawiać - ,zeby bylo widac, ze to dialog. Poza tym jest według mnie nawet OK. A historia naprawdę zapowiada się ciekawie.
Wena życzę. :)


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
vampire
Wilkołak



Dołączył: 04 Gru 2008
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: gdansk

PostWysłany: Pon 17:43, 12 Sty 2009 Powrót do góry

Jaki nastroj grozy xD
Biedny Krzyś. ten wiktor go zabil tak?
a tej dziewczynce wspolczuje jeeszcze bardziej.. jak orzezyje to bedzie miala problemy z psychika do konca zycie :)
masz duzo bledow interpunkcyjnych, radzilabym zbetowac.
zgadzam sie, historia zapowiada sie ciekawie.
Zycze Weny :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
A.B.
Człowiek



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pon 19:17, 12 Sty 2009 Powrót do góry

Podoba mi się. Jest w tym coś takiego, co każe prosić o następną część. Ale ja chciałam, żeby ta mała stała się wampirem:(


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Alalaa
Wilkołak



Dołączył: 02 Gru 2008
Posty: 231
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 21:17, 12 Sty 2009 Powrót do góry

Ja tez sobie juz zaczelam wyobrazac ją jako wampira.. a tu Oo! Nie tak jakbym chciała xD
Ogolnie ładne. Wyłapałam troszke błedów niestety. Ale to wszystko jest do nadrobienia wiec:)
:*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Sob 20:24, 17 Sty 2009 Powrót do góry

Rozdział !
beta: ScaryMary
Miłego czytania

Nie doceniamy wartości ludzi, którzy są koło nas. Dopiero, gdy odejdą na ten podobno lepszy świat dostrzegamy, ile dla nas znaczyli. Pytamy się wtedy:
- Dlaczego on? Dlaczego nie ja? – czy naprawdę myślisz, że śmierć bawi się w wyliczankę i że to był czysty przypadek, że padło na tą właśnie osobę? Każdy ma swój czas i miejsce, nigdy się ono nie zmieni.
- Więc dlaczego świat jest taki niesprawiedliwy? – spytacie.
A czy świat był kiedykolwiek sprawiedliwy? Jeżeli był, to dlaczego są biedni i bogaci, piękni i brzydcy, mądrzy i głupi? Widzicie… Świat nigdy nie jest sprawiedliwy, nigdy nie obdziela nas równo.
Ja sama przekonałam się o tym niedawno. Mój kochany dziadek zmarł dwa miesiące temu. Tylko on jeden wierzył w to, co mówię i naprawdę potrafił słuchać. Jednak to nie jest największe nieszczęście. Przed jego śmiercią nie zdawałam sobie sprawy z tego, że i mi coś dolega, a ci dziwni ludzie są częścią mojego życia. Po śmierci to właśnie on wytłumaczył mi, że to dusze zmarłych, wiem nie wierzycie mi, sama w to nie wierzyłam. Do czasu.
Zobaczyłam go dwa dni po pogrzebie i najzwyczajniej w świecie zemdlałam. Z czasem było coraz lepiej, teraz prowadzimy regularne rozmowy tak, jak za jego życia.
Niestety, jeszcze nie to było najgorsze. Jak powszechnie wiadomo, jedna tragedia niesie za sobą drugą, a moja rodzina jest tego przykładem, gdyż niedługo po śmierci dziadka w pożarze zginęła moja ciocia - Evelin. Teraz wujek mieszka u nas na czas remontu, pewnie nie chciał być sam, ale mieszka w Stanach, z dala od rodziny, więc taki plan wydawał się dobry. Chciał też namówić na wyjazd mnie. Jego pierwszą propozycję przyjęłam bez entuzjazmu, nie chciałam wyjeżdżać. Jednak los potrafi zmienić całe nasze życie. Ktoś, tam na górze, zawsze się o to postara.
Zaczęło się bardzo niewinnie. Częste bóle głowy, czasami wymioty a na koniec utrata przytomności. Tak trafiłam do lekarza, sami rozumiecie badania, prześwietlenia i tego typu rzeczy. Na sam koniec diagnoza, chyba będę pamiętać to do końca swojego życia. Pielęgniarka wprowadziła mnie i mamę do gabinetu, siedziałyśmy tam cała wieczność. To znaczy... Tak mi się wydawało. Lekarz w końcu się pojawił, którzy nie miał radosnej miny, a to oznacza tylko niedobre wiadomości. Już samo to, że zostałyśmy wezwane do gabinetu nie świadczyło dobrze.
- Mam złe wieści. – zakomunikował na wstępie, a żadna z nas nie była w stanie już nic powiedzieć.
- Kasia ma zawansowanego guza. – co to znaczy...? zadawałam sobie to pytanie, jednak moja matka wymówiła je na głos:
- Nie bardzo rozumiem, mógłby pan mówić jaśniej?
- Z rezonansu magnetycznego wynika, że w prawej półkuli mózgu znajduje się guz. Niestety, nie jesteśmy w stanie nic powiedzieć na temat tego guza, jedynie to, że naciska na ważne nerwy. Stąd objawy. To może się pogorszyć, nie możemy tego nawet usunąć, ponieważ pani córka mogłaby tego nie przeżyć. Istnieje jednak leczenie poprzez radioterapię, chemioterapie czy biopsję. Muszą się panie zastanowić. Tak, czy inaczej – decyzja zawsze należy do pacjenta.
- Pan w to nie wierzy doktorze? - wiedziałam, że nie ma już dla mnie szans. Jego mina mówiła wszystko; był załamany tak samo, jak siedząca obok mnie mama.
- Każdemu trzeba dać szansę...
Jego entuzjazm był zaraźliwy, nie przestraszyłam się tej diagnozy. Chyba wiedziałam, że moje życie nie może trwać wiecznie bez chorób. Przez dwanaście lat nie chorowałam, nigdy nie miałam nawet śmiesznego kataru. Ktoś w końcu sobie o mnie przypomniał i teraz muszę się z tym zmierzyć. Później rozmawiałam o tym z dziadkiem, mam czas na podjęcie decyzji, co do tego leczenia.
- Popatrz na to z innej strony kwiatuszku, - mówił dziadek. - dzięki tej chorobie masz dar! Widzisz i rozmawiasz ze mną, ale... Widocznie jest to czas na zmiany w twoim życiu, ja nie podejmę za Ciebie decyzji. Niestety sama musisz rozważyć ten problem.

Zawsze szybko podejmuję decyzje i nigdy to mnie jeszcze nie zawiodło. Postanowiłam nie leczyć się, liczę na cud. Z tego, co wiem zostało mi pół roku życia, może więcej, jeżeli nadejdzie ten dzień będę wiedzieć. Stracę wzrok, słuch, a może coś gorszego, jednak mam teraz czas żeby żyć naprawdę i cieszyć się ostatnimi miesiącami. Żyć tak jak by to był ostatni dzień mojego życia.
Bardzo kochałam swoich rodziców i trzyletniego braciszka, nie chciałam ich jednak narażać na większe cierpienie, dlatego propozycja wujka teraz stała się bardzo kusząca...
Najpierw rozmowa z rodzicami, później z nim, zgodzili się.
Teraz od dwóch godzin siedzę na parapecie swojego okna i patrzę na księżyc. Dziadek przyjdzie za jakiś czas żeby się pożegnać, to nasze ostatnie chwile razem. Ja wyjeżdżam, on odchodzi, ponieważ załatwił już wszystkie sprawy na ziemi, a ze mną przenieść się niestety nie może. Od dziecka nie miałam przyjaciół, wszyscy uważali mnie za dziwadło, dlatego cały swój czas poświęcałam na naukę i taniec. Nigdy nie miałam przyjaciółki, takiej od serca, której ze wszystkiego mogłabym się zwierzać, czy chociażby jeździć na zakupy. Może tam, gdzie teraz będę, ktoś taki się znajdzie.
- Nad czym dumasz księżniczko? – zapytał dziadek.
- Popatrz na moje życie, nic nie ułożyło się tak, jak powinno, chociaż mam kochającą rodzinę, czuje się samotna. Nigdy nie miałam przyjaciół, a teraz jeszcze ta choroba...
- Twoje życie już niedługo zmieni się na zawsze, wspomnisz moje słowa.
- Kocham cię i żałuję, że nie możesz zostać ze mną.
- Moja droga tylko tobie udało się spędzić ze mną więcej czasu niż innym i jeszcze Ci mało?
- Dziadku, to wcale nie jest zabawne.
- Kochanie, moje życie tutaj musi się zakończyć. Jednak pamiętaj, zawsze będę Cię kochał, a dopóki ty będziesz o mnie pamiętać będziemy razem. - to były jego ostatnie słowa, później zniknął.

Wujek Tod mieszka w małym miasteczku Forks położonym na północno-zachodnim krańcu stanu Waszyngton, na półwyspie Olympic. Jest tam komendantem policji, byłam u niego trzy razy w całym swoim życiu, więc niewiele pamiętam. Trochę boję się podróży, z moim szczęściem samolot się rozbije lub coś w tym stylu i tyle będzie z mojej wycieczki. Jednak nie to jest najgorsze, lecz fakt, że teraz naprawdę wszystko się zmieni. Nawet czas, pomyślałam ironicznie.
Moje obawy się nie sprawdziły. Wylądowałam bezpiecznie w Port Angeles, gdzie na lotnisku czekał na mnie wujek.
- Witaj Bella, jak podróż? - zapytał.
- Dobrze. Dziękuję, ale nie rozumiem, dlaczego mówisz do mnie Bella. Przecież mam na imię Kasia. Już zdążyłeś zapomnieć?
- Oczywiście, że nie, doskonale pamiętam jak masz na imię... - powiedział.
- Więc dlaczego tak do mnie mówisz? – zapytałam zdezorientowana.
- Wytłumaczę ci wszystko w samochodzie, teraz mi pomóż z tymi bagażami.
Radiowóz czekał przed wejściem, wszystkie moje torby spakowaliśmy do bagażnika bez żadnego problemu. Teraz czekała nas godzina w samochodzie i wyczekana przeze mnie rozmowa.
- Do poniedziałku zostały cztery dni. Mam nadzieje, że do tego czasu zdążysz się przyzwyczaić... - powiedział wujek. Zaraz po przyjeździe do domu, zaczął załatwiać wszystkie formalności związane z moim przyjazdem, szkołę i różne inne sprawy. Oczywiście wszystko konsultował z mamą. Ja nie miałam do tego głowy. Zastanawiam się, jak on to wszystko znosi ze śmiercią cioci? Nie mieli dzieci, a teraz ma na głowie nastolatkę i ma przed sobą perspektywę powtórki z rozrywki. Nastolatka była chora, a on dobrze o tym wiedział.
- Może wrócimy do naszej rozmowy o Belli? - zapytałam po chwili, która zapadła w samochodzie
- Już tego nie pamiętasz? - spytał, patrząc na drogę.
- Czego nie pamiętam? – Ta rozmowa zaczynała mnie naprawdę irytować.
- Kiedy miałaś z siedem albo osiem lat uwielbiałaś bajkę "Piękna i bestia", pamiętasz? Przyjechałaś tu do nas z dziadkiem i babcią.
Pamiętałam, że to był ciężki okres dla całej rodziny, szczególnie dla mnie, dlatego babcia i dziadek zabrali mnie na wycieczkę. Byłam taka szczęśliwa.
- Pamiętam to wszystko... - powiedziałam.
- To pamiętasz pewnie i to, że Piękna z bajki miała na imię Bella, tak strasznie spodobała się ci ta bajka, że nie chciałaś słyszeć, że masz na imię Kasia, a Bella. Jak na złość, nie reagowałaś na swoje imię, a jak cię dzisiaj zobaczyłem to mi się przypomniało. Wtedy, co prawda, za rękę trzymałaś dziadka i oznajmiłaś mi i cioci, że jeżeli tak nie będziemy się do ciebie zwracać to nie będziesz z nami rozmawiać. – na te wspomnienia Tod zaśmiał się serdecznie.
- Widzisz, co bajki robią z człowiekiem? Teraz już z tego wyrosłam. - powiedziałam w końcu.
- Spodobało się ci się nareszcie twoje imię. - rzucił.
- Nie mam mu nic do zarzucenia.
- Szkoda, przyzwyczaiłem się do Belli...
- W sumie nawet mi to nie przeszkadza, jednak nie mów nikomu. Nie chcę na wstępie wstydzić się za swój pseudonim. - powiedziałam.
- Postaram się... – jego mina świadczyła zupełnie coś innego.
- Powiedziałeś!! Komu? - spytałam w panice.
- Tylko znajomemu z rezerwatu, po za tym pół miasta wie, że przyjeżdżasz i chcą zobaczyć jak wyrosłaś, nie martw się nikt nie wie o chorobie.
- Świetnie wszyscy pamiętają małą Bellę a nie Kasie.
- Sama tego chciałaś! – Wujek śmiał się na głos, szczerym śmiechem. Teraz już nie mam innego wyboru, jak stać się dla nich Bellą, dziewczynką, która kocha bajkę o "Pięknej i Bestii". Wsparcia też nie mam. Cholera i na co mi to wszystko było? Nastolatka kochająca baśnie. Cudownie, po prostu cudownie, gorzej być nie mogło.

Forks było małym miasteczkiem, gdzie wszyscy wiedzieli o wszystkich wszystko, dlatego mój przyjazd był nowością i zarazem sensacją. Dom wyglądał zupełnie inaczej niż go zapamiętałam, ten pożar musiał być ogromny. Wujek odgadł moje myśli, bo od razu zaczął wszystko tłumaczyć:
- Widzisz, pożar spowodował ogromne zniszczenia, dlatego trzeba było zbudować dom od podstaw, teraz wygląda tak, jak Evellin go sobie wymarzyła. Szkoda, że już jej nie ma... – głos mu się załamał, było mi tak przykro. Za nic jednak nie wiedziałam, jak mogę mu pomóc. Po chwili pozbierał się i powiedział:
- Twój pokój znajduje się na górze, zaraz ci wszystko pokażę... Niestety nie jest jeszcze gotowy - mówił wspinając się po schodach. - Czekałem z decyzją na ciebie.
Pokój był mały, ale przytulny. Wujek Tod pozostawił mi decyzję co do koloru ścian. Zacznę teraz wszystko od początku, nowy dom, nowy świat. Nowe życie.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
ScaryMary
Dobry wampir



Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zza ściany.

PostWysłany: Sob 20:47, 17 Sty 2009 Powrót do góry

Osobiście stwierdzam, że mnie się podobało. Coś całkiem innego. Tylko, kurczę, ciekawi mnie co dalej : ). I parę przecinków pominęłam. Więc wybacz, ale one raczej sensu zdania nie zmieniają : )

Więc czekam na dalsze części i życzę wena.
Mary ; *


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ScaryMary dnia Sob 20:48, 17 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Lady ice
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 22:00, 17 Sty 2009 Powrót do góry

Czekam na więcej!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
A.B.
Człowiek



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Sob 22:43, 17 Sty 2009 Powrót do góry

Zaintrygowało mnie to. Ale i tak mam ciągle nadzieję, że ona zostanie wampirem zanim umrze;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Śro 20:23, 28 Sty 2009 Powrót do góry

Rozdział 2 i 3
beta: ScaryMary

Jest jeszcze jeden rozdział, czekam jeszcze na betę jeżeli chcecie będę pisać dalej jeżeli nie dam spokój czekam na opinie co o tym wszystkim sądzicie.
A teraz miłego czytania


Rozdział 2
Te cztery dni minęły bardzo szybko. Nawet nie zdążyłam przyzwyczaić się do nowej strefy czasowej, a już był poniedziałek i mój pierwszy dzień w szkole. Najlepsze było jednak to, że w Stanach, w wieku siedemnastu lat mogłam legalnie prowadzić samochód, oczywiście nie posiadałam dokumentu upoważniającego mnie do jazdy, jednak od czego ma się wujka. Pierwszego dnia po przyjeździe sam oznajmił że muszę podszkolić swoją jazdę samochodem jeżeli zamierzam się samodzielnie dostać do szkoły nie moknąc całkowicie. Pogoda w Forks nie jest zbyt zmienna. Można wręcz rzec, że ciągle tu mży lub pada, wilgoć na każdym kroku. Deszcz, co prawda, jest uspokajający, ale do czasu...
- Bella, zejdź tu do mnie na chwilę! - zauważyłam, że Tod denerwuje się bardzo szybko, dlatego piętnaście minut czekania to dla niego zbyt długo, a przecież było tak wcześnie.
- Przecież już idę!
- Mam dla ciebie niespodziankę, tak na powitanie. – mówiąc to, zaprowadził mnie przed dom, gdzie wskazał na coś palcem. Podążyłam za nim wzrokiem i ujrzałam niebieską furgonetkę.
- Co to jest? – zapytałam niepewnie.
- To bryka dla ciebie. – „bryka” tak to właśnie określił. Nie dorobiłabym się w życiu takiego auta, więc wyobraźcie sobie, jakie to było dla mnie zaskoczenie.
- Żartujesz… do reszty zwariowałeś!?
- Co nie podoba ci się? – zapytał nieśmiało.
- Czy mi się nie podoba? Oczywiście że podoba, ale dlaczego kupujesz mi takie drogie prezenty?
- Pomyślałem że będzie ci wygodniej jeździć furgonetką niż radiowozem. Poza tym nie był wcale taki drogi. – wiedział już, że połknęłam haczyk, który na mnie zarzucił. Furgonetka wydawała się jakby była stworzona dla mnie, lecz nie dałam się jednak tak łatwo podpuścić.
- Myślisz że zapali? Bo jednak nie widzi mi się jazda radiowozem... – posłałam mu znaczący uśmiech.
- Dlaczego się nie przekonasz? – spytał niewinnie. Tylko na to czekałam. Wsiadłam do środka, rozglądałam się dookoła, jednak po poprzednim właścicielu nie było śladu. Zapach był przyjemny i już wiedziałam, że polubię to niebieskie cacko.
- Skoro można mi jeździć bez prawa, co powiesz na rutynową jazdę próbną?
- Ehh… Wy nastolatki... – odwrócił się w stronę domu, co było równoznaczne z jego zgodą.

Teraz jechałam ku przeznaczeniu. Może to życie okaże się lepsze od wcześniejszego? Najgorsze jest jednak to, że tu wszyscy się znają i mają przewagę.
A co mi tam! Widzicie, gadam sama do siebie. Już jest źle.
Szkoła znajdowała się przy głównej drodze, jak wszystkie ważniejsze budynki. Nie wyglądała zresztą na szkołę, ale upewniła mnie tablica. Moje nowe liceum składało się z kilkunastu zbudowanych w podobnym stylu pawilonów z czerwonej cegły. Z początku nie byłam w stanie ocenić, ile ich właściwie jest, tyle rosło wokół drzew i krzewów. To miejsce nie miało w sobie nic z placówki wychowawczej. Zaparkowałam przed pierwszym budynkiem, ponieważ nad drzwiami dostrzegłam tabliczkę z napisem "dyrekcja”. Po chwili byłam w środku. Zaskoczyły mnie żywe kolory wnętrza, może dlatego, że na zewnątrz było tak pochmurno. W pomieszczeniu siedziała starsza pani. Gdy weszłam popatrzyła na mnie z zaciekawieniem.
- W czym mogę ci pomóc, młoda damo? – zapytała z lekkim uśmiechem.
- Dzień dobry... Jestem Kate Benett. - odparłam nieśmiało.
- Bella? siostrzenica Toda?
- Tak to ja. – już chyba zostanę Bellą. Zresztą, nie jest mi z tym nawet tak źle... Kobieta dała mi mapkę i mój indywidualny plan. Tak w każdym dniu to samo, przez cały tydzień. Nigdy nie myślałam, że będę cierpieć z powodu planu lekcji, ale wychowanie fizyczne, pięć dni w tygodniu, to już lekka przesada. Plusem była ta długa przerwa, pomiędzy zajęciami rannymi, a popołudniowymi. Półtorej godziny relaksu.
Pierwszą lekcją, każdego dnia, był francuski, dlatego postanowiłam udać się do wyznaczonej klasy jak najszybciej. Zdecydowałam się poczekać na nauczyciele przy jego biurku. Pan Murrett wszedł do klasy równo z dzwonkiem.
- Witam na moich zajęciach, panno Benett. Zajmiesz miejsce koło Alice. Myślę, że jej się to spodoba.
Nieśmiało podeszłam do wskazanego przez nauczyciela stolika, a tam... Siedziała dziewczyna, która wyglądał jak anioł. Jej blada cera idealnie komponowała się z krótkimi nastraszonymi włosami i ciemnymi oczami. Jednym słowem: była piękna.
- Nie mogłam się już doczekać kiedy cię zobaczę.- odezwała się niebywale dźwięcznym głosem. - Nareszcie jesteś, myślałam że utknę w tej ławce sama. Tak poza tym, jestem Alice Cullen.
- Bardzo mi miło. Mam na imię Kate. - odparłam nieco zaskoczona.
- Wydawało mi się, że Bella, czy się nie mylę?
- Bellę wymyślił mój wujek Tod i jak widzę, tak właśnie zostało. – nie byłam w stanie przyznać się do tego że kocham bajki. A raczej kiedyś je kochałam.
- Jeszcze zanim tu przyjechałaś, już mówiono o twoim przybyciu, więc jesteś wielką sensacją, jak na takie małe miasto. Dlatego wszyscy wiedzą o tobie wszystko. – zaśmiała się moja partnerka.
- Ale raczej i tak nie mam na to wpływu, prawda?
- Niestety nie, ale strasznie się cieszę że jesteś. - odparła bezpośrednia dziewczyna.
Może jednak mam szansę na przyjaciółkę? Kto wie, czy nie będzie nią właśnie Alice?
Materiał nie był trudny. Wszystko to już dawno miałam opanowane, praca w grupie też nie okazała się trudna. Moja nowa koleżanka była równie dobra co ja, może odrobinę lepsza, dlatego skończyłyśmy dużo wcześniej, niż inne pary.
- Bella... Czym się właściwie interesujesz? – zapytała po chwili milczenia Alice.
- Myślisz, że możemy bezpiecznie rozmawiać ? – zapytałam niepewnie,
- Oczywiście, głuptasie, zrobiłyśmy to, co miałyśmy zrobić, więc chyba warto zaryzykować.
- Skoro tak mówisz, to nie zostaje nic innego jaka chwila przerwy na miłą rozmowę
- No? to czym się interesujesz? - pytała dociekliwie.
- Tańczę i dużo czytam, w sumie nic nadzwyczajnego. – było mi trochę wstyd, ona na pewno ma o wiele więcej ciekawszych rozrywek i hobby, niż ja.
- Wspaniale! Ups… Nareszcie jest ktoś, z kim będę mogła śmiało rozmawiać. Ciężko tutaj o mola książkowego, który tańczy. - dokończyła z uśmiechem.
- Dziękuję, bardzo optymistyczna wizja. – jej mina była tak zdezorientowana, że nie mogłam powstrzymać cichego chichotu. Po chwili i jej nie zostało nic innego jak się przyłączyć.
- Tu liczy się popularność, a nie pasja. Jedynie Rosalie mnie rozumie.
- To widocznie dobra przyjaciółka... - powiedziałam.
- No coś ty! To moja starsza siostra. – nie było nam dane dłużej rozmawiać, ponieważ pan Murrett brutalnie nam przerwał:
- Dziewczęta, dlaczego nie wykonujecie zadanych przeze mnie prac? – zapytał z nutą złości w głosie.
- Już dawno skończyłyśmy, panie profesorze – odpowiedziała moja koleżanka z uśmiechem na twarzy, nauczyciel spojrzał na nią groźnie.
- Alice, nie uważasz, że nowa koleżanka ma prawo wynieść coś z lekcji, a nie liczyć na ciebie?
- Przecież Bella zrobiła połowę tych zadań. – mówiąc to moja koleżanka posłała nauczycielowi najpiękniejszy uśmiech świata, po którym najprawdopodobniej zapomniał jak się nazywa. Ocknął się chyba po dobrej minucie, tym razem nie patrząc na nią, a na mnie.
- Panno Benett, w poprzedniej szkole uczęszczała pani na lekcje dla zaawansowanych?
- Niezupełnie... - odparłam. - To były dodatkowe kursy.
- Dobrałyście się idealnie. – odpowiedział nauczyciel z sarkazmem i odszedł.
- Co on miał na myśli? – zapytałam towarzyszkę zbita z tropu.
- Wiesz, najwidoczniej nigdy w swojej karierze zawodowej nie spotkał nikogo takiego jak ty, czy ja. Można powiedzieć, że obawia się konkurencji z naszej strony. - dokończyła z ironią.
- Chcesz przez to powiedzieć, że jesteśmy za dobre dla niego?
- Dokładnie o tym właśnie mówię. Coś mi się wydaje, że zostaniemy przyjaciółkami. – powiedziała Alice. O ironio, znam dziewczynę od niecałej godziny, a już przypadła mi do gustu. Może naprawdę trzeba zmienić swoje życie, żeby spotkać ludzi którzy okażą się dla ciebie mili? Niestety, miałyśmy razem tylko dwie lekcje - pierwszą i ostatnią.
- Jakoś to przeżyję - skwitowała Alice. - Widzimy się na lunchu, Bella. Już się nie mogę doczekać. – oznaczało to jeszcze trzy lekcje bez mojej "bratniej duszy". Przez cały ten czas powtarzałam sobie, że będzie dobrze.
Na angielskim poznałam Angelę - miłą brunetkę, która najwidoczniej znała Alice.
Niestety kolejna lekcja była dla mnie koszmarna, nie pytajcie dlaczego. W sumie sama tego nie wiem. Od dziecka reagowałam na facetów bardzo dziwnie, mam zaufanie tylko do dziadka, którego już nie ma. Taty i wujka nigdy nie próbowałam nawet zagadać. Co do chłopaków... Nie, żeby nie było w nich nic wartego uwagi. Po prostu... Coś w nich powoduje u mnie strach. Najgorzej jest z tymi nieziemsko przystojnymi pół-bogami.

Weszłam do klasy wraz z nauczycielem, był bardzo miły. On pierwszy kazał mi powiedzieć coś o sobie.
- Sami tworzymy własną historię, panno Benett, dlatego proszę powiedzieć coś o sobie reszcie klasy. – nie zostało nic innego jak wykonać polecenie
Plotłam coś o sobie, starając się patrzeć na wprost i wtedy go zobaczyłam. Siedział sam, jego wzrok skupiony był całkowicie na mnie. Jego blada cera kontrastowała z ciemnymi, zmęczonymi oczami i rozczochraną, brązowo-rudą czupryną. Gdy ujrzałam jego wzrok na sobie, moje serce zaczęło bić trzy razy szybciej. Nie z powodu, o jakim myślicie, ale ze strachu o to, że z jego strony grozi mi niebezpieczeństwo. Nie boję się duchów, chociaż czasami są naprawdę nieznośne i przerażające, ale boję się człowieka, którego nie znam. Coś jest ze mną nie tak. Pech chciał żebym swoje obawy wystawiła na większą próbę, gdy nauczyciel kazał mi zająć jedyne wolne miejsce w klasie. Z bólem serca podeszłam do ławki nieznajomego i usiadłam najdalej jak mogłam, nawet nie racząc go jednym spojrzeniem, za sobą usłyszałam głośne wzdychanie. Odwracając się, dostrzegłam blondynkę, która najwidoczniej oddałaby wszystko, żeby znaleźć się na moim miejscu.
- Hej. - usłyszałam po chwili.
- Cześć... - odpowiedziałam grzecznie nadal na niego nie patrząc.
- Jestem Edward. - szepnął cicho i przesunął dłoń w moją stronę. Miał chyba nadzieję, że się z nim przywitam. jednak nie było takiej możliwości.
- Aha… - odparłam tylko
- Grzeczność wymaga, żeby się przedstawić. – powiedział. W jego głosi krył się... gniew?
- Kate. Możesz mi mówić Bella. Pozwól, że skoncentruję się na lekcji. Jestem pewnie daleko w tyle. - powiedziałam szybko.
Nie było to jednak prawdą. Historia to mój konik, jednak wolałam udawać, że tak nie jest. Ten cały Edward starał się być miły, idiotko, a ty tak na niego reagujesz, jakby zaraz miał cię zabić. - karciłam się w myślach. Niestety i to nie pomogło. Lekcja dłużyła się ogromnie, siedziałam jak na szpilkach. Nawet serce nie mogło się uspokoić. Niestety, okazało się, że mamy razem matematykę, na szczęście miałam do wyboru wolne miejsce obok Edwarda, albo wolną ławkę tuż obok niego. Wybrałam, oczywiście, drugie rozwiązanie. Nie cierpię matematyki, co pozwoliło mi całkowicie skupić się na lekcji i udawać, że mój irracjonalny strach nie jest spowodowany osobą siedzącą nieopodal. Cały czas czułam się jak w cyrku. Wszyscy ciągle mi się przyglądali, szeptali na mój temat. Miałam już tego naprawdę dość. Najgorsze przede mną - lunch w stołówce, gdzie każdy ma swoje miejsce. Alice, to moja jedyna nadzieja, że przedstawi mnie jakiejś normalnej grupie. Zabrałam tace i stanęłam w kolejce, po chwili przyłączyła się do mnie Angela.
- Bella, zaraz zaprowadzę cię do naszego stolika. Weź szybko coś do jedzenia, bo Alice umrze z tęsknoty...
- Nie wiem, czy to dobry pomysł... - powiedziałam niepewnie.
- Nie gadaj głupot! Zaraz wszystkich poznasz i będzie dobrze. – uśmiechnęła się. Nie pozostawało mi nic innego, jak spokojnie podejść do stolika pełnego nieznanych mi ludzi. Wszystkich było razem dziesięcioro, przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Trójka była całkowicie podobna do Alice, blada skóra, ledwie widocznie cienie pod oczami i nieziemsko piękni, jak dla mnie.
- Ludzie, to jest Bella. – powiedziała do wszystkich i dodała beztrosko: - Bella, to są ludzie.
- Angie, czy naprawdę uważasz, że to wystarczy? Przecież biedna Bella nie zna nikogo z imienia. Ja się tym zajmę. - powiedziała Alice, która najwyraźniej uwielbiała być w centrum uwagi.
- Bella, poznaj Rosalie, Emmetta, Jaspera, Jacoba, Setha, Bena, Angelę i Erica. - mówiła wskazując na każdego bladym, smukłym palcem.
- Miło mi was wszystkich poznać. - odparłam oszołomiona. - W sumie, to jestem Kate, ale mówcie mi Bella. – odpowiedziałam nieśmiało.
- Nam również, nasza kochana siostra ciągle o tobie mówi... - powiedział blady chłopak, bardzo podobny do Alice, zarazem różniący się.
- Emmett... - syknęła blondynka. - Uspokój się. - zobaczyłam jak Rosalie wymierza chłopakowi kuksańca w bok.
- Czyli wy jesteście rodzeństwem z Alice, tak? - spytałam.
- Zgadza się... – odpowiedziała szybko Alice. - To moje zwariowane rodzeństwo. Mój prawdziwy brat Emmett, Rosaline i Jasper.
- Co masz na myśli mówiąc "prawdziwy brat" ? – zapytałam zbita z tropu.
- Dokładnie to to że, ja i Jasper jesteśmy adoptowani, w sumie to ona i Emmett również. ale są rodzeństwem... rozumiesz chyba. – powiedziała szybko Rosalie.
- Już teraz tak, chociaż przyznam szczerze, że strasznie to wszystko poplątane.
- Nie przejmuj się. Ja też czasem się w tym gubię. – odpowiedział z uśmiechem Emmett.
Po chwili do naszego stolika podeszły jeszcze trzy osoby. Blondynka, która wzdychała w czasie historii, jakiś nie znany mi dotąd blondyn o jasnej cerze, całkiem podobny do rodzeństwa, i na moje nieszczęście Edward. To wszystko przypomniało mi całe moje niewyjaśnione zachowanie, czułam się skrępowana.
- Bello poznaj jeszcze Jennifer, Marca i Edwarda. – powiedział tym razem Jasper.
- My już się znamy, braciszku, Bella kocha naukę. – powiedział ironicznie.
- To jeszcze jeden wasz brat? – zapytałam cicho, siedzącą obok Alice.
- Niestety tak. A ten Marco to mój kuzyn, wiesz mamy dużą rodzinę... – powiedziała nieśmiało dziewczyna. Ciekawie się zapowiada, nie ma co. Podczas przerwy wszyscy wesoło rozmawiali. Oczywiście głównym ich tematem była ja, ale jakoś mi to nie przeszkadzało, spostrzegłam raz czy dwa że Marco przygląda się mi. Nie wiem, co to ma znaczyć, jednak wcale mi się to nie podoba. Jeszcze tylko trzy lekcje i będę mogła wyjść z tej dziwnej szkoły... Załamana poszłam na biologię. Nic do niej nie mam ale sami wiecie... Co ciekawego może być na tak nudnej lekcji?
Kiedy jednak stanęłam w drzwiach, powiedziałam sobie, że dam radę, nie przypuszczałam tylko że będzie aż tak ciężko. Pan Banner najwidoczniej kochał biologię, nie zaprzątał sobie głowy przedstawianiem mnie klasie.
- Zajmij miejsce obok Edwarda. – kiedy usłyszałam to imię, momentalnie moja głowa odwróciła się w stronę właściciela. Jego oczy były czarne jak węgiel, a gdyby wzrok mógł zabijać, już bym chyba nie żyła.
- Tylko nie to. – jęknęłam cicho, niestety większość osób, w tym sam nauczyciel, dosłyszeli mój jęk.
- Coś nie tak panno Benett? – spytał podejrzliwie nauczyciel.
- Nie, wszystko dobrze. - odparłam szybko.
- Zajmij więc wskazane miejsce, bo tracimy mój cenny czas.
Podchodząc do ławki czułam się jakby ktoś skazał mnie największą karą na świecie.
- Mi też to się nie podoba. – usłyszałam głos Edwarda. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w twarz. Szybko usiadłam na miejscu i odgrodziłam się od swojego sąsiada książkami.
Jego twarz wyrażała tylko nienawiść, co nie przeszkadzałoby mi, gdyby nie patrzył na mnie z chęcią mordu. Dookoła nas ludzie szeptali coś między sobą, dopiero na kolejnej lekcji dowiedziałam się o co tak właściwie chodzi.
- Ta nowa jest naprawdę dziwna, gdybym ja mogła siedzieć z tym młodym bogiem chwaliłabym za to niebiosa, a ona zachowuje się tak, jakby była lepsza od niego...
- Wiesz... Może on jej się nie podoba?
- Chyba oszalałaś. Każda panna w tej szkole chciałaby go mieć dla siebie! – później zmieniły już temat. Widzicie sami. Jestem dziwadłem, które siedzi z najprzystojniejszym chłopakiem i się go najzwyczajniej w świecie boi. Ostatnia lekcja podniosła mnie trochę na duchu, dzięki Alice, która dała mi do zrozumienia, że jestem pierwszą dziewczyną, która bez wyraźnego powodu nienawidzi jej brata.
Po drodze do domu wstąpiłam jeszcze do sklepu, po jakieś zakupy. Wujek miał być w domu za jakiś czas więc spokojnie ugotowałam obiad i odrobiłam lekcje.
- Już jestem, co tak pachnie? - wyrwał mnie z zamyślenia głos Toda.
- Obiad. Zrobiłam kurczaka. Mam nadzieję, że jesteś głodny?
- Nawet nie wiesz jak bardzo, umyję tylko ręce i czekam na relacje z pierwszego dnia w szkole. – uśmiechnął się miło. Opowiedziałam mu o wszystkim, trochę po marudziłam, jak typowa nastolatka, a później wróciłam do swojego pokoju. Zakończyłam dzień z potwornym bólem głowy, co oznacza, że już wkrótce będę musiała znaleźć tu w Forks jakiegoś lekarza. Jeszcze przed zaśnięciem myślałam o tej całej sytuacji, w jakiej się dzisiaj znalazłam. Zasnęłam dopiero po północy.


Rozdział 3
Narracja Edwarda.

Moje życie od wielu lat toczy się tym samym rytmem. Brak urozmaiceń, wręcz jedna wielka monotonia. To wszystko mogłoby się dla mnie zmienić za sprawą bijącego cicho serca, którego pragnąłem, jak nigdy dotąd, oznaczałoby to znalezienie swojej połówki. Pragnienie miłości narastało we mnie przez całe wieki i w końcu się zakochałem. Niestety nieszczęśliwie, dlatego już nigdy więcej nie pozwolę sobie na takie uczucie, nie w stosunku do człowieka.
Jak zwykle siedziałem w swoim pokoju, głęboko zatopiony w myślach, nikt z jego mieszkańców nie zwracał już na mnie większej uwagi. U nas była to tylko kwestia przyzwyczajenia. Dziś jednak atmosfera w domu zmieniła się, można było wyczuć radość. Gdybym miał ochotę od razu odnalazłbym przyczynę owego podniecenie jednak w tym wypadku byłem po za tym wszystkim, jednak do czasu.
- Edward! Zejdź do salonu! – usłyszałem władczy głos swojego ojca, jego prośby wypełniałem machinalnie, tak długo byliśmy razem, że przywykłem. Wchodząc do pomieszczenia zauważyłem, że wszyscy już tam są, więc czeka nas kolejne rodzinne zebranie, pomyślałem.
Wyłapałem chaotyczne myśli Alice, ta mała starała się coś przede mną ukryć.
- Skoro jesteśmy już wszyscy... – powiedział Carlisle patrząc na mnie znacząco, zająłem szybko miejsce po jego lewej stronie. - ...możesz zaczynać Alice. - usłyszałem po chwili.
- Mam dla was wspaniałą wiadomość. – szczebiotała. – Do miasta już niedługo przeprowadzi się pewna dziewczyna. Jest siostrzenicą komendanta, nic więcej na jej temat jeszcze nie wiem, ale ona właśnie zostanie moją najlepszą przyjaciółką. – miny wszystkich zebranych w salonie były sceptyczne, jeszcze nigdy w tym domu nie rozmawialiśmy o czymś takim. Niestety, ten mały chochlik od zawsze miał to, czego chciał. To dla niej ja, Rosalie, Emmett i Jasper udawaliśmy ludzi, mieszaliśmy się w tłumie, nawet uczęszczaliśmy na zajęcia pozalekcyjne, ale coś takiego przechodziło moje pojęcie.
- Tylko, dlatego, że jakiś tam człowiek przeprowadza się do Forks musieliśmy tu wszyscy przyjść?! – Niemal wrzasnąłem na nią w gniewie,
- Nie! Chodzi o to, że ona będzie mnie kochać jak siostrę, tak prawdziwie.
- Alice, zachowujesz się jak małe dziecko. – wstałem od stołu z zamiarem wyjścia z tego przedziwnego zebrania.
- Zaczekaj! – wtedy zobaczyłem jej wizję. Była tak spójna i wyrazista jak nigdy dotąd, każdy szczegół można było wyodrębnić. Alice obejmowała nieznaną mi dotąd dziewczynę jeszcze nigdy nie widziałem jej aż tak szczęśliwej, gdybym wtedy wiedział, co wydarzy się w kolejnych miesiącach naszego życia...
- Pokochamy ją wszyscy zobaczysz, ona zmieni nasze życie!
- Przekonamy się o tym za jakiś czas, z tego, co podsuwają mi twoje myśli to ja mam pilnować żebyś już teraz nie pobiegała do jej domu?
- Braciszku, jak tym nie dobrze znasz...

Od tego czasu musiałem pilnować jej na każdym kroku, gdyby mogła pojawiłaby się u tej nowej w dzień jej przyjazdu. Nie mogłem na to pozwolić. Lepiej, gdy poznają się na naszym gruncie, wtedy będziemy mieli przewagę. Jednego nie przewidziałem. Tylko Alice uczy się francuskiego. Większość uczniów woli hiszpański, niestety ta nowa, a raczej Bella, bo już było o niej głośno, wybrała ten sam przedmiot. Moje zmagania z odroczeniem spotkania mojej siostry z człowiekiem spełzły na niczym.
- Braciszku poznamy się dzisiaj, czy to nie jest cudowne? - szczebiotała Alice, kiedy byliśmy w szkole.
- Pamiętaj, żeby się nie zdradzić, ty już wiesz, że się zaprzyjaźnicie, ona nie, więc proszę cię, postaraj się opanować. – dodałem błagalnym niemal głosem.
- No dobrze, zrobię, co mogę... – odparła z uśmiechem i pobiegła pod klasę.
Cała szkoła żyła przyjazdem tej nowej, dla tego miasta to była nowa atrakcja, tak, jak pożar parę miesięcy wcześniej, uroki życia na totalnym zadupiu, pomyślałem. Z duszą na ramieniu udałem się na hiszpański, nauczycielka omijała mnie szerokim łukiem, dlatego spokojnie mogłem podsłuchiwać rozmowę młodszej siostry, z nową koleżanką.
Była to nieśmiała osoba, często się uśmiechała, jej brązowe włosy były w całkowitym nieładzie, co dodawało jej sporo uroku, nie byłem w stanie stwierdzić, jakiego koloru są jej oczy. Alice posłuchała mojej rady i była niezmiernie ostrożna. Może moja siostra ma racje i warto poznać tą nową, kto wie, pomyślałem udając się na następną nudną lekcje.
Dopiero na historia miała przynieść ukojenie, jednak tego dnia wszystko się zmieniło. Jak zawsze usiadłem na swoim miejscu, nie zważając na ciche jęki Jennifer, która od pewnego czasu się mną interesowała. Jakąś chwilę po tym usłyszałam cichą melodię, co było bardzo dziwne. Do klasy przybył nauczyciel jednak nie był sam, obok niego stała teraz ona. Nauczyciel poprosił ją o opowiedzenie swojej historii, wszyscy musieliśmy przez to przechodzić. Jej akcent był mi dotąd niespotykany, jednak szybko okazało się, że nikomu to nawet nie przeszkadza. W trakcie swojego opowiadania jej wzrok padł na mnie. Usłyszałem, jak jej serce przyspiesza i ogarnia ją strach. Nikt już tak na nas nie reagował, a tu proszę - taka niespodzianka. Po chwili usłyszałem, że Bella miała zająć jedyne wolne miejsce w klasie, co oznaczało, że będzie moją partnerką. Widziałem strach w jej oczach, zapewne gdyby mogła uciekłaby jak najdalej. Kiedy siadała obok mogłem dokładnie wyczuć jej strach, nawet na mnie nie spojrzała, swojej krzesło odsunęła jak najdalej. Ciekawiło mnie, co myśli i w tedy zdałem sobie z czegoś sprawę. Nie słyszałem jej myśli, co zdarzyło mi się drugi raz w życiu.
Postanowiłem jednak być miły, obiecałem zresztą rodzinie, że postaram się dla Alice.
- Hej. – powiedziałem cicho.
- Cześć. – odpowiedziała nadal nie patrząc w moją stronę, musiałem próbować dalej.
- Jestem Edward. – dodałem jeszcze, przesuwając swoją dłoń w jej stronę.
- Aha… - co za "aha"? pomyślałem. Czy z nią jest coś nie tak?
- Grzeczność wymaga żeby się przedstawić. – powiedziałem gniewnie.
- Kate. Możesz mi mówić Bella, pozwól, że skoncentruję się na lekcji jestem pewnie daleko w tyle. – dla niej ważniejsze były lekcje, niż ja. Co się ze mną dzieje? Myślę o tym, że jest ktoś, na kim nie robię wrażenia. Jej jeszcze pokażę, skoro tak się sprawy mają. Matematykę też mieliśmy razem jednak wolała zając wolną ławkę niż zostać moją partnerką. Co za głupia pinda! pomyślałem. Kiedy wychodziłem z klasy myślami byłem przy Belli, dlatego nie zauważyłem jak podchodzi do mnie Jennifer
- Cześć Edi. Zjemy dzisiaj razem lunch? – wiecie? Nie cierpię, jak ktoś nazywa mnie zdrobniale. To jest takie niemęskie, poza tym ta dziewczyna chyba nigdy nie pojmie, że ja do niej nic nigdy nie czułem i czuć nie zamierzam. No, ale co mi tam, czasami dobrze się z kimś pokazać.
- Przyłącz się do mnie i do Marca, dobrze? – odparłem grzecznie.
- Nie ma sprawy! - świergotała, jedynie jej myśli były innego zdania: cholera znowu ten gbur! Jakbyśmy nie mogli być sam na sam, wtedy wszyscy by mi uwierzyli w to, że z nim jestem, takie ciacho, ochchhh, Jennifer nie myśl o nim w ten sposób! - upominała siebie.
W trójkę udaliśmy się do stołówki i ponownie dzisiejszego dnia usłyszałem tą dziwną melodię. Podchodząc do stolika swojego rodzeństwa usłyszałem niektóre zbereźne myśli związane z nową koleżanką, Alice przekazała mi w myślach jak bardzo się cieszy, Bella natomiast szybko spuściła głowę, pewnie wstydziła się swojego zachowania.
- Bello poznaj jeszcze Jennifer, Marca i Edwarda. – Powiedział Jasper.
- My już się znamy, braciszku, Bella kocha naukę. – Powiedziałem z dużą dozą ironii w głosie, usiadłem jak najdalej od niej i całą swoją uwagę skupiłem na Jennifer. Słyszałem doskonale wszystkie myśli przy stoliku, ta nowa wpadła w oko Marcowi. Jeszcze przed dzwonkiem odprowadziłem Jenn na lekcje a sam podążyłem na biologię. Pan Banner kochał ten przedmiot, lecz nie posiadał umiejętności przekazania swojej wiedzy w ciekawy sposób, na moje nieszczęście do klasy wszedł nie kto inny, tylko Bella. Nauczyciel nie marnował czasu na jej przedstawianie.
- Zajmij miejsce obok Edwarda. – Kiedy usłyszałam swoje imię zrobiło mi się jej żal, wiedziałem, że możemy tej lekcji nie przetrwać, zapach jej strachu był dla mnie ciężki. Naprawdę miałem ochotę zrobić jej krzywdę.
- Tylko nie to. – Usłyszałem te słowa, zresztą tak jak większość uczniów w tej klasie, najwyraźniej myślała o tym samym, co ja
- Coś nie tak panno Benett? – Spytał podejrzliwie nauczyciel.
- Nie, wszystko dobrze. - Odparła szybko.
- Zajmij, więc wskazane miejsce, bo tracimy mój cenny czas.
Szła jak na skazanie, mina cierpiętnicy. Boże, czy ja jestem aż tak odrażający? zadawałem sobie to pytanie dzisiaj więcej razy, niż w całym, dotychczasowym życiu.
- Mi też to się nie podoba. – Powiedziałem po chwili. A co. Niech sobie nie myśli, że dla mnie jest to radość. Ten jej strach, do tego wszystkiego, nie pomagał mi się skupić na niczym. Pragnąłem jak nigdy dotąd rozerwać jej kruche ludzkie ciało, złamać dane sobie postanowienie i wypić jej ciepłą krew. Edwardzie. Uspokój się. Nawet o tym nie myśl. Co powiedziałby Carlisle? Ta myśl pozwoliła mi przetrwać cała lekcje. Chwilę po dzwonku na korytarzu dopadła mnie moje mała siostrzyczka.
- Coś ty chciał jej zrobić! Nawet się nie waż tak myśleć! – krzyczała.
- Uspokój się, to nie moja wina, że ona za mną nie przepada, postaram się nie zrobić jej krzywdy!
- Jeżeli coś jej się stanie, zabije cię. Pamiętaj. – wiedziałem, że to nie były żarty.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 23:18, 28 Sty 2009 Powrót do góry

booskie kiedy następna część?
muszę ci powiedzieć że wpadłaś na świetny pomysł :D wciąga i już wiem że nie będe mogła spać :(
Loona
Wilkołak



Dołączył: 24 Paź 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rybnik / Piekiełko

PostWysłany: Czw 16:59, 29 Sty 2009 Powrót do góry

Moja droga Mercy, Twój ff jest świetny. :)
Mam nadzieję, że kolejny rozdział dodasz jak najszybciej.
Życzę wielkiego wena i czekam na ciąg dalszy. :D
pzdr.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pauzi007
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Ziemi, a może z kosmosu :]

PostWysłany: Pią 14:00, 30 Sty 2009 Powrót do góry

Świetny pomysł. Licze na kolejne rozdziały jak najszybciej... ;]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Pią 17:57, 30 Sty 2009 Powrót do góry

beta:Dians
Życzę miłego czytania:P



Rozdział: 4
Bella:
Zostałam brutalnie wyrwana ze snu, zegarek wiszący na ścianie wskazywał parę chwil po czwartej. Przyczyną tej wczesnej pobudki, była osoba znajdująca się w moim pokoju. Nowa dusza, jednak tak dobrze mi znana.
- Witaj w domu skarbie – powiedziała po chwili
- Ciociu, nie myślałam, że cię tu jeszcze zobaczę – zerwałam się z łóżka, ogarnęło mnie szczęście
- Dziadek obiecał, że ktoś inny się tobą zaopiekuje, dlatego wysłał mnie
- Dlaczego to nie mógł być on? – Zapytałam z nadzieją w głosie
- Dobrze wiesz, dlaczego
- Zawsze można mieć nadzieje, prawda? – zapytałam niewinnie
- On już swoje zrobił na tym świecie, teraz kolej na mnie, więc słuchaj uważnie, ponieważ mój czas dobiega już powoli końca
- Czy to oznacza, że nie zostaniesz ze mną do końca?
- Nie mogę to nie miejsce dla mnie, teraz to twój dom, więc proszę uważaj na siebie, ponieważ grozi ci niebezpieczeństwo
- Co to takiego, czego mam się spodziewać? – w moim głosie sama wyczułam strach
- Niestety, to jeszcze nie czas – ciocia zniknęła zostawiając mnie z błądzącymi myślami. Cholera! Teraz nawet nie zasnę! O co mogło jej chodzić? Opadłam spokojnie na poduszki, analizując na spokojnie każde słowo Evelin.Nawet nie wiem,kiedy ponownie zasnęłam.

Ten tydzień nie był taki zły. Oboje z Edwardem, doszliśmy do wniosku, że chyba lepiej ze sobą nie rozmawiać. Alice była coraz bardziej szczęśliwa, ja również, zaczynałam traktować ją jak przyjaciółkę. W piątek na francuskim pan Murrett postanowił urządzić nam lekcje śpiewu.
- Każdy z was zaśpiewa dziś swoją ulubioną piosenkę, jednak żeby nie było tak łatwo, musicie to zrobić po francusku – dodał z głupim uśmiechem, on mnie naprawdę nienawidzi za to, że jestem lepsza czy jak? Popatrzyłam z nadzieją na Alice, jednak z jej twarzy nie schodził uśmiech.
- Nie przeraża cię to, co dzisiaj mamy, mam na myśli tą lekcje ”śpiewu”? – zapytałam swoją koleżankę
- Kocham takie lekcje! Zobaczysz będzie fajnie – uśmiech nie znikał z jej pięknej twarzy, wszyscy inni też byli zadowoleni z takiej lekcji. Najprawdopodobniej odbywało się to dość często i każdy był przygotowany na taką lekcje, niestety ja nie.
- Panno Benett, jest pani nowa, dlatego pozwolę sobie pokazać, na czym polega taka lekcja. Niestety, to nie zwalnia pani z lekcji, a co za tym idzie, zaśpiewa nam pani ostatnia.
- Dobrze – odpowiedziałam bardzo cicho, tylko czy to na pewno jest dobry pomysł ?
To było lepsze niż kabaret! Naprawdę warto zacząć dzień od takiej lekcji. Przestałam się martwić, że coś mi nie wyjdzie,bo nawet ci, którzy kompletnie nie mieli słuchu, zostali obdarzeni oceną i oklaskami. Przede mną była jeszcze tylko Alice, jej głos był jak narkotyk. Śpiewała piosenkę Pour que tu m'aime encore - Celine Dion•, (http://www.youtube.com/watch?v=z6mFexnXhrs ) a ja słuchałam jej z niemym zachwytem, tak jak reszta klasy. Zakończyła z uśmiechem posłanym w moją stronę. Kiedy już oklaski ucichły wiedziałam, że kolej na mnie.
- Panno Benett prosimy – powiedział nauczyciel. Nie miałam żadnego planu! Zamknęłam oczy, a z moich ust wydobyły się słowa :

Je ne sais jamais si tu vas venir
Quand je t'attends je peux m'attendre au pire
(http://www.youtube.com/watch?v=5SEqm6EdLMg&feature=PlayList&p=5E71B4AEA93AE977&playnext=1&index=14 )

Nawet dzwonek nie był w stanie mi przeszkodzić, wszyscy siedzieli bardzo cicho, a mi było tak przyjemnie, jak jeszcze nigdy w życiu! Kiedy z moich ust wydobyły się ostatnie słowa piosenki, otworzyłam powoli oczy. Okazało się, że wszyscy wpatrywali się we mnie z niemym zdumieniem. Alice jako pierwsza zaczęła klaskać, obie dostałyśmy najwyższe oceny.
- Byłaś niesamowita
- Jaki ty masz głos – przez cały czas słyszałam takie słowa, a to, że śpiewam rozeszło się po całej szkole w ciągu pięciu minut.
Na wytchnienie liczyłam w czasie historii, niestety bardzo się przeliczyłam.
- Masz piękny głos – odezwał się niespodziewanie Edward, tym samym zrywając niepisaną część naszej umowy
- Nie twój zakichany interes – odparłam pełna gniewu
- Och patrzcie państwo nasza gwiazda już stroi fochy
- Zamknij się! – wrzasnęłam na całą klasę. Byłam zła na niego i na siebie. Jak mogłam zapomnieć gdzie jestem ?
- Co się tu dzieje? – zapytał nauczyciel. Żadne z nas nie miało odwagi się odezwać. To znaczy ja nie byłam w stanie, ponieważ gniew aż we mnie wrzał! Po chwili milczenia Edward postanowił się odezwać.
- Bella ma chyba dzisiaj zły dzień, wie pan bóle menstruacyjne i te sprawy – powiedział wesołym głosem
- Ty cholerny hipokryto! Co ty możesz wiedzieć o menstruacji?! Jak możesz udawać aż tak głupiego! – rozkręciłam się na dobre. Byłam tak wściekła, że cały swój żal wylałam właśnie na niego.
- Czy ty w ogóle masz uczucia?! Uważasz się za lepszego od innych, a tak nie jest! Ty pieprzony imbecylu!
- Panno Benett tego już za wiele! Zostanie pani po lekcji, a teraz proszę wracać do tematu i nawet nie starajcie się rozmawiać – po moim strachu nie zostało już nic. Była tylko złość, rozgoryczenie i chęć mordu.
- Jeszcze się z tobą policzę – dodałam szeptem
- Tylko na to czekam – usłyszałam w odpowiedzi. Gdybym nie znajdowała się wtedy w klasie pełnej uczniów, to bym chyba mu włosy z głowy powyrywała! Moi rodzice zadbali o to, żebym potrafiła się bronić, ale najwidoczniej Edward, nie miał pojęcia o mojej sile.
Gdy zadzwonił dzwonek nawet się nie ruszyłam.

Edward:
Był piątek, do tej pory nie rozmawialiśmy z Bellą ani razu. To była taka niepisana umowa.
Hiszpański był dzisiaj wyjątkowo nudny, dlatego gdy tylko zadzwonił dzwonek wybiegłem z klasy najszybszym ludzkim tempem. Przed klasą francuskiego napotkałem lekki opór, po chwili zdałem sobie sprawę, co jest jego przyczyną. Piękny śpiew nieznanej mi dotąd osoby, przenikał ściany klasy i cały mój umysł. Co to był za głos! Wyrażał tyle emocji i ukrytych pragnień! Po chwili usłyszałem głośne myśli Alice, zrozumiałem, że właścicielką głosu nie może być nikt inny tylko Bella. Z szybkością światła wiadomość o pięknym głosie Belli, obeszła całą szkołę. Dziewczyna starała się nie reagować, lecz znowu była w centrum uwagi. Ja sam byłem pod wielkim wrażeniem. Postanowiłem złamać niepisana umowę, żeby się do niej trochę zbliżyć.
- Masz piękny głos – powiedziałem
- Nie twój zakichany interes – jej ton nie wyprowadził mnie z równowagi
- Och patrzcie państwo nasza gwiazda już stroi fochy
- Zamknij się! – to musiało ją zaboleć, ponieważ wrzasnęła to na cała klasę. Już po chwili był przy nas nauczyciel.
- Co się tu dzieje? – jakiś wewnętrzny głosik, kazał mi to zwalić na jej hormony.
- Bella ma chyba dzisiaj zły dzień, wie pan bóle menstruacyjne i te sprawy – powiedziałem bardzo wesołym głosem
- Ty cholerny hipokryto! Co ty możesz wiedzieć o menstruacji?! Jak możesz udawać aż tak głupiego! Czy ty w ogóle masz uczucia?! Uważasz się za lepszego od innych, a tak nie jest! Ty pieprzony imbecylu! – takich słów się nie spodziewałem. Były pełne gniewu i goryczy... Bardzo mnie zabolały... Wzmianka o uczuciach najbardziej raniła, tak jakbym nie wiedział, że ich nie posiadam...
- Panno Benett! Tego już za wiele! Zostanie pani po lekcji, a teraz proszę wracać do tematu i nawet nie starajcie się rozmawiać – nauczyciel bał się, że zrobię jej krzywdę.
- Jeszcze się z tobą policzę – usłyszałem
- Tylko na to czekam
– Nie wiesz ile mam siły- pomyślałem - zabiłbym cię bardzo szybko...

Dopiero na matematyce, zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo musiałem ją zranić. Minęło dziesięć minut lekcji, a jej ławka była pusta. Po chwili usłyszałem ciche pukanie. Kiedy zobaczyłem ją w drzwiach, poczułem się lepiej. Podała pergamin nauczycielowi i szybko zajęła swoje miejsce. Jej oczy były czerwone od łez, włosy zasłaniały twarz, jednak byłem w stanie to zobaczyć. Nie była tak silna, coś się zmieniło. Nie byłem w stanie wyczuć, co. Nie spojrzała na mnie ani razu, z jednej strony to dobrze.

Bella:
Lekcja matematyki już się rozpoczęła, a ja czułam, że nie będę w stanie tam wejść. Po rozmowie z panem Halem, poczułam okropny ból głowy. Dostałam od niego usprawiedliwienie, jednak na mojej twarzy nadal były ślady łez. Z duszą na ramieniu zapukałam do klasy. Matematyk nawet na mnie nie spojrzał. Pochwycił tylko papierek, wiec ze spuszczoną głową poszłam na swoje miejsce. Nie miałam ochoty, widzieć twarzy mojego prześladowcy, jeszcze mogłabym poczuć się gorzej. Oczywiście i tu musiałam swoje odsiedzieć, co oznaczało, że na lunch wejdę jako ostatnia. Już i tak miałam zły dzień. Wchodząc na stołówkę, od razu udałam się do stolika znajomych, wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę. No tak, jestem dzisiaj na ustach wszystkich. Kiedy usiadłam Alice natychmiast mnie objęła. Poczułam takie nienaturalne zimno... Jednak nie byłam w stanie określić, czy to ona jest taka zimna, czy ja?
- Policzymy się z naszym braciszkiem, jak będziemy w domu – powiedział Emmett
- Nie ma takiej potrzeby, sama się z nim policzę – dodałam ze słabym uśmiechem
- Nie wątpię, że mu dołożysz – dodała po chwili Rosalie
- Co robisz dzisiaj popołudniu? – zapytała cicho Alice
- Nie mam nic w planach, a co?
- Zabiorę cię gdzieś, gdzie zapomnisz o tym złym dniu, przyjdę o siedemnastej – ta propozycja była dla mnie jak zbawienie.
Żyłam tylko nadzieją na spotkanie z Alice. Biologie przemilczałam, chociaż mój wróg numer jeden siedział obok. Później poszło już z górki. Wracając do domu, nie byłam w stanie nic zobaczyć, a to wszystko za sprawą łez spływających po mojej twarzy. To chyba emocje dają o sobie znać.
Alice zjawiła się o umówionej porze. Kazała mi zabrać moja ciężarówkę i zawiozła mnie na swoją próbę tańca. Przyglądałam się jej z niemym zachwytem.
- Bella, w mojej torbie jest strój dla ciebie, przebierz się i chodź do nas – krzyknęła po jakimś czasie koleżanka. O niczym innym nie marzyłam. Już przebrana udałam się do Alice.
- Pokaż, co potrafisz – usłyszałam od niej. Po chwili z głośników wydobyły się pierwsze takty piosenki Jam – 24. Zaczęłam tańczyć. Wszystko to, co mnie dzisiaj spotkało, musiałam odreagować. Cały taniec, emocje, uczucia... Dzięki temu, poczułam się wolna.
- Zostałaś oficjalnie przyjęta do grupy – usłyszałam
- Dobre żarty
- Naprawdę. Od dawna szukamy nowej osoby, a z twoją energią i zapałem może się nam udać
- Alice proszę to nie jest dobry żart – byłam lekko zażenowana
- Bella ja nie mam w zwyczaju żartować co do tańca. Więc zgadzasz się? – czy ona do reszty zwariowała? Ledwo mnie zna, widziała tylko kawałek czegoś i już chce żebym była w grupie!
- Sama nie wiem
- Masz talent, śpiewasz, tańczysz. Tyle wystarczy, więc nie marudź – no i zostałam przyjęta do formacji. Próba też nie była tak zła. Mój nastrój znacznie się poprawił.
- Pojedziemy do mnie, co ty na to? – zapytała Alice po próbie
- To chyba nie jest najlepszy pomysł – miałam na myśli tylko i wyłącznie jej brata Edwarda. Ona widocznie też o nim pomyślała, ponieważ dodała:
- On i tak do nas nie zejdzie. Poznasz kochaną Esme, proszę – jej maślane, proszące oczka mnie przekonały. Dom mieścił się w lesie, był bardzo duży, a co za tym idzie drogi. W większości pokryty był szkłem a w środku było niesamowicie jasno.
- Pięknie tu – powiedziałam, po chwili ciszy
- Dziękuję, chodź do środka! - poszłam za nią. Salon, do którego mnie zaprowadziła, był niesamowity! Białe ściany kontrastowały się z czarną sofą w nowoczesnym stylu, w rogu pokoju stał fortepian, a tuż obok na półce, przymocowanej chyba do ściany, leżały skrzypce. Po chwili do pokoju weszła Alice, w towarzystwie równie pięknej i do tego wyglądającej bardzo młodo kobiety.
- Jestem Esme, mama Alice. Miło mi cię poznać, córka tyle opowiada o tobie
- Mnie również jest miło. Nazywam się Kate, ale wszyscy mówią do mnie Bella. Mają państwo piękny dom – mama zawsze mnie uczyła, żeby być miłym. Po chwili do pokoju wszedł Jasper.
- Hej, a ty co tu robisz?
- Przyjechałam poznać twoją mamę, poza tym Alice mnie zaprosiła
- Fajnie, gdzie ona jest? – nawet nie widziałam, kiedy poszła. Esme mnie wyręczyła.
- Poszła po Rosalie i Emmetta i po coś do picia dla naszego gościa – mówiąc to, uśmiechnęła się do mnie nieśmiało. W tym czasie, powoli podeszłam do leżących na półce skrzypiec. Nigdy na niczym nie grałam, jednak teraz one, jakby mnie do siebie wołały.
- Grasz na skrzypcach? – zapytała po chwili Esme
- Niestety nie, jednak zawsze chciałam zobaczyć, jak to jest – dodałam trochę zmieszana
- Możesz je potrzymać, jeśli chcesz – po chwili już mi je podawała. Nie wiele myśląc, wzięłam w dłonie smyczek, poczułam nagłą chęć pociągnięcia nim o strunę, nawet nie wiem, kiedy zaczęłam grać.

Edward:
Siedziałem w swoim pokoju, przed chwilą była tu Alice i oznajmiła, że przywiezie do domu Bellę.
- Masz nawet nie wychodzić z pokoju na krok, nie chce żebyś jej coś zrobił
- Wystarczająco dużo mógłbym zrobić, gdyby nie to, że to ona już sprawiała mi ból- pomyślałem.
Po jakimś czasie poczułem jej zapach. Jaśmin... Ta delikatność może i do niej pasowała, ale nie po dzisiejszym dniu. Nie udało mi się spełnić obietnicy, kiedy usłyszałem skrzypce swojej mamy zerwałem się z podłogi. Ktoś grał jej melodię! Nie wiedziałem, kto mógłby to robić, przecież nikt jej nie znał. Poza tym każde z mojego rodzeństwa wiedziało, jak reaguje na dotykanie jedynej pamiątki po mojej człowieczej matce. W wampirzym tempie znalazłem się na schodach i moje oczy zobaczyły ją. Mój gniew wziął nade mną górę. Obudziła się we mnie niepohamowana chęć mordu. Moje rodzeństwo było jak zahipnotyzowane. Niewiele myśląc, podbiegłem do Belli. W tym samym czasie zdążyła ujrzeć moją twarz. W jej oczach zobaczyłem tylko strach. Jej ręka trzymająca skrzypce została z siłą pokierowana na fortepian. Kiedy je puściła, uderzyłem w nią z nadludzką siłą.
Moja rodzina, jakby obudziła się z transu, jednak nie byli w stanie mnie zatrzymać. Złapałem dziewczynę jeszcze raz, zanim ktokolwiek mógł mnie powstrzymać, tym razem przeleciała przez szklane drzwi. Przed kolejnym atakiem powstrzymała mnie Rosalie. Nikt z nas nie był w stanie zrobić kroku w stronę ofiary. Wiedziałem, że to, co zrobiłem zniszczy nas, ponieważ nie było innej możliwości... Pokazując swoją nadludzką siłę, zdradziłem rodzinę. Dziewczyna się nie poruszała, jednak każde z nas mogło wyczuć jej słabe ludzkie tętno. Pierwsza zareagowała Esme.
- Trzeba ją jak najszybciej przewieść do szpitala! Alice zadzwoń do Carlisle!
- Ja to zrobię - powiedziałem po chwili
- Nawet się do niej nie zbliżaj – warknęła na mnie siostra. Wiedziałem, że po tym wszystkim rozprawi się ze mną. Oczywiście nie tylko ona, ale też reszta rodziny.
Akcja ratunkowa przebiegła bardzo sprawnie. Esme i Alice pojechały do szpitala, a ja korzystając z okazji, uciekłem do lasu.

Bella:
Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam grać na skrzypcach. Nigdy nie słyszałam tej melodii, mogłoby się wydawać, że płynie prosto z serca. Powoli otworzyłam oczy, wszyscy patrzyli na mnie jak zahipnotyzowani. Nagle z nikąd pojawił się Edward! Jego oczy były czarne jak węgiel, a mina nie świadczyła niczego dobrego. Poczułam ból w swojej lewej ręce, która została pokierowana na fortepian, puściłam skrzypce. A gdy tylko to się stało, zostałam uderzona z nadludzką siłą w brzuch. Nie byłam w stanie krzyczeć ani zareagować. Mój oprawca po raz drugi zbliżył się do mnie, tym razem czułam, że lecę przez pół salonu. Kiedy moje ciało przecięło szklaną powierzchnie, nie byłam w stanie utrzymać świadomości. Moje ciało zareagowało na potworny ból i wtedy straciłam przytomność.
Nie wiem jak długo leżałam nieprzytomna, przez moje obolałe ciało nie przelatywało zupełnie nic.
Nic nie czułam. Po chwili usłyszałam cichy głos wujka.
- Doktorze, czy to powinno tyle trwać? – pytał niespokojnym głosem Tod
- Nie masz się czym martwić, niebawem powinna się obudzić – tego głosu nie byłam w stanie rozpoznać, za nic w świecie! Nawet go nie pamiętałam.
- Jest nam naprawdę przykro, że coś takiego miało miejsce u nas w domu – ten głos rozpoznałabym wszędzie! Moja przyjaciółka martwiła się o mnie. Zaraz, zaraz ... Chyba coś sobie przypominam ...
- Sam się zastanawiam, jak mogła spaść z tych schodów? Ona jest taka uważna – jakich schodów? przecież tam nie było schodów! Powoli otworzyłam oczy. Chciałam, żeby natychmiast wszystko mi wytłumaczyli! Przecież jak mogłam przelecieć przez pół salonu, pchnięta przez nastolatka?! Nie jestem znowu taka lekka, jakby się mogło wydawać !
- Bella! Nareszcie się obudziłaś! Jak się czujesz skarbie?
- Wszystko mnie boli, ale poza tym, nic mi nie jest – mój wzrok padł na stojącego obok wujka lekarza. Możecie mi wierzyć, lub też nie, ale szczęka, gdyby mogła wypadłaby mi z buzi! Tak szeroko były otwarte moje usta ze zdziwienia. Przede mną stał nieziemsko przystojny i do tego młody lekarz, na moje oko miał trzydzieści lat.
- Bello, to doktor Cullen
- Miło mi cię poznać. Przykro mi, że odbywa się to w takich okolicznościach. Moja córka Alice strasznie się o ciebie martwi – teraz już rozumiem, to był jedyny członek rodziny, którego jeszcze nie znałam.
- Jak się czujesz? - zapytał po chwili lekarz
- Nie za dobrze, jednak lepiej niż dotychczas – przecież to i tak nic w porównaniu z tym, co siedzi mi w głowie!
- Z dnia na dzień będzie lepiej
- Jak długo byłam nieprzytomna?
- Cztery dni kochanie – odpowiedział szybko Tod –
Pięknie! Dobrze nie zaczęłam szkoły, a już wylądowałam w szpitalu! Poza tym, miałam tyle pytań... Tylko czy wypadało je zadawać przy wujku? Postanowiłam rozegrać to trochę inaczej.
- Czy mama wie, co się stało? – zapytałam niewinnie
- Byłem zmuszony do niej zadzwonić, powstrzymałem ją od przyjazdu tutaj natychmiast, ale ona się martwi...
- Wydaje mi się, że możesz do niej zadzwonić, chociażby teraz, a ja porozmawiam z lekarzem
- Wolałbym, żeby dorosły był przy tej rozmowie - powiedział szybko lekarz. Jego mina świadczyła o tym, że ma złe wiadomości.
- Doktorze czy to ma coś wspólnego z moim zdrowiem? – zapytałam niewinnie wiedząc jaką otrzymam odpowiedź
- Obawiam się, że tak
- Pozwoli doktor, zatem żebym sama zdecydowała
- Uparta jest nie ma co! Ja pójdę zadzwonić do jej matki – powiedział, chyba na moje usprawiedliwienie Tod. Po tych słowach wstał i wyszedł
- Ja pojadę do domu, powiadomić Esme, że Bella się obudziła – powiedziała smutno Alice.
Zostaliśmy sami, chciałam go zapytać o to wszystko, co miało miejsce w jego domu, jednak nie dał mi dojść do słowa.
- Kiedy byłaś nieprzytomna zrobiliśmy ci prześwietlenie głowy. Zaniepokoiłem się jego wynikami, jednak nie byłem w stanie ich powtórzyć do czasu aż się nie obudzisz. Zrobimy je dla pewności jeszcze raz.
- To nie będzie konieczne – powiedziałam szybko
- W twoim stanie wszystko jest konieczne! Poza tym, to w dużej mierze nasza wina.
- Co do tego, nie mam żadnych wątpliwości. Nie rozumiem, skąd pana syn ma tyle siły? Czy jest mi to pan w stanie wytłumaczyć? – zapytałam z lekkim gniewem w głosie
- Nie mogę tego uczynić, porozmawiajmy lepiej o twoim zdrowiu
- Ja wiem, co mi jest, także to możemy pominąć. Dlaczego okłamaliście mojego wujka?
- Zrobiliśmy to ze względu na Edwarda – powiedział po chwili milczenia
- Nic mnie on nie obchodzi! Jak mogliście coś takiego zatuszować! – Prawie krzyczałam
- Wiemy, że to, co zrobił było złe, ale proszę bądź dla niego wyrozumiała. Grałaś na skrzypcach jego mamy, nie wiem, jakim cudem, ale zezłościłaś go. Niestety nie miałem okazji z nim jeszcze porozmawiać, cały czas spędzam z tobą
- To nie jest wytłumaczenie, wiem, ale tylko tyle jestem w stanie ci powiedzieć. Teraz wróćmy do twojego zdrowia – miałam istny mętlik w głowie. Wiedziałam, że jeżeli sama się nie dowiem, kim oni są, to marne szanse dla mnie...
- Co z nim jest znowu nie tak?
- Na prześwietleniu wyszło coś niepokojącego
- Pewnie jest wielkie i przypomina guza, czy mam rację?
- Zadziwiasz mnie i nie tylko mnie jak sądzę, ale owszem masz racje
- To niech się już doktor nie martwi, to jest guz i ja zdaję sobie z tego sprawę, teraz chciałabym odpocząć. - To nie było z mojej strony miłe, ale nie dbałam o to. Po jego wyjściu długo zastanawiałam się nad tym wszystkim, co stało się wczoraj. Mają tajemnice i chcąc nie chcąc, sami mnie w nią wprowadzili. Teraz wystarczy dowiedzieć się, kim tak naprawdę są...

Edward:
Bella była nieprzytomna już od czterech dni. Nikt nic nie mówił. Alice siedziała z nią i Carlislem
w szpitalu. Wiedziałem, że ojciec chce ze mną porozmawiać. Zdradziłem go, a to najbardziej mnie bolało. Jasper również był w gównianym nastroju, kiedy widział mnie na korytarzu miał ochotę pogruchotać mi wszystkie kości! Esme pilnowała jednak, żeby tak się nie stało. Zaszyłem się w pokoju i czekałem na najgorsze. Po jakimś czasie przyszła Alice, usłyszałem jej rozmowę z Rosalie.
- Obudziła się, niestety nie jestem w stanie powiedzieć, co ją czeka, ponieważ jej nie widzę, nie mam z nią żadnych wizji – wiedziałem, że jest załamana ... Bella była dla nas zagadką, ja jej nie słyszałem, Alice nie miała z nią wizji. Martwiła się o tego człowieka, ponieważ pokochała go, a ja zrobiłem mu krzywdę! Od tego czasu nawet się do mnie nie zbliżała, zawsze była po mojej stronie, a teraz miałem wrażenie, że nie chce mnie znać, tak jak cała reszta.
Wieczorem do mojego pokoju przyszedł ojciec, nie był wcale zachwycony.
- Edwardzie nie tak cię wychowałem! To, co zrobiłeś jest niedopuszczalne
- Zdaje sobie z tego sprawę, nie wiem, co we mnie wstąpiło
- Coś mi się wydaje, że chcesz porozmawiać – już tyle lat mieszkaliśmy razem, że wiedział dokładnie, co mnie trapi
- To tylko i wyłącznie moja wina! W dzień tego incydentu, sprowokowałem Belle, a ona w swojej złości powiedziała coś, co chyba jest prawdą... „ Nie masz uczuć!” nadal słyszałem te słowa w swojej głowie. Kiedy zobaczyłem, jak gra melodie mojej mamy, poczułem frustrację,
złość i jakieś jeszcze uczucie - zaraz, zaraz! Skoro to w tej chwili czułem, to jej słowa nie miały sensu !
- Ona obudziła w tobie to, co ty sam uśpiłeś. Powinieneś ją chyba przeprosić, nie uważasz?
Pewnie nie chce mnie widzieć...chyba gdzieś wyjadę na trochę, zanim to wszystko nie ucichnie...
- Jeżeli poczujesz się z tym lepiej, jedź, ale pamiętaj, że i tak czeka cię rozmowa z Bellą – po tych słowach zostawił mnie samego.

Postanowiłem na jakiś czas opuścić Forks... Teraz po przyjeździe Kate, nie było w nim miejsca dla nas dwoje. Góry. Taki był pierwotny plan. Czyste powietrze dobrze mi zrobi, poza tym samotność...
Następnego dnia już mnie nie było.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 18:26, 30 Sty 2009 Powrót do góry

Tak tak tak!!!!!!!!
kolejna część! :D :D :D :D :D :D
już się nie mogę doczekać następnej naprawdę wciąga!
Pruuu
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Olkusz

PostWysłany: Pią 19:01, 30 Sty 2009 Powrót do góry

edward brutal:) ciekawe urozmaicenie:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 21:02, 02 Lut 2009 Powrót do góry

ej kiedy następny rozdział? :(
zaglądam i zaglądam w nadziei znalezienia czegoś nowego a tu nic.. cry
talia
Dobry wampir



Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 9:38, 03 Lut 2009 Powrót do góry

Proszę was, aby data pojawienia się następnego odcinka pojawiła się albo w ostatnim waszym poście z treścią właściwą, albo w pierwszym w ogóle. Może być chociaż orientacyjna lub zwyczajnie nieokreślona. Zapobiegnie to dalszym bezsensownym pytaniom.
Jeśli daty nie będzie, a pytania dalej będą się pojawiały, posty z nimi zostaną skasowane.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mercy
Zły wampir



Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 33 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Krainy Wróżek

PostWysłany: Wto 14:04, 03 Lut 2009 Powrót do góry

Dzisiaj najpóźniej jutro dodam nowy rozdział, także proszę o cierpliwość


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Loona
Wilkołak



Dołączył: 24 Paź 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rybnik / Piekiełko

PostWysłany: Wto 14:24, 03 Lut 2009 Powrót do góry

Dobrze, Mercy, będziemy (nie)cierpliwie czekać. :)
Wena życzę i czekam na ciąg dalszy.
pzdr.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin