FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Tęskniąc [Z] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Shili
Człowiek



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 8:24, 23 Sie 2009 Powrót do góry

Przeczytałam całość z zapartym tchem i jestem pod dużym wrażeniem. Miałaś świetny pomysł co do treści tego ff. Wykonanie też jest naprawdę fenomenalne. Podoba mi się to przeskakiwanie w czasie, w sensie, że teraz Bella opowiada, a nie odrazu ktoś ich ratuje czy coś takiego. Dręczy mnie też pytanie, ile Bells miała lat, gdy ją przemieniono? Ed chce żeby opowiedziała co się stało wg. niej dwadzieścia trzy lata temu, a Eleazar przemienił ją chyba dwa lata temu, chyba, że nie doczytałam czegoś, to z góry przepraszam, jeśli tak to mój błąd Wink.

Co do twoich czytelników, to na pewno masz ich bardzo dużo, niekoniecznie wszyscy komentują, dlatego wydaje ci się, że piszesz dla małego grona osób, ale jestem przekonana, że to nieprawda ;D.

Zastanawia mnie też jak twój fan fick się skończy, hmm...Czy oni spłoną? No nic, mam jeszcze z pięć teorii co do końca, ale na pewno czymś zaskoczysz Wink. Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział i życzę weny.

Pozdrawiam
Shili


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Nie 12:38, 23 Sie 2009 Powrót do góry

No i co ja Ci kochana mam napisać??
Rozdział wspaniały, wiedziałam, że Bella nie dopuściła się zdrady, ale i tak czytałam z zapartym tchem i czekałam na rozwój akcji. Zawsze mogła myśleć, że go zdradziła, a po urodzeniu Ness, dopiero się przekonać, że jednak się myliła :D
Podobała mi się również wstawka, taki powrót do chwili obecnej i znów zatopienie się w wspomnieniach. Genialne. Całe opowiadanie jest genialne :D Podobało mi się, że Alice nie wydusiła z niej całej prawdy, dała jej spokój, choć na pewno wiedziała, że jest coś nie tak.
Czekam na kolejne jej wspomnienia i chcęw iedzieć jak się rozstali, jak to wszystko się potoczyło Cool

Weny

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rosie Hale-McCarty-Cullen
Nowonarodzony



Dołączył: 01 Lip 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z Forks takiej małej dziury w stanie waszyngton

PostWysłany: Pon 14:37, 24 Sie 2009 Powrót do góry

Rozdział świetny. Wręcz ubóstwiam twój ff. Wogóle całe opowiadanie jest świetne. Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością.
Życzę duuużo weeny twórczej.
Buziak:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:50, 24 Sie 2009 Powrót do góry

Shili napisał:
Dręczy mnie też pytanie, ile Bells miała lat, gdy ją przemieniono? Ed chce żeby opowiedziała co się stało wg. niej dwadzieścia trzy lata temu, a Eleazar przemienił ją chyba dwa lata temu, chyba, że nie doczytałam czegoś, to z góry przepraszam, jeśli tak to mój błąd Wink.


hm. Wydawało mi się, że to napisałam, ale może małym druczkiem. Wink W każdym razie Bellę przemieniono na pół miesiąca przed jej 29 urodzinami (2015 rok). Akcja opowiadania... wróć. Akcja drugiej części toczy się natomiast ponad czternaście lat później (2030). Dziewięć lat przed pierwszą częścią (przypomnienie: pierwsza część ma miejsce nieco ponad dziewięć lat od Zaćmienia) i te czternaście pomiędzy dwoma częściami daje dwadzieścia trzy lata. Wszystko jasne? :) Starałam się wytłumaczyć tak, żeby było jak najklarowniej.

izka89 napisał:
Czy wampirom odrastają części ciała jak ta ręka się np. spalila?
Może głupie pytanie ale nie moglam się powstrzymać.


To nie jest głupie pytanie :) , i rozumiem Twoją ciekawość, ale napiszę o tym w którymś z dalszych rozdziałów. Albo i nie napiszę - zależy od tego, jaką wersję zakończenia wybiorę. Bo jeśli obydwoje się spalą, to po co im ręce?

A skoro już się rozpisuję, to poruszę jeszcze jedną kwestię. Też miałam poruszyć ją w opowiadaniu, ale szczerze, to mi się nie chce. :D
Bella odepchnęła od siebie tarczę, ale jej umysł to tak czy inaczej zagadka dla Edwarda. Bella przypomina sobie wszystkie wydarzenia, po czym opowiada o nich wampirowi w sposób tradycyjny - czyli na głos :)

Wiem, że wczoraj miałam wkleić 3.3, ale nawaliłam - nie beta, nie ktoś jeszcze inny, ale ja. Rozleniwiłam się, i dokończyłam rozdział dopiero wczoraj. Kiedy tylko Marta go sprawdzi, wkleję. Nie wiem, kiedy dokładnie - choć ja na jej miejscu zrobiłabym sobie na złość i trzymała go przez tydzień. Miejcie nadzieję, że ona nie ma mojego złośliwego (i leniwego!) charakteru.

Dziękuję za wszystkie komentarze :)

Pozdrawiam,
Latte.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Pon 19:53, 24 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
marta_potorsia
Wilkołak



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ostróda

PostWysłany: Pon 20:25, 24 Sie 2009 Powrót do góry

Nie jestem leniwa ani wredna! (No dobra, może trochę Twisted Evil )
Spodziewajcie się rozdziału prawdopodobnie przed 22, maksymalnie 23. :)
Dlatego Fanki tego cudownego i kochanego przez nas wszystkie opowiadania - czekajcie cierpliwie!

Pozdrawiam, Marta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ekscentryczna.
Wilkołak



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:56, 24 Sie 2009 Powrót do góry

Latte.. Nawet nie wiesz, jak okropnie się czuję.
Odkąd natknęłam się na to opowiadanie, komentowałam każdy pojawiający się rozdział na bieżąco. A teraz? Przegapiłam trzy i na dodatek jeszcze prolog! A wszystko przez to, że przez pięć dni nie miałam dostępu do komputera na dłuższą metę, a przez dwa kolejne.. Lenistwo. Na twoim miejscu zapewne miałabym do ciebie, w tym wypadku do mnie, urazę. Mam jednak nadzieję, ze jesteś bardziej wyrozumiała niźli ja i nie masz mi tego za złe, choć mogło cię to dotknąć.. Zdaję sobie z tego sprawę i przepraszam.
Jeśli chodzi o rozdziały.. Zacznę może od 'W pułapce'.. Po prostu świetne. Edward wreszcie ją rozpoznał! Szczerze mówiąc, spodziewałam się, ze rozpozna ją dopiero za kilka rozdziałów.. A tu proszę, jaka miła niespodzianka. Oczywiście, zawsze musisz kończyć w takich momentach.. No nic, zasłużyłam na karę. ; )) A jeśli chodzi o kolejną część.. Wow. Wreszcie się dowiedziałam dlaczego Edward w ogóle sądził, że ojcem dziecka Bells jest Jacob. Pewnie coś tam podsłuchał, bądź.. Był niedaleko tamtej nocy? Ah, nie wiem. Te snucie teorii.. Jedynie sprawia, ze ma się większy smak na następny rozdział. Życzę dużo czasu, chęci, weny i wiernych użytkowników. (:
Pozdrawiam,
E.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:19, 24 Sie 2009 Powrót do góry

Droga Ekscentryczna! Brakowało mi Cię, owszem, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby chować do Ciebie urazę! Nie bądź niemądra Wink I nie czuj się okropnie, bo mam wyrzuty sumienia z bliżej nieokreślonego powodu.

Aha. Od czerwonej gwiazdki zaczyna się scena płodzenia Renesmee, więc jak ktoś nie przepada za taką, hm, gorącą treścią, to nie musi tego czytać.
To by było na tyle.
Wiecie, że komentarze karmią wena? Mój jest głodny. Nie wiem, kiedy dam następny rozdział, bo dopiero zaczęłam pisać i jestem w połowie strony (a średnia to pięć stron), ale postaram się wyrobić w ciągu tygodnia. Szczerze, to na początku obiecałam sobie, że skończę opowiadanie do końca wakacji, ale raczej mi to nie wyjdzie.
Podziękujcie mojej absolutnie nieleniwej, niewrednej becie za tak szybkie sprawdzenie wypocin - a praca nad poprawieniem moich tekstów to prawdziwa droga krzyżowa dla nawet najlepszej bety, wierzcie mi :D

beta: marta_potorsia

Rozdział 3
Nie zamykaj oczu


Obudziła się jakiś czas temu, ale nie mogła zmusić swoich powiek do otwarcia. Przeciągnęła się leniwie z cichym sapnięciem. Chwilę później coś chłodnego i przyjemnie gładkiego musnęło jej czoło. Wymruczała niezrozumiałe powitanie, a jej usta wygięły się w uśmiechu. Było jej tak dobrze, że niezależnie od godziny postanowiła jeszcze trochę poleżeć.
- Nie śpisz już? - spytał aksamitny baryton wprost do jej ucha, a lodowate igiełki oddechu chłopaka wywołały u niej gęsią skórkę.
- Śpię – wymamrotała.
- Jesteś pewna? - Moment później poczuła jego delikatne pocałunki na całej twarzy - na policzkach, powiekach - ale uparcie nie chciały one dojść do ust. Otworzyła z niezadowoleniem oczy. Zamrugała kilkakrotnie, widząc przed sobą jedynie świecącą się plamę. Niezadowolenie minęło jak ręką odjął, gdy wzrok wyostrzył jej się na tyle, by mogła obserwować roziskrzoną od słońca twarz ukochanego. Westchnienie zachwytu wydarło się z jej ust, co nie uszło na uwadze Edwardowi, który zachichotał. - Nadal śpisz?
- Tak. Mam bardzo ładny sen – odpowiedziała zaspanym głosem.
- Zabieram cię dziś na naszą polankę. Pounikamy razem ludzi. Ewentualnie wampirów. Jak to brzmi?
- Jak jeszcze ładniejszy sen. - Ziewnęła.
- Wstajesz już?
- Nie. Przyniesiesz mi śniadanie do łóżka?
- Pewnie. - Pocałował ją po raz ostatni w czoło i zniknął. Bella rozejrzała się zaskoczona.
- Ej! - krzyknęła. - Ja żartowałam! Ani mi się waż!
Najwyraźniej jednak wampir postanowił poudawać, że jej nie słyszy. Bez niego łóżko było stanowczo za ciepłe, więc bez większego żalu odrzuciła kołdrę i poczłapała na dół. Chłopak grzebał właśnie w szafkach, a na blacie kuchennym porozkładane zostały różnego rodzaju produkty spożywcze.
- Wariat – skomentowała krótko. - Ja żartowałam. Naprawdę, zrobię sobie płatki. Nie kłopocz się.
- I tak będę się nudził, podczas gdy ty będziesz brała prysznic – zbył ją. Chyba zbyt dobrze się bawił, usiłując postawić na swoim. - Nie po to się nauczyłem gotować, żebyś sobie robiła płatki.
- Nie rozumiem, co takiego złego jest w płatkach. - Założyła ręce na piersiach, robiąc minę dziecka, któremu się czegoś odmawia. Widząc, że ta metoda nie działa, otworzyła lodówkę w poszukiwaniu mleka. Po minucie uważnej rewizji zmuszona była stwierdzić, że takowego nie było. Dziwne. Przecież była niedawno na zakupach. Zrezygnowana odwróciła się do narzeczonego. Aż sapnęła, gdy zobaczyła znajome pudełko z krową wśród jajek i mąki ustawionych w pobliżu miski, w której Edward energicznie mieszał podejrzanie wyglądającą, żółtawą masę. - A ty co niby robisz?
- Naleśniki – odpowiedział, nie przerywając pracy.
- Jak ty mnie potrafisz zdenerwować od samego rana – warknęła z frustracji. - Chcę płatki!
- Jak będziesz codziennie jadła płatki, to ci się w końcu przejedzą, a tego nie chcemy, prawda? - Zabawne, bo jego mina sugerowała, że dzień, w którym Bella nie będzie miała ochoty na owy przysmak śniadaniowy, ma szansę stać się jego ulubionym dniem... Może nie życia, ale przynajmniej miesiąca. Dziewczyna zdenerwowała się nieco, po czym sięgnęła po osobne naczynie i wsypała do niego standardową porcję zbożowych kółek. Zaraz potem miska w tajemniczy sposób zdematerializowała się sprzed jej oczu. Z uporem maniaka sięgnęła po następną.
- Bello – wyszeptał ukochany prosto do jej ucha, przegryzając jego płatek. Starała się go ignorować, co średnio jej wychodziło. Nagle jego silne dłonie oplotły jej talię, a stopy oderwały się od podłogi. Ledwie zdążyła pisnąć, a już stała w łazience. - Ty się odśwież, a śniadanie zostaw mnie.
- A co, chcesz mnie otruć, więc musisz upewnić się, że zjem to, co mi przygotujesz? - palnęła obrażona.
- Kochanie, tłumaczyłem ci już. Nie po to nauczyłem się gotować, by to poszło na marne. Poza tym, niedługo już nie będę miał komu gotować. - Zasępił się nieco.
- Wtedy będziemy jadali razem – rozchmurzyła się Isabella. - Niech ci będzie. Ale tylko dzisiaj! Nie myśl sobie, że jestem uległa – dodała dla zasady.
- Jesteś najmniej uległą osobą, jaką znam – przymilił się, po czym zniknął.
- I dyskutuj tu z wampirem – mruknęła cicho, wiedząc, że i tak to usłyszał. - Cholerne wampiry i ich cholerne super-uszy.
Błyskawicznie wzięła prysznic, notując w myślach, by przy najbliższej okazji kupić nowy szampon i włożyła na siebie pierwsze z brzegu ubrania. Wiedziała, że większość dnia spędzi w lesie - tudzież w jego okolicach - więc stawiała przede wszystkim na wygodę. Fakt, że z bardzo małym prawdopodobieństwem będzie mogła poruszać się na własnych nogach nie przekonywał jej bynajmniej do wystrojenia się. Bądź co bądź, ale las pozostaje lasem i nie należy do niego ubierać się jak na wybieg. Co prawda Alice nie zgodziłaby się z tym stwierdzeniem, ale, no cóż, ona nie była zbyt dobrym przykładem.
Stanęła w progu pomieszczenia, a ślinka napłynęła jej do ust, gdy doleciał do niej apetyczny zapach naleśników oblanych obficie syropem klonowym spoczywających na stole. Do tego należy dodać widok wampira skąpanego w promieniach słońca wpadających przez pojedyncze, kuchenne okno i otrzymujemy przepis na śniadanie idealne. Tym bardziej, że ten wampir był wyjątkowo przystojny.
- I co? Nadal masz ochotę na płatki? - zgrywał się.
- Owszem. Niezbyt ci wyszły – skłamała.
Przez dłuższą chwilę pałaszowała z apetytem słodki posiłek. Edward, dla odmiany, zdawał się pałaszować wzrokiem ją, co kiedyś nieco ją peszyło, ale teraz ledwie to zauważała, więcej, nawet jej to zainteresowanie schlebiało. Zawsze w takich sytuacjach przypominała sobie tekst Mike'a Newtona z czasów, gdy jeszcze wszystko było zabarwione odcieniem różowych okularów. Mike do teraz nie wiedział, jak bliskie prawdy było stwierdzenie o „patrzeniu jak na coś do jedzenia”.
- Spotkamy się za jakiś kwadrans – rzucił chłopak, przelotnie całując ją we włosy.
- A ty dokąd? - zdziwiła się.
- Po samochód – odpowiedział krótko.
- Jedziemy samochodem?
- Tak jak wtedy, do końca drogi.
- Aha – wymamrotała niezbyt elokwentnie. - Na razie.
Miała piętnaście minut. Nie ruszała się z miejsca jeszcze przez moment, po czym stwierdziła, że druga taka okazja może się nie trafić. Wolnym krokiem podeszła do telefonu i wybrała znajomy numer.
- Halo?
- Cześć, Billy – mruknęła, starając się nie okazywać zniecierpliwienia. Zaraz powtórzy się stały schemat: 'Czy jest Jacob', 'Nie ma - czy coś przekazać?', 'Nie, do widzenia'.
- Zawołać Jake'a?
- A jest?
- Jest, właśnie przyszedł z patrolu. Jacob!
Isabella odczekała chwilę, słysząc w tle odgłosy ich rozmowy. Nie mogła opanować ciągłego oglądania się wokół siebie. Mogliby się pospieszyć; w takim tempie zaraz do domu wkroczy bardzo niepożądana dla rozmowy osoba.
- Bells, to ty?
- Nie, Edward – odpowiedziała żartobliwie.
- Pękam ze śmiechu. Co ta-aaa… – Resztę wypowiedzi stłumiło potężne ziewnięcie. - Znaczy, co tam?
- Zmęczony?
- Cholernie. Nie mam pojęcia, po co tak patrolujemy okolicę. Przecież...
- Dobrze. Dzwonię tylko, żeby powiedzieć, że my nie.
- Że my nie... co?
- Jake – fuknęła. - Wiesz 'co'.
- O co ci... Aaa! To 'to' – zrozumiał. - Nie moja wina, że gadasz jakimiś hieroglifami. Chwila... Nie? Jesteś pewna?
- Raczej tak. Nie mam stuprocentowej pewności, czy to mi się nie przyśniło, ale raczej nie. Wiesz, swoją drogą to ty jesteś istotą posiadającą nadprzyrodzone umiejętności. Ty powinieneś to pamiętać, nie ja.
- Moje nadprzyrodzone umiejętności obejmują regularne zmiany w wilka, a nie komputerową pamięć – żachnął się.
- No dobra, jak uważasz. Słuchaj, spadam. Umówiliśmy się z Edwardem. Trzymaj się z łaski swojej z dala od polany.
- To wy się jeszcze umawiacie na randki? Pomyślałby kto, że takie atrakcje są zbyt ludzkie – zakpił. - A co do polany, to tak czy owak nie mogę tam iść - należy bardziej do terytorium Cullenów niż naszego. Poza tym, padam na twarz. Ostatnie, na co mam ochotę, to poleźć tam i patrzyć, jak się migdalicie – marudził.
- I bardzo dobrze – odparła, nieprzejęta tą kąśliwą uwagą. - Zdzwonimy się jeszcze. Pa, Jake.
- Na razie, Bells – wybełkotał. Nie dałaby sobie ręki uciąć, ale chyba pod koniec musiał tłumić kolejne ziewnięcie. To było niedorzeczne ze strony Sama - po co w ogóle organizował te patrole? Od czasów Victorii okolica była bardzo spokojna. Jacob mógł spokojnie spać, zamiast latać po lesie w swojej wilczej postaci.
Odłożyła słuchawkę na miejsce i przeczesała palcami wilgotne jeszcze włosy. Nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić. Talerz z niedojedzonymi naleśnikami okryła folią i odłożyła na bok, a sztućce umyła i wysuszyła. Chciała też pozmywać pozostałe naczynia, ale oczywiście Edward ją w tym uprzedził. Jakżeby inaczej.
Pokręciła się jeszcze trochę po salonie, przekładając z miejsca na miejsce różne przedmioty i napisała krótką notkę dla Charliego, na wypadek, gdyby wrócił przed nimi. Miała już serdecznie dość oczekiwania, gdy z podjazdu ktoś zatrąbił. Z westchnieniem ulgi wypadła z domu, zamknęła drzwi na klucz i dopiero wtedy stanęła jak wmurowana. Samochód przed jej oczami był owszem, srebrny, ale na tym podobieństwa się kończyły. Po chwili rozpoznała w nim pojazd, którym Edward wziął ją na bal absolwentów ponad rok temu.
- Czemu jedziemy Vanquishem? - spytała, usiłując z gracją - czyli, w jej przypadku, możliwie mało pokracznie - wsiąść na niski fotel.
- Ma przyciemniane szyby – odpowiedział wampir. Na twarzy miał uśmiech i wyglądał na bardzo zrelaksowanego. Bella musiała po raz enty tego dnia stłumić westchnienie podziwu. Jak tak dalej pójdzie, to do wieczora poziom próżności chłopaka znacznie wzrośnie.
- No tak.
W tle grała cicho muzyka, dla odmiany współczesna. Oparła się o szybę, by móc swobodnie obserwować narzeczonego. Prowadzenie, jak zwykle, nie sprawiało mu najmniejszego problemu, pomimo że w ogóle nie zawracał sobie głowy patrzeniem na drogę. Miał chyba ciekawsze widoki, a ją oblewał lekki rumieniec za każdym razem, gdy docierało do niej, że to właśnie ona się do tych widoków zalicza.
Jako że wskazówka szybkościomierza ani na moment nie schodziła poniżej stu czterdziestu kilometrów na godzinę, do celu dotarli bardzo szybko. Nie rozmawiali w czasie jazdy; upajali się tylko swoją obecnością. Zaparkował w cieniu drzew, chociaż szansa, że ktokolwiek ich tam zobaczy, była znikoma. Zgasił silnik, a ułamek sekundy później już otwierał jej drzwi. Widząc, że dziewczyna ma mały problem, ze śmiechem pomógł jej wysiąść. Nie potrafiła się gniewać, choć w gruncie rzeczy śmiał się z niej. Ostatnio tak rzadko miewał dobry humor, że postanowiła się nim cieszyć, póki się da. Przez jakiś czas szli ramię w ramię, trzymając się za ręce, ale gdy znaleźli się za linią lasu, zręcznie umieścił ją sobie na plecach i puścił się pędem w znajomą stronę. Bella objęła go mocno ramionami, rozkoszując się prędkością i wiatrem we włosach. Było cicho. Spokojnie.
Po kilku minutach znaleźli się wreszcie na miejscu. Polne kwiaty rozkwitły w pełni okazałości, dodając - i bez tego niezwykłej - polanie jeszcze więcej uroku. Chłonęła ten widok, nie oglądając się na towarzysza - przez moment chciała tylko zachwycać się pięknem ich schronienia, a uroda Edwarda natychmiast by to przyćmiła. W końcu jednak, nie mogąc się powstrzymać, spojrzała tam, gdzie kątem oka wcześnie dostrzegała charakterystyczne migotanie. Jej uśmiech zrobił się jeszcze szerszy.
- Kocham cię – wyznała, nie mogąc się powstrzymać. Na jego twarz wstąpił jeszcze większy uśmiech, niż miał przed chwilą.
- Też cię kocham. - Pocałował ją w usta, po czym złapał za rękę i poprowadził na środek polanki, gdzie obydwoje opadli. Tym razem brunetka nie siedziała, lecz leżała, przytulając się do boku ukochanego i wpatrując się w jego ciemnozłote oczy.
- Kiedy ostatnio polowałeś? - zainteresowała się. Zwykle potrafiła podać czas jego polowań co do sekundy, ale ostatnio była nieco zakręcona.
- Cztery dni temu. - No tak. Teraz już pamiętała. Nie było go trzy dni, akurat wtedy, kiedy miała miesiączkę. Ciszyło ją wtedy to, że nie musiał się stresować. Zawsze, gdy miała okres, było mu trudniej, choć ciężko określić, czy to przez krew, czy przez jej nastroje. Zresztą, ostatnimi czasy jej „okresowy” nastrój utrzymywał się przez cały miesiąc, więc tym razem chodziło bardziej o pierwszy argument.
- No tak – wyraziła na głos to, o czym przed chwilą pomyślała, zachowując jednak dla siebie dalszy ciąg tej mentalnej wypowiedzi. - Ostatnio byłam nieznośna, nieprawdaż?
- Nie – zaprzeczył.
- Kłamca. - Wystawiła język.
- Może odrobinę. - Zamiast rozweselić się na ten gest, znowu się zasępił. Jego humor udzielił się Isabelli. Nie rozumiała, o co mu chodziło...
***

- Bałem się, że to się utrzymywało tak długo... Że byłaś taka niepewna. Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale już wtedy nasz związek wisiał na włosku.
- Nie... W każdym razie, nie wtedy – poprawiła się, mocniej wtulając się w jego silne ramiona. - Później, gdy wracałam do tego, dotarło to do mnie. Właśnie dlatego rozpoczęłam opowieść od imprezy. To się wtedy zaczęło. Edwardzie...?
- Tak?
- Te naleśniki były przepyszne – wyszeptała. - Nigdy nie zdążyłam ci tego powiedzieć... A chciałam. Wiesz, ten posiłek był idealnym początkiem najlepszego dnia - w każdym razie był taki do popołudnia - w moim życiu... Ach, zaczynam gadać od rzeczy. No dobra, kontynuujmy. Pamiętasz oczywiście, co stało się potem.
- Jak mógłbym zapomnieć?
***

- Tylko odrobinę? Och, nie udawaj. Byłam jędzą. PMS dwadzieścia cztery na siedem, przez całe trzydzieści dni – zgrywała się.
- Dwadzieścia dziewięć. Trzydziestego już było prawie normalnie – mruknął, a na ustach zamajaczył mu cień czegoś, co na upartego można nazwać uśmiechem.
- Przepraszam cię. Nie chciałam cię denerwować. Już jest okej, serio.
- Na pewno? - upewnił się.
- Przysięgam.
W tym samym momencie jakaś złośliwa chmura zasłoniła słońce, sprawiając, że migotanie na skórze Cullena ustało. Bella, rozczarowana, wydęła wargę.
- Chyba będzie padać – stwierdził chłopak.
- E, nie. To tylko taka mała chmurka – zaprzeczyła odruchowo, ale gdy w następnej sekundzie spojrzała w niebo, zmuszona była przyznać mu rację; ciemne kłębowisko miało iście monstrualne rozmiary. - Uch. A miało być tak fajnie.
- No nic, posiedzimy w domu – odparł Edward, choć po tonie jego głosu poznała, że także nie był tym zachwycony. Niechętnie podniósł się - co zajęło mu ułamek sekundy – i pomógł jej wstać. Na ich splecione dłonie spadła już pierwsza kropla deszczu.
Gdy po paru minutach opuścili las, lało już jak z cebra. Doniósł ją aż do samochodu, otworzył jej drzwi i dopiero, gdy Isabella już siedziała, zajął swoje miejsce za kierownicą. Włączył też ogrzewanie, bo temperatura wewnątrz pojazdu nie była zbyt wysoka, a Bella zaczęła drżeć od deszczu.
Mimo zepsutej pogody miała dziwne przeczucie, że dzień nie był do końca stracony.


Za tobą!, chciała krzyknąć Bella. Zdawała sobie jednak sprawę, że było to działanie bezcelowe. Przez ekran telewizora główna bohaterka i tak nic by nie usłyszała, a ona dałaby tylko Edwardowi powód to tych irytujących, rozbawionych spojrzeń. To była właśnie wada oglądania emocjonującego filmu w towarzystwie faceta – zwłaszcza, gdy owy facet był wampirem.
To była już końcówka i Nolly – czyli jedyna postać, która do tej pory pozostała żywa – została uwięziona w jednym wielkim domu z psychopatycznym mordercą. I tu pojawiała się zaleta posiadania narzeczonego pod ręką – bez niego bałaby się pewnie na tyle, by nie obejrzeć reszty, a naprawdę była ciekawa, kto zwycięży.
- Hej! - krzyknęła oburzona, gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe.
- O co chodzi?
- Nie pokazali, czy się wydostała – wytłumaczyła.
- Najwyraźniej nie – zgadywał, całując ją w czubek głowy. Krople waliły o okno tak głośno, że ledwo słyszała własne myśli. Mimo że była dopiero trzecia, na podstawie „oświetlenia” można by stwierdzić, iż minęła już dziewiąta. - To co chcesz teraz robić?
Siedzieli na podłodze, oparci o kanapę. Wampir bez większego żalu wziął pilot i wyłączył odbiornik. Przytuliła się do niego mocniej.
- A co ty chcesz robić?
- Nie jesteś głodna?
- Nie – odparła. W tym samym momencie zdradziecki żołądek zaburczał donośnie. Westchnęła. - Zrobię kanapki.
- Pomóc ci?
- Poradzę sobie.
Obserwował ją, jak kręciła się po kuchni, szykując jednoosobowy, skromny lunch. Nie zajęło jej to dużo czasu, podobnie jak konsumpcja. W parę minut talerz został opróżniony. Nie chcąc zostawiać roboty na później, błyskawicznie umyła i osuszyła naczynie. Choć chłopak w żaden sposób nie skomentował jej tempa, to jego brwi marszczyły się w geście pełnym niezrozumienia.
- No więc, co teraz? - spytała, ciągnąc go za rękę w stronę salonu. Przytuliła się do niego, czując nagłą potrzebę bliskości. Ostatnio non stop siedziała jej w głowie myśl, że nie była warta jego pocałunków i czułości – teraz nadrabiała zaległości. Wpasowała się idealnie w jego ciało. Przez jakiś czas stali tak w przedpokoju, po prostu ciesząc się sobą.
Ze zdumieniem zauważyła, że zrobił się podniecony. Było to tak przyjemne, być w pobliżu jego... no... że widząc, iż zamierza ją z od siebie odepchnąć z wyjątkowo zażenowaną miną, desperacko się do niego przyczepiła. Wiedziała naturalnie, że to nic nie da, ale to był chyba najlepszy sposób, aby pokazać mu, że bardzo chciała pozostać tam, gdzie była. Serce waliło jej o wiele mocniej niż przed momentem, czego nie mógł nie zauważyć.
I wtedy on, zamiast delikatnie postawić ją w pewnej odległości od siebie, czego się spodziewała, spytał z dużą niepewnością w głosie:
- Na pewno tego chcesz?
Trochę czasu zajęło jej zrozumienie sensu pytania, a drugie tyle potrzebowała na uwierzenie, że chodzi właśnie o to, o czym myślała. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem w szeroko otwartych oczach. Widząc jej niezdecydowanie chciał się wycofać, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, stanowczo zamknęła mu usta pocałunkiem.
- *Chcę – wyszeptała, prawie nie odrywając warg. Bała się, że zaraz przypomni sobie, że chciał czekać do ślubu. Powoli zaczął oddawać pocałunek. Jej ręce chciwie, choć wolno powędrowały do guzików jego koszuli. Ignorowała to, że on także ją rozbierał; jeśli nie chciała się speszyć, wolała nie myśleć o tym, że nie tylko ona zobaczy dziś trochę więcej niż zazwyczaj. Na chwilę oderwała się od czynności, by umożliwić ukochanemu ściągnięcie jej koszulki przez głowę, a przez ten moment przez jej myśli przeleciały tysiące wyrzutów dotyczących niedbania o figurę. Jednak zachwycone spojrzenie, jakim ją obdarował, szybko odpędziło od niej kompleksy. Dostrzegała jednak, że pod tym zachwytem oczy chłopaka były pełne stresu i niedowierzania, a także, że błyszczały determinacją. Odrzuciła jego koszulę na panele. Skierowali się w stronę schodów, nie przerywając pocałunków. Widok jego nagiego torsu wywoływał w niej bezbrzeżną ekstazę. Jego dłonie błądziły po górnej części jej ciała, nie spiesząc się; mieli przecież czas. Ona głaskała jego plecy, klatkę piersiową, upajając się każdą sekundą tej intymnej chwili.
Przy schodach odwrócili się – teraz on szedł tyłem, asekurując ją lekko, by - mimo bardziej komfortowej pozycji - nie potknęła się. Gdy zdjął jej stanik, zacisnęła spłoszona powieki, nagle bardzo pragnąc stać się niewidzialną. Krew napłynęła jej do twarzy. Zatrzymali się. Byli już pod drzwiami jej pokoju.
- Nie zamykaj oczu – poprosił cicho. - Nie masz się czego wstydzić. To tylko ja. - Tylko? Czy ten facet oszalał? - Kocham cię – uspokajał drżącym barytonem. Niepewnie zamrugała, ale podziw w jego złotych tęczówkach nie zbladł ani trochę, wręcz przeciwnie - bardziej się pogłębił. Pociągnął za klamkę i wpadli do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Pocałował ją delikatnie w usta, po czym jego wargi rozpoczęły wędrówkę po reszcie jej ciała. Znowu przymknęła powieki, ale tym razem nie z zażenowania, a z przyjemności, jaką zapewniały nowe pieszczoty. Jego wargi były zimne, stanowiły idealne antidotum na gorąco szalejące w jej ciele. Na ramię spadła jej kropla deszczu, jedna z wielu, które wdzierały się do sypialni przez otwarte okno. Odchyliła głowę z cichym jękiem, gdy jego zęby muskały jej sutek. Pozwalała zasypywać się czułościami, ale sama nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła zacząć je odwzajemniać. Jej dłonie, trochę bardziej niecierpliwe niż na początku, wbijały się w jego ramię - a raczej starały się wbijać lecz nie pozwalała na to wampirza skóra. Przechodziły przez nią dreszcze podniecenia. To była idealna chwila.
Padł na wąskie łóżko, ciągnąc ją za sobą. Przez chwilę leżała obok niego, ale szybko zmienił pozycję, przetaczając się na nią. Sapnęła, czując, jak bardzo ją przygniatał. Prawie nie mogła oddychać. Choć z technicznego punktu widzenia powinno jej być niewygodnie, to jednak podobało jej się to o wiele bardziej niż zwykłe wylegiwanie w jego ramionach.
Usta Cullena oderwały się od niej. Chłopak przyglądał jej się teraz uważnie. Najwyraźniej to, co ujrzał w czekoladowych tęczówkach Belli, wziął za przyzwolenie na wszelkiego rodzaju działania, bo zaraz odpiął jej dżinsy i zsunął je ze szczupłych nóg dziewczyny razem z bielizną. Westchnęła, na powrót speszona, ale inne doznania nie pozwalały jej tkwić dłużej w tym stanie, gdy długie palce wampira zawędrowały tam, gdzie jeszcze nikt nie dotarł. Nie potrafiła powstrzymywać jęków rozkoszy. Próbowała zagryzać wargę, ale to nic nie dawało. Ponadto, dźwięki, jakie z siebie wydawała, zdawały się go jeszcze bardziej zachęcać, więc po co się powstrzymywać?
Nim się zorientowała, obydwoje byli całkiem nadzy. Drżała już na całym ciele, tak, jakby podłączono ją do elektrowstrząsów. Pod sobą miała miękki materac, a na sobie twardy marmur. To drugie było o stokroć przyjemniejsze.
Na początku poczuła piekący ból. Syknęła lekko, bardziej zirytowana niż obolała - jak coś tak trywialnego jak błona dziewicza śmiało zakłócić ten idealny moment? Edward także się skrzywił, po czym zaczął się wycofywać.
- Ani mi się waż! - szepnęła stanowczo, oplatając go w pasie nogami. Nie była to zbyt wyszukana metoda, ale poskutkowała. Pieczenie nadal nie ustawało. Cóż, musiała je znosić.
Z czasem cierpienie zaczęło się zabarwiać rozkoszą. Spokój także został zachwiany – ich ciała były nienasycone, chciały coraz więcej, szybciej... Jego palce mocno zaciskały się na jej ramionach, ale nie chciała, by poluźnił uścisk – wręcz przeciwnie, pragnęła, by trzymał ją jeszcze mocniej... by już nigdy jej nie wypuszczał.
Zapomniała już, że na początku ją coś bolało. Ba! Zapomniała, że w ogóle był jakiś początek. Liczyła się tylko obecna chwila, a fakt, że gdzieś w czasoprzestrzeni istniały pojęcia przyszłości i przeszłości był poza jej zdolnością rozumowania.
Była to tak krótka i ulotna chwila, że nim się zorientowała, było już po wszystkim. Gorąco, spełnienie, drgawki – i koniec. Później wrócił jej umysł – do tej pory był daleko, na egzotycznych wakacjach. Poczuła szczęście. Bezgraniczne szczęście. I było jeszcze coś – zachwyt. Podejrzewała, że gdyby spotkała teraz Jaspera, to ten pod wpływem jej emocji skakałby po całym pokoju. Byłby to z pewnością ciekawy widok.
Zaśmiała się, gdy dotarła do niej absurdalność całej tej sytuacji – oto ona, Bella Swan (lat osiemnaście), właśnie straciła dziewictwo ze swoim chłopakiem – wampirem (lat sto pięć). Odkąd przeprowadziła się do Forks, jeszcze nigdy nie czuła się tak... zwyczajnie.
Ciągle chichocąc, przytuliła się do boku Edwarda.


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Cocolatte. dnia Pon 21:22, 24 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
iglak17
Nowonarodzony



Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Podkarpacie

PostWysłany: Pon 23:14, 24 Sie 2009 Powrót do góry

Już miałam iść spać, a tu patrzę i nowa część Smile. Nie muszę chyba wspominać, że nie byłam w stanie zmusić się do odłożenia czytania na później. Obawiam się jednak, że w tym momencie nie jestem w stanie napisać nic ponad to, że rozdział mi się podobał. Prześpię się i edytuję posta przed południem.
EDYCJA:
No, wyspałam się i od razu umysł mam jaśniejszy. Podoba mi się ten powrót do przeszłości i wspomnienia pokazywane przez Bellę. Narracja trzecioosobowa zdecydowanie tu służy. Duży plus za tak zwyczajne scenki, jak ta z Edwardem robiącym naleśniki - niby głupota, ale czyta się przyjemniej. Jestem bardzo ciekawa emocji Edwarda po poznaniu całej historii. Na to zapewne trzeba będzie poczekać jeszcze kilka rozdziałów, ale jestem pewna, że warto. I teraz sobie myślę, że chociaż happy endy to coś, co zdecydowanie lubię, będę w stanie wytrzymać, jeśli jednak nie wszystko pójdzie dobrze. Bez względu na to, jak się skończy (chyba, że zdarzy się coś, czego w ogóle nie brałam pod uwagę w moich rozważaniach na temat końca), będzie to jeden z moich ulubionych fanficków.
Pozdrawiam,
i.17


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez iglak17 dnia Wto 9:36, 25 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Pon 23:32, 24 Sie 2009 Powrót do góry

OMG!! Dziewczyno! Kocham Cię!!! Jezu, nie mam pojęcia co napisać! TO było genialne, zachwycające, świetne, wspaniałe, piękne, genialne, już się zaczynam powtarzać, bo przez ten rozdział zabrakło mi synonimów!!

Ach, opis świetny, bardzo mi się podobał. Tylko teraz mam kilka niejasności. Przecież Bella była dziewicą i straciła ją z nim, więc dlaczego on myślał, że to dziecko Jacoba. Jak to on ją rozdziewiczył! Teraz to już nawet nie wiem, co o tym myśleć, chyba że Bells jeszcze prześpi się z Jake'm :D

Sorki, ale nie jestem w stanie nic więcej napisać, bo oszołomiłaś mnie tym rozdziałem i brak mi słów to raz. A dwa, to jest tak dobrze napisany, że nie ma się do czego doczepić! I jak tu zbudować jakiś komentarz, jak nawet doczepić się nigdzie nie da!!

WENY

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Wto 7:47, 25 Sie 2009 Powrót do góry

Przeczytałam cały rozdział i rzeknę podobał mi się. Czytając opis stosunku Belli i Eda podświadomie porównywałam sobie kilka zaprezentowanych już w innych ff na tym forum, i stwierdzam, że twój był najbardziej lajtowy :D. Ale chociaż Edward nie dramatyzował :D
Też mnie takie niejasności dopadły jak nieznaną :D

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ekscentryczna.
Wilkołak



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:41, 25 Sie 2009 Powrót do góry

Jeszcze czego! Jeśli ktoś tu ma mieć wyrzuty sumienia, to tylko ja. I niestety, urodziłam się jako osoba przewrażliwiona i.. 'niemądra'. ; ))

Co do rozdziału.. Dopiero teraz zrozumiałam, że tekst po '***' jest rozmową Belli i Edwarda, a Bells właśnie mu to wszystko tłumaczy.. Widzisz, jak ja wszystko wolno kojarzę? Mniejsza o to, rozdział jest świetny. Wypowiedź nieznanej skłoniła mnie do jeszcze paru przemyśleń.. Co do tego, że Ed myślał, że to dziecko Jacoba.. Moim zdaniem po prostu nie wierzył w to, że wampir może spłodzić kobiecie dziecko, a gdy zobaczył, że Bella jest w ciąży, a ciąża u niej przecież bardzo szybko się rozwijała, pomyślał pewnie, że zdradziła go z Jake'm te kilka miesięcy temu.. No, ale to tylko moje zdanie. (: Życzę dużo weny, chęci i czasu.
Pozdrawiam,
E.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
MonsterCookie
Gość






PostWysłany: Wto 14:17, 25 Sie 2009 Powrót do góry

Gdy tylko zauważyłam nowy rozdział od razu weszłam tutaj. No i przyznam, że to było genialne. A już myślałam, że Bella się spaliła, a tu taka miła niespodzianka, powrót do przeszłości. Strasznie podobał mi się ten rozdział :P
Te naleśniki robione przez Edwrarda były urocze, a miejsce oznaczone czerwoną gwiazdką, hmm powiem, że było dobrze napisane. :D
Już nie mogę doczekać sie następnego rozdziału, więc musisz się pośpieszyc z pisaniem :D
Weny,
MonsterCookie.
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Wto 15:50, 25 Sie 2009 Powrót do góry

Ech... Jestem pod mega wrażeniem kolejnego rozdziału. Cudowny rozdział, cudowne opisy ich pierwszej nocy, takie romantyczne, takie uczuciowe. Pięknie to przedstawiłaś. Twój opis sprawił że prawie wczułam się w Bellę Wink Naleśl=niki - pierwsza klasa, narobiłaś mi ochoty:) Podobało mi się jak Bella przyznała się Edwardowi że smakowały jej te naleśniki i to bardzo. To takie ujmujące.
A teraz siedzę i czekam na kolejny rozdział, zaintrygowana faktem - co też musiało się wydarzyć że oni się rozstali??!!
Bardzo lubię twój ff, jest jednym z moich ulubionych, a to dlatego że masz bardzo dobry styl pisarski, który łatwo wprowadza czytelnika w świat twoich bohaterów i że masz bardzo oryginalny pomysł na ff.
Życzę wielkiej weny, która szybko przełoży się na kolejny rozdział, który z kolei zaspokoi moją ciekawość co do dalszych wydarzeń Wink
pozdrawiam
ajaczek


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Puszka
Zły wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: 1505 10th Street, Santa Monica, CA 90401

PostWysłany: Wto 16:20, 25 Sie 2009 Powrót do góry

Ekscentryczna. Nie masz się co martwić. XD ja mam tak samo. xDD
rozdział prześwietny. Wink Nie mogę doczekać się co będzie dalej. ;D normalnie rozbudzasz na nowo moją manię na ff. XD E&B byli taaacy szcześliwi, ja w ogóle nie rozumiem co ta dziewczyna sobie wyobraża, wątpiąc w E. :O I dlaczego oni się rozchodzą?! :O błaaagam, daj jakąś namiaaastkę .. malutką. :O Bo normalnie nie wiem. :)
Ech !
A ta część od "czerwonej gwiazdki" bezcenny po prostu ! Twisted Evil

Pozdrawiam i życzę vena ! XD
Lutz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wireless
Wilkołak



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z objęć Roberta :D

PostWysłany: Śro 11:40, 26 Sie 2009 Powrót do góry

Przepraszam, że nie skomentowałam wczesniej, moja Droga Latte.
Niestety mam nogę w gipsie, komputer na poddaszu i istnieje ryzyko iż wchodząc po schodach z nich spadnę, co może skończyć się źle. No ale cóż, weszłam i komentuję.

Myślałam, że Edward się wycofa. Myślałam, że tak zrobi, ale tego nie zrobił. Znowu mnie zaskoczyłaś. Teraz to już kompletnie nie wiem, jak Edward dowie się o 'zabawie' Jacoba i Bells.
Bardzo umiejętnie opisałaś scenę zbliżenia głównych bohaterów. Szczerze mówiąc, nawet nie zauważyłam tej gwiazdki, tak bardzo byłam pochłonięta czytaniem. O to chodziło.
Uważam, że lepiej jest poczekać dłużej ze wstawieniem nowego rozdziału i dopracować go lepiej, niż wstawić szybko, bo się obiecało. W Twoim przypadku jest inaczej - wstawiasz szybciej, a mimo to rozdziały są bardzo dopracowane i pięknie opisane.
Kochana, dysponujesz dużym zasobem słownictwa, serwujesz nam długie i dokładne opisy, dialogi same w sobie są bardzo dobre. Nic dodać nic ująć, po prostu - cud, miód, orzeszki i makarena.

Twój mąż, wireless.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
yeans-girl
Wilkołak



Dołączył: 09 Maj 2009
Posty: 239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z objęć Edwarda / Królewskie Wolne Miasto Sanok

PostWysłany: Śro 18:01, 26 Sie 2009 Powrót do góry

Twpje opowiadanie śledzę już od jakiegoś czasu, ale nie pamięam czy komentowałam. Śmiem w to wątpic. Za to postaram się napisac coś konstruktywnego, chociaż po zakończeniu nie wiem czy jestem w stanie.
Podoba mi się Bella jaką wykreowałaś. Na pierwszy rzut oka jest podobna do pierwowzoru, a jednak kiedy zacznie się czytac i analizowac jej zachownaie jest inna.
Edward jest ten sam. Chociaż, oryginał możliwe, że postąpiłby w niktórych sytuacjach trochę inaczej.
Sam pomysł na opowiadanie... brak słów. Ktoś kto wymyśła i pisze takie rzeczy jest geniuszem, a w tym przypadku tyczy się to ciebie.
życzę weny i czasu.


Pozdrawiam,
yeans-girl

PS. Teraz tak soebie myślę, że chyba jednak wypowiadałam się już na tamat "Tęskniąc".


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
bluelulu
Dobry wampir



Dołączył: 09 Cze 2009
Posty: 974
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hueco Mundo

PostWysłany: Pią 0:00, 28 Sie 2009 Powrót do góry

"Ja pieprzę" to są dwa słowa które idealnie oddają sytuacje która dzieje się w mojej głowie , chociaż odnoszą się też do sprawy Belli i Edwarda. Całe opowiadanie po prostu mnie wgniotło w fotel. Wgniotło?! To niedomówienie , po prostu wwierciło. W życiu bym nie pomyślała ,że początek opowiadania z Ness będzie kończył się na bitwie jakiś "Rodrigezów" ( co brzmi jak nazwisko reżysera ) ,gdzie Edward i .. "Izzy" wyjaśniają swoje sprawdy ;p To jest po prostu mega! obłędna fabuła, powala. Nie umiem oddać mojej czci do Twojej osoby w tym komentarzu, za co przepraszam ale dawno nie czytałam nic tak zawiłego co byłoby jednocześnie fascynujące. W przypływie ff gdzie niedołężna vel niezdara vel sierota Bella jest z potworem vel niegodziwcem vel Edwardem bądz Edwardem człowiekiem po prostu przestałam patrzeć na to przychylnym okiem , ale jednak dobra siła kazała skierować mi się tutaj. Naprawdę coś dobrego, coś innego. Jestem taka ciekawa ,że aż mnie ściska w środku , czy Bella i Edward przeżyją (jestem nudną romantyczką i mam nadzieje.. że owszem!) Ahhh ;-D jeju! Nie umiem pisać konstruktywnych komentarzy, przepraszam. Głupotą by było wytykanie błędów, przy takim tekście?! No way!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:08, 29 Sie 2009 Powrót do góry

Dzięki stokrotne za wszystkie komentarze, które zawsze poprawiają mi humor i motywują do dalszego pisania. :)
5.3 jest prawie skończony, tak więc pewnie nie będzie zbyt dużej przerwy.

beta: marta_potorsia

Rozdział 4
Zranienia


Zza pleców dobiegł ją zbyt późno zduszony jęk. Poczuła, jak ogarnia ją irytacja. O co mu znowu chodziło? Myślała, że temat siniaków mieli za sobą. Najwyraźniej wampir miał ochotę jeszcze trochę ją powkurzać.
- Alice, proszę cię, powiedz, że to co masz w tej dużej torbie, to nie są kosmetyki. - Popatrzyła z przerażeniem na torebkę przyjaciółki, usiłując odkryć w sobie zdolność rentgenowskich oczu i przejrzeć jej zawartość.
- Oczywiście, że to kosmetyki – wyszczerzyła się wampirzyca, zrzucając z siebie płaszcz. Na zewnątrz szalała burza, więc w jej krótkich włosach tkwiły kropelki deszczu.
- A po co ci one?
- Jest za ciepło, żebyś ubrała coś z długim rękawem, a Charliemu niezbyt spodobają się twoje ręce. - Omiotła krytycznym spojrzeniem posiniaczone ramiona dziewczyny. Ta w obronnym geście splotła je na piersi. - Idź sobie – rzuciła do brata. - Dosyć nabroiłeś.
- Aaalice – wysyczała Bella. - Nie słuchaj jej – dodała zapobiegawczo na wypadek, gdyby ukochany dostosował się do prośby siostry.
- Nie, pójdę już – mruknął ochoczo, jakby od dawna czekał na pretekst do opuszczenia domu narzeczonej. Kąciki ust dziewczyny raptownie opadły jeszcze niżej.
- Nie zostawiaj mnie z nią! Edward! Ona tu przywlekła cały salon kosmetyczny!
- Na razie. Wpadnę wieczorem... Chyba.
- Wpadnij – zgodziła się bezbarwnym głosem. Nim zdążyła mrugnąć, w przedpokoju stała już jedynie ona i Al. Zamknęła oczy, starając się powstrzymać cisnące do nich łzy. Przypomniał jej się okres czasu obejmujący trzy najmniej pewne dni w jej życiu – okres między jej urodzinami a konfrontacją w lesie. Teraz jej ukochany przypominał siebie z tamtych dni. Zadrżała, sparaliżowana myślą, że i tym razem może skończyć się to w ten sam sposób – i to wszystko z powodu paru ulotnych chwil rozkoszy i kilku zsinień na ramionach i różnych innych partiach ciała. Nie zranił jej przecież – a jeśli już, to był to ból niewiarygodnie przyjemny – ale nie da sobie tego wmówić. Taki już miał charakter, a jego dewiza przecież brzmiała: „Jeśli nie widzisz winnego, obwiń siebie”. Chociaż, nawet jak był winowajca, to i tak zawsze czuł się za to odpowiedzialny. Nieważne.
- I co masz taką smutną winę? Przecież cię nie zabiję. A bynajmniej nie planuję.
- Al, powiedziałabyś mi, gdyby... coś głupiego wpadło mu do głowy? - spytała niepewnie.
- Pomyliły ci się wampiry. Od czytania w myślach jest Edward.
Isabella chciałaby rzec, że w tym momencie spiorunowała przyjaciółkę wzrokiem, ale niestety była zbyt zrozpaczona, by wywrzeć odpowiednio dobry wpływ.
- Nie zamierza uciekać – stwierdziła już poważniej. - Będzie się boczył przez jakiś tydzień, dopóki twoja skóra nie wróci do normy, ale nie zamierza uciekać.
- Chwała Bogu. Módlmy się, aby nie zmienił zdania.
***

Przypatrywała się mu uważnie – na tyle uważnie, na ile pozwalała temperatura szalejących wokół płomieni. Szkoda, że nie mogli się ruszyć – ogień niestety napierał zbyt mocno, by zrobić z ich powłoką choćby jeden krok.
Chłopak był bardziej spięty niż przed chwilą.
- Co się stało?
- Bello... - wyszeptał niepewnie. - Bolało cię, bo... Bo to był twój pierwszy raz? Naprawdę byłaś dziewicą?
- Edward! - warknęła oburzona. - Nie, pracowałam wcześniej jako panienka lekkich obyczajów i uprawiałam seks z każdym napotkanym mężczyzną. Na litość boską, oczywiście, że to był mój pierwszy raz! Przecież powiedziałam ci o tym, gdy się poznaliśmy. To było w pierwszą noc, kiedy dowiedziałam się, że lubisz przesiadywać w moim pokoju, gdy śpię. Nie mów, że nie pamiętasz!
- Pamiętam – wycedził przez zaciśnięte zęby.
- No więc o co chodzi?
- Później... Najpierw ty opowiedz wszystko z własnej perspektywy.
- Nie chcę psuć atmosfery, ale później może być za późno – jęknęła. Bardzo kręciło jej się w głowie. Od przemiany nigdy tego nie doświadczała, ale była pewna, że jej człowiecze bóle nijak równały się z tym. Była słaba.
Wtedy po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że nie da rady utrzymać tarczy... Że nie będzie w stanie ich uratować.
***

Obudziła się z przeczuciem, że było jeszcze bardzo, bardzo wcześnie.
Najpierw niepewnie pomacała łóżko wokół siebie, ale jej dłonie natrafiały tylko na pustkę. Jęknęła przeciągle i z wysiłkiem otworzyła sklejone powieki. Zamrugała nerwowo, gdy jej oczy przyswajały się do otaczających ciemności. Odblaskowa tarcza na zegarku wskazywała czwartą w nocy. Rozejrzała się wokoło. Narzeczonego nigdzie nie było widać.
Potrzebowała chwili, by jej opóźniony okolicznościami umysł przetrawił tę wiadomość. Edward musiał pobiec do domu, spakować się, przebrać czy coś.
A nie, chwila. To ona miała się spakować, nie on.
Musiała się spakować... Po co? A, tak. Dzisiaj wyjeżdżali.
Reakcją łańcuchową doszła do wniosku, że właśnie obudziła się po ostatniej nocy spędzonej we własnym łóżku.
Nie chciała już zasypiać. Bilet na Florydę zarezerwowany był na jedenastą z minutami, a ona była jeszcze w proszku, czy też raczej, z racji zamieszkania, w lesie. Wczoraj była wyjątkowo zmęczona, więc położyła się wcześniej, planując, że rano wstanie i się spakuje. Wstała w środku nocy? Tym lepiej, będzie miała więcej czasu.
Poleżała jeszcze chwilę, ale gdy powieki stawały się ciężkie i w głowie zaświtała jej myśl, aby jeszcze chwilę pospać, stanowczo wyskoczyła z łóżka. Zachwiała się lekko, a kolana niemal się pod nią ugięły, więc desperacko złapała się szafki nocnej, zahaczając przy okazji łokciem o kant zagłówka. Syknęła przez piekący i irytujący bólu, jaki poczuła. Będzie miała jakąś bliznę. Super, przecież już od tak dawna nic sobie nie zrobiłam, ironizowała w myślach. Sprawdziła dłonią, czy nie krwawiła, ale wyglądało na to, że skończy się tylko na siniaku.
Alice miała rację – po niespełna tygodniu zsinienia przeszły już do historii, a ukochany z dnia na dzień miał lepszy humor. Zdziwiło ją co prawda, że skóra zagoiła się w takim tempie – była doświadczona w sprawach obrażeń i wiedziała, że siniaki o takim natężeniu koloru utrzymywały się od dwóch do czterech tygodni, ale daleko jej było do narzekania. Po głębokim namyśle stwierdziła, że to zasługa maści od Ally i odpuściła. Przecież nie będzie rozpaczać, że to natręctwo zniknęło!
Poczłapała do włącznika. Już moment później pokój zalało niezwykle jaskrawe światło. Minęła dłuższa chwila, zanim przyzwyczaiła się do nowego oświetlenia. Stała, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Wreszcie rozciągając się nieco, cicho wymknęła się do łazienki.
Przemyła parokrotnie twarz zimną, a później gorącą wodą i choć powieki przestały się lepić, to nadal czuła się mocno zmęczona. Nie chciała na razie brać prysznica, więc odkładając to na później, wytarła się i wróciła do pokoju.
Po jakiejś godzinie większość jej ciuchów rozmieszczona została w dwóch torbach. Alice bardzo protestowała przeciw temu, aby Bella zabrała z domu własne ubrania – podświadomie chyba liczyła na to, że dziewczyna pozwoli jej skompletować jej nową garderobę. Ostatnie dwa dni na przemian przymilała się, jęczała, a nawet groziła - z marnym skutkiem. Jedyne, co osiągnęła, to, że Bells nie wzięła prawie żadnych ubrań z tych, które wampirzyca jej kupiła.
Miała już zamknąć drzwiczki mebla, gdy jej uwagę przyciągnęła niebieska tkanina. Zawahała się. Nie, nie przyda mi się, pomyślała, ale mimowolnym ruchem sięgnęła po sukienkę. Fałdy ciemnobłękitnego materiału układały się w poważnym, eleganckim fasonie, a był tak miękki w dotyku, że nabrała ochoty, by go przymierzyć. Głupota, głupota, głupota!, jęczała w myślach, przykładając ciuch do siebie. Sukienka sięgała odrobinę przed kolano, tak jak ostatnio. Nic się nie zmieniła. Nie, żeby Swan się tego spodziewała. Zabrała wieszak z ubraniem do łazienki. Przekonując się w myślach, że to dlatego, że nie miała nic ciekawszego do roboty, zrzuciła z siebie prowizoryczną piżamę i wciągnęła materiał przez głowę. Tkanina była rozciągliwa, nie wymagała żadnych zamków czy guzików. Opinała i maskowała wszystkie odpowiednie miejsca i była bardzo wygodna. Choć miała dość duży dekolt – przynajmniej w porównaniu do garderoby jaką zwykła nosić – to nie czuła się w niej niestosownie. Dół był luźny, co już wcześniej zauważyła. Przypominając sobie spostrzeżenie, iż pięknie wirowałaby w tańcu, zrobiła impulsywnie jeden obrót, zapominając na moment o swojej niezdarności. Prawie runęła na podłogę, ale w ostatniej chwili podtrzymała się jakiejś życzliwej szafki. Zarumieniona wyprostowała się i odruchowo otrzepała z niewidocznego pyłu. Jej uwagę przyciągnął nagle łokieć. Zaciekawiona, obejrzała zranione miejsce w lustrze... Z tym, że było już całkiem zagojone.
Myśląc, że może pomyliły jej się ręce - choć dobrze pamiętała, że uderzyła się w prawy łokieć – zbadała także drugi. Także nic. Ściągnęła niecierpliwie brwi i zaczęła naciskać na skórę w obitym miejscu. Żadnego pieczenia ani zsinienia. Kompletnie nic.
Edward ściskał ją o wiele lżej, a i tak pozostawił jej prawie tygodniową „pamiątkę”, którą musiała pokrywać niezliczonymi warstwami maści i fluidów. Niewykonalne, aby po tak mocnym urazie nie została jej żadna rana.
No cóż, pewnie jeszcze za wcześnie na siniaka, pomyślała, opierając się o umywalkę. Nagle zakręciło jej się w głowie. Zamknęła na chwilę oczy, oddychając głęboko. Poczuła, jakby cała zawartość jej brzucha wywróciła jej się na lewą stronę. Jęknęła i opadła na kolana. Od kilku dni co jakiś czas pobolewało ją to miejsce, ale nigdy tak intensywnie.
Oparła się policzkiem o chłodne kafelki. Przeleżała tak chwilę, prawie zasypiając. Ból minął jak ręką odjął, więc podniosła się na drżących nogach. Wzięła jeszcze parę głębszych oddechów i spojrzała przed siebie.
Widziała swoją twarz z ogromnymi, błyszczącymi oczami koloru czekolady i cerą w odcieniu kości słoniowej. Może był to efekt sukienki, ale wydawała się być całkiem ładna, można by nawet obiektywnie rzec, że piękna. Jeden opadający na czoło kosmyk uwił się w perfekcyjny lok, taki, jakie czasem zakręcała u niej Alice – pewnie spała w sprzyjającej kręceniu pozycji. Odgarnęła go do tyłu z westchnieniem. Nagle zaburczało jej w brzuchu. Zastanowiła się chwilę. Nie była na tyle głodna, by robić już śniadanie, ale żołądek już jej się zwijał w supełek, a w kuchni powinny być jeszcze batoniki zbożowe. Starając się robić jak najmniej hałasu, zeszła na dół i zaczęła grzebać w szafkach w poszukiwaniu słodyczy. Chwyciła dwa opakowania i odwróciła się na pięcie. Omiotła przelotnym spojrzeniem zdjęcia stojące na blacie (których, mimo jej błagań, ojciec za nic nie zgodził się usunąć). Jedno z nich przedstawiało jej rodziców w Las Vegas.
Las Vegas... Zapomniała już, że to właśnie tam zalegalizowano związek Renee i Charliego. Przyjrzała się bliżej fotografii. Wydawali się być tacy szczęśliwi... Po prostu wzięli ślub, sami, w towarzystwie jedynie dwojga świadków. Bez sukienki, bukietu i tego całego zamieszania, którego bała się Bella. Westchnęła i powróciła do łazienki, by zrzucić z siebie zakupiony przez Alice ciuch. Chciałaby wziąć ślub w Las Vegas. W starym dresie, tylko ona i Edward... Jaka szkoda, że właśnie ta opcja zaliczała się do niemożliwych.
Niech cię piekło pochłonie, Alice Cullen!


Zamknęła za sobą drzwi samochodu i obserwowała biały budynek. Kiedyś, w styczniu ubiegłego roku, traktowała go jako tymczasowy przystanek, coś, co trzeba odbębnić w drodze na studia. Los jednak spłatał potężnego figla – mieszkanko stało się jej prawdziwym domem, a na studia nie wybierała się wcale, za to szykowała się do ślubu z wampirem w tajemnicy przed wszystkimi znajomymi. Choćby miała całe tygodnie na zastanowienie się, nigdy nie wymyśliłaby podobnie pokręconego scenariusza.
Charlie machał jej z ganku, dopóki pojazd nie zniknął za rogiem. Bella ze zdumieniem poczuła, że ma mokre policzki. Płakała? Ostatnio była aż za bardzo sentymentalna. Chociaż, z drugiej strony, naprawdę trudno było zachować pokerową twarz, wiedząc, że widzieli się ostatni raz w życiu.
- Głowa do góry – zawołała mało entuzjastycznie Alice z siedzenia kierowcy. Była ostatnio czymś zaniepokojona, ale niestety postanowiła jej się nie zwierzać. Z jej wymijających odpowiedzi dziewczyna wywnioskowała, że jej nastrój zależał od jakichś komplikacji z darem.
- Jasne – mruknęła.
- Wiesz, będę tęsknił za tym domem – powiedział Edward z siedzenia pasażera.
- Mi to mówisz. - Przypomniała sobie, ile razy wymykał się do niej pod osłoną nocy, by trzymać ją w ramionach i nucić do snu kołysankę... Tak, zdecydowanie będzie za tym tęskniła. I za meczami ojca w salonie, za kuchnią, która była tak jakby jej królestwem, za... za wszystkim.
Wspominała sobie całą drogę na lotnisko, podczas gdy Cullenowie dyskutowali o czymś na przednich siedzeniach. Początkowo mówili normalnie, by nie czuła się wykluczona z rozmowy, ale gdy zorientowali się, że nie ma zamiaru do nich dołączyć, przeszli na tryb wampirzy. Al nie prowadziła tak szybko jak ukochany Isabelli, ale i tak nie schodziła poniżej stu kilometrów na godzinę. Od jazdy samochodem poczuła lekkie mdłości. Dziwne – nigdy nie miała choroby lokomocyjnej. Może przed jazdą samolotem warto by zażyć odpowiednią tabletkę. Dopadło ją też dziwne odrętwienie.
Wjechali na podziemny parking, po czym udali się prosto do głównej sali. Jako że Cullenowie często latali samolotami, wiedzieli jak najlepiej unikać słońca – nie, żeby takowe się pokazywało, ale należało zachować ostrożność.
Rozmyślania o słońcu naprowadziły Bellę na pewien temat.
- Edward, w jaki sposób dostaniemy się do domu Renee?
Do tej pory odwiedzili ją tylko raz, a wszelkie podróże odbywały się w nocy. Niestety, biorąc pod uwagę czas lotu i zmianę czasu, najprawdopodobniej wylądują na Florydzie wczesnym popołudniem.
- Taksówką – odpowiedział usłużnie jej ukochany, na co rzuciła mu znaczące spojrzenie.
- Na Florydzie nie jest tak pochmurno jak tu – naprowadziła go.
- Teraz lecimy do Nevady. Stamtąd będziemy mieli przesiadkę do innego samolotu, ale dopiero za kilka godzin.
- Do Nevady? - zainteresowała się. - Nie wspominałeś. A gdzie konkretnie?
- Lotnisko McCarran – odpowiedział odruchowo, jakby owa nazwa nic dla niego nie znaczyła. No bo i cóż miała znaczyć?
- Aha – mruknęła.
Udali się do hali odlotów, gdzie należało pozałatwiać formalności, po czym zostało im jakieś pół godziny dla siebie. Spędzili ten czas, szukając apteki – chociaż w towarzystwie dwóch wyczulonych na wszelkie bodźce wampirów (z których jeden czytał w myślach) przypominało to raczej bieg do celu. Bella była jak w transie – chodziła, siadała i stawała pod dyktando Ally i Edwarda. Jej myśli były przyjemnie wyciszone, tak jakby nagle oderwała się od ciała. Nie było to co prawda normalne, ale jakoś nie chciała się teraz zastanawiać nad przyczyną. I było jeszcze coś, czego nie potrafiła nazwać. Gdy po kilku minutach uświadomiła sobie, że ma zamknięte, zlepione powieki, dotarło do niej, że była najzwyczajniej w świecie śpiąca. Dziwne – po spakowaniu się położyła się na chwilę i od razu zasnęła i spała dopóki Charlie nie obudził jej o siódmej, aby zdążyła na samolot. Nie powinna być śpiąca. Ale była i to okrutnie.
Ledwo zarejestrowała, że pożegnali się z Alice i wsiedli na pokład maszyny. Po chwili ułożyła się już wygodnie w ramionach wampira, zażyła lek i odpłynęła.


- Bello... Bello, skarbie.
Miała cudowny sen. Zresztą, sny z natury bywały miłe, ale jeśli dodatkowo występował w nich edwardowy głos...
- Kochanie...
Czy on czegoś czasem od niej nie chciał?
- Bella!
Otworzyła z niezadowoleniem oczy, po czym przetarła je palcami.
- Nie – odpowiedziała.
- Co nie? - zapytał zdezorientowany.
- Nie chcę ani nic do jedzenia, ani coli, ani niczego innego. Po prostu sobie jeszcze pośpię – odpowiedziała niewyraźnie, ziewając lekko.
- Bello, ale my jesteśmy na miejscu.
- Nie wystartowaliśmy jeszcze? - zdziwiła się nieprzytomnie.
- Na miejscu w Las Vegas – uśmiechnął się szeroko.
- Nie ma mowy – burknęła. - Dopiero wystartowaliśmy. Nie robią jeszcze takich szybkich samolotów – uświadomiła go, po czym ponownie schowała głowę w zagłębieniu jego pachy. Może i by zasnęła, ale przeszkodził jej w tym głos z interkomu, czy jak to urządzenie się zwało, nakazujący zapiąć pasy. Zerknęła wokoło, sprawdzając, czy to jakiś żart, ale wszyscy dostosowywali się do polecenia stewardessy. Nagle przyszła jej do głowy niepokojąca myśl. - Nie lądujemy awaryjnie, prawda?
- Nie, skarbie. Przespałaś cały lot. - Znienacka uśmiechnął się zawadiacko i mrugnął do niej. - Swoją drogą, taka rozespana jesteś całkiem zabawna.
- A odczep się – mruknęła, zapinając niezbyt zręcznie pas.
Wszystko poszło szybko – lądowanie, wysiadanie... Jako pasażerowie pierwszej klasy byli też bardziej uprzywilejowani niż inni, więc jako jedni z pierwszych weszli do długiego rękawa.
Lotnisko McCarran nie wyróżniało się niczym szczególnym na tle innych portów lotniczych. Ot, duszno, szaro i tłoczno. Nie czekali na bagaż, bo został on skierowany bezpośrednio do następnego samolotu. Bella miała ze sobą tylko jedną walizkę – druga wróciła do domu Cullenów wraz z Alice. Dziewczynę męczyło nieprzyjemne uczucie, że jej ciuchy w jakiś niewytłumaczony sposób zgubią się po drodze. Oczywiście ten mały, nazbyt energiczny pomiot szatana nie będzie miał zielonego pojęcia, jak do tego doszło...
Z początku nie zwróciła uwagi na to, że Edward coś mówił. Dopiero, gdy w jego melodyjnym głosie zaczęło pobrzmiewać zdenerwowanie, zauważyła, że jej ukochany nadaje w zabójczym tempie przez komórkę. Mimo najszczerszych chęci potrafiła wyłowić jedynie piąte przez dziesiąte, a nic nie układało się w logiczną całość. Nagle wampir warknął i schował telefon do kieszeni.
- Co się stało?
- Będzie strajk – jęknął sfrustrowany. - Zacznie się akurat na dwanaście minut przed naszym odlotem i potrwa równo dwadzieścia cztery godziny. Niech to szlag trafi! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że planowali go już od paru dni, ale Alice ma ostatnio straszne zakłócenia. Żeby było zabawniej, wszystkich innych widzi jasno – tylko u nas jej się plącze.
- Czyli spędzimy tu najbliższą dobę? - upewniła się.
- Tak. Chyba trzeba będzie zarezerwować noc w hotelu.
Edward zabukował bilety na następny dzień i udali się, aby odebrać walizki – na szczęście nie umieszczono ich jeszcze w bagażniku. Bella nie chciała uczestniczyć w tych wszystkich formalnościach, więc poprosiła chłopaka, by poczekał na nią przed wejściem do toalety, gdy skończy wszelkie podpisywanie i tym podobne. Już w drodze do łazienki zaczęło ją mdlić – pewnie zbyt późno wzięła lekarstwa. A może się czymś otruła? Nieważne. Spędziła pół godziny w kabinie, czując jedynie mdłości – żadnych odruchów wymiotnych, o samych wymiotach nawet nie wspominając. Wreszcie obmyła lekko twarz i wyszła do ukochanego.
Był nieco zaniepokojony jej bladością, ale zbyła to zmęczeniem. Hotel znajdował się około pięćset metrów od głównego wejścia hali, ale było to pięćset metrów skąpane w najbardziej jaskrawym słońcu, jakie oczy Belli widziały od miesięcy. Nie mieli szans pozostać niezauważeni. Nagle Edward się zamyślił – prawdopodobnie układał plan działania. Niezauważalnym gestem odebrał telefon na ułamek sekundy po tym, jak ten zaczął dzwonić. Wyrzucił z siebie kilka niezrozumiałych słów, posłuchał tego, co druga osoba miała do powiedzenia i zakończył rozmowę.
- Będziemy musieli przebiec – wyjaśnił, prowadząc ją do najbardziej zacienionego kąta na wprost otwartych drzwi. - Wystartujemy stąd, a tam – wskazał na jakiś odległy punkt – się zatrzymamy. Według Alice nikt nie powinien nas zauważyć, choć ostatnio nie za bardzo wiem czy jej ufać.
- Ja pójdę na nogach – uspokoiła go. - To tylko kawałek, a tobie będzie łatwej.
- Nie jesteś dla mnie ciężarem, Bello.
- Spokojnie, mogę się przejść. Tęskniłam za tak intensywnym słońcem – przekonywała. Przypatrywał się jej nieufnie, ale w końcu poddał się, całując ją w czoło i dematerializując się. Westchnęła ciężko i ruszyła.
Teraz dotarło do niej, że na dobrą sprawę nie wie, gdzie się znajduje. Wokół roztaczała się pustynia poprzetykana licznymi pasami autostrady. Powietrze było wręcz duszące, a jego temperatura spokojnie przekraczała trzydzieści stopni Celsjusza. Nagle jej uwagę przyciągnęła nad wyraz intrygująca tabliczka.
Las Vegas, 2 kilometry.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
MonsterCookie
Gość






PostWysłany: Nie 12:32, 30 Sie 2009 Powrót do góry

O jacie... to jest genialne. Uwielbiam cię, za to, że piszesz ten ff.
Te momenty, które sobie opowiadają, będąc w powłoce są świetne. Poza tym zaciekawiło mnie zamieszanie z tymi siniakami, zastanawiam sie dlaczego tak szybko poznikały, z łokci i w ogóle. :)
Ah no i samolot i ten strajk. Fajnie to wymyśliłaś z tym sennym rozkojarzeniem Belli. Ale to nie jest u niej normalne chyba, więc zastanawiam się dlaczego taka jest. Jestem zaintrygowana.

Czekam na kolejną część,
MonsterCookie.

Ps. Jak skończysz Teskniąc zaczniesz pisac coś jeszcze? Musisz :P
Ekscentryczna.
Wilkołak



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:06, 30 Sie 2009 Powrót do góry

Huraa, nowy rozdział. (;
Ten Edward.. Zawsze się obwinia. Najbardziej mnie jednak intryguje sprawa.. On myślał, że ta przespała się z Jacobem jeszcze przed ich spłodzeniem Renee? Interesujące. A Bella, jak widać, jest już w ciąży.. Wow.
Ale.. No Ej. 'Kawałek?' To pięćset metrów przez skąpane w słonecznym świetle tereny! Pół kilometra.. Dziwię się nawet, że E. pozwolił jej samej pójść podczas gdy on szybko pobiegł w cień. Ale mniejsza o to..
Z tego, co wywnioskowałam, Edward opowie jeszcze te wydarzenia ze swojej perspektywy.. Wspaniale.
W miarę cierpliwie czekam na kolejną cześć. ; pp
Weny i czasu życzę.
Pozdrawiam,
E.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin