FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Mężczyzna od kuchni [Z] / odc.12 (19.09.2010) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Marionetka
Zły wampir



Dołączył: 21 Lut 2010
Posty: 281
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka Kajusza

PostWysłany: Sob 17:33, 04 Wrz 2010 Powrót do góry

Hm, czyli już niedługo koniec? Trochę szkoda będzie rozstać się z Charliem i Sue, ale robienie z tego opowiadania tasiemca też nie byłoby najlepszym rozwiązaniem. Pozostaje mi na razie cieszyć się ostatnimi odcinkami. A teraz zabieram się za czytanie numeru jedenastego.
Cytat:
- Rozjaśnij mroki mej ciemnoty, bo nie rozumiem.

Zapachniało dawnymi czasami, co tylko temu zdaniu dodało uroku.
Cytat:
Ona kuła emocje, on pluł na macierze.

Takie... Piękne.
Becky wygląda mi na sympatyczną dziewczynę. Wyjątkowo intryguje mnie jej spotkanie z Sue, liczę, że przedstawisz to w sposób interesujący (gdzieżbym śmiała w to wątpić!). Seth i skarpetki wywołały na mojej twarzy nikły uśmieszek, ten chłopak jest taki... taki naprawdę fajny. Bardzo podoba mi się również to, że podczas jazdy milczeli, nie bezsensownie paplali. Takie milczenie w ich przypadku jest moim zdaniem bardzo romantyczne.
Ten odcinek nie śmieszył mnie tak, jak niektóre poprzednie, niemniej był równie przyjemny w odbiorze, na co wpływa przede wszystkim Twój styl. Piszesz lekko, dobrze, zabawnie. Pozdrawiam serdecznie, Marionetka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Sob 19:22, 04 Wrz 2010 Powrót do góry

Pernix napisał:
Szczerze mówiąc, mogłaś sobie podarować wątek z Becky i Sethem na koniec na rzecz rozwinięcia sprawy z Charliem i Sue. Wkurzyłam się na ten ostatni akapit, czekając właśnie co się wydarzy między Swanem, a Clearwaterową. Wink

Nie mogłam sobie podarować - Becky już była wcześniej wspomniana w opowiadaniu i gdybym olała jej wątek, to by się ktoś w końcu przyczepił "A co z Sethem i jego dziewczyną, jak-jej-tam-było?". Jednakowoż spokojnie - nie zamierzam tego wątku jakoś szczególnie rozwijać, bo przecież ten tekst nie jest o Seth'cie tylko o Charlie'em i Sue. :)
I czy naprawdę muszę dokładnie pisać, co się dzieje między tą dwójką? Wiadomo, że nie będzie ani smoka, ani rycerza, ani porwanej dziewicy, więc tu wszystko odbywa się na spokojnie. Bez dzikiej namiętności lemona też nie popełnię.
A outtake'om nie mówię "nie", czemu? I tak będzie mi ciężko rozstać się z komendantem. Laughing
A może i jakiś spin off się kiedyś nakreśli, diabli wiedzą, co się zaroi w mojej łepetynie.

Buziaczki!
jędza thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 19:29, 04 Wrz 2010 Powrót do góry

Moja droga, nie chodzi o lemona, ale jakieś deklaracje, jakąś scenę romantyczną, no wiesz, nie wiesz, na co Perniksiątko czeka?
Np, niech zamieszkają razem czy cuś.

A co do sceny Becky - Seth. Mogła sobie być, bo już wcześniej pojawiały się wątki poboczne, które sobie cenię, ale mam wrażenie, że ta scena skradła mi jakiś fragment z główną parą. Ot, kaprys czytelnika, chce więcej głównej pary. :)

Oczywiście ku prośbom nie musisz się przychylać, ale komentarze są od tego, by pisać, co się myśli, co się wyobraża, no i co by się chciało przeczytać. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 20:14, 19 Wrz 2010 Powrót do góry

No i stało się. Thin skończyła! To najpierw poleci odcinek (mam nadzieję, że tym razem nikt nie będzie narzekał na jego długość i że Perniś będzie ze mnie dumna), a potem będę truła...

----

ODCINEK DWUNASTY



Katherine Hepburn mierzyła go swoim najlepszym, taksującym wzrokiem, niczym modliszka przed przystąpieniem do aktu konsumpcji... najpierw związku, a potem partnera. Pod tym spojrzeniem czuł się małym, niewiele wartym robakiem. Zimna i wyniosła Katherine nie odezwała się póki co ani słowem i Charlie wiedział, że jakoś się będzie musiał ze wszystkiego wytłumaczyć.
Po raz pierwszy pojawiła się w jego snach, kiedy jeszcze był nastolatkiem. Nikomu się tym nie chwalił, bo nie było właściwie czym. Jego koledzy fascynowali się kobietami grającymi w filmach, które wpędzały młodego Charliego co najwyżej w zakłopotanie, zamiast skrajnego podniecenia. Kiedyś z kolegami postanowili obejrzeć w zaciszu domowym produkt tej gałęzi amerykańskiej kinematografii, ale Charlie wprawił kolegów w konsternację, kiedy zasnął w połowie drugiej WAŻNEJ sceny, a zbudził się dopiero na napisach końcowych z nieprzytomnym zapytaniem:
- I co? Pobrali się?
Wprawdzie nie stał się po tym wyrzutkiem społeczeństwa, ale koledzy patrzyli czasem na niego z niedowierzaniem i wiedzieli, że Swan pewnych rzeczy nie ogląda.
Którąś niedzielę spędził całkowicie w domu przed telewizorem, w którym w czerni i bieli Katherine Hepburn grała Jo w jednej z tysiąca ekranizacji „Małych kobietek”. Charlie niemal wtopił się w telewizor i od tego czasu aktorka pojawiała się w jego snach, stając się skrytą fantazją i nie dając spokoju.
Gdy dorósł, wciąż się pojawiała niby zazdrosna kochanka, która wymaga chwili uwagi. Choć trzeba oddać Katherine to, co się jej należy – umiała się dostosować. W noc przed ślubem z Renee nabrała przedziwnie łagodnego spojrzenia i onieśmielającego uśmiechu właściwego przyszłej pani Swan. Potem wróciła do swojej oryginalnej postaci i pojawiała się, ilekroć Charlie nie wiedział, co zrobić z kolejną kobietą, z którą nie planował stałego związku, a która snuła plany usidlenia go na amen. To dzięki Katherine wiedział, jak postępować i jakie znaleźć słowa.
Tylko w przypadku Sue aktorka nie okazywała żadnej pomocy i Charlie czasem był o to na nią zły.
A teraz? Siedziała z czarnymi włosami i wyraźnie indiańskimi rysami twarzy i rzucała mu rozeźlone spojrzenie.
Znowu się zmieniła. Poważna sprawa.
- Wyglądasz inaczej – ośmielił się zauważyć.
- Dostosowuję się do wymagań. W końcu jestem twoim ideałem.
Charlie spuścił wzrok. Poczuł się równie głupio jak tapeta w motylki.
- Co teraz zamierzasz zrobić, hm? - zapytała Katherine, energicznie odgarniając włosy z czoła.
- To znaczy?
- Zamierzasz tak to wszystko zostawić? Ani kroku dalej?
- Nie rozumiem. - Nieśmiało uniósł wzrok, by spojrzeć w jej ciemne oczy. Chyba nie była zła. Na twarzy kobiety malowało się tylko zdziwienie.
- Słuchaj, Charlie, nie po to ci się śnię po nocach, żebyś udawał, że nie wiesz, o co chodzi. Sue! Co zamierzasz z tym fantem zrobić?
- A co powinienem?
- Określ się jakoś, w końcu to kobieta! Zachowujecie się jak jakaś Ania i Gilbert pod surowym okiem Maryli. Całe życie tak robisz. Czas brać się do roboty, Charles!
- Sugerujesz, żebym...
- Sugeruję, byś zrobił to, co zrobiłeś, gdy złapałeś za rękę Renee i zwiałeś, tak jak ci radziłam.
Charlie podrapał się w głowę.
- Katherine, nie chcę ci nic wypominać, ale małżeństwo z Renee to nie był dobry pomysł.
Rzuciła mu mordercze spojrzenie.
- Czy ja ci się kazałam żenić? Zresztą nie wyszło tak źle, dochowałeś się świetnej córki. A ja ci tylko powiedziałam, byś po prostu zaszalał.
- Ciekawe, co by się stało, gdybym cię wtedy nie posłuchał.
Katherine Hepburn o wyraźnych rysach Sue Clearwater wywróciła oczyma z irytacją.
- Charlie, jestem projekcją twoich pragnień, w końcu ci się śnię. Naprawdę się przecież nie znamy. Tak więc tyle by się stało, że nie posłuchałbyś swojego instynktu. Wielkie mi rzeczy! A teraz obudź się, bo już późno.
- Co? Ale ja...
Otworzył oczy, natrafiając wzrokiem na szarawy sufit, który już od dawna błagał o pomalowanie. Kiedyś to pewnie zrobi, ale z pewnością nie dzisiaj.
Katherine miała zwyczaj pojawiać się w sennych marzeniach komendanta, ilekroć na horyzoncie pojawiała się jakaś kobieta i trwała przy nim, dopóki przedstawicielka płci pięknej nie zniknęła z jego życia. Mówiła mu, co ma robić, udzielała rad, dawała wskazówki... a potem znikała, okazjonalnie tylko o sobie przypominając, że fantazjował o niej odkąd skończył piętnaście lat. I zawsze miała na sobie zapięty pod samą szyję kostium.
Trudno to było nazwać snem erotycznym, ale z drugiej strony ponoć marzenia o czymś tak mało frywolnym jak prowadzenie samochodem miały podtekst seksualny, więc co on tam wiedział? Ot, śniła mu się kobieta z klasą, która zresztą była od niego o wiele lat starsza. A w ogóle już od dawna nie żyła. Teraz już wiedział, po kim Bella odziedziczyła skłonności do osób żywych inaczej.
W tym momencie przypomniał sobie o żywych standardowo. Cholera! Sue! Urodziny! PREZENT!
Miał się tym zająć na początku tygodnia, ale na głowę zwaliło mu się mnóstwo spraw. Najpierw jakiś jemioł ośmielił się jeździć po drogach Forks bez prawa jazdy, potem się okazało, że na domiar złego robił to kradzionym wozem. Na końcu Jonathson ograł go w kierki pięć razy z rzędu, a takiej zniewagi ze strony podwładnego Charlie nie mógł odpuścić. Grali długo. Skończyła się ich zmiana, ale zostali po godzinach, bo komendantowi wreszcie zaczęła dobrze iść karta. Wrócił do domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, kompletnie zapominając o tym, że miał kupić jakiś drobiazg dla kobiety, dzięki której robiło mu się cieplej na duszy.
Zaplanował zakupy następnego dnia, ale ten czort Jonathson postanowił się odegrać. Znów utknęli na komisariacie, zapamiętale męcząc stary komputer, bez jakiegokolwiek szacunku dla jego starej płyty głównej, jęczącego wiatraka i pokrytych siwizną kurzu kabli.
Tym razem Swan zasiedział się za długo i kiedy wyszedł, wszystkie sklepy były już pozamykane. Smętnie powlókł się do radiowozu i odjechał w stronę swojego azylu. Przez kolejne dwa dni usiłował sprowadzić informatyka, ponieważ komputer stwierdził, że ma dosyć gry w karty i złośliwie odmówił posłuszeństwa, a kiedy specjalista od chorób sprzętowych się zjawił i zobaczył, w czym problem, ośmielił się kąśliwie zauważyć, żeby wzywać go do mniej trywialnych problemów. No skąd Charlie mógł wiedzieć, że się tylko jeden durny kabelek poluzował?!
A teraz obudził się w piątkowy, pochmurny poranek i przypomniało mu się, że najwyższy czas jednak zająć się prezentem dla Sue na poważnie, inaczej zjawi się u niej w poniedziałek z pustymi rękoma i głupią miną.
Wystrzelił z budynku komendy niczym z procy i pognał kilka metrów przed siebie, po czym wyhamował i stanął osłupiały. Właściwie to gdzie miał iść? Nie miał pojęcia, co chciałby kupić dla Sue.
- Szefie? Wszystko w porządku?
Charlie odwrócił się gwałtownie. Stała za nim Rivers ze schludnym warkoczem i zatroskanym wyrazem twarzy. Wyglądała zupełnie inaczej. Jakby naprawdę się martwiła, a nie szukała tematu do plotek. Swoją drogą od jakiegoś czasu Charlie nie poznawał swojej podwładnej. Była bardziej skupiona i okazała się całkiem sympatycznym człowiekiem. Choć nadal lubiła śpiewać w pracy nieznośnie disneyowskie piosenki, w dodatku na całe gardło, a jej ortografia nie zmieniła się nawet na jotę. Cóż, pewne rzeczy są constans. Niemniej dało się Amandę tolerować bez większego wysiłku.
- Rivers, a co ty tu robisz?
Kobieta rozejrzała się po okolicy zdziwionym spojrzeniem.
- Szefie, ja tu mieszkam.
- Tak, ale... - Nie wiedział właściwie, o co chciał zapytać. - Nieważne. Wszystko dobrze.
- Na pewno? Wygląda pan dość blado.
A właściwie... czemu nie? - pomyślał Charlie. Odetchnął głęboko i już miał zamiar się odezwać, gdy nagle policjantka uśmiechnęła się szeroko.
- Okej, szefie. Idziemy na kawę. Opowie mi pan wszystko.
Charlie nie był pewien, czy chce, by Amanda Rivers wiedziała „wszystko”, ale i tak poczłapał za nią do najbliższej knajpki, gdzie można było zamówić najwspanialszą kawę w całych Stanach Zjednoczonych. I niech się Starbucks schowa tam, gdzie diabeł mówi dobranoc!



Usiedli przy okrągłym, nakrytym białym obrusem stoliku. Kelnerka zapaliła dla nich świeczkę, którą Charlie natychmiast ze złością zdmuchnął i posłał dziewczynie takie spojrzenie, że ta uciekła spłoszona, jak tylko złożyli zamówienie. Rivers prawie wybuchnęła śmiechem, widząc swojego przełożonego z naburmuszoną miną.
- No dobrze, szefie. Więc w czym problem?
- Co byś kupiła na urodziny? - zapytał Charlie bez ogródek.
- Sobie? Nie wiem, pewnie jakiś ciuch.
- Eee... a co by ci kupił... hmm...
- Mike? - Uniosła brew domyślnie.
- Mężczyzna – poprawił ją Charlie.
Brew Rivers pozostała uniesiona niczym Salmon Bay Bridge*.
- Szefie, komu chce pan sprawić prezent? Będzie mi łatwiej. Oczywiście kobiecie – dorzuciła po chwili domyślnie. - Sue Clearwater? - zapytała, gdy komendant patrzył się tylko na nią z niedowierzaniem, bez wydobywania z siebie żadnego odgłosu.
- Huh! - odezwał się w końcu. - Skąd wy, ba... eee, kobiety znaczy się, wiecie o takich rzeczach?
Amanda obdarzyła go promiennym uśmiechem, który niebezpiecznie przypominał ją z czasów, gdy każdy drobiazg mógł urosnąć do rangi wydarzenia dnia. Tamtej Amandy nie lubił. Tej... nie wiedział, czy może ufać. Być może ta cała kawa – która właśnie stała przed nim, parując mu prosto w nos kuszącym aromatem prawdziwej parzochy – to jednak nie był dobry pomysł. Charlie nie wiedział, jak się wykaraskać z tej sytuacji. Dał się zwieść nowemu wizerunkowi Rivers i proszę – wpadł jak śliwka w kompot. Ta kobieta powinna pracować dla CIA, a nie na komendzie policji w Forks.
- O panu i Sue gada przecież całe miasteczko – przypomniała mu policjantka.
- Tak, dziękuję bardzo – warknął.
Uśmiech Amandy przygasł.
- Przepraszam. Jest mi naprawdę bardzo głupio.
Charlie machnął ręką ze zniecierpliwieniem.
- Co się stało to się już nie odstanie. Dobra, Rivers, skupcie się – powiedział, używając tonu, którego zawsze używał w pracy. - Co można podarować kobiecie na urodziny? Ale jak komuś o tym powiecie, to was zastrzelę. - Po tych słowach pociągnął porządny łyk z mikroskopijnej filiżanki.
Amanda zrobiła krzyżyk w miejscu serca.
- Nikomu ani słowa – obiecała uroczyście, po czym upiła nieco kawy. - No to jak bardzo osobisty jest ten prezent? Bo może jakaś bielizna?
Charlie przymknął oczy. Mylił się. Kawa to nie był zły pomysł - był to pomysł FATALNY. Bielizna. Już to sobie wyobrażał. Zrobiło mu się zimno na samą myśl o zakupach, a co dopiero o wręczaniu czegoś takiego Sue. Nie, mowy nie ma.
Aczkolwiek coś bladoróżowego ładnie by na pani Clearwater wyglądało...
Przestań, Charles!
- Wykluczone – wykrztusił, przybierając na obliczu barwę dojrzałego pomidora.
- A jest coś, co Sue lubi robić?
- Hmm, lubi czytać.
- Książka? Tylko coś wyjątkowego.
Komendant pomyślał, że książki, które czasami czytywała Sue były na swój sposób wyjątkowe. Choć nie był pewien, czy absolutnie bezbrzeżna, unikatowa głupota tych powieści kwalifikuje się jako pożądana cecha prezentu, który chciałby jej wręczyć.
- Najbliższa księgarnia jest w Port Angeles – wymamrotał Charlie i wypił resztki kawy.
Amanda dopiła swoją, rzuciła na stolik pieniądze i wstała.
- To na co czekamy?
Charlie oniemiał. Teoria o replikantach zaczęła krążyć po znanych trajektoriach myśli komendantach.
- Podwiozę pana. Chyba że chce pan tam jechać radiowozem?
Charlie wstał od stolika, wygrzebał z kieszeni drobne, dorzucił do puli za kawę i ruszył za Rivers z nietęgą miną. To był naprawdę bardzo, bardzo zły pomysł.



Amanda w drodze powrotnej wydusiła z Charliego wiele interesujących szczegółów. Policjant pomyślał, że się starzeje, skoro kiedyś nikt nie był w stanie wydobyć od niego najbardziej nawet błahej drobnostki, a teraz sam dał się wciągnąć w rozmowę. I to z kim! Z Rivers! W drodze z zakupów!
Doszedł jednak do wniosku, że jest w pełni usprawiedliwiony. Wymęczyły go te zakupy, ale w końcu trafili na coś interesującego.
Policjantka zasugerowała, że skoro tyle czasu spędzał w kuchni, to mógłby postarać się ugotować coś dla pani Clearwater. Charlie odparł, że nie będzie miał na to czasu, bo poniedziałek spędzi w pracy i u drzwi Sue stanie dopiero wieczorem. Amanda zmierzyła go spojrzeniem - nikłymi popłuczynami po taksującym wzroku Katherine Hepburn - i oznajmiła, że jej szef nigdy nie mógłby urodzić się jako kobieta, skoro nie potrafi poradzić sobie z takim drobiazgiem.
Charlie kiwnął głową i potwierdził – nie, nie mógłby, bo ewidentnie tylko kobiety potrafią zaginać czas, czego on, mężczyzna, nie dokona, choćby się nie wiadomo jak starał. Amanda tylko wywróciła oczami.
Wysiadł pod komendą, zabrał reklamówkę z ukrytą w środku książką i przesiadł się do radiowozu, po czym ruszył do domu. Myślał cały czas, jak tu przekonać fizykę, by nagięła się do jego potrzeb i by zdążył coś w poniedziałek ugotować, bo mimo wszystko pomysł z obiadem bardzo mu się spodobał.
Zadzwonił w niedzielę do Sue i powiedział jej, by niczego nie gotowała w poniedziałek.
Następnie wykonał telefon do Billy'ego z informacją, że połów ryb w niedzielę zostaje niniejszym odwołany. Indianin tylko westchnął ciężko, acz domyślnie, burknął coś niewyraźnego o zakochanych kundlach, po czym powiedział, że jeśli za tydzień będzie padał deszcz i znowu odpadnie im dzień w ciszy nad rzeką, to będzie Charliego Swana wina. Komendant uśmiechnął się pod nosem na te słowa.
W niedzielę od rana zaczął przygotowywać sobie składniki. Wyciągnął książkę kucharską upiornej blondyny, otworzył ją na rozdziale z mięsem i z uwagą przeczytał przepis na pieczonego kurczaka. Z wyższością spojrzał na niegdyś przerażające hasła, nie przejął się ani szczyptą, ani odrobiną, ani tym bardziej „do smaku”. Wziął paprykę w proszku i zabrał się za nacieranie leżącego bezradnie na blacie kurczaka.



W poniedziałek znów wystrzelił z pracy niczym kometa, wpadł do radiowozu w pośpiechu godnym strażaka pędzącego do pożaru, po czym na górnej granicy prędkości pojechał do domu. Włączył piekarnik i zabrał się za uporządkowywanie kuchni. Umówił się z Sue na ósmą, a to oznaczało, że musiał nieco ogarnąć swój azyl. Nie wypadało, by kobieta podziwiała bajzel, który powstał na skutek walki z martwym kurczakiem, który nie chciał dać się nafaszerować warzywną mieszanką z dodatkiem ziół. Walka była zażarta i odbyła się w czternastu rundach, ale w końcu uparta bestia się poddała. Charlie mamrotał do kurczęcia, że i tak wciśnie mu nadzienie w tyłek, więc lepiej, żeby się nie stawiał.
Skoro już danie główne skapitulowało i grzecznie przeżerało się z ziołami i papryką przez całą noc (oraz pół dnia), mogło zatem triumfalnie wjechać do piekarnika i dać się upiec. Zaś Charlie pobiegł pod prysznic.
Punktualnie o ósmej usłyszał dzwonek u drzwi. Poszedł otworzyć z anielskim uśmiechem człowieka, który wygrał bitwę i oto po całej kuchni roznosi się cudowny zapach pieczystego.
Sue wyglądała bardzo ładnie. Założyła ciemną, prostą sukienkę, a w ręku trzymała wiklinowy koszyk. Charlie zdał sobie sprawę, że już dawno nie widział czegoś tak uroczego. Sue podała mu swój bagaż.
- Przyniosłam wino. Becky pozdrawia.
Charlie przepuścił kobietę w drzwiach i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- W normalnych warunkach to kobieta gotuje, a mężczyzna przynosi wino na kolację. Chyba łamiemy wszelkie konwenanse, Sue – zauważył mężczyzna.
Kobieta odwróciła się w jego stronę z uniesionymi brwiami.
- Konwenanse? Nigdy nie sądziłam, że używasz takich słów – zauważyła.
- Rozmowy z Edwardem poszerzają słownik – odparł komendant.
- Muszą być bardzo wartościowe, bo chyba nigdy za wiele nie rozmawiałeś ze swoim zięciem.
- Staram się to zmienić, Sue. Naprawdę. To w końcu... hmm, rodzina. Chodź!
Weszli do kuchni.
- Aaale nie upiekłem ciasta na deser.
Charlie spuścił głowę.
- Nie szkodzi. Ja to zrobiłam.
Indianka wskazała na koszyk trzymany przez Charliego.
- Połowę i tak zjadł Seth, ale trochę się uratowało.
- Aha. Daj mi minutę – powiedział mężczyzna i poszedł do swojej sypialni. Wrócił z niej po chwili z pakunkiem w ręku. - Wszystkiego najlepszego, Sue.
- Naprawdę, Charlie... Nie musiałeś – powiedziała kobieta, przyglądając się niebieskiemu papierowi. - Co to jest? - zapytała, szukając miejsca, w którym najłatwiej byłoby przedrzeć papier. Nie było to łatwe zadanie, gdyż osoba, która to pakowała (Sue podejrzewała, że Charlie zrobił to osobiście) zużyła mnóstwo taśmy klejącej, by pakunek się nie rozleciał.
Komendant westchnął.
- To działa w ten sposób – otwierasz i widzisz, co jest w środku. Innej opcji nie ma. - Patrzył przez chwilę, jak Sue mocuje się z papierem. - Dać ci nożyczki?
- Przydałyby się – odparła kobieta, ale w tym momencie szarpnęła za papier, który rozdarł się z charakterystycznym dźwiękiem i oczom pani Clearwater ukazała się czarna książka z rękoma trzymającymi jabłko na okładce.
- Eee... to podobno jakiś wielki hit – bąknął Charlie.
- Dziękuję – powiedziała po prostu Sue, a potem pocałowała komendanta. Charlie objął ją i przytulił do siebie, ciesząc się tą chwilą. Tak było dobrze, jakby wszystko znalazło się na swoim miejscu i nic nie ruszy porządku rzeczy.
Kiedy w końcu oderwał się od ust pani Clearwater, nie był pewien, czy właściwie odczuwa jeszcze głód. Chciał być jednak dżentelmenem - może Sue była głodna?
- Hmm – mruknął w końcu. - Obiad gotowy.
- Wiesz co, Charlie? - powiedziała Sue, mrużąc oczy i przekrzywiając głowę. - Pozwolę sobie rozpakować jeszcze jeden prezent urodzinowy. Nie każdego dnia kończy się czterdzieści sześć lat.
- Ale...
- Ćśś, Charlie! Ani słowa! – uciszyła go, używając jego własnych słów. Znowu go pocałowała. Charlie na oślep sięgnął do piekarnika, by go wyłączyć, a potem objął kobietę i przyciągnął do siebie najmocniej jak potrafił.
Zgodnie z życzeniem solenizantki nie odezwał się ani słowem, nawet wtedy, gdy potykając się i nie patrząc pod nogi, zaczęli powoli przesuwać się w stronę czegoś, co nadawałoby się do leżenia. Mężczyzna nie był pewien, czy to kanapa w saloniku, czy też raczej łóżko w jego sypialni. Był zajęty czymś istotniejszym niż sprawdzanie własnych współrzędnych. Zresztą niewiele go w tej chwili obchodziły. Bardziej interesowało go to, że Sue rozpina jego koszulę, a jemu mignęło ramiączko stanika. Mylił się – czarna koronka wyglądała na jej skórze o wiele ładniej niż blady róż. A potem padli na sprężysty mebel (zdecydowanie kanapa w saloniku). Charlie uderzył głową w oparcie i głośno jęknął.
- Charlie! Wszystko w porządku? - zaniepokoiła się Sue, wstając.
Mężczyzna rozmasował sobie ciemię i popatrzył na kobietę ze skrzywioną miną.
- Chyba będziemy musieli bardziej uważać na to, co robimy – stęknął. Sue nachyliła się nad jego głową, by zobaczyć, czy komendant niczego sobie nie uszkodził. Głowa wyglądała na całą. Indianka odetchnęła z ulgą.
- Przepraszam – mruknęła. - Chyba mnie poniosło.
O, nie, nie, nie! - pomyślał Charlie. Nie zamierzał teraz przerywać. Nic takiego się przecież nie stało.
- Wiesz co, Sue? - powiedział, mrużąc oczy i z uśmiechem błąkającym na ustach. - Nawet nie zaczynaj z tymi przeprosinami...
A potem przyciągnął ją do siebie i dał się ponieść miękkości, ciepłu i czemuś przedziwnie znajomemu, choć na swój sposób odkrywanemu na nowo.



Sue obudziła się rano i przewróciła na bok z błogim uśmiechem na ustach. Dawno już się tak nie wyspała. Choć zaraz pewnie powinna wstać i zrobić śniadanie, a Seth złapie Becky za rękę i pognają gdzieś w las, bo jej syn uparł się, by dziewczyna poznała całe La Push.
Otworzyła oczy.
Nie znajdowała się w swojej sypialni.
Uśmiechnęła się do siebie i zerknęła w bok. Charliego przy niej nie było. Za to z kuchni dolatywał zapach kawy.
Zaraz, kiedy znaleźli się w sypialni?
Nakryła się kołdrą po same uszy. Chyba w którymś momencie Charlie wstał i pociągnął ją do sypialni. No proszę – tradycjonalista. To jej nie zdziwiło.
Kobieta wstała, szybko nałożyła na siebie sukienkę z poprzedniego wieczoru i ruszyła w stronę kuchni, gdzie zastała Charliego przygotowującego jajecznicę. Zerknął na nią z niepewnym uśmiechem.
- Mam nadzieję, że jesteś głodna. Jest jajecznica, kawa i kurczak z wczoraj. Musisz go spróbować.
- A czy zamierzasz mnie katować kawą z cukrem?
Charlie westchnął.
- Raz jeden pozwolę ci zgrzeszyć. Ale bez szaleństw, to się nie powtórzy!
Sue usiadła przy stole i sięgnęła po kubek z gorzkim czarnym napojem. Na blacie znalazła podarowaną jej poprzedniego wieczoru książkę. Zerknęła na tył okładki.
- To musi być piękna opowieść. Taka... życiowa, wiesz?
- Hę? - mruknął Charlie, mieszając na patelni drewnianą łyżką. - O czym ty mówisz?
- Posłuchaj tylko! - Przejeżdżając po tekście palcem Sue zaczęła czytać zamieszczone na obwolucie streszczenie. - Siedemnastoletnia Barbie Pigeon przeprowadza się do ponurego miasteczka Knives i poznaje tajemniczego, przystojnego Edmunda Smitha. Chłopak ma nadludzkie zdolności – nie można mu się oprzeć, ale i nie można go rozgryźć. Dziewczyna usiłuje poznać jego mroczne sekrety, nie zdaje sobie jednak sprawy, że naraża tym siebie oraz grób swojej babci na niebezpieczeństwo. Okazuje się bowiem, że zakochała się w ghulu.
- O Boże – jęknął Charlie. - Co ja ci podarowałem?
- Nie wiem, ale postawię to na regale na honorowym miejscu – zapewniła go, odkładając książkę na bok.
Charlie nałożył jajecznicę na talerze i postawił jeden z nich przed kobietą, po czym usiadł blisko niej ze swoją porcją. Sue ochoczo zabrała się do jedzenia. Nabrała żółtej masy na widelec i włożyła do ust. Zamarła. Charlie popatrzył na nią zmrużonymi oczami.
- Nawet nie próbuj mi wmówić, że przesoliłem...
Sue przełknęła.
- Będę musiała znaleźć inny sposób, by potrzymać cię nieco w niepewności.
Komendant nachylił się nad kobietą i delikatnie pocałował ją w czoło.
- Wszystkiego najlepszego, Sue – powiedział cicho. - I zapomnij o nabieraniu mnie.
Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko napiła się kawy.



Seth i Becky siedzieli na schodach domu Clearwaterów i pojadali suche płatki. Dziewczyna trzymała w rękach duży kubek z herbatą, z którego oboje na zmianę popijali. Był wtorek, robiła się ładna pogoda. Indianin obejmował szczupłe ramiona Becky i bez słowa obserwował szumiący las.
- Myślisz, że Leah jest szczęśliwa? - zapytał.
- Nie mam pojęcia. Ale z psychologicznego punktu widzenia to dla niej zdrowo, że zerwała z życiem, które ją męczyło i poszła swoją drogą.
Indianin nie mógł opowiedzieć wszystkiego swojej dziewczynie. Nie wolno mu było wspominać o zmiennokształtności, wpojeniu, gorączce, legendach, wampirach czy pakcie... o zadziwiającej mnogości ważnych detali. Ale zdołał opowiedzieć historię swojej siostry bez tych wszystkich niepokojących szczegółów. Becky pocieszyła go, twierdząc, że Leah zrobiła to, co dla niej najlepsze i że za jakiś czas będzie jej lepiej. Być może otworzy się na coś nowego, zupełnie innego.
- A co z twoją mamą i tym komendantem?
Seth wzruszył ramionami.
- A bo ja wiem? Dopóki nie odstawiają mi tu regularnego Przeminęło z wiatrem, wszystko powinno być w porządku.
- Nie lubisz Scarlett? - zapytała Becky z kpiącym uśmieszkiem.
- Kiedyś usiłowałem to przeczytać, bo podobała mi się taka jedna dziewczyna i była wielbicielką tej powieści. Litości! Nie dało się! Miałem ochotę strzelić bohaterkę w łeb. Ale mama ma głowę na karku i serce w odpowiednim miejscu. A Charlie to dobry facet, więc mogę być chyba spokojny.
Becky cmoknęła chłopaka w policzek.
- Wiesz, zawsze mnie to interesowało... nie masz przypadkiem jakiejś gorączki? Strasznie jesteś ciepły.
- Uch...
Seth popatrzył na Becky szeroko otwartymi oczami. Od odpowiedzi uratowało go nadejście pani Clearwater i komendanta Swana. Syn Indianki niczego nie komentował, ale miał wrażenie, że jego matka jest jakaś... radośniejsza? To musiała być naprawdę udana randka. Ewentualnie Charlie nauczył się porządnie gotować, bo o jego możliwościach kulinarnych krążyły niegdyś legendy.
- Cześć, mama! - powitał ją Seth, kiedy dotarła do schodów. - Witaj, Charlie – wyszczerzył się do komendanta.
Becky nie odezwała się ani słowem, tylko nieśmiało uśmiechnęła się do obojga.
Pani Clearwater pogłaskała ją po głowie chłodną ręką i bez słowa weszła do domu, a za nią podreptał Charlie. Tam usiedli przy stole i uśmiechnęli się do siebie.
- Teraz to się dopiero zaczną plotki – zauważył komendant.
- Przejmujesz się? Mniejsza o plotki, teraz patrz i ucz się, zaraz pokażę ci, jak się robi najlepszą kawę na świecie. Gorzką!
Charlie westchnął. Na szczęście we własnym domu będzie mógł robić, co mu się żywnie podoba. Sue tego nie zobaczy...



Seth długo patrzył za swoją matką.
- Ciekawe, co na to Billy – powiedział cicho.
- A co on ma do tego? - zapytała Becky, bawiąc się sterczącymi we wszystkie strony włosami Indianina. Będzie musiała kiedyś porządnie przejechać po tym maszynką.
- Wiesz, on, mama i Charlie to taka trójka przyjaciół. A tu mu się ta dwójka sparowała. Ale będzie bal...
- Nie narzekaj, wygląda na to, że mamy tu jakiś happy end. - Becky wyciągnęła dłoń z włosów Setha, przytuliła się mocniej do chłopaka i powiedziała: - Niech im się szczęści. Mamy swoje życie. Więc? Jak to jest z tą twoją temperaturą?



KONIEC


* Salmon Bay Bridge – bardzo znany jednoskrzydłowy most zwodzony w Seattle, stan Waszyngton, USA


W tym miejscu pragnę podziękować kilku osobom:
1. AngelsDream za betę (ostatnich odcinków nie betowała, więc proszę w razie moich byków nie krzyczeć na Angels!!!).
2. Pernix - za podpuchę. Wink
3. Johnowi Cashowi za piosenkę, która utrzymywała mnie w odpowiednim nastroju do pisania tego tekstu, a która mnie zainspirowała (do spółki z hintem Pernisia).
4. Wszystkim tym, którzy to czytali.
5. Wszystkim tym, którzy to komentowali.

Do zobaczenia w jakimś innym tekście!
thin


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez thingrodiel dnia Pon 12:54, 20 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
seska
Dobry wampir



Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 23:20, 19 Wrz 2010 Powrót do góry

thin... Cóż ja mogę powiedzieć...?

To jeden z baaaaaaaaaaaaardzo niewielu FF, jakie czytałam Wink OK, niewielu, w których nie ma mojego ulubionego paringu Cool

Charliego lubię, w sadze mi nie przeszkadzał. Choć nie jest postacią pierwszoplanową, a z tego powodu jego rola nie jest zbyt mocno rozbudowana, zdołał zaskarbić sobie moją sympatię.
W Twoim opowiadaniu stał się głównym bohaterem. Mężczyznę śledziłam od początku z zaciekawieniem. Zastanawiałam się, co stworzysz i cieszę się, że skusiłam się czytać ten fick. Wiem, że Charlie nie jest specjalnie oczekiwanym bohaterem opowiadania, a już szczególnie - bohaterem jakiejś historii ogólnie.
MoK napisane jest interesująco, choć nie wydarza się nic spektakularnego (żadnych wojen, walk, tajemniczych wrogów czy innych tego typu atrakcji Wink), to fabuła jest na tyle wciągająca, że chce się śledzić losy Charlie'go. Perypetie starego Swana są wielokrotnie komiczne, a sam on stał się poczciwym, trzeźwo myślącym facetem. Jego niezdarność, czasem nawet niezaradność życiowa, sprawia wiele radości czytelnikowi Laughing Sądzę, że wiele kobiet chciałoby się nim zaopiekować, bo Charlie, tak po prostu, wzbudza instynkty opiekuńcze Wink

Jedyne, czego mi trochę brakuje, to nieobecność Cullenów. Każda wzmianka o Belli czy Edwardzie powodowała moją radość, szczególnie że często wiązały się one ze złotymi myślami Charlie'go Wink

Podsumowując: thin, gratuluję opowiadania i żałuję, że to już koniec. Sympatyczne opowiadanie zakończone, a szkoda. Chętnie pociągnęłabym w tym temacie jeszcze przez kilka rozdziałów. Że się tak wyrażę Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:49, 21 Wrz 2010 Powrót do góry

Kochana thin.

Najpierw parę zdań o najnowszym, ostatnim rozdziale Mężczyzny od kuchni. Muszę przyznać, że bardzo mi się podobało, ale to chyba żadna nowość, prawda? Zawsze mi się podobało.
Urzekła mnie wyprawa i rozmowy Charliego i Amandy. Kobieta faktycznie się ostatnimi czasy zmieniła i to na lepsze. Uspokoiła się, spoważniała, a po starej Rivers zostały tylko najzabawniejsze cechy. Kobieta naprawdę umie mnie rozbawić swoimi tekstami i zachowaniem. A tym razem dogadała się doskonale z Charliem i umiała mu pomóc. Plus dla niej. I nie zamierzała o tym plotkować. Kolejny pozytyw.
Opis walki Charliego z bałaganem i z kurczakiem, wsadzaniem mu w tyłek nadzienia itd. mnie rozwaliły. Wyszło Ci jak zwykle błyskotliwie, uroczo i zabawnie. A i miałam jeszcze wspomnieć o fantazjach związanych z Katherine. Muszę przyznać, że bardzo podobał mi się ten fragment, bo po pierwsze - nie spodziewałam się takiego w MOKu, a po drugie był zabawny. W Twoim stylu. Rozmowa Charliego ze swoją fantazją i to jak starała się go ona motywować - świetne.
Spotkanie Charliego z Sue. Nie spodziewałam się, że tak się potoczą sprawy. Że zamiast spokojnie zjeść kolację, pogadać, poprzytulać się, od razy przejdą do konkretów. Sue jak widać faktycznie chciała rozpakować wszystkie prezenty. To była tak słodka, tak pozytywna scena, że aż mi się na sercu ciepło zrobiło. Cieszę się, że Charlie nie zachowywał się jak świętoszek i nie powstrzymywał Sue. Jednak to jak walnął się w głowę... Oni zawsze coś wysmyczą. Poranek po urodzinach Sue też był uroczy. Ciepły, pozytywny i cudowny.
A prezent dla Sue, z charakterystyczną okładką i przezabawnym opisem - prawie mnie tym zabiłaś, kobieto. Oplułam przez Ciebie monitor i musiałam się tłumaczyć siostrze i mamie, o co mi chodzi. Tak samo, gdy Charlie wspominał o rozmowach z Edwardem i słownictwie i przy paru innych tekstach.
Fragment końcowy - Seth, Becky - podobał mi się. Fajne zakończenie. Takie magiczne, pełne miłości i życia. Przynajmniej w moim odczuciu. Ciekawe, czy Seth powie kiedyś Becky o swojej prawdziwej naturze. Jakoś będzie musiał jej wytłumaczyć gorączkę. Jestem też ciekawa losów Sue i Charliego. Ich dalszego życia. Jednak i tak zakończenie bardzo mi się podobało, choć jak dla mnie MOK mógłby trwać i trwać.


Teraz chciałam Ci jeszcze napisać parę słów ogólnie.
Dziękuję za każdą chwilę spędzoną przy lekturze tego wspaniałego, błyskotliwego, cudownego, ciepłego, magicznego i zabawnego opowiadania. Muszę przyznać, że jest to jedno z najlepszych ff, jakie w życiu przeczytałam. Już wiele razy powtarzałam Ci, jak wielką darzę je miłością i jak bardzo cieszyłam się na każdy rozdział. Charlie i Sue są po prostu boscy. Zresztą reszta bohaterów również wyszła Ci genialnie. Zżyłam się ze wszystkimi i będzie mi ich bardzo brakować. Będę wracać do tego opowiadania. Uwierz. Wiele razy poprawiało mi humor, sprawiało, że przenosiłam się w inny - magiczny świat i uśmiech pojawiał się na mojej twarzy.
Uwielbiam Twój styl, Twoje pomysły, Twoją wyobraźnię. Jesteś dla mnie mistrzynią i tak już pozostanie.
Jeszcze raz dziękuję, kochana. Nie mogę się doczekać Twoich kolejnych tworów. Gratuluję znakomitego tekstu.

Ściskam mocno i życzę dużo odpoczynku, żebyś nabrała sił na... Ty już wiesz na co Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pią 18:28, 24 Wrz 2010 Powrót do góry

Cześć, thin!
No i kolejny niesztampowy, świetne napisany i zdecydowanie godny polecenia ff-ik dobiegł końca. Smutno mi. Choć trafiłam na niego jakiś miesiąc temu, „połknęłam w całości wszystkie dostępne rozdziały za jednym zamachem (bo się nie mogłam oderwać), to mi po prostu szkoda, że tak szybko to opowiadanie się skończyło. Eh… No, cóż. Ufam, że wrócisz do KP z czymś nowym, równie inspirującym i napisanym tym kapitalnie lekkim stylem, który u Ciebie tak polubiłam.
Co do ostatniego rozdziału: kilka razy mocno ujęłaś moje styrane serce. Po pierwsze ujawniając ideał kobiety Charliego – Katerine Hepburn. Dla mnie jest ona swego rodzaju ikoną piękna, elegancji, stylu i delikatnej kobiecości. Pięknie opisany fragment z tymi „poradami” wyimaginowanej aktorki.
Drugi raz uśmiechnęłam się, szczerząc ząbki do monitora, w momencie, w którym doczytałam jaki prezent kupił Charlie dla Sue. Okładka z jabłkiem… Hmm…
A potem te ghule! Czyli wilki powinny być krasnoludami lub efami z dodatkowym kompletem kłów.
No i ostatni fragment, który mnie wzruszył i wywołał falę pięknych wspomnień. Porównanie Charliego i Sue do Rhetta Butlera i Scarlett O’Hara.
W sumie podpisuję się pod słowami Setha „obydwiema ręcami”: dobrze, że Sue nie jest podobna do Scarlett, bo też miałabym ochotę ją własnoręcznie zastrzelić.
Ponadto jestem pełna podziwu dla pana komendanta Swana, że: ośmielił się rozmawiać w miarę otwarcie z Riverso, pojechał z nią na zakupy, przygotował faszerowanego kurczaka i go nie spalił, a wcześniej nie stratował w trakcie nadziewania i że oczywiście, zaciągnął Sue do sypialni, nie tylko po to by pomogła mu zawiesić firanki.
Zdecydowanie Charles w Twoim opowiadaniu zasługuje na miano rewelacyjnie wykreowanego, nieco starszego bohatera romantycznego, twardo stąpającego po ziemi, z dużą dozą dystansu do otaczającego go świata. I nie dziwię się mu, że nie przepada za swoim zięciem, no bo kto by polubił sztywniaka, kurczowo trzymającego się konwenansów?
Thin, MOK to jednym słowem - świetny tekst. Mówiłam Ci już, że uwielbiam Twoje poczucie humoru? Nie? Jakieś niedopatrzenie z mojej strony.
Pozdrawiam, BB.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Nie 16:52, 26 Wrz 2010 Powrót do góry

Dziękuję, moje kochane, za komentarze. Zasadniczo nie miałam odpowiadać z samymi podziękowaniami, ale skoro i tak odpowiadam, więc korzystam z okazji.
A piszę odpowiedź, bo mnie zafrapowała jedna sprawa w komentarzu Bajki:
BajaBella napisał:
Katerine Hepburn. Dla mnie jest ona swego rodzaju ikoną piękna, elegancji, stylu i delikatnej kobiecości.

Ta delikatna kobiecość mnie zastanawiała przez dobrą chwilę i doszłam do wniosku, że mówimy o dwóch różnych aktorkach, które mają to samo nazwisko. Wydaje mi się, że masz na myśli Audrey Hepburn.
Bo ja piszę o Katherine, a Katherine wyglądała tak: [link widoczny dla zalogowanych]
Widzisz to mordercze spojrzenie? :)
Buziaczki!
thin


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Nie 18:07, 26 Wrz 2010 Powrót do góry

Thin, oczywiście masz rację. Myślałam o Audrey Hepburn, ale patrząc na zdjęcie już właściwej aktorki - Katerine Hepburn nadal poddrzymuję moją wypowiedź, bo to piękna kobieta jest! No, może mniej delikatna, ale za to z większym pazurem.
Nie dziwię się Charliemu...
A powiem Ci w sekrecie, że to Twoje opowiadanie i lemonek jest już słynne w mojej rodzinie. Pozdrawiam, BB.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Nie 18:08, 26 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin