FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Mężczyzna od kuchni [Z] / odc.12 (19.09.2010) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 23:50, 01 Maj 2010 Powrót do góry

Masz rację, Angels, MOK to miła odskocznia od bólu głowy. :)
Zawsze wprawia mnie w dobry nastrój.
Oczywiście, gdy już przełknęłam niezadowolenie z powodu długości, a raczej krótkości tego rozdziału.
Sue i Charlie... No słodcy są z tymi swoimi "podchodami". Jak para nieśmiałych dzieciaków.
Początek - prześmieszny. Pamiętam, jak realizowałam zwiastuny "Zaczarowanej" i wnerwiała mnie ta piosenka... Tutaj popieram Charliego w jego niechęci do infantylnych songów.
Pięknie zaimitowałaś, thin, zawodzenie Rivers.
Scena w bibliotece wspaniała. Znakomity pomysł z tym czytaniem opisów na okładkach. Skąd ty to bierzesz? Wiem - z życia - pewnie powiesz...
"Masaż przepony" - świetne.
No i oczywiście dreszczyk emocji, czyli plotkara. To po to, żebyśmy teraz z niecierpliwością czekali, co z tego wyniknie.
A teraz parę błędów.
Z tym, co napisała Pernix:
Cytat:
Pojechała zatem do Forks, gdzie znajdowała się najbliższa biblioteka publiczna i, przekroczywszy jej próg, z lubością zatonęła [...]

Jeśli to nie wtrącenie, a jakiś wyjątek, to pardon. Zwracam honor.


To nie musi być wtrącenie i lepiej, żeby go nie było, bo nie jest niezbędne. Raczej się unika oddzielania "i" przecinkiem od zwrotów imiesłowowych. Tylko brak tego drugiego przecinka po "przekroczywszy jej próg" przed "z lubością zatonęła" jest błędem. Reguła: [link widoczny dla zalogowanych]
Cytat:
Teraz, kiedy jakiś czas temu skończył czterdziestkę, wcale nie marzył o tropieniu niebezpiecznych przestępców, do których wszyscy zwracaliby się per „padre”, a który mówiłby tak, jakby dentysta nie wyjął mu z ust wacików.

Nic wam nie zgrzyta? Bo najpierw są "przestępcy" i "do których" w liczbie mnogiej, a potem "który mówiłby".
Cytat:
Obrócił się w jej stronę i zapakowawszy nietkniętego batonika w papierek i schowawszy go w kieszeni, ruszył w stronę budynku z czerwonej cegły.

Nie zgrzyta wam to "i zapakowawszy - i schowawszy"?
Cytat:
Sue spędzała dni z córką lub w samotności czytając książki.

Ja bym jednak postawiła przecinek przed "czytając". Bo mam wrażenie, że tam właśnie przebiega podział na zdania składowe, a nie w miejscu spójnika "lub". Ale może się mylę, bo nie wiem, jaka była tu intencja...

Pozdrawiam serdecznie autorkę i betę,
Dzwoneczek


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 9:07, 02 Maj 2010 Powrót do góry

To może ja wyjaśnię pewne sprawy. Po pierwsze - przykro mi, Pernixie, ale prawdę rzecze Angels. To nie twoja zła natura, tylko dbałość o szczegóły kazała ci napisać, co ci zgrzytało. Aczkolwiek jeśli pragniesz, udzielam prywatnych korepetycji z Ciemnej Strony Mocy w wydaniu Damonowskim. Twisted Evil Nawiasem pisząc - zaraz się za błędy zabieram i bardzo dziękuję wszystkim za ich zaznaczenie.

Po drugie - osobiście nie mam zbyt wiele przeciwko Disneyowi. Jest często nachalnie dydaktyczny, co mnie drażni, ale lubię te polewcze filmy, typu POTC czy Zaczarowana, na których się obsmarkałam ze śmiechu oraz zdarłam gardziołko. Natomiast faktycznie nie lubię produkcji animowanych, które są często nadmiernie słodkie, na siłę mądre etc. Są jednak ludzie, którzy dostają prawdziwej wysypki na samo hasło "Walt Disney" i toczą pianę z ust. Co jednemu miód, drugiemu trucizna, jak to mawiał Samwise Gamgee. Do Disneya mam więc stosunek ambiwalentny, co nie przeszkadza mi bezkarnie wykorzystać go, by się trochę pośmiać i podręczyć Charliego. Wink

Po trzecie - nigdy nie kryłam, że odcinki MOK będą krótkie. One mają właśnie takie być, jak ugryziony kawałek ciasta. Dłuższe mogłyby popsuć urok całego tego opowiadania, a nawet ja, tfu!rca tegoż dzieUa uważam, że ma swój urok. Lubię je pisać i tyle. :D

I jeszcze po czwarte:
Pernix napisał:
do jasnej anieli, weźże ich wreszcie wpakuj do łóżka.

Stanowczo odmawiam komentarza w tej sprawie! Wink

No, to tyle. Dziękować za komentarze, jesteście niezawodni i cudowni. :***
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Nie 12:03, 02 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 18:14, 10 Maj 2010 Powrót do góry

Thin, muszę Ci coś wyznać. To bardzo poważna sprawa i nie wiem czy mogę tak w komentarzu, ale w końcu powinnam to napisać. Otóż... Ja bardzo lubię Cię w romansowym wydaniu ^^ Dlatego nie do końca rozumiem Twoją awersję, może nie lubisz ich pisać, ale wychodzą Ci niezwykle uroczo. Już gdy czytałam Twoją mini Gdzie kładą się cienie mnie oczarowałaś. W MOK wszystko piszesz w niezwykle subtelny sposób, czasami odnoszę wrażenie, że Twoim bohaterowie są spłoszeni przez swoje uczucia. I za każdym razem gdy to zauważam na mojej twarzy pojawia się ogromny uśmiech, a z ust wychodzi "ojeej" :D
Bajki Disneya (nie)stety bardzo lubię, zawszę mogę tłumaczyć się tym, że oglądam z młodszą siostrą, ale to chyba próba oszukania samej siebie ^^" W każdym razie mogę się zgodzić, że większość tych historii jest niesamowicie przesłodzona i nasycona ogromną ilością morału, ale właśnie taki w nich urok, niektórzy, jak Sue, czytają romanse, a ja oglądam bajki ^^ Sam motyw z Sue w bibliotece zwalił mnie na kolana, uwielbiam tą kobietę za jej podejście to romansideł. I tutaj należy Ci się pochwała za cudne streszczenie historii Księcia z Kentu :D
Charlie mnie znowu ujął swoją bezradnością i tym, że za bardzo nie wiedział co powinien zrobić. Najbardziej uwielbiam MOK właśnie za postacie, które stwarzasz, jak widać, po tym komentarzu, niesamowicie się wczuwam w całe opowiadanie, co tylko dowodzi jak świetnie piszesz :)
Wracają do rozmowy z biblioteki, to przebiegła niezwykle niezręcznie i uroczo. Teraz mogę powiedzieć, że bardzo prawdopodobne, że będę współczuła Rivers, gdy Charlie ją dorwie za rozgłaszanie plotek, co niewątpliwie nastąpi ^^
Podsumowując ogromnie mi się ten rozdział podobał i z niecierpliwością czekam na więcej, jestem bardzo ciekawa jak potoczy się spotkanie Charliego i Sue ^^
Pozdrawiam
niobe


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Sob 22:33, 15 Maj 2010 Powrót do góry

Ostatni raz tu byłam pod piątym rozdziałem, więc to, co powiem, może być nieco chaotyczne, przez to, że będzie się skupiać na ostatnich czterech częściach.

Uwielbiam Cię, Thin, wiesz? Możesz się podśmiewać, że piszesz o niczym, a ja w tym niczym widzę niesamowitego faceta – dojrzałego, ale jednocześnie tak słodko nieśmiałego i niepewnego, że aż mam go ochotę wyściskać. To opowiadanie jest dla mnie specyficzną formą relaksu, bo w tej chwili jedynym na forum, które naprawdę przyprawia mnie o szeroki, niewymuszony uśmiech bez zbędnych zgrzytów i niedomówień. Po prostu trafiasz we mnie swoimi słowami przez usta Charliego i nic na to nie poradzę. Szczególnie ubawił mnie fragment z Billym. Zawsze widziałam go jako postać bardziej zdystansowaną i surową (nawet w tak bliskich kontaktach przyjacielskich), a Ty sprawiasz, że zaczynam patrzeć na nią z zupełnie innej perspektywy. To, jak zamieniają się ze Swanem rolami, jest niesamowicie przesłodkie i groteskowe jednocześnie. W pewnej chwili komendant oświadcza, że jego przyjaciel jest za mało stanowczy a zdecydowanie zbyt delikatny, żeby w kolejnej zostać przez niego niemalże wyśmianym, gdy zapomina wyjąć patelni z piekarnika. Dosłownie wyobraziłam sobie Blacka z miną matki pobłażającej swojemu ukochanemu dziecku idącej (tu: jadącej) przez dom i głaszczącej malca po zapłakanej główce. Może to i dziwne skojarzenie w kontekście tej sceny, ale ono za nic nie chce opuścić mojej głowy. Siedzi tam uparcie i prosi, żeby wydostać je na zewnątrz. (Zadanie wykonane!)
A jak mi serduszko urosło, kiedy mężczyzna w kuchni (że sobie tak sparafrazuję) pocałował Sue! Każdy krok wykonany przez tę dwójkę tak okropnie ocieka sztampowością, że aż nie pozwala mi się śmiać. (A naprawdę coraz częściej mam wrażenie, że poruszają się przy pomocy tylko jednej pary nóg). I mówię to nie dlatego, żeby w jakikolwiek sposób ubliżyć Twojemu talentowi – wręcz przeciwnie. Na początku wspominałaś, iż nie należy traktować tego tekstu zbyt dosłownie, ale nie musiałaś tego wcale robić. Wypracowałaś sobie na tym forum pewną markę – ludzie rozpoznają Cię, bazując na konkretnych tekstach i wiedzą, że jeżeli robisz coś takiego – jest to stworzone z premedytacją. Wiesz, że po Dialogach potłuczonych naprawdę ukochałam Twoje poczucie humoru i nie wierzę, że tutaj mogłabym nagle zmienić zdanie. Aż boję się używać w słowa parodia w tym kontekście, bo mam wrażenie, że Cię krzywdzę. To jest coś więcej i coś mniej jednocześnie. To opowiadanie wyzwala we mnie niesamowicie pozytywne uczucia. Mam ochotę śpiewać piosenki z bajek Disneya i nie potrafię nawet wzbudzić w sobie irracjonalnej irytacji dla zachowań Amandy, coby się z Charliem w bólu połączyć. Chcę się tylko cieszyć (chociaż nie śmiać). Oby tak więcej, oby tak dalej.
I dodajmy do tego jeszcze biednego Jacoba, który żywi się (zasięgnę terminologii) koszernym mięsem. Nawet miałam ochotę Cię zganić za robienie z niego psa Nessie, ale po tym jak z gracją stwierdził, że z Edwarda żaden dżentelmen, straciłam wszelkie tego typu zapały. Cieszę się, że postawiłaś na tak pozytywną relację na linii Bella-Jake. Kłócą się jak stare małżeństwo, a przy tym ociekają niemożliwą do przyjęcia ilością słodyczy. A mimo to zlizuję ten lukier i jeszcze proszę o posypkę. Nie potrafię sobie odmówić tego tekstu i chociaż moje możliwości czasowe ostatnio były mizerne, to naprawdę staram się poprawić i mam nadzieję, że ten rudy zwierz, co to się plątał w poprzednim komentarzu, wciąż jest tu mile widziany.

Pozdrawiam,
R.

PS W siódmym rozdziale się taki kwiatek zaplątał (ale to drobiazg):
    Wprawdzie nie był tak do końca pewien, kto w tej całej sytuacji tak naprawdę narozrabiał (Jake twierdził, że Leah), ale nie chciał doprowadzić do sytuacji, w której przez jakąś bzdurę jego kontakty z Uleyami zostałyby ograniczone do absolutnego minimum. Za bardzo cenił Sama.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marionetka
Zły wampir



Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Kajusza

PostWysłany: Nie 11:50, 16 Maj 2010 Powrót do góry

Cytat:
ostaniego mężczyzny

Tu raczej powinno być "ostatniego". Z "t".
Czytając ten odcinek, śmiałam się głośno, co zdarza mi się wyjątkowo rzadko. Raczej mało tekstów doprowadza mnie do płaczu lub śmiechu. Zazwyczaj mi się podobają, ale nie wywołują głębszych uczuć. A czytając fragment, w którym Amanda śpiewa, nie mogłam się powstrzymać, tak świetnie był opisany. Duży plus za pobyt Sue w bibliotece i jej rozmowę z Charliem. Och, i Disney! Kocham te stare bajki, mam do nich duży sentyment.
A zachowanie tej pary mnie rozbraja, nosz.
I na tym zakończę, jako iż cierpię na brak czasu, ech. Tak to bywa. Ten komentarz pewnie zbyt się nie wyróżnia spod stosu innych, ale ja i tak mam nadzieję, że wen choć trochę zaspokoi swój głód. Pozdrawiam, Marionetka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Pon 22:11, 21 Cze 2010 Powrót do góry

Stęsknieni?

Dziś dowiecie się, która piosenka sprawiła, że wpadłam na pomysł na MOK.

I przestroga od starej baby thin - nie zaglądajcie do romansów z Bisu. To zUo.

Oraz ogłoszenie drobne - przepracowanie (efekt pracoholizmu) nie sprzyja pisaniu. Dlatego przepraszam za taką obsuwę w publikacji.




----



ODCINEK DZIESIĄTY


- Amando? Słuchasz mnie?
Amanda Rivers uniosła nieprzytomny wzrok znad drinka z palemką i obdarzyła Lolę sennym spojrzeniem. Barmanka podparła się pod boki i nachyliła nad barem, dzięki czemu siedzący przy barze mężczyźni z radością mogli zajrzeć w głębię jej dekoltu.
- Co?
- Mówię do ciebie!
- Tak, tak. Słucham cię.
Lola miała co do tego poważne wątpliwości, ale nic nie mogła na to poradzić. Od jakiegoś czasu Amanda nie była sobą. Po pierwsze sprawiała wrażenie dziwnie rozćwierkanej, a kiedy nie podśpiewywała pod nosem, chodziła rozmarzona, obecna na dostępnym przeciętnym śmiertelnikom świecie jedynie ciałem. Po drugie kiedyś policjantka powiedziałaby jej sama, że ma kochanka. Teraz zaś Lola musiała zabawić się w śledztwo, by się o tym przekonać. Zapytała panią Stanley, ta zaś rozpuściła swoją osobistą siatkę szpiegowską, która zakończyła się na pani Newton. Kobieta przyznała, że jej syn spotyka się z podwładną komendanta Swana. Informacja trafiała kolejno do kilku osób, w tym jakimś cudem zahaczyła o La Push, gdzie wsunęła się niczym wąż do ucha Billy'ego Blacka, ale ten uznał, że już o tym dawno wie i ani myślał przekazywać dalej. Plotka zatem z sykiem wycofała się z jego domu, przemknęła lasem w stronę podatniejszego gruntu Forks i w końcu dotarła do pani Stanley, gdzie zasiała ziarno i w krótkim czasie rozkwitła krwawymi kwiatami.
Lola przez jakiś czas boczyła się o to na Amandę, ale w końcu musiała przestać, bo nic to nie dawało. Rivers zdawała się nie zauważać, że stara przyjaciółka na nią furczy. Zmieniła zatem taktykę. Kiedy tylko zorientowała się, co się święci w sprawie niedostępnego komendanta Swana, natychmiast do niej zadzwoniła i nakazała przyjść w pierwszy wolny wieczór do baru, co też policjantka uczyniła.
Siedziała teraz przed nią, podpierając głowę dłonią i grzebiąc w drinku uzbrojoną w oliwkę wykałaczką, najwyraźniej nie zwracając uwagi na to, co się do niej mówi.
Lola się nie myliła. Amanda najczęściej przebywała we własnym świecie, który w cudowny sposób zlewał się z rzeczywistością, kiedy Mike dzwonił z uczelni. Mówił, że tęskni, że chciałby ją zobaczyć... Cóż, ona też bardzo chciałaby go zobaczyć. No, nie tylko to, ale widok na początek by wystarczył. Musiała jednak poczekać cierpliwie do wakacji. Obiecała sobie, że weźmie wtedy urlop i może połażą sobie z Mikiem po okolicach. A wieczorami... Ech, wieczorami i nocami z pewnością nie będą się nudzić. Najpierw zdejmie z niego jedną z tych flanelowych koszul, do których facet miał ewidentną słabość, potem jej ręce powędrują do...
- Amando!
- No co? - ziewnęła.
- Mówię ci, że Swan podrywa tę Indiankę!
- Jakbym nie wiedziała – prychnęła. - To stare wieści.
- Całowali się.
- Wiele osób to robi – powiedziała z wymownym uśmiechem na ustach. Właśnie sobie przypomniała, jak Mike zlizywał z jej palców bitą śmietanę, kiedy w drodze do stołu utopiła rękę w torcie. Kupili go wtedy, ponieważ Amanda uwielbiała słodycze i miała ochotę zjeść prawdziwą bombę kaloryczną. Newton z zachwytem wpatrywał się w kobietę, która zjadła kawałek tortu bez uprzedniego zerknięcia na tabelę kaloryczną.
- Tak, ale niewielu z nich nazywa się Charles „Nie Do Zdobycia” Swan!
Fantazje o torcie gwałtownie się rozmyły. Amanda spojrzała na przyjaciółkę niemal przytomnie.
- Jezu, pomyśleć, że facet nie ma prawa do całowania – bąknęła.
Lola się poddała. Nie wiedziała, kim jest kobieta, która przed nią siedziała i podawała się za Amandę Rivers. Podejrzewała krwiożerczego replikanta, który pożarł policjantkę i w ten sposób zdobywszy jej kod DNA, mógł przybrać wygląd kobiety.
- Przez tego całego Newtona zachowujesz się dziwnie – zauważyła barmanka, prostując się i pozbawiając klientów prawie pełnego widoku piersi wypełniających zieloną bluzeczkę.
Amanda także się wyprostowała.
- Zazdrosna? - zapytała zaczepnie. Po czym zorientowała się, że rozmawiają o Mike'u Newtonie. - A skąd ty to właściwie wiesz?
- Musiałam się dowiedzieć, co się z tobą dzieje! – huknęła na nią Lola. W tym momencie zamachał na nią jeden z przyspawanych do baru klientów i kobieta energicznym krokiem poszła dolać mu piwa. Amanda siedziała jak skamieniała i wpatrywała się w nią niczym wąż w królika. Kiedy Lola wróciła do niej, policjantka jeszcze bardziej zmrużyła oczy i wysyczała:
- Skąd wiesz o Mike'u?
- Z pewnych źródeł – bąknęła Lola, wbiwszy spojrzenie w swoje paznokcie, z których zaczynał odpryskiwać czerwony lakier.
- Obgadujesz mnie? Za moimi plecami? - warknęła Amanda.
- Skoro sama nie zechciałaś mi o wszystkim opowiedzieć, musiałam się dowiedzieć. Martwiłam się - tłumaczyła się Lola, skrobiąc po paznokciu, by zdrapać lakier.
- Nie życzę sobie żadnego gadania na mój temat, dotarło?!
Twarz Amandy wyglądała w tym momencie niczym oblicze zawodowego boksera przed najważniejszą walką w jego życiu – zaciśnięte zęby, twardy wyraz oczu, stężałe rysy. Oczywiście trzeba by było założyć, że bokser ma prześliczną buzię otoczoną burzą loków, co jest raczej rzadko spotykanym zjawiskiem. Niemniej jednak Lola na wszelki wypadek cofnęła się o krok w stronę szafek z alkoholem. W głębi duszy cieszyła się, że w tej chwili między nią a Amandą znajduje się przeszkoda w postaci lady, a wokół znajdują się ludzie – potencjalni świadkowie potencjalnego morderstwa. Nigdy by nie wpadła na pomysł, że przyjdzie taki dzień, w którym przestraszy się panny Rivers.
Policjantka wstała, rzuciła na bar należność za piwo, zdmuchnęła z twarzy loczek i obdarzywszy barmankę spojrzeniem, którego mógłby jej pozazdrościć Cyclops*, odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z lokalu.


Charlie odłożył słuchawkę telefonu. Rozmawiał z Billym i ku zdziwieniu tego ostatniego nie wykazał entuzjazmu na wieść, że w telewizji jednak będzie transmitowany mecz koszykówki. Kiedyś bardzo się tym emocjonował i był zły, kiedy dowiedział się, że zrezygnowano z transmisji. Teraz, kiedy ta historia miała szczęśliwe zakończenie, Charliego bardziej interesował fakt, że gdyby nie spotkanie w bibliotece, musiałby w końcu pojechać do Sue i tam przycisnąć ją, by łaskawie mu powiedziała, o co chodzi. Choć na dobrą sprawę wiedział, ale uważał, że jako osoby dorosłe powinni przestać zachowywać się niczym nieopierzone pisklaki i poważnie ze sobą porozmawiać. Jak starzy przyjaciele.
Wyszedł zatem z domu prosto na przyjemnie ogrzany słońcem ganek, zamknął drzwi i dodawszy sobie animuszu pogwizdywaniem poszedł do radiowozu.


Remigio stał przed Adelinde, prezentując całą swą posturę jej nieśmiałym oczom. Spłoniła się i spojrzała na dywan, wstydząc się zerknąć na mężczyznę zbudowanego niczym grecki bóg...

- A mówił, że rodzina pochodzi z Włoch – mruknęła pod nosem Sue.

Oblicze jego było mroczne od pożądania, jednak nie zmieniło to faktu, że rysy były jak z granitu, rzeźbione subtelnie wprawną ręką nieznanego mistrza.

- Biedny facet, ktoś mu dłutem po twarzy przejechał! – chichotała pani Clearwater, krztusząc się herbatą.

Remigio podszedł do niej i chwycił ją za rękę, a ona zadrżała z oblewającego ją gorąca.
- Oddaj mi się! - wychrypiał namiętnie Remigio.
- Ach, nie, nie mogę! - jęknęła biedna Adelinde, choć po jej ciele przebiegały dreszcze podniecenia.
- Chcesz tego - oświadczył, przygarniając ją do siebie i miażdżąc jej usta zaborczym pocałunkiem. - Powiedz, jak bardzo mnie pragniesz, a pokażę ci niebo.
- Ach, nie! Ach, nie! - jęczała Adelinde, coraz bardziej poddając się jego woli.


- Wspaniałe dialogi. - Sue dusiła się już ze śmiechu. Kobieta prawie się udławiła, gdyby nie fakt, że po jakimś czasie natrafiła na scenę, w której bohaterowie w dalszym ciągu konwersowali, a jednocześnie czynili przygotowania do pierwszej sceny erotycznej.

Remigio przycisnął ją do ściany i obsypywał jej spłonioną twarz coraz gorętszymi pocałunkami. Jego usta były niczym żar na jej jedwabistej skórze. Jęczała, sama nie wiedziała, czy bardziej z rozkoszy, czy ze strachu. Nie mogła oddać się temu mężczyźnie, ach, nie! Nigdy! Przysięgała zachować cnotę do dnia ślubu i z pewnością utraci ją ze swym mężem, człowiekiem czułym i wspaniałym. Dopuszczenie do siebie rozpalonego księcia Kentu byłoby błędem, którego mogłaby żałować do końca życia.
- Och, Adelinde! - chrapliwie szeptał jej do ucha Remigio. - Jesteś taka piękna!
- Ach, nie!
- Ależ tak! - zapewnił ją, gryząc płatek jej ucha. - Piękna i podniecająca. Muszę cię mieć!
- Ach, nie! - trwała przy swej linii obrony nieszczęsna niewiasta.
- Adelinde, błagam, zwariuję!
- Ach, nie!
- Jestem tylko mężczyzną...
- Nie!
- Tak!
- Nie! Nie! - jęczała Adelinde, topniejąc w jego ramionach jak wosk.
- Och, moja piękna, zobaczysz, jak będzie nam razem dobrze!
- Och, nieee... - Opór Adelinde tracił na sile, gdyż usta wydobywały z siebie zaprzeczenia, podczas gdy ręce coraz mocniej wczepiały się w ramiona mężczyzny, który chciał ją zdobyć. I wiedziała, że przegra w tej walce, gdyż jej ciało płonęło i pragnęło więcej, a spomiędzy jej warg coraz słabiej dochodziły protesty.
- Och, Adelinde...
- Ach, nie...


Sue energicznie zamknęła książkę i trzasnęła nią o stolik. Policzki jej płonęły ze wstydu. Zachowywała się jak ta cała Adelinde. Co tu dużo mówić – kiedy Charlie pocałował Sue nie mogła powiedzieć, by nie sprawiło jej to przyjemności. Owszem, trudno to było nawet do końca nazwać pocałunkiem, jako że skończyło się na zwykłym całusie. A ostatnimi czasy go unikała niczym spłoszona pensjonarka i gdyby go widywała, pewnie też ciągle by powtarzała „Ach, nie!”. Boże, przecież była dorosłą kobietą! Co z nią było nie tak? Z początku, owszem, wydawało jej się, że ma zobowiązania wobec Harry'ego, ale z czasem zrozumiała, że jej mąż na pewno nie chciałby, by skryła się w grobie razem z nim.
Poza tym Sue zawsze uważała się za całkiem rozsądną osobę. I co w nią wstąpiło? Głupi babiszon? Bo podobał jej się komendant? Bo czuła się z nim normalnie, swobodnie i nie musiała odgrywać kobiety, która ze wszystkim da sobie radę? Owszem, nie robiła z siebie słabej niewiasty, która mdleje na widok szczura w kuchni, ale nie mogła zaprzeczyć, że rozmowy z Charlie'em podnosiły ją na duchu. A jego nieporadność budziła w niej osobliwą czułość. Oraz chęć opieki. Co właściwie nie powinno mieć miejsca, skoro komendant Swan był dorosłym mężczyzną. Choć na dobrą sprawę owa opieka wyglądała niczym podlewanie rośliny – po jakimś czasie widać, że rozkwita i ma się dobrze. I nie straszy już suchym badylem smętnie spoglądającym z doniczki na świat.
Dzwonek u drzwi wyrwał ją z zamyślenia. To na pewno Charlie. I owszem – stał skulony na ganku, jakby ta pozycja mogła ochronić go przed deszczem. Wpuściła mężczyznę do domu.
Charlie zauważył, że Sue dziwnie na niego patrzy. W ten sposób bohaterowie horrorów obserwują swoich przyjaciół, gdy podejrzewali, że mają przed sobą klony. Czyżby coś z nim było nie tak? Może na twarzy miał rozmazany sos? Albo rozpięty rozporek? Choć nie, Sue patrzyła mu w twarz.
- Zaraz zrobię gorącą herbatę, to się rozgrzejesz – mruknęła kobieta, odwróciła wzrok i bez dalszej dyskusji złapała za czajnik.
- Ciągle nie rozumiem, czemu nie grzejesz wody w czajniku elektrycznym. To wygodniejsze.
- Woda gotowana na ogniu jest zdrowsza.
Mógł nie pytać.
Westchnął w duchu i zamilkł. Cisza im ciążyła. Sue udawała zajętą, choć w duchu przeklinała samą siebie za głupie zachowanie. Charlie natomiast nie wiedział, co powiedzieć. Czekał zatem na herbatę.
Indianka stała do niego tyłem bardzo długo. Machinalnie sięgnęła do pokrętła, by nastawić radio, z którego po chwili popłynęło bliżej niesprecyzowane country. Z namaszczeniem sięgała po cukier dla Charliego, długo kręciła się w poszukiwaniu łyżeczek, jakby nie znała własnej kuchni na wylot, a potem zastygła obok czajnika i wbiła w niego wzrok.
Charlie wpatrywał się w nią podejrzliwie. Tak dłużej być nie mogło. Uważał się za przyjaciela Sue. Jeśli coś zepsuł, to trzeba było to naprawić.
- Dzwoniła Bella – zagaił w końcu. Córka istotnie zadzwoniła do niego z samego rana, by „usłyszeć jego głos”. To była miła rozmowa. Jedna z takich o niczym, która zmęczonemu mężczyźnie sprawia niekłamaną przyjemność. Prawdopodobnie tylko ojciec z córką mogli w ten sposób rozmawiać. Kiedy gawędził z Billym, do rozmowy zawsze wkradały się istotne sprawy takie jak wynik ostatniego meczu. Zresztą ich ulubiona drużyna dostała taki łomot od przeciwnika, że obaj panowie woleli o tym wymownie pomilczeć.
- I co tam u niej? - zapytała Sue, choć była w stanie przewidzieć odpowiedź. Zapewne „wszystko dobrze”.
- Edward kupił jej nowy samochód. Znowu.
- Rozpieszcza ją – skomentowała Sue z nikłym uśmiechem, który tylko przemknął po jej twarzy, nie sięgając oczu, a którego Charlie nie mógł zobaczyć, gdyż kobieta wciąż stała do niego odwrócona plecami.
Swan westchnął ciężko. Kiedy to jego wspólne popołudnia z Sue stały się takie napięte?!
- On ma chyba jakiś problem. Ile może trwać kryzys wieku średniego u wampirów?
- Cooo? - Sue gwałtownie się odwróciła. Charlie uśmiechnął się, zadowolony z efektu.
- Kryzys. Wieku średniego. U wampirów. Myślisz, że oni go mają... ja wiem? Przez sto lat?
- O czym ty mówisz, Charlie? - Sue otworzyła szeroko oczy. W ręku trzymała granatową cukiernicę, która niebezpiecznie balansowała na jej palcach.
- Pomyśl – facet ma trochę na karku. Kupuje coraz nowsze samochody, ugania się za znacznie od siebie młodszymi kobietami... - Charlie zginał kolejno palce, kiedy wyliczał.
- Charlie! Myślałam, że to już dawno... za tobą – dokończyła cicho, kiedy dotarło do niej, że dała się nabrać. Charlie ją podpuszczał! - Oż, ty! - Odstawiła cukiernicę i złapała za kuchenną szmatkę.
Policjant otwarcie się śmiał, nie przejmując się, że gospodyni grozi mu ścierką. Sue zamachnęła się i delikatnie trzepnęła Charliego w ramię, czując, jak dobry humor powoli otula ją i przyciska do swego serca. W końcu usiadła obok niego i uśmiechnęła się.
- Dobra, zachowuję się jak głupia baba. Przepraszam.
- Nie ma za co. - Komendant wzruszył ramionami. Doszedł do wniosku, że powinien powiedzieć coś jeszcze, coś miłego, ale kompletnie nie wiedział co. Wpatrywali się wobec tego w siebie bez słowa. Dłoń Charliego spoczywała na blacie stołu, blisko ręki Sue. Powoli przesunął palcami w jej stronę, by dotknąć skóry kobiety, która całe życie pracowała – nie jedwabistej i delikatnej, ale dość szorstkiej, a przez to swojskiej. To była dłoń przyjaciółki. Kobiety, która swoje w życiu przeszła, a której wiele rzeczy się udało, a jeszcze więcej prawdopodobnie nie. Jedną z takich porażek była nauka pieczenia Charliego Swana, ale nie musiała sobie tego brać do serca.
- Yhm. - Usłyszeli obok siebie. Jak oparzeni wyprostowali się i zabrali ręce ze stołu. Leah obdarzyła ich zdziwionym spojrzeniem, po czym gniewnie wywróciła oczami i wymaszerowała z domu, mamrocząc coś o ckliwych staruszkach i że nawet we własnym domu nie można uniknąć okresu godowego.
Sue spuściła wzrok i przez kilka sekund udawała, że podśpiewuje wraz z Johnnym Cashem, którego piosenką stacja radiowa właśnie uraczyła słuchaczy.
- No, teraz to się czuję jak za dawnych czasów.
Charlie uniósł brwi.
- Kiedyś rodzice przyłapali mnie z Harrym. A teraz córka się zachowuje, jakby przyłapała mnie z tobą.
Wpadłem w palącą obręcz ognia** – śpiewał Johnny Cash wśród trąbek i gitar.
- Przyłapali cię... - Charlie zamknął na chwilę oczy, po czym zrobił coś, czego jego zdaniem nie powinien robić żaden szanujący się mężczyzna – zachichotał.
Leciałem w dół, w dół, w dół, a płomienie wzrastały...
- Ale nas Leah nie miała na czym złapać – zauważył po chwili.
- Hmm – brzmiała odpowiedź Sue. - Myślisz? - zapytała i pochyliła się ku niemu.
I płonie, płonie, płonie...
- Może masz rację – powiedziała po chwili i chciała się odsunąć, ale w tym momencie ręka Charliego dotknęła jej policzka. Kobieta nie mogła się teraz ruszyć, o ile nie chciała się wyrwać jak pensjonarka.
Jak Adelinde – przypomniała sobie.
- Ale... - zaczęła.
- Ćśś – powiedział cicho Charlie. - Ani słowa, Sue.
W końcu usta komendanta spoczęły na dłużej na wargach pani Clearwater, wymiatając miotłą z jej głowy myśli o Lei, Adelinde i własnych wątpliwościach.
Obręcz ognia, obręcz ognia.


c.d.n.


* Cyclops – jeden z bohaterów X-Men, który potrafił z oczu puścić wiązkę laserową, zdolną zabić... lub coś rozwalić
** Ring of fire Johnny'ego Casha – ponoć nie ma na świecie osoby, która choć raz tego nie słyszała – bardzo możliwe, tyle zespołów punkowych, rockowych i diabli wiedzą jakich jeszcze zrobiła z tego cover, że nie da się tej piosenki uniknąć; tu oryginał: http://www.youtube.com/watch?v=0lhf9U5Wf3Q


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Pon 22:45, 21 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
seska
Dobry wampir



Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 9:43, 22 Cze 2010 Powrót do góry

Przeczytałam w nocy, ale oczy za bardzo mi się kleiły, żeby cokolwiek napisać Wink

Super, że wstawiłaś następny rozdział.
Lola, ma dziewczyna szczęście, że nie padła ofiarą mordu Laughing Bardzo podoba mi się postać Amandy, takiej twardej gliny, ale jednocześnie normalnej kobiety - romantyczna dusza i te sprawy... Cool
Tylko ten Mike mi trochę nie po drodze, ale cóż... nie można mieć wszystkiego.

Sue też lubię. A co Razz Tylko niech kobita trochę odpuści sobie, bo nabawi się stanu przedzawałowego Wink Harry nie żyje, czas leci dalej, czas na nowe życie.

Charlie... Żałuję, że nie było o nim, tego co u Ciebie, w sadze Cool Wykreowałaś bardzo fajnego faceta. Nadal widoczne są jego znane cechy, ale jakby nie patrzeć - kilka nowości się pojawiło. A jego tekst o kryzysie wieku średniego... Perełka Laughing Laughing Laughing

Jak zwykle, czekam na kolejne rozdziały Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez seska dnia Wto 9:44, 22 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 9:59, 22 Cze 2010 Powrót do góry

Thin, czekałam na ten odcinek z wielką niecierpliwością, ale wczoraj nie zdążyłam sobie przeczytać. I co? I co? Znów mnie wykiwałaś. Zaserwowałaś nam romans Remigio i Adelinde zamiast akcji z Charlie'em i Sue. Snakeman

A my kobietki jednak lubimy romanse, godzimy się nawet na te patetyczne posunięcia, wydumane zwroty, bo miłość to jest coś, o czym się przyjemnie czyta.
Będąc jeszcze przy czytanym przez Sue romansie, muszę wspomnieć o tym dialogu, który wywołał dużo śmiechu, a udał Ci się wyśmienicie. Mówię szczególnie o tym fragmencie:

- Jestem tylko mężczyzną...
- Nie!
- Tak!
- Nie! Nie! - jęczała Adelinde, topniejąc w jego ramionach jak wosk.


Normalnie, czapki z głów przed forową mistrzynią parodii.
Właśnie to lubię w MOK-u - jest przesycony podwójnym humorem. Po pierwsze Twoi główni bohaterowie są z krwi i kości, są swojscy - z wadami i zaletami, mają dobre poczucie humoru. Lubimy ich. A obok nich mam dawkę Twojego humoru, wyśmiewasz romanse rodem z Harlequina, nabijasz się z plotkarskiego usposobienia wielu z nas, całych społeczności - małych i dużych.
Odkrywasz też prawdę o tym, że plotkujemy wtedy, gdy nasze życie wydaje się nam mało interesujące lub nic się w nim nie dzieje.
Obrazujesz to pod postacią Amandy, która wcześniej sama napędzała plotkarską machinę, a teraz plotka częściowo odwróciła się przeciwko niej - co ją zdenerwowało - i sama Amanda po wypełnieniu pustki w swoim życiu przestała plotkować.
Charlie co prawda zabiera się za uwiedzenie Sue jak sójka za morze, ale wreszcie widać w jego krokach jakieś zdecydowanie i Sue też dzięki Adelinde Laughing uświadomiła sobie, że nie warto uciekać przed czymś, co dla nas dobre.
Mogę śmiało to powiedzieć, a rzadko mi się to zdarza: Kocham to opowiadanie od A do Z. Chciałabym, aby nabrało rozmiarów książki, żebym mogła się nim dużej delektować. Myślę, że nie powinnaś się ograniczać, ale zdecydowanie taka lekka forma jest Ci przyjazna i dobrze Ci wychodzi. Pomyśl nad tym. Gratuluję awansu, thin. Jesteś wielka. Coś Ci potem wyślę w formie zdjęcia, ale muszę z aparatu przegrać. Wink

Na razie powiem tyle - good job!


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Wto 11:20, 22 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:49, 22 Cze 2010 Powrót do góry

Uwaga, trochę zuzolkowych zażaleń!

Dlaczego kazałaś mi tak długo czekać? Jak ja się stęskniłam! Za Tobą, za Charliem! Jak mogłaś mi to zrobić <rzuca się po podłodze w spazmatycznym płaczu> Chciałaś, żeby mi serduszko z tęsknoty pękło?


Koniec zuzolkowych żalów. Czas na kisiel Mr. Green

Strasznie tęskniłam za Twoim opowiadaniem, ale warto było czekać. Wystarczyło parę zdań, żebym przeniosła się do Twojego świata. Ciepłego, magicznego, gdzie wszędzie roznosi się zapach kawy i szarlotki.

Sam początek, gdzie opisujesz to, jak rozniosła się plotka to majstersztyk. Niby codzienna sprawa, a Ty tak cudownie to ujęłaś w słowa, że czytało mi się to z niesamowitą przyjemnością. Nie wiem, jak Ty to robisz. Muszę się chyba zapisać do Ciebie na lekcje. Najlepsze było to, jak plotka dotarła do Billy'ego i wróciła się z sykiem, bo ten już to znał i nie chciał przekazać dalej.
Romans między Amandą i młodym Newtonem jest taki... uroczy. Nie spodziewałam się, że coś z tego będzie, ale jednak. Chyba oboje w to się wkręcili. A na pewno Amanda. Fragment gdzie rozmyśla o tym, co będą robić w wakacje rozłożył mnie na łopatki. I to jak brutalnie jej przerwano te marzenia. A to jak przypomniała sobie o tym torcie i radości Mike'a, który cieszył się, że przed jedzeniem tego, nie zajrzała w tabelę kaloryczną. Strasznie mnie to rozradowało. To takie słodkie. Od razu wyobraziłam sobie tę scenkę.

Cytat:
Nie wiedziała, kim jest kobieta, która przed nią siedziała i podawała się za Amandę Rivers. Podejrzewała krwiożerczego replikanta, który pożarł policjantkę i w ten sposób zdobywszy jej kod DNA, mógł przybrać wygląd kobiety.


A tutaj wybuchłam śmiechem. Nie wiem, skąd Ci się biorą takie przezabawne teksty, naprawdę.

Muszę przyznać, że polubiłam Amandę. Kiedyś mnie wkurzała, ale jej reakcja na plotki o niej i jej ukochanym, bardzo mi się spodobały. Dostała za swoje. Sama wcześniej obgadywała wszystkich wkoło i teraz wie, jak się Ci ludzie musieli czuć. Ładnie powiedziała barmance. Punkt dla niej. Aż wyobraziłam ją sobie ze spojrzeniem X-mena. Bezcenne.

No i nareszcie pojawił się Charlie. Cieszę się, że postanowił w końcu porządnie rozmówić się z Sue. Myślę, że jest im to bardzo potrzebne. Nam chyba też, prawda?
Fragment, gdzie Sue czyta książkę prawie mnie zabił. Śmiałam się w głos. Tak głośno, że aż mama przyszła zobaczyć, co się ze mną dzieje i czy już kompletnie zwariowałam. Nie mogłam się jednak powstrzymać, gdy Sue tak wspaniale i zabawnie komentowała to, co czytała. Ona jest cudowna. Nie dziwię się, że Charlie coś do niej czuje.
Podobały mi się rozmyślania Sue o Charliem i swoich uczuciach. Zagubiona z niej osoba. Biedna, nie wie jak postąpić w tej sytuacji. Z jednej strony wciąż myśli o Harrym, ale ciągnie ją to komendanta Swana. Muszę powiedzieć, że bawi mnie to ich zachowanie. Oboje wiedzą, co czują. Oboje wiedzą, że druga osoba też coś do nich czuje, ale wstydzą się tego, wydaje się im, że to dziwne i żadne z nich nie umie zrobić pierwszego kroku. Zachowują się jak nastolatki. Ale są przy tym tak rozbrajający i uroczy, że nie potrafię ich nie uwielbiać.

Kryzys wieku średniego u wampirów Laughing Edward ma kryzys. Myślałam, że mi coś pęknie ze śmiechu. Umawia się z coraz młodszymi, kupuje samochody Laughing Charlie jest najwspanialszy na świecie. Zakochałam się chyba w nim love

Wejścia Leah się nie spodziewałam. A już się cieszyłam, że coś tutaj rozwinie, serio. Jednak dzięki temu...

Cytat:
- Yhm. - Usłyszeli obok siebie. Jak oparzeni wyprostowali się i zabrali ręce ze stołu. Leah obdarzyła ich zdziwionym spojrzeniem, po czym gniewnie wywróciła oczami i wymaszerowała z domu, mamrocząc coś o ckliwych staruszkach i że nawet we własnym domu nie można uniknąć okresu godowego.


...nie czuję się zawiedziona. Kolejny przecudowny fragment.

No i w końcu brawa dla Charliego. Scena pocałunku pokazała, że jest delikatny, ale też stanowczy. Nareszcie wziął sprawy w swoje ręce i w dobrym momencie przystąpił do działania. Choć jego chichot w momencie, gdy Sue mu powiedziała, że rodzice przyłapali ją z Harrym mógł sobie odpuścić. Choć pewnie większość ludzi by się wtedy zaśmiała. Bałam się jednak, że Sue się o to wkurzy.
Na szczęście dobrze się skończyło. Zrobili jakiś krok w dobrą stronę i liczę na to, że się to jeszcze bardziej rozwinie. Że przestaną siebie unikać i jeszcze bardziej się do siebie zbliżą Smile


Thinuś, naprawdę dziękuję za tak cudowny, pozytywny i wspaniały rozdział. Miło mi było choć na jakiś czas przenieść się do świata Charliego i Sue. Magicznego, wspaniałego, uzależniającego.
Mam nadzieję, że nie będziemy musiały czekać tak długo na kolejny rozdział, bo chyba tym razem umrę z ciekawości i tęsknoty. I tak na serio, serio...

A i jeszcze mam dla Ciebie nagrodę za wspaniały rozdział.

Image

Buziaki :*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 11:19, 22 Cze 2010 Powrót do góry

Widzę, że nie tylko ja chciałam Cię uraczyć nagrodą. Cool

No ale zasługujesz thin, by być nimi obsypana.
Ode mnie nie kisiel, nie budyń, nawet nie Jacob ani żaden inny wilczek. Ode mnie nowa Pernixowa nagroda. Tylko pięć unikalnych zestawów żelków postanowiłam rozdać. Ten pierwszy wędruje do Ciebie:

Image
Smacznego! Były pyszne, btw Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Wto 18:15, 22 Cze 2010 Powrót do góry

Trochę się naczekaliśmy na nowy rozdział ale akcja dzieje się swoim tempem. Masz Thin, też swoje na głowie (skoro oddajesz tłumaczenie MD ;p) mimo to gdzieś tam pośród swojego pracoholizmu (co jest ewidentnie złe i musisz wiedzieć, że chillout jest cholernie ważny. Także, chillout Thin) znalazłaś trochę czasu dla czytelników MOKu. Rozdział jak zwykle jest fantastyczny, taki ciepły. Przynosi na myśl trochę fikcyjne Wisteria Lane gdzie plotka roznosi się z domu do domu, pośród wszystkich mieszkańców ulicy. Wyobraziłam sobie wtedy plotkę w postaci takiego syczącego węża. Makabreska. Wracając do rozdziału Amanda sama zakosztowała tego co "gotuje" innym ludziom, czyli plotki na jej temat które ona próbuje rozsiewać o innych. A ma ta wstrętna baba!

Cytat:
- Och, Adelinde! - chrapliwie szeptał jej do ucha Remigio. - Jesteś taka piękna!
- Ach, nie!
- Ależ tak! - zapewnił ją, gryząc płatek jej ucha. - Piękna i podniecająca. Muszę cię mieć!
- Ach, nie! - trwała przy swej linii obrony nieszczęsna niewiasta.
- Adelinde, błagam, zwariuję!
- Ach, nie!
- Jestem tylko mężczyzną...
- Nie!
- Tak!


Leżałam ze śmiechu przy jakimkolwiek dialogu który zacytowałaś z książki o księciu Kentu. Niesamowicie powściągliwe dialogi które niosą ze sobą tyle erotyzmu. Bez urazy, ale niektóre z nas chciałyby być takimi Adelindami!

Cytat:

Leah obdarzyła ich zdziwionym spojrzeniem, po czym gniewnie wywróciła oczami i wymaszerowała z domu, mamrocząc coś o ckliwych staruszkach i że nawet we własnym domu nie można uniknąć okresu godowego.

A dziwić się dziewczynie? Z jej perspektywy mama flirtuje z jakimś nowym facetem i niekoniecznie sama Lea musi go chcieć w swoim życiu. Z resztą też byłabym zniesmaczona. Jak rodzice okazują sobie czułość jest jedynie "fuuuuuuuu" ;p

Nawiązanie do Edward i Belli, ciekawie. Jezu, nie wierze że to mówię ale fajnie jakby znów wrócił Jacob ... z kokardką na głowie.



Pozdrawiam.
Uskrzydlona ;>


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Wto 19:01, 22 Cze 2010 Powrót do góry

Czy wy mnie, dziewczęta, chcecie wykończyć? Jacob z kokardką?! Ratunku!!! Laughing
Uśmiałam się jak nie wiem. A żelki już pożeram. Odmówię czekolady, cukierków, a żelków nie potrafię. Gdzieś ty wypatrzyła takie wampirze cudo, Pernix?
Bardzo dziękuję za komentarze. Wen czuje się dokarmiony. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Sob 8:14, 26 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
offca
Zły wampir



Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: szóste niebo

PostWysłany: Wto 20:54, 22 Cze 2010 Powrót do góry

no, thin, zafundowałaś mi darmowy test mojego nowego tuszu do rzęs. Wodoodporny chyba nie jest bo się rozmazałam i wyglądam jak emo, tylko minę mam mniej ponurą Wink Tak właściwie to kwiczę ze śmiechu, choć łzy już otarłam Wink Ależ ty masz wyczucie! Powala mnie to opowiadanie nieodmiennie :)
no a dialog z romansu... cóż: 'Ach, nie!' i nic więcej dodać nie trzeba. Zwłaszcza jak elegancko podważyła jego męskość ;P
no i Edward z kryzysem wieku średniego - bezcenne Wink

czy ja napisałam cokolwiek z sensem?
Nie wiem jak ty to robisz. Nie dość, że masz rewelacyjne pomysły, to jeszcze realizujesz je z taka niewymuszoną swobodą... No mistrzostwo :)
żelki ci się należą, wielka paczka :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marionetka
Zły wampir



Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Kajusza

PostWysłany: Pon 14:17, 28 Cze 2010 Powrót do góry

Ja to już chyba kiedyś pisałam, ale jesteś jedną z niewielu osób, które potrafią mnie w pozytywny sposób rozbawić swoimi opowiadaniami. Uwielbiam ciepło i humor, jakie biją od Mężczyzny.... Uwielbiam sympatycznego Charliego i jego próby zbliżenia się do Sue. I pozwolę sobie stwierdzić, że fragmenty czytanego przez panią Clearwater romansu są wybitne. Wybitne, podkreślam! Już nawet nie wspominam o początkowych momentach, gdzie Amanda sączy drinka w barze. Czytanie tego opowiadania to czysta przyjemność i po skończeniu kolejnego odcinka z niecierpliwością czekam na następny, w głębi duszy żałując, że są takie krótkie. Weny! Pozdrawiam serdecznie, Marionetka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Czw 19:46, 12 Sie 2010 Powrót do góry

Długo, no nie? Możecie bić.

Dziś bez bety, bo chcę sprawdzić, czy się kompletnie rozleniwiłam, czy też coś się poprawiło względem mojej pisaniny.

To miał być koniec, ale został ciut odroczony, bo by mnie Zuzia zamordowała. Wink Pernix pewnie też. Wink

Dobra, już nie truję. Miłego czytania.



----

ODCINEK JEDENASTY


- Baby to mają fajnie – oznajmił Billy Black.
Siedział na wózku przed swoim domem, ciesząc się puszką piwa, która przyjemnie chłodziła mu dłonie i słońcem ogrzewającym jego twarz. Obok niego na trawie wyciągał nogi Charlie Swan. Komendant odstawił na wszelki wypadek swoje piwo i nerwowo zerknął na swojego przyjaciela.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Billym? - mruknął.
- Poważnie mówię – odparł Indianin, po czym łyknął z puszki chmielowego napoju bogów. - Sprzątnąłeś mi sprzed nosa kobietę, a ja, zamiast strzelić focha, wciąż się z tobą kumpluję.
- Co? - Charlie wybałuszył oczy. Owszem, po ślubie Belli i Edwarda stosunki między Billym a Charliem nieco się ochłodziły, ale komendant złożył to na karb indiańskich legend. Zawsze mu się wydawało, że Black nie chce z nim rozmawiać, bo zezwolił swojej córce na ślub z wampirem, urodzenie brakującego ogniwa między gatunkiem krwiopijców a ludzi, po czym dołączenie do grona nieumarłych.
Tak jakby on, Charlie, miał w tej sprawie cokolwiek do powiedzenia.
Potem sytuacja się wyklarowała i Charlie uznał, że Billy mu wspaniałomyślnie wybaczył. Właściwie nigdy o tym nie rozmawiali, bo ze Swana żaden psycholog (nawet domorosły!), a poza tym gadanie o uczuciach z członkiem starszyzny plemienia zawsze wydawało mu się nie na miejscu. Choć Bogiem a prawdą rozmowa o uczuciach z kimkolwiek zawsze mu pachniała talk showem. Nie, Charlie Swan nie poruszał takich tematów z nikim, nawet ze swoją byłą żoną w trakcie ich krótkiego małżeństwa. Nawet gdy byli razem szczęśliwi. Nawet gdy byli nieszczęśliwi, a może zwłaszcza wtedy. A potem można było tylko na to wszystko machnąć ręką. O uczuciach to sobie można porozmawiać z Oprah czy z kimśtam.
- Poczekaj, paru rzeczy nie rozumiem. Focha? Stary, dobrze się czujesz?
- Noo...
- Rozjaśnij mroki mej ciemnoty, bo nie rozumiem.
- Bo widzisz – zaczął Billy. - My, faceci, to się zawsze dogadamy. Najwyżej damy sobie w pysk, ale ogólnie zostaniemy kumplami. A babki to jak jedna drugiej zalezie za skórę, to może się obrazić i przekreślić przyjaźń, która trwała nawet ze dwadzieścia lat.
Charlie przełknął ślinę. Ta rozmowa już zmierzała wielkimi krokami w stronę talk show. Jeszcze chwila i spomiędzy drzew wysunie się jedna z tych natapirowanych, straszliwych prowadzących i zacznie mu zadawać nieciekawe pytania o przyczyny rozwodu i jak się czuje jako ojciec żywej, choć nieżywej córki.
Przymknął oczy. Wyobraźnia podsunęła mu wizję ogromnego mikrofonu, który przeraźliwa dziennikarka wetknęłaby mu niemal do gardła, zmuszając do bełkotliwej odpowiedzi i czekając, aż ofiara zaleje się łzami i zacznie jojczeć, jak to ją okrutnie skrzywdzono.
Gwałtownie otworzył oczy.
- I ty chcesz się na mnie obrazić? Jezu, a o co, można wiedzieć?
- No co? Zawsze mi się wydawało, że może kiedyś... ja i Sue...
- O nie, Billy, stul dziób. Ani słowa więcej. - Charlie wyrwał mu puszkę z ręki. - Koniec na dzisiaj. Bredzisz.
- Nie przesadzaj! - Billy sięgnął po swoje piwo. - Cieszę się twoim szczęściem. Przecież nie jestem babą!
O, radości! - pomyślał Charlie.
- Moim... szczęściem? - mruknął nieśmiało, zerkając na przyjaciela kątem oka.
- No co? Myślisz, że nikt nie wie? Cholera, śpisz z Sue Clearwater i wydawało ci się, że nikt w La Push się nie zorientuje? Masz nas za głupków? Ej, co ci jest? - zapytał, patrząc, jak Charlie kaszle i wypluwa z siebie piwo, zraszając trawę w najbliższej okolicy.
- Nie śpię z Sue – burknął komendant, wycierając usta.
- Twój pech.
Zdarzały się chwile w życiu Charliego, kiedy czuł się jak smarkacz przyłapany na robieniu czegoś, czego robić nie powinien.
To była właśnie jedna z takich chwil.
- To nie twoja sprawa, wiesz, Black?
Billy wzruszył tylko ramionami i łyknął piwo z puszki, tak jak niektórzy wypijają dobrze odleżane wino z kryształowych kieliszków.
- To jest moja sprawa – odezwał się w końcu Indianin. - Bo dotyczy moich przyjaciół.
Charlie nigdy by nie zgadł, że nadejdzie w jego życiu taki moment, kiedy usłyszy pewne słowa, ale oto człowiek, z którym zjadł niejedną rybę bez panierki, właśnie je wypowiadał:
- Jeśli skrzywdzisz Sue, skopię ci dupę.
- A jeśli to ona skrzywdzi mnie? - warknął Swan.
- To ucierpi na tym Seth. Przecież nie podniosę ręki na kobietę – mruknął Billy i dokończył piwo.



Prawda była taka, że od kilku miesięcy to, co działo się między Charliem a Sue, napawało komendanta uczuciem niezwykłej wręcz radości. Chwilami czuł się jak nastolatek, który po raz pierwszy wariuje dla koleżanki z klasy, a nie jak dorosły mężczyzna. Ale i tak największą przyjemność czerpał z tego, że wszystko było takie... ciche, spokojne. Plotki ucichły. Amanda milczała jak zaklęta, a komendant nawet kiedyś zauważył, że trzepnęła Jonathsona w głowę, gdy napomknął coś o prywatnym życiu swojego szefa. Zrobiło to na Swanie takie wrażenie, że prawie dał dziewczynie podwyżkę.
Prawie. Należy być rozważnym. Może teraz dziewczyna zajmie się pracą i naprawdę zasłuży na wyższą wypłatę.
Ale Amanda Rivers i powody zmiany jej zachowania nie zaprzątały głowy komendanta na stałe. Regularnie odwiedzał Sue, upiekli razem szarlotkę (wreszcie słodką!), wypili hektolitry kawy i rozmawiali. I ani kroku dalej. Komendantowi ta sytuacja sprawiała wielką przyjemność. Nie spieszył się, nie myślał o tym, czy powinien zrobić coś więcej. Z tą kobietą wszystko wychodziło naturalnie. Nawet kiedy się na niego wściekała albo gdy wtykała nos w jego dietę, doprowadzając tym Charliego do szewskiej pasji.
Ostatnio pogoda była ładna, więc wieczorami wychodzili z kuchni Sue, by usiąść na schodach prowadzących do domu Clearwaterów i tam w ciszy i spokoju wypić herbatę. Czasem Sue brała ze sobą książkę i to także Charliemu odpowiadało. Potrafili razem milczeć, żadne z nich nie siedziało jak na szpilkach i nie kombinowało, jak tu podtrzymać rozmowę.
Tak było tego wieczoru. Słońce powoli już zachodziło, Sue siedziała na stopniu z książką opartą na kolanach i czytała. Charlie skrzywił się.
- Oczu ci nie szkoda? - zapytał.
- Jest jeszcze całkiem jasno – odparła. - A teraz nie przeszkadzaj, Henrietta właśnie wchodzi do łożnicy Reginalda – dodała z nikłym uśmiechem.
- Naprawdę nie wierzę, że czytasz to badziewie.
- To bardzo wartościowa książka, Charlie – zaprotestowała Sue. Uśmiech coraz wyraźniej błąkał się na jej ustach i tylko czekał, by w pełni zakwitnąć.
- No, strzelaj. Jakąż to wartość może mieć to... - zerknął z niesmakiem na opasłe tomiszcze w seledynowej oprawie – to coś...
- Ogromną. Tym CZYMŚ – stuknęła palcem w okładkę, na której wymuskany pirat obcałowywał szyję blondynki z głupkowatą miną godną pin up girl - zatłukłam już pająka, dwie muchy i szesnaście komarów. Jeszcze tylko kilka miliardów i wybiję je wszystkie...
- Do ostatniej samicy? - Charlie uśmiechnął się szeroko do Sue.
- A jakże! Ja się nigdy nie poddaję, panie komendancie!
- Wiem – mruknął, przypominając sobie siedemnaście nieudanych szarlotek, do których zmusiła go ta kobieta, zanim w końcu ciasto wyszło takie jak trzeba. To znaczy jadalne.
- I jak tam, jak to określiłaś, łożnica Reginalda?
- Płonie – mruknęła Sue. - Ja wiem? Ktoś ich podpalił czy co? Dziewczynie straszliwie jest gorąco.
- To chyba dobrze?
- Ja wiem? Reginald jest taki gorący, że dziewczyna nabawi się poparzeń trzeciego stopnia. Nie chcesz wiedzieć, co właśnie robią...
- Chcę – odparł z przekonaniem Charlie. Wiedział, że zaraz będzie żałował, ale nie potrafił się powstrzymać.
Indianka odchrząknęła i przeczytała na głos:
- Reginald pochylił się na nią. Płonęła z pożądania, kiedy jego zmysłowe usta przesunęły się po jej piersiach...
- Dobra, nie chcę – przerwał jej mężczyzna.
Charlie uświadomił sobie, że choć nie spieszyło mu się, by cokolwiek zmieniać w związku z Sue, tak głupio mu było słuchać detali o życiu seksualnym fikcyjnych postaci. Czasem się zastanawiał, dlaczego taka bystra kobieta jak pani Clearwater czytuje tego typu książki. Ale wtedy przypominał sobie, że ona za to kompletnie nie rozumiała, czego on szuka co niedzielę nad wodą. Odpowiedź „Ryb!” jakoś jej nie satysfakcjonowała. A Charlie to lubił. Tę ciszę. I nikogo dookoła. Może z wyjątkiem Billy'ego, ale on potrafił wtopić się w tło i udawać, że go nie ma.
Oraz łowić większe ryby, co czasem denerwowało Swana.
- Sue?
- Mhm?
- Kiedy wraca Seth?
- Za kilka dni. Przyjeżdża z Becky.
- Becky?
- Jego sympatia. Do końca się nie określił. Wiesz, jak to on. „Mama, fajną dziewczynę przywiozę!” - Trzeba oddać Sue to, co jej należne - świetnie imitowała sposób mówienia swojego syna. - Diabli go wiedzą, czy to już jego dziewczyna, czy po prostu przedstawicielka płci pięknej, z którą się, jak to on mówi, czasem spotyka. Z nim to nigdy nic nie wiadomo. Dobrze, że chociaż Leah przestała się o to wściekać. - Kobieta westchnęła ciężko.
- Co z Leą? - zapytał Charlie.
- Chyba dobrze. Postanowiła pójść w ślady swojego brata. Chce wyjechać, coś ze sobą zrobić, jak to ładnie ujęła. Powiedziała, że ma dosyć bycia wilkiem. Od jakiegoś czasu nie gania po lesie.
- To chyba dobrze?
- Tak myślę. Chciałabym, by z tego wszystkiego wyszła, zaczęła żyć własnym życiem. Miała zamiar zrezygnować po tej całej aferze z Cullenami, ale jakoś... nie potrafiła. A teraz zacisnęła zęby i trzyma się swojego postanowienia. Trochę mi smutno, że chce wyjechać, ale rozumiem ją. I myślę, że to będzie dla niej zdrowe.
Charlie położył dłoń na ręce kobiety i delikatnie ją pogłaskał. Nic nie powiedział. Nie wiedział właściwie, co powiedzieć. Sue była innym typem kobiety niż na przykład Renee. Indianka zawsze dawała sobie radę. Miewała „miękkie” momenty, ale nie rozczulała się nad sobą i widziała te lepsze strony każdego rozwiązania.
Co innego jego była żona. Nigdy do końca nie był pewien, w którym świecie żyje Renee. Choć od kilku lat ten poniekąd prawdziwy dobił się do bram pani Dwyer. Charlie nie wiedział, jak jej powiedzieć o Belli, ale w końcu musiał. Renee mu nie uwierzyła, potem zaczęła z niego kpić, że zwariował, wreszcie zdenerwowana jego uporem zażądała dowodów. Bella spotkała się w końcu z matką. Komendant nigdy się nie dowiedział, jak wyglądał tamten moment, dość jednak, że Renee ograniczyła kontakty. Z jednej strony przyjęła pewne sprawy do wiadomości, a z drugiej chyba do końca nie wierzyła i tkwiła w zawieszeniu pomiędzy wiecznym dylematem – uwierzyć i zaakceptować czy udawać, że nic się nie stało? Do Belli tylko dzwoniła i chyba to było dla niej najlepsze rozwiązanie. Telefony były bezpieczne i Renee mogła przed samą sobą udawać, że jej córka wciąż się uczy, tak jakby nigdy nie opuściła liceum. Z tego co wiedział, pisywała też maile. Ale nie spotykała się z Bellą i nie widywała Nessie. Edwardowi przekazywała pozdrowienia.
Córka powiedziała mu kiedyś przez telefon, że gdyby mogła płakać, to by to zrobiła. Cóż, wiedziała, co wybiera. A jej zwariowana matka swoje wariactwo mieściła w granicach rozsądku. Wampiry nie dały rady upchnąć się w skądinąd racjonalnym, dobrze znanym świecie Renee.
Charlie potrząsnął głową. Nie chciał myśleć o swojej byłej żonie. Nie teraz.



Becky stała pod budynkiem uczelni. Plecak zarzuciła na lewe ramię, pilnując, by skrzywienie kręgosłupa zostało na swoim miejscu. Seth się spóźniał. Na razie niewiele, ale to wystarczyło, by dziewczyna poczuła wyraźne zdenerwowanie i z minuty na minutę nabierała chęci, by dać sobie spokój i jednak pojechać do domu.
Umówili się na drugą, tymczasem minął już kwadrans od tej godziny i chłopaka wciąż nie było. A mówiła mama – nie zadawaj się z innymi studentami! Becky nie wierzyła, by wielgachny Indianin ją wystawił. Chociaż...
Telefoniczna rozmowa sprzed tygodnia nie nastrajała jej pozytywnie. Usłyszała, że matce bardzo nie podoba się, że jej córka po zakończeniu roku nie jedzie od razu do domu. Becky poinformowała swoją rodzicielkę, że przyjedzie z tygodniowym opóźnieniem, ponieważ chce poznać rodzinę swojego... swojego...
Właściwie to czy oni w ogóle byli poważną parą? Owszem, można powiedzieć po szczeniacku, że „chodzili ze sobą”. Ale bez deklaracji. Wszystko tak jakoś wyszło. Jedno piwo w gronie znajomych, drugie, impreza w akademiku, na którą Seth wpadł, przemykając korytarzami i uciekając przed wzrokiem stróża (Becky do dziś nie wiedziała, jak taki drągal jak Seth Clearwater pozostał niezauważony), potem spotkali się na kawie, wreszcie usiedli razem na ławce w parku i wspólnie się uczyli. Ona kuła emocje, on pluł na macierze.
Wyczerpani nauką udali się do kina i wylądowali na jakimś horrorze, który wyglądał, jakby reżyser chciał nakręcić kolejną wersję Gwiezdnych wojen, a wyszło mu coś gatunkowo zbliżonego do Laleczki Chucky. Lecz Becky niewiele zapamiętała z tego filmu. Z pewnością zaś zapamiętała ciepłą dłoń Setha na swoim kolanie, chwilę zastanowienia, czy ten chłopak nie ma jakiejś przewlekłej gorączki, a potem Indianin zniżył się na kinowym siedzeniu i przyciągnął ją do siebie.
Przestali się całować dopiero, gdy rozbłysły światła.
Od tamtego czasu spotykali się całkiem regularnie, ale nigdy nie padły między nimi jakieś ważniejsze słowa. Cóż, Becky nie narzekała. Lubiła chłopaków w luźnym wydaniu, którzy nie zachowywali się jak niedorobiony Fitzwilliam Darcy, a spotykanie się z Sethem oznaczało dobrą zabawę.
A także poczucie bezpieczeństwa. Gigantyczny chłopak był niczym tarcza dla jej drobnego ciała.
I owa tarcza właśnie nadbiegała zza zakrętu w stronę zniecierpliwionej dziewczyny.
- Przepraszam – powiedział z wielkim uśmiechem na ustach. - Dirk wciąż się pakuje, musiałem mu schować skarpetki.
- To znaczy? - zapytała blondynka, nie przejmując się, że jeszcze chwilę temu zastanawiała się, czy nie powiedzieć Sethowi, gdzie może sobie wsadzić swój wyjazd do Forks, gdziekolwiek by to było.
- To znaczy, że jeśli nie znajdzie wszystkich, to będzie miał zubożałą kolekcję. Wiem, to głupie, ale musiałem mu się jakoś odwdzięczyć za te kilka miesięcy, kiedy przyprawiał mnie o bezsenność w środku tygodnia.
- I schowałeś mu skarpetki? - zapytała Becky z niedowierzaniem.
Seth się zastanowił.
- Za mało finezyjne? - Wzruszył ramionami. - W sumie stać mnie na więcej, ale nie chciałem być sadystą. Wystarczy mi, jeśli będzie kompletował swoje rzeczy przez następny tydzień.
- Dzieciak! - mruknęła Becky, ale wyciągnęła rękę, by poczochrać gęste włosy Indianina. Chłopak musiał się schylić, by umożliwić to dziewczynie, a gdy jej palce przesunęły się między czarnymi pasmami, zamruczał z aprobatą. - Skarpetki... - westchnęła.
- No! Ale na autobus spokojnie zdążymy, nie panikuj.
Seth złapał za plecak dziewczyny i niósł go w ręku bez wysiłku, jak dziecko w pierwszej klasie, które taszczy worek z kapciami do szkoły. Becky podreptała za nim w stronę autobusu. Indianin zapakował bagaże, po czym weszli do pojazdu i zapłacili za bilety. Usiedli razem na tyłach. Seth zajął miejsce przy oknie, gdzie mógł do woli podziwiać zmieniające się widoki, zaś Becky spoczęła obok i oparła głowę o jego ramię, ukryte pod cienką bawełnianą bluzą. Milczeli, gdy autobus ruszył przed siebie. Wpatrywali się w krajobraz za oknem.



c.d.n.



Muchas gracias, Dzwoneczku!
Przy okazji wychwyciłam jedną drobną nieścisłość w swoim opowiadaniu i ją poprawiłam. Jest w dialogu, w którym Sue mówi Charliemu o Becky.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Czw 21:09, 19 Sie 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 11:16, 13 Sie 2010 Powrót do góry

No nareszcie!!!
Piękny ten dialog Charliego z Billym - tyle w nim smaczków, tyle lekkiego, inteligentnego humoru
Cytat:
Obok niego na trawie wyciągał nogi Charlie Swan.

Hehe, podoba mi się ta dwuznaczność.
Cytat:
urodzenie brakującego ogniwa między gatunkiem krwiopijców a ludzi

Cudne!!!
Zraszanie trawy też mi się bardzo podobało, jak i to że "ucierpi Seth, bo Billy nie uderzy kobiety" Laughing
Cytat:
Jakąż to wartość może mieć to... - zerknął z niesmakiem na opasłe tomiszcze w seledynowej oprawie – to coś...
- Ogromną. Tym CZYMŚ – stuknęła palcem w okładkę, na której wymuskany pirat obcałowywał szyję blondynki z głupkowatą miną godną pin up girl - zatłukłam już pająka, dwie muchy i szesnaście komarów.

Tutaj Dzwoneczek prawie spadł z krzesła ze śmiechu... Dobrze że akurat nie miał kawy w ustach...
Pierwsza część - sporo śmiechu. Druga, czyli Charlie i Sue, wywołała u mnie jakieś takie wzruszenie i ciepły usmiech. Naprawdę przyjemnie się to czyta. Ale zaskoczyła mnie historia o powiedzeniu prawdy matce Belli... To zaskakujące, że własnie odlotowa Renee miała większy problem z akceptacją sytuacji niż konserwatywny Charlie. I to, że w ogóle jej powiedzieli - myślę, że to bardzo dobry pomysł, thin. To zawsze mi przeszkadzało w kanonie - że ta kwestia nie została rozwiązana.
Cytat:
Ona kuła emocje, on pluł na macierze.

Bardzo to fajne.
Mamy nowy wątek - Seth i Becky. Na razie jest po prostu sympatycznie, trudno orzec, czy ten wątek coś wniesie do opowiadania.

Chwasty:

Cytat:
Owszem, po ślubie Belli i Edwarda, stosunki między Billym a Charliem nieco się ochłodziły, ale komendant złożył to na karb indiańskich legend.

A sio z tym przecinkiem...
Cytat:
Wyobraźnia podsunęła mu wizję ogromnego mikrofonu, który przeraźliwa dziennikarka by mu wetknęła niemal do gardła, zmuszając do bełkotliwej odpowiedzi i czekając, aż ofiara zaleje się łzami i zacznie jojczeć, jak to go okrutnie skrzywdzono.

Tu mi trochę zgrzyta to "by mu wetknęła". Ja bym jednak była za "wetknęłaby mu niemal do gardła". A poza tym - ofiara jest rodzaju żeńskiego, więc nie jestem pewna, ale chyba... ją skrzywdzono, mimo że chodzi o faceta.
Cytat:
Billy wzruszył tylko ramionami i łyknął piwo z puszki tak jak niektórzy wypijają dobrze odleżane wino z kryształowych kieliszków.

Przecinek przed "tak jak" powinien być.
Cytat:
Chwilami czuł się jak nastolatek, który po raz pierwszy czuje coś w stronę swojej koleżanki z klasy, a nie jak dorosły mężczyzna.

I to "czuć w stronę" średnio mi się podoba...
Cytat:
- Wiem – mruknął, przypominając sobie siedemnaście nieudanych szarlotek, do których zmusiła go ta kobieta, zanim w końcu ciasto wyszło takie, jak trzeba.

Nie powinno być tego przecinka. To utarty zwrot, frazeologizm "takie jak trzeba" jest jednym okolicznikiem, nie ma tu zdania podrzędnego, (tak samo jak "Kto wie co", "leżeć jak ulał", "po raz nie wiem który")
Co innego, gdybyś napisała: "takie, jak być powinno".
Cytat:
Charlie uświadomił sobie, że choć nie spieszno mu było, by cokolwiek zmieniać w związku z Sue

niespieszno - piszemy razem
Cytat:
- Trzeba oddać Sue to, co jej należne - świetnie oddała sposób mówienia swojego syna.

Może zamiast tego drugiego "imitowała"?
Cytat:
Becky stała pod budynkiem uczelni. Plecak zarzuciła na lewe ramię, pilnując by skrzywienie kręgosłupa zostało na swoim miejscu.

Przecinek między "pilnując" a "by"
Cytat:
impreza w akademiku, na którą Seth wpadł przemykając korytarzami i uciekając przed wzrokiem stróża

Przecinek między "wpadł" a "przemykając".
Cytat:
- To znaczy? - zapytała blondynka, nie przejmując się, że jeszcze chwilę temu zastanawiała się, czy nie powiedzieć Sethowi, gdzie może sobie wsadzić swój wyjazd do Forks, gdziekolwiek by to nie było.

gdziekolwiek by to było - tak jest poprawnie.

Thin, wybacz, jeśli ten mój komentarz ssie... Chyba wyszłam z wprawy, bo mało ostatnio komentuję. Ale uwielbiam twój styl.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Pią 20:38, 13 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
offca
Zły wampir



Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: szóste niebo

PostWysłany: Pią 14:57, 13 Sie 2010 Powrót do góry

uwielbiam to opowiadanie! aktualnie to jest jedyny ff, który czytuję regularnie i bez opóźnień, a jakby się nad tym zastanowić to od 2 miesięcy chyba w ogóle jedyny...(nie licząc tego co betuję) No thin, o czymś to świadczy :)
twoje poczucie humoru rozbraja mnie nieodmiennie :) po raz kolejny wbrew swej woli popłakałam się ze śmiechu... Laughing Musisz być niesamowicie błyskotliwą osobą, po prostu przebija to z twojego tekstu.
Stylistycznie też super. Lekko, płynnie, wyraziście. Nie do pomylenia nikim innym. Jak dla mnie rewelacja :)
Ja bym prosiła twórców filmowej sagi o nakręcenie dodatku specjalnego z Billym B. wg twojego scenariusza. Prawdopodobnie byłaby to najlepsza komedia roku xD


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:33, 13 Sie 2010 Powrót do góry

Thin, przecież ja bym Ci nic nie zrobiła, nie rób ze mnie potwora, błagam Laughing Przecież nie jestem aż tak okropna. Po prostu wspomniałam, że będę tęsknić za Charliem i że będzie mi smutno, jak się skończy MOK. A Ty o jakimś mordzie od razu Laughing

Dobra, przechodzę do komentowania, choć obecnie ledwo żyję, oczy mi się zamykają i w ogóle, ale chyba dam radę.
Rozmowa Charliego z Billym mnie rozwaliła. Faceci to mają dziwne rzeczy w głowie, naprawdę. Billy chyba za dużo się napił, albo faktycznie miał jakiś dziwny dzień i humor, że zebrało mi się na takie pogaduszki i wyznania. On i Sue? Nie no Laughing Biedny Charlie i jego strach przed talk showem. Rozbawiło mnie to do łez. Sam fakt programu, ale też natapirowanych prezenterek i mikrofonów. To było boskie.
Relacje Charlie - Sue są urocze. Delikatne, cudowne, jedyne w swoim rodzaju i z jednej strony dojrzałe, ale też świeże, gdy faktycznie człowiek przeżywa moment zakochania. Są zarówno razem, jak i osobno wspaniali. Ich rozmowy, ich gesty, przemyślenia, to coś świetnego. Podoba mi się to, co między nimi się dzieje. A moment, gdy Sue zaczęła czytać fragment książki, a Charlie się speszył - bardzo zabawne. Podobała mi się też reakcja Swana na wyznanie Sue o Lei. Delikatna, ale znacząca naprawdę dużo. Przynajmniej moim zdaniem.
Zdziwił mnie nieco fragment o Renee. Nie spodziewałam się, że tak zareaguje, jeśli chodzi o Bellę. Zasmucił mnie moment, gdy wspomniałaś o Belli, że gdyby mogła, popłakałaby się. Było w tym coś naprawdę przykrego. Wydawało mi się, że jej matka zachowa się inaczej, a nie ograniczy się do maili i telefonów, nie chcąc widzieć córki i wnuczki.
Jeśli chodzi o Becky i Setha. Tutaj też było coś uroczego. Dwójka młodych ludzi, ewolucja ich uczuć, historia tego, jak się docierali i starali się ze sobą być, choć nie do końca określili swoje relacje. Jednak lubię Setha i nie wiem dlaczego, ale jego wybrankę też. Jestem ciekawa, co się stanie, gdy dotrą do celu.
Przyjemny w odbiorze rozdział. Czytało się go bardzo miło i żałuję, że nie mogę napisać dłuższego komentarza, ale naprawdę ledwo żyję i zaraz pójdę chyba spać Rolling Eyes Przeprasza, thin, ale zarazem dziękuję za wspaniały rozdział.
Buziaki!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Sob 17:55, 14 Sie 2010 Powrót do góry

Hej, thin
W zasadzie sama nie wiem dlaczego dopiero dziś przeczytałam MOK. Szukałam jakiegoś ff-ka, który by mi wypełnił pustkę po dwóch niestety zakończonych, moich ulubionych opowiadaniach Uwikłanych – Angels i Lykainie – Pernisia, ale długo nic nie mogłam znaleźć z rodzimej twórczości. Aż do dziś.
Może też troszkę się obawiałam tej historii, pomimo ogromnej sympatii do Charliego, to jakoś nie miałam ochoty na zwykły obyczaj. Tylko dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział, że MOK to nie jest jakieś bleblanie o rodzącym się w bólach, dojrzałym, trochę trudnym uczuciu Charliego i Sue, tylko świetne opowiadanie, napisane z dużym przymrużeniem oka i cudowną dawką humoru? No, cóż mea culpa – mogłam spytać. Kto pyta, nie błądzi.
Chyba najbardziej w Twojej historii podoba mi się klimat, w jakim jest utrzymane to opowiadanie. Bez wzniosłych słów, dramatycznych zwrotów akcji, szalonych namiętności targających głównymi bohaterami w MOK udało ci się stworzyć pełną ciepłego humoru i dystansu do przesłodzonej sagi atmosferę.
Twój Charlie to rewelacyjnie opisana postać. Najzabawniejszy paradoks tkwi w tym, że udało ci się oczarować kreacją tego bohatera (nie zapominajmy: pana w średnim wieku, po przejściach, z nudnymi, rutynowymi nawykami „starego kawalera”) gro czytelników na tym forum, gdzie ponad połowa to nastolatki.
Twój Charlie to wymarzona główna rola komediowa dla Billy’ego Burke. Już wcześniej Sus zwróciła na to uwagę i podpisuję się pod jej słowami w stu procentach, a w dodatku zamaszyście.
Komendant Swan to mężczyzna nietuzinkowy, pomimo swoich wielu ograniczeń. Ze stoickim spokojem przyjmuje do wiadomości pewne dziwne aspekty w swoim życiu, akceptuje je, choć nie stara się ich zrozumieć. No, bo z drugiej strony jak zrozumieć fakt, że ukochana jedynaczka nagle stała się wampirem, wokół domu szwędają się wilkołaki, a niezbyt lubiany zięć jest w wieku jego dziadka. Lepiej przyjąć do wiadomości pewne fakty i się nad nimi nie zastanawiać, o ile człowiek nie chce przez kilka następnych lat przebywać na oddziale zamkniętym rejonowego szpitala dla psychicznie chorych w Port Angeles.
W zasadzie to chyba tylko Charlie mógł wpaść na pomysł by w samych skarpetkach, z drągiem w ręku grozić wielkiemu, czarnemu wilkowi. Nawet jeśli tym wilkiem był znajomy Sam Uley. Oczami wyobraźni widzę tę scenę i turlam się jak głupia ze śmiechu.
Ponieważ kocham sforę miłością prawie że bezgraniczną jestem ci bardzo wdzięczna, że opisujesz wilki w tak naturalny sposób. Twoi zmiennokształtni, choć w MOK są postaciami zdecydowanie drugoplanowymi, zawsze wywołują uśmiech na mojej twarzy. Może dlatego, że mam do wilczków podobny stosunek. Seth biegający razem z Charliem po lesie, radośnie niby trochę za bardzo wyrośnięty szczeniak. Normalnie miałam wrażenie, że zaraz zamerda ogonem. Jacob, mój ukochany Jacob, któremu Belka zwraca delikatnie uwagę, aby nie zachowywał się jak owczarek niemiecki, bo nim nie jest. Wyobraziłam go sobie siedzącego na tylnich łapach z wywalonym długim jęzorem na boku i z wyrazem pyska mówiącym mniej więcej: halo, Charlie rzuć mi patyczek albo piłkę do zabawy. Cudne!
Jeśli chodzi o sam romans (o matkość! co za słowo w tym kontekście) Charliego i Sue to muszę przyznać, że z ogromnym wyczuciem prowadzisz ten wątek. Powoli, nie śpiesząc się dajesz szansę rozkwitnąć temu uczuciu. Sue zachowująca się jak nastolatka nie razi, ale wręcz jest namacalnie autentyczna. Brawa dla Charliego, który okazuje się być mężczyzną przez duże „m” w ostatnim rozdziale i „bierze sprawy w swoje ręce” a raczej usta.
Thin dziękuję za cudowne sobotnie przedpołudnie, jakie spędziłam z Mężczyzną od kuchni. Dzięki Twojej historii mam świetny nastrój i uśmiecham się sama do siebie, jak odtwarzam poszczególne scenki opisane przez Ciebie.
Zatem masz we mnie nowego, wiernego czytelnika.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Sob 17:56, 14 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 10:27, 04 Wrz 2010 Powrót do góry

Przybywam dziś zamiast "jutro". Laughing

Thin, masz niesamowitą zdolność opóźniania wszystkiego, na co się czeka (podobnie jak niobe) i sprawiasz, że każdy rozdział wywołuje niedosyt po czytaniu. Szczerze mówiąc, mogłaś sobie podarować wątek z Becky i Sethem na koniec na rzecz rozwinięcia sprawy z Charliem i Sue. Wkurzyłam się na ten ostatni akapit, czekając właśnie co się wydarzy między Swanem, a Clearwaterową. Wink

Niemniej jednak rozdział jak zwykle jest udany, patrząc na całokształt. Podobał mi się wątek zazdrości Billy'ego o Sue, choć te zwierzenia porównane do talk-show już mnie tak nie bawiły jak romanse Sue czy inne wyśmiane przez Ciebie badziewia. Może dlatego, że romanse sama czytuję (nie Harlequiny co prawda, ale romans to romans) i dlatego śmieję się też z siebie, a talk-show po prostu nie oglądam, jak nie lubię. Wyjątkiem jest Wojewódzki i Ellen DeGeneres, ale to inny typ niż ten, który przytaczasz.

Żywię ogromną nadzieję, że w ostatniej/ostatnich (mam nadzieję, że będzie liczba mnoga) częsci/częsciach skupisz się bardziej na Sue i Charlie'em. Twisted Evil Inaczej będziesz zmuszona pisać outtake, bo nie dam Ci żyć. Mr. Green

P.S. Nadrabiam stracone minki. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin