FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Wbrew rozsądkowi [T] [NZ] Druga część grzechu [+18] (27.06) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Marsi
Zły wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin

PostWysłany: Pią 21:51, 28 Maj 2010 Powrót do góry

Misiaki, wrzuciłam 2 świeże rozdziały na chomika, a to dlatego, że jeden jest bez bety. Jutro wrzucę je na forum, tylko ktoś mi go najpierw sprawdzi. Wink

Jeżeli nie możecie się doczekać - ściągnijcie je sobie ze szczura, tylko, błagam, nie wypisujcie mi tu błędów, bo wiem, że jest ich od groma. Jutro wszystko będzie okej.

Dla formalności - adres mojego chomika:
chomikuj.pl/martaaaaaa93

Możecie pisać już komentarze tutaj, bo jutro ten post zostanie zedytowany. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Pią 22:53, 28 Maj 2010 Powrót do góry

Och, jak miło przeczytać kolejny, gorący rozdział po tak długiej przerwie... Mr. Green
Jeszcze nie komentowałam tego ff, więc zacznę od pryncypiów.
Jakoś nie mam przekonania do niemieckich opowiadań (tak, wiem, pewnie żyję stereotypami...), ale to jest naprawdę całkiem apetyczne... new happy
Moje gratulacje dla tłumaczących- sama uczyłam się języka niemieckiego przez prawie sześć lat- z bardzo mizernym skutkiem- a tutaj mamy do czynienia ze świetnie wykonaną robotą translatorską. Ok!
Wszystko toczy się ładnie, płynnie, czyta się bez zgrzytów, jestem pod wrażeniem.
Co do treści, niby kolejny fanfic o szkolnej tematyce, ale nie pozbawiony elementów nowości. Całkiem fajnie skonstruowany, choć przyznam, że mam lekkie obawy, czy niedługo nie zamieni się w telenowelę (patrz: ilość rozdziałów). Akcja posuwa się raczej wolno, co mam swój urok (na przykład w scenkach uwodzenia w ostatnich cz częściach), ale też nieco frustruje. Osobiście, jestem baaardzo ciekawa mrocznej przeszłości Edwarda. Cóż, chyba jeszcze przez jakiś czas nie będzie mi dane rozwikłać tej zagadki. przewala oczami Och, i oczywiście tego, czy Bells powie mu o swojej obecności w szpitalu.
Oczywiście, w tekście pojawiają się mniejsze i większe perełki- głównie w warstwie dialogowej. Miłe to dla oka i ducha (i nie tylko Hyhy ).
Czekam na więcej!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pią 23:30, 28 Maj 2010 Powrót do góry

Witam po dłuższej przerwie:)
Też jestem za tym, aby ten czuły, głęboko ukryty Edward, pojawiał się częściej. No bo poważnie: romantyzm w tym opowiadaniu jest jak najbardziej wskazany. I tak, zgadzam się, że Bella się zmieniła. Ba, ona chyba narodziła się na nowo. Z nieśmiałej nastolatki stała się opętana żądzą kobietą. Widocznie bawimy się w show "Jak zmienić Bellę w 10 dni":) Naprawdę, z każdym nowym rozdziałem, jestem zdumiona tym, co wyprawia, kiedy Cullen zaczyna gierkę. No cóż, opowiadanie nabiera kolorów i emocji. O następnym rozdziale myślę, że to będzie kulminacja ich napięcia...

Dziękuje za rozdziały, naprawdę tęskniłam za WR! Laski, życzę Wam ogromu czasu na tłumaczenie i błagam! Nie zostawiajcie już nas :))


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marsi
Zły wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin

PostWysłany: Sob 20:02, 29 Maj 2010 Powrót do góry

Wczoraj wrzuciłam rozdziały tak bez żadnego "ale", wiec spieszę z lepszym postem. :P Przez blisko 2 miesiące nic nie dodawałyśmy, więc spięłyśmy w końcu tyłki. xD Tak naprawdę nie miałyśmy do tego weny, doszła nauka i takie tam... Jednak mam nadzieję, że od teraz częstotliwość dodawania rozdziałów będzie podobna do początków naszej działalności. :P

W ogóle śmieszna sytuacja - zalogowałam się przed chwilą na fanfiction.net, bo chciałam znaleźć jakiegoś fanficka do tłumaczenia, a tu peemka od Cel. Z MARCA. xDDDD Pokuszę się o przetłumaczenie jej, bo spodoba się Wam. :D

Hi, Marsi.
Ponieważ dopiero teraz znalazłam dobry program do tłumaczenia, przejrzałam wszystkie komentarze, które dostałyście pod "Wbrew rozsądkowi". Muszę to powiedzieć: są wspaniałe! Twoi czytelnicy piszą w zasadzie lepsze komentarze niż moi.
Jeśli chodzi o porównanie do Wide Awake: Znam tego fanficka tylko ze słyszenia i streszczenia. Nie przeczytałam go! Dlatego też nie mogę użyć jego fabuły. Wszystkie głupie idee pochodzą z mojego chorego mózgu.
[...]
Jeśli twoi czytelnicy mają jeszcze jakieś pytania, niech je zadają. Odpowiem chętnie na każde z nich.
Pozdrawiam,
Cel.



Także, jak pisała Cel - jeśli macie jakieś pytania - zadawajcie je. Wink
Do następnego! Będzie się działo ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
elektra21
Nowonarodzony



Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:02, 30 Maj 2010 Powrót do góry

Świetne rozdziały. Robi się coraz goręcej. Jak zwykle pełne emocji i humoru. Ciekawi mnie plan Belli. Może go zmieni. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Dzięki za rozdział. Podobał mi się i to nawet bardzo. Życzę weny. I oczywiście czekamy na więcej!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olcia
Zły wampir



Dołączył: 13 Sty 2009
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leszno

PostWysłany: Pią 20:24, 04 Lut 2011 Powrót do góry

Witam wszystkich po bardzo długiej przerwie. Czas nadrobić zaległości. Niektórzy może już czytali nowe rozdziały, czyli można powiedzieć, że są na bieżąco, jednak skoro będę dalej kontynuowała to opowiadanie sama, też tutaj, na forum, to chciałabym, żeby zapanował porządek.
Marsi miała wstawić tutaj rozdziały numer 32 i 33 dopiero po pewnym czasie, ponieważ jeden był bez bety. Niestety popsuł jej się komputer i wszystko co miała na dysku uleciało w jakiś nikomu nie znany niebyt. I do dnia dzisiejszego, tych rozdziałów tu nie było. Chcąc, wstawić kolejne dwa, najpierw muszę zająć się poprzednimi.

Cóż może skończę już ględzić i zapraszam tych, którzy jeszcze nie czytali oraz tych, którzy już czytali.

Rozdział 32.
Woreczek lodu, proszę!


Tłumaczenie: Marsi
Beta: Susan :* (Gdyby nie ona, kto wie ile jeszcze byście musieli czekać na kolejne rozdziały. Należą jej się ogromne podziękowania.)


- Um, przepraszam bardzo - zabrzmiał skądś obcy głos i przestraszona, cofnęłam się. Popatrzyłam na Edwarda, jednak jego uwaga skupiła się na kimś za mną. - Jeśli państwo się nie powstrzymają, będę zmuszony poprosić o opuszczenie sali - powiedział dobitnie, jednak wydawał się być zakłopotany.
Rumieniąc się, spuściłam wzrok i zauważyłam, że moja ręka w dalszym ciągu znajduje się na kroczu Edwarda, przez co moje policzki oblał jeszcze większy rumieniec. Szybko wycofałam się, a on coś wymamrotał. Nie byłam pewna, czy pracownik kina miał to w istocie na myśli.
- Bello? - spytał Edward i popatrzyłam przezornie na niego. Jego spojrzenie wskazywało, że z jednej strony był niezadowolony, jednak nadal zerkał na mnie łapczywie. - Chciałabyś wyjść? - powiedział cicho i wydawało mi się, jakby jego oczy błagały, żebyśmy zniknęli z sali. Przełknęłam ciężko, spojrzałam na ekran, na którym właśnie krzątało się kilku zakrwawionych ludzi i postanowiłam, że nie wytrzymam na filmie bez gestów Edwarda, które odwracały moją uwagę.
- Tak - odpowiedziałam tylko, kierując się w jego stronę i kiwnęłam przy tym.
Wziął natychmiast moją dłoń i wstaliśmy. Obróciłam się i szłam za pracownikiem kina, który w półmroku prowadził nas przez salę.
- Dobrej nocy - powiedział, a ja odwróciłam się zdziwiona, podczas gdy drzwi powoli zatrzasnęły się.
- Och, Boże! - wyszeptałam cicho i wsunęłam twarz w dłonie. Nie mogłam się więcej pokazywać w tym kinie i była to wina Edwarda. Gniewnie spojrzałam w górę na niego, a on uśmiechał się tylko rozbawiony.
- Co ty sobie myślałeś?! - Uderzyłam go pięścią mocno w ramię, jednak drgnął tylko lekko i śmiał się cicho. Super, byłam absolutnym chucherkiem. W dalszym ciągu byłam na niego wściekła. Wyciągnął ramiona i objął mnie. Instynktownie cofnęłam się. Byłam już zniechęcona do jakiejkolwiek zabawy. Edward stanął, opuścił ramiona i patrzył na mnie z bólem i smutkiem.
- Myślałem... Chciałaś... Mogłaś powiedzieć... - jąkał się lekko skołowany, wywołując moje wyrzuty sumienia, kiedy patrzyłam na jego zmęczony wyraz twarzy.
Odwróciłam spojrzenie od niego, ponieważ nie mogłam tego znieść.
- Próbowałam - wyszeptałam i objęłam ramionami brzuch. Słyszałam, jak westchnął i zauważyłam jego rękę, którą położył przezornie na moim barku.
- Bello, przykro mi, że tego nie zauważyłem, naprawdę. Sądzę... może... może powinienem bardziej uważać. Przykro mi - powiedział, a ja odetchnęłam głęboko. Jak mógł nie zauważyć, że nie chciałam tego, kiedy moje ciało nie było mi posłuszne i godziło się na wszystko, co robił? Mój opór był tylko wewnątrz mnie. Na zewnątrz w istocie nie był widzialny.
- To nie twoja wina - rzekłam cicho i spojrzałam powoli na niego. Patrzył na mnie smutnym wzorkiem i potrząsał lekko głową.
- Oczywiście, że jest - odpowiedział.
- Nie jest – przerwałam mu pewnie i próbowałam mu wyjaśnić. - Chciałam powiedzieć "nie", jednak... nie mogłam. To było po prostu... takie... niezwykłe... piękne. Nie chciałam, żebyś przestał. - Ostatnie zdanie wręcz wyszeptałam i patrzyłam w ziemię. To było najbardziej meczące wyjaśnienie, które dotychczas wypowiedziałam. Nie zdziwiłabym się, jeśli wyśmiałby mnie. Zamiast tego przyłożył rękę do mojego podbródka i uniósł go. Podszedł tak blisko, że mógł mnie objąć. Uśmiechnął się serdecznie i przyciągnął mnie jeszcze kawałek do siebie. Opuściłam ramiona i objęłam go. Wystąpiłam przy tym o krok do przodu, oparłam policzek na jego piersi i zamknęłam oczy. Jego druga ręka znalazła się również na moich plecach i trzymał mnie mocno przy sobie. Wyśledziłam jego oddech na moich włosach, słyszałam uspokajające bicie serca i czułam się od razu lepiej.
- Jest krótko przed ósmą. Chciałabyś pójść coś zjeść? - spytał po kilku minutach ciszy. Oderwałam głowę od niego i spojrzałam w górę w jego świecące, zielone oczy. Nie tylko one były wspaniałe. Cały wydawał się doskonały.
Zabrałam rękę z jego talii, przyłożyłam koniuszki palców do jego policzka i kreśliłam kreski w dół do jego podbródka, potem w górę do czoła i znów w dół.
Uniósł pytająco brwi. Moje spojrzenie zboczyło do jego warg, przy których położyłam moje palce i spokojnie obrysowałam ich zarys. Najpierw dolną wargę, potem górną. Poczułam pod palcami, jak kąciki jego ust unoszą się w uśmiechu.
- Chętnie, znikajmy stąd - odpowiedziałam ostatecznie, przez co zaczął się cicho śmiać. Obrócił mnie i złapał w talii. Za jego przykładem zahaczyłam kciuk w tylnej kieszeni jego spodni. Wyszczerzył się do mnie rozbawiony, nim ruszyliśmy i zostawiliśmy budynek w tyle.
Jazda z kina do restauracji nie trwała nawet dziesięciu minut. Kiedy zobaczyłam okolice, w której mieściła się nasza restauracja, byłam naprawdę zaskoczona.
Znaleźliśmy się w tym samym miejscu, gdzie na naszej pierwszej randce. Zaczęło się robić nieprzyjemnie. Zdjęłam kask i podając go Edwardowi, popatrzyłam nie niego niepewnie.
- Uważasz to za dobry pomysł? - spytałam. Spojrzał na mnie, nie rozumiejąc, o co mi chodzi, wiec wskazałam na budynek. - Nie myślisz, że to będzie... bolesne? Ośmieszyłam nas... ciebie ostatnim razem. - Przy tym wspomnieniu zwiesiłam głowę i czekałam w napięciu na odpowiedź.
- Bello - powiedział i zaśmiał się cicho. Przezornie spojrzałam w górę, a on potrząsnął lekko głową. - Nie ośmieszyłaś nikogo. Przynajmniej nie mogę sobie przypomnieć, że... potknęłaś się przy swoim pierwszorzędnym sprincie - zażartował, a ja odwróciłam oczy, uśmiechając się. Jak on to robił, że potrafił mnie rozśmieszyć w każdej sytuacji?
- Wiesz, co o tym sądzę - rzekłam tylko i czekałam. Edward westchnął i wziął moje dłonie w swoje.
- Popatrz na mnie - powiedział poważnie i po krótkim ociąganiu zrobiłam to, co kazał. Uśmiechał się, a jego oczy promieniały z radości. - Nie mogłabyś mnie ośmieszyć, nawet jeśli byś chciała - zażartował znowu i musiałam się lekko uśmiechnąć.
- Jesteś pewny? - spytałam, ponieważ nie mogłam uwierzyć, że to wyznał. Uniósł rękę i wyglądał znowu na poważnego.
- Słowo harcerza - powiedział uroczyście, nim wyszczerzył zęby. Nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko zaśmiać się serdecznie. Wyglądał przy tym całkiem głupio.
- No pięknie - dodałam pokonana i objęłam jego talię. Oddał gest i wspólnie wspięliśmy się po nielicznych stopniach do wejścia restauracji. W korytarzu stał także dzisiaj pan Mathew, który natychmiast spojrzał w górę, kiedy Edward otworzył mi drzwi.
- Ach, pani Swan i pan Cullen. Co za radość, że możemy państwa znowu gościć. Co mogę dziś dla was zrobić? - spytał całkiem profesjonalnie. Liczyłam się z tym, że będziemy musieli wysłuchiwać jakiegoś komentarza z jego strony.
Byłam tym bardziej zaskoczona, że tak dobrze zapamiętał nasze nazwiska. W każdym bądź razie byłam bardzo rada, że pan Mathew był dla nas nadal sympatyczny. Uśmiechnęłam się grzecznie, podczas gdy Edward zajął się rozmową.
- Dobry wieczór, panie Mathew. Stół dla dwojga. Jest możliwość tego samego, co poprzednim razem? - zapytał i kelner przekartkował kilka stron w jego notesie, nim spojrzał powtórnie na nas.
- Przykro mi. Ten stolik jest już dzisiaj zarezerwowany, jednak spróbuję coś załatwić. - Poprowadził nas do pomieszczenia ze wspaniałą atmosferą i wprowadził do środka restauracji.
- Niestety, nie mogę zaoferować państwu żadnego miejsca przy oknie. Mam nadzieję, że nie przeszkadza to państwu - powiedział przepraszająco i czekał na nasze dalsze polecenia. Rozejrzałam się. Ściana działowa była również tutaj.
Po naszej lewej stronie stał stolik dla czterech osób, tylko okna brakowało.
- Tu jest doskonale. Serdecznie dziękuję - rzekł Edward i kelner uśmiechnął się, czując ulgę.
- Mogę zabrać państwa kurtki? - spytał i chciałam mu już podziękować, jednak Edward mnie wyprzedził.
- Niepotrzebnie. Już to robię - odpowiedział grzecznie i pan Mathew zabrał na wpół wyciągnięte ramiona i odszedł. Obróciłam się do Edwarda, który uśmiechnął się.
- Mogę zabrać pani kurtkę? - spytał w ten sam sposób, co kelner, więc zaśmiałam się cicho.
- Oczywiście, dziękuję - odparłam świadomie tak samo, jak za pierwszym razem i podobnym tonem do niego. Wyszczerzył zęby i zbliżył się do mnie, podczas gdy jak obróciłam się do niego plecami. Rozpięłam zamek i czekałam, aż Edward zabierze ją z moich ramion. Dostawił dłonie do kołnierza i ściągnął ją powoli na dół, kreśląc palcami linie wzdłuż mojej bluzki, zanim skończyła się i pozostawił na mojej skórze mrowiący ślad. Kiedy skończył, obróciłam się do niego i uśmiechnęłam lekko szyderczo.
- Muszę ci powiedzieć, że pan Mathew potrafi lepiej trzymać palce przy sobie - powiedziałam ironicznie. Edward uśmiechnął się przebiegle, wziął kurtkę w prawą rękę i powiesił ją na oparciu, przy czym przeszedł obok mnie bardzo blisko. Nie spuszczał mnie z oka i na samo jego spojrzenie miękły mi kolana.
- Pan Mathew nie jest panią zainteresowany - rzekł cicho i mrowienie rozpościerało się po moim całym ciele, przez co przygryzłam górną wargę.
Zastygliśmy tak na krótko, nim zbliżyłam się do stołu i z trudem przeszłam obok ściany. Patrzyłam na niego, a on na mnie. Ściągnął swoją kurtkę i usiadł naprzeciwko. Gapiliśmy się na siebie, mając lekkie uśmiechy na ustach i czekaliśmy, aż drugie zrobi pierwszy krok. Także tym razem kelner przerwał ciszę, kiedy przyniósł menu i spytał o napoje.
- Butelka wody i dwie szklanki - odpowiedział Edward, zanim zdołałam otworzyć usta, chociaż to na mnie spojrzał pan Mathew, bo zgodnie z zasadą - damy przodem. Jednak Edward miał najwyraźniej inne plany. Spojrzał na mnie, uśmiechając się, nim poświecił całą uwagę karcie dań, a kelner nas opuścił.
Odłożyłam menu na stół i przyglądałam się Edwardowi, czekając na niego. Wydawał się mnie w ogóle nie zauważać, nim jego spojrzenie mignęło na chwilę ponad kartą, potem z powrotem i znów do góry. Popatrzył się przez moment na moją kartę i spojrzał na mnie pytająco. Wyszczerzyłam zęby.
Czyżby zapomniał?
Nie minęła sekunda, jak wyszczerzył się do mnie z powrotem, popatrzył jeszcze na zamknięta kartę i znowu na mnie. Przechylił lekko głowę. Był to jednoznaczny znak, że zastanawiał się, tylko nad czym? Jego rozmyślanie trwało już małą wieczność, aż przemówił.
- Nie mów mi, że nie jesteś głodna - wyszeptał. Ach, więc gra w te samą grę, co ostatnio. To może być interesujące. Edward czekał w dalszym ciągu na moją odpowiedź i podczas gdy mówiłam, przesunęłam się tak, żeby nie rzuciło się w oczy, że wysunęłam prawą stopę z balerina.
- To po włosku. Nie rozumiem żadnego wyrazu. - W przeciwieństwie do naszej pierwszej randki, mój ton był raczej figlarny.
- Chcesz zu... - przerwał oniemiały, kiedy przyłożyłam stopę do jego spodni na wysokości jego kostki i kreśliłam kilkucentymetrowe linie w te i z powrotem.
Zamrugał parę razy, chrząknął i znowu spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się lekko, nim przerwał poprzednią czynność.
- Chcesz zupę? - spytał ostatecznie, a moja stopa powędrowała parę centymetrów wyżej.
- Nie - odpowiedziałam tylko. Nie mogłam powiedzieć więcej, bo Edward przypatrywał mi się skrupulatnie. Nie był do końca pewny, co zamierzałam.
Było to o tyle łatwe, że byliśmy prawie sami, a pan Mathew nie mógł nic zauważyć, ponieważ nie widział, co działo się pod stołem.
- Przekąska? - zapytał, a ja kreśliłam stopą miejsca aż do jego kolana, przez co gwałtownie zaczerpnął powietrza.
- Hmm - zastanawiałam się jedynie. - Małą sałatkę. - Moją odpowiedź podkreśliłam, oblizując wargi i mogłam zauważyć, jak Edward przełknął ciężko ślinę i pociemniały mu oczy.
Ludzie, to będzie proste.
Edward przekartkował menu z powrotem i przygotował się do kolejnego pytania. Wiedział zatem, którą sałatkę chcę.
- Główne danie? - spytał i jego głos brzmiał znacznie głębiej... mroczniej...
Moja stopa powędrowała dalej w górę i w dół. Wymagało to trochę akrobacji i byłam pewna, że kolejny ruch sprawi mi ból w mięśniach, jednak było warto.
- Ryba? - powiedziałam tylko i usiadłam na skraju krzesła. Edward obserwował to naturalnie, zamknął na chwilę oczy i odetchnął głęboko. Ach, wydawał się pojmować, o co chodzi. Mile się uśmiechnęłam, patrzyłam na niego, jak trudził się i żałośnie doznawał klęski. Przekartkował kilka stron dalej bez spoglądania w menu, przechylił znowu głowę na bok, a jego oczy błyszczały mrocznie.
- Flądra? - wyszeptał ponad stołem prawie niesłyszalnie. Był rzeczywiście dobry. Miałam ochotę na łososia, jednak chciałam zobaczyć, jaki obrót przyjmie ta rozmowa.
- Co mam jeszcze do wyboru? - usiłowałam mówić jak najbardziej uszczypliwym tonem, podczas gdy moja stopa ślizgała się wzdłuż jego uda. Ze strony Edwarda usłyszałam jakiegoś rodzaju... zagniewanie, jakby próbował tłumić stękanie. Nie mogłam tego skrupulatnie przyporządkować, jednak miało to chyba coś wspólnego z moją torturą. Uśmiech z moich ust nie mógł ustąpić.
Dopiero teraz zauważyłam, jak zaciska dłonie na menu.
- Pstrąga... - Mocno wciągnął powietrze, kiedy moja stopa przywędrowała miedzy jego nogi. - Halibuta... - jeszcze jeden głęboki oddech, ponieważ moja stopa zbliżała się coraz bliżej - łososia... - powiedział już prawie z ulgą, a ja kiwnęłam.
- Łososia - potwierdziłam. Poprowadziłam stopę do celu i przekreśliłam palcami tam i z powrotem. Edward wyrzucił z siebie ciemna, żadne spojrzenie i byłam pewna, że zaraz nadejdzie stękanie. To było takie... przejmujące... pobudzające... Po prostu szaleńczo seksowne. Zamknął oczy, by rozkoszować się albo opanować. Miałam nadzieję na to pierwsze...
- D... De... Des... D-des... - męczył się, a ja tłumiłam śmiech. Stęknął znowu i otworzył przy tym czarne jak węgiel oczy, które teraz łapczywie się na mnie gapiły.
- Deser - zawarczał ochryple. Opierałam się tak mocno na stole, jak tylko mogłam, by zabrać od niego swoją stopę.
- Tylko, jeśli się podzielisz - odpowiedziałam, szepcząc, a on zawarczał... stęknął... cokolwiek.
- Mógłbym cię skrupulatnie przy tym d...
Nagle stanął obok pan Mathew, który przyniósł napoje. Podnieśliśmy się oboje, jednak moja stopa została na miejscu. Byłam ciekawa, jak Edward się zachowa w obecności kelnera, kiedy musiał walczyć z tym. Wyciągnęłam bardziej stopę, by wzmóc nacisk. Natychmiast napiął się i rzucił mi groźne i po części łakome spojrzenie. Na moje szczęście i na jego pecha, nie mógł się odsunąć do tyłu, ponieważ już od samego początku oparty był o oparcie.
Edward zaczął wymieniać dania, przy czym miał wielki problem, żeby mówić wyraźnie. Urywał co chwila, jakby nie był pewien tego, co chce zamówić.
Przyglądałam się całej tej sytuacji z wielką uciechą, a pan Mathew wydawał się lekko zmieszany. Biedaczek. Mogłoby to odnosić się do obydwu panów, ale Edwarda było mi mniej żal. W kinie to on się dobrze bawił, dlatego teraz ja będę się delektowała w restauracji.
Kiedy pan Mathew w końcu wszystko zapisał, zabrał karty dań i od razu opuścił boks, a Edward warknął na mnie. Byłam tak tym zaskoczona, że automatycznie cofnęłam odrobinę stopę, a Edward spojrzał na mnie wielkimi oczami. Po raz kolejny dałam mu możliwość wstania, żeby obejść stół i usiąść obok mnie.
Déja-vu...
Tylko, że jego mroczne oczy połyskiwały teraz z pożądania i obawiałam się, że jeden pocałunek nie wystarczy w tym wypadku. Przybliżył się pospiesznie do mnie, więc nie mogłam nic innego poradzić, jak wycofać się z uśmiechem z tej gry. Edward warknął ponownie, kiedy rzekomo zwiewałam i wtedy przyszedł mi do głowy pomysł. Spojrzałam krótko między nas, było jeszcze wystarczająco miejsca, dlatego możliwie jak najszybciej wstałam na równe nogi, weszłam na ławkę i jednym płynnym, miejmy nadzieję, że też pełnym gracji krokiem, przeszłam nad stołem, uważając przy tym, żeby położyć stopę bez buta na blacie. Dotarłszy cało na drugą stronę, odwróciłam się i obserwowałam z rozbawieniem zmieszany wyraz twarzy Edwarda, kiedy siadałam wygodnie. Przygotowałam się na ucieczkę, w razie kolejnego ataku. Edward potrzebował tylko chwilki, żeby przetrawić to, co się przed chwilą wydarzyło i żeby się opanować. Opadły mu kąciki ust, zmarszczył czoło i ściągnął brwi.
- Ty…! - dąsał się, wstał i ponownie obszedł stół. Uśmiechałam się zdenerwowana, przygotowując się do swego planu, czekając do czasu, aż usiądzie prosto, żeby następnie wstać i znów pognać nad stołem. Nie mogłam powstrzymać się od chichotu, kiedy się odwróciłam, ponieważ przerodziło się to w małą gonitwę, bo Edward był już po mojej stronie. Pospiesznie przeskoczyłam nad stołem, spoglądając przy tym na Edwarda, który wpatrywał się we mnie rozgniewany. Przestraszyłam się, że naprawdę jest na mnie zły, ale jego mroczne oczy i fakt, że jego spodnie nie pasowały już tak dobrze, wskazując wyraźnie, że bardziej chodzi o to, żeby nie otrzymać swego wybawienia, po tym jak położyłam tam swoją magiczną stopę. Stał przy rogu stołu i zaciskał obie dłonie w pięść.
- Stój! - warknął i ruszył z miejsca. Po raz kolejny czekałam, aż dotrze do ławki i przeszłam na drugą stronę. Tylko, że tym razem nie dotarłam do celu, ponieważ moja druga noga została złapana w mocny chwyt za kostkę. Przy okazji o mały włos nie spadłabym, ale na szczęście wolną rękę oparłam o ścianę przede mną, krzycząc przy tym krótko. Ostrożnie odwróciłam głowę i zobaczyłam bezczelny uśmiech na ustach Edwarda, który właśnie wchodził na ławkę. Pomału ciągnął mnie do tyłu, żeby mnie zdjąć ze stołu. Spojrzałam jeszcze na ławkę znajdującą się przede mną, ale z tym śmiertelnym uchwytem nie miałam szans. Zrezygnowana poddałam się - Jak to było tak ładnie? Ustąp głupszemu - przesunęłam się do tyłu i położyłam stabilnie stopę na siedzeniu. Do pierwszej dołączyłam także tę bez buta i spojrzałam wyczekująco na Edwarda, którego ręka wciąż była zaciśnięta na przegubie mojej stopy. Uśmiechnął się do mnie, usiadł porządnie, a wolną ręką chwycił mnie za drugą kostkę. W taki sposób nie mogłam usiąść.
- Mam teraz tak stać? - spytałam żartobliwie, a Edward zwęził oczy, oceniając.
To nie mogło oznaczać czegoś dobrego dla mojej osoby. Jego wzrok przebiegł po mnie powoli od góry do dołu. Przygryzłam zdenerwowana wargę. Co on teraz planował? Kiedy Edward, jak się zdawało, zbadał mnie dokładnie do małego palca u nogi, straciłam w dosłownym tego słowa znaczeniu grunt pod stopami. Przestraszona na śmierć krzyknęłam głośno, podczas swego krótkiego lotu, szykując się na najgorszy ból krzyża po upadku, który jednak nigdy nie nastąpił. Na plecach i pod stopami poczułam coś ciepłego. Ostrożnie otworzyłam oczy i dostrzegłam najbardziej wstrętny, najbardziej bezczelny i najbardziej bajeczny uśmiech na świecie. Potrzebowała kilku sekund, żeby zrozumieć, co właśnie zaszło. W jakiś sposób udało mu się złapać mnie w czasie lotu, umieszczając rękę na moich plecach. Mimo to jego zielone oczy spoglądały na mnie wygłodniałym z pożądania spojrzeniem. Pochylił się ku mnie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję, przybliżając się do niego, przy czym moja noga dotykała wyraźnego wzniesienia.
Właśnie w tym momencie w przejściu pojawił się pan Mathew i spojrzałam na niego z przestrachem.
- Panienko Swan! Wszystko w porządku? - zapytał troskliwie i obejrzał mnie od góry do dołu, wprawdzie nie w nieprzyjemny sposób. Edward odsunął głowę z wyraźnie sfrustrowaną miną, podczas gdy ja szukałam jakiejś wymówki.
- Um, ja… ja… więc - jąkałam się, kiedy mój wzrok zatrzymał się na mojej stopie. Natychmiast spojrzałam z uśmiechem na pana Mathew. - Skręciłam sobie tylko kostkę - powiedziałam i podniosłam lekko do góry stopę bez buta. Na krótko mignęła mi twarz Edwarda, który wciąż wpatrywał się w ścianę, ale lekko się uśmiechał.
- Potrzebuje panienka lekarza? - zapytał pan Mathew z wyraźną ulgą, ale jednocześnie z pełną, profesjonalną powagą.
- Nie, dziękuję - odpowiedziałam, kiedy wpadłam na kolejny pomysł. - Ale - zaczęłam i kuknęłam na Edwarda - może kompres z lodu, poproszę - rzekłam i przycisnęłam mocniej wzniesienie, na co Edward się wzdrygnął.
- Już się robi! - powiedział pan Mathew i skierował się do wyjścia.
Zachichotałam pod nosem i odwróciłam głowę do Edwarda, który znów na mnie spoglądał.
- Nie możesz sobie na to pozwolić - wyszeptał chrapliwym głosem, przez co zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco i przyjemny dreszcz przeszedł w dół moich pleców. - Musisz pobudzać mnie do upadłego. Wiesz, jakie to jest ciężkie? Czego żądasz? Jak mam panować nad sobą, kiedy tak na mnie działasz? - Jego wzrok palił mój, podczas gdy ostatnia drobinka zieleni z jego oczu zniknęła, a zapłonął żywy ogień.


Rozdział 33.
Głód i inne zachcianki



Tłumaczenie: Olcia
Beta: Reilee :*

Edward spojrzał mi prosto w oczy, a moje serce przyspieszyło. Jego słowa dźwięczały mi jeszcze w uszach, brzęcząc, przemykały mi po głowie. Jak mogłam go nie podrywać, kiedy wyglądał tak cholernie seksownie? I do tego był jeszcze lekko… podniecony? Pokusa jeszcze nigdy nie była tak silna.

- Jak mam się powstrzymać, kiedy w środku, wszystko we mnie krzyczy, żeby tutaj i teraz… - zaczął Edward, ale urwał w połowie, gdyż na horyzoncie pojawił się pan Mathew. W ręce niósł zimny kompres, owijając go mocno w ścierkę, zanim mi go wręczył.

- Bardzo dziękuję – powiedziałam, a on odszedł z radosnym i zadowolonym uśmiechem na twarzy. Moje spojrzenie z powrotem powędrowało na Edwarda, który kręcił lekko głową z zamkniętymi oczami. Powróciłam myślami do jego słów i dokończyłam sobie zdanie w myślach. W jakiś sposób zawsze mieliśmy pecha, kiedy chodziło o to. Wydawać by się mogło, że nikt nam tego nie życzy.

Zwinnie zerwałam się na równe nogi, odwijając przy tym pospiesznie zimny kompres ze szmatki, nie poprawka, lodowato zimny kompres i rzuciłam, celując w jego krocze. Trafiony! Dokładnie w miejsce, w które zamierzałam. Edward syknął niemiło zaskoczony, odrzucił paczuszkę na stół i posłał mi wściekłe spojrzenie. Ja w międzyczasie odsunęłam się i schyliłam się po buta, który nadal leżał pod stołem.

- Co? – zapytałam zupełnie niewinnie. – Chciałam ci tylko trochę… ulżyć. – Na moich ustach pojawił się mimowolny uśmiech, a Edward wymamrotał coś pod nosem. Usiadłam bokiem na ławce i chciałam założyć balerinę z powrotem, kiedy dwie ręce zabrały mi ją z ręki. Edward klęczał przede mną jak rycerz. Uśmiechnął się, zanim powoli wsunął pantofelek na moją stopę. Boże, to zabrzmi głupio, ale właśnie poczułam się jak Kopciuszek. Do tego kiedyś powiedziałam, że on nie jest żadnym księciem z bajki. Kiedy skończył, spojrzał znowu w moje oczy, przysuwając się przy tym do mnie. Położył jedną rękę na mojej talii, a ja ochoczo wysunęłam się mu naprzeciw.

Nasze usta była tylko zaledwie o centymetr od siebie, kiedy ktoś obok nas odchrząknął. Poczułam, jak krew napływa mi do policzków, a Edward zaśmiał się tym swoim zapierającym dech w piersiach sposobem. Zanim wstał i zajął miejsce naprzeciwko mnie, dał mi krótkiego całusa w usta. Kiedy podniosłam wzrok, zauważyłam, że pan Mathew postawił na stole moją sałatkę. Usiadłam porządnie na ławce i odwinęłam sztućce z serwetki.

- Jak się miewa stopa panienki? – zapytał pan Mathew, zabierając kompres. Spojrzałam przelotnie na Edwarda, który obserwując mnie, dobrze się bawił.

- Znów wszystko jest w najlepszym porządku – odpowiedziałam przyjaźnie, wciąż lekko zawstydzona. – Bardzo dziękuję – wymamrotałam i uśmiechnęłam się do Edwarda, który śmiał się lekko do siebie, patrząc w dół z uniesionymi brwiami na swoje krocze, a następnie spojrzał na mnie spod rzęs, uśmiechając się kusząco. Na ten widok coś się we mnie zmieniło. Gdybym nie siedziała, to z pewnością byłabym upadła, ponieważ moje nogi były jak z galarety. Serce przestało bić na kilka chwil i oddech zamarł.

- Miło mi to słyszeć, panienko – rzekł pan Mathew, zanim nas zostawił. Kompletnie zapomniałam, że jeszcze przed chwilą był tutaj. Ponownie zawstydzona wbiłam wzrok w swój talerz i słyszałam, że Edward się lekko śmieje. Nieco zdenerwowana chrupałam sałatę.

- Teraz kiedy jesteś zajęta, mógłbym zagrać w twoją grę – powiedział słodziutkim głosem i poczułam jakiś but na swoich spodniach. Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym jadu.

- Ani mi się waż! – syknęłam i strząsnęłam jego stopę. Jak miałam coś zjeść, kiedy chciał mnie też tutaj doprowadzić do szaleństwa? Edward uśmiechnął się beztrosko.

- Ach, a więc ty możesz mnie podniecić, ale ja ciebie nie? – spytał teatralnie zranionym głosem. To już szczyt wszystkiego! Prychając, oparłam sztućce o rant talerza.

- A co, proszę bardzo, to było wtedy w kinie? – zadałam pytanie delikatnie zirytowana. Oczy Edwarda otworzyły się na chwilę ze zdumienia, po czym z uśmiechem na ustach odwrócił wzrok i jednym palcem, wydając się kompletnie pogrążonym w myślach, jeździł po brzegu kieliszka z wodą.

- Właśnie się przyznałaś, że to wprowadziło cię w upojny nastrój – odparł i podniósł wzrok rozbawiony. Cholera! Gładko wpadłam w pułapkę. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji było nie odpowiedzieć mu, więc skupiłam się, kręcąc głową przy swojej sałatce. – Oprócz tego… - kontynuował - …jeszcze w kinie zrewanżowałaś mi się za to. Nie należy mi się w takim razie takie samo prawo? – Przybrałam rozgniewany wyraz twarzy, ale musiałam w mniejszej lub większej części przyznać mu rację.

- Ale to nie znaczy, że musisz mi się teraz za to odwdzięczyć – rzekłam nadąsana i miałam nadzieję, że teraz da mi zjeść w spokoju, przeczuwając jednak w tym samym czasie, że nie będę miała tak dużo szczęścia.

- Nie muszę – potwierdził. – Ale to sprawia po prostu dużo przyjemności.

– Podniosłam od razu na niego wzrok i otworzyłam usta, żeby powiedzieć, że byliśmy na widoku, kiedy poczułam stopę bez buta na swojej nodze. Zamiast słów wydobył się ze mnie przestraszony kwik.
- Przestań! – powiedziałam twardo, rzucając krótkie spojrzenie na wejście do boksu i próbowałam odsunąć jego stopę od siebie. Edward nawet nie myślał na to pozwolić i w taki sposób pod stołem rozpętała się małą wojna, w której byliśmy sobie dość równi, nie biorąc pod uwagę faktu, że ja używałam dwóch nóg, a Edward tylko jednej. Nasze ciała wzdrygały się, patrzyliśmy na siebie wyzywającym wzrokiem, ja lekko ponurym, Edward uśmiechając się przy tym. A moja sałata rozmiękała jeszcze bardziej we własnym dressingu.

Kiedy pan Mathew wszedł, przerwaliśmy w mgnieniu oka, nasze nogi wciąż były zaplątane jak dwa węże boa. Musiałam stwierdzić, że trochę brakowało mi oddechu. Ta przepychanka była bardziej męcząca, niż przypuszczałam. Pan Mathew postawił talerze z głównymi daniami przed nami. Kiedy odstawiałam talerz z sałatką na później, Edward ruszył lekko nogą tak, że wzdrygnęłam się mimowolnie i rozlałam trochę dressingu. Spojrzałam na niego mrocznym wzrokiem, zanim pan Mathew zabrał serwetkę i pomógł mi w czyszczeniu.

- Już dobrze. Dziękuję – powiedziałam znowu lekko zakłopotana. Pan Mathew musiał uważać mnie za osobę kompletnie roztrzepaną. Edward odważył się oczywiście i zaśmiał się lekko. Gnojek! Odwróciłam nieco nogi tak, że zgięła się do przodu. Od razu jego śmiech zamarł, a zamiast tego z jego ust wydobył się syk bólu. Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie. Podczas, gdy wciąż tarłam obrus serwetką, pan Mathew znów wyszedł.

Nie minęła jeszcze sekunda od jego wyjścia z boksu, kiedy Edward tak okręcił swoją nogę, że nagle znalazłam się prawie cała pod stołem i z przestrachem wciągnęłam powietrze. Moje nogi były cały czas połączone z Edwarda. Zacisnęłam dłonie na krawędzi stołu, a głowę położyłam na siedzeniu ławki. Mój przerażony wzrok wpatrywał się w ciemny, wyłożony panelami drewniany strop. Przez chwilę byłam oszołomiona.

- Szukamy czegoś konkretnego? – Usłyszałam jego rozbawiony głos.

Ten! Nędzny! Gnojek!

Czy faceci musieli być aż tak bardzo silniejsi od kobiet? Ostrożnie podniosłam głowę i spojrzałam przy tym pod stół. Moje oczy zatrzymały się dokładnie na Edwarda kroczu. Może byłoby to dla mnie kłopotliwe, ale w tym momencie miałam w sobie tyle wściekłości, że najchętniej mocno bym nadepnęła. Ale wiedziałam też, że byłby to cios poniżej pasa, w dosłownym tego słowa znaczeniu i oprócz tego bolesny.

Powoli przeniosłam ręce z blatu stołu na dół tak, aby wyglądało to tak, iż chcę się pozbierać. Moje stopy nie mogły się ruszyć, z tego powodu zostały mi tylko ręce. Przypuszczałam, że pan Mathew nie przyjdzie tak szybko tym razem, ponieważ przyniósł nam główne dania, dlatego nie martwiłam się, że może nam przerwać. Przenosiłam trochę swój ciężar, przy czym Edward puścił moje nogi i jak zwykle usiadł w szerokim rozkroku. On naprawdę sądził, że chcę wstać. Uśmiechnęłam się do siebie. Nagle w mojej głowie pojawił się jeszcze lepszy pomysł.

Sprawnie przeszłam na czworakach, wpełzając między nogi Edwarda i położyłam podbródek na powierzchni siedzenia. Nie dotknęłam Edwarda, ale byłam wystarczająco blisko, żeby to zrobić. Bardzo powoli wypuściłam długi, możliwie najcieplejszy haust powietrza, a Edward wziął ostry oddech. Jakoś brakowało mi popcornu. Podczas gdy cały czas tak trwałam, moim oczom ukazał się interesujący widok, kiedy jego spodnie stawały się coraz bardziej napięte, a Edward nie mógł nic zrobić, żeby to powstrzymać. Ze zdenerwowania przygryzłam dolną wargę i wpatrywałam się urzeczona w jego krocze.

Boże, muszę być obłąkana! Zaskoczona wyczołgałam się pospiesznie do tyłu pod stołem. Gdyby ktoś mi jeszcze przed paroma dniami powiedział, że zrobię coś takiego, to z pewnością wyśmiałabym tę osobę. Jak mogłam? Co sobie teraz Edward o mnie pomyśli? Nie miałam odwagi, żeby się odwrócić, więc skubałam bardzo długo bluzkę, nim para silnych ramion pociągnęłam mnie w dół i wzięła w mocne objęcie. Wzdrygnęłam się, czując wyraźnie efekt mojej akcji na plecach i gorący oddech przy uchu.


- Bella… - wyszeptał. Dostałam gęsiej skórki. Gorąco wydawało się przechodzić z niego na mnie i rozchodzić się po całym moim ciele. – Nie mogę… - zaczął i zamilkł, przyciągając mnie przy tym jeszcze bliżej siebie. – Czy twoi rodzice będą odczuwać dzisiejszej nocy twoją nieobecność? – Jego szorstki, gorący głos dotarł do mnie.

O Boże! Czy on mnie właśnie zaprosił do siebie do domu? Może, ale definitywnie chciał spędzić ze mną noc, a to nie było u mnie możliwe. Kolejne pytanie było takie, co pragnął robić tej nocy? Odpowiedź na to pytanie była o wiele za prosta, a ja skłamałabym, gdybym stwierdziła, że tego nie chcę. Jednak był to dopiero nasz drugi wspólny dzień i nasz pierwszy oficjalny dzień razem. Z drugiej strony nie zniechęcałam się też dzisiaj rano. Byłam bardzo zdenerwowana, tak bardzo, że nie wiedziałam, co właściwie powinnam mu na odpowiedzieć, więc uniknęłam odpowiedzi.

- Jedzenie będzie zimne – wydobyło się monotonnie z moich ust. Edward trzymał mnie jeszcze przez moment, nim westchnął i rozluźnił swe objęcia.

- Przykro mi. Nie chciałem… Byłaś tylko taka… Przepraszam – rzekł lekko i odsunął się zupełnie ode mnie. Czuł się odrzucony, przez co ja dostałam wyrzutów sumienia. Szybko odwróciłam się do niego i chwyciłam go za rękaw, nim usiadł. Spojrzał pytającym wzrokiem na moją rękę, a następnie na mnie. Jego spojrzenie działało powalająco, a ja czułam się teraz naprawdę winna.

- To nie jest tak, że nie chcę, ale ja… - zaczęłam i zastanowiłam się, jak powinnam mu była to wyjaśnić. Nie mogłam tak po prostu wysłać SMS do Renee, pisząc w nim, że spędzę dzisiejszą noc poza domem, nie mówiąc, gdzie się zatrzymam i ukrywając fakt, że wyjdę z nim. Jak znałam Charliego, już z nadejściem bladego świtu rozpocząłby akcję poszukiwawczą. Oprócz tego Charlie z pewnością nie wyraziłby zgody na to, żebym od razu po naszej pierwszej randce poszła z Edwardem. Więc musieliśmy, rad nierad, uzbroić się w cierpliwość.

Edward uśmiechnął się do mnie i pokiwał głową ze zrozumieniem, a w jego oczach znowu pojawił się błysk. Wydawał się naprawdę to rozumieć, a co o wiele ważniejsze, akceptować. Odpowiedziałam mu też uśmiechem i z ulgą usiadłam. W zupełnej ciszy skupiliśmy się na naszych wciąż ciepławych daniach. W innych okolicznościach rozkoszowałabym się tym spokojem, ale w tym momencie ta cisza była nieprzyjemna. Zastanawiałam się, jak mogłabym rozpocząć rozmowę, patrząc przy tym na swoje sztućce. Nakładając na widelec kawałek ryby i warzywa przy pomocy noża, wpadłam na genialny pomysł. Spojrzałam na Edwarda, który nawijał makaron na swój widelec. Ostrożnie podniosłam sztuciec z jedzeniem.

- Wiesz, jakie to jest pyszne? – spytałam z uśmiechem na ustach i przesunęłam rękę z widelcem. Edward spojrzał lekko zaskoczony znad swojego talerza, przez chwilę wpatrywał się w widelec i uśmiechnął się. Pochylił się do przodu i otworzył lekko buzię, a ja posunęłam rękę bardziej do przodu. Krótko przed tym jak chciał pochwycić sztuciec, cofnęłam rękę tak szybko, jak to tylko było możliwe, żeby nic nie spadło.

- Nie, nie wiesz – powiedziałam i zjadłam sama. Gryzłam umyślnie powoli i wydawałam przy tym rozkoszne „Mmmm…”. Edward spojrzał na mnie zmieszany, z wciąż lekko otwartą buzią, nim drgnęły jego kąciki ust. Starałam się nie roześmiać. Potrząsnął tylko głową i skupić się na swoim makaronie. I już? Żadnego rewanżu? Nic? Zamyślona wpatrywałam się w niego. Tak szybko się nie poddam.

Edward miał już nawinięty makaron na swój widelec i podnosił go wysoko, żeby zjeść. Zareagowałam błyskawicznie i wyciągnęłam mu go wprost z ręki, przy czym on spoglądał na mnie skonsternowany. I to zjadłam sama i uśmiechnęłam się przy tym zupełnie bezceremonialnie. Tym razem Edward nie mógł się powstrzymać i zaczął się głośno śmiać. Odłożyłam widelec z powrotem na jego talerz i zajęłam się swoim jedzeniem, czekając jednocześnie aż znów pochwyci sztuciec.

- Mam teraz przez ciebie umrzeć z głodu? – zapytał po pewnym czasie żartobliwym tonem, a ja uśmiechnęłam się, kiedy na niego spojrzałam.

- Jeśli nie będziesz wystarczająco szybki, to nie będę mogła nic na to poradzić – rzekłam, wzruszając ramionami. Potrząsnął znów głową, wzdychając wziął swój widelec do ręki, wbił go i zaczął na niego nawijać makaron. Teraz jednak spoglądał na mnie raz po raz, jakby chciał zaobserwować, czy nie mam zamiaru mu po raz kolejny ukraść jedzenia. Uśmiechnęłam się i spojrzałam rozbawiona znad talerza.

Nałożyłam trochę dania na widelec, uniosłam go do góry, kiedy nagle Edward uderzył nożem i wszystko znalazło się z powrotem na talerzu. Z moich ust wyszło przestraszone „huh”, nim spojrzałam na niego pytająco. Edward wpatrywał się kompletnie niezainteresowany w swój talerz . Udawał teraz trochę ignoranta? Tym razem to ja potrząsnęłam głową. Westchnęłam lekko, nakładając znowu kawałek ryby i warzyw, ale po raz kolejny nie było mi dane ich zjeść. Z lekkim brzękiem uderzył nóż Edwarda w mój widelec i moja piękna wieżyczka runęła w dół. Położyłam dłonie obok swojego talerza i odchyliłam się do tyłu.

- Teraz ja powinnam głodować? – zapytałam rozbawiona i spojrzałam wyczekująco na Edwarda, który miał wlepiony we mnie wzrok.

- Jak to? Przecież jeszcze ja tu cały czas jestem – odparł zupełnie poważnie, wkładając sobie z rozkoszą pełen widelec do buzi, a ja gapiłam się na niego z niedowierzaniem. Zebrałam swoje myśli, odsuwając wspomnienia z kina i skupiając się na tej rozmowie.

- Jeśli to tak wygląda, w takim razie będę musiała jak widać głodować – odparłam z lekkim uśmiechem, chociaż bardziej miałam ochotę westchnąć. Na jego ustach pojawił się krzywy grymas, spuścił wzrok na swój talerz i wymamrotał coś pod nosem.

- Co to było? – zapytałam, gdyż sądziłam, że pochwyciłam coś w stylu „tylko pić”. Edward zamarł w bezruchu i spojrzał na mnie spod rzęs. Obserwował mnie przez chwilę, milcząc, zanim na jego twarzy pojawił się znaczący uśmiech.

- Możemy się zadowolić tylko napojami – powiedział słodziutkim głosem, a ja przełknęłam ślinę. Odkaszlnęłam kilka razy, podczas gdy Edward się lekko śmiał. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie, wciąż próbując odkaszlnąć wydzielinę, zanim pokiwałam głową. Słodkie niebiosa, musiałabym zacząć częściej siebie słuchać. Prawdopodobnie tak długo, dopóki dostanie to, czego chce. Na tę myśl przebiegł mnie dreszcz radości.

- Hmm… - wydobyło się z ust Edwarda, a ja spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Uśmiechał się szeroko. – Z pewnością, by się tobie to spodobało.

O nie!

Krew napłynęłam mi do policzków. Dlaczego zawsze moje ciało musiało mnie zdradzać? Edward odłożył sztućce, oparł łokcie o stół i podparł głowę rękoma. Na jego twarzy znów pojawił się ten dwuznaczny uśmiech.

- Do tego nie potrzebujemy żadnego łóżka. – Sztućce z brzękiem uderzyły o rant talerza i upadły na stół. Patrzyłam na niego wielkimi oczyma. Czy to powinno…? Czy było to przypadkiem…?

Boooooże!!!

Przez to będę chodziła z czerwoną twarzą przez cały wieczór. Co powinnam w takim razie teraz powiedzieć? Czy musiałam coś mówić? Moje uczucia były jak kolejka górska, podczas gdy mój rozum podpowiadał mi, że definitywnie nie jest to dobry pomysł, moje ciało pragnęło być blisko niego, naprawdę blisko… Chciałabym tak bardzo dotknąć każdego milimetra jego ciała, zbadać i… poczuć w sobie… Włoski na całym ciele stanęły mi dęba, kiedy przez myśli przetoczyły się obrazy. Uśmiech Edwarda był teraz tak zadufany.

- Czyli to ma oznaczać tak?

Przeklęta ś…!!!

Odtąd nie powiedziałam już ani słowa więcej, a on i tak wiedział dokładnie, co się we mnie działo, dzięki wyraźnym reakcjom mojego ciała. Nie, że kiedykolwiek to przyznam. Ale musiałam teraz odpowiedzieć. Otwarłam usta, żeby coś powiedzieć, chociaż sama jeszcze nie wiedziałam, jak powinna brzmieć odpowiedź, jednak nie wydobył się ze mnie ani jeden ton. Po raz kolejny musiałam wyglądać jak skończona idiotka. Edward nie poruszył się, a jego oczy stawały się coraz ciemniejsze. Było oczywistym, że im dłużej nie odpowiadałam, tym bardziej myślał o tym, żeby walczyć o to, co chciał. Zebrałam się w garść, odetchnęłam kilka razy głęboko i odchrząknęłam.

- Może…? – Wydobyło się z moich ust niezdecydowane, ciche i przypadkowo pytające. Edward roześmiał się lekko. Pochylił się jeszcze bardziej nad stołem i bliżej mnie.

- Ja… - Przerwał, jego oczy się zwęziły, po czym mówił dalej. – To zależy od ciebie, ale… jeśli ja chcę, otrzymuję moje tak. – A jeśli nie! Dostałam gęsiej skórki na samo wspomnienie sposobu, w jaki mnie „przepraszał”. Nie chciałam wiedzieć, po jakie środki sięgnie… Ale powiedział mi wyraźnie, że to jest w zupełności moja decyzja. Nie chciał mnie zmusić, a wiedział, że mogę powiedzieć „nie”.

Uśmiech pojawił się na moich ustach. Przypuszczałam, że żadnej innej nie pozwolił na podjęcie takiej decyzji. To spowodowało, że serce zaczęło bić mi szybciej. Znaczyłam coś dla niego. Było tam definitywnie coś, co wykraczało poza czysto cielesne pożądanie. Jęknęłam w środku. Teraz chciałam tym bardziej powiedzieć tak. Ten człowiek był moim upadkiem.
Na razie zachowałam swoje zdanie dla siebie, kiwnęłam tylko i skupiłam się na ostygłym w międzyczasie jedzeniu. W ciszy dokończyliśmy nasz posiłek, uśmiechając się jednak wciąż do siebie. Mogłam się domyślić, co mu chodziło po głowie, ponieważ mroczne spojrzenie nie chciało ustąpić z jego oczu. Odłożyłam sztućce i wzięłam łyk wody z prawie pełnej szklanki. Zrozpaczona zastanawiałam się, co, jak i kiedy powinnam powiedzieć, kiedy wpadłam na pomysł, jak zręcznie wybrnąć z sytuacji.

- Wybacz mi, proszę – powiedziałam z uśmiechem i wstałam. Poczułam wzrok Edwarda na sobie, kiedy wchodziłam na główną salę. Rozejrzałam się w poszukiwaniu małego szyldu, który wskazałby mi drogę i szybko go ujrzałam. Przeszłam przez rzędy i weszłam w boczny korytarz. Szłam dalej, dopóki nie dotarłam do toalet, gdzie dopiero odetchnęłam głęboko. W głowie kotłowało mi się od myśli, które krążyły wciąż dookoła naszej ostatniej dyskusji. Oparłam się o zimne płytki obok drzwi i przypatrywałam się swemu odbiciu w lustrze. Potrząsnęłam głowę na swój widok. Moje policzki były wciąż lekko zaczerwienione, a oczy błyszczały niezwyczajnie. Sprawnie przystąpiłam do umywalek i spryskałam twarz zimną wodą w nadziei, że dzięki temu rozpoznam znowu moje stare „ja”. Niestety bez rezultatu. Znowu przyjrzałam się swemu odbiciu.

Co się ze mną stało? Od kiedy byłam taka… inna? Taka rezolutna? Taka gwałtowna? Taka… opętana… To było chyba najlepsze słowo określające moje zachowanie. Byłam kompletnie zbzikowana na punkcie Edwarda. Moje myśli krążyły tylko dookoła niego, a on na swój własny sposób troszczył się o to, żebym przekraczała własne granice, szczególnie pod jednym względem… Zawstydzona zwiesiłam głowę. Gdyby moi rodzice wiedzieli, co wydarzyło się podczas… jednego dnia… O Boże!!! Tylko jeden dzień a ja była zupełnie zmieniona. Ten mężczyzna nie pozbawiał mnie tylko zdrowego rozsądku, ale także mojej osobowości. Musiałam coś zrobić, żeby nie było jeszcze gorzej. Dlatego musiałam przemyśleć, jak to miało być dalej z nami.

Może mogłabym sprawić, żeby ten czuły facet pojawiał się częściej, zwłaszcza pośród społeczeństwa. Musiał się na pewno nauczyć, że okazywanie uczuć przed innymi, nie było oznaką słabości. To zachowanie macho niestety na dłuższą metę jest barierą między nami. Nie mam nic przeciwko, ale wszystko w określonych ilościach. Dlatego muszę nad tym popracować, a jeśli coś dla niego naprawdę znaczę, to on weźmie w tym udział. Tylko musiałam wszystko bardzo subtelnie ukartować. Tak, to była z pewnością droga, którą powinnam podążać. Chciałam zachować więzi, które były między nami, ale dlatego nie tylko ja musiałam się dopasować, ale także on, w szczególności on.

Zadowolona ze swego postanowienia lub, może lepiej powiedziane, ze swego planu, wyszłam zdeterminowana z toalety.


EDIT:
Mała zmiana. Rozdziały 34 i 35 w kolejnym poście, ponieważ ucięło 34., a kolejnego nawet nie było.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Olcia dnia Sob 16:42, 05 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pią 21:33, 04 Lut 2011 Powrót do góry

WR wraca, cudownie:) Zbetowana wersja różni się od tej, którą czytałam na gryzoniu, jest to dosyć znacząca różnica, ponieważ patrząc na tekst na forum nie mogłam dociec czy to już czytałam, czy jednak nie. Minęło tak dużo czasu od ostatniego wpisu, że, prawdę mówiąc, zaczęłam odczuwać złość z tego powodu. Już wyjaśniam dlaczego: jest wiele fantastycznych ffów które są zawieszane, olewane itp (np. Unexpected, Coming to terms, Kidnapped, The lost Boys, o Panu Okropnym nawet nie wspominam, ten ff odszedł w siną dal i nie wróci z zaświatów). Bałam się, że WR dołączy do tego towarzystwa, a byłaby to szkoda, ponieważ to świetne opowiadanie. Ucieszyłam się zarówno z niebetowanego tekstu jak i tego tutaj, ponieważ wraca wiara, że ff zostanie ukończony.
A co do samej fabuły: momentami WR przypominało mi modę na sukces, tandetne teksty i sytuacje, ale może moje odczucia są takie, ponieważ miałam ogromną przerwę między rozdziałami i zgubiłam tę atmosferę. Niemniej jazda na motocyklu była już bardziej absorbująca, czekałam na jakieś pikantne szczegóły a tu nic! Autorka mnie rozczarowała, chociaż po prawdzie nie widziałam znaczka ''M'', więc nie mogę mieć do niej pretensji. I tak sobie myślę, że zgubiłaś kawałek rozdziału, ponieważ brakuje momentu, w którym Edward odwozi Bellę do domu, całuje i tak dalej.
Podziękuję ogólnie za powrót do tłumaczenia i za chęci, które Cię doprowadziły do tego miejsca :)
Pozdrawiam no i czekam na wizytę w domu państwa Cullen...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olcia
Zły wampir



Dołączył: 13 Sty 2009
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leszno

PostWysłany: Sob 16:58, 05 Lut 2011 Powrót do góry

Kolejne rozdziały. Cieszę się, że śledzisz WR, Ewelino. Postaram się wstawić kolejny rozdział, tak szybko jak to tylko możliwe.

Rozdział 34.
Podróż do domu okrężną drogą


Tłumaczenie: Olcia
Beta: Susan


Wchodząc z powrotem do naszego boksu, posłałam uśmiech Edwardowi, który oczywiście na mnie spojrzał. Zauważyłam, że w międzyczasie pan Mathew sprzątnął ze stołu, a w zamian przyniósł coś innego, zapewne deser. Usiadłam na swoim miejscu i z zainteresowaniem przyglądałam się podwieczorkowi. Była to panna cotta z wystarczającą ilością sosu na trzy porcje, pyszności i… cynamonowe gwiazdki? O tej porze roku?

Uwielbiałam cynamonowe gwiazdki ponad wszystko i nigdy nie mogłam się doczekać, kiedy nadejdzie zima, a wraz z nią pojawią się pierwsze pozycje tych ciasteczek w menu. Ale zazwyczaj było rzeczą wręcz niemożliwą, otrzymać je tak krótko przed rozpoczęciem lata. Zdumiona spojrzałam na Edwarda, który się tylko uśmiechał. Wiedział, że je lubię?

- Skąd…? – zapytałam i zastygłam z opuszczoną szczęką. Edward przesunął talerz bliżej mnie.

- Panie pierwsze – powiedział i spojrzał na mnie wyczekująco. To było nie do uwierzenia. Uśmiechnęłam się radośnie i zabrałam się za cynamonowe gwiazdki jak dziecko. Po trzecim kęsie, nabrałam panna cottę na łyżeczkę i podsunęłam ją Edwardowi pod nos, który wziął ją do buzi, uśmiechając się. Tak karmiłam nas na zmianę, aż w pewnym momencie przez przypadek, łyżeczką dotknęłam jego nosa, brudząc go przy okazji. Uśmiechnęłam się frywolnie, podczas gdy Edward podnosił już rękę, aby się wytrzeć. Chwyciłam ją i pochyliłam się nad stołem. Robił wrażenie przez chwilę zaskoczonego, następnie zamyślonego, w końcu wysunął się w moim kierunku. Zaśmiałam się i oblizałam z rozkoszą czubek jego nosa.

- Mmmmmm, pyszne – rzekłam, a po krótkiej chwili zaśmialiśmy się obydwoje. Stopniowo dokończyliśmy nasz deser, brudząc co jakiś czas Edwarda. Ostatnią łyżeczką zatrzymałam się przy kąciku jego ust. Pomału pochyliłam się nad stołem, przybliżając swoją głowę do jego i pospiesznie wysunęłam język. Nim dotknęłam jego skóry, Edward odwrócił głowę i wpił się w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek. Oparci o stół przedłużaliśmy ten pocałunek, a w tym momencie wszystko inne było nieważne. Liczył się tylko on i ja, tylko wymiana tych czułości.
Kiedy zabrakło nam już powietrza, odsunęliśmy się, ale jego czoło nadal opierało się o moje. Spoglądaliśmy sobie głęboko w oczy i czułam, że mogę w nich wyczytać wszystkie jego uczucia. Tylko nie były już takie łatwe do poukładania. Sama zadałam sobie pytanie, czy wyglądam tak samo.

- Bella – powiedział cicho Edward, wciąż lekko dotykając moich warg. – Co ty ze mną robisz? – wyszeptał i spojrzał na mnie zamyślony. Uśmiechnęłam się i położyłam dłoń na jego policzku.

- O to samo mogłabym ciebie zapytać – odparłam i zaśmialiśmy się oboje. Pomału wyprostowaliśmy się, chociaż w tym momencie wolałabym być po jego stronie, w jego silnych ramionach. Miałam sucho w gardle i do tego musiałam ochłonąć. Dlatego dolałam sobie wody i upiłam kolejny duży łyk. Zawsze byłam szczególnie spragniona, kiedy musiałam ochłonąć. Kiedy o tym pomyślałam, o mały włos nie wyplułabym wody z powrotem, ale w ostatniej chwili udało mi się jeszcze opanować. Jedynie uśmiechnęłam się krótko. Edward spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, ale ja tylko pokręciłam głową.

- Ściśle tajne – powiedziałam frywolnie, a Edward zdawał się być jeszcze bardziej zirytowany. Nie musiałam mu przecież zdradzać, że był tym, z którym wiązały się moje myśli. Uśmiechnęłam się, patrząc dalej na Edwarda, który sprawdził godzinę. Spojrzał zamyślony. Wpatrywał się przez dłuższą chwilę gdzieś w przestrzeń poza mną, zanim z powrotem z uśmiechem zwrócił na mnie uwagę.

- Sądzę, że powinniśmy już jechać, jeśli nie chcemy, aby Charlie się martwił – powiedział, na co byłam lekko zaskoczona. Dlaczego interesowało go, co sobie pomyśli Charlie? Czy chciał wywrzeć pozytywne wrażenie? Raczej to mnie nie przekonywało, biorąc pod uwagę jego reputację, ale także jego dzisiejsze zachowanie przed domem, kiedy przyjechał mnie odebrać. Dlaczego więc zależało mu teraz tak bardzo, żeby mnie już odwieźć do domu?

- Która jest już godzina? – zapytałam i miałam nadzieję, że to jest rozwiązanie tej zagadki. Edward uśmiechał się dalej, kiedy odpowiadał na moje pytanie.

- Prawie za piętnaście dziesiąta – odparł niedbale. Potrzebowaliśmy niecałej godziny na dojazd, dlatego nie mógł to być właściwy powód naszego powrotu. Charlie nie powiedziałby ani słowa, nawet gdybym wróciła około północy. Nie mogę go rozgryźć. Czuję, że Edward nie mówi mi czegoś, ale nie będę go o nic więcej wypytywać. Miał na pewno swoje powody. Może musiał wcześnie z rana wyjechać.

- Jak chcesz – powiedziałam, wzruszając ramionami i wzięłam jeszcze łyk wody. Edward uśmiechnął się do mnie radośnie.

- Mogę? – zapytał, wskazując ręką na ławkę, na której siedziałam. Spojrzałam i uświadomiłam sobie, że on mnie właśnie poprosił o pozwolenie, żeby mógł usiąść obok mnie. Wow. Spojrzałam na niego lekko się uśmiechając, podczas gdy wewnątrz mojego ciała odbywał się szalony i dziki taniec radości. Może nie będzie tak ciężko, wydobyć jego lepszą stronę na światło dzienne, na trochę dłużej.

- Oczywiście – odparłam, a on od razu usiadł przy mnie. Położył mi ramię na plecach i przyciągnął mnie do siebie, do swego boku. Uśmiechnął się, a drugą rękę położył mi na policzku. Jego wzrok błądził po mojej twarzy, kiedy ją głaskał.

- Jesteś taka piękna – rzekł cicho, na co spuściłam głowę zakłopotana. To zależało z pewnością od gustu. Ja z pewnością nigdy bym tak o sobie nie pomyślała. Jakby tego było mało, poczułam jak krew nabiega mi do policzków, które zrobiły się lekko czerwone na usłyszane komplementy. Przygryzłam dolną wargę. – Nie, nie uciekaj. Chcę cię widzieć – powiedział i odwrócił z powrotem moją twarz do siebie. – Tak piękna… - wymamrotał znowu i pochylił się w moim kierunku. Czule przycisnął usta do moich warg, całując wciąż je lekko. Jego dłoń znalazła się na moim karku, a on pomału pogłębił pocałunek. Po chwili, która zdawała się wiecznością odsunął się ode mnie, gładząc kciukiem mój policzek, całując na koniec moje włosy, zanim oparł głowę na mojej. Wtuliłam się w jego ramię i spojrzałam zatopiona w myślach w ścianę naprzeciwko. Jepp, to było z pewnością o wiele lepsze. Według mnie mógłby być zawsze taki. Po chwili wszedł pan Mathew. Uśmiechnął się do nas, kiedy nas tak zobaczył, sprzątając talerze.

- Poproszę o rachunek – powiedział Edward, a pan Mathew przytaknął kiwnięciem głowy, zanim ponownie odszedł. Nie dłużej niż pięć minut później opuszczaliśmy restaurację ramię w ramię i zatrzymaliśmy się przed jego motorem. Edward jak dżentelmen pomógł mi z kaskiem, zanim sam wsiadł. Następnie ja wskoczyłam za niego. Ponownie poprawił uchwyt moich rąk, więc nie mogłam nic na to poradzić i zaśmiałam się lekko. Jeśli chodziło o niego, to nie siedziałam najwidoczniej wystarczająco blisko niego.

- Co? – zapytał z dobrze słyszalnym zmieszaniem w głosie.

- Nic – rzekłam i przygryzłam wargę, żeby nie śmiać się dalej. Westchnął, nie mówiąc jednak nic więcej, kiedy jechaliśmy przez miasto.

Przyglądałam się tym niezliczonym latarniom, reklamom, nazwom hoteli i restauracji, jaskiniom gry i nocnym klubom. Po około dziesięciu minutach zostawiliśmy za sobą Port Angeles i jechaliśmy przez noc w ciszy. Była to przyjemna cisza, idealny finał idealnego wieczoru. W sumie, to zależy to od punktu widzenia. Wpatrywałam się w ciemność i uśmiechnęłam się na wspomnienie, tych wielu, tak wspaniałych zdarzeń, które się wydarzyły dzisiejszego wieczoru.

Byliśmy już dość długą chwilę w drodze, pomyślałam, kiedy Edward zjechał z autostrady. Pomyślałam przy tym, że mamy już niezły kawałek podróży za sobą, kiedy zauważyłam, że nie jest to okolica, którą znam. Kilka razy spojrzałam w prawo i w lewo, podczas gdy Edward oddalał się od autostrady.

- Gdzie jedziemy? – zainteresowałam się, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi. – Edward? – zapytałam po kilku minutach ciekawa, ale ponownie nie doczekałam się żadnej reakcji. Co on zamierzał? Spróbowałam po raz kolejny dokładniej przyjrzeć się otoczeniu, ale w tej ciemności rozpoznałam tyle, co nic. Westchnęłam, podczas gdy poczułam nieprzyjemne uczucie w żołądku. Edward zjechał z drogi na pobocze i przejechał wzdłuż kawałek, aż się zatrzymał. Nie zgasił silnika, zdjął kask, jeszcze chwila, a zapytałabym go, co on tutaj chciał. Byliśmy na środku jakiegoś odludzia. Żadnej wsi, nawet jednego domu, jednej chałupy, nic. Tylko ulica i łąki, które oświetlane były lekko przez reflektory. Edward przygotowywał się do zejścia, dlatego też puściłam go i przesunęłam się kawałek do tyłu, robiąc mu miejsce. Kiedy zsiadł, chciałam też zejść z pojazdu, ale położył mi ręce na barkach i przycisnął mnie lekko w dół, kręcąc głową. Otworzył zapięcie przy moim kasku i zdjął mi go, po czym od razu potrząsnęłam włosami i zgarnęłam wszystkie kosmyki za uszy, nim spojrzałam zmieszana na niego.

- Co się dzieje? – spytałam, przerywając ciszę nocy, tym razem Edward też potrząsnął głową. Położył mi dłoń na plechach i przesunął mnie do przodu. Zaskoczona zesztywniałam lekko. Teraz ja miałam kawałek jechać? Nie, nie mógł na poważnie tego zamierzać! Nieubłaganie przesuwał mnie dalej, siadając ostatecznie za mną, na co ogarnęła mnie jeszcze większa panika. Ramionami sięgnął do przodu, opierając się przy tym o moje plecy i znowu przesunął mnie do przodu, tak że dłońmi opierałam się o bok. Wzmocnił uchwyt rąk na kierownicy i dodał gazu.
Zaskoczona nabrałam powietrza. Motor nie poruszył się ani o milimetr, ale przez moją nachyloną pozycję poczułam zbyt wyraźnie wibracje między moimi nogami. On nie chciał chyba…? Silnik zawył ponownie, kiedy Edward przesunął dźwignię, a ja z powodu emocji zaczęłam się trząść. Lewa dłoń Edwarda spoczęła na mojej kurtce, dokładnie na moim brzuchu i przyciągnęła mnie bliżej niego. Poczułam jego oddech przy swoim uchu i na policzku, kiedy przejechał po nim nosem. Silnik zawył ponownie, wysyłając kolejne wibracje przez moje ciało. Oddychałam głośno i zamknęłam oczy.

- Powiedz to – wyszeptał do mnie Edward. – Tylko jedno słowo. – Całował mnie po policzku. – Powiedz, a przestanę. – Ugryzł mnie lekko w szyję, przesuwając ponownie dźwignię, na co jęknęłam lekko. – Powstrzymaj mnie! – zażądał cicho.

- Zamknij się! – rzekłam. Nigdy nie przypuszczałam, że powiem coś takiego. To po prostu przeszło przez moje usta i to było pewne, że to moje ciało, było tym, które wypowiedziało te słowa. Silnik ponownie zawył, a Edward dalej mnie całował, moje ucho, moje policzki, moją szyję, wszystko co mógł złapać. Coraz szerzej i szerzej po moim ciele rozchodziło się ciepło. Jego dłoń znalazła moją, ponownie wibracja przeszła przez moje ciało i jęknęłam przy tym. Dlaczego nie zauważyłam wcześniej, do czego ten motor może być dobry?

- Proszę – wyszeptał cicho, głaszcząc moją dłoń. – Proszę. – Ssał płatek mego ucha. – Proszę. – Silnik zawył, a on splótł nasze palce. – Proszę. – Jego język lizał w taki sposób moje ucho, że ponownie z moich ust wydobył się jęk. – Proszę. – Rozluźnił nasze palce, ale wziął moją dłoń w swoją. – Proszę. – Jego zęby masowały płatek ucha. – Dotknij mnie – wyszeptał namiętnie, a kolejny dreszcz przebiegł moje ciało, podczas gdy on pomału ciągnął moją dłoń do tyłu. Nagle otworzyłam oczy i wpatrywałam się zaskoczona w półmrok przed sobą.

O Boże!

- Powiedz to – wyszeptał ponownie. – Powiedz. Jedno słowo, tylko jedno.

– Silnik zawył ponownie, a ja zadrżałam jeszcze bardziej, podczas gdy Edward usiewał moją szyję pocałunkami. – Powiedz to.


- Zamknij się – odparłam i tym razem i potrząsnęłam lekko dłonią, tam gdzie Edward ją puścił. Zamknęłam oczy i nieśmiało szukałam go po omacku. Powoli przesuwałam ją wzdłuż, bliżej niego, a Edward pozwolił silnikowi wyć. To nie ułatwiało mi sprawy. Ogień wybuchł wewnątrz mnie. Przygryzłam dolną wargę, zanim położyłam dłoń między jego nogami.

O Boże!

Zdenerwowana i podniecona przesuwałam palcami w górę i dół. Edward jęknął mi do ucha i wpił się mocno w moją szyję, kiedy mnie ogarnęła kolejna wibracja. Najpierw usłyszałam tylko znajomy dźwięk, a kiedy otworzyłam przestraszona oczy i spojrzałam w dół, dostrzegłam rękę Edwarda, która już odpięła suwak przy mojej kurtce. Zimne powietrze przecisnęło się przez moją cienką bluzkę, wywołując gęsią skórkę, ale to było korzystne dla mojego rozpalonego ciała. Po raz kolejny silnik zaprotestował głośno, co poczułam jeszcze bardziej intensywnie między nogami. Każdy nerw mojego ciała był podrażniony. Trzęsąc się z zimna i uczuć, jęknęłam, zauważając za późno rękę Edwarda, która wślizgnęła się pod moją bluzkę i zatrzymała się na moim nagim brzuchu. Zaskoczona nabrałam głośno powietrza, moja ręka zatrzymała się w miejscu, a ja zadrżałam jeszcze mocniej.

- Powiedz to – wyszeptał. – Jedno słowo, a przestanę. – Ostrożnie gładził mnie po brzuchu, dlatego też odruchowo przycisnęłam rękę do niego. Jęknął mi prosto do ucha, a ja ponownie zamknęłam oczy. – Zatrzymaj mnie – wyszeptał i przesunął dłoń wyżej.

- Zamknij się. – Wydawało się, że było to jedyne, co umiałam jeszcze dzisiaj powiedzieć. Edward warknął i wpił się w moją szyję, przesuwając powoli dłoń dalej do góry, aż dotarł do krawędzi mojego biustonosza. Edward jęknął ponownie i poczułam, jak jego biodro napiera na moją dłoń.

O Boże!

Czule i lekko przesuwał po cienkim materiale, jakbym w każdym momencie mogła rozpaść się pod jego dotykiem jak szkło na tysiąc kawałków. Mój oddech stał się urywany i drżałam na całym ciele, podczas gdy rozkoszowałam się ciepłem, które od niego biło. Silnik zawył, a moje plecy wygięły się w łuk, tak, że jego dłoń jeszcze mocniej napierała na mnie. Edward warknął ekscytująco i przysunął swoje biodra po raz kolejny.

- Proszę – wyszeptał. – Proszę. – Pocałował mnie w policzek. – Proszę. – Jego zęby zawisły na moim uchu. – Proszę. – Jego dłoń lekko się zacisnęła i jeszcze w tym samym momencie przeszyła mnie kolejna wibracja. Jęknęłam jeszcze raz, zanim poczułam dłoń, która przesuwała moją w bok. Zmieszana otworzyłam oczy. – Proszę. – Wtedy usłyszałam ewidentny dźwięk rozpinanego zamka.

O BOŻE!

Jego lewa dłoń spoczywała cały czas pod moją bluzką, a kątem oka dostrzegłam, że prawa wracała z powrotem do przodu.

- Powiedz to – wyszeptał mi do ucha. – Jedno słowo. Musisz je tylko powiedzieć. – Przez krótką chwilę ssał płatek mojego ucha, podczas gdy jego lewa dłoń wędrowała po materiale stanika, a silnik motoru zaprotestował jeszcze głośniej. Obezwładniona, wywołanym uczuciem, zamknęłam oczy. – Zatrzymaj mnie.

Wiedziałam, że nie zrobiłabym niczego podobnego. Jakże bym mogła? Sam powiedział, że otrzymałby „tak”. Mimo to w dalszym ciągu przypominał mi o tym, że mogę w każdej chwili to wszystko przerwać… Nie dało się. Moje ciało za bardzo pożądało jego bliskości, jego dotyku…
Nigdy nie mogłabym go zatrzymać…

- Zamknij się. – To był zaledwie szept, a moja ręka powędrowała po jego nodze aż do krocza.

***

Jakiś czas później siedziałam bokiem na motorze, który teraz nie wydawał z siebie żadnego dźwięku. Zapięłam właśnie kurtkę i wpatrywałam się w ziemię, ponieważ nie miałam odwagi spojrzeć na Edwarda, który stał kawałek dalej ode mnie i zapewne mnie obserwował. Kątem oka rozpoznałam, jak zapinał zamek przy spodniach. Zamknęłam na chwilę oczy, kiedy przez myśl przeszły mi wydarzenia sprzed chwili. Nie mogłam nic na to poradzić, że na moich ustach zakwitł lekki uśmiech. Teraz już wiedziałam, dlaczego Edward chciał wcześniej jechać. Ile czasu nam to zajęło? Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia, ale było mi to właściwie obojętne.

Chciałam złożyć moje bezużyteczne ręce razem, skrzyżować palce, ale pomyślałam o czymś lepszym. Ponownie pogładziłam dłoń, która wciąż była lepka w dotyku. Umycie rąk znalazło się na mojej liście „rzeczy do zrobienia”, kiedy będę znów w domu, bardzo wysoko. Edward stanął dokładnie naprzeciwko mnie, czym wyrwał mnie z zamyślenia. Położył jedną dłoń na moich plecach, ściągnął mnie z motocykla. Drugą rękę włożył pod kolano. Podniósł mnie, postawił i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się czule do mnie.

- Jesteś niesamowita – powiedział cicho, na co odpowiedziałam mu zakłopotanym uśmiechem. Pochylił się do mnie, stanęłam na czubkach palców i zamknęłam oczy z wyczekiwaniem. To był czuły pocałunek, przy którym nasze języki zatańczyły tylko przez chwilę. Kiedy mnie puścił, oparłam głowę bokiem na jego piersi. Objął mnie mocno i rozkoszowałam się jego bliskością, wdychając jego zapach.

- Czy to był twój pierwszy raz? – zapytał jak grom z jasnego nieba. Moje oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, a krew napłynęła do policzków. Nie oczekiwał chyba na to żadnej odpowiedzi, chyba że? – Bardzo dobrze. Pierwszego orgazmu człowiek nie zapomina – oznajmił widocznie zadowolony na moje długotrwałe milczenie.

O Boże! Czy musiał teraz jeszcze raz tak dobitnie o tym wspominać? Wtuliłam swoją rozgrzaną twarz w jego koszulę i poczułam, jak się śmieje. Nie powinnam mu z pewnością opowiadać, że mój pierwszy pocałunek także do niego należał.

- Nie ma powodu, żeby się wstydzić, Piękna – powiedział rozbawionym tonem.

- Bądź cicho – wymamrotałam w koszulę i uderzyłam go lekko w ramię. Edward znów zaśmiał się lekko i odsunął delikatnie kawałek od siebie. Wiedziałam dokładnie, czego chce. Jego dłoń spoczęła pod moim podbródkiem i zmusił mnie, żebym na niego spojrzała.

Bingo.

Uśmiechnął się uwodzicielsko, podniósł swoją drugą dłoń, zatrzymał ją przed nosem i wziął kilka głębokich wdechów, zamykając przy tym oczy. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Byłam pewna, że nawet moje usta były lekko otwarte. Pozwolił ręce opadać i oparł swoje czoło o moje, mając wciąż zamknięte oko.

- Mmmmmmm. Jeśli w przybliżeniu smakujesz tak dobrze, jak pachniesz… - powiedział cicho. O Boże! Zaczerpnęłam głośno powietrza, wpatrując się w niego. – Wkrótce, wkrótce… - mamrotał pod nosem. Wydawał się nie zdawać sobie sprawy, że stoję dokładnie przed nim i wszystko dokładnie usłyszałam. Genialnie! Już planował kolejny krok, podczas gdy ja cały czas próbowałam uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Westchnęłam prawie niesłyszalnie. Czy Renee aby nas już nie przyłapała, czy nie mieliśmy już dawno za sobą ostatniego kroku. Na co się więc użalam? Chciał tego tak samo mocno jak ja, tyle że dla mnie otoczenie nie było właściwe.

Wkrótce, wkrótce…

Brawo, Bella, teraz zaczynasz myśleć tak jak on.


Jego powieki się uniosły i w świetle reflektorów mogłam w nich dostrzec ciemny błysk. Odsunął się ode mnie i ukucnął, tylko po to, żeby położyć jedną rękę za moją nogą. Przeczuwałam, co się teraz wydarzy i zarzuciłam mu pospiesznie ramiona na szyję. Edward podniósł mnie, całując krótko i usadził mnie na motocyklu. Zaśmiał się do siebie, kiedy pomagał mi z kaskiem i w końcu siadając przede mną. Wyciągnęłam ramiona obok niego do przodu, ale nie położyłam ich na nim. Zobaczyłam jak mruga i przez chwile wydaje się nad czymś myśleć. W końcu chwycił moje dłonie i zaplótł je mocno wokół siebie. Zaśmiałam się lekko, czekając, aż założy swój kask.

- Zawahałeś się – rzekłam, kiedy mógł mnie usłyszeć. Odwrócił lekko głowę, jakby chciał na mnie spojrzeć.

- Czekałem tylko na to, że mocno się mnie chwycisz. Ale po tym jak się nie ruszyłaś, wziąłem sprawy w swoje ręce. – Zaśmiałam się, kiedy odpalał silnik pojazdu. – Co jest w tym takiego zabawnego? – spytał i podczas gdy się odwracał, ruszył.

- Wszystko – odpowiedziałam. – Nieważne, jak się ciebie chwycę, tak czy siak poprawisz mój uchwyt, dlatego tym razem nawet nie próbowałam. – Wyjaśniłam. Edward zamilkł na to i dopiero kiedy wjechaliśmy na autostradę, odezwałam się do niego ponownie. – Jesteś taki cichy – rzekłam. A może był obrażony? Mogłam usłyszeć, jak wzdycha.

- Ta, rozmyślałem, czy to prawda, co powiedziałaś. – Odetchnęłam z ulgą.

- I? – zapytałam go po kilku minutach ponownej ciszy. Edward westchnął po raz kolejny.

- Nie wiem. Oceniam źle, to jest moje przyzwyczajenie. Ale kiedy ty to mówisz, to oczywiście masz rację – odparł, a ja zaśmiałam się zaskoczona, ale także zadowolona. Był szczery i jednocześnie pokazał, że mi ufa.

- Nie jest tak źle – rzekłam tylko i pogłaskałam jedną ręką bok w miejscu, gdzie Edward umieścił moją dłoń. Jechaliśmy dalej chwilę w ciszy, do czasu aż nie mogłam się powstrzymać.

- Co robisz jutro? – spytałam, mając nadzieję, że powiedziałam to luźnym tonem . Nie musiał koniecznie wiedzieć, że chciałabym spędzić z nim dzień.

- Nic, to właściwie powinna być niespodzianka, ale mogę ci to z pewnością zdradzić. Zamierzałem przedstawić rodzinie moją nową przyjaciółkę. – Zaśmiał się, ale ja wpatrywałam się tylko zszokowana przed siebie. To mogło stać się problematyczne. Jak powinnam zachowywać się w stosunku do jego mamy i siostry? Jakbym ich nie znała? To była chyba jedyna możliwość, ale miałam przy tym wyrzuty sumienia. Mniej jeśli chodzi o jego rodzinę, ale bardziej jeśli chodzi o Edwarda. Zamyślona, przygryzłam dolną wargę. Może powinnam mu o tym opowiedzieć. Z drugiej strony mógłby być wtedy zawiedziony, ponieważ przemilczałam to. Co, jeśli nie będzie chciał mnie więcej widzieć?

- Bella? – Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.

- Um, tak? – odparłam jeszcze tonem lekko zamyślonym. Jeśli jutro miałabym spotkać się z jego rodziną, jeszcze dziś muszę przyjąć beztroski ton.

- Z przyjemnością. W końcu ty już znasz moich rodziców, dlatego byłoby to nie fair, gdybym ja nie miała tej możliwości. – Próbowałam zażartować. Edward usłyszał mój lekko zdenerwowany ton i roześmiał się.

- No tak, pomijając Carlisle, bo jego już spotkałaś.

- Ach, zgadza się. – Udawałam nieuświadomioną, podczas gdy moje sumienie dawało o sobie jeszcze bardziej znać. Reszta drogi minęła w napiętej ciszy, przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Wciąż próbowałam znaleźć najlepsze z możliwych rozwiązań. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko mu powiedzieć. Miałabym wciąż okropne wyrzuty sumienia, kiedy przebywałabym u niego w domu i do tego jeszcze musiałabym się zmierzyć z jego rodzicami. Zapewne byliby zawiedzeni, że nie wyznałam mu prawdy. Alice od początku miała rację. To nie był dobry pomysł, żeby to wszystko przemilczeć.

Edward właśnie wjechał do Forks. Teraz zostało już zaledwie kilka minut, nim dojedziemy do mnie do domu. Przytuliłam się do niego mocniej, próbując nie myśleć, co się wydarzy jutrzejszego dnia i po prostu rozkoszować się chwilą. Moment później poczułam dłoń na swojej, na co się zaśmiałam. Oczywiście zauważył, że przybliżyłam się do niego i tym małym gestem pokazywał, że gdyby mógł, to by odpowiedział tym samym.

Edward zwalniał. Westchnęłam wewnętrznie. Byliśmy na miejscu. Zatrzymał się na podjeździe i zgasił pojazd. Wyprostowałam się i zdjęłam kask, po czym potrząsnęłam głową, żeby nadać włosom objętości. Edward w międzyczasie zsiadł z motocykla i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Śmiejąc się, chwyciłam ją. Pomógł mi przy zsiadaniu, biorąc kask w drugą rękę, po czym skupił się na chwilę na motorze. Spojrzałam na dom, którego weranda była oświetlona przez światło padające z salonu. A więc Charlie nie spał jeszcze, więc nawet nie mogę zaprosić Edwarda przynajmniej na chwilę do środka.

- Czemu jesteś taka smutna, Piękna? – spytał Edward, a ja się uśmiechnęłam. Jakoś podobało mi się, jak mnie nazwał. – Od razu lepiej – powiedział i stanął przede mną. Spojrzałam w jego zielone oczy, które oczarowują mnie za każdym razem czymś nowym. Wziął moją twarz w swoje dłonie i pochylił się. Zbliżyłam się do niego i złożyłam pocałunek na jego ustach, które od razu ożywiły się i zaczęły się poruszać w nieporównywalny sposób.

Moje dłonie przesunęły się z jego kurtki przez szyję do włosów. Przyciągnęłam go do siebie bliżej, nie chcąc, aby ten wieczór dobiegł już końca. Chciałam się delektować jeszcze jednym krótkim spojrzeniem na niego, utrwalić sobie w pamięci każdy czuły dotyk. Jego dłonie wędrowały wzdłuż mojego ciała, oplatając mnie w talii i przyciągając mnie do siebie. Coraz głębiej zapadaliśmy się w tej jednej chwili, chcąc jeszcze odrobinkę więcej. Odrywaliśmy nasze usta od siebie, jedynie na krótkie sekundy, potrzebne do zaczerpnięcia powietrza. Z wielką chęcią chciałabym go także dzisiejszej nocy poprosić, żeby został ze mną.

- Bella – wymamrotał w moje usta. – Bella, my… - Nie pozwoliłam mu mówić, bo wiedziałam jakie będą jego dalsze słowa, a nie chciałam ich słyszeć. Ponownie wsunęłam język w jego usta, na co jęknął cicho, nim rozluźnił swój uchwyt i pomału odsunął się ode mnie. Puściłam go wbrew sobie.

- Jeśli nie zamierzasz, przejechać się ze mną jeszcze raz poza miasto, to powinniśmy przerwać – powiedział prawie bez tchu. Uśmiechnęłam się, przygryzając przy tym lekko dolną wargę i zastanowiłam się, czy powinnam na to odpowiedzieć szczerze. Edward jęknął przy tym cicho i potrząsnął lekko głową. – Żeby nie było, że nie uprzedzałem – wymamrotał do siebie i ponownie przycisnął swoje usta do moich. Przyciągnął mnie znów mocno do siebie, jedną dłoń położył na pośladku i poczułam jego pożądanie zbyt wyraźnie.

Och, uwielbiałam się z nim tak droczyć, zwłaszcza kiedy dawał mi do tego idealną okazję. Odsunęłam się od niego. Uczynił to samo, obserwując mnie widocznie zmieszany. Zrobiłam kilka kroków w tył, tak że musiał zabrać swoje ręce. Spojrzał na mnie bardzo zirytowany. Przeszłam obok niego, nie przyglądając mu się dłużej i kierując do drzwi. Edward nie powiedział ani słowa. Kiedy weszłam na werandę, odwróciłam się, próbując przybrać obojętną minę. Edward wciąż tam stał, spoglądając na mnie. O mały włos musiałabym się zaśmiać. Próbowałam zakamuflować drżenie kącików ust przez lekkie chrząkniecie. Czekałam, ale wydawały się mijać kolejne minuty, a on nie poruszył się, ani nie powiedział ani słowa. W końcu nie mogłam się już powstrzymać i zaśmiałam się, kręcąc głową z jego głupoty i kiwnęłam na niego.

- No choć już tutaj – oznajmiłam z uśmiechem i w mgnieniu oka jego zszokowana mina uległa rozluźnieniu. Pospiesznie przyszedł na werandę i objął mnie mocno.

- Nie rób tego nigdy więcej! – rzekł mi z lekkim warknięciem do ucha. Uśmiechnęłam się tylko.

- Jeszcze wpędzisz mnie tym naprawdę do grobu – wyszeptał, a ja odchyliłam się ostrożnie do tyłu, tak żebym mogła go dobrze widzieć. Jego oczy były ponownie ciemne. Położyłam dłoń na jego policzku, a on się w nią wtulił.

- Dobranoc – powiedziałam cicho. – Miałeś rację. Będę dzisiaj śniła tylko o tobie. – Uśmiechnęłam się, a w jego oczach znów zieleń wzięła górę.

- Żaden sen nie będzie w przybliżeniu tak dobry jak rzeczywistość. Mimo to śnij o mnie, Piękna – odparł i pocałował mnie po raz ostatni. Niezdecydowana zrobiłam krok w tył, odwróciłam się do drzwi i otworzyłam je. Weszłam do holu, odwróciłam się i posłałam mu kolejny uśmiech, na co odpowiedział mi tym samym. Bezgłośnie powiedziałam mu jeszcze dobranoc, nim ostatecznie zamknęłam drzwi.

Westchnęłam głośno, oparłam się o ścianę i odchyliłam głowę do tyłu, zamykając oczy. Wciąż czułam jego dłonie na sobie. Same myśli o tym wystarczyły, aby na nowo rozpalić we mnie ogień. To było niesamowicie piękne uczucie. Nieobecna duchem podniosłam dłoń i położyłam ją na twarzy i zaczerpnęłam powietrza. Gdzieś w środku zrodził się jęk, który jednak udało mi się powstrzymać. To był ewidentnie jego zapach, tylko znacznie skoncentrowany. Dziś nie umyję już chyba swoich dłoni…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Olcia dnia Nie 12:42, 06 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Sob 23:19, 05 Lut 2011 Powrót do góry

"Zdenerwowana przechodziłam wzrokiem od niego do powoli rozpu" - haloo! Chyba ci się coś tu przycięło, a mnie to bardzo zdenerwowało.
Ogółem, opowiadanie naprawdę zaskakuje, i jestem ciekawa dalszych rozdziałów. Wkurza mnie Bella, która pozwala Edwardowi na wszystko. Oczywiście nie widzę nic złego w ich pociągu fizycznym, jednak robić to na pokaz? W tym kinie wydała mi się jak największa szkolna zdzira. To takie... Upokarzające dla kobiety. A Edward? Na pewno nie czuje do niej tylko przyciągania fizycznego, jednak nie widzę między nimi jeszcze, niczego więcej. To żyje w ich podświadomości, która, jak widać jest zakopana bardzo głęboko. I dlatego każdy rozdział przynosi napięcie, bo przed nimi na pewno wyznania miłości, sex, gierki. Podoba mi się pomysł, bo każdy nowy chap zaskakuje, ciekawe, jak Ed zareaguje na wiadomość, że Bella była z nim w szpitalu. Ciekawe co będzie na przyjęciu urodzinowym. Ciekawe, czy pojawią się wątki pozostałych Cullenów. Ciekawe jak ich, jak już wspominałam, gierka daleko się posunie.
Aha, kiedy Renee przyłapała ich w kuchni, to kiedy to czytałam to nie mogłam zamknąć buzi, a kiedy skończyłam czytać to jeszcze 5 minut nie mogłam zamknąć gęby. Very Happy
Zniesmaczyło mnie zachowanie Belli w kinie, normalnie przy wszystkich, na pokaz, no jak dzi**a. Niestety. Jak już mówiłam, nie przeszkadza mi ich pociąg seksualny, ale to...
A co z tą zaborczością Edwarda? Jak coś przeskrobie, to Jakeuś skopie mu dupe, wytłumaczy, i Edd wróci na kolanach. Ja to wiem xD
Tak, lubię tu Jacoba, bo jest taki jak przyjaciel, a nawet jeszcze lepiej, jak dobry, starszy brat. :)
Podoba mi się to opowiadanie, i mam nadzieję że nie będziemy musieli czekać długo na rozdziały, i mam nadzieję, że nie zostawisz/ zostawicie (?) tego ff'a ponownie na kilka miesięcy.
Wielki szacun !! Ja się uczyłam 3 lata niemca, i umiem tylko się przedstawić. :D
Tak więc, życzę ;
CHĘCI !!
CZASU !!
CIERPLIWOŚCI !!
bo my tutaj, czytelnicy, śledzimy dalsze losy bohaterów, tego, jakże intrygującego tłumaczenia.
Tak na marginesie, ile jeszcze rozdziałów pozostało? I czy masz/macie zamiar tłumaczyć PWE ??

xoxo,

Niecierpliwa
KochającaWampira


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olcia
Zły wampir



Dołączył: 13 Sty 2009
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leszno

PostWysłany: Nie 12:52, 06 Lut 2011 Powrót do góry

KochającaWampira, chyba rozumiem twoje zdenerwowanie i się nie dziwię. Nie zauważyłam, że ucięło resztę rozdziału. Zawsze były wstawiane dwa rozdziały w jednym poście i się wszystko ładnie mieściło, ale nie wzięłam po uwagę, że ostatnio rozdziały były coraz dłuższe. Dlatego przepraszam.
Z tego, co wiem opowiadanie nie jest jeszcze zakończone, ale ostatni rozdział był publikowany w listopadzie 2010r. i na kolejne rozdziały trzeba trochę czekać. Sama autorka pod koniec rozdziału pisze, że nie pozostaje nam nic innego jak czekać.

Rozdział 35.
Czekoladowe ciasteczka i inne słodkości


Tłumaczenie: Olcia
Beta: Susan


Kiedy obudziłam się następnego ranka, czułam się wykończona. Nie zmrużyłam prawie oka. Moje sny były tak zagmatwane, że nie mogłam za długo spać. Właściwie dotyczyły po prostu mnie i Edwarda, ale na ogół dochodziło w nich do dyskusji na temat dni spędzonych w szpitalu. Wtedy zawsze się budziłam, odwracałam na drugi bok i próbowałam zasnąć ponownie, jednakże w sumie spałam nie więcej niż dwie godziny w kawałkach. Zamrugałam kilka razy. Pokój tonął w świetle wczesnego porannego słońca. Odwróciłam się ponownie, ale nic nie pomogło. Ten… mogłam go określić jako koszmar, nie chciał mnie opuścić. Westchnęłam głęboko i otworzyłam lekko oczy. Gdyby człowiek nie musiał patrzeć dokładnie na okno, światło byłoby znacznie bardziej znośne.

Rozglądałam się przez chwilę, nie dostrzegając właściwie niczego, dopóki moje spojrzenie nie skupiło się na dłoniach. Mimowolnie musiałam się uśmiechnąć. Już kiedy kładłam się spać, ułożyłam tak swoje ręce, żeby czuć jego zapach. Powoli przysunęłam je bliżej do twarzy, wzięłam kilka oddechów, ale w między czasie stał się już niemal niezauważalny. Ponownie westchnęłam. Spanie bez Edwarda przy boku nie było szczególnie przyjemne. Ostrożnie położyłam się na plecach, podciągnęłam białą kołdrę, od której mocniej odbijało się światło.

Jeszcze przez dłuższą chwilę leżałam tak po prostu, zatopiona we własnych myślach, aż przypomniałam sobie, że dzisiejszego dnia miałam się spotkać z jego rodziną. Wykrzywiłam markotnie twarz i zaburczałam pod nosem. Będzie, co ma być. Niechętnie się podniosłam, gdyż wiedziałam, iż nie zapadnę już w krainę Morfeusza, po czym odgarnęłam włosy z twarzy. Rzuciłam krótkie spojrzenie na budzik, który wskazywał, że było krótko przed ósmą. Z jękiem zwiesiłam głowę. Panie Boże jeszcze raz! Była niedziela. Dlaczego musiałam akurat dzisiejszej nocy mieć takie durne sny, które nie pozwalały mi zasnąć? Wprawdzie…

W moich snach był taki lub inny detal, który mi się podobał. Na ustach pojawił się uśmiech i z radosnym westchnięciem skierowałam się do łazienki. Trochę smętnie spojrzałam ostatni raz na rękę, zanim się rozebrałam i weszłam pod prysznic. Ciepła woda sprawiła, że moje mięśnie się rozluźniły i zniknęło na moment całe napięcie. Kiedy byłam gotowa i wycierałam włosy ręcznikiem, mój wzrok otarł się o odbicie w lustrze.

Przestraszona przerwałam. Upuściłam ręcznik i pospiesznie odgarnęłam na bok włosy. Na mojej szyi znajdowałam się duża, ciemna plama od namiętnego pocałunku. Miejsce, które Edward nie pozostawił w spokoju wczorajszej nocy. Ostrożnie przejechałam po nim palcami. Nie bolało, ale było po prostu… nie do ukrycia. Jęknęłam wewnętrznie. Nie da rady tego zamaskować makijażem. Spodziewam się, że Charlie nie będzie o to wypytywał, ale mogłam z pewnością liczyć na ponury wzrok.

- Dzięki, Edward… - wymamrotałam sarkastycznie pod nosem, kiedy podnosiłam ręcznik i wróciłam do wycierania się. Samoczynnie podczas suszenia i układania włosów mój wzrok ciągle zatrzymywał się na tym ciemnoniebieskim miejscu. Wciąż musiałam myśleć o tym, że Edward naznaczył mnie jako swoją „własność”. W każdym bądź razie byłam zupełnie pewna, że on tak to postrzega. Potrząsnęłam lekko głową, żeby pozbyć się tych myśli. Zawinęłam się w ręcznik i weszłam do pokoju. Szukałam czegoś do ubrania, a kiedy chwytałam skarpetki, zobaczyłam obok kawałek materiału w kolorze kości słoniowej. Apaszka, którą przed laty podarowała mi Angela. Z radosnym uśmiechem wyjęłam także ją przy okazji. Dokładnie czegoś takiego teraz potrzebowałam. Z wszystkim, co potrzebne wróciłam do łazienki, ubrałam się i po mistrzowsku owinęłam sobie chustkę dookoła szyi. Teraz było o wiele lepiej, żeby nie powiedzieć perfekcyjnie. „Malinka” nie była już widoczna.

W dobrym humorze wpadłam do kuchni. Renee była już na nogach, co nie wydawało mi się czymś niezwykłym, natomiast zaskoczył mnie widok Charliego, siedzącego przy kuchennym stole. Był zaczytany, z braku gazety, w jakimś czasopiśmie i z pewnością nie usłyszał mojego „dzień dobry”, ponieważ nie odpowiedział.

- Wędkowanie? – zapytałam się Renee, która przytaknęła mi skinieniem głowy.

- Wędkowanie – potwierdziła po raz kolejny. Już mnie dłużej nie dziwiło, że Charlie nie spał. Kiedy chodzi o wędkowanie, może się obudzić nawet w środku nocy. Pokręciłam głową rozbawiona i skierowałam się po swoje obowiązkowe śniadanie. Miska płatków i szklanka soku pomarańczowego. Kiedy nalewałam mleka do miski, Renee sięgnęła do mojej apaszki i zaczęła ją skubać. Lekko zaskoczona spojrzałam na nią, a ona uśmiechała się do mnie w sposób wiedzący. Nie mogłam zapobiec temu, że moje policzki zabarwiły się na czerwono. Zaśmiała się lekko i opróżniała dalej zmywarkę. Matki! Zawsze wiedziały wszystko.

Nie siedziałam jeszcze nawet pięciu minut przy stole, nabierając na łyżkę müsli, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Charlie oczywiście od razu to usłyszał, w mig się zerwał i poszedł do drzwi.

- Harry! – powiedział w dobrym humorze i usłyszałam, jak się klepią bo ramionach.

- Dzień dobry, Charlie! – rozbrzmiał po domu mocny głos Harry’ego Clearwatera. Wzięłam łyk soku, a Renee usiadła do stołu z filiżanką kawy.

- Wchodź, wchodź! Muszę jeszcze spakować kilka rzeczy i możemy jechać – rzekł Charlie, a po korytarzu rozniosły się ciężkie kroki. Charlie wszedł do kuchni i zabrał, jak zawsze, picie i kanapki do małej termo torby.

- Dzień dobry, Renee, Bello – powitał nas Harry, kiedy pojawił się w kuchni. Odpowiedziałam mu tym samym, po czym wróciłam do płatków.

- Dzień dobry, Harry. Co słychać u Sue? Chciałbyś może jeszcze kawy, zanim wyruszycie? – spytała Renee jak zawsze przesadnie radośnie. Przy czym Harry nigdy jeszcze przez wszystkie te lata nie wypił ani jednej kawy, kiedy przyjeżdżał po Charliego.

- Sue ma się wspaniale. Sama zresztą wiesz, jaka jest zawsze wesoła. Dziękuję za propozycję, ale nie, dziękuję. Naprawdę musimy zaraz wychodzić – odparł Harry. A nie mówiłam? I tak już było od dwudziestu lat. Charlie podszedł do stołu i pocałował Renee w policzek.

- Do wieczora. Pomóż mamie, Bells – powiedział na koniec zwrócony do mnie, po czym opuścił sprawnie z Harrym dom. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, Renee i ja westchnęłyśmy równocześnie. Patrzyłyśmy na siebie przez krótką chwilę zaskoczone, zanim roześmiałyśmy się z tego.

- Co tam u ciebie? – spytała Renee, odstawiając filiżankę i spojrzała na mnie wyczekująco. Wzięłam głęboki oddech, napiłam się soku.

- Edward przyjedzie dzisiaj znowu mnie zabrać – odparłam speszona, ale byłam prawie pewna, że Renee nie będzie miała nic przeciwko. – Dlatego jestem szczęśliwa, że Charlie pojechał wędkować – dodałam, a Renee uśmiechnęła się.

- Coś w ten deseń już się domyślałam – powiedziała wciąż z uśmiechem na ustach. – Kiedy tu będzie? – spytała, kiedy z pustą filiżanką kierowała się do kredensu, żeby sobie dolać. To… było dobre pytanie. Nie wiedziałam. Ze zdenerwowania zapomniałam go o to zapytać, a Edward też nic nie powiedział.

- Myślę… że w ciągu przedpołudnia – odpowiedziałam trochę nieporadnie, a Renee odwróciła się do mnie z pytającym wyrazem twarzy. – Nie ustaliliśmy konkretnej godziny – dodałam, mając nadzieję, że zabrzmiało to wystarczająco przekonująco. Renee zaśmiała się ponownie, kiedy wracała do stołu.

- A jak ci minął wieczór? – pytała dalej. Albo chciała być uprzejma i przeprowadzić krótką rozmowę na temat mojego chłopaka, żeby okazać zainteresowanie albo była naprawdę ciekawa i próbowała to zakamuflować pod przykrywką pogawędki. Ale czego miało to dotyczyć, to nie potrafiłam powiedzieć.

- Byliśmy w kinie, a na koniec zaprosił mnie jeszcze na kolację – odparłam zgodnie z prawdą, po czym wybrałam łyżką resztkę mleka z miski.

- Na jakim filmie byliście? – Czy musiała pytać akurat o to? Pospiesznie próbowałam wymyślić sobie jakąś pasującą wymówkę.

- Edward chciał mnie zaskoczyć, dlatego do teraz nie wiem, jaki właściwie tytuł miał ten film. Ale nie był szczególnie dobry. Wiesz, męska sprawa – odpowiedziałam w końcu, wzruszając ramionami. W sumie nie skłamałam. Gust Edwarda, jeśli chodzi o filmy pozostawiał naprawdę wiele do życzenia, a tytuł filmu już dawno zapomniałam. Renee podniosła swoją filiżankę, ale aktualnie opuszczała ją, nie upijając nawet łyka. Wyciągnęła rękę w moim kierunku i odsunęła lekko apaszkę.

- Męska sprawa – skomentowała tylko i z uśmiechem wróciła do swojej kawy. Nie znowu! Krew napłynęła mi do policzków, więc ukryłam twarz w dłoniach. Zapomniałam, że miałam tu do czynienia z Renee. Wzór osoby wszystkowiedzącej, przynajmniej jeśli chodziło o jej rodzinę. Ale bądź co bądź przypuszczała, że to się wydarzyło w kinie. Gdyby wiedziała, co właściwie Edward wyprawiał w kinie lub dlaczego powstała właściwie ta „malinka”… Przypuszczałam, że byłaby bardzo zaskoczona. W ten sposób mogłam jej chociaż trochę zaoszczędzić szoku. Wzdychając, odsunęłam dłonie.

- Dobrze, tu mnie masz – rzekłam zakłopotana, a Renee zaśmiała się lekko.

- Jeśli mogę udzielić ci radę… - zaczęła i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Przytaknęłam tylko głową i oczekiwałam w napięciu na to, co chciała powiedzieć. – Tak długo jak jesteś w domu i Charlie też jest obecny, byłoby lepiej gdybyś nosiła tę chustkę. Ale nim Edward przyjedzie tutaj, zdejmij ją. Byłby szczęśliwy, gdyby zobaczył, że to popierasz. – Zaskoczona z niedowierzaniem wpatrywałam się w Renee.

- Tak myślisz… Naprawdę? – zapytałam. Upiła łyk kawy i postawiła filiżankę przed sobą, kiedy spojrzała na mnie rozbawiona.

- Bella, skarbie. Faceci zawsze mają w sobie ten pierwotny instynkt. Chcą mieć wszystko i każdego w posiadaniu jako tako i naznaczają. Oprócz tego ucieszy go to szczególnie, kiedy inni chłopcy zobaczą ciebie i odkryją przy tym jego znak. No tak, męskie sprawa. – Na koniec wzruszyła ramionami i obserwowała mnie uważnie z uśmiechem. Na początku wpatrywałam się w nią cały czas z niedowierzaniem. Czy aby przypadkiem w nocy nie przybyli kosmici i nie zamienili mi matki? Ale potem nie mogłam zrobić nic innego, jak zacząć się śmiać, w szczególności, że podkradła moje ostatnie słowa. Renee zawtórowała mi i w ten sposób, pomieszczenie w następnych minutach wypełnione było naszym śmiechem, dopóki nie zadzwonił telefon.

- Dzięki, mamo – powiedziałam na koniec, kiedy wstawałam, a ona kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Pospiesznie rozpoczęłam poszukiwania źródła dzwonienia. – Bella Swan – odebrałam jak zwykle.

- No nareszcie! – rozbrzmiał głęboki głos po drugiej stronie.

- Jake! – zawołałam radośnie i powędrowałam z słuchawką przy uchu na górę do swojego pokoju. – Co tam słychać u ciebie? – spytałam jeszcze w czasie drogi.

- Rewelacyjnie, maleńka. A u ciebie? Wydarzyło się coś nowego? – odparł od razu, a ja rzuciłam się na łóżko i krótko pokręciłam oczami. Jakby nie znał odpowiedzi.

- Wyszłam z Edwardem, a dzisiaj chce mnie przedstawić swoim rodzicom – doniosłam niedbale. Jacob wydał z siebie dźwięk zaskoczenia.

- Szybko się toczy – powiedział ze śmiechem. – A więc złożył już do ciebie wniosek? – Ukrył kolejny śmiech wynikający z jego głupiego żartu.

- Jake! – wysyczałam. – Poczekaj tylko! Poczujesz to po stokroć! – zaskowyczałam do słuchawki, ale na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Wiedziałam dobrze, że Jacob nie weźmie sobie tego do serca i w widoczny sposób mnie prowokuje.

- Uhhh, teraz to się dopiero boję – odparł, wciąż się lekko śmiejąc. Ponownie przewróciłam oczami i zdecydowałam skierować temat rozmowy na inny tor.

- Jak się układa między tobą a… Ness? – Miałam nadzieję, że nie zauważył lekkiego drżenia przy jej imieniu, ale przez krótką chwilę musiałam sobie je przypomnieć.

- Czyżby ktoś chciał zmienić temat? – powiedział rozbawiony, ale zanim zdołałam cokolwiek na to odpowiedzieć, zaczął mówić dalej. – Już ok, mała. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak wspaniale się wszystko rozwija. Ness jest… czymś najlepszym, co mi się mogło przytrafić. – Jacob miał naprawdę rozmarzony ton głosu. Uśmiechnęłam się do siebie, nim zaczęłam grać obrażalską.

- Jake – rzekłam płaczliwie. – Jak możesz mi coś takiego robić? Zawsze sądziłam, że to ja byłam czymś najlepszym w twoim życiu. – Miałam uśmiech od ucha do ucha, a po drugiej stronie nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Aż nie wytrzymałam i zaczęłam się głośno śmiać.

- Człowieku! Teraz to mnie nabrałaś, mała. – Jacob odetchnął głęboko kilka razy. – Nie musisz się o nic martwić. Odnośnie najlepszej przyjaciółki jesteś i pozostaniesz numerem jeden. – Nie mogłam nic innego poradzić, jak ponownie się zaśmiać.

- Oh Jakey, pięknie to powiedziałeś.

- Nie nazywaj mnie Jakey – usłyszałam od razu markotną odpowiedź w słuchawce. – Powód, dla którego właściwie zadzwoniłem, mała…

- Kto teraz zmienia temat? – przerwałam mu i zaśmiałam się, kiedy Jacob znowu coś wymamrotał.

- Chciałem cię zaprosić na przyjęcie urodzinowe Ness. W najbliższą środę ma urodziny, dlatego chcemy jej zrobić małą imprezę w sobotę… No tak, właściwie to będzie to duża impreza. W każdym razie będziemy świętować i zapraszam cię w jej imieniu. Możesz naturalnie zabrać ze sobą twojego pseudo-kochasia. – Aż do teraz się po prostu cieszyłam, ale ta ostatnia wypowiedź spowodowała, że przestałam się uśmiechać, a kąciki ust mi opadły.

- Jake! – krzyknęłam wprost do telefonu. – Jeśli jeszcze raz powiesz o nim coś takiego albo powiesz coś jemu, przysięgam, że cię zabiję! – wysyczałam jadowicie do niego. Jacob miał jeszcze czelność, śmiać się z tego. – Jacob Keith Black! Mówię zupełnie poważnie! – dodałam. Kiedy usłyszał swoje pełne imię, zamilkł i milczeliśmy oboje przez chwilę.

- Wow. Właśnie zbudziłem furię. – Mojej uwadze nie umknęła ani trochę rozbawiona barwa głosu.

- Jacob… - rzekłam ostrzegawczo.

- Już dobrze, już dobrze – ustąpił. – Więc, przyjdziecie? – Westchnęłam i próbowałam przybrać normalny ton.

- Muszę najpierw spytać Edwarda, czy ma czas, ale jeśli chodzi o mnie, to będę na pewno. Mogę do ciebie zadzwonić dzisiaj wieczorem i dać ci odpowiedź.

- Tak, pasuje. Dam ci w takim razie już adres. – Sprawnie poderwałam sie z łóżka i podeszłam do biurka.

- Dawaj – powiedziałam i Jacob podał mi nie tylko ulicę, ale także przybliżony opis drogi, którego nie mogłam ani dokładnie zanotować, ani rozpoznać, a wszystko z powodu szybkości z jaką wypowiadał słowa. Łatwiej będzie potem poszukać w Internecie.

- Ach, i mała. Jeśli byście chcieli, moglibyście przenocować w pokoju gościnnym. Nie musielibyście wtedy w środku nocy wracać, a przy tym moglibyście napić się czegoś.

- Porozmawiam o tym z moimi rodzicami i Edwardem. Ale dziękuję za propozycję – odpowiedziałam z lekkim śmiechem. Jacob był naprawdę przewidujący. Ja nawet nie pomyślałam jeszcze o tym.

- W takim razie nie będę cię dłużej zatrzymywał – rzekł Jacob wyraźnie rozbawiony. Jak to było jeszcze raz? Ta gra może potoczyć się na dwa sposoby.

- W przeciwieństwie do ciebie nie musiałam sobie robić żadnej przerwy – skontrowałam nonszalancko. Znowu zapanowałam nienaturalnie dłuższa cisza.

- Myślę, że będę musiał zamienić słówko z tym chłopcem, jeżeli nauczy cię kolejnych, takich odpowiedzi. – Uśmiechnęłam się tylko, ponieważ i tym razem nie dało się nie usłyszeć rozbawionego tonu.

- Myślę, że ten chłopiec może ci poradzić co nie co, zwłaszcza jeśli chodzi o dogadzanie kobietom.

- Bella! – usłyszałam zaszokowany głos rozmówcy. – Ok! Wystarczy! I tak usłyszałem o wiele więcej, niż bym chciał wiedzieć. Powiem Ciao, do wieczora i biada ci, jeśli wtedy zaczniesz od nowa.

- Kto tu zaczął? – odrzekłam zuchwale. – Miej się dobrze, duży – dorzuciłam.

- Miej się lepiej, mała. – Mogłam zobaczyć to, co się wydarzy, więc powstrzymałam się od odpowiedzi, ale nie udało mi się powstrzymać śmiechu. – To nie może być prawdą… - wymamrotał do słuchawki. – Rozłączam się. – Po tych słowach usłyszałam jeszcze sygnał zakończonego połączenia, po czym rzuciłam się na łóżko, dygocąc ze śmiechu. Tak spędziłam kilka kolejnych minut, dopóki się nie uspokoiłam. Z uśmiechem na twarzy wpatrywałam się w sufit i rozmyślałam o nadchodzącym wypadzie do Seattle. Miałam wielką nadzieję, że Edward pojedzie ze mną, i że moi rodzice się zgodzą, na to, żebym tam została… z Edwardem.

Bylibyśmy ze sobą dopiero tydzień, a już wybieralibyśmy się na naszą wspólną weekendową wycieczkę. Na myśl o tym moje ciało przeszył dreszcz. Byłoby wtedy zbyt pięknie, żeby okazało się to prawdą. Podniosłam się, żeby zejść na dół i już poprosić Renee o pozwolenie. Nie odważyłabym się zapytać o to Charliego, ale jeśli Renee będzie po mojej stronie, może będzie to łatwiejsze.

- Mamo? – zawołałam trochę głośniej, ponieważ nie było jej w kuchni.

- W łazience! – dobiegł mnie głos z góry. Wzdychając, wchodziłam po schodach ponownie na górę i zapukałam do drzwi łazienki. – Po prostu wejdź. – Powoli otworzyłam drzwi i kuknęłam do środka. Renee stała uzbrojona w rękawiczkę i szmatę pod prysznicem i szorowała, znowu. Oparłam się plecami o umywalkę, podpierając się rękami i obserwowałam Renee.

- Właśnie dzwonił Jacob. Jego dziewczyna ma niedługo urodziny i będą świętować to w najbliższą sobotę. Zaprosił mnie i zaproponował, że mogłabym także tam przenocować, bo mają wolny pokój gościnny – powiedziałam, udając obojętny ton. Na ostatnie zdanie skierowała swój uważny wzrok na mnie i nie odrywając go przez chwilę, nim wróciła do szorowania.

- Przypuszczam, że nie zamierzałaś tam jechać sama. – Przewróciłam krótko oczami, czego na szczęście nie zauważyła.

- Jeśli cię to urządzi, to nie – odparłam szczerze i Renee upuściła szmatę do stojącego obok wiadra. Wyszła z kabiny i stanęła naprzeciwko mnie. Spojrzała mi prosto w oczy.

- Oczekuję, że będziecie się zachowywać i uważać. Zrozumiałaś? – powiedziała poważnie, ale mi napłynęłam tylko krew do policzków. Dlaczego było to zawsze tak niezręczne?

- Um… zrozumiałe, mamo – wyrzuciłam z siebie pospiesznie i odwróciłam zakłopotana wzrok.

- Dobrze. W takim razie nie mam nic przeciwko. Ale musisz jeszcze zapytać Charliego. – Westchnęłam głęboko, kiedy ona z uśmiechem wróciła z powrotem do pracy.

- Halo? – rozbrzmiał znajomy głos po domu i zarówno Renee, jak i ja wpatrywałyśmy się zszokowane w drzwi. Moje zmieszanie trwało dłużej niż Renee.

- Idź już, a może każesz mu czekać wiecznie – rzekła z uśmiechem. Wciąż zaskoczona wpatrywałam się przez chwilę w nią, zanim odepchnęłam się od umywalki. – Bella! Apaszka! – zawołała jeszcze, zanim zniknęłam za drzwiami. Pospiesznie zdjęłam ją z szyi i wrzuciłam do łazienki, po czym bezgłośnie podziękowałam Renee. Uśmiechnęła się lekko, kiedy ponownie wychodziłam przez drzwi. Pospiesznie zeszłam po schodach na dół, za szybko. Opuściłam jeden stopień, potknęłam się i reszta schodów zbliżała się do mnie nieubłagalnie. Pełna strachu zamknęłam oczy, wyciągnęłam ochronnie ręce przed siebie i upadłam… przyjemnie miękko. W następnym momencie usłyszałam tępy huk.

- Ouch! – wydobyło się z czegoś pode mną. Momentalnie otworzyłam oczy i wpatrywałam się w kurtkę. – Psiakrew! – wymamrotało to coś. Przerażona zaczerpnęłam powietrza, kiedy uświadomiłam sobie, co jest moją poduszką.

- O mój Boże! – pospiesznie wstałam z czworaków i tym samym z Edwarda, który miał twarz wykrzywioną z bólu. Uklękłam obok niego i przyglądałam mu się wystraszona. – Coś ci się stało? – Edward opierał się na przedramieniu, a drugą rękę położył na barku i pocierał go trochę. Jego wzrok przesunął się przy tym na mnie i spoglądał na mnie jakoś… zamyślony, zanim uśmiechnął się lekko.

- O połowę mniej tak dziko – powiedział tylko i usiadł prosto. – Czy to był zamach? – Uśmiechnął się. Odetchnęłam z ulgą. Naprawdę obawiałam się, że coś sobie zrobił. Śmiejąc się, podniosłam się i wyciągnęłam do niego pomocną dłoń. Edward przyglądał jej się krótko, po czym chwycił ją. Pociągnęłam go do góry, ale musiałam przy tym lekko przenieść ciężar ciała do tyłu, żeby móc go podnieść. Jednakże on miał inne plany. Zupełnie nagle, z zaskoczenia, pociągnął ostrym szarpnięciem moją rękę, tak że przewróciłam się i znów leżałam na nim. Słychać było jak uderzenie powoduje, że powietrze uszło z moich płuc. Edward leżał z uśmiechem pode mną, jedną dłoń miał na mojej talii, drugą na plecach. Zmieszana spojrzałam na niego.

- Według mnie moglibyśmy poleżeć tak przez chwilę – wyszeptał i wyciągnął głowę do mnie.

- Ale według mnie, nie. Leżycie trochę na drodze. – Rozbrzmiał za nami rozbawiony głos Renee. W okamgnieniu zrobiłam się czerwona. Znowu wstałam i spojrzałam w innym kierunku, żeby tylko nie na Renee.

- Przepraszamy – wymamrotałam, kiedy Edward się podnosił.

- Dzień dobry, Renee. Wybacz mi, że tak po prostu wszedłem, ale pukałem wielokrotnie i nikt nie otwierał, więc postanowiłem sprawdzić, czy może drzwi są otwarte – wyjaśnił Edward i uśmiechnął się przy tym do mojej mamy przyjaźnie.

- Dzień dobry – powiedziała tylko, przeszła obok nas w kierunku pralni. Popatrzyliśmy za nią trochę zmieszani, potem na siebie i na końcu zaśmialiśmy się lekko. Wzrok Edwarda powędrował trochę niżej i jego oczy zabłysły. Uśmiechnęłam się w duchu. Renee po raz kolejny miała rację.

- Chodź tutaj, piękna – rzekł delikatnie i rozpostarł ramiona. Z uśmiechem zrobiłam krok do przodu i przytuliłam się do niego. Uśmiechnął się i objął mnie mocno, schylił głowę i jego usta dotknęły moich.

- Dzień dobry – wyszeptał pomiędzy czułymi pocałunkami.

- Dzień… mmm… dobry – wymamrotałam jeszcze przy jego ustach. Kolejne minuty mijały, aż odsunęliśmy się od siebie. Dłonią pogładził mnie po twarzy, przypatrując mi się jedynie.

- Możemy? – zapytał cicho, a ja przytaknęłam mu skinieniem głowy, podczas gdy w moim żołądku pojawiło się nieprzyjemne uczucie. Wypuścił mnie, tak że mogłam założyć buty i lekki kardigan.

- Do zobaczenia wieczorem, mamo – powiedziałam głośniej, kiedy byłam gotowa, żeby mogła usłyszeć.

- Bella, skarbie, poczekaj chwilkę – dobiegła odpowiedź. Spoglądałam zdziwiona w korytarz. Renee podeszła do nas prężnymi krokami, zabrała mnie pod rękę i uśmiechnęła się do Edwarda. – Zaraz ci ją oddam. – Po tych słowach poprowadziła mnie zaledwie kilka kroków wzdłuż korytarza, a następnie do kuchni. Podeszła ze mną aż do blatu na drugim końcu i spojrzała jeszcze krótko na drzwi. – Potrzebuję cię dzisiaj wieczorem, żeby przygotować jedzenie – rzekła wystarczająco głośno tak, że Edward musiał wszystko dokładnie słyszeć i zaczęła grzebać w kieszeni swoich spodni. Spojrzałam na nią zirytowania. Dlaczego przyprowadziła mnie do kuchni, żeby mi to powiedzieć, skoro i tak krzyczała na cały dom? – Więc bądź tak dobra i nie wracaj za późno. – Zabrała przy tym moją dłoń i wcisnęła mi coś do niej. – Na wszelki wypadek – wyszeptała teraz. Spojrzałam na nią kompletnie zmieszana tym małym opakowaniem w mojej dłoni. Zabrało mi chwilę, nim zorientowałam, co to właściwie jest. Zrobiłam się cała czerwona.

- Mamo… ja… - Mój głos drżał bez końca. Nie mogłam odwrócić od tego wzroku.

- Po prostu uważajcie, ok? – wyszeptała ponownie i zniknęła z kuchni. Mój Boże!!! O ile gorzej mogło jeszcze być? Po wczorajszych wydarzeniach w kuchni z pewnością myślała o tym przez cały czas. Kłopotliwie dotknięta i wbijałam wzrok w rzecz, którą trzymałam w ręce.

- Bella? Wszystko w porządku? – zapytał Edward, a jego głos się zbliżał. Szybko włożyłam małą paczuszkę do kieszeni spodni i zmusiłam się do uśmiechu, nim wyszłam do niego.

- W najlepszym. Przepraszam, że tak długo to trwało – odpowiedziałam beztroskim tonem. Przeszłam obok niego i wyszłam na zewnątrz. Na podjeździe stał srebrny samochód. Tak wspaniale. Akurat dzisiaj, akurat teraz musiał mnie odebrać swoim autem. Powstrzymałam westchnięcie i szłam dalej, a Edward położył mi dłoń na plecach i delikatnie pchał mnie naprzód.

- Naprawdę wszystko w porządku? – dopytywał się Edward. Uśmiechnęłam się do niego, żeby go upewnić. Nie musiał wiedzieć, że moje wnętrzności się skurczyły, a w przełyku miałam gulę. Zmierzył mnie jeszcze wzrokiem, zanim otworzył przede mną drzwi od strony pasażera. Podziękowałam mu cicho, dałam całusa w policzek i wsiadłam. Uśmiechnął się na mój gest i po chwili zajął miejsce po stronie kierowcy. Po tym jak odpalił silnik, położyłam dłoń na jego, która spoczywała na dźwigni zmiany biegów. Miałam nadzieję, że nie zauważy, jak bardzo byłam zdenerwowana. Posłał mi uśmiech, po czym ponownie skoncentrował się na drodze. Biłam się z myślami, czy powinnam mu teraz wszystko opowiedzieć albo może kiedy wysiądziemy albo… lepiej nic nie mówić. I tak oto jechaliśmy milcząc, aż dotarliśmy do niego.

Dom, a może lepiej powiedzieć villa znajdowała się na obrzeżach Forks, za krętą drogą, która prowadziła w głąb gęstego lasu. Tylko tam gdzie stał dom, zamiast drzew, krzaków i zarośli była duża łąka… Nie, ogromny trawnik. Perfekcja natury, wyrwana wprost jak z bajki. Już przez okno mogłam zaobserwować wyraźnie zdumiewające piękne domostwo, a po tym jak wysiadłam, potrzebowałam czasu, bo wszystko oddziaływało na mnie jak we śnie. Obserwowałam wiatr, który tańczył w koronach drzew i liście, które szeleściły, rzucone na trawnik i skąpane w promieniach słońca. Obserwowałam trawę, która delikatnie poruszała się na wietrze, pochylając się ku ziemi. Podziwiałam nieprawdopodobny dom, który skąpany był w bieli i który w porannym słońcu błyszczał. Wszystko było po prostu… zapierające dech w piersiach.

- Cieszy mnie, że ci się podoba – wyszeptał mi do ucha Edward i tym samym ściągnął mnie gwałtownie do rzeczywistości. Lekko zakłopotana uśmiechnęłam się pod nosem i kuknęłam na niego. – Chodź – rzekł cicho, kładąc rękę na mojej talii i prowadząc mnie do domu. Wejście stanowiły skromne, ale przy tym eleganckie białe drzwi z drewna, lekko wbudowane w dom, jakby były czymś w rodzaju wykuszu, ale nie na zewnątrz, lecz do środka. Edward zabrał swoją rękę, żeby otworzyć drzwi i wpuścić mnie pierwszą do środka. Z uwielbieniem rozejrzałam się naokoło, podczas gdy Edward wchodził za mną. Znajdowaliśmy się w dużym korytarzu, po prawej były schody, które prowadziły w głąb lub na wyższe pietra, a przed nami rozpościerała się zapraszająca domowa przestrzeń. Edward położył dłonie na moich ramionach i zdjął mi powoli sweterek.

- Mamo – powiedział Edward, nim zdążyłam się przygotować na swoją spowiedź. Teraz mogłam tylko patrzeć ponad swoimi ramionami.

- Jestem w kuchni! – Doleciała odpowiedź z tego samego kierunku, salon, więc właśnie tam przestraszona odwróciłam głowę. Głos był mi raczej słabo znany, ale wiedziałam dobrze, że to może być tylko Esme.

- Gdzieżby indziej – wymamrotał pod nosem Edward, kiedy odwieszał mój sweter. Lekko zmieszana i zszokowana odwróciłam się ponownie do niego. – Mamo – rzekł ponownie i popchnął mnie ostrożnie kilka kroków w głąb korytarza. Po chwili usłyszałam ciche kroki.

- Już idę. Co się dzieje, E… - zamilkła, kiedy wyszła zza rogu na korytarz i dostrzegła mnie. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w moją osobę z niedowierzaniem, a ja uśmiechnęłam się do niej zakłopotana i zawstydzona. – O mój Boże – wyszeptała wyraźnie zdumiona. Wytarła dłonie w swój fartuch, podeszła pospiesznie do nas i od razu wzięła mnie w ramiona. Edward wydawał się uważać to za coś zupełnie normalnego. Uśmiechał się tylko, stąd właśnie przypuszczałam, że takie zachowanie leży w jej naturze. Zawtórowałam jej nieśmiało.

- Dzień dobry, pani Cullen – przywitałam ją i wtedy znowu pojawiły się wyrzuty sumienia.

- Dla ciebie Esme, Bello. Jak miło znów cię widzieć. Chciałam ci już od dłuższego czasu podziękować. Twoje muffinki były wyśmienite. Prosiłam Carlisle’a, żeby przekazał ci mój przepis na ptysia, ale zawsze mi mówił, że cię nie widział po raz kolejny, a Edward wzbraniał się ostro przed zabraniem przepisu do szkoły. – Mówiła szybko, po czym wypuściła mnie z objęć, a przy ostatnich słowach wypowiedzi rzuciła gniewne spojrzenie Edwardowi.

- Och, mamo, proszę – rzekł Edward, któremu widocznie poczuł się niekomfortowo. Esme zabrała mnie na swoją stronę, położyła mi dłoń na ramieniu i poprowadziła w głąb domu.

- Właśnie piekę ciasteczka czekoladowe. Chciałabyś mi pomóc? Służyć mi pomocną dłonią? Później dam ci na nie przepis.

- Mamo! – Doleciał zza naszych pleców wyraźnie zrozpaczony głos Edwarda. Próbowałam powstrzymać uśmiech tak dobrze, jak potrafiłam, gryząc się przy tym w wargę, po czym spojrzałam na niego nad ramieniem. Stał wciąż w tym samym miejscu na korytarzu ze zdumionym spojrzeniem, otwartymi lekko ustami i zwieszonymi ramionami. Posłałam mu przepraszające spojrzenie i powędrowałam za Esme do kuchni. Właściwie było mi to na rękę. Dawało mi to trochę zwłoki, gdybym wiedziała, że nie uniknę, tego co nieuniknione.

- Dobrze mu tak – wyszeptała obok mnie, a kiedy na nią spojrzałam, uśmiechała się rozbawiona. Jednakże nie zrozumiałam naprawdę, o co jej chodziło. Być może dlatego, że nie spełnił jej prośby? Kiedy dotarłyśmy do kuchni, która była prawie tak duża jak pokój mieszkalny, poprowadziła mnie obok wspaniałej wyspy, do kredensu za nią, na którym stało już przygotowanych kilka misek i stały pojedyncze składniki. – Ja przygotuję jeszcze to ciasto. Mogłabyś zetrzeć na wiórki czekoladę? – spytała przyjaźnie z promiennym uśmiechem.

- Z miłą chęcią – odpowiedziałam tylko i podwinęłam rękawy bluzki do łokcia, tak na wszelki wypadek. Esme w tym czasie podała mi miskę, tarkę i czekoladę – mleczną, z tego co dowiedziałam się z opakowania. Wymieniłyśmy się ciepłymi uśmiechami, zanim ja skupiłam się na wiórkowaniu czekolady, a Esme na dokończeniu ciasta. Za nami usłyszałam kroki, a w końcu szuranie krzesła, kiedy Edward siadał na jednym barkowym stołku przy wyspie. Spojrzałam ponad ramieniem, żeby się upewnić.

W istocie był tam, dlatego też wszystko wydawało mi się być wspaniałe. Z posępnym wzrokiem i głową opartą na rękach przyglądał się nam z uwagą. Kiedy po dziesięciu minutach, w ciągu których zdążyłam wielokrotnie zerkać na Edwarda, skończyłam ścierać czekoladę, Esme podsunęłam mi kolejną miskę, a w ręce trzymała tym razem czekoladę deserową. Nie uporała się jeszcze z ciastem, więc postanowiłam w milczeniu poddać się losowi, jednakże mogłabym przysiąc, że usłyszałam jak Edward stęka zdenerwowany. Kolejne spojrzenie nad ramieniem sprawiło, że się uśmiechnęłam. Edward leżał z głową na blacie. Z pewnością nie to sobie zaplanował.

- Bella? – przerwała mi Esme moje przyglądanie się. – Mogłabyś włączyć piekarnik? – zapytała w dobrym nastroju. Przytaknęłam jej, odkładając czekoladę na bok i podeszłam do piekarnika. Edward wstał przy tym i opuścił kuchnię. Spojrzałam za nim pytającym wzrokiem. Gdzie on teraz wychodzi? Czy wróci? Co, jeśli nie?

Ustawiłam temperaturę na sto osiemdziesiąt stopni, pytając się wcześniej o to Esme, żeby się upewnić. Kiedy się odwróciłam, Edward wrócił z blokiem i pisakiem. Usiadł na tym samym miejscu, co wcześniej i zaczął… coś notować? Spojrzałam na niego wielkimi oczami, kiedy oderwał mały kawałek papieru i w końcu ponownie mnie obserwował. Skupiłam swoją uwagę na tarce i szykowałam się do dalszej pracy, kiedy Esme wyrzekła słowa.

- Przynieś już garnek, żebyśmy mogli rozpuścić czekoladę. Wszystkie są w szafce pod kuchenką. Ja tutaj już dokończę – powiedziała radośnie i zabrała ode mnie czekoladę.

- Dobrze – odparłam, odwróciłam się i podeszłam do Edwarda. Po jego wyrazie twarzy mogłam się domyślić, że coś planował. Spojrzałam na niego podejrzliwie, nim musiałam się schylić, żeby wyciągnąć garnek. Kiedy się wyprostowałam i chciałam ponownie zerknąć na Edwarda, mój wzrok spoczął na małej karteczce. Tej samej, którą jeszcze przed chwilą trzymał w dłoni.

- Bluzka, guzik, roz…
Co do…?


Z niedowierzaniem wpatrywałam się w kartkę. Pierwszym impulsem było spojrzenie ponad ramieniem na Esme, która stała do nas zwrócona plecami przy kredensie i dokańczała ścieranie na wiórki czekolady. Chciałam mieć pewność, że tego przez przypadek nie zobaczy. Odwróciłam się z powrotem do Edwarda, który uśmiechał się szeroko i zapraszająco kiwnął głową na moją bluzkę. Rozbawiona pokręciłam głową i skierowałam się z powrotem do Esme. Czasami był jak małe dziecko, które w czymś monotonnym próbuje znaleźć coś zajmującego, zwłaszcza jeśli będzie to polegać na rozebraniu mnie nie tylko wzrokiem.
Usłyszałam za sobą znudzone, zdenerwowane a może i nawet wściekłe prychnięcie. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy Esme zabierała ode mnie garnek i dała mi tym razem białą czekoladę i nową miskę. Zajęła się teraz znowu ciastem, dzieląc je na równe wielkością kawałki.

Od tego momentu naszej pracy towarzyszyła mniej lub bardziej muzyczna wstawka, ponieważ Edward pukał wyraźnie poirytowany palcami o granitowy blat. Absolutnie wkurzający hałas. Nawet jeśli Esme wydawało się to zupełnie nie przeszkadzać, ja miałam ochotę uderzyć go po ręce, żeby przestał. Esme spojrzała, sprawdzając kawałki ciasta i miski z czekoladą.

- Hm. Może powinniśmy zabrać jeszcze jeden rodzaj. Na pewno mam za dużo ciasta, a za mało czekolady. Mogłabyś zobaczyć do lodówki za tabliczką nugatowej czekolady? Od razu tutaj po tej stronie – powiedziała, wskazując na wielką szafkę i zaczynając dzielić ciasto na cztery równe kawałki. Pięknie. Teraz miałam szansę. Przez cały czas zastanawiałam się, czy nie zrobić czegoś, co mu się spodoba, tylko po to, żeby przestał już pukać. Szybko podeszłam do lodówki. Kiedy jedna ręka sięgała za otwarte drzwi po czekoladę, druga rozpinała kolejny guzik przy bluzce. Już przy ubieraniu nie zapięłam dwóch górnych guzików. Z kolejnym można było rozpoznać początek dekoltu.

Po tym jak zamknęłam lodówkę, odwróciłam się wyraźnie powoli i spojrzałam tak szybko jak to tylko było możliwe na Edwarda. Odwróciłam się dopiero zaledwie o połowę, a pukanie nagle ustało. Edward miał oparty podbródek na jednej ręce, podczas gdy druga zatrzymała się w ruchu. Jego oczy skupiły się na mnie, albo lepiej powiedziane na mojej bluzce. Pomału na jego twarzy wykwitł uśmiech, podczas gdy ja wracałam niespiesznie do Esme. Nie mogłam ukryć faktu, że musiałam się uśmiechnąć. Położyłam czekoladę i chciałam dalej zabrać się za ścieranie na wiórki, ale Esme miała już dla mnie inne plany.

- Rozpuść czekoladę. Ja już dokończę – powiedziała i skierowała mnie z garnkiem, mleczną czekoladą i czymś w rodzaju drewnianej łyżki. Bajecznie. Teraz musiałam jeszcze przez cały czas stać naprzeciwko Edwarda. Miałam nadzieję, że będzie się zachowywał. Po raz ostatni spojrzałam przelotnie na Esme, która tego nie widziała, odwróciłam się i podeszłam do szeroko uśmiechniętego Edwarda. Ok, mogłam już zapomnieć o przyzwoitym zachowaniu, dlatego ograniczyłam pole widzenia tylko do kuchenki przede mną, w nadziei, że zostawi mnie w spokoju, kiedy ja będę czekała na to, aż czekolada zrobi się płynna od ciepła. Dokładnie w mym polu widzenia pojawiła się ręka z kolejną karteczką.

- następny guzik…

Nie mogłam ukryć, że opadła mi szczęka. Miałam nadzieję, że to nie na serio. Po pierwsze Esme stała dokładnie za mną i mogła w każdej chwili podejść, po drugie, i o wiele ważniejsze, wtedy można by było dostrzec kawałek mojego stanika. Spoglądałam wciąż z niedowierzaniem i potrząsnęłam demonstracyjnie głową. Edward uniósł brew, tym razem nie pytająco tylko wyzywająco. W tej samej chwili powróciło pukanie palcami. Mogłabym odwrócić kołnierzyk! Zdenerwowana przechodziłam wzrokiem od niego do powoli rozpuszczającej się czekolady w garnku.

Już chciałam się szykować z łyżką do mieszania, kiedy do głowy przyszło mi o wiele lepsze rozwiązanie. Uderzyłam go lekko chochlą w rękę, jak za czasów prababki, jednak nie za mocno, ale też nie za delikatnie. Edward zaskoczony cofnął obolałą rękę, podczas gdy ja uśmiechałam się, nie ukrywając złośliwej satysfakcji. Pomasował przez chwilę bolące miejsce, po czym ponownie oparł głowę na dłoniach i przyglądał mi się dalej. Kiedy znowu skupiłam się na czekoladzie, ujrzałam ponownie jego rękę w moim polu widzenia, która jednak sięgała do mojej bluzki… do guzika…

- Edward! – krzyknęłam głośno, robiąc krok do tyłu i klepiąc go po dłoni. Szybko spojrzał niezainteresowany w bok.

- Co się stało? – spytała Esme, stojąca za nami. Patrząc na Edwarda wściekłym wzrokiem, odpowiedziałam jej.

- Chciał spróbować czekolady. – Czy musiał też teraz, w obecności swojej matki, odstawiać takie gierki?

- Pozwól mu, Bello. Jak trochę spróbuje, to nic się nie stanie – odparła uprzejmie. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem ponad ramieniem. No to bomba! Teraz też ona zwróciła się przeciw mnie. Czy nie było dla niej jasne, że dzięki temu dała mu wolną rękę na dalsze obmacywanie mnie za jej plecami? Nie, nie miała pojęcia, bo niby skąd?

Kiedy się ponownie odwróciłam, świdrował mnie wzrokiem błyszczącym figlarnie. Jako „odstraszacz” podniosłam ostrzegawczo łyżkę, na co on zareagował lekkim śmiechem. Dalej mnie obserwował, przy czym jego oczy schodziły częstokroć niżej i za każdym razem przekręcał lekko głowę, jakby chciał uchwycić najlepszy widok. Znowu zamachałam mu przed nosem łyżką, zanim chwyciłam garnek i podeszłam do Esme.

- Postaw go tam i to samo możesz zrobić z pozostałymi trzema – rzekła radośnie i zaczęłam lać czekoladę przez tarkę na papier do pieczenia, dzięki czemu powstały małe czekoladowe soczewki. Zmusiłam się do uśmiechu, chwyciłam kolejny garnek i postawiłam go na kuchence.

Z moich ust wydobyło się ciche westchnienie, kiedy ponownie włączyłam palnik. Edward w tym czasie podniósł głowę z dłoni i zanotował coś na bloku, starając się, abym nie dostrzegła tego, co pisze. Obserwowałam podejrzliwie, jak jego palce się poruszały i tym razem było to coś więcej niż kilka słów. Kiedy skończył odłożył pisak na bok i pospiesznie wyrwał kartkę. Trzymał ją mocno i uśmiechał się do siebie. Jego spojrzenie wędrowało ode mnie do kartki, po czym zaczął się bawić. Położył ją zakrytą na blacie, następnie pociągnął ją, jakby była to mała kolejka, podniósł ją wysoko, zamachał mi przed nosem, ale tak, że nie mogłam odczytać, co tam jest napisane. Odwrócił się na krześle, oparł się dłońmi o blat, i zaczął ruszać kartkę przed sobą, doprowadzając mnie do szału. Panie Boże! Jeśli czegoś chciał, powinien mi to powiedzieć, a nie wyprowadzać mnie z równowagi!

Zaczęłam już topić nugatową czekoladę i przez cały czas musiałam obserwować jego głupią zabawę z papierem. Byłam szczęśliwa, że to już ostatni garnek, kiedy Edward w końcu, w końcu zawiesił kartkę przede mną, tak że mogłam przeczytać jej zawartość. Z początku ulżyło mi, że to może oznaczać koniec, ale kiedy zaczęłam czytać tekst, odsunęłam od siebie te myśli.

- Jeśli będziesz musiała zaśmiać się przy tej wiadomości, będzie to oznaczać, że chcesz się ze mną przespać…

Wpatrywałam się w kartkę. Wpatrywałam się w uśmiechniętego Edwarda. Wpatrywałam się w kartkę. Skąd on to, przepraszam, wytrzasnął? Takie hasła rzucali co najwyżej niedojrzali czternastolatkowie. Chociaż Edwardowi daleko było od tego przy bliższej obserwacji, przynajmniej jeśli chodzi o dojrzałość. Pokręciłam przy tym rozbawiona lekko głową, kiedy zdałam sobie sprawę ze skutków. O nie! Nie pójdzie mu tak łatwo. Tak dobrze jak tylko umiałam przyjęłam nadąsaną minę i spojrzałam na rozbawioną twarz Edwarda. Pomału zmienił się jego wyraz twarzy na poważny, podczas gdy ja utrzymałam udawaną markotność i pomieszałam w garnku. Wszystko wyszło wspaniale. Kiedy już czekolada była zupełnie płynna, zabrałam naczynie, cały czas w złym humorze, do Esme i odstawiłam.

- Mogłabyś wyjąć pierwsze ciastka z piekarnika? Powinny już być gotowe – rzekła Esme skoncentrowana na pracy. Chwyciłam rękawice, założyłam je i wyjęłam blachę. Ostrożnie postawiłam ją na przygotowanej kratce, żeby mogły wystygnąć. Podczas gdy wykonywałam polecenie Esme i zdjęłam rękawice, do głowy przyszła mi dobra myśl.

Ostrożnie wzięłam jedno z gotowych już mlecznych ciasteczek i zaczęłam z nim iść w kierunku kuchenki, przerzucając je z ręki do ręki. Edward obserwował mnie bardzo zamyślony. Widać obchodziło go, że nie zareagowałam na jego wiadomość tak, jak oczekiwał. Nadal powstrzymując śmiech, podsunęłam mu ciastko do ust.

- Jedz – powiedziałam tylko. Edward poczekał chwilę, zanim wziął wciąż jeszcze ciepłe ciastko do ust. Celowo zostawiłam palec, żeby wyglądało to tak, jakbym chciała wepchnąć mu ciastko do ust i mieć przy tym pewność, że zjadł całe. Jak się spodziewałam possał mój palec, a ja przygryzłam wargę, żeby powstrzymać się od śmiechu. W przeciwieństwie do Edwarda, który znowu zaczął się dzięki temu uśmiechać. Czekałam aż skończy i spojrzałam na niego pytająco.

- Wyśmienite. Ale nie oczekiwałem niczego innego po dwóch utalentowanych damach – powiedział wystarczająco głośno, żeby Esme mogła też usłyszeć, bo zaśmiała się lekko.

- Szarmancki dżentelmen – rzekła do siebie i pracowała dalej. Teraz i ja pozwoliłam wykwitnąć swojemu uśmiechowi na twarzy, który powstrzymywałam przez cały ten czas.

- Dobra odpowiedź – oznajmiłam lekko i postukałam w kartkę papieru i przysunęłam ją kawałek bliżej do Edwarda, którego oczy zabłysły na ten widok, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.

- Dobra odpowiedź – odparł dokładnie tak samo i nachylił się do mnie. Położyłam mu palec na ustach i przycisnęłam go delikatnie. Lustrował mnie zmieszany, czekając na jakieś wyjaśnienie.

- Jak daleko jesteś, Esme? – spytałam i odwróciłam się do niej, słysząc za sobą zdenerwowane westchnięcie Edwarda.

Pół godziny później włożyłam ostatnią blachę do piekarnika, podczas gdy Esme zapełniała zmywarkę utensyliami. Edward mniej lub bardziej cierpliwie czekał na krześle i za każdym razem musiał spróbować jednego z świeżo upieczonych ciastek. We dwójkę szybko wszystko uprzątnęłyśmy, wytarłyśmy blat i posprzątałyśmy niepotrzebne naczynia.

- Napijemy się może razem kawy albo herbaty, nim ostatnie ciastka będą gotowe? – zapytała Esme z nadzieją.

- Z przyjemnością – odparłam od razu, zanim Edward mógł cokolwiek powiedzieć. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie i zauważyłam, że miał zamknięte oczy i trzymał palcem wskazującym i kciukiem grzbiet nosa. Miał definitywnie inne plany.

Wprawdzie musiałam teraz wdrożyć swoje plany, które ponownie wywołały u mnie wrzody żołądka.

- Usiądźcie więc. Chcesz kawy czy herbaty, Bello? – spytała Esme przyjaźnie i odetchnęłam z ulgą.

- Pomogę ci – odparłam szybko i zanim zdążyła odrzucić moją ofertę, skierowałam sie do kontuaru i czekałam, aż wskaże mi, co mam robić. Chciałam Esme powiedzieć, że mam zamiar mu wszystko powiedzieć, jak na spowiedzi. W ten sposób chciałam się jeszcze trochę wesprzeć. Esme spojrzała to na mnie, to na Edwarda, zanim westchnęła prawie niezauważalnie i dała mu lekkiego kuksańca.

No, idź już. My też się pospieszymy. – Edward rzucił mi jeszcze pytające, zmieszane i krótkie spojrzenie, zanim pokonany opuścił kuchnię. Kiedy tylko pomyślę o tym, co miałam mu niedługo powiedzieć, przeszywało mnie poczucie zgrozy. Miałam takiego stracha, że mnie zostawi. Kiedy tylko zniknął z pola widzenia, opuściłam z westchnieniem głowę i oparłam się o kredens. Esme położyła mi uspokajająco dłoń na plecach.

- Co się dzieje, kochanie? – powiedziała delikatnie i ostrożnie spojrzałam na nią. Jej wzrok był pełen troski.

- Chce mu powiedzieć – wyszeptałam i automatycznie w jej wzroku pojawiło się zrozumienie. Nie odczekała nawet sekundy i wzięła mnie w ramiona, żeby mnie pocieszyć.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Nie 13:16, 06 Lut 2011 Powrót do góry

Kurde, ale jestem ciekawa reakcji Edwarda... A co do jego zachowania w kuchni, to cały czas się śmiałam, i czytałam i myślałam, "no żeby tak przy matce?" i znów się śmiałam.
Życzę powodzenia Belli.
Co do rozdziałów, no tak, trzeba czekać. :)
Więc czekać będę. Pozdrawiam
KW


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:22, 06 Lut 2011 Powrót do góry

No cóż, powinnam się cieszyć, że nowe rozdziały zawitały na forum, ale jestem wściekła. Czy Ty zdajesz sobie sprawę, jak ja długo na to czekałam? I teraz co, muszę czytać od początku, bo nie w temacie jestem, a trochę tego jest. No dobra, ponarzekałam, a teraz biorę się za czytanie, mam nadzieje, że następne rozdziały będą ukazywały się szybciej, ale wiem też że nie od Ciebie to zależy, więc będę cierpliwa jak dotychczas. Pozdrawiam cieplutko!!!!!! Dziękuję za powrót.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olcia
Zły wampir



Dołączył: 13 Sty 2009
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leszno

PostWysłany: Czw 21:57, 10 Lut 2011 Powrót do góry

Witam, oto nadchodzi kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się ucieszycie z takiej niespodzianki.
Miłej lektury.

Rozdział 36.
Tylko prawda


Tłumaczenie: Olcia
Beta: Susan :*


- Najwyższy czas, kochana. Jestem tutaj. Mogę wszystko poświadczyć, jeśli nie chciałby ci uwierzyć lub… - Nie dokończyła, ale domyślałam się, co miała na myśli. Gdyby nakrzyczał na mnie, gdyby mnie po prostu tak pozostawił, gdyby… Nie chciałam wyobrażać sobie niczego więcej. Odetchnęłam głęboko i uwolniłam się powoli z objęć Esme.

- Herbatę. Miętę, poproszę – rzekłam niepewnym głosem. Esme kiwnęła przytakująco głową. Kobieta zamiast pozwolić pomóc, sama zajęła się przygotowywaniem wszystkiego, dzięki czemu mogłam uporządkować swoje myśli i ułożyć sobie jakieś zdania, zwłaszcza jeśli chodzi o wstęp. Jak się właściwie powinno zacząć taką rozmowę? Esme stanęła z tacą, na której znajdowała się kawa oraz dwie herbaty obok mnie i uśmiechnęła się jeszcze, dodając mi otuchy, nim opuściłyśmy powoli kuchnię. Nie zwracając szczególnej uwagi gdzie idę, podążałam za nią. Po chwili znalazłam się znów przy dużym stole, przy którym siedział Edward i uśmiechał się do nas radośnie, do czasu kiedy dostrzegł mój wyraz twarzy.

- Bella, czy…

- Wszystko w najlepszym porządku – przerwałam mu natychmiast, pomijając fakt, że mój żołądek był jak jeden wielki kłębek nerwów. Przybrałam uśmiech na usta i usiadłam dokładnie naprzeciwko niego, co wydawało się zdziwić go jeszcze bardziej. Esme postawiła kawę przed Edwardem, jedną filiżankę z herbatą przede mną, nim sama usiadła obok mnie. Teraz wiedział już, że coś się święci. Głęboko zirytowany przenosił swój wzrok z Esme na mnie. – Jest coś, o czym powinieneś wiedzieć – powiedziałam i odwróciłam na chwilę spojrzenie. – Pamiętasz, co ci… powiedziałam… w tej chińskiej restauracji? – zaczęłam, a w jego oczach od razu pojawił się smutek.

- Boże, Bella, nie. Przykro mi. Ja…

- Nie! Czekaj! Proszę, ja pierwsza – przerwałam mu i przygryzłam dolną wargę. – Czy to… Czy to możliwe, że ty… ty nic sobie… nie przypominasz? – próbowałam go wybadać. Edward zmarszczył czoło ponownie zmieszany.

- Oczywiście pamiętam, co powiedziałaś, ale…

- Nie potrafisz sobie przypomnieć? – znów się wtrąciłam i położyłam większy nacisk na moje słowa, mając tym samym nadzieję, że zrozumie, o co mi chodzi. Poziom jego zmieszania wzrastał coraz bardziej, kiedy przyglądał mi się świdrującym wzrokiem, starając się przy tym zrozumieć sens moich słów.

- Co masz na myśli? – spytał po dłuższej chwili ciszy. – Pamiętam wszystko, co się tam wydarzyło. Co miałbym więc zapomnieć? – Nic z tego. Nie miałam innego wyboru, jak powiedzieć mu wszystko bez owijania w bawełnę.

- Muszę to zupełnie inaczej zrobić… - rzekłam pod nosem i odetchnęłam głęboko. Edward spoglądał na mnie, czekając, aż zacznę dalej mówić. – Czy jest… czy masz jakąś lukę… w swojej pamięci? – zadałam mu pytanie i przełknęłam rodzącą się w moim gardle gulę. Po chwili jego rysy twarzy zmieniły się z zmieszanych w przerażone. Zrozumiał. Wpatrywaliśmy się w siebie oniemiali. Właściwie czekałam na jakiś wybuch wściekłości lub przynajmniej jakąkolwiek reakcję, jednak ta cisza była nie do zniesienia. Czemu nic nie mówił? Jeszcze mocniej zdenerwowana przygryzłam dolną wargę i zerknęłam na Esme, szukając u niej pomocy, lecz ona przyglądała się Edwardowi.

- Carlisle… - Z jego ust wydobył się szept i w mgnieniu oka spojrzałam na niego. - … czy on… ci powiedział…? – Teraz to ja byłam zaskoczona. Nim przypomniałam sobie w pełni całe zajście. Edward z pewnością posądzał, że Carlisle przy okazji opowiedział mi o tym. To było o wiele trudniejsze, niż sądziłam na początku. Nadszedł czas. Godzina prawdy. Po raz kolejny wzięłam głęboki oddech, przygotowując się na to, co miało nadejść. Poczułam wzbierające łzy w oczach.

- Nie – rzekłam cicho. – Ja tam byłam. – Wyraz zgrozy na jego twarzy wzrósł, nabierając gwałtownie powietrza i jak się okazało, wstrzymując je.

- Nie… - wyszeptał i zaczął kręcić głową. – Nie… To jest… niemożliwe… nie… Ja… nie… w to… nie uwierzę – mamrotał dalej do siebie, spoglądając przy tym gdzieś ponad stołem, rozbieganym wzrokiem. Ale to była dotychczas tylko połowa całej prawdy. Nie wiedział jeszcze, że byłam także przy nim w szpitalu.

- Musiałam chwilę po tobie przybyć do Lodge – powiedziałam lekko, a on wciąż wstrząśnięty w okamgnieniu spojrzał na mnie. Jak powinnam to zakończyć? – I ja… ja byłam… z… z… - Załamał mi się głos, a z oczy popłynęły łzy, których nie mogłam już powstrzymać. Nie mogłam, bałam się, za bardzo się bałam nieuchronnych konsekwencji. Poczułam jak Esme kładzie mi rękę na ramieniu, patrząc wciąż na Edwarda.

- Wiedziałaś? – zapytał cicho, odwracając się do Esme. Nie odpowiedziała, ale na podstawie jego powoli zmieniającego się wyrazu twarzy, musiał to z pewnością odczytać jako odpowiedź twierdzącą. Tylko nie podobał mi się zupełnie ten nowy wyraz twarzy. Jeszcze większe przerażenie, zawiedzenie, wściekłość…

- Byłam w szpitalu… - wypłynęło mimowolnie z moich ust. Natychmiast jego oczy znów zwróciły się na mnie. Jakby tego nie było już wystarczająco, na jego twarzy pojawił się jeszcze większy wyraz zgrozy.

- Ty… to jest… nie może… nie… - szeptał cicho. – Powiedz mi… że to się nie zgadza… Nie możesz… kłamać…! To… nie…! – Jego głos z każdym słowem stawał sie głośniejszy, bardziej wściekły. – To jest… niemożliwe! Kłamiesz! Czy to… - Rozgniewany spojrzał na nas, a po policzkach jeszcze mocniej ściekały mi łzy. Właśnie dokładnie tego się obawiałam. – Czy to… ma być kiepski żart? Chcecie mnie nabrać? – krzyczał. Nagle wstał z rozmachem, tak że aż krzesło upadło, a on zacisnął drżące dłonie, pełen wściekłości na kancie stołu. Przestraszona przycisnęłam się mocniej do Esme. – Jeżeli sądzicie, że odpuszczę wam ten żart w przeciągu chwili, to…

- Nie pozostawiłeś jej żadnego wyboru, chłopcze! – Kompletnie zaskoczona i wystraszona, obecną sytuacją, bądź co bądź wymagając za wiele, odwróciłam się w kierunku spokojnego, pełnego zaufania i autorytarnego głosu. W pokoju mieszkalnym stał Carlisle, ubrany w garnitur, kładący torbę na małym stoliczku. Jego nadzwyczaj poważny wzrok był skierowany na Edwarda. Mój umysł pracował jeszcze na tyle, żeby domyślić się, że Carlisle musiał dopiero co wrócić ze szpitala, a my pochłonięci rozmową, nawet nie zauważyliśmy, kiedy wszedł. Podszedł do stołu, położył dłoń na ramieniu Esme i przywitał się krótkim uśmiechem, a ona odpowiedziała mu w ten sam sposób. Po czym znów skupił się na Edwardzie. – Skłamałem – rzekł w końcu do niego. To słowo nie miało dla mnie zupełnego sensu, ale u Edwarda wydawało się przyspieszyć pracę szarych komórek.

- Ty…? Ty… mnie okłamałeś? – powiedział z niedowierzaniem wprost do Carlisle. – Ale pielęgniarki… lekarze… Oni powiedzieliby mi coś! Zorientowałbym…

- Milczały na moje polecenie – odparł Carlisle poważnie, a Edward spojrzał na ojca wściekle.

- Okłamałeś mnie? A gdzie to, co mi zawsze wpajałeś o prawdzie? Ją też zmusiłeś, żeby dla ciebie kłamała? To skandal! – krzyczał.

- Nie pozostawiłeś jej żadnego wyboru – rzekł Carlisle, podnosząc groźnie głos.

- Nie byłem świadomy! Mogłem ją zmusić do kompletnie czegoś innego! Czy w takim razie powinna…

- To nie była moja prośba, tylko Belli! – odparł już lekko wzburzony Carlisle, a ja przenosiłam wzrok z jednego na drugiego podczas tej wymiany zdań. Carlise wydawał się poddać jako godna zaufania osoba, która chciała spełnić mą prośbę. Edward spojrzał na mnie z niedowierzaniem i przerażeniem.

- Ale to… to nie… Ty… ty mnie… nienawidziłaś… Dlaczego więc…?

Dlaczego… mi… pomogłaś…? Nie mogę… To nie ma sensu… - powiedział teraz już widoczniej spokojny, odwracając się do mnie i kręcąc lekko głową. A więc uwierzył Carlisle’owi. Starłam nerwowo, drącymi palcami łzy z twarzy.

- Nie mogłam… ciebie tak… po prostu… tam zostawić – wydukałam między krótkimi pociągnięciami nosem. – I ty… ty… reagowałeś tylko… na mnie… - wyszeptałam jedynie na koniec. W tym momencie kolejne części układanki połączyły się w całość. Już w tamtym czasie musiał coś do mnie odczuwać, w przeciwnym razie nie byłabym w stanie tak na niego oddziaływać. To było powiązanie, którego tak rozpaczliwie szukałam. Dlatego zostałam przy nim.

- Ty… - zaczęliśmy jednocześnie, po czym od razu umilkliśmy.

- Dwadzieścia cztery godziny… - mamrotał do siebie Edward, a ja tylko kiwałam głową. Zdawał się dopiero teraz zrozumieć cały sens zdań. – Sądziłem, że to był tylko sen… - mruczał dalej, zupełnie zatopiony w swoich myślach i rozważaniach. Czy mi wybaczy? Miałam ogromną nadzieję, że tak. Musiałam spróbować, wytłumaczyć mu swoje zachowanie.

- Edward – powiedziałam i zwróciłam tym samym z powrotem jego uwagę. – Przykro mi. Myślałam, że będzie lepiej, jeśli o niczym byś nie wiedział. Nie sądziłam, że my… że ty i ja… że będzie z tego… coś więcej.

– Bezradnie otworzyłam i zamknęłam kilkakrotnie usta, podczas gdy po policzkach ponownie zaczęły mi spływać łzy. Nie wiedziałam, co więcej mu powiedzieć. Niepewnie spuściłam wzrok i postanowiłam poddać się losowi. Poddać się temu, co było dla mnie zaplanowane.

- Pojechałaś ze mną – usłyszałam jego cichy głos, na co przytaknęłam, bez podnoszenia wzroku. – Zostałaś przy mnie - rzekł, a ja znów przytaknęłam. – Jak długo?

- Jedną noc… - wyszeptałam, patrząc w dół.

- Dwadzieścia cztery godziny… - wymamrotał ponownie. Po długiej i nieprzyjemnej chwili ciszy, kiedy nie odważyłam się poruszyć, czekając jedynie na cios od losu, usłyszałam szybkie kroki. Podniosłam głowę z pytającym wyrazem twarzy. Edward pospiesznie wybiegł z jadalni i zniknął. Zaskoczona wpatrywałam się przez dłuższy moment w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą mogłam go zobaczyć. Teraz jedynie widziałam, jak Carlisle podnosi leżące na ziemi krzesło i usłyszałam ich głosy, kiedy rozmawiali.

- Dokąd…? – rzekłam w końcu cicho i spojrzałam na ich dwójkę, która wydawała się nie mieć pojęcia, co się wydarzyło. Serce mi się ścisło. Edward po prostu odszedł, zostawił mnie. Kolejne łzy wypływały z moich oczu. Esme kołysała mnie delikatnie.

- Nie, kochana. My… my porozmawiamy z nim jeszcze raz. Może… będziemy mogli go przekonać – próbowała mnie uspokoić, kiedy w tym momencie Edward wrócił do pokoju. I ku mojemu zdumieniu nie wydawał się już być ani trochę wściekły lub zawiedziony. Odnosiło się wrażenie, że jest zamyślony. W dłoniach trzymał podłużny przedmiot. Usiadł z powrotem na swoim miejscu. Ostrożnie, można by powiedzieć, że z wielką czcią położył je przed sobą, dzięki czemu mogłam rozpoznać drewniane pudełko. Z kształtu i wielkości wyglądało jak coś, w czym z reguły przechowuje się zegarki lub naszyjniki.

- Jeszcze nikomu tego nie pokazywałem lub opowiadałem o tym, nawet tobie – mówiąc to, spojrzał na bok na Carlisle i pogładził z nabożeństwem górną część wąskiej szkatułki. – Znalazłem je, od razu po swoim przebudzeniu. Nie potrafiłem sobie wytłumaczyć, skąd się wzięły, przynajmniej do teraz. – W tym miejscu zaśmiał się delikatnie. – Nawet jeśli to… dziwnie zabrzmi… Nie mogłem ich tak po prostu wyrzucić. – Ostrożnie spojrzał na mnie i zatrzymał wzrok tak, że nasze spojrzenia się spotkały. Nie wiedziałam, czego chciał. Czekał na jakąś reakcję, jakieś słowo, cokolwiek? Ostatecznie wydawał się znaleźć w moich oczach to, czego zawsze w nich szukał. Odwrócił szkatułkę tak, że mógł ją otworzyć przede mną. Na aksamitnym materiale znajdowało się pasemko brązowych włosów. To była ostatnia rzecz, którą spodziewałam się zobaczyć.

- Są twoje – odpowiedział Edward lekko na niewypowiedziane pytanie, a kiedy skierowałam swoje oczy na niego, uśmiechał się ostrożnie. – Na początku pachniały jeszcze tobą – wyjaśniał dalej, a ja jeszcze bardziej zaskoczona spojrzałam na … pasemko moich włosów.

- Zachowałeś… je? – spytałam, chociaż przede mną leżał oczywisty dowód.

- Na wypadek gdybym… nie mógł cię zatrzymać, tak przynajmniej miałem choć odrobinę ciebie – odparł i znów spojrzałam na niego. Przyglądał mi się smutnym wzrokiem. Jak dużego pecha może mieć właściwie jeden człowiek? Tak wiele małych rzeczy, które mogłyby nas połączyć, gdybyśmy tylko dali im szansę. A my? My się męczyliśmy… tak długo…

- Jesteśmy… tacy głupi – rzekłam, na co Edward się zaśmiał.

- Tak, tak, z pewnością. Bez potrzeby utrudnialiśmy sobie wszystko – westchnął. Przez pewien czas panowała między nami cisza, każdy był pogrążony we własnych myślach. Nie mogłam wciąż uwierzyć, że to wszystko przebiegło dość łagodnie. Dlaczego reakcja, o której najbardziej marzyłam, wydaje się nagle taka… nierealistyczna? Przy każdym mrugnięciu obawiałam się, że obudzę się zaraz w swoim łóżku, a wszystko to okaże się być tylko snem. Niewiarygodnie piękny sen, który pozostawi po sobie tym większą pustkę, kiedy będę musiała stawić czoła rzeczywistości. Przyglądałam się nieobecnym wzrokiem Edwardowi, który był zbyt idealny, aby był prawdziwy. Edward był tak samo pochłonięty i przyglądał mi się, aż w końcu na jego twarzy pojawił się wyraz zdeterminowania.

Chłopak spojrzał na mnie, obserwując chwilę, aż w końcu wstał. Obszedł stół, zatrzymał się obok i wyciągnął uśmiechnięty rękę, dlatego też Esme wypuściła mnie z objęć. Była jeszcze wciąż lekko zdumiona całą sytuacją, dlatego potrzebowałam trochę więcej czasu, aby odpowiednio zareagować. Pospiesznie otarłam dłońmi resztki łez z twarzy, po czym uśmiechnęłam się do Edwarda dość słabo, ale zawsze to lepsze niż nic i chwyciłam jego dłoń. Pomógł mi wstać i objął mnie mocno, spojrzał głęboko w oczy i położył dłoń na policzku.

- Bella – powiedział cicho, gładząc moje usta kciukiem. – Jesteś wszystkim, czego chcę. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna mnie tak nie… oczarowała. Przez ciebie robię rzeczy, które nie leżą w mojej naturze. Sama widziałaś. Zbieram włosy. – Obydwoje zaśmialiśmy się na te słowa.

– Jesteś… wyjątkowa… i przecudna. – Ponownie się uśmiechnął, widząc jak pod wpływem komplementu, moje policzki robią się czerwone. Chciałam mu na to coś odpowiedzieć, ale położył mi szybko palec na ustach i przytrzymał go tak.

- Nie wiem, co bym zrobił bez ciebie – wyszeptał i zabrał dłoń. – Ja… - Powoli pochylił się do mnie, jego wzrok był tak czuły i pełen miłości. – Ja… - Jeszcze mniej centymetrów dzieliło nas od siebie. Jego oczy były pełne uczucia, które powodowało, że miękły mi kolana, a jego ciepły oddech gładził mnie delikatnie po twarzy. – Ja… - Jego usta znalazły się zaledwie o milimetr od moich, a kiedy ich dotknęły, wywołały przyjemne mrowienie. Jego wzrok był tak intensywny, że aż było mi ciężej oddychać. – Kocham cię. – Z tymi słowami przycisnął mocno swoje wargi do moich, podczas gdy moje oczy zrobiły się wielkie z zaskoczenia. Także teraz nie potrafiłam właściwie zareagować, tak mnie zaskoczył. Czy naprawdę usłyszałam to, co wydaje mi się, że usłyszałam?
Moje myśli zeszły na drugi plan, kiedy jego miękkie usta zaczęły poruszać się z moimi, wywołując dreszcz przebiegający po plecach. To był nie do opisania, pełen uczucia pocałunek. To co mi właśnie powiedział, było bardzo widoczne w tym geście. Zamknęłam oczy, objęłam go za szyję i pozwoliłam sobie poddać się chwili, odpłynąć. Ten moment sprawił, że byłam całkowicie szczęśliwa. Jeśli wcześniej jeszcze w niego wątpiłam, to w tym momencie mogłam o tym wszystkim zapomnieć. Miał coś do mnie, coś więcej. Kochał mnie. I nigdy nie poczekał, czy też pójdę na te ustępstwa.

Minęły może minuty, który dla mnie wydawały się być godzinami, kiedy powoli odsunęliśmy się od siebie. Miałam ciężki oddech, mrowiła mnie skóra i mogłabym nawet przysiąść, że lekko drżałam. Zielone oczy Edwarda promieniały radością. Z moich ust wydobyło się głębokie westchnienie, a on posłał mi uśmiech, pod którym zawsze się rozpływałam.

- Wciąż tu jesteś – powiedział lekko, a ja uniosłam zdziwiona brwi. Gdzie miałabym być w przeciwnym razie? – Naprawdę nie jest to tylko sen? – dodał z uśmiechem. Widocznie mieliśmy te same myśli, dlatego też się zaśmiałam.

- Nie, nie sądzą – rzekłam i przesunęłam jedną dłoń z szyi na jego tors. – To wszystko jest zbyt dobre, żeby był to sen – odparłam i spojrzałam ponownie w jego rozbawione oczy.

- Co sądzisz o tym, żebyśmy poszli do mnie na górę, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał? – zapytał i w tej samej chwili przypomniałam sobie o Carlisle’u i Esme. Lekko przestraszona odwróciłam ostrożnie głowę tak bardzo do tyłu, jak to tylko było możliwe, jednak nie było widać tej dwójki.

- Gdzie…? Kiedy…? – wydukałam tylko, a Edward się zaśmiał.

- Przed chwilą – odpowiedział. – Co teraz? Idziemy na górę, tak czy nie?

– Spojrzałam na niego ponownie i zobaczyłam błagające spojrzenie, zaczęłam się nad tym zastanawiać. Chwilę później uniósł pytająco jedną brew, dlatego odpowiedziałam mu od razu, choć jeszcze sama nie znałam tak naprawdę odpowiedzi.

- Tak, oczywiście. – Tak szybko podjęłam decyzję. Nie mogłam zaprzeczyć, że byłam bardzo zainteresowana, jak wygląda jego pokój. Czy z założenia był taki jak on? Czy odzwierciedlał jego charakter? Mogłam sobie coś w tym stylu wyobrazić, ale nie mogłam się już dłużej powstrzymać. Edward był bardziej niż zadowolony z mojej odpowiedzi. Uśmiechnął się przebiegle, kiedy chwytał mnie za rękę i prowadził w kierunku schodów w korytarzu.

- Przypomniałam sobie coś i chciałabym cię o coś jeszcze spytać – powiedziałam, kiedy pokonywaliśmy kolejne stopnie. – Zostałam zaproszona na urodziny. Chciałbyś pojechać ze mną? – Edward spojrzał na mnie zamyślony.

- Kiedy?

- W przyszłą sobotę. I będziemy musieli pojechać do Seattle – dodałam, po czym otrzymałam lekko zdziwione spojrzenie od Edwarda.

- Seattle – powiedział cicho, bardziej do siebie. – A więc do… tego Jacoba Blacka? – zapytał i teraz to ja byłam zaskoczona. Skąd to wiedział? Wydawał się nie tylko znać fakt, że Jacob mieszka w Seattle, ale także znać jego pełne imię.

- Skąd znasz jego nazwisko? – spytałam. Edward się nagle zatrzymał, wydawał się być lekko zszokowany, nim odwrócił wzrok i szedł dalej.

- Wspomniałaś chyba kiedyś – odpowiedział tylko, ale mogłabym przysiąc, że nie uczyniłam niczego podobnego. W międzyczasie dostaliśmy się już na górne piętro, a Edward prowadził mnie do następnych schodów. Wynikało z tego, że ten dom miał więcej niż jedno piętro. Milczeliśmy, dlatego też nie byłam pewna, czy zapomniał już moje pytanie, dlatego je ponowiłam.

- Pojedziesz ze mną? – zapytałam pełna nadziei. Zlustrował mnie, a mój proszący wzrok stał się swego rodzaju wyzwalaczem.

- Jak mógłbym tego uniknąć? Ale jadę. To będzie tak czy siak długa podróż – zakończył zamyślony.

- Jacob zaproponował, że możemy przenocować w jednym z pokoi gościnnych. Renee nie ma nic przeciwko, muszę jeszcze tylko się zapytać Charliego, ale sądzę, że to też uda mi się załatwić. Zatem czy mógłbyś zostać tam ze mną… do niedzieli? – Przy ostatnich słowach w jego oczach pojawiła się ta ciemność. Tak, takiej okazji z pewnością nie chciałby przepuścić. Zatrzymał się w połowie schodów, odwrócił się i objął mnie, przysuwając do siebie.

- Jeszcze pytasz… - rzekł lekko i w okamgnieniu przycisnął usta do moich. Ufając jedynie uczuciu, które wciąż we mnie wyzwalał, odwzajemniłam pocałunek. Ręce wsunęłam w jego włosy, czochrając je przy tym i wczepiając się w nie. Objął mnie mocniej ramionami, przyciągając me ciało bliżej swego. Prawie jednocześnie z naszych ust wydobył się jęk. Pomału przesuwał dłońmi po plecach, nie poluźniając uchwytu i wywołując u mnie gęsią skórkę. Jego usta były tak miękkie, jego oddech niewiarygodnie gorący, a wewnątrz mnie wzrastał ogień, jakbym potrafiła pochłaniać całe jego ciepło.

Moje płuca rozpaczały już z braku tlenu, dlatego odsunęłam się pozbawiona oddechu od niego. Edward jednak nie miał dość, przesunął się ustami na moją szyję i poruszał się powoli w kierunku mojego ramienia, tak daleko jak tylko pozwalała mu bluzka. Całując trochę głębiej, wrócił, przejechał po moim obojczyku, zanim oparł czoło o moje ramię. Edward trzymał mnie nadal mocno przyciśniętą do siebie i wydawało się nawet, że brakowało mu powietrza.

- Możemy tak stać resztę dnia? – zapytał cicho, a ja uniosłam zmieszana brwi.

- Jak to? Nie sądzę, aby z czasem było to wygodne – odparłam i z miłą chęcią zobaczyłabym jego wyraz twarzy, ale niestety trzymał mnie za mocno i jedynie mogłabym odchylić się do tyłu o zaledwie milimetr.

- Ja… - przerwał i zaśmiał się pod nosem. Co było teraz tak zabawnego?

- Mów – zażądałam, prosząc jednocześnie i pogładziłam palcami po jego karku i przy nasadzie włosów. Edward westchnął głęboko, na co się zaśmiałam.

- Mam bardzo dobry widok – rzekł w końcu i od razu zastygłam w bezruchu. O tym nie pomyślałam! Zaczerwieniona pospiesznie włożyłam dłoń między nas, żeby dosięgnąć bluzki, ale Edward przewidział to i był szybszy. Złapał moją dłoń, jak tylko ją uniosłam. – Nie – powiedział i pokiwał lekko głową na moim ramieniu. – Nie musisz się ukrywać, piękna. – Teraz naprawdę do policzków napłynęła mi krew. Oczywiście on… my robiliśmy już inne rzeczy, jednak czułam się nieswojo, jednak on nie mógł tego zobaczyć. To co się czuje, a wygląd to dwie zupełnie różne sprawy. Jeśli człowiek się tylko… obmacuje, można sobie wyobrazić, jak jest naprawdę. Ale co, kiedy nie odpowiadają oczekiwania, które można dostrzec? W jakimś sensie czułam strach, że nie spełnię jego wymogów.
Co za głupie myśli! Skarciłam sama siebie. Cały czas mi mówił, że jestem piękna i jego wyznanie, że mnie kocha, jeszcze to tylko potwierdza. Czym się więc martwię? Bardziej powinnam sobie schlebiać, że oddziałuje na niego. Odetchnęłam głęboko, rozluźniłam dłoń, która cały czas stawiała opór Edwardowi. Kiedy poczuł, że przestałam naciskać, wypuścił ją, położył dłoń na talii, podniósł pomału głowę i od razu spojrzał mi w oczy.

Co za… niewiarygodny, pełen miłości wzrok. Mogłabym w nim utonąć. Skupiona położyłam dłoń na jego policzku i zaczęłam obrysowywać kontury jego twarzy. Edward zamknął oczy, rozkoszując się dotykiem. Wiedziałam, że już to robiłam, ale mimo to tym razem było inaczej, znane… Kiedy dotarłam do ust, zatrzymałam się. Nie chciałam ich dotknąć swoimi szorstkimi dłońmi, przynajmniej wydawały mi się zbyt szorstkie do tego. Ostrożnie zbliżyłam usta do jego. Ten pocałunek, który właściwie składał się jedynie z lekkiego dotyku, był… nie do opisania.
Edward się nie poruszył, nawet jak już się od niego odsunęłam i na niego spojrzałam. Przez chwilę przyglądałam się tylko jemu, jak tak stał, wciąż z zamkniętymi oczami, rozmyślając o… nas. Byliśmy dość dziwną parą. Tak różni, a mimo to coś przyciąga nas nawzajem do drugiego. Za każdym razem gdy go widzę, czuję mrowienie w brzuchu, kiedy mnie dotyka, całuje. Nie mogłabym otrzymać niczego piękniejszego, jak być przez niego trzymaną, rozpieszczaną… kochaną.

Przeszczęśliwa westchnęłam, na co Edward otworzył oczy i posłał mi uśmiech. Delikatnie poluźnił uchwyt, wziął moją rękę i zaczął się dalej wspinać po schodach, bez przerwy uśmiechając się do mnie. Podążałam za nim i robiłam się pod jego ciągłym spojrzeniem. Zakłopotana patrzyłam przed siebie, żeby być pewnym, że się nie potknę przez nieuwagę.

- Powiedz Jacobowi, że przyjedziemy i że pokój może zaproponować komuś innemu – powiedział nagle Edward. Zaskoczona spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Nie zostajemy? – zapytałam i miałam nadzieję, że nie zabrzmiało to tak smutno, jak się teraz czułam. Pokonaliśmy ostatnie stopnie i skręciliśmy w lewo, idąc wzdłuż korytarza.

- Oczywiście, że zostajemy, ale nie potrzebujemy pokoju od niego. Ja już się zatroszczę o resztę, jak tylko otrzymasz zgodę od taty – odparł z niewinnym śmiechem, który sprawił, że byłam jeszcze bardziej podejrzliwa.

- Edwardzie Cullen, co zamierzasz? – zapytałam, a on spojrzał na mnie z wyrachowanym uśmiechem, po czym zatrzymał się przed drzwiami.

- Witam w moim małym królestwie. – Z tymi słowami otworzył drzwi i wpuścił mnie przodem. Znalazłam się w stosunkowo dużym pokoju, który był pomalowany na… beżowy kolor, prawie biały… Wyłożony puszystym dywanem. Niezwykle, ale w jednocześnie szlachetnie. Lewa ściana była oszklona z pięknym, wręcz bajecznym widokiem na las, roztaczającym się, aż po horyzont. Na ścianie naprzeciwko mnie znajdował się regał na całą wysokość pokoju, który był zapełniony książkami, płytami CD i jak przypuszczałam DVD, a do tego zbyt drogie urządzenia. Na prawej ścianie…

Zaparło mi dech w piersiach.



I jakie wrażenia? :D
Pozdrawiam
O.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pią 1:04, 11 Lut 2011 Powrót do góry

Oj, te końcówki. Teraz to jestem zdumiona speedem, który jest tutaj prezentowany:) Nie nadążę czytać (nie żebym narzekała). A co do samej treści: nie tak sobie wyobrażałam powiedzenie prawdy Edwardowi. Nie spodziewałam się również jego buntu. A włos kompletnie mnie zaskoczył. Jak mógł zauważyć coś tak drobnego? I skąd mu przyszło do głowy go zabierać? Dziwne jest to całe uczucie, a wyznanie miłości całkowicie nietrafione. Myślę, że byłoby lepiej, gdyby odbyło się to w jakiejś bardziej intymnej atmosferze, np kolejnej kolacji, spacerze. Mam wrażenie, że autorka chciała przyspieszyć akcję, dlatego te upragnione ''kocham cię'' się właśnie tutaj pojawiło. Chociaż patrząc na liczbę rozdziałów do końca... Nie wiem, nie wnikam w to, ponieważ bardziej mnie interesuje fakt, że wreszcie nie ma między nimi tajemnic, są happy i oby tacy pozostali. Dramatów nie potrzebujemy.
Nie wiem ilu osobom dziękować za ten rozdział, więc po prostu napiszę: dobra robota, dziękuje mocno, warto było czekać i wyczekuję kolejnego rozdziału, ponieważ ciekawi mnie co Edward ma na prawej ścianie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KW
Zły wampir



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ~ z krainy, gdzie jestem tylko ja i moi mężowie ~

PostWysłany: Pią 9:14, 11 Lut 2011 Powrót do góry

Mi się wydaje że to będzie... jej portret? Albo nie wiem. Może coś związanego z nią? A nie! Fortepian?!
Grr... Nie nawidzę takich końcówek! Ale wybaczam ci... Eh.. Bo kocham ten FF. Ciesze się, że tak a nie inaczej Edward zareagował na to wszystko. Jestem ciekawa reszty, bo wszystko trzyma w napięciu, jest ciekawe i nie nudzi. Lubię to opowiadanie. Bardzo. Jest intrygujące, a najbardziej dlatego, że bohaterowie mają ciekawe charaktery. Czekam na więcej. Czuje że niedługo będzie lemon. Twisted Evil
Czekam, dodawaj jak najszybciej!
Tak, bardzo miła niespodzianka - proszę o takie częściej. Bo to taka gwiazdka w lutym. hihi
Pozdrawiam, życzę Veny Chęci Czasu VCC!

Niecierpliwa
KochającaWampira


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 23:23, 13 Lut 2011 Powrót do góry

Przeczytałam, zarwałam nockę, teraz siedzę na lotnisku i mam trochę czasu na pisanie( póki nie złapie mnie ochrona). Taa, mam mieszane uczucia co do tego opowiadania. Nie umiem tego określić, ale coś mnie zastanawia. Te wszystkie gierki, ten władczy stosunek do Belli, jej gra. Nie wiem do czego to doprowadzi, ale mam zła przeczucia. Jest coś, czego nie rozumiem, pasmo włosów, które nie wiadomo skąd się wzięło(albo czegoś nie doczytałam), akcja w kinie, w restauracji, na motorze. To wszystko nie trzyma się kupy, mimo,że Edward wyznał Belli miłość. Ale w ostatecznym rozrachunku, opowiadanie jest ok, podoba mi się i odpowiada mi Twoje tłumaczenie. Nie wytykam błędów, nie moja to rola, choć parę by się znalazło.
Czekam na dalsze rozdziały, życzę weny, czasu i cierpliwości. Pozdrawiam cieplutko!!!!! I tak na koniec, jest suuuuuuuper!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Pon 21:45, 14 Lut 2011 Powrót do góry

Wiem, ze to tłumaczenie, że to autorka odpowiada za przebieg i m-ca akcji, a nie ta, która dokonuje przekładu. Zgrabnie dość napisane, ciekawie wykreowany Bad Guy, ale drażni mnie wszechogarniający EKSHIBICJONIZM!
Sytuacja w kinie, prawie pod dyktando kolesiów, a może i dla zakładu; intymna rozmowa z Renne ( choć to jeszcze da się pojąć i niektórzy mogą tak wyrozumiałej matki tylko zazdrościć), szaleństwo zmysłów z motorem jako gadżetem seksualnym, albo próba seksualnych gierek za plecami Esme wcale nie były dla mnie pociągające, a jedynie całkiem odarte z intymności. Jeszcze raz -nie przeszkadza mi perwersja, jeśli im obojgu sprawia frajdę, ale ona powinna być tylko ich wyłącznym doświadczeniem! Robienie tego w miejscach publicznych( z wyjątkiem delikatnego przytulania się i drobnego pocałunku) uważam za mało erotyczne i całkiem w złym guście.Dziwne, ze w kinie nikt nie zainicjował dla nich.... oklasków! Wiem i rozumiem, że młodość oraz buzujące hormony mają swoje prawa i domagają się szybkiego spełnienia, ale nie przy świadkach, bo to nie jest wspólna tajemnica.
Teraz przynajmniej rozumiem głupie pytania ; idziesz do KINA, czy na FILM!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olcia
Zły wampir



Dołączył: 13 Sty 2009
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leszno

PostWysłany: Pią 20:25, 11 Mar 2011 Powrót do góry

Witam wszystkich ponownie. Mam dla was kolejną dawkę zdań. Mam nadzieję, że czekałyście i nie zapomniałyście o tym opowiadaniu, ale żeby nie przedłużać. Oto dla was kolejny rozdział.

Zanim jednak przejdziemy do rozdziału, mała notka od autorki, która poleca w tym rozdziale włączenie sobie piosenki Joe Cockera "You can leave your hat on". Ostrzega jednak, aby włączyć ją dopiero, kiedy pojawi się po raz pierwszy słowo melodia, w przeciwnym razie można sobie popsuć cały zamierzony efekt.
Dla chętnychw odpowiednim miejscu pojawią się ***, które po kliknięciu przekierują was na stronę youtube'a z piosenką.




Rozdział 37.
Podpora, która niczego nie wspiera


Tłumaczenie: Ja
Beta: Susan :*

„- Witam w moim małym królestwie”.

Na prawej ścianie…

Zaparło mi dech w piersiach.


Szeroko otwartymi oczyma przyglądałam się ponadwymiarowemu obrazowy łąki z pojedynczymi drzewami i małym strumyczkiem, a wszystko to obramowane czernią. Ale najdziwniejsze było to, że obraz się poruszał! Speszona spojrzałam na Edwarda, który stał obok mnie i wyciągnął rozbawiony rękę, wskazując na sufit. Podążyłam wzrokiem za jego ręką i zobaczyłam projektor, który się tam znajdował. Zatem biała ściana służyła jako ekran, na który padał wyświetlany obraz, dzięki czemu bez przerwy można było podziwiać ten sam obraz, oprawiony w czarne ramy.

Wciąż jeszcze lekko zaskoczona tym dość niecodziennym „telewizorem”, odetchnęłam kilka razy głęboko i dalej dokonywałam „inspekcji” pokoju. Prawie na środku pokoju stała czarna, skórzana kanapa skierowana do dużej ściany. Obok do kompletu pasujący fotel, a przed nimi szklany stolik do kawy. Kanapa wydawała się być bardzo wygodna, więc bez większego zastanowienia, podeszłam do niej. Ostrożnie usiadłam na drogiej czerni, która lekko się ugięła i w końcu oparłam się. Była jeszcze wygodniejsza, aniżeli wyglądała. Znów spojrzałam na obraz i kątem oka dostrzegłam po lewej stronie jakieś drzwi. Musiały z pewnością prowadzić do jego sypialni, ponieważ tutaj nie było żadnego łóżka. Z uśmiechem na twarzy odwróciłam się do Edwarda, który wciąż stał w tym samym miejscu i w tym momencie po jego prawej stronie, dostrzegłam biurko z czarnego metalu i szkła z jak mi się wydawało ultranowoczesnym komputerem. Patrząc na kuchnię i salon na parterze, mogłam przypuszczać, że Cullenowie nie musieli się martwić o pieniądze. Wzdychając, pomyślałam o moim własnym pokoju. Porównując go do tego, w którym się znajdowałam, był jak jakaś rupieciarnia. Edward przysiadł się obok mnie i położył mi rękę na ramieniu i delikatnie przyciągnął do siebie, tak że mogłam się w niego wtulić.

- Masz tu bardzo ładnie – powiedziałam szczerze, na co on się zaśmiał.

- Dziękuję. Ale muszę przyznać, że kiedy będziesz musiała dziś wieczorem pójść, nie będzie tu w połowie tak pięknie. – Na mojej twarzy pojawił się uśmiech i byłam pewna, że on również się uśmiechnął.

- Dziękuję – rzekł lekko. Tak powoli przyzwyczajałam się do komplementów.

- Dla ciebie zawsze. Jest… coś konkretnego, co byś teraz… chciała robić? Słuchać muzyki? Oglądać telewizję? Lub… - pytał, jak przypuszczałam, z pewnym podtekstem.

- Chciałabym jeszcze o coś zapytać – odparłam i obróciłam przy tym głowę tak, żebym mogła go lepiej widzieć.

- Oczywiście, nie ma sprawy. Pytaj – upewnił mnie i rozbawiony zaczął się bawić moimi włosami.

- Jak jest w Chicago? – Nie byłam pewna, które pytanie z tak wielu powinnam zadać na początek, dlatego zaczęłam od najniewinniejszego. Wiedziałam, że chcę wiedzieć więcej o nim, też… lub zwłaszcza o nim z przeszłości. Na to pytanie otrzymałam wprawdzie sceptyczne, ale rozbawione spojrzenie.

- Szczerze? Czyli to będzie dłuższa rozmowa? – dopytywał się. – Mam jeszcze dla ciebie niespodziankę… - dodał cicho, lekko zamyślony. Niespodzianka? Edward Cullen i niespodzianka? To nie znaczyło niczego dobrego. Szukałam właściwych słów, żeby go nie obrazić, ale żeby przy tym dojść do kompromisu.

- Nie mam ochoty na niespodziankę. Dlaczego nie dasz mi tego tak po prostu i będziemy mogli wrócić do naszej rozmowy? – zapytałam i Edward spojrzał na mnie zmieszany.

- To… będzie trudne. Potrzebuję trochę czasu, żeby ją przygotować – rzekł i czekał na moją reakcję. Wzbudził moją ciekawość, a to już coś znaczyło. Ale tym samym znajdowaliśmy się w kłopotach. Chciałam się tak bardzo o nim dowiedzieć czegoś więcej. Zamyślona wpatrywałam się przed siebie.

- Możemy rzucić monetą – zaproponowałam. Edward myślał chwilę, nim kiwnął głową i odsunął się ode mnie, żeby móc wstać z kanapy. Podszedł do biurka i zaraz wrócił, przytrzymując mi monetę przed nosem.

- Orzeł czy reszka? – powiedział i obrócił przy tym monetę.

- Reszka – odparłam od razu.

- Niech więc będzie. Jeśli wypadnie reszka, rozmawiamy. Jeśli orzeł będzie niespodzianka – upewnił się i uśmiechnął się przy tym wyrachowanie. Nie będzie oszukiwał, czyż nie? Ale on nie mógł oszukiwać. Moneta miała wyraźnie dwie różne strony. A jeśli ją potajemnie zamienił? Nim mogłam dokończyć myśleć, Edward podrzucił monetę w powietrze, która wylądowała bezgłośnie na jasnym dywanie. Edward pochylił się nad nią, a ja wstałam, żeby mimo wszystko z bliska zobaczyć wynik. Moneta wskazywała…

Reszkę. Wygrałam. Zadowolona uśmiechnęłam się do niego, ale on miał zamknięte oczy i potrząsał lekko głową.

- Dzisiaj wszystko jest przeciwko mnie… - mamrotał pod nosem, nim spojrzał na mnie z uśmiechem. Podniósł monetę, wskazał mi dłonią, żebym usiadła i obserwował mnie w zamyśleniu. – Chciałaś więc wiedzieć, jak jest w Chicago… - Włożył obydwie dłonie do kieszeni spodni i skierował się do regału z książkami. – W pierwszej kolejności powiedziałbym, że słonecznie. – Słysząc rozbawiony ton, wiedziałam, że nieźle się bawi, pokpiwając sobie ze mnie. Zajęłam już swoje miejsce i przewróciłam oczami.

- Co ty nie powiesz – odrzekłam, a on zaśmiał się lekko. – A w drugiej kolejności? – zapytałam sarkastycznie. Usłyszałam ciche brzęknięcie. Krzątał się z szklankami i butelkami.

- Następnie… jest większe. Znacznie większe – zaśmiał się do siebie z powodu kolejnego żarciku, a ja zaburczałam. Odwrócił się do mnie, podszedł z dwoma napojami, z czego jeden był dla mnie.

- Woda z colą, dokładnie jak panie lubią – rzekł rozbawiony. To sprawiło, że stałam się podejrzliwa. Wydawało się, że w obydwu szklankach znajduje się ta sama ciecz. Przypuszczałam, że nie przypadła mu do gustu moja reakcja. Jednak kolor obu cieczy był tak podobny, że spojrzałam na niego poważnym, pytającym wzrokiem. Edward był wyraźnie zmieszany, że tego nie zaakceptowałam i jeszcze tak krytycznie mu się przyglądałam. – Nie? – zapytał z uniesioną brwią, na co po długiej sekundzie nie umiałam nadal odpowiedzieć, bo po prostu nie wiedziałam na co. Postawił szklankę na stoliku, wzruszając ramionami. – No cóż, to nie. – Pomału na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech, usiadł obok i odwrócił się do mnie.

- A może… chcesz spróbować ode mnie? – Wysunął zapraszająco swoją szklankę w moim kierunku. Sposób w jaki na mnie patrzył, coś definitywnie podejrzliwego było na rzeczy. Moje spojrzenie powędrowało na naczynie i momentalnie mnie oświeciło, że ta jasnobrązowa ciecz równie dobrze może być alkoholem. Uwadze Edwarda nie uszło moje odkrycie, dlatego też moje oczy zrobiły się jeszcze większe. – Zszokowana? – zapytał wyraźnie rozbawiony. Zaskoczona w każdym razie! Nie byłam przygotowana na to, że posiadał coś takiego w swoim pokoju. Pamiętałam aż za dobrze jego ostatnią, znaną mi konsumpcję alkoholu, która nie skończyła się dość szczęśliwie. Edward cofnął szklankę i wziął łyka.

- Robisz to… częściej? – zapytałam z obawą i obserwowałam przy tym, jak z rozkoszą oblizuje wargi. Ni to gorący, ni to lodowaty dreszcz przebiegł mi po plecach. Edward wzruszył ramionami.

- Kiedy najdzie mnie ochota. Zazwyczaj kieliszek wina do jedzenia – mierzył mnie zaciekawionym wzrokiem, a ten uśmiech wydawał się przykleić do jego ust, jak jakiś rzep.

- Hm. – Nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Charlie często pił do obiadu piwo, tyle że do ilości jaką pochłaniał, nie mogłam się przyczepić. Jednak to, co Edward miał w szklance, wydawało się być alkoholem wysoko procentowym. – Co to? – Pytanie przeszło mi po prostu samo przez usta i dopiero kiedy je zarejestrowałam, zdałam sobie sprawę, co właściwie powiedziałam. Poczułam jak krew napływa mi do policzków, a Edward zaśmiał się pod nosem. Podniósł szklankę do góry tak, żeby światło, które wpadało przez okno, padło na lekko kołyszącą się ciecz.

- Jack Daniel’s. Nie ma nic lepszego. – Jego spojrzenie ponownie powędrowało do mnie, zanim upił kolejny łyk. I tym razem przyglądałam mu się dokładnie. Już wcześniej miałam ochotę spróbować i miałam nadzieję, że tym razem będę miała swoją szansę. Kiedy odsunął szklankę od ust, dostrzegłam lekki połysk cieczy, który je zwilżał. Pospiesznie uniosłam dłonie, żeby nie zadziałał odruchowo. Edward uniósł pytająco brew, ale ja się zbliżyłam do niego, mając wzrok cały czas skupiony na jego ustach. Ostrożnie oparłam uniesione dłonie na jego policzkach i zlizałam krople z jego warg.

Jak tylko posmakowałam cieczy, wykrzywiłam twarz z odrazą. Mój Boże, ta rzecz była okropna! Jak on mógł to pić? Mną już trzęsło od tej niewielkiej ilości. Pospiesznie odsunęłam się od niego i wyciągnęłam dłoń po moją szklankę na stole. Edward zaśmiał się. Chciwie wypiłam swoją mieszankę coli z wodą, ale mimo to nie zniknął zupełnie ten potworny smak.

- To jest absolutnie ohydne! – stwierdziłam, mimo że mój wyraz twarzy mówił sam za siebie. Edward znów uśmiechnął się tylko.

- Jakby to był lód, to byś się nie zraziła. – Było jasne, że nawiązuje do poprzedniej nocy w restauracji, jednak nie mogłam nic poradzić i przewróciłam oczami.

- Lód jest słodki w przeciwieństwie do tego tu – odparłam i wskazałam wyraźnie na szklankę. Uwodzicielski uśmiech pojawił się na jego ustach, zabrał naczynie w drugą rękę i odstawił na stole.

- Wolisz więc bardziej, kiedy jestem słodki – powiedział uroczym głosem i przybliżył się do mnie. Z wielkimi oczami spojrzałam na niego. Nienawidziłam, kiedy to robił. Nigdy nie wiedziałam, jak powinnam na to odpowiedzieć. Poważnie czy… szczerze?

- Słodki… po prostu smakuje… lepiej – rzekłam cicho i niepewnie. Edward uśmiechał się wciąż, nachylając się bliżej i bliżej.

- Chcesz, żebym smakował słodko? – Oczy błyszczały mu niebezpiecznie figlarnie. Co się działo? Co chciał? – W kuchni można z pewnością jeszcze znaleźć ananasa – dodał. Ananas? A co to miało teraz do rzeczy? Nie rozumiałam zupełnie nic i wpatrywałam się w niego jedynie zmieszana. Im dłużej trwało milczenie między nami, tym częściej drgały mu kąciki ust, aż w końcu po prostu się śmiał i odchylił się do tyłu. – Sądzę, że na razie to odłożymy – wymamrotał pod nosem, wziął szklankę i napił się.
Nie potrafiłam podążać za jego tokiem myślenia, mimo największej chęci. Ananas był słodki, bez dwóch zdań, ale miałam rozmieścić kawałki na nim, a następnie je zjeść z niego? I dlaczego chciał to odłożyć? Miałoby to oznaczać, że coś w tym stylu jeszcze na mnie czeka? Nie musiałam rozmyślać nad tym dłużej, bo jak znałam Edwarda, z pewnością dowiem się, co właściwie zamierza.

- Um… Więc… Nie wiem wciąż dokładnie, jak jest w Chicago – próbowałam skierować naszą rozmowę na pierwotny temat. Edward westchnął i patrzył na mnie długo.

- Interesuje cię miasto? – spytał i przypuszczałam, że wiedział, dlaczego wybrałam akurat ten temat.

- Odrobinkę – odparłam tylko. Było to zgodne z prawdą, nawet jeśli w tym momencie interesowała mnie bardziej przeszłość Edwarda. Przybliżył szklankę i wypił zawartość do dna. Zamknął oczy na chwilę, pokręcił lekko głową, zanim wstał i podszedł ponownie do regału.

- Urodziłem się w Chicago. Moi rodzice się tam poznali i zakochali. – Odwrócił się, a jego szklanka była ponownie napełniona, jednak nie ruszył się z miejsca. – Odpowiednio wcześnie wiedziałem już, że świat kobiet, można powiedzieć, leży u moich stóp. – To było wyznanie, którego nie oczekiwałam, dlatego otworzyłam usta z zaskoczenia. Edward ponownie uśmiechnął się wyrachowanie. – Wkrótce miałem…

- Stój! – krzyknęłam i zeskoczyłam przy tym z kanapy. Nie chciałam nic wiedzieć o jego byłych i miałam niezawodne przeczucie, że właśnie chciał mi o tym opowiedzieć. Edward uniósł brew i przyglądał mi się z wyczekiwaniem, wciąż z uśmiechem na ustach. – To… mnie… mniej interesuje – rzekłam lekko drżącym głosem. Pomału podszedł do mnie, jakby się podkradał, wciąż mając mnie na oku.

- Co dokładnie chcesz wiedzieć? – zapytał. Odetchnęłam, prawie wzdychając z ulgą, że nie ciągnie dalej tematu. Jeśli jego przeszłość wyłącznie tak wyglądała, to nie chciałam zupełnie nic o tym wiedzieć.

- Jaki… jest… twój ulubiony kolor? – To nie było z pewnością złe pytanie na początek. W ten sposób mogłam poznać jego upodobania. Edward zatrzymał się w odległości na wyciagnięcie rąk, przyglądając mi się krótko, po czym usiadł.

- Niebieski – powiedział w końcu, wziął szklankę w drugą rękę i poklepał skórę obok siebie. Wdzięczna, że zrozumiał, usiadłam i uśmiechnęłam się do niego. – Twój? – zapytał w odpowiedzi.

- Zielony - odparłam, wiedząc, że nie będzie to inny kolor, ponieważ znów byłam wpatrzona w jego oczy. Oczywiście moje ciało nie miało nic lepszego do roboty, jak mnie zdradzić. Krew napłynęła mi do policzków.

- Tak, tak – rzekł Edward i upił kolejny łyk. – Jest jeszcze coś jeszcze, co chciałabyś wiedzieć? – zapytał po chwili milczenia, tymczasem ja próbowałam, uzyskać z powrotem normalny kolor skóry. Odetchnęłam jeszcze raz.

- Jakiej muzyki słuchasz? – kontynuowałam moje wypytywanie. Edward odpowiadał mi poważnie i zadawał często mi pytania. Rozmawialiśmy o różnych zespołach, poszczególnych piosenkarzach, o filmach i aktorach, książkach, rozwodząc się nad zaletami i wadami, rozmawiając nawet o ulubionym zwierzaku i kim chcieliśmy zostać w przyszłości, będąc dziećmi. Rozmowa przerywana była wciąż naszym śmiechem i od czasu do czasu Edward napełniał ponownie nasze szklanki, przy czym po jego drugiej szklance zamienił Jacka Daniel’sa na wodę. Rozmawialiśmy z dobre pół wieczności, kiedy rozległ się głos Esme na klatce schodowej.

- Dzieci! Chcecie coś jeść? – Obydwoje wyrwani z naszej rozmowy, podnieśliśmy wzrok przestraszeni. Edward spojrzał na zegarek na nadgarstku.

- Pierwsza. Jesteś głodna? – spytał, zwrócony do mnie, ale nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, już mi zaburczało w brzuchu. Jak niezręcznie! Automatycznie zrobiłam się czerwona i potrząsnęłam sfrustrowana głową. Zawsze było tak samo. – Mamy i odpowiedź. – Uśmiechnął się Edward, wstając i udał się do drzwi. – Idziemy! – zawołał przez korytarz. Spojrzał ponownie na mnie i wyciągnął dłoń zapraszająco. Podeszłam pospiesznie do niego i razem, ramię w ramię, skierowaliśmy się do jadalni. Na stole były cztery nakrycia. Usiadłam na krześle, które mi Edward uprzejmie trochę odsunął.

- Dziękuję – powiedziałam cicho, po czym chłopak usiadł obok mnie. Spojrzałam ponownie na stół. Człowiek czuł się prawie jak w pięciogwiazdkowej restauracji. Kieliszek do wina, do wody, dwoje różnych sztućców, dwa talerze stojące jeden na drugim i do tego przepięknie złożone serwetki. Miałam nadzieję, że Esme nie zrobiła tego wszystkiego z mojego powodu. W przejściu pojawili się Esme i Carlisle. Esme z dwoma szklanymi miskami, a Carlisle miał po jednej butelce wina i wody. Obydwoje uśmiechali się do nas radośnie. Esme pospieszyła od razu z powrotem do kuchni, jak przypuszczałam.

- Bella, czerwonego wina? – zapytał Carlisle i przytrzymał butelkę obok mojego kieliszka. Trochę niepewna spojrzałam na niego.

- Nie wiem. Jeszcze nigdy… - odparłam. Carlisle kiwnął, zabrał butelkę i nalał mi wody. Podziękowałam mu, a on przeszedł dalej.

- Edward? – zapytał tym razem, ale ten tylko odmówił.

- Dziś dziękuję. – Wcześniej wypił wystarczająco alkoholu. Carlisle napełnił także kieliszek Edwarda wodą, po czym sobie i Esme nalał zarówno wody, jak i wina. W tym momencie weszła Esme z garnkiem i postawiła go na stole. Spojrzała po wszystkich, a na końcu na mnie.

- Ryż, gulasz na ostro i zielona sałata – wskazywała na pojedyncze potrawy. – Mam nadzieję, że lubisz – dodała z pytającym wzrokiem.

- Wygląda przepysznie – odparłam i zaśmiałam się odprężona. Edward uparł się, że nałoży mi wszystko, tyle ile będę chciała, aż powiem, że starczy. Zauważyłam, że to samo czyni Carlisle z Esme. Interesujące było, że Edward zachowywał się jak ojciec i wydawał się, nie zdawać sobie z tego wszystkiego sprawy. Nic dziwnego, że ogólnie w stosunku do kobiet zachowywał się tak uprzejmie i był uczynny. Nie mógł inaczej.
Esme wypytywała Carlisle’a jak było w pracy, kiedy wszyscy jedliśmy i Carlisle opowiadał o swoich pacjentach i nagłych przypadkach. Na szczęście darował sobie przy tym krwawe detale. Nie sądziłam, aby mój wrażliwy żołądek był w stanie to wytrzymać. Esme wciąż przytakiwała, pytając raz po raz o coś tak, że całość wyglądała jak harmonijny, wspólny, rodzinny posiłek. Na to spostrzeżenie, na myśl przyszła mi Alice. Gdzie ona była? Nie mieszkała już tutaj? Wydawała się nie być o wiele starsza od Edwarda. Kiedy nadeszła odpowiednia chwila, spytałam o to.

- Alice nie ma w domu? – Wszyscy w mgnieniu oka opuścili sztućce, dwoje par oczu skierowało się na Edwarda, podczas gdy on sam spojrzał na mnie zaskoczony. Och! Nie wspomniałam, że ją znam? Ostrożnie spojrzałam na niego, przyjmując przepraszający wzrok.

- W szpitalu – powiedział tylko, na co skinęłam głową. Zrobił głęboki wdech i wydech. – Będziemy musieli jeszcze z pewnością o tym porozmawiać, żebym wiedział, co mnie dokładnie ominęło. – Ponownie przytaknęłam, uśmiechając się jednak, dziękując, że się nie pogniewał. Jak na hasło znów skupiliśmy się na jedzeniu.

- Alice uczęszcza na uniwersytet w Port Angeles i także tam mieszka. Z początku odwiedzała nas co weekend, ale od kilku tygodni ma chłopaka, z którym dzisiaj jest w drodze – wyjaśniła mi Esme. Opowiedziała jeszcze trochę o Alice, a następnie o Emmecie, głównie komiczne rzeczy, kiedy to jako mały chłopiec zrobił jakąś głupotę. W tym czasie skończyliśmy jeść. Jednak kiedy zaczęła opowiadać historię Edwarda, ten wstał i przeprosił nas. Zaskoczona nagłym przerwaniem potrzebowałam trochę więcej czasu, żeby w końcu się podnieśći podziękować Esme za szalenie przepyszne jedzenie. Edward chwycił moją dłoń i automatycznie opuścił jadalnię. Kiedy byliśmy na korytarzu, usłyszałam śmiech Esme i Carlisle’a. Jednak Edward coś mamrotał, kiedy wspinaliśmy się po schodach.

- Co się stało? – zapytałam go, a on potrząsnął głową.

- Esme ma zwyczaj, że prawie zawsze zaczyna od opowiadania… wstydliwych rzeczy, a szczerze powiedziawszy, nie mam ochoty się teraz skompromitować przed tobą. Można z tym ze spokojem poczekać jeszcze z kilka tygodni – odparł i zerknął na mnie niepewnie. Uśmiechnęłam się do siebie. Byłam tym bardzo zainteresowana, ale nie powiedziałam nic więcej, ponieważ widziałam, że czuł się widocznie nieprzyjemnie. Kiedy pokonaliśmy drugie schody, spojrzał na mnie, uśmiechając się zuchwale.

- Czas na moją niespodziankę – stwierdził. Westchnęłam tylko. Miałam nadzieję, że już o tym nie pomyśli. Zdenerwowana pozwoliłam się dalej prowadzić do jego pokoju. – Usiądź – rzekł, przeszedł obok szklanego stolika, skąd zabrał nasze szklanki i skierował się do regału z książkami. Było mi gorąco i obserwowałam go ze skupieniem. Co to może być za niespodzianka? Miałam lekkie przeczucie.

Niedobrze, bardzo niedobrze…

Edward wrócił tylko z jedną szklanką, którą mi wręczył, a kiedy spojrzałam na niego pytająco, odpowiedział mi tylko szerokim uśmiechem.

- Poczekaj chwilę – powiedział jeszcze i zniknął w drzwiach po mojej lewej stronie, w jego… sypialni. W każdym razie cały czas przypuszczałam, że to się znajduje za tymi drzwiami. W brzuchu poczułam nieprzyjemne mrowienie. Byłam do tego stopnia zdenerwowana, skupiona i zaniepokojona, że pragnęłabym, abym wcześniej nic nie zjadła. Fakt, że Edward musiał jeszcze być w swojej sypialni, żeby przygotować niespodziankę, nie sprawiał, żebym się uspokoiła. Wręcz przeciwnie. Nieświadomie chwyciłam się kieszeni od spodni. Czy ja jeszcze tego potrzebowałam? Ale Edward z pewnością potrzebował więcej niż by wystarczyło… tutaj… gdziekolwiek… Nie chciałam zupełnie dokładnie o tym rozmyślać, zamknęłam oczy i objęłam mocno szklankę obiema dłońmi. Oddychałam powoli, próbując jakoś uspokoić moje serce.

- Bella? Wejdź, proszę – zawołał Edward gdzieś z pokoju obok. Automatycznie otworzyłam oczy, a mój puls chciał widocznie zostać konkurentem dla pociągu ICE, tak szybko mi teraz biło serce. Nie potrafiłam odpowiedzieć Edwardowi. Mój głos z pewnością przypominał by pisk. Drżącymi dłońmi odstawiłam szklankę i podniosłam się. Dlaczego musiałam teraz tam wejść? Odetchnęłam po raz ostatni głęboko i ruszyłam niepewnie w kierunku wspomnianych drzwi, które były lekko uchylone. Ponownie zamknęłam oczy, chcąc jak najdłużej uniknąć nieznanego, popchnęłam ostrożnie drzwi i zrobiłam kilka kroków, nim odważyłam się spojrzeć.

Pierwsze, co od razu rzuciło mi się w oczy to znajdująca się naprzeciwko mnie krwistoczerwona ściana. Dokładnie przed nią, ustawione na środku, stało ogromne łóżko, które pasowało do koloru ściany ze względu na czarno-czerwoną pościel. W jasnym świetle, którym był rozświetlony cały pokój, materiał błyszczał, co pozwoliło mi sądził, że jest to satyna. Łóżko samo w sobie było z metalu, czarne, proste, skromne. Cała uwaga skupiona była na pościeli.

Niedobrze, bardzo niedobrze…

Ostrożnie mój wzrok krążył dalej po pokoju i napotkał coś, co w mocnym oświetleniu wydawało się błyszczeć, prawie oślepiać. Zamrugałam przez chwilę, nim moje oczy się do tego przyzwyczaiły. Wprawdzie byłam bardziej niż zmieszana, kiedy w końcu widziałam wszystko dokładnie. To nie pasowało tutaj zupełnie. Osłupiała przyglądałam się temu i bezwiednie podeszłam kilka kroków. Do czego to miało być dobre? I to w dodatku… prawie na środku pokoju? Skonsternowana spojrzałam na to od podłogi aż po sufit. Po co to było Edwardowi potrzebne?

***Dokładnie w tym momencie pierwsze takty nazbyt znanej melodii wypełniły pokój, a moja dolna szczęka opadła na dół, „szukając bliższego kontaktu z podłogą”, ponieważ nagle zdałam sobie sprawę z celu tej niecodziennej rzeczy. O mój Boże! On chyba nie…

- Bella – zabrzmiał delikatny głos z drugiej strony. Wzdrygnęłam się, zanim się odwróciłam w zwolnionym tempie. Już kątem oka dostrzegłam… to co nieuchronne. W lekko otwartych drzwiach, oparty o framugę stał półnagi Edward i uśmiechał się uwodzicielsko. Pod jego spojrzeniem z moich płuc uleciała resztka powietrza. Jak mógł mi to robić?

Miał na sobie wyłącznie czarne, eleganckie spodnie, które… były bardzo nisko opuszczone tak, że wzrok mógł bez przeszkód wędrować od pępka w dół po delikatnych włoskach. A jakby tego było mało, miał jeszcze na głowie pasujący kolorystycznie kapelusz, który powiązany był z piosenką. Jeszcze długo nie będę mogła zamknąć buzi z wrażenia. Powinno się zakazać wyglądania tak cholernie gorąco.

Cały czas na okrągło rozbrzmiewała początkowa melodia, żadnego śpiewu, jakby leciało to samo, jak jakaś pętla. Wciąż i wciąż przyglądałam się Edwardowi od góry do dołu i nie mogłam się nasycić tym widokiem. Jego włosy z rudymi pasemkami znakomicie pasowały do czerni, a do tego jego jasna cera była idealnym kontrastem. Nie można zapomnieć o jego lśniących zielonych oczach, o jego bardziej niż kształtnej górnej części ciała i patrząc na spodnie mogłam z doświadczenie domyślić się, co jest pod nimi.

Żeby moje ręce mogły przejechać po tej boskiej istocie…

Przestraszyłam się sama, kiedy nabrałam powietrza, które musiałam już za długo wstrzymywać. Śmiech Edwarda byłby jeszcze bardziej nieprzyzwoity, gdyby wiedział dokładnie, jak mnie fascynował jego widok. Odepchnął się od framugi i podszedł powoli do mnie. Było tu tak ciepło, czy to było zależne ode mnie? Sposób w jaki na mnie działał, do tego współgrał z melodią, nasunął sobie mocno kapelusz na głowę, jednak zerkał na mnie spod rantu z tym wymalowanym na twarzy ponętnym uśmiechem… Wszystko to było tak niewiarygodnie… sexy.

Drżąc oddychałam głęboko, czekając po prostu, aż pokona krótki dystans dzielący nas od siebie. Stanął dokładnie przede mną, a nasze spojrzenia się spotkały. Jego wzrok był lekko rozbawiony i wyrachowany. Położył swoje dłonie na moich przegubach i zaczął gładzić moje ramiona powoli w górę, co wywołało u mnie gęsią skórkę, nim mnie lekko odepchnął i odsunął się ode mnie.

Zmieszana odsunęłam się do tyłu, a w następnej chwili zaczął iść w moją stronę. Szłam dalej tyłem. Tak podążał za mną przez swoją sypialnię, z wzrokiem nieustannie skierowanym na mnie, aż poczułam, że dotykam czegoś nogami. Zaskoczona odwróciłam lekko głowę i rozpoznałam krzesło… a dokładniej, drewniany stołek barowy. W tym samym momencie Edward popchnął mnie lekko dalej do tyłu, dając mi do zrozumienia, że mam usiąść. Bez słowa sprzeciwu wspięłam się na niego i czekałam… na następną część niespodzianki. W okolicach żołądka poczułam mrowienie, jakby w przedsmaku radości ale z odrobiną bojaźni.
Edward odsunął się zaledwie o dwa, może trzy kroki, przyglądając mi się cały czas dobitnie, przez co zdenerwowana przygryzłam dolną wargę. Miałam wielką nadzieję, że nie oczekiwał ode mnie, żebym teraz ja coś zrobiła. Wciąż lekko nieobecny podniósł dłoń i pstryknął raz. Zdziwiona wędrowałam wzrokiem od jego palców do jego oczu, kiedy nagle zdałam sobie sprawę, że melodia uległa zmianie. Oczywiście po chwili rozległ się w pokoju ochrypły głos Joe Cockera.

- Baby, take off your coat…

Edward ponownie podszedł do mnie, przeszedł obok mnie po prawej stronie, gładząc mnie przy tym dłonią po ramieniu aż do szyi, znikając przy tym mi z pola widzenia. Poczułam z tyłu na skórze gorące mrowienie i zamknęłam oczy, żeby całkowicie poddać się uczuciu. Ostrożnie odgarnął moje włosy na bok i złożył usta na mojej szyi, składając pocałunki aż dotarł do karku. Przerwał na chwilę, tylko po to żeby odgarnąć włosy na drugą stronę i powrócić wargami do miejsca, w którym się zatrzymał.

- Baby, take off your dress…

Kiedy już skończył z szyją, uniósł głowę, przesuwając swój gorący oddech po cienkim materiale mojej bluzki, powodując kolejną gęsią skórkę.

- You can leave your hat on…

Moje płuca wypuściły drżąco powietrze. Dłoń Edwarda gładziła mnie wzdłuż drugiej ręki aż do nadgarstka. Powoli otworzyłam oczy, napotykając od razu rozbawiony i kuszący uśmiech Edwarda, kiedy obchodził mnie dookoła i w końcu znów stanął przede mną.

- You can leave your hat on…

Chwycił moje dłonie, podniósł je i położył na swoich ramionach. Nie rozluźniając uchwytu, przejechał nimi w dół po swoim ciele, zamykając przy tym oczy, a ja wciągnęłam głośno powietrze. Przyglądałam się bezradnie, czując pod palcami aksamitną, twardą skórę i każdy napięty mięsień. Musiałabym tylko kawałeczek się przybliżyć, żeby móc pocałować to przecudne ciało, ale byłam zbyt zafascynowana w tym momencie. Kiedy dojechał do brzucha, zatrzymał się, ku mojej wielkiej uldze, przynajmniej po części. Spojrzał znów na mnie i posłał mi krzywy uśmiech, kiedy puszczał moje nadgarstki.

- Come over here…

Pomału zaczął się cofać tyłem, nie spuszczając mnie przy tym choćby na moment z oka, aż dotknął metalowej rury, której istnienie niedawno mnie tak zaciekawiło i wydawał się o nią opierać.

- Raise your arms up in the air…

Podążając za tekstem, uniósł ręce, chwycił nimi rurę i zdziwiłam się, widząc, jak się przy tym napinają jego mięśnie. Płynnym ruchem opuścił się na niej, tak że kucał i rozszerzył przy tym nogi. Byłam zmuszona dokładnie tam patrzeć, oddychałam, drżąc. Następnie położył dłonie na udach i złożył nogi, żeby móc wstać. Cały czas spoglądając na mnie spod ronda kapelusza tym cholernie gorącym spojrzeniem i z tym seksownym uśmiechem na ustach.

- You give me reason to live…
- You give me reason to live…


Automatycznie kiedy wstał, wczepił palce w materiał, a moje oczy się rozszerzyły.

Niedobrze, bardzo niedobrze…

- You give me reason to live -


*TRACH*

- You give me reason to live -

A niech to licho!



Jakie są wasze wrażenia?
Pozdrawiam
O.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:15, 11 Mar 2011 Powrót do góry

Jak jeszcze raz pomyślisz, że nie czekamy na nowy rozdział, to skopię Ci tyłek. Ja usycham z tęsknoty za WR, i nie wyobrażam sobie, żebyś mogło być inaczej.
Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, daj mi tego faceta, niech zatańczy dla mnie.
Mimo, że niewiele wyjaśnia się w tym rozdziale, mam złe przeczucia. Ale to mój wewnętrzny głos, podpowiada mi, że Edzio ma podejrzane zamiary, coś mi tu nie gra, ale może jestem przewrażliwiona.
Esme i Carlisle zdają się być zadowoleni ze znajomości Edwarda z Bellą, mam zatem nadzieję na dalszy rozwój jego szczerej miłości.
Pozdrawiam cieplutko!!!!!!
Kasia!!!! Hurra


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kaan dnia Pią 23:18, 11 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
merry-go-round
Nowonarodzony



Dołączył: 17 Gru 2009
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła rodem

PostWysłany: Pią 23:52, 11 Mar 2011 Powrót do góry

uwielbiam to opowiadanie i takiego zadziornego, pewnego siebie Edwarda. Chylę jednocześnie głowę przed tłumaczką, ze podjęła się tłumaczenia z niemieckiego, który dla mnie jest zupełnie niezrozumiały. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały, a Ed w ostatnim rozdziale aż podniósł moje ciśnienie :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin