FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Tęskniąc [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Czw 16:22, 13 Sie 2009 Powrót do góry

OMG
Wgniotło mnie w fotelik jak przeczytałam ten rozdzialik. Zresztą jak zwykle:) Bardzo się cieszę jak widzę dodany u ciebie nowy rozdział. cieszę się dlatego że wiem że podczas czytania go będę mogła ekscytować się zaskakującymi zwrotami akcji, fenomenalnymi opisami emocji i tego mijania ich...
Zafundowałaś mi świetny opis zbliżenia Belli i Edwarda, zaskoczyłaś mnie takim obrotem sprawy Wink Edward jak zwykle obwiniający się o sprowadzenie mężatki na drogę zdrady - jak zwykle poczciwy Edward i jego sumienie i jego rozterki :) Ech...
Czekam na kolejne rozdziały, które tak jak zapowiedziałaś wyprostują trochę zawiłości które nam zafundowałaś.
Życzyę wielkiej liczby komentarzy żebyś jak najszybciej wrzuciła nam kolejny rozdział :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wireless
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Roberta :D

PostWysłany: Czw 16:46, 13 Sie 2009 Powrót do góry

Latte!

Ten rozdział przeczytałam już wcześniej, ale komentuję dopiero teraz, ponieważ nie wiedziałam co napisać.
Tak jak napisała Ajaczek, wiem, że podczas czytania będę mogła ekscytować się zaskakującymi zwrotami akcji - tutaj na przykład - gra Belli na fortepianie. Nie spodziewałam się tego. Nie spodziewałam się także, że Bella podejmie wewnętrzną walkę ze sobą samą i będzie zastanawiała się czy powiedzieć Edwardowi prawdę, czy nie. Cóż, zaskoczyłaś mnie, nie powiem.

Uwielbiam Twoje opisy. Widać, że wkładasz w nie dużo pracy i serca, co dokładnie zostało przedstawione w tym, a także pozostałych rozdziałach.
Może to oklepane, ale powiem, że czyta się lekko i przyjemnie. Tak jest. Często trafiam na opowiadania z narracją trzecioosobową, świetną fabułą, które nie są dostatecznie dopracowane, przez stają sie ciężkie w czytaniu.

Mi jako Twojej stałej czytelniczce zostaje tylko pogratulować talentu i czekać na następny rozdział.

PS Czekam, ale jak na szpilkach. Kurczę, gdy czytam ten ff, czuję się jakbym ... nie wiem jak to określić - była w innym świecie - tak, to chyba dobre określenie.
Kochana Latte, ale wiesz co denerwuje mnie najbardziej?
Najbardziej wkurza mnie to, że nie wiem co stanie się w następnym rozdziale.
Hmnn, ale o to przecież chodzi, czyż nie?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:43, 14 Sie 2009 Powrót do góry

beta: marta_potorsia

Rozdział 7
W pułapce


Z myśli Jasona wyłapał, że Izzie wygląda nieswojo. Wpatrywała się uparcie w blat stołu z dłońmi pod pachami i smutną miną. Jego najmłodszy brat nie chciał, by cierpiała; jej ból zadawał ciosy prosto w jego serce. Sprawiało to, że Edward czuł się jeszcze bardziej winny. On także nie mógł zmusić się do okazywania radości i energii. Z tą różnicą, że robił to na tyle subtelnie, że wszyscy stwierdzali po prostu, że się zamyślił.
Kate, Irina i Emmett dyskutowali z ożywieniem o użyciu wschodnich stylów walk przy ostatecznej bitwie, co zdezorientowałoby przeciwnika i pozwoliło na uzyskanie przewagi, pomijając to, że mimo wszystko Rodriguezowie byli prawie dwa razy bardziej liczni od nich. Reszta przysłuchiwała im się i od czasu do czasu wtrącała swoje uwagi. Starsze wampiry obstawiały za tradycyjnością, zaś te młodsze skłaniały się ku urozmaiceniu bitwy. Edwardowi było wszystko jedno.
Nagle zawibrował jego telefon. Ignorując poczucie, że to nie będzie nic dobrego, otworzył wiadomość od siostry.
Jesteśmy w drodze. Przygotujcie się.
Nie trzeba było nic więcej tłumaczyć; aż za dobrze pamiętał rozmowę, w której to Ally oznajmiła mu, że wrócą, kiedy przyjdzie właściwy czas.

'Wyjeżdżamy?'
'My. Ja i Jasper'
'Na ile?'
'Na długo. Wrócimy, kiedy zobaczę, że wizja się nasila. Na samą bitwę’


Strach ścisnął mu gardło. Teraz, gdy opadł jego kokon, nic go przed tym uczuciem nie chroniło. Ale dopiero w tym momencie uświadomił sobie, że nie chciał umierać; jego stare przekonania i argumenty wydały mu się nagle mało ważne. Wiedząc, że wszyscy go obserwują, w tempie natychmiastowym odpisał.
Kiedy?
Alice odpisała jeszcze szybciej.
Nie wszystkie decyzje zostały podjęte. W każdym razie za parę godzin będzie już po wszystkim, choć to najbardziej optymistyczny scenariusz (bo najgorszy obejmuje minuty). Mijamy właśnie stary dom Tanyi. Powinniśmy być za około dwie godziny.
- Kto to? - spytała Rosalie. Gdy brat podniósł na nią wzrok, zamarła. Przeraził ją swoim wyrazem twarzy.
- Alice - wyszeptał.
- Co pisze...?
- Że będą za jakieś dwie godziny - wymamrotał.
Atmosfera natychmiast opadła; nikt nie zrozumiał, dlaczego tak się zestresował tą wiadomością. Powrót Al i Jazza był przecież wisienką na torcie ich ostatnio całkiem udanego życia.
- I to wszystko? - upewnił się Carlisle.
- Nie rozumiecie – powiedział. - Alice miała wrócić na samą bitwę.
Zapadła cisza. Po kolei na twarzy każdego zaczął odmalowywać się taki sam wyraz przerażenia jak u niego. Nic więcej nie trzeba było tłumaczyć.
- Co dokładnie napisała? - wycedził Emmett, po czym, zbyt niecierpliwy, by czekać na odpowiedź, wyrwał urządzenie z ręki brata i przebiegł wzrokiem po treści powiadomienia od Ally. Przełknął głośno jad, zanim przeczytał notkę na głos. Na dłuższy czas zapadła paraliżująca cisza. Nikt jej nie przerywał. Wszyscy zmienili się w posągi.


Dokładnie czterdzieści dwie minuty później Emmett zerwał się gwałtownie z krzesła, na co zgromadzeni wybudzili się z letargu na różnorakie sposoby - od nerwowego mrugania do podskakiwania z zaskoczenia.
- Ludzie! - wrzasnął brunet, trzaskając pięścią w stół, nie odmierzając swojej siły i robiąc w nim dziurę. Nikt się tym jednak nie przejmował. – Wampiry - poprawił po głębszym namyśle. - Trzeba działać! Mamy jeszcze parę godzin czasu. Nie będziemy się relaksować, albo też użalać się nad tym, jacy my biedni! Dzia-ła-my! Musimy jeszcze trochę potrenować, ustalić położenie, ale z tym akurat myślę, że warto poczekać na Alice, bo jej wizje mogą się okazać przydatne. Na początku chyba musimy się przebrać - Rose, ty w tej kiecce, nie powiem, wyglądasz pięknie, ale zbyt wygodnie ci nie będzie. Później musimy się przygotować. Jak tak siedzimy, to jesteśmy bardzo łatwym celem! Później, przede wszystkim, trzeba chronić Izz i Sorayę, bo ich zadaniem jest skupianie się na ochronie nas, a nie na walce. No co tak patrzycie? Działać, działać, go, go, go!
- Emmett ma rację - odezwała się Soraya. - Nie możemy tak czekać w nieskończoność i pierdzieć w stołki. Równie dobrze moglibyśmy położyć się na złotych talerzach i kazać dostarczyć Rodriguezom. - dokończyła z typową sobie bezpośredniczością.
- Teraz każdy ma trochę czasu dla siebie, ale widzimy się w salonie za równo pięć minut. I ani setnej sekundy spóźnienia - zarządził bardzo poważnie Carlisle.
Bella, nie czekając ani chwili dłużej, wstała i pobiegła do swojej tymczasowej sypialni. Gdyby mogła płakać, po jej policzkach spływałyby teraz potoki łez. Dopiero w tej chwili zrozumiała, co tak naprawdę oznaczała ta wojna. Do tej pory przedstawiała się ona surrealistycznie i nieprawdopobnie; atmosfera w domu była tak normalna, że ledwo pamiętała, że sprowadzono ją tu z jakiegoś konkretnego powodu. Tyle się nasłuchała o tym, że dzięki niej mieli szanse wygrać… Ale tu i tak nie chodziło o kompletne zwycięstwo. Do dziś wierzyła, że jest możliwość, by wszyscy wyszli z tego cało. Ale nie wyjdą. Ktoś zginie. Może nawet zginą wszyscy.
W błyskawicznym tempie przebrała się w solidne dżinsy i przylegający, niekrępujący ruchów sweter, po czym pogrzebała w torbie, aż dokopała się do fotografii. Ze śliskiego kawałka papieru spoglądały na nią czekoladowe oczy i kasztanowe loki córki. Uśmiechała się tym swoim łobuzerskim uśmiechem - tym, który stanowił idealną kopię uśmiechu jej ojca. Przyłożyła dłoń do ust, aby stłumić szloch. Oczy miała dziwnie suche.
Nie płakała od ponad dwudziestu lat, ale teraz, gdy jej życie - czy też egzystencja - dobiegało końca, mogła sobie na to pozwolić. Sytuacja ją przerosła.
Zdawała sobie sprawę, że z dużym prawdopodobieństwem ona zginie, ale Edward mógł się uratować; chciała, by Renesmee poznała swojego ojca, by miała w zasięgu choć jednego ze swoich rodziców, tak jak było przez całe jej życie - z tym, że teraz ojciec mógł zastąpić jej matkę.
Pognała do biurka, przeszukując je. W końcu znalazła piękną papeterię i granatowy długopis. Zębami zdjęła z niego nasadkę, po czym zabrała się za pisanie listu. Opisała w nim ciążę, rozwój Renee, własną przemianę w wampira... Innymi słowy, streściła całe życie swoje i córki, od momentu ich rozstania. Wyjaśniła, co nią kierowało, kiedy podawała się za Izzy. Poprosiła, by wyjaśnił wszystko Renesmee. Dziękowała za poprzednią noc. Dziękowała za to, że był z nią przez te parę miesięcy, najszczęśliwszych miesięcy jej życia. Dziękowała za Nessie.
Wsunęła list do koperty, na której ozdobnym pismem wypisała jego imię. Nie zastanawiając się długo, pocałowała zdjęcie córeczki i dołączyła je do listu. Nie zakleiła koperty; jad nie nadawał się do tego tak dobrze jak ślina. Odłożyła korespondencję na blat, mając nadzieję, że znajdzie go na czas.
Bolał ją sposób, w jaki musiała rozpocząć list. Jeśli to czytasz, oznacza to, że z nas dwojga tylko Ty przeżyłeś...
Nie czuła się gotowa ujawnić swoją tożsamość, ale nie chciała także rozstawać się z obrączką, więc wsunęła ją ostrożnie do kieszeni spodni i związując włosy w niedbałego koka opuściła pomieszczenie.
Jednak zawróciła, nim zdążyła zrobić choć parę kroków. Stwierdzając, że zostało jej jeszcze trochę czasu, zamknęła drzwi i usiadła na łóżku, wyjmując spod kołdry koszulę Edwarda. Wtuliła w nią twarz i wdychając jego słodki zapach, raz jeszcze rozpaczliwie zaszlochała, zanurzając się we wspomnieniach ich ostatniej wspólnej nocy.


Po przepisowych trzystu dziesięciu sekundach cała piętnastka zebrała się w pomieszczeniu głównym. Na dworze bardzo mocno rozpadał się śnieg, co w połączeniu z silnym wiatrem wytworzyło prawdziwą śnieżycę. Nikt nie chciał się odzywać, ale nie mogli ponownie pogrążać się w ciszy; jej mieli już dość.
Z braku lepszych pomysłów wyszli do ogrodu i zaczęli trenować. Wampiry złączały się w pary i walczyły ze sobą, podczas gdy inni obserwowali ich i po skończonej bitwie komentowali niedociągnięcia i radzili, co zrobić, aby dopracować technikę.
Półtorej godziny później wszyscy byli już mocno zestresowani, czekając na Alice i nie mogąc opanować ciągłego spoglądania na zegar. Jedynymi, którzy nie brali udziału w całej tej farsie, byli Edward i Izzy. Oni woleli cierpieć w samotności.
Izzie znów miała zdeterminowaną minę, a jej myśli krążyły wokół tego, aby komuś dokopać. Rozpierała ją energia, którą chciała na czymś wyładować.
Od wysłuchiwania tego jazgotu zaczęło mu się to udzielać. Znaczy, chęć rozładowania się. Ale z kim mógłby powalczyć, tak, żeby mógł się wykazać? Wszyscy zdradzają się swoimi myślami. Wygranie z nimi nie było żadną przyjemnością.
Gdy Tanya wreszcie pokonała Esme (czyli przyłożyła jej wargi do szyi, co w ich treningach oznaczało wygraną, bo z takiej pozycji najłatwiej odgryźć głowę), Edward zrobił najgłupszą, najbardziej impulsywną rzecz w całej swojej studwudziestodziewięcioletniej egzystencji - zaprosił swoją kochankę do walki. A ona się zgodziła i - należy dodać - zrobiła to dość chętnie.
Znaczy, zanim zorientowała się, na co dokładnie się zgodziła.
Stanęli naprzeciw siebie w obronnych pozycjach.
Nie pozwolę ci wygrać, pomyślała. Może był przewrażliwiony, ale odniósł wrażenie, że nie miała na myśli jedynie walki.
Czując na sobie wzrok (i myśli) innych, chłopak skoczył do przodu, jednak przeciwniczce udało się wymknąć. Następnie to ona zamarkowała atak w lewo, lecz jako, że wiedział, że to była zmyłka, odbił natychmiast w prawo, uprzedzając jej ruch o ułamek sekundy. Ale była dobra; zawsze udawało jej się odskoczyć. Znów zamarkowała skok, więc ponownie skoczył w przeciwnym kierunku, ale się przeliczył - zrobił to za szybko, co pozwoliło jej trzymać się pierwowzoru, przez co prawie musnęła go tuż przy gardle.
Z sekundy na sekundę szala zwycięstwa nieuchronnie schylała się ku Cullenowi, co dawało mu pewnego rodzaju satysfakcję. Wreszcie, po dokładnie trzydziestu sześciu sekundach, udało mu się złapać ją w pasie, by się nie wyrwała i zaryć zębami o jej szyję.
Widząc, że jest bliska szlochu, postanowił ją pocieszyć.
- I tak byłaś dobra.
Z jakiegoś powodu ten drobny komplement bardzo ją rozzłościł. Zaczęła warczeć, a jej ciałem targały dreszcze, jakby miała gorączkę.
- Wydaje mi się - zaczęła bardzo cicho, ale i tak wszyscy ją usłyszeli - że za bardzo polegasz na swoim darze, Edwardzie.
Nie miał pojęcia, co miała znaczyć ta uwaga, ale zanim zdążył zapytać, jej myśli nagle... zniknęły. Nic nie słyszał. Tak, jak parę dni temu, gdy wziął ją za halucynację i...
Nim dokończył myśl, coś go potężnie uderzyło w brzuch, aż odskoczył na parę metrów. Zdezorientowany i trochę obolały, miał ochotę tam stać, ale jego oczy zarejestrowały, że Izzie ponowiła atak. Instynktownie się cofnął, znowu przybierając odpowiednią postawę.
Działała błyskawicznie, jakby w amoku, a jej myśli już niczym się nie zdradzały. Dużo razy oberwał, za to ją udawało mu się muskać sporadycznie. Nie chodziło bynajmniej o jej umiejętności. Chodziło o żar, który – prawdopodobnie - odczuwała. Widział go w jej oczach. Żar z nienawiści, chęci zemsty... miłości? W każdym razie dodawał jej sił. Jak u nowonarodzonej.
Nie miał zbyt wiele czasu na rozważania. Wyglądało na to, że Izz przetarła granice rzeczywistości i fikcji. Z jakiegoś powodu nie chciała - nie mogła - pozwolić mu na wygraną.
Nie mógł słyszeć jej myśli... to go zaczęło powoli naprowadzać.
Pojedyncze kosmyki powysuwały jej się ze splotu i wirowały wokół jej twarzy. Włosy o tak pięknym, mahoniowym odcieniu... Znajomym odcieniu. Duże oczy. Może nie kolor, ale ich kształt już wcześniej skojarzył mu się z Isabellą. Może wcale nie miał do czynienia z jej córką...
Nie, to niemożliwe.
Ale... Niemożliwa była też wersja z wampirem-wilkołakiem.
Powalił ją na ziemię, ale natychmiastowo wydostała się z jego silnych ramion. Ale gdy w nich przez chwilę była... Edward zorientował się, że jej proporcje także były znajome. Nie identyczne, ale trochę znajome. Nabrała bardziej kobiecych kształtów...
Nie nabrała! To była Izzy, Izzie! Nie Bella!
To, jak na niego działa... Prawie odskoczył, gdy ich dłonie spotkały się po raz pierwszy. A gdy zobaczył ją w przedpokoju... Wiedział, że była wyjątkowa, że była Aniołem.
Nie, do cholery! Edward, nie rób sobie nadziei!
Jakiej, do cholery, nadziei? Że Bella tu jest i chyba zostanie zabita w ciągu kilku godzin? Tego miał pragnąć? Żeby jego ukochana żona zginęła, ratując wszystkich dookoła? To było takie w jej stylu... Na ostatnim miejscu zawsze mieć siebie.
Ale to niemożliwe!
No i Bella, tak jak Izz, miała dziecko… Z tym przeklętym wilkołakiem. Choć przez większość czasu nienawidził owocu ich miłości, to przez ostatnie dni o dziecku Izzy myślał pozytywnie, nawet je lubił, pomimo że go nie znał. I właśnie w tym momencie, kiedy między Izzy i Bellą pojawił się ostateczny znak równości, przestał nienawidzić potomstwa Belli. W końcu… było tylko dzieckiem. Zwykłym człowiekiem. Połową jej… Jak wcześniej mógł nienawidzić czegoś, co zrodziło się z kogoś, kogo kochał całym sobą? Poza tym, wierzył odrobinę w to, że Izzy była córką Belli. A ją pokochał. Czy właśnie okazało się, że pokochał… samą Bellę? Ponownie? Że nie miał wyboru, nie miał wyjścia?
Nie…To nie mogła być Bella.
Nie wierzył w to, że Alice dobrowolnie rozstała się z rodziną na parę tygodni przed domniemaną śmiercią. Ona wiedziała… Ona zawsze wie. Pozwoliła im działać.
Co tu się działo?
I dlaczego ona próbowała go teraz z taką gorliwością pokonać... Przecież zrobiła to już dawno. On nie mógł bez niej żyć, podczas gdy ona ułożyła sobie życie jak z bajki.
A co on wiedział o jej życiu? Skąd wziął prawo do wydawania osądów?
To nie mogła być Bella... A przynajmniej nie jego Bella. Jego Bella nie poruszała się z gracją, nie polowała, nie... nie... nie wszystko!
Chociaż ostatnia noc... Pożądanie, które względem siebie czuli... Czy to nie był tylko skutek tak długiego braku aktywności seksualnej?
Jej myśli zawsze były dziwne. Takie... porządne. Jakby przemyślała wszystko trzy razy, zanim o tym pomyślała. Takie... trochę sztuczne.
Spojrzał na jej twarz oddaloną o trzy metry od niego i... uwierzył. Bez konkretnej przyczyny. Może dlatego, że była ściągnięta wewnętrznym bólem? Może dlatego, że jej wyraz tak przypominał ten, gdy rozcięła sobie rękę, by zdekoncentrować Victorię? Nieważne. Ale uwierzył. Dowiedział się, co chciała mu powiedzieć poprzedniej nocy, gdy się rozstawali...
Było to tak porażające odkrycie, że nie namyślając się długo, po prostu się poddał. Nikt tego nie zauważył, bo właśnie w tym momencie przyłożyła zęby do jego gardła. Mógł ją odepchnąć - nawet trzymał już dłonie na wysokości jej bioder - ale się powstrzymał.
Stali tak przez dłuższą chwilę, dysząc, aż zrobiła coś niespodziewanego; zacisnęła ręce na jego koszuli i stanęła na palcach, by pocałować go prosto w usta - namiętnie, z tym samym żarem, z którym walczyła. Wtedy jego palce poruszyły się o kilka milimetrów i złapały w miażdżącym uścisku jej wąską talię. Jej ciało idealnie, wręcz instynktownie wpasowało się w jego. Oddał jej pocałunek; nie miał wyboru. Zawsze to ona decydowała za niego. Bez niej był pustą skorupą. Za każdym razem, gdy była przy nim, wracało w niego życie.
Ale jednak coś mu nie pasowało; nigdy tak nie całował Belli, a bynajmniej nie robił tego świadomie. Jego ręce poluźniły chwyt, przechodząc delikatnie na jej plecy, a jej palce prześlizgnęły się po jego klatce piersiowej i jedna z nich przesunęła na kark, a druga wplotła się w kasztanowe włosy. Sam pocałunek stracił na swej gwałtowności; stał się ostrożny, delikatny, acz bardzo słodki. Zapomnieli o otaczającym świecie, o dwudziestu trzech latach, które ich poróżniły, o problemach. Wszystko zniknęło. Bo byli razem; on był jej Edwardem, a ona była jego Bellą. Na zawsze.
Oderwali się od siebie, ale nie odsuwali się, patrzyli sobie w oczy. Potrzebowali chwili, by wrócić z Forks i przenieść się w obecne czasy, gdzie czekała na nich rodzina, gdzie czekała wojna, śmierć.
Po wojującej wampirzycy nie było już śladu; jej miejsce zajęła delikatna, uległa dziewczyna, gotowa na wszystko, by tylko ich moment nigdy się nie skończył.
I wtedy zatrzęsła się od szlochu, a jej prawa dłoń wyplątała się z jego bujnej czupryny i trzasnęła go w twarz. Było to dziwne spoliczkowanie; po tym, jak ich skóry się spotkały, nie oderwała ręki, tylko trzymała ją na jego policzku.
- Ty kretynie - wyszeptała. - Czemu mi to robisz?
Milczał. Co miał odpowiedzieć? Że byli sobie przeznaczeni? Że powinni być razem i że podświadomie o tym wiedzą? Że powinna porzucić rodzinę i do niego wrócić? Stek bzdur. Oderwała od niego rękę. Czuł wyimagrowany ból - bolała go dusza. Był to ból o stokroć gorszy niż normalny.
- Czemu ja cię nie potrafię nienawidzić? - dokończyła bezradnym tonem. Nadal się nie odsuwała. Ich ciała napierały na siebie na prawie całej powierzchni, co komplikowało logiczne myślenie.
- Powinnaś- odpowiedział.
- Ale nie potrafię - nadal szeptała, szlochając. - Czemu mnie opuściłeś?
- Nie mogłem komplikować ci życia - wyjaśnił. A chciał powiedzieć o wiele więcej. Odpowiedzieć pytaniem na pytanie. Czemu mnie zdradziłaś?
- Ach, no tak, oczywiście! - wybuchnęła, gwałtownie się odsuwając. - Przecież ty zawsze wiesz wszystko najlepiej, prawda? I jesteś przecież niebezpiecznym potworem! No patrz, zapomniałam! A to, że zostawiłeś mnie samą, w ciąży? To, że byłam o włos od śmierci, donosząc i rodząc twoją córkę? Pikuś, nieprawdaż? - wrzasnęła, a Edwarda zmroziło.
- Czekaj, czekaj. Moją córkę?! Pamiętaj, z kim rozmawiasz! Ja. Nie. Jestem. Jacobem! I choćbym nie wiem, jak się starał, to nim nie będę! Za to mam cię przeprosić?! Że nie umiałaś zdecydować się na żadnego z nas, tylko jechałaś na dwa fronty?
Wciągnęła gwałtownie powietrze, jakby otrzymała cios w brzuch. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
- Wiesz co? - spytała ponownie cichym głosem. - Pieprz się.
Potem odwróciła się na pięcie i wybiegła w las.
Stał jeszcze przez chwilę z dłońmi zaciśniętymi w pięści i nieuregulowanym oddechem. Zaczął sobie przypominać o swojej publiczności, która teraz zamarła. Ich myśli pędziły w zawrotnym tempie. I nagle emocje opadły i uświadomił sobie, co właśnie się stano. Praktycznie nazwał byłą żonę dziwką. Ona kazała mu się pieprzyć, i uciekła... w las.
A po lesie kręciły się właśnie bardzo niebezpieczne osoby.
- O nie - szepnął. - Nie ruszajcie się stąd, czekajcie na Alice! Jeśli nie wrócimy w ciągu pół godziny, szukajcie nas! - rozkazał i pobiegł za Bellą.
- Nie! - zawołała za nim zrozpaczona Esme. Bała się, że coś im się stanie.
Ale jego to nie obchodziło. Pędził w zawrotnym tempie, nawołując ukochaną.
Parę minut później zamarł, kiedy uświadomił sobie, że słyszy coś, co nie było naturalnym leśnym odgłosem.
Myśli. Dużo myśli. Morderczych.
Konkretnie dwudziestu trzech osobników otaczających jedną, bezbronną wampirzycę.
Irytowała ich tym, że nie zwijała się z bólu, jaki ich umysły jej zadawały i szybko domyślili się, że była w tej dziedzinie szczególnie uzdolniona.
Tworzyli wokół niej okrąg, stojąc wśród drzew. Edward cicho przystanął za jednym z nich, gotów zaatakować, kiedy taki wysoki - przywódca, jak się w sekundę potem okazało - nakazał:
- Spalić ją.
Nie było czasu na tamtego. Błyskawicznie doskoczył do wampira odpowiedzialnego za ogień i nim tamten zdążył spełnić żądanie, odgryzł mu głowę i odrzucił ją za siebie. Skuteczne, ale cholernie demaskujące. Na ułamek sekundy sparaliżował go straszny ból - jakby znowu wrócił do momentu swojej przemiany, na sam jej początek, gdy jeszcze był słaby i tak silnie ją odczuwał... - ale ten zaraz ustał. Wiedział, co się stało. To Bella ochroniła go swoim... czymś.
Nigdy, w najgorszych koszmarach nie przypuszczałby, że dojdzie do takiej sytuacji.
Ich dwoje... Na dwudziestu dwóch Rodriguezów. Nie mieli szans. Ale zawsze mogli kilku wybić. Należało im się. Pozostawało mieć nadzieję, że reszta rodziny załatwi pozostałych. Trzeba tylko było wybrać kilku najniebezpieczniejszych, skoro Bell nie będzie mogła już ich chronić.
Szybko zorientował się w sytuacji. Wiedział, gdzie atakować.
Nim wspólnymi siłami zabili dwóch z nich, nie posiadali już sporej części ciała.
Nie zorientowali się, że podpalacz właśnie odzyskał głowę. Było za późno. Płomienie o niewiarygodnie wysokiej temperaturze tworzyły okrąg - tak jak wcześniej Rodriguezowie. Szczątki dwóch z nich leżały koło nich, co oznaczało, że tamci się nimi nie przejmowali. Pozwolili im spłonąć. Razem z Edwardem i Bellą.
Nie było drogi ucieczki, znaleźli się w pułapce. Krąg nieuchronnie się zacieśniał. Isabella z przerażeniem obserwowała, jak jej własną rękę - czy też raczej dawną rękę - pochłania ogień.
Zderzyli się plecami, a Bells instynktownie poszerzyła tarczę. Nie wierzyła, że to coś da - ogień nie był w końcu iluzją. Nie działał na umysł. Zabijał ciało.
Jednak powłoka ochronna zaczęła przybierać dziwny kolor, tworząc coś na podstawie mętnego klosza. To potoczyło się tak szybko. Jeszcze przed chwilą byli w ogrodzie, a teraz...
- Ach! - Siła nacisku ognia na tarczę zwaliła Bellę z nóg i gdyby Edward jej nie podtrzymał, runęłaby prosto w płomienia. Ale działo się coś dziwnego.
Skoro ogień nie był iluzją... To czemu nie mógł przedostać się przez ich klosz? Wampir sapnął zaskoczony, trzymając ukochaną w ramionach.
- Wytrzymasz tak z pół godziny? Albo prędzej, jeśli Alice się zjawi? - spytał ją.
- Postaram się - wyjęczała, choć widać było, jak wiele wysiłku wkłada w uratowanie ich życia. – Edwardzie - zaczęła, uczepiając się go mocniej. Plecami przylegała do jego klatki piersiowej. Odwróciła ku niemu głowę, by mógł zobaczyć cały ból i zrezygnowanie, jakie malowało się w jej ciemno-złotych oczach. - Co się z nami stało?
Nie miała na myśli obecnej sytuacji.
- Pokaż mi, proszę - powiedział, mając nadzieję, że jak skupi się na czymś innym, to będzie mniej przeżywać utrzymanie tarczy. Tymczasem było już tak bardzo gorąco, że prawie zaczęli się topić, niczym figury woskowe. - Pokaż mi, co według ciebie, zaszło między nami te dwadzieścia trzy lata temu...
Koniec części drugiej


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Pią 20:53, 14 Sie 2009 Powrót do góry

Oł jee... Jakie to melodramatyczne... Przepraszam! Dramat miłosny, ostatnio spotkałam się z tą kategorią, pierwszy raz w życiu. :) Podziwiam, dopiero koniec księgi drugiej, każda ma po siedem części, a już się wojna zaczęł. :P I weź tu na kolejnych siedem cześci opisz to wszystko. ^^ Mam nadzieję, że zakończy się happy endem, te smutne zakończenia są już przereklamowane, skończył się na nie już sezon ogórkowy. :D Mam nadzieję, że wykażesz się wyobraźnią i będzie co czytać. Masz fajny styl, choć trzeba czytać uważnie, bo jest on dość 'ciężki', ale wciągający. Nic pustego, i trzymaj tak dalej. :P
Oczywiście ja, jak to ja, mogłabym się i przyczepić do błędów, ale po co? :D Na razie wolę się cieszyć tym, że już 'wiedzą o sobie'.
Życzę weny i czekam na pierwszy rozdział trzeciej księgi. :)
Pozdrawiam, Wyjątkowa'


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pią 21:35, 14 Sie 2009 Powrót do góry

AAAaaa!! Dziewczyno, Ty mnie doprowadzisz do zawału serca! W takim momencie kończyć?! Toż to skandal! Ale rozdział boski... niesamowity... cudny... przepiękny... świetny... extra... i nie mam pojęcia jeszcze jakiś. A ja się wcześniej zachwycałam! Idiotka ze mnie. Czym miałam się zachwycać? Przecież ten rozdział jest najlepszym rozdziałem pod słońcem!! Ile w nim akcji, nareszcie Edward się dowiedział kim jest Bells i wszyscy się dowiedzieli. Ta ich walka, później pocałunek, a na końcu walka z R... sama wiesz z kim. Nie potrafię powtórzyć tej nazwy, a szukać mi się nie chce. I niech jak najszybciej Alice, przyjedzie, albo niech do nich zadzwoni i każę ratować B&E!! Niech Bella wytrzyma i ciekawa jest ta jej tarcza. Zatrzymała ogień, czyżby jakaś nowa umiejętność? Dopracowanie daru? I co Bella mu powie? Co stało się dokładnie dwadzieścia trzy lata temu?! Ach... Czekam na kolejny rozdział!! Tylko błagam nie maltretuj mnie za długo!

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wireless
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Roberta :D

PostWysłany: Sob 11:26, 15 Sie 2009 Powrót do góry

BOŻE! NIE!
Nie zabijaj ich! Nie! NIE! Niech przyjdzie Soraya! Niech coś się stanie! COKOLWIEK!
Emocje.Tak, emocje przyprawiające o zawał. Domyśliłam się, że prawdopodobnie Bella i Edward staną w obliczu niebezpieczeństwa, ale nie myślałam, że będziesz chciała ich zabić!
Ja rozumiem, miało być fajnie, w końcu Ed się dowiedział, że to Izzy to Bella, a teraz co? Oboje mają umrzeć?
Ja jestem na nie. No, Latte, weź ich ocal.

Uwielbiam ten ff. Wireless.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:05, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Wyjątkowa napisał:

Podziwiam, dopiero koniec księgi drugiej, każda ma po siedem części, a już się wojna zaczęł. Razz I weź tu na kolejnych siedem cześci opisz to wszystko. ^^ Mam nadzieję, że zakończy się happy endem, te smutne zakończenia są już przereklamowane, skończył się na nie już sezon ogórkowy. Very Happy



Obawiam się, że nie ma za co podziwiać. Nie chcę tu robić spojlerów, ale wojny to akurat w trzeciej części za dużo nie będzie.
Co do zakończenia, to zdradzę jeszcze mniej. Skończył się sezon ogórkowy, to będzie pomidorowy. Tyle. A osobiście jestem rozdarta między dwoma zakończeniami. Które wybiorę, nie wiem. Mogę zdradzić jedynie, że na pewno nie planuję takiego bardzo, bardzo słodkiego zakończenia.
Chwilowo opuściła mnie wena, acz jeden rozdział mam już przygotowany, więc spodziewajcie się go w poniedziałek albo wtorek. Od Waszych komentarzy zależy, kiedy dokładnie Smile

Pozdrawiam,
Latte.

EDIT.
Och. Trzy komentarze. Jestem pod wrażeniem.
Ale nie jestem zawiedziona. Cieszę się, że mam choć trzy czytelniczki. Tylko czy dla nich warto ciągnąć ten temat? Zawsze mogę zawiesić 'Tęskniąc', a im przesyłać rozdziały na pw. Jak to brzmi?
Wyjeżdżam w czwartek na parę dni do Niemiec, więc nie wiem, co z opowiadaniem. Mam już napisany rozdział, a Marta go sprawdziła, ale nie wstawię go, jeżeli będzie tyle komentarzy ile tu.
Rozdział dedykuję wireless, której komentarze niezwykle motywują mnie do pisania i za każdym razem wywołują u mnie uśmiech, a także nieznanej i Wyjątkowej, bez których rozdziału bym nie wstawiła. Dziękuję Wam :)

beta: marta_potorsia

Prolog.


Wszyscy w kółko powtarzają, że po burzy, nawet tej najgorszej, zawsze przychodzi świt. Mówią też, że każdy medal ma dwa końce. Albo nie, to z końcami było o kiju. Medal miał strony. Nieważne.
Nikt jakoś nie myśli o tym, że najpierw ta burza musi nadejść. Choćby nie wiem jak idealny był świt, dzień, zmierzch, i tak później przyjdzie ta cholerna burza.
Myślałam, że gdzie jak gdzie, ale w moim życiu już wystarczająco się wygrzmiało, wypadało i wypiorunowało. Że skoro tyle już przeszłam, to już nic mi nie przeszkodzi. Że nadszedł już Świt Ostateczny.
W końcu było idealnie - byłam zaręczona, kochana, rozpieszczana. Miałam plany i całą wieczność przed sobą na ich realizowanie.
No, z tą wiecznością to nie do końca. To była część tego planu. Ale jednak wszystko wskazywało na to, że będę ją miała.
Ale przede wszystkim miałam Jego. To On czynił mój świat idealnym. A właściwie to nie idealnym, raczej... Idealnie nieidealnym. Sprawiał, że z radością stawiałam czoło wyzwaniom. Że byłam przeszczęśliwa. On był podstawą planu. Fundamentem wieczności.
A potem... A potem nadszedł huragan.


Rozdział 1
Eksperyment


Bella, jako częsta wizytatorka szpitala, przywykła co prawda do budzenia się z różnego rodzaju bólami, ale to nie oznaczało, że to lubiła. Na Boga, nie była przecież masochistką. Tym bardziej, że jakoś nie mogła sobie przypomnieć, co właściwie jej się stało. Wyschnięte gardło, przewracanie w żołądku i tępy, irytujący ból rozsadzający czaszkę nie były raczej symptomami choroby, prędzej wypadku. Ale jakiego wypadku? Przecież nie miała ostatnio żadnego. A bynajmniej nie była go świadoma.
Przewróciła się na drugi bok, uderzając o coś twardego. Do tego także przywykła - Edward przecież spędzał koło niej niemal każdą noc, a ciała wampirów strukturą dorównywały najtwardszym skałom. Tym, co ją zaalarmowało, była temperatura owego „czegoś”. Od kiedy to Edward był gorący? No nic, więc to pewnie był Jacob. Też był przecież twardy. Nawet chrapanie pasowało.
Odsunęła się od niego, by nie pogarszać swojego stanu gorączką przyjaciela. Leżała tak przez chwilę, masując skórę głowy i powstrzymując odruch wymiotny. Potrzebowała kilku minut, by uświadomić sobie, że coś było nie tak.
Od kiedy to budziła się obok Jake'a?
Usiłowała przypomnieć sobie, dlaczego spali w jednym łóżku, ale jej umysł był w tym momencie wielką, czarną dziurę. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, była impreza urodzinowa Quila.
Pokłóciła się z ojcem, który - mimo swoich obietnic - nadal wrogo odnosił się do jej narzeczonego, a na dodatek stale kontrolował ich spotkania, twierdząc uparcie, że w wakacje „Różne głupie rzeczy przychodzą nastolatkom do głowy”. Najbardziej zdenerwowała ją ta jego stronniczość. Edward był zły. Jacob był wspaniały, dobry, po prostu idealny. To właśnie przez to zbuntowała się i poszła na przyjęcie, choć obiecała sobie kilka dni wcześniej, że będzie unikać swojego przyjaciela. Miała zamiar zrobić coś tak złego i szalonego, żeby raz na zawsze utrzeć ojcu nosa. Żeby uczulić go na La Push.
Oczywiście, Charlie do tego całego imprezowania podszedł z wręcz niedorzecznym entuzjazmem. Zaprosił nawet na noc Billy'ego, wielkodusznie proponując, że mogła przenocować u Jacoba. Miał pewnie nadzieję, że jak będzie miała styczność z Blackiem przez tak długi, nieustanny czas, to porzuci Edwarda i da Jacobowi szansę. Niedoczekanie.
Na przyjęciu nie mieli co prawda narzuconej kontroli rodzicielskiej, ale nie wydarzyło się nic, co dawałoby okazję do prawdziwych wygłupów. Dlatego uderzyła z innej strony. No cóż, była zdesperowana.

- Jake, wiesz co? - spytała wesoło, przekraczając próg jego domu. Pierwszą rzeczą jaka rzucała się w oczy, był duży, staromodny zegar. Wskazywał godzinę drugą w nocy.
- Nie wiem, ale pewnie zaraz mi powiesz.
Nie miała czasu na przekomarzania.
- Mamy wolną chatę - zaczęła tajemniczo. - A ja jeszcze nigdy się nie upiłam.
- Teraz jesteś upita - uświadomił jej rozbawiony.
- Tylko trochę podchmielona. - Mówiła prawdę. Na przyjęciu Quila wypiła zaledwie parę piw. - Co oznacza, że tak czy owak będę miała kaca. A mam ochotę poeksperymentować.
- No nie wiem - zgrywał się. - Jakby co, to będzie na mnie.
- Coś ty - prychnęła. - Charlie i tak zrzuci całą winę na Edwarda - nie pytaj jak, on znajdzie sposób. Poza tym, ja nie mam zamiaru kablować. A ty? - ciągnęła dalej, uważając jego odpowiedź za oczywistość. - No więc nie widzę przeszkód.
- Pijani ludzie robią różne rzeczy, których normalnie by nie robili - uświadomił ją.
- Pewnie nie możesz się doczekać, co?
- Pewnie - Wyszczerzył się jeszcze radośniej. - Dobra. Ale jakby ci się film urwał albo kac cię później zabijał, to nie moja wina. To co? Robimy nalot na barek Billy'ego?


Wtedy nie zdawała sobie sprawy, że przydarzy jej się i jedno, i drugie. Jej świadomość dotrwała zaledwie do trzeciej w nocy, później wspomnienia były mocno zamglone, a jeszcze później nie było ich w ogóle. Miała nadzieję, że po prostu położyli się spać jak na grzeczne dzieci przystało. Byli w końcu w łóżku. Co takiego mogli nawywijać w łóżku?
Jej palce nadal uparcie masowały skronie, chcąc odrobinę zmniejszyć ból, co sprawiało, że naga skóra ramion nieustannie ocierała się o niczym nie okryte okolice klatki piersiowej.
Zaraz... Naga? Niczym nie okryte? Skóra przy skórze?
Dziewczyna poderwała się gwałtownie, co zwielokrotniło ból głowy, ale starała się to ignorować. Przerażona obrzuciła wzrokiem swoje ciało. Miała na sobie jedynie bieliznę. Reszta ciuchów jej (i Jacoba) rozrzucona została po niewielkiej powierzchni pokoju chłopaka. Odruchowo przycisnęła do siebie prześcieradło, oddychając spazmatycznie. To niemożliwe!, krzyczały jej myśli. Nie mogłam przespać się z Jakiem! Wszystko jednak wskazywało na to, że mogła. Więcej. Wszystko wskazywało na to, że się rzeczywiście przespała.
Nagle pod dom zajechał jakiś pojazd. Odruchowo wygrzebała się z pościeli i wyjrzała przez okno, ale z tej strony domu mogła zobaczyć jedynie ścianę lasu. Mimo że jej umysł pracował nieco wolniej niż zazwyczaj, zaraz zorientowała się, że to Charlie przywiózł Billy'ego i najwyraźniej miał zamiar ją podrzucić z powrotem.
- Cholera- zaklęła pod nosem, otwierając okno na oścież, by wywietrzyć nieco zapach alkoholu. Duszne powietrze niemal zwaliło ją z nóg. Szybko poderwała z ziemi swoje dżinsy i wsunęła je jedną ręką, drugą jednocześnie dobudzając przyjaciela. Ten jedynie otworzył pytająco jedno oko, by po chwili znowu je zamknąć. Po paru sekundach, gdy zorientował się, że właśnie zobaczył skaczącą po jego sypialni Bellę w samym staniku i do połowy wciągniętymi spodniami, rozbudził się z już całkowicie. - Odwróć się - syknęła, usiłując się zasłonić. W następnej sekundzie runęła w dół, zahaczając o nogawkę i lądując na łóżku, na kolanach wilkołaka.
- Czy my... - Sugestywnie nie dokończył, nie wiedząc, czy patrzeć na roznegliżowaną Bellę, czy na usłane ubraniami panele. Gdy do dziewczyny dobiegł sens jego pytanie, jęknęła przeciągle.
- Myślałam, że ty wiesz!
- Więc my... tak?
- Nie wiem - rzuciła zrozpaczona, dopinając dżinsy, które wreszcie znalazły się na prawowitym miejscu. Podniosła się z jego nóg w tym samym momencie, kiedy zazgrzytał zamek i drzwi się otworzyły. Tym razem zaklęła bardziej szpetnie, rozglądając się za wczorajszą bluzką. - Masz na sobie bokserki?
- Mam, ale czy to coś zmienia?
- Raczej nie - odpowiedziała.
- Chcesz mi powiedzieć, że uprawialiśmy seks, a ja tego nie pamiętam? - powiedział głośnym, niedowierzającym szeptem. Brunetka zmroziła go wzrokiem, nurkując pod łóżko i wyciągając spod niego brakującą część garderoby i t-shirt Jacoba, który rzuciła w jego kierunku. Sama w trybie natychmiastowym włożyła swój.
- Bells! Jake! Jesteście w domu? - krzyknął Charlie.
- Do jasnej... Jesteśmy! - rzuciła głośniej, tak, aby ojciec ją usłyszał. Przyjaciel wciągnął co prawda koszulkę, ale nie miał bynajmniej zamiaru wstawać z łóżka, bo opadł ponownie na poduszki, psiocząc coś o tym, że boli go głowa. Bells nie dostrzegła nigdzie żadnych zużytych prezerwatyw, ale nie mogła się zdecydować, czy to dobrze, czy źle. Pociągnęła nosem, stwierdzając, że pod żadnym pozorem żaden z mężczyzn nie może tu wejść. - Już idę!
Znalazła na komodzie mały odświeżacz powietrza, więc nie zastanawiając się długo wypryskała większą część buteleczki po całym pomieszczeniu, latając wte i wewte jak szalona, potykając się parę razy, jako że była jeszcze bardzo zaspana. Naprawdę, temu pokojowi przydałoby się gruntownie sprzątanie. I zegar. I lustro.
Stwierdziwszy, że na nic więcej nie może liczyć, przeczesała włosy palcami i boso wypadła z pomieszczenia. Black i Charlie byli najprawdopodobniej w kuchni, więc właśnie tam się udała, a zimne deski podłogi działały w kontakcie z jej stopami odświeżająco i rozbudzająco.
- Mój Boże, Bells! - przeraził się komendant Swan. - Wyglądasz, jakbyś całą noc balowała.
- No cóż, poniekąd tak było. - Próbowała się uśmiechać, ale głowa ciągle jej dokuczała, gardło paliło, a żołądek buntował się przeciw każdemu krokowi, gotów w każdym momencie zwrócić swoją zawartość, co nie było sprzyjającą uśmiechom sytuacją.
- Idziemy?
- Pewnie.
- Jake gdzie?
- Śpi jeszcze - odpowiedziała z wysiłkiem. Ojciec pożegnał się z Billy'm, a Bella czekała na niego w przedpokoju, choć upierdliwe tykanie zegara było drogą krzyżową dla jej biednej czaszki. Przynajmniej wiedziała już, która godzina, choć chętnie zamieniałaby te informacje na trochę ciszy. Doprawdy, teraz nawet szuranie myszy wywoływało lawinę bólu.
Automatycznie włożyła buty i chwyciła wiszącą na wieszaku torebkę, którą zostawiła tam w nocy, postanawiając, że jak tylko wróci do domu, to wypije jakieś dwa litry wody, weźmie prysznic i położy się spać we własnym łóżku. Zastanawiało ją, czy Charlie miał jakieś plany na dzisiejszy poranek. Czy też raczej popołudnie. Chyba nie, jako że była już pierwsza. I że była niedziela.
W drodze do domu nie odzywali się, co było normą. Bella otworzyła okna, wiedząc, że w dusznym, ciasnym samochodzie zapach alkoholi będzie aż nadto wyczuwalny. Wolała nie mieć styczności z alkomatem spoczywającym na tylnym siedzeniu auta. Całą swoją uwagę skupiała na tym, by nie zasnąć. I nie zwymiotować.
Wreszcie, całe lata świetlne później, ujrzała przed sobą znajomy budynek. Wygramoliła się z pojazdu i - starając się nie włóczyć nogami, co średnio jej wychodziło - otworzyła drzwi. Dopadła się do lodówki, ale nie była ostatnio na zakupach, dotarło więc do niej, że będzie musiała zadowolić się wodą z kranu. Może to i dobrze. Ojciec i tak podejrzliwie na nią patrzył.
I nagle uświadomiła sobie, że ma jeszcze obiad do zrobienia. Była bardzo bliska zaproponowaniu Charliemu, żeby zamówił sobie pizzę, ale, chwalić Pana, ją w tym ubiegł, twierdząc, że przyda jej się trochę odpoczynku. Czasami naprawdę łatwo się z nim żyło.
Nie pamiętała drogi z kuchni do swojego pokoju, ale musiała ją przebyć, bo gdy wróciły jej zmysły, zorientowała się, że szuka własnej piżamy. Odnalazła ją w końcu, chwyciła kosmetyczkę i wymaszerowała do łazienki.
Zaspokoiwszy pragnienie (a zaspakajała niezwykle długo), umyła twarz i zęby, starając się nie przestraszyć potwora, który obserwował jej z drugiej strony lustra, po czym wgramoliła się do kabiny. Gorąca woda, która zwykle ją rozbudzała, tym razem była usypiająca. Woń truskawkowego szamponu drażniła ją swoją intensywnością, a dźwięk obijanych od brodzika kropel wody był mordęgą dla jej obolałej czaszki. Oparła się plecami o kafelki, pozwalając strumieniom zmywać z jej ciała pianę.
Powoli zaczęło docierać do niej, co prawdopodobnie zrobiła. Co obydwoje z Jacobem zrobili.
Lewa dłoń zaczęła jej dziwnie ciążyć, choć nie miała na sobie pierścionka zaręczynowego. Jak mogła zdradzić Edwarda? Swojego idealnego w każdym calu wampira? Swojego narzeczonego?
Nadeszła fala wyrzutów sumienia, dotąd skutecznie tłumionych bólem kaca. Była o stokroć gorsza od głowy, palącego gardła i nieposłusznego żołądka. Jej dusza zwijała się spazmatycznie. Czemu jej upita wersja nie mogła powstrzymać się od takiej głupoty? Odpowiedź nadeszła sama: Jacoba przecież także kochała. Na co dzień tłumiła w sobie to uczucie. Musiała. Ale pod wpływem alkoholu najwyraźniej zapomniała o wszelkich ograniczeniach.
Chwila, Bello, pomyślała. Wcale nie musieliście uprawiać seksu. Może było wam za gorąco, żeby spać w ubraniach. O Boże, kogo ja próbuję oszukać?
W jej głowie zrodziło się postanowienie, że za wszelką cenę spróbuje odblokować swoje wspomnienia. Jeśli nic nie będzie wiedziała, wyrzuty sumienia i tak zeżrą ją żywcem. Jeśli przypomni sobie, że z Jakiem odbyli stosunek seksualny, to będzie jeszcze gorzej. Ale mogłoby okazać się, że to była po prostu zwykła, pijacka noc dwójki przyjaciół. Wtedy całkowicie by się uspokoiła. I uczuliła na picie. Właściwie, to już była na nie uczulona.
Dotarło do niej, jak wielkie miała szczęście, że Edwarda nie było w pokoju. Przesiadywał w nim przecież non stop. Natychmiast zorientowałby się, że coś jest nie tak. A tak, to weźmie tabletkę, prześpi się, i będzie jak nowonarodzona. Może uda jej się nawet poudawać przed nim trochę, że nic się nie stało. Chwała Bogu, że nie potrafił czytać jej w myślach.
I koniecznie trzeba trzymać go z dala od Jacoba.


Zeszła na dół w tym samym momencie, w którym Charlie przygotowywał sobie talerz i sztućce. Dobrze, że potrafił chociaż „przyrządzić” dla siebie pizzę. Apetycznie pachnące pudełko spoczywało już na samym środku stołu.
- Myślałem, że będziesz odpoczywać - zdziwił się, widząc ją.
- Zgłodniałam - wyjaśniła, siadając i obserwując, jak ojciec wyjmuje drugie naczynie dla niej. To była miła odmiana, być obsługiwaną zamiast obsługiwać.
- Mam nadzieję, że nie wypiliście wczoraj zbyt dużo.
- Tylko trochę. - Co poniekąd było prawdą. Prawdziwe picie zaczęło się mocno po północy, a więc już nie wczoraj. - Pewnie czuję się tak, bo to był dla mnie pierwszy raz.
- Aż tak źle? - Popatrzył na nią ze współczuciem, wyjmując z apteczki fiolkę z lekarstwami i kładąc ją przed dziewczyną razem ze szklanką z sokiem, którego wcześniej musiała nie zauważyć. Od kiedy to Charlie jest taki opiekuńczy? Nie powinien mnie ochrzanić za doprowadzenie się do takiego stanu? Najwyraźniej strefa La Push miała większą taryfę ulgową, niż się spodziewała. - Weź dwie - poradził. Dostosowała się do zalecenia ojca, wypijając sok jednym duszkiem. Gardło nadal ją paliło, dając jej nieco dokładniejszą wizję bycia wampirem. Nie zatracając się niepotrzebnie w myślach nałożyła sobie kawałek pizzy. Przez dłuższy czas konsumowali w milczeniu, po czym Bella udała się na górę. Odetchnęła z ulgą, zastając pokój pusty. Miała ochotę zamknąć okno, aby uświadomić narzeczonemu, że nie jest mile widzianym gościem. Na dworze nadal było bardzo parno, co pozwalało stwierdzić, że wieczorem rozpęta się burza. Przy takiej pogodzie strasznie by się męczyła, próbując się zdrzemnąć. Jej sypialnia i tak przypominała saunę, nawet gdyby jednak postanowiła zamknąć to okno. Przypomniała sobie, jaki przyjemny chłód panował w salonie, gdzie ojciec oglądał mecz i mimo że odgłos telewizji nie był czymś, na co wyczekiwała z utęsknieniem, złapała małą poduszkę i poszła z powrotem na dół. Jeśli ojciec zdziwił się, widząc ją wcześniej u progu kuchni, to wyrazu, z jakim popatrzył na nią teraz, nie oddawał żaden epitet.


- Żyjesz? - usłyszała po drugiej stronie słuchawki. Głos jej przyjaciela był jeszcze bardziej zachrypnięty niż zazwyczaj.
- Tak, wszystko okay - odpowiedziała, nie umiejąc zamaskować smutnej nuty, która od paru godzin nieustannie wdzierała się do jej głosu.
- Ja dopiero wstałem, w gardle mam prawdziwą Saharę, a łeb mi pęka tak, że to aż dziwne. Ile ja musiałem wypić? Przecież nie tak łatwo rozłożyć wilkołaka. I jeszcze musiałem posprzątać w pokoju, żeby Billy nie natknął się na żadne butelki. Nie, żeby tu kiedykolwiek wchodził, to jest, wjeżdżał. Ale lepiej chuchać na zimne, nie? W każdym razie czuję się, jakby mnie czołg przejechał. I nie mogę sobie wybaczyć, że odpłynąłem.
- Odpłynąłeś?
- No, że film mi się urwał... Że nic nie pamiętam...
- Dupek! - zawołała oburzona do słuchawki, przerywając jego wypowiedź.
- Nie wiń mnie. Zawsze tej twój pan wampir tak wokół ciebie skacze, że cud się staje, jeśli uda mi się pogłaskać cię po ręce. Dziwisz się, że mam do siebie żal, że jak mi się trafiła okazja, to ja nie kontaktowałem?
- Jakoś tym skaczącym wampirem nigdy się zbytnio nie przejmowałeś - warknęła cicho, upewniając się, że Charlie jest całkowicie pochłonięty koszykówką.
- Oj tam. Zejdźmy z tematu, bo mnie zżerają wyrzuty sumienia.
- I vice versa. Wątpię, żeby nasze wyrzuty miały podobne źródła, ale i tak pozostają wyrzutami.
- Ty się naprawdę aż tak przejmujesz tym swoim Edziem?
- Na Boga, Jake! - jęknęła. - Przecież on jest moim... - Tu jeszcze bardziej zniżyła głos. -narzeczonym.
- Tym bardziej nie chcę o tym gadać - odparł sucho.
- A ja go chyba zdradziłam - dokończyła zrozpaczona, tym razem zerkając w stronę schodów i modląc się, aby go tam nie było. Jeszcze nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby nie miała ochoty go widzieć. - Wiesz co, muszę gdzieś zadzwonić. Na razie.
- Czekaj! - zawołał. - Nie rozłączaj się. No dobra, przepraszam. Nie powinienem był tego mówić. Jak zareagował Charlie?
- Aż za dobrze. Nie miał żadnych pretensji. Na razie, Jake.
- Czekaj! - powtórzył. - Nie będziesz się gniewać? Odwiedzisz mnie czasem?
- Postaram się - odpowiedziała wymijająco, wiedząc, że kłamała. Potrafiłaby mu spojrzeć twarz tylko wtedy, gdyby okazało się, że między nimi nic nie zaszło. - Na razie.
Rozłączyła się, nie czekając na kolejne „Czekaj”. Miała dziwne przeczucie, że takowe by się pojawiło. Stała przez chwilę ze słuchawką w ręku.
- Kto dzwonił? - spytał tato, przekrzykując transmisję meczu.
- Jacob - odkrzyknęła. Zastanawiała się chwilę, po czym sięgnęła po notes i wybrała numer komórki Alice. Zanim jednak doszła do trzeciej cyfry, aparat sam się rozdzwonił.
- Hej, Bella - zaświergotała Ally. - Widziałam, jak rozmawiamy. To zadzwoniłam - wytłumaczyła. - Coś się stało?
- Nie – zaprzeczyła Swan. - Tak tylko chciałam...
- U nas wszystko w porządku - odpowiedziała na jeszcze nie zadane pytanie. - A co, stęskniłaś się za Edwardem? Pojechał na polowanie z Jasperem i nudzę się jak mops. Pojedziemy na zakupy?
- Alice, jest piąta po południu - uświadomiła ją dziewczyna.
- Dokładnie to piąta osiem, dwadzieścia sześć sekund - poprawiła ją wesoło. - No to co?
- Większość sklepów zamykają o szóstej - poinformowała, zastanawiając się, jak do tego doszło, że to ona mówiła Al, o której zamykają sklepy.
- Na jakim świecie ty żyjesz? Nie, to nie było pytanie retoryczne. Zaraz po ciebie podjadę.
- Zabiłoby cię, gdybyś spokojnie poczekała na odpowiedź?
- Też cię kocham! Będę za pięć minut.
Rozłączyła się, a Isabella uświadomiła sobie, że właśnie samą siebie wrobiła w zakupy z Alice. Ten dzień chyba nie mógł być gorszy.


Wbrew pozorom obie spędziły czas niezwykle przyjemnie. Tak na dobrą sprawę to ich wypad składał się bardziej z rozmowy, którą prowadziły wśród ciuchów, niż z ciuchów, w które od czasu do czasu wplatały rozmowę. Naturalnie, Al już w pierwszej minucie zorientowała się, że coś było nie tak, ale wyjątkowo nie naciskała. Usatysfakcjonowało ją także bardzo krótkie streszczenie balangi u Quila, jako że temat wilkołaków uważała za dosyć nudny.
- Widzę ciebie w tej sukience, ale jesteś strasznie zamazana - powiedziała Alice, ściągając z wieszaka ładną, niebieską sukienkę na ramiączka.
- Czy to jest twój sposób na powiedzenie „Weź to, będzie bosko na tobie wyglądać”?
- Nie. Naprawdę cię w niej widzę. Ten rozmiar. I kolor... Wiesz, że mój brat ubóstwia ciebie w błękitach. Będzie pasować idealnie.
- To jest błękit? - upewniła się Bella.
- Tak. Ciepły błękit. Czyżbyś stała się daltonistką, B.?
- B.?
- Nie czepiaj się. Stałaś się czy się nie stałaś? O Boże, twoja ignorancja co do mody jest nieznośna. Nie wzruszaj ramionami, jeśli ci życie miłe. Po prostu... Przymierz.
- Po co? - zdziwiła się, nie chcąc okazywać paniki. Stanowczo nie uśmiechało jej się wchodzenie do przebieralni. Ally nie wypuściłaby jej stamtąd do północy. Po sukience znalazłaby się jakaś bluzka, jakieś spodnie, następna sukienka... Brr. - Przecież i tak wiesz, że będzie pasować?
- Psujesz całą frajdę - oskarżyła ją, wydymając dolną wargę i patrząc na nią spode łba. - A sukienkę i tak ci kupię.
- I tak jej nigdzie nie założę. Jest zbyt... elegancka.
- Gdzieś ją założysz, ale nie wiem, gdzie - uparła się.
- Nie mam pieniędzy - oponowała, patrząc krytycznie na metkę.
- Bello - powiedziała Alice z pobłażliwym uśmiechem. - Czy ja ci kiedykolwiek kazałam za coś płacić w moim towarzystwie?
- No nie, ale...
- O mój Boże, ta bluzka będzie idealnie pasowała do nowych botków Rosalie! Ona musi ją mieć! - zachwyciła się wampirzyca, sięgając po skrawek czerwonego materiału, a Bella, choć pokonana, odetchnęła zadowolona. Nareszcie koniec.
Jej odbicie mignęło w lustrze, gdy przeszła obok przebieralni. Na ten widok zebrało jej się na mdłości, wezbrało się w niej obrzydzenie do samej siebie. Najwyraźniej nie tylko Jacobowi nie mogła spojrzeć w twarz.
Przez jakiś czas trzeba będzie unikać Jaspera.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
wireless
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Roberta :D

PostWysłany: Pon 19:13, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Latte!
Na początku dziękuję za dedykację. Nie wiem, jak w ogóle można nie lubić tego opowiadania.
Po drugie, powiem Ci, że jest to jeden z nielicznych fanfiction, który czytam w całości. Każdy rozdział czytam do końca i nie omijam żadnych akapitów i wersów, co często zdarza mi się przy innych opowiadaniach. Ciekawi mnie to, co piszesz.
Rozumiem, że w tym rozdziale zostały opisane wspomnienia Belli. Oczywiście, ża czasów człowieka. Podejrzewam też, że Edward wyczytał z myśli Jake'a albo podsłuchał ich rozmowę telefoniczną, z czego wywnioskował, że Bella go zdradziła.
Ach, ten niefortunny zbieg wydarzeń.

Tylko mi nie próbuj zawieszać tego dzieła. Bo chyba Cię zabiję i przejadę tasakiem po twarzy. Uwielbiam to, że zawsze piszesz tak długie rozdziały i pozostawiasz tzw. nutkę niepewności, co wprawia czytelnika w ciekawość i poniekąd zachwyt.

Uważam, że nawet gdybyś miała jedną, ale stałą czytelniczkę, opłacałoby się to ciągnąć. Czemu? Bo nie ma sensu tego przerywać. Być może czyta to więcej osób, lecz nie komentują. Moja Droga! Powiem Ci tylko, że piszesz pięknie i wkłądasz w to dużo serca. To widać. Ja, jako potencjalna czytelniczka za każdym razem wpadam w nieograniczoną euforię i cieszę się strasznie, gdy widzę iż została dodana nowa część. Bardzo zaciekawiłaś mnie i sprawiasz, że z rozdziału na rozdział staję się coraz bardziej spragniona wiedzy na temat losów głównych bohaterów.

Pozdrawiam, wireless.

PS Rozpisałam się nieźle : )


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marta_potorsia
Wilkołak



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda

PostWysłany: Pon 19:24, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Cytat:
Hej!
Nie jestem zalogowana na forum twilight (z różnych przyczyn), ale za Twoim pośrednictwem (jako BETY) proszę o przekazanie Cocolatte moich wyrazów uznania. Ten ff wpływa na bezsenność. (Spać nie można z oczekiwania co dalej :)) a ponadto intrygujący, bogaty język. Bardzo fajne wampirowate opowiadanie.
Jeszcze raz dziękuję za przekazanie dalej.
ANia
ANia


Taką wiadomość dostałam od Ani na chomiku i zobowiązałam się przekazać. To przekazuję. :)

Marta.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pon 19:53, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Och, Dziękuję o wzmiance na mój temat :D Miło mi z tego powodu, jak i z powodu, że mogłam się przyczynić do wstawienia nowego rozdziału :D Ale mnie zaszczyt kopnął xD
Sorki za to, ale humor mi dopisuje po przeczytaniu tego ff, akcja z Jake'm i rozterki, czy uprawiali seks, czy też nie. xD Niesamowite, tak samo jak fakt, że Bella samodzielnie wpakowała się na zakupy! Coś nowego! xD Oczywiście, same ochy i achy, bo rozdział genialny

Proszę nie zostawiaj nas, dla mnie się nie liczy jak będziesz dostarczała nam nowe rozdziały, czy przez wiadomości, czy tu. NAJWAŻNIEJSZE, ŻE BĘDZIESZ! Bo ja bez tego ff, to jak bez ręki Wink

Uwielbiam Cię za nie ;*

Weny :)

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
melcia
Wilkołak



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z zakładu psychiatrycznego

PostWysłany: Pon 20:26, 17 Sie 2009 Powrót do góry

Ja nie mogę! Wdech...wydech...wdech...wydech.
Właście przeczytałam dwa ostatnie rozdziały i mnie zatkało nie iwem jak ja teraz mam napisać konstruktywny komentarz aż mi klawiatury brakuje xD
Katastrofy zbliżają ludzi a raczej wampirki... Teraz oni sie pogodzą ale będzie wojna i kogoś uśmiercisz (no prosze powiedz, że tak*robimaślaneoczy*)
Bella się upiła i to ostro dała w dyńkę aż jej sie film urwał i bardzo dobrze przynajmniej raz sie dziewczyna zabawiła tylko wypiła o jedną kolejkę za dużo jakby tego nie zrobiła było by wszystko pieknie ale dobrze, ze tak nie jest :)
Edward się sam zoriętował że coś jes nie tak a reszte pewnie sobie sam dopowiedział pewnie... albo i nie.
A Bella w tej sukience weźmie ślub! Ha! I to by było na temat mojej wiedzy xD Zdajesz sobie sprawę że ja wymyślam coraz głupsze rzeczy odnosnie zakończenia? Normalnie już nie moge się doczekać jak to zakończysz chociaż będzie tak głupio, bo nie będę mogła czekać na kolejny rozdział i w ogóle ;/
Życze dużo Veny,
Pozdrawiam,
melcia


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Puszka
Zły wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: 1505 10th Street, Santa Monica, CA 90401

PostWysłany: Wto 0:15, 18 Sie 2009 Powrót do góry

Jeśłi mam siewypowiedzieć o sytuacji, to nie wiem o co chodzi. :D
Ale jak mam mówić o ff, to mogę powiedzieć jedynie, że jest prześwietny!
Za każdym razem jak wchodzę na forum, to sprawdzam, co nowego w tym temacie - czytam wprost z zapartym tchem! Nie mogę doczekać się następnych części.!
Pozdrawiam, Lutz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Wto 10:55, 18 Sie 2009 Powrót do góry

Wczoraj było trochę robotki, więc nic nie napisałam, ale oczywiście przeczytałam. :) Bardzo dziękuję za wspomnienie o mojej skromnej osobie. Uważam, że jest to opowiadanie warte skomentowania. :P
Czyli ostatnia księga to takie retrospekcje. Nawet dobrze, bo osobiście nie przepadam za wojnami. ^^ Ciekawe, o co chodzi z tą sukienką. Edzio uwielbia błękit. :) Na Belli... A tak poza tym, straszne, skoro Ness jest Edwarda, to głupio wyszło z Jacobem i tą nocą. Że też akurat wtedy musiał urwać się film... Ten rozdział był taki inny. W sensie, że więcej dialogów i krótkich opisów. A przynajmniej więcej w stosunku do wszystkich. To bardzo dobrze dla odmainy poczytać taki 'styl'. To też sprawdzian dla autora, czy jest wszechstronnym pisarzem. :) Ogólnie bardzo podoba mi się ten rozdział, szkoda, że już zbliżamy się do końca... Z betą już se pogadałyśmy. :D
Pozdrawiam, weny. ^^
Wyjątkowa'


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
iglak17
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Podkarpacie

PostWysłany: Śro 9:19, 19 Sie 2009 Powrót do góry

Właśnie skończyłam czytać. Ciekawa historia, trochę zagmatwana (na początku nie mogłam się połapać do końca co i jak), ale z czasem wszystko się wyjaśnia. Jak rozumiem, trzecia księga zawiera wspomnienia, które Bella pokazuje Edwardowi ponad tarczą. Dobry pomysł, bo nie mogłam się doczekać, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o okolicznościach rozstania Belli i Edwarda. Do tej pory było tylko wiadomo, że on ją zostawił, za co ona go obwiniała, natomiast on odszedł, myśląc, że Bella jest w ciąży z Jacobem. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego.
I mam taką cichą nadzieję (choć nie śmiem wpływać na wizję Autorki), że skończy się dobrze. Ja naprawdę lubię szczęśliwe zakończenia. A ten prolog o burzy (nawiasem mówiąc, całkiem zgrabnie wyszedł;-)) może sugerować, że ta "burza" minie. Prawda?
Życzę Wena i pozdrawiam,
i.17


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 13:10, 19 Sie 2009 Powrót do góry

Moja kochana Cocolatte Wink
Jak możesz myśleć na temat zawieszenia pisania swojego ff?? Jestem twoją wierną czytelniczką i nie wyobrażam sobie że nie mogłabym przeczytać tego ff do końca. Jest jednym z moich ulubionych. Przyznam się szczerze nie udało mi się skomentować twojego przedostatniego odcinka a to dlatego że się urlopowałam Wink Ale już nadrabiam zaległości!
Po pierwsze rozdział przedostatni wywołał u mnie ogromne wzruszenie a wręcz rawie się popłakałam czytając opisy przemyśleń Edwarda, jak sobie uświadamiał że walczy z jego Bellą - wg mnie mistrzostwo świata osiągnęłaś tym opisem. Wogóle rozdział był bardzo dobry, przyniósł właśnie długo oczekiwany przełom, wkońcu Edward się uświadomił, dodatkowo wprowadziłaś już poczatek walki - mam nadzieję że nie pozwolisz im na śmierć z rąk przeciwników, nie teraz gdy się odnaleźli. Proszę pozwól im się sobą nacieszyć! Robisz bardzo piękne opisy, opisy emocji i uczuć, proszę zaserwuj nam jeszcze taki urzekający moment jak Bella będzie uświadamiałą Edwarda odnośnie jej ciąży i ciężkiego życia bez niego, ech nie mogę się tego doczekać ...
A ten rozdział ostatni też mi się bardzo podobał, zaskoczyłaś mnie trochę ukazaniem imprezowej Belli. Rozdział rzuca więcej światła na informacje dotyczące rozstania Belli z Edwardem. Czytając wcześniejsze rozdziały cały czas dumałam co się musiało stać aby Edward zostawił Bellę, coś takiego przychodziło mi na myśl ale... Ale teraz jest bardziej uświadomiona że chyba tak właśnie to było! Czekam na dalszy rozwój akcji :)
Życząc dużej weny, przyjemności i czasu na pisanie kolejnych rozdziałów, czekam na kolejne części twojego ff! Acha i życzę ogromnej ilości komentarzy!!!!

p/s
Rozpisałam się! Tylko u Ciebie się tak rozpisuję i uwywnętrzniam się!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:41, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Panna.Lutz. napisał:
Jeśłi mam siewypowiedzieć o sytuacji, to nie wiem o co chodzi. :D
Ale jak mam mówić o ff, mogę powiedzieć jedynie, że jest prześwietny!
Za każdym razem jak wchodzę na forum, to sprawdzam, co nowego w tym temacie - czytam wprost z zapartym tchem! Nie mogę doczekać się następnych części.!
Pozdrawiam, Lutz.


hm. A że z kolei ja nie wiem, o jaką sytuację Ci chodzi, więc nie mogę pomóc :) Jeśli chodzi Ci o ostatni rozdział, to są to głównie wspomnienia Belli, Edwarda i... ( :D ). Całe opowiadanie jest niechronologiczne, i takie miało być od początku. Tu chodzi o to, że coś się dzieje, potem jest pierwsza część, druga, i nareszcie w trzeciej dowiadujemy się, co się właściwie stało.

No więc miałam już to napisać przy ostatnim poście, ale jakoś mi wyleciało z głowy. Dziewczyny! Zero tajemnic, same odpowiedzi. Jak Wam taki układ pasuje? Jak na razie widzę, raczej jesteście na tak niż na nie. Cieszę się z tego.
Moje plany odnośnie wyjazdu padły, jestem zawiedziona jak cholera, ale staram się znaleźć w tym pozytywną stronę- nie będzie dziesięciodniowej przerwy w opowiadaniu. Mam cichą nadzieję, że chociaż Wy na tym skorzystacie.
Co do rozdziału trzeciego, to jest prawie skończony, a że mam wenę, to najprawdopodobniej niedługo wyruszy on do bety. Jako że nie jestem w stanie przewidzieć, ile u niej pozostanie, to nie wyznaczam pewnego terminu, ale że Marta jest pracowita i zazwyczaj szybko sprawdza (i chwała Jej za to!), to jakby co, rozdział będzie za trzy dni.
I zdaję sobie sprawę, że ten jest trochę wątpliwej jakości, ale poprawiłam co się dało i chyba już lepszy nie będzie.
I cóż więcej dodać? Enjoy :)

beta: marta_potorsia

Rozdział 2
Rozdarta


Czy Charlie będzie wkurzony? - spytała Bella, gdy kanarkowe Porsche Alice zatrzymało się na podjeździe i okazało się, że - mimo późnej godziny - światła na parterze były włączone.
- Nie - odpowiedziała bez wahania wampirzyca.
- A czy mogłabyś... - urwała. Nie, nie mogła o to prosić. To jakieś szaleństwo.
- Bello, czemu chcesz, żebym u ciebie nocowała? - spytała Al z iście szatańskim błyskiem w oku. Cholera, posiadanie przyjaciółki-jasnowidza bywało mocno irytujące.
- Nie „nocowała”... W końcu ty nie śpisz. Ale chciałabym... pogadać trochę. Czy coś.
- Czy coś? - Uniosła swoją idealną brew w pytającym geście. - Chcesz pogadać o czymś konkretnym?
- Nie - zaprzeczyła. - Po prostu, hm, przyzwyczaiłam się do zasypiania obok jakiegoś wampira. - To było takie kłamstwo, że Ally musiałaby być albo głupia, albo wybitnie mało spostrzegawcza, żeby tego nie wyłapać, a przecież każdy, kto choć odrobinę ją znał, nigdy nie zarzuciłby jej owych cech. Tym bardziej, że w rzeczywistości było wręcz odwrotnie: nie miała ochoty, aby wyżej wspomniany wampir do niej przyszedł dziś w nocy. Markowanie snu mogłoby się nie sprawdzić - zdradziłoby ją serce, które miało tendencję do ostrego przyspieszania w obecności Edwarda.
Najwyraźniej Al dostrzegła, w jakim stanie była dziewczyna, bo nie skomentowała już żadnego fragmentu jej wypowiedzi. Niezauważalnym dla Belli ruchem wyciągnęła komórkę i wystukała komuś wiadomość, po czym energicznie wyłączyła silnik i wyskoczyła z pojazdu, zatrzaskując za sobą drzwi. Obydwie zajęły się wypakowywaniem licznych toreb z bagażnika, z tym, że te cięższe Alice brała na siebie.
- To już wszystko? - spytała.
- Reszta jest moja - odpowiedziała wampirzyca. Bells wzruszyła ramionami w geście mówiącym „z nas dwojga ty masz lepszą pamięć, więc kłócić się nie będę”. Czarnowłosa, nie przejmując się czymś tak banalnym jak zamykanie samochodu, w podskokach pokonała odległość dzielącą ją od ganku. Za nią poczłapała Isabella. Gdy ta ledwie dotknęła stopą pierwszego stopnia, Cullen wleciała już do domu, witając się niezwykle - nawet jak na nią - entuzjastycznie z Charliem. Ignorując ją, Bella udała się do kuchni i zaczęła wypakowywać zakupy, które zrobiła przy okazji wizyty w Port Angeles. Wysoki głosik Alice przenikał przez ściany, więc doskonale słyszała, jak opowiadała ojcu o swoich planach na studia. Gdy wszystkie produkty spożywcze porozkładane zostały na odpowiednich półkach, chwyciła resztę toreb, w których było tych parę ubrań, na które uparła się Al i zaniosła je do pokoju. Nadal było nieznośnie duszno, ale pierwsze krople już uderzały nieśmiało o parapet, przynosząc ze sobą trochę niższej temperatury. Gdy odwieszała sukienkę do szafy, jej palce prześlizgnęły się po zachwycająco miękkiej tkaninie, z której została uszyta. Mimowolnie rozłożyła materiał i pierwszy raz dokładnie jej się przyjrzała. U góry była obcisła, za to jej dół dość znacznie się rozszerzał - idealnie pasowałaby do tancerki robiącej obroty. Mogła bez trudu wyobrazić sobie siebie tańczącą z Edwardem tango, podczas gdy spódnica wirowałaby wokół niej... Bello, ty się notorycznie przewracasz na prostej powierzchni, a myślisz o tangu, upomniała się. Chociaż, jakby spojrzeć na to logicznie... Jej narzeczony był tak doskonałym tancerzem, że pewnie poprowadziłby ją tak, że nie straciłaby równowagi przez całą piosenkę.
Przyłożyła materiał do siebie. Mogłaby pasować. Szkoda, że nigdy jej nie założy - wbrew temu, co mówiła przyjaciółka.


- Bello? Co się dzieje? - spytała Alice. Dziewczyna oderwała wzrok od okna; zapomniała już, że nie jest w salonie sama.
- Nic się nie dzieje - wyszeptała mało przekonywająco.
- Bella - upomniała ją wampirzyca. - To coś poważnego?
- Trochę - skapitulowała.
- Trochę? Bello, proszę cię.
- Mogłabym ci powiedzieć... Ale...
- Ale co?
- Przykro mi. Ja... Przed tobą nic do ukrycia nie mam. Ale przed niektórymi...
Alice natychmiast zorientowała się, o jakich „niektórych” chodziło przyjaciółce.
- Stało się coś złego? - przyjrzała jej się badawczo. - Nie, zauważyłabym, jakbyś... Chociaż... Czy to miało miejsce w La Push? O Boże! - rozemocjonowała się, gdy coś do niej dotarło. Bells przeraziła się, widząc to. - Chodzi o Jacoba, prawda? O to, że ty go kochasz!
Isabella z całych sił powstrzymywała westchnienie ulgi. Gdyby to tylko o to chodziło! O tym małym dramacie i tak każdy wiedział, z samym zainteresowanym włącznie. Na dodatek, Alice nieświadomie podsunęła jej świetną wymówkę.
- Ale chyba nie myślisz, żeby…? Myślisz?
- O co ci chodzi?
- Chyba nie chcesz rzucić Edwarda dla tego psa... znaczy, Jacoba?
- Co?! - wrzasnęła, zapominając na chwilę, że na górze śpi Charlie. Na szczęście nie zapomniała o tym jej rozmówczyni, błyskawicznie doskakując do niej i zatykając jej usta lodowatą dłonią. – Alice - syknęła już ciszej. - O czym ty mówisz? Ja nie mogę żyć bez Edwarda.
- Obawiam się, że możesz - odpowiedziała ze smutkiem.
- Teraz już cię kompletnie nie rozumiem - stwierdziła brunetka.
- Wiosną - zaczęła spokojnie. - Kiedy przyjechałam po mojej wizji. Ty byłaś... zrezygnowana, ale już nie zrozpaczona, jak to podobno było na początku. Miłość Jacoba postawiła cię z powrotem na nogi. I może... I może właśnie to jest twoje antidotum na miłość do mojego brata.
- Alice! - wyjęczała zrozpaczona. - Czy ty mi próbujesz wmówić, że lepiej bym wyszła, gdybym była z Jakiem?
- Na litość Pana, nie! Bella, co ty gadasz? Po prostu próbuję się wczuć w twój tok myślenia.
- Mój tok myślenia jest pełen miłości do Edwarda - oznajmiła zdecydowanie.
- No to o co chodzi?
- Ja... Myślę, że... On jest taki dobry, taki kochany, a ja... - Nagle zorientowała się, że w jej oczach zaczęły krystalizować się łzy. Zamrugała nerwowo, chcąc się ich pozbyć, ale ciągle napływały nowe, spływały po twarzy, mocząc policzki w ekspresowym tempie. W gardle rosła jej gula.
- Bella, czemu płaczesz? - Wampirzyca objęła ją ramieniem, chcąc jakoś pocieszyć. Dziewczyna wtuliła się w jej ramię, niszcząc drogą koszulkę słonymi kroplami. Nagle jej ciało zatrzęsło się od szlochu. Chciała powstrzymać płacz, ale to tylko pogorszyło sytuację. - Bella, ale o czym ty mówisz? On jest kochany, a ty jaka? Przecież jesteś wspaniała! Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mu się w życiu przytrafiła, i może masz jakieś wady, ale przecież każdy je ma! I jesteś moją najlepszą przyjaciółką! Najlepszą, słyszysz? Czy ja mogłabym przyjaźnić się z byle kim?
- Ja... Ja zrobiłam... - wykrztusiła.
- Nie zrobiłaś nic złego! Zakochałaś się, no cóż, zdarza się. Wiem, że to może trochę boleć, ale takie jest życie. I nie obwiniaj o to siebie ani nawet Jacoba. Stało się, bo się stało. Gdyby Edward cię nie zostawił, gdyby Jasper cię nie zaatakował, gdyby twoja mama nie wyszła za mąż... Twoje życie mogło się inaczej ułożyć. A ułożyło się właśnie tak. Co znaczy, że tak miało być. No już, spokojnie. Chyba nikogo nie zabiłaś w La Push, co? Akurat o to by się Edward nie obraził - zażartowała. Niestety, przyniosło to odwrotny od zamierzonego skutek. Bella, zamiast poczuć się lepiej, odczuwała jeszcze większe obrzydzenie do samej siebie. Jak mogła zrobić coś takiego? Wcale nie była wspaniałą osobą. Ani trochę. - Bella, rozchmurz się. Będziemy miały gości.
- Hę? - podniosła głowę, by spojrzeć jej w oczy.
- Twój narzeczony i mój mąż właśnie tu idą. Edward do ciebie, a Jazz sprawdzić, czy tu jestem. Paranoik - dodała rozczulona. O nie. Widząc jej minę, Al zmieniła zdanie. - Wiesz co? Nie musimy ich wpuszczać. To nasza noc. Oni niech sobie pooglądają mecz z Emmettem, czy coś. - Z tymi słowami rzuciła się, by zamknąć szczelniej okno. Nie wyglądała przy tym tak jakby była rozczarowana takim obrotem spraw. - A właśnie, czy wyznaczyliście datę ślubu? Muszę zamówić suknię. Zobaczysz, widziałam już wstępny projekt i mówię ci, będziesz wyglądać prześlicznie. Jest stylizowana na czasy, w których...
- Ally - przerwała jej. - Nie będziemy mieli takiego... sukienkowego ślubu - wychlipała. Teraz zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle do zaślubin dojdzie. Jak nigdy wcześniej, miała ochotę stać się już panią Cullen.
- Nie ma mowy, wpłaciłam już zaliczkę. - Wystawiła język. - A ślub odbędzie się za jakieś dwa, trzy miesiące. Na początku września wprowadzisz się do nas, w październiku wyjeżdżamy. Carlisle nie może wynieść się z miasta tak od razu, kolejna „szybka propozycja pracy” już będzie podejrzana. Oficjalna wersja to taka, że jego stara ciotka zmarła i zostawiła w spadku dom. Zastanawiamy się nad dwoma miejscami, gdzie jest stosunkowo pochmurno - nie tak jak tutaj oczywiście, ale od czasu do czasu można będzie wyjść gdzieś w dzień...
- Czekaj, czekaj. Wolniej. Mam złe wspomnienia, jeśli chodzi o wasze wyprowadzki.
- Ale tym razem jedziesz z nami - zapewniła entuzjastycznie. - W każdym razie myślałam nad tym, żeby ślub odbył się już tam, skoro nie chcesz wtajemniczać Charliego i Renee. Edward nie będzie chodził ani do szkoły, ani do pracy, żeby opiekować się tobą przez pierwszy rok i żeby cię trochę wychować. Rozważamy miejsca, gdzie jest sporo zwierząt. Carlisle nawet myślał o Amazonii, gdzie jest sporo egzotycznych przystawek, ale tam nie ma domów, a my jesteśmy zbyt rozpieszczeni na jakieś chatki bez prądu. - Zmarszczyła zabawnie nos. Bells zachichotała na wyrażenie „przystawki”. Trajkotanie Alice nieco ją uspokoiło, tym bardziej, że tempo, w jakim zmieniała tematy, nie pozwalało na rozmyślanie o czymkolwiek innym.
- Nie, Alice.
- Co nie?
- Nie chcę ślubu z suknią. Nie chcę w ogóle tego ślubu, znaczy...
- O mój Boże! - Al się przeraziła. - Czyli jednak wolisz Jacoba?
- Tak! Boże, co ja gadam, nie! - zmieniła zaraz zdanie, zaskoczona własną, pierwotną odpowiedzią. - Ja po prostu nie chcę się żenić!
- No i nie będziesz, bo kto jak kto, ale Edward to się na żonę nie nadaje.
Bells parsknęła lekko, pocierając oczy, by pozbyć się resztek łez, które - chwalić Pana - wreszcie przestały płynąć.
- Wiesz doskonale, co miałam na myśli.
- Daj spokój. Kochasz go, prawda?
- Co to jest w ogóle za pytanie?
- Kochasz?
- Pewnie, że kocham! Ja...
- Więc w czym problem? - przerwała jej.
- Ja mam osiemnaście lat!
- Wszyscy jesteśmy tego świadomi. Poza tym, nie do końca.
- Co nie do końca?
- Podczas składania przysięgi będziesz mieć już dziewiętnaście. Poza tym, Bello! Kochacie się, a o ślubie nie dowie się nikt, kto nie powinien! On po prostu chce, żebyś była już jego.
- Jestem jego.
- Nie jesteś.
Patrzyła na nią tak sugestywnym wzrokiem, że odpowiedź zasuwała się sama.
- Chodzi ci o Jacoba.
- Nie mi o niego chodzi.
- Edwardowi?
- Trochę, owszem. Ale przede wszystkim tobie.
- Czyli po to jest ten cały ślub? - dopytywała się wypranym z emocji głosem. - Żeby pokazać Jacobowi, że już jestem zajęta?
- Jacob nie dowie się o ślubie, jeśli mu nie powiesz.
- Alice, na litość boską, powiedz o co chodzi albo daj mi już spać, bo mam dość tych twoich podchodów! - warknęła zniecierpliwiona.
- To jest dla Edwarda. Moim zdaniem on chce mieć pewność, że już go nie zdradzisz, czy coś.
Że już go nie zdradzisz. Te słowa trafiły w nią od razu.
Było za późno. Ona już go zdradziła... Najprawdopodobniej.
Nagle dotarło do niej, że przyjaciółka nieco zbyt intensywnie wpatruje się w okno za jej plecami. Odwróciła się. Musiała wytężyć wzrok, żeby dostrzec dwie sylwetki stojące na deszczu.
- Idą sobie - uświadomiła jej Al.
- Czekaj. - Choć nie miała ochoty zrobić tego, co zamierzała, podeszła do okna i otworzyła je na oścież. - Cześć.
- Bello, czemu czujesz do siebie obrzydzenie? - wypalił z grubej rury Jasper. Cholera. A chciała tylko się przywitać.
- Nic takiego - rzuciła lekko, mając nadzieję, że nie widać po niej kłamstwa. Taa, śnij dalej.
- Bello - upomniał ją Edward. Na dźwięk jego cudownego głosu znowu zachciało jej się płakać. Przypatrzył jej się uważniej i spytał przerażony - Płakałaś?
- Nic takiego - powtórzyła uparcie. Widać było, że ani jeden, ani drugi wampir jej nie uwierzył. Stanowczo powinna nauczyć się kłamać. Jej ukochany już otwierał usta, ale podparła się dłońmi o parapet i stanowczo go pocałowała, żeby zatkać mu usta. - Pogadamy później - obiecała, żałując, że nie ma jak skrzyżować palców.
- Na pewno? - upewnił się.
- Pewnie. Na razie.
- Mam sobie iść? - zdziwił się.
- To babski wieczór. Jeśli czujesz się kobietą, zostań. Wtedy Bella może będzie miała swoją żonę – powiedział Jasper. Dziewczynę te słowa wprawiły w osłupienie. Zdała sobie nagle sprawę, że wampiry są istotami obdarzonymi słuchem absolutnym i że pewnie podsłuchiwali ich rozmowę. To by tłumaczyło niemrawą minę Edwarda - na myśl o tym, jak musiał się poczuć, napadły ją mdłości. Po raz kolejny podziękowała gorąco wszelkim bóstwom za to dziwne „coś” w jej głowie. Wolała nie myśleć, co by było, gdyby było inaczej.
- Pa, Alice - pożegnał się Jazz, nadal przypatrując się Belli podejrzliwie. - Żegnaj, Bello.
- Bella - wyszeptał jej narzeczony prosto do ucha, choć inni i tak mogli to usłyszeć. - Chcę się z tobą ożenić, bo cię kocham. Jacob nie ma nic do rzeczy.
- Srata tata - mruknęła drobna wampirzyca, na co chłopak nieznacznie warknął.
- Nie słuchaj jej - poradził, usiłując szelmowsko się uśmiechnąć, choć wyszło mu to tak, jakby go coś nagle zabolało. – Dobranoc. - Pocałował ją krótko i zniknęli. Brunetka stała jeszcze chwilę, czując zimny deszcz na swojej twarzy i słodki posmak w ustach. Choć Edward zawsze starał się przerywać, zanim napływał mu jad, to Bella osobiście nie miała nic przeciwko niemu. Był tak pyszny i słodki jak wszystko u wampirów. Nie mogła wprost uwierzyć, że coś, co tak smakuje, w kontakcie z żyłami przynosiło niewiarygodny ból.
Ally jej nie poganiała. Po prostu stały tam obie i wpatrywały się w ciemną, burzową noc.
***

- To była jedna z najtrudniejszych nocy w moim życiu.
- Dlaczego? - spytała.
- Martwiło mnie to, że jesteś aż tak świadoma mojej nietolerancji wobec Jacoba. Uświadomiłem sobie, że unieszczęśliwiam cię dla swoich egoistycznych pobudek. Bo Alice miała rację - byłem tak zazdrosny, że chciałem osiągnąć pewność, że on cię nie dostanie. Usłyszeliśmy waszą rozmowę na trochę przed momentem, w którym zirytowałaś się, że Alice nie mówi ci wszystkiego, tylko tak krąży. Byłem przerażony, a także zdziwiony, że Jasper wyczuwał u ciebie tak wielkie obrzydzenie do samej siebie. Wtedy. Bo potem już nie.
- Nie co?
- Nie byłem zdziwiony. Z czasem się uspokoiłaś, a ja ciągle wracałem wspomnieniami do tamtej nocy, szukałem źródła twojego samopoczucia. A potem...
- Potem co?
- Później. Na razie kontynuuj.
- Tu jest tak gorąco...
***

Odczekała chwilę, gdy radiowóz odjechał z podjazdu, po czym rzuciła się do telefonu i zaczęła w pośpiechu wykręcać znajomy numer.
- Halo?
- Cześć, Billy - przywitała się grzecznie. - Jest Jacob?
- Na patrolu.
- Cholera - mruknęła.
- To coś ważnego? Coś mu przekazać? - spytał uprzejmie.
- Tylko to, że dzwoniłam.
- Dobrze.
- Na razie - Odłożyła słuchawkę, nie zaprzątając sobie głowy czekaniem na odpowiedź.
Odkąd się obudziła, wprost roznosiła ją energia. Miała ochotę skakać, śpiewać i tańczyć, choć nie miała stuprocentowej pewności, że to wszystko nie było tylko snem.
Czasem, zaraz po obudzeniu, pamięta się więcej niż przy zasypianiu. Tak było w przypadku Belli. Nadal nie miała pełnego obrazu, ale z przebłysków, które nękały ją nieustannie od miesiąca - od czasu imprezy - potrafiła już wywnioskować, że owszem, może nieco zbyt gorliwie się całowali, ale nie doszło między nimi do czegoś więcej. Na dodatek tydzień temu dostała okres (z którego po raz pierwszy w życiu naprawdę się ucieszyła), a w ostatnich dniach chmury były zbyt masywne, by przedostawało się przez nie słońce, więc Edward mógł spokojnie ją odwiedzać. Czy ten dzień mógł być piękniejszy? Dopóki to z niej nie zeszło, nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo fakt domniemanej zdrady zatruł jej połowę wakacji.
Choć nadal czuła się trochę nieswojo. Fakt, fizycznie nie zdradziła swojego ukochanego (pocałunki pomijając, ale, choć to okrutne, do tego powinien się przyzwyczaić), ale fatalnie czuła się z myślą, że ma rozdarte serce. Wolałaby całą swoją miłością obdarzać Edwarda, nie dzielić się nią z kimś innym, pokazać mu, że on jedyny liczy się w jej życiu. Ale nie mogła.
Nie mając nic ciekawszego do roboty, włączyła komputer, w międzyczasie przygotowując sobie płatki. Starała się przedłużać każdą czynność jak najdłużej, ale i tak po powrocie na górę okazało się, że system nie zdążył się włączyć.
Zanotować: nie oponować, kiedy Edward zaproponuje kupno nowego komputera.
Prychnęła do swoich myśli. Edward nie zdążyłby kupić jej nic do obecnego domu. Będzie tu w końcu jeszcze tylko niecałe dwa tygodnie.
A nawet jeśli dłużej, to i tak by mu nie pozwoliła. Taka jej natura.
W końcu, po prawdopodobnie wielu latach świetlnych, otworzyła się skrzynka mailowa. Wtedy też Bella uświadomiła sobie, że ma zamknięte okno w pokoju. Czym prędzej je otworzyła. Nie chciała, żeby jej ukochany pomyślał, że nadal nie chce go widzieć. Co prawda ostatnio nie dała mu wyraźnie do zrozumienia, że potrzebuje odpoczynku, ale on znakomicie umiał czytać między wierszami, zwłaszcza coś, czego nie było.
- Co u Renee?
Dziewczyna podskoczyła na krześle.
- Nie zauważyłam cię - powiedziała. - Którędy wszedłeś?
- Drzwiami, jak każdy normalny człowiek.
- Ha, ha.
- Zamknęłaś okno.
- Otworzyłam okno.
- Teraz.
- A kiedy?
- Czemu je w ogóle zamknęłaś? Zrozumiem.
- Co to za przesłuchanie - zirytowała się trochę, ale nadal miała dobry humor. - Jakbyś nie zauważył, jest wybitnie gorąco. Mój pokój przypomina saunę.
- Tym bardziej powinnaś go wywietrzyć.
- Edward - jęknęła, odwracając się do niego. Miał nietęgą minę. Westchnąwszy, wstała z krzesła, dając mu do zrozumienia, że chciałaby usiąść mu na kolanach. Niepewnie usiadł na jej wcześniejszym miejscu, a ona usadowiła się na nim, opierając plecy na jego klatce piersiowej. Bała się tej sytuacji. Ostatnio, kiedy jej ukochany miał humorki, omal nie skończyło się to śmiercią obydwojga. - Chcę ciebie. Teraz ciągle mam jakieś takie złe dni. Nie możemy o tym zapomnieć?
- Możemy - zgodził się, choć ciągle był jakiś niezdecydowany. Nagle pochylił się i pocałował ją w szyję. Zachichotała lekko.
- Więc się godzimy? - spytała rozbawiona.
- A się obrażaliśmy? - odpowiedział pytaniem na pytanie, ciągle z wargami przy jej skórze.
- Nie... Ale pogodzić się możemy - zaproponowała.
Zaśmiał się delikatnie. - No więc, co u Renee?
- Sam widzisz. Pyta, kiedy ją odwiedzę. I co ja mam jej odpisać?
- Ciągle mamy wakacje. To od ciebie zależy, czy jeszcze chcesz do niej pojechać.
- Serio? - pisnęła rozemocjonowana. - Chcę, chcę, chcę!
- Pojedziemy pod koniec sierpnia.
- Teraz teoretycznie jest koniec sierpnia.
- Jest połowa sierpnia – poprawił ją z pobłażliwym uśmiechem.
- Doprawdy? Ostatnio tak mi się czas wlecze, że myślałam, że już prawie wrzesień.
- Ludziom wolniej czas leci, jak się czymś zamartwiają – rzucił, a wyraz niepokoju zmył mu z twarzy uśmiech. - Oczywiście nie powiesz mi, czym się martwisz?
- Niczym się nie martwię – skłamała niezbyt przekonująco. - A przynajmniej nie teraz – dodała, widząc, że jej nie uwierzył.
- Ale czymś się ostatnio martwiłaś.
- To było... Może kiedyś ci powiem.
Zastanawiała się, czy kiedykolwiek będą się w stanie śmiać, czy choćby ze spokojem przyjmować zaistniałą sytuację. W końcu, jakby nie patrzeć, nic się właściwie nie stało. Nie było żadnej zdrady. Tylko niepewność.
Wątpiła.


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Pią 19:05, 21 Sie 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
wireless
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Roberta :D

PostWysłany: Czw 20:34, 20 Sie 2009 Powrót do góry

Latte!
Wiedziałaaam, wiedziałam, wiedziałam, że dziś dodasz nowy rozdział! :D
Wyjaśniło się trochę. Zauważyłam też, że zrobiłaś taki przeskok z przeszłości do teraźniejszości.
Tak przypuszczałam, że nie doszło do niczego między Bellą a Jake'm. Jestem tylko ciekawa, jak Edward się o tym dowie.
Hahaha, moja perełka:

Cytat:
- Bello, czemu czujesz do siebie obrzydzenie? - wypalił w grubej rury Jasper. Cholera. A chciała tylko się przywitać.


I nawet nie myśl sobie, Moja Droga, że to opowiadanie nie jest dobre. Ono jest bardzo dobre. Ale wiesz co? Zauważyłam, że tak jakby ... hmn, zmieniłaś styl. Piszesz niby tak samo, ale jednak inaczej. Nie znaczy to, że źle czy coś w tym guście.

Tak jak pisałam wcześniej, lubię to, że Twoje rozdziały są tak długie. Dzięki temu mam się czym ekscytować. Nie wyłapałam błędów - gratulacje dla bety.

Jak zwykle czekam na kolejną część oraz dawkę ekscytacji. Rozwijaj skrzydła - zagorzała fanka, wireless.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Pią 10:34, 21 Sie 2009 Powrót do góry

Kolejny piękny rozdzialik! Bardzo lubię twój ff. Masz taki przyjemny styl pisania, który urzeka, łatwo wprowadza czytelnika. Podobał mi bo pokazywał Belli rozterki, uśmiałam się z podsumowania stanu uczuć Belli przez Jaspera. Świetnie wplotłaś ich teraźniejszość do wspomnień. Czekam na dalsze rozdziały, zaintrygowana jak doszło do ślubu w Vegas Wink I ciągle mam nadzieję że jakoś ich uratujesz?
Jestem zwolenniczką happy endów i bym się zapłakałą jakbyć uśmierciła ich, bo przecież jesteś jedną z moich ulubionych autorek!
Czekam na kolejną dawkę dobrego ff w twoim wykonaniu :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
izka89
Człowiek



Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:38, 21 Sie 2009 Powrót do góry

Już dawno widziałam nagłówke tego ff ale jak kiedys zaczelam czytac i zobaczylam ze na początku wszystko kreci się wokol Reneesme to zrezygnowałam... nie pociągają mnie ff w ktorych akcja nie kreci się wokol Belli i Edwarda!!! Ale byłam głupia. Dzisiaj z nudów włączyłam i w dalsych rozdziałam zobaczyłam wzmianki o Edwardzie więc zaczęłam czytać od początku. i Przez cały dzień przeczytałam wszystko.
Ten ff jest świetny... na początku denerwowało mnie trochę ze właściwie nic nie było wyjaśnione... co się stało itp. zastanawiałam się też ile lat ma Bella itp... Ale w drugiej szczęście zaczęło się wyjaśniać a teraz te wspomnienia...
Cudownie to wymyśliłaś z tą trochę pokręconą chronologią i mam tylko nadzieję, że nie roztopią się w tym ogniu.
I w związku z tym mam też pytanie... bo dziwi mnie jak to możliwe że Bella koncentruje się na swojej dziwnej (nowej?) tarczy i równocześnie pokjazuje mu swoje wspomnienia... poza tym jak czytałam fragment o jej palącej się ręcę to po prostu masakra.
Czy wampirom odrastają części ciała jak ta ręka się np. spalila?
Może głupie pytanie ale nie moglam się powstrzymać.

Ani się waż przerywać tego ff-a, obojętnie ile będzie komentarzy... a było czasem mao pewnie dlatego, że nie było się do czego przyczepić :)

Gratuluję i weny życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MonsterCookie
Gość






PostWysłany: Pią 18:24, 21 Sie 2009 Powrót do góry

Mimo, że ominęłam 4 rozdziały tego opowiadania, byłam bardzo zadowolona, ponieważ mogłam dużo przeczytać na jeden raz. A sam tekst jest po prostu genialny, czyta sie lekko i przyjemnie, żadnych błędów. Po prostu cudowne.
Według mnie doskonale opisałaś pierwsze fizyczne spotkanie po latach Belli - Izzy i Edwarda. I w ostatnim rozdziale części drugiej, jak oni są w tej tarczy ognia to takie dramatyczne, a on ją prosi o pokazanie tego co zdażyło sie wcześniej, aż sie wzruszyłam. Tak niesamowite to było. :P
A ten przeskok w przeszłość to był doskonały pomysł. Rozbawiło mnie to jak upiła się z Jacobem :D
Mam nadzieję, że już nie uwzględniasz przerwania tego ff, bo bym cię musiała chyba zabić. :D
Niecierpliwie czekam na rozdział.
MonsterCookie. :)
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin