FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Wbrew rozsądkowi [T] [NZ] Druga część grzechu [+18] (27.06) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Wto 21:58, 01 Gru 2009 Powrót do góry

Cytat:
Zadziwiające było, ze mieszkał w rezerwacie Indian w pobliżu Forks


powinno być "że"

Cytat:
Poczekać, aż dostanie, czego chce i odejdzie?


tak mi jakoś ten drugi przecinek nie pasuje. Ale pewnie się mylę Rolling Eyes

Wiecie co? są takie opowiadania, które po zaledwie jednym rozdziale wiesz, że będziesz na nie czekać z niecierpliwością, a gdy się tylko pojawi rozdział, to skaczesz do góry i na twarzy masz banana. Jeśli chodzi o mnie to tak było z Porywaczką, AMOCiem, MMB, Stay i WA. Teraz do tego grona dołączyło Wbrew rozsądkowi. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, bo tak mnie to wciąga. A ten dzisiejszy rozdział przeszedł samego siebie! Pocałunek, emocje, ucieczka. To wszystko jest jak paleta kolorów: osobno wyglądają koszmarnie, ale jeśli to połączyć, to wynika z tego piękny obraz. I z dzisiejszego rozdziału też wynika nam piękny obraz na przyszłość.
Dziękuje Wam za chap i z niecierpliwością wypatruje kolejnego!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 22:03, 01 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Marsi
Zły wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin

PostWysłany: Śro 17:15, 02 Gru 2009 Powrót do góry

Dziękuję za komentarze! :D Jednak jestem próżna i chcę więcej, i więcej, i więcej xDWidzę, że mamy stałych czytelników. :D
Szczerze, nie sądziłam, że WR będzie tyle osób czytało, więc jest mi bardzo miło. :)

Dostałam kilka PW, tutaj i na chomiku, odnośnie publikacji kolejnych rozdziałów. Powtórzę jeszcze raz:
Rozdziały będą dodawane co PONIEDZIAŁEK :)
Może w okolicach świąt zrobimy Wam małą niespodziankę? Pomyślimy. xD

villemo, jeśli chodziło Ci o to, czy są rozdziały "w głowie Edwarda", to nie :P Całe opowiadanie jest z perspektywy Belli :)


Spoilerowac Wam nie będę, bo to rozdział Olki jest :P
Do następnego!

zuaaa M


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Pią 15:41, 04 Gru 2009 Powrót do góry

Tak chodziło mi o rozdziały z perspektywy Eda, szkoda. Cały czas nie ufam Edwardowi i mam nadzieje, że Bella tak łatwo się nie podda. Do poniedziałku,
Pozdrawiam:D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez villemo dnia Pią 15:44, 04 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Olcia
Zły wampir



Dołączył: 13 Sty 2009
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leszno

PostWysłany: Pon 20:34, 07 Gru 2009 Powrót do góry

Uwaga, uwaga nadchodzę!!!
Tak, oto znowu ja, czyli Olcia we własnej osobie, a może nie koniecznie, ale któż to wie.
Przybywam z nowym rozdziałem... Cieszycie się?
Mam nadzieję, że tak, dlatego oczekuje tutaj ładnie na cudne komentarze, żebyśmy miały z Marsi jakąś zachętę, bo jak nie, to może jakaś małą przerwa, czy coś. A tego byście chyba nie chcieli?

Jest także druga sprawa, którą rozważamy. A mianowicie mały prezent na Boże Narodzenie, ale któż to może wiedzieć. W każdym razie są plany, a co z tego wyniknie, to jeszcze czas pokaże, a Gwiazdor nam ładnie wszystko powie, czy zasłużyłyście czy też nie.

Cóż szantaż emocjonalny był, więc teraz krótkie ostrzeżenie: brak odzewu może zakończyć się kataklizmem^^

Tak to ja może skończę już ględzić i przejdę do rzeczy.

Beta: Reilee :*

Rozdział 8.
Nieoczekiwana wizyta


Kiedy obudziłam się w niedzielny poranek, czułam się wypoczęta. Całą noc spałam głębokim snem, a to dlatego, że nic mi się nie śniło. Dzień zapowiadał się być spokojny i odprężający. Pełna energii wyskoczyłam z łóżka… i naturalnie wylądowałam na twarzy.
- Auć! – Niefortunnie stanęłam na nodze, co było dość bolesne. Kuśtykając, poczłapałam do łazienki. W międzyczasie, kiedy leżałam jeszcze na podłodze, usłyszałam, jak Renee woła do mnie z dołu:
- Wszystko w porządku, skarbie?
- Tak, tak. Jak zwykle, źle postawiłam stopę – odkrzyknęłam. Po gruntownej, porannej toalecie zeszłam do kuchni, żeby zjeść śniadanie. Charlie siedział, jak zwykle z gazetą, przy stole, a Renee upijała właśnie łyk kawy. Kiedy usiadłam do stołu z sokiem pomarańczowym i tostem, dostrzegłam pytające spojrzenie mamy.
- Co? – spytałam, choć dobrze wiedziałam, co jej leży na sercu. Na pewno Charlie już opowiedział jej wszystko, co wiedział na temat wczorajszego wieczoru.
- Chciałabyś o tym porozmawiać? – rzekła. Czy chciałam? Nie. Mój rozum podpowiedział mi już wyraźnie, że Edward nie jest tego wcale wart. Nie miałam ochoty wiedzieć, ile dziewczyn nabrał na tę samą sztuczkę. Potrząsnęłam głową przecząco, na co Renee tylko się uśmiechnęła.
- W razie czego wiesz, gdzie mnie znaleźć – powiedziała i wróciła do picia gorącego napoju.

***

Przedpołudnie spędziłam czytając i stwierdziłam, że już najwyższy czas, żeby wybrać się do biblioteki i znaleźć jakieś nowe książki. Wszystkie, które miałam w domu, przeczytałam już przynajmniej dwa razy. Odnotowałam w myślach, że najlepsza będzie przyszła wolna sobota, aby to załatwić. Przed obiadem zeszłam na dół i spytałam się mamy, czy mogę jej w czymkolwiek pomóc. Poprosiła mnie, żebym zmieniła pościel, a brudną włożyła do wody. Kiedy wracałam z pralni, aby założyć świeże poszewki, usłyszałam pukanie do drzwi.

- Ja otworzę – zawołałam, ponieważ byłam tuż obok drzwi. Zastanawiałam się, czy to nie przypadkiem jeden z przyjaciół Charliego stoi przed drzwiami, żeby zaprosić tatę na wspólne wędkowanie. Takie sytuacje zdarzały się dość często. To, co zobaczyłam, gdy otworzyłam drzwi, kompletnie mnie zdziwiło.

Edward!

Przez moment wydawał się być zaskoczony, zanim wyraz jego twarzy zmienił się, a zaskoczenie zostało zastąpione przez smutek.
- Bello, muszę porozmawiać z tobą…
Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Czego on tu do diabła szukał? Czy nie obiecał zostawić mnie w spokoju? Przecież wypełniłam jego warunki.
- Bells? – usłyszałam Charliego, zanim pojawił się obok mnie w korytarzu. – Kto to był?
Właśnie w tym momencie Edward zapukał ponownie. Ojciec spojrzał na mnie pytająco i już się sięgał do klamki.
- Bello, otwórz proszę. – Usłyszałam z zewnątrz. Spojrzenie taty spochmurniało.
- Idź na górę. Załatwię to – powiedział i popchnął mnie w kierunku schodów. Moje nogi usłuchały rozkazu, choć dość niechętnie. Byłam rozdarta. Nie chciałam z nim rozmawiać, ale z drugiej strony zżerała mnie ciekawość, dlaczego tu przyszedł. Kiedy dotarłam na górę, oparłam się o ścianę obok schodów. Stąd nikt nie mógł mnie dostrzec, a ja mogłam wszystko wyraźnie usłyszeć.
- Edward – powiedział Charlie, jego ton był twardy.
- Szeryf Swan. – Brzmiał, jakby był lekko zaskoczony. – Muszę porozmawiać z Bellą, proszę.
- Chyba jest jasne, że ona nie ma ochoty z tobą rozmawiać. – Ostrożnie wyjrzałam zza rogu i dostrzegłam ich obu, stojących w drzwiach.
- Proszę pana, to jest naprawdę ważne.
- Powinieneś już pójść. – Charlie zamykał drzwi, ale Edward stanowczo oparł o nie dłoń.
- Nie, najpierw muszę z nią zamienić kilka słów. – Ton chłopaka stał się twardszy, a ja miałam złe przeczucia, że takie zachowanie z pewnością nie spodoba się ojcu.
- Tak czy siak zobaczysz ją jutro i będziesz miał dużo czasu, a teraz znikaj – odparł Charlie. I wtedy stało się coś, czego się raczej nie spodziewałam.
Edward upadł przed Charliem na kolana i spojrzał na niego błagalnie.
- Proszę… ja muszę… nie mogę… ona nic nie rozumie… proszę… - Brzmiał aż tak rozpaczliwie, że głęboko we mnie odezwał się jakiś cichy głosik.
- Charlie, o co chodzi… - Renee wyszła z kuchni i zatrzymała się zszokowana w miejscu. Wyraz twarzy ojca zmienił się z skonsternowanego na wściekły.
- Jeśli jeszcze raz zobaczę cię na moim skrawku ziemi, własnoręcznie wsadzę cię za kratki! – Obrócił się i zamknął drzwi.
Bezsilnie oparłam się o ścianę. Co się ze mną dzieje? Czemu się tym tak przejęłam? Czemu czułam nieodpartą chęć, żeby podbiec do niego, wziąć w ramiona i pocieszyć? Dla niego byłam jedynie kolejnym podbojem, dodatkowym imieniem na jego liście. I co się z nim stało? Po co to zrobił? Takie zachowanie nie odpowiadało jego naturze.

Błąd! Kiedy się nad tym głębiej zastanowić, wszystko mówi samo przez się. Robił wszystko, co w jego mocy, by dopiąć swego, nawet jeśli pozornie mógł się przez to skompromitować. Tak, to było jedne logiczne wytłumaczenie. Kiedy jego wczorajsza sztuczka na mnie nie zadziałała, postanowił teraz spróbować sposobu na litość.
Ale nie ze mną takie numery! Mój rozum pracuje doskonale, dlatego w czasie krótszym niż sekunda wszystko wróciło do normy, a moje odczucia były takie jak przed całą tą sytuacją. Było mi go coraz mniej żal, biorąc pod uwagę fakt, iż nie dotrzymał naszej umowy.
Poszłam do siebie do pokoju, żeby dokończyć zmieniać poszewki. Kiedy strzepywałam kołdrę, skierowałam swój wzrok za okno i zastygłam w bezruchu. Czy teraz miałam halucynacje?

Powoli zbliżyłam się do szyby. Nie mogłam uwierzyć w to, co tam zobaczyłam. Na skraju lasu, na jednym z drzew, które znajdowało się najbliżej naszego domu, ze skrzyżowanymi nogami siedział Edward. Na kolanach położył łokcie tak, że podbródek miał oparty na dłoniach. Obserwował dom, a ja jego.
Kolejna reakcja z jego strony, której nie mogłam w żaden sposób zaklasyfikować do jego normalnego zachowania. Przynajmniej na razie. Możliwe, że ma nadzieję, że wyjdę z domu, a on będzie na mnie tam czatował. Ta zabawa miała też drugą opcję. Mogłam również zostać przez resztę dnia w domu, nie widziałam w tym żadnego problemu.
Nagle Edward podniósł głowę i spojrzał w kierunku… ulicy? Z tej odległości było trudno cokolwiek określić. Wtedy wstał i mogę przysiąść, że dostrzegłam wściekłość na jego twarzy. Ale czemu?

Dobry Boże, dlaczego obchodzi mnie ten idiota?

Odwróciłam wzrok i wróciłam do dalszego wykonywania prac domowych. Chciałam już założyć świeżą poszewkę na poduszkę, kiedy Renee mnie zawołała.
- Bello, skarbie, masz gościa. – Gościa? Nie byłam umówiona z Angelą ani z Jessicą, a normalnie nie przychodziły tak o, po prostu, a nikt więcej nie mógł mnie odwiedzić. Rzuciłam zirytowane spojrzenie za okno, ale Edward stał cały czas w tym samym miejscu na brzegu lasu, więc niemożliwym by było, aby znalazł się w dwóch miejscach na raz. A może jednak? Zmieszana zeszłam na dół i kiedy weszłam do salonu, moje serce po raz drugi dzisiejszego dnia prawie stanęło.
- Jake! – krzyknęłam podekscytowana, na co on odwrócił się z uśmiechem na twarzy. Podbiegłam do niego i rzuciłam się mu na szyję. Żeby to zrobić musiałam wręcz podskoczyć, nie pozostawało mi nic innego. Cieszyłam się, że go widzę. Przez dłuższy moment wisiałam bezradnie na jego szyi, dopóki Jacob nie położył swoich rąk na mojej talii i z łatwością lekko mnie odciągnął tak, że mogłam go widzieć.
- Dziękuję za szturmujące powitanie – powiedział, uśmiechając się. Dopiero teraz zorientowałam się, co właściwie uczyniłam. Czułam, jak krew napływa mi do policzków i wpatrywałam się w podłogę, kiedy Jake stawiał mnie na nogach. Ostrożnie spojrzałam na rodziców. Renee się śmiała, a Charlie… zaskoczył mnie. On też się śmiał.
- Um… tja… więc, wy się już znacie? – zapytałam się zebranych.
- Oczywiście - odparł ojciec radośnie, podszedł do Jacoba i położył mu dłoń na ramieniu. – Tata Jacoba, Billy jest moim dobrym przyjacielem. Widziałem cię zaledwie kilka razy, ale wydajesz się być znajomy. Jesteś tak podobny do ojca. – Dokończył, zwracając się do Jacoba.
- Dziękuję, proszę pana.
- Już ci mówiłem, mów mi Charlie – odparł i usiadł na kanapie, podczas gdy Renee poszła do pralni. Jake odwrócił się do mnie.
- Masz ochotę jechać na plażę? – zapytał głosem pełnym nadziei.
Może być zabawnie. Jednak z drugiej strony Edward czekał cały czas na zewnątrz. O czym chciał ze mną rozmawiać? Ale… chyba nie podejdzie do mnie, kiedy będę miała Jacoba przy swoim boku? Była to sposobność, którą mogłam wykorzystać. Może nawet…
- Mamo, potrzebujesz mnie jeszcze? – zawołałam w kierunku pralni.
- Nie, skarbie. Z resztą poradzę sobie sama. Miłego dnia – odparła. Uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Chodźmy. – Chwyciłam kurtkę i wyszłam. Na podjeździe stał samochód Jacoba, więc skierowałam się bezpośrednio właśnie w jego kierunku. Rzuciłam krótkie spojrzenie na ulicę i dostrzegłam srebrne auto, które było mi doskonale znane, a tuż obok niego był Edward, który obserwował mnie wielkimi oczami. Kiedy doszłam do samochodu od strony pasażera, odwróciłam się i spojrzałam na Jacoba, który zbliżał się do mnie.
Kiedy stanął obok, nie mogłam się powstrzymać. Sytuacja była aż nazbyt idealna. Żeby otworzyć mi drzwi musiał się lekko pochylić, wtedy nachyliłam się i pocałowałam go w policzek. Spojrzał na mnie lekko zaskoczony, zanim na jego twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha. Przytrzymał drzwi.
- Dziękuję – rzekłam i starałam się ignorować wyrzuty sumienia. Ukradkiem przeniosłam wzrok z Jacoba na Edwarda.
Mój plan poskutkował. Nie widziałam Edwarda jeszcze tak bardzo skonsternowanego. Musiałam powstrzymać się od uśmiechnięcia się. Prędko wsiadłam do auta i dopiero w środku pozwoliłam sobie na lekki uśmiech.
- Za co spotkał mnie ten zaszczyt? – zapytałam się, kiedy ruszyliśmy.
- Chciałem zobaczyć, jak ci idzie, mała. Oprócz tego tata zmusił mnie, żebym jeszcze przed wyjazdem pozdrowił Charliego.
- Opowiedziałeś ojcu o… wczorajszym wieczorze? – zadałam pytanie z lekkim strachem. Co Billy może powiedzieć Charliemu? Jacob spojrzał na mnie pytająco.
- Powiedziałem tylko, że poznałem niejaką Bellę Swan. A wtedy on się spytał, czy jej ojciec jest szeryfem itd. Popełniłem błąd? – Spojrzał na mnie niepewnie.
- Nic poza tym? – dopytywałam się, na co potrząsnął jedynie przecząco głową.
- Wspomniałem tylko, jak cię spotkałem, jeśli to masz na myśli.
- Dzięki. – Odetchnęłam z ulgą.
- Nie chcesz, żeby rodzice się dowiedzieli, mam rację? Dlaczego?
- Cała sytuacja i tak jest już niezręczna – odparłam wzdychając.
- Niezręczna… - wymamrotał bardziej do siebie. – Nie mogę przejść obojętnie obok tego, mała. Możesz mi co nieco opowiedzieć.
- Jesteś pewny, że chcesz wiedzieć? – odparłam.
- Chcę jedynie wszystko zrozumieć.
- Pięknie. Dwa powody. Pierwszy, mój tata mógłby tego nie znieść. Gdyby wiedział o wczorajszym zdarzeniu, mógłby w tych okolicznościach oddać życie. Po drugie i właśnie dlatego niezręczna. On miał tę swoją randkę… - Nie mogłam powstrzymać grymasu napełnionego odrazą. - … I teraz zostawi mnie w spokoju. – Przynajmniej mam taką nadzieję – dodałam w myślach.
- Nie cierpisz go – wydedukował.
- Oczywiście.
- Teraz to ma sens – rzekł i uśmiechnął się.
Jacob zatrzymał się na parkingu w La Push. Nie dostrzegłam żadnego innego auta, co mnie właściwie nie zdziwiło. Pogoda nie była zbyt zachęcająca. Wysiadłam i założyłam kurtkę, zapinając zamek najwyżej, jak się dało. Zimny wiatr hulał w tę i z powrotem.
- Dlaczego więc umówiłaś się z nim? – zapytał Jacob, kiedy szliśmy przez plac na plażę.
- Denerwował mnie tak długo aż w końcu się zgodziłam – odparłam ochoczo. – Czemu cię to właściwie tak interesuje?
- Jestem po prostu ciekawy – powiedział i wzruszył ramionami, po czym uśmiechnął się. – Czy on ma jakieś imię?
- Pójdziesz do niego i złamiesz mu nos? – zapytałam poważnie.
- A chcesz tego, mała? – odparł i posłał mi radosny uśmiech.
- Brzmi to dość kusząco. Może kiedyś skorzystam z tej oferty – powiedziałam z rozbawieniem.

Będąc z Jacobem, miałam naprawdę dobry humor. Mogłam dać sobie spokój. W przeciwieństwie do Edwarda, Jacob mógł być moim przyjacielem. Byłam pewna, że nie muszę się obawiać, iż opowie innym moją historię, bo wiedziałam, że tego nie uczyni. Dlatego tak dobrze nam się układało. Dla mnie już był najlepszym przyjacielem. Jacob opowiadał jeszcze bardziej zwariowane historie o wszystkim, o swoich przyjaciołach Quilu i Embrym, którzy mieszkali w rezerwacie, a pomimo to wszyscy trzej spotykali się regularnie.
Popołudnie upłynęło zbyt szybko. Szliśmy wzdłuż plaży, usiedliśmy na chwilkę na kawałku drewna, które wyrzucił ocean. Po czym, podczas zachodu słońca, skierowaliśmy się na parking.
- Jedziesz dzisiaj do Seattle? – spytałam, kiedy tylko ruszyliśmy w drogę powrotną.
- Jepp. Bądź co bądź potrzebuje około pięciu godzin. – Spojrzałam na zegarek. Była już 18:30.
- Powinniśmy wrócić wcześniej – powiedziałam przepraszająco. Jacob wzruszył ramionami.
- Jakoś przeżyję. Oprócz tego było mi z tobą zbyt przyjemnie, mała, żebym teraz tego żałował. – Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Wiesz już, kiedy będziesz znów w okolicy?
- Przyjeżdżam raz w miesiącu. Mogę do ciebie zadzwonić, wtedy zaplanujemy coś razem.
- Byłoby ekstra – powiedziałam z entuzjazmem. Szkoda, że nie mogę go widywać częściej, dlatego cieszyłam się już na nasze ponowne spotkanie. Jacob różnił się od chłopców z liceum. Dogadywałam się z Mike’em i Benem, ale nie była to tak głęboka przyjaźń, jak nawiązała się pomiędzy mną a Jacobem. To było wręcz nie do pomyślenia.
Chłopak zatrzymał auto na wjeździe i wyłączył silnik, tak samo jak wczoraj.
- Dzięki, Jake – powiedziałam szczerze.
- Zawsze do usług, mała – rzekł i pogładził łagodnie dłonią mój policzek.
- Jedź ostrożnie i pozdrów mamę ode mnie – odparłam i wysiadłam.
- Zrobię to. Dobrej nocy, mała – dodał, kiedy już stałam na zewnątrz. Zamknęłam drzwi, a on odjechał.
Nagle powróciły wyrzuty sumienia. Czy dałam mu fałszywe nadzieje? Położyłam dłoń na policzku. Wydaje mi się. Westchnęłam głęboko.


_________

I to na tyle. Co wy na to? Może jakieś przypuszczenia, co się wydarzy dalej? ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pon 21:12, 07 Gru 2009 Powrót do góry

Miałam dzisiaj napisać bardzo długi komentarz, ale tak mnie urzekła postawa Edwarda (i trochę zmyliła), że zabrakło języka w gębie. Zastanawia mnie to jego błaganie. Czy to było z powodu wyrzutów sumienia czy może uczucia, które pała do Belli? Oczywiście widać, że nie podoba mu się wizyta Jacoba, chociaż nie dziwie się. Sama nie byłam z tego zadowolona, że ten... osobnik wpada do laski, a ta jeszcze mu w ramiona wpada.
Pomimo całego tego zgiełku jaki urządził Edward, jest mi go żal. Myślę, że powinien zostać wysłuchany, w końcu widać, że jest zdeterminowany, jeśli chce coś osiągnąć.
Dziękuje za kolejny świetny rozdział. Mam nadzieję, że następny będzie równie ciekawy co ten, no i oby sytuacja z Edwardem została wyjaśniona.
Buziaki!

A co do dalszych wydarzeń... Ed będzie nagabywał Bellę aby ta z nim pogadała, a ona będzie go unikać, lub oleje całą sprawę i będzie zachowywał się wobec niej chamsko lub z ignorancją...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 21:15, 07 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 21:14, 07 Gru 2009 Powrót do góry

Cytat:
Może jakieś przypuszczenia, co się wydarzy dalej? ^^
ja mam zawsze jakieś przypuszczenia... mniej lub jeszcze mniej sprawdzone, ale jakieś zawsze...

to może na początek - Edward wściekły... starać się będzie o rozmowę z nią... uda mu się w końcu, bo jest upierdliwy, ale wszystko schrzani... wtedy znów Jake wejdzie do akcji Smile

zastanawiają mnie powody, którymi kierowany jest Edward... no chamem od urodzenia nie jest... (trochę się w końcu znamy)... nie mogę się doczekać poniedziałku (to trochę dziwne, bo stwierdzeniu dzisiejszego ranka 'jak ja niecierpię poniedziałków'), ale dzięki wam obu kobiety kochane ten dzień nabiera rumieńców...

podziwiam nieustannie wprost tłumaczenie wasze z tak niezrozumiałego przeze mnie języka... czyta się to tak płynnie, że aż głupio Smile

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Shili
Człowiek



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:48, 08 Gru 2009 Powrót do góry

Przeczytałam już wczoraj, ale jakoś nie mogłam napisać czegoś konstruktywnego, bo kiepsko wychodziło xD, może teraz się uda :>.

W sumie to zastanawia mnie dlaczego dla Edwarda rozmowa z Bells była taka ważna? No bo inaczej raczej nie padałby na kolana z Charlie'em. No i ten tekst, że Bella nie rozumie... hmm...czyżby coś poważniejszego? ;D. Szkoda mi go trochę, bo B. nie dość że go nie wysłuchała to jeszcze pojechała sobie gdzieś z Jacobem. Nie dziwię się temu, że Ed się zdenerwował, ale kurczę ja i tak zawsze będę stać murem przy nim, a nie Jacobie...no bo...bo to jest Edward xD.

Ja też poniedziałków nie lubię zbytnio, ale dzięki waszemu tłumaczeniu WR może jakoś przez nie przebrnę :). Pozdrawiam i do poniedziałku ;D.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Wto 12:18, 08 Gru 2009 Powrót do góry

Fajny rozdział ! Odrobina zazdrości jeszcze nikomu nie zaszkodziła , a widać że Edwardowi zależy na Belli w jakiś sposób . Moim zdaniem dobrze zrobiła , że pojechała z Jacobem , w koncu poszła z nim na tą randkę , dotrzymała umowy i tak właściwie nic ich nie łączy i ma prawo spotykać się z kim chce , a jeśli Edowi zależy na niej to niech walczy o nią ! Niech doceni dziewczynę i niech sobie nie myśli że wszystkie laski będą mu sie rzucać na szyje . Nie ma lekko , na wszystko trzeba sobie zasłużyć . A co !
Pozdrawiam i czekam ... Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Olcia
Zły wampir



Dołączył: 13 Sty 2009
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leszno

PostWysłany: Wto 15:22, 08 Gru 2009 Powrót do góry

Miło się czyta wasze komentarze, a jeszcze ciekawiej wasze przypuszczenia, co do dalszych losów, ale iż jestem zołza, to nie powiem wam, ile jest prawdy w tych fantazjach, bo wtedy nie byłoby przyjemnego zaskoczenia przy czytaniu kolejnych rozdziałów.
Następna część należy do Marsi i to od niej zależy czy zdradzi wam co nie co.
Cieszę się i moja wspólniczka zapewne także, że dzięki nam choć troszkę lubicie poniedziałki, a po całym dniu wchodzicie tutaj i czytacie. Dobrze, że mnie teraz nie widzicie, bo siedzę z wielkim bananem na gębie i śmieję się sama do siebie. ^^

kirke napisał:
no chamem od urodzenia nie jest... (trochę się w końcu znamy)...

no popatrz, może chcesz mnie z nim zapoznać? :D

Tak to zostawiam was i zmykam^^
O.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marsi
Zły wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin

PostWysłany: Pon 19:10, 21 Gru 2009 Powrót do góry

Po dość długiej przerwie wracamy z nowym rozdziałem :) Tydzień temu dopadła mnie choroba i nie dałam rady ruszyć ręką, a co dopiero przetłumaczyć rozdział.
Nie przedłużając:

To, co tygrysy lubią najbardziej, czyli nowy rozdział :D

(dostępny również na moim chomiku)

Tłumaczenie: Marsi i Olcia
Beta: Cornelie (dziękuję, słońce :*)

Rozdział 9.
Konsekwencje


Specjalnie pojechałam dzisiaj do szkoły wcześniej, by móc się przygotować na pierwszą lekcję z Edwardem. Przypadek albo los zrządził, że przybyłam jednocześnie z Angelą. Jak zwykle. Przyłączyła się do mnie i pobiegłyśmy razem do klasy. Kątem oka mogłam dostrzec, że ciągle rzucała w moją stronę pytające spojrzenia. Ostatecznie nie mogła się dłużej powstrzymać:
- Jak ci minął weekend? - spytała, a ja mogłam dosłyszeć, że była bardziej niż ciekawa.
- Dobrze - powiedziałam tylko i kiwnęłam głową.
- Dobrze? Jak... po prostu tylko... dobrze? - spytała niedowierzająco. Pomyślałam o Jacobie.
Jepp, definitywnie.
- Bardzo dobrze - zapewniłam ją. Rzuciła mi spojrzenie, którego nie mogłam wytłumaczyć, ponieważ zawierało zbyt wiele emocji. W końcu wyrzuciła z siebie tylko sfrustrowane westchnięcie.
Usiadłyśmy przy naszym stole, po czym obróciłam się z przyzwyczajenia w jej stronę. Nie rozmawiałyśmy, przygotowywałam się do spotkania.
W myślach przywołałam wiele scenariuszy, które mogłam wcielić w życie, jednak ostatecznie postawiłam na jedyny logiczny pomysł. Nie będę się do niego odzywała. Chciałam go już wcześniej unikać, ale nie pozwalał mi na to. Teraz... teraz nie miał powodu ze mną rozmawiać. Przeciwnie. Miał w końcu powód, by zamknąć jadaczkę. Uśmiechnęłam się lekko.
Ale... czy dotrzyma warunków układu? Jeżeli spróbuje zagadnąć, zignoruję go. Zrobię tak, jakby wcale nie istniał.
Ułoży się, mam nadzieję. Jednak nie musiałam wcielać planu w życie.
Edward nie przychodził.
Kiedy pan Mason wszedł do pomieszczenia, Edwarda w dalszym ciągu nie było. Również w czasie lekcji się nie pojawił. Pomyślałam, że w końcu mam spokój. Jak dla mnie mógł wcale nie zjawiać się w szkole.
Podczas trzeciej godziny dołączyła do nas Jessica. Od razu spytała, co się stało, jednak Angela próbowała ją zbyć tym, że nie ma nic ciekawego do opowiadania.
- Żadnych informacji? - spytała niedowierzająco i spojrzała na mnie. - Żadnych informacji?! Bello, byłaś z Edwardem Cullenem! Z Edwardem Cullenem! Wiesz, ile dziewczyn o tym śni? - powiedziała to zapewne retorycznie, jednak nie mogłam się nie pokusić o komentarz.
- Żadna, oprócz ciebie. - Spojrzała na mnie zła.
- Mogłabyś nam przynajmniej powiedzieć, co się wydarzyło. Nawet, jeżeli nie było to spektakularne, w co właściwie powątpiewam, bądź, co bądź to Edward Cullen, jednak mimo wszystko. - Trwała dalej przy swoim.
- Co chcesz usłyszeć, Jess? - spytałam zdenerwowana. - Że stał pod moimi drzwiami z wielkim bukietem czerwonych róż? Że przyjechał po mnie w długiej limuzynie? Że zaprosił mnie do pierwszorzędnej, francuskiej restauracji i jedliśmy kawior i piliśmy szampana przez cały wieczór?
Jej oczy zabłysły z zapałem przy moim wyliczaniu. Tak, dokładnie tak myślała o moim wieczorze z Edwardem.
- Muszę cię rozczarować, Jess. Nic z tego. I dlatego nie ma żadnych wiadomości. - Jessica zerknęła na mnie poirytowana.
- Nic z tego...? - pytała w dalszym ciągu skołowana.
- Nie, Jess. Gdybyś tylko przejrzała na oczy, zobaczyłabyś, że to nie jest żaden książę z bajki - powiedziałam dobitnie. Od tego szablonu był oddalony o lata świetlne. Nie, to za mało. To było tysiące lat świetlnych.
Jessica w dalszym ciągu wydawała się speszona. Z pewnością miała do opowiadania lepsze historie niż inne dziewczyny.
Przypomniałam sobie znowu dzień w Lodge. Tak, Edward mógł być grzeczny i szarmancki, kiedy tylko chciał. Przytrzymał mi drzwi i odebrał kurtkę, jednak te wszystkie jego uwagi... Bezczelności, na które sobie pozwolił, przewyższyły całą grzeczność. Szczególnie ostatnia.
W przerwie obiadowej również inni uczniowie próbowali wyciągnąć ze mnie nowiny, ale Jessica i Angela pozbywały się ich zręcznie. Rozmawiałyśmy właśnie, kiedy nagle Edward stanął przed nami. Byłam zaskoczona, ponieważ nie liczyłam na to, skoro jeszcze się nie widzieliśmy. Podświadomie zrozumiałam, że musiał być chory.
Jednak stał teraz przy naszym stole i patrzył na mnie. Jego spojrzenie niewiele wyjaśniało, było bez emocji. Za to widziałam pierścienie pod jego oczami, które wskazywały, że bardzo źle spał. W takim razie musiał działać też nietrzeźwo. We włosach panował jeszcze gorszy chaos niż zwykle. Stał tylko i nic nie mówił. Pięknie.
- Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęłam i spojrzałam na niego ponuro. Oczy Edwarda rozszerzyły się jakby był zaskoczony moją odpowiedzią. Spojrzenie stało się na powrót bez wyrazu i gapił się na mnie dalej. Po sekundach oczekiwania odwrócił się wreszcie i odszedł do swojej grupy. Przynajmniej teraz jego twarz nabrała jakiegokolwiek wyrazu.
Cztery pary oczu rzuciły mi pytające spojrzenia, które mnie irytowały.
- Układ - powiedziałam tylko. Angela potrzebowała chwili, żeby zrozumieć. Pokiwała głową i uśmiechnęła się.
- A więc dałaś radę - odpowiedziała, a ja wyszczerzyłam się w odpowiedzi. Wprawdzie Angela nie wiedziała, o co tak dokładnie chodziło, ale pojęła, że mogę temu sprostać. Inni pytali teraz wzrokiem również ją, a ona wyjaśniła im to wszystko, opuszczając jednak drugi warunek. Rzeczywiście dobrze mnie znała. To mogłoby spotęgować tylko ilość pytań, więc byłam zadowolona, że nie musiałam odpowiadać. W przeciwnym razie musiałabym kłamać.
Rzuciłam przelotne spojrzenie w kierunku Edwarda i jego paczki. Siedział przy stole z opartymi na nim ramionami, zamknął oczy i zwiesił głowę. Pewnie nie był jeszcze gotowy. Czyżby świętował jeszcze wczoraj? Przynajmniej tak wyglądał, jakby przepił całą noc. Poświęciłam całą moją uwagę rozmowom przy naszym stole.

Po przerwie pożegnałam się ze wszystkimi i poszłam jak zwykle na biologię. Stawała się to interesująca godzina. Edwarda jeszcze nie było, kiedy siadałam przy ławce. W istocie nie musiałam czekać nawet dwóch minut aż się zjawi. Usiadł na krześle, co raczej wyglądało na osunięcie się. Przezornie spojrzałam w jego stronę. Skierował pusty wzrok na stolik, jego usta otworzyły się, a głowa huśtała się powoli w tę i z powrotem, jakby... moment... czyżby zasypiał? Oddychał powoli i ochryple.
Myślałam, że zaraz szlag mnie trafi! Odór alkoholu, który od niego zalatywał, był absolutnie odrażający. Co, do cholery, robił ostatniej nocy?! Dlaczego nie został w domu i nie powiedział, że jest chory?! Jak jego rodzice mogli dopuścić, żeby przyszedł tak do szkoły? Co on sobie wyobrażał?
Prawdopodobnie zupełnie nic. W rzeczywistości był niepoczytalny. Powinnam to zgłosić? Dla jego zdrowia byłoby to dobre, jednak...skoro chciał mi coś powiedzieć, mógł zaznaczyć, że nie jest w najlepszym stanie. Pomimo że tak bardzo nim gardziłam, nie mogłam go wsypać.
Bello, jesteś zbyt dobra dla tego świata. Tak mówiła do mnie Renee. Westchnęłam i zsunęłam się z krzesła możliwie jak najdalej od alkoholowego smrodu. Edward nie wydawał się rejestrować, co się działo dookoła niego. Miałam nadzieję, że pan Banner zauważy jego stan.
Kiedy dzwonek zaanonsował koniec lekcji, obróciłam się i spakowałam moje rzeczy. Zerknęłam na Edwarda. Jego głowa leżała na ławce, a oczy miał zamknięte. Zanim cokolwiek zauważyłam, chłopaki z jego paczki stanęli nad nim. Dwóch z nich złapało go za ramiona i podźwignęło.
- Człowieku, weź się w garść. Jeszcze tylko godzina - powiedział jeden z nich. W każdym bądź razie nie zaniosą go do pokoju pielęgniarki. Nie mieli żadnego pojęcia, co mógłby potem zrobić, więc ciągnęli go tylko przez salę, w najprostszym tego słowa znaczeniu. I tak oto dziwne trio opuszczało pomieszczenie, a ja gapiłam się na nich. Jak ktokolwiek może się tak upić i przyjść do szkoły albo inaczej mówiąc, jak można było tak się upić, kiedy następnego dnia trzeba iść do szkoły?
Jednak to dało mi dobrą sposobność, by pokazać Jessice jej księcia z bajki. W przebieralni usiadłam obok niej i gapiłam się sie na nią, czekając na reakcję.
- Co jest? - spytała lekko skołowana. Rzuciłam jej pochmurne spojrzenie.
- Nie uwierzysz – zaczęłam. - Cullen jest zalany. - Jej oczy rozszerzyły się zszokowane.
- Naprawdę - dopowiedziałam i próbowałam nadać mojemu głowowi sceptyczny ton.
- Siedziałam obok niego, jestem pewna. - Pokręciłam zdegustowana nosem, by zaznaczyć, że nie najlepiej pachniał. - I został wyniesiony z sali przez znajomych - dorzuciłam z naciskiem na ostatnie słowa.
- O Boże! - powiedziała głośno Jessica. Uwierzyła mi. Im więcej usłyszały o jego ciemnych stronach, tym mniej będzie miała złamane serce.
- Ale dlaczego? - spytała rozczarowana owym odkryciem.
- Też chciałabym wiedzieć – powiedziałam. W głowie układało się już wiele przeróżnych możliwości, które tłumaczyłyby to wszystko. Teraz stały się wyraźniejsze i szczerze powiedziawszy, nie bardzo mi się to wszystko podobało. Ewentualnie zakładał, że przebiegle nakłonił mnie do tego pocałunku i dlatego świętował. Chociaż istniała druga opcja, że jego taktyka zawiodła, a mnie nie trzeba było do niczego zmuszać, ale o szczegółach nie chciałam teraz myśleć. Jedno było pewne, nie będzie już walczył, a teraz musiał się napić z powodu poniesionej porażki. W każdym razie sporo już wyznałam Jessice. Podczas meczu koszykówki stała wciąż zatopiona w myślach, przez co traciła podaną jej piłkę jedna za drugą. Trener zauważył każdy błąd, więc w krótkim czasie zdjął ją z boiska.
Po szkole jak zwykle poszłam do „Lodge”. Kiedy dotarłam na parking, wydawało mi się, jakby w środku odgrywała się jakaś komiczna scenka. Wysiadając, usłyszałam dźwięk rozbijanego w drobny mak szkła, który dochodził z budynku lub jego pobliża. Wzdrygnęłam się. Nie mogłam się powstrzymać, żeby iść dalej spokojnie do przodu, więc podbiegłam do rogu, ponieważ było to o wiele lepsze rozwiązanie niż stać w miejscu. Kiedy dotarłam na miejsce, nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Duża część szklanej witryny była wybita, a tysiące drobnych odłamków leżało na ziemi przed fasadą. I jedno jedyne krzesło.
Co tu się, do diabła, stało?
Później usłyszałam więcej wściekłych głosów, które wrzeszczały na siebie. Postąpiłam kilka kroków do przodu, żeby zobaczyć, co się tam dzieje. Wtedy zaledwie o centymetr od mojej twarzy wyleciało kolejne krzesło na zewnątrz. Ugięły się pode mną kolana i upadłam na ziemię. Serce biło mi tak głośno, iż ryk dochodzący ze środka mógłby zostać zagłuszony. Dziękowałam Bogu, że szyby nie było już na swoim miejscu, w przeciwnym razie mogłabym dostać odłamkami.
Kiedy wróciłam, jako tako do normy, usłyszałam syreny policyjne. Zapewne Charlie był razem z nimi. Ostrożnie podnosiłam się, kiedy ktoś chwycił mnie pod rękę i pomógł mi. Nie słyszałam, żeby ktoś podchodził, więc się przestraszyłam. Spojrzałam na twarz młodego mężczyzny o niebieskich oczach i blond włosach. Miał na sobie biały kitel z plakietką:
Dr Carlisle Cullen…
Cullen?!
Przerażona spojrzałam mu w oczy. To był ojciec Edwarda? Wydawał się być za młody do tej roli. I co on tutaj robił? Czy ktoś został ranny? Miałam nadzieję, że nie pan Whitters.
- Wszystko z panią w porządku? – spytał mnie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że już stoję, a on nadal mnie podtrzymuje.
- Tak… tak, nic się nie wydarzyło – powiedziałam wciąż lekko zszokowana.
- Przepraszam panią – rzekł, śmiejąc się smutnie. Zostawił mnie i wszedł pospiesznie do środka. W tym samym momencie przed budynkiem zatrzymały się dwa wozy patrolowe. Dostrzegłam auto Charliego, który oczywiście od razu do mnie podbiegł, podczas gdy trzej inni minęli mnie i weszli do lokalu.
- Bells, jesteś cała? – spytał widocznie zmartwiony.
- Dopiero co przyjechałam, jeszcze nie byłam wewnątrz – odparłam. Charlie pokiwał krótko i spojrzał na miejsce parkingowe znajdujące się za mną. Jego wzrok zrobił się mroczny, po czym odwrócił się w kierunku budynku.
- Poczekaj tu – powiedział surowo i także skierował się do wejścia. Okręciłam się, żeby zobaczyć, co też tam dostrzegł. Na drodze dojazdowej do parkingu stał czarny Mercedes, z charakterystycznym znaczkiem, dzięki któremu rozpoznałam markę auta. Ale czemu Charlie tak się tym przejął? Musiałam się dowiedzieć, co się tam dzieje, więc pospiesznie poszłam do przodu. Kiedy minęłam odłamki szkła znowu usłyszałam głosy, które głośno miedzy sobą dyskutowały.
- Zostaje zatrzymany! – usłyszałam jak Charlie mówi.
- Nie widzi pan, że najpierw potrzebuje leczenia? Musi trafić do szpitala! – Rozpoznałam ten głos. Należał do dr Cullena.
I wtedy ujrzałam całą scenę. Otwarłam usta ze zdumienia, aż wydawało mi się, że gdyby było to możliwe to dolna szczęka znalazłaby się na podłodze.
Z jednej strony stał dr Cullen, widocznie rozgniewany, po drugiej Charlie, diabelsko wściekły, a kawałek za nimi stało trzech innych policjantów, a po środku nich stał Edward.
Edward?!
Dwóch funkcjonariuszy trzymało go mocno pod pachy. Ręce miał spięte na plecach w kajdanki. Spuścił tak nisko głowę, iż podbródek dotykał prawie klatki piersiowej. Na skroni dostrzegłam czerwony ślad, który ciągnął się przez policzek, wzdłuż podbródka, a kilka kropli kapało na podłogę.
On to wszystko zrobił? Dlaczego?
Powoli przeszłam obok wybitej szyby. Chciałam wiedzieć, co się stało Edwardowi.
- Zostanie przetransportowany na miejsce! – rzekł Charlie zirytowany.
- Powiadomię o tym organ nadzorczy, jeśli nie będę mógł go natychmiast zabrać ze sobą do szpitala! – odparł dr Cullen. Charlie zamruczał pod nosem i spojrzał w moim kierunku.
- Powinnaś poczekać na zewnątrz! – rozkazał mi, ale nie zwracałam na niego zbytnio uwagi.
- Bella! – zawołał wściekle. Zbliżałam się wciąż do Edwarda.
- Isabella! – W tym momencie było mi obojętne, co mówi lub myśli ojciec.
Wszystko dookoła ucichło. Nie mogłam zdzierżyć Edwarda, ale teraz wyglądał tak krucho, że każdy by mu pomógł. Tylko z powodu odrazy, jaką do niego czułam, nie mogłam obciążać własnego sumienia, zakazując sobie udzielenia mu pomocy.
Stanęłam przed nim i ostrożnie uniosłam jego głowę. Nie spojrzał na mnie, jego wzrok był pusty i wydawał się patrzyć przeze mnie. Oczy pozbawione były jakiegokolwiek połysku. I czułam alkohol, jeszcze gorszy niż w szkole. Odgarnęłam mu kosmyki, które opadły na twarz. Nie zareagował. Był jakby… martwy, wewnętrznie nieżywy. Pusta powłoka. Jak mógł upaść tak nisko? Dlaczego właściwie to uczynił?
- Idiota – wymamrotałam pod nosem, ale tym razem zareagował. Głowa trzymała się sztywno sama z siebie, nie musiałam już jej więcej podtrzymywać.
- Edward? – To był tylko szept. Czyżby mnie usłyszał? Jego oczy poruszały się to w jedną to w drugą stronę, jakby czegoś szukały, ale cały czas spoglądał przeze mnie. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam głowę i dostrzegłam dr Cullena, który stał tuż obok.
- Mów dalej. Reaguje na ciebie. To dobrze. Mnie nie chciał słuchać. – Na koniec zabrzmiała lekka nutka rozpaczy w jego głosie. Obejrzałam się i zobaczyłam Charliego, który stał z wściekłym wyrazem twarzy trochę z boku i tylko wzruszał ramionami. Spojrzałam na niego przepraszająco. Powinien darować mi areszt domowy. Jeśli byłam jedyną osobą, która mogła dotrzeć do Edwarda, miałam zamiar to zrobić.
Odwróciłam się z powrotem do chłopaka i położyłam swoje dłonie na jego barkach.
- Edward – powiedziałam cicho. Jego oczy zatrzymały się. Nie byłam pewna czy był to dobry, czy też zły znak, więc spojrzałam na dr Cullena, który przyglądał mi się wzrokiem pełnym nadziei. Spróbowałam ponownie. – Edward. Wiesz, kim jestem? – spytałam. Czekałam, dając mu czas. W końcu otworzył lekko usta.
- … la… Be… lla… Be … … lla… - powtarzał wciąż. Pokiwałam potakująco.
- Prawda. Edward. Twój tata jest tutaj. Słyszysz? Twój tata. Zabierze cię teraz ze sobą. Musisz z nim pojechać, Edward.
- Nie…. Nie…. Be… lla… Be … … lla… nie… - wymamrotał.
Zmieszana spojrzałam na dr Cullena, który ściągnął brwi w zamyśleniu. Westchnął i spojrzał na mnie błagalnie.
- Mogłabyś pojechać z nami do szpitala? – zapytał. Chciał, żebym z nim pojechała? Lub… Edward tego chciał? Czy to było to, co próbował mi powiedzieć? Ponownie spojrzałam na Charliego, ale w tej chwili dr Cullen zabrał głos.
- Edward jest wciąż w delirium. Muszę utrzymać stres z daleka od niego i to najlepiej jak tylko mogę, w przeciwnym razie stracę go po raz kolejny. Pańska córka jest jedyną osobą, która może mi pomóc – powiedział już prawie zrozpaczony. Charlie parsknął krótko i skinął głową. Uśmiechnęłam się do niego z podziękowaniem. Dr Cullen wyjaśnił policjantom, żeby zanieśli Edwarda do jego auta, ale nie zrobili nawet dwóch kroków, kiedy chłopak chwycił mnie błyskawicznie za ramię. On chciał, żebym z nim pojechała.
- Doktorze Cullen? – odwrócił się i spojrzał zdziwiony na rękę syna, która kurczowo trzymała moją kurtkę.
- Powiedz mu, że jedziesz z nami, i że nie zostawisz go teraz samego.
Tylko nie to! Boże, jak niezręcznie.
Wydawało mi się, jakbym grała w jakiejś telenoweli.
- Edward… - zaczęłam. Kolejne słowa z wielkim trudem przeszły przez moje usta. – Jestem tu i nie mam zamiaru nigdzie odejść, nigdy… bez ciebie.
Dobry Boże!
Będzie mi coś winny. Poczułam jak jego uchwyt staje się lżejszy, ale nie puścił mnie. Dlaczego takie coś przytrafia się akurat mnie?
Niezdecydowana położyłam dłoń na jego policzku.
-Ja… będę przy tobie.
Najświętsza Maryjo- matko Boga!
Przeszedł mnie dreszcz. Nigdy nie przypuszczałabym, że będę musiała powiedzieć mu kiedyś coś takiego. Ale to zadziałało. Mogłam zdjąć jego dłoń bez problemu, dzięki czemu funkcjonariusze zabrali go do samochodu. Posadzili Edwarda na tylnym siedzeniu i zdjęli mu kajdanki. Nad ramieniem doktora Cullena zauważyłam, jak go kładą, więc skierowałam się do drzwi od strony pasażera i wsiadłam. Kiedy chciałam je zamknąć, obok stanął Charlie.
- Przyjadę potem. Muszę najpierw spisać zeznania, zebrać dowody… przecież wiesz. Uważaj na siebie. – Spojrzałam na niego pytająco. Uważać? Jego obawy były dość przesadne. Pokiwałam tylko głową, żeby go uspokoić i zatrzasnęłam drzwi. Dr Cullen wsiadł w międzyczasie, więc mogliśmy już jechać w kierunku szpitala.

_________________

Jeżeli znajdziecie za dużo błędów tzn., że pewnie znowu wrzuciłam niezbetowany rozdział. Cała ja. xDDDD


Nie chcę mi się znowu stosować szantażu emocjonalnego, wiec proszę ładnie o pokaźne komentarze. :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 19:29, 21 Gru 2009 Powrót do góry

no - teraz mnie zaskoczyła ta sytuacja...
Edward pije - to pierwsze co mi wpadło do głowy i zaskoczyło zarazem...
ale sytuacja po tym jego napadzie szału przypomniało mi Wide Awake... akurat ten ciekawszy fragment, ale mam nadzieje, że autorka nie miała z tym zbyt dużej styczności...

zobaczymy jak to pociągnie kobieta, bo jest coraz lepiej...

uwielbiam wasze tłumaczenie dziewczyny :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Pon 19:33, 21 Gru 2009 Powrót do góry

Dobra, po dużym szoku zdecydowałam się się sklepać parę zdań. To, co autorka napisała, przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewałabym się, że autorka tak rozwinie wątek Edwarda... Rozwinie. Teraz jeszcze bardziej się to wszystko zamotało. Czy facet był w amoku alkoholowym? Wg mnie to wyglądało na chorobę psychiczną. Coś jakby pomieszanie autyzmu, depresji i psychozy.
Marsi, co do tej niespodzianki, to jestem za :)
Dzięki za fajny rozdział, czekam na kolejny z niecierpliwością, mam nadzieję, że dostanę odpowiedź na kilka nurtujących mnie pytań.
Pozostaje życzyć Wesołych Świąt!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Shili
Człowiek



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:39, 21 Gru 2009 Powrót do góry

O kurczę...autentycznie nie wiem co napisać, bo autorka ogromnie mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się, że Edward zrobi coś takiego. Już po tym w szkole wiedziałam, że coś musi być nie tak, ale na pewno nie myślałam o tym, że zrujnuje Lodge (?). Wydawał się być w amoku i ta reakcja tylko na głos Bells, po prostu wow... jestem ogromnie podekscytowana tym co stanie się dalej :> , już niemal podskakuje na krześle Wink . Dziewczyny, muszę wam ogromnie podziękować za tłumaczenie, bo bez was na pewno bym tego nie przeczytała, gdyby było po angielsku to pewnie już bym się "złamała" i czytała w oryginale, ale niestety, albo i 'stety' jest po niemiecku, co z jednej strony mnie cieszy, a z drugiej nie :D. W każdym bądź razie bardzo wam dziękuję i normalnie was ubóstwiam za każdy nowy chap. Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
villemo
Wilkołak



Dołączył: 29 Sie 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wzgórze czarownic

PostWysłany: Pon 21:10, 21 Gru 2009 Powrót do góry

Hmmm... jak by tu... o juz wiem! :D Będę się streszczać z dwóch powodów. Po pierwsze: zbliżają się świeta więc nie ma czasu na pisanie i czytanie długich komentarzy, a po drugie: zamurowało mnie. Edward pijany, smutny, ranny i reagujący tylko na głos Belli- ach urocze:D
Ogółem: dla mnie bomba.
Wesołych Świąt życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marsi
Zły wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin

PostWysłany: Pon 21:47, 21 Gru 2009 Powrót do góry

Dziękujemy za wszystkie komentarze, zarówno tu jak i na chomiku.

Mam ogromną ochotę powiedzieć Wam, co dalej, ale... nie mam do tego serca. :P No bo co to za przyjemność czytać coś, co jest wiadome przez gadulstwo takiej Marsi, hm? :D No właśnie - żadne :P Także ten pierwszy raz się powstrzymam, a Wy czekajcie spokojnie. xD
W każdym bądź razie będzie ciekawie. Jak słusznie zauważyłyście, sytuacja się podkręca.

kirke, nie mam pojęcia, czy autorka wzorowała się Wide Awake, ale wątpię. W każdym bądź razie jeżeli chcesz się dowiedzieć, to mogę się jej zapytać. :)

Ewelina
, też jestem jak najbardziej za niespodzianką. Na razie nic nie mówię, ale pewnie spodziewacie się, co to może być. :P

Shili, dziękuję za słowa uznania. :P Ja się mogę zająć tłumaczeniem niemieckich opowiadań, chociaż nadal nie wiem, czemu tak dużo osób go nie lubi. Polecam! :D

villemo, Tobie również Wesołych świąt :D

Ale, ale... spotkamy się... nie, nic więcej nie mówię xD Czekajcie na nas pod choinką, o. :D [/b]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cornelie
Dobry wampir



Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 1689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 297 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z łóżka Erica xD

PostWysłany: Pon 22:39, 21 Gru 2009 Powrót do góry

No, Marsi, przybyłam na twoje wezwanie xD Zazwyczaj nie zaczynam czytać ff, które mają już kilka
rozdziałów, jeśli nie czytam go od początku, ale dla ciebie zrobię wyjątek, a co xD
Tak więc pojawiłam się tutaj i jestem po pierwszym rozdziale. Edward - cóż, nie dziwi mnie, że
okazuje się wrednym typem spod ciemnej gwiazdy. No i reakcja Belli - wydaję mi się jednak, że
zbyt ostra. Takie mam wrażenie po rozdziale pierwszym.
W drugim zdziwiło mnie zachowanie Edzia. No może nie do końca zdziwiło, co zaciekawiło. Ten typ
faceta, jaki jak na razie przedstawia nam autorka, to cudownie przystojny, wspaniały i popularny
chłopak, którego każda laska chciałaby mieć. W sumie dość oklepany temat. Bella zaś całkowicie
opiera się jego urokowi, nie daje za wygraną i nie ma zamiaru nigdzie się z nim wybierać. I wcale
jej się nie dziwie. Też bym tak zrobiła. Bo co on sobie myśli? He? No właśnie, faceci rzadko
myślom i Ed to właśnie pokazuje. Cóż, trochę badguy z niego, wolę go jako postać bardziej
romantyczną, ale zobaczymy jak to będzie dalej xD
No i kurna! Ed dalej mnie wkurza. Jako że też pracowałam i obsługiwałam ludzi jako kelnerka
jestem skłonna zrozumieć Bellę. I tak jak ona zdenerwowałabym się nie na żarty, gdyby koleś
pojawiał się wszędzie tam, gdzie ja. Na dodatek z jakimiś głupimi blond małolatami. Ech, wkurz na
maksa xD
No i Leon - spodobała mi się ta postać, choć krótko była. Mam nadzieję, że autorka jednak
pociągnie go trochę, może później, bo teraz w końcu do Europy wyjeżdża. No i końcówka z Eddim. I
tekst:

Zawsze dostaję to, czego pragnę.

Chamsko zabrzmiało. Na miejscu Belli dobrze bym się zastanowiła zanim weszłabym do tej rzeki,
może być rwąca. Takie maczo zachowanie trochę mnie wkurza, no ale.
W rozdzialiku czwartym - Ed w końcu dopina swojego. Poza tym nie rozumiem trochę zachowania Belli
- wydaję mi się, że jest trochę przewrażliwiona i mogłaby mu trochę odpuścić. Ale daje się w
końcu namówić na kolacje. Ten śmiech chłopaków na końcu utwierdził mnie w małym przekonaniu, że
to jakiś zakład był. Może Bella to niedostępna laska, a Edward, jako super maczo, oświadczył, że
na pewno ją wyrwie. No i na kolację ją wyrwał. Dlatego zemsta Belli może być słodka xD
Edward i motor? Motor i Edward? Podoba mi się ta perspektywa xD Z miłą chęcią bym wskoczyła na
niego i ciaśniutko opatuliła jego ramiona swoimi. Wizja jest nieziemska, więc dlaczego Bell tego
nie kupuje? Poza tym jej zachowanie w stosunku do Cullena dalej mnie wkurza. Owszem, niech go nie
lubi, ma prawo. Ale ona wiecznie jego wady wymienia, nie zauważa nic innego, Trochę to
denerwujące, biorąc pod uwagę to, że Ed jest w końcu przystojnym, młodym człowiekiem. Musiała to
zauważyć i gdzieś w głębi Ed na pewno jej się podoba. Nie musi tego przyznawać przed całą szkołą,
ale przed samą sobą xD
No i Charlie ze swoją opiekuńczością. To było rozkoszne xD I to przywitanie - tak oficjalne, że
cholerka jasna xD
Szykowna włoska restauracja? No proszę, Ed się postarał. Szok xD Dobrze, że tak ładnie wszystko zorganizował. Zaczynam go dzięki temu coraz bardziej lubić. No i rozmowa przy jedzeniu. W sumie nie dziwię się, że to wszystko, cała ta jego otoczka, jest spowodowana tym, a nie innym. Bronił siostry, tak? Więc jest dobrym człowiekiem. Szkoda tylko, ze tak jak sam powiedział, jego motywy zna tylko rodzina. Może gdyby było inaczej, Bella patrzyłaby na niego w inny sposób. A tak nadal widzi w nim tylko wady. Zaczyna mnie to coraz mocniej irytować. I zaczynam jej na prawdę nie lubić. Wydaję mi się ograniczona taka, nie rozumie tego, co się wokół dzieje i nie może dopuścić do siebie tego, że Ed może być kimś dobrym. Wkurza mnie to na maksa.
No i pocałunek xD Mrrr, czułam, że to się tak skończy, normalnie czułam to w kościach. xD
Dobra i teraz dopadło mnie zdziwienie. Po pierwsze - czy Ed na prawdę tak źle całował? Czy to Bella ma źle w głowie? No dobra, pomińmy to. Uciekła i rozmawia z nieznajomym? To nic, że to Black, ona go nie zna, a po kilku zdaniach rozmowy daje się odwieźć do domu NIEZNAJOMEMU? Mi tu coś śmierdzi. Oni tam w Niemczech muszą mieć dziwne reguły, no ale ok. Ja bym się bała wsiąść do samochodu z jakimś nieznanym mi olbrzymem. Na miejscu Belli wolałabym wrócić do Eda, którego szczerze nienawidzę, ale jestem pewna, że spokojnie odwiezie mnie do domu. Bella musi mieć chyba trochę nie po kolei w głowie. No bo go nie zna, prawda? Przynajmniej tak to zabrzmiało. No i dobrze, że Ed wpadł sprawdzić, czy Bella cała i zdrowa dojechała do domu. Choć jego zachowanie na drugi dzień trochę mnie zdziwiło. I to siedzenie na drzewie. Ja rozumiem, że może być zrozpaczony czy coś w tym guście, ale to zachowanie świadczy o tym, że może mieć coś z główką. Jakaś choroba?
No i Bella wraz z Jakiem na plażę. Cóż, ładnie to zaczyna wyglądać, ładnie xD Jake jako przyjaciel? Cóż, wcale mnie to nie dziwi. Bo to jest taki typ. Ale to jego "mała" jest denerwujące xD Powtarza to w prawie każdym zdaniu xD
NO i PIJANY Ed w szkole. Cóż, zdziwiło mnie to trochę, nie powiem. Betowała ten tekst w sumie nie znając treści poprzednich. Teraz wszystko wydaję mi się bardziej klarowne. Coś czuję, że nasz kochany Edzio stwierdził, że Bella jest tą osobą, której może się zwierzyć, tą, która może go zrozumieć, a ona za każdym razem kopie go w dupę. Ja bym ją kopnęła, kurde molek. I cieszę się, że zdecydowała się pojechać z nim do szpitala. Może tam sytuacja trochę się zmieni.
Podsumowując - nie znam się na niemieckim ale mam wrażenie, że tłumaczenie wychodzi wam cacy. W każdym razie, jak do tej pory, Bella mnie wkurza z tą swoją antypatią - bo jest przesadzona, a Ed - Eda lubię. I koniec :) Ciekawa też jestem jak to wygląda w kartotekach i kogo on tak do nieprzytomności pobił xD NO i co się dzieje z resztą CUllenów? Zobaczymy :)

Czekam na kolejne części :)

Buźka Marsi


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viv
Dobry wampir



Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 1120
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 103 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z 44 wysp

PostWysłany: Wto 14:03, 22 Gru 2009 Powrót do góry

No ładnie się akcja podkręciła , nie ma co !!
Normalnie jestem w szoku , tego się nie spodziewałam ? Co mu jest ? , alkoholizm , choroba psychiczna , depresja ?
Biedny Edek i biedna Bella bo teraz wszystko na nią spadnie . Kurcze on ją chyba naprawde kocha , jeśli tylko na nią reaguje .
Jako , że znam trochę niemiecki z chęcią zajrzałabym do oryginału ale chyba poczekam na wasze tłumaczenie bo jest świetne ;)
Pozdrawiam i wesołych życzę


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marsi
Zły wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Konin

PostWysłany: Czw 21:03, 24 Gru 2009 Powrót do góry

Proszę bardzo, oto prezent na Gwiazdkę ode mnie i elfika Olki :) Chciałybyśmy złożyć Wam najlepsze życzenia, wesołych świąt, pomyślnego Mikołaja i czego tam jeszcze sobie nie zażyczycie :)

Nie przedłużając, prezent od nas:

Tłumaczyła: Olka
Beta: Masquarade :*

Rozdział 10.

Właściwe działanie



- Panna Swan, jak przypuszczam? – zaczął doktor Cullen w czasie drogi do szpitala.
- Bella – poprosiłam go i spróbowałam się uśmiechnąć.
- Carlisle – odparł, także się śmiejąc, jednakże był to grymas pełen smutku. Potrząsnął lekko głową.
- Przykro mi, że zostałaś w to wszystko wciągnięta, że musiałaś go widzieć w takim stanie. Nie pojmuję, dlaczego to uczynił. Zetknąłem się już z takimi ludźmi, ale mój syn… mój jedyny syn… - powiedział zawstydzony. Czyli nie było to normalne zachowanie Edwarda. To mnie trochę uspokoiło, ponieważ obawiałam się, iż takie „utraty przytomności” zdarzają mu się częściej.
- Musi teraz ochłonąć. – Musi jedynie wytrzeźwieć.
- To nie jest takie proste. W tym momencie jest w szoku. To reakcja obronna ciała, żeby ochronić się przed przyjętą dawką alkoholu. Przez to może zapaść w śpiączkę, dlatego chciałem dostać się do niego i zabrać do szpitala tak szybko, jak to możliwe, a dzięki tobie udało mi się zaoszczędzić trochę czasu. – Zaśmiał się smutno.
- Ponieważ on… ze mną rozmawiał? – zapytałam niepewnie. Carlisle przytaknął.
- Nie wiem, dlaczego zareagował bezpośrednio na ciebie i tym bardziej jestem rad, że zechciałaś mu pomóc. Bardzo ci dziękuję – powiedział szczerze. Spojrzałam przez ramię do tyłu, ale z tego miejsca mogłam zobaczyć jedynie nogi Edwarda.
- Szczerze powiedziawszy, też nie wiem, dlaczego zwrócił na mnie uwagę. – Carlisle spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nie? – spytał i potrząsnął głową. – To jest niezwykłe. Ale znacie się, prawda?
- Tak, wprawdzie nie jesteśmy zaprzyjaźnieni, ale znam go z widzenia. – Nie była to cała prawda, ale też nie zupełne kłamstwo. W każdym razie, na pewno nie nazwałabym naszych więzi przyjaźnią. Doktor spojrzał zamyślony.
- Hmm, rozumiem – odparł tylko. Teraz to ja posłałam mu pytające spojrzenie. Zaśmiał się jeszcze raz zmartwiony, zanim zatrzymał się przed oddziałem pierwszej pomocy. Kilku lekarzy i pielęgniarek stało w wejściu z noszami i oczekiwało naszego przybycia. Carlisle z pewnością musiał mieć wysoką pozycję, skoro tylu ludzi miało doglądać Edwarda.
Wyjaśnił, że koniecznym jest, abym wszędzie z nim chodziła, po czym wydał jeszcze kilka poleceń, zanim zajął się papierkową robotą. Przyglądałam się jak Edward znikał w korytarzu. Jego wzrok wciąż nie był skupiony, ale za to jego oczy nie wydawały się już tak puste, jak wcześniej. Rana na skroni także nie wyglądała tak źle. Krew w większej części zaschła. Wzdrygnęłam się, kiedy jedna z sióstr położyła mi dłoń na ramieniu.
- Musisz przez chwilę tutaj poczekać – powiedziała.
- Ale czy nie powinnam z nim iść? – spytałam zmieszana.
- Musimy go prześwietlić. To nie potrwa długo – zapewniła mnie. Kiwnęłam głową, a pielęgniarka przeszła przez drzwi. Usiadłam na jednym z wolnych krzeseł przed pracownią rentgenowską.
Jakimś sposobem było mi przykro z jego powodu. Nie chciałam wiedzieć, ile trzeba było wypić, aby mieć tyle promili, żeby znaleźć się w takim stanie. I raczej nie zazdrościłam mu kaca, którego będzie miał.
Poczułam do siebie odrazę. Z Edwardem było naprawdę źle, a ja mimo to nie potrafiłam powstrzymać się od kąśliwych uwag, nawet jeśli były to jedynie myśli. Rozejrzałam się po korytarzu, ale były to tylko białe ściany i szare drzwi, nic więcej, co mogłoby przykuć mój wzrok, zanim natknęłam się na spojrzenie Carlisle’a.
Prowadził w moim kierunku dwie kobiety, z którymi prowadził ożywioną rozmowę. Jedna była mniej więcej mojego wzrostu, miała ciemne, długie, lekko kręcone włosy i tak samo zielone oczy jak Edward. Musiała być jego matką. Druga była dość niska, miała ciemne, krótkie włosy, których kosmyki rozchodziły się w różne strony i niebieskie oczy. Możliwe, że była to jego siostra. Obydwie spojrzały na Carlisle zatroskane.
Kiedy już prawie dotarły, wstałam, żeby się z nimi przywitać.
- Bello – przemówił doktor – to jest moja żona Esme - wyższa kobieta, ta z zielonymi oczami, jak zakładałam, była jego matką - a to jest Alice, nasza córka – dodał i wskazał filigranową dziewczynę. – Zobaczę, co z nim – dorzucił, pocałował żonę w czoło i wszedł do pokoju.
- Bello – zaczęła Alice i objęła mnie, poczułam się zaskoczona. – Bardzo ci dziękuję. – Cofnęła się o krok i uśmiechnęła się z wdzięcznością, ale wciąż z nutką smutku. Esme także wzięła mnie w ramiona, prosząc, żebym zwracała się do niej po imieniu i także była mi za wszystko wdzięczna. Carlisle musiał im opowiedzieć wszystko, co się dotychczas wydarzyło. Była to dość dziwna sytuacja. Siedziałyśmy we trójkę, milcząc i czekając na nowiny.
Nagle w drzwiach pojawiła się pielęgniarka, która szturmem wyszła z pomieszczenia. Spojrzała na zmieszana i pospieszyła w naszym kierunku.
- P-panna Swan? – zapytała na bezdechu. Wstałam natychmiast.
- Tak? – rzekłam ze strachem. Miałam przeczucie, że coś jest nie tak. Chwyciła mnie pod ramię i poprowadziła do pokoju, z którego przed chwilą wyszła.
- Szybko. Pojawiły się pewne… komplikacje. – Komplikacje? Bałam się, naprawdę miałam stracha. Prowadziła mnie wzdłuż jakiegoś korytarza i skręciła do pokoju.
Przerażona wlepiłam wzrok w sytuację, która rozgrywała się za drzwiami. Ten widok był… jak jakiś koszmar.
Carlisle i kilku innych lekarzy pochylało się nad szamoczącym się Edwardem, próbując go utrzymać w jednym miejscu. Doktor krzyknął do siostry, która bezskutecznie próbowała po swojej stronie coś zaaplikować Edwardowi. Spojrzenie starszego Cullena nagle padło na mnie.
- Bella! Chodź tutaj! Musisz przywołać go do porządku! Mów do niego! – Jego ton był twardy, ale mimo to błagalny. Automatycznie ruszyłam z miejsca i pospieszyłam do niego. Stanęłam przy głowie leżącego, którą bezustannie rzucał z jednej strony na drugą. Jego oczy nie miały żadnego wyrazu, żaden dźwięk nie wydobywał się z ust, ale cały czas uparcie walczył z ludźmi, którzy chcieli mu pomóc. Dość niepewnie położyłam swoje drżące ręce na jego policzkach.
- Edward? – powiedziałam cicho. Natychmiast jego wzrok zatrzymał się w miejscu, jakby skostniał. – Edward, jestem tutaj, słyszysz? Jestem – powiedziałam pewniej.
Podziałało i tym razem. Jego ciało się rozluźniło, kończyny z powrotem leżały spokojnie na noszach. Carlisle i reszta wyprostowali się i odetchnęli z ulgą. Spojrzałam na ojca Edwarda, nie zabierając jednak rąk z twarzy chłopaka. Byłam cały czas zszokowana tym, co się właśnie wydarzyło. Carlisle otarł pot z czoła chustką, wydał kilka poleceń pielęgniarce i ponownie skierował swoje spojrzenie na mnie. Na jego twarzy pojawił się znowu ten smutny uśmiech. Podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu.
- Dziękuję – powiedział tylko jedno słowo, ale wiedziałam, ile to dla niego naprawdę znaczy. Przytaknęłam i odwróciłam na chwilę wzrok na Edwarda.
- Mów jeszcze trochę do niego. Kiedy nareszcie będziemy go mogli prześwietlić, zostaniesz tutaj. Już poinstruowałem o wszystkim pielęgniarkę. – Ponownie pokiwałam głową. Dopóki mogę pomóc, nie robi mi to w sumie żadnej różnicy.
- Na szczęście nie będzie o tym pamiętał – rzekł Carlisle cicho. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Zapomni… o wszystkim? – spytałam, a doktor przytaknął.
- Swego rodzaju zaćmienie - blokada informacji. Dopóki nie odzyska pełnej świadomości, najbliższe dni będą dla niego jedynie czarną plamą. Będzie pamiętał zaledwie sytuacje z dzisiejszego poranka i potem dopiero moment, kiedy dojdzie do siebie.
Zaćmienie. Oczywiście. Takie urwanie się filmu zdarzało się już nawet przy spożyciu mniejszej ilości alkoholu, wtedy nie pamiętaliśmy zaledwie kilku godzin z dnia poprzedniego.
Carlisle opuścił pomieszczenie i zostałam sama z Edwardem. Spojrzałam na niego ponownie. W oczach pojawił się lekki błysk, dość mały, ale i tak był to już dobry znak. Nieśmiało zdjęłam dłonie z jego twarzy, ale w zamian błyskawicznie chwyciłam dłoń w swoje. Gdyby teraz, kiedy byłam z nim sam na sam, zaczął się „rzucać” jak przed chwilą… Nie chciałam ryzykować tego, co mogłoby się wtedy wydarzyć.
Zaczęłam mówić. Z początku opowiadałam o dość banalnych sprawach jak pogoda, czy rzeczach, które musiałam jeszcze załatwić, czy o szkolnych interesach. Nie pojawiła się żadna pielęgniarka, a mnie powoli kończyły się pomysły przynajmniej na tym gruncie, więc zmieniłam temat i zaczęłam opowiadać o wydarzeniach ze swojego dzieciństwa, z urodzin, wakacji, w końcu zaczęłam rozmyślać na głos o dzisiejszym zajściu.
Czemu zrobił coś takiego? Czemu się nad tym zastanawiałam? Gdzie leżał jakiś punkt zaczepienia, który wskazywałby na jakiekolwiek powiązanie? Nic nie przychodziło mi do głowy. Po prostu… nic.
Przerwałam na chwilę i oddychałam głęboko. Po chwili spojrzałam na niego ponownie. Błysk w oku był tym razem wyraźniejszy. Uśmiechnęłam się. Wydawało mi się, jakby rzeczywiście mnie słuchał, przynajmniej nieświadomie. I tak zostanie. Będzie wiedział o wszystkim, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Ale kiedy się „obudzi”…
Podjęłam decyzję.
Z moich rozmyślań wyrwała mnie siostra, która przyszła przygotować Edwarda do prześwietlenia. Także na mnie położyła ołowianą ochronę. Ustawiła odpowiednio urządzenie i wyszła z pokoju. Aparat brzęczał przez nieskończenie długą minutę, wtedy wróciła pielęgniarka zabrała od nas ochraniacze i wyjechała z Edwardem z pomieszczenia.
Wyprowadziła nas z oddziału radiologii, za którym czekały z utęsknieniem Esme i Alice. Obie, kiedy tylko go ujrzały, podbiegły i zaczęły gładzić łagodnie po twarzy i mówić do niego pokrzepiające słowa. Czułam się trochę nie na miejscu, tym bardziej, że nie uwolniłam swojej dłoni z jego uchwytu. A raczej wolałam oszczędzić im widoku wściekłego Edwarda. Pielęgniarka zawiozła go do gabinetu zabiegowego, gdzie czekał już na nas Carlisle. Martwił się o ranę na głowie. Upewnił zatroskaną Esme, że nie jest to nic poważnego.
Teraz, kiedy byliśmy wszyscy razem, nadszedł czas, abym wypowiedziała swoją prośbę.
- Carlisle? – Spojrzał na mnie, czekając aż będę kontynuować. – Chciałabym… Mam jedną prośbę.
- Jeśli będę tylko w stanie, spełnię każde twoje życzenie – rzekł szczerze. Tego akurat byłam pewna, ale czy zgodzi się z moją decyzją?
- Kiedy Edward się ocknie, wtedy… Nie chciałabym, aby dowiedział się, że… mu pomogłam. – Nie wiedziałam, jak powinnam to inaczej wyrazić. Tak będzie lepiej… dla nas obojga. Ja jego nie obchodziłam, on mnie. I nie chciałam, żeby sądził, iż ma wobec mnie jakiś dług wdzięczności, który musi spłacić. Carlisle spojrzał na mnie lekko zszokowany i wydawał się zamyślony.
- Czemu… - zaczęła Alice, ale doktor podniósł rękę, dając jej znak, aby nic więcej nie mówiła.
- Jeśli to jest to, czego naprawdę chcesz… - Brzmiało to jak pytanie, więc przytaknęłam. Westchnął i spojrzał na Esme i Alice.
- Zamykam buzię na kłódkę – powiedziała Esme i uśmiechnęła się do mnie.
- Nie zgadzam się z tym, ale nie mam wyboru – rzekła Alice odrobinę sfrustrowana i skierowała wymownie wzrok na Carlisle’a.
- Dobrze, czyli wszystko mamy już wyjaśnione – zakończył doktor i zaśmiał się. – Także mam do ciebie małą prośbę, Bello. Chciałbym jednak, abyś wiedziała, że nie jesteś do niczego zobowiązana i nie musisz zrobić tego, o co cię poproszę. – Przytaknęłam ponownie.
- Chciałbym, byś została tutaj, dopóki stan Edwarda nie będzie stabilny. To oznacza, że kolejny dzień lub dwa musiałabyś spędzić w szpitalu. Będziesz zwolniona z lekcji, ja się tym zajmę i nikt nie musi nawet wiedzieć jaki jest powód twojej nieobecności. Umieścilibyśmy cię z nim w pokoju, wydając zarządzenie o jeszcze jednym łóżku. Chciałbym tym samym uniknąć sytuacji, gdyby… - przerwał i spojrzał na Alice i Esme. Zrozumiałam go. „Edward - pan demolka”. Chciał tak samo jak ja, żeby obydwie kobiety nie dowiedziały się o tym.
- Zostaję – oznajmiłam twardo, na co Carlisle pokiwał głową z uśmiechem pełnym wdzięczności.
- Dzwoniłem wcześniej do twojego ojca i przedstawiłem mu całą sytuację. Po krótkich namowach przystał na tę propozycję, więc później przywiezie ci wszystko, co potrzebne. – Dzięki ci, Boże. Jeden problem mniej. Chociaż prawdopodobnie zostałabym tutaj, nawet nie mając zgody Charliego.
- Cóż, zaprowadźmy was więc do pokoju – powiedział doktor i wywiózł Edwarda z pokoju zabiegowego.
W Sali stało tylko jedno łóżko i czekały na nas dwie pielęgniarki. Razem z Carlisle’em przenieśli Edwarda na posłanie, po czym podłączył mu kroplówkę. Kiedy się go o to spytałam, powiedział, że musi karmić syna dożylnie. Tego się właściwie sama domyśliłam. Carlisle poprosił siostry o wstawienie jeszcze jednego łóżka. Ustawiły je na przeznaczonym do tego miejscu i opuściły pomieszczenie.
- Bella? – zapytał Carlisle. – Czy będziesz miała coś przeciwko, jeśli złączmy wasze łóżka? W razie, gdyby w nocy… Tak będzie prościej. – Och, tak. Tego się nie spodziewałam, ale miał on rację. Oceniłam, że nie zostało mi nic innego, jak się zgodzić.
- Oczywiście – odparłam tylko. Carlisle przysunął drugie łóżko i w tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Tak, proszę? – powiedział Cullen i Charlie wetknął głowę przez szparę do środka. Wyglądał dość posępnie.
- Mogę z tobą chwilkę porozmawiać, na osobności? – powiedział lekko poirytowany. Wzdychając, wyszłam za drzwi.
- Wiesz, co robisz, prawda? – spytał mnie poważnie.
- Tak, tato. I zanim znajdziesz więcej problemów, wiedz, że Edward nie będzie o niczym pamiętał, a dodatkowo poprosiłam, aby nikt mu nie wspominał, że brałam udział w jego… „ratowaniu” – Charlie spojrzał na mnie krytycznie.
- Bello, muszę ci zadać jeszcze kilka pytań.
- Dawaj.
- Rozmawiałaś z nim w szkole? – Teraz to ja byłam zszokowana. Co to miało do rzeczy?
- Um, tak?
- Co mu powiedziałaś?
- Żeby… zostawił mnie w spokoju. Tato, dlaczego chcesz to wiedzieć? – spytałam zmieszana.
- Pan Whitters opowiedział mi w zeznaniu kilka interesujących rzeczy. Wprawdzie nie jesteś świadkiem w tej sprawie, jednak mimo to muszę ciebie spytać, aby wszystko zrozumieć i coś znaleźć.
- Jakie rzeczy? – spytałam zainteresowana.
- Bells, przecież wiesz, że nie powinienem o tym rozmawiać.
- Powiedziałeś A, musisz powiedzieć B – odparłam zirytowana. Wtedy Charlie coś napomknął, ale ponownie przemilczał to, co było najważniejsze.
- Powinienem ci także przekazać wiadomość od pana Whittersa, że musi zamknąć restaurację na cały tydzień z powodów prac remontowych – powiedział i wyciągnął torbę z rzeczami w moim kierunku. – Mam nadzieję, że w środku jest wszystko, czego będziesz potrzebować. Jeśli nie, po prostu zadzwoń. Muszę jeszcze porozmawiać z doktorem Cullenem. Uważaj na siebie i… nie rób niczego nierozważnego.
- Tato! – powiedziałam lekko zszokowana. Jak mógł w ogóle o czymś takim pomyśleć?
Weszliśmy do… naszego pokoju i Charlie poprosił Carlisle’a o rozmowę odnośnie szkód i innych spraw. Esme wyszła razem z nimi, zostawiając mnie, Edwarda i Alice samych. Alice usiadła na jednym z krzeseł blisko łóżka. Ja w tym czasie wypakowałam wszystkie rzeczy z torby, aby upewnić się, czy faktycznie mam wszystko, co potrzebne. Kiedy skończyłam, usiadłam po turecku na swoim łóżku. Obserwowałam, jak Alice jedną ręką cały czas łagodnie gładzi brata po twarzy, natomiast drugą ściska dłoń Edwarda. Siedzieliśmy chyba wieczność, tak po prostu, nic nie mówiąc, do czasu, kiedy jego oczy znów rozglądały się wokoło, aż w końcu zaczął niespokojnie ruszać głową w tę i z powrotem.
- Edward? – powiedziała Alice troskliwie, ale nie było widać żadnej reakcji. Wyciągnęłam dłoń, aby chwycić jego.
- Edward – wyszeptałam, a on natychmiast się uspokoił. To było zadziwiające, jak na niego działałam. Ciemnowłosa spojrzała na mnie zamyślona, po chwili się uśmiechnęła. Jej oczy iskrzyły z radości? Nie byłam pewna, ale chyba działo się coś niezwykłego także we mnie. Wtedy Alice spojrzała na zegarek i westchnęła.
- Muszę iść – powiedziała smutno, wstała i zatrzymała się przy mojej ramie łóżka. – Opiekuj się dobrze moim małym braciszkiem – dodała i uśmiechnęła się przebiegle. Naprawdę mnie przerażała.
- Um, dobrze? – odparłam. Po tym opuściła pokój i znów byłam z Edwardem sama. Postanowiłam zmienić rzeczy na jakieś wygodniejsze. Chwyciłam T-shirt i spodnie dresowe z półki, po czym poszłam do łazienki, żeby się przebrać. Renee zapakowała chyba wszystko, co się dało do torby, bo w środku było także kilka książek. Zabrałam jedną i usiadłam na łóżku. Co chwila rzucałam ukradkowe spojrzenia na Edwarda, aby się upewnić, że wszystko z nim w porządku. Po siódmym, może ósmym razie zauważyłam, że ma już zamknięte oczy. Musiał zasnąć.
Późnym wieczorem przyszła pielęgniarka. Przyniosła mi tacę z jedzeniem, nie było to nic wyśmienitego, ale to normalne w szpitalu. Sprawdziła jeszcze kroplówkę chłopaka i uczyniła coś, co mi się raczej nie mieściło w głowie. Odkryła kołdrę i zaczęła go rozbierać. Na moment zamarłam w bezruchu, zanim odwróciłam się zakłopotana.
Czy nie mogła mnie ostrzec?
Słyszałam wyraźnie, jak rozpina pasek… potem suwak… a na koniec jak ściąga mu zupełnie spodnie. Cóż, jedno było pewne, nigdy nie zostanę pielęgniarką.
- Mogłaby mi pani pomóc?
CO?
- Nie… sądzę… aby… był… to… dobry… pomysł – wybełkotałam.
- Nie jest pani jego dziewczyną?
- Nie! – odparłam twardo.
- Och. Sądziłam tylko… To wyglądało tak, jakby… Przepraszam, nie chciałam… Poradzę sobie sama.
Teraz to ona była tą, która czuła się niezręcznie. Ale dziękowałam Bogu, że nie musiałam jej pomóc. Prawdopodobnie nie byłabym w stanie pozbyć się tego obrazu z głowy przez resztę życia. Kiedy usłyszałam, jak siostra zakrywa go kołdrą, odwróciłam się. Zauważyłam, że teraz zamiast koszuli miał na sobie luźny T-shirt. Jego powieki były wciąż zamknięte, jakby zupełnie o niczym nie wiedział. I z pewnością tak było.
- Przebraliśmy go już wcześniej, ale doktor Cullen uparł się, żeby założyć synowi jego własne rzeczy, zamiast szpitalnych – powiedziała i spojrzała na mnie przepraszająco.
- Mogła pani o tym nie wiedzieć – rzekłam, żeby ją uspokoić. Przytaknęła z lekkim uśmiechem na twarzy i wyszła. Kiedy tylko skończyłam jeść, do pokoju weszli Carlisle i Esme, która od razu podeszła do łóżka syna. Alice musiała odziedziczyć swoją opiekuńczość po matce, ponieważ Esme zachowywała się dokładnie tak samo jak niedawno Alice. Carlisle stanął przy nogach łóżka. Długo na niego patrzyłam.
- Um, Carlisle? – zaczęłam i czekałam aż na mnie spojrzy. – Mógłbyś, proszę, powiedzieć personelowi, że ja… i Edward nie jesteśmy razem? – Zerknął na mnie zmieszany. – Pielęgniarka poprosiła, żebym jej pomogła przy… przebieraniu Edwarda – dodałam i poczułam, jak krew napływa mi do policzków i robię się czerwona. Carlisle zaśmiał się lekko. Spojrzałam na niego z zapytaniem w oczach.
- Przepraszam cię. Naturalnie, poinformuję wszystkich. – Znów się zaśmiał.
- Zostawimy was samych. Będę jeszcze dwie może trzy godziny w szpitalu, gdyby wydarzyło się coś niepokojącego. Jak już mnie nie będzie, zwróć się do Catherine, która ma dzisiaj nocny dyżur, ona od razu nas poinformuje o wszystkim – powiedział Carlisle, wychodząc. Obydwoje opuścili pokój, życząc mi dobrej nocy.
Czytałam jeszcze przez pewien czas książkę, zanim nie poczułam się wystarczająco zmęczona, aby położyć się spać. Poszłam do łazienki, a po powrocie wślizgnęłam się do łóżka. Położyłam się na boku i przyglądałam twarzy Edwarda, na którą padało światło zza okna z ulicznych latarni. To będzie prawdopodobnie długa noc, dlatego zapobiegawczo położyłam swoją dłoń na jego. Jednak nie byłam pewna, czy pozostanie ona tam przez całą noc, ponieważ z reguły wierciłam się podczas snu, mimo wszystko nie widziałam innej możliwości.



_______

Korzystając z okazji, pragnę podziękować wszystkim za życzenie te tutaj jak i na chomiku :)

Czekamy na komentarze! ]:-> Wesołych :*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marsi dnia Pią 0:17, 25 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ewelina
Dobry wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z biblioteki:P

PostWysłany: Czw 21:45, 24 Gru 2009 Powrót do góry

Cytat:
Przez to może zapaść w śpiączkę, dlatego chciałem dostać się do
niego i zabrać do szpitala tak szybko, jak to możliwe, a dzięki tobie udało mi się zaoszczędzić trochę
czasu. – Zaśmiała się smutno


zaśmiałam lub zaśmiał się, nie wiem:)

Na początku muszę powiedzieć, że uwielbiam Was jeszcze bardziej za to, że sprawiłyście nam frajdę,, wstawiając nowy rozdział. Teraz jestem pewna: Edwarda darzy jakimś tam uczuciem Bellę. Może to być miłość, zauroczenie, ale sam fakt, że tylko jej udało się go uspokoić, dał mi wiele do myślenia. Zastanawia mnie, kiedy dziewczyna poczuje coś do niego. Jak na razie da się wytrzymać: pomimo że go nie znosi, to pomaga mu, a nawet odczuwa żal, ale co potem? To zdecydowanie jedno z moich ulubionych opowiadań, nic tego nie zmieni.
Obyście często nas tak rozpieszczały, a na razie dziękuje a dzisiejszy rozdział i życzę pięknych świąt! :)

Edit: Olcia, ludzie przez dwa dni będą trawić to, co dzisiaj zjedli, więc do komputera się nie doczłapią. Cierpliwości:)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 0:21, 25 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Olcia
Zły wampir



Dołączył: 13 Sty 2009
Posty: 377
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leszno

PostWysłany: Pią 0:12, 25 Gru 2009 Powrót do góry

No robaczki^^
Miałam wstawić nowy rozdział, ale jak widać, uczyniła to za mnie Marsi, gdyż zatrzymały mnie święta, ale już jestem i co widzę... jeden jedyny komentarz!?
Czyżby się wam prezent nie spodobał? :D
Ewelino, masz rację powinno być zaśmiał, więc jeśli nie jest to jeszcze poprawione, to poproszę zaraz o to Marsi^^

My tu cały czas czekamy :)
I jeszcze raz wszystkim życzę Wesołych Świąt!
O.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin