FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Diamorfina [Z] Rozdział 13 + epilog Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poll :: Chcemy wiedzieć: czytacie?

Tak.
82%
 82%  [ 70 ]
Nie.
9%
 9%  [ 8 ]
Zaczęłam, ale zrezygnowałam.
8%
 8%  [ 7 ]
Wszystkich Głosów : 85


Autor Wiadomość
Panna_Kaprysna
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: poza zasięgiem

PostWysłany: Nie 19:06, 10 Maj 2009 Powrót do góry

RODZIAŁ 9


"I wanna I wanna I wanna touch you
You wanna touch me too
Everyday but all I have is time
Our loves the perfect crime" *



Podniosłam się z ziemi i usiadłam na łóżku. Starałam się uspokoić na wszystkie możliwe sposoby. Żałowałam, że wypiłam wino, które przywiozłam, bo dzięki niemu wyciszyłabym się i może nawet pomogłoby mi zasnąć. Ostatecznie miałam jeszcze całą paczkę papierosów. Łapczywie odpaliłam jednego i głęboko wciągnęłam dym. Uchyliłam okno, żeby zapach nie przedostał się na dół - gdyby pani Manner go wyczuła, mogłoby być nieciekawie… Chociaż tak naprawdę miałam to gdzieś.
Chciałam jak najszybciej skontaktować się z Michaelem i powiedzieć mu, że wszystko szlag trafił. Najprawdopodobniej zostałam przejrzana i przydałoby się, żebym jak najszybciej stąd zniknęła. Wypalając papierosa do końca, niedbale wyrzuciłam niedopałek za okno. Ponownie chwyciłam za paczkę i odpaliłam następnego. Chodziłam w kółko, zastanawiając się, co zrobić.
Chaotyczne myśli, w których co chwilę widziałam twarz Liama, nie dawały mi się skupić. Klęłam pod nosem, wyrzucając z siebie wszystkie znane mi obelgi. Michael nie odbierał telefonu, a skrzynka mailowa była pusta. Na chwilę zgłupiałam. Przecież sam kazał mi się odzywać, gdyby się coś działo, a teraz milczy. Czyżby zostawili mnie tutaj na pastwę losu? Moje podejrzenia tylko się potwierdziły, kiedy wybierałam numery reszty przyjaciół, a sytuacja się powtarzała. Nikt nie odbierał. Byłam w totalnej rozsypce, martwiłam się o swoje życie, o nich…
Gdy wypaliłam pół paczki, nie pozostało mi nic jak iść spac. Zgasiłam światło i położyłam się do łóżka. Moje myśli krążyły wokół Liama, jego słów i oczu, które błyszczały niczym gwiazdy. Momentami nawet czułam jego zapach, który pieścił moje zmysły. Drżałam na całym ciele, leczy tym razem nie z zimna. Analizując jego słowa, dotarło do mnie, co mógł mieć na myśli. To, że go fascynowałam było związane z moją niezwykłością. Wampiry zwykle nie bratały się z ludźmi, poza Edwardem i Bellą. No właśnie. Widziałam jak dwoił się i troił, żeby nie zrobić jej krzywdy, jeden nieprzemyślany ruch i dziewczyna mogła nie żyć. Zauważyłam jak bacznie ją obserwuje, dbając o to by była bezpieczna. Miałam świadomość jak musi mu być z tym ciężko, a do tego walczył z palącym pragnieniem.
Liam musiał jednak dostrzec niezwykłość mojego zachowania w stołówce i na lekcji wychowania fizycznego, gdy odbita z taką siłą piłka ledwo mnie drasnęła. Zapewne pociągała go moja siła i wytrzymałość, przy której nie musiałby się obawiać o to, że mógłby mnie skrzywdzić czy zranić. Ponadto zachowałam wszystkie cechy istoty żywej, która dla niego wydawała się nadzwyczaj piękna, krucha i pociągająca. Wszystkie wampiry z Forks walczyły z pragnieniem, były zobowiązane nauczyć się zachowywać jak ludzie i żyć jak oni. Chociaż nie wiem jak bym się upierała, musiałam stwierdzić, że nie czynią nikomu krzywdy.
Najprawdopodobniej Liam nie chciał mnie zabić, raczej był zauroczony moim bytem. Zgadywałam, że nigdy wcześniej nie spotkał się z czymś do mnie podobnym. Nie wiedziałam, czy inni także dostrzegli moją odmienność, modliłam się o to, żeby tak nie było, ale nawet, jeśli tego nie zauważyli, to miałam świadomość, że Liam nie omieszka ich o tym poinformować.
Był tak nieziemsko piękny, że każde wspomnienie o nim sprawiało, że zapominałam jak się nazywam. Dowiedziałam się jeszcze jednego: przy nim zmieniałam się z nastoletniej dziewczyny w kobietę, co mnie dodatkowo zawstydzało i krępowało. Skarciłam się w duchu, że tak dużo czasu poświęcam na dumanie o nim. Odwróciłam się na bok i zamknęłam oczy. Przez uchylone okno do pokoju wdzierało się wilgotne powietrze. Kiedy poczułam, że chłód zaczyna mi doskwierać, odwróciłam się, aby wstać i je zamknąć.
W najdalszym rogu pokoju, tuż przy oknie, stał powód mojego zmieszania. Oparty barkiem o ścianę lustrował wzrokiem okolicę. Zdawał się zupełnie nie zwracać na mnie uwagi. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a oczy znów były puste, jakby zamglone.
- Jak do cholery… – wymknęło mi niespodziewanie.
Po chwili dotarło do mnie, że to przecież dla niego żaden problem dostać się tutaj. Dodatkowo, jakby na zachętę, lufcik został uchylony. Liam wciąż stał jak posąg, nie dając znaku życia. Byłam podenerwowana, ale bałam się poruszyć. Kiedy próbowałam włączyć lampkę znajdującą się obok, w ułamku sekundy znalazł się przed moim nosem.
- Napawam cię takim obrzydzeniem, a jednak chcesz zapalić światło, by lepiej mi się przyjrzeć? – zapytał drwiąco.
- Czego chcesz? – wysyczałam, stojąc sztywno.
Patrzył na mnie i wstrzymał upozorowany oddech. Stał tak blisko, że czułam bijący od niego chłód. Znowu byłam ofiarą, czekającą na egzekucję, jednak tym razem mogłabym się bronić. Przypomniałam sobie o pistoletach ukrytych pod łóżkiem, ale chłopak nie pozwalał mi się poruszyć. Gdy spróbowałam się odsunąć, chwycił mnie za ramiona i rzucił na łóżko. Pochylał się nade mną, trzymając moje ręce w silnym uścisku. Przybliżał swoją twarz powoli, a ja wiedziałam, czym to się skończy. Odruchowo zamknęłam oczy. Jego oddech tak zimny, że niemal ciął moją skórę i bezlitośnie mnie obezwładniał.
Po chwili przestałam się przeciwstawiać i rozluźniłam wszystkie mięśnie. Byłam gotowa na to, co miało nastąpić. Odliczając ostatnie sekundy mojego życia, poczułam ciężar na klatce piersiowej. Przygniatał mnie, ale nie sprawiał bólu. Niepewnie otworzyłam oczy i zobaczyłam głowę Liama, która spoczywała na mojej piersi. Rozluźnił uścisk do tego stopnia, że miałam szansę się wyrwać, jednak zawahałam się. Chłopak jak w transie nasłuchiwał bicia mojego serca wkomponowanego w szybkie oddechy. Zdziwiona, spoglądałam w błogi wyraz jego twarzy, po której ukradkiem przemykał uśmiech. Wiedziałam, że dałabym radę go zrzucić i chwycić za broń, ale zrozumiałam, że przecież nie jesteśmy w domu sami. Wyobraziłam sobie minę pani Manner, gdyby usłyszała strzały, a następnie zobaczyła palące się zwłoki na środku pokoju. Póki co zrezygnowałam.
- Piękne… – wyszeptał, podnosząc się i kładąc obok.
Posłanie było tak małe, że sama ledwo się na nim mieściłam, nie wspominając już o moim masywnym towarzyszu. Nie dało się uniknąć styczności z jego umięśnionym ciałem. Chłopak wtulił twarz przy mojej szyi, tuż nad ramieniem. Nie odważyłam się zaprotestować, a poza tym wiedziałam, że gdyby chciał mnie zabić, zrobiłby to wcześniej.
Czułam się niezręcznie w jego obecności, każde muśnięcie jego ciała powodowało moje drżenie. W milczeniu odliczałam sekundy i minuty, które z wolna płynęły. Liam wciąż słuchał jak moje serce bije i gdyby nie świadomość tego, że nie sypia, pomyślałabym, że właśnie zasnął. Gdy wstrzymywał oddech, czułam jakby obok mnie leżały zimne zwłoki, a na dodatek w łóżku było ciasno jak w trumnie, brakowało jedynie pokrywy.
- Czy mogę coś sprawdzić? – jego miękki i delikatny głos wyrwał mnie z zamyślenia.
„Najpierw mnie rzuca na łóżko i przytrzymuje siłą, a teraz pyta o pozwolenie.” – pomyślałam ironicznie.
- Najpierw powiedz co – odparłam stanowczo, spoglądając na niego spode łba.
Starałam się, żeby w moim głosie nie zabrzmiała ani jedna nuta przerażenia. Liam uśmiechnął się łobuzersko.
- Chcę zobaczyć jak smakujesz – wyszeptał mi kusząco do ucha.
Gdybym mogła, zerwałabym się z łóżka, ale strach na nowo mnie sparaliżował.
- Czyli jednak miałam rację – stwierdziłam, wzdychając. – Po co pytasz, skoro wiesz, że nawet jeśli odmówię, weźmiesz co chcesz siłą?
Podparty na łokciu pokiwał przecząco głową. Delikatnie ujął moją dłoń i przysunął ją do swoich ust. Uśmiechnął się, ukazując białe kły, które normalnie nie rzucały się w oczy. Ścisnęło mnie w żołądku na myśl o tym, co chce zrobić. Wziął mój palec wskazujący i delikatnie acz stanowczo wbił w niego swój kieł. Byłam zbyt zdezorientowana, żeby poczuć ból. Ujrzałam tylko małą kropelkę krwi wyciekającą z niewielkiej rany. Wampir spił delikatnie krew z mojego palca. Po chwili jego oczy zabłysły dziko i niebezpiecznie.
Gwałtownie zeskoczył z łóżka i stanął pod oknem. Walczył ze sobą, poskramiając pragnienie mojej krwi. W tym momencie nie różnił się niczym od wcześniej spotykanych potworów. Zszokowana, zastanawiałam się, kto wygra: żądza czy silna wola. Przyglądając mu się, stawiałam oczywiście na żądzę. Ku mojemu zdziwieniu, chłopak powoli wracał do siebie. Blask w oczach przygasł i wyglądał na tak samo przerażonego jak ja.
- Stanowczo twoja krew smakuje lepiej niż pachnie – ocenił, obdarowując mnie uśmiechem.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Po mistrzowsku powstrzymał się przed popełnieniem zbrodni, której miałam być ofiarą. Chwilę później znów znalazł się u mojego boku. Leżał wpatrując się w sufit. Tego wieczora nic nie mogło mnie już zaskoczyć.
Zastanawiałam się tylko nad tym, dlaczego tutaj przyszedł po słowach, które usłyszał? Co nim kierowało, że wciąż trwał u mojego boku, domyślając się, co na jego temat sądzę? Nawet nie zauważyłam, kiedy strach mnie opuścił. W tej chwili było coś magicznego.
Czułam, że zaczęła ogarniać mnie senność. Ta sama, z którą nie miałam siły walczyć. Opętała moje ciało i umysł. Powieki stały się ciężkie, a oddech wyrównał się. Ostatkami sił patrzyłam na boskie oblicze mężczyzny, który leżał obok mnie i z delikatnym uśmiechem wpatrywał się jak odpływam w niebyt.
Przebudziłam się wczesnym rankiem. Promienie słońca oświetlały pokój. Widziałam drobinki kurzu unoszące się w powietrzu. Leżałam sama, zaplątana w pościel. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się dookoła. Pomieszczenie było puste, a wspomnienie wydarzeń sprzed paru godzin zdawało się być jedynie snem. Pogładziłam się po włosach, które niedbale opadały na moje plecy i ramiona.
Jedynym dowodem na autentyczność zdarzeń z poprzedniej nocy był mały, zaczerwieniony punkt na moim palcu. Byłam niebywale wypoczęta i zrelaksowana, ale wszystko to prysło, kiedy wspomniałam cały miniony dzień. Wstałam i ubrałam się pośpiesznie, związując włosy w warkocz. Pani Manner krzątała się po kuchni, przygotowując śniadanie. Szybko zjadłam przygotowane kanapki i popiłam łapczywie herbatą. Pożegnałam się, posyłając jej uśmiech i wyszłam na podjazd. Odpaliłam samochód i ruszyłam do szkoły. Gdy zaparkowałam, chwyciłam plecak z tylnego siedzenia i ruszyłam na wf. W przebieralni było już tłoczno, przywitałam się z Jessiką, która właśnie się przebierała.
- Czemu cię wczoraj nie było? – zapytała, podciągając spodenki i ściągając w pasie sznurki.
- Zatrułam się czymś – rzuciłam skrótowo.
Ubrałam dres i adidasy, po czym poprawiłam warkocz i mocniej związałam go gumką. O dziwo Bella i Edward siedzieli już na sali, dyskretnie o czymś rozmawiając. Pomachałam im na przywitanie, upominając się w duchu, aby kontrolować swoje myśli. Bella uśmiechnęła się ciepło, a jej towarzysz rzucił mi zaciekawione spojrzenie.
Zignorowałam go, zaczynając rozgrzewkę. Jak zwykle mieliśmy lekcję ze starszą klasą. Biegaliśmy w kółko, rozciągając mięśnie. Kiedy skończyliśmy, z ust trenera padło jedno słowo: koszykówka. Akurat za tą grą nie przepadałam. Po pomieszczeniu rozeszło się westchnienie. Uśmiechnęłam się do stojącego obok Mike’a, któremu to zajęcie również nie przypadło do gustu.
- Tym razem drużyny będą mieszane – oświadczył profesor. – Kapitanami zostaną Liam i Mike. Wybierzcie swoich zawodników.
Nawet nie zauważyłam, kiedy się pojawił. Nasze spojrzenia spotkały się w pół drogi. Czarna koszulka spowiła jego ciało, ale nie ukrywała doskonałości. Widząc mnie, nie zareagował. Zdawało się, że mnie ignoruje jak wcześniej. Nie powiem, że było mi to nie na rękę, ale poczułam się dziwnie zawiedziona. Chłopcy mogli wybierać spomiędzy dwóch klas. Jako pierwszy głos miał Mike – zaprosił mnie gestem ręki na swoją stronę boiska. Kiedy byliśmy już rozdzieleni, zaczął się mecz. Zawodnik przeciwnej drużyny odebrał nam piłkę i kozłował ją w stronę kosza. Wszyscy rozbiegli się po obu stronach boiska. Mike usilnie starał się ją odebrać, ale mu się nie udało.
Nigdzie w pobliżu nie widziałam Liama, więc postanowiłam spróbować. Przeciwnik, widząc przed sobą dziewczynę, starał się ze mną igrać. Stanął jak wryty, unosząc ręce do góry, kiedy został z niczym, a ja zawróciłam na stronę konkurentów. Biegłam, odbijając piłkę i sprawnie omijając przeciwników. Nagle przede mną wyrósł Liam. Nie mogłam przejść obok niego, więc postanowiłam rzucić piłkę. Wyskoczyłam do góry a on wraz ze mną. Zanim się obejrzałam odbiłam się od jego twardego ciała i upadłam z hukiem na ziemię. Piłka szybowała w powietrzu, odbiła się od tablicy i zakręciła na poręczy. Nie wiem, jaki cud sprawił, że wleciała do kosza, ale po boisku rozszedł się gwizdek, oznaczający punkt. Nauczyciel szybko podbiegł, żeby sprawdzić czy żyję. Musiało to wyglądać naprawdę groźnie, gdyż na jego twarzy malowało się przerażenie.
- Ava, nic ci nie jest? – pytał chaotycznie.
- Nie, w porządku – odparłam, podnosząc się z ziemi i spoglądając na Liama.
Profesor pokiwał głową z zrezygnowaniem i oświadczył:
- Dla własnego bezpieczeństwa lepiej graj w drużynie Liama, jest większe prawdopodobieństwo, że nic ci więcej nie zrobi. – Rzucił mu oskarżycielskie spojrzenie.
Miałam wrażenie, że chłopak zaśmiał się pod nosem. Najwidoczniej o to mu chodziło.
Resztę meczu graliśmy po tej samej stronie. Szliśmy jak burza, zdobywając kolejne punkty. Przeciwnicy byli tak zrezygnowani, że w końcu zaniechali wszelkich starań. Dawno się tak nie ubawiłam, widząc jak Mik, biegając z jednego końca boiska na drugi, w połowie kolejnej rundy nie mógł złapać tchu. Kiedy bezapelacyjnie ogłoszono nasze zwycięstwo, podaliśmy sobie dłonie na znak podziękowania za udany mecz.
Zadzwonił dzwonek i wszyscy udaliśmy się do szatni. Widziałam jak Liam odprowadza mnie wzrokiem. Jego spojrzenie nie przepełniało mnie już przerażeniem. Uśmiechnęłam się delikatnie i zniknęłam w pomieszczeniu. Po meczu nabrałam ochoty na papierosa.
„Tak dla zdrowotności.” – pomyślałam, śmiejąc się w duchu. Przebrałam się szybko i wyszłam ze szkoły, kierując się w stronę samochodu. Na końcu ulicy dostrzegłam dziwnie znajomy wóz. Kiedy byłam już bliżej, stanęłam jak wmurowana. Miałam wrażenie, że za kierownicą siedział nie kto inny jak Michael. Gdy mnie dostrzegł, odpalił samochód i odjechał. Zszokowana, wciąż nie mogłam się poruszyć. Otrząsnąwszy się, ruszyłam biegiem do swojego auta. Wyjęłam ze schowka telefon i zadzwoniłam do niego. „Nie ma takiego numeru.” – powtarzał głos w słuchawce. Moje serce zamarło, a oddech przyśpieszył. Przetarłam oczy i przykucnęłam na ziemi.
- Co jest, do jasnej cholery? – rzuciłam na głos do siebie.
Szybko rzuciłam plecak na tylne siedzenie i odpaliłam silnik. Wycofałam samochód i ruszyłam śladem znajomego wozu. Zniknął mi z pola widzenia, ale postanowiłam rozejrzeć się po okolicy. Nie zastanawiając się nad tym, że opuszczam kolejne lekcje, krążyłam ulicami miasta, rozglądając się w poszukiwaniu widma, które zobaczyłam przed szkołą. Byłam niemal pewna, że mi się nie przewidziało. Gorączkowo sprawdzałam każdą uliczkę, ale nigdzie nie widziałam śladu po Michaelu. Postanowiłam pojechać do La Push, żeby porozmawiać z Jacobem. Kiedy znalazłam się na miejscu, wyskoczyłam z pojazdu. Chłopak stał przed swoim domem, majstrując coś przy motorze. Spojrzał na mnie zaciekawiony i po chwili przywitał szerokim uśmiechem.
- Co cię tutaj sprowadza? – zapytał, wycierając brudne od smaru dłonie w starą szmatę.
- Chciałam zapytać, czy nie zauważyliście kogoś nowego w okolicach Forks – odpowiedziałam, starając się nie zdradzić swojego zaniepokojenia.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, rzucając kawałek materiału na ziemię.
- Nie – stwierdził, przyglądając mi się uważnie. – Ale o co chodzi?
- Miałam wrażenie, że pod szkołą zobaczyłam kogoś znajomego – wyznałam. – Być może mi się zwyczajnie przewidziało – dodałam po chwili, uśmiechając się nieśmiało.
- Kogo masz na myśli mówiąc „znajomego”? – drążył.
Zawahałam się przed odpowiedzią, ale miałam przecież grać w otwarte karty. Mimo wszystko nikomu poza wampirom z Forks nic nie groziło ze strony mojego rodzeństwa.
- Zdawało mi się, że widziałam mojego brata, Michaela – powiedziałam, drapiąc się po głowie.
Jake zamyślił się na chwilę.
- Nie możesz się z nim skontaktować? – zapytał po chwili.
- Sęk w tym, że od paru dni próbuję, ale nie mogę. Nie odbierał telefonu, a dzisiaj w słuchawce usłyszałam, że nie ma takiego numeru – odparłam, ściszając głos.
- To dziwne – stwierdził, opierając się o maskę mojego samochodu – Rozejrzymy się uważnie po okolicy dzisiaj w nocy, jeśli coś zauważymy damy ci znać – dodał na zakończenie.
Wymieniliśmy się numerami telefonów. Jacob obiecał zadzwonić, jeśli się czegoś dowie. Pożegnawszy się, wsiadłam do auta i wyjechałam z La Push. Moje poszukiwania spełzły na niczym, więc postanowiłam wrócić do szkoły. Cała eskapada zajęła mi około godziny, więc opuściłam tylko jedną lekcję. Kiedy wysiadałam z samochodu, akurat zaczęła się przerwa. Idąc z wolna w stronę swojej klasy, intensywnie myślałam o Michaelu i całej mojej rodzinie. Nawet nie zauważyłam, będąc pogrążoną we własnych rozmyślaniach, jak minęłam Cullenów. Czułam na sobie wzrok Edwarda, wiedziałam, że słucha, o czym rozmyślam. Na szczęście moje myśli skupione były tylko wokół jednej postaci i uczuć, jakimi ją darzyłam.
Przyłapałam się na tym, że zwyczajnie martwiłam się i zadręczałam snuciem przypuszczeń, co do tego, co się z nim dzieje. Lekcje dłużyły się niemiłosiernie. Chciałam jak najszybciej opuścić ten budynek i cały zgiełk, który mnie otaczał. Wciąż byłam nieobecna, niestety tylko duchem.
W stołówce wpatrywałam się tępo w krople deszczu ściekające po szybie. Gdy oderwałam się na chwilę od moich rozmyślań, zauważyłam, że przy stoliku Cullenów nastąpiło poruszenie. Blondyna zauważywszy mnie, posłała mi mordercze spojrzenie. Jej oczy ciskały błyskawice w moim kierunku. Wiedziałam, że gdzieś musiałam popełnić błąd. Albo ja, albo to Liam mnie wydał. Beznamiętnie spoglądałam w ich stronę. Nie czułam strachu ani przerażenia na myśl, że wychodząc z budynku może czekać na mnie śmierć. Zastanawiałam się tylko jak dużo wiedzą, albo czego tak właściwie się domyślają.
„Show must go on” – pomyślałam, wstając od stolika i ruszając w stronę wyjścia. Edward spojrzał na mnie zszokowanym wzrokiem. Po chwili zmarszczył czoło, poderwał się i ruszył za mną. Szliśmy przez pusty korytarz, on kilka kroków za mną. Czułam na sobie jego przenikliwy wzrok.
„Jeśli myślisz, że się czegoś dowiesz to się mylisz.” – pomyślałam wiedząc, że mnie „usłyszy”. Zatrzymał się na chwilę, po czym nie dając za wygraną, dalej za mną podążał. Znaleźliśmy się na parkingu, wokoło nie było nikogo, kto mógłby nas usłyszeć. Wszyscy udali się na lekcje. Kiedy miałam zasiąść za kierownicą, chłopak chwycił mnie za ramię próbując zmusić do odwrócenia się i spojrzenia mu w oczy. Jakież musiało być jego zdziwienie, kiedy napotkał opór. Ostatecznie postanowiłam stanąć z nim twarzą w twarz.
Patrzył na mnie jakby próbował odczytać wszystkie odpowiedzi na nurtujące go pytania. Jego wzrok był zimny i gniewny. Wyglądał na zaniepokojonego.
- Kim jesteś i czego chcesz? – zapytał tonem nie uznającym sprzeciwu.
- Na głowę upadłeś? – odparłam drwiącym tonem. – Przecież jesteśmy w jednej klasie – zaśmiałam się lekko.
Odsunął się, jednak wiąż lustrował mnie wzrokiem. Wiedziałam, że gdyby spojrzenie potrafiło zabijać, już dawno bym nie żyła. Igrałam z nim, bawiłam się jego niepewnością, posyłając mu niewinny uśmiech. Byliśmy w takim miejscu, że nie mógł uczynić nic, aby zmusić mnie do odpowiedzi. Zaśmiałam się złowrogo, wsiadłam do samochodu i ruszyłam z piskiem opon. Wiedziałam, że muszę jak najszybciej ukryć się w miejscu, do którego nie mają wstępu. Postanowiłam jak najszybciej zabrać najpotrzebniejsze rzeczy z domu pani Manner i udać się do rezerwatu La Push – granicy dla nich nie do przekroczenia.



* The All-American Rejects - I wanna
Tłumaczenie:
Chcę, chcę, chcę dotknąć Cię
Ty również chcesz mnie dotknąć
Każdego dnia a wszystko, co mam, to czas
Naszych miłości, zbrodni doskonałych


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Panna_Kaprysna dnia Nie 20:43, 10 Maj 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
veuna
Wilkołak



Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kołobrzeg

PostWysłany: Nie 20:16, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Od tego rozdziału chyba zwolnimy z dodawaniem następnych ;P

edit:
Po namyśle stwierdzam, że chyba jednak nie wytrzymam. Kapryśna coś o tym wie ;P Póki jest co będziemy dodawać :D
(*wiedziałam, że tak będzie 8D*)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez veuna dnia Pon 12:43, 11 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
martini.
Zły wampir



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 286
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:40, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Zwolnicie ? O nie.. ale w sumie. Może wreszcie zacznę się uczyc zamiast ciągle przesiadywac przed komputerem i czytac ff. xD
Ankieta mnie zaskoczyła.. Ja ABSOLUTNIE czytam! I jestem ogromną fanką waszego opowiadania.
A więc co do nowego rozdziału: Liam- uwielbiam go ! Czytałam jak w amoku tą scenę gdy przyszedł do pokoju Avy. Cały czas myślę co wiedzą Culleni na jej temat. Jak dużo Edward odczytał z jej myśli..
A i co z Michaelem.. Wydaje mi się podejrzane, że w ogóle się z nią nie kontaktuje.. zresztą jak inni. I jeszcze to co, że widziała go/wydawało jej się, że go widziała, dziwne... ale ja uwielbiam takie opowiadania!
Mam nadzięję, że wena was szybko nie opuści !


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Souris
Gość






PostWysłany: Nie 21:02, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Mnie również zaskoczyła ankieta. Oczywiście, że czytam! Nie komnetowałam do tej pory, ale czekałam z niecierpliwością na kolejny rozdział, licząc, że udzieli mi odpowiedzi na pytania, ale gdzie tam... Dzisiaj oczy już mnie bolą od wpatrywania się w monitor, naprawdę! Ale się doczekałam!
Po każdej części dochodzą pytania, a poprzednie wcale nie znikają... Wasze ff jest genialne! Dobrze napisane, akcja, trzyma w napięciu, bohaterowie z sagi trzymają się kanonu, a stworzone przez was postacie mają charakter, nie są nijakie. To czyni opowiadanie wyjątkowym, a przy takiej ilości historii na tym forum trudno o coś oryginalnego.
Jestem ciekawa jaką rolę odegra tu Jacob (znaczącą czy może raczej drugoplanową)? Zastanawia mnie też (zapewne resztę czytelniczek również) co się dzieje z rodziną Avy? Może specjalnie przysłali ją w paszcze siedmiu wampirów, wiedząc, że nie da sobie z nimi rady i w ten sposób chcą się jej pozbyć? W mojej głowie rodzi się jeszcze wiele wersji zdarzeń i pytań, ale i tak prawdopodnie nie trafię w prawdę. Pozostaje mi czekać, zgodnie z tym co powiedziała veuna, dłużej niż zazwyczaj na kolejny rozdział... Cóż, może wyjdzie mi to na dobre i opuszczę świat rzeczy martwych, jakim jest komputer, monitor, myszka i klawiatura Wink
Pozdrawiam i (w ślad za martini.) "mam nadzieję że wena was szybko nie opuści!", a nawet pozostanie przy was na zawsze Wink
Souris
veuna
Wilkołak



Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kołobrzeg

PostWysłany: Nie 21:40, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Postaram się trzymać w napięciu do ostatniej chwili Wink Mam nadzieję, że się nie rozczarujecie :>


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pon 11:55, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Super dwa rozdzialiki. Po pierwsze: żadnego zwalniania!!! Po drugie - wciągnieła mnie Wasza fabuła, tak że siedziałam jak na szpilkach, czytając spotkanie z Limem! Ach, nie spodziewałam się takiej bezpośredności z jego strony! No i teraz mnie intryguje, co się dzieje z jej rodziną? Dlaczego nie może się z nikim skontaktować?? I dalej, jak zareagują Cullenowie? Wiele pytań, a odpowiedzi w kolejnych rozdizałach, na które czekam z niecierpliowścią!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Pon 14:03, 11 Maj 2009 Powrót do góry

do rozdziału 8.
Cytat:
Ostrożnie siadłam za nim, obejmując go w pasie.

i teraz pytanie... chodzi o motor, czy o Jake'a?
'Siadłam na nim, obejmując chłopaka w pasie.' mogłoby być tak.

Cytat:
i robisz, co ci karzą

A to co? Oczywiście, ten błąd się w wordzie nie podkreśli, bo jako samo słowo jest ok, ale jeśli chodzi o cały kontekst? Absolutnie.
słowo pochodzi od kazać, nie od karać, więc kaŻą

Cytat:
Za co nienawidzisz wampirów

składnia. 'Za co nienawidzisz wampiry' (gwoli ścisłości, jeśli chodzi o to zdanie, konsultowałam się z moją polonistką, więc żeby nie było, że to z dupy wzięte)

Cytat:
W swoich wizjach nie widzi tylko wilkołaków – zaśmiał się triumfująco

To nie błąd, ale wg mnie, bardziej pasowałoby triumfalnie

Cytat:
- Powiedz mi, co zamierzasz zrobić – Jake przerwał mi rozmyślania

A gdzie znaczek zapytania nam się zapodział? Wink

Cytat:
Oczywistym jest, że sama nie dam sobie z nimi wszystkim

I 'i' się zapodziało :)

Cytat:
Buty i ubranie było przemoczone

masz i buty i ubranie, więc 'były przemoczone'

Cytat:
Aby poprawić swoje samopoczucie przeczesałam włosy palcami.

Po pierwsze, dobry sposób na poprawę samopoczucia. Po drugie, wydaje mi się, że po 'samopoczucie' powinien stać przecinek.

Cytat:
ustawiłam je na przedpokoju

Jakby nie patrzył, to przedpokój też jednak pomieszczeniem jest, więc nie 'na przedpokoju', a 'w'.

Cytat:
Serce na chwile zamarło

Ktoś tu był chyba wybitnie głodny Wink 'chwilę'

Cytat:
- Od kiedy to ludzie mają tak wrażliwe zmysły, są odporni na ból, szybcy, silni i tak wytrzymali?

Nie ma co, chłopak wyjątkowo spostrzegawczy. Mógł jej to dać do zrozumienia w bardziej delikatny sposób Wink

do rozdziału 9.
Cytat:
- Chcę zobaczyć jak smakujesz

Zboczona część mojego mózgu została aktywowana devil

Cytat:
Zszokowana, zastanawiałam się, kto wygra: żądza czy silna wola.

O ile wiem, nie mamy tu do czynienia z żadnymi uosobieniami, niczym Phobos i Deimos, więc to kto może sobie darujmy, hm? :)

Cytat:
Nasze spojrzenia spotkały się w pół drogi.

Swoją drogą, to bardzo ciekawe, jak spojrzenia mogą spotkać się w pół drogi Wink Ludzie, rzeczy namacalne - owszem, ale te spojrzenia cosik mi zgrzytają.

Cytat:
Profesor pokiwał głową z zrezygnowaniem i oświadczył

Ludziska, coś takiego ciężko się czyta. Pani Urban popełniała ten błąd, ale to nie znaczy, że my też musimy. 'ze zrezygnowaniem'

Cytat:
widząc jak Mik

I znów jakiś krasnal literkę pożarł Wink


Obiecałam się 'odlenić' i pisać ze wszelkimi wytknięciami Wink Padło na Was, ale myślę, że coś dał mój komentarz.

Przecinków już mi się nie chciało wypisywać Wink


Co do treści, to wiecie już, że mi się podoba i to z każdym rozdziałem coraz bardziej. Jest naprawdę ciekawie. Bardzo spodobał mi się pomysł wprowadzenia 'nowego' do domu Cullenów. Jest prościej, ale zarazem ciekawiej. Styl jest lekki, łatwi i przyjemny, miło się czyta.
Super, że będziecie dodawać tak, jak wcześniej, bo z każdym odcinkiem coraz bardziej zżera mnie ciekawość Wink
Pozdrawiam,
M.


Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Pon 14:05, 11 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Greenpoint
Wilkołak



Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:18, 11 Maj 2009 Powrót do góry

jestem mile zaskoczona. Jeden z lepszych rozdziałów, ale(!!!) jest trochę błędów.
Podoba mi się rozwój akcji w związku z Liam' em i Cullenami, oraz z jej 'rodzeństwem'.
No i coraz bardziej(chyba?) zbliżamy się do punkt kulminacyjnego.

Co do Liama - nie wiem, jakie macie w stosunku do niego zamiary, ale to, że przyrównuje go do Edwarda, to tylko tyle, że takie odniosłam wrażenie czytając.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cuks
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 460
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z cukierkowego królestwa^^

PostWysłany: Pon 15:54, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Ołłł błagam nie zabijać mnie!
Na wstępie bardzo chcę przeprosić, że nie komentowałam, ale na prawdę nie miałam czasu... Nauka i inne zajęcia. Dziś z ręką na sercu przyznaję, iż wszystko przeczytałam :)
Nie będę tu mówić o każdym rozdziale po kolei. Będzie trochę ogólnikowo, ale jak zwykle czas mnie goni ^^
Więc zauważyłam, że z każdym rozdziałem jest lepiej. Rozwijacie się i bardziej interesujecie. Nie patrzę na błędy bo jak już kiedyś wspomniałam, ja nigdy takowych nie widzę i nawet ich nie szukam... No chyba, że czytam w wordzie. Treść bardzo mnie ciekawi i że tak to ujmę pociąga. Gdy dziś zaczęłam czytać bardzo się cieszyłam, że mam tego trochę. Jedno do czego mogę się przyczepić (ale tak jest za każdym razem jak mi się coś podoba) za krótko :D
Przepraszam, że tak krótko, mam nadzieję, że mi wybaczycie...
Pozdrawiam i weny życzę Candys :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Panna_Kaprysna
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: poza zasięgiem

PostWysłany: Pon 16:12, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Dzięki za wytknięcie mi błędów. Nie jestem doświadczoną betą, więc poprosiłyśmy o pomoc Cornelie, ale ona w weekendy nie ma czasu i poprawiam sama. Oczywiście jak zwykle coś mi umknęło, ale jestem tylko człowiekiem. (;
Błędy oczywiście zostaną poprawione, a kiedy dostanę tekst o Cornelie (z poprawnymi przecinkami), wkleję go. ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Panna_Kaprysna dnia Pon 16:48, 11 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Pon 16:17, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Cornelie, z tego co wiem, ma matury, więc wcale jej się nie dziwię. Ja tylko pomagam i mówię co mi zgrzyta :) Zawsze do usług devil
Pozdrawiam,
M.
Panna_Kaprysna
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: poza zasięgiem

PostWysłany: Wto 19:21, 12 Maj 2009 Powrót do góry

W tym rozdziale pojawią się sceny +16.


ROZDZIAŁ 10




„I think I'm drowning
asphyxiating
I wanna break the spell
that you've created
you will be
the death of me
now that you know I'm trapped
sense of elation
you'll never dream of breaking this fixation”*




Wbiegłam do domu w momencie, kiedy gospodyni szykowała herbatę. Gdy mnie dostrzegła, odwróciła się i uśmiechnęła ciepło.
- Masz gościa, kochanie – oznajmiła, ustawiając dzbanek na tacy.
Serce mi zamarło i wytrzeszczyłam oczy, spoglądając na nią zaszokowana.
„To niemożliwe.”- pomyślałam.
- Ten młodzieniec czeka na ciebie już jakiś czas – dodała. – Lepiej idź się przywitać
Niepewnie postawiłam kilka kroków do przodu, by po chwili przyspieszyć tempa i znaleźć się na schodach. Spodziewałam się, że ujrzę tam Liama lub innego Cullena. Nie zapowiadała się miła konfrontacja. Przystanęłam na chwilę przed zamkniętymi drzwiami i wzięłam głęboki oddech. Chwyciłam klamkę i otworzyłam. Mój gość stał do mnie plecami.
- Boże, Michael – niemal jęknęłam, wypowiadając jego imię.
Pośpiesznie rzuciłam mu się na szyję, gdy tylko zdążył się odwrócić. Wtuliłam się mocno w jego ramiona, niemal szlochając ze szczęścia. Po chwili odepchnęłam go od siebie i uderzyłam pięścią w ramię.
- Do cholery! Co ty sobie myślałeś? O co w tym wszystkim chodzi? Zdajesz sobie sprawę jak bardzo się martwiłam? – krzyczałam, okrążając go nerwowo.
Milczał jak zaklęty. Na jego twarzy widniała maska, ukazująca powagę i smutek. Nie wiedziałam, co jest grane. Kiedy skończyłam wyrzucać z siebie gorzkie żale, przystanęłam przed nim i przyjrzałam mu się uważnie.
- Michael, o co chodzi? – wyjąkałam po chwili.
Wciąż nie otwierał ust, tylko stał ze wzrokiem wbitym w moją wyraźnie zaniepokojoną twarz.
Po chwili, w czasie której staliśmy w ciszy, chłopak położył mi rękę na ramieniu.
- Coma nie żyje – powiedział niemal szeptem.
Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę. Przed oczami stanęła mi jej delikatna, roześmiana twarz i wszystkie wspomnienia, które się z nią wiązały.
- Co ty bredzisz!? – wrzasnęłam, odsuwając się do tyłu.
- Przyjechaliśmy do tego miasta jakiś czas temu, aby mieć cię na oku. Któregoś dnia Coma postanowiła wybrać się do lasu, żeby poznać okolicę… - przerwał łamiącym się głosem. – Na swojej drodze spotkała jednego z tych potworów, postanowiła go zaatakować, ale było ich więcej. Zabili ją z zimną krwią, ciało znaleźliśmy jakiś czas później.- dokończył, spuszczając wzrok.
Jego słowa raniły jak sztylety. Chciałam usłyszeć, że to żart. Jeden z tych, które zwykliśmy sobie robić. Jednak wszystko okazało się prawdą, gdy pokazał mi jej pistolet ubrudzony krwią. Osunęłam się na kolana, sparaliżowana wewnętrznym bólem. Rozrywał mi serce niemal na strzępy. Trzymałam w dłoniach zakrwawioną broń mojej przyjaciółki, a po policzkach pociekły mi łzy. Nie potrafiłam ich opanować, nerwowo ścierałam je rękawem, który po chwili był cały mokry. Michael stał nade mną, wpatrując się w opanowującą mnie histerię. Kiedy zaczęłam głośniej szlochać, pochylił się nade mną, wtulił w swoje ciepłe ramiona, pogłaskał delikatnie po głowie i szeptał słowa, które powoli pomagały mi się uspokoić. Chciałam jak najszybciej wybudzić się z tego koszmaru. W kółko niczym mantrę powtarzałam: „To nieprawda, powiedz mi, że kłamiesz!”. Michael cierpliwie czekał aż się uspokoję. Nie wypuścił mnie ze swoich silnych objęć nawet na chwilę. Kiedy otrząsnęłam się z szoku spojrzał mi głęboko w oczy.
- Musimy ich jak najszybciej zabić – powiedział stanowczo.
- Ja myślałam, że oni nie są groźni… - tłumaczyłam, tłumiąc łzy. – Nie zabijają ludzi…
Michael zerwał się, chwycił mnie mocno za ramiona i potrząsnął mną.
- Dziewczyno jak mogłaś być tak naiwna! – krzyczał, szarpiąc. – To całe przedstawienie jest tylko grą pozorów, oszukali cię, a ty dałaś się zwieść! To bestie! Potwory! – na jego twarzy malował się gniew.
Zaniemówiłam z wrażenia, widząc jego twarz wykrzywioną nieopisanym bólem. Przez cały czas myślałam, że to ja z nimi gram, tymczasem okazało się odwrotnie. Czułam jak wypełnia mnie gniew i żądza zemsty. Na każde wspomnienie ich plugawych twarzy miałam ochotę splunąć. Analizując ich dotychczasowe zachowanie, dostrzegałam różne szczegóły, których wcześniej nie widziałam. Wszystko układało się w jednolitą całość. Ich spojrzenia, szepty i gesty.
„Jak mogłam być tak naiwna?” – skarciłam się w duchu. Byłam pewna, że musieli wiedzieć dużo wcześniej niż się tego spodziewałam. Podejrzewali mnie od samego początku, a incydent z Comą tylko ich w tym utwierdził. Domyślali się, że mogę mieć jakiś związek z tą, którą pozbawili życia w lesie. Później już tylko grali, pozorując nieszkodliwość i odmienność od innych wampirów. Zacisnęłam dłonie w pięści i niemal z całej siły uderzyłam w ziemię. Byłam wściekła i rozgoryczona, czułam się ośmieszona. Plułam sobie w brodę jak mogłam być tak ślepa i naiwna? Zebrawszy się w sobie, poderwałam się na nogi i otarłam resztki łez z policzków.
- Gorzko tego pożałują – syknęłam, przemierzając pokój.
Michael patrzył na mnie w milczeniu. Nie starał się pohamować rosnącego we mnie gniewu.
- Zbieramy się do La Push, opowiem ci, co wiem po drodze – powiedziałam, rzucając walizkę z bronią na łóżko.
Przytaknął i bez słowa pomógł mi spakować kilka rzeczy. Kiedy byliśmy gotowi do wyjścia, w biegu wymyślałam wyjaśnienia dla zaskoczonej pani Manner.
- To jest Michael, mój brat – przedstawiłam chłopaka stojącego za mną. – Muszę wyjechać z nim na jakiś czas, doktor Craft jest poważnie chory – oświadczyłam bez zająknięcia.
Na twarzy starszej pani malowało się szczere zmartwienie. Bez problemu pozwoliła mi opuścić dom z moim „bratem”, machając nam na pożegnanie, gdy odjeżdżaliśmy moim samochodem. Kiedy tylko zniknęła nam z oczu, docisnęłam gazu. Przemierzaliśmy słabo oświetlone ulice miasta w napięciu. Zaczęłam mu mówić o najważniejszych rzeczach, których dowiedziałam się na podczas pobytu w Forks. Michael słuchał uważnie, czasami pytając o szczegóły. Gdy znaleźliśmy się w rezerwacie odetchnęłam z ulgą. Tuż za granicą zatrzymałam samochód i wysiadłam zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Masz już jakiś plan? – zapytałam, opierając się o samochód i odpalając papierosa.
- Zajmiesz się tym, który zadaje się z dziewczyną – oświadczył chłodno. – Ja i reszta bierzemy na siebie pozostałych – dokończył, spoglądając w niebo.
- To znaczy, że Daren, Travis i Jasmine też tutaj są? – spojrzałam na niego oburzona.
- Tak, dobierzemy się w pary i zaatakujemy ich z zaskoczenia – uściślił.
Miałam wrażenie, że stoi obok mnie zupełnie obca mi osoba. Zmienił się nie do poznania, ale miałam nadzieję, że to tylko wpływ ostatnich wydarzeń. Był zimny, oschły i gniewnie spoglądał na wszystko, co nas otaczało. Wyglądał jakby się w nim gotowało.
- Muszę uprzedzić Jacoba – oświadczyłam po chwili, przypominając sobie o moim sojuszniku.
Michael bez słowa odwrócił się i ruszył przed siebie.
- Gdzie mam was szukać? – zapytałam zaskoczona jego zachowaniem.
- Kiedy wykonasz swoje zadanie, a my nasze, odnajdziemy cię – powiedział chłodno. – Musisz działać szybko, nie możesz się zawahać. Twój błąd może kosztować nas życie – dokończył, znikając w ciemnościach.
Jego słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Spojrzałam w niebo i po raz kolejny zaciągnęłam się dymem. Tym razem wiedziałam, że czas nas goni. Mimo wszystko musiałam działać rozważnie. Przez chwilę zastanawiałam się jak wywabić Edwarda na spotkanie. Nasza konfrontacja musiała się odbyć poza miastem, najlepiej gdzieś na otwartej przestrzeni.
W pewnej chwili przypomniałam sobie o Liamie. Myśl o nim przepełniała mnie nieznanym dotąd uczuciem. Było to coś na pograniczu tęsknoty i pragnienia. Być może chciałam go spotkać i ostrzec przed tym, co miało nastąpić, a z drugiej strony dziękowałam Bogu w nadziei, że to nie nastanie. Mogłabym mu ulec, a wtedy wszystko by szlag trafił. Przez swoją słabość naraziłabym na niebezpieczeństwo ludzi, których kochałam i ufałam. Przeklinałam w duchu jego osobę, bo rzucił na mnie jakby jakąś klątwę, zmuszającą mnie do ciągłego myślenia o nim. Gniewnie cisnęłam niedopałek na ziemię i ruszyłam do domu Jacoba Blacka. Wychodząc, trzasnęłam drzwiczkami i nie chcąc pukać, wybrałam jego numer i zadzwoniłam.
W słuchawce odezwał się nieco zaspany głos.
- Jacob, wyjdź na zewnątrz. Musimy pogadać – rozłączyłam się, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Chwilę później stał już obok mnie, przeciągając się leniwie.
- Co jest? – rzucił na przywitanie, drapiąc się po głowie.
- Zaczęło się – powiedziałam prawie szeptem.
Wyraz twarzy chłopaka momentalnie spoważniał.
- Co się zaczęło? – zapytał niepewnie.
- Tak jak przypuszczałam, moje rodzeństwo już tu jest. Cullenowie zabili moją siostrę – mówiłam z prędkością karabinu maszynowego. – Nie mamy zamiaru dłużej zwlekać…
- Co zamierzacie zrobić? Co z Bellą? – rzucił niemal krzycząc.
- Spokojnie, moim zadaniem jest pozbycie się Edwarda. Musisz mieć oko na dziewczynę, jeśli chcesz, żeby była bezpieczna. Nie pozwól sforze się w to mieszać – wyjaśniłam, patrząc mu prosto w oczy. – Na razie zostanę na terenie rezerwatu, tutaj jestem bezpieczna…
- Nie ma sprawy – odparł, wiedząc dokładnie, o co mi chodzi. – Pewnie nie masz się gdzie zatrzymać? Możesz ukryć się w chatce myśliwskiej na skraju lasu – zaproponował, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Mam nadzieję, że ten wampir nie będzie na tyle głupi, żeby brać Bellę ze sobą, ale na wszelki wypadek wolałabym, żebyś był w pobliżu – powiedziałam, otwierając bagażnik i wyciągając z niego torbę.
- Ma się rozumieć, ale skąd mam wiedzieć, kiedy się spotkacie? – zapytał, chwytając torbę.
- Po prostu jutro przed zmierzchem spotkamy się i pójdziesz ze mną, skryjesz się w odpowiedniej odległości, żeby nie mógł się wyczuć i będziesz czekał na rozwój sytuacji – poinstruowałam. – Tymczasem zaprowadź mnie na miejsce, w którym mam spędzić dzisiejszą noc – wyrwałam kawałek do przodu.
Stanowczo tym razem nie było nam do śmiechu. Przemierzaliśmy las w milczeniu, skupiając się na swoich myślach. W pewnym momencie doznałam olśnienia i spojrzałam na podążającego obok mnie chłopaka.
- Masz numer telefonu Belli? – zapytałam podekscytowana.
- No mam, a co? – odparł zdziwiony, sięgając po swój telefon.
- Podaj mi– nakazałam.
Kiedy wstukałam cyfry, ruszyliśmy dalej. Po godzinie drogi wiodącej przez ciemny, wilgotny las, przed naszymi oczami ukazała się mała, drewniana chatka. Jednopokojowa izba z niewielkim stolikiem stojącym pośrodku. Słaby standard zakwaterowania zupełnie mi nie przeszkadzał, brak łóżka również, gdyż wcale nie zamierzałam spać tej nocy. Jacob, zmieniając się w wilka, rozejrzał się po okolicy, a gdy wrócił podał mi kilka ważnych instrukcji. Przysiedliśmy za stołem w słabym blasku świec. Wstępnie przedstawiłam mu plan działania, dokładnie dbając o każdy szczegół. Starałam się wizualizować to jak zamierzam działać. Po dłuższym namyśle nie ukrywałam, że obecność Belli byłaby mi na rękę. Jake wzdrygnął się tylko, wykrzywiając twarz w dziwnym grymasie. Uspokoiłam go i wytłumaczyłam, co mam na myśli.
- W obliczu zagrożenia grożącego dziewczynie, stałby się bezbronny jak dziecko – powiedziałam, stukając opuszkami palców w stary i zniszczony blat stołu. – Mogłabym ją wykorzystać, żeby go unieszkodliwić – wymruczałam złowieszczo.
Black zrozumiał, o co mi chodziło, ale nie odezwał się ani słowem. Blask świec tańczył na ścianach, rzucając półcienie na nasze twarze. W pomieszczeniu unosił się zapach topniejącego wosku i wilgoci zmieszanej z wonią mchu, którym porośnięty był budynek. Panował tam chłód, ale nie był na tyle przenikliwy żeby stał się nie do zniesienia. Ustaliliśmy szczegóły. Wiedząc, że za niespełna jeden dzień wszystko się rozwiąże, uśmiechnęliśmy się do siebie niepewnie. Wiedziałam, że Jacob pragnie, aby Edward zniknął z tego świata. Z jednego prostego powodu: darzył Bellę silnym uczuciem. Nie miałam pewności czy to miłość, przyjaźń czy pożądanie. Kwestią bezsporną było to, że się o nią martwił. Chciał jej ofiarować normalne, bezpieczne życie, nie narażając na żadną krzywdę. Odniosłam wrażenie, że gdyby nie uznał tego za konieczne, nie chciałby jej ranić, pomagając mi w zlikwidowaniu jej ukochanego. Wolałby, żeby po prostu sama zapomniała o Edwardzie i uświadomiła sobie w końcu, czym jest.
Co do jednego miałam pewność: Jacob Black nie był zły.
Kiedy mój sojusznik mnie opuścił i zniknął w ciemnościach gęstego lasu, zostało mi wciąż wiele czasu, z którym nie miałam co zrobić. Minuty dłużyły się coraz bardziej, w czasie, gdy błądziłam po izdebce, sunąc z jednego kąta w drugi. Myśli nie dawały mi spokoju. Twarz Michaela jawiła mi się przed oczami, gdy tylko przymknęłam powieki. Przeczucie podpowiadało mi, że coś poza tragiczną śmiercią Comy musiało się wydarzyć. Nie wierzyłam, że od czasu naszego ostatniego spotkania mógł zmienić się w zimny kawałek skały. Wyraz jego twarzy, kiedy się rozstawaliśmy jawił mi się jak koszmar, o którym nie chciałam pamiętać. Aby uwolnić się od tych wszystkich majaków postanowiłam zignorować prośbę Jacoba i wybrać się na spacer po okolicy. Oczywiście, nie będąc do końca beztroską, wzięłam ze sobą pistolet. Nie chciałam kusić losu.

Spacerowałam po lesie, starając się nie oddalać za bardzo od chatki. Muskałam dłońmi mijane drzewa i paprocie. Napawałam się groźnym pięknem otaczającej mnie natury. Z oddali słyszałam rozmyte wycie wilków. Zdawało się brzmieć dramatycznie, jak jakieś nawoływanie. Krążyłam dalej, pogrążona w dręczących mnie myślach. Stawiając kolejne kroki naprzód, czułam się jak we śnie, który chwilami zdawał się być makabrą, niemożliwą do przetrwania. Zanim się obejrzałam wyłoniłam się z wszechogarniającej ciemności i znalazłam na niewielkiej polanie, spowitej bladym światłem księżyca. Zaraz obok płynął strumień, a płynąca w nim woda otrzeźwiła lekko mój umysł. Przestrzeń dziwnie wzmagała uczucie ukojenia. Byłam sama pośród tego, czego nie rozumiałam - myśli i emocji. Gdybym mogła, chciałabym zapaść się pod ziemię. Moje wahania nie zostały rozwiane doniesieniem o śmierci Comy. Wciąż miałam wrażenie, że mogę żałować tego, co mam zamiar uczynić, ale słowa Michaela nie mogły być kłamstwem. Uwierzyłabym we wszystko, ale nie w to, że oszukałby mnie w taki sposób.

W pewnej chwili usłyszałam delikatny szelest. Odwróciłam się do źródła, ale ujrzałam tylko głęboką, nieprzeniknioną ciemność. Mogło to być jakieś zwierzę, albo wiatr poruszył gwałtowniej którąś z roślin. Skarciłam się w duchu za nadwrażliwość, bo przecież w rezerwacie byłam bezpieczna. Żadne z Cullenów nie odważyłoby się przekroczyć granicy, obawiając się starcia ze sforą wilkołaków. Uspokoiłam się, więc wróciłam do podziwiania okolicy. Oglądałam otaczającą mnie łąkę i okalający ją las, z wolna badałam każdy szczegół. Trawy, krzewy, kamienie. Na koniec przyjrzałam się dokładniej strumieniowi i odruchowo skierowałam wzrok na drugi brzeg, gdzie jakaś ukryta w cieniu postać bacznie mi się przyglądała. Widziałam tylko jej zarysy: kształt twarzy, barki i ramiona. Przerażona, cofnęłam się. Serce omal nie wyskoczyło mi z klatki piersiowej. Nieznajoma istota nie poruszała się, ale badała wzrokiem moje zachowanie. Natychmiast wyciągnęłam z tylnej kieszeni spodni broń.
(teraz posłuchajcie tego: [link widoczny dla zalogowanych])
Nim się obejrzałam stał przede mną, a ja skierowałam lufę wprost na jego czoło. Pistolet niemal dotykał jego oblicza. Drżałam na całym ciele, kiedy uświadomiłam sobie, kim jest.
- Liam… - wyszeptałam, wciąż trzymając palec na spuście.
Jego oczy błyszczały jak zawsze, od marmurowej skóry odbijały się promienie księżyca. Wyglądał jak posąg; nieruchomy, blady i piękny. Dał krok do przodu, lecz odskoczyłam jak oparzona, nie spuszczając go z oka.
- Nie możesz przekraczać granic rezerwatu – powiedziałam, maksymalnie ściszając głos. Wiedziałam, że doskonale mnie słyszy.
Liam zaśmiał się złowrogo, odsłaniając białe zęby. Na jego twarzy malowała się dzikość i pewność siebie. Z nadludzką szybkością znalazł się tuż za moimi plecami. Jęknęłam, czując na karku jego zimny oddech.
- Teraz już wiesz, kim jestem – odgadłam, patrząc się tępo przed siebie.
Dla mnie wszystko było jasne. Przyszedł tu po to, żeby mnie zabić.
Zamruczał mi cicho do ucha, muskając je językiem. Przełknęłam ciężko ślinę, czując jak jego obecność mnie paraliżuje. Ujął w dłoń garść moich włosów i zanurzył w nich swe usta. Podświadomie wiedziałam, że ich kąciki uniosły się nieznacznie. Kiedy poczułam, że włosy opadły mi na plecy, szarpnął mną i odwrócił w swoją stronę, trzymając w żelaznym uścisku. Stanęliśmy twarzą w twarz, a ja nie wiedziałam gdzie ukryć wzrok. Moje ciało przeszyła fala gorąca, pomimo tego, że jego było zimne i twarde jak skała. Przylegał do mnie, a przez jego koszulę czułam każdy idealnie napięty mięsień.
- Wiedziałem, że będziesz moja – wyszeptał mi do ucha.
Wpadłam w panikę. Próbowałam się oswobodzić z jego uścisku, ale nie miałam siły, żeby mu się przeciwstawić. Czułam strach i przerażenie wzmagające się wraz z poczuciem mojej bezsilności. Liam błądził swymi zimnymi dłońmi po moim rozgrzanym ciele. Skórę miał jak porcelana - idealnie gładką. Jego palce pieściły mnie, pozostawiając po sobie mrowienie w miejscu, którego dotykały. Czułam, że nogi robią mi się jak z waty.
Broniąc się przed uczuciem płochliwej przyjemności, wzrastało we mnie pożądanie. Każdy jego gest, dotyk i spojrzenie sprawiało, że pragnęłam go coraz bardziej. Było w tym coś niezdrowego. Pragnienie zostania pożartą przez dziką bestię, która tuż przed ostatecznym ciosem bawiła się swoją ofiarą. Wszystko w nim wabiło i pochłaniało. W poczuciu swojej niemocy uroniłam łzę, która spłynęła po moim policzku zostawiając wilgotny ślad. Chłopak dostrzegłszy to, pchnął mnie lekko. Upadłam na miękką trawę, nie czując nawet zetknięcia z ziemią. Wampir znalazł się nade mną, ręką trzymając mnie w pasie i jednocześnie chroniąc przed upadkiem. Patrzył wzrokiem pozbawionym wszelkiego gniewu czy agresji. Delikatnie otarł kolejną bezwiednie spływającą łzę.
Był tak piękny, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Wyciągnęłam ku niemu dłoń, aby dotknąć jego twarzy. W zetknięciu, nasze temperatury kontrastowały ze sobą, ale teraz jego chłód mnie przyciągał. Pogładziłam go delikatnie po policzku, a następnie zanurzyłam palce we włosach. Powoli zbliżał swą twarz ku moim ustom, a ja zachłannie czekałam na moment, w którym nasze wargi się zetkną. Gdy to nastało, jego słodki zapach wypełnił mi nozdrza.
Całował namiętnie i delikatnie, pocałunki zdawały się ciągnąć się w nieskończoność, ale ja nie chciałam, żeby kiedykolwiek przestał. Mogłam całą wieczność leżeć w jego ramionach i napawać się jego nieopisanym pięknem. Kiedy ustami muskał moją szyję i pieścił resztę ciała, drżałam w obawie, że zaraz mógłby przestać i zostawić mnie samą z palącym pożądaniem.
Nasze ciała wirowały pośród wysokiej trawy, przylegając do siebie mocno. Dwa przyciągające się przeciwieństwa stanowiły teraz jedność. Nie czułam bólu, a jedynie następujące po sobie fale uniesień, którym nie było końca. Gładziłam jego plecy i ramiona, zanurzałam dłonie we włosach. Chłonęłam każdy oddech i każde spojrzenie. Jego nagie ciało lśniło i błyszczało, muskane bladym światłem księżyca. Jawił się przede mną niczym najdoskonalsza istota na całej ziemi. Nikt nie mógł mu dorównać. Napierał na mnie intensywnie, szepcąc do ucha słowa, których znaczenia nie znałam.
Gdy nasze uniesienia sięgnęły szczytu, opadliśmy na zielone posłanie przygotowane przez naturę. Żądza i ogień, które mnie wypełniały, ustąpiły miejsca spełnieniu, przynoszącemu ze sobą sen. Przymykając powieki, widziałam oblicze pięknego, niebezpiecznego demona, którego spojrzenie zdawało się odczytywać moje myśli i uczucia.
Potem była już tylko ciemność i motyle.
Te same, chociaż jeszcze piękniejsze.



* Muse – Time is running out
Tłumaczenie:
Myślę, że tonę
Duszę się
Chcę złamać urok,
Który na mnie rzuciłeś
Ty będziesz moja śmiercią
Teraz wiesz, że jestem w potrzasku
Odczuwasz podniecenie
Nawet ci się nie śniło
By złamać to zafascynowanie


veuna: ale się wzruszyłam chlip XDDDD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Panna_Kaprysna dnia Czw 19:02, 14 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Wto 19:33, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Pierwsza:P wiedziałam kiedy zajrzeć :D
ale skomplikowałaś wszystko, Wow. Podejrzewałam, że rodzeństwo Avy będzie w okolicy, ale nie wiedziałam, że zginie jej siostra..
teraz musze pomyśleć kto ja mógł zabic hmm.. Na pewno nie będą to Cullenowie - chyba, że złamiesz stereotyp ich, mogę stawiać na kogoś ze sfory lub na obcego wampira, którego masz zamiar wprowadzić.
Co do miłosnej sceny, wszystko opisane ciekawie. fajnie, że nie pisałaś prosto z mostu tylko pokazałaś literacki kunszt.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dahrti
Zły wampir



Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 20:36, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Ino co teraz? Hę?

To chyba nie był konstruktywny komentarz... to może tak: trzeba przyznać, ja przynajmniej muszę: w Waszym opowiadaniu nie brakuje napięcia. Z niecierpliwością czekam na ciag dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
martini.
Zły wampir



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 286
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:46, 12 Maj 2009 Powrót do góry

lał. rozdział mnie powalił. jak tylko zobaczyłam, że dodałaś nowy to zabrałam się do czytania (tym razem kosztem bioligi. xD). Nareszcie przyjechał Michael. Wyczekiwałam tego spodkania. No i cóż... teraz jest jeszcze więcej zagadek!
Trochę dziwi mnie to, że oni tak po prostu zabili Comę. Nie mogę się doczekac tego, co postanowi Ava.. czy będzie w stanie tak jak oni ją, skrzywdzic? Czy zabije Edwarda?
Oczywiście włączyłam Muse w tym momencie i na prawdę czyta się dużo przyjemniej ! Piosenka oddaje charakter sceny na łące. Absolutnie.
I to co bardzo podobało mi się w tym rozdziale to, to, że była bardzo delikatnie opisana scena miłosna!

Jednym słowem super!
Mam nadzieję, że następne rozdziały będą równie ciekawe !


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
veuna
Wilkołak



Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kołobrzeg

PostWysłany: Wto 21:01, 12 Maj 2009 Powrót do góry

Dziękuję za uznanie, naprawdę! To wy jak nikt inny karmicie mnie weną, a więc pamiętajcie - nie przestawiajcie (: !!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 16:11, 13 Maj 2009 Powrót do góry

OMG!
Scena z polany wgniotła mnie w fotel! Przepięknie opisana, taka delikatna, zmysłowa, erotyczna.... Embarassed Mrrr :) Aż mi się gorąco zrobiło Embarassed Mistrzostwo!
A wracając do dalszego tematu to trochę namąciłyście :) Jak to zginęła jej siotra??? Jej rodzeństwo był z nią w mieście i nie skontaktowwali się Shocked
Coś mi tu śmierdzi! Ale mam nadzieję że niedługo wyjaśnicie mi całe to zamieszanie?! No bo po takim miziu-miziu nie mogłaby go zabić? Prawda? Może jakiś mały spojlerek? Bo mnie ciekawość zjada!!!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ajaczek dnia Śro 16:12, 13 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
veuna
Wilkołak



Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kołobrzeg

PostWysłany: Czw 21:59, 14 Maj 2009 Powrót do góry

Przykro mi, proszę o cierpliwość spoilerków nie będzie, chociaż i mnie strasznie korci żeby uchylić rąbka tajemnicy (:

Proszę nie bić mocno ^^"


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
angie1985
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 12:16, 15 Maj 2009 Powrót do góry

OMG....
Kiedy skończyłam czytać, przez głowe przeleciała mi tylko myśl....o nie już koniec.....REWELACJA....uwielbiam Avę, Liama, Eda i Bells wszyscy sa cudowni...mam nadzieję że w walce(o ile w zaistniałej sytuacji do niej dojdzie....) Bella sie pojawi bo doba to dramaturgi i smaczku....
Czekam na next part....dodajcie już...:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Panna_Kaprysna
Nowonarodzony



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: poza zasięgiem

PostWysłany: Sob 14:52, 16 Maj 2009 Powrót do góry

Mam małe problemy z komputerem, więc ten rozdział betowała Masquerade, której jesteśmy za to bardzo wdzięczne. (:



ROZDZIAŁ 11


"God protect me from my friends, from my enemies i will protect by myslef." *


Obudziłam się sama, w poczuciu wszechogarniającej pustki. Chłód poranka drażnił moje ciało, a zimna mgła spowiła łąkę, jak i wszystko dookoła. Leżałam tak, jak mnie zostawił. Zwijając się w kłębek, starałam się powrócić do chwil, które teraz wydawały mi się tak odległe. Czułam się, jakby uszło ze mnie życie. Kiedy uświadomiłam sobie, co wydarzyło się tej nocy, poczułam wstręt i obrzydzenie do własnej osoby. Czułam, że mogłabym tutaj umrzeć. Tak, teraz i natychmiast chciałam, żeby moje przepełnione bólem i wstydem serce przestało bić. Uległam, chociaż nie powinnam. Modliłam się, aby ten sekret nigdy nie ujrzał światła dziennego. Cierpienie przeradzało się w gniew. Gwałtowny i burzliwy, palący od środka moje wnętrzności i duszę, którą być może Liam zabrał, odchodząc.

Podniosłam swoje pół nagie, odrętwiałe z zimna ciało. Oszukałam rzuconą niedbale bluzę i wsunęłam ręce w rękawy. Była równie przesiąknięta wilgocią, jak pozostałe rzeczy. Zadrżałam i potarłam dłońmi wychłodzone ramiona, następnie ponownie zwinęłam się na chwilę w kłębek. Dusiłam w sobie wszystkie emocje, które zawładnęły moim ciałem i umysłem. Chciałam zemsty. Słodkiej i satysfakcjonującej. Obmyślałam misterny plan skrzywdzenia tych, którzy przyczynili się do tego, że znalazłam się w przeklętym Forks. Utwierdziłam się w chęci pozbawienia życia Edwarda i wszystkich, którzy zechcieliby stanąć mi na drodze. Kiedy ta cała farsa miała się już skończyć, chciałam uciec jak najdalej od Crafta i zmienionego Michaela. Czułam, że nie jestem już tą samą dziewczyną, która tutaj przybyła. Wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wizja odwetu przysłoniła mi oczy.

Zdusiłam w sobie krzyk i poderwałam się do biegu. Łzy ściekały mi po policzkach i natychmiast wysychały od wiatru, który napierał na moją twarz. Znalazłam się w chatce przed południem. Tego dnia było słonecznie, a niewielkie chmury wlokły się leniwie. Wyjęłam z torby telefon i odnalazłam numer Belli. Bez zastanowienia przycisnęłam zieloną słuchawkę i usłyszałam pierwszy sygnał. Wszystko się we mnie gotowało. Musiała się wahać przed odebraniem, bo jej głos usłyszałam dopiero po chwili.
- Tak? Kto mówi? – zapytała niepewnie.
- To ja Ava – odpowiedziałam chłodno. – Czy jest z tobą Edward? – dodałam po chwili.
- Tak, a o co chodzi? – odparła z wahaniem.
- Daj mi go do telefonu – nakazałam bez zastanowienia.
W słuchawce rozległa się cisza, jednak po chwili usłyszałam, jak dziewczyna przekazuje mu słuchawkę.
- Chcesz poznać prawdę? – zaczęłam pewnie. – Spotkaj się ze mną dzisiaj w nocy. Będę czekać w lesie, na wschód od La Push – uściśliłam. – Na pewno mnie znajdziesz.
Edward nie odezwał się ani słowem, nie słyszałam nawet jego oddechu, ale byłam pewna, że odebrał to, co miałam mu do powiedzenia.

Jedyne, co mi pozostało, to czekać. Wiedziałam, że niebawem zjawi się Jacob. Nie chciałam, żeby czegokolwiek się domyślił na temat minionej nocy. Początkowo obawiałam się, że może wyczuć zapach Liama. Chcąc się przed tym uchronić, nabrałam wody ze studni przed chatką, i zanurzyłam w niej dłonie. Była lodowata do tego stopnia, że kończyny przeszył ból. Zdjęłam z siebie całe ubranie i chwyciłam wiadro. Bez zbędnych ceregieli wylałam sobie na głowę przejmująco zimną zawartość kubła. Woda spłynęła po moim ciele, powodując nieprzyjemne drżenie. Powtórzyłam tę czynność kolejne dwa razy, a kiedy uznałam, że już wystarczy, otarłam dłonią nadmiar wody z twarzy. Czułam, jak bardzo miałam spięte mięśnie i jak bardzo mój organizm się wyziębił od tego wybryku. W niektórych miejscach moja skóra przybrała sinawy kolor, a w całości była pokryta gęsią skórką. W obawie, że w każdej chwili może zjawić się Jake, wyciągnęłam z torby suche i czyste ubrania, które przesiąknięte były moim zapachem. Orzeźwiająca kąpiel uspokoiła nieco moje nerwy. Kiedy się przebrałam, usiadłam przed chatką, opierając się plecami o jedną z jej ścian. Słońce pieściło moją twarz swoimi promieniami. Na chwilę zamknęłam oczy, lecz już po chwili zobaczyłam w swoich myślach Liama. Epizody minionej nocy atakowały mnie z każdej strony. Przez chwilę nawet czułam na sobie jego dotyk. Gdy otworzyłam powieki, wydałam z siebie cichy stłumiony jęk.
- Wszystko w porządku? – zapytał znajomy, nieco zmartwiony głos.
Kiedy podniosłam wzrok ujrzałam Jacoba Blacka, a za nim słońce, chowające się za horyzont. Ignorując jego pytanie wstałam, odwracając się do niego plecami.
- Niedługo wyruszamy – powiedziałam stanowczo. – Pamiętaj, żeby ukryć się w odpowiedniej odległości. Jeśli wampir wyczuje twoją obecność, zaszkodzisz nie tylko mnie, ale i sobie. Podejrzewam, że Bella nie byłaby szczęśliwa, gdyby dowiedziała się, że ze mną współpracujesz – dokończyłam, przystając na progu chatki.
Wiedziałam, że wilkołak zrozumiał, co miałam na myśli. Po tym, co miałam uczynić, oczywistym było, że dziewczyna mnie znienawidzi. Z jednej strony mnie to nie interesowało, ale z drugiej nie chciałam, żeby wiedziała, że jej przyjaciel jest w to zamieszany. Po śmierci tego potwora liczyłam na to, że ułoży sobie życie z Jakiem i że będzie ono długie i szczęśliwe. Tłumaczyłam sobie, że to, co zrobię przysłuży się wszystkim – taką miałam nadzieję.
- Czy jesteś tego pewna? – zapytał Jake z wahaniem, patrząc jak sprawdzam broń i mocuję ją do uchwytów przy swoich nogach.
- Jak nigdy dotąd – odparłam z przekonaniem, spoglądając mu głęboko w oczy.
Miałam wrażenie, że mi nie uwierzył, ale przytaknął. Na jego twarzy malował się niepokój. Najprawdopodobniej sam nie był przekonany do tego, co zamierzamy, a raczej co ja zamierzałam zrobić. Zapewne obawiał się o dziewczynę i o to, co stanie się, kiedy będzie już po wszystkim. Ja wciąż trzymałam się swoich przypuszczeń, wraz ze wschodem słońca miało być już tylko lepiej.

Gdy byliśmy gotowi do drogi, Jacob wpadł na pewien pomysł. Aby uwiarygodnić wersję, że nic nas ze sobą nie łączy, postanowiliśmy odegrać przed Bellą scenę. Po wykończeniu Edwarda, Black miał rzucić się na mnie z zarośli i upozorować walkę. Moim zadaniem było zwyczajnie wyrwać się i uciec podczas szarpaniny. Dzięki temu Jake mógł być przy Belli w najprawdopodobniej najtrudniejszych dla niej chwilach. Gdy nadszedł zmierzch, przemierzaliśmy las, kierując się na wschód. Jake oddalił się ode mnie tuż przed granicą rezerwatu. Zanim odszedł, uścisnęliśmy sobie dłonie na pożegnanie. Chłopak wiedział, że tak czy owak, więcej się już nie zobaczymy. Czuł, że zginę albo ja albo Edward, a nawet jeśli ujdę z życiem, to i tak na zawsze zniknę z Forks. Odchodząc, pomyślałam nawet, że w normalnych okolicznościach moglibyśmy się ze sobą zaprzyjaźnić, to samo tyczyło się Swan, a może nawet Cullenów. Szybko odgoniłam od siebie tego typu wizje i przyspieszyłam kroku.
Było koło północy, kiedy miałam pewność, że jestem już dosyć daleko od rezerwatu. Zatrzymałam się i oparłam o jedno z drzew. Maksymalnie wytężając swój słuch i wzrok badałam okolicę. Naciągnęłam tunikę tak, żeby przysłoniła broń. Nie chciałam, by Edward przejrzał moje zamiary na samym początku, dlatego w myślach zaczęłam nucić różne piosenki. Pozwalało mi to skupić się na przypominaniu sobie tekstu utworu i było sposobem na niemyślenie.
Minęła chwila, zanim usłyszałam delikatny szelest i trzask pękającej gałęzi. Z mroku wyłonił się Edward, a za nim stała jego ukochana. Oboje mieli grobowe wyrazy twarzy. Wampir przyglądał mi się uważnie i wyglądał na rozdrażnionego tym, że wciąż powtarzałam w myślach słowa jakiejś piosenki. Uśmiechnęłam się, widząc dwójkę, która ostrożnie kroczyła w moim kierunku. Cullen zachowywał się ostrożnie, podobnie jak jego towarzyszka. Wiedziałam, że ostrzegł ją wcześniej, aby nie była pewna moich intencji. Żadne z nas nie wypowiedziało ani jednego słowa. Gra, która się rozpoczęła, potrzebowała odpowiedniego wstępu.
- Witam, panie Cullen – powiedziałam, prostując sylwetkę. – Więc może powiesz mi, czego chciałbyś się dowiedzieć? – zapytałam, uśmiechając się delikatnie.
Edward zacisnął dłonie w pięści, a z jego ust wydobył się dźwięk, przypominający warknięcie.
- Kim jesteś i czego od nas chcesz? – zaczął chłodno, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Zaśmiałam się drwiąco pod nosem.
- Człowiekiem, a kim innym mogłabym być? – odparłam lakonicznie.
Ta odpowiedź go nie przekonała, a jedynie pogłębiła jego gniew.
- Mogę tylko przypuszczać, że nie masz dobrych zamiarów – rzucił złowrogo.
- Szkoda, że nie dałam się zwieść waszej porządności. Myślałam, że nawet moglibyśmy się zaprzyjaźnić – zaszydziłam, dając krok do przodu.
Edward cofnął się nieznacznie, kryjąc za swoimi plecami przerażoną dziewczynę.
- Ciekawa jestem, jak się ma twój ojciec, Bello – wymruczałam pod nosem.
Wiedziałam jak wyprowadzić ją z resztek równowagi. Dziewczyna zadrżała, lecz już po chwili znalazła się tuż przede mną. Uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana swoim posunięciem.
- Zrobiłaś coś Charliemu? – krzyknęła zdenerwowana. – Powiedz, że nic mu nie jest! – Chwyciła mnie za ramiona i próbowała potrząsnąć. W jej przeszklonych oczach malowały się strach i niepewność. Tylko chwila dzieliła ją od nieposkromionego wybuchu płaczu. Wykorzystałam okazję, że znalazła się tak blisko mnie. W ułamku sekundy złapałam ją, zasłaniając się ciałem dziewczyny, po czym wyciągnęłam broń i przyłożyłam jej do skroni. Edward wyrwał się do przodu, lecz gdy dostrzegł pistolet ciasno przylegający do jej głowy, cofnął się z furią w oczach.
- Nie myślałam, że będziesz na tyle głupi, żeby ją brać ze sobą – rzuciłam ironicznie, zaciskając mocniej dłoń, którą przytrzymywałam dziewczynę.
Bella drżała na całym ciele. Próbowała się szarpać, ale zaskoczona moją siłą, dała za wygraną. Edward również wyglądał na zaskoczonego. Nie tyle moją siłą, ile szybkością, z jaką przechwyciłam jego ukochaną.
- Już niebawem szlag trafi całą twoją żałosną rodzinkę i ciebie również. – Sączyłam jad z każdym wypowiadanym słowem. – Jeśli liczyliście, że ujdzie wam płazem to, co zrobiliście Comie, to z przykrością muszę stwierdzić, że się przeliczyliście…
- O czym ty mówisz? – wyjąkała Bella.
- Skończcie już tę cholerną grę! – wrzasnęłam, przyciskając mocniej lufę.
Wampir drgnął, ale nie odezwał się ani słowem. Nie spuszczał z nas oka. Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. Wiedziałam, że niebawem wszystko się skończy. Zgadłam, że czeka na odpowiednią chwilę, aby wyrwać mi dziewczynę, ale wahał się wiedząc, że dysponuję nadludzkimi zdolnościami. Chwilę zbierałam się w sobie, aby odważyć się na decydujący cios. Aby nie zdradzić swoich zamiarów pomyślałam tylko „Show must go on” i pchnęłam przed siebie Bellę, która upadła na kolana. Skierowałam na nią broń i nacisnęłam spust. Odgłos strzału rozniósł się po okolicy. Tak jak się tego spodziewałam, Edward ochronił dziewczynę własnym ciałem. Już miał się na mnie rzucić, ale zrobiłam unik i po raz kolejny nacisnęłam spust. Zdezorientowany, został raniony w bark. Zatrzymał się i spojrzał na swoje rany.
„Raz, dwa, trzy…” – odliczałam, nie spuszczając z niego wzroku. Po chwili miejsca, w których znajdowały się kule, zajęły się żywym ogniem. Wampir stał jak wmurowany, wbijając we mnie swoje złote spojrzenie. Żywioł szybko opanował jego ciało, ale ten stał niewzruszony, nie odrywając ode mnie wzroku. Czułam chorą satysfakcję, oglądając to widowisko. Płomienie spowijały jego ciało, ale on nawet nie zadrżał. Spojrzał jedynie czułym wzrokiem na otępiałą dziewczynę, która zalana łzami przypatrywała się jak kona. Słyszałam jej krzyk i niemal wycie. Dostrzegłam, że podniosła się z ziemi, próbowała rzucić się w ramiona ukochanego i spłonąć razem z nim. Doskoczyłam do niej i w ostatniej chwili przewróciłam z powrotem na ziemię. Szarpała się dziko pode mną, okładając pięściami i skamląc, jak zranione zwierzę. Edward upadł na kolana i spojrzał w niebo. Powoli zamieniał się w popiół, który rozwiewał wiatr. Spoglądałam na wampira, w którym tliły się jeszcze resztki istnienia i nie doszukałam się w jego oczach cierpienia ani gniewu. Gdybym mogła, nazwałabym to godnym umieraniem. Chłopak w ostatniej sekundzie zwrócił się do swojej ukochanej.
- Bello – zaczął miękko – wiesz, że będę cię kochał zawsze i zawsze przy tobie będę…
Gdy dokończył zdanie, zadął porywisty podmuch i rozwiał jego prochy, nie zostawiając nawet śladu istnienia wampira. Bella zawyła w cierpieniu i po chwili leżała na ziemi, tępo wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą jeszcze znajdował się Edward. Po jej policzkach ściekały potoki łez, którym nie było końca. Wtedy zrozumiałam, że popełniłam błąd. To ja byłam potworem, a nie on. Za swoimi plecami usłyszałam znajome warknięcie. Jacob wyskoczył z zarośli, odgrywając swoją scenę. Przewrócił mnie na plecy i zaczęliśmy się efektownie szarpać. Kłapnął kilka razy koło mojego ucha, po czym odskoczył na chwilę, dając mi szansę ucieczki. Gwałtownie poderwałam się z ziemi i ruszyłam w stronę lasu, zostawiając ich za sobą. Biegłam, nie patrząc przed siebie, a gałęzie smagały mnie po twarzy. Bałam się odwrócić. Stłumiłam w sobie histeryczny jęk, ale łzy, mimo wszystko, pociekły po moich policzkach. Zatrzymałam się, słysząc kolejne strzały. Jeden, drugi, następny i kolejny. Moje rodzeństwo dopełniało egzekucji. Upadłam na ziemię, nie mogąc złapać tchu. Niemal dusiłam się, zanosząc się od płaczu. Widok Belli i Edwarda w ostatnich chwilach jego trwania, do końca życia miał tkwić w mojej pamięci i nawiedzać po nocach. Brzydziłam się siebie i tego, co zrobiłam. To ja zasługiwałam na śmierć, a nie on. Żałowałam, że odegrana scena z Blackiem nie była rzeczywistością. Jedno wiedziałam na pewno, w tej chwili chciałam umrzeć i odejść w zapomnienie. Chciałam, żeby nikt mnie teraz nie odnalazł. Ani teraz, ani nigdy. Znajomy ból w klatce piersiowej nasilał się, palił i łamał moje kości. Niemal krzyczałam w agonii, zaciskając pięści tak mocno, że raniłam się własnymi paznokciami. Domagałam się diamorfiny, wijąc się na ziemi i ledwo łapiąc oddech. To uczucie było nie do zniesienia, ale uznałam to jako karę za to, co zrobiłam. Wiedziałam, że mogę sobie ulżyć, aplikując dawkę, ale odrzuciłam jedyną ampułkę w zarośla. Miałam nadzieję, że jej brak mnie zabije, tak jak najprawdopodobniej brak Edwarda miał zabić Bellę. Zalał mnie zimny pot, a ciałem rzucały fale drgawek. Przed oczami miałam ogień – wszechogarniający, zabójczy żywioł. Palił mnie teraz od środka, a cierpienie wzmagało się z każdą wizją związaną z moją zbrodnią. Pozwoliłam, aby żar trawił moje wnętrzności i duszę. W końcu przestałam się szarpać i leżałam nieruchomo, patrząc w rozgwieżdżone niebo. Pragnienie rosło w siłę tak, jak mój wstręt do siebie i swojego życia. Zamknęłam powieki i, niewiadomo kiedy, odpłynęłam w niebyt. Pragnienie zostało ugaszone. Miałam nadzieję, że to śmierć przyszła po mnie, dając chwilę wytchnienia. Wiedziałam, że teraz przyjdzie mi odpowiedzieć za swoją zbrodnię, ale byłam na to gotowa.


* Tłumaczenie:
Boże uchroń mnie od moich przyjaciół, od wrogów obronię się sam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Panna_Kaprysna dnia Sob 14:53, 16 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin