FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Oniemiała [T] [NZ] 5.08 (Rozdział 21) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
elektra21
Nowonarodzony



Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:18, 11 Maj 2010 Powrót do góry

Taa Bella nabroiła. Biedny Edward. Wszystko się ułożyło. Edward od początku nie wymagał od niej żeby ze sobą sypiali.
Wybaczą sobie? Przeprosi go, prawda? Może Adel jej pomoże przekonać tatusia.
Rozdział wspaniały i czekamy na następny. Oby dalsze dni były dla nich szczęśliwsze.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Śro 12:30, 12 Maj 2010 Powrót do góry

Niniejszym się budzę, chociaż wiem, że od kilku miesięcy należy mi się niezły łomot za brak komentarzy. Wstyd
Ekhem, no więc...
Opowiadanie inne, ciekawe, interesująca fabuła, dobrze wykreowane postacie. Podoba mi się więź, jaka połączyła Edwarda i Bellę, nie opiera się tylko na pożądaniu, na atrakcyjności fizycznej, jest głębsza, przyjacielska, może nawet duchowa? To miła odmiana po jakże licznych ff, w których główni bohaterowie nie mogą od siebie oderwać rąk (i czego tak jeszcze...). Bella jako osoba, która przeżyła gwałt ma typowe symptomy PTSD, jej portret został całkiem nieźle nakreślony (chwali się autorce). Edward za to pokazuje typ osobowości bardzo ceniony przez współczesne kobiety; jest jednocześnie czuły, wrażliwy i odpowiedzialny.
Mam nadzieję, że akcja dalej będzie się toczyć swoim tempem i autorka nie zacznie nagle galopować...
Co do tłumaczenia, jest bez zarzutu, płynne, ładnie skonstruowane stylistycznie i gramatycznie. Ok!
Czekam na więcej!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sleeping_Beauty
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 16:50, 12 Maj 2010 Powrót do góry

Smutne. Ale słodkie:) Cóż, Edward nie wykazał się zbytnim zrozumieniem, biorąc pod uwagę to, przez co przeszła Bella, ale oboje muszą chyba odrobinę zmądrzeć:) Cieszę się, ze dodałaś kolejny rozdział:) Strasznie miłe te opowiadanie, takie spokojne i odprężające:) Cóż, trzymam kciuki za wenę:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bugsbany
Wilkołak



Dołączył: 07 Sty 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:17, 12 Maj 2010 Powrót do góry

Głupiutka Bella W mur jak mogła tak pomysleć wogóle, że Edwradowi chodzi o seks....wiem, że ciężko jej zaufać facetom po tym co ją spotkało, ale czy Eddie nie pokazał, że mu zależy, że chce się nią opiekować ? Na co ona jeszcze czeka....odtrąca go na każdym kroku i biegnie się wyżalić Jackobowi, zamiast pogadać jak na dorosłych ludzi przystało. Normalnie mnie wkurzyła Zdegustowany mam nadzieję, że się opamięta.
Moment, w którym Jackob daje kartkę z zapisaną rozmową mnie zmroził, w co on gra? wtf testuje Cullena jak króliczka, ale nie udało mu się...Edward nie jest idiotą Hurra
Perełką jest moment, w któym Adel nazywa Edka "tatą" aż gęsia skórka mnie oblazła.
Czekam niecierpliwie na dalsze części, buziaki Bugsbany


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Czw 18:31, 13 Maj 2010 Powrót do góry

Chyba dawno tu nie komentowałam, prawda? Nowy rozdział jest super. Nie ma się co dziwić jeśli chodzi o reakcję Belli. Dziewczyna ma za sobą traumatyczne przejścia, więc pod pewnymi względami zachowuje się inaczej niż można by sie spodziewać. A Edward? jest tutaj typem uroczego miśka. Ciepły, opiekuńczy, serdeczny. Scena z Adel i jej gadaniem na granicy snu - w 100% urocza Very Happy
To opowiadanie ma mnostwo uroku. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nina Spektor
Nowonarodzony



Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:28, 15 Maj 2010 Powrót do góry

Na to opowiadanie trafiłam zupełnie przez przypadek, ale nie żałuję. Zarwałam nockę, żeby przeczytać dotychczas wstawione rozdziały, a to już coś. Rzadko kiedy coś tak mnie wciąga, że po prostu siadam i czytam.

Podoba mi się pomysł na opowiadanie. Niby powielony schemat – niezdarna Bella i idealny Edward – ale jednak coś w tym jest. Może to za sprawą narracji? Wprawdzie nie przepadam za pierwszoosobową, ale w tym przypadku zupełnie mi ona nie przeszkadza. Dużym plusem jest spokojnie prowadzona akcja. Nie mamy tutaj wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia – bohaterowie bardzo powoli dochodzą do tego, co ich łączy. Ale mimo tej powolności, każdy rozdział przynosi coś nowego.

Bardzo ciekawą postacią był Frank. Niby wspomniano o nim niewiele, ale wniósł, według mnie, bardzo dużo. Takie małe epizody dodają tylko smaczku.

No to teraz kilka słów o bohaterach. Jak już wspomniałam, mamy tutaj niby powielony schemat. Bella jest oczywiście nieśmiałą niezdarą. Ale ma w sobie tę siłę i chęć do walki. Do tego jest stanowcza, choć czasem niezdecydowana. Ale najważniejsze jest to, że ma odwagę stanąć twarzą w twarz ze swoimi lękami, próbując znów zacząć mówić.

Edward to jak zwykle tzw. słodziak. Pomocny, uprzejmy, utalentowany… No i zakochany bez pamięci. Ale właściwie to taki Edward jest jak najbardziej na miejscu w tym opowiadaniu. Inaczej nie miałoby ono sensu. Aha, jego stosunek do Adele. Aż miło się czyta, jak bardzo się o nią troszczy. Oby tak dalej.

No i jeszcze muszę dodać najważniejsze. Myślę, że to opowiadanie spokojnie odniosło by sukces bez nawiązań do Twilight. Ma ono w sobie coś niezwykłego, coś, co zmusza do czytania.

Jeśli chodzi o tłumaczenie, to jest naprawdę świetnie. Czyta się bardzo płynnie, nie ma ,,zgrzytów” czy też typowo angielskiego szyku wyrazów. Wielkie dzięki!

To chyba na tyle. Trochę się rozpisałam, ale miałam jakoś wenę. Życzę chęci i przede wszystkim czasu na tłumaczenie.

Pozdrawiam, NS.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jakub
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczytno

PostWysłany: Czw 23:55, 24 Cze 2010 Powrót do góry

Jak zwykle dziękuję wszystkim za konstruktywne komentarze Wink I zapraszam na kolejny rozdział - w końcu dowiecie się, co tak naprawdę przydarzyło się Belli Wink

Rozdział 18: Wspomnienia z dawnych lat

Tłumaczenie: Jakub
Beta: Rathole

Bella

- Mamusiu, obudź się! - usłyszałam piskliwy głosik, a chwilę potem pewien mały człowieczek wylądował na moim brzuchu. Stęknęłam, czując, że zostałam całkowicie pozbawiona powietrza i otworzyłam oczy.

- W końcu się obudziłaś! - krzyczała głośno. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał kwadrans po szóstej. Zastanawiałam się, dlaczego miejsce obok mnie jest puste. Z westchnięciem zsunęłam się z łóżka i wzdrygnęłam się, gdy moje bose stopy dotknęły zimnej podłogi. Może będzie cieplej, gdy zejdę na dół. Zaczęłam się rozciągać; ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam w drzwiach Edwarda bez koszulki.

- Ktoś tu jest bardzo podekscytowany - skomentował zaistniałą sytuację. Ja tylko przytaknęłam. Nie byłam pewna, co powinnam mu powiedzieć, więc po prostu się w niego wpatrywałam. Po chwili wszedł do pokoju i zaczął grzebać w swojej walizce. Wyciągnął koszulkę i założył ją.

- Przepraszam - szepnęłam, przygryzając wargę. Zastanawiałam się, co powie. Oparłam się o ścianę, a on przeczesał swoje włosy palcami, sprawiając, że stały się jeszcze bardziej roztrzepane niż zwykle i wpatrywał się w podłogę. Zauważyłam, że ma pod oczami wyraźnie widoczne cienie. Pewnie spał niewiele więcej ode mnie.

- Zdaje się, że powinniśmy zejść na dół. - To było wszystko, co powiedział, zanim odwrócił się i wyszedł z pokoju.

Chyba nie poszło nam aż tak źle.

Westchnęłam i usiadłam na moim łóżku. Rozejrzałam się po pokoju z czasów dzieciństwa - na ścianach wisiały plakaty filmowe i stare zdjęcia. Niestety nie było wśród nich żadnych fotografii z obecnych czasów. Wstałam i podeszłam nieco bliżej; uśmiechnęłam się. Patrzyłam na zdjęcie przedstawiające mnie i Emmetta. Miałam wtedy czternaście lat, on - siedemnaście. Siedziałam mu na barana i oboje szczerzyliśmy się do aparatu jak głupi. Obok przyczepiłam inną odbitkę, przedstawiającą mojego kochanego braciszka i Rose podczas ich pierwszego pocałunku. Emmett miał wtedy szesnaście lat, a Rosalie piętnaście.

- Mamusiu, chodź! - Usłyszałam za sobą głos Adele, która podskakiwała z wrażenia. Zapomniałam, gdzie jestem. Popatrzyłam na nią przez chwilę, po czym chwyciłam jej dłoń; prowadziła mnie po schodach.

-------------------------------------------------------------------------------------

Usiadłam po turecku na podłodze, sadzając sobie na kolanach Adele. Charlie zajmował się prezentami - większość z nich była dla mojej córki, ale i dla nas, „starszych dzieci”, coś się znalazło.

- Jake i Billy powinni niedługo przyjść, więc… Spróbuj ją trochę uspokoić, dobrze? - powiedział.

Przytaknęłam, uśmiechając się nieznacznie. Mogę spróbować, ale nie obiecuję, że to zadziała. Podał mi małe, prostokątne pudełko i kolejne, nieco większe Adele. Zapiszczała i od razu zaczęła zrywać papier, w który zapakowany był prezent. Ważyłam w dłoniach moją paczuszkę. Sądząc po kształcie, rozmiarze i wadze mogła to być książka. Nagle usłyszałam kliknięcie, a potem kątem oka dostrzegłam błysk flesza aparatu. Spojrzałam w górę, zaskoczona - Edward trzymał w dłoniach aparat i uśmiechał się.

- Mam was! - odparł. W jego oczach wciąż można było dostrzec smutek. Cały czas go obserwowałam. Zachowywał się tak, jakby między nami nie wydarzyło się nic złego, więc nikt nie mógł zaciągnąć nas w kąt i albo dokładnie nas przesłuchać, albo na siłę próbować rozwiązać nieporozumienie, tak jak zrobili to poprzedniego wieczoru. Poza tym były święta, więc dla bezpieczeństwa wszystkich udawaliśmy szczęśliwą parę. Adele prawie skończyła rozpakowywać swój prezent. Popatrzyłam na nalepkę znajdującą się na mojej paczce. Była od Rose. Uśmiechnęłam się do niej i również zabrałam się za rozpakowywanie. Znalazłam nowe wydanie Rozważnej i romantycznej Jane Austen. Moja stara książka była już mocno zniszczona, a niektóre strony gdzieś się zagubiły.

- Dziękuję! - pokazałam. Zerknęłam na Adele. Dostała puzzle, przedstawiające parę kotów. Znajdowała się teraz w swoim własnym świecie, uśmiechając się do obrazka. Edward wykorzystał okazję i zrobił jej zdjęcie. Wtedy, bez żadnego ostrzeżenia, Adele odkręciła się, aby na mnie spojrzeć. Nie wiedziała tylko, że moja twarz znajduje się tak blisko niej. Wzięłam głęboki oddech, chcąc się odsunąć, ale było już za późno. Odchyliłam głowę do tyłu, a mojego nosa zaczęła lecieć krew. Nie słyszałam żadnego chrupnięcia, więc pewnie nie był złamany. Mimo to bolał jak diabli.

To zdecydowanie uspokoiło Adele. Nagle wszyscy chcieli zrobić mnóstwo rzeczy naraz. Rosalie odsunęła ode mnie małą i posadziła ją na swoich kolanach. Emmett rzucił się w stronę kuchni, by po chwili wrócić z mnóstwem chusteczek higienicznych. Edward odłożył aparat i popędził w moją stronę, podczas gdy ja próbowałam zatamować krwawienie.

- Myślisz, że jest złamany? - spytał uspokajającym głosem. Spojrzałam na niego.

- Nie - powiedziałam, bo ręce miałam zajęte. Żeby było jeszcze lepiej usłyszałam, jak otwierają się drzwi, a Billy wjeżdża do domu na swoim wózku. Chwilę później w pomieszczeniu rozległ się śmiech Jake’ a.

- Tylko tobie mogło to się przytrafić, Bella - powiedział, nie mogąc złapać oddechu. Emmett do niego dołączył.

- Tak, pamiętasz, jak w ostatnie święta spadłaś ze schodów i spędziliśmy cały dzień na ostrym dyżurze? - przypomniał. Dobrze, że stoi tak blisko mnie… Wbiłam mu obcas w brzuch, posyłając przy tym zabójcze spojrzenie. Krzyknął i momentalnie przestał się śmiać. Jednak Jake nie.

- Pamiętam to! Albo gdy upadła i złamała sobie rękę? - Uśmiechnęłam się. Również to pamiętałam. Na pewno lepiej niż on.

- Nieprawda, to ty nosiłeś mnie na barana i upuściłeś. Wcale nie upadłam - powiedziałam wystarczająco głośno, aby usłyszał to również Edward. Jacob momentalnie ucichł.

-------------------------------------------------------------------------------------

Po dziesięciu minutach przestałam krwawić. Adele przytulała mnie trzęsącymi się rękoma, płacząc.

- Przepraszam, mamusiu! - wyła, chowając twarz w moim ramieniu. Rose wydała jakiś dziwny odgłos, gdy odwzajemniłam uścisk małej. Po chwili oderwała się ode mnie.

- Tatusiu… - powiedziała, wskakując na kolana Edwarda. Otulił ją ramionami i uśmiechał się, patrząc na nią. Chwyciłam za aparat i zrobiłam im zdjęcie. Zorientował się i wtedy jego oczy napotkały moje. Mimo napiętej sytuacji można było zobaczyć w nich radość.

Reszta dnia przebiegała w miarę normalnie jak na moją rodzinę. Edward podarował mi naszyjnik - wyglądał na bardzo drogi. Adele za to pokochała swojego nowego misia - nosiła go wszędzie ze sobą, nawet podczas posiłków.

W końcu zrobiło się ciemno i zaczął padać śnieg. Musiałam coś zrobić i chciałam, żeby Edward mi w tym towarzyszył. Odciągnęłam go na bok i pokazałam mu:

- Chodźmy na spacer. Jest kilka rzeczy, które chcę zobaczyć. - Zgodził się.

- A co z Adele? - spytał, patrząc na nią. Pokazywała Jake’owi, jak prawidłowo układać puzzle. On się nią zajmie. Przegoniłam Edwarda, na co wywrócił oczami. Chwilę po tym wszedł na górę, aby poszukać swojej kurtki. W tym czasie zostawiłam wiadomość dla Jake’a:

- Edward i ja idziemy na spacer. Mógłbyś popilnować Adele przez jakąś godzinę, może trochę dłużej? - Podałam mu karteczkę, w międzyczasie zakładając na siebie płaszcz. Posłał mi pytające spojrzenie.

- Nie teraz - pokazałam. Skinął tylko głową; Adele zaczęła nas obserwować.

- Dobrze. Idźcie już - odpowiedział, wracając do układania puzzli prawie w tym samym czasie, co mała. Poczułam dłoń na swoim ramieniu i odruchowo podskoczyłam. Odwróciłam się - to był Edward, oczywiście. Bez słowa podał mi czapkę.

Wyszliśmy z domu. Schodząc z podjazdu nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, ani nie dotknęliśmy. Po całodziennym udawaniu, że nic się nie stało czułam się, jakbym dostała od kogoś w twarz. Szliśmy w przeciwnym kierunku niż zeszłej nocy; włożyłam ręce do kieszeni spodni.

- Dokąd idziemy? - spytał, gdy przechodziliśmy pod latarnią. Westchnęłam. Nie czułam się na siłach, żeby rozmawiać. Z nikim. Nie o tym, dokąd idziemy. Ale, niestety, musiałam to zrobić.

- Idziemy drogą wspomnień z dawnych lat - wymamrotałam ponuro, nie mając pojęcia, dlaczego to robię. Czułam, że po prostu tak trzeba. Gdy szłam, patrzyłam pod nogi, nie interesując się tym, co działo się wokół mnie. Znałam tę drogę lepiej niż własną kieszeń. Wiedziałam nawet, ile kroków dzieli nas od miejsca, do którego zmierzaliśmy. Edward nie zadawał więcej pytań. Słychać było tylko odgłos naszych stóp na zimnym, ciemnym chodniku. Wtedy podszedł bliżej mnie i objął ręką moją talię, przypominając mi to, o czym dobrze wiedziałam.

Wciąż cię kocham. Jestem tu dla ciebie, nawet, jeśli myślisz, że mnie skrzywdziłaś.

Te słowa sprawiały, że czułam się jeszcze gorzej.

Z każdym krokiem zbliżałam się do celu mojej wyprawy i wiedziałam, że dobrze robię. Wspomnienia będą bolesne… Nawet bardzo. Ale musiałam to zrobić. Myślałam o tej sprawie przez kilka ostatnich dni.

Zatrzymałam się, nie podnosząc nawet wzroku.

- To tutaj? - spytał szeptem Edward. Wtedy poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła. To tutaj. Dom Brandona. Jego rodzice wyprowadzili się na krótko po jego pogrzebie i jak dotąd nikt nie kupił budynku. Przed drzwiami nawet nie znajdowała się tabliczka z napisem „Na sprzedaż”. Dom był zaniedbany - nieskoszona trawa sięgała mi do pasa. Dróżka prowadząca do drzwi również zarosła. Pamiętam, kiedy ostatni raz tutaj byłam. Starannie skoszona trawa, kamienna ścieżka, kwiaty na parapecie…

Większość okien nie miała szyb. W tak małym mieście, jakim było Forks, wszyscy w przeciągu kilku godzin wiedzieli, co się stało. Nie mogłam nawet po kryjomu kupić testu ciążowego - znałam kasjera, a w kolejce za mną stało troje ludzi z sąsiedztwa. Tutaj nie było żadnych sekretów. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że okna w pokoju Brandona były całe. Popatrzyłam na Edwarda; rzucił okiem na dom, podobnie, jak ja przed chwilą. Skinęłam głową w milczeniu; zauważyłam, że obserwuje mnie kątem oka.

Moje tętno przyspieszyło; odepchnęłam ramię Edwarda i podeszłam do płotu. Wiedziałam, że nieważne, jak bardzo byłoby zarośnięte podwórze, tylko Emmett potrafił otworzyć bramę. Spojrzałam na Edwarda, który w tej chwili uważnie mnie obserwował.

- Chcesz, żebym poszedł z tobą? - spytał po dłuższej chwili. Miałam nadzieję, że to zrobi. Sytuacja była trudna, a z nim na pewno byłoby mi łatwiej tego dokonać; nie chciałam jednak do niczego go zmuszać.

- To zależy tylko od ciebie - odpowiedziałam. Zaczęło mnie mdlić. Odwróciłam się i zaczęłam przedzierać się przez chwasty porastające dróżkę. Chwilę później Edward znalazł się przy mnie, pomagając mi.

- Chcę.

W końcu dotarliśmy do drzwi wejściowych. Przekręciłam okrągłą klamkę, a drzwi stanęły przede mną otworem.

- Jesteś pewna? - spytał, gładząc mnie po włosach. Nie. Znajdź mi wymówkę, abym mogła stąd uciec. Pomyślałam, ale odpowiedziałam krótkim:

- Tak. - Wnętrze było odrażające. Stary, ciemny dom, pusty, słychać tylko odgłos naszych kroków… Edward szedł zaraz za mną.

- Tutaj - powiedział cicho, podając mi coś zimnego. To była zapalniczka. Dawała słabe i niewyraźne światło, ale tyle wystarczyło, abym poczuła się odrobinę bezpieczniej, nie bojąc się, że za chwilę zza rogu wyskoczy Brandon. Wszędzie leżało potłuczone szkło, a nawet kamienie. Przy każdym naszym kroku w powietrze wzbijał się kurz. Postawiłam stopę na pierwszym schodku i obejrzałam się za siebie. Miałam wrażenie, że moje serce bije na tyle głośno, aby słyszał je nawet Edward.

- Możesz jeszcze się wycofać. Teraz, w tej chwili. Nie potępię cię, jeśli to zrobisz - zapewniał mnie, trzymając moją dłoń i stojąc obok mnie. Kusząca propozycja. Ale nie mogłam stchórzyć. Zaszłam już tak daleko, więc dlaczego miałabym przerwać w tym momencie? Pokręciłam głową i kontynuowałam wchodzenie po schodach, ściskając bardzo mocno dłoń mojego chłopaka. Wydawało mi się, że zajęło nam to całą wieczność. W końcu stanęłam naprzeciwko drzwi do pokoju Brandona. Wyciągnęłam rękę, ale zatrzymała się w połowie drogi do klamki. Dasz radę. Dasz radę. Edward jest z tobą. Nic ci się nie stanie. Po wszystkim poczujesz się lepiej. Mówiłam w myślach. Liczyłam uderzenia mojego serca. Płomień zapalniczki zamigotał, jakby śmiejąc się ze mnie.

Otworzyłam drzwi i weszliśmy do pomieszczenia. Było puste, ale na podłodze znajdowały się wciąż widoczne ślady krwi. Pomyślałam, że nie tak łatwo da się je usunąć. Było zbyt dużo krwi. Próbował ustabilizować mój oddech najlepiej, jak umiałam. Gdybym zamknęła oczy, i tak wszystkie wspomnienia powróciłyby. Nagle usłyszałam jego głos w mojej głowie.

Chodź tu, Bello. Kochasz mnie, prawda? Zawsze mówiłaś, że mnie kochasz. Potrząsnęłam głową, podając Edwardowi zapalniczkę. Zakryłam uszy dłońmi, próbując pozbyć się natarczywego tonu. Dlaczego nie? Jest ktoś inny? Lepiej, żebym się mylił. W moich myślach coś zadudniło; to on zaakcentował swoje słowa, jednocześnie uderzając mnie w brzuch. Krzyknęłam głośno.

- Ciii… Wszystko w porządku - usłyszałam inny głos, właściwie szept; osoba towarzysząca mi pogładziła moją dłoń i splotła nasze palce ze sobą. - Wszystko w porządku? Chcesz już stąd iść? - spytał grzecznie Edward. Powoli otworzyłam oczy. Byłam w stanie zrobić to, co zaczęłam. Pokręciłam przecząco głową. Muszę przez to przejść.

- Łóżko - powiedziałam trzęsącym się głosem i podeszłam nieco bliżej. Brandon, śmiejąc się, popchnął mnie tak, że upadłam na pościel. Pokręciłam głową, próbując pozbyć się tej myśli.

- Biurko - wypowiedziałam kolejne słowo. Skierowałam swoje kroki w innym kierunku. Popchnął mnie ponownie, sprawiając, że drewno wbiło się w moje plecy. Uderzył mnie, a moja głowa walnęła z hukiem o ścianę. Nigdy wcześniej mnie tak nie bił. Oczywiście zdarzało się, że kilka razy zostałam spoliczkowana, czasem ściskał mnie zbyt mocno. Ale nigdy tak, jak teraz. Łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy, kiedy ponownie zmieniłam kierunek. Edward również się odwrócił.

- Broń - szepnęłam. Miałam zamglony wzrok, ale jego postać była bardzo wyraźna. Spojrzałam na dłonie Brandona.

- O mój Boże! - krzyknął. Cały się trząsł, obserwując mnie leżącą na podłodze. Przebiegł przez całe pomieszczenie, zerwał przykrycie z łóżka i rzucił je na mnie, aby nie musiał patrzeć. Wciąż mogłam go zobaczyć; patrzyłam, jak wymiotuje do kosza na śmieci.

- O mój Boże - powiedział znowu; ledwo go usłyszałam. Czułam, że niedługo stracę przytomność, choć wiedziałam, że powinnam być przytomna.

- Co mam robić? - spytał sam siebie przerażonym głosem. Podszedł do szafy i zaczął wyrzucać z niej wszystkie ubrania, szukając czegoś. Zostań… przytomna. Mówiłam w myślach. Umrzesz, jeśli stracisz przytomność. Nie mogłam się ruszyć. Miałam złamanych zbyt dużo kości, więc tylko obserwowałam. Tam. Znalazł to. Broń. Zastanawiałam się… Nie, miałam nadzieję, że chce ze mną skończyć. Pozwól mi umrzeć w spokoju. Ale nie. Trzęsącą się ręką przystawił pistolet do swojej głowy; po policzkach płynęły mu łzy.

- Przepraszam! Nie chciałem, żeby to zaszło tak daleko! - powiedział, pociągając za spust.


Upadłam na kolana, szlochając. Przeszłam już wystarczająco dużo.

- Chcę… Chcę stąd wyjść! - krzyknęłam, biorąc głęboki oddech. Poczułam, jak mdleję; zapalniczka zamknęła się, a Edward chwycił mnie w ramiona i wyniósł na zewnątrz.

Edward

Nie mogę uwierzyć, że jej na to pozwoliłem. Jestem idiotą. Trzymałem ją, przechodząc przez płot. Płakała bardziej, niż tego dnia, gdy Emmett opowiedział mi całą historię. Wymiotowała.

- Ja… Czuję się już lepiej. Możesz w to uwierzyć? - powiedziała, ocierając łzy wierzchem dłoni. Spojrzałem na nią. Uśmiechała się. Usiadła na moich kolanach i oczyściła swoje spodnie.

- Myślę, że teraz będzie lepiej. Właśnie dlatego to zrobiłam - odparła cichutkim głosem. Byłem całkowicie zaskoczony. Jest najsilniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem.

- Możemy już iść do domu? - spytała, podając mi swoją malutką dłoń. To było zabawne - drobna Bella próbująca mnie podnieść.

- Wszystko w porządku? - Chwyciłem ją za rękę i wstałem. Ona tylko skinęła głową. - Więc chodźmy do domu - odparłem. Ruszyliśmy w stronę domu jej ojca.

- Zaczekaj! Jest coś, co chcę najpierw zrobić - powiedziała, zatrzymując się. Wyrwała swoją dłoń z mojej i cofnęła się kilka kroków. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak podnosi słusznych rozmiarów kamień. Uśmiechnąłem się; byłem ciekaw, co teraz zrobi. Zamachnęła się, a kamień wystrzelił w powietrze. Wleciał przez okno do pokoju Brandona, a ciszę zagłuszył odgłos pękającego szkła.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Pią 9:32, 25 Cze 2010 Powrót do góry

jak dawno nie czytałam tego opowiadania... ale wystraczył pierwszy akapit żeby przypomnieć sobie całe opowiadanie i to ozn. że warte jest czytania...
rozdział świetny oczywiście Mała doprowadziła do wzruszenia u mnie po tym jak na Eda tato powiedziała, ale cóż to już normalka u mnie.
co do Belli świetnie, że odwiedziła dom Brandona dzięki temu może nie tyle co zapomni o przeszłości, ale w jakimś stopniu pogodzi się z tym co było kiedyś i lżej będzie wtedy na jej sercu...
teraz może pomyśleć już nad przyszłościa:)
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pią 10:14, 25 Cze 2010 Powrót do góry

Ojojoj, no to w pewnym sensie się wyjaśniło, co stało się Belli. Jednak nie rozumiem motywów Brandona. Dlaczego ją bił? Tylko dla przyjemności czy może z chorej zazdrości? Myślałam, ba, byłam pewna, że ją zgwałcił, ale odetchnęłam z ulgą, kiedy czytałam rekonstrukcje wydarzeń.
Szkoda mi Edwarda, szkoda mi Belli, ale mam nadzieję, że teraz dziewczyna wreszcie zapomni o koszmarze i ruszy naprzód.
Dziękuje za rozdział:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jakub
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczytno

PostWysłany: Wto 12:19, 31 Sie 2010 Powrót do góry

Rozdział 19: Kiedyś na pewno

Tłumaczenie: Jakub
Beta: Rathole

Bella

Wizyta w domu Brandona całkowicie mnie zmieniła. Zauważyłam, że łatwiej mi było rozmawiać - co prawda tylko w obecności Edwarda, ale… Może nie czułam się wystarczająco komfortowo w kontaktach z obcymi, ale zupełnie wystarczały mi pogawędki z Emmettem, Adele i Jake’iem. Pozostali nadal stanowili dla mnie nie lada wyzwanie, jednak… pracowałam nad tym. Z Edwardem rozmawiałam praktycznie cały czas, ale między nami wciąż panowało lekkie napięcie. Bo niby jak miałam go przeprosić za coś takiego? Stąpałam po niepewnym gruncie i ciężko było mi wymyślić jakiś sposób. Już od jakiegoś czasu rozważałam różne opcje; w końcu po kilku dniach przekonywania samej siebie zdecydowałam, że jestem gotowa, aby zrobić kolejny krok.

Zanim opuściliśmy Forks, wybrałam się z Jake’iem do La Push. Adele zostawiłam pod opieką Edwarda. Dawno nie spędzałam czasu z przyjacielem z dzieciństwa, więc czułam się odrobinę winna. On prowadził samochód.

- Co będziemy robić? - spytał, skręcając w starą, żwirowaną uliczkę. Zaparkował Rabbita* przed domem.

- Budujesz coś? - zapytałam. On skinął głową. Wysiadłam z samochodu i zamknęłam drzwiczki.

- Tak, chcesz zobaczyć? - Podszedł bliżej i oparł łokieć na mojej głowie. Spojrzałam na niego i wystawiłam język.

Lubiłam spędzać czas z Jake’iem. Był jedną z niewielu osób, w obecności których mogłam pozostać sobą i - zaraz po Edwardzie - najłatwiej mi się z nim rozmawiało. Nie musiałam odgrywać przed nim roli dojrzałej, odpowiedzialnej matki. Lubiłam to uczucie.

On tylko wyszczerzył zęby w tym swoim firmowym, durnym uśmieszku.

Spędziliśmy cały dzień w garażu, chowając się przed deszczem; siedziałam na miejscu pasażera w samochodzie, nad którego silnikiem obecnie pracował. Trochę rozmawialiśmy, ale przez większość czasu milczeliśmy, po prostu ciesząc się swoją obecnością.

-------------------------------------------------------------------------------------

Byliśmy teraz na Florydzie, w domu Renee i Phila. Edward, Rose, Emmett i ja mieliśmy w ciągu trzech dni wrócić do Nowego Jorku. Chciałam odwlec ten moment, aby móc nacieszyć się piękną pogodą i Adele. Naprawdę nie chciałam jej teraz zostawiać. Po powrocie miałam zacząć szukać lepiej płatnej pracy, może rozejrzeć się za studiami (na co i tak nigdy nie będzie mnie stać…), aby mogła ze mną zamieszkać.

W tej chwili siedziałam z Edwardem na tarasie. Renee i Phil wyszli na kolację, a Rose i Emmett zabrali Adele na spacer po plaży. Czuliśmy się… niezręcznie w swoim towarzystwie. Teraz jest najlepszy moment na rozwiązanie całej sprawy. Pomyślałam, chrząkając. Edward podniósł wzrok znad notesu, w którym coś rysował.

- Chodźmy się przejść. Chcę pogadać - powiedziałam, ostrożnie wstając. Miałam na sobie sukienkę, którą kupiła mi Alice; oczywiście była zdecydowanie za krótka. Polubiłam ją mimo, iż była jasnoróżowa; kiedy traciłam równowagę lub znad oceanu przychodził wiatr, leciutko powiewała.

- Dobrze - odpowiedział Edward, podnosząc się. Szliśmy ramię w ramię po drewnianych schodach, a później natknęliśmy się na piaszczystą ścieżkę, w niektórych miejscach przekształconą w wydmy. Zdjęłam sandały i ustawiłam je w rządku zaraz za butami Rose i Adele. Z kolei obuwie Emmetta było porozrzucane po całej dróżce. Na zewnątrz było przepięknie. Słońce zaczynało już chować się za chmury, a temperatura powietrza wynosiła około dwudziestu stopni Celsjusza. Co chwilę fale uderzały o nasze stopy.

- O czym chcesz porozmawiać? - zapytał Edward. Przekręcił głowę w moją stronę; ręce schował do kieszeni, a nogawki dżinsów podwinął, aby się nie zamoczyły. Skrzyżowałam ramiona, żałując, że nie mogę chwycić jego dłoni.

- Ostatnio dużo o tym myślałam… - zaczęłam. Nie byłam do końca pewna, co mam powiedzieć. Wszystko sobie obmyśliłam, zaplanowałam każde słowo, ale teraz w mojej głowie panowała pustka.

- Okej. O czym? - podpowiedział. Spuścił głowę w dół; po chwili zorientowałam się, że jego ręce oplatają moją talię i podnoszą mnie do góry, starając się oddalić od miejsca, w którym staliśmy. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.

- Co to miało być? - spytałam poirytowanym tonem. Edward zaśmiał się delikatnie tym swoim melodyjnym śmiechem. Poczułam, jak złość ustępuje, zanim jeszcze zdążył cokolwiek powiedzieć. Jak można się gniewać na osobę, która tak się śmieje?

- Meduza - odpowiedział, wzruszając ramionami. W tej chwili zdecydowanie nie potrafiłam się na niego złościć. Prawdę mówiąc, było to nieco wkurzające. Ponownie się zaśmiał i zaczął iść. Ja stałam i przypatrywałam się mu przez chwilę, aby później biec, nadrabiając drogę. Ku mojemu zaskoczeniu - gdy już go dogoniłam - objął mnie ramieniem tak, abym znalazła się bliżej niego. Nie twierdzę, że zachował się niestosownie, jednak w tej chwili poczułam się dziwnie. Przecież wciąż stąpaliśmy po cienkim lodzie. Przez ostatnie kilka dni nie był sobą.

- Więc o czym tak długo myślałaś? – ponowił, starając się powrócić do poprzedniego tematu. Uśmiechnęłam się. Edward zawsze był ciekawy moich myśli, nie było nawet mowy o tym, żeby zaprzepaścił szansę dowiedzenia się chociaż jednej, malutkiej rzeczy. Wzięłam głęboki oddech i lekko przechyliłam się w jego stronę. Byłam zadowolona, że się nie odsunął, co był w stanie zrobić jeszcze kilka dni temu. Myślenie o tym, że go krzywdzę, bardzo bolało.

- Zastanawiałam się, czy nadal masz ten klucz… - spytałam cicho, spoglądając w górę na jego twarz. Patrzył prosto przed siebie z szeroko otwartymi ustami. Wolną ręką przeczesał swoje włosy.

- Czy ja myślę o tym samym, co ty? - zapytał po dłuższej chwili ciszy.

- Nie mam pojęcia, o czym teraz myślisz - odpowiedziałam, wciąż go obserwując. Westchnął i w końcu skierował swój wzrok w moją stronę.

- Czy ty właśnie próbujesz mi powiedzieć, że chcesz się do mnie wprowadzić po tym wszystkim? - Jego głos brzmiał delikatnie, wręcz aksamitnie, a oczy błyszczały, pełne nadziei. Wyszczerzył się do mnie… Ale tylko na moment. Potem jego uśmiech zgasł, a wzrok podążył w inną stronę. Chwyciłam go za podbródek, aby skierować jego głowę na siebie.

- O co chodzi? - spytałam delikatnym, spokojnym tonem. Zatrzymaliśmy się, a moje stopy zanurzyły się w piasku.

- Nie wiem… Nie wiem, czy sobie z tym wszystkim poradzimy; jeśli myślisz, że powinniśmy po prostu… - Aha, więc chciał to rozwiązać w taki sposób. Tak też myślałam. Zanim zdążył dodać coś jeszcze, zatkałam mu usta dłonią. Próbował krzyczeć, zaskoczony.

- Przestań - rozkazałam, patrząc mu prosto w oczy. Zdjął ręce z moich ramion i stał tam, otępiały. Nie miałam zamiaru go winić, w końcu nieczęsto robiłam takie rzeczy.

- Bądź cicho chociaż przez chwilę i wysłuchaj mnie - powiedziałam. On tylko skinął głową w milczeniu, bo nadal nie zabrałam dłoni z jego ust.

- Jestem głupią, ślepą idiotką - zaczęłam. Poczułam, jak marszczy brwi i próbuje zaprotestować, ale przytknęłam tylko mocniej rękę do jego twarzy. - Wiesz, że to prawda. I… Przepraszam. Wiem, że zachowałam się wobec ciebie nie w porządku; to było straszne myśleć o wszystkim w taki sposób. To trudne… - Mój głos załamał się. - Być tak blisko czegoś, przed czym uciekałam przez tyle lat; zachowywać się tak, jakby reszta świata nie istniała. - Edward delikatnie oderwał moje palce od swych ust. Nawet nie próbowałam go powstrzymać. Byłam dumna z tego, że uroniłam tylko kilka łez i nie zaczęłam głośno szlochać. Nienawidziłam płakać.

- Hej… - Palcami starł łzy z moich policzków. Spojrzałam na niego; uśmiechał się do mnie, a jego oczy znowu stały się wyraźne, przepełnione szczęściem.

- Kocham cię, więc ci wybaczam - powiedział poważnym tonem.

- Ja też cię kocham - odpowiedziałam, uśmiechając się. Zupełnie nie myślałam nad tym, co robię, jak bardzo zdenerwowana jestem, wypowiadając te słowa, ani o tym, jak straszne rzeczy przydarzyły mi się, gdy powiedziałam to samo Brandonowi. Wspięłam się na palce, owinęłam ręce wokół szyi Edwarda i pocałowałam go.

Edward

Ona mnie kocha. Ona mnie kocha. Ona mnie kocha. Krzyczałem w myślach, gdy objąłem Bellę rękami i podniosłem ją. W tej chwili śmiałem się z tego, że jest ode mnie o tyle niższa, iż musi stawać na palcach, żeby mnie pocałować. Ale podobało mi się to.

Tęskniłem za całowaniem jej w ten sposób. Naprawdę.

Nagle ujrzałem błysk, usłyszałem kliknięcie i przytłumiony śmiech. Bella również musiała to usłyszeć, bo oderwaliśmy się od siebie w tym samym czasie i odwróciliśmy. Rose, Emmett i Adele stali kilka kroków przed nami; Emmett trzymał w rękach mój aparat, a Rose zasłaniała usta Adele dłońmi.

- Emmett, uciekaj! - krzyknęła Rose, gdy gwałtownie ruszyłem do przodu. Roześmiał się i rzucił się do ucieczki, zanim zdążyłem go złapać. Zaskakujące, jak tak duży człowiek może się tak szybko poruszać. Biegłem za nim, mając nadzieję, że nie nadepnę na żadną muszlę lub meduzę. Nie byłoby to zbyt przyjemne. Emmett długo nie zagrzał pierwszej pozycji. Wciąż byłem szybki w biegach na długim dystansie. Rzuciłem się na niego i zacząłem się śmiać; on oddał mi mój aparat. Obejrzałem zdjęcie, które przed chwilą zrobił. To było znakomite ujęcie; ja i Bella zupełnie zaskoczeni, za nami ocean i zachodzące słońce. Nawet nie miałem zamiaru go usuwać. Włożyłem sprzęt do kieszeni i rozejrzałem się dookoła. Dziewczyny siedziały na plaży kilka metrów za nami. Uśmiechnąłem się… I wtedy Bella krzyknęła.

Zacząłem biec. Pędziłem na złamanie karku. Emmett był tuż za mną. Aby się zatrzymać, poślizgnąłem się i upadłem na kolana. Na piasku były ślady krwi; poczułem, jak moje serce zaczyna szybciej bić.

- Co się stało? - Wziąłem głęboki oddech. Adele schowała twarz w moim ramieniu, płacząc; była wystraszona.

- Nadepnęła na muszelkę. Utknęła w jej stopie - powiedziała Rose, starając się nie patrzeć na nogę Belli.

- Emmett, zabierz Adele - odpowiedziałem. Czas udać się na ostry dyżur. Powinienem się domyślić, że zbyt długo była w jednym kawałku; w końcu minęły już trzy tygodnie, odkąd Bella przewróciła się i uderzyła brodą o szafkę; musieli założyć jej szwy. Włożyłem rękę pod jej kolana, drugą podtrzymałem ramiona i uniosłem ją, przytulając do mojej klatki piersiowej. Krew kapała na piasek, a sama poszkodowana ciężko oddychała. Objęła rękami moją szyję i schowała twarz w moim torsie. Zaczęliśmy iść w stronę domu jej matki. Nie był daleko, ale wyglądało na to, że dojście tam z krwawiącą i płaczącą dziewczyną zajmie mi trochę więcej czasu.

Niedługo potem siedziałem na tylnym siedzeniu wypożyczonego Volvo; Bella leżała na mnie z nogą opartą o siedzenie, owiniętą w kilka ręczników. Po jej policzkach płynęły łzy. Emmett prowadził, a Rose i Adele zostały w domu.

- Już prawie jesteśmy, Bells - powiedział, przejeżdżając przez skrzyżowanie. Sposób, w jaki prowadził, nieco mnie przerażał. A podobno to ja jeżdżę, doprowadzając ludzi do białej gorączki.

-------------------------------------------------------------------------------------

Trzy godziny później Bella miała na nodze piętnaście szwów przykrytych dużą ilością gazy i plastrów. Ignorując jej protesty, zaniosłem poszkodowaną do domu i ostrożnie posadziłem na kanapie. Phil i Renee już wrócili, ale nie wyglądali na zaskoczonych, gdy powiedziałem im o wizycie w szpitalu.

- To była tylko kwestia czasu - powiedziała Renee, kręcąc głową i uśmiechając się.

- Tatusiu? - usłyszałem jakiś zaspany głosik. Spojrzałem w tamtą stronę; ujrzałem Adele ubraną w piżamę, pocierającą oczka. Ukucnąłem i wziąłem ją na ręce.

- Co się stało, kochanie? - spytałem. Ona tylko ziewnęła.

- Przeczytasz mi bajkę? - Brzmiała, jakby była na wpół przytomna. Przytaknąłem skinięciem głowy.

- Bella, wrócę za kilka minut, dobrze? - Poruszyła tylko głową, wyraźnie wyczerpana. Zaniosłem Adele do jej pokoju. Dziwnie się czułem, wiedząc, że nie będzie spała z nami. Posadziłem ją na łóżku; wyciągnęła rączki w stronę półki na książki i wybrała jedną - „Kot w kapeluszu”**. Podała mi ją i wślizgnęła się pod kołdrę. Zanim zdążyłem przeczytać cztery strony, już spała. Odłożyłem książkę na stolik nocny i otuliłem dziewczynkę. Odgarnąłem włosy z jej oczu i pocałowałem ją w czoło. Będę za tym tęsknił. Jeszcze się nie wyprostowałem, gdy do głowy wpadł mi pewien pomysł. Zastanowiłem się przez chwilę, po czym moje usta rozciągnęły się w uśmiechu. To była całkiem dobra propozycja. Rano podzielę się nią z Bellą. Teraz byłem już zmęczony. Wiedziałem, że Bella jest pewnie jeszcze bardziej wyczerpana niż ja, więc uznałem, że czas udać się do łóżka. Wróciłem do salonu i zapytałem, czy jest gotowa do spania. Przytaknęła.

- Edward! - krzyknęła, gdy ponownie uniosłem ją do góry. Renee roześmiała się, życząc nam wraz z Philem dobrej nocy; udałem się w stronę naszego pokoju.

Bella

Założyłam ręce na piersi, gdy niósł mnie przez cały korytarz do naszej sypialni; wylądowałam na łóżku. Przecież mogłam chodzić, noga nie była złamana.

- Bells, przestań się na mnie złościć. Wiesz, że się o ciebie martwię - powiedział, siadając obok mnie. Westchnęłam. Wiedziałam, że ma rację. Wstałam i pokuśtykałam w stronę mojej torby. Leżała na podłodze, niemal szyderczo się do mnie uśmiechając. Usłyszałam za sobą lekkie chrząknięcie; obróciłam się i popatrzyłam na Edwarda.

- Mógłbyś mi pomóc? - spytałam z westchnięciem. Prawie natychmiast znalazł się przy mnie.

- Czego potrzebujesz? - zapytał. Przytrzymał walizkę otwartą, abym mogła widzieć jej zawartość; wskazałam palcem na jedną z jego koszulek. Podał mi ją. Przygryzłam wargę; po chwili zdecydowałam się jeszcze na żółte spodenki, które spakowała dla mnie Rose. Edward wyświadczył mi przysługę, po czym wstał.

- Przebierzesz się tutaj, ja pójdę do łazienki - powiedział, podchodząc do swojej torby i wyciągając z niej spodnie. Skinęłam głową czekając, aż wyjdzie, po czym zamknęłam drzwi i przebrałam się. Kiedy skończyłam, czekałam, aż wróci z łazienki, abym mogła umyć zęby. Chwilę potem zapukał i wszedł do pokoju. Wstałam i skacząc udałam się do innego pomieszczenia. Gdy wróciłam, Edward leżał już w łóżku; po mojej stronie świeciła się lampka nocna. Wczołgałam się pod kołdrę i zgasiłam światło. Uśmiechnęłam się. Zza okna dochodził szum oceanu. Uwielbiałam ten dźwięk. Był uspokajająco… spokojny.

- Bells? - wyszeptał Edward.

- Tak? - odpowiedziałam, mając już zamknięte oczy. Wizyta na ostrym dyżurze porządnie mnie wymęczyła.

- Miałabyś coś przeciwko, gdybym zdjął koszulkę? - spytał zawstydzonym tonem. Dobrze, że lampki były już wyłączone - nie chciałabym zobaczyć go z rumieńcem na twarzy. Sama pewnie też się zaczerwieniłam.

- A czemu chcesz to zrobić?

- Bo… - jęknął, a ja mogłam zobaczyć, jak przeczesuje włosy dłonią. - Bo jest mi gorąco, a nie chcę prosić twojej mamy lub Phila o podkręcenie klimatyzacji. - Roześmiałam się; uwielbiałam doprowadzać go do stanu zakłopotania. Wyciągnęłam rękę, aby dotknąć jego czoła; rzeczywiście, był cały spocony.

- Nie mam nic przeciwko - odpowiedziałam rozbawionym głosem. Edward chciał zdjąć koszulkę, wielka mi rzecz. Ale wiedziałam, że woli mnie najpierw zapytać, ponieważ chciał uszanować moje psychiczne ograniczenia i nie chciał, żebym poczuła się niekomfortowo. Usiadł i zrzucił ubranie, po czym ponownie się położył i wyciągnął ramiona w moją stronę. Przysunęłam się trochę bliżej, aby mógł nie objąć.

- Kocham cię - powiedział. Byłam zbyt senna, żeby odpowiedzieć mu tym samym, chociaż próbowałam. On tylko zachichotał.

- Idź spać, Bello. - Zrobiłam to bez wahania.

Edward

Nagle usłyszałem rozdzierający krzyk. Otworzyłem szeroko oczy i krzyknąłem odruchowo, usiłując jak najszybciej włączyć lampkę. Zegar wskazywał drugą nad ranem.

- Bella? Och, Bella… - Usiadła, przyciągając kolana do klatki piersiowej i obejmując je rękami; schowała głowę między nogami, zanosząc się płaczem. Chwilę potem drzwi otworzyły się z hukiem i do pokoju wpadł Emmett, a za nim reszta rodziny, wyłączając Adele.

- Koszmar - wyjaśniłem, głaszcząc ją po głowie.

- Okej, wszyscy wychodzić! - powiedziała Renee, popychając Phila i Rose w kierunku drzwi.

- Rosalie, mogłabyś sprawdzić, czy Adele nadal śpi? Dzięki, kochanie. - Odwróciła się, patrząc na nas.

- Emmett - powiedziała, wskazując palcem drzwi. Otworzył usta, aby zaprotestować, spoglądając na zwiniętą w kłębek, płaczącą Bellę.

- Idź już. Ty też, Edwardzie. - Westchnąłem wiedząc, że nie ma sensu się wykłócać. Pochyliłem się i pocałowałem Bellę w czoło.

- Kocham cię. Niedługo wrócę - powiedziałem, po czym zszedłem z łóżka, chwyciłem koszulkę i wyszedłem z pokoju razem z Emmettem.

Bella

- Kochanie… - mówiła mama, wślizgując się na miejsce obok mnie. Objęła mnie rękoma i przyciągnęła moją głowę do swojego ramienia. Nieczęsto zachowywała się jak prawdziwa matka, ale jeżeli już to robiła, to naprawdę dobrze. Jednak lepiej sprawdzała się w roli babci.

- Powiesz mi, co się stało? - powiedziała kojącym głosem. Zgodziłam się.

- Na początku… To był dobry sen - odparłam, pocierając oczy wierzchem dłoni i pozbywając się łez, których nienawidziłam z całego serca. - Ja i Edward całowaliśmy się… - Poczułam, jak się czerwienię. Nie co dzień mówi się takie rzeczy matce, prawda?

- I wtedy… Zamienił się w Brandona, a ja nie potrafiłam go powstrzymać… - skończyłam, niemal szepcząc. Nie chciałam wchodzić w szczegóły, a tyle jej chyba wystarczyło. Renee kołysała mnie w przód i w tył, a ja poczułam się, jakbym znowu miała pięć lat, spadła ze schodów i otarła kolano.

- W porządku, teraz posłuchaj mnie uważnie - odpowiedziała. Usiadłam i skierowałam na nią swój wzrok. O Boże, moja stopa pulsowała. Będę musiała spytać Edwarda, czy ma jakieś leki przeciwbólowe.

- Zdaję sobie sprawę, że znam Edwarda od niedawna. Ale mogę powiedzieć, że jest naprawdę świetnym facetem. Takim, o którym marzy każda dziewczyna. Więc nie musisz się o nic martwić, tak? On cię kocha, to oczywiste. I jestem pewna, że ty jego też, prawda? - przerwała na chwilę, czekając na moją odpowiedź. Skinęłam głową, znów lekko się czerwieniąc.

- No właśnie. Nie masz żadnych powodów do obaw. A teraz kładź się spać, okej? Jest już późno… To znaczy wcześnie… Jak wolisz. Wszyscy powinniśmy już leżeć w łóżkach. Powiem Edwardowi, żeby przyszedł, dobrze?

- Okej. Mogłabyś mu powiedzieć, żeby przyniósł jakieś leki przeciwbólowe? - odpowiedziałam, gdy wstawała z łóżka.

- W porządku. Śpij dobrze, kochanie - pożegnała się, delikatnie zamykając drzwi.

Edward

- Prosiła, żebyś przyniósł jej coś przeciwbólowego - powiedziała Renee. Stałem właśnie na korytarzu.

- Okej. Już wszystko w porządku? - spytałem cicho, nie chcąc, aby moja dziewczyna nas usłyszała. Renee pokiwała głową; była nieco smutna.

- Edwardzie… Bądź teraz szczególnie ostrożny w stosunku do niej. Może czuć się bardziej zdenerwowana, przebywając w twoim towarzystwie. - Ostrzegła mnie, gdy poczłapałem do łazienki w poszukiwaniu szklanki wody i tabletek. To mnie zaintrygowało. Czyżby ten sen był o mnie? Już otwierałem usta, żeby zadać pytanie, ale Renee gdzieś zniknęła. Wzruszyłem tylko ramionami i powoli poszedłem w kierunku naszego pokoju.

- Twoja mama powiedziała, że ich potrzebujesz - powiedziałem, podając jej pigułki.

- Dzięki - odpowiedziała Bella, wzdychając z ulgą. Oddała mi szklankę; postawiłem ją na szafce nocnej.

- Gotowa do spania? - spytałem, mając zamiar zdjąć koszulkę. Mała, blada rączka Belli mnie powstrzymała.

- Mógłbyś jej nie zdejmować? - zapytała swobodnym głosem, lecz w jej oczach można było zobaczyć błaganie. Czy to właśnie Renee miała na myśli?

- Oczywiście - odparłem z uśmiechem. Wyciągnąłem dłoń, aby zgasić światło.

- Czy kiedykolwiek wszystko będzie w porządku, Bello? - spytałem, bawiąc się jej włosami. Ziewnęła, zanim odpowiedziała.

- Tak, wszystko będzie dobrze. - Chwilę później usłyszałem jej szept: - Kiedyś na pewno.

-------------------------------------------------------------------------------------

* Rodzaj samochodu marki Volkswagen.
** Powieść dla dzieci autorstwa Dr Seussa.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Wto 13:08, 31 Sie 2010 Powrót do góry

Nie mogę uwierzyć ze to już 19-ty rozdział. Dziękuje bardzo, bardzo, bardzo za chapik i mogę powiedzieć: wreszcie mu powiedziała! Jednak trochę niepokoi mnie ta cała akcja z koszmarami. Chce być z Edwardem, lubi go całować, przebywać w jego towarzystwie, jednak nie sądzę, aby w najbliższym czasie/w najbliższych rozdziałach ich relacje damsko-męskie poszły o krok na przód. I chyba tu nie o to chodzi. Mamy przypatrywać się pannie Swan i temu, jak otwiera się na świat dzięki Edwardowi, nie ważne co i kiedy by robili:)

Dziękuję za tłumaczenie i za powrót do przekładu po wakacjach:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Wto 15:28, 31 Sie 2010 Powrót do góry

jak dlugo nie czytałam tego i teraz mogłam sobie przypomniec tą piękną historię:)
do tego dlugi rozdział i taki piękny, w końcu powiedzieli Kocham, do tego Bella wprowadzi się do Eda i widac że oboje chcą żeby mala zamieszkała z nimi
dzięki za to opowiadanko bo naprawdę jest cudowne i pokazuje, że trzeba walczyc z przeciwnościami, żeby coś osiągnąc
do następnego
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anula00
Człowiek



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Wto 18:27, 31 Sie 2010 Powrót do góry

Witamy z powrotem :)
juz myslałam że zrezygnowałas z tłumaczenia tego ff
więc teraz życze duzo weny oraz czasu tego cudownego opowiadania i czekam na ciąg dalszy :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mirona
Wilkołak



Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żory

PostWysłany: Wto 18:27, 31 Sie 2010 Powrót do góry

...Wchodzę sobie na forum, a tutaj niespodzianka! Kolejny rozdział mojego ulubionego tłumaczenia! Cieszę się, że mogłam się pocieszyć tym na koniec wakacji, gdzie ostatni dzień przypomina swoją pogodą raczej połowę listopada! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i mam nadzieję, że Bella w końcu tak w 100% uzmysłowi sobie, że Edward to nie Brandon.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ona-mona
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Sie 2010
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 11:17, 01 Wrz 2010 Powrót do góry

to jest naprawdę genialne. nic nie jest naciągane, wszystkiego jest w sam raz! i tekst płynie sobie i zjadłam te 19 rozdziałów niemal na jednym wdechu Wink w paru miejscach we wcześniejszych rozdziałach zauważyłam małe błędy - tzn np "dosłowne" przetłumaczenie zwrotów tworzących jakąś konstrukcję, która po polsku powinna brzmieć inaczej, no ale wiadomo ocb jak się czyta więc nie mam z tym dużego problemu (przepraszam że nie cytuję - ciężko byłoby mi to teraz wyłapać z 19. rozdziałów Wink ). bardzo dziękuję i proszę o więcej tak szybko, jak się da :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Perunia
Człowiek



Dołączył: 01 Maj 2010
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 12:18, 01 Wrz 2010 Powrót do góry

powinni karać za takie opowiadania, nie dość że przeczytałam go całego od razu przez co nie poszłam na czas spać i jestem dzisiaj niewyspana to dodatkowo przez połowę prawie każdego rozdziału płakałam jak głupia i mam dzisiaj nadpuchnięte oczy.
Ale co by tu nie mówić opowiadanie było warte tego, jest cudowne, czyta się je płynnie co jest zasługą genialnego tłumaczenia za które gratuluję i dziękuję. A Emmeta w roli starszego braciszka w każdej wersji uwielbiam. Szkoda, że tak mało Jaspera ale za to znów nieszczęśliwie zakochany Jackob. Niewątpliwie to opowiadanie trafiło na czałówkę moich ulubionych.
Weny i chęci do szybkiego i częstego tłumaczenia


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aurora Rosa
Dobry wampir



Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 695
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z własnej bajki

PostWysłany: Czw 14:24, 02 Wrz 2010 Powrót do góry

Czy ja już mówiłam ze to FF jest jednym z moich ulubionych tłumaczeń? A tak jest Smile Bella jest silna, da sobie radę. Edward uroczy, ciepły, kochający. Czyżby planował, że zabiorą Adelle ze sobą do NY?
Mimo traumatycznych przeżyć Belli to opowiadanie jest bardzo ciepłe i kojące. Ma swój urok, który sprawia, ze z przyjemnością tu wracam.
Nie wiem ile rozdziałów na to opowiadanie ale czekam z niecierpliwością na następny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kali.
Wilkołak



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 146
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 20:14, 06 Wrz 2010 Powrót do góry

Dawno już nic tu nie pisałam i bardzo Cię przepraszam, ale jestem raczej typem cichego czytelnika Wink
Rozdział jak zawsze wspaniały, cieszę się wielce, że Bells powolutku małymi kroczkami zaczyna sobie radzić, no i oczywiście jestem strasznie ucieszona tym, że nic nie dzieje się tu zbyt szybko. A to jak córeczka Bells, Adele mówi do Eda "Tatusiu" jest po prostu urocze. Jak to czytam na mojej twarzy pojawia się wielkim, ba! Wręcz ogromny banan. To opowiadanie czytam od... hmm, no cóż od bardzo dawna i jeszcze ani razu się nie zawiodłam. Jestem wręcz nim urzeczona Wink Ech jakoś nie mam zbyt wielkiej weny na ten komentarz, w ogóle nie umiem pisać komentarzy, ale tutaj po prostu nie wytrzymuje ;] Musiałam coś od siebie dodać, bo chyba bym wybuchała.
A teraz Kwesta błędów, nie znalazłam takowych i już. Ja nigdy się zbytnio do tego nie przykładam Embarassed

Życzę Veny!
Ave Vena!

Pozdrawiam;
Kali.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kali. dnia Pon 20:16, 06 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
madlen1990
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2010
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Piotrków Tryb.

PostWysłany: Sob 9:14, 09 Paź 2010 Powrót do góry

To tłumaczenie jest jeszcze nie skończone prawda? Bo przeczytałam je dopiero wczoraj jednym tchem i byłam zachwycona!Jest cudowne.
Do przeczytania zachęcił mnie jego opis w dziale: poleć ff. Ktoś miał świetny pomysł.
Najlepszym wątkiem jest budzący się w Edwardzie ojcowski instynkt i kontakt pomiędzy nim a Adele. Uwielbiam te momenty. zgadzam się z Kali. - gdy mała zwraca się do niego per "tatusiu", jest to tak urocze, że moje serducho topi się i rozpływa:D Kreacja Edwarda jest doskonała i w tej swojej doskonałości i idealności przypomina mi Edwarda pani Meyer.
Mam nadzieję, że będziesz tłumaczyć to dalej bo inaczej spędzę wieczność na siedzeniu ze słownikiem by wszystko dokładnie zrozumieć:)
Piszesz bardzo lekko, przyjemnie i szybko się czyta.
życzę ci weny i wytrwałości bo odwalasz kawał świetnej pracy i wychodzi ci to bardzo dobrze.
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez madlen1990 dnia Sob 9:15, 09 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Jakub
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczytno

PostWysłany: Pon 20:02, 18 Paź 2010 Powrót do góry

Bardzo wszystkim dziękuję za miłe słowa i zapraszam na kolejny rozdział Wink

Rozdział 20: Od kiedy to ja jestem tą "złą"?

Tłumaczenie: Jakub
Beta: Courtney

Bella

Zostały tylko dwa dni do czasu powrotu do Nowego Jorku. Byłam rozdarta między chęcią zostania tu, na Florydzie, gdzie była moja mała dziewczynka, ciepło i spokój, a pragnieniem powrotu do zatłoczonego miasta, księgarni, mojego własnego miejsca na ziemi.

Wiedziałam, że tak naprawdę nie mam żadnego wyboru. Musiałam tam wrócić, ale przynajmniej mogłam wziąć ze sobą Edwarda. Gdyby nie było takiej opcji, zapewne błagałabym mamę albo Charliego, aby pojechali ze mną. Spodziewałam się, że życie na własną rękę będzie trudniejsze, niż mieszkanie z rodzicami, ale… nigdy nie pomyślałabym, że aż tak trudne.

- Nad czym tak myślisz? - spytała Rose, siadając obok mnie na piasku; wpatrywała się w fale oceanu. Edward i Emmett zabrali Adele na poszukiwania muszelek, więc przez chwilę mogłyśmy pobyć same. Spoglądając na nią zdałam sobie sprawę, jak bardzo dojrzałyśmy. Rosalie była ode mnie starsza o dwa lata i znała mnie od czasu, gdy się urodziłam. To dlatego tytuł najlepszej przyjaciółki przyznałam Alice - Rose zasługiwała na wiele, wiele więcej. Nie była moją najlepszą przyjaciółką. Była dla mnie jak siostra. W każdym razie… Była jedną z tych osób, do której mogłam przyjść z każdym problemem; wiedziałam, że przeżywała je równie mocno jak ja, choć ani razu nie wyraziła tego głośno. Więc, zamiast otworzyć usta, wzięłam do ręki notesik leżący obok mnie, a z włosów wyjęłam długopis.

- Po prostu myślę o tym, jak bardzo nie chcę zostawić Adele… I że życie jest o wiele trudniejsze, niż opowiadali o nim inni - pisałam, a ona zerkała mi przez ramię. Roześmiała się i położyła brodę na moim ramieniu.

- Święta racja - westchnęła. - Też nie chcę zostawiać tu mojej małej siostrzenicy. Ale wiesz… Nie mogłaby mieszkać razem z tobą, sama ledwo się tam mieścisz! - zażartowała. Miałam ochotę z całej siły walnąć się w czoło. Nie mogę uwierzyć, że ja i Edward zapomnieliśmy powiedzieć wszystkim o mojej przeprowadzce.

- Ach… O to ci chodzi. Widzisz, Edward zapytał, czy chciałabym z nim zamieszkać… A ja się zgodziłam - napisałam. Na chwilę zapadła cisza; można było usłyszeć jedynie, jak fale uderzają o brzeg. Nagle z gardła Rose wydobył się cienki, przenikliwy pisk; rzuciła się na mnie, ściskając mocno. Zobaczyłam w dali sylwetki Edwarda i Emmetta; odwrócili się, aby upewnić się, że wszystko z nami w porządku, po czym kontynuowali spacer wzdłuż plaży.

- Moja mała Bella naprawdę zaczyna dorastać! - powiedziała Rose, podnosząc mnie do pozycji siedzącej i pomagając mi wytrzepać piasek z włosów. Wywróciłam oczami, ale później wybuchnęłam śmiechem.

- Ciekawe, jak zareaguje na to Emmett… - zastanawiała się, podtrzymując podbródek palcem.

- Pewnie źle - powiedziałam po chwili, wpatrując się w ocean. Żałowałam, że nie jest na tyle ciepło, aby można było popływać. Rose roześmiała się.

- Prawdopodobnie tak. Mam dla ciebie radę. Powiedz mu o tym, gdy będzie z kimś rozmawiał przez telefon. Nie wybuchnie… Przynajmniej nie od razu. - Zaśmiałam się; to była bardzo dobra wskazówka.

- A jeżeli chodzi o Adele… Może moglibyście ją zabrać ze sobą. Twoja przeprowadzka do Edwarda całkowicie zmienia postać rzeczy. Ma dużo wolnych pokoi, no i kocha ją jak swoją własną córkę - zasugerowała; była pełna nadziei. Wiedziałam, że uwielbia spędzać czas z Adele tak samo jak Emmett, choć nie obnosiła się tak bardzo z byciem szczęśliwą. Odczekałam trochę, zanim odpowiedziałam. Czułam się dziwnie, usiłując rozmawiać z kimś, kto nie należał do grupy osób, z którymi potrafiłam prawdziwie się porozumieć. Trochę więcej czasu zajmowało mi przypomnienie sobie, jak wymawia się poszczególne słowa.

- Nie jestem nawet pewna, skąd zdobędę pieniądze na moją połowę czynszu. Nie poradzę sobie z jednoczesnym wychowywaniem Adele… Poza tym, nie zarabiam kokosów. A co… Jeśli coś się wydarzy pomiędzy mną a Edwardem? Co, jeśli się rozstaniemy i będę musiała z powrotem ją tutaj odesłać? Nie wiem, czy potrafiłabym to zrobić, Rose - powiedziałam cicho, zagrzebując nogi w piasku. Skaleczenie wciąż było owinięte bandażem, więc nic nie dostało się w jego okolice. Będę mogła zdjąć szwy, gdy wrócimy do Nowego Jorku. Z ust Rose wydobyło się prychnięcie; nagle poczułam uderzenie w tył głowy.

- Co, do cholery? - krzyknęłam, pocierając bolące miejsce.

- Kiedy w końcu do twojej twardej głowy dotrze, że Edward cię kocha? Naprawdę nie widzi poza tobą świata! Nie zauważyłaś, w jaki sposób na ciebie patrzy? Oddałby za ciebie życie! Chyba, że to ty zrobisz coś niesamowicie głupiego! On cię nie zostawi, a ja nie pozwolę, abyś znowu spieprzyła sobie życie! - mówiła, do każdego słowa dodając lekkie szturchnięcie w głowę lub pacnięcie w ramię. Byłam zszokowana, jak bardzo potrafi się złościć, rozmawiając o mnie i Edwardzie. Gdy skończyła, wpatrywałam się w nią z szeroko rozdziawioną buzią. Pewnie wyglądałam jak idiotka, ale nic na to nie mogłam poradzić.

- Ująłbym to trochę bardziej delikatnie, ale… - usłyszałam za sobą aksamitny głos. Odwróciłam się; Edward śmiał się, siedząc obok mnie, a Adele podskakiwała dookoła, przypominając mi Alice; rzuciła mi na kolana garść muszelek.

- Widzisz, mamusiu? To dla ciebie - powiedziała, opadając na piasek naprzeciwko mnie. Poczułam, jak się uśmiecham, gdy przesypywałam je z ręki do ręki.

- Są piękne. Dziękuję, kochanie. - Obejrzałam jedną z nich i uśmiechnęłam się do niej; wiedziałam, że oczekuje takiej reakcji. Wstała i zaczęła spacerować. Nikt nie poszedł za nią, bo nie spodziewaliśmy się, że jest już tak daleko. Gdy znajdowała się już dobrych kilka metrów od nas, odwróciła się i popatrzyła na nasze twarze; zanim ktokolwiek zdążył ją złapać, pobiegła w stronę oceanu. Rose i ja krzyczałyśmy, aby zawróciła; biegłam szybciej, niż potrafiłam w normalnych okolicznościach, próbując ją dogonić. Odwróciła się i zobaczyła, że ja i Edward za nią biegniemy; pisnęła, jeszcze bardziej przyspieszając. Już prawie ją miałam… Nagle potknęła się i wpadła wprost pod nadchodzącą falę, pociągając mnie za sobą. Kaszlałam i plułam, kiedy ona sama zaczęła się krztusić słoną wodą. Chwyciłam ją i posadziłam, klepiąc ją lekko po plecach.

- Adele Evangeline Swan! Nigdy więcej tego nie rób! - powiedziałam stanowczo. Odwróciłam ją w moją stronę, aby mogła zobaczyć, że nie żartuję. Jej dolna warga zaczęła drżeć; wiedziałam, że za chwilę zacznie płakać. Rose zabrała ją, gdy następna fala rozbiła się o mnie, powodując, że znowu się zakrztusiłam. Edward roześmiał się, wyciągając mnie z wody.
- Och, tak mi przykro… Nie martw się, zaraz cię przebierzemy. Tak, wiem, wiem - tłumaczyła Rose, gdy Adele zanosiła się płaczem; zebrała przemoczone rzeczy jedną ręką, szybko podążając w stronę domu.

- Od kiedy to ja jestem tą złą? - spytałam. Po wyjściu z oceanu zaczęłam szczękać zębami; byłam cała przemoczona. Mocno szczypała mnie stopa - pod opatrunek musiała dostać się słona woda. Emmett zarzucił mi ręcznik na ramiona i pobiegł, próbując dogonić swoją dziewczynę.

- Wiesz, jaka jest Rosalie - powiedział Edward, pomagając mi iść. Głupia stopa. Zaciskałam zęby z bólu i zimna, gdy przedzieraliśmy się przez wydmy.

-------------------------------------------------------------------------------------

Adele leżała już w łóżku, podobnie jak Renee i Phil, Rose i Emmett jeszcze nie wrócili z randki, a ja i Edward oglądaliśmy film w naszym tymczasowym pokoju.

- Uwielbiam twoje włosy - wyszeptał Edward. - Cudownie pachną. - Okej, ja oglądałam film. - Najwyraźniej Edward zbyt dużo razy widział „Farciarza Gilmore”, aby być zainteresowanym. Chwyciłam pilota i wyłączyłam telewizor.

- Masz szczęście, że to już koniec. Inaczej naprawdę byłabym na ciebie zła - powiedziałam, wystawiając język.

- Nie sądzę, żebyś potrafiła się na mnie złościć - odparł, uśmiechając się krzywo. Odwzajemniłam uśmiech, po czym sięgnęłam po książkę i zaczęłam ją czytać, całkowicie ignorując Edwarda. Była to powieść Sherryl Jordan - „Czas orła”. Przeczytałam już połowę i musiałam przyznać, że była naprawdę dobra.

- Bella. - Próbował zwrócić na siebie moją uwagę. Wpatrywałam się w kartki i udawałam, że czytam.

- Bella… - wyjęczał moje imię. Wciąż na niego nie patrzyłam. Przez chwilę się nie odzywał, po czym zaczął przeczesywać palcami moje włosy, rozplątując warkocz; oczywiście robił to, aby mnie wkurzyć. Przygryzłam wargę, nadal wpatrując się w książkę, powstrzymując chęć trzepnięcia go. Poczułam, jak moje włosy opadają luźno na ramiona. Wciągnął głęboko powietrze, najwyraźniej wciąż oburzony tym, że nie poświęcam mu uwagi. Z trudem powstrzymywałam śmiech. Całkiem dobrze się bawiłam. Pochylił się i zaczął całować moją szczękę, a później usta.

Jak mogłam to zignorować?

Odrzuciłam książkę na bok i odwzajemniłam pocałunek, wplątując palce w jego włosy. Był - jak zawsze - ostrożny i delikatny. Nagle jego dłonie przesunęły się z moich pleców na brzeg bluzki; zaczął głaskać kciukiem delikatną skórę wokół mojego pępka.

Właśnie wtedy poczułam dotyk obcych rąk, ust i włosów.

Edward

Mimo całej sytuacji nie ujawniłem swojego zmieszania. Miałem prawo być zdenerwowany, od kiedy zacząłem sprawdzać, jak daleko mogę się posunąć w kontaktach z Bellą; jednak nie chciałem pokazywać, jak bardzo jestem spięty.

Nagle poczułem, jak zastygła w bezruchu, a jej ciało zesztywniało. Wiedziałem, że właśnie spieprzyłem sprawę. Szybko zabrałem swoją rękę, a ona oderwała się ode mnie, głęboko wciągając powietrze. Wyplątała palce z moich włosów i cofnęła się pod ścianę; zamknęła oczy, wciąż ciężko oddychając.

- Przepraszam - powiedziałem, karcąc się za to w myślach. Nie odzywała się przez chwilę, chociaż mi wydawało się, że minęło kilka godzin.

- Nienawidzę się za to - wyszeptała. Powiedziała to tak cicho, że ledwo byłem w stanie usłyszeć te słowa, zupełnie się ich nie spodziewając.

- Bella! - krzyknąłem, zbulwersowany. Otworzyła oczy; prawdopodobnie nie powinienem był tego usłyszeć.

- Bella… - powiedziałem delikatniejszym tonem. - Dlaczego tak mówisz? - Zaskoczyła mnie i przestraszyła jednocześnie. Miała doskonałe powody, aby nienawidzić wielu rzeczy w swoim życiu, ale… samej siebie?

- Bo jestem słaba. Słaba, brudna, zwyczajna, niezdarna i całkiem dobra w krzywdzeniu innych ludzi - odparła zbolałym głosem, oplatając ciało ramionami. Przez chwilę rozważałem kilka możliwości, po czym pochyliłem się w jej stronę. Gdy już nie mogła się dalej odsunąć, ostrożnie objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło; miałem nadzieję, że jest to odpowiedni gest w tym momencie.

- Nie mogę się z tym zgodzić. Jesteś najsilniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem, wliczając w to nawet Esme. Popatrz tylko, jak daleko zaszłaś przez ostatnie kilka dni. Dla mnie to wprost niewiarygodne - powiedziałem, spoglądając na nią; sama patrzyła się prosto przed siebie. Nie odpowiedziała, więc znowu zacząłem mówić.

- I zdecydowanie nie jesteś zwyczajna. Bello, jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem. - Prychnęła w odpowiedzi.

- Edward, mówisz tak, bo jesteś moim chłopakiem.

- To prawda… Ale powiedziałem to szczerze. Nie kłamię. Mogę pokazać twoje zdjęcie pięciu przypadkowym osobom, a wszyscy potwierdzą, że jesteś śliczna. - Uśmiechnęła się delikatnie. - To prawda, jesteś też największą niezdarą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Ale kocham to. To jedna z cech, które sprawiają, że jesteś sobą. Poza tym, uwielbiam cię łapać, gdy upadasz. - Uśmiechnęła się szerzej, powodując, że sam lekko się rozpromieniłem.

- Muszę przyznać… że umiesz wywierać wpływ na ludzi. Ale potrafię się z tym pogodzić. Wiem, że nie robisz tego wyłącznie dla swoich korzyści. - Westchnęła, a ja zmarszczyłem brwi. Przyszła kolej na najtrudniejszą część rozmowy.

- A już na pewno nie jesteś brudna. Nie obwiniaj się za to, co zrobił ci ten sukinsyn. - Westchnąłem, przeczesując włosy palcami. Próbowałem zebrać myśli w głowie. Bella była odprężona; opierała o mnie swoją głowę. Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę, żałując, że nie potrafię cofnąć czasu.

- Powiem ci, co ja o tym myślę. - O Boże, to będzie niezręczna chwila. - Według mnie niczego nie straciłaś. Dziewictwo… Nie sądzę, że jest to rzecz, którą można tak po prostu komuś odebrać. Tym… Tym trzeba się podzielić. - Westchnąłem. - Czy to w ogóle ma jakiś sens? - spytałem. Przygryzała wargę, wpatrując się w jeden punkt na ścianie. W końcu odpowiedziała.

- Nie jestem pewna. Musiałabym nad tym pomyśleć - odparła cichym głosem. Skinąłem głową.

- Kiedy już będziesz gotowa, możesz mi powiedzieć, dobrze?

- Okej. - Przez chwilę milczeliśmy.

- Mogę zgasić światło? - spytałem, ziewając. Bella przytaknęła; zdjąłem koszulkę, aby zaczęła się do tego przyzwyczajać. Gdy mnie obserwowała, poczułem, jak się rumienię. Okej, będzie miała jeszcze sporo czasu, aby do tego przywyknąć. Zdecydowałem, że to nie jest odpowiedni moment na drażnienie się z nią, więc wyciągnąłem dłoń i wyłączyłem lampkę. Położyła głowę na poduszce, oddychając miarowo. Zrobiłem to samo, ale nie zamknąłem oczu.

- Możesz mi powiedzieć, co zrobiłem nie tak? - spytałem, chcąc wrócić do początku naszej rozmowy. Ona tylko westchnęła.

- Nie umiem tego wytłumaczyć. Myślę, że po prostu nie spodziewałam się, że to zrobisz. Zaskoczyłeś mnie. - Pomyślałem przez chwilę. To miało sens. Spróbuję nie popełnić tego samego błędu przy następnej okazji.

- Bella, mogę cię o coś zapytać?

- Dajesz - odparła, odwracając się twarzą do mnie. W ciemności mogłem dostrzec tylko zarys jej sylwetki.

- Co jest nie tak z twoimi snami? - Już trzecią noc z rzędu miała koszmary. Nie chciała mi powiedzieć, co tak bardzo ją przeraża, że każdego wieczoru budzi się z płaczem.

- Bella?

- Nie jestem pewna, czy chcesz wiedzieć - odpowiedziała z wahaniem.

- Daj spokój, nie może być aż tak źle - wyszeptałem, całując ją w skroń.

- Kto by pomyślał… - wymamrotała.

- Chcę wiedzieć - nalegałem. Usłyszałem jej delikatne westchnięcie.

- W porządku. Na początku wszystko jest dobrze… - Pochyliła się i przycisnęła swoje usta do moich.

- Tak jak teraz? - spytałem, lekko oszołomiony. Gdy oderwała się ode mnie, pokiwała głową.

- A później… sen staje się koszmarem, a ty zamieniasz się w Brandona i popychasz mnie… to znaczy on popycha mnie coraz dalej i dalej… - jej głos się załamał, ale kontynuowała. - Nie mogę nic zrobić ani znaleźć słów, aby go powstrzymać - wyszeptała. Nie płakała, choć wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby zaczęła. Myśli kłębiły mi się w głowie. Czy ona myśli, że kiedykolwiek mógłbym jej zrobić coś takiego jak Brandon? Mam nadzieję, że nie. Objąłem ją ramionami.

- Wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził? - spytałem.

- Tak - odpowiedziała chwilę później, opierając głowę na moim ramieniu. Pocałowałem ją w czoło; jej oddech się uregulował i zamknęła oczy. Pewnie za moment zaśnie.

- Więc nie ma żadnego powodu, abyś śniła o takich rzeczach. - Bella skinęła głową, wyraźnie zmęczona.

- Kocham cię - powiedziałem, ale ona właśnie zasnęła. Uśmiechnąłem się, po czym wyszeptałem wprost do jej ucha:

- Słodkich snów.

-------------------------------------------------------------------------------------

- Chciałbym coś zaproponować - oznajmiłem następnego wieczoru przy kolacji. Wszyscy zebrali się przy stole w jadalni. Ku mojemu zadowoleniu, Bella bardzo dobrze przespała ostatnią noc. Żadnych koszmarów. Kiedy się obudziła, była bardzo szczęśliwa; powiedziała, że miała piękny sen, ale nie chciała zdradzić więcej szczegółów. Gdy ktoś ją o to pytał, tylko nuciła:

- Sen jest życzeniem twojego serca. - Specjalnie pytałem ją o to przez cały dzień, aby móc usłyszeć jej śpiew. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała.

Wszyscy na mnie spojrzeli, jakbym znajdował się w świetle reflektorów.

- Więc… sporo myślałem o Adele. Kocham ją jak własną córkę i naprawdę będę za nią tęsknić. - Mała spała na kanapie. Zasnęła podczas oglądania „Potworów i spółki”, a nikt nie miał serca, żeby ją obudzić. Zje później, jeśli będzie głodna.

- I wiem, że Bella czuje to samo. Skoro niedługo się do mnie wprowadzi, to może po urządzeniu mieszkania Adele mogłaby przyjechać do Nowego Jorku i zamieszkać razem z nami? - Spojrzałem na moją dziewczynę, siedzącą obok mnie. Wyglądała na zaskoczoną; powinienem z nią porozmawiać, zanim podzieliłem się moim pomysłem z całą rodziną, ale teraz było już na to za późno. Miejmy nadzieję, że nie będzie się na mnie bardzo złościć.

Rosalie po prostu siedziała i się uśmiechała. Bella pewnie wspominała jej wcześniej, że się do mnie wprowadza; Rose była na tyle spostrzegawcza, aby wiedzieć, że prędzej czy później wpadnę na pomysł zapytania wszystkich obecnych o zdanie. Renee wyglądała na szczęśliwą, choć w głębi duszy pewnie było jej trochę smutno, że Adele nie będzie już dłużej z nią mieszkać. A jeżeli chodzi o Phila… Przez kilka ostatnich dni nauczyłem się, że jeżeli Renee jest szczęśliwa, on też tak się czuje; mimo to wiedziałem, że równie mocno będzie tęsknił za małą.

Emmett… był wściekły. Wstał, posyłając mi mordercze spojrzenie; zanim zdążył cokolwiek zrobić, Rose wstała i pociągnęła go za ucho tak, że z powrotem znalazł się w pozycji siedzącej.

- Porozmawiamy o tym później - powiedziała do niego surowym tonem. Emmett skinął potulnie głową; ledwo powstrzymałem się od parsknięcia śmiechem.

- Co o tym myślisz, Bello? - spytałem, spoglądając na nią.

- Potrzebuję trochę czasu do namysłu… A później porozmawiamy, dobrze? - odparła cichym głosem. Po raz pierwszy ani jej wyraz twarzy, ani oczy nie dały mi żadnych wskazówek co do jej myśli lub uczuć. Nie podobało mi się to.

- Okej - odpowiedziałem. Co innego mogłem powiedzieć? Co mogłem zrobić oprócz zgodzenia się na jej warunki i czekania na odpowiedź?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin