FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Diamorfina [Z] Rozdział 13 + epilog Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Chcemy wiedzieć: czytacie?

Tak.
82%
 82%  [ 70 ]
Nie.
9%
 9%  [ 8 ]
Zaczęłam, ale zrezygnowałam.
8%
 8%  [ 7 ]
Wszystkich Głosów : 85


Autor Wiadomość
Panna_Kaprysna
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: poza zasięgiem

PostWysłany: Śro 17:11, 06 Maj 2009 Powrót do góry

Beta: Cornelie oraz ja. (;


ROZDZIAŁ 6



"I smile when I'm angry.
I cheat and I lie.
I do what I have to do,
To get by.
But I know what is wrong,
And I know what is right.
And I'd die for the truth,
In my secret life."*




Po niespełna kilku minutach zajechaliśmy pod mój dom. Wciąż przed oczami miałam twarz tego chłopaka, który wpatrywał się we mnie swymi zimnymi oczyma. Nie miałam okazji zbyt długo się nad tym zastanawiać, gdyż moi goście wysiedli już ze swojego samochodu. Uczyniłam podobnie i pokierowałam Bellę do wejścia. Zapytałam z uprzejmości Edwarda, czy nie miałby ochoty wejść z nami, chociaż w duchu liczyłam, że odmówi. Tak też się stało - uprzejmie podziękował i odjechał.
Zaprosiłam dziewczynę do środka. W wejściu przywitała nas pani Manner, która standardowo zaproponowała herbatę i ciasto - miała przynieść je do mojego pokoju. Bella niepewnie przekroczyła jego próg i rozglądała się przez chwilę. Wyminęłam ją i zaczęłam ściągać niepotrzebne rzeczy z łóżka, a znajdowało się na nim prawie wszystko. Ubrania, laptop, książki, kosmetyki. Wszystko nie na swoim miejscu. Mój gość uśmiechnął się ciepło i zajął miejsce na krześle koło biurka. Przyglądała mi się w skupieniu, kiedy dynamicznie przerzucałam rzeczy z jednego miejsca na drugie. Gdy ogarnęłam ten bałagan, usiadłam na łóżku i wyjęłam z torby potrzebne zeszyty i książki. Wiedziałam, że nie mogę przywalić bezpośrednio z lawiną dziwnych pytań. Bella przysiadła się do mnie. Kiedy zaczęłyśmy przerabiać pierwszą partię materiału, gospodyni przyniosła poczęstunek. Obdarowałam ją szczerym uśmiechem. Czas na przerwę, to było to, czego potrzebowałam. Wzięłyśmy po kawałku świeżego ciasta i rozsiadłyśmy się wygodnie na łóżku. Wiedziałam, że muszę zagrać normalną nastolatkę, aby choć trochę ją do siebie przekonać.

- Na szczęście nie jest tego aż tak dużo – stwierdziłam, pakując kawałek ciasta do ust. - Maum nadzuje żue sieu wyobimy** - tu nastąpiła przerwa na przełknięcie - w ciągu jednego wieczora.
Bella zaśmiała się ciepło. Otrzepała okruszki i spojrzała na mnie badawczo.
- Przyjechałaś tutaj sama? Gdzie są twoi rodzice? - zapytała nieśmiało.
Z założenia to ja miałam wyciągać informacje od niej, ale wiedziałam, że coś za coś.
- No więc - przeciągnęłam się - to dosyć skomplikowana historia - wróciłam do poprzedniej pozycji i zaczęłam. - Przez 15 lat mieszkałam z rodzicami w dużym domu w centrum miasta - nie podałam nazwy, gdyż uznałam to za zbędne. - Niczego mi nigdy nie brakowało: miałam dużo swobody, pieniędzy, ale byłam takim życiem znudzona. Wtedy pojawił się mój wuj - zmieniłam trochę rzeczywistość - i zaproponował, że weźmie mnie pod opiekę, zapewni należyte wykształcenie, a przy okazji zwiedzę trochę świata - spauzowałam.
Bella słuchała uważnie.
- No dobrze, ale jakim cudem trafiłaś do Forks? - zapytała wyczekująco.
Musiałam jak najszybciej wymyślić dobrą historię, która mogłaby przejść.
- W sumie samo tak jakoś wyszło, chciałam spróbować jak to jest bez nadzoru, rozumiesz? Czy dam sobie radę z daleka od wuja i jego dzieci. Chciałam poczuć się wolna, znudziło mi się mieszkanie w wielkich domach wypełnionych po brzegi ludźmi - lałam wodę. - Muszę przyznać, że nie wiem, czemu akurat padło na Forks, ale teraz wiem, że mogłam lepiej wybrać - zaśmiałam się i puściłam jej perskie oko.
Dziewczyna również się zaśmiała, widocznie zrozumiała moją aluzję.
- Wspomniałaś, że wuj ma dzieci? - zaznaczyła.
- Tak, jest obrzydliwe bogaty i stwierdził, że kilku swoim bratankom i bratanicom pomoże zapewnić "dobry start w życiu", oczywiście ma też dwójkę swoich dzieci - oznajmiłam, biorąc łyka letniej już herbaty.
- Czyli nie jesteś sama - stwierdziła po chwili.
- No nie, jest nas całkiem spora gromadka, dokładnie sześcioro - przerwałam, bo uznałam, że za dużo już mówię - A jak wygląda twoja sytuacja? - zmieniłam temat.
Bella opowiedziała mi krótką, aczkolwiek treściwą historię swojego trafienia do Forks. Teraz już wiedziałam, że jej ojciec jest komendantem miejscowej policji. Wspomniała również o matce - Renee i jej nowym mężu, Philu. Nie mówiła dużo, a chwilami po jej twarzy przemykał delikatny uśmiech. Rzadko kiedy spoglądała na mnie, błądziła wzrokiem po niewielkim pokoju. Jej wyznania nie były ani ciekawe, ani nudne, ale nie tego chciałam się dowiedzieć. Już miałam zadać jakieś konkretne pytanie, gdy w połowie słowa przerwał mi dzwonek telefonu Belli. Dziewczyna spojrzała na mnie przepraszająco i skierowała się w stronę okna, żeby odebrać. Nie chciałam wydać się na wścibską, dlatego zanurzyłam nos w książce od biologii i udawałam, że w ogóle jej nie słucham. Oczywiście było odwrotnie - starałam się wyostrzyć słuch do tego stopnia, żeby chociaż usłyszeć, z kim rozmawia. Miałam wrażenie, że był to Edward i jak się okazało chwilę później, nie myliłam się. Mówiła prawie szeptem, szybko i niewyraźnie, więc udawało mi się wyłapać tylko nieliczne słowa. To, co udało mi się usłyszeć, wskazywało, że się czymś zdenerwowała, a głos w telefonie starał się ją uspokoić. Na zmianę rozluźniała i zaciskała pięść lub pukała opuszkami palców w szybę.
- Ale co z Charlim? - wyrwało jej się nieco głośniej.
Spojrzała na mnie kątem oka, ale niewzruszona wpatrywałam się w książkę.
- Dobrze, postaram się - wyszeptała i się rozłączyła.
Kiedy się odwróciła, na jej twarzy widniał wymuszony uśmiech. Usiadła na swoim miejscu i zabrała mi książkę, spoglądając nerwowo na spis treści.
- Twój chłopak po ciebie nie przyjedzie? - zapytałam spokojnie.
Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczyma.
- Nie... A właściwie tak. Coś mu wypadło, wybiera się gdzieś z rodziną - odpowiedziała wymijająco.
Była wyraźnie podenerwowana. Znów błądziła wzrokiem po pokoju.
- Ja cię odwiozę - zaproponowałam - albo najlepiej zostań na noc, rano razem pojedziemy do szkoły, pouczymy się jeszcze trochę, pogadamy sobie - posłałam jej powalająco szczery uśmiech.
Spojrzała na mnie i nie wiedziała, co powiedzieć. Chwilę się zastanawiała.
- W sumie to niezły pomysł - przyznała niechętnie - Nie sprawię ci problemu?
- Oczywiście, że nie. Wręcz pomożesz mi go rozwiązać - oznajmiłam ze słodkim uśmieszkiem.
Nie miała pojęcia, jaki podtekst miało ostatnie wypowiedziane przeze mnie zdanie. Zadzwoniła do ojca, który bez problemu się zgodził. Podekscytowana wizją całej nocy przed nami, przygotowałam jej rzeczy do spania. Zaraz potem dokończyłyśmy przerabiać materiał, więc przebrałyśmy się i usadowiłyśmy na łóżku. Postanowiłam dokończyć naszą przerwaną rozmowę.
- Wygląda na to, że zdążyłaś się już tutaj zadomowić – powiedziałam, poprawiając sobie poduszkę za plecami.
Bella uśmiechnęła się lekko.
- Masz pewnie na myśli, że mam Edwarda i dlatego jest mi łatwiej? – zapytała, przyciszając głos.
"Nareszcie"- pomyślałam w duchu.
- Nie tylko Edwarda, wraz z jego rodziną stanowicie chyba paczkę - stwierdziłam.
- Tak, kiedy poznałam ich bliżej okazali się być naprawdę wspaniali. Wspierają nas, pomagają - mówiła.
Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać czy ona w ogóle ma pojęcie, z kim się zadaje.
- Hm, rozumiem - westchnęłam.
- Alice jest moją najlepszą przyjaciółką, chociaż z Rosalie również dobrze się dogaduję. Jasper może się wydawać zamknięty w sobie, ale w gruncie rzeczy też nie jest zły - kontynuowała.
"Nie jest zły"? Według mnie to zabrzmiało trochę nie na miejscu, ale postanowiłam jej nie przerywać.
- Emmet ma duże poczucie humoru i traktuję go jak starszego brata, a Liam...- zająknęła się - Liam jest dosyć specyficzny, sprawia wrażenie zimnego i niedostępnego, ale jaki jest naprawdę nie zdążyłam się jeszcze przekonać. Dołączył do nas niedawno - skończyła.
Zaczęłam przetwarzać w głowie wszystkie opisy, które usłyszałam i dopasowywać je do nieznajomych widzianych w stołówce. Teraz już wiedziałam, kto jest kim. Liam rzeczywiście pasował do opisu Belli - to zimne spojrzenie i obojętność, jaka od niego biła. Zdawał się być najgroźniejszy z nich wszystkich. W ostatniej chwili uświadomiłam sobie, że to właśnie on zawiózł mnie wtedy do szpitala i podstawił samochód. Byłam w szoku.
- Może już pójdziemy spać? - zapytała Bella, ziewając - Jutro rano pierwszy jest wf, nie wiem jak go przeżyję...
- Ok - przytaknęłam i wstałam, żeby wyłączyć główne światło.

Położyłyśmy się do siebie tyłem. Leżałam twarzą zwróconą do okna. W pokoju panowała przyjemna cisza. Przed zaśnięciem zamieniłyśmy jeszcze kilka zdań, lecz już po chwili usłyszałam jak oddech Belli zwalnia i staje się coraz bardziej miarowy. Byłam poniekąd zdziwiona, że potrafiła tak szybko zasnąć w nowym miejscu. Ja natomiast wierciłam się niemiłosiernie. Starałam się powstrzymać, żeby przypadkiem jej nie obudzić. W końcu położyłam się na plecach i wpatrywałam w sufit. Początkowo myślałam o naszej rozmowie. Byłam nieco zawiedziona, że nie udało mi się wyciągnąć z niej czegoś więcej, ale z drugiej strony nie mogłam przecież naciskać. W końcu moje myśli zaczęły krążyć wokół Liama. Miałam przed oczami jego twarz, która po części napawała mnie lękiem. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się myśleć o jakimś mężczyźnie tak intensywnie, tym bardziej o jakimś potworze. Skarciłam się w duchu, jednak nic nie mogłam poradzić na to, że mnie fascynował. Zegar odmierzał minuty i godziny mojej dziwnej bezsenności. Czułam się jakbym zamiast spać, czuwała. Kiedy udało mi się w końcu zasnąć, sen był płytki - niewyraźne twarze i głosy wirowały w mojej głowie. Przebudziłam się, ale wciąż był środek nocy. Delikatnie podniosłam się z posłania i spojrzałam na smacznie śpiącą Bellę. Niemal na palcach przeszłam do drzwi, które z lekkim zgrzytem otworzyłam. Zeszłam do kuchni. Mój wzrok szybko przyzwyczajał się do ciemności. Przemknęłam koło stołu, na którym stał dzbanek z zimną herbatą, nalałam szklankę i wypiłam. Chłodny napój przeleciał do mojego żołądka. Odstawiłam naczynie i ponownie spojrzałam na napój. "W sumie to prawie nic dzisiaj nie piłam" - pomyślałam i wypiłam wszystko łapczywie, do ostatniej kropli, chociaż płyn nie gasił pragnienia, bo go nie czułam. Pusty dzbanek wstawiłam do zlewu. W domu panowała niezachwiana cisza. Słyszałam wiatr, który powiewał na zewnątrz, szum liści i cykanie świerszczy. Zrezygnowana miałam udać się do sypialni, żeby ponownie spróbować zasnąć, kiedy moją uwagę przykuł pewien dźwięk. Jedyną rzeczą, z jaką mogłam go zidentyfikować były kroki, jakby ktoś przebiegł nieopodal. Podeszłam do okna - nic nie wskazywało na to, żeby ktoś znajdował się w pobliżu, jednak z drugiej strony domu dobiegł podobny dźwięk. Zaniepokoiłam się. Pewnym krokiem wróciłam do sypialni. Bella spała. Przeszłam szybko przez pokój i wyjrzałam zza firanki. W oddali stał zaparkowany samochód. Początkowo nie mogłam go rozpoznać, lecz już po chwili dostrzegłam, że to znajome volvo. Poczułam coś jakby ulgę. Przyjrzałam się dokładniej i zauważyłam dwie męskie postacie stojące niedaleko. Rozmawiali o czymś, rozglądając się po okolicy. Jednego byłam pewna - pierwszą osobą był Edward, ale co drugiej nie miałam pewności. "Jasper albo Liam" - pomyślałam. Bez skrępowania ich obserwowałam. Stali prawie nie ruchomo, byli za daleko, żebym usłyszała chociaż jedno słowo, o ile w ogóle ze sobą rozmawiali. Z zaciętością przyglądałam się drugiej postaci, która stała do mnie tyłem. Dwoiłam się i troiłam, żeby odgadnąć, dlaczego tutaj są. Kiedy cofnęłam się lekko do tyłu, szturchnęłam szklankę stojącą na biurku. Szkło zatrzęsło się, wydając przy tym dosyć donośny dźwięk. Chwyciłam ją, żeby nie upadła. Spojrzałam na Bellę - ani drgnęła, musiała naprawdę mocno spać. Wróciłam na miejsce obserwacji i moje serce zamarło. Oczy nieznajomego były skierowane dokładnie na okno. Teraz dostrzegłam jego twarz, to był Liam. Cofnęłam się gwałtownie do tyłu i długo się nie zastanawiając, położyłam do lóżka. Adrenalina nieźle musiała mi podskoczyć, bo serce waliło jak oszalałe. Przez chwilę nawet wstrzymałam oddech i słyszałam jego dudnienie. Kiedy wypuściłam z płuc powietrze, wzięłam dwa głębokie oddechy. Uspokoiłam się nieco, kładąc się na boku. "Co oni tu robili? Czy Liam mnie widział?" - pytałam się w duchu zaniepokojona. Myślałam o tym naprawdę długo. Ta noc była zarwana. Rankiem obudziłam Bellę i zjadłyśmy razem śniadanie. Wyszłyśmy przed dom. Spojrzałam w miejsce, w którym wczoraj widziałam samochód, ale było puste. Wsiadłyśmy do mojego auta i powoli ruszyłyśmy do szkoły.
- Wyspałaś się? – zapytałam, patrząc na drogę.
- Tak, spałam nadzwyczaj dobrze - posłała mi ciepły uśmiech.
Dalszą drogę milczałyśmy. Kiedy wjechałyśmy na parking i wysiadłyśmy z samochodu, Edward już czekał. O dziwo nie był sam, obok niego stał nie kto inny jak Liam. Wpatrywał się w nas swoim zimnym, przeszywającym na wskroś wzrokiem. Miałam wrażenie, że przeszedł mnie dreszcz. Odwróciłam się i spojrzałam na Edwarda. Ten patrzył na Bellę z nieopisaną czułością. Znowu się wzdrygnęłam.
- To ja już pójdę - powiedziałam. - Spotkamy się na sali. - Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie.
Kątem oka dostrzegłam, że Edward patrzy na mnie zagadkowo. Liama nie widziałam, ale czułam na sobie jego wzrok. Dodatkowo przyspieszyłam kroku. Kiedy znalazłam się w przebieralni, założyłam dres. Wszystkie dziewczyny paradowały w krótkich spodenkach, eksponując przy tym swoje mniej lub bardziej atrakcyjne ciała. Spojrzałam na nie i podciągnęłam swoje wyciągnięte spodnie. Opięta koszulka ukazywała jedynie moje odkryte ramiona. Wychodząc na salę, spojrzałam w lustro, na szczęście nie miałam za bardzo uwydatnionych mięśni. Nie rzucały się chyba w oczy. Tego dnia graliśmy w siatkówkę. Na sali były dwie grupy: młodsza, czyli my, i starsza - jak się okazało klasa Liama, którego nie widziałam, podobnie jak Belli i Edwarda. Rozpoczęła się rozgrzewka. Biegaliśmy w kółko, rozciągając mięśnie rąk i nóg. Nasz profesor uważał, że trening przez rozgrywką jest najważniejszy, dlatego dał nam wycisk. Ja byłam przyzwyczajona do aktywności fizycznej, ale niektórzy dyszeli niemiłosiernie, padając na podłogę, inni - silniejsi, ukończyli rozgrzewkę z uniesionymi głowami. Kończąc, nie zdążyłam nawet lekko się zmęczyć, ale stałam wśród grupy, łącząc się z nimi w bólu. Nauczyciel zarządził mecz: my kontra starszaki. Kiedy ustawialiśmy się na boisku, zobaczyłam Liama wchodzącego do sali. Za nim szła Bella i Edward. Trener pogonił ją na boisko, a ona z nieukrywaną niechęcią wykonała polecenie. Edward stał pod ścianą. Ku mojemu zdziwieniu Liam dołączył do przeciwnej grupy. Mecz się rozpoczął. Pierwszy gwizdek - moja klasa serwowała. Piłka przeleciała ponad siatką, odebrał ją jeden z przeciwników i podał do kolegi obok. Tamten zwinnie podbił ją do góry, a następny uderzył w nią z impetem. Ścina. Nawet nie zdążyliśmy się poruszyć. Po sali rozniósł się głośny chichot. Westchnęłam głęboko. Drużyna, która zdobyła punkt, zrobiła przejście. Tym razem oni serwowali, rosły chłopak chwycił piłkę, podrzucił ją i uderzył, a ta poszybowała prosto w stronę zdezorientowanej Belli. Przed oczami stanęła mi wizja, w której biedna dziewczyna dostaje cios w twarz i pada na ziemię. Kątem oka zobaczyłam, że Edward zerwał się na równe nogi. Piłka była już o krok od celu. W ostatniej chwili rzuciłam się w jej kierunku, wybijając ją do góry i ratując przy tym ofiarę. Pocisk wybił się w górę, a zaskoczony sąsiad odruchowo ją odebrał i znów nieznacznie podbił. Postanowiłam przejąć inicjatywę i ruszyłam w jej stronę. Podskoczyłam lekko do góry i ścięłam nad samą siatką. Gwizdek. Zdobyliśmy pierwszy punkt. Usłyszałam pomruk uznania ze strony mojej klasy. Uśmiechnęłam się nieśmiało i spojrzałam na zszokowaną Bellę, która wciąż stała jak wryta.
- Może usiądziesz? - zaproponowałam, klepiąc ją po ramieniu.
Dziewczyna spojrzała na mnie i przytaknęła. Edward zerkał na nią czule i gdyby mógł wtuliłby ją w swoje ramiona. Gra toczyła się dalej. Przejście i nasze serwy. Czas biegł szybko. Liam kilka razy ratował sytuację swojej drużyny, jego ruchy były płynne i pełne gracji, a uderzona przez niego piłka zawsze trafiała do celu. Nawet najsilniejsza obrona nie była w stanie jej zatrzymać. W końcu nadszedł czas na decydujące starcie. Jeden punkt na korzyść przeciwników. Remis, albo przegrana. Przyszła kolej na mój serw. Odbiłam kilka razy piłkę od ziemi i chwyciłam ją w dłonie. Podrzuciłam i uderzyłam - poszybowała wysoko. Po stronie przeciwników zawirowało. Oczywiście Liam odebrał i przebił ją na naszą stronę. Sytuacja była niemal przesądzona, ale nie dałam za wygraną. Dałam susa w jej stronę, ale było już za późno - rozpędzona uderzyła mnie prosto w nos. Odskoczyłam do tyłu i stanęłam, jak gdyby nigdy nic. Wszyscy dookoła patrzyli na mnie z otwartymi buziami. Po chwili zorientowałam się, że jakaś ciepła substancja ścieka mi z nosa, oczywiście była to krew. Otarłam ją ręką, ale zanim zdążyłam się zorientować wokół mnie zebrało się kilka osób włącznie z nauczycielem.
- Nic ci nie jest? Nie kręci ci się w głowie? - pytał nerwowo trener, odgarniając zbiorowisko.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, profesor narobił takiej paniki jakbym miała zaraz paść trupem. Wachlował mnie dziennikiem i kazał siedzieć i się nie ruszać. Wykonywałam jego polecenia, śmiejąc się w duchu z całej sytuacji. Kiedy wybiegł na chwilę, podeszła do mnie Bella.
- Żyjesz? - zapytała z troską w głosie.
- A wyglądam jakbym nie żyła? - odpowiedziałam pytaniem, wybuchając śmiechem.
- Nie boli cię? - przyglądała mi się zdziwiona.
Już miałam jej powiedzieć, że nie takie rzeczy mi się w życiu zdarzały, ale się powstrzymałam.
- Hm... Trochę - przeciągnęłam, wycierając resztki krwi.
- Liam powinien był trochę uważać - dodała rozgoryczona, głaszcząc mnie delikatnie po ramieniu.
- To nie jego wina, przecież sama rzuciłam się na tę piłkę - odparłam bez zastanowienia.
Edward i Liam stali z boku. Znów miałam wrażenie, że rozmawiali, chociaż nie poruszali ustami. Kiedy skończyli, zobaczyłam, że Liam zmierza w moim kierunku. Serce mi zamarło. Mijając mnie, nachylił się i szepnął:
- Wybacz, nie myślałem, że jesteś taka narwana - jego głos był wspaniały, ale w wypowiadanym zdaniu wyczułam nutę ironii.
Gdyby wzrok umiał zabijać, chłopak dawno by już nie żył. Wrócił nauczyciel z lodem, który od niechcenia przyłożyłam do twarzy i kazał mi iść do pielęgniarki. Siedząc na kozetce w jej gabinecie, zamiast skupić się udawaniu, że chociaż trochę jestem skołowana, klęłam pod nosem jak szewc. Gdy zabiegana kobieta w średnim wieku szukała czegoś w dokumentach, zaciskałam pięści ze złości. Przerywając, spojrzała na mnie i poprawiła okulary. Przyjrzała mi się uważnie.
- Słonko – powiedziała, odkładając teczkę na stół - a może masz wstrząśnienie mózgu? Może powinnaś pojechać do szpitala na prześwietlenie?
Spojrzałam na nią zmieszana i pomacałam się po twarzy.
- Wydaje mi się, że wszystko jest na miejscu – odparłam, dotykając nosa.
- Być może wciąż jesteś w szoku, lepiej to sprawdzić. Zwolnię cię z lekcji. Pojedź do szpitala - zadecydowała zanim zdążyłam cokolwiek wtrącić.
Kiedy szykowała się, aby mnie zawieźć, doszłam do wniosku, że się jej nie dziwię. Piłka uderzyła w moją twarz z takim impetem, że powinnam była, co najmniej paść i stracić przytomność, a jednak po małym krwotoku z nosa nie został nawet ślad - żadnego zaczerwienienia i obrzęknięcia. Byłam zdrowa jak ryba, ale gdyby nie diamorfina zapewne leżałabym pod narkozą i modliła się w duchu, żebym nie wyglądała jak kulfon. Moje kości były jednak na tyle wzmocnione, że nawet po upadku z szóstego piętra mogłabym wstać i iść dalej. Nie byłam oczywiście niezniszczalna ani nieśmiertelna. Dowodem tego było to, że poleciała mi krew. Pielęgniarka wyszła na chwilę z gabinetu. Stanęłam na nogi i podeszłam do lustra. W odbiciu ujrzałam oczywiście nic innego jak moją twarz. Nie wyglądało na to, żeby nos był połamany. Dotknęłam go w kilku różnych miejscach, doszukując się bólu. Na darmo. Kiedy miałam wrócić na swoje miejsce, weszła pielęgniarka z Liamem. "Czego on chce?" - pomyślałam, osuwając się na kozetkę. Spojrzałam na niego spode łba. Chłopak rzuciła na mnie okiem i skierował się do kobiety.
- Zawiozę Avę do szpitala - powiedział swoim aksamitnym, hipnotyzującym głosem. - W końcu to przeze mnie miała wypadek - zaakcentował lekko ostatnie słowo.
Wpatrywała się w niego jak w obrazek, na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec, a oczy rozbłysły.
- Nie ma takiej potrzeby, pojedziemy same - rzuciłam.
Pielęgniarka spojrzała na mnie groźnie, po czym odwróciła się w jego stronę i niemal zaświergotała.
- Oczywiście, nie ma sprawy! Zaraz zwolnię cię z lekcji, mam tyle roboty, wyręczysz mnie - zaśmiała się promiennie.
"Super" - pomyślałam z nieukrywaną niechęcią. Po tym jak ją omamił nie miałam najmniejszych szans się wywinąć. Opornie wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Liam szarmancko je przede mną uchylił i posłał delikatny uśmiech w stronę pielęgniarki. Miałam wrażenie, że oszołomiona zaraz się przewróci. Nie oglądając się za siebie, wyrwałam naprzód. Po drodze zastanawiałam się skąd wziął się ten nagły przypływ troski z jego strony. Nie wiedziałam czy mam być spokojna, czy zacząć się obawiać. W sumie to było dla mnie oczywiste, że powinnam się bać, w końcu był jednym z nich. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, siąpił zimny deszcz. Zatrzymałam się na chwilę i włożyłam na głowę kaptur. Pospiesznie wyszukałam kluczyki, ruszyłam do samochodu, mając nadzieję, że kiedy zobaczy moje zachowanie, zrezygnuje. Tak się nie stało. Kiedy wsadziłam klucz do zamka, zobaczyłam kątem oka, że jest tuż za mną. Niemal podskoczyłam. Spojrzałam na niego pytająco, ale nie zauważyłam w nim nic, dzięki czemu mogłabym odczytać jego intencje. Z jego włosów i po twarzy ściekały krople deszczu. Zrozumiałam jedynie, że jedziemy moim samochodem. Otworzyłam drzwi i próbowałam wsiąść do środka. Kiedy chciałam zapiąć pasy, chwycił mnie za rękę.
- Pozwolisz, że poprowadzę? - zapytał spokojnie.
Przez chwilę się wahałam. W głębi duszy modliłam się, żeby nie miał jakiś specjalnych zdolności i nie wyczuł jak się czułam. Miałam naprawdę ciężki orzech do zgryzienia, a jego przenikający wzrok nie pozwalał mi się skupić. W końcu się poddałam i posłusznie przesunęłam na siedzenie obok. Nie chcąc napotkać jego wzroku, wpatrując się przed siebie, podałam mu kluczyki. Jego dłoń była zimna jak lód. Nie odważyłam się na niego spojrzeć. Powoli ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy dosyć wolno, w milczeniu. Nie miałam odwagi powiedzieć ani słowa, a nawet jeśli, to nie wiedziałabym, co powiedzieć. On również się nie odzywał. Przez chwilę zanurzyłam się w swoich myślach, przerabiając w głowie różne ewentualności. "A może zauważył, że coś ze mną nie tak? Może domyśla się, kim jestem i po co tutaj przyjechałam? Może wywiezie mnie gdzieś i będzie chciał zabić?" - pytałam się w duchu. Nerwowo zaciskałam ręce. Zaczęłam się niecierpliwić, bo jechaliśmy zaskakująco wolno. Wciąż nie miałam odwagi żeby nawet na niego zerknąć. W końcu Liam włączył odtwarzacz z moją płytą w środku, w samochodzie rozbrzmiała głośna muzyka. Zaskoczona spojrzałam na niego, gdyż miałam wrażenie, że uniósł delikatnie kąciki ust. Wciąż patrzył przed siebie. Po chwili zmieszana odwróciłam twarz w stronę okna.
- Lubisz ten zespół? - zapytał, nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
- Tak - odpowiedziałam bez wahania. Starałam się, aby mój głos brzmiał jak najbardziej naturalnie.
- Ja też - odpowiedział po chwili.
Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że się zaśmiał. Dyskretnie spojrzałam w jego stronę. Włosy miał wciąż mokre od deszczu. Po skroni leniwie spływała duża kropla. Był piękny, a zarazem groźny, jego oczy były ciemne, nie przypominały barwą tęczówek Edwarda. Włosy w artystycznym nieładzie muskały jego kark i szyję. Tym razem nie mogłam oderwać od niego wzroku. Napawając się jego pięknem, dostrzegłam, że spogląda na mnie kątem oka. O mały włos nie spaliłam buraka. Zanim się obejrzałam byliśmy już pod szpitalem. Wyskoczyłam z auta i pognałam na izbę przyjęć.



* Katie Melua - In my secret life
Tłumaczenie:
"Uśmiecham się, kiedy jestem zdenerwowana
Oszukuję i kłamię
Robię to, co robię
Żeby sobie jakoś radzić,
Ale ja wiem, co jest złe
I wiem, co jest dobre
I umarłabym dla prawdy
W moim sekretnym życiu"

** Błędy zamierzone, Ava ma pełne usta. (;


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 17:44, 06 Maj 2009 Powrót do góry

Podoba mi się ten rozdział, ale mam takie wrażenie, może mylne, że Wasz ff zaczyna troche przypomiać Lunar Eclipse. Ta myśl zaczęła mnie nachodzić podczas czytania tej części.

Ale bardzo mnie wciągneło. Podoba mi sie, że wprowadziłyście nowe postacie, są bardzo ciekawe, a te stare wydają się dość kanoniczne Wink Czyli wszystko w należytym porządku ;]
Błędów się nie dopatrzyłam, styl jest dobry, czyta się lekko i przyjemnie. Czekam na ciag daszy
Pozdrawiam i życzę weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Śro 17:55, 06 Maj 2009 Powrót do góry

I znów moje ulubione opowiadanie mnie po części rozczarowało:P akcja w pokoju Avy powinna być bardziej pokręcona:P Mam na myśli, że np szklanka powinna sie stłuc aby Cullenowie zareagowali jakoś porządniej :P.
lubię czytać to ff, jest ciekawe, nieprzewidujące, w skrócie fantastyczne. Fajnie oddajesz sytuacje, podobaja mi się opisy wszelkiego rodzaju..
Liam jest dla mnie zbyt tajemniczy, mam tylko nadzieję, że nie zrobisz nowej pary człowiek Wampir w stylu Edward i Bella... to by mnie zdołowało :D
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
veuna
Wilkołak



Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kołobrzeg

PostWysłany: Śro 19:17, 06 Maj 2009 Powrót do góry

Chyba lekkość czytania należy zawdzięczać moim dwóm wspaniałym betom, które dbają, aby wszystko było jak należy i trzymało się kupy Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Śro 19:17, 06 Maj 2009 Powrót do góry

Cytat:
i obrzęknięcia

obrzęku.

Cytat:
Chłopak rzuciła

Chyba nie muszę nic wyjaśniać.

Liczebniki i zaimki osobowe nadal są tak, jak poprzednio... eh...

Mam nadzieję, że wszyscy w rodzinie wiedzą, co knuje Ava i jej rodzina, bo przecież Ed czyta w myślach i powiedział o wszystkim Cullenom, right? No. Pomarudziłam, a teraz życzę weny i pozdrawiam.
M.
Panna_Kaprysna
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: poza zasięgiem

PostWysłany: Pią 19:39, 08 Maj 2009 Powrót do góry

Beta: Cornelie oraz ja.


ROZDZIAŁ 7


I know, the past will catch you up as you run faster
I know, the last in line is always called a bastard*



Zatrzymałam się przy recepcji. Wokoło było pełno ludzi z wszelkiej maści urazami i kontuzjami. Przypomniałam sobie, że od dłuższego czasu byłam okazem zdrowia - ostatni raz chorowałam w wieku dwunastu lat. Spoglądając wstecz, miałam wrażenie, że zdarzyło się to w innym życiu - wspomnienia "przed Craftem" z roku na rok stawały się coraz bardziej niewyraźne, zamglone. Nie miałam z tego powodu wyrzutów sumienia. Można mnie uznać za wyrodną córkę, ale rodzice także nie należeli do wzorowych - nie pisali, nie dzwonili. Na początku utrzymywaliśmy kontakt, później z upływem lat był coraz słabszy, aby w końcu zerwać się na dobre. Nie wiedziałam, co było tego przyczyną, ale nie chciałam się w tym zagłębiać.
Z rozmyślań wyrwała mnie recepcjonistka. Spojrzała na mnie badawczo i zapytała, w czym problem.
- Miałam mały wypadek, przysłali mnie ze szkoły na prześwietlenie - odpowiedziałam pospiesznie.
Kobieta przyglądała mi się chwilę uważnie.
- Nie wyglądasz jakby ci coś dolegało - oceniła.
- Nie ma sprawy Jane, zrobimy prześwietlenie - odezwał się ktoś za moimi plecami.
Był to doktor Cullen. Przywitał mnie z promiennym uśmiechem na twarzy i niemal objął ramieniem, prowadząc do swojego gabinetu. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, na oparciu skórzanej kanapy zobaczyłam Liama. Nawet nie zauważyłam, kiedy minął mnie w holu. Obracał w dłoniach dużą, szklaną kulę, przyglądając się jej uważnie. Zdawało się, że zupełnie nie zwraca na nas uwagi. Doktor kazał mi usiąść na krześle. Gdy wykonałam grzecznie polecenie, zaczął dotykać swoimi zimnymi dłońmi kości mojej czaszki, sprawdzać jak reagują moje źrenice. Szczegółowo wypytywał o samopoczucie.
- Wygląda na to, że wszystko w porządku - podsumował, chowając długopis ze światełkiem do kieszeni fartucha.
Posłałam mu wymuszony uśmiech.
- Mocno dostałaś tą piłką? - zapytał po chwili.
- Nieee... - przeciągnęłam i zobaczyłam, że Liam spojrzał na mnie, odrywając wzrok od szklanej zabawki. - No trochę - poprawiłam się po chwili, spuszczając wzrok.
Doktor zaśmiał się subtelnie.
- Jeśli źle się poczujesz, przyjedź do szpitala to zrobimy prześwietlenie – oświadczył, zasiadając za swoim biurkiem. - A póki co, możesz wracać do domu. Radziłbym ci trochę odpocząć
- Dobrze, dziękuję - odpowiedziałam, wstając z miejsca.
Kiedy się podniosłam, Liam już czekał koło drzwi. Wymienili się z Carlisle'em spojrzeniami - wolałam nie wiedzieć, co przekazali sobie w myślach. Chciałam, czym prędzej znaleźć się w domu. Wychodząc z budynku, Liam dotrzymywał mi kroku. Był prawie o głowę ode mnie wyższy i dobrze zbudowany. Podejrzewałam, że będzie chciał mnie odwieźć, ale tak się nie stało. Gdy zatrzymaliśmy się koło samochodu odezwał się prawie szeptem:
- Wybacz, ale będziesz musiała wrócić sama. Mam pewną sprawę do załatwienia. - Odwrócił się nie czekając na moją reakcję i ruszył przed siebie.
Stałam przez chwilę, patrząc jak odchodzi. Kiedy zniknął z pola widzenia, odetchnęłam z ulgą - kamień spadł mi z serca. Siadając za kierownicą, oparłam o nią głowę. Wyprostowałam się i pośpiesznie odpaliłam papierosa. Dym wypełnił wóz, aż zrobiło się szaro, uchyliłam więc okno i przekręciłam kluczyk w stacyjce. "Dość jak na jeden dzień" - burknęłam i ruszyłam do domu.

Kiedy dojechałam, postanowiłam napisać do Michaela. Trzymając komputer na kolanach, długo zastanawiałam się przed wpisaniem pierwszych słów.
"Znalazłam. Nie musiałam długo szukać, nie ukrywają się. Mam ich na wyciągniecie ręki." - tutaj nastąpiła pauza.
Spojrzałam przed siebie i chwyciłam do ręki kawałek ciasta z talerzyka leżącego nieopodal. Podzieliłam go na dwa kawałki i mniejszy wsadziłam do ust. Przeżuwając dokładnie, próbowałam wydobyć z niego, chociaż odrobinę smaku, jednak na próżno. Mogłam sobie jedynie wyobrazić, co czułabym, jedząc owy smakołyk przed zażyciem diamorfiny. Zmieniła w moim organizmie bardzo wiele. Dawała więcej siły, nadludzką szybkość, która przy dobrych wiatrach mogła się równać ze zwinnością wampira. Dzięki niej wyostrzył mi się wzrok i słuch, moja skóra i kości stały się bardziej elastyczne i wytrzymałe, a ponadto nie czułam bólu poza tym, który sprawiał mi brak mojego "dopalacza". Jednak życie byłoby zbyt piękne, gdybyśmy otrzymywali takie dary małym kosztem.
Nie czułam przyjemności z jedzenia, cierpiałam na chroniczną bezsenność. Gdyby nie to, że nie byłam blada niczym ściana, a w moich żyłach krążyła krew i serce wciąż biło, byłabym podobna do moich wrogów. Często zastanawiałam się, czym właściwie jest ta cudowna substancja. Jak powstała? Dlaczego doktor trzymał procedurę jej stworzenia w sekrecie? Byłam pewna, że opisując ją nam wstępnie, Craft uchylił tylko rąbka tajemnicy. Powiedział, że jej składniki używane każdy z osobna sprawiają, że ludzie nie myślą jak ludzie. Omamiały ciało i umysł. Powodowały, że uważali się za kogoś innego, wyjątkowego - lepszego od reszty. Diamorfina zawierała w sobie wszystkie narkotyki, zaczynając od amfetaminy, która zmniejszała wrażliwość na ból, głód oraz zmęczenie; przez kokainę podwyższającą wytrzymałość; do morfiny - znieczulającej oraz heroiny, powodującej uczucie euforii, towarzyszące nam zaraz po wstrzyknięciu. Ogniwem łączącym wszystkie substancje było coś, o czym doktor nie chciał mówić. Ostatni element owiany był tajemnicą, której byłam ciekawa, ale bałam się ją odkryć. Owy związek musiał zatem odpowiadać za nasze nadludzkie zdolności. Jednak, czym one były, kiedy w momencie jej braku stawaliśmy się żałosnymi narkomanami dążącymi tylko to tego, żeby zaspokoić swój głód, pozbyć się cierpienia, popaść w euforię - "zobaczyć motyle"? Często zastanawiałam się, czy było warto, ale czasu nie dało się cofnąć. Życie biegło do przodu, a ja wraz z nim. Starałam się dorównać mu kroku, nie myśląc, jakim kosztem.
Spojrzałam na kawałek ciasta w mojej dłoni. Odłożyłam go na talerzyk, który odstawiłam na biurko. Wstałam z łóżka, żeby rozprostować kości. Wyciągając kończyny do góry, coś chrupnęło tu i ówdzie. Postanowiłam, że zamiast wysyłać Michaelowi wiadomość, po prostu do niego zadzwonię. Wyszukałam jego numer zapisany w elektronicznej książce telefonicznej. Usłyszałam dwa pierwsze sygnały, potem kilka następnych. Nie odbierał. Rozłączyłam się i rzuciłam aparat z powrotem na łóżko. "Jest późno, może śpi, albo zostawił telefon" - pomyślałam. Rzeczywiście. Na zegarze wybiła godzina pierwsza. W domu było cicho i spokojnie, ale wciąż nie chciało mi się spać. Po dłuższym namyśle postanowiłam wybrać się na spacer. Oczywiście nie mogłam opuścić mieszkania w cywilizowany sposób - musiałam jak szczeniak wymknąć się oknem. Zanim przygotowałam się do wyjścia, uznałam za stosowne wziąć ze sobą na wszelki wypadek broń. Schyliłam się pod łóżko, gdzie skrzętnie schowałam walizkę dla niepoznaki przykrytą kilkoma kartonami z różnymi rzeczami, które przywiozłam ze sobą do Forks. Jej zawartość mogłaby przyprawić gospodynię o zawał serca - dwa pistolety z łacińskimi "Veritas" i "Aequitas" wygrawerowanymi na rękojeściach. "Veritas" znaczyło prawda, a "Aequitas" sprawiedliwość. Były one małych gabarytów z krótką lufą, przystosowane do strzelania z jednej ręki. Otrzymałam je na swoje osiemnaste urodziny od profesora, a wraz z nimi odpowiedź na pytanie dotyczące strzelania i strzelnicy. Mechanizm działania tego oręża nie różnił się niczym od pozostałych - to broń samopowtarzalna, strzelająca wyłącznie ogniem automatycznym. Jej niezwykłość tkwiła natomiast w amunicji: kule wypełnione były napalmem, który dzięki swojej konsystencji miał zwiększoną przyczepność do podpalanych powierzchni, a jednocześnie słabiej rozpryskiwał się, wolniej ściekał, i gorzej wsiąkał. Wszystko to powodowało, że był bardzo trudny do ugaszenia. Skuteczny również na powierzchniach wilgotnych, pionowych oraz mocno wsiąkliwych, jak na przykład piasek. Każdy z nas posiadał broń i pociski o takich właściwościach, że stanowiły skuteczny sposób na zwalczanie wampirów, które zabijały tylko płomienie. Przyczepiłam pistolety do pasków umocowanych przy moich udach po obu stronach. Zakryłam je luźną, czarną tuniką wystającą mi spod kurtki. Zanim wskoczyłam na parapet rozejrzałam się, aby mieć pewność, że nikt w pobliżu nie zobaczy mojego wybryku. Kiedy się upewniłam, zeskoczyłam miękko na ziemię - na szczęście okno znajdowało się na wysokości pierwszego piętra, obyło się więc bez hałasu, jaki mogłoby wywołać moje lądowanie. Bezszelestnie przemknęłam przez ogródek i szybko przeskoczyłam ogrodzenie. Noc była prawie bezchmurna, wysoko na niebie widniał jasny księżyc. Pokierowałam się na wschód, starając się jak najszybciej znaleźć poza miastem. Postanowiłam rozejrzeć się nieco po lesie, który znajdował się w pobliżu. Gdy znalazłam się pośród wysokich drzew i gęstych zarośli, wyostrzyłam wszystkie zmysły. Zapach wilgotnych roślin wypełnił moje nozdrza. Biegłam przed siebie, mając się na baczności, a różne przeszkody wyrastały mi na drodze, jak grzyby po deszczu. Kiedy zapuściłam się w głąb boru, zatrzymałam się przy wysokim, masywnym drapaku. Na chwilę straciłam orientację, więc postanowiłam wspiąć się na górę, żeby ocenić jak daleko jestem od domu. Chwyciłam grubą gałąź i podciągnęłam się do góry. Czyniłam podobnie, wspinając się coraz wyżej, rozważnie dobierając ramiona drzewa, aby nie złamały się pod moim ciężarem. Będąc prawie przy wierzchołku, rozejrzałam się po okolicy. Krajobraz jednakowy z każdej strony - drzewa, drzewa, drzewa. Zaklęłam w duchu. "Zachciało mi się wycieczek. A myślałam, że mam dobrą orientację w terenie." - pomyślałam gorzko. Nie pozostało mi nic innego jak wrócić na ziemię i spróbować się cofnąć. Nie obca była mi myśl, że takim sposobem mogę krążyć w kółko do rana. Westchnęłam i ostrożnie zsuwałam się na dół. Jakieś trzy metry nad ziemią w ostatniej chwili odskoczyłam z trzaskającego konaru. W mniej pokazowym stylu znalazłam się na wilgotnej glebie. Otrzepując dłonie, odwróciłam się w stronę, z której przybyłam. Dając krok do przodu, za swoimi plecami usłyszałam głośny warkot.
Błyskawicznie odwróciłam się w kierunku, z którego usłyszałam dźwięk. Przed moimi oczami ukazał się ogromny wilk. Łypał na mnie czarnymi gałami i groźnie szczerzył kły. Miał chyba ze dwa metry w kłębie. Zauważyłam jego gotowość do ataku. Ostrożnie zaczęłam się cofać. Basior ponownie warknął - wyglądało na to, że ostrzegawczo. Bacznie mi się przyglądał, powoli krążąc wokół mnie. Zaczęłam głowić się nad tym, skąd takie przerośnięte bydle się wzięło i wtedy doznałam olśnienia: wilkołak! Musiał nim być, ponieważ zwykłe wilki nie osiągają takich rozmiarów. Odruchowo dotknęłam miejsca, w którym miałam przypiętą broń. Sytuacja zrobiła się nerwowa. Zwierzak parskał i warczał na zmianę. Zrozumiałam, że się waha. Nie był pewien, kim lub czym jestem. Przypomniałam sobie, jak Craft wspominał coś o tych równie niezwykłych stworzeniach, co wampiry. Były ich naturalnymi wrogami, żyły w zamkniętej społeczności. Stanowiły watahy, które liczyły kilku, a nawet kilkunastu członków. To, że nienawidziły tych potworów podniosło mnie na duchu, jednak mimo wszystko uczyniłam kolejny krok do tyłu. Tym razem mój przeciwnik się nie zawahał. Rzucił się na mnie raptownie. Na szczęście udało mi się zrobić unik i usłyszałam tylko kłapnięcie kłów obok mojego ucha. Olbrzymie zwierzę szybko zareagowało i powaliło mnie na ziemię swoim ciężkim cielskiem. Jego łapy przytrzymywały mnie w okolicach barków, wgniatając w ziemię. Szarpnęłam się dziko i używając całej swojej siły, zrzuciłam wilka z siebie, odskakując kawałek dalej. Podniósł się gwałtownie z ziemi i znów był gotów do ataku. Spojrzałam w jego czarne oczy i postanowiłam spróbować się odezwać.
- Nie jestem tym, za co mnie uważasz! - krzyknęłam.
Ponownie się zawahał. Widziałam jak łapczywie wciąga powietrze i zorientowałam się, że bada mój zapach. Postanowiłam wyciągnąć do niego rękę, żeby mógł się upewnić. Początkowo najeżył się i wyszczerzył złowrogo kły, aby po chwili na odległość dwudziestu centymetrów przysunąć swój ogromny łeb i obwąchać moją dłoń. Gorące powietrze, jakie wydychał zdawało się parzyć. Sapał niemiłosiernie jakby przebiegł setki kilometrów. Dopiero później, kiedy najwidoczniej zdał sobie sprawę, że nie jesteśmy już wrogami, jego oddech zaczął zwalniać. Stał się miarowy i jednostajny. W momencie, kiedy przestałam słyszeć jego sapanie, które widocznie było wynikiem skoku adrenaliny, na moich oczach zaczął zmieniać się w człowieka. Początkowo wpatrywałam się w przemianę niemal z otworzonymi ustami, aby po chwili dostrzec jego ludzką postać. Jak na moje oko mógł mieć trochę ponad dwadzieścia lat, nie więcej. Był wspaniale zbudowany i wysoki - potężne ciało i pięknie wyrzeźbione mięśnie. Widziałam to dokładnie, gdyż stał przede mną tak jak go pan Bóg stworzył. Zupełnie nagi. Kiedy zebrałam myśli do kupy i dotarło do mnie to, co widzę, odwróciłam twarz w przeciwnym kierunku. Czułam, że spłonęłam rumieńcem. Byłam zażenowana i skrępowana tym niecodziennym widokiem. Chłopak zaśmiał się pod nosem.
Postanowiłam zająć się czymś w czasie, kiedy ubierał na siebie rzeczy, które miał przywiązane wcześniej do nogi. Zaczęłam skubać korę z drzewa, obok którego stałam, starając się ochłonąć. Gdy skończył, odchrząknął znacząco. Powoli odwróciłam się w jego stronę. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Miał ciemne, długie włosy sięgające do ramion. Na jego twarzy malował się już spokój, lecz wiedziałam, co wydarzy się, kiedy wpadnie w gniew. Cisza stawała się nieznośna. Nieznajomy badał mnie od czubka głowy po same palce przenikliwym spojrzeniem. W końcu nie wytrzymał i odezwał się.
- Kim jesteś? - zapytał ostrym, wymagającym tonem.
Jego donośny głos rozniósł się w okolicy. Postanowiłam zagrać w otwarte karty, nie miałam zamiaru kłamać. Wiedziałam, że mogę zyskać sojusznika.
- Nazywam się Ava, jestem łowcą - odparłam spokojnie.
Chłopak spojrzał na mnie ewidentnie zainteresowany.
- Łowcą? Na co polujesz? Chyba nie na zwierzynę z okolicznych lasów - rzucił ironicznie.
- Na to samo, co ty - odpowiedziałam prawie szeptem, dając krok do przodu.
Nieznajomy drgnął mimowolnie.
- Przecież jesteś człowiekiem - stwierdził niepewnie.
- Owszem - przyznałam mu rację, uśmiechając się lekko - ale trochę stuningowanym - dodałam po chwili.
Rozmówca spojrzał na mnie zaskoczony. Widać było na nim różne emocje, ale przede wszystkim myślałam, że zaraz wybuchnie głośnym śmiechem.
- Co to ma znaczyć? - zapytał, starając się opanować rozbawienie.
Bez zahamowań opowiedziałam mu swoją historię. Mówiłam dosyć ogólnikowo, ale nie starałam się niczego ukryć. Wyjaśniłam mu istotę diamorfiny i jej działanie oraz czym posługuję się w walce z naszym wspólnym wrogiem. Zdawało się, że podszedł do tego z lekką rezerwą, chociaż przyznał, że kiedy dostrzegł mnie w lesie pomyślał, że mogę być jedną z nich. Zawahał się dopiero w momencie, kiedy poczuł mój zapach, który nie przypominał woni tych krwiopijczych istot. Określił go, jako nijaki - nie do końca ludzki, ale też w zupełności nie przypominał, jak to określił "pijawkowego". W trakcie rozmowy atmosfera wyraźnie się rozluźniła. Niewiele mówił o sobie i swoich braciach, wciąż mając się na baczności. Pod koniec wyjaśniłam mu jeszcze skąd wiem o ich istnieniu, żeby wszystko było jasne.
- A więc jak mniemam, przybyłaś tutaj, żeby pozbyć się tych przeklętych Cullenów? - zapytał, wypowiadając ich nazwisko niczym najgorsze przekleństwo.
Czułam, że już niedługo zacznie świtać. Nawet nie zauważyłam, w jakim tempie upłynął czas. Wiedziałam, że jak najszybciej muszę znaleźć się w domu, bo pani Manner zaraz się przebudzi.
- Czy moglibyśmy dokończyć tą rozmowę kiedy indziej? - zapytałam, spoglądając na niebo.
Chłopak nieco zawiedziony przytaknął.
- A tak poza tym jak cię zwą? - dodałam na odchodne, zatrzymując się w połowie kroku.
Spojrzał na mnie poważnie i odparł:
- Jacob Black
- A więc, Jacobie, czy byłbyś tak uprzejmy i wyprowadził mnie z tego lasu, bo nie chcę się już dłużej błąkać? Muszę jak najszybciej znaleźć się w domu pani Manner - rzuciłam, uśmiechając się ciepło.
Zauważyłam, że znów zaśmiał się pod nosem. W drodze powrotnej podpytywał mnie o różne szczegóły i prosił o małe demonstracje moich zdolności. Mruknął z uznaniem, kiedy pokazałam mu jak szybko potrafię się poruszać i jaką siłą dysponuje. Znaleźliśmy się pod domem tuż przed czasem. Niebo zaczęło powoli się rozjaśniać. Podziękowałam mu i dałam susa na parapet mojego okna. Chowając się do środka, spojrzałam na niego po raz ostatni. Zamyślony, przenikliwie na mnie spoglądał. Kiedy miałam zamknąć okno, usłyszałam słowa wypowiadanie prawie szeptem.
- Mimo wszystko, nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak człowiek miałby stawić czoła grupie wampirów w pojedynkę.
Westchnęłam, uśmiechając się lekko. Dla mnie też było to podejrzane od samego przyjazdu do Forks.


* Placebo - I know
Tłumaczenie:
"Wiem, przeszłość dogoni cię im szybciej będziesz uciekać.
Wiem, ostatni na mecie zawsze nazywany jest głupcem."


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 21:03, 08 Maj 2009 Powrót do góry

Czyżby Ava miała zawrzeć pakt z Jacobem przeciwko Cullenom^^?

To mogłoby być zabawne ;] Podobał mi się ten rozdział, niespodziewany rozwój wypadków, miałam nadzieję że będzie więcej o Cullenach (btw bardzo mnie ciekawi co mają zamiar zrobić z Avą, znając życie to Jasper już pewnie zastanawia sie jak zabić ją na 100 sposobów), ale pojawienie sie Jacoba było całkowicie niespodziewane.
Przynajmniej dla mnie ;]
Podobają mi sie tez przemyślenia Avy, czyni to z nią bardziej realistyczną bohaterkę, a nie płytką postać. Zaczynam się też przekonywać do Liama.
Błędów nie wyłapałam żadnych, za co macie olbrzymiego plusa bo dziś czytam same ff gdzie jest ich pełno.
Jedyne zastrzeżenie jakie mogę mieć, że przydałoby się trochę "enterów" bo troche męczące jest czytanie jak jest taki zwarty tekst Wink
Ale pod względem akcji i stylu jestem pod dużym wrażeniem
Pozdrawiam i życze weny


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Sob 9:29, 09 Maj 2009 Powrót do góry

haha za niedługo się okaże, że Jacob i Ava będą mili romans:)

a na poważnie to rewelacyjnie, iż wprowadziłaś nowego bohatera, co ubarwiło to opowiadanie.
Zastanawiam się czy Ava będzie aż tak zdeterminowana by zabić rodzinkę, czy zmieni zdanie pod wpływem Liama..
Akcja szybka, nie widziałam żadnych błędów znaczących, może literówki tylko..
Pozdrawiam i weny życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Sob 9:44, 09 Maj 2009 Powrót do góry

Muszę rzec, że jest coraz lepiej i coraz ciekawiej. Podobają mi się opisy. Zdania gdzieniegdzie zgrzytały, ale dziś jestem zbyt leniwa, żeby wszystkie cytować.
Pojawia się Jacob love jak się cieszęęę. Tak go opisałaś, że normalnie... :D Krótko, ale zwięźle.
Czekam na kolejne rozdziały i życzę weny :)
Pozdrawiam,
M.
veuna
Wilkołak



Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kołobrzeg

PostWysłany: Sob 14:23, 09 Maj 2009 Powrót do góry

Chciałam tylko napisać, że opisy broni, amunicji i składu diamorfiny były bazowane na wiadomościach z Wikipedii :D Stąd wziął się napalm, broń jednostrzałowa i narkotyki wchodzące w skład diamorfiny :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
martini.
Zły wampir



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 286
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:02, 09 Maj 2009 Powrót do góry

Dziś z nudów postanowiłam przeczytac jakiś fanfick, padło na ten. Po pierwszym rozdziale jakoś nie byłam przekonana, ale czytałam dalej i... już nie mogę się doczekac 8 rozdziału. Bardzo wciągneła mnie fabuła, nowy członek Cullenów i sama Ava jest genialna! Już nie mogę się doczekac dalszego rozwoju akcji i cały czas zastanawiam się, czy ona faktycznie zabije Cullenów. Czy zrozumie/dowie się, że oni nie zaijają ludzi?

Umieram z niecierpliwości na kolejny rozdział i mam nadzięję, że długo mnie męczyc nie będziecie. xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Panna_Kaprysna
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: poza zasięgiem

PostWysłany: Sob 21:53, 09 Maj 2009 Powrót do góry


ROZDZIAŁ 8



„Hold me
Like you held on to life
When all fears came alive and entombed me
Love me
Like you love the sun
Scorching the blood in my vampire heart”*




Zdążyłam, zanim pani Manner się obudziła. Dla zachowania pozorów wskoczyłam do łóżka i przykryłam się ciepłą kołdrą. W czasie spaceru trochę zmarzłam - na zmiany temperatury nie byłam obojętna. Czułam, że przesiąkłam całą wilgocią lasu, a chłód poranka sprawił, że zadrżałam, otulając się mocniej pierzyną. Do wyjścia pozostało mi kilka godzin, więc było stanowczo za wcześnie, by wstać, ale i za późno, żeby spróbować zasnąć. Na razie z całych sił skupiłam się na tym jak się rozgrzać. Stopy miałam zimne jak lód, podobnie dłonie. Zaczęłam nimi energicznie pocierać - był to sprawdzony i niebywale skuteczny sposób. Po kilkunastu minutach moja ciepłota wróciła do normy, rozluźniłam mięśnie i poczułam się lekko znużona. Dziwnym trafem ogarnęła mnie senność, której nie byłam w stanie się przeciwstawić. Starałam się jej opierać, jednak nadaremno. Po chwili władzę nade mną przejęła wszechogarniająca potrzeba przymknięcia powiek. Kiedy to uczyniłam, poczułam, że odpływam.
„Na chwilkę” – szepnęłam do siebie, wtulając twarz w poduszkę.
Przebudziwszy się, byłam w ogromnym szoku - przespałam dobrych kilka godzin. Niczym strzała wystrzelona z łuku wybiegłam z domu, zastanawiając się, czemu starsza pani mnie nie obudziła. Będąc w połowie trasy, doznałam olśnienia: przecież dziś przypadał dzień cotygodniowych dużych zakupów. Musiała wyjechać długo przed czasem mojego planowego wyjścia do szkoły przekonana, że nie zaśpię. Nie dziwiłam jej się, bo do tego czasu mi się to nie zdarzyło.
Kiedy dotarłam do szkoły, lekcja już trwała. Postanowiłam poczekać do dzwonka, więc miałam czas na wymyślenie jakiegoś dobrego usprawiedliwienia. Nic nie przychodziło mi jednak do głowy. Przysiadłam na jednej z ławek koło parkingu. Pogoda oczywiście niczym mnie nie zaskoczyła - zimny deszcz siąpił z nieba, pokrywając mokrą powłoką wszystko dookoła. Rozglądałam się smętnym wzrokiem, poszukując natchnienia, które pozwoliłoby mi wpaść na wiarygodne wyjaśnienie. Krople wody ściekały po moich policzkach i z pojedynczych kosmyków. Zmokłam już całkiem mocno, postanowiłam zatem udać się do budynku. Stając przed drzwiami, usłyszałam za plecami znajome chrząkniecie - Jacob Black stał oparty o motor i uśmiechał się zawadiacko. Przejechał po mnie wzrokiem i zaśmiał się pod nosem.
- Wagarujemy? – zapytał, dając krok w moją stronę.
- Zaspałam – odparłam nieco zmieszana.
- W takim razie może zrobisz sobie dzień wolny? – zaproponował, uśmiechając się szeroko i eksponując swoje białe, proste zęby.
W sumie to był dobry pomysł, zawsze mogłam wykręcić się złym samopoczuciem. Przytaknęłam więc, a chłopak gestem ręki zaprosił mnie na przejażdżkę swoim motorem. Ostrożnie siadłam za nim, obejmując go w pasie. Kiedy dotknęłam jego rozpalonego ciała, zadrżałam – znów byłam przemoczona i zmarznięta, a od niego biło przyjemne ciepło. Zaśmiał się i odwrócił głowę w moją stronę.
- Nie jesteś jednak taka doskonała – stwierdził zaczepnie. – Poza tym wyglądasz jak zmoknięta kura – ocenił.
- Nie gadaj tyle, tylko ruszaj, zaraz zacznie się przerwa, ktoś nas może zobaczyć – specjalny nacisk położyłam na słowo „ktoś”.
Od razu zrozumiał aluzję i ruszyliśmy w drogę. Zimny, wilgotny wiatr smagał moją twarz. Nie czułam jednak zimna, schroniwszy się za szerokimi plecami kierowcy. Jak się domyślałam zmierzaliśmy do pobliskiego rezerwatu La Push. Chwilę później zajechaliśmy pod dom wybudowany tuż obok lasu. Zatrzymaliśmy się i zsiedliśmy z maszyny. Początkowo Jacob chciał zaprosić mnie do środka, jednak wspólnie zadecydowaliśmy, że przejdziemy się po okolicy. Wolno maszerowaliśmy w stronę plaży. Wciąż wiał nieprzyjemny, momentami porywisty wiatr. Mój towarzysz nie zwracając uwagi na niesprzyjające okoliczności pogodowe, opowiadał o rezerwacie. Chłopak z natury musiał być bardzo przyjazny i otwarty, gdyż ani razu nie zapadła pomiędzy nami niezręczna cisza. Postanowiłam nie być dłużna i również gadałam jak nakręcona. Oboje mieliśmy w tym swój cel: ja chciałam dowiedzieć się jak najwięcej o Cullenach, a Jacob o moich zamiarach. Stąpając po mokrym piachu, przystanęliśmy obok sporej kłody wyrzuconej na brzeg. Przysiedliśmy i spojrzeliśmy na wodę.
- Za co nienawidzisz wampirów? – zapytał po chwili, odgarniając włosy, które wiatr zawiewał mu na twarz.
- Nie nienawidzę ich, mam po prostu zadanie, które muszę wykonać – odpowiedziałam, wpatrując się w burzliwie falującą wodę.
- W takim razie dostajesz zlecenie i robisz, co ci karzą? Niczym się nie kierujesz? – drążył oburzony.
Sprawił, że przez chwilę zaczęłam się poważnie nad tym zastanawiać.
- Stanowią zagrożenie dla ludzi, burzą porządek, jaki panuje na świecie. To wystarczy – odparłam lakonicznie, podciągając kolana pod brodę.
Przez chwilę milczeliśmy, patrząc przed siebie.
- Powiedz mi, co wiesz o Cullenach – odezwałam się, nie odwracając wzroku od obranego gdzieś w oddali punktu.
Jake westchnął i podrapał się po głowie.
- Mieszkają wszyscy razem pod jednym dachem, Carlisle jest chirurgiem, ale tyle to chyba wiesz – spauzował.
Przytaknęłam, chowając twarz przed chłodem między swoimi kolanami.
- Nie polują na ludzi, tylko żywią się okoliczną zwierzyną, dlatego ich oczy są koloru złota, a nie czerwieni. Mimo wszystko najgorsi są ci popaprańcy: Alice, Jasper i Edward – niemal splunął, wypowiadając ich imiona – Mają jakieś dziwne zdolności. Z tego co wiem, Alice przewiduje przyszłość, ale widzi tylko nadchodzące wydarzenia, nad którymi decyzja została już podjęta. W swoich wizjach nie widzi tylko wilkołaków – zaśmiał się triumfująco.
Spojrzałam na niego poruszona. Zrozumiał, że oczekuję na dalsze wyjaśnienia.
- Jasper chyba ma zdolność wyczuwania nastrojów, a ten przeklęty Edward czyta w myślach. – Zacisnął dłoń w pięść. – Pozostali są chyba normalnymi pijawkami, ale nie wiem nic na temat tego nowego – parsknął gniewnie.
Moje przeczucia okazały się słuszne. Od pierwszego spotkania z tym chłopakiem czułam, że coś jest nie tak. Jeśli chodziło o Alice, wiedziałam, że przez swoją nieuwagę mogę zostać przejrzana. Postanowiłam, że w przyszłości będę starała się unikać jej jak ognia na tyle, na ile będzie to możliwe. Liam również mógł stanowić zagrożenie, gdyż był najbardziej tajemniczy i na dobrą sprawę nic o nim nie wiedzieliśmy.
- Powiedz mi, co zamierzasz zrobić – Jake przerwał mi rozmyślania.
- Na razie jeszcze nie wiem, nie jestem pewna jak powinnam to rozegrać. Oczywistym jest, że sama nie dam sobie z nimi wszystkim rady, a te ich zdolności tylko pogarszają sprawę. Zazwyczaj atakujemy z zaskoczenia, bo wampiry nie spodziewają się, że ludzie mogą stanowić dla nich zagrożenie. Dlatego Alice i Edward mogą mnie przejrzeć zanim cokolwiek zrobię – mówiłam wolno, wciąż analizując sytuację.
- A co z Bellą? – szepnął wyraźnie zatroskany.
Spojrzałam na niego zdziwiona, początkowo nie rozumiejąc, dlaczego o niej wspominał. Po chwili dotarło do mnie, że musi być dla niego kimś ważnym i wyjątkowym. Wyraźnie się o nią martwił.
- Ona mnie nie interesuje, mogę obiecać, że włos jej z głowy nie spadnie – uśmiechnęłam się, delikatnie próbując rozwiać jego niepokój.
Jacob zmieszał się nieco i znów spojrzał w dal. Mogłam jedynie zgadywać, że myślał teraz właśnie o niej, bo uśmiechał się subtelnie.
- Masz jakąś rodzinę? – zapytał ni stąd ni zowąd.
- Tak, braci i siostry… Zajmujemy się tym samym – ucięłam, spoglądając na niego.
- To twoja biologiczna rodzina? – dopytywał się.
- Nie, ale są mi teraz najbliżsi – odparłam, czując ciepło promieniujące w klatce piersiowej.
Zrozumiałam, że zaczęłam za nimi tęsknić bardziej, niż się tego po sobie spodziewałam. Brakowało mi szczególnie Michaela - zawsze był powiernikiem moich sekretów i wsparciem w trudnych chwilach. Przypomniało mi się, że tak dawno ze sobą nie rozmawialiśmy. Nie pisał i nie dzwonił. Poczułam się zaniepokojona. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na kreski zasięgu.
- Jest zasięg – oznajmiłam zadowolona. – Spróbuję zadzwonić.
Telefon Michaela milczał jak zaklęty. W mojej głowie zaczęły się kłębić setki najróżniejszych myśli - od błahych, do najgorszych. Westchnęłam, chowając aparat z powrotem do kieszeni.
- Nie odbiera, pewnie jest zajęty – powiedziałam, uśmiechając się.
Starałam się ukryć zaniepokojenie. Zmieniłam temat na jeden z luźniejszych. Rozmawialiśmy długo, ale zimno zaczęło o sobie przypominać. Zadrżałam na całym ciele i odruchowo przysunęłam się do Jacoba. Ciepło, które od niego biło, dawało wspaniałe ukojenie. Chłopak spojrzał na mnie kątem oka i zaśmiał się głośno.
- Prywatny grzejnik, do usług! – rzucił zawadiacko.
Roześmiałam się równie doniośle. W miejscu, w którym się znajdowaliśmy, pomimo panującego chłodu, czułam się bardzo komfortowo. Mogłam myśleć o wszystkim i być sobą. Nic mnie nie ograniczało ani nie kontrolowało. Przypomniały mi się spokojne i upojne wieczory w towarzystwie mojej świty. Siadaliśmy w salonie, przy rozpalonym kominku i do rana toczyliśmy różnego rodzaju dysputy. Żartom i przepychankom nie było końca. Bardzo się od siebie różniliśmy: odmienne charaktery, upodobania, poglądy. Jedyną rzeczą, która nas łączyła była młodość i niedoświadczenie. Teraz uważam, że byliśmy zbyt niedojrzali i naiwni, żeby wiedzieć, w co się pakujemy. Craft, jego wiedza i to, co nam oferował, imponowało, kusiło. Nie liczyło się, jakim kosztem. Rodzina, dotychczasowy żywot, uciechy bytu codziennego poszły w niepamięć, ustępując miejsca nowemu, „lepszemu” życiu.
Jake nie starał się przerwać moich rozmyślań. Sam również oddalił się gdzieś w zakamarki swojego umysłu. Jego twarz czasami drgała w półuśmiechu, aby zaraz potem ukazać chłodne, gniewne oblicze. Nie wiedziałam, co mu chodzi po głowie, ale nie przerywałam. Czułam, że coś go trapi, jednak wolałam poczekać, aż być może sam mi się zwierzy.
- Śpisz, czy co? – zapytał rozbawionym głosem, spoglądając na mnie z ukosa.
- Nie, ale chyba czas się zbierać – oświadczyłam wesołym tonem, podnosząc się z wilgotnego drewna.
- Odwieźć cię? – zaproponował, dorównując mi kroku.
- Pokaż mi drogę powrotną, przejdę się ten kawałek – poprosiłam, posyłając mu szczery uśmiech.
- Jesteś pewna? To daleko – próbował się upewnić.
- Jak najbardziej – potwierdziłam, klepiąc go w umięśnione ramię.
Żegnając się, wskazał mi kierunek. Drogę zapamiętałam wcześniej. Szłam wolnym, sunącym krokiem wzdłuż pobocza. Miałam mokre włosy, które wywijały się pod wpływem wilgoci. Buty i ubranie było przemoczone, musiałam więc wyglądać naprawdę żałośnie. Aby poprawić swoje samopoczucie przeczesałam włosy palcami. Do domu miałam jeszcze kawałek, zatem przyśpieszyłam kroku. Kiedy dostrzegłam nadjeżdżający z naprzeciwka samochód, usunęłam się bardziej w bok. Jechał bardzo szybko, zanim się zorientowałam już mnie minął, ochlapując przy tym moje nogi. Zaklęłam pod nosem i nie spoglądając za siebie, ruszyłam dalej. Parę minut później usłyszałam warkot silnika. Odwróciłam się i zobaczyłam ten sam samochód, co wcześniej. Czarna, sportowa sylwetka wozu sunęła nieco wolniej niż poprzednio w moją stronę. Zaciekawiona przystanęłam na chwilę, by spróbować przyjrzeć się kierowcy, jednak nie mogłam dostrzec nikogo przez przyciemnione szyby. Niewiele myśląc zaczęłam iść przed siebie. Auto minęło mnie i kawałek dalej zatrzymało się. Kierowca wrzucił wsteczny i przyhamował tuż obok mnie. Automatyczna szyba zsunęła się, ukazując postać siedzącą za kierownicą. Liam. Jęknęłam w duchu. Nie wiedziałam, po co zawrócił, zauważając mnie idącą poboczem. Przyglądał mi się widocznie rozbawiony. Na jego twarzy widniał urzekający i zarazem niebezpieczny uśmieszek. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe, bynajmniej nie z oczarowania, ale ze strachu.
- Wsiadaj – powiedział swoim diabelsko seksownym głosem.
- Ni-nie trzeba – wyjąkałam. – Już niedaleko – uśmiechnęłam się niepewnie, ocierając dużą kroplę, ściekającą mi po czole.
Chłopak uniósł brwi, spoglądając na pustą drogę ciągnącą się w nieskończoność.
- Czyżbyś się bała? – zapytał zaczepnie, śmiejąc się pod nosem.
Pierwszy raz widziałam go w tak świetnym humorze. Wyglądał jakby nie mógł opanować rozbawienia. Zastanowiłam się dwa razy zanim dałam mu odpowiedź - jeśli ponownie bym odmówiła, zacząłby podejrzewać, że być może wiem, kim jest i dlatego się boję.
- Nie, ale jestem cała mokra i brudna, nie chcę zabłocić ci samochodu.
Ta wymówka okazała się zbyt mało wiarygodna. Liam nalegał, więc w końcu postanowiłam się poddać i niechętnie wsiadłam. Samochód ruszył z piskiem opon, zawracając w stronę, w którą poprzednio zmierzał. Zaskoczona, szerzej otworzyłam oczy i spojrzałam na chłopaka zaniepokojona.
- Przecież ja mieszkam w mieście – powiedziałam lekko drżącym głosem.
- Do mnie jest bliżej, wysuszysz się, zagrzejesz i odwiozę cię do domu – odpowiedział spokojnie, patrząc przed siebie.
Jechaliśmy z zawrotną prędkością. Siła pędu wciskała mnie w fotel. Zmierzaliśmy do ostatniego miejsca na ziemi, w którym chciałabym się znaleźć. Spojrzałam na Liama, który skrzywił się nieco i włączył nawiew w samochodzie.
- Byłaś w La Push – zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie niż pytanie.
Musiał wyczuć zapach mojego nowego przyjaciela.
- Tak – odparłam po chwili. – Spotkałam się z Jacobem Blackiem, poznaliśmy się ostatnio. – Wiedziałam, że i tak był pewien, że dzisiejszy dzień spędziłam w obecności któregoś z członków sfory.
Nie odpowiedział. Zaparkowaliśmy pod dużym, pięknym domem. Niepewnie wysiadłam, biorąc głęboki wdech i starając się dodać sobie otuchy. Kiedy przeszliśmy przez próg, stanęłam oniemiała. Przestronne, jasne pomieszczenia witały mnie dookoła.
- Nie krępuj się, na razie jesteśmy sami, wszyscy są poza domem – powiedział Liam, wynurzając się zza moich pleców.
Być może te słowa miały mnie podnieść na duchu, ale wciąż czułam się zagrożona w jego towarzystwie. Zdjęłam mokre buty i ustawiłam je na przedpokoju. Chłopak na chwilę zniknął, lecz już po chwili zjawił się, trzymając w dłoniach koszulkę i dresowe spodnie.
- Przebierz się, na górze jest łazienka, a zaraz obok niej mój pokój – poinstruował, wskazując na schody.
Niepewnie ruszyłam na górę. Stopy miałam tak przemarznięte, że prawie ich nie czułam. Kiedy znalazłam się w jasnej, niemal eterycznej łazience, zdjęłam z siebie mokre ubrania i założyłam suche. Panował tam nieskazitelny porządek. Przed wyjściem oparłam się o dużą wannę i pomodliłam w duchu. Wzięłam dwa głębokie oddechy i trzymając mokre rzeczy w dłoniach, odnalazłam pokój Liama. Był niewielki w porównaniu do innych pomieszczeń znajdujących się w tym domu. Od podłogi do sufitu sięgały regały zapełnione płytami z muzyką i książkami. W kącie stała czarna, zamszowa kanapa, a obok biurko i krzesło. Oczywiście i tutaj panował porządek, który bardzo kontrastował z artystycznym nieładem w mojej sypialni. Podeszłam do kanapy i zawahałam się. Było cicho jak makiem zasiał. Dokładnie słyszałam swój oddech i bicie serca. Każdy mój ruch zdawał się wywoływać hałas i zamieszanie.
- Usiądź, proszę – usłyszałam miękki, znajomy głos za moimi plecami.
Chłopak zjawił się niespodziewanie, poruszając się tak cicho, że niemal podskoczyłam, kiedy podszedł do mnie, trzymając w ręce kubek z gorącą herbatą. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się, dziękując. Usiadłam na kanapie i wzięłam łyk napoju, który przepłynął przez mój przełyk, zostawiając po sobie falę ciepła. Liam opadł na drugi kraniec mebla i spoglądał na mnie wciąż rozbawiony.
- Lepiej? – zapytał, wpatrując się w trzymany przeze mnie kubek.
- Tak, dzięki – odparłam, uciekając wzrokiem od jego hipnotyzującego spojrzenia.
Chciałam jak najszybciej stąd wyjść. Myślałam nad różnymi ewentualnościami, co do tego, co mnie może spotkać. Jednego byłam pewna: tutaj nie mogłam czuć się bezpiecznie. Przed dłuższą chwilę milczeliśmy. Nie skupiałam się na niczym poza próbami uciszenia mojego szalejącego serca. Wzięłam kolejny łyk herbaty i spojrzałam na mojego towarzysza, który utkwił we mnie wzrok. Jego wręcz marmurowa skóra kontrastowała z ciemnymi włosami i oczami. Miał idealną linię szczęki i cały układ twarzy, a do tego wspaniałe, atletyczne ciało – wyglądał jakby go sam Michał Anioł dłutem wyrzeźbił.
- Nie jesteś taka jak inni – powiedział prawie szeptem.
O mały włos nie zakrztusiłam się, słysząc te słowa. Myślałam, że dostanę ataku paniki na myśl o tym, że mógł mnie przejrzeć.
- Co masz na myśli? – odparłam, starając się opanować szok.
- Myślę, że wiesz, kim jestem – stwierdził, badając mnie wzrokiem.
Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Patrzyliśmy na siebie, a w pomieszczeniu zapadło grobowe milczenie. Moje serce znów biło jak dzwon. Wiedziałam, że oboje je słyszymy.
- Jak to, kim? – próbowałam się wymigać.
- Nie zwiedziesz mnie, jestem pewien, że wiesz – nie dał za wygraną.
„To koniec. Nie mam jak uciec i nie mam się jak bronić.”- pomyślałam gorzko i odwróciłam od niego wzrok.
- Zastanawiam się tylko, do czego zmierzasz i dlaczego tak skrzętnie ukrywasz swoją tożsamość – wyszeptał. – Intrygujesz mnie… Nie jesteś jak te wszystkie istoty - wątła i delikatna, aż strach się zbliżyć, żeby ich nie skrzywdzić, a jednak wciąż jesteś taka ludzka…
Spojrzałam na niego zszokowanym wzrokiem. Nie wiedziałam, do czego zmierza. Patrzył na mnie wzrokiem dziecka, które pożądało nowej, interesującej zabawki. Serce na chwile zamarło w mojej klatce piersiowej. Czułam jak niechybnie zbliża się mój koniec.
Oczy Liama błyszczały dzikim blaskiem. Pochłaniał mnie wzrokiem, niemal pożerał każdy fragment mojego ciała. Spuściłam wzrok, oczekując na dalsze wydarzenia. Nagle poczułam jak jego zimna dłoń musnęła mój policzek. Smukłe palce zawędrowały wzdłuż szyi, aż do ramienia. W nadludzkim tempie znalazł się zaledwie kilka centymetrów ode mnie.
- Wciąż taka ciepła… - powiedział głosem pełnym podziwu.
To było chore. Pastwił się nade mną jak jakiś psychopata. Jego dotyk sprawiał, że nie mogłam się ruszyć. I to hipnotyzujące spojrzenie, głos... Jak drapieżniki wabiący swoją ofiarę. Spoglądałam na niego oczami pełnymi przerażenia i odrazy. Chłopak wciąż podziwiał mnie jak istotę nie z tego świata. Zanurzył twarz w moich włosach i musnął ustami szyję. Poczułam słodką woń jego oddechu, którą przez chwilę mimowolnie się upajałam.
- Nawet pachniesz jak ludzie…- wyszeptał mi koło ucha z dziką fascynacją.
Poczułam nieznane mi dotąd uczucia. Każda część mnie pożądała go. Wszystkie zmysły dziko reagowały na jego obecność. Starałam się z nimi walczyć, bronić się z całej siły, ale wciąż nie mogłam się poruszyć. W końcu odskoczyłam jak poparzona, upuszczając kubek. Naczynie zbiło się z hukiem, a ja kucając na podłodze niczym zwierzę, spoglądałam na niego, ciskając oczami pioruny. Czułam jednocześnie gniew i strach. Widząc to, Liam uśmiechnął się łobuzersko i rozłożył szeroko ramiona na oparciu kanapy. Już byłam gotowa do ucieczki, ale odezwał się ponownie.
- Powiedz mi, czym jesteś, dlaczego nie jesteś taka jak inni ludzie. – Patrzył na mnie zaintrygowany.
- Jestem człowiekiem – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Od kiedy to ludzie mają tak wrażliwe zmysły, są odporni na ból, szybcy, silni i tak wytrzymali? – wymieniał gwałtownie.
Zdawał się być poirytowany.
- Nie twój interes – rzuciłam, prawie warcząc.
W sekundzie znalazł się tuż przede mną. Niemal stykaliśmy się nosami. Znów poczułam znajomy, upajający zapach.
- Jesteś wspaniała – stwierdził, gładząc mnie delikatnie po twarzy. – Jesteś dla mnie wymarzoną istotą. Silna, szybka, wytrzymała, a jednak wciąż ludzka. Twoje serce bije, twoja skóra jest ciepła i miękka, w twoich żyłach płynie krew… - Jego oczy wciąż błyszczały.
- To jest chore! – krzyknęłam. – Marzysz tylko o tym, by mnie zabić, pożywić się moją krwią, a jednocześnie zachwycasz się moim istnieniem! To obrzydliwe jak możesz być takim hipokrytą… Ty i cała twoja rodzina… - sączyłam jad w każdym wypowiadanym słowie.
W przypływie adrenaliny poderwałam się na równe nogi i zerwałam do biegu. Nim się zorientowałam, biegłam oszołomiona przed siebie. Bosymi stopami uderzałam o zimą ziemię, nie zważając na to, że mogłam się pokaleczyć. Chwilę później dostrzegłam światła miasta, lecz wciąż nie zwalniałam. Kiedy znalazłam się w swoim pokoju, znów byłam mokra i zziębnięta. Zdjęłam z siebie ubrania i z dzikim gniewem cisnęłam je na ziemię. Zakryłam dłońmi twarz i upadłam na kolana. Oddychałam chaotycznie i szybko. Mamrotałam przekleństwa w kierunku tych potworów, które po dzisiejszym zajściu napawały mnie odrazą.


* HIM - Vampire Heart
Tłumaczenie:
„Trzymaj mnie...
Tak jak trzymasz się życia,
Kiedy wszystkie lęki ożywiają i nawiedzają mnie
Kochaj mnie...
Tak jak kochasz słońce,
Palące krew w moim wampirzym sercu”


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Panna_Kaprysna dnia Sob 22:12, 09 Maj 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 23:09, 09 Maj 2009 Powrót do góry

Jestem szczerze zachwycona sposobem w jaki opisałyście Liama. Bosko. Mój ulubiony bohater z tego ff^^
Robi sie coraz ciekawiej. Zastnawia mnie co teraz zrobi Ava, czy sprzymierzy się ze sforą, czy jednak stanie po stronie Cullenów. Szczerze mówiąc to nie mam bladego pojęcia, bo oba scenariusze wydają mi się równie prawdopodobne. Styl robi sie z części na część coraz lepszy. Mimo, że rozdział był dość długi czuję wielki niedosyt Wink
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
NaNo__lAdy_bY_...
Człowiek



Dołączył: 06 Mar 2009
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 9:41, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Jacob czy Liam? Stawiam na Liama.
Jakie ty masz tępo, dziewczyno! Oczywiście cieszę się, że tak szybko dodajesz kolejne rozdziały. Czytam od początku, ale dopiero teraz pokusiłam się o skomatowanie. Na poczatku myślałam:
"Co? Łowca? A zakocha się w ofierze, ze wzajemnością, oczywiście. Potem walka z innymi łowcami o zdrade, wygrana, oraz Very Sweet Lovee"
Ale teraz twoje opowiadanie uwarzam za naprawde godne uwagi. Sama psyhika głównej bohaterki podpowiada, że tak łatwo to nie będzie. Oczywiście zakochałam się w Liamie, co nie znaczy, że Edward poszedł w odstawke [!]
To jej zdobywanie wieczy na temat wroga.. Czy ona przypadkiem nie chce ich zlikwidować dletego, że pustoszyli Seattle? A teraz dowiedziałą się, że nie zywia się ludzką krwią. Hmm. Po przczytaniu tych ośmiu rozdziałów nadal czuje niedosyt.
Twój styl pisania mnie urzekł. Karzde zdanie przemyslane. Lekko się czyta. Naprawde wartoąciowe ff. Ciesze się, jak rozwinełąs opowiadanie i nie zmarnowałaś tak dobrego pomysłu. Słodzenia w nim nie ma,narazie, co mnie bardzo cieszy, bo już trochę dość mam tych 'słitaśnych' opowiadań.
Tradycyjnie weny i czasu życzę.

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Nie 10:20, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Czyli jednak nastepna miłość wampira i specyficznego człowieka została wplątana w to opowiadanie.. Szczerze to jestem sceptyczna jeśli chodzi o ten pomysł, ale poczekam na rozwój wydarzeń, bo może mnie zaskoczysz treścią.
Świetnie stworzyłaś postać Liama, był taki pociągający, kuszący nie dziwie się, że panna straciła głowę.
męczy mnie pytanie, co zrobiłaś "rodzeństwu" Avy??? że urwał się kontakt z nimi.
czyta się jak zwykle szybko i przyjemnie, szacunek dla twojej bety.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Immortal.
Nowonarodzony



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bezczas

PostWysłany: Nie 10:27, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Opowiadanie jest jednym z lepszych na tym forum, ale mam do niego jedno zastrzeżenie. Dotyczy ono diamorfiny, a konkretne jej składników. Napisałaś, że składa się ona z narkotyków i łączącego je składnika. Łączący składnik to pewnie jad wampirzy, ale nie o to chodzi. Skoro Cullenowie mają tak dobry węch, czemu nie wyczuli heroiny czy amfetaminy? Trochę to dziwne biorąc pod uwagę, że w czwartym tomie wyczuli morfinę w krwi Belli. Mam nadzieję, że nam to jakoś wytłumaczysz.
To taki mały szczególik.
Teraz coś o bohaterach.
Uwielbiam główną bohaterkę. Zawsze jakaś niewytłumaczalna siła ciągnęła mnie do tzw. ,,ciemnych charakterów''. Po prostu uważam, że są bardziej tajemniczy, a przez to ciekawsi. Mam nadzieję, że pociągniesz dalej ten nastrój tajemniczości i niedopowiedzeń. I jedna prośba. Nie zamieniaj ich w ,, cukierki'' !!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Greenpoint
Wilkołak



Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:00, 10 Maj 2009 Powrót do góry

wplątanie do fabuły Jacoba to dość ciekawy pomysł, jednak jak dla mnie, za bardzo scalający się z oryginałem. Jestem prawie pewna dalszego rozwoju akcji, i nie za bardzo cieszy mnie ta wiedza. Jest to zdecydowanie za bardzo przewidywalne, ale oczywiście, mogę się mylić.
Ten rozdział wydaje mi się trochę niedopracowany. Wszystko toczy się ciut za szybko, odbierając czytelnikowi przyjemność oczekiwania. Wyłapałam kilka błędów.
Myślę, że Edward wie co nieco o planach Avy.
Jak już wcześniej pisałam, stworzenie nowych bohaterów jest nie lada zadaniem, i w tym momencie, Liam za bardzo zaczyna mi się kojarzyć z Edwardem z sagi.
No cóż, czytać będę dalej, i mam nadzieję, że się mile zaskoczę dalszymi rozdziałami.
btw - jakie jest ilościowe zamierzenie co do rozdziałów?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
veuna
Wilkołak



Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kołobrzeg

PostWysłany: Nie 11:08, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Greenpoint napisał:

Jak już wcześniej pisałam, stworzenie nowych bohaterów jest nie lada zadaniem, i w tym momencie, Liam za bardzo zaczyna mi się kojarzyć z Edwardem z sagi.


Wierz mi gdyby Edward był chociaż trochę podobny do Liama to bym go kochała nad życie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
martini.
Zły wampir



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 286
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:28, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Mnie się ten rozdział podobał jak zawsze. Wink Chociaż trochę przeszkadza mi Jacob, ale ja go chyba nigdy nie polubię. xD A Liam... hm.. jest indrygujący! Chciała bym wiedziec o nim coś więcej. Również nie mogę się doczekac kiedy Ava zacznie działac, kiedy podejmie jakąś decyzję.
Wasze opowiadanie jest dla mnie jak narkotyk! ; pp Co chwię zaglądam i sprawdzam czy nie pojawił się nowy rozdział.

Dużo Weny, Życzę !!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
anula00
Człowiek



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Nie 12:53, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Zauważyłam wczoraj twoje ff i na początku mnie nie wciągneło ale czytając dalej jest coraz ciekawiej.
Widac że główna bohaterka będzie mniała nie lada problem mniędzy Liamem, Jacobem no i nie zapomnijmy o jej niby bracie Michaelu. Chociaż moim zdaniem nie powinien byc tu wplątany Jacob,on nalezy do innego trójkąta.
Ale to twoje ff a to moje odczucia.
A tak ogółem super pomysł czekam na dalsze losy łowczyni.
Duzo weny. Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin