FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 La Rosa Negra +16 [NZ] POWRÓT . 19.04.10 ROZDZIAŁ 11. Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Kithira
Wilkołak



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World

PostWysłany: Wto 19:07, 07 Lip 2009 Powrót do góry

Witam :) Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze :) Wszystkie rozdziały znajdziecie na moim chomiku:
[link widoczny dla zalogowanych]
Żeby nie przedłużać zapraszam do czytania i komentowania :)

ROZDZIAŁ VIII

BETA: Frill, która dzielnie walczy z moimi dziwactwami :*

BPOV

Siedziałam w szatni, analizując słowa Carlisla na temat Nelly. Z jakiego powodu ją zwolnił? Nagle usłyszałam stukot obcasów i kilka sekund później w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta Carrie.
- Dobrze cię widzieć, Bello – powiedziała, puszczając mi oczko i otwierając swoją szafkę.
- Dzięki, ciebie również – odparłam, udając zadowoloną. Po chwili milczenia zapytałam:
– Masz może papierosa?
Nie udzielając odpowiedzi, znalazła w torebce napoczętą paczkę i poczęstowała mnie nikotyną. Przemieściłam się na wygodniejszy fotel, wieszając nogi na bocznym oparciu i zaciągnęłam się dymem. Carrie nie należała do osób, które można polubić bez żadnych trudności. Po prostu była zawsze pod ręką, najlepiej poinformowana o sytuacji w klubie. Postanowiłam to wykorzystać i spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o ważnych wydarzeniach, które miały miejsce podczas mojej nieobecności.
- Słyszałam, że szef zwolnił Nelly. Nie wiesz, co się stało? – zapytałam i dostrzegłam, jak wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu. Odwróciła się do mnie, opierając plecy o rząd szafek.
- Szczerze, to chyba nikt nic nie wie. Podobno wyniknął jakiś… kłopot i musiała odejść.
Wykonałam dziwny ruch ręki, dając znak, aby kontynuowała.
- W środę, od początku chodziła spięta. Przed otwarciem klubu poszła na piętro do Carlisla i spędziła tam chyba z godzinę. Kiedy w końcu wróciła, zakrywała dłonią zaczerwienione oczy, a w ręce niosła jakieś papiery i kopertę. – Wzruszyła ramionami, oglądając bez przejęcia swoje paznokcie. Chciałam zadać kolejnych kilka pytań, ale odezwała się ponownie:
- Bez słowa się przebrała, zabrała swoje rzeczy i wyszła z klubu, zostawiając jedynie mnie i Angelę na zmianie. W sumie, gdyby Carlisle nie zszedł później i nie oznajmił, że ją wyrzucił, to zapewne do tej pory żadna z nas by na to nie wpadła.
- A wiadomo, o jaki kłopot chodziło? – zapytałam z niewinną miną, mając nadzieję wyciągnąć od niej jak najwięcej, gdyż nie mogłam uwierzyć, że Nelly wyjechała bez pożegnania.
- Sam zainteresowany nie spieszył się z wyjaśnieniami. Dobrze wiesz, jaki jest. Powiedział jedynie, że w ich współpracy wystąpił pewien problem i był zmuszony ją zwolnić. Domyśl się, co to za kłopot – prychnęła, a drzwi wejściowe nagle się otworzyły. Stał w nich nasz szef, na szczęście kompletnie ubrany, z zaciętym wyrazem twarzy. Uśmiechnął się zawadiacko i zmierzył Carrie wzrokiem od góry do dołu.
- Drogie panie, otwieramy klub, więc ruszcie swoje gorące tyłeczki i zacznijcie obsługiwać gości. Dzisiaj pracujecie do pierwszej.
Nie dodając nic więcej, wyszedł. Obie skierowałyśmy w stronę wyjścia, nie poruszając już wcześniejszego tematu.
Podczas pierwszych trzech godzin nie działo się nic szczególnego. Stali klienci przewijali się przez bar, z każdą kolejką prosząc o mocniejsze trunki. Kilku wstawionych mężczyzn próbowało zdobyć mój numer telefonu, ale jak zawsze ich starania spełzły na niczym. Około dwudziestej drugiej w holu zobaczyłam znajomą postać. Jasper. Mimo że dzisiaj nie pracował, to jednak przyszedł, od wejścia posyłał mi buziaki, przepychając się do baru. Dotarcie do lady nie zajęło mu wiele czasu, pomimo panującego tłoku. Oparł się o blat i czekał, aż podejdę.
Wyglądał dzisiaj inaczej. Nie miał na sobie tradycyjnych, czarnych spodni i koszulki w tym samym kolorze z czerwonym napisem ‘Protection’. Założył jasne dżinsy i kremową koszulę, której rękawy podciągnął do łokci, a trzy górne guziki pozostawił rozpięte.
- Co podać? – zapytałam miłym tonem i rzuciłam mu szybkie spojrzenie, które zaraz zwróciłam na, trzymany w ręku, notes. Na samą myśl o jego osobie czułam delikatne ciepło w okolicach serca. Ta opiekuńczość, którą się wykazał podczas niefortunnego incydentu, naprawdę mi zaimponowała. Jego nieodparty urok nie pozwalał go nie lubić, bądź gniewać się na niego.
- A czy mogę liczyć na jakąś ofertę specjalną? – odpowiedział pytaniem na pytanie i przechylił się przez blat, opierając na nim swoje przedramiona. Przybliżyłam się do twarzy chłopaka i szepnęłam na ucho:
- W końcu muszę się odwdzięczyć za pomoc tamtego dnia.
Chyba nie spodziewał się takiego zwrotu akcji, bo nie odezwał się wcale, ale po chwili na ustach blondyna pojawił się uśmiech. Zauważyłam, że trochę dalej kilka osób czeka na złożenie zamówienia, więc w pośpiechu udałam się w ich stronę. Miałam nadzieję, że Jasper nie wyobraził sobie zbyt wiele po tych słowach, bo nie zamierzałam się z nim przespać. On raczej nie należał do tego typu osób, a dodatkowo pracowaliśmy razem, co wykluczało na wstępie kontakty seksualne. Od początku mojej kariery, jako barmanki trzymałam się żelaznej zasady: nie sypiaj z ludźmi, z którymi współpracujesz. Do tej pory szło mi bardzo dobrze niełamanie tego zakazu, więc tym bardziej nie chciałam wszystkiego teraz psuć. Jeszcze zdążę wymyślić, równie pociągający sposób na wynagrodzenie pomocy. Zresztą, wywoływał we mnie jakieś dziwne uczucia, których sama nie byłam w stanie zdefiniować. Na pewno nie wykorzystywał kobiet jedynie do jednorazowego stosunku. Sprawiał wrażenie tego jedynego, o którym marzyła każda dziewczyna. Opiekuńczy, czuły, przystojny i zawsze uprzejmy. Jednakże nie dla mnie, gdyż posiadał zbyt dobre serce, aby mogło nas coś połączyć. Skarciłam się za tak absurdalną myśl, w której Jasper zostałby moim partnerem, a nie tylko przyjacielem. I nie wiadomo skąd, znów przed oczami pojawiły się zielone tęczówki. Swan, daj sobie na wstrzymanie i to już, nakrzyczałam na siebie.
Kręcąc głową z niedowierzaniem, podeszłam do klientów i zaczęłam notować zamówienia. Wśród napalonych mężczyzn moją uwagę przyciągnęła… wysoka blondynka o długich, złotych włosach prawie sięgających do pasa, wielkich, błękitnych oczach i idealnej sylwetce. Stała, oparta o filar w oczekiwaniu na swoją kolej. Na pierwszy rzut oka zauważyłam, że nie zalicza się do najtrzeźwiejszych osób w klubie. Kiedy nadeszła jej pora, podeszła chwiejnym krokiem do lady, co wyglądało na trudną sztukę, ponieważ ubrała wysokie szpilki, które, jak mniemam, należały do tych „z najwyższej półki”. Mrugnęła nerwowo oczami i podała mi siedem wymiętych, jednodolarowych banknotów.
- Co mam podać?
- Wściekły pies – mruknęła niezrozumiale, po czym oparła dłonie o blat i wypięła, bardziej niż to konieczne, swoje krągłości. Mężczyźni znajdujący się niedaleko, błądzili swoimi zamglonymi oczami po jej długich, opalonych nogach i doskonale uwydatnionych pośladkach w krótkiej, czarnej mini.
Przyrządziłam szybko drinka, podsuwając kobiecie napój pod twarz. Uśmiechnęła się do siebie i przechyliła kieliszek, wypijając jego zawartość jednym tchem. Musiałam mieć bardzo głupią minę, ale jeszcze nigdy nie widziałam, aby dziewczyna pochłonęła trunek tak szybko. Zazwyczaj damy tego pokroju sączyły alkohol przez rurkę, kokietując przedstawicieli płci przeciwnej, przez co najmniej kwadrans, jak nie dwa.
- Dzięki – wysapała, stawiając przede mną szkło i po chwili znikając w tłumie roztańczonych ludzi. Potrząsnęłam głową i obsługiwałam dalej, co jakiś czas podchodząc do siedzącego przy barze Jaspera i ucinając sobie z nim krótkie pogawędki. Podczas jednej z nich jego telefon zaczął wibrować, on spojrzał na ekran, nieco zbyt długo się w niego wpatrując i szepnął:
- Bello, przepraszam cię na chwilę, ale muszę odebrać. – Po czym się odwrócił i przyłożył komórkę do ucha. Udało mi się usłyszeć, co mówił, chociaż nie starałam się podsłuchiwać.
- Słucham?
- Cześć. W klubie.
- Tak, tak. Coś się stało?
- Mogłabyś mówić konkretniej?
- Gdzie jesteś?
- Chyba oszalałaś, zabierając ją tam.
- Dobrze. Nie ruszajcie się nigdzie. Będę… - spojrzał na zegar i dokończył – za piętnaście minut.
- Pilnujcie się! – prawie wykrzyknął ostatnie słowa i zamknął klapkę, po czym uśmiechnął się do mnie.
- Bello, o której dzisiaj kończysz? – zapytał, ubierając kurtkę.
- O pierwszej.
- Jeżeli nie miałabyś nic przeciwko, to chętnie bym cię odprowadził. – Puścił mi oczko.
- Dobrze, inaczej musiałabym wracać sama. Czekaj przed bramą – rzekłam, dziękując blondynowi w duchu za to, że wyszedł z taką propozycją. Nie uśmiechało mi się błądzić samotnie po nocy w drodze do akademika. Sama myśl o ciemnym parku przyprawiała mnie o nieprzyjemne dreszcze.
Wielokrotnie wracałam pamięcią do piątkowej imprezy. Szczególnie do wydarzenia w pokoju Mike’a. Jak mogłam to zrobić? Powinnam wtedy ograniczyć picie, ale przecież wina nie leżała tylko po mojej stronie. W końcu, to on zaciągnął mnie do tamtego pomieszczenia i zaczął całować, dotykać, budzić uśpione, zwierzęce instynkty, zapomniane żądze, pragnienia. A potem, gdy go odtrąciłam, to on się na mnie rzucił, zaciskając pięści na moich nadgarstkach. Na drugi dzień byłam bardzo zdziwiona, gdy nie dostrzegłam żadnych siniaków na przegubach, choć mogłabym przysiąc, że te chwyty pozostawią ślady na kilka tygodni. Gabriel. Przyjaciel Gabriel. Może i zdołałabym puścić w niepamięć ten nasz nieplanowany wyskok, ale nigdy nie zapomniałabym jego wściekłej, zaciętej miny i nieopanowanej agresji. Zapewne, gdybym go nie uderzyła i by się nie opamiętał, to zmusiłby mnie do seksu, bo i tak moich krzyków nikt by nie usłyszał. Wyglądał jak opętany. Przykre wspomnienia nasiliły podły nastrój i najchętniej wykastrowałabym wszystkich samców, którzy dopuszczają się gwałtu po pijaku.
Dochodziła północ, gdy spostrzegłam wchodzącego do klubu Gabriela we własnej osobie. Wzięłam głęboki wdech, bo wiedziałam, że czeka nas poważna rozmowa. Nigdy tutaj nie przychodził, bo nie przepadał za takimi miejscami. Zaszczycał swoja obecnością jedynie w pilnych wypadkach. Obserwowałam go, gdyż zauważyłam, że przesadził z alkoholem. Dość mocno się zataczał i miał nieprzytomny wzrok. Jednak wbrew moim przypuszczeniom nie podszedł do mnie, tylko bawił się na parkiecie. Wyglądał, jakby nie panował nad sobą, co chwilę tracąc równowagę. Obsługiwałam klientów, przypatrując mu się uważnie. Rzadko widziałam go w takim stanie. Nawet na piątkowej imprezie lepiej się trzymał. Jednakże, skoro nie zwracał na mnie uwagi, postanowiłam także go ignorować. Zabawiałam wstawionych mężczyzn rozmowami i żartami. Miałam okazję zrobić z nich największych idiotów świata, na co nawet nie zwróciliby uwagi. Lecz z każdym drinkiem dostawałam bardziej sowite napiwki, co mnie niezmiernie cieszyło. W pewnym momencie kątem oka dostrzegłam blond włosy i czarną spódniczkę. Podążyłam wzrokiem za nieznajomą i stanęłam osłupiała. Gabriel przyciągnął ją do siebie, wpychając język do jej ust i ściskając dłońmi pośladki kobiety pod materiałem spódniczki. Podejrzewałam, że zaraz go odepchnie, jednak sprawiała wrażenie całkowicie zadowolonej z takiego obrotu sprawy. Co on, do jasnej cholery, wyprawiał? Znałam go długo i zdecydowanie nie wyrywał dziewczyny w pięć minut, żeby potem przelecieć ją w męskiej toalecie. Blondynka robiła się coraz pewniejsza i silniej napierała na niego całym ciałem, co prawie spowodowało ich upadek. Ona najwyraźniej również nie grzeszyła trzeźwością, zresztą to ta sama nieznajoma, która kilka godzin temu jednym tchem wypiła zamówionego drinka.
Zastanawiałam się, czy zareagować. Wiedziałam, że Gabriel działa pod wpływem alkoholu i będzie żałował swojego zachowania, ale z innej strony, czułam, że go tak naprawdę nie znam. U Mike’a pokazał mi swoje drugie oblicze, o którym wcześniej nie miałam pojęcia. I choć budził we mnie odrazę, za to, co się ostatnio stało, musiałam mu pomóc. Nie mogłam postąpić inaczej, gdyż w głębi duszy nadal uważałam go za przyjaciela. Zamknęłam oczy i zrobiłam głęboki wdech, chciałam się uspokoić, ponieważ scena rozgrywająca się przede mną spowodowała, że znów przypomniałam sobie jego napastliwość i dominację. W tym momencie pragnęłam zaciągnąć go w pierwszą lepszą, ciemną uliczkę i porządnie przestraszyć albo, chociaż sprawić, żeby przez najbliższe dwadzieścia lat nie tknął alkoholu. Pomimo jego ostatnich wybryków, nie odważyłabym się go ukarać w żaden sposób, bo go kochałam… jak brata. Uniosłam powieki i się skrzywiłam, widząc zażyłość między tą dwójką. Za chwilę, bez mojej interwencji, rzuciliby się na siebie i bez wstydu uprawialiby dziki seks przy ludziach. Postanowiłam na moment zapomnieć o urazie i mu pomóc.
Ruszyłam żwawym krokiem w kierunku parkietu i kiedy dotarłam do celu, zacisnęłam ręce na ramionach Gabriela, którymi aktualnie obejmował zaokrąglone biodra blondynki. Odciągnęłam go od niej i szarpnęłam nim, przez co nieznajoma zachwiała się, ale nie upadła. Stała na środku, wściekła, kipiąc ze złości. Bogate, puste dziewczyny, pokręciłam głową z niesmakiem, bo ona zdecydowanie do nich należała.
Przyjaciel, mimo odurzenia sporą ilością drinków, wyrwał się z mojego uścisku i patrzył na mnie z pogardą. Jego oczy były przekrwione, a z ust wydobywał się nieprzyjemny odór wódki pomieszanej z piwem. No, no, nieźle poszalałeś, prychnęłam w myślach, lekko się do niego uśmiechając. Teraz potrzebował pomocy i wiedziałam, że tylko ja w tym momencie mogę mu ją zaoferować.
- Czego chcesz?! – warknął z wyraźnym gniewem i… żalem?
- Uspokój się, jesteś pijany – powiedziałam opanowanym tonem, dotykając ramienia chłopaka, by zminimalizować jego gniew. – Chodź, zamówię ci taksówkę. Ty chyba już dzisiaj powinieneś zakończyć zabawę, kolego.
Podszedł do mnie stanowczym krokiem, co w tym stanie było sporym wyczynem.
- Odczep się, ladacznico! Nie będziesz mi mówić, co mam robić. Jak śmiesz przerywać mi igraszki! – krzyknął, a nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Oniemiałam w pierwszym momencie. Jego furia sparaliżowała każdy mój mięsień, nogi odmówiły posłuszeństwa. Różnych reakcji się spodziewałam, jednak teraz nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa. Zbliżył się jeszcze bardziej i jedną ręką chwycił mnie za bark, a drugą zacisnął na nadgarstku.
- Nie chciałaś mi się oddać, a pierwszego lepszego zaspokoiłaś. – Wzmocnił uścisk, a ja znowu spanikowałam, jak wtedy w sypialni. – Zrobiłaś mnie w konia, a ja byłem zawsze wierny jak pies. – Zaśmiał się z własnego żartu. – Tak, tyle, że ty nie masz psa, bo już dawno byś go wykończyła. Długo na ciebie czekałem, za długo… - mruknął, a w jego zamglonych oczach nagle pojawił się niebezpieczny błysk. Nadal nie mogłam ruszyć się z miejsca. Dlaczego tak się zachowywał?
Niespodziewanie się przysunął, brutalnie miażdżąc moje wargi. Zaczęłam się szarpać i wyrywać, ale te marne próby nie przyniosły rezultatu. Był bardzo pijany, a jednak posiadał nadal tyle siły. Dziwiłam się, że nikt nie próbuje mi pomóc. Modliłam się, żeby zostawił mnie wreszcie w spokoju.
Nie zdążyłam nic więcej pomyśleć, bo sekundę później poczułam, jak ktoś go gwałtownie odciąga. Jednak mocny chwyt bruneta sprawił, że upadłam na kolana, uderzając brodą i nosem o posadzkę. Głowę przeszył wszechogarniający ból, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Podniosłam się powoli i zobaczyłam Carlisla miażdżącego swoją pięścią twarz Gabriela.
- Ty skurwielu! Nie waż się jej dotknąć! Nigdy! Rozumiesz, co mówię? I nie pokazuj się tutaj! – wrzeszczał między jednym uderzeniem a drugim, po czym popchnął go na drzwi. Tego agresywnego mężczyznę jeszcze do niedawna uważałam za przyjaciela. Po tych wszystkich przykrych incydentach nie zasługiwał na to miano. Nie znałam osoby, którą mi ostatnio zaprezentował i nie zamierzałam zadawać się z kimś takim. Rozmyślałabym nad tym długo, ale szef położył mi ciepłe dłonie na policzkach.
- Maleńka, nic ci nie jest? – zapytał i wpatrywał się we mnie badawczym wzrokiem, sprawdzając mój stan psychiczny i emocjonalny. Nie miałam poważniejszych obrażeń oprócz kilku niegroźnych zadrapań. Pokiwałam przecząco głową, zamykając oczy. Pogładził delikatnie moje czoło.
- Dziękuję – dodałam, starając się, aby głos przybrał naturalną i stanowcza barwę. – Muszę wracać do baru.
Wysunęłam twarz z jego dłoni i poszłam w stronę zaplecza. Po chwili Carlise także zniknął, zapewne w swoim pokoju. Wiedziałam, że powinnam mu okazać więcej wdzięczności, ale nie chciałam ukazywać słabości. Szczególnie on nie powinien widzieć we mnie bezradnej dziewczyny, która potrzebuje ochroniarza. Wnioskuję, iż z ochotą by się zgłosił na to stanowisko. Mimo wszystko, bardzo się cieszyłam, że przyszedł w takim momencie, bo nie wiem, w jakim stanie zastałby mnie trochę później. Teraz musiałam się od tego odciąć, by Carrie nic nie zauważyła. Nie byłam osobą wylewną, wolałam dusić w sobie wszelkie uczucia. Kiedy kumulowało się w środku za dużo negatywnych emocji, zamykałam się w pokoju, nie powstrzymując łez.
Wróciłam do obsługiwania klientów, jakby nic się nie zdarzyło. Przeszukałam szybko tłum ludzi za ową blond pięknością, która stała się przyczyną całej szamotaniny. Jednak nie udało mi się jej zlokalizować, najwidoczniej musiała już opuścić klub. Całkiem to logiczne, po takiej sytuacji również zmyłabym się stąd jak najszybciej i jak najdalej.
Zrobiłam sobie mocnego drinka i wypiłam na raz, aby zmniejszyć napięcie i zdenerwowanie. Wiedziałam, że powód mojego rozdrażnienia właśnie leczy swój, zapewne złamany, nos. Gdy wybiła pierwsza, poszłam do szatni, szybko zmieniłam roboczy strój na wygodną sukienkę i opuściłam lokal.
Kiedy minęłam bramę, od razu pożałowałam wyboru dzisiejszego stroju. Chłodny powiew dotarł do nagich części ciała, sprawiając, że przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz i dostałam gęsiej skórki. Wykrzywiłam twarz w grymasie niezadowolenia, co nie było przemyślanym posunięciem. Usłyszałam cichy chichot dobiegający od strony barierki, która odgradzała chodnik od ulicy. Podniosłam wzrok i dostrzegłam rozbawione oczy Jaspera. Aczkolwiek po chwili całkowicie spoważniał. Co zobaczyłam w jego niebiesko - szarych tęczówkach? Zdziwienie? Przerażenie? A zaraz potem troskę? Chyba tak, ponieważ po sekundzie objął mnie ramieniem i pogładził swoją gorącą dłonią moje czoło i lodowaty nos.
- Co ci się stało? – zapytał, nie przerywając dotyku.
- Miałam małe spięcie… - zawiesiłam na moment głos, uciekając wzrokiem w bok. – Z przyjacielem, dosyć pijanym – dokończyłam, lecz postanowiłam jeszcze coś dodać:
- Jednakże nasza przyjaźń to już przeszłość.
- Bello, te otarcia… - zaczął, znów przejeżdżając po niewielkich zadrapaniach, jakich doznałam podczas upadku. Nie chciałam drążyć tematu, stojąc pod barem, więc mu przerwałam:
- Chodźmy, bo mi zimno, opowiem ci po drodze – zasugerowałam, a on momentalnie zdjął kurtkę, aby mnie nią otulić. Patrząc na cienką koszulę blondyna, bałam się, że zaraz zamarznie. Jego nakrycie dawało dużo ciepła. Chyba dostrzegł moje, wewnętrzne rozterki, bo rzekł:
- O mnie się nie martw, należę do tych gorących chłopaków. – Puścił mi oczko. – Teraz możesz opowiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło, bo obiecuję, że jak dorwę tego skurwiela, to nie ręczę za siebie. - Przy ostatnich słowach mocno zacisnął wargi i szczękę. Zdecydowanie to nie chłopak dla mnie. Swan, co ty wyczyniasz!, zganiłam siebie w myślach. Ciągnęłam to wszystko, bo było mi wygodnie. Już po pierwszym spotkaniu powinnam jasno postawić sprawę i powiedzieć Jasperowi, żeby się nie angażował. Natomiast, ku własnej irytacji, musiałam po raz kolejny zachowywać się jak egoistka i jeszcze z nim flirtować.
- Spokojnie – odparłam stanowczo. – Myślę, że Carlisle już się biedakiem odpowiednio zajął – westchnęłam, bo nagle odczułam olbrzymią potrzebę, aby powiedzieć chłopakowi o tym, kim był dla mnie Gabriel. Szliśmy wolno przez miasto, pogrążeni w ciemności, ściskając swoje dłonie, a ja opowiadałam mu całą historię, począwszy od tego dnia, kiedy się poznaliśmy. Gab wychodził z biblioteki, bawiąc się telefonem, a ja właśnie do niej zmierzałam. Zderzyliśmy się i huk słyszała chyba cała uczelnia. Wtedy po raz pierwszy posłał mi ten jego szczery uśmiech i wziął winę na siebie, pytając, kim jestem. Podejrzewałam, że więcej się nie spotkamy, ale na drugi dzień otrzymałam wielki bukiet tulipanów na przeprosiny. Dokładnie nie pamiętałam, jak został członkiem naszej ekipy. Miał tupet i siadał z nami podczas każdego lunchu, nie zrażając się złośliwymi komentarzami Emmetta i nieprzyjemnymi uwagami Nory. Alice zawsze była do niego przyjaźnie nastawiona, ja zresztą też. Po jakimś czasie wszyscy bardzo go polubiliśmy i dołączył do paczki. Z Jasperem dzieliłam się wcześniej streszczeniami wspólnych wypadów i opisami wzajemnych relacji. Kiedy skończyłam mówić, była już trzecia rano, a my staliśmy pod akademikiem.
- Powinnam już iść – szepnęłam, patrząc mu prosto w oczy. – Przepraszam, że zajęłam ci tyle czasu.
- Przyjemność po mojej stronie. W barze wspominałaś coś o odwdzięczeniu się. Znam idealny sposób. – Spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Coś sugerujesz? – zapytałam z udawaną ironią i zamrugałam oczami, chcąc rozładować napięcie między nami. Jazz roześmiał się głośno, po chwili zatykając sobie dłonią usta, bo ludzie przecież smacznie spali.
- Złośnica. – Chwila ciszy. – Co powiesz na kolację, na przykład w czwartek? Oboje mamy wolne, więc nie wykręcisz się pracą. – Pogroził mi palcem, a ja się roześmiałam. Nie miałam nic do stracenia. Skoro i tak nie zaplanowałam sobie nic ciekawego na ten wieczór, to przynajmniej spędzę czas w miłym towarzystwie.
- Dlaczego od razu obstawiasz, że ci odmówię, don Juanie? – Zaśmiałam się ponownie, wypowiadając ostatnie słowa – Zgadzam się, oczywiście.
Możliwe, że mi się zdawało, ale na te słowa jego oczy rozbłysły radośnie. Bardziej prawdopodobne, że dopadły mnie halucynacje.
- W takim razie, wpadnę po ciebie o dwudziestej, dobrze? – upewniał się, pozwalając mi podjąć ostateczną decyzję.
- Dobrze, będę czekać. Teraz naprawdę muszę uciekać.
- Jak najbardziej, nie będę cię już dłużej przetrzymywał, bo jeszcze oskarżysz mnie o narzucanie się – uśmiechnął się zadziornie i pochylił w moją stronę. Przez ułamek sekundy liczyłam, że mnie pocałuje, tak prawdziwie i namiętnie. Jednak szybko nadzieje zniknęły, gdyż jedynie musnął wargami prawy policzek, jednocześnie odbierając swoją kurtkę. Koleżeński całus…
- Śpij dobrze, Bello. Dobranoc.
- Dobranoc – szepnęłam i weszłam do budynku. Dlaczego musiałam poznać takiego faceta, mając takie marne życie? Światem od dawien dawna rządziła niesprawiedliwość. Szkoda, bo okazał się całkiem fajnym… przyjacielem.
Dotarłam do drzwi i zaczęłam nerwowo szukać kluczy w torebce. Jednak uparcie nie mogłam ich znaleźć. Po trzech minutach, niezadowolona z obrotu sytuacji, kucnęłam i wysypałam całą jej zawartość na podłogę. Aczkolwiek, ku mojemu zdziwieniu, we wszystkich znajdujących się tam drobiazgach, po kluczach nie było śladu. Zaklęłam cicho pod nosem na własną głupotę. Oparłam się plecami o ścianę, zamknęłam oczy i przyciągając kolana do klatki piersiowej, zastanawiałam się, co teraz zrobię. Czułam się samotnie i to nie pierwszy raz. Minęła trzecia nad ranem, więc w grę nie wchodziło pójście do administratora akademika po zapasowy klucz. Nora wyjechała na weekend do znajomej z czasów liceum, więc u niej też nie mogłam przekoczować do dziewiątej rano, gdy pan Matthew Baker ruszy tyłek i otworzy swój gabinet. Myślałam nerwowo i znów zaczęłam przeklinać, bo zauważyłam brak papierosów. Ostatnia doba zdecydowanie nie zaliczała się do udanych. Zrezygnowana, potrząsnęłam głową, bo powoli zasypiałam, siedząc na korytarzu.
Wpadłam na pewien pomysł i wyciągnęłam komórkę. Po trzecim sygnale usłyszałam głos przyjaciela:
- Bella, coś się stało? Jest środek nocy.
- Właściwie to tak i dzwonię właśnie w tej sprawie. Przenocujesz mnie do rana? Zatrzasnęłam drzwi i zasypiam na wycieraczce.
- A co ty robisz o tej porze na akademickim korytarzu?
- Teraz? Koczuję, ale mi niewygodnie. To jak, mogę wpaść? – zapytałam błagalnym tonem, który zawsze na niego działał.
- Jeszcze się pytasz. Za pięć minut cię widzę pod moimi drzwiami i to już – rozkazał, po czym się rozłączył. Cały Emmett. Szybko pozbierałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę zachodniego skrzydła. Tak, jak mówił, po pięciu minutach czekałam na jego wycieraczce, delikatnie pukając w drzwi, aby nie zbudzić współlokatorów chłopaka. Po chwili ujrzałam Ema, który objął mnie czule i zaprowadził do pokoju. W pomieszczeniu oczywiście stało jedno łóżko, ale już nie raz spędzałam u niego noce, gdy zapominałam kluczy, a dziewczyny wybywały na całonocne szaleństwa.
- Powiesz mi teraz czy rano? – zapytał, ziewając. Położył się na boku, robiąc miejsce dla mnie.
- Zdecydowanie rano – odparłam i z ulgą usadowiłam się na wyznaczonej połowie. Przytulił się do moich pleców, a ja poczułam ciepło bijące z jego nagiego torsu. To było niedorzeczne, ale nie mogłam nic poradzić, że prezentował się całkiem kusząco. Nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam, ale spałam dość mocno, wyczerpana zdarzeniami, w które obfitował wieczór.

Siedziałam na wykładzie w ostatnim rzędzie, co chwilę smutno spoglądając na wolne miejsce obok. Brakowało na zajęciach wiecznie radosnej Alice, która zawsze swoją energią poprawiała mi humor. Pan Tauner jeszcze się nie pojawił, a po sali rozchodziły się niewyraźne szmery i pomrukiwania niewyspanych studentów. Po chwili otworzyły się drzwi i naszym oczom ukazały się trzy sylwetki. Najpierw pojawiła się rudowłosa piękność o przeraźliwie bladej cerze i wielkich czekoladowych oczach. Nieznajoma bardzo mi kogoś przypominała, ale nie mogłam skojarzyć, kogo. Za nią stali dwaj mężczyźni. Już nie tak zjawiskowo piękni jak owa dziewczyna, ale całkiem przystojni. Wysoki blondyn o krótko obciętych włosach i dość chłopięcej twarzy, rozglądał się nerwowo na boki, szukając czegoś albo kogoś w tłumie studentów. Drugi mężczyzna miał czarne, krótkie, kręcone włosy i surową minę. Kiedy spojrzałam mu w oczy, poraziły mnie rażąco zielone tęczówki. Już kiedyś widziałam ten unikalny odcień. Próbowałam przypomnieć sobie pewne kwestie i przestałam rejestrować, co się działo w auli. Z tego dziwnego otępienia zostałam wyrwana przez lodowaty dotyk na ramieniu. Początkowo cała zesztywniałam, ale odwróciłam głowę i ujrzałam twarz otoczoną burzą rudych loków.
- Przepraszam, czy tutaj jest wolne? – zapytała nieznajoma, a jej dźwięczny głos mnie zahipnotyzował.
Nagle otworzyłam szeroko oczy. W pierwszej chwili nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Rozejrzałam się i zauważyłam ubrania na fotelach, niedbale rzuconą torbę treningową pod biurkiem, na którym stało siedem różnych napojów. Przekręciłam głowę i ujrzałam twarz Emmetta oraz jego rękę obejmującą mnie w talii. Przecież przyszłam do niego nad ranem. Cicho pochrapywał, ale stale mu to wybaczałam. Wyglądał tak, jak lubiłam - niczym bezbronne dziecko. Umięśniona klatka piersiowa bruneta unosiła się miarowo w górę i w dół. Spojrzałam na tarczę cyfrowego budzika, który stał koło mojej głowy. Wybiła dziesiąta.
Czas się ruszyć, Swan, pomyślałam i z niezadowoleniem westchnęłam. Nadal byłam zmęczona, ale wiedziałam, że już pora się ruszyć. Zresztą już od godziny pan Baker przebywał w swoim gabinecie. Pocałowałam Emmetta w policzek i delikatnie wysunęłam się z objęć przyjaciela. Zamruczał coś niewyraźnie i przetoczył się na brzuch, pozwalając swojej nodze i ręce zwisać z łóżka.
Chwyciłam szpilki i zamknęłam delikatnie za sobą drzwi. Przechodząc przez kuchnię, natknęłam się na jednego z jego współlokatorów, Jamesa. Kiwnęliśmy do siebie głową na powitanie, po czym wyszłam z mieszkania. Na korytarzu wsunęłam na nogi buty i udałam się w stronę mojego zbawienia, to znaczy w stronę pana Bakera.
Pół godziny później rzucałam obuwiem w kąt przedpokoju. Na szczęście bez problemów dostałam dzisiaj zapasowy klucz, bo nie byłam w nastroju na słowne zaczepki i godzinne tłumaczenia. Jedyną rzeczą, o jakiej teraz marzyłam to ciepłe łóżko. Jednak zanim do niego dotarłam, wzięłam z szafki pudełeczko i poszłam na balkon. Musiałam nadrobić poranną dawkę nikotyny, ponieważ wszystko zaczynało mnie drażnić. Spędziłam na balkonie dziesięć minut, obserwując studentów i nie skupiając myśli na niczym konkretnym. Udałam się do łazienki, po drodze zdejmując ubrania i rozrzucając je po całym domu. Weszłam do kabiny, pozwalając gorącym strumieniom obmywać moje ciało. Zamknęłam oczy i skierowałam twarz w stronę główki prysznica. Z minuty na minutę mięśnie zaczynały się rozluźniać, aż w końcu czułam się wolna od stresu i ciągłego napięcia. Owinięta w miękki, biały, frotowy szlafrok rzuciłam się na łóżko, rozkładając ręce na boki.

system of a down - lonely day

Patrzyłam w sufit i rozmyślałam o zdarzeniach ostatnich dni. Martwił mnie fakt, że Alice od piątku nie dawała żadnego znaku życia. Co się mogło wydarzyć tak absorbującego, że nie miała czasu wykonać jednego krótkiego telefonu do mnie? Może ktoś zmarł?! Jakaś bliska dla niej osoba?! Nie, nie wtedy na pewno by zatelefonowała? Chociaż? Miałam straszny mętlik w głowie. Kochałam Alice, jak siostrę i nie byłam w stanie sobie wyobrazić mieszkania bez niej, ale w rzeczywistości mało o niej wiedziałam. Praktycznie w ogóle nie znałam jej rodziny, ani jej samej… Może ona coś przede mną ukrywała, że tak szczelnie maskowała swoją przeszłość. Co kilka tygodni wyjeżdżała do rodziny, ale nigdy nie słyszałam jak z nimi rozmawiała przez telefon, nie widziałam zdjęć żadnego z jej członków, nawet nie znałam ich imion… Gdy tak dłużej myślałam i rozwodziłam się nad tym faktem, doszłam do wniosku, że jest dla mnie kimś bardzo bliskim a zarazem takim obcym. Chciałam, żeby w tamtym momencie była ze mną w domu i leżała przy mnie w łóżku albo, chociaż żeby zadzwoniła. Żadna z tych rzeczy się nie stała. I wtedy, po raz kolejny odczułam, że jestem samotna, choć nigdy nie byłam sama. Zawsze był ktoś przy mnie, dawniej to była rodzina, potem zastąpiła ich Esme, a teraz miałam grupę przyjaciół, którzy również mnie kochali. Nie musieli tego mówić, czułam to, choć nie zmieniało to faktu, że byłam samotna.
Przez długi czas samotność koiła mój ból, choć sama była bólem. Po zdarzeniach sprzed kilku lat, wytworzyłam wokół siebie iluzję, silnej, zdecydowanej i zdeterminowanej do działania kobiety. Zrobiłam to tylko po to, aby ukryć ten wewnętrzny ból i nie opowiadać ludziom o przeszłości. Udawało mi się to do tej pory, ale leżąc uświadomiłam sobie pewną rzecz. Potrzebowałam czułości, zrozumienia, opieki, mił… Nie, nie Swan ty nie możesz oczekiwać od kogoś takiego wyznania, skarciłam się w myślach. Nie zasłużyłam, żeby żyć, a co dopiero żeby być kochaną. Powinnam była umrzeć wtedy, ale jak widać los miał dla mnie coś innego w planach. Znów poczułam to, co starałam się wyrzucić z moich myśli. Byłam wybrykiem znienawidzonym przez tego u góry, dlaczego pozwolił mi żyć? Napawała mnie odraza do tego, że nadal istniałam. Dlaczego wtedy poszczęściło się mnie a nie chociażby niczemu nie winnej Andrei? Teraz mogłaby być szczęśliwą absolwentką college’u i planować przyszłość z Peterem. Na to wspomnienie słona łza mimowolnie spłynęła po moim policzku, a w ślad za nią podążyły kolejne. Ból, znów powrócił, już nie tak silny jak kiedyś, ale wystarczająco mocny, aby mnie złamać. Skuliłam się na łóżku mocząc szlafrok płaczem i zduszając w poduszce skomlenia. Znów przed oczami miałam Andree, której tak bardzo mi brakowało. Czułam, jak niska blondyneczka o porcelanowej cerze i krótkich, barankowych lokach wtula głowę w moje ramiona, a ja ściskam ją najmocniej jak potrafię czując miękkość jej skóry pod dłońmi. Po chwili ocknęłam się z tej iluzji i zarejestrowałam, że w moich ramionach nie ma Andrei, ale za to jest wielka poduszka. Załkałam nie mając siły hamować tych wszystkich uczuć, które wróciły ze wspomnieniami, za długo starłam się je zdusić w sobie. Byłam wdzięczna za brak czyjejkolwiek obecności. Przy nikim nie mogłabym sobie pozwolić na chwilę słabości i powrót do wspomnień. Nigdy… Nie wiem, kiedy zasnęłam, ale tamtego popołudnia miałam jeden z najpiękniejszych snów.
Stałam na okrągłej polanie, którą z wszystkich stron otaczały wysokie drzewa. Padały na mnie promienie słońca, ogrzewając moją skórę. Słyszałam śpiew ptaków i lekki szum lasu. Byłam wolna, szczęśliwa, lekka… Zieleń trawy napawała mnie spokojem i pozwalała się rozluźnić. Gdy się obróciłam zobaczyłam koc i list z idealnie wygrawerowanym napisem ‘Isabella’. Usiadłam na przygotowanym posłaniu i wyciągnęłam przed siebie nogi dostrzegając, że miałam na sobie białą sukienkę. Nagle przez polanę przebiegła spłoszona sarna, niknąc za linią drzew tak szybko, jak się pojawiła. Nie przestraszyłam się jej, a jedynie uśmiechnęłam szeroko, ponieważ ten widok był niesamowity. Była tak szybka, zwinna, wolna. Sięgnęłam po kopertę i ją otworzyłam. W środku znajdowała się karteczka zapełniona tym samym misternym pismem: ‘Odwróć się’. Nie czułam lęku i bez obawy odwróciłam się, a moim oczom ukazała się wysoka sylwetka. Jednak nie byłam w stanie dostrzec, kim jest ta osoba, ponieważ promienie słoneczne mi na to nie zezwalały. Chciałam wstać, ale w tym momencie ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Ocknęłam się i szybko zaczęłam przeszukiwać pościel za moją komórką. Gdy wreszcie chwyciłam ją w dłoń na ekranie widniał napis: Alice. Odetchnęłam i bez wahania odebrałam połączenie.

APOV:

Od dwóch dni przebywałam w lesie. Już nie polowałam, po prostu chodziłam i rozmyślałam nad ostatnimi wydarzeniami. Pierwszy raz od kilkudziesięciu lat byłam bliska utraty kontroli przy ludziach. Wolałam nawet nie rozważać takiego scenariusza, bo gdybym resztkami silnej woli nie opuściła imprezy, to rano znaleźliby całe mieszkanie w czerwonej mazi i kredowo – białe ciała pozbawione krwi. Nigdy nie zdołałabym sobie wybaczyć takiej tragedii. Patrząc w lustro, znów widziałabym potwora, którym od niedawna przestałam się nazywać.

W takich momentach czułam się jak marna, słaba trzcina, którą wiatr wyginał w każdą stronę. Wystarczyłaby minuta, jeden fałszywy ruch, delikatny podmuch ich kuszącego zapachu. Pokręciłam głową z rezygnacją, najcięższego grzechu nie da się odkupić, a ja już wiele żyć miałam na sumieniu. Żal z powodu dokonanych mordów nie przyniesie ukojenia ani zapomnienia. Zostałam naznaczona piętnem zbrodni, z którym byłam zmuszona egzystować przez wieczność. Dodatkowo, cały czas musiałam trzymać się na baczności, aby nie popełniać tych samych błędów. Już dawno postanowiłam zwalczyć zwierzęcą naturę i żyć między ludźmi, dlatego z każdym mijanym dniem przebywanie wśród nich stawało się łatwiejsze.
Teraz wiedziałam, że nie mogę nigdy więcej ignorować pragnienia i cech drapieżnika, które, bądź co bądź, nadal górowały w mojej osobowości.

Potrzebowałam uporządkować myśli i przeanalizować po raz setny czynniki, które prawie spowodowały masowy mord. Udałam się na południe, chcąc dotrzeć do nielicznie zamieszkałej miejscowości. Ludzie przyglądali się podejrzliwie mojemu poszarpanemu ubraniu. Kiedy polowałam, zatracałam się w tym całkowicie, nie zwracając uwagi na tak przyziemne sprawy. Zauważyłam, że potargana sukienka odsłaniała więcej ciała niż zasłaniała. Potrzebowałam pieniędzy. Skąd miałam je teraz, do cholery, wytrzasnąć? Zasłoniłam twarz dłońmi i skupiłam się na najbliższej przyszłości. W wizji dostrzegłam ponury bar o wątpliwej reputacji, z którego wychodziło dwóch mężczyzn. Zlokalizowałam owy klub i ujrzałam podpitych młodzieńców. Zastanawiałam się, jak wymusić od nich pewną kwotę, po dobroci czy siłą? Używając swoich tradycyjnych umiejętności, nie ryzykowałam za wiele, gdyż nikt by nie uwierzył w historię o drobnej panience z nadludzką siłą. Jednak zdecydowałam się spróbować bez przemocy. Opuściłam głowę i udałam się w ich kierunku. Udając, że nikogo nie widzę, wpadłam na jednego z panów. Zatoczył się lekko i spojrzał na mnie z niepokojem.
- Hej, mała, wszystko w porządku? – zapytał głośno, zainteresowany moim losem. Zachichotałam cicho. Biedak, chyba naprawdę się przejął tym zniszczonym strojem. Jego towarzysz nagle wybuchnął niepohamowanym śmiechem, po czym wybełkotał niskim, ochrypłym głosem:
- Pewnie lubi ostrą jazdę, jak chcesz to tatuś Danny ci taką zapewni. – Podszedł bliżej i przejechał dłonią po mym udzie. Zdenerwowało mnie jego zuchwalstwo, ale postanowiłam zignorować te zagrywki. W końcu grałam biedną, wystraszoną dziewczynę. Popatrzyłam na pijaka piorunującym wzrokiem.
- Ej, stary! Odczep się od niej. Nie widzisz, że coś jej się stało? – krzyknął nieznajomy na obleśnego kolegę. – Możemy ci jakoś pomóc? – Zwrócił się do mnie. Triumfowałam w myślach, gdyż wszystko zmierzało w dobrym kierunku.
- Właściwie to… - zrobiłam krótką przerwę, udając wahanie. - … potrzebuję pieniędzy na motel.
- Ja mam wolne miejsce w łóżku – zarechotał Danny, ale gdy zobaczył spojrzenie towarzysza, uniósł ręce w obronnym geście. – Spoko, tylko proponowałem darmowe igraszki – odparł niewyraźnie i cofając się, zahaczył nogą o kamień. Wylądował na plecach i z pewnością nie dałby rady wstać. Sprawiał wrażenie dużo bardziej wstawionego. Opiekuńczy młodzieniec wyciągnął portfel i wsunął mi w dłoń dwadzieścia dolarów.
- Tyle powinno wystarczyć na nocleg i porządne śniadanie – popatrzył niepewnie i dodał: - Nie potrzebujesz niczego więcej? – Zrobiło mi się go żal. Poważnie się o mnie martwił, a ja tylko udawałam.
- Nie, dziękuję – zapewniłam i udałam się w stronę najbliższego motelu, nie odwracając się ani razu. Zdolności aktorskie okazały się przydatne w zdobyciu pieniędzy. Pamiętałam, że kiedyś tubylcy nie byli tak przyjaźnie nastawieni do obcych. A tym bardziej do prawie nagich dziewcząt. Ludzie omijaliby mnie szerokim łukiem, wytykając palcami i wyzywając od najgorszych.
Wynajęłam mały pokój z oknami wychodzącymi na zachód. Usiadłam w fotelu i zastanawiałam się, co robić. Nie mogłam tak po prostu wrócić do akademika. A jeśli straciłabym panowanie nad sobą podczas jednego z wykładów? Jako osoba odpowiedzialna, wolałam nie ryzykować. Nagle przypomniałam sobie o Belli. Od dwóch dni nie dawałam jej żadnego znaku życia. Cholera, nawet nie wiedziałam, co się z nią działo. Zapewne się teraz o mnie zamartwiała, powinnam była zatelefonować już wczoraj. Chwyciłam za telefon, nie wiedząc jeszcze, jakie zaserwować wyjaśnienie. Miałam nadzieję, że nie zrobiła niczego głupiego z Gabrielem. Pokręciłam głową na wspomnienie owej wizji, w której całowali się namiętnie i pospiesznie zdejmowali ubrania. Odebrała po trzecim sygnale.
- Alice? – zapytała, nie dowierzając, kto dzwoni.
- Tak, Bells. Przepraszam, że się wcześniej nie odzywałam.
- Martwiłam się, ale dobrze, że dzwonisz. Dlaczego tak szybko wyjechałaś? – Musiałam wymyślić coś przekonującego.
- Moja mama wylądowała w szpitalu i siostra mnie wezwała – powiedziałam dosyć cicho, aby nadać więcej wiarygodności tym słowom. Przez chwilę przyjaciółka się nie odzywała.
- Czy jej… Czy ona… - Zaczerpnęła powietrze. – Czy z nią wszystko w porządku? – wyszeptała z przejęciem. Cholera, ona naprawdę mi uwierzyła. To dobrze.
- Miała zawał, ale teraz jej stan jest stabilny. Jednakże będę musiała tutaj jeszcze trochę zostać. Myślę, że około tygodnia. Usprawiedliwisz mnie na zajęciach i poradzisz sobie sama? – zapytałam. Czekałam, aż mi powie o zakończeniu imprezy. Jednak z tego, co wyczuwałam, nie zamierzała się zwierzać. Może do niczego jednak nie doszło?
- Alice, oczywiście. Mną się nie przejmuj.
- Dziękuję, muszę kończyć. Dbaj o siebie. Zadzwonię niedługo. Kocham cię, Bells. – Chciałam jak najszybciej zakończyć tę rozmowę.
- Ja ciebie też. Do zobaczenia,
Zamknęłam klapkę. Nie znosiłam oszukiwać Belli, tym bardziej, że ona wszystkim się przejmowała. Nie rozumiałam, dlaczego los postawił brunetkę na mojej drodze, ale kochałam dziewczynę od dnia, gdy ją uratowałam. Nie potrafiłam sobie tego wyjaśnić, ale istniała dziwna więź pomiędzy naszymi umysłami. Zapewne wydawałoby się to normalne, gdyby była wampirem, ponieważ z Tomem również odczuwałam takie połączenie. Wiele razy próbowałam to rozgryźć, lecz nigdy nie wpadłam na nic odkrywczego. Bella, posiadała w sobie coś tajemniczego, co wyróżniało ją na tle reszty ludzi. Nagle mój telefon zawibrował. Zdziwiłam się, ale spojrzałam na wyświetlacz.

Kochanie, co się z tobą dzieje? Dlaczego wybiegłaś bez słowa? Daj znać. Martwię się. B.

Ben. Zapomniałam o nim całkowicie, a faktycznie zostawiłam go wtedy na korytarzu bez wyjaśnień. Westchnęłam, nadal nie chcąc go ranić i odtrącać.

Przepraszam, musiałam wyjechać. Sprawy rodzinne. Nie martw się, wszystko już jest dobrze. Wrócę za tydzień. Tęsknię za Tobą. A.

Wysłałam. Postanowiłam nie przekazywać mu bolesnej decyzji przez komórkę. Poważna rozmowa powinna odbyć się w cztery oczy. Zresztą nie wiedziałam, co robić. Ten chłopak dawał mi poczucie bezpieczeństwa, czułość, cząstkę człowieczeństwa. Nie kochałam go, to pewne, ale nie potrafiłam go opuścić. Byłam okropną egoistką.

A gdzie jesteś? Mógłbym przyjechać i pomóc. Wiesz, że Cię kocham. Proszę, zgódź się. B.

Co miałam zrobić? Poczułam się jeszcze gorzej, czy musiał napisać, że kocha? Wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej. Chciałam, żeby przyjechał, żeby pomógł mi się od tego oderwać. Jednakże potem będzie mi jeszcze łatwiej go zranić. Nie obawiałam się, że przy nim stracę kontrolę i pozbawię mężczyzny życia, gdyż jeden człowiek nie doprowadzał mnie do takiej skrajności. Podejrzewałam, że jeżeli znowu pozwolę mu być blisko, to nie skończę z tym związkiem. Jednak z drugiej strony łaknęłam jego towarzystwa. Ten ostatni raz, nigdy więcej, powtarzałam.

Dobrze, przyjedź. Zatrzymałam się w motelu na obrzeżach Lodge Creek, w stanie Montana. Twoja A.

Wysłałam wiadomość z nadzieją, że gdy zorientuje się, jaki to kawał drogi, zmieni swoją decyzję. Niestety.

Będę za dwa dni. Trzymaj się. B.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Kithira dnia Śro 15:22, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
paulinka111b
Nowonarodzony



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Idrisu;)

PostWysłany: Wto 21:02, 07 Lip 2009 Powrót do góry

Jak już mówiłam jest to super ff.
Masz świetny styl pisania taki lekki fajnie sie to czyta.Smile
Jestem ciekawa dalszego rozwoju wypadków np. tego kogo wybierze Bella?
Życzę duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo WENY:-)
Pozdrawiam!
Paula


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Wto 21:20, 07 Lip 2009 Powrót do góry

Świetny rozdział :D Jak Gabriel tak mógł się po tym wszystkim zachować?! Kawał wrednego i niewychowanego...wiadomo kogo Heh...Stracił przyjaźń Belli a przecież ona chciała mu tylko pomóc. W końcu znają się juę jakiś czas...Jednak alkohol potrafi zamieszać człowiekowi w głowie...Niech żałuje...Pewnie jak Em się dowie to nieźle się wkurzy i wtedy nie chciała bym być na jego miejscu. Zdecydowanie nie. Jazz, opiekuńczy i kochany:) Ta wymiana zdań z Bells była zabawna Wink i późniejsze zaproszenie na kolację :) Ciekawe jak to się rozwinie:) Szkoda mi za to Alice. Kochana wampirzyca, zawsze dbająca o Bells...Mam nadzieję, że poradzi sobie z pragnieniem i niedługo wróci do swojej przyjaciółki :)

Czekam na kolejny rozdział :D Ten naprawdę był świetny i długi :D Podobają mi się takie party :P

Weny i czasu Wink pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ajaczek
Zły wampir



Dołączył: 05 Lut 2009
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Śro 10:38, 08 Lip 2009 Powrót do góry

Kolejny dobry rozdział. Pełen emocji, uczuć i akcji! Zaskoczyło mnie trochę zachowanie Gabriela, myslałam że może jak wytrzeźwieje to przemyśli sprawę i jakoś spróbują się dogadać - przecież byli przyjaciółmi, ale chyba nie aż tak dobrymi. Ciekawi mnie rozwój relacji z JAsperem, jest taki przyjacielski - Czy Bella ze wszystkimi się przyjaźni tak blisko?? Gabriel, Emmet i teraz JAsper?? Hmmm zastanawiające Wink Intrygująca jest terż postać Alice, któa wiernie trwa przy boku Belli nie wyjawiając jej swojej tajemnicy.
p/s
Dziękujęza powiadomienie, które ułatwia dotarcie :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Witness
Wilkołak



Dołączył: 18 Mar 2009
Posty: 166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 10:44, 08 Lip 2009 Powrót do góry

Akcja - wspaniała
Nie jestem drobiazgowa, dlatego błędów nie znalazłam.
Czytam Twojego FF od niedawna, ale bardzo mi się podoba.
Jasper - dlaczego on zawsze taki uroczy? + dla Ciebie za fantastyczne postaci.
Jestem wielką fanką Twojego FF, dlatego życzę WENY, przez ogromne W i pytam kiedy następny rozdział:D
Pozdrawiam, Witness i dziękuję za powiadomienie :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Witness dnia Śro 10:44, 08 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Śro 10:58, 08 Lip 2009 Powrót do góry

Rozdział świetny!!! I taki długi... super :)

Zastanawiam się nad zachowaniem Gabriela, zdenerwował mnie chłopak... Co mu się stał??? Zachowywał się jak świnia...

Nie rozumiem jeszcze o co chodzi Belli z tym, że nie zasługuje na miłość. Coś mi mówi, że jest to związane z jej przeszłością i tą koleżanką... Co się wtedy wydarzyło??? Chyba tego nie pisałaś, jak dobrze pamiętam...

Dziwi się Alice, dlaczego pozwoliła Benowi do siebie przyjechać i czemu okłamuję Belle... Czemu rezygnuje z życia na aż tydzień... Rozumiem prawie by wszystkich zabiła na tej imprezie ale się powstrzymała. A ten tydzień z dala od ludzi jeszcze pogorszy jej odporność na nich... Ale może coś nam szykujesz??? Twisted Evil I dlatego musiała wyjechać??

A co do Jaspera.... To jest genialny... Taki opiekuńczy, troskliwy, dobry... po prostu cudowny... :D

Akcja wspaniała.... Nie wiem co mogę jeszcze dodać. Oprócz tego, że strasznie mi się podoba... I ten Carlise niby taki agresywny i nachalny... a jednak obronił Bellę...

Mam nadzieję, że Alice w końcu wyjawi swoją tajemnicę Belli i Bella też jej opowie o tamtym wydarzeniu... Tylko kiedy???

Czekam na więcej

buziaki :*

EDIT:

Rozumiem, że mógł się wściec za nieodwzajemnioną miłość ale właśnie dlatego nie rozumiem jego postępowania. Przecież jeszcze dzień wcześniej ją kochał a teraz tak ją potraktował?? Co nagle mu się odwidziało, odkochał się w mgnieniu oka?? Rozumiem alkohol i te sprawy ale ta nagła zmiana uczuć w stosunku do Belli?? Coś mi nie do końca gra ale trudno.. pisz dalej

I jestem niesamowicie ciekawa jaką to niesamowitą historię skrywa nam Bella. Oczywiści czekam na więcej :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nieznana dnia Pią 13:47, 24 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
xcullenowax
Wilkołak



Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław.

PostWysłany: Śro 14:51, 08 Lip 2009 Powrót do góry

Znowu mi się podobało. (:
Rozdział jest odpowiedniej długości, chociaż chciałabym jeszcze więcej. (;
Strasznie podoba mi się to, że z Carlisle'a, który chciał przespać się z Bellą, zrobiłaś Carlisle'a, który jest dalej 'seksualnie nadpobudliwym skurczybykiem', ale mimo to umie się też troszczyć o kogoś, tutaj o Bells.
Gabriel pokazał prawdziwą twarz. Taki wniosek nasuwa mi się po przeczytaniu tego i poprzedniego rozdziału. Udawał dobrego przyjaciela, aby tylko Bella była jego. Jest też Jasper, który jest niesamowity. Troskliwy, dobrze wychowany, a jak trzeba to i kogoś pobije. Dobrze, że pojawiła się Rosalie. Na dodatek taka, jaka powinna być, wg mnie, gdyby nie była wampirem. Cała scena z Gabrielem, Rose i z Bellą bardzo mi się podobała. No i Emmett. Miś, na którego zawsze można liczyć, do którego można się przytulić i zwrócić w potrzebie. (:
Mam nadzieję, że Alice wróci szybko, bo bez niej jest jakoś tak inaczej.


Cytat:
- Odczep się, ladacznico! Nie będziesz mi mówić, co mam robić. Jak śmiesz przerywać mi igraszki!


Cytat:
Nie chciałaś mi się oddać, a pierwszego lepszego zaspokoiłaś


Czytając te zdania leżałam. Wiem, że to nic takiego, że być może tylko mnie to rozśmieszyło, ale trochę mi te zdania tutaj nie pasowały. Zabrzmiały tak... nie wiem nawet jak to powiedzieć. (;



życzę vena w pisaniu kolejnych rozdziałów,
xx


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez xcullenowax dnia Nie 12:22, 09 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
łaniuch
Nowonarodzony



Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pokoju

PostWysłany: Śro 20:50, 08 Lip 2009 Powrót do góry

Łał, ale numer. Gabriel chyba już całkiem sfiksował na punkcie Belli. Żeby tak na oczach ludzi się na nią rzucić... A po Carlisle'u nie spodziewałam się tak zdecydowanej reakcji. Ciekawe, czy w obronie innej pracownicy też spuściłby klientowi łomot. :D Ciekawa jestem, co się zdarzy między Bellą a Jasperem. w ogóle jestem ciekawa, co nam zaserwujesz w następnych rozdziałach. Veny!
łaniuch


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Nati0902
Człowiek



Dołączył: 30 Mar 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Śro 21:29, 08 Lip 2009 Powrót do góry

WOW no ten rozdział jest świetny!! Powala na kolana!!
Akcja no świetna jestem zachwycona twoim ff od samego początku ale coraz bardziej utwierdzasz mnie w przekonaniu że jest to świetne opowiadanie!!
Jesteś niesamowitą autorką życzę aby wena cie nie opuściła nigdy!!
Ciekawi mnie co się stanie z Bella i Jasperem?? Czy Bella zazna uczucia miłości? Ojj ciekawi mnie bardzo co wymyślisz dalej:) Czekam niecierpliwie na następny rozdział:) I dzięki za wiadomość:P

Pozdrawiam i życzę dużo WENY!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kithira
Wilkołak



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World

PostWysłany: Pią 12:51, 10 Lip 2009 Powrót do góry

Dziękuję za komentarze, które wywoluja zawsze uśmiech na mojej twarzy i napędzają jeszcze bardziej do pisania. Kolejny rozdział już zaczął się tworzy więc, mam nadzieję, że uda mi się go wstawić w rpzeciągu najbliższych dwóch tygodni.
nieznana
Co do rpzeszlości Belli, to rzeczywiście o niej jeszcze nie pisalam. Cała jej historia pojawi się za kilkanaście rozdziałów, więc trzeba będzie poczekać na nią jeszcze trochę. Pytasz dlaczego Gabriel tak postąpił? A jak myślisz co by zroibł mężczyzna, ktory od pół roku jest zakochany w dzieczynie i ona tak ewidentnie go odtrąca? Z resztą w tym wypadku alkohol zroibł swoje, u jednych wywołuje agresje a u innych dobry humor i spokój. Niestety w Gabie obudziło się to pierwsze- więc chyba nie musze nic więcej dodawac :)
ajaczek
Heh, powiem szczerze, że nie patrzyłam na to w ten sposób - że ze wszystkimi. Emmett i Gabriel są w jej paczce i ich kocha jak braci, bo to oni zawsze z nią byli. A Jasper... no właśnie co z Jasperem to się jeszcze okaże :)

Mogę tylko dodać, że niektóre postacie mają swoje odpowiedniki w rzeczywistym świecie :) i takich ludzi można spotkać.
Jeszcze raz dziękuję za komentarze.
Pozdrawiam^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dahrti
Zły wampir



Dołączył: 21 Lis 2008
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 16:18, 10 Lip 2009 Powrót do góry

Lubisz domysły, mówisz... no to garść nieuporządkowanych przypuszczeń.

Gabriel - oszalał z miłości i nadmiaru pożądania. Żadne to wytłumaczenie, ale jeśli facet nie ma silnego charakteru to tak właśnie usłyszenie "nie" się kończy. Pewnie jeszcze śledził Bellę, jak wracała po imprezie do pokoju, nie sama. Szans na przyjaźń już nie ma, ale mam nadzieję, ze się opamięta i chociaż przeprosi. Bo to JEST ważne.

Blondynka - Rose? Fajnie by było. Brakuje mi tej postaci. Tylko nie zrób z niej, proszę, głupiej, zimnej zdziry.

Carlisle - ??? Czyżby zaczął szanować jakąś kobietę, doceniając, ze potrafi powiedzieć "nie"? A może pobicie Belli go zmiękczyło? A może fakt, ze zostanie (?) ojcem? Kto wie... Ale mam nadzieję, po tym rozdziale, że już każdy widzi, że do totalnego sku...hmmm mu brakuje. Bo taki niby miły Gabriel na jego miejscu (po usłyszeniu tylu "nie") - jak się zachował? Zresztą, co tu dużo mówić, ja go po prostu lubię.

Em... kurcze, ile ja bym dała za przyjaciela, któremu mogę ufać ze 150% pewnością i który miałby takie ciało do przytulania się. Ja się dziwię, ze Bells w ogóle sypia sama.

Jazz... mam nadzieję, ze Bella go nie zrani. Ani on jej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 13:24, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Codziennie tu zaglądam w oczekiwaniu na nowy rozdział :) mam nadzieję Kithira że nie będziesz kazała długo za nim czekać :)
Twoje opowiadanie jest bardzoooo wciągające :)
Podoba mi się Twój styl i pomysł, oby wena nigdy Cię nie opuściła :)
Pozdrawiam i czekam nadal :)
Kithira
Wilkołak



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World

PostWysłany: Pią 23:34, 24 Lip 2009 Powrót do góry

Ogłoszenie
Nie wiem kiedy będzie nowy rozdział, ponieważ dopiero wczoraj wróciłam po 3 tygodniach z gór. Niestety tam czas i pogoda nie sprzyjały pisaniu. Postaram się jak najszybciej dać Wam coś sensownego. Jak na razie nie jestem w stanie określić przybliżonej daty. Przepraszam.

Dziękuję za wszystkie komentarze, dajecie mi wiarę w to co robię :)

Pozdrawiam, Kith ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
VampirePrincess
Nowonarodzony



Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:38, 27 Lip 2009 Powrót do góry

Jej, jak dawno mnie tu nie było... Ale już nadrabiam zaległości. :)
O poprzednich 2 rozdziałach nie będę się wypowiadać, bo gdy je czytałam byłam półprzytomna... nic mądrego by z tego nie powstało. Zacznę komentować dopiero od nowego rozdziału.

Jest jeden fakt, który mnie wkurza w Belli, - i nie tylko w niej - a mianowicie jej nałóg. Sama okazyjnie zapalę, ale w tym opowiadaniu ten rytuał palenia mnie cholernie wnerwia. Nie pytajcie dlaczego, bo sama nie wiem

Ave ZUOOO !!! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
new life
Zły wampir



Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Sob 12:42, 01 Sie 2009 Powrót do góry

Wróciłam! a ty mi tu piszesz ze nie wiesz kiedy nowy rozdział? nie ładnie tak!
obiecałam, że zostawie komentarz wiec teraz pisze. Jeżeli napisze coś niezrozumiałego to wybacz ale właśnie leże jeszcze w łóżku i odsypiam ciężką prace, wiec jetem nie co zaspana :D
przeczytałam wszystkie rozdział za jednym razem i stwierdzam, że jak byłam, tak i teraz jestem zachwycona twoim stylem. Nadal jednak uważm, że za mało piszesz dialogów ale to wcale nie oznacza, że mi się nie podoba. No a teraz do rzeczy :)
Bella - jej postać bardzo mi się podoba u ciebie. Szczerze to mam już dość tego jak w innych opowiadaniach jest nieśmiała, niezdarna itp. U ciebie radzi sobie świetnie sama, jest tzw kobieta z jajami.
Alice - kto by nie chciał takiej przyjaciółki. Szczerze to zaraz po Emmecie to moją ulubiona postać. bardzo podobają mi się momenty jak ma wizję i piszesz o tym. Piszesz inną czcionką, i to jest fajne. Mogę zobaczyć jak to wygląda od strony obserwatora, a potem i tak opisujesz tą sytuację od strony Belli. i tak np było jak opisywałaś zajście Belli w pokoju z Gabrielem.
To była jedna z moich ulubionych scen. Wogóle cały ten rozdział, tak samo jak i następny, to są jak do tej pory moje ulubione. Chodzi mi oczywiście o całą tą imprezę, zajście z Gabrielem i w następnym rozdziale z Edwardem. Nie wiem do kogo jej bliżej, do Jaspera czy Edwarda, bo na pewno nie do Gabriela :p
Emmet - mówiłam już że kocham twojego Emmeta? nie!? to teraz włąśnie jest taki moment, więc ubustwiam go. Normalnie aż się człowiek usmiecha jak o nim czyta. Oby jak najwiecej takich różnych akcji. :)
Gabriel - szczerze to się nie dziwie jego zachowania, bo sama miałam takiego kolegę i jak się za dużo wypije, to alkohol robi swoje. Może dlatego nie lubie jego postaci? z drugiej zaś strony, to toche mi go szkoda, ale tylko troszeczkę :)
Jasper - jak o nim czytam to zastanawiam się, jaką on gra tutaj rolę? ten całus w policzek całokiwcie mnie zaskoczył. Tzn zaskoczyło mnie to, że to było w policzek, ale chociaz z drugiej srtony faceci dobrze wiedza, że z kobieta nalezy obchodzić się delikatnie Laughing bo jak nie to ucieknie :) jego postać nazwałabym ... miłą :D Jezeli połączy się z Bella to złamiesz stare zasady tzn nie bedzie B&E i to właśnie chciałabym zżebys zrobiła. Może komus sie to nie spodoba ale ja wlansie widze takie wyobrazenie tego.
Edward - nie wiem co moge o nic napisac. Moze tylko to, że jak opisywałas ich noc to Bella mu sie bardzo spodobała i pewnie nadal mu sie podoba, ale jak już pisalam alkohol moze zrobic rzeczy niemozliwe wiec wszystko mozliwe Laughing świetne posuniecie z tym, że jest nowy. Czekam aż rozwiniesz wątek z nim związany, bo nie ukrywam jestem bardzo ciekawa co tam jeszcze wymyślisz.
Carlise - na pewno nie jest moją ulubioną postacią ale uwielbiam czytać o nim. Oczywiście rozwalił mnie tekst z nim, jak był z Bellą sam na sam i mu ręcznik spadł. Tutaj normalnie miałam nadzieje ze stanie się cos jeszcze. Jego postać dodaje troche mroczności, napięcia i jak dla mnie troche erotyzmu, twojemu opowiadaniu. Fajnie jest czytać to takich złych charakterach Wink to jest właśnie mój ulubiony gatunek, wiec licze ze bedzie ich wiecej.
Zyczę veny i czekam na nastepny rozdział, który na pewno skomentuje Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kithira
Wilkołak



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World

PostWysłany: Pią 20:39, 07 Sie 2009 Powrót do góry

Przepraszam bardzo wszystkie osoby, które czytają to opowiadanie i z anielską cierpliwością czekają na kolejny rozdział, który aż wstyd się przyznać nie został dodany przez miesiąc.
Myślę, że należą się Wam przeprosiny i jakieś wyjaśnienia. Rozdziału jeszcze nie ma, ponieważ byłam trzy tygodnie w górach, a tam nie miałam warunków do pisania, po powrocie w życiu osobistym miałam mały młyn, a teraz aktualnie moja beta wyjechała się wakacjować.
Mam nadzieję, że nie porzucicie tego opowiadania i nagniecie swoją cierpliwość jeszcze na trochę.
W ramach rekompensaty wstawiam spoiler do rozdziału IX.
Wdzięczność należy się kirke i belli1990, które spojrzały na tekst i wprowadziły poprawki. Dziękuję, Wam dziewczęta :*

SPOILER IX

Byłam wściekła. Pogrywał sobie ze mną od początku, a teraz jeszcze zwala całą winę na mnie. Nie, nie, nie jestem świętą osobą, ale on zdecydowanie przekroczył granicę już w sobotę.
Próbowałam znowu wyrwać lewą dłoń z jego uścisku, ale moje próby poszły na marne. Jeszcze bardziej mnie to rozdrażniło. Musiałam się uspokoić. Wdech, wydech, wdech, wydech… Patrzyłam na niego ze złością, która rozrywała mnie od środku. Gdyby chodziło o kogoś innego, nie przejęłabym się tym tak bardzo, ale wbrew wszystkiemu on był dla mnie jak brat, przyjaciel, powiernik –teraz zakochany powiernik. Właśnie to mnie raniło najbardziej. Znał moją sytuację, wiedział jaka jestem i co czuje, a pomimo to wbijał kolejne sztylety w moje serce.
---
Wstałam i udałam się w głąb domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Przyjaciela znalazłam w swojej sypialni – siedział na moim łóżku wpatrując się w okno. Podeszłam bliżej i usadowiłam się na jego kolanach, a on, już instynktownie, owinął ramię wokół mojej talii. Patrzyliśmy na siebie, nie potrafiąc ubrać w słowa tego, co się przed chwilą wydarzyło. Przetarł dłonią mój policzek i dopiero wtedy zorientowałam się, że od jakiegoś czasu płynęły po nim słone łzy bezsilności.
- Dziękuję ci – wyszeptałam.
- Za co? – zapytał całkowicie zdziwiony moją postawą.
---
Wtuliłam się mocniej w jego ramiona czując jak sunie palcami wzdłuż moich ud.
- Tęskniłem za tobą i za tym – przejechał dłońmi po wewnętrznej części moich nóg, za tym – pocałował subtelnie mój kark, za tym również – szepnął, ledwie dotykając moich piersi.
– Ale najbardziej tęskniłem za tym – obrócił mnie gwałtownie, zagarniając moje usta swoimi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kithira dnia Pią 21:27, 07 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AlicjaC
Wilkołak



Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy czarów

PostWysłany: Pią 21:38, 07 Sie 2009 Powrót do góry

La Rosa Negra bardzo mi się podoba. Co prawda niektóre postacie działają mi na nerwy, ale można to znieść. Spoiler do rozdziału 9 bardzo mnie zainteresował, więc na 100% wpadnę go przeczytać.
Czekam na następny rozdział Wink
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kithira
Wilkołak



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Any Other World

PostWysłany: Sob 20:26, 08 Sie 2009 Powrót do góry

Mam nadzieję, że znajdą się jeszcze jakieś osoby, który czekają na nowy rozdział. Wiem, wiem to jest karygodne i sama się wściekam jak ktoś nie aktualizuje przez miesiąc, ale teraz rozumiem, że czasami się po prostu nie da. Postaram się kolejny rozdział wstawić szybciej Wink możecie mnie mentalnie ukrzyżować, jeżeli słowa nie dotrzymam. A teraz, żeby już nie przedłużać, zapraszam wiernych czytelników na nowy rozdział i liczę na komentarze, które tak uwielbiam.

Na pierwszej stronie możecie zobaczyć obrazek, który specjalnie dla La Rosa Negra wykonała Candys - podziękowania dla niej.

BETA: Paulina ( gościnnie ) - podziękowania, ukłony i brawa w jej stronę za podjęcie się betowania :) Jest to jej debiut, ale myślę, że wszystko jest good :)

ROZDZIAŁ IX

Rozdział dedykuję Candys, jako spóźniony prezent urodzinowy :)

Ze snu wyrwał mnie dźwięk mojego wrednego telefonu. Dzwonił uporczywie i nie miał zamiaru przestać. Spojrzałam na zegar – siódma rano. Matko, kto do mnie dzwoni o tej porze? Może to nawet dobrze. Nie wiem czemu, ale nie nastawiłam budzika, a przecież o dziewiątej zaczynają się zajęcia na uczelni.
Telefon wciąż wściekle wibrował, więc przecierają oczy ręką, spojrzałam na wyświetlacz. Emmett. Usiadłam na łóżku i odebrałam.
- Cześć – powiedziałam zaspanym głosem, ziewając przeciągle.
- Witaj moja kocico, czyżbym obudził? – zapytał żartobliwym tonem.
- Tak i dzięki ci za to, bo zapewne bym zaspała. – po drugiej stronie rozległ się cichy chichot.
- A tak w ogóle to czemu dzwonisz? Stało się coś?
- W pewnym sensie. Od pięciu minut dobijam się do twoich drzwi i aż ręka zaczęła mi drętwieć.
- Och, naprawdę? Czekaj, już otwieram.
Wstałam i nakładając na siebie szlafrok ruszyłam do drzwi. Faktycznie, przed wejściem stał Emmett z reklamówką w ręce i chytrym uśmieszkiem na ustach.
- To co, wpuścisz mnie do swego królestwa, czy będziemy jeść śniadanie na wycieraczce? – zapytał, i nie czekając na moją odpowiedź wszedł do mieszkania całując po drodze w policzek. Moje reakcje były tego ranka zdecydowanie zbyt spóźnione. Zatrzasnęłam drzwi i podążyłam jego śladem do kuchni. Usiadłam ciężko przy stole wpatrując się w niego zaspanymi oczami.
- Przyniosłem ciepłe bułeczki – oznajmił posyłając mi jeden z jego najlepszych uśmiechów.
- Dziękuję, ale z jakiej to okazji dostąpiłam takich zaszczytów? – Znów ziewnęłam.
- No co? Nie mogę już zrobić śniadania mojej przyjaciółce tak bez ukrytych powodów?
- Nie, nie. Oczywiście, że możesz. Bronić się nie będę – uśmiechnęłam się zadziornie i wzięłam z blatu moją paczuszkę.
- Idę zapalić, wracam za pięć minut. – Skrzywił się, ale nie powiedział ani słowa. Ruszyłam w stronę balkonu, po drodze odpalając papierosa. Em był zagorzałym przeciwnikiem mojego nałogu, jednak po długich, męczących kłótniach spasował i zaprzestał swojej agitacji na rzecz zdrowia. Wiedział, że byłam już zbyt uzależniona, żeby rzucić to świństwo. Mówiąc szczerze nikt z moich najbliższych nie popierał owego nałogu, ale przywykli do niego. Ja za to, aby nie nadwyrężać ich cierpliwości, nabrałam nawyku wychodzenia z fajkami na zewnątrz.W ten sposób im nie przeszkadzał dym, ja mogłam się odprężyć i wszyscy byli w miarę zadowoleni.
Po skończeniu mojego porannego rytuału powróciłam do kuchni, gdzie czekała już na mnie gorąca kawa i bułki z masłem posypane startym serem – takie, jakie lubiłam najbardziej. Uśmiechnęłam się w podzięce i zaczęłam jeść. Em usiadł naprzeciw mnie i przyłączył się do konsumpcji śniadania. Po kilku minutach ciszy, gdy oboje już zaspokoiliśmy głód, postanowiłam w końcu dowiedzieć się, czemu zawdzięczam jego niespodziewaną poranną wizytę. Jakoś nie chciało mi się wierzyć w aż tak wielkie poświęcenie i niespotykaną dobroć serca. Nie to, że wątpiłam w jego ofiarność, jednak wśród przyjaciół było od zawsze wiadomo, że Em uwielbiał spać przynajmniej do dziewiątej i z trudem zwlekał się z ciepłego, wygodnego łóżka na południowy trening.
- No, więc? Powiesz mi, o co chodzi? – zapytałam bez ogródek. Z początku lekko się zmieszał, ale potem mrugnął do mnie porozumiewawczo i wiedziałam, że w końcu to z siebie wydusi.
- Chciałem się dowiedzieć, co takiego miało miejsce w sobotę. Wczoraj zmyłaś się bez słowa.
No tak, mogłam się od razu domyśleć. Nigdy nie zostawiał sprawy bez zakończenia, zwłaszcza jeśli obiecałam mu ją wyjaśnić. Westchnęłam głęboko wstając i oparłam się o kuchenny blat trzymając moją kochaną małą czarną w ręce.
- W sumie, jeśli już mamy być dokładni, wszystko zaczęło się na piątkowej imprezie. – zawahałam się na moment, po czym szybko dodałam - Ale obiecaj mi, że niezależnie od tego co za chwilę usłyszysz, zachowasz to wszystko dla siebie i nikomu ani mru mru. No i nie chcę żebyś cokolwiek robił w związku z tym. Ok?
Zauważyłam niepewność malującą się na jego twarzy, jednak, choć niechętnie, potrząsnął głową na znak, że zgadza się na moje warunki.
- Emmettcie McCarty! Obiecaj mi to!
- Yh, Bells, no dobra, niech ci będzie.
- Nie niech mi będzie, tylko obiecaj tu i teraz, że nic nie zrobisz!
- Obiecuję, obiecuję. Zadowolona? Tylko zacznij w końcu mówić.
Wciąż opierając się o ladę, zaczęłam streszczać wszystkie wydarzenia od początku piątkowej imprezy, starając się nie pominąć żadnych istotnych detali. Gdy doszłam do momentu sobotniego wejścia Gabriela do klubu, Em był już wyraźnie wyprowadzony z równowagi. Nie komentował niczego, pozwalając mi swobodnie opowiadać, choć widziałam ile go to kosztuje. Patrzyłam jak zaciskał swoje pięści, aż do białości. Wszystko się w nim gotowało, ale byłam pewna, że dotrzyma danego mi słowa i nie zrobi niczego pochopnie.
- … No i tak to wszystko wyglądało, choć miałam nadzieję na inne zakończenie.
Gdy zamilkłam spojrzałam na niego z uśmiechem, wiedziałam, że nie objął on moich oczu. Em wstał i bez słowa przygarnął mnie do siebie, tak po prostu. Wtuliłam się w jego umięśniony tors wzdychając. Nie potrzebowaliśmy sobie już nic więcej wyjaśniać, oboje wiedzieliśmy jak wygląda sytuacja.
- Pamiętaj, co mi obiecałeś – powiedziałam, podnosząc głowę i patrząc mu w twarz. Jego wzrok był wbity gdzieś w ścianę za mną. Pokiwał głową.
- Tak, Bello, pamiętam.
Już spokojniejsza, znów przyłożyłam głowę do jego piersi. Nie wiem jak długo tak staliśmy. Straciłam poczucie czasu w bezpiecznych ramionach przyjaciela. Spojrzałam na zegarek i ogarnęło mnie przerażenie - było tuż przed ósmą.
- Dobra, tygrysie, koniec tych ckliwości muszę wziąć prysznic, bo niedługo mam zajęcia. – Wysunęłam się z jego objęć i pobiegłam do łazienki. Wpadłam jak oszalała pod prysznic starając się nie zmoczyć dzisiaj włosów. Było to nie lada wyczynem, ponieważ sięgały mi już prawie pasa. Po orzeźwiającej pobudce, owinięta w sam szlafrok, zaczęłam się szykować. Lekki makijaż, trochę błyszczyku, włosy spięte w wysoko umieszczony kucyk i byłam prawie gotowa. Z ponaddźwiękową szybkością popędziłam do sypialni w poszukiwaniu ubrań. Włożyłam na siebie pierwsze lepsze spodnie i lnianą koszulkę z dość sporym dekoltem. Podczas, gdy poszukiwałam swojej torebki, usłyszałam natarczywe pukanie do drzwi. Zdziwiłam się, ponieważ Emmett siedział w kuchni nad poranną gazetą, a nikt inny nie przychodził mi do głowy. Podchodziłam już do drzwi i wtedy doleciał do mnie, bardzo dobrze mi znany, głos. Gabriel.
- Bello, wpuść mnie. – pukanie – Bello, no proszę. – tym razem to już było walenie pięścią. – Bells, nie wygłupiaj się, wiem że tam jesteś.
Zamarłam. Nie spodziewałam się tak szybkiej konfrontacji i co więcej - nie miałam na nią najmniejszej ochoty, choćby nawet był trzeźwy jak świnia. Ba! Choćby był trzeźwy, jak dopiero co urodzone niemowlę, którego matka w życiu nie tknęła alkoholu i była przodowniczką koła zwolenników prohibicji. Zdecydowanie za wcześnie na takie rozmowy. Zobaczyłam jak zaczyna szarpać klamkę, próbując wtargnąć bo wejściem raczej nie możnaby było tego nazwać, do środka,. Dziękowałam Alice w myślach za drzwi zatrzaskowe, bo choć stwarzały dużo kłopotów przy różnych okazjach, teraz okazały się bezcenne. Poczułam rękę Emmetta na swojej talii i jego przyśpieszony oddech.
- Jak ten dupek śmie do ciebie przychodzić?
- Zaraz mu pokażę, gdzie jest jego miejsce.
Wiedziałam, że muszę być stanowcza, bez względu na to, co nas łączyło. Odrzucił moją przyjaźń i strasznie mnie zranił, więc chyba teraz nie liczy na przebaczenie instant w pięć minut. Powinien się cieszyć, jeżeli kiedykolwiek będę w stanie rozgrzeszyć go z tego co zrobił. Podeszłam do drzwi, nacisnęłam klamkę i szybkim ruchem je otworzyłam. Musiałam go zaskoczyć, bo stał z otwartymi ustami i dłonią zawieszoną w powietrzu.
- O co chodzi? – zapytałam chłodnym tonem, aby nie dać po sobie poznać tego co przeżywałam w środku.
- Chciałem z tobą porozmawiać.
- Aha – powiedziałam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Przez kilka sekund panowała cisza zarówno w mieszkaniu, jak i na korytarzu, po czym znów zaczął dobijać się do drzwi. Wiedziałam, że tak zareaguje. Znów otworzyłam drzwi, jedną rękę opierając o framugę a w drugiej trzymając klamkę.
- Co znowu? – rzuciłam niby od niechcenia, wykrzywiając twarz w grymasie niezadowolenia. Nie oczekiwał takiego zachowania z mojej strony, a w jego oczach widziałam narastającą furię. Ostatnio znacznie częściej niż zwykle dawał wyprowadzić się z równowagi.
- Czemu zatrzaskujesz drzwi, skoro powiedziałem, że chcę porozmawiać.
- To, że ty chcesz, nie znaczy, że i ja mam na to ochotę. Tak samo jak nie miałam ochoty na wiele innych twoich zachcianek – powiedziałam, dobitnie podkreślając wagę ostatnich słów. Zamrugał gwałtownie, jakbym mówiła w innym języku. Powoli zamykałam drzwi mając nadzieję, że wreszcie do niego dotarło to, że nie ma czego tutaj szukać. Na nadziejach się jednak zakończyło. Chwycił moją dłoń spoczywającą na framudze drzwi i szarpnął ją w dół, nie wypuszczając z uścisku.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Bello. Sama mnie kusiłaś i prowokowałaś. Nie zwalisz całej winy na mnie, dobrze wiedziałaś co robisz.
Próbowałam wyszarpnąć dłoń, ale jego uścisk nie zelżał. Czułam jak ogarnia mnie wściekłość. Co on sobie wyobraża? Że przyjdzie do mojego domu, krzyknie, narobi zamieszania, a ja się wystraszę i potulnie wezmę odpowiedzialność na siebie? I może jeszcze w ramach przeprosin za to wszystko co biedak przeszedł prześpię się z nim? Niedoczekanie.
- Owszem, masz rację, miałam świadomość i dlatego to przerwałam zanim zrobilibyśmy coś, czego oboje byśmy żałowali. W każdym razie ja na pewno! Myślałam, że możemy to puścić w zapomnienie, ale w sobotę dałeś niezły pokaz jak wielkim jesteś skurwielem! I ty jeszcze śmiesz tu przychodzić, zarzucać mi, że to ja cię kusiłam? Daruj sobie, bo oboje dobrze wiemy, że byliśmy zalani dość konkretnie, ja z pewnością. Tylko, że to nie ja zachowuje się teraz jak dziecko! Jak nie możesz po dobroci to bierzesz siłą! A ja uważałam cię za prawdziwego przyjaciela. Nie sądziłam, że człowiek tak bardzo może się pomylić. Idź do diabła i przybijcie sobie piątkę. Nigdy więcej się tutaj nie pokazuj! Nie chce Cię znać, rozumiesz?! – wykrzykiwałam mu prosto w twarz, wszystko to, co nagromadziło się i kotłowało w mojej głowie i sercu. Zapewne już cały akademik, wie o naszej kłótni. Pewnie sąsiedzi dwa bloki dalej również usłyszeli moje wyrzuty i stanę się tematem najświeższych plotek. Byłam wściekła i upokorzona. Wiedziałam już, że pogrywał sobie ze mną od początku. Nie, nie, nie jestem świętą osobą, nigdy tego nie twierdziłam, ale on zdecydowanie przekroczył granicę już w sobotę.
Znów spróbowałam się wyrwać z jego uchwytu, ale moje próby poszły na marne. Jeszcze bardziej mnie to rozdrażniło. Musiałam się uspokoić. Wdech, wydech, wdech, wydech… Patrzyłam na niego ze złością, która rozrywała mnie od środka. Gdyby chodziło o kogoś innego, nie przejęłabym się tym tak bardzo, ale wbrew wszystkiemu, on był dla mnie jak brat, przyjaciel, powiernik – teraz zakochany powiernik. Właśnie to mnie raniło najbardziej. Znał moją sytuację, wiedział jaka jestem i co czuje, a pomimo to wbijał kolejne sztylety w moje serce. Czułam jak ogarnia mnie całą gorycz, a rozżalenie spala moje wnętrzności.
Cała moja agresja i próby uwolnienia przyniosły wręcz odwrotny skutek.Trzymał mnie co raz mocniej starając zadać mi ból. Bez namysłu podniosłam drugą rękę i uderzyłam go z impetem otwarta dłonią w twarz. Ciszę przerwał trzask, jaki wydobył się podczas zetknięcia mojej skóry z jego. Myślałam, że się opamięta, ale tylko bardziej go rozjuszyłam. Pociągnął mnie do siebie, a nasze twarze dzieliły milimetry.
- Uwielbiasz mnie bić, prawda?! Ostatnio weszło ci to w nawyk i całkiem nieźle ci to wychodzi, kochana Bello. Ale oprócz tego, niczym nie różnisz się od innych szma… - głośno szeptał, a jego spojrzenie błyszczało gniewnie. Gdyby mogło zabijać, to już bym leżała sproszkowana na podłodze. Nie dokończył zdania, ponieważ pewne silne ramię odciągnęło mnie do tyłu, a w tym samym momencie na twarzy Gabriela wylądowała pięść. Emmett zdecydował się wkroczyć do akcji i byłam mu za to wdzięczna. Bałam się, że Gab znowu zrobi mi krzywdę. Wbrew pozorom miał nade mną przewagę wzrostu i siły, ale to było jedyne co miał.
Em odsunął mnie w głąb mieszkania i ruszył szybkim krokiem w stronę mojego niedoszłego napastnika, którego siła uderzenia popchnęła na przeciwległą ścianę korytarza. Szarpnął nim w górę, uderzając jego plecami o mur i przycisnął go całym swoim ciałem.
- Ty, kłamliwy, chamski, bezczelny skurwielu! Nigdy więcej nie waż się tak do niej mówić. Nie waż się nawet do niej zbliżać! – Potrząsnął nim mocniej. – Jesteś żałosną imitacją faceta! Damski-ku***-bokser! Najchętniej bym cię teraz poturbował tak, że nie byłbyś w stanie się ruszyć, ale masz je***e szczęście, że obiecałem Bells cię nie krzywdzić! – Wypuścił go z ucisku, pozwalając opaść na ziemię. – Zapomnij o tym, że kiedykolwiek się z nami przyjaźniłeś! Jesteś nikim! Rozumiesz?! Nikim! Nie pokazuj mi się na oczy, bo nie ręczę za siebie! – Zaczął go kopać w żebra i brzuch, tracąc nad sobą panowanie. – Jesteś nikim! Nikim, ty dupku! – Kopał go bez opamiętania, a ja stałam nie mogąc nic zrobić. Nie byłam w stanie się ruszyć, czułam się jak w transie. Gabriel leżał na ziemi, chroniąc ramionami swój brzuch, a z jego nosa kapała na posadzkę krew. Ocknęłam się z otępienia i chwyciłam Emmetta od tyłu, starając się go odsunąć od jęczącego z bólu Gaba.
- Proszę, Em, zostaw go. Proszę, nie jest tego wart. – Czułam, jak opadają z niego emocje i ciężko dyszy. – Chodź ze mną. Proszę – błagałam go, aby odpuścił i spasował. Gdy udało mi się go odciągnąć, wiedziałam, że jest już opanowany. Spojrzał na mnie i dostrzegłam w jego oczach walkę, jaką toczył wewnątrz siebie. Odwrócił się i wszedł do mieszkania, nie obracając ani razu. Popatrzyłam na Gabriela, któremu udało się już usiąść pod ścianą. Jego nos obficie krwawił, a twarz była blada jak ściana. Weszłam do mieszkania kierując się w stronę łazienki. Zabrałam z niej papier i wyszłam z powrotem na korytarz. Siedział tam, spazmatycznie łapiąc powietrze i starając się zatamować krwotok. W tym momencie było mi go cholernie żal. I pomimo wszystkiego co się wydarzyło nie mogłam odejść obojętnie, gdzieś wewnątrz nadal był mi bliski. Nie potrafiłam odrzucić tych uczuć w ciągu kilku dni, za dużo przeżyliśmy razem jako przyjaciele.
Uklękłam przy nim i urwałam dość spory kawałek papieru. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale nie odezwał się ani słowem. Przytknęłam kawałek miękkiego świstka do jego nosa, patrząc na niego z wielkim bólem. Żałowałam tego wszystkiego co się stało, ale czasu cofnąć się nie da.
- Trzymaj – powiedziałam oschle – i nigdy więcej tutaj nie przychodź.
Byłam pewna, że Alice i Nora staną za mną murem tak jak zrobił to Emmett. Nie wiedziałam tylko, jak im to opowiem? Z Emem było mi łatwiej, on nigdy nie zadawał zbędnych pytań. Dziewczyny na pewno będą chciały znać najmniejsze szczegóły, będą się skupiać na niepotrzebnych drobiazgach i tylko rozjątrzą jeszcze niezabliźnione rany
Wstałam i udałam się w głąb domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Przyjaciela znalazłam w swojej sypialni – siedział na moim łóżku wpatrując się w okno. Podeszłam bliżej i usadowiłam się na jego kolanach, a on już instynktownie się do mnie przytulił. Patrzyliśmy na siebie, nie potrafiąc ubrać w słowa tego, co się przed chwilą wydarzyło. Przetarł dłonią mój policzek i dopiero wtedy zorientowałam się, że od jakiegoś czasu płynęły po nim słone łzy bezsilności.
- Dziękuję ci – wyszeptałam.
- Za co? – zapytał całkowicie zdziwiony moją postawą.
- Za to, że się powstrzymałeś. Za to, że jesteś przy mnie wielki braciszku.
Nie powiedzieliśmy nic więcej. Siedzieliśmy tak przez chwilę, gdy nagle spostrzegłam, że jest za kwadrans dziewiąta.
- Matko, mam zajęcia za piętnaście minut. Musze już iść – powiedziałam, w pośpiechu wstając z jego kolan. Posłał mi mój ulubiony radosny uśmiech i po sekundzie już zamykał za mną drzwi do mieszkania. Odprowadził mnie, lub mówiąc ściślej próbował nadążyć za moim szalonym tempem biegu, aż pod gmach uczelni.
- Miłego dnia, Bells. – Pocałował mnie w czoło na pożegnanie i już go nie było.

Wpadłam na salę wykładową z pięciominutowym opóźnieniem, ale na moje szczęście profesora Taunera jeszcze nie było. Usadowiłam się na swoim beznadziejnie niewygodnym krześle i spojrzałam smutnym wzrokiem na wolne miejsce obok mnie, na którym powinna znajdować się wiecznie uśmiechnięta Alice. Po sali rozchodziły się niewyraźne pomruki i szeptania zaspanych studentów, a ja siedziałam wpatrując się tępo w stojące obok siedzisko mojej przyjaciółki. W takich chwilach brakowało mi jej życiowego optymizmu i niezmordowanej energii. Nieraz potrafiła sprawić, że mój humor zmieniał się o sto osiemdziesiąt stopni. Ciekawiło mnie jak sobie teraz radzi. Może powinnam się do niej wybrać, jakoś ją wesprzeć w takim momencie? Z drugiej strony, gdyby potrzebowała mojej obecności, na pewno by mi o tym powiedziała i podała adres. Dobrze wiedziała, że nie zawahałabym się, tylko wsiadła w pierwszy pociąg i pomknęła do niej.
Z tych niewesołych rozmyślań wyrwało mnie skrzypnięcie drzwi, odwróciłam głowę w stronę wejścia i ujrzałam trzy, nieznane mi dotąd, osoby. Na przedzie stała rudowłosa piękność o przeraźliwie bladej skórze i czekoladowych oczach, ubrana w krótką sukienkę, która na pewno pobudzała myśli (i nie tylko) nie jednego mężczyzny w tej sali. Kolor jej tęczówek był fascynujący, niewiarygodnie ciemny, a jednocześnie tak subtelny. Jednak tym co zaskoczyło mnie najbardziej było hipnotyczne wrażenie, jakbym je już gdzieś wcześniej widziała.
Za drobną postacią kobiety dostrzegłam dwóch wysokich mężczyzn. Jednym z nich był blondyn o krótko obciętych włosach. Jego twarz nadal miała dość chłopięce i delikatne rysy. Nerwowo przypatrywał sie twarzom studentów, jakby kogoś szukał. Jego towarzysz był lepiej zbudowany, jego umięśniona sylwetka odznaczała się pod cienkim materiałem opiętej koszulki. Opaloną twarz o surowych rysach dopełniały czarne, krótkie, kręcone włosy. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, poraziła mnie intensywność jego zielonych tęczówek. I wtedy znów poczułam, że są mi dziwnie znajome. Zagłębiłam się w swoich rozmyślaniach, poszukując w pamięci momentu, gdy po raz pierwszy je ujrzałam.
Wiedziałam że już kiedyś to przeżyłam, ale paradoksalnie miałam przecież pewność, że jest to niemożliwe. Byłby to cud, chyba że umiałabym przemieszczać się w czasoprzestrzeni... Miałam nieodparte wrażenie, że w tym momencie przeżyłam deja vu*. Czekałam wręcz aż rudowłosa dziewczyna podejdzie z pytaniem, czy miejsce obok mnie jest wolne.
Nagle poczułam lodowaty dotyk na moim ramieniu i z przerażenia podskoczyłam na siedzeniu. Gdy odwróciłam głowę, ujrzałam kredowo-białą twarz otoczoną burzą ognistych loków.
- Przepraszam, czy tutaj jest wolne? – zapytała nieznajoma, a melodyjny głos zahipnotyzował mnie tak samo, jak oczy oczy jego właścicielki kilkanaście sekund wcześniej. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku, więc jedynie skinęłam głową odsuwając krzesło. Zastanawiałam się czy nie popadam przypadkiem w jakąś paranoję.
Dziewczyna rozłożyła na ławce jakiś zeszyt, butelkę wody i najpotrzebniejsze rzeczy. Cały czas przypatrywałam się jej twarzy z niedowierzaniem. Przecież to jest niemożliwe, żebym wcześniej ją spotkała. Mieszkałyśmy w dwóch różnych stanach, na przeciwległych krańcach Ameryki, a jednak wciąż miałam przeczucie, że tak naprawdę nie jest to nasze pierwsze spotkanie. Po chwili odwróciła się z wielkim uśmiechem na ustach i wyciągniętą dłonią w moją stronę.
- Jestem Candy – powiedziała, wciąż trzymając swoją dłoń w oczekiwaniu na jakiś gest z mojej strony. Potrząsnęłam głową wyrywając się ze stanu otępienia i podałam jej rękę. Gdy nasze palce się zetknęły, jej skóra nie wydawała mi się już lodowata, a zaledwie zimna, taka jak u Alice. Czy to możliwe, żeby obie chorowały na tą samą chorobę? Nie wiem, ale będę musiała się tego dowiedzieć, kiedy moja przyjaciółka już wróci do domu. Dziewczyna popatrzyła na mnie jakimś dziwnym wzrokiem, pełnym… obawy? Ale już po chwili na jej twarz znów zawitał uśmiech.
- Isabella, ale możesz mówić do mnie Bella, jak wszyscy moi znajomi – odpowiedziałam mrugając w jej stronę. Moje spojrzenie padło na nasze dłonie, które w tym momencie się rozplotły i uderzyła mnie myśl, że jej skóra nie kontrastuje zbyt mocno z moją własną. Choć na początku miałam wrażenie, że nieznajoma ma wręcz przeźroczysto białą cerę, teraz myślałam, że nie jest tak źle. Sama w końcu należałam do ludzi nie przepadających za nadmierną ilością, parzącego wręcz, słońca.
- I jak, podoba ci się miasto? Dawno przyjechaliście? – zapytałam, chcąc być miła dla nowej dziewczyny. Może nie jest taka zła i okaże się przyjazna? Wykrzesałam z siebie pokłady niespotykanego jak na mnie optymizmu, mimo iż z samego jej sposobu bycia zionęło chłodem.
- Ja przyjechałam dzisiaj rano, ale Alan i Johny są tutaj już od piątku. Mówili mi, że wszyscy są tutaj bardzo przyjaźnie nastawienia, a miasto… - moja towarzyszka kontynuowała swoją wypowiedź, ale w tym momencie nie interesowało mnie to co mówiła. W mojej głowie rozbrzmiewały trzy słowa : Alan i Johny. Spojrzałam w kierunku dwóch rosłych mężczyzn, którzy usiedli niedaleko nas i rozmawiali z innymi studentami. Zdecydowanie żadnym z nich nie był mój nocny kochanek, a tym bardziej ani jeden ani drugi nie miał na imię Edward. Z jednej strony poczułam wewnętrzną ulgę, że to, iż był nowy stało się jedynie zbiegiem okoliczności, w końcu nowym w tym środowisku można być z wielu powodów. Udało mi się ominąć niezręcznej konfrontacji i dzikich całodobowych rumieńców na samą myśl o naszej eskapadzie. Z drugiej strony jednak ukłuło mnie rozczarowanie. Pomimo krępujących sytuacji mogłabym znów spojrzeć na niego i porozkoszować wzrok jego idealnie umięśnioną sylwetką, co zapewne i tak okazałoby się torturą dla mojego ciała. Mieć coś w zasięgu wzroku, a nie móc tego dotknąć, męczarnia i mentalne ukrzyżowanie rozjuszonego od fantazji mózgu.
Poczułam chłodny dotyk na mojej dłoni, a po chwili doleciał do mnie głos sąsiadki z ławki obok.
- Dobrze się czujesz? Nagle oblałaś się rumieńcem. – Ups, na samą myśl przybieram kolor purpury, więc co by się mogło stać, gdyby się tutaj pojawił. W tym momencie, zdecydowanie cieszyła mnie świadomość, że Ed nie okazał się chłopakiem z wymiany. Ale w takim razie, kim on, do cholery, był?
- Nie, nie. Wszystko w porządku. O czym mówiłaś? – zapytałam, starając się z całych sił odwrócić jej uwagę. Jednak spojrzała na mnie w taki sposób, jakby dokładnie wiedziała o czym przed chwilą myślałam, a na jej ustach wykwitł kpiarski uśmieszek. Może ona potrafiła wchodzić w cudze umysły, albo miała jakieś inne zdolności paranormalne? Matko przenajświętsza, to już na pewno paranoja.
- Właśnie się pytałam, czy znasz jakiś fajny klub w okolicy?
- Um, w sumie to jest jedno fajne miejsce, kilka przecznic za kampusem – La Rosa Negra. Można się zabawić i napić czegoś dobrego. – Zrobiłam przerwę, bo dziewczyna wydawała się powątpiewać w moje słowa. – Uwierz mi, wiem co mówię. Pracuję tam.
Na jej chłodnej twarzy pojawił się uśmiech zrozumienia i pokiwała głową. Naprawdę wydawała się być miłą osobą, ale coś w jej wyglądzie wysyłało mi sygnały, że powinnam się trzymać jak najdalej od niej.
Nie do końca rozumiałam te wszystkie bodźce, jakie od niej odbierałam. Ale dzisiejszy dzień nie należał do najbardziej udanych, wiec zwaliłam to na karb wcześniejszych przeżyć. Ostatecznie wszystko, co zdawało się mnie od niej odpychać, poniosło sromotną klęskę w starciu z jej sympatycznym usposobieniem, a to, co pozwalało mi choć na chwilę zapomnieć o Edwardzie, traktowałam jak wybawienie.
Rozmawiałyśmy o wszystkim, a tak naprawdę o niczym. Dowiedziałam się, że jest moją rówieśniczką, tak samo jak jej towarzysze, oraz że przybyli z Filadelfii. Opowiedziała mi o uczelni, na którą uczęszczała i o swoim doświadczeniu scenicznym, którego małym nie można było nazwać. Ponoć już na początku liceum została wyłapana spośród tłumu nakręconych na aktorstwo nastolatek, przez łowcę talentów. Od tamtej pory jest zapraszana do wielu sztuk, nie tylko muzycznych, ale także tanecznych.
Ja z kolei zobrazowałam Candy jak wyglądają wykłady i życie studenckie w naszym mieście. Opisałam jej moich przyjaciół, pomijając Gabriela, oraz gdzie i w jaki sposób można spędzić miłe weekendowe wieczory. Z każda minutą naszej rozmowy, nabierałam do tej dziewczyny coraz więcej zaufania. Na pozór wydawał się oziębła i ‘ponad tym wszystkim’, ale okazała się zupełnym przeciwieństwem swojego wizerunku. Interesowało ją moje życie, przyjaciele, praca. Słuchała z uwagą, przytakiwała, od czasu do czasu wtrącając jakieś pytanie.
Jedyną denerwującą mnie rzeczą było jej przyzwyczajenie ciągłego dotykania człowieka w czasie rozmowy. Gdy opisywałam coś z pasją chwytała mnie za dłoń z uśmiechem na twarzy, podczas wspólnych wybuchów śmiechu pochylała się w moją stronę opierając rękę na moim ramieniu, a podczas luźne pogawędki co chwilę czułam jak jej noga ociera się o moje łydki. Pod koniec zajęć miałam nieodparte wrażenie, że moją towarzyszka miała odmienną orientację od mojej, czyżby lubiła kobiety? Najczęściej, gdy się che zwrócić na siebie uwagę jakiegoś faceta, chwyta się z nim niby przypadkowy kontakt fizyczny. I w tym momencie to ja czułam się jak mężczyzna podrywany przez rudowłosą piękność.
Gdy zabrzmiał dzwonek, zobaczyłam jak jeden z nowoprzybytch mężczyzn podchodzi do nas i nachyla się nad Candy, dając jej całusa w policzek. Ona pogłaskała jego blond czuprynę i zwróciła się w moją stronę.
- Poznajcie się, to jest Bella, a to jest Johny – mój chłopak.
I w tym momencie moje przypuszczenia stały się absurdalne, a kontakt fizyczny, jaki przez cały czas ze mną utrzymywała, zapewne był jedynie jej tikiem nerwowym. Gdzieś kiedyś o tym czytałam, więc chyba będę musiała jeszcze raz poszukać artykułów na ten temat, ponieważ jej dotyk sprawiał, że czułam się skrępowana.
Moje policzki zapłonęły czerwienią, ze wstydu jaki wywołały moje paranoiczne myśli o orientacji seksualnej mojej nowej koleżanki.
Uścisnęliśmy sobie dłonie z Johnym, po czym ich przeprosiłam i szybkim krokiem wyszłam z zajęć.
Zdecydowanie zbyt dużo zdarzeń jak na jeden dzień i zbyt dużo urojeń jak na moją biedną małą głowę.
Następne wykłady, aż do lunchu pamiętam jak przez mgłę. Cała moja uwaga skupiona była na Edwardzie i Candy. Ta ostatnia intrygowała mnie swoim zachowaniem, było w niej coś tajemniczego, czego nie potrafiłam rozgryźć. Miałam nadzieję, że Alice po swoim powrocie rozwieje wszystkie moje obawy, tak jak zwykła to zawsze robić.
Na przerwie wzięłam sałatkę oraz wodę i wyszłam przed budynek, aby zjeść z przyjaciółmi. Gdy podeszłam do naszego stolika, byłam zdziwiona, ponieważ siedział przy nim jedynie Emmett.
- Cześć, gdzie jest Nora? – zapytałam sadowiąc się na wprost przyjaciela.
- Cześć – przez chwilę się nie odzywał, a potem wzruszył ramionami – nie mam pojęcia, gdzie ona jest. Pojechała w sobotę do jakiejś znajomej i jeszcze nie wróciła.
Faktycznie, wspominała o tym wyjeździe, ale sądziłam, że wróci do poniedziałku. Widocznie coś ją musiało zatrzymać. Postanowiłam, że zadzwonię do niej jeszcze dzisiaj wieczorem, aby się czegoś więcej dowiedzieć…
Wbrew naszym zwyczajom zjedliśmy posiłek w milczeniu. Gdy później siedziałam wpatrując się w puste miejsca, uderzyła we mnie myśl, że już nigdy nie będzie tak samo. Nasza paczka została rozbita, więzy przyjaźni nas łączącej nie są już tak mocne jak dawniej, a to wszystko stało się w przeciągu zaledwie tych kilku ostatnich tygodni. Alice wyjechała do rodziny, Nora zaszyła się u starej znajomej, Gabriel przekroczył zbyt wiele umownych granic – na własne życzenie nas zostawiając, a Emmett, no cóż, zdawało się, że jedynie on od zawsze tu był i będzie.
Chłopak jakby wiedząc o czym myślę, chwycił mnie za dłoń i zaczął kreślić na niej kółka kciukiem. Uśmiechnęłam się w podzięce do mojego pocieszyciela i w takiej sytuacji zastał nas dzwonek na następne zajęcia.
Na niczym nie mogłam się już dzisiaj skupić…


APOV:

[link widoczny dla zalogowanych]

Nie wiem nawet, kiedy upłynęły kolejne dwie doby, które spędziłam w motelu. Zastanawiałam się nad wszystkimi wydarzeniami, które miały miejsce w ostatnim czasie. Jak to możliwe, żeby życie skomplikowało się tak bardzo w ciągu kilkunastu dni? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, a z każda minuta wręcz mnie od nich oddalała. Z tego wszystkiego najgorsze było to, co łączyło mnie z Benem. Jego uczucia względem mnie były proste i jasne w odczycie, kochał mnie. Moje uniesienia były jednak kierowane czymś zupełnie innym - pragnieniami, przywiązaniem, sentymentem, ale nie miłością. Najbardziej raniłam jego i byłam tego świadoma, ale nie potrafiłam się z nim rozstać. Sprawiał, że czułam się wolna, spokojna, dowartościowana… ludzka. Każda chwila z nim spędzona dawała mi nadzieję na otrzymanie rozgrzeszenia za te wszystkie zbrodnie, których się dopuściłam.
Gdy trzymał mnie w ramionach czułam się bezpiecznie, brzmi to głupio, bo jako wampir nic mi nie groziło. Byłam szybka, silna i drapieżna. Jednak on dawała mi to poczucie, że nie ważne, co się stanie, on zawsze będzie obok. Tak łudząco podobne do czułości, która mi towarzyszyła podczas mojej pierwszej miłości… pierwszej, młodzieńczej, szalonej i jedynej. Później spotkałam Toma i po przemianie nie udało mi się już ponownie odnaleźć tych emocji oraz namiętności, za którymi tak bardzo tęskniłam.
Jestem najdoskonalszym drapieżnikiem na świecie, który potrafi poradzić sobie z pragnieniem ludzkiej krwi, ale nie potrafi opanować swojej ekscytacji i odczuć. Jestem taka słaba względem niego, ale obiecałam sobie, że będzie to nasze ostatnie spotkanie. Po nim, już nigdy więcej nie pozwolę sobie na takie zachowanie. Gdy wrócimy do domu będę musiała zakończyć ten związek, ale dopiero jak tam będziemy, teraz musiałam poczuć go jeszcze raz przy sobie, nie chciałam niczego więcej. Wystarczy, żeby mnie przytulił i pocałował, abym mogła znów czerpać radość z jego ciepła.
Postanowiłam teraz nie myśleć o naszym rozstaniu tylko cieszyć się z jego obecności. Czas na zamartwianie jeszcze nadejdzie. Wyszłam przed motel i usiadłam w fotelu wiklinowym czekając na przyjazd Bena. Z jednej strony nie chciałam, żeby tutaj przybywał, ale z drugiej rozpierała mnie wewnętrzna radość na samą myśl o schowaniu się w jego ramionach. Z wcześniejszych wizji dokładnie wiedziałam, kiedy mam się go spodziewać. Więc, oparłam się wygodnie i zamknęłam powieki, rozkoszując się chłodnym wiatrem muskającym moją twarz. Czułam wewnętrzny spokój i wiedziałam, że wszystko co się wydarzyło do dzisiaj, będzie wypełniać całą moją wieczność, katując mnie przyjemnymi wspomnieniami.
Usłyszałam cichy pomruk sportowego samochodu, trzaśnięcie drzwiczkami, szybkie kroki, skrzypiące schody werandy, i już byłam skrywana w tych silnych, męskich ramionach. Wciągnęłam głęboko jego zapach dokładnie go zapamiętując i bez otwierania oczu przytknęłam swoje zniecierpliwione wargi do jego pełnych, soczystych i słodkich ust.
Objął mnie mocno, gładząc dłońmi moje plecy i oddając z wielkim żarem moje pieszczoty. Po chwili usłyszałam jak ciężko sapie, więc odsunęłam od niego głowę i ułożyłam ją na jego piersi. Musiałam się nim nasycić jak najbardziej, nie myśląc o tym co zamierzam uczynić. Po kilku latach zostaną mu tylko wspomnienia, bo pamięć ludzka zawsze wyrzuca nieprzyjemne obrazy, posilając się jedynie radosnymi chwilami. Ja natomiast nie zapomnę ani jednej sekundy z nim spędzonej, nigdy…
Oderwałam się od Bena i spoglądając na niego, szybko weszłam do pokoju. Już po chwili siedział na środku łóżka opatulony kocem i trzymał mnie między swoimi udami przytulając do moich pleców.
- Kotku, powiesz mi co się stało? Jak się czujesz? – wyszeptał wprost do mojego ucha, a ja poczułam miłe odprężenia na dźwięk jego głosu.
- Ech, możemy o tym porozmawiać jutro? Dzisiaj chcę po prostu być przy tobie – powiedziałam, starając sobie dać więcej czasu do namysłu. Musiałam stworzyć historię w którą uwierzyłby bez mrugnięcia okiem, ale doskonale wiedziałam, że to co powiedziałam Belli, jego nie zaspokoi. Poczułam jak kiwnięciem głowy przytakuje mojej propozycji. Wtuliłam się mocniej w jego ramiona czując jak sunie palcami wzdłuż moich ud.
- Tęskniłem za tobą i za tym – przejechał dłońmi po wewnętrznej części moich nóg, za tym – pocałował subtelnie mój kark, za tym również – szepnął, ledwie dotykając moich piersi.
– Ale najbardziej tęskniłem za tym – obrócił mnie gwałtownie, zagarniając moje usta swoimi. Nie byłam przygotowana na taki zwrot akcji, ale całkowicie zadowolona z jego przebiegu. Uwielbiałam go smakować, choć nigdy nie mogłam się zatracić w pocałunku. Wolałabym nie myśleć jaką krzywdę bym mu mogła wyrządzić swoją siłą i zaborczością. Wywarzając starannie każdy swój ruch i nacisk, objęłam jego biodra nogami i lekko chwyciłam za kark, nie przerywając pocałunku. Był delikatny, przesycony namiętnością i pragnieniami. Przygarnął mnie bliżej siebie i położył się na łóżku, tym samym układając mnie na sobie. Cieszyliśmy się swoją bliskością, gdy niespodziewanie zaczął zsuwać ze mnie sukienkę. Oderwałam się od niego, siadając na nim okrakiem i podnosząc ramiączka. Nigdy nie kochaliśmy się, nigdy tego nie chciał. Spojrzałam na niego uważnie, wyraźnie posmutniał widząc moje zachowanie.
- Kochanie, proszę. Chcę cię czuć, wszędzie – wyszeptał starając się odsunąć moje dłonie i ściągnąć to co miałam na sobie. Co miałam powiedzieć mu? Przepraszam, ale jestem wampirem i mogę cię niechcący przygnieść. Tak, oczywiście.
- Kochanie… - usłyszałam jego niecierpliwy głos. Nie wiedziałam czy dobrze postępuję, ponieważ nie byłam z żadnym mężczyzną od kilkudziesięciu lat. Nie byłam pewna czy uda mi się powstrzymać swoją siłę na wodzy. Byłam rozerwana między rozumem a pożądaniem. Tak bardzo pragnęłam go poczuć całego, ale z drugiej strony to połączyłoby nas jeszcze bardziej. Nasze rozstanie stałoby się jeszcze bardziej dramatyczne. Nie przewidziałam tego nawet w najgorszym scenariuszu, w którym mogłabym mu wyrządzić poważną krzywdę, a następnie musiałabym wyjawić kim, a właściwie czym, jestem.
Wewnętrzny konflikt nie pomagał mi w podjęciu decyzji, a on czekał na jakikolwiek gest z mojej strony. Patrzyłam w jego zielono-błękitne tęczówki odnajdując w nich pokłady miłości, czułości i oddania. Łaknął tego tak mocno… Nie chciałam go skrzywdzić, ale pragnęłam uszczęśliwić oraz zaspokoić. Przymknęłam oczy, wiedząc, że to co zamierzam zrobić nie jest słuszne, a ja postępuję nie fair. Opuściłam ręce pozwalając jego dłoniom pozbyć się sukienki.
- Chcę cię kochać.
- Tak, kochany…
Zapewne gdybym mogła płakać, po policzkach spływałyby gorzkie, przepełnione smutkiem, łzy przegranej…
Czułam jak jego dłonie wędrują po całym moim ciele, a w ślad za nimi podążają gorące usta. Ułożył mnie delikatnie na wznak pieszcząc każdy milimetr odsłoniętego ciała. Nie otwierałam oczu, aby się nie rozproszyć jego widokiem, ten akt wymagał ode mnie całkowitego skupienia, które stawało się wręcz niemożliwe pod wpływem jego czułości. Zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo mnie kocha oraz jak wiele to dla niego znaczy. Być może właśnie przez tę świadomość pozwoliłam mu na takie zbliżenie. Aby dać mu rozkosz, której już nigdy nie zasmakuje w moich ramionach. Byłam tak zaabsorbowana rozmyślaniami, że nie zauważyłam nawet kiedy bez żadnego okrycia przylgnął do mnie całym ciałem, składając na moich ustach jeden z najsłodszych pocałunków. Po kilku minutach oderwał swoje wargi przesuwając je w stronę mojego ucha. Szeptał swoim miękkim barytonem słowa, które jedynie jeszcze bardziej mnie pobudzały i zwiększały podniecenie, które po woli stawało się nie do opanowania. Poczułam jak delikatnie rozchyla moje uda, a po chwili zanurza się całkowicie we mnie. Wszystkie doznania stały się silniejsze, gdy poczułam jego ciepło w sobie, a każdy mój zmysł wyostrzył się dwukrotnie. Słyszałam jego mocno dudniące serce, dyszący oddech, dźwięk zegara na ścianie, muzykę z pokoju obok, śmiech kobiety, ujadanie psa w oddali, samochody na ulicy kilkanaście metrów dalej. Całość sprawiła, że straciłam nad sobą panowanie rozpraszając się. Jego oczy z każdym pchnięciem wpatrywały się we mnie jeszcze intensywniej. Oplotłam jego biodra udami i założyłam ręce na jego plecy, czując jak rządzą nami namiętności.
Gdy zaczął przyśpieszać, już na niczym nie byłam w stanie się skupić, nawet na własnej delikatności. Pogrążyłam się w żarliwości, która opętała moje ciało. Od prawie stu lat nie czułam się tak dobrze. Przymknęłam powieki czerpiąc przyjemność z ekstazy opanowującej moje ciało.
- Kocham cię… - dźwięk jego głosu doprowadził mnie do szaleństwa. Nie myśląc o tym co robię wbiłam mocno paznokcie w jego plecy i pociągłam w swoją stronę. Wygiął naprężone ciało w łuk, wydobywając z siebie przeraźliwy krzyk i wtedy to poczułam… obłęd.
Zapach jego krwi…
Strach w oczach…
Pomruk z mego gardła…
Jad na języku…
Ciemność…



*Deja vu - odczucie, że przeżywana obecnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w jakiejś nieokreślonej przeszłości, połączone z pewnością, że to niemożliwe.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kithira dnia Śro 15:24, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Yvette89
Zły wampir



Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z piekiełka :P

PostWysłany: Sob 21:33, 08 Sie 2009 Powrót do góry

Witaj! :D:D

Kurcze, tyle czasu minęło, że u mnie w głowie pustka jeśli o Eda chodzi;p W każdym razie będę musiała wrócić chyba do poprzednich rozdziałów :D

Jednak warto było czekać na taką dawkę LRN :D:D
Rozdział świetny :D Gab i tak ma szczęście, że Em tylko trochę go sprał Kochany z niego Misiek, troskliwy, czuły i zawsze można na niego liczyć:)
Mam przeczucie, że ta trójka nowych to wampy :D No i kiedy Al w końcu wróci do Bells Wink Szkoda mi jej, spragniona miłości...a ten koniec nie wróży najlepiej...Jednak zawsze można mieć nadzieję Wink

Czekam na kolejny part Wink i dziękuję za wiadomość :)

Pozdrawiam serdecznie :)

Yv:)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nieznana
Zły wampir



Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 410
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 22 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z cudownego miejsca

PostWysłany: Sob 22:12, 08 Sie 2009 Powrót do góry

Aaa... Tylko mi nie mów, że go zabiła!! To by było straszne. Nie, Alice nie mogła tego zrobić, proszę nie zrobiła tego?

A tak poza tym, to nareszcie doczekałam się kolejnego rozdziału. Ach, nie zawiodłam się na nim. Z punktu Belli, mniej się wydarzyło, no może prócz spotkania z nowymi wampirami. Ale z punktu Alice, te ostatnie chwile. Wiedziałam, że nie zdoła się opanować. Głupia zgodziła się na sex z nim. Co ona sobie myślała? Przecież to było, do przewidzenia. A, właśnie czemu nie popatrzyła w przyszłość. Mogła zobaczyć skutki jej niewybaczalnego postępowania i co? Nie zrobiła tego! Głupia!

Mam nadzieję, że nie będziesz kazała nam długo na siebie czekać i dodasz kolejny rozdział szybciej niż ten :)

pozdrawiam
n/z


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin