FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nagi Koleś Z Góry (TNGUS) [T][NZ][+18] rozdział 29 (23.07) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
WikiAlice
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Lut 2011
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 13:24, 12 Mar 2011 Powrót do góry

Jedyne co z siebie mogę wydusić to "Wow".
Bardzo "ckliwa powieść"
Romantyczny rozdział i taki.. seksowny...seksualny. Historia z dziadkami była dość dziwna. W pewnym rodzaju dziadkowie byli bez serca. Choć dziadek dał mu kasę nie wszystko można za nią kupić...

Weny!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Sob 13:24, 12 Mar 2011 Powrót do góry

Ach! Już nie mogłam się doczekać! I jest! ^^ Nanana ^^
Okej, co do rozdziału - był piękny. No normalnie rozpływam się w zachwycie. Very Happy Wzruszające, piękne, zabawne. I najlepsza Bella - kurewki. Haha. To było cudowne. Nie mogę się doczekać rozwoju wydarzeń 10 razy bardziej niż przy poprzednim rozdziale. Będę skreślać dni w kalendarzu. Very Happy Czytając to słuchałam pięknej piosenki, która tak oddawała klimat ich rozmów, że, jak już wcześniej wspominałam, odpłynęłam. Takie... naturalne. Szczere. Autorka jest świetna. A tłumaczka jeszcze lepsza! Very Happy
Żeby zapobiec potokowi powtarzających się słów, kończę i życzę dużo chęci!!
Czekam.
KW


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:17, 12 Mar 2011 Powrót do góry

No nareszcie, czy trzeba było się tak długo zastanawiać? Kocham cię padło, teraz będzie z górki, mam nadzieję. Tyle czasu czułych słów, gestów, gorącego seksu i oczekiwane słowa. Oboje wiedzieli co czują, mimo to, żadne z nich nie było na tyle odważne, żeby powiedzieć to głośno. Ale jak miło się zrobiło i ckliwie.
Skaczące z okna kurewki, no Bella zazdrosna, albo zaborcza, do wyboru, ale sugestywne jak diabli. Czyli, Edzio, zapomnij o innych, bo urwę ci klejnoty rodzinne, dobre.
No i na koniec szantaż, malutki, ale jakże słodki. Żadne z nich, na razie, nie byłoby w stanie żyć od siebie z daleka, nie ma opcji. Co będzie, gdy nagle będą musieli się rozstać, choć na trochę? Będzie ciekawie.
Dziękuję za rozdział, jak zawsze niecierpliwie czekam na następny, odliczając godziny. Życzę czasu, weny i cierpliwości. Pozdrawiam cieplutko!!!!!!
Kasia!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Sob 15:51, 12 Mar 2011 Powrót do góry

Pigmalion i jego Galetea. Za sprawą bogini miłości Afrodyty tworzą siebie wzajemnie, choć pierwotnie on miał ją właśnie stworzyć.A wydawało się, że będzie to czysta lemoniada. Fajnie, że stało się inaczej. Oni są sobie bliscy, to nie tylko "body chemistry", to czułość, delikatność, potrzeba przytulania się, rozumienia swych oczekiwań. Ten związek coraz bardziej się rozwija, ewoluuje, rozmowy z podtekstami tylko podgrzewają temperaturę tego związku. Ach, szkoda w realu tak rzadko bywają takie związki. Pewnie łatwiej o nich pisać, niż je stworzyć... A może tylko ja mam zezowate szczęście?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Sob 16:22, 12 Mar 2011 Powrót do góry

Dziewczyny, na wstępie przepraszam za opuszczenie się z komentarzami przy chapie, mimo że czytałam na bieżąco.

Ten rozdział Nagiego jest świetny! Przepełniony miłością, czułością i w końcu odnalezieniem swojej drugiej połówki :D CIeszy mnie, że Edward i Bella nareszcie wyznali sobie miłość, mimo że oznacza to powolne zbliżanie się ku końcowi.
to opowiadanie jest niepowtarzalne, a Wasz wkład bezcenny.
Dziękuję za ten rozdział TNGUsa i do następnego:)

Czasu i weny;)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Sob 20:25, 12 Mar 2011 Powrót do góry

Wiosna nadeszła a z nią nowy rozdział
więc cieszę się i nawet nie wiesz jak bardzo:D
dwa słowa i tak pieknie wszytsko opisane tym bardziej, że wpleciona w to została przeszłość Eda, a to już coś
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Natalia1
Wilkołak



Dołączył: 08 Lis 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 13:13, 15 Mar 2011 Powrót do góry

No, w końcu się odnaleźli ! Też bym chciała mieć taką miłość, na dobre i złe ! Smile)) Niestety teraz opowiadanie będzie się zbliżało do końca :-((


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 11:53, 26 Mar 2011 Powrót do góry

Rozdziały można także znaleźć w formacie .pdf na [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 21
Bella

Ciepłe, zimowe słońce na mojej twarzy wyrwało mnie ze spokojnego snu. Rozciągnęłam się jak tylko mogłam, będąc pod ciepłym, wciąż śpiącym ciałem Edwarda. Nie mogłam powstrzymać uczucia szczęścia, myśląc o tym, gdzie zmierza nasz związek – cóż, uszczęśliwia mnie sam fakt, że mogę to nazwać związkiem, a nie przyjaźnią albo… tego słowa teraz nienawidzę - układem.
Wiem, że kocham tego mężczyznę. Wiem, ponieważ spędziłam lata na badaniu pojęcia miłości, namiętności. Czytając niezliczoną ilość wierszy, powieści, opowiadań. Bardzo ostrożnie to badałam, prawie jak naukowiec. Cała ta ciężka praca – analizowanie, teoretyzowanie. Pisanie prac. Debaty z innymi studentami na zajęciach. Zgadnij, ile to nauczyło mnie o miłości.
Nic, a nic, do cholery jasnej.
Pod pewnymi względami, Edward miał rację, gdy dokuczał mi, co do pisania pracy o poezji erotycznej, chociaż nigdy nie odczułam na własnej skórze, czym jest pożądanie. Nie wiedziałam, czym to jest, ponieważ nigdy ich nie doświadczyłam. Nie można uczyć się o uczuciach.
Miłość po prostu się zdarza. Nie ma w tym żadnej nauki. Żadnej naukowej dysekcji. Ona może uderzyć w każdym momencie dnia – kiedy jesteś zmęczony i widzisz, że czeka na ciebie ramię, na którym możesz oprzeć głowę. Gdy jesteś zdenerwowany i stwierdzasz, że twój prawdziwy dom jest na czyichś kola-nach. Gdy czujesz się samotny i uświadamiasz sobie, że nigdy nie jesteś sam, kiedy ktoś inny cię chce, potrzebuje.
Przeczesałam palcami rozczochrane włosy Edwarda i delikatnie poklepałam go po policzku. Wciąż czułam ostry ból głęboko w klatce piersiowej, wywołany jego pustą i samotną przeszłość. Przysięgłam po-móc najlepiej jak potrafię w stworzeniu nowych, wesołych wspomnień, aby zastąpić te stare i smutne. Tak długo, jak będzie mi ufać, będę tam, gotowa dzielić z nim każdy moment mojego życia.
Całując policzek Edwarda, udało mi się wydostać spod jego miażdżącego uścisku. Jeden szybki prysznic i pożyczenie koszulki później, wzięłam się za robienie śniadania.
Uśmiechnęłam się, kiedy usłyszałam bose stopy uderzające o podłogę na korytarzu, gdy zmierzał do kuchni. Jego wyczucie czasu jest idealne. Jego ciepłe usta całowały moją szyję, a jego ciało przyciskało się do mojego, kiedy tosty wyskoczyły z tostera.
- Śniłem o tym - powiedział, a jego niski głos elektryzował moje ciało.
- O molestowaniu mnie w kuchni? – zapytałam, śmiejąc się.
- Nie, o dobrym, gorącym śniadaniu czekającym na mnie, gdy wstanę – odpowiedział i już wiedziałam, że na jego twarzy pojawił się uśmieszek.
Nawet nie zawracałam sobie głowy odwróceniem się – po prosu uniosłam drewnianą łyżkę za głowę i uderzyłam go. Edward nalegał, że żartował, a ja próbowałam trzymać się mojej irytacji. Jednak, gdy jego ramiona oplotły mnie w pasie i uścisnął mnie mocno od tyłu, cała moja determinacja się stopiła. Jego szorstki zarost otarł się lekko o mój policzek i odwróciłam głowę, by poczuć zapach dopiero obudzonego faceta i mięty pasy do zębów.
- Lepiej bądź ostrożny - zażartowałam. – Koleś, który tu mieszka może zaraz nas przyłapać.
- To twój chłopak? – zapytał, bezwstydnie obmacując moje cycki.
- Yy, nie wiem - odpowiedziałam, próbując skoncentrować się, kiedy jego erekcja ocierała się o moje pośladki. I naprawdę nie wiedziałam, czy Edward chce być nazywany moim chłopakiem.
- Czy on cię kocha? – usłyszałam jak wyszeptał mi do ucha.
Jego głos był zabarwiony odrobinką żartu i dużą ilością krnąbrności.
- Tak - wyszeptałam w odpowiedzi.
Nie wiem, kiedy moje biodra zdecydowały, że ocieranie się o jego wzwód jest tak miłe, ale na pewno tak było, bo pomagały poruszać się mojej pupie.
- A ty go kochasz? – zapytał szeptem, ale tym razem jego głos był uwodzicielski i ochrypły, i musiałam chwycić się wysepki kuchennej, by zatrzymać podłogę pod moimi nogami.
Zanotowałam sobie w głowę, by poprosić Edwarda o lekcję seksu przez telefon, ale wątpię, że będę o tym pamiętać.
- Tak - odpowiedziałam z sykiem.
Odpowiedziałam ‘tak’ na jego pytanie, ‘tak’ na jego dłonie pieszczące moje piersi, ‘tak’ na wszystko, czego chciał. Cokolwiek mnie urzekło – ciągnęło mnie do niego jak magnes – przejęło kontrolę. Jak zawsze, na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka i mogłam jedynie myśleć o Edwardzie.
- Ten koleś musiałby być idiotą, żeby nie uważać siebie za twojego chłopaka - powiedział, a jego ręka skradała się do moich majtek, aż palce dosięgły miejsca, które „stało w ogniu”. – Boże, trudno ci się oprzeć, gdy jesteś tylko w mojej koszulce – dodał, podciągając t-shirt do moich ramion i całował moje nagie plecy wzdłuż kręgosłupa.
- On… - próbowałam powiedzieć, gdy jedną ręką pieścił mnie między nogami, a drugą złapał moją pierś. - … może nazywać siebie jak tylko chce, tak długo jak mnie kocha.
- Może robić ci cokolwiek zechce? – drwił.
- Tak.
- A czemuż to?
- Bo… pragnę tego, i… - próbowałam wyjaśnić, ale mój umysł był pogrążony we mgle przez aksamitne pieszczoty i słodkie jak miód słowa Edwarda.
- I co? – próbował wyłudzić odpowiedź.
- Jestem jego, ale… on jest mój - powiedziałam nalegającymi i intensywnymi słowami.
Czułam jak palec Edwarda drażnił i pocierał mnie, a ja chciałam więcej niż mogłam wyjaśnić. Mówienie, że należymy do siebie wydawało się być najlepszym sposobem na streszczenie tego, że byliśmy trawie-ni żądzą.
Edward wymamrotał coś, czego nie zrozumiałam i niespecjalnie się tym faktem martwiłam. Jego druga ręka ciągnęła i przesuwała materiał, który był między nami, aż nie było nic na drodze i poczułam, jak napiera na mnie. Sapnęłam, gdy moje knykcie pobielały przez siłę z jaką trzymałam się blatu.
- Nie mogę myśleć - wymamrotałam, a moja głowa opadła na zimny granit. – Wszystko… zatrzymuje się – powiedziałam, a jego ciało było równe mojemu, gdy mnie wypełnił.
- Myślisz, że ze mną jest inaczej? – wyszeptał w moje ucho, co brzmiało prawie jak drwiny. – Nie mogę… powstrzymać się – wymruczał, całując mnie po szyi, gdy jego biodra uderzały o mnie. – Każda część ciebie, Brązowooka, woła mnie… śpiewa do mnie – stwierdził jak demon.
- To co mówiłeś - westchnęłam. – Zawsze to, co mówisz. Boże, Edwardzie – wyjęczałam jak we śnie.
- Wiesz, że naprawdę tak sądzę. Powiedz mi, że wiesz – nalegał, poruszając się przy mnie i sprawiając, że zarżałam.
- Wiem- westchnęłam.
- Nie mogę się oprzeć… by cię wziąć. Muszę wziąć - burknął, poruszając się szybciej.
- Nie możesz wziąć czegoś, co już ci dałam - powiedziałam, a całe moje ciało zaczęło napinać się i rozluźniać.
- Kocham cię - wyjęczał, jego ruchy stały się prawie szaleńcze.
- Kocham cię - wydyszałam. – Bez wyjaśnień. Bez wymówek – wymamrotałam, prawie niezdolna, by wypowiedzieć słowa, gdy zręczne palce Edwarda, znajdujące się między moimi nogami sprawiły, że drżałam, a wszystko zaczęło wybuchać.
- Tak dobra dla mnie, moja słodka Brązowooka - wyjęczał. – Daj mi – sapał, gdy walnęłam dłonią w granit pode mną, mój orgazm opanował każdą cząstkę mnie.
Z ostatnim mocnym pchnięciem, ciało Edwarda rozluźniło się i opadło do przodu, opierając się na mnie, gdy dochodził i mamrotał słodkie słówka miłości.
- Dziękuję - powiedział, uśmiechając się bojaźliwie, gdy ja odwróciłam się i cieszyłam uczuciem jego ramion wokół mnie. – Przepraszam, że cię rozproszyłem – zaoferował, głaszcząc mnie po policzku.
- Tak, to było bardzo przebiegłe i okropne - dokuczyłam. – A byłam gotowa na mój pszenny tost i jajka – dodałam całując go lekko.
- Jest… yyy, okej? – zapytał, wyglądając nagle nieswojo.
- Jajka? Chyba przeżyją - zażartowałam, niezupełnie rozumiejąc, o co pytał.
- Nie, chodzi mi o tę część o byciu twoim chłopakiem?
- Jedynie, gdy tobie to nie przeszkadza? – zapytałam bez przekonania w odpowiedzi. – Chyba chcę powiedzieć, że, no wiesz – jąkałam się, nie chcąc, aby ta rozmowa zmieniła temat na taki, który by mu nie pasował i byłby trudny do przedyskutowania.
- Co? – nalegał, przysuwając krzesło. Usiadł, ciągnąc mnie za sobą, bym mogła zająć swoje ulubione miejsce.
- Gdy pierwszy raz rozmawialiśmy… dałeś mi radę. Powiedziałeś, bym nie robiła czegoś z mężczyzną ponieważ sądzę, że on tego chce. A robić jedynie to, co mi pasuje, jedynie to, co mnie uszczęśliwia. Pamiętasz?
- Tak - odpowiedział, kiwając głową.
- To jest właśnie coś podobnego. Nie chcę, byś oferował mi coś, ponieważ sądzisz, że tego chcę. Po-daruj to, ponieważ sam tego pragniesz - wyjaśniłam.
Byłam teraz zdenerwowana, ponieważ postanowiłam wyjaśnić to, zamiast zaakceptować. Edward wyjaśnił mi, jak reagować na niego fizycznie i ja chciałam zrobić dla niego to samo, jeśli chodzi o nasze uczucia.
- Mogę ci jedynie powiedzieć, że moje motywy są całkowicie samolubne - powiedział, śmiejąc się, gdy napierał ustami i nosem na moją szyję. – Chcę ciebie tylko dla siebie i chcę, by wszyscy wiedzieli to jasno i wyraźnie – dodał, okrywając dłonią moją pierś i przygryzając ucho, sprawiając, że moja skóra pokryła się gęsią skórką.
- Boże, jesteś taki dobry… w byciu złym - powiedziałam, próbując zwalczyć go, ale bez skutku. – Chce jeść czy nie? – zapytałam.
- Jestem wygłodniały - powiedział, przygryzając skórę na mojej szyi. – A ty jesteś przepyszna.
- Edwardzie Cullen - wyszeptałam. – Wpędzisz do grobu… moją siłę woli.
Olewając wszystko inne, zanieśliśmy śniadanie do sypialni i ostatecznie zjedliśmy jajka. Bycie blisko łóżka wydawało się najrozsądniejszą możliwością z jakiegoś powodu i sądzę, że miało to coś wspólnego z nami niemogącymi przestać dotykać się nawzajem.
- To jak maraton silnego podniecenia - powiedziałam, opadając na łóżko po kolejnej rundzie baraszkowania.
- Tak, ale jakoś się nie skarżę - powiedział z szerokim uśmiechem, gdy położył się koło mnie, wsuwając ramię pod moją głowę.
- Ja też - stwierdziłam. – Nieskarżąca się… spółkująca para – westchnęłam, a moje słowa nie miały sensu. Postarałabym się brzmieć bardziej inteligentnie, gdybym miała siłę.
- Spółkująca? – zapytał, całując moje włosy. – Poprawka; parująca się.
- Parująca? – zapytałam, zastanawiając się, czy naprawdę chciał, aby brzmiało to bardziej romantycznie.
- Nie mogąc spółkować. Opieka wywołuje łączenie się - wyjaśnił.
- Opiekujący się dra, - stwierdziłam ze śmiechem.
- Okrutna pięknisia - oskarżył.
- Marne pocieszenie? – zakwestionowałam, wywracając oczyma.
- Przekorna towarzyszka - lamentował.
- Poprawka; odważna krytyczka - prychnęłam,
- Pobity – wyszeptał uwodzicielsko, przyznając się do porażki. – Przebiegła kokietka.
- Prymitywny, prostacki - próbowałam sprzeczać się, gdy całował mnie w policzki. – Charyzmatyczny… zniewalający – powiedziałam z rezygnacją. – Porównywalne porównanie? Wyobrażalne - westchnęłam, a słowa kłębiły się z moich ust.
- Przestępca - odpowiedział zgodnie, liżąc mój sutek.
- Nie mogę kontynuować… - jęknęłam delikatnie, gdy jego dłoń przesuwała się po moim boku, przez biodro, aż do kości łonowej.
- Mmm, lukrowana przepaść – wymruczał, gdy jego palec drażnił mnie między nogami. – Pokryta lukrem – powiedział wsuwając palce w usta, a później wrócił do wcześniejszego miejsca.
Zamknęłam oczy i czułam na policzku jego ciepły oddech, gdy ustami leciutko dotykał mojej skóry.
- Zmysłowa, urodziwa… dojdź, kokietko… dojdź - nalegał szeptem. – Dojdź.(1)
I to właśnie zrobiłam w jednym długim, wyczerpującym strumieniu, dysząc jak parowóz.
- Casanova - wymamrotałam zanim przysnęłam. Ostatnią rzeczą, jaką słyszałam, był cichy chichot po-chodzący z klatki piersiowej Edwarda.
Reszta dnia i wieczoru minęły w podobny sposób; oboje jedliśmy, spaliśmy i obmacywaliśmy się bez względu na cały świat.
We wtorek byłam w szpitalu i pomagałam Shelly Cope, pracownicy socjalnej, która przyjęła mnie jako wolontariuszkę i kończyłam papierkową robotę w jej biurze, by potem wrócić z Edwardem do domu.
- Bello - powiedziała Shelly, uśmiechając się do mnie.
Spojrzałam na nią i odwzajemniłam ten gest.
- Wiesz, mogłabyś robić coś więcej niż być tylko wolontariuszką - powiedziała.
- Co masz na myśli? – zapytałam, zastanawiając się czy daje mi do zrozumienia, że nie spełniam jej oczekiwań.
- Nie to, co myślisz - odpowiedziała poklepując moją dłoń. – Mogłabyś robić coś więcej. Obserwowałam cię, jak byłaś z pacjentami i rodzinami. To nie takie łatwe, na jakie wygląda. Ale ty masz dar, Bello.
- Tak? – powiedziałam, a wahanie było wyraźne w moim głosie.
- Masz dar empatii, nie współczucia, a empatii, a to rzadka cecha, nawet wśród pracowników socjalnych - powiedziała, ponownie uśmiechając się.
- Dziękuję – odpowiedziałam, spoglądając w dół na dokumenty leżące na jej biurku.
Naprawdę pochlebiało mi to, co powiedziała. Bardzo lubię pracować z dziećmi, nawet jeśli to praca wymagająca emocjonalnie. Wiedziałam, co przeżywają te rodziny. Byłam na ich miejscu. Zbyt dobrze wiem, jak to jest.
- Myślałaś o pracy w opiece społecznej? – spytała obniżając okulary.
- Nie - odpowiedziałam, wypuszczając powietrze z płuc. – Niezupełnie. Wiem, że czuję się trochę… nieodpowiedzialna? Jakbym nie była na odpowiedniej ścieżce. Wysłałam kilka podań o program magisterski z literatury. Prawie chcę, aby nikt mnie nie przyjął – wyznałam. – Ale robienie tego było niewiarygodne. Sądzę, że zyskuję więcej niż daję – dodałam, czując ulgę, że mogę wypowiedzieć na głos to, co ostatnio chodziło mi po głowie.
- To dobry znak; zyskiwać więcej niż dajesz. Pracując w tym zawodzie to prawie wymóg. Powinnaś się zastanowić. Poszukaj jakichś kierunków. Chyba nie muszę ci mówić, że na Harvardzie jest dobry - powie-działa z melodyjnym śmiechem. – Daj sobie szansę, by przekonać się, czy naprawdę chcesz to robić – poradziła.
- Dzięki, Shelly - odpowiedziałam. – Zastanowię się – dodałam, zanim uścisnęłam ją na pożegnanie.
Niedługo spotkałam się z Edwardem przy jego samochodzie i większość jazdy do domu spędziłam po-grążona w marzeniach.
- Jesteś strasznie cicha - powiedział Edward, pocierając dłonią moje udo.
- Po prostu myślę – odpowiedziałam, spoglądając na niego i położyłam doń na jego.
- O czym?
- O tym, co chcę robić po ukończeniu studiów. Chyba wiem, ale chcę być zupełnie pewna.
- Ma to coś wspólnego z wolontariatem na pediatrii? – zapytał, zerkając na mnie.
- Tak, ale skąd wiedziałeś?
- Sądzę, że nadajesz się do tego. Wydajesz się być bardziej spełniona po spędzeniu kilku popołudni w szpitalu, niż pracując nad swoją pracą - wyjaśnił.
- Masz rację. Chyba trafiłeś w samo sedno. Nie pamiętam, kiedy ostatnio pisałam moją pracę z uśmiechem na twarzy - odpowiedziałam.
Ulżyło mi, że w końcu przyznałam się, iż od jakiegoś czasu próbowałam wepchnąć kwadratowy klocek w okrągłą dziurę.
Edward złapał mnie za rękę, splątał razem nasze palce i pocałował mnie w dłoń.
- Ale dzieci w Brigham sprawiają, że uśmiecham się każdego dnia - kontynuowałam. – Sprawiają, że śmieję się, a nawet płaczę… ale czuję się bardziej usatysfakcjonowana, jakbym miała cel, nawet jeśli jest to tylko pomoc w zapomnieniu na kilka minut o problemach.
- Jest więcej do przeżycia niż tylko pracowanie bez zapału… podążanie pewną drogą tylko dlatego, że masz ją przed sobą. Trochę mi zajęło, abym sam do tego doszedł - powiedział, uśmiechając się do mnie, gdy zaparkował przed naszym budynkiem.
- Prześlizgując się, hę?
- Tak było aż nie wpadłem na ciebie - powiedział z uśmiechem, oferując rękę, by pomóc mi wysiąść z samochodu.
- Cwaniak z ciebie - zachichotałam marszcząc nos.
- Lepiej chodź ze mną na górę - dokuczył, poklepując mnie z tyłu.
- Łoczywiście– zażartowałam, puszczając oczko do niego.
- Chodź, zakręcona – nalegał, wciągając mnie na werandę.
Zjedliśmy miły, prosty obiad u Edwarda i skierowaliśmy się do sypialni, gdzie przytulaliśmy się przez chwilę zanim przygotowaliśmy się do snu.
- Ej, obiecałaś mi randkę w ten weekend. Nadal jesteśmy umówienia, tak? – zapytał, gdy zwijaliśmy się razem w kłębek.
- Ależ oczywiście. Ty wybierasz miejsce, ja zrobiłam to ostatnim razem?
- Ostatnim razem? Masz na myśli Chez Henri? Rekompensatę za to, że sama zniszczyłaś swoje opakowanie lodów Ben and Jerry?
- Tak, to była randka. Chyba. A nie? – zapytałam, przechylając głowę.
- Coś w tym stylu, ale raczej pół - odpowiedział śmiejąc się.
- To była jakby randka na próbę. Albo „wypróbuj zanim kupisz” – zasugerowałam żartobliwie, przytakując głową.
- Dostałaś równowartość pieniędzy? – spytał, chwytając w palce mój podbródek.
- Za nic nie zapłaciłam. Coś ci to mówi? – zapytałam retorycznie, unosząc brew.
- Ale sprzedałem ci pomysł, nieprawdaż? – zapytał w odpowiedzi, wyglądając na trochę zranionego.
- Tak. Twoim penisem.
- I ty nazywasz mnie nieokrzesanym.
- Sam zacząłeś. Zmieniłeś mnie w nieokrzesaną swoim przystawkami(2).
- Porównujesz mnie do chudej łodygi selera naciowego?
- Nie, po prostu lubię jak go zanurzasz - uśmiechnęłam się.
- Możemy rozmawiać bez seksualnej konotacji? – westchnął.
Musiałam na to wybuchnąć śmiechem. Zadał to samo pytanie, którego użyłam, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Słowo „ironiczna” nie może opisać tej sytuacji.
- Koleje losu, Edwardzie. Odwróciły się.
- Obróciły kiedy cię podnieciłem?
- Wywróciły do góry nogami, na drugą stronę. Na wszystkie strony. A to dobry chaos - powiedziałam zanim pochyliłam głowę i skradłam pocałunek z jego ust.
- Hmm, muszę się z tym zgodzić. Teraz, jak już ustaliliśmy, że to pół randka, to co z całą enchiladą? I proszę, nie mów, że chcesz, abym wypełnił twoje burrito, ponieważ i tak chcę.
- Cały ten kram? – zażartowałam ze zdławionym chichotem.
- Skończ już - powiedział, marszcząc czoło i mrużąc jedno oko.
- Dobra, dobra. Psuju zabawy - odpowiedziałam. – Niech będzie sobota. Alice i Rose chcą umówić się w piątek. Mówiły coś o wyjściu grupowym, którego unikałam – powiedziałam z westchnięciem.
- Jak to? Myślałem, że lubisz się z nimi spotykać.
- No tak, ale one zawsze chcą iść na głośną imprezę z pijanymi studencikami, zwietrzałym piwem i wszędzie porozrzucanymi niedopałkami. Zasugerowałbym coś innego, gdybym mogła coś wymyśleć.
- Hmm, raczej jestem osobą lubiąca chodzić do barów i pubów. Umiem też dobrze grać w bilard - dumał.
- O boże, tylko nie bilard. Ostatnim razem prawie wydłubałam komuś oko. Dziewczyny mi nie pozwolą.
- Okej. W takim razie rzutki też odpadają.
- Niewątpliwie - powiedziałam z całkowitą pewnością.
- Gdy moja mama jeszcze żyła, zabierała mnie na kręgle. To było fajne i brak w tym niebezpieczeństwa zabójstwa lub okaleczenia kogoś. Gdzieś w Cambridge musi być kręgielnia - zasugerował.
Słysząc jak to mówi nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Uwielbiałam to, że Edward wspomina swoją mamę, chociaż nie prosiłam o to. Kochałam, że może powracać myślami do czegoś, co go uszczęśliwia. I to, że chce wrócić do tego… ze mną? To naprawdę doprowadzało mnie do łez. Chciałam o tym po-rozmawiać dłużej, ale postanowiłam zostawić to w spokoju. Zaoferował coś, o co nie prosiłam, a to dużo.
- Brzmi super. Powiem o tym Alice i Rose - powiedziałam z uśmiechem.
- Upewnię się, że wystawią ci listwy na rynny. I powinnaś raczej założyć buty z gumową podeszwą, zamiast tych do kręgli. Lepsza przyczepność - poradził, puszczając do mnie oczko.
- Och, aleś ty komiczny - odpowiedziałam.
- Cała randka w sobotni wieczór? – zapytał ponownie, pocierając moją pupę.
- Cała randka. Ty wybierasz ja idę - potwierdziłam.
- Doskonale.
- Wyglądasz na zmęczonego – stwierdziłam, odsuwając włosy z jego twarzy, zanim pocałowałam go w czoło.
- Mmm, tak – stwierdził, ziewając mocno. Zaśmiał się, kiedy zakryłam mu usta dłonią. – Przepraszam – powiedział, całując moje palce.
- Spoko. To ciężka praca sprowadzić te „orzeszkowe” dzieci na świat.
- Pamiętasz to? Dziecko, które nazwałem „orzeszek ziemny”? – zapytał, pocierając kciukiem miejsce, które właśnie pocałował.
- Edwardzie - zaczęłam i wywróciłam oczami. – Dziewczyny nie zapominają takich historii. Są zbyt zachwycające. Robią z ciebie zbyt zachwycającego. Jakbyś jeszcze potrzebował zachęty.
- Nic na to nie poradzę, Brązowooka. Wyzwalasz we mnie najgorsze z najlepszego - odpowiedział, kładąc moją dłoń na swojej klatce.
- A co ze mną? Co ty we mnie wyzwalasz? – zapytałam.
- O ile szczęście dopisze… tylko najlepsze z najgorszego - odpowiedział z podtekstem, przeczesując palcami moje włosy. Zachichotałam cicho i ziewnęłam. – A propos, dziękuję za możliwość zajęcia trochę przestrzeni o tutaj – dodał, pukając palcem w moją skroń.
Chyba doceniał, że myślę o nim, co jest absurdalne, ponieważ rzadko kiedy mogłam oderwać myśli od niego, nawet jeśli robiłam, co mogłam.
- I tutaj - powiedziałam, chwytając jego dłoń i poklepałam nią miejsce na moim sercu. Edward spojrzał w dół i uśmiechnął się. Spojrzałam na niego spode łba i zmrużyłam oczy. – Ty to powiedz. Wiesz, że tego chcesz! – oskarżyłam.
- I tu na dole - powiedział śmiejąc się, kiedy położył dłoń na moich majtkach.
- Dobranoc, słodka świnko, a chmara puszczalskich śpiewa tobie do snu - wymamrotałam.
- Dobranoc, twoje celne stwierdzenie jest słodkim żalem - wymamrotał w odpowiedzi.
- Kocham cię, Edwardzie.
- Ja ciebie też, Bello.
I gdy wyobrażenie Edwarda trzymającego „orzeszkowe dziecko” powinno mnie wystraszyć bardziej niż najgłośniejsza burza w Phoenix, raczej ululało mnie do snu z uśmiechem na twarzy.
W piątkowy wieczór spotkałam się z Alice i Rose. Razem czekałyśmy na kolejkę, by udać się na stację Alewife, skąd było blisko do kręgielni. Edward dojedzie prosto z pracy, a Emmett i Jasper zaplanowali przy-jechać prosto z kampusu po zakończeniu zajęć.
- Więc, Bello - zaczęła Alice, trzymając się mocno drążka, gdy metro chybotało się na boki. – Jak idzie z dr. Miłość?
- Wreszcie powiedzieliście głośno to, co każdy już wiedział - stwierdziła Rose zajmując miejsce koło mnie.
Nigdy nie stałam w metrze. To zły pomysł.
- Dzięki Bogu za to - odpowiedziała Alice, kręcąc głową. – Byliście najbardziej nieprawdziwą z nieprawdziwych par. Tak nieprawdziwą, że aż prawdziwą.
- To nie ma sensu Alice - poinformowałam ją, odwracając od niej wzrok i schowałam dłonie w kieszenie płaszcza.
- No właśnie. To w ogóle nie ma sensu. Choć teraz ma. Ponieważ wreszcie uświadomiłaś sobie, że to koleś dla ciebie, chociaż nie miałaś pojęcia, że tak jest. I udało mu się przedostać przez pochłonięta seksem łepetynę i zauważył, że jesteś dziewczyną, której zawsze pragnął, chociaż nigdy nie wiedział, czego chciał - gadała od rzeczy.
- Właśnie to się stało! – wykrzyknęła Rose, wyciągając w stronę Alice dłoń w rękawiczce.
- Widzisz? Wiedziałam, że to się uda - powiedziała z przekonaniem Alice.
Uderzyłam się w czoło. Te dwie nie są osobami, od których czerpie się porady co do związków.
Niedługo nasza szóstka wcisnęła się do słabo oświetlonego i śmierdzącego stęchlizną kąta kręgielni. Minęły lata odkąd ostatni raz próbowałam grać w kręgle i nie sądzę, że kiedykolwiek strąciłam chociaż jednego kręgla. Chociaż próbowałam się tym nie przejmować, to jednak raniło moją dumę. Edward był w swoim żywiole, żartując z Emmettem i Jasperem, i posłał tą małą, okrągłą, drewnianą kulę po wypolerowanej, drewnianej podłodze, jak kamień odbijający się od nieruchomej tafli stawu. Małe czerwone i białe kręgle nie miały innego wyboru, jak poddać się i upaść.
- Jesteś w tym dobry – powiedziałam, siadając mu na kolanach, gdy zajął miejsce po zakończeniu swojej rundy.
- Chodzi o pracę nadgarstka, Brązowooka. To gra zręcznościowa, a nie siłowa.
Myśli o dłoniach Edwarda, gdy machał nimi przed moją twarzą sprawiła, że myślałam o czymś, co nie miało zupełnie nic wspólnego z kręglami. Nic a nic.
- Po prostu uwielbiasz full rack(3), Edwardzie. Nie kłam – zażartowałam.
Przyłożył dłonie do boków mojej szyi i przyciągnął mnie do siebie. Nie mogłam się oprzeć i powącha-łam miejsce za jego uchem, gdzie wyczuwałam zapach szamponu zmieszanego z zapachem mężczyzny. Nawet złożyłam tam kilka pocałunków.
- Mmhmm. Twoje zwłaszcza. I kocham twój box(4) - wyszeptał, układając dłonie na moim pasie i obrócił mnie tak, że usiadłam na nim okrakiem. Pacnął mnie w pośladek i zapytał, czy lubię taki rodzaj backdoor strike(5). Ależ oczywiście, że tak.
- Chcesz, abym spread eagle(6), kochanie? – jęknęłam mu do ucha.
- Glung…glung(7) - jęknął, przyciągając moją twarz i pocałował mnie głęboko.
Nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam małe glung glung, dając mu długi i głęboki pocałunek, jakby zależało od niego moje życie.
Nagle poczułam to dziwne przeczucie, że wszyscy się na nas patrzą – jakby oczy ludzi były dosłownie przyklejone do mnie. Edward i ja odwróciliśmy się w kierunku gapiów i zauważyliśmy cztery pary oczu skupione na nas. Oczywiście należały one do naszych przyjaciół.
Próbowałam zaśmiać się nerwowo, ale dolna warga Edwarda wciąż znajdowała się między moimi zębami i rozciągnęła się jak ciągutka wraz z moim obrotem.
Jest PPS, czyli Publiczny Przejaw Sympatii i to, co robiliśmy my. Czyli PPO. Publiczny Pokaz Obmacywania.
Czwórka naszych towarzyszy gry w kręgle patrzyła na nas z mieszanką rozbawienia, wstrząsu… i delikatnego wstrętu. Rose dominowała w okazywaniu wstrząsu i wstrętu. Nagle uderzyła Emmetta w tył głowy.
- TO! – wypluła, wskazując na mnie i Edwarda. – Czemu nie robisz czegoś takiego?
- Ale czego, kotku? – odpowiedział Emmett, wyglądając na zdziwionego. – Nie obmacuję cię? Przecież robię to cały czas! – zaprotestował. To było głupie i ponownie dostał za to po głowie.
- Nie o to mi chodzi. Nie jesteś czuły i słodki. Zobacz na uśmiech na twarzy Prunelli.
Miała rację. Uśmiechałam się jak głupia. Edward mi to robił.
- Taa, uśmiecham się dzięki niemu - westchnęłam, przykładając dłoń do jego policzka i pocałowałam go ponownie. Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale najpierw musiałam pocałować Edwarda. To priorytet – Nie nazywaj mnie ‘Prunellą’ Rose, wiesz, że tego nienawidzę – powiedziałam.
Chciałam zrobić większą drakę, ale miałam lepsze usta do całowania.
- OMG! Tacy słoooodcy! I szczęśliwiiiii! – zanuciła Alice. Pomyślałabym, że to sarkazm, gdybym jej nie znała tak dobrze. Alice naprawdę staje się tak strasznie szczęśliwa. – Popatrz, Jazz, są szczęśliwi – powie-działa, klaszcząc jak idiotka.
- Przestań mówić ‘szczęęęęśliwiiiii’ jakbyś miała uraz głowy, Alice – prychnęłam, kpiąc z niej.
- Jeszcze niezupełnie srasz tęczą, Bello. Najwyraźniej, Edward ma jeszcze dużo do zrobienia - powie-działa Rose, ponieważ jej portfel z pięciocentówkami nigdy nie jest pusty.
- Grrr, nienawidzę was – odpowiedziałam, gdy wkładaliśmy kurtki, by wyjść.
Jasper wymamrotał „wielkie dzięki” do Edwarda, najprawdopodobniej za to, że sprawił, iż reszta facetów wypadła rozczarowująco w porównaniu do niego. Chłopaki uściskali sobie ręce, gdy Alice, Rose i ja uściskałyśmy się na pożegnanie.
Wraz z Edwardem wyszliśmy na chłodne, zimowe powietrze i skierowaliśmy się do jego samochodu, kiedy zauważyłam, że jest bardzo pochłonięty swoim telefonem. Wyglądał, jakby próbował przeczytać coś, co wymaga jego pełnej uwagi.
- Wszystko dobrze? – zapytałam, gdy zmarszczył czoło.
- Tak - odpowiedział rozpraszająco, wciąż próbując w tym samym czasie iść i czytać.
- Coś z pacjentem? Mogę pojechać z tamtymi, jeśli musisz jechać do szpitala, - zaoferowałam zmartwiona.
- Nie, to może zaczekać do jutra - odpowiedział. – To pacjent, ale nie mój – wyjaśnił tajemniczo.
- Nie twój? – zdezorientowana zapytałam w odpowiedzi. – To ktoś, kogo znasz?
- Moja babka. Miała niegroźny atak serca, ale ma się dobrze. Przenoszą ją do Brigham.



(1) Dialog ten, w oryginale został napisany z używaniem słów zaczynających się na literę C. Niestety nie dało rady przetłumaczyć tego dobrze na język polski
(2) W oryg. Crudités – można to uznać za przystawkę. Talerz z warzywami, najczęściej pociętymi w słupki z dodatkiem różnych sosów.
(3) Full rack – sytuacja, w której wszystkie kręgle wciąż stoją. (przyp. autorki)
(4) Box – miejsce, gdzie są umieszczone kręgle. (przyp. autorki)
(5) Backdoor strike – strikie (strącenie wszystkich kręgli w pierwszym rzucie), gdzie kręgiel ‘1’ upada jako ostatni (przyp. autorki)
(6) Spread eagle – rzut, po którym niektóre kręgle wciąż stoją. (przyp. autorki)
(7) Glung glung – slang, używany by określić dźwięk upadających kręgli. (przyp. autorki)


Rozdział 22


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Dreamteam dnia Nie 17:21, 10 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 13:35, 26 Mar 2011 Powrót do góry

Czy można kochać bardziej? Czy można pragnąć bardziej? Czy może być coś bardziej pociągającego, niż intymna rozmowa podczas seksu? Nie może. Kocham czytać ten tekst i od samego początku jestem jego wierna fanką. Żaden tekst nie wzbudził we mnie tylu sprzecznych uczuć, co ten. Miłość, pożądanie, ale i niepewność, niejednokrotnie obawa o przyszłość związku. I wymiana zdań, niepewna, co do ich związku. Czy on jest jej chłopakiem, czy ona jego dziewczyną?
Alice i Rosalie, szczęśliwe w swoich związkach, ale mające świadomość, że może być ktoś, kto kocha czulej, kto jest bardziej oddany miłości, choć się jej boi.
Dziękuję za tłumaczenie, jeśli dotrwacie do końca, na co liczę nie tylko ja, będę całować ziemię po której stąpacie. To jest tak piękna rzecz, że świętokradztwem byłoby nie dokończyć.
Dziękuję za cierpliwość, poświęcony czas i szacunek dla nas, marnych czytelniczek.
Pozdrawiam cieplutko!!!!!!
A, i świetny banerek, moje uznanie!!!!!! Hurra


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kaan dnia Sob 13:36, 26 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Sob 13:39, 26 Mar 2011 Powrót do góry

Kocham, kocham Cię!
To było takie miłe i zabawne. Uwielbiam TAKĄ Bellę i TAKIEGO (mrauu) Edwarda! Normalnie nie mogę przestać się zachwycać. Very Happy
Ale do rzeczy: końcówka to PPO było świetne. Zaś końcówka z babcią Edwarda zapowiada się... poważnie. Poważna miłość. To takie piękne - gadam jak Alice, ale to opowiadanie ostatnio daje tyle uśmiechu i radości, że sama się sobie nie dziwię. Very Happy
Błędów brak, chociaż ta-kie przypadki były graficznie irytujące, to nadrabiałaś treścią. Wink Cóż mogę powiedzieć? Było cudownie. Jesteś świetną tłumaczką. Czekam na więcej.
KW


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Sob 14:34, 26 Mar 2011 Powrót do góry

Gdy pomyślę, jak bardzo banalne wydawało się to opowiadanie na początku, aż mi głupio. Tytuł NKZG sugerował, że będzie czysty seks, coś w stylu Asystentki.Tak cholernie dojrzała jest tu ich miłość, taka spełniona, choć z lekkim, ciągłym niedosytem. Relacje E&B są fantastyczne, ich dialogi tak samo pociągające erotycznie jak ich seks. E. naprawdę ma w sobie coś z Pigmaliona, choć ona zaprzecza, że jest jego Galateą. Stworzyli siebie wzajemnie, choć on był bardzo już doświadczonym facetem, ona jednak złapała rytm ich niebanalnego związku, tak świetnie się doń dopasowała, zgodnie z własnymi potrzebami. Pięknie tłumaczysz, skoro uwodzisz słowami, kusisz wspaniałymi opisami ich ciągle iskrzącego związku miłości i namiętności. To wielka sztuka tak dobrać słowa, by oddać piękno ich związku, nietuzinkowy seks dopełniony wspaniałymi tekstami, bo... seks zaczyna się w głowie, nie w genitaliach.
Podniecasz słowem! DREAMTEM! Jesteś zdolniachą!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Sob 17:02, 26 Mar 2011 Powrót do góry

nie wiem czy chce mi się płakać czy śmiać, ale uśmiech na twarzy jest wielki
i nie wiem od czego zacząć
ale chyba zacznę od podziękowań dla Ciebie, za to że jesteś i piszesz i mimo wszystko często, tym bardziej, że co raz mniej jest dobrych opowiadań na forum
to co czytamy jest genialne i naprawdę dobre
a rozdział genialne,
połączenie szpitala, przemyślenia, akcja w kuchnii i kręgle to bylo boskie
i były dziewczyny a Alice wręcz widzę jak skacze i klaszcze
a jeśli chodzi o koniec troszkę się zmartwiłam, ale dobrze, że wprowadzane są takie sytuację, bo przeciez nigdy nie ma 100%sielanki
pozdrawiam


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Natalia1
Wilkołak



Dołączył: 08 Lis 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 17:14, 01 Kwi 2011 Powrót do góry

Powiem tak. Nie podoba mi się, że ten związek opiera się tylko na sexie. Edward i Bella bzykaja się co 10 minut. Tylko pozazdrościć im kondycji. Im to odpowiada, więc cóż. Ja bym nie chciała takiego związku. Edward i Bella nic innego razem nie robią, niż sex, nie mają wspólnych zainteresowań, żadnych spraw poza wspólnym łóżkiem. Przerobili już Kamasutrę od góry do dołu, a byli dopiero na jednej randce. żeby nie było. Czytam te opowiadanie, bo mimo wszystko mnie wciągneło, nikt mnie nie zmusza Smile Ciekawa jestem co będzie dalej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 17:14, 10 Kwi 2011 Powrót do góry

Rozdziały można także znaleźć w formacie .pdf na [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 22
Edward

Droga powrotna z kręgli była cicha. Wiem, że Bella chciała porozmawiać o mojej babci – zapytać czy wszystko będzie z nią dobrze, czy planuję ją odwiedzić. Ale szczerze, nie byłem jeszcze gotowy, aby to omawiać. Teraz skupiałem się na jej zdrowiu. A dokładniej, podejdę do tego jak lekarz; przeczytam jej kartę, skonsultuję z kardiologiem i podejmę za nią wszystkie decyzje medyczne. Mogłem zrobić to wszystko używając telefonu. Nie musiałem jej odwiedzać.
Decyzję o przeniesieniu mojej babki do Bostonu podjąłem bazując na wygodzie. Moi pełnomocnicy, księgowi i wszyscy inni powiązani z powiernictwem byli tutaj. Odwiedziłem ją kilka razy, gdy pozwolił mi na to mój harmonogram, ale z czasem moje wizyty stały się sporadyczne. Szczerze mówiąc, nawet nie pamiętałem, kiedy ostatnio się z nią widziałem.
Byliśmy z powrotem w moim apartamencie, gdzie Bella usiadła na kanapie z kolanami przy klatce piersiowej i rękoma owiniętymi wokół łydek. Podałem jej lampkę wina, a sobie nalałem szkocką.
- Nienawidzę tej krępującej ciszy - powiedziała. – Sorry, ale musiałam coś powiedzieć. – Zaśmiała się, a jej niepokój był oczywisty.
Przestała wykręcać dłonie na tyle, by wziąć kieliszek i wypić dużego łyka.
- Wiem, że chcesz o tym porozmawiać. I cieszę się, że dałaś mi trochę czasu na przemyślenia - odpowiedziałem, biorąc hojny łyk szkockiej, która paliła gardło.
- Nie musimy o tym rozmawiać. W ogóle. Wiesz, że nie chcę stawiać cię w niekomfortowej sytuacji. Po prostu… Obiecujesz, że nie będziesz zły? – zapytała spięta.
- Czemu miałbym być zły? – spytałem, czując konsternację.
Naprawdę nie rozumiałem, dlaczego czasami była niechętna, by powiedzieć, co sądzi. Nienawidziłem, kiedy działo się tak między nami. Chciałem, żeby napięcie zniknęło, aby była mniej niepewna. Chciałem wiedzieć, co myśli – dobrze, źle czy obojętnie.
- No wiesz - zaczęła niepewnie. – Wracając do uczucia z zawiązanymi oczami. Nie wiesz, co stanie się po tym, jak słowa zostaną wypowiedziane – dodała cicho.
Nie chciałem, by się powstrzymywała. To nie tak, że nie chcę wiedzieć, co ma do powiedzenia, było wręcz przeciwnie.
- Co masz na myśli? – zapytałem, mając nadzieje, że wyjaśni. – Jakie słowa?
- Nie chcę powiedzieć czegoś, co przywoła złe wspomnienia. Nie chcę, byś gniewał się na mnie, ponieważ ogólnie jesteś rozgniewany. Nie wiem. Chyba to nie ma sensu - wyznała, śmiejąc się nerwowo. – Po prostu… boję się, Edwardzie. Wiem tyle o posiadaniu chłopaka, co ty o posiadaniu dziewczyny. Oboje jesteśmy nie w temacie – wyjaśniła z czołem zmarszczonym ze zmartwienia.
Naprawdę nienawidziłem myśli, że oczekiwała, iż będę na nią zły. Nie jest odpowiedzialna za, co to się stało. Mogę logicznie rozdzielić to, jak czuję się przez tą konwersację od tego, co czuję do niej.
- Chyba masz rację - powiedziałem zanim wziąłem kolejny duży łyk whiskey. – Ale nie musimy tego jeszcze bardziej komplikować, co? – zapytałem, przeczesując włosy palcami. – Po prostu… wiem, że cię kocham. Nigdy bym cię nie zranił, nie umyślnie – powiedziałem, głaszcząc ją po policzku.
- Wiem - powiedziała, a jej usta ułożyły się w słabym uśmiechu.
- To czemu miałbym być zły na ciebie za mówienie do mnie? Czasami wyglądałaś, jakbyś miała coś mi powiedzieć, ale na twojej twarzy pojawiała się ta wystraszona mina. Przez to sądzę, że boisz się… mnie. A to mi się nie podoba. Nie lubię sprawiać, że czujesz się w ten sposób. Ani troszeczkę, Brązowooka - powiedziałem do niej, odstawiając szkocką i chwytając obie jej dłonie.
- Okej. Postaram się mieć więcej wiary w ciebie. Uwierzę, że mogę z tobą rozmawiać o wszystkim - odpowiedziała, a jej uśmiech zwiększył się.
Splątała swoje palce z moimi, ściskając je czule, by podkreślić to, co powiedziała.
- To dobrze. Nierozsądnie jest spodziewać się, że nigdy byśmy się nie kłuli… ale jeśli jesteś skłonna rozmawiać ze mną, to ja jestem skłonny rozmawiać z tobą – stwierdziłem, przykładając jej dłoń do moich warg i pocałowałem ją.
Za każdym razem, gdy Brązowooka prosiła, bym jej ufał, robiłem to. I jak na razie, nie dała mi żadnego powodu, abym tego żałował albo przestał. Czemu miałbym teraz to zrobić?
- Kocham cię - wyszeptała.
- Ja ciebie też - odpowiedziałem. – A więc, co chciałaś powiedzieć? – zapytałem, unosząc jej podbródek palcem wskazującym.
- Ona jest twoją babcią, Edwardzie - wyszeptała z poważną miną.
- Wiem, ale jest dla mnie obca. A przez jej demencję, ja jestem obcy dla niej - wyjaśniłem wzruszając ramionami.
Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut, a Bella patrzyła na mnie oczekująco.
- Brązowooka, ledwo znałem moją babkę nawet wtedy, gdy była w dobrym stanie. Nie mogę udawać, że jest między nami jakaś więź - dodałem, mając nadzieję, że ona zrozumie o co mi chodzi, że nie osądzi mnie surowo.
Ostatnią rzeczą jakiej chciałem, to żeby przez to wszystko myślała o mnie gorzej. Wiedziałem, że teraz tak nie jest, ale chyba niedługo dam jej do tego powód.
- Wiem, to po prostu nie będzie wrodzone uczucie, ale możesz spróbować ruszyć do przodu. Sądzę, że to może pomóc ci bardziej niż cokolwiek innego. Nie mówię, że nie masz prawa być zły albo smutny przez to, jak zachowywali się twoi dziadkowie. Cholera, nawet ich nie znam, a jestem zła - powiedziała, wysuwając do przodu brodę z oburzenia.
- Nie mogę po prostu zapomnieć… i nie chcę – stwierdziłem, marszcząc brwi.
Cokolwiek wydarzyło się między moją mamą, a jej rodzicami, nie mogło być mniej niż okropne. Gdy skrzywdzili ją, skrzywdzili i mnie. Jej ból był moim bólem i wciąż go ze sobą dzierżę, nawet po tylu latach – ilekroć próbowałem go zignorować.
- Edwardzie, kiedyś powiedziałeś coś, co często do mnie wraca, ponieważ, cóż, było to coś głębokiego i przemyślanego - powiedziała ze słodkim uśmiechem. – Powiedziałeś: „Nikt nie jest albo tylko dobry, albo tylko zły. Ludzie są, jacy są”. Powinieneś pamiętać o tym, kiedy myślisz o swojej babci. Nie mówię, że to, co zrobiła albo nie, było dobre, tylko to, że może nie jest tylko zła, że odcinanie zupełnie nie jest tym, co powinieneś zrobić. Tylko tyle próbuję powiedzieć – stwierdziła, opierając głowę na rękach.
Przez chwilę przyglądała mi się ze współczuciem. Przyłożyła swoją małą dłoń do mojego policzka, zanim ponownie przemówiła.
- Edwardzie, po tym jak straciłam ojca, tygodniami budziłam się z myślą: „Och, prawda, nie ma go”. Zajęło wieczność tylko mojemu mózgowi, aby to zaaprobować. Poczucie straty… krzywdy… Było mi trudno ruszyć dalej. Ale z czasem zaczęły przygasać i wtedy uświadomiłam sobie, że wciąż mogę za nim tęsknić, wciąż chcieć, by był ze mną, ale także być szczęśliwą, a przynajmniej chcieć być - wyjaśniła, przysuwając się do mnie i wciskając się między moje ramię a tors.
- Ty mnie uszczęśliwiasz - powiedziałem, delikatnie całując jej usta.
- A ty mnie, ale próbuję powiedzieć, że… Myślę, że możesz zaakceptować swoją przeszłość bez sprawiania, iż to cię zmieni lub zmusi do ciągłego odczuwania nieszczęścia lub złości - wyjaśniła, bawiąc się moją dłonią. Pocierała dłoń kciukiem, a później zaczęła masować mały palec. Było dziwne, jak jej nerwowy odruch rozluźniał mnie bardziej niż ją.
- Rozumiem, o co ci chodzi, naprawdę. Chyba nigdy o tym nie myślałem. Po prostu chciałem tego unikać. Dzięki Bogu za college i szkołę medyczną. Zatopiłem się w pracy - wyznałem.
- Nie musisz unikać tego, aby ruszyć dalej. O tyle mi chodzi - odpowiedziała, jej głos i słowa były źródłem uspokojenia i pociechy.
Kiwnąłem głową i rozmyślałem o naszej konwersacji. Bycie z Bellą czyniło mnie szczęśliwszym. Dzięki byciu z nią byłem bardziej spełniony niż kiedykolwiek w moim życiu. Nie było żadnego powodu, aby moją przeszłość miała zagrozić satysfakcji, jaką dawał mi nasz związek.
- Ale co za różnica, czy zobaczę się z nią, czy nie? To nie zmieni naszych stosunków - zakwestionowałem.
- Nie, ale możesz poczuć się lepiej wiedząc, że zrobiłeś dobrze - odpowiedziała z nieznacznie przechyloną głową.
- Co masz na myśli?
Bella wzięła kolejny głęboki wdech, a smutek przeszedł przez jej twarz.
- Wiele razy chciałam cofnąć czas, chciałam mieć jeszcze jedną szansę zobaczyć lub porozmawiać z kimś, ale nie mogłam… bo tej osoby już nie ma. Też musisz się tak czuć, no wiesz, przez twoją mamę. Ja też to mam przez tatę. Może jak zobaczysz się z babcią, to nie będziesz się tak czuł, jak odejdzie.
Zacisnąłem usta i ponownie kiwnąłem głową. Wiedziałem dokładnie, o co jej chodzi. Chciałbym móc oddalić się od tego z czystym sumieniem, wiedzieć, że kierowałem się uczciwością i dumą. Zobaczenie się z moją babcią to honorowa rzecz.
- Masz rację - odpowiedziałem, przytulając ją.
Jej ciepłe ciało i miarowy oddech uspokoił mnie. Pocałowałem ją w czubek głowy i zamknąłem oczy, by skupić się na błogości, którą czułem, gdy Bella delikatnie poklepywała mnie po klatce piersiowej. To pomagało o wiele bardziej niż szklaneczka szkockiej.
- Mogę spotkać się z nią jako pierwsza, jeśli dzięki temu będzie to dla ciebie łatwiejsze - zasugerowała cicho. – No wiesz, zobaczyć, jak sobie radzi. Jeśli odczuwa dużo bólu i wygląda zbyt słabowicie, może będziesz chciał zaczekać, aż poczuje się lepiej – zaoferowała.
Kiwnąłem głową na zgodę. Sądzę, że tak będzie lepiej. Bella chciała mi to ułatwić i doceniałem to, ale musiałem zastanowić się, czemu chce wplątać się w coś, w co nie musi.
- Jesteś pewna, że chcesz ją poznać? Nie musisz angażować się… - zacząłem, ale przerwała mi.
- Tak - powiedziała krótko. – Chcę ją poznać – stwierdziła, przypuszczalnie zadowolona. Potarłem jej policzek wierzchem palców, gdy kontynuowała. – Kocham cię i… chcę wiedzieć, co sprawiło, że jesteś taki jaki jesteś. A twoja babka jest tego częścią, czy to dobrze, czy źle. Bez niej nie miałabym ciebie. Nie muszę jej polubić, ale mogę szanować ją na tyle, by ją poznać, może dotrzymać jej towarzystwa, nawet jeśli tylko przez kilka minut – wyjaśniła bawiąc się moim palcem wskazującym.
Nagle zostałem uderzony wielkim poczuciem winy. Oto kobieta, która oferuje mi tyle z siebie, tak bezinteresownie. Co niby zrobiłem, aby na to zasłużyć? Wiem, że mnie kocha, ale czym na to zapracowałem? Czy to tak jak z pieniędzmi, które odziedziczyłem – które spadły znikąd?
- Brązowooka… nienawidzisz, kiedy to mówię, ale… nie zasługuję na ciebie. Nie wiem, co mogę ci zaoferować, co będzie miało wagę tego, co ty mi dałaś - wyznałem.
Natychmiast zmarszczyła brwi i fuknęła w rozdrażnieniu.
- Edwardzie, dałeś mi więcej niż myślisz. Nie mówię tu o lekcjach i tych fizycznych sprawach. Więc przestań – powiedziała, zakrywając dłonią moje usta, zanim mogłem zaprotestować.
- Zrozum - zaczęłam biorąc głęboki wdech. – Nie jestem jak Alice, niepoprawną optymistką albo osobą szczęśliwą przez cały czas. Nie sądzę, że kiedykolwiek stanę się jednym z takich ludzi… z doskonałym życiem, ale… bycie z tobą dostarcza mi uczucia najbliższego perfekcji, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Dałeś mi wiele, nie zapominaj o tym – powiedziała, przyciskając policzek do mojego. – Proszę – wyszeptała mi do ucha.
- Na pewno - wyszeptałem w odpowiedzi.
Chwyciła moją twarz w dłonie i pocałowała mnie delikatnie.
- Mam tak wiele, Edwardzie… ponieważ dałeś mi to. Istniał świat, o którym nie wiedziałam. Miejsce, gdzie mam kochanka, przyjaciela… nawet wrzód na tyłku - dodała śmiejąc się i kiwnęła głową.
- Nigdy nie słyszałem komplementu, który nie zawiera docinki. To zdumiewające - stwierdziłem z powątpiewającym śmiechem.
- Okej, będę poważna - powiedziała absurdalnym barytonem dotykając nosem do mojego, a jej wielkie oczy wpatrywały się w moje. – Poważnie cię kocham, przytulasie.
- Zabrzmiałaś jak Edward R. Murrow(1) - zażartowałem z uśmieszkiem.
- Edward jest moim dniem jutrzejszym i dzisiejszym. Każdym dniem i każdym jutrem - powiedziała.
- Dobrej nocy i powodzenia? – zapytałem, cytując sławną frazę dziennikarza na zakończenie.
- Świetnej nocy, by stać się szczęśliwym. Każdej nocy - dumała, układając usta w cienką linię, gdy myślała. – Widzi osobę, którą jestem i tak zawsze jest obok – dodała chichocząc.
- Ta część o stawaniu się szczęśliwym jest miłym bodźcem, Brązowooka. Nie mogę kłamać - powiedziałem srogim tonem.
- Och, teraz jesteś Jerzym Waszyngtonem? – zapytała z uniesioną brwią.
- Ja, yyy, nadziałem twój wianuszek na moje… drzewo, nieprawdaż?
- Bo zaraz ci nie powiem, czemu dokładnie cię kocham, więc bądź cicho, doktorze Rozszczekany - zganiła mnie.
- Ty to zaczęłaś z gadką o „stawaniu się szczęśliwym”, Brązowooka. Odmawiam kłaniania się twojemu odbijaniu winy.
- Wiesz co? Zaraz zdejmę majtki i wepchnę ci je w buźkę.
- O Boże, obiecujesz? – wypaliłem, a całe moje ciało zesztywniało z radości, wliczając w to mojego penisa.
- Ucisz. Się.
- Przepraszam, słodka dziewczyno, która uwielbia ranić moje ego z jakiegoś perwersyjnego powodu i chce, abym żuł jej stringi – powiedziałem pokładając się ze śmiechu.
Było niezwykle trudno jednocześnie mówić i śmiać się tak mocno, zwłaszcza, kiedy Bella próbowała bić mnie po ramieniu.
- Nie powiedziałam „żuł” na moje majtki. Obrzydliwe – warknęła, chociaż też się śmiała. – Zapewne chciałbyś też Hubbę Bubbę.
- Nie ma nic słodszego od twojej hubby bubby - powiedziałem, przygryzając dolną wargę i ścisnąłem jej tyłeczek, by to podkreślić.
- Okej, ja to zakończę, bo jest oczywiste, że nie ty masz zamiaru z tym skończyć – powiedziała z żartobliwym grymasem. – Edwardzie, kocham cię ponieważ, tak jak to robisz teraz – doprowadzasz mnie do szału, ale dzięki tobie jestem bardzo szczęśliwa – stwierdziła z oczami pełnymi życia. – Chcesz wiedzieć czemu? - zapytała.
Kiwnąłem głową z zapałem. Nagle poczułem się jak dziecko. Jakby to były moje urodziny, a mama zaskoczyła mnie śniadaniem do łóżka, składającym się z naleśników.
- Czasami śmiejesz się ze mnie, kiedy jestem zła i dzięki temu zapominam, co mnie wkurzyło - powiedziała uśmiechając się szeroko. – I sprawiasz, że czuję się ładna i… seksowna – kontynuowała z zawstydzoną, piękną i cholernie zmysłową miną. Nie mogłem się powstrzymać i skradłem jej całusa. – Gdybym cię nie poznała, nie byłabym wolontariuszką w szpitalu i zastanawiała się, w jakim kierunku powinno potoczyć się moje życie – dodała. – W sumie, gdybym cię nie poznała byłabym teraz w całkiem samotnym, pustym miejscu – wyznała poważnym tonem, gdy masowała miejsce między moim kuciem a palcem wskazującym. – Więc dlatego cię kocham i to dlatego na to zasługujesz – dodała lekko wzruszając ramionami i przyglądając się liniom na mojej dłoni.
- Dziękuję, Brązowooka - wyszeptałem. – Ej, tak się zastanawiałem… jeśli nie masz nic przeciwko, możemy odbyć naszą pierwszą „prawdziwą” randkę… teraz?
- Yyy, pewnie. Czemu nie? – odpowiedziała ze słodkim uśmiechem. – Mogę przebrać się naprawdę szybko, ale jest trochę późno. Czy jakieś restauracje są jeszcze o tej porze otwarte? Może jakaś mała knajpka? Nie mam nic przeciwko - zaoferowała, będąc tak miła i wyrozumiała, że mógłbym całować ją w kółko.
- W sumie to myślałem, że moglibyśmy odbyć ją… tutaj? – zapytałem z niepokojem, nagle czując się nieprawdopodobnie zdenerwowany.
Gdy chodzi o Brązowooką, stawałem się oniemiały i niezdarny, chociaż zawsze bywałem zarozumiały i zajebiście pewny siebie. Przyzwyczaiłem się, że kobiety jedzą mi z ręki, ale z drugiej strony ich odmowa nic by nie znaczyła… ponieważ nie oferowałem więcej, niż kilka godzin fizycznej bliskości. Nigdy nie mówiły „nie”, ale nie jestem pewny, czy obchodziłoby mnie, gdyby to zrobiły. Chyba to jest moje kłopotliwe położenie z Bellą. Mam wiele do stracenia. Jej odmowa wywołałaby pewnego rodzaju rozczarowanie, z którym nie wiedziałbym, co zrobić.
- Chcesz zostać? – zapytała z szerokim uśmiechem.
- Pasuje ci? Możemy poczekać do jutra, jeśli chcesz - zaoferowałem.
- Nie, bardzo podoba mi się ten pomysł - powiedziała, przytulając mnie. – Pójdę na dół umyć się. Chcesz bym coś zrobiła.
- Spakuj piknik - zasugerowałem.
- Okej, ale na dworze jest tak zimno, że odmrozisz sobie jajka - odpowiedziała z kpiarskim śmiechem.
- Nie martw się, Brązowooka. Twoja piękna arizońska dupcia pozostanie w temperaturze pokojowej. W sumie to może być jeszcze goręcej - powiedziałem z uniesioną brwią.
- Edwardzie, mam wielką ochotę ukarać cię za to… może wykorzystam tą skórzaną packę, którą podarowały mi przyjaciółki - ostrzegła, patrząc na mnie kątem oka, co nie wywarło na mnie zamierzonego efektu.
Zamknąłem oczy i przełknąłem ślinę. Miałem małą ochotę błagać, by obiecała, ale nie chciałem nadwyrężać mojego szczęścia.
- Idź na dół, zanim nie będę mógł się już pohamować, Brązowooka - powiedziałem z ciężkim westchnięciem.
Z lekkim wzruszeniem ramion Bella poszła do siebie, a ja przygotowałem swoje mieszkanie.
To, co powiedziała Bella o powróceniu do przeszłości bez pozwolenia, aby mnie wciągnęła, naprawdę do mnie przemawiało. Być może osoba potrafi zmienić swoją przeszłość – naprawić to, co poszło źle. I chętnie spróbuję tego teraz, z nią. Miałem nadzieję, że spodoba się jej mała niespodzianka, którą schowałem. Udało mi się zrobić wszystko dość szybko, chociaż miałem tylko kilka minut zanim wróciła i zapukała. Otworzyłem drzwi i uśmiechnąłem się z powodu jej szczęśliwej miny. Wyglądała rozkosznie seksownie w bluzeczce na ramiączkach w kolorze melona i pasujących szortach. Wyglądała bardziej jak deser niż osoba i bardzo mi to odpowiadało.
- Witaj sąsiedzie – powiedziała uśmiechając się, a rękach trzymała koszyk piknikowy.
- Wejdź, na korytarzu jest przeciąg - odpowiedziałem, spoglądając ukradkiem na jej piersi.
Nie było łatwo zignorować tego, co spowodowało zimne powietrze. Dwa małe uniesione punkciki na jedwabistym materiale praktycznie przechodziły na wylot i z trudem mogłem oderwać wzrok.
- Edwardzie, oczy mam tutaj… - zaczęła, ale kiedy zauważyła to, jak udekorowałem salon przerwała i westchnęła gwałtownie. Odwróciła się i spojrzała na mnie, a jej mina z zszokowanej zmieniła się promienną.
- Podoba ci się? – zapytałem.
- Nie mogę… to… zbudowałeś mi fort - powiedziała przytulając mnie mocno. – A nawet nie ma burzy.
- Nie ma burzy, ale możemy sami zrobić hałas - powiedziałem puszczając oczko. – I co sądzisz? Dobrze się spisałem? – zapytałem mając nadzieję, że jest pod wrażeniem.
- Żartujesz sobie? – spytała z wielkim uśmiechem. – Jest wspaniały. Lepszy od tego, który zbudowałam ostatnim razem. Czemu to zrobiłeś? – zapytała, przesuwając dłonią po prześcieradłach rozpostartych na krzesłach.
- Ot tak, wpadło mi do głowy, naprawdę. Tej nocy, gdy wyłączyli prąd i pocałowałem cię… chciałem doświadczyć tego znowu. Chciałem mieć drugą szansę, by sprawić, abyś poczuła się wyjątkowo, a nie speszona i nieswoja.
Może wtedy było lepiej, że przerwałem i odsunąłem się, kiedy po raz pierwszy pocałowałem Brązowooką, ale nie podobało mi się to, jak się poczuła. Chciałem wrócić i to naprawić.
- Ty… ponownie dowiodłeś, że jesteś najsłodszą świnią, jaką kiedykolwiek poznałam - powiedziała, przygryzając wargę i pogłaskała mnie po policzku. – Nawet „rozpaliłeś” ognisko. Z czego? – zapytała, klękając, by przyjrzeć się. – Cukierki i precle? – spytała chichocząc.
- Nie odbierz tego źle - wyjaśniłem, używając mojego najlepszego „kojącego” tonu, – ale duża ilość prześcieradeł plus Brązowooka i otwarty ogień? To chyba nie jest najlepszy pomysł.
Spojrzała na mnie z marsową miną, zanim skrzywiła się zachwycająco i roześmiała głośno.
- Byłabym urażona – zaczęła, biorąc gryza precla, – gdyby to nie było tak dobrze przemyślane – wywnioskowała.
- Ej, nie jedz ognia, jeszcze nie zajrzałem do twojego koszyka, Boo-Boo.
- O widziałeś mój koszyczek wiele razy, Yogi.
- Jeszcze kilka takich żartów i będzie to jak déjà vu – powiedziałem, gdy usiedliśmy po turecku wewnątrz fortu, aby zjeść.
- Źle Yogi, ale i tak dobrze powiedziane – odpowiedziała, podając mi kanapkę zawiniętą w serwetkę.
- Miałabyś coś przeciwko, gdybym ci coś przeczytał? – zapytałem, gdy jedliśmy.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała między dwoma gryzami.
- Wziąłem tę książkę, by poczytać ją w pracy podczas przerwy. To Oliver Wendell Holmes. Jedna ze starszych, nie o tematyce prawniczej. Był lekarzem, ale pisał w wolnym czasie. Ale przekartkowywałem ją i przeczytałem fragment, dzięki któremu uśmiechnąłem się - wyjaśniłem, podnosząc małą książkę, którą zostawiłem wcześniej przy prowizorycznym ognisku.
- Cóż, Wendell, czekam - powiedziała niecierpliwie, chociaż uśmiechała się.
Otworzyłam książkę na stronie, którą zaznaczyłem sobie karteczką samoprzylepną i przeczytałem fragment, który zakreśliłem ołówkiem.
„Kobieta fascynuje mężczyznę bardziej przez to, co ona przeocza niż przez to, co widzi. Miłość woli zmierzch od dnia; i mężczyzna nie myśli dużo, albo przejmuje się kobietą spoza jego rodziny. Chyba że łączy ona w sobie miłość, przeszłość, teraźniejszość albo przyszłość z nią.”
- Edwardzie, to najbardziej romantyczna rzecz, jaką kiedykolwiek ktoś mi przeczytał. Nie robisz niczego na pół gwizdka, prawda? – zapytała, wachlując się serwetką, przypuszczalnie w celu powstrzymania łez.
Odłożyła jedzenie i zaskoczyła mnie, kiedy dosłownie rzuciła się na mnie, zmuszając mnie do położenia się na plecach.
- Twoja miłość woli zmierzch od dnia, Brązowooka? – spytałem.
- Moja miłość woli twoje dwadzieścia cztery godziny - zaczęła, całując mnie po szyi, – siedem dni tygodnia - dodała, składając delikatne pocałunki wzdłuż mojej szczęki, – dwanaście miesięcy roku – stwierdziła pochylając się nad moją twarzą. – Teraz ja przejmę kontrolę nad pocałunkami, Wendell – zażartowała
- No pewnie, Holmes - dokuczyłem w odpowiedzi, przesuwając łakomie dłonie po jej tyłeczku.
Nieznacznie uniosłem głowę i pocałowałem Bellą ze wszystkim co miałem, a w międzyczasie okryłem jej twarz dłońmi i przysunąłem jej usta tak blisko, jak tylko mogłem. Chciałem, aby ten pocałunek przekazywał całe uczucie, którego nie wiedziałem, że mogę czuć, każdy kawałeczek dbałości, którą na pewno posiadałem, każdą drobinkę czułości, której sądziłem, że zostałem pozbawiony. Bella wydobyła to wszystko ze mnie i chciałem, by to poczuła.
- W tym wielkim namiocie naprawdę czuję się jak panienka z twojego haremu. Wydaje się, jakbyśmy byli pod miłosnym baldachimem na środku pustyni, a ja obściskuję się pod prześcieradłami z moim stylowym Szejkiem - wymruczała.
- Pragnienie twego serca jest moim rozkazem, moja nałożnico – odpowiedziałem, zdejmując jej bluzeczkę przez głowę.
- Chcę, byś wziął mnie, mój piękny Beduinie - zagruchała wymownie.
Przekręciłem nas tak, że Bella leżała na plecach, a ja byłem nad nią.
Kochaliśmy się wolno wewnątrz naszego fortu. Pieściłem ją łagodnie pozostawiając wilgotny ślad pocałunków od jej brody, aż po miednicę, nie śpiesząc się, przygryzałem i szczypałem jej kremową skórę pachnącą czekoladą. Lizanie i ssanie między jej nogami zostało nagrodzone pięknym widokiem jej ciała napinającego się i wyginającego w łuk zanim opadło bezwładnie. Za jej namową, położyłem się na niej, ponownie wypełniając wolno jej ciało, zwracając uwagę na każdy cichy wdech i jęknięcie. Słuchałem tego wszystkiego, zapamiętując każdy dźwięk na wypadek, gdybym był z dala od niej i musiał pomyśleć o czymś, zanim znowu się spotkamy. Czekałem i powstrzymywałem się tak długo, jak mogłem, ponieważ im dłużej pieściłem, tym głośniejsze stawały się dźwięki.
- Boże, słodka dziewczyno, kocham cię – wyszeptałem, dochodząc w niej.
- Ja ciebie też - wyjęczała, a jej ciało drżało pode mną.
Opatuliłem nas miękkim kokonem z koców i przytuliłem jej małe ciałko. W tym momencie, gdy byliśmy sobą, poczułem się jak prawdziwy Edward, którym zawsze powinienem być. Z moją brązowooką Bellą przy boku mogłem żeglować przez przeszłość, która nie musiała mnie już dłużej dręczyć.


(1) Edward R. Murrow (1908-1965) – amerykański dziennikarz radiowy i telewizyjny.

Rozdział 23


Post został pochwalony 3 razy

Ostatnio zmieniony przez Dreamteam dnia Wto 15:22, 31 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 17:54, 10 Kwi 2011 Powrót do góry

naprawdę chyba najbardziej cieszę się z tego faktu, że było ma sexu, a rozdział był bardziej poświęcony rozmowie...
i chyba Edzio ma racje: Bella jest za dobra i tak sobie myślę, że takie osoby jak ona nawet nie istnieją albo są gatunkiem wymarłym,
więc troszke mnie wkurza jej dobroć
ale rozdział jak zawsze mega mi się podoba
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:44, 10 Kwi 2011 Powrót do góry

Piękny rozdział. Taki prosty, a zarazem ukazujący dylemat, czym jest miłość. Nie zgadzam się z Zawasią. Są takie kobiety, które kochają za drobne gesty, mają siłę kochać, dając wiele, ale i też wiele żądają i umieją wykorzystać swoją przewagę. Bo czy Bella jest za dobra? Może, ale umiejętnie prowadzi dialog, naprowadza Edwarda na inną drogę życia, dopasowuje do swoich wizji.
On, mający w pamięci niezbyt dobre dzieciństwo, próbuje uciec od wspomnień, wymazać z pamięci, ale z marnym skutkiem. Wciąż wraca, hodując złe wspomnienia, dręcząc się nimi. Boi się ukazać uczucia, kochać, kryjąc się za maską oziębłości.
Ona, naprowadza go na drogę wybaczenia, formując go jak plastelinę, dla swoich potrzeb. Kocha go, i chce by był szczęśliwy, ale zadry z przeszłości przeszkadzają, są jak cierń, zadając ból.
Edward ulega, a to jest dowód na to, że bardzo mu na niej zależy, a gdy się ocknie, będzie innym, lepszym człowiekiem. A która kobieta chce złego kochanka? Nie ma takiej, tylko nie każda umie wykorzystać swoją inteligencję i miłość.
Pięknie dziękuję za rozdział, pozdrawiam cieplutko!!!!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Pon 8:38, 11 Kwi 2011 Powrót do góry

Kiedy ona jest tu taka ciepła i nie chodzi mi o jej"arizońską dupcię w temperaturze pokojowej", ale o klimat miedzy nimi, w dużej mierze taki właśnie za sprawą jej charakteru.Może to wyidealizowane, ale przecież miłość kanonicznego Eda i Belli też taka jest. Cóż, umiejętność wybaczania ludziom ich grzeszków jest sztuką trudną, ale fascynującą. Przyznam , że nie potrafię tego; niby wybaczam, ale jestem pamiętliwa. I dobrze wiem, że taka postawa w niczym mi nie pomaga, niczego nie upraszcza i niczego dobrego nie daje. Może postawa Belli w NKZG jest m.in. powodem ich coraz bardziej głębokiej i dojrzałej miłośći? Dała mu się poprowadzić w sztuce fizycznej miłości, w jakimś sensie pozwoliła mu siebie stworzyć, ale w kwestii psychiki panuje nad nim całkowicie, nie robi tego nachalnie, być może sama sobie tej roli nie uświadamia do końca, może nawet wcale. To płynie gdzieś z jej wnętrza. Ed jest tu facetem doświadczonym i umie należycie ocenić, że seks w życiu to nie wszystko, jeśli tylko seksem jest.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Natalia1
Wilkołak



Dołączył: 08 Lis 2010
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 18:45, 12 Kwi 2011 Powrót do góry

W końcu Edward i Bella zaczynają rozmawiać o życiu, a nie tylko migdalić się na wszyslkie sposoby Smile Lepiej później niż wcale. Może w końcu ich związek będzie się rozwijać i stanie się bardziej poważny. To miłe, że Edward znowu wybudował dla Belli fort.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olencjaa
Gość






PostWysłany: Czw 15:10, 14 Kwi 2011 Powrót do góry

Kochana Zuziu planowałam wyrazić swoje zdanie na temat tego opowiadania przy kolejnym napisanym przez Ciebie rozdziale,ale postanowiłam uczynić to teraz.Miałam pewne obawy co do tego czy ten związek przetrwa zważywszy na to,że oni przez większość swojego czasu,jaki ze sobą spędzali to,albo Edward "uczył Bellę",albo o tym cały czas rozmawiali.Jednak ten rozdział obalił moje przypuszczenia z czego przyznam szczerze jestem zadowolona.Nareście zaczęli ze sobą rozmawiać na poważne lub mniej tematy.Gołym okiem widać,że Bella zmienia naszego Edwarda na lepsze i już nie zmienia dziewczyny jak rękawiczki.Mam nadzieję,że Swan wie co robi spotykając się z babcią Edwarda jako pierwsza napewno to dla Cullena wiele znaczy,kiedy wie,że brozowooka będzie przy nim nie zależnie od tego co może się wydarzyć podczas tej wizyty.Mam nadzieję,że ten komentarz wyszedł mi konstruktywny,a przynajmniej się starałam.Z niecierpliwością czekam do soboty i życzę Ci weny,czasu i chęci do dalszego przekładu tekstu:).
PS.Kochana czy jak skończysz tłumaczyć tę historie to planujesz zająć się kolejnym tłumaczeniem,czy planujesz stworzyć coś własnego?.Bo jeśli tak to ja chętnie przeczytam:).
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 15:35, 27 Kwi 2011 Powrót do góry

Rozdziały można także znaleźć w formacie .pdf na [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 23
Edward

Nerwowo stukałem stopą o nogę stolika stojącego przede mną, gdy siedziałem w poczekalni przed szpitalną salą mojej babci. Bella wyszła z pomieszczenia, przeszła przez korytarz i usiadła koło mnie. Potarła dłonią moje udo, chcąc mnie uspokoić i zatrzymać nerwowe stukanie.
- Wszystko dobrze? – zapytała, trzymając rękę na moim udzie.
- Tak. Właśnie przeglądałem jej kartę w telefonie. Dzwonił też jej kardiolog i powiedział, że widział się z nią podczas swojego obchodu. Wszystkie badania pokazują, że był to niegroźny atak serca, bez żadnych trwałych uszkodzeń – odpowiedziałem nieco pobieżnie. Zmarszczyłem czoło zanim ponownie przemówiłem. – Czy ona… jak wygląda? – starałem się zapytać, ale mój głos odmówił posłuszeństwa.
- Jest naprawdę miła – powiedziała Bella cicho. – Nie wiem czy w to uwierzysz, czy nie, ale ja miałam tak początkowo – wyznała. – Jest trochę słabowita, ale kiedy usiadłam z nią, uśmiechała się do mnie. Nawet sięgnęła i poklepała mnie po ręce.
Powiedzieć, że byłem zaskoczony było niedopowiedzeniem. Moja babka, jaką ją pamiętałem, była raczej stoicką, powściągliwą i ostrożną osobą. Słyszeć, że była opisywana jako miła i pogodna nie brzmiało wcale dobrze. Ale podejrzewałem, że Alzheimer zmienił jej osobowość – uczynił ją potulniejszą, co często zdarza przy tej chorobie.
- Ona, yyy, wygląda jak ty - powiedziała z małym uśmiechem Bella. – Spodobało mi się to – dodała delikatnie pochylając głowę i wyciągnęła rękę, by przeczesać włosy blisko mojej skroni.
- Raczej to ja wyglądam jak moja babcia. Takie same oczy i włosy – powiedziałem wskazując palcem na dziki bałagan na mojej głowie.
- Dostrzegłam podobieństwo - odpowiedziała, pochylając się w moją stronę i badała moją twarz. – Zwłaszcza uśmiech – dodała, przykrywając dłonią moją brodę i pocierając policzek kciukiem.
- Mogła w ogóle mówić? – zapytałem, zastanawiając się czy demencja mojej babki posunęła się tak daleko.
- Tak, ale – zaczęła zanim przerwała i usiadła prosto, – pozwól, że się cofnę zanim o tym powiem. Pielęgniarka wyjaśniła troszkę jej, eee, „poziom świadomości”. Nie jest za dobrze. Może mówić, ale… nie wszystko ma sens. Jej nastrój, no wiesz, jej pogoda ducha ma się dobrze. Tak jak powiedziałam, była szczęśliwa, że miała towarzystwo – wyjaśniła.
- Okej. To nie to, czego oczekiwałem. Szczerze, nie jest tak źle, jak sądziłem - powiedziałem wypuszczając powietrze z płuc.
- Chyba powinnam jeszcze coś wyjaśnić zanim się z nią zobaczysz - powiedziała Bella, stając się zauważalnie zdenerwowana.
- Co jest nie tak? – zapytałem, widząc jej dyskomfort.
- Yyy, powinnam ci to najpierw powiedzieć, byś mógł zdecydować, czy jesteś na to gotowy. Jeśli nie, to chyba nie powinieneś się z nią spotkać - zaoferowała, nieświadomie bawiąc się moim małym palcem.
- Brązowooka, o co chodzi? – zapytałem pochylając się w jej stronę.
- Wciąż nazywała mnie „Libby”. Ona, eee, sądziła, że jestem twoją matką – wyjaśniła przygryzając wargę. – Pielęgniarka powiedziała mi, że myli każdą młodą kobietę z twoją mamą i nazywa ją Libby.
Część mnie miała ochotę uciec z tego budynku i nie wracać do czasu, aż moja babka nie zostanie wypisana. To ta część mnie, która woli nie przejmować się tym – ta, która woli, by moja przeszłość umarła i została zakopana. Chociaż nie ma czegoś takiego jak „umarła i została zakopana”, kiedy wciąż jestem prześladowany przez wyrzuty sumienia i nie mam nad tym żadnej kontroli. Jeśli poważnie myślałem o ruszeniu dalej i byciu osobą, którą od zawsze powinienem być, to oznaczało uporanie się z tym, zamiast podejmowania prób zignorowania tego. Znajdując to, co miałem z Bella sprawiło, że uświadomiłem sobie, jak zdystansowany i powściągliwy byłem dla każdego i wszystkiego, a nie chcę być już takim kolesiem.
- Powiedziała coś jeszcze? – zapytałem, zmuszając się do słuchania czegoś, czego tak naprawdę nie chciałem słyszeć.
- Nie, patrzyła na mnie i mówiła: „Libby, wróciłaś. Tęskniłam” i poprawiałam ją, mówiłam jak naprawdę mam na imię, ale po kilku minutach powtarzała to samo.
- To nie jest rzadkie. W gruncie rzeczy jej pamięć jest ograniczona do tego, co przechowywała dłuższy czas. Coś, co zdarzyło się niedawno znika. Wizualnie pamięta moją matkę jako młodą kobietę, ale jakakolwiek młoda kobieta wznieca wspomnienia, które dla niej są niejasne – wyjaśniłem.
- Ale pamięta to, że twoja mama odeszła. To całkiem specyficzne - powiedziała Bella, bez wątpienia zastanawiając się dlaczego pamięć mojej babki wydaje się niekonsekwentna.
- Wspomnienia wydarzeń, które były szczególnie emocjonalne pozostają najdłużej - odpowiedziałem. – To logiczne, że odejście mojej matki z życia babki jest ciągle żywym wspomnieniem – dodałem. Bella kiwnęła głową i zacisnęła usta w cienką linię. Przytuliłem ją i pocałowałem w czoło. – Dzięki, że to zrobiłaś. Za porozmawianie z nią za mnie – powiedziałem.
Bez porad Belli nic z tego by się nie wydarzyło. Wiedziałem, że potrzebowałem jej i miałem nadzieję, że robienie tego dla mnie daje jej coś w zamian – że pomoc w tym uczyni ze mnie lepszego mężczyznę dla niej.
- To nic takiego, Edwardzie – odpowiedziała.
- Dla mnie to było coś – odpowiedziałem.
- Zawsze musisz się sprzeczać? – powiedziała z żartobliwym grymasem zanim mnie pocałowała.
- A będziesz mnie całować za każdym razem? – zapytałem z uśmieszkiem.
- Jeśli muszę - westchnęła, wzruszając ramionami.
- Znasz to powiedzenie, Brązowooka. „Dobrych uczynków należy dokonywać najpierw w swoim najbliższym otoczeniu” – powiedziałem, przyciągając ją bliżej do siebie.
- A można cię odliczyć od podatku? – zapytała, poklepując mnie po klatce piersiowej i całując w szyję.
- Nie, ale uważam cię za ponętną - powiedziałem, unosząc jej podbródek i skradłem jej całusa.
- Nie zaczynaj - ostrzegła, piorunując mnie wzrokiem z udawanym rozdrażnieniem. – Powinniśmy już wejść? Mogę tutaj poczekać, jeśli tak będzie łatwiej - zaoferowała.
- Wolałbym, żebyś poszła ze mną – odpowiedziałem czując, że jej potrzebuję; po prostu nie mogłem wejść tam sam.
- Nie ma sprawy - odpowiedziała odsuwając się ode mnie i wstała.
Nie za bardzo chciałem wstawać z kanapy, więc wpatrywałem się w nią z zakłopotaniem. Moja powściągliwość w ostatniej chwili sprawiła, że Brązowooka najpierw zmarszczyła brwi, ale później uśmiechnęła się.
- No chodź, idziemy - nalegała, pochylając się w dół i pocałowała mnie w nos.
- A to za co? – zapytałem.
- Twój nos wyglądał na samotnego - wyjaśniła, odpowiadając w ten sam sposób jak ostatnio, gdy zapytałem, czemu pocałowała mnie w nos.
- Edwardzie - powiedziała, pochylając się blisko mojej twarzy. – Będzie dobrze. Nawet jeśli na początku nie, to później tak – obiecała szeptem.
Spojrzałem w jej oczy i szczerość w nich podniosła mnie na duchu. Wysunęła dłoń, bym wstał i ostatecznie odepchnąłem się, by wstać z miejsca. Chwyciłem dłoń Belli zanim splotłem ją ze swoją, gdy szliśmy przez korytarz do sali mojej babki.
- Wejdę pierwsza, więc będziesz mógł chwilę popatrzeć, jeśli chcesz - powiedziała Brązowooka, odwracając się twarzą do mnie, kiedy staliśmy w drzwiach.
Spojrzałem w dół i kiwnąłem głową. Bella uśmiechnęła się do mnie i weszła. Powoli zakradałem się za nią, stając za zasłoną zawieszoną wokół łóżka babci.
- Witam ponownie - usłyszałem Bellę.
- Och, to ty? – odpowiedział znajomy głos.
Był to głos mojej babci, ale bardziej miękki, przygaszony. Brzmiała, jakby była śpiąca.
- Tak, to ja - odpowiedziała słodkim tonem Bella.
Usłyszałem skrzypienie krzesła i przypuszczałem, że Brązowooka usiadła na jednym z krzeseł, które zazwyczaj stoją koło łóżka pacjenta.
- Tęskniłam za tobą, Libby. Cieszę się, że przyszłaś - powiedziała moja babka.
W jej głosie słychać było smutek i znużenie.
Coś w mojej klatce ruszyło się na dźwięk imienia mojej matki; moje nogi poruszały się własnym życiem. Pozwoliłem im prowadzić mnie do przodu, więc mogłem zerknąć przez zasłonę na kobietę, której nie chciałbym odwiedzać jeszcze kilka tygodni temu.
Moje oczy napotkały widok Brązowookiej trzymającej dłoń bardzo słabowitej starszej kobiety, którą ledwie rozpoznałem. Fizycznie była tylko minimalnie podobna do siebie z czasów, z których ją pamiętam – jej ciało było chudsze, oczy zapadnięte, a policzki wychudłe. Bella spoglądała na nią z takim samym bezwarunkowym ciepłem jak wtedy, gdy patrzy na pacjentów pediatrii. Ta ludzkość i gracja była czymś, co kochałem w niej bardzo mocno i to wzmocniło mnie.
- Witam, babciu - powiedziałem podchodząc do jej łóżka.
Lekko poklepałem jej stopę okrytą kocem; właśnie w taki sposób witam się z każdym pacjentem podczas moich obchodów w szpitalu.
Bella odwróciła się do mnie i uśmiechnęła, zanim wskazała na krzesło obok niej, abym usiadł. Gdy to zrobiłem zauważyłem, że obojętne spojrzenie babci było skierowane na mnie. Nie miała pojęcia, kim jestem.
- Nie rozpoznaje mnie – powiedziałem. – Chyba nie zrozumiała mnie, kiedy nazwałem ją babcią – stwierdziłem, ściszając głos, aby tylko Bella mogła mnie usłyszeć. – Ostatnim razem jak ją widziałem, wciąż musiałem jej przypominać, kim jestem. Odpowiadała „o tak”, ale patrzyła na mnie zabawnie, kiedy nazywałem ją babcią kilka minut później – wyjaśniłem.
Kiwnęła głową w zrozumieniu.
- Edward - powiedziała ukradkiem moja babka, przerywając ciszę, która opanowała pokój na kilka minut.
Moje spojrzenie skierowało się na jej twarz, na której pojawił się szeroki uśmiech.
- Tak - powiedziała Bella, – to Edward – powtórzyła, wskazując na mnie.
Oczy babci zwróciły się na Bellę i ponownie zabłysły, jakby coś do niej dotarło.
- Libby! – sapnęła. – Edwardzie, przywiozłeś Libby. Wiedziałam, że to zrobisz. Libby, gdzie dziecko? Powiedziałam Edwardowi, żeby sprowadził ciebie i dziecko – dodała.
Wyraz jej twarzy zrobił się spokojniejszy i odwróciła głowę, wpatrując się za okno. Jej umysł był zapewne zamglony. Kiedy uświadomiłem sobie co się stało, zacisnął mi się żołądek. Babcia pomyliła mnie z Edwardem Masenem, moim dziadkiem. Oczywiście że tak, bo przecież byłem do niego taki podobny.
- O czym ona mówiła? – zapytała Bella, patrząc na mnie.
- Pomyliła mnie z dziadkiem. Miał na imię Edward. Dostałem imię po nim, taka rodzinna tradycja – odpowiedziałem.
Przełknąłem ślinę, by pozostać skupionym i rozmyślałem nad wymówką, by opuścić pokój. Oczy Belli zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki i prawie instynktownie sięgnęła po moją rękę, i uściskała ją delikatnie.
- Edwardzie, kochanie - przemówiła delikatnie Bella pochylając swoją twarz do mojej. – Widzisz, że twoja babcia ma się dobrze. Jest chora, ale nie jest gorzej niż oczekiwałeś. Jest szczęśliwa, bezpieczna. Dobrze zrobiłeś przychodząc tutaj i teraz możemy pójść - powiedziała wskazując na drzwi. – Ale gdybym była tobą – kontynuowała, – zostałabym i posłuchała. Może powiedzieć coś, czego nie będziesz miał szansy już nigdy usłyszeć, zanim będzie za późno… na dobre – wyjaśniła.
Wziąłem głęboki wdech i wypuściłem powoli powietrze. Miała rację. W pamięci mojej babki są ukryte pewne sprawy, które powoli zanikają – sprawy dotyczące mojej przeszłości oraz tego, kim jestem i skąd jestem, rzeczy, które nigdy nie zostały mi wyjawione. Bella przyglądała się mojej twarzy z łagodną miną. Pogłaskała mnie delikatnie po policzku i uśmiechnęła się.
- Będzie dobrze - potwierdziła.
- Wiedziałam, że wrócisz, Libby – ponownie zaczęła moja babcia. – I Edwardzie, przywiozłeś ją do domu. Wiedziałam, że to zrobisz – powiedziała, uśmiechając się promiennie do mnie i chwyciła moją rękę obiema dłońmi.
Poczułem coś podobnego do litości, gdy dostrzegłem wyraz jej oczu – była słabowita, a jej umysł zabłąkany. Radość, którą czuła była prawdziwa, ale jej powody były błędne. To tak, jakby podświadomie wytworzyła fantazję, która uwolniła ją od głębokiego żalu, który musiał dręczyć ją latami.
- Libby, gdzie dzieciątko? – zapytała Brązowooką.
- Och… eee, śpi – wyjaśniła Bella, jakby uspokajała małe dziecko.
Moja babcia po prostu uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Jej postawa była bardzo potulna i łatwo było ją udobruchać.
- Edwardzie, sprowadziłeś Libby powrotem - powtórzyła do mnie.
- Tak, wróciła ze mną - powiedziałem, zmuszając się do uśmiechu.
- Nie powinieneś był mówić temu chłopcu tego, co powiedziałeś, Edwardzie. To było niewłaściwe. Złamałeś serce Libby - powiedziała do mnie, a jej twarz pokryła się smutkiem.
- Co powiedział temu chłopcu? – zapytała Bella, patrząc na moją reakcję.
Tylko kiwnąłem głową. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, moja ciekawość była rozbudzona i chciałem wiedzieć, o czym ona mówi.
- Edwardzie, nie powinieneś był odsyłać Carlisle’a - powiedziała wciąż na mnie patrząc. – Dziecko potrzebuje ojca – dodała spoglądając na mnie z zupełnie bezsilnym gniewem, jaki mogła przekazać tylko chora, starsza kobieta.
- Nic się nie stało - powiedziała łagodnym tonem Brązowooka. Poklepała moją babcię po ręce. – Teraz tu jestem – dodała.
Moja babcia rozluźniła się dzięki spokojnemu głosowi Belli i jej delikatnemu dotykowi. Ponownie jej spojrzenie skierowało się w przestrzeń i jej umysł zabrał ją gdzie indziej. Nasza uwaga skupiła się na pielęgniarce, która weszła do pokoju, by sprawdzić, co z moją babką.
- Witam - powiedziała, wesoło witając nas, gdy pchała wózek na drugą stronę lóżka. – Jestem zaskoczona, że jeszcze nie śpi, bo zazwyczaj o tej porze drzemie – dodała. – Jak się czujesz, młoda damo? – zapytała, ostrożnie biorąc ramię mojej babci, by zmierzyć jej ciśnienie. Babka nie odpowiedziała, ale na jej twarzy pojawił się ten sam potulny, pusty uśmiech.
- Chyba powinniśmy dać jej teraz odpocząć - zasugerowała Bella.
Kiwając głową, wstałem i chwyciłem dłoń Belli.
Gdy spojrzałem na babcię zauważyłem, że jej oczy zaczęły się już zamykać. Łatwo się męczyła i było oczywiste, że nawet taka krótka wizyta ją wymęczyła. Pożegnaliśmy się z pielęgniarką i gdy opuszczałem bok babci, delikatnie poklepałem to samo miejsce, gdy wszedłem, ale tym razem próbowałem przekazać podziękowania. W momencie, gdy wkroczyliśmy na korytarz, Bella uściskała mnie mocno.
- Tak bardzo cię kocham, Edwardzie - powiedziała.
- Ja ciebie też bardzo kocham - odpowiedziałem.
Skierowaliśmy się do samochodu i postanowiliśmy wrócić do domu. Bella nalegała, by zostać dzisiaj w domu mówiąc, że nasza „prawdziwa” pierwsza randka odbyła się wczoraj, kiedy zbudowałem dla niej fort i to, że wyjście do wymyślnej restauracji nigdy tego nie przebije. Wiedziałem także, że zdawała sobie sprawę, iż nie czułem się na siłach na posiłek poza domem i chciała podać powód, abyśmy to zrobili. Zamówiliśmy tajskie jedzenie i zjedliśmy je przy stole, patrząc na zimowy zachód słońca.
- Dziękuję, że poszłaś dzisiaj ze mną - powiedziałem zanim wziąłem łyk piwa, by złagodzić pieczenie po pikantnym jedzeniu. – Za zachęcenie mnie do tego – dodałem.
- Zrobiłeś to, co właściwe. I sądzę, że byłeś dzielny – odpowiedziała uśmiechając się.
- Nie czuję się dzielnie. Po prostu… dziwnie mi ulżyło. Szczerze, to było smutno widzieć ją tak chorą i kruchą, ale to pomogło mi odpuścić sobie gniew, który do niej czułem. Ulżyło mi, że nie jestem już wkurzony. I miałaś rację, co do posłuchania tego, co miała do powiedzenia. Ponieważ… chciałem wiedzieć. Wciąż chcę – wyznałem, wyrażając moją potrzebę, by dowiedzieć się wszystkiego o mojej przeszłości.
Bella sięgnęła po moją dłoń i owinęła wokół niej palce.
- Wiem - odpowiedziała z czułą i słodką miną.
Dzięki jej szczeremu współczuciu i pragnieniu pomocy, byłem podniesiony na duchu i poczułem, jak stres z całego dnia uchodzi ze mnie – dzięki Brązowookiej, dobremu posiłkowi oraz smacznemu, zimnemu piwu.
- Ej - zacząłem. – Czemu siedzisz tak daleko? – zapytałem żartobliwie, chociaż siedziała koło mnie.
- Dlatego, że nikt nie zaprosił mnie na kolana podczas posiłku. Nie jestem taka arogancka jak niektórzy, Edwardzie – zażartowała, uśmiechając się do mnie.
- Nauczyłem się już nie być aroganckim przy tobie, Brązowooka. Zawsze byłem w błędzie - powiedziałem z ciężką rezygnacją, gdy wciągałem ją na moje kolana.
Pocałowała mnie w policzek i otworzyła usta, gdy karmiłem ją za pomocą pałeczek.
- Och, więc nie sądzisz, że przyszłam tutaj, bym mogła „urobić cię”, jak za pierwszym razem, gdy jedliśmy wspólnie obiad? – zapytała śmiejąc się.
- Chcesz… bym cię urobił? – warknąłem w jej ucho.
- A czy świnia kwiczy? – zażartowała.
Nie odpowiedziałem; po prostu sapałem w jej szyję, gdy ona śmiała się głośno, a moja skóra i ciepły oddech łaskotały ją.
- Cieszę się… że jesteś szczęśliwy, Edwardzie - powiedziała, głaszcząc mnie po policzku.
- Dzięki. Też lubię, gdy jesteś szczęśliwa - odpowiedziałem.
- Cieszysz się, że teraz wiesz więcej? – zapytała, robiąc aluzję do tego, co wyjawiła moja babka.
- Tak – odpowiedziałem, wolno potakując głową.
Spojrzeliśmy na siebie i po chwili nasze uśmiechy stały się zaraźliwe tak bardzo, że szczerzyliśmy się do siebie.
- Twój tata - powiedziała Bella, z oczami pełnymi życia. – Ma na imię Carlisle.
- Carlisle Cullen - powiedziałem, praktycznie do siebie. – Mój ojciec… ma imię i nazwisko – oświadczyłem, a znaczenie moich słów dało mi poczucie zadowolenia, którego nie oczekiwałem.
- I jego syn jest niezwykłym człowiekiem - wymamrotała, trzymając dłonie na mojej twarzy. – Pięknego wewnątrz i na zewnątrz – powiedziała, przesuwając kciukiem po moich ustach.
Po nakarmieniu Belli hojną częścią mojej miseczki lodów, jedzenie stało się nagle drugorzędną sprawą. Całowaliśmy się i pieściliśmy w drodze do sypialni i w tym czasie zrzucaliśmy z siebie ubranie po ubraniu.
- Pozwól, że poczujesz się dobrze, kochanie - wyszeptała mi do ucha Bella zanim posadziła mnie na krawędzi łóżka i uklękła przede mną.
Odchylając się do tyłu i podpierając na dłoniach, przyglądałem się jej twarzy, gdy poruszała ustami wokół mnie. Było to fantastyczne uczucie, ale także pomagało wyłączyć się mojemu umysłowi.
- Dziękuję, Brązowooka - powiedziałem jej, gdy zwinęła się koło mnie na łóżku.
- Przestań mi dziękować co pięć minut - odpowiedziała, całując mnie po szyi i bawiąc się włosami na mojej klatce piersiowej.
- Nic na to nie poradzę. Robisz wiele miłych rzeczy. Prawie mnie to martwi, bo zazwyczaj nie jesteś taka miła - dokuczyłem jej.
- Tak? To tylko dlatego, że doktor Spoko opuścił budynek - dokuczyła w odpowiedzi.
- Yyy, dzięki, dziękujęcibardzo - powiedziałem naśladując Elvisa.
Bella zachichotała głośno i uderzyła mnie w pierś.
- Znowu mi dziękujesz! Przestań już - rozkazała, machając palcem wskazującym.
- I wróciła. Już myślałem, że nigdy cię nie zobaczę, panienko. Mogę jeszcze jedno? – zapytałem, łapiąc jej palcem i skubnąłem go.
- Następne co?
- Wezmę po jednym ze wszystkiego. Jestem trochę łakomy - powiedziałem śmiejąc się I przesunąłem się tak, że leżałem na niej.
- W takim razie, częstuj się - zagruchała.
I tak zrobiłem do czasu, aż jęczała i krzyczała w kółko moje imię. Ostatecznie zapadliśmy w spokojny sen z Bellą pode mną i moją ręką okrywającą jej idealną pierś.
Kilka następnych dni minęło szybko, byłem zawalony pracą w szpitalu. Pod naciskiem Belli, po raz ostatni sprawdziłem, co z moją babcią zanim została wypisana i powróciła do domu spokojnej starości. Na szczęście spała, gdy przyszedłem. Szybko przejrzałem jej kartę usatysfakcjonowany, że jej zdrowie jest tak dobre, jak tylko mogło być. Zanim wyszedłem z pomieszczenia po raz ostatni poklepałem ją po kocu i obiecałem sobie, że odwiedzą ją przynajmniej raz, zanim jej choroba przejmie ją zupełnie.
W piątek, z Bellą postanowiliśmy zjeść obiad i obejrzeć jakiś film u mnie. Gdy zapytałem, jak mogę pomóc poprosiła, abym napuścił jej wody do wanny po obiedzie. Z zadowoleniem zrobiłem coś, co przysłuży się do zdjęcia jej ubrania i radośnie wykonałem jej życzenie. Bella wyszła z ciepłej, pachnącej czekoladą wanny pełnej piany, dzięki pomysłowemu produktowi o nazwie Klasyczne Ciasto Czekoladowe, które Brązowooka dojrzała, szukając przez Internet kosmetyków, które kobiety uwielbiają mieć. W pamięci zapisałem sobie nazwę, by zamówić pięć butelek.
- Coś tu pachnie jadalnie - powiedziałem otulając ramionami jej ciało owinięte ręcznikiem. – Jak tort. To muszą być moje urodziny. Jesteś moim prezentem? – zażartowałem, masując jej jędrną pupcię i przysuwając nos do jej szyi, by zaciągnąć się zapachem.
- Tak i może nawet będę pałętać się tu, by być twoją przyszłością - zażartowała, puszczając do mnie oczko.
Odsunęła moje dłonie, by mogła zdjąć ręcznik i się ubrać.
Moja przyszłość. Z Brązowooką. Podoba mi się wydźwięk tego.
- Oglądamy film? – zapytała, wkładając jedwabistą piżamę i wyrywając mnie z marzeń.
- Yyy, tak. Zastanawiałem się nad Łowcą Androidów. To mój ulubiony - zasugerowałem.
- Pewnie - odpowiedziała z promiennym uśmiechem, uwalając się na łóżku.
Gdy oglądaliśmy film, który widziałem niezliczoną ilość razy, to był pierwszy raz, gdy zauważyłem coś ironicznego – dla kolesia, który jest wielkim entuzjastą sci-fi i którego ulubiona książka jest o robotach, które były tak podobne do ludzi, że prawie nie można było ich odróżnić, żyłem do tej pory raczej mechanicznie. Udało mi się wieść życie, w którym byłem niezaangażowany i ograniczałem interakcje z innymi do tak niewielkiego stopnia, że mogłem wymknąć się po cichu, niezauważony i bez jakiegokolwiek trwałego śladu. Żyłem tak, jak zostałem poczęty – nieznany i nienależący do nikogo. Śpiące ciało przytulone do mojej klatki piersiowej pomogło mi zmienić to wszystko – zrobiła to dzięki prostemu byciu sobą i oferując mi okazję, by stworzyć silną więź z innym człowiekiem. Zobaczyła człowieka, którym byłem – czarującego, kokieteryjnego, z łatwą gadką – ale była wystarczająco spostrzegawcza, aby również dojrzeć coś więcej, coś, co wychodziło poza fizyczność. Gdy zapadałem w sen, myślałem o tym jak mój świat mógł być mały, znieczulony i rzeczywiście bardzo mechaniczny, bez niej.
Obudziłem się kilka krótkich godzin później, gdy Bella wykrzykiwała moje imię. Usiadłem prosto, odczuwając ulgę, że leżała koło mnie tak jak wtedy, gdy zasypiała. Tylko że teraz rzucała się, jęcząc bez tchu.
- Brązowooka - powiedziałem, głaszcząc ją po plecach, by się przebudziła. – Masz koszmar, obudź się – dodałem, delikatnie potrząsając nią, by wstała i uspokoiła się.
Obróciłem się i włączyłem lampkę koło łóżka. Oczy Belli wreszcie otworzyły się; były czerwone od płaczu. Gdy mnie zobaczyła, chwyciła mnie za koszulkę i gdy mnie uściskała, prawie dusiłem się.
- Edwardzie! – sapnęła w moje ramię, płacząc.
- To był tylko sen - uspokajałem ją, poklepując po plecach.
- Proszę, nie zostawiaj mnie, Edwardzie, proszę – błagała, wciąż szlochając.
- Zostawić cię? – zapytałem oniemiały. – Skąd wziął się ten pomysł? – zastanawiałem się głośno, wycierając jej twarz moją koszulką.
- Śniło mi się, że stałeś przede mną, mówiłeś coś… ale słyszałam tylko różne dźwięki. Powiedziałam „nie rozumiem cię”, ale ty wciąż to robiłeś. Nagle zniknąłeś. Mrugnęłam i już cię nie było. Nawet twoje mieszkanie, wszystko zupełnie zniknęło – wydusiła płacząc w dłoń.
- Nie mógłbym, słodziutka – złajałem, otulając ją ramieniem. – Nigdy bym tego nie zrobił – powiedziałem zanim pocałowałem ją w czoło.
Ponownie odchyliłem się, ale tym razem wciągnąłem chusteczki. Bella usiadła i wytarła twarz, wciąż patrząc na mnie, jakby widziała ducha. Wyraz jej twarzy zabijał mnie, więc przyciągnąłem ją do siebie i skinąłem, by usiadła mi na kolanach.
- Edwardzie… ja… - próbowała powiedzieć walcząc z tym, co miała w głowie.
- Co? – zapytałem, pieszcząc ją po policzku.
Przez minutę zbierała myśli, po czym przechyliła głowę i spojrzała na mnie oczekująco.
- Wiem, że nic nie jest pewne. Że czasami coś nie wychodzi. Ale jedynie proszę o to, że jeśli to dojdzie do takiego punktu dla ciebie - mówiła nerwowo, – proszę, Edwardzie, proszę, nie odchodź bez rozmowy ze mną – dodała, zaczynając płakać ponownie.
Wymamrotała przeprosiny i właśnie miałem użyć taktyki z mocnym uściskiem, gdy zamyśliłem się nad powodem tego, że ten koszmar tak ją zmartwił. Niewątpliwie przywiązaliśmy się do siebie i to wypełniło ją obawami przyszłych kłamstw. Uświadomiłem sobie, że strata jej ojca pogarszała sytuację. Nagle przypomniała mi się rozmowa z Renée podczas Święta Dziękczynienia o bolesnych przeżyciach Belli. Śmierć ojca była nagła, jego odejście niespodziewane. Jej smutek może i nie był świeży, ale wciąż istniał.
Nie chciała, abym jednego dnia tu był, a drugiego już nie.
Byłem tak zajęty sprawą z babką i kwestiami mojej przeszłości, że nie zwracałem uwagi na to, czego potrzebowała i zrozumiałem, iż muszę naprawić to jak najszybciej.
Nigdzie się nie wybieram. To tak proste. Kocham ją. Nigdy wcześniej nie kochałem kobiety – i chociaż prawdą jest, że nie mam porównania, fakt iż nie jestem tym zmartwiony coś mówi. Żadna kobieta nawet nie przykuwała tak długo mojej uwagi jak ona. Nigdy nie ufałem jakiejś kobiecie tak jak jej i sposób, w jaki okazywała mi współczucie i zrozumienie w zamian, wprawiał mnie w osłupienie. Moje szczęście jest ograniczone jedynie tym, jak szczęśliwą mogę ją uczynić. Przynajmniej tyle mogę zrobić.
- Brązowooka, nigdzie się nie wybieram. Obiecuję – powiedziałem, odsuwając kosmyk włosów z jej twarzy.
- Nie musisz obiecywać - zaprotestowała, ale smutek na jej twarzy zadał kłam jej słowom.
- Pewnie, że muszę, bo naprawdę tak sądzę. Naprawdę obiecuję. Nie mógłbym ot tak odejść, nie kiedy wiem, co czuję - powiedziałem całując ją w usta.
- Dziękuję - odpowiedziała, a jej twarz rozjaśniła się uśmiechem.
- Kocham cię - powiedziałem całując jej dłoń.
- Ja ciebie też - odpowiedziała, także całując mnie w dłoń.
- Wiesz - zacząłem, czując się trochę niespokojny, ale i tak mówiłem dalej, – chcę byśmy mieli wspólną przyszłość. Chodzi o to, że… widzę to jako długoterminową sprawę i mam nadzieję, że ty też – wyznałem, mając nadzieję, ze zgodzi się ze mną.
Nie musiałem tkwić w takim stanie długo, ponieważ odpowiedziała uśmiechem i entuzjastycznie pokiwała głową.
- Oczywiście, że tak – powiedziała, zanim obdarowała mnie długim, głębokim pocałunkiem.
- Więc, tak jak powiedziałem, nigdzie się nie wybieram w najbliższym czasie. Ponieważ, szczerze, Brązowooka, nie udam się nigdzie bez mojego cyckusia – wyznałem, udając poważny wyraz twarzy i wpatrywałem się w jej piersi.
- I znowu, poważny moment został zredukowany do najmniejszego ułamka – zrugała, ale zaśmiała się pomimo irytacji.
- Jestem dobry w ułamkach i jednostkach miary… zobaczmy, szczypta tego - zażartowałem, szczypiąc ją w pośladek, wywołując u niej cichy pisk, – i garść tego - kontynuowałem, chwytając w dłoń jej jędrną pierś.
- Teraz jesteś kucharzem, co? – oskarżyła, posyłając mi groźne spojrzenie, ale widziałem w tym całkowity brak zagrożenia i, tak naprawdę, było to coś pięknego.
- Tak, w sumie teraz zrobię z ciebie posiłek – powiedziałem z uśmieszkiem. Poklepałem poduszkę, dając Belli znać, by położyła się z powrotem. – Zobaczmy. Tutaj mam wszystkie pyszne składniki – dokuczyłem jej, przesuwając dłonią po jej gładkiej nodze aż do stopy. Pocałowałem ten sam palec u stopy, który badałem kilka miesięcy wcześniej, kiedy zraniła się podczas przeprowadzki. – Mój ulubiony, paluszki - guma balonowa – powiedziałem, gdy poruszała nimi. – Filet z soli – dodałem, łaskocząc jej stopę, by usłyszeć jej śmiech. – Delikatny udziec jagnięcy – wymamrotałem lekko pocierając jej udo oburącz. Bella nagrodziła mnie skromnym uśmiechem i pogłaskała mnie po policzku. – Mmm, małe, smaczne paluszki biszkoptowe – kontynuowałem, przyciągając jej dłoń do moich ust i pocałowałem jej palce, każdy z osobna. Kierując się w górę jej ramienia, całowałem i pieściłem leniwie jej skórę, później skierowałem się na bok jej tułowia, tuż przy jej talii. – Soczyste żeberka – westchnąłem, łaskocząc ją ustami, ciesząc się tym, jak jej ciało zadrżało. Podążyłem środkiem jej dekoltu, w górę szyi i zatrzymałem się, gdy dotarłem do twarzy. Przeczesałem palcami jej długie włosy, bawiąc się kosmykiem. – Bujne i puszyste włosy anielskie – powiedziałem do niej z uśmiechem.
Bella przechyliła głowę nieśmiało, a na jej policzki wstąpił ten wspaniały rumieniec, aż zakręciło mi się w głowie. Pociągnęła za moją koszulkę sprawiając, że zbliżyłem twarz do jej. Pocałowała mnie żarliwie i oddałem pocałunek z jednakowym entuzjazmem. Jej wargi, słodkie i miękkie, rozchyliły się delikatnie i poczułem jej cukierkowy smak. Gdy próbowała ściągnąć mi bluzkę, powstrzymałem ją. Jeszcze nie skończyłem z kulinarną podróżą.
- Cierpliwości, Brązowooka. Muszę posmakować jeszcze kilku kulinarnych smaczków – powiedziałem, wracając do podróży po jej ciele i zatrzymałem się tuż przy jej klatce piersiowej. – Soczyste, dojrzałe melony – stwierdziłem, czerpiąc radość z jej cichych jęków, które wydawała z siebie, gdy całowałem i lizałem jeden sutek, a drugi szczypałem ręką. Jęknąłem, gdy wsunąłem głowę między jej nogi i poczułem ciepło zgromadzonej tam wilgoci. – I ostatnie, lecz nie mniej ważne – powiedziałem z uśmieszkiem, zanim pocałowałem szlak wzdłuż jej biodra w kierunku kości łonowej. – Moje ulubione ze wszystkich; saskimi – zaśmiałem, patrząc na nią.
- Boże, kocham cię - westchnęła z małym chichotem.
- Ja ciebie też. I wszystkie twoje apetyczne kawałeczki – powiedziałem zanim zasmakowałem najsmaczniejszego ze wszystkich.
Drażniłem się i bawiłem, doprowadzając ją na granicę orgazmu kilka razy zanim jej jęki zmieniły się w warknięcia. Tylko wtedy mogłem być pewny, że kiedy skończę, zapadnie w tak kamienny sen, iż nie zapamięta żadnego snu - koszmaru czy nie.
Rano obudziłem się na zapach śniadania, co spowodowało, że uśmiechnąłem się od ucha do ucha, zanim nawet byłem tego w pełni świadom. Wolnym krokiem przechadzałem się w stronę kuchni, wciąż przecierając zaspane oczy. Zostałem powitany widokiem Belli tańczącej do kolekcji piosenek na iPodzie, który był podłączony do systemu nagłośnieniowego w salonie. Dzięki The White Album wydobywały się z głośników, a Bella fałszowała zachwycająco o Desmondzie i Molly Jones.
- Ob-la-di Ob-la-da (1) - zaśmiałem się, całując ją w policzek.
- Dzień dobry, blasku słoneczny - odpowiedziała, uśmiechając się do mnie, gdy trzymałem mocno ją za biodra i kołysałem w rytm muzyki.
- Dzień dobry, dzień dobry - odpowiedziałem puszczając oczko i przesuwałem dłonie po jej bokach. Próbowałem wciągnąć ją do tańca, sięgając po jej dłonie, ale odsunęła się.
- Dzienny Wycieczkowicz - powiedziała marszcząc brwi i wzruszyła ramionami.
- Chcę Trzymać Cię Za Rękę – zaprotestowałem. – Poddaj, poddaj mi się – dodałem żartobliwie, sięgając po nią.
- Odsuń się(2) - ostrzegła, machając palcem i spojrzała na mnie gniewnie w żartobliwy sposób.
- Chodźmy Razem? – błagałem, wysuwając dolną wargę. Wiedziałem, że nie mogła oprzeć się temu.
- Powiedz Czemu? – powiedziała, zwężając oczy.
- Potrzebuję cię – odpowiedziałem wprost. – Osiem Dni w Tygodniu – dodałem schlebiając tak, jak to tylko możliwe.
- Chodź i Weź To - ustąpiła, wyciągając ramiona.
Jedną rękę ułożyłem w jej pasie, a drugą złączyłem z jej dłonią, kręcąc nami delikatnie.
- Kochaj Mnie? – zapytałem przy jej uchu, a ona odsunęła się i spojrzała na moją twarz z uśmiechem.
- W Całym Wszechświecie – potwierdziła. – Tutaj - powiedziała, całując moją klatkę piersiową po lewej stronie. – Tam - dodała, całując mnie w skroń, – i Wszędzie – zakończyła, całując mnie w usta.
Tańczyliśmy blisko stykając się policzkami. Przytuliłem ją w pasie i nie mogłem oprzeć się okazji, by moje dłonie błądziły po jej lędźwiach, w dół na jej jędrny tyłeczek.
- Magiczna, Tajemnicza Podróż - wyszeptałem łapiąc ją za pierś.
Bella miała minę, którą wyrażała lekkie rozdrażnienie, ale gdy kciukiem przesunęłam po jej sutku, mina zmiękła, a ona zamknęła oczy.
- Powinnam była widzieć - potwierdziła z rezygnacją, zanim zaśmiała się delikatnie.
Przesunąłem dłoń na jej policzek, a ona przekręciła głowę i pocałowała lekko moje palce.
- Wszystko, Czego Potrzebujesz To Miłość – powiedziała.
- Tak Właśnie Jest - odpowiedziałem. – Wczoraj? – zacząłem, zanim wskazałem na siebie. – Człowiek-nikt – powiedziałem marszcząc brwi. – Dopóki Nie Było Cię Przy Mnie – wyjaśniłem przyciągając ją bliżej.
- Cała moja miłość – wyznała, – Jest Dla Ciebie – dodała, chwytając moją dłoń i kładąc ją z powrotem na swój policzek.
Uśmiechnąłem się myśląc, że bycie z nią jest najlepszą rzeczą, jaka zdążyła mi się od dłuższego czasu.
- Jest Coraz Lepiej - powiedziałem. – W Moim Życiu. – Pogłaskałem jej policzek kciukiem.
- Przytul Mnie Mocno? – zapytała, opierając głowę na mojej klatce.
- Tak Zrobię – odpowiedziałem, wplątując palce w jej włosy i pocałowałem ją w czubek głowy.
- P.S. Kocham Cię - wyszeptała mi do ucha.
- Kiedy Będę Miał 64 Lata? – zapytałem z uśmieszkiem.
- Och, Kochanie! – westchnęła, całując mnie. Uśmiechnęła się i podrapała mnie po brodzie. – Rozwiążemy Problem – odpowiedziała, przytakując głową.
Tańczyliśmy jeszcze kilka minut, zanim Brązowooka zaprotestowała, że moje jajka będą zrujnowane, jeśli się nimi nie zajmie. Niechętnie puściłem ją i pogodziłem się z przyglądaniem się jak rusza gładko od zadania do zadania, nucąc i uśmiechając się. Gdy cieszyłem się widokiem jak mój ulubiony szef kuchni przygotowuje jedną ze swoich specjalności, mój umysł wypełnił się myślami o przyszłości i długoterminowych planach.
Wciąż będzie mnie chciała, wciąż będzie mnie karmić, gdy będę miał sześćdziesiąt cztery lata?
Bardzo bym chciał, aby Bella była częścią tego. Była ze mną w tej przyszłości. I chciałem zaoferować jej okazję, by spędzić ten czas, nieważne jak długo, z kimś kto jest nie tylko poukładany i z łatwą gadką, czyli takim, jakim byłem, gdy się poznaliśmy.
- Brązowooka? – zawołałem opierając się o szafkę kuchenną.
- Hmm? – odpowiedziała, stojąc przed kuchenką.
- Nie chcę być już tym kolesiem – powiedziałem.
- Jakim? – zapytała, spoglądając na mnie ze zdziwioną miną.
- No tym, którym byłem, gdy cię poznałem - odpowiedziałem, stukając palcami o granit.
- Edwardzie - zaśmiała się, – nie jesteś „tym kolesiem” od jakiegoś czasu – poinformowała mnie, kręcąc głową.
- Chcę być lepszą osobą niż wtedy - odpowiedziałem, idąc do stołu z nią, gdy zaczęła podawać dla nas śniadanie.
- Już jesteś - stwierdziła, nakładając jajka na mój talerz i uśmiechnęła się.
- Ale jest jeszcze wiele rzeczy, których o sobie nie wiem. Może gdybym wiedział więcej, byłbym stanie ruszyć dalej. Wtedy bym wiedział, że już nie będę „tym kolesiem” – wyjaśniłem.
- Okej - powiedziała, odkładając patelnie i łopatkę.
Spojrzała na mnie z tą samą miną, przez którą mam ochotę oddać jej moją ostatnią dziesięciocentówkę, ostatni kęs jedzenia i serce, którego chyba nie miałem.
- Potrzebuję przysługi - powiedziałem z bardziej poważną miną, gdy chwyciłem jej dłonie i pocałowałem obie.
- Cokolwiek zechcesz, po prostu powiedz - odpowiedziała, patrząc na mnie z ciekawością.
- Chcę, byś pomogła mi odnaleźć ojca - powiedziałem wiedząc, że będę potrzebować jej pomocy na więcej niż jeden sposób.

(1) Wszystkie ich wypowiedzi z tego dialogu to tytuły piosenek The Beatles. (Good Day, Sunshine; Good Morning, Good Morning; Day Tripper; I Want to Hold Your Hand; Please, Please Me; Get Back; Come Together; Tell Me Why; I Need You; Eight Days a Week; Come and Get It; Love Me Do; Across the Universe; Here There and Everywhere; Magical Mystery Tour; Should Have Known Better; All You Need Is Love; Yes It Is; Yesterday; Nowhere Man; Till There Was You; All My Loving; It's For You; Getting Better; In My Life; Hold Me Tight; I Will; P.S. I Love You; When I'm Sixty-Four; We Can Work It Out)
(2) W oryg. Get Back. W tekście piosenki tłumaczy się to na ‘Lecz wróć,’ ale użyłam bardziej pasującego.


Rozdział 24


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Dreamteam dnia Wto 15:22, 31 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin