FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Mężczyzna od kuchni [Z] / odc.12 (19.09.2010) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:29, 03 Mar 2010 Powrót do góry

No! Nawet nie wiesz, ile nadziei mi dałaś, pisząc kilka dni temu, że nowy rozdział jest u bety. Nie spodziewałam się jednak, że pojawi się tak szybko. Jestem taka szczęśliwa, że chyba zaraz padnę.

Jeśli nie masz nic przeciwko to będę czytać i od razu komentować, tak by o niczym nie zapomnieć.

Charlie postanowił pogodzić się z Samem. A raczej go przeprosić za to, że wyleciał na niego z kijem Laughing Teraz gdy znów sobie przypomniałam tę sytuację wybuchłam śmiechem. To była jedna z najlepszych scen tego opowiadania. Dobrze, że Sam się nie obraził. Tak naprawdę przecież nie miał za co. Nawet jeśli faktycznie Emily wymyśliła tę jego przemowę i on wykuł ją na pamięć, to i tak mi się spodobała.

Uroczy był fragment, gdy Charlie rozmyślał o Jacobie i Belli. A dokładnie o tej ich wymianie zdań odnośnie biegania i Edwarda. Wyobraziłam sobie to ich przekomarzanie i się aż uśmiechnęłam. I to stwierdzenie, że wampiryzm zmienia ludzi. Tiaa...

Potem Amanda, która wkroczyła radośnie na komisariat, zbijając ludzi z pantałyku. Śpiewała i w ogóle. Ale z tym syndromem niedopchnięcia to tamten Richard trochę przesadził. Nie dziwię się, że Charlie zgromił go wzrokiem. No i komendant szybko skojarzył fakty i domyślił się, że sprawcą dobrego humoru Amandy jest Mike Newton.

Charlie robiący ciasto! A to numer! I do tego przyznał się przyjacielowi, dla kogo je piecze. Miło ze strony Swana, że chciał się odwdzięczyć Sue w taki sposób. Rozmowa Charliego i Billy'ego była taka fajna i luźna. Czuć było, że znają się od bardzo dawna i że są sobie bliscy.
A ta akcja z patelniami w piekarniku mnie rozwaliła Laughing Zapomniał je wyjąć. Co za człowiek. Moja babcia też chowa garnki i patelnie do piekarnika, bo nie ma miejsca, ale jeszcze nigdy nie zapomniała ich wyjąć.
Ten cytat mnie nieźle rozbawił:

MOK napisał:
Po meczu obaj panowie udali się do kuchni, gdzie na jednej z szafek stygła brązowo-złota szarlotka. Billy przyjrzał jej się krytycznie, rejestrując na powierzchni ciasta wyraźne fałdy. Po lewej wypiętrzyły się Alpy, w środku dostrzegał zaczątki Wielkiego Kanionu, najdalej w prawo była na szczęście równina.


Dobre, te porównania do gór mnie rozśmieszyły. Serio Laughing

I wiesz co? Końcówka świadczy o tym, że czeka nas cudowny rozdział, w którym będzie zarówno Charlie, jak i Sue. Tęsknię za nimi, gdy są razem. Bo w następnej części uraczysz nas ich spotkaniem, prawda? No powiedz, że tak będzie, thin!

Ale się stęskniłam za Charliem. Normalnie tak szybko przepłynęłam przez ten rozdział, że chyba zaraz przeczytam go raz jeszcze. Kurcze, ciągle mi mało! Ja chcę więcej!

Bardzo mi się podobało. Nie mogę się doczekać dalszej części Smile
Pozdrawiam serdecznie :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marionetka
Zły wampir



Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Kajusza

PostWysłany: Śro 15:48, 03 Mar 2010 Powrót do góry

Aj, Thingrodiel. Te wszystkie zabawne porównania, zdania i dialogi tak Ci wspaniale wychodzą, że aż mnie zjada zazdrość. A jak Charlie pochwalił się Sue, że upiekł szarlotkę - aż się uśmiechnęłam i usłyszałam tę dumę w jego głosie. Pozwolę sobie zacytować najwspanialszy fragmencik:
Cytat:
- Karpatka. Takie ciasto. Kuzyn był w Europie, tam mają takie coś faliste, nazwali to od Karpat.

"Takie coś faliste"! O, i jeszcze to:
Cytat:
Po meczu obaj panowie udali się do kuchni, gdzie na jednej z szafek stygła brązowo-złota szarlotka. Billy przyjrzał jej się krytycznie, rejestrując na powierzchni ciasta wyraźne fałdy. Po lewej wypiętrzyły się Alpy, w środku dostrzegał zaczątki Wielkiego Kanionu, najdalej w prawo była na szczęście równina.

Mnie, tak jak Susan, również rozśmieszyły.
No to teraz nic innego mi nie pozostaje, niż czekać na następny rozdział! Tylko ładnie proszę, Thingrodiel, byś długo go nie pisała. Niech Wena Cię nie opuszcza! Z pozdrowieniami,
Marionetka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nellkamorelka
Wilkołak



Dołączył: 22 Cze 2009
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec

PostWysłany: Czw 23:15, 04 Mar 2010 Powrót do góry

Jak zwykle dowcipnie i z pomysłem:) moja wyobraźnie podczas czytania również działa bez zarzutu hihi wyobraziłam sobie Charliego piekącego szarlotkę, do tego te patelnie w piekarniku hihi naprawdę się ubawiłam:) zresztą szarlotka a'la karpatka też nieźle Ci wyszła:) trzymaj tak dalej i szybko obdarz nas nowym rozdziałem:)
Pozdrawiam
Nellka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 23:16, 05 Mar 2010 Powrót do góry

Domagałam się, domagałam, a teraz jak jełop nie wiem, co napisać.
No bo ileż można wychwalać.
Jest świetnie, jest humor, jest ciepło, jest wzruszenie, nie ma błędów.
Może tylko - niewiele się dzieje. Ja z niecierpliwością czekam na rozwój "czegoś" między Charlie'm i Sue.
Podobała mi się ta "angielszczyzna" i jej dwuznaczność.
Odnośnie do błędów, tylko trzy rzeczy zauważyłam:
Cytat:
Sue po prostu przyszła, kiedy jej potrzebowałem wiesz... tak inaczej

Przecinek między "potrzebowałem" a "wiesz".
Cytat:
- Nie miałem, gdzie ich trzymać.

A tu przecinek zbędny.
Cytat:
zbliżył się do piekarnika, po czym jedną po drugiej wyciągnął patelnie.

Cosik mi tu zgrzyta. Może szyk, a może... A nie: "po czym wyciągnął patelnie, jedna po drugiej"?
Czy nie jest tak, że "jedna po drugiej" jest utartym, nieodmiennym zwrotem?

Och, żeby tak facet dla mnie zrobił szarlotkę...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 21:35, 24 Mar 2010 Powrót do góry

Z lekkim opóźnieniem, ale jestem. Muszę przyznać, że ostatnio ciężko piszę mi się komentarze, jak mi się opowiadanie podoba to jest jeszcze gorzej. Bo gdy coś mi nie pasuje to przynajmniej staram się przytoczyć jakieś logiczne argumenty, jednak co zrobić gdy opowiadanie z każdym rozdziałem podoba mi się jeszcze bardziej? Tak właśnie jest z MOK. Z każdym kolejnym odcinkiem coraz głośniej się śmieję, ostatnio chyba pojawiły się też jakieś łzy, ale cii...
W każdym razie ujmuje mnie sposób w jaki przedstawiasz Charliego. Jest tak nieziemsko uroczy, że nic jak tylko przytulić go do piersi. Bardzo podobał mi się motyw z pieczeniem ciasta. Samo zamieszanie z patelnią i rękawicą przedstawiłaś fenomenalnie. Widziałam przed oczami to zamieszanie, słyszałam podniesione głosy i czułam zapach szarlotki unoszący się w kuchni. Przeniosłaś mnie to tego świata. Ogromnie podobała mi się też relacja z przyjazdu Belli i Jacoba. Wyobrażam sobie panią Cullen, gdy Jake tak bezczelnie obraża jej męża :D
Zastanawiałam się ostatnio za co najbardziej lubię to opowiadanie. Na pewno podoba mi się Twoje poczucie humoru, potrafisz doprowadzić mnie do głośnego rechotu, zawsze po przeczytaniu kolejnego odcinka mam lepszy humor, to jest dla mnie idealna odskocznia, nie ważna co było wcześniej, ani co będzie później, pozwalasz mi się na chwilę zagłębić w czarującym świecie Charliego. Podoba mi się, stale przewijający motyw kuchni, osobiście uwielbiam gotować, to moje ulubione zajęcie tuż obok pisania i tańczenia, dlatego każda kuchenna przygoda Charliego wywołuje u mnie uśmiech. Podoba mi się, że w niemal normalny sposób przedstawiasz niecodzienne sprawy. Szeryf Swan obudził się z dnia na dzień w innej rzeczywistości, ale całkiem nieźle sobie z tym radzi ^^ Albo udaje, że sobie dobrze z tym radzi. Na koniec jest Sue. Uwielbiam tą kobietę, naprawdę ^^ Jednak najbardziej cenię MOK za sposób w jaki wykreowałaś rzeczywistość, podoba mi się swojskość tego świata, czuję spokój przeplatający się między kuchnią Sue i Charliego, zakłócany czasami natarczywym głosem Amandy, jestem całkowicie oczarowana :)
Pozdrawiam
niobe


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Sob 14:53, 03 Kwi 2010 Powrót do góry

Ple ple ple...


ODCINEK ÓSMY


Sue Clearwater podjechała pod dom komendanta Swana swoim starym pickupem w kolorze zgniłej zieleni, ze zdobiącymi maskę plamami, które osoba postronna śmiało nazwałaby rdzą, ale ci, którzy znali właścicielkę, woleli swoje uwagi zachować dla siebie. Nie miało to zresztą jakiegokolwiek znaczenia, gdyż samochód działał bez zarzutu, choć można było iść o zakład, który wehikuł szybciej by się rozpadł – ten, który należał do Indianki, czy ten, którego Charlie Swan swego czasu kupił od Blacków dla swojej córki. Ponoć robione cichcem zakłady wygrał wóz Belli. Ponoć. Niektórzy mogli mieć niejakie wątpliwości, czy ktoś przypadkiem nie pomógł przenieść się biednemu chevroletowi w krainę płynącą benzyną i olejem do smarowania. Bardziej wtajemniczeni mianem „ktosia” określiliby pewną rodzinę wampirów, a ci, którzy znali sprawę na wylot, bez wahania wskazaliby na Edwarda Cullena. Wszystko to oczywiście miałoby miejsce, gdyby ktokolwiek w całym Forks i okolicach zastanowił się nad losem starego rzęcha.
Ale nikt się nie zastanowił.
Kiedy Charlie usłyszał, jak pickup z hałasem parkuje na podjeździe, przypomniał sobie czasy, kiedy Bella wracała wieczorem po jakimś wypadzie do Port Angeles. Ten sam hałas, podobnie rozklekotany samochód... tylko teraz wysiadała z niego inna przedstawicielka płci pięknej.
Charlie rzucił się do drzwi, nim Sue zdążyła zapukać. Po drodze kopnięciem otworzył szafkę, by wymownie spoglądała swym wnętrzem na Sue, kiedy ta swym zwyczajem zdejmie buty. Może dziś założy te przeklęte kapcie...
Gdyby bardzo na to liczył, spotkałoby go rozczarowanie. Niemniej Charlie podświadomie wiedział, że Sue wymownie zamknie szafkę i podrepcze bosymi stopami w stronę kuchni, dokąd zwabi ją zapach kawy. Kwestię kapci zatem uznał za sprawę zamkniętą, co skwitował wymownym westchnieniem. Nie zrobiło to na Sue Clearwater żadnego wrażenia.
- Czuję kawę – powiedziała z uznaniem.
Charlie z miną, której nie powstydziłaby się Mona Lisa, podążył za kobietą, po czym skierował ją do stołu i stanowczo zapewnił, że nie potrzebuje pomocy i ją obsłuży. Sue zaśmiała się.
- Nie rób takich min, nie jesteś kelnerem.
- Nie – przyznał. - Ale choć raz to ja będę wokół ciebie skakał. Masz siedzieć i się rozkoszować – uśmiechnął się kpiąco. W jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. Sue nie mogła nie zauważyć, że Charlie jest w wyjątkowo dobrym nastroju. I że robi się przez to... młodszy?
Odwrócił się w stronę szafki, na której stało przykryte szmatką ciasto. Sięgnął po nóż i odsłonił nieco zawartość blachy. Sue starała się nie wyciągać szyi, by sprawdzić, jak mu wyszło. Z pewnością dał sobie radę, to nie mały chłopiec, tylko dorosły mężczyzna.
- Powinieneś się częściej uśmiechać, komendancie. Bardzo ci w tym do twarzy.
- Niewiele jest kobiet, które sprawiają, że się uśmiecham – powiedział, zwracając się na chwilę w jej stronę. Pomyślał o Amandzie Rivers. - W zasadzie niektóre to mnie wręcz denerwują – dorzucił, biorąc do ręki plastikową łopatkę do nakładania ciasta.
- Rozumiem, że ja cię nie denerwuję. Uznam to za komplement – powiedziała Sue, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Na wszelki wypadek sięgnęła po kubek z kawą i upiła łyk. - Fuj. Cukier.
- Nie marudź, bo ci jeszcze mleka doleję – Charlie pogroził jej łopatką. - Kawa nie może być gorzka, dobrze o tym wiesz. A przynajmniej powinnaś.
- Wiem, wiem. - Sue westchnęła i napiła się jeszcze trochę. Lubiła Charliego i w związku z tym była gotowa ścierpieć bardzo wiele, w tym słodzoną kawę.
Gospodarz obrócił się i podał jej kawałek szarlotki na małym talerzyku.
- Mhmmm... Ładnie pachnie.
Komendant szeroko uśmiechnął się do swojego gościa.
- Wiesz, o ile nikt nas na tej szarlotce nie złapie, to chyba skończą się plotki na nasz temat.
- Nigdy nie przejmowałam się ludzkim gadaniem – powiedziała Sue, wstając od stołu i ruszając do szafek. - Gdzie trzymasz widelczyki?
- Eee... mam tylko łyżeczki. Wystarczyło poprosić – burknął. - W każdym razie ja nienawidzę, jak ktoś o mnie gada – kontynuował, podczas gdy Sue wróciła z dwoma łyżeczkami i podała jedną Charliemu. - Rivers się teraz zakochała, więc będzie spokój. A może zainteresowanie przejdzie na nią? - zastanowił się.
- Charlie?
- Aha?
- Plotkujesz.
- Raczej się martwię. - Westchnął. - Związała się z synem Newtonów. Chyba jest dla niej ciut za młody, nie sądzisz?
- Phi? Seth też spotyka się z dziewczyną, która jest od niego trochę starsza. Nie ma się czym martwić, to się zdarza.
Charlie zamarł z łyżeczką nad ciastem, które z cierpliwością, jaką wykazują tylko szarlotki, którym pożałowano cynamonu, czekało na swój los.
- Widocznie coś jest w tych starszych kobietach. - Wbił łyżeczkę w ciasto i przyglądając się, jak starte jabłka rozłażą się na boki, rzucił niewinnie: - Może też powinienem spróbować?
Sue napiła się kawy.
- Miej styl, Charlie. Nie schodź poniżej osiemdziesiątki.
- Myślałem o kimś młodszym. - Charlie wymownie zerknął na swojego gościa i robił co mógł, by nie wybuchnąć śmiechem.
- O nie! O mnie zapomnij – zaprotestowała Sue. - Poza tym nie jestem starsza.
- Jak to nie? Urodziny obchodzisz dwa miesiące przede mną.
- Nie liczy się. - Sue energicznie wbiła łyżeczkę w ciasto. - Dżentelmen, psiakość! - zauważyła i zagryzła wargę. Oboje wpatrywali się w talerzyki z szarlotką i powstrzymywali się od śmiechu. W końcu pani Clearwater dzielnie nabrała nieco ciasta i wzięła je do ust. Przeżuła, przełknęła i bez słowa odłożyła łyżeczkę. Komendantowi zrzedła mina.
- Nie smakuje ci – stwierdził.
- Nieee... to znaczy... jest bardzo dobre...
Charlie z niepokojem spróbował ciasta.
- Faktycznie, bardzo smaczne.
Zapadła cisza, przerywana tykaniem zegara wiszącego na ścianie. Zarówno Charlie jak i Sue znów wpatrywali się w talerzyki, zastanawiając się, co tu zrobić, żeby nie jeść więcej. Ciasto triumfowało.
- Nie powiem, to najlepsza tektura, jaką w życiu jadłem – zauważył nieśmiało gospodarz.
Sue roześmiała się.
- Plastelina - powiedziała.
W końcu oboje wybuchnęli śmiechem.
- Billy chyba przeczuwał, że to katastrofa. Nie odważył się spróbować.
- Piekłeś to z Billym?
- No, pomagał mi. - Charlie podrapał się w kark. Sue roześmiała się jeszcze głośniej. - O czym mogłem zapomnieć? - zastanawiał się komendant, zabierając nieszczęsne ciasto sprzed oczu Indianki i odstawiając je na szafkę.
- O cukrze na pewno. Rozumiem, że wolałeś dodać go do kawy, niż do ciasta. Ale nie mam pojęcia, co wywołało taki smak.
- Nie będę wnikał.
Charlie pochylił głowę i gdyby nie to, że ramiona trzęsły mu się od śmiechu, Sue pomyślałaby, że się załamał. Choć na pewno przegnałaby taką myśl – komendant Swan się nie załamywał aż tak szybko. O ile go znała, a znała go dość dobrze, potrafił czasem marudzić, ale ogólnie był całkiem pogodnym mężczyzną.
- Nie mów nikomu – powiedział w końcu, siląc się na powagę. W oczach jaśniały mu łzy rozbawienia.
- Ani słowa – przyrzekła pani Clearwater.
- Wspaniała z ciebie kobieta, wiesz?
Nie kłamał. Nie sądził, że kiedyś znajdzie się w takiej sytuacji, w której, mówiąc krótko, „da plamę”, a będzie się z tego śmiał w głos. Do tego w towarzystwie.
- Kiedyś ci się oświadczę.
Sue uniosła brwi, ale nie przestawała się uśmiechać. Wstała od stołu, by wziąć papierowy ręcznik i wytrzeć oczy. Charlie też wstał. Bez zastanowienia pochylił się i krótko ją pocałował. Wąsy Charliego ukłuły Sue nad górną wargą, a jego usta na krótko przylgnęły do jej warg, po czym pocałunek się skończył. Trwał może sekundę, najwyżej dwie, ale w jednej chwili nastrój do śmiechu zniknął jak kamfora.
- Przepraszam – bąknął w końcu Charlie.
- Nie ma... nie ma za co – odpowiedziała Sue. Wciąż była zdziwiona i właściwie nie wiedziała, co ma myśleć. - Powinnam już iść. Leah... ma zły nastrój.



W nocy Sue nie spała. Przewracała się z boku na bok i strofowała samą siebie za zachowanie godne nastolatki. Ganiła się w duchu, choć to nie pomagało. Co upomniała się za głupią myśl, głupia myśl przekrzykiwała rozsądek.
Rany, zupełnie jakby nigdy w życiu nie całowała się z mężczyzną! Owszem, robiła to. To i wiele innych rzeczy, czego dowodem jest dwójka dzieci.
Do diabła, Harry nie żył. Ale ona była tylko wdową, a nie trupem. Przecież nikt nie oczekiwał, że pogrzebie się żywcem albo że do końca życia będzie posypywała głowę popiołem, bo jej mąż umarł.
Tylko że obiecała sobie, że teraz poświęci się dzieciom...
Które były dorosłe! I ona też była dorosła, a dorosłość owa właśnie przemawiała jej do rozumu, by przestała zachowywać się jak smarkula i zaczęła cieszyć życiem.
Poza tym Charlie ją tylko cmoknął w usta, nie zaproponował związku ani małżeństwa.
Chociaż co miał znaczyć ten żart o oświadczynach? Czy to był na pewno ŻART? Może on tak poważnie?
Rany, Sue, przestań wszystko analizować!
Wszystko przez to, że od kilku lat z nikim się nie spotykała. Wcześniej był tylko Harry, którego kochała całym sercem i za którym tęskniła. Na którego przez jakiś czas była też irracjonalnie wściekła za to, że ją zostawił na tym świecie. Poza tym zaczęła się ta cała „heca” ze sforą; Seth i Leah, jak się okazało, odziedziczyli po przodkach wilcze geny i nie miała czasu ani tęsknić, ani płakać. Zresztą nie miała zwyczaju zbyt długo szlochać nad czymkolwiek. Wychodziła z założenia, że nawet rozpaczać trzeba z umiarem, inaczej smutek pożre człowiekowi duszę i nigdy jej nie wyzwoli. Poza tym łzy niczego nie zmieniały, choć nie należy ich powstrzymywać w pierwszym odruchu.
Teraz jednak nie miała na nie ochoty. Tak naprawdę szukała usprawiedliwienia dla tej iskry przyjemności, którą czuła, kiedy wąsy Charliego ukłuły ją nad górną wargą.
- Ty stare pudło, w końcu poczułaś się kobietą, co? - wymamrotała i zakryła głowę poduszką.



Charlie był mężczyzną i jako taki nie miał żadnych problemów ze snem. Nie rozpamiętywał też tych kilku sekund z poprzedniego dnia, kiedy to nastrój w kuchni zmienił się tak gwałtownie, jakby ktoś go nożem uciął.
Rano jednak, kiedy parzył kawę, doszedł do wniosku, że chyba coś spieprzył.



c.d.n.


Schreiben Sie bitte komentarzen...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Pią 22:47, 13 Sie 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
offca
Zły wampir



Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: szóste niebo

PostWysłany: Sob 15:19, 03 Kwi 2010 Powrót do góry

Ja nie szprechen zbyt gute, ale komentarzen naskroben... Razz

Tradycyjnie się uśmiałam. Masz cudownie barwne porównania i zabójczo celne spostrzeżenia. Czasem się im nie mogę nadziwić. Posiadasz także niezwykły talent do pisania rozdziału o niczym (przepraszam, o szarlotce) tak, żeby się nie można było oderwać od monitora. No i po co komu rozbudowana fabuła skoro wdowa i rozwodnik jedzący ciasto wystarczą? Jak ty to robisz??

mogę stwierdzić jeden zgrzyt?
Cytat:
Kwestię kapci zatem uznał za sprawę zamkniętą, co skwitował wymownym westchnieniem, co nie zrobiło na Sue Clearwater żadnego wrażenia.
Nie przeszkadza ci to niezręczne sąsiedztwo?

Pozdrawiam i wena życzę :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 15:38, 03 Kwi 2010 Powrót do góry

Co tak krótko?
Podoba mi się flirtujący Charlie. I podoba mi się Sue chodząca na boso.
Lubię też te mnóstwo smaczków, które przemycasz, a ten spodobał mi się najbardziej:
Cytat:
Charlie zamarł z łyżeczką nad ciastem, które z cierpliwością, jaką wykazują tylko szarlotki, którym pożałowano cynamonu, czekało na swój los.

Nareszcie zaczyna coś się dziać między nimi, bo już traciłam cierpliwość... Laughing
Mam jednak dziwne wrażenie, że trochę robisz z Sue starszą, niż ona jest... Te rozterki, niczym u zgorzkniałej kobiety, która już w życiu na nic nie czeka... Toż to jeszcze całkiem młoda babka.
Podobnie jak owieczce, też mi zgrzytnęło to zdanie z podwójnym "co". Już gdyby chociaż przy drugim "co" pojawiło się "a" tzn. "a co", byłoby odrobinę lepiej.
Zgrzytnęło mi też stylistycznie coś innego:
Cytat:
Wszystko to oczywiście miałoby miejsce, gdyby ktokolwiek w całym Forks i okolicach zastanowił się nad losem starego rzęcha.
Ale nikt się nie zastanowił.

To oczywiście bardzo subiektywna sprawa, bo błędu nie ma, niemniej wolałabym: "Ale nikt się nawet nie zastanawiał". Byłoby ładniej.
Bardzo, bardzo podobał mi się ten dialog-flirt między nimi. Naprawdę ekstra, thin.
Jeszcze jeden drobiazg - nie lepiej Mona Lisa bez spolszczania? W końcu tak się ten obraz nazywa...
Kończąc, życzę ci o wiele lepszej szarlotki na święta. Z cukrem. Choć kawa akurat, według mnie powinna być gorzka Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Sob 15:57, 03 Kwi 2010 Powrót do góry

Sue nie jest zgorzkniała, ma po prostu do siebie dystans. Dlatego mówi do siebie per "stare pudło". Po prostu pochowała męża, od tego czasu minęło... ile? Ze 4 lata, dosyć krótko, zważywszy, że swojego męża b. kochała i za nim tęskniła, nawet jeśli nie rozpamiętywała tego każdego dnia. Zresztą ta kobieta ma inne problemy niż mężczyźni, a tu nagle zaczyna dostrzegać urok starego przyjaciela. Można mieć zonka. I niestety, ale sporo kobiet w jej wieku, pochowawszy męża, chowa w grobie także siebie i swoje życie miłosne. To smutne, ale prawdziwe.

Odnośnie podwójnego "co" - zostało już poprawione, zaraz po komentarzu Offcy.
To drugie - nie zmienię. Bardziej mi leży i płynniej mi się czyta moją wersję, gryzie mnie to "Ale nikt się nawet nie zastanawiał." Wolę jakoś czas przeszły dokonany.
I Monę Lisę też poprawiam, nie wiem, czemu mi się tam "z" zaplątało. Na dobrą sprawę obraz się zwie Gioconda. Wink

A skoro już odpisuję - Offca, nie wiem, jak ja to robię, natomiast niesamowicie rozbawił mnie twój tekst, że nikomu nie trzeba rozbudowanej fabuły, bo wdowa i rozwodnik jedzący ciasto w zupełności wystarczą. Śmiałam się z tego jak opętana.

Gracias muchas i komaras oraz wszelkas innas owadas za uwagi.
j.t.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Sob 21:16, 03 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Sob 16:01, 03 Kwi 2010 Powrót do góry

Ich heiße Karolina. tutaj zaczyna się i kończy mój niemiecki.

Charlie, jedyne co spieprzył to szarlotkę o smaku tektury , ewentualnie plasteliny. Nawet nie próbuje sobie tego wyobrazić. Aktualnie akcja spowolniła, mam nadzieje że wróci jeszcze Jacob np. z Nessie. ;D Albo nie, lepiej bez.

Co do Sue, to było urocze. Speszyli się jak nastolatkowie jednym małym buziaczkiem. Chociaż nie, nastolatki teraz się nie peszą skoro uprawiają seks za parę spodni. To był zły przykład.

Najbardziej przypadł mi do gustu sam początek, nawiązanie do starej furgonetki Belli i jej ... jakże tajemnicza śmierć. Lubię to opowiadanie, gdyby nie te wilkołaki i wampiry byłoby zwyczajne jak każde. Podręcznik jak postępować z wdowami czy coś takiego.

Jak można pić kawę bez uprzedniego jej słodzenia... Łee!

Thin, świetnie jak zwykle. Powiedziałabym że domowo. Jakby Charlie robił pisanki, poczułabym nawet święta poprzez to opowiadanie. Dziękuje.

Pozdrawiam, Uskrzydlona (:

łump. co tak krótko?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez bluelulu dnia Sob 16:02, 03 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:29, 03 Kwi 2010 Powrót do góry

Jest chłodny, kwietniowy wieczór. W cały mieszkaniu roznosi się zapach świeżo upieczonych ciast oraz zielonej herbaty. W salonie słychać podgłośniony do granic możliwości telewizor. Jednak Zuzia nie zwraca na to uwagi. Teraz ma inne zajęcie.
Siedzi pochylona nad biurkiem i klnie co jakiś czas pod nosem, wymachując nożyczkami. Krew leje się z palców, pot ścieka z czoła. Ale nareszcie praca została zakończona. Zuzia uśmiecha się szeroko niczym Taylor Lautner i nieśmiało prezentuje zrobiony przed chwilą transparent z napisem, wyklejonym z czerwonych literek. Wskazuje na thin, a następnie na swoje zdanie, które głosi:
thin, jesteś moim forumowym-pisarskim guru!



No Mr. Green Cieszę się, że nareszcie pojawił się nowy rozdział, bo już się niecierpliwiłam. Zresztą wczoraj Ci o tym pisałam na pw. Wczoraj też rozmawiałyśmy o moim omawianiu poszczególnych akapitów. Ostatnio dużo osób "ma coś" do moich komentarzy i chyba zacznę mniej się rozpisywać, choć sama nie wiem, czy potrafię.

Tęskniłam za Charliem, za Sue i za Twoim pisaniem. Uwielbiam Twój styl. Bardzo ładny i solidny, ale doskonały w odbiorze. Czyta się lekko i przyjemnie. Kocham czytać Twoje twory.
Ale do rzeczy. Początek o samochodach mnie rozbawił. A najbardziej to, jak przepadł wóz Belli. Zabawne, naprawdę.
Powiem Ci, że potem mnie zamurowało. Po tej śmiesznej rozmowie, nabijaniu się z ciasta i ogólnie wyluzowanej atmosferze... Charlie pocałował Sue. O mój Boże! Nareszcie! Jak ja długo na to czekałam. To było takie urocze, niewinne, nieoczekiwane, słodkie... wspaniałe. Można też powiedzieć, że pomimo tego iż zarówno Sue, jak i Charlie są dorośli, to ten buziak był taki... taki... jak u nastolatków. Gdy to po raz pierwszy chłopakowi uda się ukraść dziewczynie cmoka. Ale z drugiej strony ten pocałunek wcale taki nie był. Było w nim też coś takiego intymnego i dojrzałego. Kurcze, zaskoczyłaś mnie. I to niesamowicie. Bardzo się cieszę, że Charlie zrobił to tak z zaskoczenia. Wyszło Ci to świetnie.
Podobało mi się też późniejsze porównanie odczuć i przemyśleń Sue i Charliego. Tzn. to, że Sue analizowała to co się stało, zastanawiała się co dalej, a Charlie tylko stwierdził po jakimś czasie, że może coś popsuł. Fajnie Ci to wyszło. Naprawdę...

Nie wiem, jak możesz sądzić, że któryś z rozdziałów może mi się nie spodobać. Nie wiem jak w ogóle możesz tak sądzić. I mam nadzieję, że po wstępie tej wypowiedzi, już nigdy tak nie powiesz, ani nie pomyślisz Wink

Bardzo mi się podobało, thin. Jesteś boska!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Marionetka
Zły wampir



Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Kajusza

PostWysłany: Nie 16:16, 04 Kwi 2010 Powrót do góry

Wdech, wydech. Ja nie umiem pisać konstruktywnych komentarzy, mimo iż niejeden raz zaglądałam do poradnika.
Po pierwsze: ja się zastanawiam, czemu Sue nie lubi słodzonej kawy. Ja tylko słodzoną piję, z mleczkiem, ale wiek zobowiązuje...
Po drugie: czekałam na tę scenę. Scenę pocałunku. I się doczekałam. I było to opisane tak... tak realnie, tak prawdziwie.
Po trzecie: uwielbiam wypieki Charliego.
Po czwarte: zastanawiam się, co dalej. Jak wypadnie ich następne spotkanie, co powie on, co powie ona, jak się układa Mike'owi i Amandzie.
Po piąte: czekam na następny rozdział. Bardzo, ale to bardzo niecierpliwie.
I po szóste, ostatnie: chciałabym poczytać o świętach w domu Charliego. Naszła mnie na to ochota po zerknięciu na posty poprzedniczek. Takie moje małe pobożne życzenie.
I na koniec pozdrawiam, świąt wesołych życzę, jajka smacznego i czego tam jeszcze sobie wszyscy życzycie (z Charliem włącznie). Marionetka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 11:43, 06 Kwi 2010 Powrót do góry

Błędy to moja wina - staram się betować w godzinach, w których przypada moja największa aktywność, ale widać nawet to nie gwarantuje sukcesu. Ten rozdział był dla mnie szczególny z kilku powodów. Raz - też piekłam ciasto i też mi nie wyszło do końca... chociaż mój chłop się zajada. Dwa - wreszcie mam za sobą to, co mnie męczyło i mogę pisać inne rzeczy. Trzy - część była lekka, poczytna i po prostu się odprężyłam. Cenię thinową Sue za ten dystans. Póki nie ma skrajności, takie podejście do samej siebie może tylko pomóc, a nie przeszkodzić. Inna sprawa, że nie sposób nie zwrócić uwagi na dojrzałość autorki - dlatego lubię Twoje pisanie, thin. Widać w nim prawdę i rzeczywistość, chociaż akurat ten tekst jest komedią, nie przerysowałaś go, nie upiększasz na siłę - pogratulować.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pią 12:06, 30 Kwi 2010 Powrót do góry

Thin, rozkładasz mnie za każdym razem na łopatki. Nie mogę przestać się uśmiechać do Twoich rozdziałów MOK-a. Podoba mi się język, jakiego używasz. Mam wrażenie, że to wszystko toczy się gdzieś za rogiem, a nie w odległych Stanach, jeszcze ta wzmianka o karpatce! Dobre. Pieczenie ciasta w wydaniu Charlie'ego, zmagania z piekarnikiem, szukanie cynamonu i stwierdzenie, że da w zęby temu, kto powie, że faceci są lepszymi kucharzami, było bombowe. Ja bym chciałam mojego chłopaka zobaczyć przy piekarniku, jak piecze dla mnie ciacho. Może kiedyś uświadczę, chociaż nie liczę na to. Wink No więc Charlie jest kuchennym asem. Każdy mężczyzna, który nie gotuje, powinien wziąć z niego przykład. Wystarczy mieć dobre chęci. A co do polskich akcentów, końcówka jest typowo polska:

Cytat:
- Stawiaj wodę na kawę, zaraz będę.


Nieraz tak miałam z moją przyjaciółką, która wyjechała do Anglii. Asiu, kocham Cię. :* Choć wiem, że ona w fandomie nie siedzi i nie czyta tego forum, ale pozwalam sobie na małe wyznanie.

Dalej w ósemce zaloty przy cieście były po prostu rozczulające. Szarlotkę bez cynamonu to ja nawet lubię, ale bez cukru musiała być nie za fajna. ^^
No i ten pocałunek, wreszcie się doczekałam. Fajnie do tego doszło. Tak właśnie, jak można sobie wyobrazić. Nie namiętnie po francusku, a po prostu cmok i szczeciniaste wąsy. Wink
Uroczo chciałoby się powiedzieć. Lubię MOK-a za tę atmosferę, świetne dialogi, po których się płynie. Nie pisałam wcześniej, bo ciągle mi coś przeszkadzało w komentowaniu. Uległam również tej chorobie na brak komentatorskiej weny, ale powoli wracam. Wink Czekam na dziewiątke i Karmel, którego jestem coraz bardziej ciekawa. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pią 12:06, 30 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Sob 20:08, 01 Maj 2010 Powrót do góry

Thinek stanęła obok półki z romansami... Nigdy więcej!

Specjalne podziękowania dla Zuziaczka za pomoc z piosenką. *kocha*

Ortodoksyjnych wyznawców pedeefa zapraszam oczywiście na chomika: [link widoczny dla zalogowanych]

Tylko nie zapomnijcie skrobnąć wygłodniałemu wenowi thin tego i owego. Wink



ODCINEK DZIEWIĄTY



Komendant Swan nie znosił dwóch rzeczy.
Pierwszą z nich był jego pistolet. Za szczenięcych lat imponowali mu policjanci w mundurach, którym kabury fascynująco wypychały ciemne kurtki. Wtedy zadecydował, że jak dorośnie, zostanie gliną i nigdy nie zmienił zdania. Nigdy też nawet przez myśl mu nie przeszło, że mógłby wykonywać inny zawód, nawet wtedy, kiedy okazało się, że praca w Forks jest w gruncie rzeczy bardzo nudna. Lubił spokój, nawet jeśli to nie on zapewniał go w tym mieście. Teraz, kiedy jakiś czas temu skończył czterdziestkę, wcale nie marzył o tropieniu niebezpiecznych przestępców, do których wszyscy zwracaliby się per „padre”, a którzy mówiliby tak, jakby dentysta nie wyjął im wacików z ust. Nie, nie chciał niczego podobnego. Miał jedno skryte marzenie – doczekać emerytury, nie wystrzeliwszy z ciążącego mu pistoletu ani jednej kuli. Jak dotąd mu się to udawało i być może działo się tak dlatego, że komendant Swan unikał drugiej rzeczy, której nie znosił – piosenek z filmów Disneya.
Ale teraz Amanda Rivers śpiewała w pracy jedną z nich i Charlie obawiał się, że nie spełni swojego marzenia.
- Czyyy wieeeesz czeeeeemu wilk tak wyyyje w księęężycoooowąąą nooooc? - wyła z ekspresją policjantka, czekając, aż automat do kawy wypluje z siebie czarną ciecz.
Nie, tylko nie wilki...
Charlie naprawdę nie cierpiał tego typu piosenek. Niechęć ta sprawiła, że nie dopuścił, by jego Bella w dzieciństwie oglądała filmy produkcji Disneya. Obawiał się bowiem, że dziecko, nasłuchawszy się słodkich trelów występujących w nich postaci, zapragnie kasety, którą matka mogłaby odtwarzać jej do snu aż do zdarcia taśmy. Ewentualnie do chwili, w której jej ojciec oszaleje. Disney był powodem niejednej kłótni w krótkim małżeństwie z Renee (a do jego żony nie docierało, że niemowlak i tak nie pojmie, o co w tych filmach chodzi), a także późniejszych, kiedy rzeczone małżeństwo już się skończyło, a Charlie z ostateczną rezygnacją zdjął z palca obrączkę i schował ją na dno szuflady, którą czasem nazywał miejscem zapomnienia, a do której starał się bez potrzeby nie zaglądać. Szuflada ta wzbogaciła się później o kilka innych artefaktów, ponieważ ich widok przyprawiał go o ból głowy tudzież chęć napicia się czegoś mocniejszego. Zdjęcie Renee z Bellą znalazło swoje miejsce na komisariacie, ale ślubne już nie. Kwadratowa czeluść połknęła je bez entuzjazmu, nie mrugnąwszy nawet dziurką od klucza. Komendant Swan na wszelki wypadek położył oprawione w ramkę zdjęcie szybką do dołu, by, w razie szybkiego zerknięcia do środka miejsca zapomnienia, nie zahaczyć wzrokiem o białą sukienkę swojej byłej żony i ich roześmiane twarze skierowane w stronę obiektywu. Choć czasem przypominała mu się zawartość szuflady. Była jak ćmiący ząb, z którym trzeba będzie kiedyś zrobić porządek.
- Rivers, możecie się trochę uciszyć? - zapytał gniewnie, przerywając rzekę płynących w niebezpieczne okolice myśli.
- Przepraszam! - zawołała radośnie, po czym obniżywszy głos o oktawę, zaśpiewała: - Czyyy powtóóórzysz tę melodię... cośtam cośtam... - Amanda nie zważała na to, że połowy tekstu nie pamięta. Podśpiewywała sobie dla przyjemności, a wtedy liczyła się tylko przyjemność. - Możesz zdoooobyyyyyć świat, lecz to będzie tylkoooo świaaaaaat! - Zapomniała się i ostatnie słowo przeraźliwym fałszem wyciągnęła w okolice górnego C.
- I zmieńcie repertuar! - wrzasnął jej przełożony, po czym zatrzasnął drzwi do swojego gabinetu, chowając się w bezpiecznej ciszy czterech ścian.
Nie na długo.
- Skąd wiedzieć maaaaa, że kooooochasz? - zaintonowała przytłumiona drzwiami Rivers.
No nie...
- Zabiję ją – wymamrotał Charlie i na wszelki wypadek odwiesił broń na haku, który wyzywająco sterczał z białej ściany obok drzwi. I wtedy zamarł, bo usłyszał męski głos.
- Ej, znam to! - A potem w rytmie reggae: - Jak wiedzieć ma, że ją kochasz?
- Zastrzelę ją i zwalę wszystko na Jonathsona – warknął pod nosem.
Wyszedł z gabinetu, obrzucił Richarda wzrokiem mówiącym „Zdrajca!” i opuścił posterunek, gdzie dwójka policjantów siedziała nad raportami i na zmianę śpiewała piosenkę, która śmierdziała Disneyem. Musiał kupić sobie batonika, największego, jaki się tylko znajdzie, a potem zjeść go, delektując się atakującymi go kaloriami, każdą z osobna.
Minął róg i skierował kroki w stronę małego sklepu, w którym zaopatrywały się w słodycze dzieciaki w Forks. Zakupił snickersa i właśnie zamierzał się wgryźć w czekoladę, karmel i orzeszki, kiedy kątem oka złowił ubraną w jasną bluzę, znajomą sylwetkę, zmierzającą do biblioteki. Obrócił się w jej stronę i zapakowawszy nietkniętego batonika w papierek, schował go do kieszeni, po czym ruszył w stronę budynku z czerwonej cegły.
Może i nigdy nie śledził żadnego szefa mafii, ale Sue Clearwater także nie, a od czegoś trzeba zacząć.



Sue od jakichś dwóch tygodni unikała towarzystwa, szczególnie mężczyzn, co zaniepokoiło zarówno jej dzieci, jak i Billy'ego Blacka, który uważał się za jej dobrego przyjaciela. Wprawdzie zadzwonił do niej, by się upewnić, czy wszystko w porządku, ale Indianka powiedziała, że tak, oczywiście i pod pozorem gotowania obiadu szybko się rozłączyła.
Seth siedział na uczelni i tylko z odległości (to znaczy dzięki swojej siostrze) mógł obserwować, jak jego matka zachowuje się nieco inaczej. A Sue Clearwater zachowująca się w sposób choćby odrobinę odbiegający od normy to sprawa najwyższej wagi.
Na mało subtelne pytanie syna, czy odwiedzała ostatnio Charliego albo czy on pojawił się w ich domu, warknęła, że jeszcze potrafi sama sobie zaparzyć kawę i z radością spędzić popołudnie bez niczyjego towarzystwa. Seth się zdziwił, ale nie naciskał. Uznał, że matka potrzebuje chwili dla siebie. Dopiero gdy powiedział o tym Lei, siostra poinformowała go, że prawdopodobnie chodzi właśnie o Charliego, choć trudno powiedzieć, czy się pokłócili. Potem jednak rodzeństwo zeszło na zwyczajową kłótnię o dziewczynę Setha i sprawa Sue znalazła się na dalszym planie, przegrywając z upartym dążeniem Lei, by jej brat „nie marnował nikomu życia”.
Sue spędzała dni z córką lub w samotności czytając książki. Doszła jednak do wniosku, że przydałaby jej się jakaś odmiana, ponieważ swoją biblioteczkę znała już na wylot. No, może poza jedną książką, ale odkąd jako młoda kobieta zwycięsko przebrnęła przez Joyce'a (kompletnie niczego nie rozumiejąc), postanowiła nigdy do niego nie wracać. I tak nie wiadomo, o co w tej książce chodzi i dlaczego, do ciężkiego diabła, przecinkofobia autora nie została uleczona przez kogoś nietkniętego tym schorzeniem.
Pojechała zatem do Forks, gdzie znajdowała się najbliższa biblioteka publiczna i przekroczywszy jej próg, z lubością zatonęła wśród pachnących starymi książkami regałów.
Minęła historię, nie zaszczyciła socjologii nawet jednym spojrzeniem, przy religioznawstwie przyspieszyła wręcz kroku i w końcu dotarła do poezji i powieści. Uznała, że jest w swoim żywiole. Potrzebowała chwili rozrywki. Przejrzała dramaty, ale natrafiwszy na Poskromienie złośnicy Shakespeara, z niesmakiem odłożyła książkę na półkę.
- Szowinista jeden – mruknęła i przeszła nieco dalej.
Fantastyka jej nie zainteresowała, horrory także nie, choć kiedy się tu wybierała, miała ochotę jakiś wypożyczyć, żeby się pośmiać. Ale półka z nimi znajdowała się tuż obok niskiego regału, na którym ustawiono książki, obiecujące jej przeponie solidny masaż.
Wyciągnęła zatem bladoróżową książkę i zerknęła na tył okładki. „Remigio...”
- Rany, jest takie imię? - wymamrotała. - „Remigio jest księciem Kentu, wymarzonym kandydatem na męża. Lecz jego opinia hulaki skutecznie odstrasza potencjalne kandydatki. I wtedy spotyka nieśmiałą guwernantkę nieślubnego syna przyjaciela ciotki swojego ojca, która podaje się za kuzynkę zubożałej hrabiny von Smuten. Kim jest ta dziewczyna i dlaczego wzbudza w księciu takie pożądanie?” - przeczytała półgłosem, starając się powstrzymać od wybuchu śmiechu. - Doskonałe. Padnę, gdy to przeczytam – mruknęła do siebie.
- Ja też – odpowiedział jej ktoś, kogo nie zauważyła, a kto najwyraźniej zaglądał jej przez ramię. Głos był znajomy. - Cześć, Sue.
Nie odwróciła się.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała, chowając książkę pod pachą.
- To biblioteka. - Charlie wzruszył ramionami, jakby to wszystko wyjaśniało. Jednakże kobieta stała do niego tyłem, więc nie mogła tego widzieć.
- Aha – odpowiedziała i usiłowała się odsunąć.
- Sue?
- No? - rzuciła, zerkając na okładkę kolejnego romansu, na którym nordycki blondyn, prężąc muskuły, obejmował w niemożliwie wąskiej talii omdlewającą ciemnowłosą piękność. Tytuł głosił „W szponach namiętności” i opowiadał historię płomiennego uczucia między - a jakże! - lordem Stentonem - o zdziwienie! - hulaką i utracjuszem, a cnotliwą wychowanicą Sióstr Zgromadzenia Bożego Miłosierdzia, której przeszłość - niespodzianka! - była bardzo tajemnicza.
- Interesująco się rozmawia z twoimi plecami, ale chciałbym mimo wszystko móc ci spojrzeć w twarz.
Sue w końcu odwróciła się z, miała nadzieję, możliwie najbardziej niewinną miną.
- Więc o co chodzi? - zapytał komendant.
- W tym? - zapytała z cieniem uśmiechu, pokazując książkę z Nordykiem i brunetką. - O to, by ci dwoje się w końcu pobrali, po drodze zaliczając sceny wyuzdanego seksu.
Charlie odwzajemnił uśmiech.
- Naprawdę chcesz to przeczytać?
- Od deski do deski – zapewniła go z poważnym wyrazem twarzy. Zdradziły ją jednak oczy.
- Chodzi o ciasto? - zapytał Charlie.
- Tak, załamałeś mnie tą szarlotką – mruknęła Sue, odkładając na półkę Nordyka, usidlonego przez namiętność cnotliwej dziewicy.
- Wiem, że spaprałem sprawę – powiedział w końcu, a uśmiech powoli znikał z jego twarzy niczym słońce, które kryje się za horyzontem, by ustąpić pola nocy.
- To znaczy?
- Nie powinienem był cię całować – bąknął w końcu.
Rozejrzał się, sprawdzając, czy nikt go nie słyszy. Nie zauważył jednak żadnego człowieka w pobliżu. - Wiem, że wciąż... no, wiesz, Harry i w ogóle... - urwał. Nie wiedział, co powiedzieć. Denerwowało go, że z żadną kobietą tak fatalnie mu nie szło. Zawsze jakoś znajdował słowa, nawet kończąc znajomość. A przy Sue Clearwater kończyła mu się angielszczyzna w ustach i w tej chwili nie umiał sklecić nawet jednego sensownego zdania. Wszystko przez to, że się przyjaźnili i za dobrze go znała. Wielu rzeczy nie musiał mówić, bo i tak wiedziała, o co mu chodzi. Ale teraz trzeba było powiedzieć coś na głos i Charlie ugrzązł gdzieś na bagnach plączącego się języka.
- Harry umarł cztery lata temu - oświadczyła Sue. - Po prostu... bardzo mnie zaskoczyłeś.
- Dlatego mnie unikasz?
- Gdybym cię unikała, udawałabym, że się spieszę i szybko bym stąd uciekła. Jak widzisz wciąż tu stoję.
- Uhm. - Komendant Swan podrapał się w kark.
- Poza tym blokujesz mi wyjście.
Charlie się zgubił. Nie był już pewien, czy Sue wciąż żartuje, czy też tym razem mówi poważnie. I to pewnie dlatego tak trudno mu było powiedzieć coś mądrego. Baby!
- Przepraszam – odezwał się w końcu. Sue nie bardzo wiedziała, co miał na myśli – pocałunek czy kwestię przejścia. - Czy moglibyśmy przestać zachowywać się jak nastolatki? Jesteśmy dorośli, przyjaźnimy się. Trochę się za tobą stęskniłem przez ostatnie dwa tygodnie.
Nastała cisza, w czasie której Sue podejmowała małą decyzję. Mały krok dla ludzkości, wielki dla człowieka.
- Wpadnij do mnie jutro – powiedziała w końcu. Czuła się głupio. Charlie miał rację – zachowywali się jak dzieciaki. A konkretnie ona. Właściwie czemu się odizolowała? Pocałunek był przyjemny. Tylko... czuła się niezręcznie. To był przyjaciel jej męża. Harry'ego, ostaniego mężczyzny, z którym łączył ją jakikolwiek przejaw intymności, a po którym niczym tarczę wciąż nosiła nazwisko.
Clearwater, natychmiast się uspokój! - nakazała sobie w myślach. - Nie zdradzasz Harry'ego. I przestań zgrywać nobliwą wdowę!
Charlie przepuścił ją, mówiąc, że z pewnością do niej zajrzy, a potem oboje skierowali się do wyjścia.
Nie zauważyli, że książki znajdujące się na dolnej półce regału, przy którym stali, rozsunęły się i ukazała się w nich twarz Loli.
- Pocałował ją? - szepnęła z radością. Amanda jej nie uwierzy! Z naręczem książek obeszła regał dookoła, wyciągnęła zeń Nordyka z brunetką, po czym położyła ich na stosiku innych szlachetnie urodzonych hultajów i panien o dobrym sercu oraz mało zasobnym portfelu. Skierowała się w stronę bibliotekarki, by wpisała ten komin książek na jej kartę.


c.d.n.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Nie 11:53, 16 Maj 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 20:16, 01 Maj 2010 Powrót do góry

To ja, to ja - wiewiórka... ruda?

Oby nie radioaktywna. Błyskawicznie dodany rozdział. Cool I od razu przyznaję, że nie sprawdzam właśnie, które poprawki przeszły, a które nie - możesz mnie zbić. Twisted Evil W każdym razie dzięki Tobie właśnie będę miała co oglądać. I to nie tylko Zaczarowaną, ale również Fantazję 2000, które się zaplątała po piosence Edyty Górniak, ale do sedna. Podejście do romansów - zdrowe i rozsądne. Ja czytuję niekiedy pojedyncze sztuki, ale ostatnio nawet już mnie nie śmieszą, więc dobra wymówka odpadła, a fabuły raczej nie ma po co tam szukać.

Duży punkt za Sue, która moim mało obiektywnym zdaniem zachowuje się bardzo realistycznie i po ludzku. Po babsku nawet, rzekłabym, popierając komendanta.

A szufladom na złe wspomnienia mówimy dziś głośne NIE!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:31, 01 Maj 2010 Powrót do góry

Zabiłaś mnie, thin.

Nawet nie wiesz, jak się cieszę z nowego rozdziału! I nie masz mi za co dziękować przecież Wink Szczerze mówiąc, to nawet się nie spodziewałam, że tej piosenki do MOKa potrzebujesz Laughing

Fragment na początku, gdzie jest o tym, czego nienawidzi Charlie, niesamowicie mnie rozbawił. Broń, ściganie przestępców, których był boski fragment o charakterystycznej wymowie i zwracaniu się do siebie, no i piosenki Disneya Laughing Jak się cieszę, że mogłam w czymś pomóc.
Opowieść o tych bajkach, kasetach itd. też mnie rozweseliła. Przypomniało mi się, że sama kochałam słuchać muzyki z disneyowskich produkcji i obawiam się, że moi rodzice też mieli tego dość. Muszę ich za to przeprosić Wink Ale Charlie faktycznie miał jakąś fobię na tym punkcie. Kocham tego faceta. Wbrew pozorom, jest mocno zakręcony.
A Rivers śpiewająca o wilkach - bezcenne. Fajnie to powiązałaś z opowiadaniem. No i to jak Charlie się uroczo na nią denerwował. Potem też na tego faceta. Do tego stopnia, że musiał wyjść po batonika.
Popieram - słodycze są najlepsze na nerwy i stres Laughing Sama to praktykuję często.

Charlie śledzący Sue w bibliotece? Jej poszukiwania odpowiedniej książki były boskie. Jakbym siebie widziała, serio. No może nie zawsze, ale zdarzają mi się takie wędrówki, śmiech przy czytaniu opisów (miałam tak choćby przy Zmierzchu Laughing ) itd. Tutaj nieźle się uśmiałam.
Zdziwiło mnie, że Sue tak długo izolowała się od Charliego. Choć z drugiej strony rozumiem, że czuła się nieswojo. Przecież Charlie był przyjacielem Harry'ego. Jednak cieszę się, że się dogadali i mają zamiar się spotkać. Myślę, że kolejny rozdział będzie bardzo ciekawy i już nie mogę się go doczekać.

Charlie był uroczy, gdy tak próbował się wytłumaczyć, nie mógł dobrać odpowiednich słów, plątał mu się język i w ogóle. To było takie słodkie. Uwielbiam go, naprawdę.
Sue też jest cudowna. Ciągnie ją do komendanta Swana, choć z drugiej strony nie wie, czy powinno tak być i czy ma prawo się do niego zbliżyć. Czuje się trochę winna ze względu na Harry'ego, ale myślę, że z czasem będzie coraz lepiej i niedługo przestaną ją męczyć te wyrzuty sumienia.

No i ten babsztyl na końcu, który ich podsłuchał i ma zamiar poplotkować z Amandą. No co za baby przeklęte Laughing Jak mnie denerwują tacy ludzie. Coś czuję, że biedny Charlie znów będzie narażony na irytującą Amandę.
Ale cóż. To gwarancja tego, że będzie się działo dużo fajnych rzeczy Wink

Dziękuję, thin, za ten rozdział. Jest naprawdę wspaniały, choć szkoda, że taki krótki. Pochłonęłam go bardzo szybko. Ale za to z jaką przyjemnością.
Ten rozdział to naprawdę smakowity kąsek Wink

Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie :*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Sob 20:52, 01 Maj 2010 Powrót do góry

Thin nie wierzę, ale co tak krótko? Skoro koleś w powieści miał przecinkofilię to Ty chorujesz na jakąś długofilię która wyraża się w krótkich lecz sensownych rozdziałach opowiadań, jednakże to dla czytelnika takiego jak ja i ponad połowa tego forum.. stanowczo za krótko. Jeszcze nie dawno uśmiechałam się jak głupek bo wyszedł nowy MOK a tu po chwilce koniec! Szczyna opada. Jak przeczytałam słowa piosenki które ryczy w niebo-głosy Rivers pomyślałam o mojej bajce i oczy mi się zaszkliły! Pocahontas! Z wrażenia poleciałam do rodziców i też im pofałszowałam! Kolorowy wiatr! :D
Co do samego rozdziału, przedstawia jedną konkretną sytuacje. Charliego i jego miłosne dywagacje. Ale piszesz przez rozdziałem, że nie stajesz już obok półki z romansami? A jednak. Nawet obok tych z seksownym Nordykiem. Dobra, dość tego.

Muszę się pozachwycać postacią Charliego. Nie, nie Charliego taty czy męża, ani Charliego policjanta. Tylko faceta przez duże "f". Może zna dobrze swoje policyjne regułki i prawdopodobnie nie mięknie na widok rozwścieczonych wilkołaków i błyszczących w słońcu wampirów ... ale jedna, naprawdę zwykła kobieta potrafi sprawić że zaniemówi! Chociaż sama Sue do końca nie wie co z sobą zrobić, mimo że czuje oczywista pociąg buchający parą w stronę Charliego nadal czuję się wdową. Wcale się jej nie dziwię i jest w ten sposób autentyczna ; nie rzuca się w ramiona jednego a później drugiego. Chociażby dlatego że ma już swój wiek.

Thin, rozdział palce lizać. Nie wiem czy chcę więcej szarlotek, osobiście średnio lubię, ale wiadomo że nie mam na myśli ciasta. Co do rozdziału całkiem ogólnie podobały mi się poszukiwania Sue w bibliotece, myszkowanie znajomej Rivers (czytaj. szykuje się niezła zabawa ;> ) i bajki Disneya. Same w sobie nie są takie złe! Naprawdę, naprawdę. Przynajmniej w czasach mojego dzieciństwa kiedy królowała Pocahontas czy Bambi a nawet Kubuś Puchatek z Krzysiem to było coś. Teraz mamy rozdziawione gęby nastolatków wypełnione super równymi, białymi zębami wrzeszczące "Jest super" w stylu Hany Montany czy HSM i Dżonas Braders . Szkoda.

Tyle z mojej strony. Nie wiem czy mój komentarz jest wenotwórczy, raczej w to wątpię, ale chyba dobrze wiedzieć że ktoś czyta ;>

Pozdrawiam, Uskrzydlona.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 22:19, 01 Maj 2010 Powrót do góry

Komentować należy od razu i nie można zaniedbywać swoich ulubionych autorów. Dlatego przybywam natychmiast, bo mnie wena na powrót rozpiera i chcę Twoją uradować.

Właśnie ugotowałam leczo na jutrzejszy obiad (najlepsze jak sobie nockę przeleży), spróbowałam i oparzyłam jęzor. Boli i niefajnie.
Właśnie przeczytałam sobie w ramach pocieszenia MOK i zadziałało, zapomniałam o języku! ^^

No więc tak (wiem, wiem, nie powinnam tak zaczynać, ale co mi tam, mam dobry nastrój), Disneeeey!
Kocham cię i całuję po rączkach (choć chyba również winnam podziekować Sus za pomoc ^^). Chociaż potraktowałaś go prześmiewczo i wpoiłaś w Charlie'ego nienawiść do tegoż, to jednak nie mogę cię nie kochać za tak świetnie wkomponowane słowa i taką akcję, która przyprawiła komendanta o chęć porzucenia swojego pacyfistycznego nastawienia do świata i istot żywych, chodzących oraz ewidentnie zakochanych. Ach, ta Rivers - to najbardziej udana z Twoich własnych postaci zaraz po Petrze vel Peterze. (tak, nadal go pamiętam i Synka)
Podywaguję sobie w tym miejscu. Myślę sobie, że Charlie jest zbyt radykalny wobec tej bajkowej wytwórni. Przecież Jack Sparrow z Disneya się wywodzi! No i te bajeczki: Pocahontas, Król Lew, Piękna i Bestia, teraźniejsza Księżniczka i żaba - to jednak są fajne bajki (pomijając fakt, iż od dawna idą na łatwiznę, o czy świadczy ten filmik (z góry przepraszam uszy Twoje za podkład muzyczny, można obejrzeć bez niego Wink)
W gąszczu durnych kartonów i ogłupiających pseudo seriali dla maluchów i świeżo upieczonych nastalatków, w gąszczu głupawych produkcji tejże firmy (HSM, Hanna, o zgrozo, Montana) Pocahontas i jej podobne bajki są świetne i niosą pewne edukacyjne walory.
Koniec apelu. :)

A teraz część druga, czyli śledzenie Sue.

Czytanie półgłosem streszczenia - zachęty na obwolucie książki. Mistrzowskie. Sama bym tego lepiej nie napisała. Nie tylko nabijasz się z tanich romansideł, ale jeszcze pewnie z nas pisarzynek ff, bo również wymyślamy niestworzone historie oraz koligacje nie do pomyślenia. Wink No i Charlie wkraczający do akcji. Czegóż chcieć więcej?
No czegóż - akcji, moja kochana! Ja tam cieszę się na każdy rozdział MOKa, podoba mi się, jak oni się nawzajem droczą, ale do jasnej anieli, weźże ich wreszcie wpakuj do łóżka. Ja nie chcę Nordyka! Chcę Sue i Charlie'ego w jakimś tam poważniejszym straciu, a nie tylko muśnięcie szczeciniastymi wąsami. :P
No i z tą Lolą to żeś pojechała. Laughing Toż to się komedyjka zrobiła. Ale kocham Cię i wielbię nadal. Myślę, że dozgonnie. Twisted Evil

Podoba mi się, w jaki sposób przemycasz poprzez myśli swoich bohaterów własne zdanie. Bo pewnie tj nie lubisz Disneya (tu mogę się myslić), tak nie trawiłaś wspomnianego Joyce i jego przecinkozy ^^ (tego jestem pewna na 99%). I to lubię w tym tekście, bo w Synku się nie dopuszczałaś (o ile dobrze pamiętam) do takich zabiegów. MOK jest na luzie i jako autor możesz z nim robić, co Ci się żywnie podoba i oczywiście świetnie to wykorzystujesz.

No i teraz moja złaaa natura!

Cytat:

Seth siedział na uczelni i tylko z odległości (to znaczy od swojej siostry) mógł obserwować, jak jego matka zachowuje się nieco inaczej.


Zgrzyt mi siedzi w nawiasie, bo on jakoś się z całością nie zgrywa. Moim zdaniem byłoby lepiej:
Seth siedział na uczelni i tylko z odległości (to znaczy z perspektywy swojej siostry) mógł "obserwować" [...] <-- no i bezokolicznik w cudzysłowie, bo jednak fizycznie nie mógł. Wink

Cytat:
Potem jednak rodzeństwo zeszło na zwyczajową kłótnię o dziewczynę Setha i sprawa Sue zeszła na dalszy plan, przegrywając z upartym dążeniem Lei, by jej brat „nie marnował nikomu życia”.


powtórzonko

Cytat:
Pojechała zatem do Forks, gdzie znajdowała się najbliższa biblioteka publiczna i przekroczywszy jej próg z lubością zatonęła wśród pachnących starymi książkami regałów.


przecineczki zjedzone przez Lolę. Chyba w tym miejscu brakuje: Pojechała zatem do Forks, gdzie znajdowała się najbliższa biblioteka publiczna i, przekroczywszy jej próg, z lubością zatonęła [...]

Jeśli to nie wtrącenie, a jakiś wyjątek, to pardon. Zwracam honor.

Peace, love & buziaczki.
Mam już caluśką końcówkę L. :) Teraz tylko środek. Wink


P.S. Znacząca wada opowiadania: za krótkie rozdziały! Poproszę o dłuższy następnym razem!


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Sob 22:39, 01 Maj 2010, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 22:50, 01 Maj 2010 Powrót do góry

Cytat:

No i teraz moja złaaa natura!
(...)

Jeśli to nie wtrącenie, a jakiś wyjątek, to pardon. Zwracam honor.


To nie zła natura, tylko troska i dbałość o detale, więc możesz sobie zapisać dobry uczynek.

Ogólnie chciałam jeszcze nadmienić, że dziś wszyscy czują się raczej kiepsko, a MOK był miłą odskocznią od bólu głowy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin