FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nagi Koleś Z Góry (TNGUS) [T][NZ][+18] rozdział 29 (23.07) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 23:24, 13 Lis 2010 Powrót do góry

Rozdziały można także znaleźć w formacie .pdf na [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 11
Edward

- Cullen, musisz wziąć się w garść! – wymamrotałem do siebie, przecierając oczy dłońmi.
Stałem naprzeciw mojej szafy, szukając czegoś do przebrania, zanim zabiorę Bellę na obiad, który jej obiecałem. Czułem się świeżo po prysznicu, podczas którego długo nie trwało ulżenie sobie jak pryszczaty nastolatek. Zaczynałem żywić urazę do masturbacji, do której zostałem zmuszony, szczególnie, że byłem z siebie dumny, iż nigdy nie musiałem tego robić. Po co walić sobie konia, jeśli mogę zostać obsłużony przez bardzo chętną dziewczynę z mojej długiej listy?
Ponieważ seks na telefon spowodowałby skurczenie się mojego przyrodzenia szybciej niż telefon od mojej babki.
Chciałbym wiedzieć, kiedy stało się oczywistym dla mnie, że moje wcześniejsze czyny straciły swój urok. To zakradło się do mnie, naprawdę. Wiem, że zgodziłem się pośpiesznie, aby Bella była moim samotnym „pupilem” (że tak to ujmę), ale ile czasu może zabrać z bycia z nią, jeśli przypadkiem spotkam się z kimś z listy kontaktów w moim BlackBerry na jakąś godzinę? Po prostu nie mogłem tego zrobić. Myślenie o innej kobiecie nie nakręcało mnie. To było, jakby ktoś wyłączył moje libido i teraz działało tylko w obecności Belli.
Bella w bieliźnie. Bella jęcząca i krzycząca, gdy dochodzi. Bella z moim fiutem w ustach. Bella siedząca na moich kolanach wczesnym porankiem przed pracą, czytająca mi na głos gazetę, podczas gdy ja jem jajka, które przygotowała.
Ale co więcej… musiałem przyznać, że… nie mogłem być z kimś innym z jakiegokolwiek innego powodu niż mój fiut będący Benedictem Arnoldem(1) – zdrajcą.
Nie możesz jej okłamywać. Nie możesz jej kantować. Nie możesz zrobić czegoś, co może ją zmartwić albo urazić.
I tak to wyglądało. Poza prostą, otwartą przestrzenią mojej świadomej psychiki, nie mogłem być dla niej dupkiem, ponieważ myśl o zadaniu jej bólu sprawiała, że miałem ochotę zwymiotować.
- Zabierasz tylko kobietę na obiad, na miłość boską – wymamrotałem, biorąc krawat i koszulę.
Zdecydowałem się na zwykłą, białą koszulę i jeden z moich ulubionych czarnych krawatów w srebrne i białe skośne paski. Założyłem czarne, eleganckie spodnie i moje ulubione stare buty za kostkę, które mam od czasu college’u i wyszedłem. Byłem bardzo zdenerwowany; można pomyśleć, że to ja miałem stracić dziewictwo. To tak, jakbym czekał na ułaskawienie od gubernatora darujące mi życie.
Kiedy uprawianie z kimś seksu stało się tak idiotycznie skomplikowane? Edward Cullen NIE odmawia cipce. Nigdy.
Z tą małą wewnętrzną zagrzewającą gadką zszedłem piętro niżej i zapukałem do drzwi Belli. Gdy je otworzyła, spojrzałem na nią i jeśli wahałem się albo byłem sceptyczny co do bycia z nią, to już mi przeszło.
- Hej, Edwardzie – powiedziała wstydliwie, bez wątpienia czując się nieśmiało w takim stroju.
- Cześć, brązowooka. Wyglądasz pięknie – powiedziałem, aby tylko zobaczyć jej rumieniec i dlatego, że to prawda.
- Dzięki. Podoba mi się twój krawat – odpowiedziała, delikatnie prostując wiązanie.
Bez namysłu złapałem jej dłoń i pocałowałem w nadgarstek. Uśmiechnęła się do mnie, zanim zabrała rękę.
- Dobra, idziemy, zanim zdecyduję się na zamówienie pizzy – poskarżyła się.
- A czemu miałabyś to zrobić? – zapytałem z uśmieszkiem.
- Och, jakbyś nie wiedział, o co mi chodzi; przychodzisz w tym krawacie, pachniesz męsko i całujesz mnie w nadgarstek, ponieważ dobrze wiesz, co doprowadza mnie do szału. Już ja cię znam, Panie Cwaniaku – oskarżyła mnie, mrużąc oczy i zaciskając usta.
- No widzisz, teraz ty nie pomagasz – odpowiedziałem, przejeżdżając kciukiem po jej wargach.
Nie miała pomalowanych ust i dobrze wiedziała, że to doprowadza mnie do szału. Uwielbiałem, kiedy jej usta byłe nagie.
- Co masz na myśli?
- Chodzi o to, że jesteś rozdrażniona i zadziorna, a to sprawia, że także chcę zamówić pizzę.
- Uważaj. Zacznę być miła tylko po to, by cię wkurzyć. Boże, czy to nie dziwaczne?
- Nie dziwniejsze od zabierania cię na obiad, ponieważ rzuciłaś swoim kartonem lodów przez pokój.
- Touché. Twoja logika jest mistrzowska.
- Chodź, kochanko, zanim pójdę po packę – ostrzegłem zabawnie, gdy skierowaliśmy się na zewnątrz na zimne, jesienne powietrze.
- Zaczyna podobać mi się pomysł uderzenia cię. Poważnie, widzę w tym urok.
- Chcesz użyć na mnie packi? Przestań tak mówić, jesteśmy w miejscu publicznym, na miłość boską – jęknąłem raczej żartobliwie, gdy szliśmy w dół ulicy.
- Yy, pewnie. Trzasnęłabym cię w głowę. Więc, tak, nie jestem pewna, czy to jest tym, czego oczekiwałeś…
- Nigdy nie zachowujesz się tak jak oczekuję. I to w tobie lubię.
- Przestań próbować mi schlebiać. Jestem tu, nieprawdaż? – dokuczyła mi, uśmiechając się.
- Dobra, jesteś okropna, podła… i w żaden możliwy, i wyobrażalny sposób nie możesz wyglądać świetnie i bardzo seksownie w tym obcisłym swetrze. Jestem w stanie powiedzieć jak ci zimno – powiedziałem z uśmieszkiem, zanim odsunąłem się, ponieważ próbowała mnie pacnąć. - Naprawdę jestem masochistą, jeśli chodzi o ciebie.
- Ale ja nie jestem sadystką. Jestem tak naprawdę miłą osobą.
- Więc co sprawia, że lubisz spotykać się z masochistą?
- Jesteś naprawdę głupi – powiedziała, krzywiąc się.
- No chodź, ślamazaro – narzekałem, łapiąc ją za rękę zimną jak lód. – Zamarzniesz, zanim tam dojdziemy. – Dodałem, praktycznie ciągnąc ją za sobą.
- Odpowiada ci to miejsce? Wiem, że to mój wybór i mam nadzieję, że ci się spodoba – powiedziała, gdy weszliśmy do Chez Henri, małej francuskiej restauracji znajdującej się dość blisko naszego budynku.
- W sumie to byłem już tu wcześniej – wyjaśniłem, gdy usiedliśmy przy małym stoliku w rogu, który zapewniłem nam, gdy robiłem rezerwację.
- Przepraszam, eee… nie wiedziałam – wyjąkała, przesuwając się na krześle.
Najprawdopodobniej przypuszczała, że byłem tutaj z innymi kobietami.
- Byłem tutaj z kobietą. Ale nie taką jak myślisz. To była moja babcia.
- Och, okej, – zaśmiała się nerwowo. – Nie byłam zmartwiona ani nic tym, że byłeś tutaj, no wiesz, z przyjaciółkami. Po prostu… eee… byłam zaskoczona.
- Nie. Żadne przyjaciółki. Tylko rodzina.
- Więc, twoja babcia. Mieszka gdzieś niedaleko?
- Tak, przeprowadziłem się z nią tutaj, gdy zacząłem szkołę medyczną. Nie mogła już samodzielnie żyć, więc teraz mieszka w domu opieki za miastem.
- To miłe z twojej strony, że zapewniłeś jej opiekę.
- Niezupełnie. Nie było nikogo innego by to zrobić, a do tego jestem powiernikiem jej majątku. Mam obowiązek robić takie rzeczy – wyjaśniłem trochę zbyt zwięźle.
- Przepraszam. Nie chciałam się wtrącać – odpowiedziała szybko, splatając palce obu rąk ze sobą.
- W porządku. To ja zacząłem o niej mówić. To nic takiego. Po prostu nie jestem blisko z rodziną mojej matki.
- To dobrze czy źle?
Wzruszyłem ramionami, jakbym mówił „ani to, ani to”.
- Nie znałem ich aż do śmierci mojej matki. I nawet po tym nigdy z nimi nie mieszkałem. Poszedłem do szkoły z internatem, a później do college’u.
- A do jakiej szkoły poszedłeś? – zapytała, mając nadzieję na zmianę tematu.
- Do Andover(2), a później na Yale.
- To musisz mieć w sobie błękitną krew – powiedziała z uśmieszkiem.
- Niezupełnie. Rodzina mojej mamy była bogata, to wszystko.
- Była?
- Tak - powiedziałem z westchnięciem. – Nie miała rodzeństwa ani innych dzieci poza mną… więc jestem ostatnim z Masenów. Zmusiłem pełnomocników majątku do sprzedania wszystkich pozostałych interesów w biznesie rodzinnym i trzymam wszystko w powiernictwie.
- To była naprawdę duża firma? Co sprzedawali? – zapytała, bo ciekawość brała nad nią górę.
- To nie była taka firma. To kancelaria adwokacka otworzona w Chicago dawno temu.
- Moment… powiedziałeś Masen? Ta kancelaria adwokacka Masen, do której chcą się dostać absolwenci Harvardu? To największa firma prawnicza… na świecie – powiedziała z niedowierzaniem.
Ponownie wzruszyłem ramionami. Szczerze mówiąc, nie umiałem przejmować się Masenami albo ich firmą prawniczą.
- To tylko pieniądze, brązowooka. Nie zarobiłem ich. Nawet nie wydałem dolara na los na loterii, aby je zdobyć.
- Wiem, że pieniądze nie mają dla ciebie dużego znaczenia. Po prostu… to duża sprawa być z takiej rodziny, a ja nawet tego o tobie nie wiedziałam.
- To nie jest duża sprawa. Nie mówię o tym dużo. Dzięki tym pieniądzom zaszedłem daleko w życiu; przynajmniej pod względem edukacji i oczywiście jest pomocne nie martwienie się o finanse. Ale używam tylko tyle, ile mi potrzeba. Moje zwycięstwo jest jedynym moim kosztem. Reszta idzie na koszty utrzymania albo zostaje w powiernictwie.
Kiwnęła głową i wzięła łyk wody.
- Przepraszam, jeśli rozmawianie o tym jest dla ciebie krępujące – powiedziała.
- Nie, jest w porządku. Po prostu nie poruszam tego tematu, bo naprawdę nie ma wiele do powiedzenia.
- Dobrze. Po prostu chcę poznać cię lepiej. Pomimo tego, że doprowadzasz mnie do szału, lubię cię.
- Sądziłem, że lubisz mnie, ponieważ doprowadzam cię do szału.
- Czy dla ciebie wszystko musi mieć podtekst seksualny?
- Nie, ale powinno – powiedziałem z uśmiechem.
Spojrzała na mnie zdenerwowanym wzrokiem, ale kiedy zrobiłem oczy szczeniaka, parsknęła i pokręciła głową.
- Nie wiem, co jest gorsze, Edwardzie. Fakt, że używasz każdej przebiegłej, zupełnie dziecięcej i przewidywalnej sztuczki z książki czy fakt, że nabieram się na niektóre z nich – powiedziała z westchnięciem, zanim chwyciła moją dłoń i zaczęła bawić się palcami.
Po prostu patrzyłem na nią, nie umiejąc dokuczać jej, gdy mówi takie rzeczy. Szczerze to naprawdę nie umiem myśleć logicznie, gdy to robi. To sprawia, że chcę powiedzieć jej, aby zawsze przyznawała się do niektórych rzeczy, by zawsze sięgnęła po moją dłoń, ponieważ jest zdenerwowana, a bawienie się moimi palcami poprawia jej samopoczucie.
Byliśmy cicho przez kilka minut, aż kelnerka przyniosła nam kartę win i powiadomiła nas o menu z zestawami na dzisiejszy wieczór. Udało mi się poprowadzić większość rozmowy w języku francuskim, którego uczyłem się w szkole z internatem i poprawiłem go, gdy spędziłem semestr we Francji.
Nasza kelnerka odeszła i zauważyłem, że Bella patrzyła się na mnie rozbawionym spojrzeniem. Znałem ten wyraz twarzy i zachichotałem przez to.
Jest teraz tak podniecona, że to prawie niedorzeczne.
Pochyliłem się do niej ponad małym, okrągłym stolikiem. Kilkakrotnie ugryzłem ją delikatnie w szyję i przesunąłem usta do jej ucha.
- Podoba ci się, gdy mówię po francusku? Hmm, yeux bruns(3)?
- Edwardzie, znam francuski. Uczyłam się go w szkole. Nawet pojechałam latem do Prowansji z rodzicami. To, jak teraz mówiłeś, nie było zwykłym francuskim. Mój nauczyciel francuskiego w liceum Monsieur Ketchner mówił po francusku… nie. To twój język pokazywał… co może mi zrobić – wymamrotała mieszanką frustracji i tęsknoty.
- To temu pomoże? – zapytałem, kładąc dłoń na jej udzie.
- Jedynie, gdy zjemy naprawdę szybko i pobiegniemy do domu – powiedziała, śmiejąc się, gdy kelnerka przyniosła nasze pierwsze danie.
Gdy wracaliśmy po obiedzie do naszej kamienicy, jak zawsze musiałem ciągnąc za sobą Bellę. Nie śpieszyło mi się, byłem raczej daleki od tego. Byłem tak rozgorączkowany, że szedłem tak szybko jak potrafiłem.
- Idziesz za szybko – poskarżyła się.
- To ty idziesz za wolno.
- Dziękuję za obiad, tak w ogóle – powiedziała, gdy szliśmy do mojego mieszkania.
Otworzyłem drzwi i pokazałem, by szła przodem. Patrzyłem, jak Bella skierowała się od razu do sypialni i usiadła na krawędzi łóżka. Dałem nam kilka minut na ogrzanie się i nawet wrzuciłem trochę drewna do kominka w rogu. Zauważyłem, że Bella obgryza kciuk. Dzięki temu łatwo było można stwierdzić, że jest niespokojna. Jej niepokój i zażenowanie to jedyne rzeczy, które mogłem zauważyć.
- Jesteś zdenerwowana, Bello. To dlatego chciałem zaczekać.
- Edwardzie - powiedziała z ciężkim westchnieniem. – Posłuchaj, proszę. Jak mogę nie być zdenerwowana, robiąc coś po raz pierwszy w życiu? Chcesz poczekać, aż poczuję coś, czego nie mogę, nie patrząc na okoliczności.
- Nie byłabyś zdenerwowana, gdybyś był zakochana.
- Skąd wiesz? Ja nigdy nie byłam zakochana, a ty?
- Nie.
- To w takim razie powiedz mi, skąd wiesz, o czym mówisz.
- Nie wiem z całą pewnością. Po prostu… zasługujesz na coś lepszego.
- Możesz przestać tak mówić? To obraza dla nas obojga.
- Jak niby cię obrażam?
- Bo wiem, na co zasługuję. I przestań powtarzać „lepszego”, jakbyś był karą albo nagrodą pocieszenia. Nie jesteś żadnym z nich.
- Naprawdę nie sądzisz, że mogłabyś zrobić to, przespać się z facetem po raz pierwszy, w idealniejszej sytuacji?
- Jak na przykład z królewiczem z bajki? Bradem Pittem? Czym, do cholery, jest „idealnie” tak w ogóle?
- A może z aktualnym chłopakiem, który troszczy się o ciebie?
Osłupiała na moment i wpatrywała się we mnie obojętnie. Moje słowa uderzyły w jej czułe miejsce.
- Nie troszczysz się o mnie? Co ty, do kurwy, mówisz?
- Nie to miałem na myśli. Oczywiście, że troszczę się o ciebie.
- Więc możesz przestań wreszcie się ze mną sprzeczać?
- Ale nie rozwiązaliśmy wszystkiego do końca.
- Oczywiście, że tak. Właśnie to powiedziałeś.
- Co powiedziałem?
- Że troszczysz się o mnie. Co jest jeszcze do przedyskutowania?
- Brązowooka… - zacząłem, ale mi przerwała.
- Proszę, koniec gadania. Jestem tym zmęczona. Jeśli troszczysz się o mnie, pokaż to… a nie mów – nalegała, oplatając ramionami moją szyję, a słowa moją duszę, o której istnieniu nigdy nie wiedziałem, aż do teraz.
Nie mogę już dłużej spychać tego w tył mojego umysłu. Może i jestem uwodzicielem, graczem. Może i jestem mężczyzną, który zna każdy cal ciała kobiety i wie, jak zagonić je w kierunku fizycznej ekstazy. Ale nie mam pojęcia, jak kochać się z kobietą i ona dobrze o tym wie.
- Nie mogę nauczyć cię tego, brązowooka. Nie mogę nauczyć cię kochania się.
- Wiem. Udawajmy, tylko raz. Co w stylu… yyy… no wiesz, odrywania ról.
- Chcesz odegrać to, że jesteśmy w sobie zakochani?
- A czemu nie? Możemy być jak jedna z tych par w starych, czarno-białych filmach. Zawsze byli zakochani, czasami pomimo całej logiki i rzeczywistości.
- Więc jesteśmy jak Hepburn i Tracy(3)?
- Nie – powiedziała, śmiejąc się. – Nie są wystarczająco niedorzeczni. Może Jimmy Stewart i Carole Lombard(4)? Grali w filmie o parze, która wzięła ślub po jednym dniu znajomości.
- Tak, to całkiem niedorzeczne – zgodziłem się, śmiejąc się wraz z nią.
- No dwaj, bądźmy niedorzeczni przez chwilę – nakłaniała, trzymając palce na moim policzku.
Pocałowałem ją łagodnie, wiedząc, że nie ma po co wszczynać kłótni. Nie mogłem nie dać jej tego, czego chciała; nie dzisiaj, każdej nocy. Jeśli ta przysługa wymaga, by czuła się kochana przez kilka godzin, dam jej to. Zrealizuję tę absurdalną prośbę, jeśli to ją uszczęśliwi.
- Więc dopiero co wzięliśmy ślub, hę? – zapytałem, rozpinając guziki w kształcie perełek na jej niebieskim swetrze.
- Tak. Właśnie wróciliśmy do domu z ratusza. Jesteśmy parą usychającą z miłości, ty i ja – powiedziała ze wstydliwym uśmiechem.
- W takim razie, gratuluję, brązowooka. Albo, eee, „pani Cullen” – powiedziałem, drapiąc się w tył głowy.
- Dziękuję. Tobie także gratuluję, panie Cullen – odpowiedziała, rozluźniając mój krawat i zsunęła go z mojej szyi.
Wyglądała pięknie, robiąc to, ubrana tylko w różowy stanik.
Staliśmy twarzą w twarz przy łóżku. Całowałem ją w kark i przesuwałem dłonie po jej plecach, podczas gdy ona szarpała się z guzikami mojej koszuli.
- Uwielbiam, kiedy mnie dotykasz… ukochana – wyszeptałem, gdy jej dłonie znalazły się pod moją rozpiętą koszulą i palcami dotykała mojej klatki piersiowej.
- Uwielbiam cię dotykać… kochanie – wyszeptała w odpowiedzi.
- Czego pragniesz, moja brązowooka? Powiedź mi i możesz to mieć. Wszystko, co sprawi, że będziesz czuła się dobrze.
- Kochaj się ze mną, mój Edwardzie.
Przesunąłem palcem do paska jej spódnicy, łatwo znajdując i rozsuwając suwak aż ubranie spadło do jej kostek.
- Niczego bardziej nie pragnę niż pokazać ci, co dla mnie znaczysz, dziewczynko – wymruczałem, zsuwając ramiączka jej stanika i całując ją w ramiona, gdy zdejmowałem z niej ubranie.
Niezwykle łatwo znajdowałem słowa, które wypowiadałem; uchodziły z moich ust praktycznie bez wysiłku.
- Jesteś dla mnie taki dobry… miły, czuły – gruchała, przyciągając moją twarz do swojej i pocałowała mnie czule w czoło.
- Nie mogę być inny dla ciebie. Nawet nie mogę znieść myśli o nie daniu ci wszystkiego. Nie wiem, czemu chcesz tego, co mam, ponieważ nigdy nie będę wystarczająco dobry, ale to jest twoje, moja słodka – wyznałem, kładąc ją na łóżku i usadowiłem się koło niej.
Jej małe palce starały się rozpiąć guzik i suwak przy moich spodniach. Jęknąłem przez jej zniecierpliwienie, ale zarazem chciałem, aby mój mózg wyłączył wszystkie wątpliwości, powściągliwość, logikę i ostrzeżenia. Jakakolwiek nadzieja, że Bella zmieni zdanie w ostatniej chwili, została rozwiana przez… masę żądzy, pierwotne pragnienie zaspokojenia jej i siebie samego oraz potrzeby udawania wraz z nią. Ta potrzeba, bez wątpienia, jest bezpośrednim skutkiem mojego czystego sumienia - wiedząc, że nie powinienem tego robić; biorąc to, na co nie zasłużyłem, pozwalając Belli przekonać się, że to najlepsze, co może zrobić.
Nie mam duszy, ale ona sprawia, że o tym zapominam.
- Edwardzie - wyszeptała, wsuwając malutkie dłonie w moje bokserki i pieściła mnie. – Twoje ciało… dotykanie cię w ten sposób nie dorównuje niczemu innemu, moje kochanie.
- Teraz należę do ciebie. Moje ciało i moje serce jest twoje, pani Cullen.
Nie to, że posiadam serce.
Delikatnie zsunąłem jej matki aż do stóp, całując każdy milimetr skóry. Zdjąłem ostatnią część ubrania z siebie i rzuciłem na podłogę. Gdy wróciłem w górę, ujrzałem jej twarz. Jej oczy patrzyły na mnie niecierpliwie.
Nie jestem teraz Casanovą albo Jimmym Stewartem. Jestem trójką towarzyszy Dorotki w Czarnoksiężniku z krainy Oz. Jestem Blaszanym Człowiekiem bez serca, Strachem na Wróble bez mózgu i Tchórzliwym Lwem bez odwagi.
- Chodź tutaj, mężu – nalegała z uśmiechem, ciągnąc za moje przedramiona.
Byłem roztargniony przez moje negatywne myśli i pozwoliłem jej odgrywaniu roli przejąć kontrolę, złagodzić moje zastrzeżenia.
Pocałowała mnie w lewą stronę klatki piersiowej.
- Przepiękny mężczyzna - powiedziała do mnie. – Z pięknym sercem. - Następnie pocałowała mnie delikatnie w skroń. – Z pięknym umysłem.
Unosząc obie moje dłonie do swojej twarzy, przycisnęła je do policzków, pochylając swoje czoło do mojego. – I piękną duszą. - Spojrzała w moje oczy na kilka sekund, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przesunęła usta do mojego ucha. Jej szept był tak cichy, że prawie nic nie usłyszałem. – Nie pokazujesz nikomu swojej duszy, ale mogę ją dostrzec, usłyszeć. Ona żyje w twoich oczach, Edwardzie. I jest piękna.
- Nie wiem, co powiedzieć, aby mogło dorównać temu, kochanie. Wiedz, że zapamiętam to do końca mojego życia. Dziękuję – wyszeptałem w odpowiedzi.
Patrzyłem na jej brodę, ponieważ nie mogłem spojrzeć jej w oczy. Byliśmy cicho przez minutę, tylko dotykając się delikatnie i mówiąc naszymi dłońmi i ustami to, czego słowa nie mogły przekazać.
- Potrzebuję cię, potrzebuję poczuć cię, dotykać, smakować, proszę, Edwardzie – jęknęła, zanim pocałowała mnie.
Dłonią złapała moją erekcję i poruszała wolno ręką w górę i w dół.
- Brązowooka Bella, jak piękny kwiat – gruchałem, drażniąc jej sutek palcami. – Otworzysz się dla mnie, kwiatku, gdy będę na tobie, w tobie? – zapytałem cicho.
Byłem prawie zrozpaczony, aby była gotowa na mnie, ponieważ musiałem mieć ją teraz. Potrzebowałem, aby mnie pragnęła.
Językiem zataczałem małe kółeczka wokół sutka. Złapałem go zębami, zanim ssałem delikatnie i jęknąłem na widok, jak jej oczy wykręcają się na tył głowy, a plecy wyginają w łuk.
- Edwardzie, sprawiasz, że czuję się tak dobrze. Sprawiasz, że wszystko jest dobre – westchnęła, wplątując palce w moje włosy i naparła mną na nią.
ku***, kocham, kiedy jest niecierpliwa, rozszalała, lubieżna. Jest przepiękna, kiedy przesiąknięta żądzą praktycznie błaga o orgazm.
Gdy moje ręce odnalazły moje ulubione miejsce między jej nogami, jęknęła i zaczęła poruszać biodrami wraz z moimi pieszczącymi ją palcami.
- Dojdziesz dla mnie, moja piękna? Wydasz z siebie te śliczne dźwięki, które tylko ja umiem u ciebie wywołać? – zapytałem, mając nadzieję na podekscytowanie jej jeszcze bardziej, przybliżyć ją do punktu, z którego nie ma odwrotu.
- Tak, kochanie, tylko dla ciebie – wyjęczała, zanim jej głos zmienił się w kwilenie.
Patrzyłem na jej twarz, gdy rozluźniła szczękę i zmarszczyła czoło. Drażniłem jej sutek językiem i zębami, ale nie odwróciłem wzroku od jej twarzy nawet na sekundę. Niedługo jej oddech i ruchy doszły do takiego tempa, że łatwo było mi rozpoznać, iż jest bardzo blisko orgazmu.
- Spójrz na mnie, dziecinko. Chcę widzieć piękne oczy mojej żony, kiedy dochodzi – powiedziałem.
- Edwardzie - wysapała szeptem. – Boże, tak, kochanie. Tak – wymruczała, patrząc wprost na mnie.
Poczułem, jak rytmicznie się naprężyła i rozluźniała przy mojej dłoni. Nasze spojrzenia były złączone, ale złapała moją dłoń i przesunęła ją do swojej twarzy. Wciąż patrząc na mnie, włożyła moje palce w usta i ssała je.
O Jezusie… cholera. Nawet nie mogę myśleć logicznie.
- ku***, potrzebuję cię, dziecinko. Potrzebuję cię tak bardzo – wyjęczałem.
- To chodź i weź mnie – nalegała, ciągnąc za moje ramiona tak, że musiałem przesunąć się na nią.
Pierwotna część mnie przejęła kontrolę – piękna, ciepła, naga kobieta pode mną zgasiła wszystko inne. Potrzebowałem jej i to już. Mój fiut, sztywniejszy niż kiedykolwiek w moim życiu, nie mógł być już więcej ignorowany, kiedy rozsuwałem jej nogi, układając się między nimi.
Gdy pocierałem główką mojego penisa o jej łechtaczkę, Bella jęczała i wiła się w reakcji, wyglądając niewiarygodnie do wypieprzenia i to wystarczyło, abym oszalał z żądzy – wystarczyło, aby zmienić mnie w dzikusa. Potwora. Tak bardzo chciałem być w niej, że chciałem wejść w nią z wściekłością. Ale nie mogłem zrobić tego szybko, ponieważ nie chciałem jej zranić; nie tylko fizycznie, ale chciałem, aby miała doświadczenie, które może wspominać ze szczęściem.
- Proszę, moje kochanie – wyszeptała, trzymając swoje ciepłe dłonie na moich biodrach, nakłaniając mnie na ruch do przodu.
- Powinienem założyć prezerwatywę – powiedziałem, próbując schylić się do stolika nocnego.
- Nie, nie. Tylko ty. Chcę tylko ciebie – odpowiedziała z wielkimi oczami i przechyloną głową.
- Jesteś pewna? Jestem zdrowy i ty także oczywiście – potwierdziłem, całując ją lekko w czoło.
- Tylko ty i ja, Edwardzie – powiedziała z uśmiechem.
- Cokolwiek chcesz, brązowooka. Wiesz, że nie umiem ci odmówić – powiedziałem, odwzajemniając uśmiech.
Złapałem ją w pasie, ciągnąc ją w dół, abym mógł dobrze ułożyć jej ciało.
- Ostatni raz, dziecinko – chciałem zapytać, ale przerwała mi.
- Tak, nawet w głębi serca, jestem zupełnie pewna – odpowiedziała, wysuwając rękę, by pogłaskać mnie w policzek.
Kiwnąłem głową, wziąłem głęboki wdech i wolno wszedłem w nią. Palcami masowałem punkt ponad miejscem, w który miałem wejść, aby rozluźnić tam jej mięśnie. Im mniej jest spięta, tym mniej będzie to boleć.
- Jeśli zadam ci ból, masz mi powiedzieć. Inaczej mogę nie zauważyć. Proszę – zapytałem, obniżając się na nią. Bella uśmiechnęła się i kiwnęła głową. – Weź kilka głębokich oddechów i próbuj się nie spinać, brązowooka – wyszeptałem, napierając na nią teraz z większą siłą.
Bella sapnęła, gdy rozwarłem ją wystarczająco szeroko, aby wejść w nią główką penisa.
- Och. Och. Czuję cię – powiedziała, wyglądając na zaskoczoną. – Czuję cię… w środku – powtórzyła, szybko zakrywając usta dłonią. – To… Edwardzie… to naprawdę miłe – powiedziała ochryple i zauważyłem, że się zarumieniła.
- Bello, płaczesz? Przestanę. Proszę, nie bądź smutna – powiedziałem szybko, gotów wyjść z niej i przytulić ją tak, jak to robię, kiedy jest smutna. To jedyne, o czym mogłem myśleć, kiedy jest taka i z jakiegoś powodu, to zazwyczaj działało.
- Nie, nie przestawaj! To i tak będzie bolało. Jestem tylko emocjonalna – odpowiedziała ponownie, uśmiechając się do mnie i pokręciła głową. – Proszę, kontynuuj. – Uspokoiła mnie, przytulając mnie do siebie.
Teraz naparłem mocniej, wreszcie przerywając dość szeroko jej błonę dziewiczą, abym mógł wejść w nią cały. Pamiętając, aby być ostrożny, łagodny i wolny, wystarczająco odsunęło mnie od tego, jak cholernie niewiarygodne było to uczucie. Dzięki Bogu, że miałem o czym jeszcze myśleć, bo inaczej nie trwało by to wystarczająco długo, abyśmy oboje to zapamiętali.
Wsuwając pod nią ramiona, przyciągnąłem ją bliżej mnie, nie przerywając uścisku, w którym mnie trzymała. Przez minutę nie ruszaliśmy się.
- Edwardzie, to boli tylko trochę, możesz się ruszać – wyszeptała.
- Ale chcę, abyś cieszyła się tym, dziecinko – powiedziałem.
- Widzisz, jakie masz piękne serce, mój kochający mężu.
- Dziękuję, pani Cullen. To dzięki tobie jestem tym, kim jestem.
Pocałowałem ją w smakowite, różowe usta, wchodząc i wychodząc z niej. To wszystko było tak niewiarygodne; to jak czułem się w niej, dźwięki naszych ciał uderzających o siebie, zapach jej czekoladowej skóry, smak jej ust na moich. Ból w pachwinie przechodził wszelkie granice i wiedziałem, że niedługo dojdę. Próbowałem umieść dłoń między jej nogami, ale powstrzymała mnie.
- Nie, jest dobrze. Nie musisz - powiedziała. – Zawsze chodzi o mnie… ale tym razem… chcę, abyś tym razem brał. Możesz… brać… ode mnie. Chcę tego, moje kochanie. Bierz ode mnie.
- Boże… nie zasługuję na ciebie – wydyszałem przy nadchodzącym orgazmie.
- Oczywiście, że zasługujesz. Jesteś dla mnie taki dobry - wyjęczała, pocierając policzkiem o mój. – Piękny Edward, Boże… - westchnęła, poruszając biodrami wraz ze mną.
- Brązowooka Bella, taka słodka i idealna… Chryste… moja Bella… kocham cię – wyjęczałem, dochodząc w niej.
Cholera, zapomniałem, że udajemy. Moment. Czy to nie coś, co powinienem powiedzieć, jeśli udajemy? Ale… będzie sądziła, że nie miałem tego na myśli. Co oczywiście jest prawdą. Nie miałem tego na myśli. Nieprawdaż? Co, do cholery, się dzieje?
- Och… nie mogę cię nie… kochać. Boże, też jesteś idealny. Kocham cię, Edwardzie. Kocham… cię.
Najwyraźniej wraz z spermą wystrzeliłem z siebie wszystkie komórki mózgowe, ponieważ mogłem jedynie chwycić jej twarz i całować ją wszędzie. Jej oczy były tak samo mokre jak moje. Ostatnią kobietą, której powiedziałem te słowa, była moja matka i było to na jej pogrzebie. Nie często mówię ludziom, że ich kocham, ponieważ nie darzę tym uczuciem wielu ludzi. Miałem mokre oczy, ponieważ nie wiem, czemu to powiedziałem i jestem nieprzygotowany na zrozumienie czegoś z tego. Jedyna osoba, która mogłaby mi pomóc, zostawiła mnie na pogrzebie. Zachlała się do niewydolności wątrobowej i tym samym do śmierci. Wtedy powiedziałem jej, że ją kocham po raz ostatni.
[/i]Myślę teraz o mojej matce? Co, do kurwy nędzy, jest ze mną?[/i]
Ale wtedy uświadomiłem sobie, co Bella do mnie mówiła. Jej słowa przeszyły duszę, na którą już dawno temu machnąłem ręką.
- Edwardzie, dziękuję. Dziękuję. Nie tylko za seks. Za podzielenie się sobą ze mną. Wiem, że nie lubisz tego robić, ale jest dobrze – powiedziała płacząc.
Delikatnie poklepała mnie po plecach i pogłaskała po włosach, przez cały czas szepcząc, że zawsze będzie przy mnie, gdy będę jej potrzebował, zawsze będzie moją przyjaciółką. Nie wiem, czemu to ona mnie pociesza; właśnie odebrałem jej dziewictwo po tygodniach mówienia jej, że to wszystko jest ustawione. Teraz poprawiłem jej humor tą sceną nocy poślubnej, jakby to była jakaś gra, w którą bawiłaby się każda walnięta para.
- Przepraszam, brązowooka – wyszeptałem w jej szyję.
- Edwardzie, przestań przepraszać. Po prostu leżmy. Nie mówmy o przysłudze, przeprosinach albo o starych, czarno-białych filmach.
Pozwoliłem jej słowom wchłonąć we mnie, a umysłowi czuć pustkę. Wciąż leżałem na niej, przygniatając ją jak zawsze, ale nadal byłem w niej. Nie chciałem się ruszać. To było najwygodniejsze miejsce, w jakim byłem od dłuższego czasu. Głowę położyłem na jej ramieniu, a rękę umieściłem na jej piersi.
- Śpij teraz, kochanie. Oboje jesteśmy zmęczeni – powiedziała, całując mnie w czoło.
Ostatnie co powiedziałem, było mamrotaniem, ponieważ nie miałem siły wysławiać się jasno.
- Moja. Moja brązowooka. Miękka i ładna…
- Mmhmm. Cała twoja – wymamrotała w odpowiedzi, splatając palce z moimi.
Łatwo zapadłem w twardy sen, a ocknąłem się wolno otulony mgiełką intensywnych snów, których nie pamiętałem. Ale cieszyłem się, budząc, ponieważ uświadomiłem sobie, że odzyskuję przytomność przy nieprzytomnej Belli, która ocierała się o moją nogę jak uroczy, napalony Chihuahua.
- Edwardzie – westchnęła, gdy wziąłem ją w ramiona, układając jej głowę na mojej klatce piersiowej. – Śniłam o tobie – wyznała nieśmiało.
- Wcale nie było widać. Jeśli będziesz ocierała się o moje udo mocniej, nabawię się bolącego otarcia.
Uderzyła mnie w ramię.
- No wiesz co, Cullen.
- Dlaczego to ty się uskarżasz? – odpowiedziałem, śmiejąc się. – To ja mam poważnie obtartą nogę. Nie żartuję. Dobrze, że dermatologia jest jedno piętro pode mną w szpitalu – jęknąłem żartobliwie, masując udo dla większego efektu.
- Będziesz potrzebował więcej niż tylko maści, gdy z tobą skończę. Gdzie jest oddział chirurgii plastycznej? Jakoś blisko?
- Brązowooka! Zadałabyś ból pięknu?
- Tak. Okaleczyłabym cię i to strasznie.
- Chodź, madame. Muszę cię umyć – nalegałem, ciągnąc ją do góry do pozycji siedzącej.
- Po co? Och… racja – powiedziała, nerwowo patrząc na swoje kolana i małą stróżkę krwi na prześcieradle.
Po tym, jak oboje skorzystaliśmy z łazienki i umyliśmy się trochę, kazałem położyć się jej, abym mógł sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku.
- Trzymaj, brązowooka, weź ibuprofen – powiedziałem, podając jej kilka tabletek i szklankę wody.
- Dzięki – odpowiedziała, biorąc tabletki i wodę ode mnie.
- Jak się czujesz? – zapytałem, rozkładając jej kolana.
- Nie boli tak bardzo. Czuję małe otarcie, ale nie bardzo. Byłeś naprawdę delikatny – powiedziała, uśmiechając się.
- To dobrze - powiedziałem. – To jest trochę zimne, ale pomoże Mona Lisie odzyskać uśmiech – zażartowałem.
- Dobry Boże! Nazwałeś moją tak waginę?
- Jak mogłem temu zaradzić? To odpowiednie dla niej i wiedziałem, że cię zdenerwuje – przyznałem, śmiejąc się, kładąc na niej zimny kompres. Syknęła przez nagłe uczucie chłodu.
Poczekałem kilka minut, zanim zabrałem myjkę i wrzuciłem ją do kosza na brudy.
- Dzięki - powiedziała ponownie, gdy wróciłem do łóżka.
Chciałem wziąć ją w ramiona, ale nie byłem pewny, czy powinienem. Decyzja została podjęta za mnie, kiedy Bella przytuliła się do mnie. Prawie chciałem ze świrować, uciec z krzykiem, ale jej dłonie na mojej klatce piersiowej, zapach jej włosów i jej ciepłe ciało obok mnie uspokoiło mnie.
- Więc, nie żałujesz wczorajszego wieczoru? – zapytałem cichym głosem.
- Och, mam wiele żalów.
Moje serce zaczęło bić jak oszalałe.
Cholera, to była pieprzona katastrofa, nieprawdaż? Dlaczego zgodziłem się na to?
- Wiedziałem, że… - zacząłem mówić w pośpiechu.
- Edwardzie, daj mi skończyć! Żałuję, że nie dokończyłam deseru na kolacji, może i był tuczący, ale był to także najpyszniejszy mus czekoladowy, jaki kiedykolwiek jadłam – powiedziała żartobliwie. Drażniła moją klatkę piersiową włosami, gdy kontynuowała. – Żałuję, że czekałam tak długo, cóż, czekałam tak długo z tobą. Jakoś wątpię, że byłoby to tak dobre z kimś innym. Ale tak, nie powinnam była słuchać, kiedy mówiłeś, że powinniśmy poczekać. Ponieważ to było… zaje***te.
- Posłuchaj, Bello. Chodzi o to, co mówiliśmy do siebie…
- Wiem, Edwardzie. Udawaliśmy. To nic wielkiego. Nie musimy o tym rozmawiać. Poważnie. To było tylko… trochę szalone. Zostawmy to w spokoju, okej?
ku***. Wiem, że nie powinniśmy tak tego zostawiać. Po prostu… nie mogłem.
- Okej - odpowiedziałem.
Pocałowałem ją w usta, a ona w odpowiedzi jęknęła.
- Edwardzie, sądzę, że potrzebuję więcej lekcji – powiedziała.
- Nie teraz. Mona Lisa musi odpocząć. Tak jak i ty. Będziemy mieli jeszcze wiele szans… na uczenie się mojego przedmiotu.
- Więc będziemy to kontynuować
- Oczywiście, a czemu nie?
- Nie wiem. Pomyślałam, że zgodziłeś się być moim pierwszym i to wszystko.
- Proszę, brązowooka, jakim bym był nauczycielem, jakbym nie pokazał ci wszystkiego, co umiem? Nie obrażaj mnie w ten sposób.
- Przepraszam, profesorze, to było złe. Byłam niegrzeczną dziewczynką – powiedziała.
Cholera, robi to celowo, przysięgam.
- Tak, byłaś nieposłuszna – odpowiedziałem ochrypłym głosem.
- W tej szkole występuje kara cielesna? – zapytała, machając rzęsami.
- Tak. Nawet jedna lekcja jest temu poświęcona – powiedziałem, śmiejąc się.
Gdy ziewnęła, wiedziałem, że może flirtować, ile chce, ale szliśmy spać.
- Okej, to może ta niech będzie następna – zasugerowała, przytulając się do mojego ramienia, gdy ułożyłem nas twarzą w twarz.
Lubiłem tak zasypiać, ponieważ wtedy łatwo mogłem położyć na niej rękę i nogę, i obezwładnić ją pode mną tak, jak robię to zazwyczaj.
- Dobranoc, brązowooka – wyszeptałem.
- Dobranoc, przytulasie.
Obudziłem się rano i zanim otworzyłem oczy, byłem w złym humorze. Nie wiedziałem czemu. Jedynie wiedziałem, że mam chujowy nastrój. Gdy ocknąłem się, wiedziałem już dlaczego; byłem sam w łóżku. Nie było Belli. Żadnych jej dźwięków, ani zapachu jej gotowania. Nie było jej.
Usiadłem prosto niepewny czy powinienem poczuć ulgę, czy być zły, kiedy zauważyłem liścik na poduszce koło mnie.
Edwardzie, miażdżyłeś mnie uściskiem i chrapałeś do ucha. I tak musiałam wstać na wczesne spotkanie z promotorem w sprawie mojej pracy. Wpadnij później na obiad, jeśli chcesz. Nie martw się, jeśli będziesz zajęty
- Bella
P.S. to moja napalona samica bobra. Zajmij się nią. Ona i mol książkowy nie radzą sobie.

Zaśmiałem się głośno, kiedy zobaczyłem małą maskotkę bobra włożoną pod kołdrę koło mnie.
Po wzięciu prysznica ubrałem się do pracy, mój umysł wypełnił się szalonymi myślami; czy wczorajszy wieczór był błędem, czy miałem na myśli to, co powiedziałem, czy ona miała na myśli to, co powiedziała. Boże. To ostatnie było najgorsze.
Nie mogłem znieść niepewności. Usiadłem do komputera i zalogowałem się na Twittera, aby przeczytać posty Belli. Szybko przeszedłem do ostatniego, który napisała.
BadKittyKillKil poplątanie z mieszanymi sygnałami. Mam przerąbane, że nie był to tylko seks. To było dużo więcej, ale niewystarczająco. Boże, pomóż mi, bo go kocham. Naprawdę.
ku***, Cullen, coś ty zrobił?


(1) Andover Phillips Academy – ekskluzywna szkoła średnia z tradycjami w Nowej Anglii, założona w 1778 roku.
(2) yeux bruns - brązowooka
(3) Katharine Hepburn i Spencer Tracy – aktorzy, którzy zakochali się w sobie na planie filmu „Kobieta roku” (1942). Nigdy nie wzięli ślubu, ale byli ze sobą ponad 25 lat.
(4) Jimmy Stewart i Carole Lombard – aktorzy grający razem w filmie „Stworzeni dla siebie” (1939)

Rozdział 12


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dreamteam dnia Śro 13:26, 15 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 10:01, 14 Lis 2010 Powrót do góry

pewnie się powtarzam, ale naprawdę za każdym razem jestem zaskoczona...
każdy nowy rozdział jest czymś nowym, zawsze świetnie napisany, wpływa na emocje czytelników a to już coś
kolacja zabawna i miła, a to przed to już wogóle
stosunek delikatny i te dwa magiczne słowa
post na Twitterze i jednak prawda ciekawe co Edzio na to
27.11 nie wiem czy wytrzymam
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 10:07, 14 Lis 2010 Powrót do góry

Czy może być coś lepszego , niż ulubiony deser? Nie sądzę. A twoje tłumaczenie jest jak kawałek słodkiej czekolady. Nie wypowiadam się na temat stylu, czy błędów, bo się na tym nie znam i nie będę się wymądrzać, ale wiedz jedno, uwielbiam to opowiadanie, podziwiam zaangażowanie, zazdroszczę cierpliwości. Nie pytam o następny rozdział, bo wiem, że ukaże się zgodnie z obietnicą, co nie oznacza że nie czekam niecierpliwie. Jesteś jedną z nielicznych, która szanuje swoich czytelników i za to Cię uwielbiam (ale jestem lizuska). Pozdrawiam!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Madie0810
Nowonarodzony



Dołączył: 14 Sie 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: tam gdzie wzrok nie sięga ;D

PostWysłany: Nie 18:01, 14 Lis 2010 Powrót do góry

świetny rozdział ;]
ja się popłakałam, ale serio ze wzruszenia w trakcie sceny seksu ;/ Tak wiem jestem dziwna, ale proszę o więcej takich scen, opisów. Naprawdę tłumaczenie niesamowite. Przez pewien czas czytałam to w oryginale, ale kończę z tym, bo się nie opłaca, bo to jest nawet lepsze Wink
Życzę dużo weny ;**


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 11:51, 27 Lis 2010 Powrót do góry

Rozdziały można także znaleźć w formacie .pdf na [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 12
Bella

Moja Bello… kocham cię.
Kocham cię, Edwardzie. Kocham… cię.

Te proste słowa wciąż krążyły po mojej głowie, gdy leżałam koło Edwarda. Jego ciało było przyciśnięte do mnie jak zawsze, gdy śpi.
Gdyby nie było dla mnie oczywiste wcześniej, że mózg Edwarda cierpi na jakieś dziwne odłączenie od reszty jego ciała, teraz było to oczywiste.
Fakt, że jest skonfundowany sprawia, że ja jestem jeszcze bardziej skołowana. Wiedziałam, że w głębi jest dobrym człowiekiem, ale nie mam zamiaru „przekonywać” go, że może mnie kochać. To znaczy… kto robi coś takiego?
Ludzie, którzy sugerują odgrywanie ról, że właśnie mają swój miesiąc miodowy, a w rzeczywistości nawet nie spotykają się, nie powinni być tak krytyczni, ty idiotko.
Uświadamiając sobie, że już nie zasnę, spojrzałam na budzik i zobaczyłam, że jest już szósta rano. Chciałam wyśliznąć się z łóżka, więc zaczęłam delikatnie kręcić się, aby móc wydostać się spod niego. Ale wtedy Edward zaczął chrząkać przez sen. Złapał mnie za włosy, zanim w ogóle miałam szansę usiąść. Leżeliśmy w tej dziwnej pozycji na łyżeczkę, z której prawdopodobnie mogłabym się wyśliznąć, gdyby puścił moje włosy.
- Hej, puść – wyszeptałam.
- Hmm
- Proszę?
- Grrr – warknął na mnie.
Pięknie, ku***.
Zaczekałam minutkę, ale zaczął ocierać się o mój tyłek, mówiąc coś przez sen w moją szyję.
- Mmm… chcę mojej…
O Jezu. Fredzie Flintstone, jestem bardzo blisko obudzenia cię pięścią.
Sięgnęłam, by delikatnie pogłaskać go po policzku tylko po to, by przekręcił się albo coś tym stylu.
- To ja, Bella – powiedziałam, gdy jęknął.
Wreszcie przekręcił się, gdy usłyszał mój głos i westchnął, zanim zaczął lekko chrapać.
Zbierając moje ubrania z podłogi, szybko je założyłam i poszłam do siebie. Ulżyło mi, gdy byłam sama po nocy, która była tak emocjonująca. Edward potrzebował przestrzeni, nawet jeśli jego wewnętrzny jaskiniowiec temu zaprzeczał. Ja także tego potrzebowałam. Bardzo.
Po szybkim prysznicu założyłam spodnie i bluzę sportową. Spojrzałam na siebie w lustrze gdy czesałam włosy i myślałam o wszystkim, co się wydarzyło, jak wszystko stało się niewyraźne i pomieszane.
Jak zmieniłaś się w tchórza i praktycznie wyśliznęłaś się bez pożegnania? Klasycznie!
- Stać cię na coś lepszego, Bello - powiedziałam do siebie. – I jesteś zbyt głupia, by mieć jakiekolwiek instynkt samozachowawczy – wymamrotałam.
Rozejrzałam się po biurku w poszukiwaniu kartki i długopisu, gdy dostrzegłam jedną z leżących tam pluszowych zabawek.
Idealna.
Wróciłam do mieszkania Edwarda bez budzenia go. Wyglądał na wyczerpanego, gdy kładłam liścik i zabawkę koło niego. Jego twarz była blada, a worki pod oczami ciemnofioletowe. Pocałowałam go delikatnie w czoło i wyszłam tak szybko jak przyszłam.
Gdy siedziałam w swoim salonie, próbowałam rozproszyć swoje myśli robieniem czegoś na laptopie. Przez jakiś czas wysyłałam maile i pisałam posty na Twitterze. Jednego nawet napisałam o Edwardzie i wczorajszej nocy. Ale za każdym razem, gdy podnosiłam głowę znad laptopa, przypominałam sobie o naszym „układzie” i o tym, jak to wszystko było konfundujące i szalone. Zanim się spostrzegłam, powstrzymywałam łzy i czułam się rozerwana od środka.
- Nie mogę. Po prostu nie mogę.
Wysłałam kilka smsów, w tym jednego do mojego promotora. Opuściłam swoje mieszkanie, kierując się w jedyne miejsce, o którym mogłam myśleć.
- Bello, kochanie, wejdź – powiedziała Alice, łapiąc mnie za ramię i wciągnęła do jej mieszkania.
- Dzięki, Al. Wiem, że jest wcześnie – powiedziałam przez łzy.
- Zamknij się, chodź tu i siadaj. Zaparzę kawę – powiedziała.
- Byłam umówiona z moim promotorem, ale przełożyłam to. Po prostu… płakałam przez całą drogę do ciebie – powiedziałam, szlochając.
Byłam obezwładniona i czułam się, jakbym miała zaraz pęknąć.
Rose dołączyła do nas na kanapie i położyła na moich kolanach pudełko chusteczek higienicznych. Wymamrotałam podziękowanie i wydmuchałam nos jakieś dwanaście razy.
- Okej, co, do diabła, się stało? – zapytała Alice.
- To wszystko… jest… takie popieprzone. Sądzę… - zawodziłam. – Sądzę, że… - próbowałam powiedzieć, ale nie mogłam przestać beczeć. – Sądzę, że złamałam Edwarda.
- Złamałaś go? Co to, do kurwy, ma znaczyć? – zapytała Rose.
- Chodzi mi o to, że sprawiłam, że zrobił się dziwny.
- Dlatego, że uprawiałaś z nim seks? – zasugerowała Alice.
- Tak… nie… tak - biadoliłam nieskładnie.
- Może ktoś mnie, do cholery, naprowadzi, o co w tym wszystkim chodzi?!? – niecierpliwiła się Rose.
- Bello, co się stało? Seks był kiepski? – zapytała moja mała przyjaciółka.
- Nie, to było… takie… nawet nie mogę… Nie mam właściwego słowa, aby to opisać. Zaje-ku***-biste? – powiedziałam, płacząc jeszcze mocniej.
- Eee, zgubiłam się - powiedziała z westchnięciem Alice. – Płaczesz, bo ten seks był najlepszym, jaki uprawiałaś?
- Laska, to jedyny raz, kiedy uprawiała seks – upomniała Rose.
- Nie to było najlepsze. Było tak dobrze, że nie chcę znowu tego robić. Jakbym skończyła. Chyba. Nie, definitywnie chcę jeszcze raz to zrobić. Tak sądzę. Nie wiem!
- Okej, więc co cię tak martwi? – chciała wiedzieć Alice głaszcząc mnie po plecach.
- Głupi Jimmy Stewart i Carole Lombard! – zawodziłam. – To wszystko ich wina! Idiotyczne stare, czarno - białe filmy! NIENAWIDZĘ ICH! To przez nie złamałam Edwarda – rozprawiałam absolutnie bez sensu.
- Bo… - powiedziała Alice, niecierpliwie machając rękami, próbując wymusić ode mnie słowa.
- Bo one sprawiły, że ja i Edward powiedzieliśmy „kocham cię” do siebie.
- Powiedziałaś mu, że go kochasz? – wykrzyknęła Rose, mając oczy jak pięciozłotówki.
- Tak, ale udawaliśmy. Wiecie jak wiele razy mówił mi, że mój pierwszy raz powinien być specjalny… wyjątkowy? - Ponownie wydmuchałam nos, zanim wyjaśniłam dalej. – Powtórzył to zeszłego wieczoru i to naprawdę wyglądało, jakby miał powiedzieć „nie” po raz tysięczny, więc wyskoczyłam z tym, że powinniśmy… no wiecie, udawać albo coś takiego. Jakbyśmy byli parą ze starego filmu. Powiedziałam mu, żebyśmy udawali, że to nasza noc poślubna i wtedy nie wyglądałoby to tak, że tylko uprawiamy seks.
- I zgodził się na to? – zapytała Alice.
- Tak i na początku mówienie do siebie „kochanie” oraz „dziecinko” było tylko zabawne i niedorzeczne… ale wtedy, im dalej się posunęliśmy, tym więcej mówiliśmy. To… Boże. To zaczęło żyć własnym życiem, a ja byłam zmieszana. Wszystko, co powiedziałam, wyszło ze mnie samo. Nie mogę stwierdzić, co było prawdziwe, a co nie.
- Co się stało, kiedy powiedziałaś, że go kochasz? To wtedy zbzikował? – zapytała Rose.
- Nie, już wcześniej taki był.
- Czemu? Co powiedziałaś wcześniej?
- To nie chodziło o to, co powiedziałam - wyjąkałam, wykręcając chusteczkę w dłoni. – On powiedział „kocham cię” jako pierwszy.
- O Jezu. Co za pieprzony galimatias.
- Galimatias z pieprzenia - zgodziła się Alice, kręcąc głową. – Więc… powiedział to, potem ty to powiedziałaś. Mów dalej.
- Wtedy oboje zaczęliśmy płakać. Było mi go żal. On… zbzikował przez ten głupi pomysł. Jednocześnie był bardzo łagodny i słodki. Nawet nie bolało mnie tak bardzo, taki był ostrożny. I to jak czułam się, mając go w środku. Byłam wtedy i szczęśliwa, i smutna. Jakbym naprawdę chciała, byśmy mogli być ze sobą w ten sposób przez cały czas; tak blisko nie tylko ciałami. Ale nie możemy, ponieważ jesteśmy przyjaciółmi. Chcemy być tylko przyjaciółmi. Cholera! To nie ma sensu.
Alice przyniosła mi kubek kawy i wszystkie siedziałyśmy w ciszy przez jakiś czas. Tym razem chciałam, aby stroiły sobie jakieś sprośne żarty albo dokuczały mi z jakiegoś powodu, cokolwiek. Im więcej myślałam, tym bardziej byłam zagubiona i smutna.
- Bello, mam pytanie - powiedziała Rose. Odwróciłam się, by spojrzeć na nią, mając nadzieję, że nie rozpłaczę się jeszcze mocniej. – Nie sądzisz, że to trochę dziwne, iż oboje płakaliście, chociaż to było tylko udawane?
- W-wiem, Rose – wyznałam.
Mogłam okłamywać siebie, ale ich na pewno nie.
- Ja, yy… jestem zakochana w Edwardzie. Nic na to nie poradzę - powiedziałam ze szczypiącymi oczami, które musiałam zamknąć.
- A on powiedział, że kocha ciebie i to go tak zatkało, więc mówienie tego musiało dla niego coś znaczyć - dodała Alice.
- Cóż, tak…. Wiem, że to coś znaczyło. Ale to było za wiele. On… nie wiem, jak to wyjaśnić. I to miałam na myśli, mówiąc, że go „złamałam”. Jakby to głupie odgrywanie ról wywołało coś i on stał się naprawdę emocjonalny. Próbowałam poprawić mu humor. Powiedziałam, że to było spoko. I to… no wiecie, to była tylko gra - wyjaśniłam.
Tylko gra. Wielka, durna, rozrywająca twoje serce na miliony kawałeczków.
- Więc jak to wszystko zostawiliście? – zapytała Rose.
- Spaliśmy trochę, później wstaliśmy, trochę żartowaliśmy, tak jak zawsze. Wyszłam od niego, kiedy wciąż spał. Napisałam mu liścik. Oboje potrzebowaliśmy przestrzeni. Zwłaszcza on. Naprawdę sądzę, w głębi duszy, że tego nie załapał. Jakby… nie wiedział, jak być z kimś. Zapomnijcie o dziewczynie, poważnie, wątpię, że w ogóle miał przyjaciółkę. Myślę, że wie tylko jak flirtować, wygłupiać się, a później ruszyć dalej. To… sprawia, że jest mi go żal. Czy to nie głupie?
- Nie dla ciebie. Zawsze było ci smutno przez zranione stworzenia. Pamiętasz tę wiewiórkę koło naszego akademika na pierwszym roku? – rozpamiętywała Alice.
- O mój Boże… tylko nie wiewiórka. Przysięgałyśmy, że nie będziemy nigdy więcej o tym rozmawiać - jęknęła Rose, zamykając oczy. – Płakała tygodniami! – dodała, wskazując na mnie.
- Biedny kolo. Nigdy nie widziałam tak zirytowanego pracownika ASPCA(1) - powiedziała Alice z prychnięciem.
- Wiem! Bella była w humorze „lepiej jej pomóż jak należy! Znam ludzi w World Wildlife Federation(2)!” – odpowiedziała Rose, zaczynając śmiać się do siebie.
- Wiesz, rób sobie żarty z czego chcesz, ale teraz jestem naprawdę smutna - powiedziałam i pociągnęłam nosem.
- Sory, dziewczyny, odeszłyśmy od tematu - powiedziała Alice, klapiąc mnie w udo. – Ale nie, poważnie, chodzi o to, że nie jestem zaskoczona, że zależy ci na nim, że źle czujesz się z tym, iż zrozumiał te kwestie lub coś w tym stylu. Chodzi o to… jeśli jest dla ciebie ważny, w takim razie chyba nie masz wyboru, racja?
- Co masz na myśli? – zapytałam.
- Nie masz wyboru czy powinnaś być spoko w tej kwestii. Jeśli zależy ci na nim, musisz, no wiesz, być blisko niego. Udawaj spokojną, ale nie olewaj go. Niech on nadaje tempo - wyjaśniła Rose, łapiąc punkt widzenia Alice szybciej niż ja.
- Czuję, jakbym próbowała udomowić dzikie zwierzę albo coś takiego - powiedziałam wkurzona, wycierając oczy.
- Ujarzmienie dzikiego penisa zawsze jest warte wysiłku. Zależy od penisa, chyba – dumała Rose.
- Taa, on jest wart wysiłku – powiedziałam, uśmiechając się. – I proszę, wystarczy żartów o chujach. – Obie wpatrywały się we mnie, uśmiechając od ucha do ucha.
I wtedy zaczęły swoją ulubioną zabawę ze słowem „ch*j”.
- Brzmisz w ch*j pewnie, - prychnęła Alice
- I tak powinno być. Chyba nie chcesz wejść w to pół chujem – odpowiedziała Rose.
- Inaczej mogłoby to zmienić się w chujowy obciach.
- Mam nadzieję, że nie opowiada ci zmyślonych, chujowych historyjek.
- To sprawiłoby, że byłabyś chujowo zezowata.
- Tak. Jednak znacie kolesi. Oni opowiadają czasami różnego rodzaju chujowe, niedorzeczne historie.
- OMÓJBOŻEZAMKNIJCIESIĘ! – warknęłam, biegnąc do ich łazienki, aby obmyć twarz.
Siedziałam z nimi przez kilka godzin, robiąc normalne, babskie rzeczy jak gadanie o seksie, o chłopakach i tym jak obie widują się z Jasperem i Emmettem w miarę regularnie.
- Hej, wciąż chodzisz z Edwardem na te przyjęcia firmowe?- zapytała Alice.
- Tak. Idziemy w ten weekend na bal maskowy z okazji Halloween. Muszę iść na zakupy. Chyba potrzebuję szalonej sukienki. W każdym razie fajniejszej niż ta koktajlowa.
- Okej, super. Pójdziemy z tobą. Moment, to przypomniało mi, że Jasper zna NKZG. Jego tata pracuje w szpitalu Brigham i wczoraj wspominał, że jesteś przyjaciółką tamtejszego ginekologa. Nagi i Jasper czasami spotykali się latem - powiedziała.
Zapisałam sobie w pamięci, by zapytać Edwarda o to, ale natychmiast o tym zapomniałam.
- Możemy pójść do Barney’a? – zapytała Rose, zbyt entuzjastycznie jak na perspektywę zakupów.
Wywróciłam oczami.
Po powrocie do domu i krótkiej drzemce nadgoniłam zadania z zajęć pisarskich i zanim się zorientowałam, był już prawie czas na zrobienie obiadu. Byłam całkiem pewna, że Edward nadal chciał trochę czasu dla siebie, więc byłam mile zaskoczona, gdy usłyszałam znajome puk-puk-puk w drzwi.
- Hej, brązowooka – powiedział, uśmiechając się, gdy wchodził przez drzwi.
Wyglądał na zdenerwowanego. Zauważyłam to, ponieważ molestuje swoje biedne, piękne włosy, gdy tak się czuje.
- Przestań – powiedziałam, łapiąc go za nadgarstki, gdy jego palce sięgnęły włosów po raz piąty w ciągu jednej minuty. – Sprawiasz, że mam ochotę obciąć ci wszystkie włosy, żebyś tylko zostawił je w spokoju.
- Przepraszam, ja… eee… to po prostu - jąkał.
- Chodź, usiądźmy i pogadajmy – powiedziałam, próbując brzmieć spokojnie, kiedy tak naprawdę czułam, że skręca mnie w żołądku bardziej niż kiedykolwiek.
Usiadłam i bawiłam się jego dłonią. Uwielbiałam jego palce, to jak były długie i eleganckie, jakby były fragmentem jakiegoś obrazu. Zabawne, że on porównywał moje części intymne do najwspanialszego dzieła sztuki, chociaż to on jest tym ładnym.
- Hmm? – powiedziałam, zauważając, że mówił do mnie, ale nie słuchałam.
- Mówiłem, że to dobrze, że postanowiliśmy porozmawiać - zażartował, dokuczając mi, że nagle ucichłam. – Zdenerwowana? - zapytał.
- Tak, a ty?
- No.
- Wszystko stało się trochę niezręczne. Znam to, bo dla mnie to normalne. Ale jesteś jedną z niewielu osób, przy której czuję się mniej niezręcznie i bardziej… jak normalna osoba – wyznałam, pocierając kciukiem paznokieć na jego małym palcu.
Gdy spojrzałam na niego po minucie, zobaczyłam coś, co spowodowało, że zaczęłam myśleć o słowie „dom”. Edward wyciągnął ręce, a ciało obrócił w moją stronę. Chciał, abym usiadła mu na kolanach. Wspięłam się na nie i zwinęłam w kłębek. To był jedyny sposób, by poczuć się przytulnie.
- Lepiej? – zapytał.
- Tak, a co z tobą?
- Gdy siedzisz mi na kolanach, mogę myśleć tylko o tym, jak to lubię – powiedział, chichocząc.
Kiedy oparłam głowę o jego klatkę piersiową, jego głos wydawał się głęboki, a śmiech ochrypły, męski. Mruknęłam szczęśliwie, gdy pocałował mnie w głowę.
- Rzeczy, które mówiliśmy wczoraj… możemy je tak zostawić. Pogadamy o tym innym razem, gdy na myśl o tym nie będziemy tacy przejęci? – zasugerowałam cicho.
- Nie myślisz tak, prawda?
- Cóż, tak i nie. A co z tobą?
- Muszę przyznać, sądzę podobnie.
- Wielu ludzi… którzy są przyjaciółmi - powiedziałam, akcentując słowo „przyjaciółmi”, – mówią „kocham cię”. To nie tak, że nie zależy nam na sobie. Szanuję cię, chcę, byś był szczęśliwy. Wszystko.
- Czuję to samo do ciebie.
- Jest coś takiego, jak miłość platoniczna, racja?
- Oczywiście. Kochaj przez przyjaźń. To starożytne stwierdzenie.
- Mmhmm. Było wielu platonicznych ludzi od czasów…
- Platona?
- Właśnie!
- Podoba mi się to, w jaki sposób myślisz, brązowooka.
- Dziękuję, Edwardzie - powiedziałam z bardzo poważną miną. – Ludzie z ich głupim przywiązaniem do słów i nadawaniu im tych szalonych konotacji.
- Kocham, kiedy używasz takich słów.
- Myślałam, że to ty jesteś przebiegłym językoznawcą.
- O mój Boże. Coś jest nie tak. Gdzie jest Bella i co żeś z nią zrobiła?
Nie mogłam mu odpowiedzieć, ponieważ śmiałam się zbyt mocno przez mój prymitywny humor.
- Bella Swan, prawdziwa Bella Swan, nigdy by nie mówiła takich niekulturalnych żartów o seksie. Nieprawdaż? – zapytał, przykładając dłoń do mojego czoła, udając, że sprawdza, czy mam temperaturę.
- Przestań, zanim stracę przez ciebie to małe poczucie humoru, które jeszcze mam - ostrzegłam żartobliwie.
- Nie rób tego - westchnął, otulając mnie ramionami i ściskając mnie mocno. Spojrzałam na niego, a jego wyraz twarzy był taki, jaki widziałam zazwyczaj; spokojny, żartobliwy, przystojny… z uśmiechem wyższości.
- Okej, panie Jestem-zbyt-super-na-pełny-uśmiech-ponieważ-panie-mogą-zemdleć-więc-używam-tylko-półuśmiechu - powiedziałam niechcący na jednym wydechu. Edward zaśmiał się z tego bardziej niż z mojego żartu o jego uśmiechu. – Uf, to długie przezwisko. Próbowałam być miła i poprosić o pocałunek, ale właśnie to zaprzepaściłam – powiedziałam, śmiejąc się głośno wraz z nim i czując, jakby olbrzymi ciężar spadł z naszym ramion.
Nic nie musiało być więcej powiedziane, ponieważ nasze usta, jego i moje, były zmęczone mówieniem. Całowałam go zeszłej nocy, ale czułam, jakby stało się to dawno temu. Czucie jego ust, języka i szorstkiego zarostu było ostatnim, brakującym kawałkiem do zlikwidowania niezręczności i pozwoleniu normalności na ponowne ogarnięcie nas.
- Edwardzie - powiedziałam po minucie, wyrywając się z naszego obłąkanego pocałunku.
- Hmm? – odpowiedział, ciągnąc za kołnierzyk mojej bluzki i badając jej zawartość.
Pacnęłam go w dłoń, aby zwrócić jego całą uwagę na to, co mówię.
- Muszę nakarmić nas obiadem. A później chcę byśmy… eee… kontynuowali nasze lekcje - powiedziałam z nieśmiałym uśmiechem.
- Mmm - jęknął, całując mnie delikatnie. – Brzmi przepysznie. Jestem pewien, że obiad także będzie dobry.
- Chcę całować cię całego - wyszeptałam, opierając czoło o jego policzek.
Chciałam wstać i zrobić nam coś do jedzenia, ale moje libido miało inne zamiary… i może moje serce też. Siedziałam okrakiem na Edwardzie, więc mogłam przywrzeć do niego, przytulić go, całować go wszędzie, czuć jego wielkie dłonie na moich plecach. Gdy rękę przesunęłam do sznurka w spodniach jego fartucha lekarskiego, powstrzymał mnie.
- Brązowooka, pogadajmy przez chwilę.
Spojrzałam na niego zdziwiona, myśląc, że już mamy to za sobą.
- Nie denerwuj się - powiedział, unosząc mój podbródek palcem wskazującym. – Chcę tylko upewnić się, że nadal jesteśmy w tym samy miejscu z naszymi „lekcjami”.
- Takich jak powtarzanie programu nauczania?
- Tak.
- Okej.
- Odkąd uprawialiśmy wczoraj seks i będziemy prawdopodobnie robić to ponownie…
- Mam nadzieję. Rzucę te zajęcia, jeśli będzie inaczej - ostrzegłam żartobliwie.
- W takim razie nie musisz się niepokoić - zaśmiał się. – Chodzi o to, że powinniśmy chyba pogadać o tym, jakie rzeczy chcemy robić. Najpierw powinienem zaznaczyć, że nigdy nie oczekuję, iż zrobisz coś, czego nie chcesz. Ponieważ… nie podoba mi się myśl, że mogłabyś czuć się niekomfortowo… Chodzi o to… nie pozwól nikomu zmuszać cię do niczego. Miej pewność, że mężczyzna cię szanuje. Zawsze.
Czemu nagle zacisnął mi się żołądek?
- Och… jakbym któregoś dnia miała mieć prawdziwego chłopaka? Coś w ten deseń?
- Tak. Nie mogę zatrzymywać cię wiecznie, to nie fair w stosunku do ciebie. Pewnego dnia będziesz chciała więcej… i… to naturalne. Chcę, byś oczekiwała najlepszego, ponieważ na to zasługujesz. Wiem, że nienawidzisz, gdy tak mówię, ale to prawda, brązowooka. Zasługujesz, by traktowano cię jak najlepszą rzecz, która mogła przydarzyć się mężczyźnie.
Przestań tak mówić, Edwardzie, bo chcę mi się płakać. Proszę, zamknij się. Chyba cię teraz nienawidzę przez to, jaką przyjacielską, idiotycznie platoniczną miłością cię darzę. Więc zamknij się, do cholery.
- Och, ale jakiego chłopaka mam szukać? Powinien być taki jak ty?
- Cóż, nie wiem, czy powinien być taki jak ja. Musi traktować cię tak jak ja, szanować cię. Być świadomy twoich potrzeb. Nigdy, ale to nigdy nie pozwól dotykać się mężczyźnie, ponieważ tego chce, tylko dlatego, że myślisz, iż będzie lubił cię bardziej. Nigdy tego nie rób, okej?
- Ale ty nigdy byś mi tego nie robił. Już tego nie robisz.
- Ponieważ cię szanuję, brązowooka. Jesteś dobrą osobą. Niestety, wielu ludzi widzi tę słodką część twojej osobiści i spróbują to wykorzystać. Wiem, kiedy koleś jest graczem, bo sam nim byłem.
- Tak, prawdopodobnie powinieneś ich poznać. Nie chcę skończyć z frajerem.
- Wiesz co? Powiedz mi, gdy jakiś koleś będzie uderzać do ciebie. Pogadam z nim, zanim zabierze cię na randkę.
- To ma jakiś sens. Ufam twojej opinii.
- Faceci czasem mogą nawet spojrzeć na kobietę w sposób nieokazujący szacunku. Sprawdzić twoje cycki albo tyłek, rzeczy tego typu. Jeśli koleś zrobi coś takiego z tobą, daj mi znać i utnę sobie z nim pogawędkę.
- To brzmi jak dobry pomysł. Nie chcę uwikłać się w związek z jakimś idiotą, a później tego żałować.
- Absolutnie. Byłbym niezwykle zły na jakiekolwiek faceta, który zachowywałby się niestosownie wobec twojej osoby. Jako twój przyjaciel sądzę, że byłbym niedbały, jeśli nie uważałbym na ciebie. Zwłaszcza jeśli koleś zrobi coś naprawdę niegrzecznego, jak startowanie do ciebie albo patrzenie w twój dekolt.
- Zrobisz to dla mnie, Edwardzie?
- Oczywiście.
- Jesteś dobrym przyjacielem.
- Przynajmniej tyle mogę zrobić.
- Dzięki.
- Nie ma za co.
- Więc, jakie są twoje ograniczenia?
- Raczej nie mam żadnych. Jestem tu, by spróbować czegokolwiek zechcesz. Ty nadajesz tempo. Jeśli jesteś czegoś ciekawa, powiedz.
- A co, jeśli jest to coś… yy…
- Coś jak? – zapytał z uniesioną brwią.
- No wiesz! Coś dziwnego albo sprośnego.
- Nie musisz się wstydzić. Po prostu poproś. Możesz mi zaufać. Nigdy nie wahaj się powiedzieć „nie” albo „stop”, jeśli coś ci się nie spodoba.
- Jak na razie to mi się podoba.
- Och, jak się zarumieniłaś. Boże, jesteś piękna, kiedy się rumienisz. Co lubisz? Hmm? – dokuczał mi, uśmiechając się.
- Lubię… eee. No wiesz… sprośne słówka.
- Muszę przyznać, brązowooka, że to trochę ironiczne, jak bardzo rumienisz się na każde wspomnienie o tym i to, jak irytujesz się przez moje zboczone żarty.
- Nie dokuczaj mi! – powiedziałam, uderzając go lekko w ramię.
- Nic na to nie poradzę. Powiedz, czemu lubisz sprośne słówka.
- Bo dzięki temu, to jest bardziej podniecające. Mogę powiedzieć, jak to wszystko sprawia, że czuję się seksownie. A kiedy mówisz te same rzeczy, to jest jeszcze gorętsze. Świadomość tego, co myślisz też jest bardzo seksowna. Oboje jesteśmy w to zaangażowani. Bardzo mi się to podoba.
- Też to lubię z tego samego powodu.
- Edwardzie?
- Hmm?
- Nie mogę zrobić obiadu ani nawet myśleć logicznie, kiedy trzymasz ręce w moich majtkach.
- Myślałem, że oferujesz mi ciche zaproszenie.
- Tak? A jak?
- Yy, kiedy włożyłaś rękę w moje bokserki i złapałaś mojego fiuta.
- Och… racja. Zrobiłam to, prawda?
- Nie narzekam. Tak naprawdę, twoja ręką zapewne czuje, że czuję teraz coś całkiem przeciwnego niż to. A przynajmniej jeśli moja erekcja jest jakąkolwiek oznaką.
- Boże, twoja dłoń jest świetna.
- Tak samo i twoja.
- Chciałabym… yyy… wziąć cię w usta.
- Chryste, jesteś zbyt seksowna. Jesteś moją zgubą, brązowooka.
- Czy to źle? Nie powinnam tak mówić do mojego prawdziwego chłopaka?
- Nie. Tylko do mnie. Ponieważ nikt inny.
- Nikt inny co?
- Nikt innym nie powinien tego słuchać. To wszystko.
- Ale… co jeśli on będzie taki jak ty; słodki i godny zaufania? Gdybyś był moich chłopakiem, taki byś był, prawda?
- Oczywiście, że tak.
- Więc mogę mówić tak, jakbyś był moim chłopakiem?
- Tak. Jestem twoim chłopakiem i możesz tak mówić tylko do mnie.
- Okej – westchnęłam, gdy jego palec odnalazł miejsce, w które najbardziej uwielbiam być dotykana.
- Tak jak już ci mówiłem… nic nie sprawia, że wyglądasz tanio albo tandetnie. Tylko uwodzicielsko… wabiąco - wyszeptał do mojego ucha.
Ręką na jego penisie poruszałam w górę i dół w stałym rytmie.
- Edwardzie… chcę… eee. Chcę zrobić ci dobrze ustami.
- Cholera - jęknął.
- Mogę… powiedzieć coś jeszcze?
- Tak, ale tylko do mnie?
- Tylko do ciebie.
- Co to jest, brązowooka? Co chcesz mi powiedzieć? Powiedz mi… - powiedział.
- Lubię robić ci dobrze ustami. Kocham to. Chcę być… - wymruczałam, poruszając szybciej ręką.
- Kim chcesz być? – zapytał, a jego oddech przyśpieszał.
- Chcę być… twoją dobrą, małą dziewczyną od ssania fiuta.
- O ku*** - sapnął Edward, zanim doszedł na moją rękę.
- Przepraszam! – powiedziałam, sięgając po chusteczkę.
- Brązowooka, czasami naprawdę sądzę, że chcesz mnie zabić. W najlepszy możliwy sposób.
- Chcesz wziąć ze mną prysznic? – zapytałam, pomagając mu zdjąć koszulkę.
Jego mięśnie i włosy na klatce piersiowej wyglądały smakowicie.
- O nie. Spłacę ten dług, młoda damo. Chodź tutaj - nalegał.
Delikatnie zdjął moje spodnie dresowe i majtki, potem położył mnie na kanapie, tak, że nogi miałam na jego ramionach. Zajęło to jakaś minutę, może mniej, abym zobaczyła gwiazdy, Jezusa i dwunastu apostołów.
- Jasna cholera, to trwało i trwało – powiedziałam, dysząc.
- Pomyślałem, że jestem ci coś winien - stwierdził z przystojnym uśmiechem.
- Muszę częściej doprowadzać cię do orgazmu.
- O tak. Wiele.
- Chodź, umyjmy się i zjedzmy coś. Nie wiem jak ty, ale uważam, że jakiekolwiek wygłupianie się z tobą jest wysiłkiem fizycznym. A przynajmniej to tak usprawiedliwiam chęć zjedzenia gigantycznego cheeseburgera – powiedziałam, śmiejąc się. – I oczywiście, nakarmienie cię takim. – Dodałam, ciągnąc go za rękę w stronę łazienki.
- Jak dla mnie spoko, brązowooka. Tak jak już mówiłem, podoba mi się to, w jaki sposób myślisz, - odpowiedział i pacnął mnie w tyłek, zanim zaczął biec, bym nie mogła mu oddać.


(1) ASPCA (The American Society for the Prevention of Cruelty to Animals), po polsku Amerykańskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt - niedochodowa organizacja pomocy dla zwierząt z siedzibą na Manhattanie założona przez Henrego Bergha w 1866 roku
(2) World Wildlife Federation (inaczej WWF lub World Wildlife Found) – organizacja ekologiczna o charakterze międzynarodowym. Istnieje także oddział WWF Polska i obecnie zajmuje się ratowaniem niedźwiedzi.


Rozdział 13


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Dreamteam dnia Śro 13:27, 15 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:14, 27 Lis 2010 Powrót do góry

Dziękuję za rozdział. Bardzo lubię to opowiadanie i wiedza o terminie następnego wpisu, jest dla mnie bardzo krzepiąca. Czuję się wtedy wyróżniona przez autorkę i chylę głowę w geście podziękowania. Jak zauważyłam, jest to jedyne niedokończone tłumaczenie, regularnie kontynuowane i to mnie cieszy. Nie wypowiadam się na temat stylu czy błędów, bo nie jestem w tym dobra, ale jeśli zauważę jakowe, dam znać.Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję za rozdział, życzę weny i cierpliwości.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Sob 17:52, 27 Lis 2010 Powrót do góry

podobała mi sie cała pierwsza część, czyli zero seksu
rozmowa z dziewczynami genialna
a Bella i Edzio ich konwersacja nie no zatkało mnie
jesteś GENIALNA i oby tak dalej
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Nie 20:48, 05 Gru 2010 Powrót do góry

Ale się porobiło... Shocked Shocked Shocked
No tak... Wszyscy wiedzieliśmy, w jakim kierunku to zmierza, ale mimo wszystko i tak czuję się zaskoczona... I nie mam na myśli ich pierwszego, wspólnego razu.
Cóż, to się nazywa działanie pod wpływem chwili. Najbardziej zadziwia mnie fakt, że to Edward "pękł" pierwszy.
Zapewne relacje między naszą napaloną parką ulegną teraz lekkiej modyfikacji. Mmm, ciekawe, ile czasu upłynie aż tych dwoje będzie miało odwagę, aby wyznać sobie miłość wprost. Coś mi się wydaje, że nie nastąpi to zbyt szybko... Rolling Eyes
Tymczasem, czekam na nowe lekcje! Very Happy

P. S. Cudownie, że w tym rozdziale pokazały się dziewczyny. Ich damskie ploteczki zawsze okazują się być istną perełką tego ff! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 11:05, 11 Gru 2010 Powrót do góry

Rozdziały można także znaleźć w formacie .pdf na [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 13
Bella

- Bello, nie ruszaj się - wkurzała się Alice, walcząc z narysowaniem kreski na mojej powiece.
- Próbuję, ale Rose wciąż szarpie moje włosy!
- Nie szarpałabym, gdybyś używała odżywki, a twoje włosy nie byłyby tak poplątane - warknęła Rose.
- Nienawidzę was. Wiem, że chcecie, abym wyglądała dobrze, ale musicie mnie torturować? Depilacja woskiem wszystkich włosów na moim ciele? Naprawdę? – jęczałam.
- Edward to doceni. Nie obchodzi mnie, jak „platoniczni” jesteście, ale on na pewno nie chce pieprzyć Chewbacci(1) - prychnęła Rose.
- Hej! Zawsze miałam przycięty busz! Po prostu nie byłam tak łysa jak teraz.
- Cóż, teraz będzie spędzał tam więcej czasu - odpowiedziała ostro Alice.
- Spędza mnóstwo czasu tam na dole. Nawet ją nazwał.
- To musi być dobre - uśmiechnęła się z wyższością Rose.
- I tak jest. Nazwał ją Mona Lisa - powiedziałam z rozdrażnieniem, ale jednak byłam zadowolona z siebie.
- Dziękuję! Spójrz na swój obraz, Bello. Ona ma wąsy! – odpowiedziała Alice.
- Suki - narzekałam.
- Więc, ile razy już to robiliście? – zapytała Alice, nie umiejąc powstrzymać swojego wścibstwa.
- Tylko raz. Edward chciał, abym „wróciła do zdrowia” i powiedział, że nie powinniśmy się śpieszyć. Ale chyba dzisiaj to zrobimy, w każdym razie po tym balu maskowym – powiedziałam, uśmiechając się.
- Powodzenia i miłej zabawy - zaszczebiotała Alice i puściła do mnie oczko.
- Szczęśliwej drogi toooobie, - zaśpiewała Rose. Wtedy Alice przyłączyła się i zaśpiewały obie: - Aż znowu będziemy się pieprzyć… Szczęśliwej drogi toooobie…(2)
Jedynie westchnęłam i pokręciłam głową. Bóg wie, że chciały dobrze, nawet jeśli mogą myśleć tylko o jednej rzeczy. Wypędziłam je z mieszkania, chcąc pozbyć się ich przed przyjściem Edwarda, aby nie zawstydziły siebie. I mnie.
Miałam zrobioną fryzurę i makijaż. Założyłam fioletową kreację wieczorową ze złotymi cekinami na linii dekoltu i wsunęłam na stopy szpilki, kiedy Edward podszedł do drzwi. Zaskoczył mnie bukietem kwiatów.
- Och, wow. Z jakiej to okazji? – zapytałam, uśmiechając się do niego.
- Z żadnej. Po prostu lubię pomarańczowe stokrotki - powiedział i wzruszył ramionami. – Pomyślałem, że ty też.
- Lubię je. Dziękuję.
- Kupiłaś maskę? – zapytał.
- Tak. Tutaj mam swoje przebranie - zażartowałam pokazując mu złoto czarną maskę z piórami po jednej stronie. – Podoba mi się twoja. Diabelskie rogi. Fajne – dodałam.
Edward założył swoją czerwono-czarną maskę demona i wyszczerzył się do mnie.
- Dobrze w niej wyglądam? – zapytał.
- Doskonale – powiedziałam, wywracając oczami.
- Chodź tutaj, aniele, który nie ma prawa nazywać tak siebie - oskarżył mnie żartobliwie.
- Och, doktorze Cullen, obraziłeś mnie! – powiedziałam, podejmując jego grę i tupnęłam nogą.
Przytuliliśmy się i pocałowaliśmy. Prawie chciałam zrugać go za zniszczenie mojego makijażu i włosów przez jego pieszczoty i ściskanie mnie, ale nie mogłam się tym przejmować.
- Wyglądasz przystojnie w tym smokingu - powiedziałam, gdy oplataliśmy się wzajemnie ramionami.
- Dziękuję, brązowooka. A ty masz ładną sukienkę. Raczej dlatego, że wygląda, jakby było niemożliwe założenie stanika przy takim dekolcie.
- Mam zbyt dobry nastrój, żeby ci odpowiedzieć, Cullen - powiedziałam, mrużąc oczy i wykonując gest gryzienia. – Ale za to mogę cię dziabnąć – zagroziłam.
- Mmm, perwersyjnie – odpowiedział, śmiejąc się, gdy pociągnęłam za jego krawat tak mocno, że zaczął się dusić. – Przestań, panienko. Nie będę mógł prowadzić jeśli umrę.
- Ale za to będziesz zombie na Halloween.
- Wtedy będę zombie na stałe. Nie jesteś chyba nekrofilką?
- Edwardzie - ostrzegłam.
- Załóż płaszcz i chodźmy, zanim mnie udusisz - zaśmiał się.
Nawet podobało mi się to, jak pogodził się ze swoim losem, ze zmorą mojego istnienia, aczkolwiek w żartobliwy sposób. I muszę przyznać, że kocham to, jak prowokuje mnie celowo.
- Oooch, cipkowóz – zauważyłam, uśmiechając się, gdy podeszliśmy do jego samochodu.
Edward jedynie spojrzał na mnie z wyrzutem.
- No co? – zapytałam.
- Nie dlatego go kupiłem i nie dlatego teraz nim jeżdżę - powiedział, otwierając mi drzwi.
- Tylko żartuję, Edwardzie - wydęłam wargi i przechyliłam głowę na bok.
Gdy wsiadł do samochodu, pocałowałam go w czubek nosa, czym go zaskoczyłam.
- A to za co?
- Twój nos wyglądał samotnie. Nie potrzebuję wymyślnego samochodu, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Brązowooka, gdybym nie wiedział, pomyślałbym, że zaczynasz mnie lubić, - zażartował.
- Co powiedziałeś w burzową noc? „Tylko odrobinkę, tak tyci tyci”? To brzmi odpowiednio - dokuczyłam mu w odpowiedzi.
- Nie polub mnie więcej niż to. Szok na pewno by mnie zabił - powiedział z uśmiechem, gdy przekręcił kluczyk w stacyjce i odpalił samochód.
- Ech, mogłabym wymyśleć lepsze sposoby na pozbycie się ciebie.
- Czasami mnie odstraszasz, brązowooka.
- Hej, mój tata był gliną i detektywem. Wiem wiele o tym, jak dobrze zatuszować zabójstwo.
- Przypomnij mi, abym nigdy nie zbliżał się do twojej ciemnej strony.
- A kto powiedział, że już tego nie zrobiłeś?
- O cholera. Już się zamykam.
- Edwardzie, naprawdę zaczynam cię lubić - powiedziałam, śmiejąc się.
I tak przez całą drogę dokuczaliśmy sobie i śmialiśmy się w zbyt drogim cipokwozie Edwarda.
Wciąż była pora na koktajl, gdy dotarliśmy na miejsce. Wmieszaliśmy się w tłum, piliśmy i jedliśmy przystawki, a ogólny nastrój przyjęcia był miły i życzliwy. Aro, Heidi i inni lekarze z personelu położniczego, których poznałam na ostatnim przyjęciu, byli i tutaj. Gdy rozmawiałam z Heidi, zobaczyłam jak ładna, drobna kobieta z długimi włosami przykuła uwagę Edwarda i skierowała się do nas.
- Witam, Edwardzie - powiedziała, trochę zbyt entuzjastycznie.
- Och, witam Jessico. Miło cię widzieć - odpowiedział, trochę zwięźle. – Eee, jesteś tu z kimś? – spytał.
Wyglądał dość nieswojo.
- Tak! Pracuję w banku, pamiętasz? – powiedziała, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Jestem tu z Mikem Newtonem. – Dodała, patrząc na mnie z jakiegoś powodu. – Jest ortopedą. To…
- Lekarz od stóp. Wiem kim jest ortopeda, - powiedziałam, śmiejąc się. - Moja babcia miała haluksy - dodałam, mieszając drinka i wzruszając ramionami.
- Miałam nadzieję cię tu zobaczyć - powiedziała do Edwarda.
Uśmiechnęła się, obnażając olbrzymie zęby i ponownie dotknęła jego ramienia. Miałam ochotę walnąć ją i wybić trochę zębów, ale oparłam się pokusie.
Spokojnie, kogo to obchodzi. Wcześniej miał wokół siebie stado laluń. Nie powinno mnie zaskoczyć, że wpadliśmy na jedną z nich. Więc czemu jestem taka… chętna do pokiereszowania jej twarzy?
- Dziękuję za przestawienie nas sobie, Edwardzie - powiedziałam sarkastycznie.
Stałam tam jak piąte koło u wozu, czując się, jakbym przeszkadzała, chociaż to pani Wielkie Zęby przeszkadzała nam.
- O Boże, przepraszam - odpowiedział nerwowo. - Bello, to moja znajoma, Jessica – powiedział, gdy skinął głową w jej kierunku. – Jessico, to Bello, moja… eee… moja… - jąkał.
- Jego sąsiadka - cicho skończyłam za niego, wpatrując się w moje stopy.
Wciąż miałam ochotę ją uderzyć, ale teraz chciałam powiedzieć Edwardowi, aby zabrał Jessicę do cipokowozu i poprowadził go na klif.
Uśmiechnęłam się i kiwałam głową przez minutę, podczas gdy oni prowadzili rozmowę, która była dziwna i napięta. Udałam się do łazienki, by pozbierać myśli. Nie powinno obchodzić mnie to, że ktoś wyraźnie podobny do Edwarda spędza z nim czas. Nie mamy tu żadnej prawdziwej monogamii, nie mamy związku, który trzeba chronić. Nasze spędzanie czasu razem jest tylko wyłącznie dla wygody.
Tak sądzę. Cholera, nie wiem. Wciąż mam ochotę ją uderzyć.
Gdy wyszłam z łazienki, prawie wpadłam na Edwarda.
- Sory - wymamrotałam.
- Nie masz założonej maski – powiedział, wskazując na maskę w mojej ręce.
- Tak, a ty nigdy nie zdjąłeś swojej - narzekałam, idąc przez hol w kierunku tarasu.
Moje szpilki stukały o marmur na podłodze.
Zimne powietrze uderzyło w moją twarz i smagało policzki. Poczułam, jak ktoś ciągnie mnie za ramię.
- Jesteś na mnie zła - powiedział Edward.
- Nie. Musiałbyś zrobić coś źle, abym była zła.
- Więc co jest?
- Nic! – warknęłam.
- Bello, proszę. Mamy wyjść? Nie chcę cię tu trzymać, jeśli ci się nie podoba.
- Edwardzie, jestem tu w ramach układu, pamiętasz? To, czy mi się podoba, nie ma tu znaczenia. Wciąż mogę uśmiechać się, rozmawiać i być grzeczną dziewczynką – powiedziałam, praktycznie warcząc.
- Nie powinnaś być zazdrosna o Jessicę. Nigdy jej nie lubiłem.
- Co? Zazdrosna? O tę z ptasim móżdżkiem? Jesteś pijany?
- Nie wyglądasz na szczęśliwą z powodu jej poznania.
- Poznanie jej było spoko. Chodzi o przestawienie, którego brakowało - wyrzuciłam z siebie.
- Okej, teraz już coś wiemy. Wiem, że było to dziwne. Nie chciałem, aby zabrzmiało to tak, jakbym nie wiedział, jak cię nazwać. Cóż, nie, może nie wiedziałem.
- I co to niby ma znaczyć? Nie mogłeś po prostu powiedzieć „przyjaciółka”? Tym kimś właśnie jestem, racja?
- Oczywiście, ale…
- Ale co, Edwardzie? – powiedziałam drżącym głosem.
Wpatrywał się we mnie, jakby walczył z myślami, co powiedzieć i ten wyraz twarzy, ten źle zachowujący się chłopczyk, wrócił z pełną siłą.
- Zjedzmy, wszyscy są już sadzani - powiedziałam, zaciskając usta.
Bardzo mocno próbowałam nie płakać i go nie uderzyć.
Kolacja wydawała się trwać bez końca, gdy słuchałam, jak głosy wokół mnie szczebiotały. Śmiech nie był nawet zaraźliwy, jak zazwyczaj to się działo. Nie byłam nieprzyjazna. Tak naprawdę wciąż uczestniczyłam w rozmowie, gdy mogłam, ale moje uśmiechy były beznamiętne.
Edward i ja zachowaliśmy ciszę w samochodzie w drodze powrotnej do domu. Myśli zajmowałam patrzeniem za okno na światła miasta. Chciałam cofnąć czas i sprawić, że ostatnie godziny by zniknęły. Chciałam nie przejmować się tym, co Edward pomyślał o mnie i jak potraktował mnie na oczach jednej z jego… przyjaciółek. Ale nie mogłam cofnąć czasu, jedynie mogłam naprawić to, co się stało.
- Przepraszam, że zepsułam ci wieczór – zaczęłam, gdy szliśmy po schodach do budynku.
Próbowałam zatrzymać się przy moich drzwiach, ale Edward chwycił mnie za ramię i pociągnął mnie na schody prowadzące do jego mieszkania. Gdy weszliśmy, kontynuowaliśmy rozmowę.
- To nie jest ważne, Bello. Bardziej interesuje mnie, co się tobie stało.
- Naprawdę nie wiesz? Nie staram się grać niemądrej; to szczere pytanie.
- I udzielę ci szczerej odpowiedzi. Nie mam pojęcia. Jako żywo, chyba nigdy nie wiem, co myślisz. Jesteś o wiele lepsza w czytaniu mojej osoby niż ja twojej.
- No dobra, powiem ci. Zezłościłam się, ponieważ nie mogłeś nawet powiedzieć tej kobiecie, że jestem twoją przyjaciółką. To jakbyś… był mną zawstydzony - powiedziałam cicho. – To nie tak, że nie wiem, iż nie jestem tak ładna jak ona i to nic wielkiego…
Edward przerwał mi śmiechem.
- Tak sądzisz? I kto teraz wygaduje brednie, brązowooka? – zapytał głosem ociekającym sarkazmem.
- Taki ma być sposób omówienia tego? – spytałam defensywnie.
- Jeśli powiesz coś takiego jeszcze raz, coś co poniża cię i sprawia, że brzmisz ulegle, to nie tylko będę ci dokuczać. Wkurzę się na maksa, ponieważ, i to są twoje słowa: „to obraża nas oboje”. Nie zawstydzasz mnie. I nigdy nie porównuj się do Jessici. No weź, znam chirurga, który zrobił jej cycki!
- Więc czemu nagle oniemiałeś?
Edward westchnął i wyglądał przez chwilę na zamyślonego.
- Chciałem powiedzieć „moja przyjaciółka”, kiedy cię przedstawiałem, ale pomyślałem, że to da Jessice zły punkt widzenia. Nie chciałem, aby sądziła, że byłem wolny. Ale też nie mogłem nazwać cię moją dziewczyną. Czułem, jakbym zwrócił na siebie uwagę. Na Boga, to szczera prawda.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Źle cię oceniłam, Edwardzie. Chyba często to robię. Przepraszam - przesunęłam się niewygodnie na kanapie, a mój gniew zmienił się w skruchę.
- Wiesz co? Ja ciebie też błędnie oceniłem. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że będziesz porównywać się z kimś takim jak Jessica, w jakikolwiek sposób - powiedział gniewnie, ale przysuwał się do mnie coraz bliżej.
Serce zaczęło bić mi szybciej, a skóra zarumieniła się.
- Chyba wyczerpałam już to, że jestem mile widziana. Powinnam pójść do siebie – odpowiedziałam, pomimo tego, że zepchnął mnie w róg sofy, między nim a dużym oparciem, bez drogi wyjścia.
Nie miałam na myśli słów, które wypowiedziałam. Nie chciałam wychodzić, po prostu próbowałam uspokoić siebie, ponieważ czułam dziwną mieszankę złości, zaborczości, żalu… i pobudzenia.
- Nie idź. Ja także przepraszam. Nie powinienem był krzyczeć na ciebie. Nie jestem zły, tylko… brązowooka, moglibyśmy być w pokoju pełnym Jessic i… widziałbym tylko ciebie - powiedział do mnie słodko, przechylając głowę, i robiąc wielkie oczy jak kot ze Shreka, sprawiając, że musiałam odwrócić głowę. – Musisz to wiedzieć.
Znowu wszystko zaczęło zamazywać się w mojej głowie i już nie wiedziałam, czym jest przyjaźń, czym atrakcyjność, a czym… sympatia… atrakcyjności… miłości.
- Edwardzie… - wyszeptałam.
- Zostań, brązowooka. Ta sukienka jest zbyt ładna, by nie leżała na podłodze mojej sypialni - powiedział do mnie z uśmieszkiem, gdy przesuwał palcami po moim dekolcie.
- Nie… mam żadnego prawa by być zła. Czuje się głupio, naprawdę.
- Nie wiem, co myślisz przez 99% czasu. Po prostu powiedz mi następnym razem, okej?
- Okej.
Siedzieliśmy w ciszy przez chwilę, gdy Edward kręcił w palcach kosmyk moich włosów. Pod wpływem impulsu, podciągnęłam sukienkę i usiadłam okrakiem na jego kolanach.
- Uważaj, brązowooka, bo jeszcze uszkodzisz moje dobra – powiedział, śmiejąc się.
- Hej, to sprawiedliwe tylko wtedy, gdy ty cały czas przytulasz mnie miażdżąco.
- Prawda - odpowiedział, uśmiechając się do mnie, gdy koniuszkami palców dotykałam jego zarostu.
Oplotłam ramionami jego szyję i oparłam policzek o jego tak mocno, jak tylko mogłam. Jęknął naprawdę głośno i to celowo.
- Cicho. Próbuję pozbyć się mojego gównianego humoru. Koncentruję się.
- Przez gniecenie mnie i ciągnięcie mnie za włosy?
- Mniej mówienia i więcej cierpienia w duszy, Edwardzie.
- Okej, już będę cicho… już mogę? - zapytał, celowo próbując mnie zdenerwować.
- Nie, rozpraszasz mnie. Próbuję zagonić moją wewnętrzną zrzędę do jej małej szafy.
- Mam lepszy pomysł na egzorcyzmowanie twoich demonów, brązowooka - powiedział z dłońmi na moim tyłku.
- Edwardzie, nie możesz rozwiązywać każdego problemu swoim penisem.
- Nie, ale chętnie spróbuję, dziewczynko – powiedział, śmiejąc się, gdy jego palce zręcznie znalazły drogę pod moją sukienkę. Wessał gwałtownie powietrze, gdy poczuł jedwabiste brzegi moich koronkowych majtek. – Co… cholera… naprawdę… ku*** – paplał.
- To stringi. Pomyślałam, że ci się spodobają - odpowiedziała z małym uśmiechem.
- Nie miałem nic przeciwko szortom, a nawet te białe majteczki były ładniutkie… ale te… zabiją mnie – wymamrotał, całując mnie łagodnie, a dłonią wciąż bawił się falbanką majtek pod moją sukienką.
- Edwardzie?
- Hmm?
- Moja zrzęda już zniknęła.
- Wreszcie. Zaczynałem zastanawiać się, czy powinienem uprawiać seks z nią zamiast z tobą.
- Pff. Jakby ona chciała spać z kimś takim jak ty.
- Jesteś pewna, że twoja zrzęda zniknęła? Skąd możesz wiedzieć, że właśnie o tym nie myślę?
- Dosyć, zabieram moje falbanki na dół - żachnęłam się, próbując wstać z jego kolan.
- Wiesz, że lubię ci dokuczać. I dotykając tych majtek… sądzę, że ty też próbujesz się ze mną droczyć, hmmm? – zapytał z tym smakowitym uśmieszkiem, przez który nie wiedziałam czy go uderzyć, czy ssać. Może to i to.
- Chciałam, abyś sądził, że wyglądam ładnie – wyszeptałam, wpatrując się bezwstydnie w jego usta.
- To jak mam wiedzieć, jak one w ogóle wyglądają, jeśli nie mogę ich zobaczyć, brązowooka? – zażartował, rozsuwając wolno suwak w mojej sukience.
- Chyba masz rację - powiedziałam cicho, wyglądając na zamyśloną.
- Pokażesz mi swoje ładne majteczki? – zapytał, patrząc na mnie spod długich rzęs.
Przełknęłam głośno i jedynie mogłam kiwnąć głową. Zsunęłam ramiączka sukienki na ramiona i całość opadła na wysokość mojej talii.
- Wstań dla mnie, piękna - zalecił, pomagając mi wstać, gdy moja sukienka opadła na podłogę. – Obróć się, chcę zobaczyć cię całą.
Mając na sobie jedynie stringi z falbankami i szpilki, powoli obróciłam się. Za to Edward siedział na kanapie, wciąż w ubrany w smoking lecz bez marynarki.
- Jezu, brązowooka. Skąd ci, do diabła, przyszło do głowy, że Jessica jest lepsza od ciebie chociaż w jednej rzeczy? – zapytał, kręcąc głową.
- Czuję się… piękna, kiedy jestem z tobą – wyznałam, patrząc na moje umalowane paznokcie u stóp.
Spojrzałam w górę na Edwarda, który wpatrywał się we mnie i uśmiechnęłam się do niego.
- Posłuchaj - zaczął. – Chcę, abyś coś zrozumiała. Nie byłoby mnie tutaj, jeśli bym nie chciał. Gdybym chciał pójść do domu z Jessicą, zrobiłbym to. Widzisz to? – zapytał, wyciągając z kieszeni swój BlackBerry. – Ten telefon zawiera numer do każdej kobiety, z którą byłem albo interesowało mnie to z ostatnich kilku lat. Nie dzwoniłem do żadnej z nich od twoich urodzin, gdy zgodziliśmy się na to. Nie zrobiłem tego, ponieważ nie chce ich… chcę ciebie.
- Dziękuję - wyszeptałam.
- Bello – westchnął, wyglądając jak Adonis w swoim stroju z rozpostartymi ramionami, pragnąc mnie. Ten mężczyzna, tak uwodzicielki, czarujący, przystojny… diabelski… pragnął mnie.
Przyszło mi do głowy, że jest coś takiego jak bycie uwodzicielskim, urzekającym i jest to oddzielone od prawdziwej, czułej miłości. O to musiało chodzić Edwardowi i czułam się głupio, że oczekiwałam czegoś więcej lub mniej.
- O Boże, Edwardzie - sapnęłam, dosłownie rzucając się na niego. Jeśli szybko nie dotknę każdego milimetra jego ciała, chyba stracę zmysły. – Proszę – błagałam, wodząc dłońmi po nim i całując jego klatkę piersiową. Lecz nie byłam całkiem pewna, o co błagałam.
Chwyciłam jego twarz, przybliżając jego usta do moich. Smakował jak whiskey i karmel, a jego oddech był jak jęknięcie, prawdopodobnie z powodu mojego zniecierpliwienia.
- Dzisiaj to ty rządzisz, brązowooka. Chcę, byś powiedziała, co sprawia, że czujesz się dobrze. Chcę, być czuła się wyjątkowo… pożądana… seksowna. Ponieważ taka jesteś – powiedział, pieszcząc mój policzek kciukiem.
- Mogę cię dotknąć? Wszędzie? – spytałam.
- Oczywiście, że tak. Nie sądzę, bym mógł ci odmówić, nawet gdybym próbował.
- Jakbyś mógł mnie przepędzić - powiedziałam z delikatnym chichotem, gdy rozluźniłam jego krawat i zaczęłam rozpinać koszulę.
- Nie ma na to szans - odpowiedział, a czubkiem języka zataczał kółka wokół mojego sutka.
Rozpięłam koszulę, ale nie miałam cierpliwości, by ją zdjąć z niego. Po prostu nie mogłam już dłużej czekać, ponieważ kochałam dotykać ramiona i klatkę piersiową Edwarda, czuć jego silne ciało pod palcami; jego naprężone mięśnie, gdy się porusza. Nawet włosy na jego klacie nakręcały mnie, ponieważ są takie męskie.
Ostrożnie dotykając innych części jego ciała, niektóre moje czynności sprawiały, że Edward jęczał lub sapał. Na przykład gdy całowałam i lizałam jego szyję. Czasami moja ciekawość go rozśmieszała.
- Jesteś dziwnie zafascynowana moimi dłońmi – powiedział, uśmiechając się. – Nie zrozum mnie źle, podoba mi się to, ale zauważyłem, że lubisz na nie patrzeć lub bawić się nimi.
- Są ładne - powiedziałam z lekkim wzruszeniem ramionami i zaśmiałam się, całując jego palce. – I… nie wiem… przypominają mi o tobie, twojej osobowości – wyznałam nieśmiało. – Są wyrafinowanie… seksowne, ale także delikatne i czułe.
- Tak jak teraz? – zapytał, okrywając dłońmi moje piersi.
- Tak – wyszeptałam, zanim pochyliłam się, by ponownie go pocałować.
Jego miękki, aksamitny język dotknął mojego sprawiając, że jęknęłam i poruszyłam się na nim.
- Powiedz, co sprawia, że czujesz się dobrze. Wszystko, co chcesz - nalegał.
- Chcę czuć twoje usta… na moich piersiach - wyszeptałam i zrobił to; ssał i szczypał, sprawiając, że pokój wirował, a ból między moimi nogami był silniejszy.
Niezgrabnie szarpałam za klamrę jego paska, próbując zdjąć resztę jego ubrań albo przynajmniej dostać się do tego, czego tak pragnęłam; dotknąć go, czuć w mojej dłoni, moich ustach, we mnie. Wreszcie udało mi się rozpiąć jego spodnie na tyle, bym mogła dłonią poczuć jego nagą skórę, pieszcząc go w górę i w dół. Gdy zamknął oczy, a na twarzy pojawił się głodny grymas, sądziłam, że zatracę się w tym zupełnie.
- Chcę… zrobić ci dobrze ustami - powiedziałam.
Uklękłam przed nim, z jedną dłonią wokół niego, a drugą w moich majtkach. Gdy dotknęłam go ustami i językiem, liżąc i ssąc, otworzył szeroko oczy i patrzył na mnie, jęcząc łagodnie w aprobacie i położył rękę na mojej głowie.
- Delikatne usteczka… Jezu - wymamrotał. – Pieścisz też siebie? ku***, brązowooka… jesteś moją dziewczynką… moją małą dziewczynką od ssania fiuta. Nie mogę…
Sądzę, że chciał mi powiedzieć, iż nie wytrzyma za długo. Pozwolił głowie opaść w bok na ramię. Patrzenie na to, jaki był podniecony miało na mnie taki sam efekt, więc kiedy poczułam, że dochodzę, spojrzałam na Edwarda i jęknęłam przy jego skórze; na co raczej nie mogłam nic zaradzić, chociaż wiedziałam, że to jest zbyt stymulujące dla niego. Wiedział po mojej minie, że szczytuję, mając go w ustach.
- Do cholery, zabijesz mnie… - warknął.
Wyglądał na rozemocjonowanego, ale jego głos brzmiał raczej jak błagalny szept.
Ups. Chyba.
Z ostatnim jęknięciem, napełnił moje usta sokami i próbował złapać oddech. Pomagając mi wstać, położył mnie na plecach, palcami złapał za moje majtki i ściągnął je ze mnie jednym ruchem.
- Och, Mona… widzę, że coś zmieniłaś - powiedział z uśmieszkiem, kiedy zobaczył, że byłam cała wygolona.
Pocałował mnie w kość łonową. Spojrzałam na niego, zanim się zaśmiałam. Wciąż miał w dłoni moje matki i przyglądał się materiałowi w barwie złota zmieszanego z kolorem kości słoniowej.
- Musisz zamówić takie w każdym kolorze - powiedział. – Jedynie patrząc na nie, jestem podniecony – wyznał, śmiejąc się i pocierał materiał między palcami.
- Naprawdę? – spytałam, biorąc od niego majtki i zerkając na jego kolana.
Faktycznie, już wyglądał… szczęśliwie. Przypadkowo zauważyłam coś, kiedy dotknęłam go materiałem. Prawie podskoczył z powodu dotyku jedwabiu na jego skórze.
Hmm, ciekawe.
Trzymając figi między palcami, przesunęłam falbanki po jego skórze, patrząc, jak syczał i zaciskał szczękę.
- Chcę spróbować jednej rzeczy - wyszeptałam. – Nie ruszaj się – nalegałam z uśmiechem.
Drażniłam go, używając materiału jak piórka. Gdy zaczął mamrotać przekleństwa, wiedziałam, że to musi być dla niego naprawdę erotyczne. Owinęłam majtki wokół niego i położyłam na nich dłoń.
- Miłe uczucie? – zapytałam, w połowie szukając potwierdzenia, w połowie chcąc zobaczyć czy mówienie o tym sprawia, że jest to zabawniejsze.
Edward nie mógł nawet odpowiedzieć słowami, co było dla mnie potwierdzeniem. Był prawie tak samo pobudzony jak kilka minut temu i widok tego sprawił, że byłam w dokładnie takim samym stanie.
- Pragnę cię, Edwardzie - wymamrotałam. – Chcę ciebie we mnie… proszę.
- Lekcja piąta, brązowooka, to orgazm pochwowy. Ta pozycja jest do tego doskonała - powiedział z uśmieszkiem. – Chodź tutaj, dziecinko. – Wyszeptał, delikatnie sadzając mnie okrakiem na jego kolanach. – Powoli obniżaj się na mnie. Jeśli zaboli, przestań, okej? – zapytał.
Kiwnęłam głową i spojrzałam w dół, nasze dłonie trzymały go w odpowiedniej pozycji, abym mogła usiąść całkowicie na niego.
Było to inne od pierwszego razu. Czułam tylko trochę bólu przez kilka sekund, ale później byliśmy tylko my, ja i on, złączeni. Oboje westchnęliśmy, kiedy był we mnie w całości i instynktownie wygięłam plecy w łuk, by go przyjąć … czuć go wszędzie. Zaplątał dłonie w moich włosach, kiedy zaczęłam poruszać biodrami w górę i w dół, wyginając jeszcze bardziej plecy tak, że moje piersi były blisko jego ust. Ssał i przygryzał, gdy wiłam się na nim. Duże dłonie Edwarda złapały mój tyłek i poruszał mną w taki sposób, by pocierać to samo miejsce, które jak na razie pieścił tylko palcami. Gdy naparł ma to miejsce z większą siłą niż koniuszek palca, moje reakcja była prawie natychmiastowa. Czułam, jakby w całe ciało wbijały mi się igły, zanim wszystkie moje mięśnie drżały z najintensywniejszymi, euforycznymi iskierkami, jakie kiedykolwiek czułam moim życiu.
Otworzyłam usta, by krzyknąć, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Uświadomiłam sobie szybko, że to dlatego, iż jestem tak spięta i nie mam powietrza w płucach. Wzięłam olbrzymi wdech i pozwoliłam memu ciału robić to, do czego było przeznaczone; reagować na Edwarda w najbardziej podstawowy, pierwotny i naturalny sposób.
- Chcesz więcej? – zapytał, zastanawiając się, czy nie poruszamy się za szybko.
- Tak - odpowiedziałam szybko.
Nie umiałam się wahać, będąc z nim. Jeśli on tego chce, to ja też.
- Nie sądzę, że mogę dać ci więcej. Jeszcze nie teraz - sapnął, wciąż pomagając mi ruszać się, ale zwolnił moje ruchy.
- Chcę więcej… proszę - powiedziałam, a mój głos był jak ciche błaganie.
- Nie chcę sprawić ci bólu.
- Mogę przyjąć wszystko, co mi dasz, Edwardzie. Pragnę tego.
- Jesteś pewna? – zapytał prawie bez tchu.
- Proszę… Nigdy… się nie poddam. Nigdy. Aż będę… będę miała ciebie - wysapałam, poruszając się jak oszalała.
Spojrzałam mu w oczy, zdeterminowana, by osiągnąć swój cel; tak długo, jak zgodzi spotkać się ze mną pośrodku drogi.
- Okej… ufam ci - sapnął.
Jego silne ramiona kierowały moimi biodrami.
- Och, och, och… Edwardzie - jęczałam, opierając głowę na jego barku. – Po prostu bierz, mój piękny mężczyzno… po prostu bierz – wyszeptałam mu do ucha.
Patrzyłam na jego twarz, taką skoncentrowaną i pieściłam jego policzek, gdy jego ciało zesztywniało i doszedł we mnie. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy ponownie warknął i mamrotał niezrozumiałe dla mnie słowa o jego pięknym kwiecie, o tym, przez który jest szalony.
Byłam tak zmęczona, że ledwie zostałam przytomna, kiedy Edward zaniósł mnie do łóżka, zdjął mi delikatnie buty i rozebrał się do końca. Przytulił mnie mocno, leżąc praktycznie na mnie, zanim całkowicie pogrążyłam się we śnie. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, jest jego głos; bardzo wyraźny.
Dobranoc, brązowooka. Kocham cię.


(1) Chewbacca – postać z filmu Gwiezdne Wojny. Przedstawiciel włochatej i dobrze wyrośniętej rasy Wookieech.
(2) Wariacja piosenki pod tytułem „Happy Trails,” której różne wersje wykonuje wielu artystów.

Rozdział 14


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dreamteam dnia Nie 0:42, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:43, 11 Gru 2010 Powrót do góry

Dziękuje, dla takich chwil warto posiadać umiejętność czytania. Jesteś niezrównana, nie ma słów, które mogłabym powiedzieć, aby Cię chwalić. Rozdział jak zawsze, rewelacyjny, dialog przesycony seksem, dwoje ludzi kochających się, a jednak broniących swe myśli przed tym. Mam nadzieję, że wyznanie Edwarda nie było tylko wyznaniem "po alkoholu". Jeszcze raz dziękuje i czekam niecierpliwie na następny rozdział, choć jak już pisałam wcześniej, nie martwię się, bo wiem że na pewno będzie. Pozdrawiam!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Sob 14:52, 11 Gru 2010 Powrót do góry

ŁAŁ... nie wiem co napisać
potyczka słowna chyba była najlesza w tym rozdziale, chociaż fascynacja jedwabiem też ciekawa
ale chyba nic nie przebije zadrości i oczywiście dziewczyn pastwiących się nad losem biednej Belli:D
ciakawe czym nas zaskoczysz w następnym
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
capricorn
Człowiek



Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 20:02, 11 Gru 2010 Powrót do góry

Kochany Deamteam'ie !
Uwielbiam Wasze tłumaczenia, wybieracie rewelacyjne FF. Chyba nawet nie muszę mówić, że są rewelacyjnie tłumaczone :)
Chwał Wam !
Chewbacca mnie rozwaliła :) Alice i Rose przypominają mi moja przyjaciółkę, która mówi jak one.
Rozdział oczywiście jak zawsze mi się bardzo podobał, Edward chyba no cóż ekhem, zakochał sie.. jestem ciekawa jak się to dalej potoczy.

Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 0:35, 19 Gru 2010 Powrót do góry

Rozdziały można także znaleźć w formacie .pdf na [link widoczny dla zalogowanych]

Rozdział 14
Edward

Chciałem tylko spróbować to powiedzieć. Zobaczyć, jakie to uczucie.
- Dobrano, brązowooka. Kocham cię, - wyszeptałem.
Patrzyłem, jak poruszyła się nieznacznie i uśmiechnęła przez sen, zanim położyłem się obok niej.
Nic. Nie czuję się dziwnie, ale także nie czuję się szczęśliwie. Chyba ma to tylko znaczenie, kiedy wiesz, że jesteś całkowicie szczery, a druga osoba słyszy, jak to mówisz.
Poczułem ulgę, pomimo dziwnego spokoju, który zapanował wokół mnie, kiedy zwinąłem się koło niej. Sen był sposobem, by moje ciało odpoczęło. W większości czasu spałem tylko wtedy, gdy byłem całkowicie wyczerpany. Mój umysł wyłączał się wtedy, a przez to, że byłem tak zmęczony, nawet nie zapamiętywałem swoich snów, jeśli w ogóle jakiekolwiek miewam.
Uczucie spokoju i otuchy, które dostarczała mi Bella, było kolejnym rażącym przypomnieniem, jak od niej biorę, a nie daję nic w zamian. To miała być „przysługa” dla niej; to niedorzeczne, aby w ogóle na to tak spojrzeć. Uprawianie z nią seksu bez dodatkowych zobowiązań jest moją przysługa dla niej? Gdybym miał odrobinę sumienia albo przyzwoitości, nie przystałbym na to.
Nawet gdybym mógł ją kochać, nie zasłużyłbym na odwzajemnienie tego.
Ponownie poruszyła się, przekręcając twarz w moją stronę i położyła głowę na mojej klatce.
- Edwardzie - wyszeptała.
- Hmm?
- Czemu nie śpisz?
- Skąd wiedziałaś?
- Bo nie dusisz mnie i nie chrapiesz - westchnęła, pocierając mój policzek. – Może to pomoże – powiedziała chichocząc, wzięła mogą dłoń i przycisnęła do jej piersi. – Teraz masz swój cyckowy kocuś; twój cyckuś – prychnęła.
- Dziękuję, brązowooka. Możesz zawsze pożyczać mi swoje piersi - zaśmiałem się, całując ją w czoło.
Delikatnie pieściłem kciukiem jej sutek i ziewnąłem mocno. Chyba miała rację. Może potrzebuję trochę dobrze spędzonego czasu z jej cyckusiem. Są to małe rzeczy, nieważne jak dziwaczne albo głupkowate, o których myśli, a boi się podzielić nimi ze mną, co czyni mnie naprawdę niegodnym. Chciałbym mieć coś, cokolwiek, aby się odwzajemnić.
- Śpij, Edwardzie - wymamrotała, delikatnie klepiąc mnie w klatkę piersiową.
Kilka pieszczot cyckusia i kolejne ziewnięcie później, udało mi się spokojnie zasnąć.
Następny tydzień minął pod znakiem mnóstwa pracy, zarówno dla mnie, tak i dla Belli. Moje godziny pracy były wyczerpujące ponieważ zastępowałem kolegę, który był na urlopie, podczas gdy Bella miała zbliżające się egzaminy końcowe. Nawet nie mogliśmy spędzać czasu we wtorkowe wieczory, ponieważ musiała się uczyć. Ale niemniej, zostawiała mi zapakowany obiad pod drzwiami, zawsze świadoma, że jestem zbyt zmęczony by jeść lub gotować.
W pracy czułem się rozdrażniony i porywczy. Gdy udało mi się zdobyć trochę wolnego czasu i pomyśleć o moim nastroju, jedyną rzeczą, na jakiej byłem skupiony to to, że nie widywałem się z Bellą. Nie mogłem w sumie załapać, czemu tak jest. Im bardziej próbowałem to zrozumieć, jedyną rzeczą, która kłębiła się w mojej głowie było to, że muszę się z nią zobaczyć i porozmawiać. Gdy dni mijały, to irracjonalne uczucie było coraz gorsze. W czwartek odchodziłem od zmysłów. Musiałem z nią porozmawiać; zobaczyć ją, dotknąć, usłyszeć jej głoś… cokolwiek.
Dziwne było to, że nie widziałem dlaczego.
Nie wiedziałem dlaczego, ponieważ nie było nic, o czym chciałbym z nią porozmawiać albo nie miałem powodu, by się z nią zobaczyć. Absolutnie nic. Co gorsza, codziennie czytałem jej wpisy na Twitterze i w żadnym z nich nawet o mnie nie wspomniała. Przez to miałem miliony myśli, które dziko płynęły po mojej głowie.
Czemu ona nie myśli o mnie tak jak ja o niej? DLACZEGO NIE?
Jeśli jakiś wychudły, piszący poezję Emo-punk z Harvardu rozprasza ją, kradnie jej uwagę, wypatroszę go gołymi rękoma.

W piątek postanowiłem, że jeśli nie będzie jej w domu, poczekam pod drzwiami. Na szczęście, zanim skończyłem zmianę i wchodziłem po schodach, była w domu.
- Cześć, Edwardzie - powiedziała, uśmiechając się, zapraszając mnie do środka.
Ledwie mogłem się opanować, gdy ją zobaczyłem. Miała wspaniale rozczochrane włosy związane w luźnym koku, słodką, luźną, niebieską bluzkę z małymi guziczkami błagającymi mnie, aby je rozpiąć, i dżinsy obciskające jej zgrałby tyłeczek w taki sposób, że byłem zazdrosny. O materiał. Nawet jej bose stopy i pulchne paluszki były powitalnym widokiem dla mnie. Jak tylko drzwi zamknęły się, chwyciłem ją i przytuliłem mocno.
- Och, och, okej - zaśmiała się, gdy przestałem ją ściskać, by ją pocałować w policzek i znowu przytulić.
Przypuszczałem, że przestanę w pewnym momencie, ale jeszcze nie byłem na to gotów.
- Edwardzie - zachichotała. – Co, do diabła, to wywołało? Nie mów; w weekend jest jakieś spotkanie firmowe i musisz mi się podlizać? – zażartowała. – Wiesz, zgodziłabym się nawet, gdybyś nie miażdżył mi żeber.
- Nie - powiedziałem stłumionym głosem, ponieważ ukryłem twarz w zgięciu jej szyi. Uniosłem głowę i spojrzałem na nią. Nie mogłem się oprzeć i chwyciłem jej ładną twarz. – W sumie to jutro jest nieformalne spotkanie z pediatrami. Zabawa, by rozweselić dzieci. Nie tak ważne jak obiady dobroczynne – wyjaśniłem.
- Zabawa dla dzieci… które są chore? – zapytała, przechylając głowę.
- Tak, większość chora na raka.
Jej twarz posmutniała, gdy to usłyszała.
- Nie chcesz iść? Chętnie bym je poznała, może pobawiła się z nimi – powiedziała, wyglądając na rozczarowaną. – Ale jeśli to nie jest ważne, to chyba nie ma zna… - próbowała powiedzieć, ale jedynie wzruszała ramionami.
- Przepraszam, brązowooka. Nie powinienem był o tym wspominać. Przypomniałem ci o twoim tacie.
- Nie ma w tym nic złego. Tęsknię za nim.
- Wiem. Wiesz co? Chętnie jutro pójdę, jeśli będziesz mi towarzyszyć? – zapytałem.
Jej oczy ponownie były szczęśliwe, a uśmiech rozjaśnił twarz. Kiwnęła głową i teraz ona uścisnęła mnie tak mocno, że prawie połamała mi żebra.
- Ałć, masz trochę krzepy w tych ramionach, brązowooka - zażartowałem, pocierając jej plecy.
- Jesteś głodny? – zapytała.
- Boże, umieram z głodu i kocham twoje jedzenie.
- Powinniśmy przestać się przytulać, bo przytulanie prowadzi do obmacywania, a później obmacywanie wywołuje pieszczenie i zanim się zorientujesz, nie będziemy mieli na sobie ubrań - ostrzegła, kładąc dłonie na moich pośladkach, czym zignorowała swoją radę. Też to zignorowałem, wsuwając ręce pod jej bluzkę i zręcznie rozpiąłem palcami zapięcie stanika.
- Hmm, nie chciałbym, aby ten uścisk wyrwał się spod kontroli - zgodziłem się, całując ją po szyi.
- Edwardzie… Boże… to takie miłe - wymamrotała z dłońmi pod bluzką mojego fartucha, bawiącymi się włosami na mojej klatce piersiowej.
Poczułem czekoladowy balsam, kiedy rozpiąłem jej bluzkę i naparłem ustami na jej obojczyk. Gdy ciągnęła moją koszulę w górę, aby ją zdjąć, nie powstrzymałem jej; nie mogłem. Potrzebowałem jej skóry przy mojej tak samo, jak ona tego potrzebowała.
Zauważyłem dziwną rzecz, będąc z brązowooką. Stawałem się częściej nienasycony do punktu, kiedy uświadomiłem sobie, że mam nienasycony apetyt seksualny. Zawsze miałem zdrowe libido, ale przez lata wiele nauczyłem się o samokontroli i wytrwałości. Chyba powoli wyrzucam z pamięci sporo rzeczy, które stały się dla mnie drugą naturą, ponieważ teraz mogłem myśleć tylko o Belli, o byciu blisko niej. Przez ostatni tydzień myślałem o jej ciele i o dotykaniu jej. Zaspokajanie się pod prysznicem przeszło wszelkie granice, ale i to nie wystarczyło. Moje ciało łaknęło jej.
- Powinniśmy przestać, brązowooka - próbowałem zaprotestować.
- Czemu? – zapytała, patrząc na mnie z zaciekawieniem.
- Ponieważ… nie jestem w dobrym nastawieniu psychicznym - próbowałem wyjaśnić.
Przechyliła głowę w zmieszaniu.
- Czuję się… zbyt chętny, jakbym chciał pędzić. Byłem w złym nastroju przez cały tydzień, a to zazwyczaj sprawia, że jestem zdenerwowany.
- A co jest w tym złego? – zapytała, śmiejąc się.
Westchnąłem i próbowałem się nastroić.
- Chcę cię dotykać w taki sposób, w jaki nie powinienem. Jestem zniecierpliwiony. Zły humor zazwyczaj robi to ze mną. Zwykle zadzwoniłbym do kogoś, kto lubi takie rzeczy.
- Och, rozumiem – odpowiedziała, odwracając wzrok, a jej ręce opadły do jej boków z dala ode mnie. – Eee, myślałam, że nie zamierzasz tego zrobić – dodała z przygnębioną i speszoną miną.
- O Boże, Bello, nie! Nie o to mi chodziło. Nie chcę dzwonić do nikogo albo robić coś z kimś innym. Chciałem tylko wyjaśnić, co zazwyczaj robię. Co zrobiłbym, gdybym nie miał z tobą tego układu.
- Edwardzie - powiedziała ostro, wyglądając na sfrustrowaną. – Możesz po prostu powiedzieć, o co ci chodzi?
- Okej – powiedziałem, zanim odchrząknąłem. – Pozwól mi trochę rozwinąć. Czasami, kiedy jestem wkurzony, zirytowany albo coś w tym stylu… lubię się wyładować podczas…
- Podczas czego? – ponaglała.
- Podczas szybkiego numerku - wypaliłem.
- Tylko tyle?
- To nie wystarczy?
- Co w tym złego? Byłam gotowa na to minutę temu, zanim zacząłeś tak dużo gadać.
- Brązowooka, nie podoba mi się pomysł dotykania cię w ten sposób, bycia… niedelikatnym z tobą.
- Uraziłbyś mnie, powodując u mnie fizyczny ból?
- Nie, nigdy bym tego nie zrobił.
- Więc wciąż nie rozumiem, w czym jest problem.
- Brązowooka, tu powinno chodzić o ciebie. Nigdy nie dotknąłbym cię w sposób, który nie okazywałby szacunku.
- Nawet jeśli mi to pasuje? Może jest to coś, czego chciałabym spróbować? Muszę przyznać, robisz takie zamieszanie, że teraz jestem ciekawa! – powiedziała, śmiejąc się.
- Zgadzasz się na coś, czego nigdy nie doświadczyłaś, więc raczej nie możesz podjąć dobrej decyzji, - próbowałem sprzeczać się, pomimo czucia się niezmiernie uradowanym z powodu jej entuzjazmu. Próbowałem tego nie okazywać.
- Jak niby mam wiedzieć, jeśli ze mną nie spróbujesz? – domagała się, patrząc na mnie z boku. – A poza tym… już ci mówiłam, że nie zawsze musi chodzić o mnie. Sądziłam, że celem tego jest nauczenie mnie jak być dobrą w sytuacjach intymnych, racja?
Jej rozumowanie sprawiło, że zakręciło mi się w głowie. Powinienem ją uczyć. Ale uczyć ją… jak zaspokoić innego mężczyznę? Ta myśl wzbudziła u mnie wstręt. Nawet nie musiała zaspokajać mnie, dając jakiemuś dupkowi, który nie zasługuje na nią. Nie obchodziło mnie, jaki był prawdziwy powód; chciałem, aby nauczyła się czuć piękną, aby wiedziała, jak zmysłowa i urzekająca jest. Tego wszystkiego mogę ją nauczyć, ponieważ to wszystko, co musi wiedzieć.
- Edwardzie? Grosik za twoje myśli? Wyglądasz na zezłoszczonego. Powiedziałam coś nie tak?
- Nie. Tak jak powiedziałem, jestem w chujowym nastroju.
Położyła dłonie na mojej twarzy i uśmiechnęła się, zanim mnie pocałowała. Wzięła moją rękę z jej pasa, położyła ją na swoich piersiach i westchnęła.
- Pragnę tego. Jeśli nie spodoba mi się, powiem, abyś przestał - wyszeptała w moje usta. – Nigdy byś mnie nie zranił, Edwardzie.
Myślałem o konsekwencjach odmówienia jej, kiedy wciąż mam siłę, aby to zrobić. Jeśli będę upierać się, by tego nie robić, zawsze będzie tego ciekawa i może poszuka innego faceta, który jej to pokaże, ale niewątpliwie byłby całkowicie chłodno nastawiony do tego i jego dotyk zbezcześciłby ją. Sam pomysł tego doprowadził mój rozdrażniony humor na granice wytrzymałości.
- Brązowooka - powiedziałem głosem zabarwionym żądzą i rozdrażnieniem; nie na nią, ale na myśl o kimś robiącym to, co ja miałem zamiar.
Popchnąłem ją na oparcie kanapy i oparłem jej pupę o jego krawędź, wywołując u niej gwałtowny wdech. Moje spojrzenie błądziło po jej ciele, od stóp do głowy, po każdym milimetrze jej nawoływania mnie. Potrzebowałem… pragnąłem pieprzenia.
- Tak to robię - warknąłem z uniesioną brwią, pięściami rozwierając jej w połowie rozpiętą bluzkę. Użyłem takiej siły, że guziki poleciały w różne strony.
- Edwardzie! – wykrzyknęła cicho z szeroko otwartymi oczami.
Spojrzała w dół na jej rozerwaną bluzkę, później na mnie i niespodziewanie naparła na mnie, całując mnie łakomie i jęcząc.
Ściągnąłem ramiączka stanika na jej ramiona i materiał opadł na podłogę. Wpatrywałem się na nią, odsłoniętą i nagą dla mnie, tak wrażliwą… tak piękną. Złapałem jej piersi, ssąc i gryząc wszędzie.
- Gdy jestem taki, brązowooka… - zacząłem, zakrywając jej piersi i ciągnąc za sutek, gdy zróżowiał i stwardniał. – Gdy jestem zirytowany, poruszony… będący mężczyzną, testosteron w moim organizmie jedynie pogarsza to… - Warknąłem sfrustrowany, próbując ściągnąć jej dżinsy tak szybko jak to możliwe. Ukląkłem przed nią, w końcu uwalniając ją ze spodni i rzuciłem je przez pokój. – Ale bez seksu, poziom mojego testosteronu spada, więc moje libido wzrasta wykładniczo, aby to się nie stało – wyjaśniłem, przyciskając palce między jej nogami i okręcając opuszki palców materiałem majtek. – Agresja, którą widzisz, tylko powoduje straszliwą potrzebę… pieprzenia… - stwierdziłem i z tym rozerwałem jej matki z przenikliwym odgłosem darcia.
- Edwardzie, pieprz mnie - jęknęła.
Nie tracąc czasu, złapałem jej nogę w udzie i uniosłem ją wyżej, rozwierając wejście Belli, abym mógł zrobić to, co chcę. Ledwie miałem cierpliwość, by rozwiązać sznurek w spodniach fartucha lekarskiego i pośpiesznie zdjąć bokserki, które stały mi na drodze.
- Posłuchaj mnie, Bello – powiedziałem cicho, używając każdego grama mojej siły, by powstrzymać umysł przed czuciem pustki na widok jej wijącej się, namawiające mnie. – Musisz mi coś obiecać.
- Wszystko - powiedziała.
Chwyciła moją twarz i wpatrywała się we mnie z uchylonymi ustami i przymkniętymi oczami.
- Nigdy nie pozwól innemu mężczyźnie dotykać cię w ten sposób. Nigdy. Nie będzie cię wtedy szanował; nie będzie godny. – Kiwnęła głową. – Proszę, obiecaj mi! – błagałem, ochrypłym głosem.
- Obiecuję, Edwardzie. Przysięgam. Nie pozwolę - odpowiedziała, kręcąc szybko głową. – Tylko ty. To tylko dla ciebie.
Chrząknąłem, wchodząc w nią tak głęboko, jak tylko mogłem. Wreszcie mogłem zaspokoić tę maniakalną, samolubną zachciankę pieprzenia, aby mój zły humor zniknął.
Bella wbiła paznokcie w moją skórę, zniecierpliwiona i absorbująca. Ale musiała wiedzieć, że to nie zabawa. To nie jest coś, co powinna traktować niepoważnie; ulegając mi, pozwalając mi dotykać siebie z szarpnięciami i bez delikatności. Położyłem dłoń między jej nogami, używając opuszka kciuka, by drażnić ją, by ogarnął ją ten wyborny szał, na który uwielbiam patrzeć. Zareagowała szybko, jęcząc moje imię i błagając o więcej. Jej niespodziewany entuzjazm zepchnął mój umysł w najintensywniejsze pragnienie, by być zaborczym, zachłannym i chciwym.
- Właśnie tak, tylko ja mogę robić to z tobą. To ciepłe, mokre miejsce między twoimi nogami, właśnie tu? – powiedziałem, przyciskając kciuk trochę mocniej, by to podkreślić.
- O Boże… - jęknęła, nie odwracając wzroku ode mnie.
- To jest moje, brązowooka – warknąłem, łapczywie patrząc w dół w miejsce, gdzie znikam całkowicie w jej maleńkim ciele. – Tylko ja mogę ci to robić, ponieważ to jest moje – warknąłem, wchodząc mocno w nią.
- Cokolwiek mam… jest twoje - stwierdziła z szaleńczym oddechem. – Ale to… - zaczęła, dotykając palcami moje skronie, później szyję, klatkę piersiową, zatrzymując się przy lewym mięśniu piersi. – Obiecaj mi, że nie pozwolisz, aby inna kobieta posiadła to. – Syknęła, przykładając dłoń do mojej klatki piersiowej. – Ona nie będzie tego warta.
- Nie mogę. Tam nie ma nic…
- Obiecaj mi!
Patrzyła na mnie tak błagalnie, że w dole żołądka poczułem tępy ból. Nie mogłem wytrzymać odmawiania jej; wiedząc, że ona chce czegoś i nie może tego mieć, wywołuje u mnie trzeźwość i wyraźność, że to prawie zaczęło żyć własnym życiem.
- Obiecuję, brązowooka.
Kiwnęła głową i posłała mi seksowny uśmiech, przez który nie chcę już nic więcej mówić. Pociągnąłem za jej włosy tak, że przechyliła głowę, ukazując jej kremowo białą, nagą szyję. Zatopiłem zęby w jej skórze, a kciukiem nadal pieściłem ciało między jej nogami i niedługo jej całe ciało naprężyło się i Bella zaczęła krzyczeć moje imię. Nie mogłem już wytrzymać dłużej, nie, kiedy patrzę, jak przechodzi orgazm w ten sposób i niedługo doszedłem w niej, ponownie zostawiając w niej mój ślad.
- Tak – jęknęła, czując, jak wypełniam ją. – Bierz ode mnie – gruchała, gdy oparłem głowę na jej ramieniu, będąc całkowicie bez tchu.
- Przepraszam - wyszeptałem.
- Za co?
- Za wiele rzeczy. Głównie za to, że nie kontrolowałem się. I…
- Co?
- Nie było w tym żadnej lekcji.
- Żartujesz, prawda?
- Nie, jestem zupełnie szczery. Nie nauczyłem cię niczego. Przepraszam, to był błąd.
Wyglądała na zamyśloną. Spojrzała na mnie z mieszanką rozczarowania i bólu. Czułem się rozczarowany. Powinienem postąpić dobrze, ale nie zrobiłem tego.
- Jeśli tak myślisz, Edwardzie - stwierdziła prosto.
Poszła szybko w do swojej sypialni i zatrzasnęła za sobą drzwi. Wkładając koszulę, usiadłem i czekałem, aż wróci, opierając głowę na rękach. Nie mogąc już dłużej czekać, podszedłem do drzwi sypialni i zapukałem delikatnie. Nie odpowiedziała i pomimo mojej oceny sytuacji, wszedłem tak cicho, jak tylko potrafiłem, na wypadek gdyby spała, ale tak nie było.
- Co czytasz? – zapytałem, podchodząc do jej lóżka.
Siedziała, opierając się o stertę poduszek. Mól książkowy, który podarowałem jej na urodziny, znajdował się na jej kolanach, dotrzymując jej towarzystwa.
Woli martwy obiekt ode mnie. Zły znak.
- Roberta Frosta - odpowiedziała, nie spoglądając w górę.
Skłonny do zaryzykowania, że będzie wrogo nastawiona do mnie, usiadłem jak najbliżej niej. Było trudno zignorować mnie, kiedy jestem tak blisko.
- Edwardzie - westchnęła.
- Co?
- Kilka rzeczy. Po pierwsze, przeszkadzasz mi i nie mogę czytać. Po drugie, nie za bardzo mam ochotę na twój nos w moim dekolcie.
- Chcę poprawić nastrój. Jest tu strasznie ponuro.
- Chętnie rozjaśnię twoje IQ, waląc cię książką po głowie.
- Proszę, nie bądź na mnie zła. Nie wiem, co zrobiłem, przysięgam.
- Wiem i nie jestem zła. Przynajmniej nie na ciebie.
- To na kogo jesteś zła?
- Na nikogo. Tylko… zła ogólnie. Wściekła na życie. Chyba.
- Nie bądź zła, brązowooka. Albo nieszczęśliwa. Powinnaś być zawsze tylko zadowolona. Masz zbyt ładną twarz, by się złościć.
Wziąłem książkę i mola od niej, kładąc to na stoliku nocnym i położyłem głowę na jej kolanach, wkradając się w jej łaski czy tego chciała, czy nie. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się, mając nadzieję, że jej nie irytuję. Ale jej twarz była po prostu śliczna, a mina delikatna.
- Gdybym mógł, zabrałbym ci te nieprzyjemne uczucia i sam je czuł - zaoferowałem. – Przysięgam, naprawdę – dodałem, odsuwając pojedynczy lok z jej twarzy.
Miałem nadzieję, że mówienie tego ukoi jej smutek i gniew, przynajmniej trochę. Ale poniosłem całkowitą porażkę. Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech, a jej broda zaczęła drżeć.
- Edwardzie - wyszeptała, opierając czoło o moje i okryła dłońmi moje policzki. – Dlaczego cię znoszę? – zapytała cicho.
- Bo zawsze wiem, jakiego słowa szukasz, gdy rozwiązujesz poranną krzyżówkę? – powiedziałem, mając nadzieję, że żart pomoże w sytuacji. I tak się stało, przynajmniej troszkę.
- Nie - powiedziała śmiejąc się z wciąż zamkniętymi oczami, które stały się wilgotne.
- Brązowooka? – powiedziałem, zmieniając pozycję tak, że oboje leżeliśmy twarzami do siebie.
Uniosłem jej twarz za podbródek, a oczy miała trochę opuchnięte i zaczerwienione.
- Co jest, Edwardzie?
- Możemy… możemy zakończyć naszą umowę, jeśli chcesz. Jeśli to sprawia, że jesteś smutna - powiedziałem, ale w duchu błagałem by odmówiła.
- Czy… tego właśnie chcesz? – zapytała, a smutek w jej oczach był oczywisty.
- Nie… tak. Nie chcę, byś była smutna, to wszystko. Chcę tego co ty. Chcesz przestać?
- Nie. Chcę kontynuować.
- Okej.
- Chcesz przestać?
- Nie. Muszę kontynuować.
- Okej.
- Brązowooka?
- Hmm?
- Jeśli cię pocałuję, poczujesz się lepiej?
- Nie chcę, abyś całował mnie bym poczuła się lepiej. Powinieneś całować mnie, ponieważ… po prostu tego chcesz.
- Zawsze chcę, ale myślałem… nie wiem. Nie wiem, co myślałem. Po prostu… czasami naprawdę chcę „naprawić” cię, ale nie wiem jak.
Uśmiechnęła się i nawet troszkę zaśmiała.
- Nie mogę powiedzieć, że nie doceniam twojej próby - odpowiedziała.
Przysunąłem ją bliżej do siebie, otaczając ją ramionami, a głowę ułożyłem na swoim ramieniu. Pocałowałem ją w czoło, policzki, podbródek, wilgotne oczy i nawet czubek nosa.
- Chyba teraz przyjmę ten pocałunek - wyszeptała, lekko głaszcząc mnie po policzku.
I tak, pocałowałem ją delikatnie, by wynagrodzić jej to, co spowodowało u niej płacz i to, jak dotykałem ją wcześniej. Nasz długi pocałunek wyewoluował w delikatne pieszczoty i niedługo znów byliśmy rozebrani, ale ruszaliśmy się wolno i rozmyślnie. Leżąc wciąż twarzą do siebie, uniosłem ją, by wejść w nią, zanim chwyciłem jej twarz w dłonie i kołysałem nami. Pociągnęła mnie za ramię, gdy przekręciła się na plecy, powodując, że leżałem na niej.
- Nawet lubię to w ten sposób… to, jak mnie przygniatasz – wyznała, nieśmiało oplatając nogami moje biodra, a ramiona wokół mojej klatki piersiowej.
- To wszystko, czego dla ciebie chcę, brązowooka. Chcę, byś zawsze czuła się miło - wyszeptałem do jej ucha.
Trzymałem jej twarz, całując ją delikatnie i jęcząc w jej usta, kiedy oboje doszliśmy po raz drugi. Westchnęła, kiedy położyłem się na nią bardziej, unieruchamiając jej ciało pode mną. Byłem zbyt zmęczony i zaspokojony, by powstrzymać się od położenia na nią, ale sądząc po westchnięciu, Bella chyba to lubi.
- Jesteś głodny? – spytała.
- Mmm.
- Wezmę to jako „tak” – powiedziała, chichocząc, gdy poczułem, jak jej ciało trzęsie się pode mną.
- Wiesz, musisz się ruszyć, jeśli mam zrobić nam coś do jedzenia.
- Mmm.
- Mogę wstać?
- Nie.
- Proszę? Nawet nie grożę ci przemocą fizyczną. Jestem taka głodna. Uciekam się do żartobliwych uwag i zachowania.
- I tak nie możesz wstać.
- Czemu? – zapytała ze zdenerwowanym, ale zachwycającym grymasem.
Usiadłem i wciągnąłem ją na moje kolana.
- Ponieważ nie chcę, abyś gotowała - powiedziałem. – Zamówię chińszczyznę na wynos i zjesz ze mną bez ruszania się.
- Nie mogę jeść bez ruszania się, chyba że zamierzasz żywić mnie dożylnie, Edwardzie.
- Nie bądź taką mądralą, brązowooka. Chodziło mi bez wychodzenia z łóżka.
- Zwykle nie jadam w łóżku.
- Trudno. Jeśli nabrudzimy, kupię ci nowe prześcieradła. Do diabła, kupię ci nowe łóżko. To i tak jest za małe.
- I jaką różnicę to zrobi? I tak zawsze leżysz na mnie.
- Nie mogę zaprzeczyć. Uwielbiam być na tobie.
- Jesteś świnią. Powinnam ugotować nam obiad. Słodko-kwaśną wieprzowinę.
- A nie gorącą i pikantną? Jestem trochę obrażony.
- Nie, jesteś słodko-kwaśny.
- Nazwałbym cię „Buddyjska Rozkosz”(1), ale nie sądzę, że nawet Budda ma Zen-cierpliwość, by z tobą wytrzymać, brązowooka.
- Ha. Ha. Aleś ty zabawny. Chyba w takim razie muszę zadowolić się byciem „Rozkoszą dla Dupka”.
- Chyba tak. Mogę dotknąć twoje bułeczki wieprzowe?
- Jeśli nie masz nic przeciwko łokciowi między swoimi żeberkami.
- Ale i tak chcę dostać swoje ciasteczko z wróżbą.
- Starczy. Zamów jedzenie, zanim cię kung pao w twoje lukrowane orzeszki.
- Nie jesteś zabawnym jedzeniem.
- Poważnie? A teraz cię zabiję.
Wyraźnie nadwyrężałem swoje szczęście, ale nie przejmowałem się tym. Czułem ulgę, że nie jest już smutna i byłem szczęśliwy, że rozmawiamy ze sobą i śmiejemy się tak jak zawsze.
Godzinę później wciąż byliśmy w jej łóżku; Bella na moich kolanach. Oboje napychaliśmy się jedzeniem na wynos. Karmiłem ją kurczakiem w sezamie, ponieważ ona zupełnie nie radziła sobie z pałeczkami. Biorąc książkę Roberta Frosta ze stolika nocnego, otworzyła ją na konkretnej stronie i zaczęła czytać na głos.

Opowiem to, z westchnieniem i mglistym morałem;
Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi, pojechałem tą mniej uczęszczaną –
Reszta wzięła się z tego, że to ja wybrałem.
(2)

- To twój ulubiony? – zapytałem.
- Tak. Lubię go czytać. Przypomina mi o tym, by być sobą. Iść własną drogą.
- A co jeśli się zgubisz? – zapytałem, w połowie w żarcie, w połowie poważnie.
- Nie możesz się zgubić, jeśli idziesz własną drogą. Poza tym, wszyscy mamy mapę. Coś jak wewnętrzny GPS.
Niewątpliwie mogła domyśleć się przez pozbawioną wyrazu minę na mojej twarzy, że nie mam pojęcia, co ma na myśli.
- Twoje serce, Edwardzie – powiedziała, wzdychając głęboko. – Ono mówi ci, gdzie iść.
- Ach. Nie wiedziałem, że tam w ogóle była droga. To dlatego poezję zostawiam tobie, brązowooka - powiedziałem, wycierając łagodnie jej podbródek serwetką. – Mówiąc o literaturze – kontynuowałem - jak ci poszedł egzamin?
- Dobrze – odpowiedziała, wzruszając ramionami.
- Co jest? Wyglądasz na całkiem przybitą z tego powodu.
- Cóż, nie jestem już pewna. Ostatnio myślałam, że może powinnam więcej zastanowić się, zanim się tym zajęłam … no wiesz, upewnić się, że to jest to, co naprawdę chcę robić. Nigdy nie usiadłam spokojnie i nie pomyślałam nad tym. Brzmi trochę niedorzecznie, prawda? Nie wiedzieć czego chcesz i to dlatego, że nigdy się nad tym nie zastanawiało.
- Niezupełnie. Sądzę, że lepiej pomyśleć o tym teraz, niż robić coś, co po czasie okaże się nie tym.
- To właśnie sobie powtarzam. A moja mama nie pomaga. Cały czas mówi: „rób to, co cię uszczęśliwia”. Jest wyrozumiała, jeśli chodzi o pomaganie rozwijania umiejętności. Mój tata był o wiele lepszy w pomaganiu mi skupić się i rozwikłać moje myśli.
Przez chwilę byliśmy cicho, ponieważ wiedziałem, że potrzebowała trochę ciszy, gdy tylko jej tata pojawiał się w rozmowie. Czuła jego nieobecność i im więcej mówiła mi o małych szczegółach ich związku, tym bardziej rozumiałem dlaczego.
- Nie martw się, brązowooka. Do czegokolwiek jesteś przeznaczona, na pewno do tego dojdziesz.
- Jesteś jeszcze gorszy w wypowiadaniu się niż moja mama – powiedziała, śmiejąc się i wywracając na mnie oczami.
- Hej, zaoferowałbym ci pracę jako mojego osobistego kucharza od omletów, gdybym wiedział, że przyjmiesz propozycję.
- O tak, Edwardzie, to moje życiowe marzenie, aby robić ci jajka co rano. Mogę serwować ci je na tacy do łóżka. Nawet wypędzę kurewki z twego łoża, jeśli chcesz - prychnęła, lekko uderzając mnie molem książkowym, zanim wstała i poszła do łazienki.
Wiem, że żartowała z tymi „kurewkami”, ale dobry humor, który miałem podczas myślenia o niej karmiącej mnie śniadaniem, nagle znikł.
Słyszenie, jak wspomina o innych kobietach, sprawiło, że czułem się trochę… bez powietrza.
Bez powietrza - ha. Straciłem całą wiarę w mojego fiuta. Chciał jedynie Belli i miał gdzieś, czy jest ubrana w niedorzeczną piżamę w pingwiny czy seksowne, jedwabne stringi. Może ona spać lub wić się pode mną. Może mówić jedynie: „podaj sól”, albo „dobra, mała lodziara”. To nie miało znaczenia. To jedynie musiała być ona.
Posprzątałem po naszym pikniku w łóżku i właśnie zakładałem buty, kiedy Bella wyszła z łazienki ubrana w piżamę, pachnąc pastą do zębów.
- Wychodzisz? – zapytała, wyglądając na trochę rozczarowaną. – Sądziłam, że posiedzimy razem, ale jeśli masz plany…
- Chyba nie oczekujesz, że będę spał w tym małym łóżku? – zapytałem z uśmieszkiem.
Nie zaśmiała się, a raczej wyglądała na urażoną.
Myśli, że idę bez niej?
- Och, chyba nie, sory – powiedziała, patrząc na swoje stopy.
- Chodź, brązowooka - powiedziałem, trzymając drzwi otwarte i kiwnąłem głową w stronę holu.
Jej twarz rozjaśniła się uśmiechem, zanim wzięła telefon z ławy.
- Sądziłaś, że zostawię na dole swojego cyckusia? To nie tak, ze nie dosięgnąłbym go z góry - dodałem, uderzając delikatnie w jej tyłek, gdy przechodziła koło mnie.
Szybko pobiegłem, wyprzedzając ją, by nie mogła mi oddać, chociaż wiedziałem, że tym naprawdę załażę jej za skórę.

(1) Buddyjska Rozkosz (w org. Buddha's Delight) – danie wegetariańskie znane w kuchni chińskiej i buddyjskiej.
(2) Fragment wiersza Roberta Frosta – „Droga nie wybrana” (tłum. Stanisław Barańczak)

Rozdział 15


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Dreamteam dnia Nie 18:19, 02 Sty 2011, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 10:08, 19 Gru 2010 Powrót do góry

Cud miód i orzeszki. Dziękuję za nowy rozdział, nie doczekałam wczoraj, padłam o dwudziestej trzeciej czterdzieści pięć. Piękna, powoli rozwijająca się miłość, tchnące seksem dialogi, cudo. Lubię napięcie, a to opowiadanie mi je zapewnia, mam nadzieję na pozytywne zakończenie, choć trochę to jeszcze potrwa. Jeszcze raz dziękuje za nowy rozdział, nieśmiało prosząc o następny. Życzę weny i cierpliwości, a także, z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, dużo zdrowia i spełnienia wszystkich marzeń.Pozdrawiam!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
capricorn
Człowiek



Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 17:19, 19 Gru 2010 Powrót do góry

Kolejny bardzo fajny rozdział :)
Widać, że za każdym razem idą coraz dalej co za tym idzie będzie się ciężko wyplątać z tego.. no ale sami tego chcieli ;p

Ponieważ już nie będzie rozdziału przed świętami to chciałabym życzyć Wam Wesołych Świąt ! :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zawasia
Dobry wampir



Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 1044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Barcja:D

PostWysłany: Nie 19:15, 19 Gru 2010 Powrót do góry

i znów to samo sie powtarza...
nie lubię pisac tego samego, ale to opowiadanie jest za dobre...
nie ma wad, tylko same zalety, zawsze czymś zaskoczy...
te rozmówki, mini kłótnie są świetne i do tego rozdział był naładowany emocjami od początku a to mi się podoba
czekam do Nowego Roku tylko to pozostało
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:13, 22 Gru 2010 Powrót do góry

Czy ja o czymś nie wiem? Niespodzianka, uwielbiam niespodzianki. Już nie mogę się doczekać, a w związku tym że mój gwiazdor w tym roku będzie dość biedny, dlatego czekam niecierpliwie i z góry dziękuję. Jeszcze raz życzę Wesołych Świąt!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dreamteam
Wilkołak



Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 10:59, 24 Gru 2010 Powrót do góry

Nowa Dziewczyna Z Dołu Część II
drugi i trzeci rozdział NKZG od strony Edwarda

Po pracy wróciłem do domu zupełnie zmęczony. Moja długa zmiana była wyczerpująca i miałem tylko klika godzin zanim będę musiał znowu wrócić do szpitala. Muszę zastąpić kolegę, który był zbyt chory, by stawić się w pracy. Po złapaniu krótkiej drzemki na kanapie, miałem właśnie zamówić chińszczyznę, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Szybkie spojrzenie przez judasza ujawniło mi niespodziewanego gościa. Była to Brązowooka. Dziewczyna, która, rozdrażniona i oburzona, opuściła moje mieszkanie dzień wcześniej i trzymała coś, co wyglądało jak plastikowe pojemniki na jedzenie. Otworzyłem drzwi i spojrzałem na nią, nie umiejąc ukryć szerokiego uśmiechu.
W jakiś sposób wiedziałem, że wpadniesz tutaj, szara myszko.
- Och, cześć, Bello – powiedziałem, posyłając jej dociekliwe spojrzenie.
- Cześć, Edwardzie – odpowiedziała, wyglądając na skrępowaną.
- Hej, tym razem powiedziałaś do mnie całe dwie sylaby - dokuczyłem jej. – Co jest?
Wzruszyła ramionami zażenowana i spojrzała w dół. To przypomniało mi, że nie specjalnie lubię, gdy ukrywa przede mną swoje oczy.
- Zrobiłam obiad i pomyślałam, że ci przyniosę. Lubię gotować, ale zawsze robię za dużo. Chciałbyś trochę? – zaoferowała.
Robiłem, co mogłem, by nie wyglądać na zaskoczonego, ale skłamałbym, mówiąc, że nie jestem trochę oszołomiony zaistniałą sytuacją. Nie sądziłem, że mnie bardzo lubi, a nawet, że w ogóle mnie lubi. Pomimo głodu, który czułem, było pewne, że puka do drzwi nie tego kolesia. Robiłem co mogłem, by zachować spokój.
- To zależy – odpowiedziałem, zachowując się jakbym naprawdę zastanawiał się, czy pozwolić jej wejść do środka.
Co mogę powiedzieć? Lubię bawić się ze swoim jedzeniem.
- Od czego? – zapytała, unosząc brew pytająco.
Zastanawiając się nad moimi opcjami, stwierdziłem, że najlepiej jest kontynuować. Uwiedzenie i siła zabawy intymnej musi być zaplanowana; sprawna, celowa instrumentacja głoskowa tego co powiedzieć, a czego nie. Jest niezliczona ilość odpowiedzi na jej pytanie. Mógłbym zażartować, że zjadłbym jedzenie od niej, jeśli zapewniłaby mnie, że nie jest zatrute. Mógłbym flirtować i powiedzieć, że mam nadzieję, iż ugotowała coś ze znanym afrodyzjakiem, ale nie potrzebowałem żadnego wsparcia w tej dziedzinie. Jednakże przy takim zestawie odpowiedzi, moje usta poruszały się bez wystarczającej konsultacji z moim mózgiem.
- Wejdziesz i zjesz ze mną? – zapytałem, w duchu kuląc się w momencie, gdy te słowa opuściły moje usta.
Po prostu poprosiłem tę szarą myszkę, by podzieliła się ze mną swoim serkiem. Prawdę mówiąc, to jest pierwsza myszka, która zaoferowała mi serek, ponieważ to ja zazwyczaj jestem ten odważniejszy. Nie żebym nie był przyzwyczajony do kobiet zapraszających mnie na kolację. Po prostu nigdy nie przyjmowałem w moim mieszkaniu kobiet, z którymi nie miałem uprawiać seksu.
- Chyba mogę się na to zgodzić – odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech.
- W takim razie dobra, brązowooka, wejdź. – Zrobiłem ruch wskazujący, by weszła, próbując wyglądać nonszalancko.
Otworzyłem drzwi na całą szerokość, by mogła wejść do środka. Dosłownie wstrzymałem oddech, gdy przechodząc, otarła się o mnie. To nawet nie był dotyk. Wiele żeńskich form ocierało się o mnie, ale to jest zupełnie coś innego: miękkie kołysanie jej bioder, to, jak dłonią lekko odsuwa włosy z twarzy. To wszystko jest kobiece i… nieświadome? Nie wydęła ust, nie miała w oczach figlarnego błysku. Nie było żadnej werbalnej oznaki wskazującej na to, że flirtuje ze mną, albo próbuje przykuć mój wzrok.
- To nic takiego, tylko makaron – powiedziała z nieśmiałą i skromną miną, gdy stawiała jedzenie na stole.
- Doceniam to. Dzięki – odpowiedziałem.
- Proszę bardzo – powiedziała cicho.
Przestąpiłem z nogi na nogę, czując się jak niezdarny nastolatek odbierający swoją partnerkę na bal. Powinno obyć się bez mówienia o tym, że to zupełnie niepodobne do mnie. Prawdą jest, że byłbym potępiony, gdybym wiedział, dlaczego ona tu jest, czemu zaczęła być dla mnie uprzejma i, szczerze mówiąc, nie zasłużyłem sobie na to. Oczywiste jest to, że ją uraziłem i zanegowałem ten fakt, nie mówiąc już o przeprosinach.
- Siadaj. Chciałabyś wina? – zaoferowałem, wysuwając dla niej krzesło.
- Yy, okej. Raczej nie jestem pijąca, więc proszę tylko o jeden kieliszek – odpowiedziała, gdy powoli siadała.
Wróciłem z kuchni, przynosząc ze sobą wino i wszystko, czego potrzebowaliśmy do posiłku. Jak tylko zaczęliśmy jeść, zawładnęła mną ciekawość. Zacząłem podstawową rozmowę, pytając, czy jest studentką, a jeśli tak, to co studiuje. Była zbyt skromna, mówiąc o tym; kierunek na anglistyce i twórczości literackiej na Harvardzie, a do tego powiedziała to, jakby potknęła się po omacku i nie była zupełnie pewna, jak doszła tak daleko. To absurd, naprawdę. Na pewno jest świadoma swojego intelektu.
- Więc, kierunek anglistyka, hę? Masz jakieś plany po ukończeniu studiów? – zapytałem.
- Tak, planuję pójść na uzupełniające studia magisterskie. Jeszcze nie wiem gdzie, ale wciąż nad tym myślę – odpowiedziała z nerwowym śmiechem.
To pewne, że, z jakiegoś powodu, ją onieśmielałem. Więc zdecydowałem trochę zmienić taktykę.
- Więc, twój chłopak pojedzie za tobą, gdziekolwiek ty się udasz? – badałem teren w oczywisty sposób.
- Nie mam chłopaka – odpowiedziała, wyraźnie trochę zirytowana moim pytaniem.
Spróbowałem załagodzić to małą ilością pochlebstw.
- To zadziwiające w przypadku tak ładnej dziewczyny jak ty – zaoferowałem.
Po moich doświadczeniach śmiało mogłem stwierdzić, że kobiety uwielbiały komplementy. Dzięki temu myślały, że jestem nimi zainteresowany.
- Po prostu nie mam zbyt wiele czasu, zwłaszcza teraz. Mam dużą pracę do napisania – wyjaśniła, zanim przygryzła wargę.
Wydawała się jeszcze bardziej zdenerwowana przez moją uwagę, co mnie skonfundowało. Tak się zwykle nie dzieje.
- Ludzie mają czas na to, czego chcą, brązowooka – powiedziałem z sugestywnym uśmieszkiem.
Być może odrobinka przekomarzania się ją rozluźni. W moim towarzystwie wyglądała na osobę pozbawioną humoru i uznałem to za trochę frustrujące. Byłem cholernie dobry w sprawianiu, że kobiety uśmiechają się, śmieją, wzdychają, jęczą…
- Chcę… tego – zaripostowała.
Jej twarz zarumieniła się, a ciało nieznacznie zesztywniało.
Och, założę się, że chce „tego”.
- To czemu tego nie weźmiesz? – wyzwałem ją.
- Wezmę czego? – zapytała w odpowiedzi, wyglądając na nieznacznie zdenerwowaną.
- Tego, czego potrzebujesz – wyjaśniłem.
- Nie „potrzebuję” niczego - fuknęła.
Wyraźnie balansuje na krawędzi, mając nadzieję na uzewnętrznienie jej nieskrępowanej strony bez rozdrażnienia jej.
- Brązowooka, każdy tego potrzebuje – powiedziałem, uznając jej dyskomfort za trochę zabawny. Nie mogłem nic na to poradzić; jej rumieniec był zdumiewająco piękny. Zrobię lub powiem wszystko, co zatrzyma ten seksowny rumieniec na jej skórze.
- Co? – zapytała, zauważając, że jej się przyglądam.
- Wyglądasz na naprawdę spiętą. Jak dużo czasu minęło? – badałem.
- Nie powiem ci tego! – warknęła.
- Tak długo, hę? - zażartowałem
- Jesteś naprawdę bezczelny i nietaktowny. Wiesz o tym?
Ale twoje czułe punkty… są tak drażniąco łatwe do naciśnięcia.
- Ale jestem skłonny założyć się, że ja „biorę to, czego chcę” bardziej niż ty. To powinno ci coś powiedzieć - poinformowałem ją.
- Możemy zmienić temat? – zapytała, wyraźnie zirytowana.
- Wina? – zapytałem, podnosząc butelkę.
- Tak, poproszę – odpowiedziała.
Wyglądała na zdeterminowaną, by alkohol krążył po jej organizmie.
Trochę gadki na podryw nigdy nie zaszkodzi.
- Więc, co to za praca, którą musisz napisać? – zapytałem, mając nadzieję na zmianę tematu.
Chętnie pozmawiałbym jeszcze trochę o seksie, ale w tym tempie znowu wyjdzie rozdrażniona.
- Yyy, to, yyy, nie jest w ogóle interesujące, naprawdę – jąkała, wyglądając na bardziej zawstydzoną niż wcześniej.
Przez to stałem się niewiarygodnie ciekawy, dlaczego to pytanie wprawia ją w taki stan. Ten temat wydawał się nieszkodliwy.
- Co? Nie chcesz mi powiedzieć? – zapytałem, próbując wyglądać słodko.
- Yyy, jest o, yyy, erotyce w poezji wiktoriańskiej – wymamrotała.
Erotyka? Ta dziewczyna - ten mól książkowy - pisze pracę naukową na temat seksu? Moje libido krzyczało na mnie, prosząc o szczegóły, o jakiekolwiek mentalne metafory. Może ta szara myszka lubi nosić do biblioteki strój nieposłusznej uczennicy.
- Przepraszam, co? Możesz powtórzyć? – zażartowałem, przykrywając dłonie uszami.
Nie wstydzę się przyznać, że chciałem usłyszeć, jak potarza słowo: „erotyka”.
Bella westchnęła z frustracją.
- Erotyka w poezji wiktoriańskiej – powiedziała szybko.
To ani odpowiednie, ani uprzejme, ale nie mogłem się powstrzymać: pokładałem się ze śmiechu. To zbyt wspaniałe, aby nie nazwać tego ironicznym. A do tego musiałem znowu zobaczyć jej rumieniec. Uwielbiam patrzeć na nią, gdy jest zmieszana, ale jednocześnie wkurzona. Jest wiele namiętności w tej nieśmiałej, skrytej kobiecie.
- A to dobre. Zobaczmy, czy rozumiem - powiedziałem, przygryzając wagę, by powstrzymać śmiech. – Czytasz o „tym”, piszesz o „tym”, ale nie masz czasu, aby „to” robić? Dobrze zrozumiałem? – zapytałem, pławiąc się w fakcie, że mówiąc coś tak ironicznego, prawie mogę to poczuć.
Jej mina zmieniła się szybko. Straciła cały wyraz i stała się pusta na chwilkę, zanim obrała kolor złości zamiast zażenowania. Jej usta zacisnęły się w cienką linię, a oczy przeszywały mnie na wskroś. Głośno przeczyszczając gardło, odstawiła kieliszek z winem z taką siłą, że zastanawiałem się, jak go nie roztrzaskała.
- Nie robię „tego” z nikim. A tak swoją drogą, sądząc po tym, jak mówisz o kobietach, jest dla mnie tajemnicą, w jaki sposób doprowadzasz do „tego” – oskarżyła mnie.
- Jedynie mówię kobiecie to, co chce usłyszeć – odpowiedziałem spokojnie, mając nadzieję na rozproszenie jej gniewu.
- Cóż, nie muszę słuchać tego, co teraz mówisz – powiedziała ostro.
- Pewnie, że tak. Powinnaś zobaczyć, jak nakręcona jesteś. Szczerze mówiąc, naprawdę mogłabyś wykorzystać tę energię w bardziej konstruktywny sposób – powiedziałem.
Przecież byłem po prostu szczery. Jak dla mnie wyraźnym było, że jest seksualnie sfrustrowana. Może gdyby to rozpoznała i coś z tym zrobiła, byłaby o wiele przyjemniejszą osobą.
Otworzyła szeroko oczy i posłała mi spojrzenie, które krzyczało, że rzuca mi wyzwanie. Powinienem wiedzieć, że ktoś taki jak ona nie przyznałby nawet za milion lat, że jej zaniedbane życie seksualne wpływa na jej temperament.
- Wow, jesteś yyy… - zaczęła.
- Jaki, brązowooka? Proszę bardzo. Powiedz. To nie będzie pierwszy raz – przyznałem.
Wiem dokładnie, co chcesz powiedzieć. Zrób mi tę przyjemność i odeprzyj tę rozmowę, zmieniając ją w temat o mojej osobie. Słyszałem tę piosenkę i widziałem już ten taniec. To nie moja wina, że twoje zadowolenie ze swoich cnót sprawia, iż jesteś nieszczęśliwa.
- Jesteś… świnią – powiedziała, kręcąc głową.
Musiałem się zaśmiać. Oczywiście, że myślisz, iż jestem świnią. Jej święte przekonanie jest urocze. Gdyby tylko wiedziała, jak bycie świnią ułatwiło mi zaciągnięcie do łóżka większej ilości kobiet niż udałoby się jej zliczyć.
- Tak, tak, jestem. I nie będę za to przepraszał. Wiem, kim jestem i w ogóle mi to nie przeszkadza. A ty jak dobrze znasz siebie? – zapytałem.
Tym pytaniem przeszedłem do sedna sprawy, naprawdę. Mogła nazywać mnie draniem, bożyszczem kobiet i dupkiem, ale to nie zmieni faktu, że patrzyła na mnie pożądliwie, gdy wczoraj się spotkaliśmy. To nie zmienia mojego wspomnienia o minie na jej twarzy, która ukazywała niezaspokojenie i pragnienie.
- Wiem, że nie lubię być taktowana przedmiotowo albo jak rzecz do użycia i wyrzucenia - zarzuciła mi.
- Nikt nie będzie wykorzystany, o ile nie zostanie oszukany w jakiś sposób. Nigdy nie kłamię i nie jestem manipulatorem. A jednak mam wiele randek - poinformowałem ją.
- Ale to nie oznacza, że to w porządku. Ludzie mogą ucierpieć, myśląc, że dostaną coś więcej.
- Jeśli to nie ja dałem im taką nadzieję, to nie jest to moja wina – sprzeciwiłem się.
Zostałem postawiony w takiej pozycji przez jakiś cholerny powód i nie za bardzo mi się to podobało. Tu chodzi przecież o jej niezdolność dojrzenia jej potrzeb i pragnień. Tu nie chodzi o mój styl życia i to, jak chcę nawiązywać kontakty z kobietami.
- Więc zasadniczo nie chcesz, aby ktokolwiek czegoś od ciebie oczekiwał? – zapytała.
Konotacja była wyraźna. Nie oferowałem czegoś, ponieważ nie mam nic do podarowania. Do cholery jasnej, może i była to prawda, ale kim ona myśli, że jest? Znam ją dopiero od dwudziestu czterech godzin, a już zalazła mi za skórę i jeszcze insynuuje, że rozumie co mnie motywuje, a później osądza mnie za to.
- Och, powinny oczekiwać czegoś. I to dużo. Wciąż - wyjaśniłem.
Jestem uważnym kochankiem. Jestem dumny z siebie przez to, co umiem zrobić z kobiecym ciałem. Nie ma nic złego w dwóch dorosłych osobach spędzających wieczór wypełniony zabawą. Co jej do tego? Wyraźnie zaznaczyłem, że to żadna krzywda, nic sprośnego.
- Wow. Jesteś zdumiewający - powiedziała, a jej krytyczne stanowisko na to, jak postanowiłem żyć, wzrastało z każdą sekundą.
- Tak, to też - zgodziłem się, trochę zbyt lekceważąco. Moja irytacja wrastała, ale nie pokazywałem tego. – Posłuchaj, dzięki za jedzenie i chętnie się odwdzięczę. Zazwyczaj bym był szczęśliwy z tego powodu, ale mam trzecią zmianę w szpitalu. Inaczej z pewnością poświęciłbym ci więcej czasu, na który miałaś nadzieję, przychodząc tutaj – dodałem, nie uważając żadnego słowa za żart.
Jeśli chciała tak się bawić, ja również mogę. Albo chciała seksu albo nie chciała niczego. Nie działam poniżej innych okoliczności.
Wstręt na jej twarzy spowodował, że skuliłem się wewnętrznie. Nie jestem pewny, dlaczego to tak na mnie wpłynęło; już wcześniej patrzono na mnie w taki sposób. Po prostu zostawiam to za sobą i ruszam dalej w uleglejszą pogoń.
- Więcej czasu? Moment, myślisz, że przyszłam tu z jedzeniem, aby zrobić to z tobą? Wystarczy. Nieważne, stary! – powiedziała lodowato.
I tak to powinno wyglądać. Być zdegustowanym i ruszyć dalej.
Wstała szybko, ale uderzyła stopą w nogę stołu. Skrzywiła się i zrobiła kilka kroków, kulejąc. Przeszedł przeze mnie szok alarmu. Zraniła się w rozpaczy ucieczki ode mnie. Teraz to ja czuję się naprawdę zdegustowany.
- Co jest z twoją stopą? – zapytałem zainteresowany.
Stanęła na jednej nodze i oparła się o stół dla równowagi.
- Nic. Upuściłam pudło na nią, a teraz uderzyłam się w ten sam palec po raz drugi - wyjaśniła ze zmarszczonym czołem.
- Pozwól, że szybko ją obejrzę - nalegałem, chcąc upewnić się, że wszystko z nią dobrze.
Wstałem i wskazałem na krzesło, by usiadła. Klękając przed nią, delikatnie uniosłem jej nagą stopę i przyjrzałem się jej.
- To ten? – zapytałem.
Nie mogłem się oprzeć i spojrzałem na jej twarz. Jej mina złagodniała, a wyraz jej oczy był przepięknie delikatny. Pochyliłem głowę i delikatnie poruszyłem jej małym palcem.
- Au! – zapiszczała.
Może jak będę całował jej stopę, to przestanie tak bardzo mnie nienawidzić. Ale znowu, co to ma na celu?
- Prawdopodobnie stłukłaś ścięgno. Jeśli będzie cię boleć jeszcze przez parę dni, powinnaś zrobić prześwietlenie – wyjaśniłem, ostrożnie odkładając jej stopę na podłogę.
- Dzięki, powinnam już iść – odpowiedziała
- Pomogę ci. Wydajesz się, yyy, trochę niezdarna – zaoferowałem, śmiejąc się.
Wysunąłem rękę i pomogłem jej wstać. Staliśmy twarzami do siebie. Zauważyłem na jej twarzy zmieszanie i jestem pewny, że ona też zauważyła to samo u mnie. W ciągu pół godziny mój humor zmienił się z napalonego, przez roześmianego, po czującego skruchę. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takiej szamotaniny uczuć i to wszystko przez jedną kobietę, która wydawała się być nieszkodliwą, tak łatwą do dotrzymania jej towarzystwa.
- Tak, chyba taka jestem – zgodziła się, śmiejąc się wraz ze mną. Był to piękny śmiech: prawdziwy i delikatny. - Edwardzie, przepraszam, że nazwałam cię świnią – powiedziała, wyglądając na trochę zasmuconą.
- Spoko. Nie powinienem był cię obrażać. Chyba wyrównaliśmy rachunki – odpowiedziałem.
Czułem skruchę i trochę dziecinnie przez to, jak się zachowywałem. Nie miałem prawa urazić jej, chociaż wiedziałem, że to, co mówiłem, mogło dać taki efekt.
- Wystarczająco – odpowiedziała z ciepłym uśmiechem. – Pa.
- Dobranoc, Bello – powiedziałem cicho, zamykając za nią drzwi i westchnąłem długo i powoli.
Następnego wieczora zakończyłem wyczerpującą zmianę i wreszcie, od dłuższego czasu, miałem dla siebie wolną noc. Byłem w szpitalu przez tak długi czas, że miałem tylko czas na jedzenie, prysznic i zamówienie jedzenia na wynos. Czasami mijałem drzwi mieszkania Belli i słyszałem jej kroki. Bardzo chciałem zapukać, ale nie zrobiłem tego.
W barze niedaleko mojego budynku spotkałem się z Jamesem, gdzie szybko zawarliśmy znajomość z ładniutką kobietą. Kilka rund drinków później eskortowałem do swojego mieszkania dwie kobiety (po jednej przy każdym ramieniu). Jedna była blondynką ze świetnymi cyckami, a druga brunetką z nogami aż do nieba. Uśmiechnąłem się na myśl o tych kształtnych kostkach zaciśniętych po obu stronach mojej szyi.
Zwolniłem, gdy weszliśmy do holu, upuściłem klucze. Moje dwie kompanki poszły przodem, gdy wskazałem na klatkę schodową i puściłem im oczko.
- No dawaj, Edwardzie, nie każ nam czekać – usłyszałem blondynkę.
Jak ona miała na imię? Sherry? Terry? Kerry? Aj tam, w pizdu z tym.
- Cześć – usłyszałem, jak powiedziała brunetka z raczej nieatrakcyjnym śmiechem. – Przepraszam za przeszkadzanie ci w… czymś tam – dodała wyniosłym tonem.
O cholera. Proszę, nie mów tak do niej. To miła dziewczyna.
Udało mi się dojść do drzwi Brązowookiej, zanim je zamknęła. Ulżyło mi, bo bardzo chciałem przywitać się z nią i przy odrobinie szczęścia zmniejszyć brutalne nastawienie, które okazały moje „znajome”.
- Dobry wieczór, Bello – przywitałem się, uświadamiając sobie, że brzmię jak pijany, co było prawdą.
- Hej – powiedziała urywanym głosem.
- Wróciłaś do jednej sylaby, hę, brązowooka? Mówiłem ci, że wiem, kim jestem – wyjaśniłem, myśląc jak dupek, że to sposób na załagodzenie sprawy.
Czemu nie mogę pomyśleć, zanim coś powiem, kiedy jestem obok tej kobiety?
Nie zaoferowała żadnej sarkastycznej riposty ani krytycznej uwagi. Ale to, co pokazała, było o wiele gorsze. Brązowooka po prostu patrzyła na mnie. Tysiąc emocji pojawiło się na jej twarzy, ale wszystko ukazywało to samo; niema diatryba, która jednak wibrowała w moich uszach. Nie mogłem tego usłyszeć, ale było to olśniewająco proste.
Jesteś odrażający.
Żal mi ciebie. Naprawdę nie stać się na coś więcej niż to; zabierać do domu dwie pijane kobiety, których imion nawet nie znasz?
Nigdy nie chciałabym być z mężczyzną takim jak ty.

Odwróciłem się i odszedłem, nie mogąc już dłużej wytrzymać patrzenia w te piękne oczy.
Wiem kim jestem.
Kilka minut później stałem w moim salonie i nalewałem drinki dla biuścistej blondyny i brunetki z długimi nogami. Siedziały na mojej kanapie, szepcząc coś do siebie i chichocząc. Nie słyszałem słów, jedynie dźwięki. Podałem im wino, zanim zrobiłem sobie nieodzowną szkocką z lodem.
- Edwardzie, na co masz ochotę? – zapytała brunetka, uśmiechając się uwodzicielsko i wypinając piersi w moim kierunku.
Jej cycki nie były takie fajne jak blondynki i przypuszczam, że w ten sposób chciała to sobie wynagrodzić.
Jestem znudzony. Czy to szalone, że chciałbym jeść znowu kolację z Brązowooką?
- Mam pewien pomysł! – wyskoczyła blondynka. – Może zrobimy dla niego małe przedstawienie? – zapytała, gruchając, patrzyła na mnie i oblizała usta.
Jej wargi wyglądały, jakby miały w sobie tyle kolagenu, że starczyłoby dla całej armii gwiazd porno.
- Mmmhmmm - zamruczała brunetka. – Podniećmy go – wymamrotała.
Stałem kilka metrów od niej i nawet z tego miejsca czułem jej perfumy. W sumie to cały pokój nimi śmierdział.
Obie podeszły do stolika przede mną i usiadły przed nim. Odstawiłem drinka i potarłem twarz. Perfumy brunetki powołały, że moje oczy łzawiły.
Powoli zaczęły się dotykać. Najpierw delikatne muśnięcia ramienia, a później policzków. Niedługo ich wargi zetknęły się lekko. Uświadomiłem sobie, że chciałem, aby brunetka bardziej obróciła głowę, by jej twarz była bardziej przysłonięta. Jej włosy były prawie w tym samy kolorze co Belli. Gdybym zmrużył oczy tak, by nie widzieć jej twarzy, mógłbym udawać, że to Brązowooka.
Pochyliłem się i dotknąłem włosów brunetki tak, by opadły i zakryły jej twarz, tak samo jak u Belli.
- Tak wygląda lepiej, Misty - zaoferowałem, przypominając sobie jej imię, ale ona wyglądała na zirytowaną.
- Mam na imię Mitzi - poprawiła.
Wzruszyłem ramionami. Przez jej toksyczne perfumy moje oczy były zamglone(1), więc będzie tak nazywana.
Nie wiem czemu Misty musiała wyglądać jak Bella albo przypominać ją. Po prostu musiała. Gdyby prawdziwa Brązowooka tolerowała mnie, może mógłbym użyć odpowiedniej zastępczyni, by ukoić moje ego. Nie wspominając już, że to pomaga sprawić, iż Misty/Mitzi/Czy jakoś tam, wyglądała atrakcyjniej.
- Oooch tak, dotknij mnie – jęknęła do niej blondynka.
Szczerze mówiąc, słyszałem aktorki porno, których głos brzmiał namiętniej.
Wciąż próbowałem patrzeć na Misty zmrużonymi oczami, ponieważ pomagało to na ich łzawienie, ale także dzięki temu wyglądałaby jak Brązowooka, ale to nie działało.
W uproszczeniu, to jest tak nakręcające jak wizyta u mojej babci. Mój fiut zwiotczał i zasnął w spodniach, zgadzając się ze mną.
- Eee, Terry? – powiedziałem, przerywając ich głośne, sztuczne jęki. – Jestem gotowy pójść spać. Mam za sobą długi dzień – wyjaśniłem, mając nadzieję, że załapała, aby się ruszyć.
- Sherry - poprawiła, wyglądając na złą.
Nieważne.
- Może powinnyśmy cię utulić? – zasugerowała Misty. – Mogę być twoim pluszowym misiem – wymruczała.
Starałem się jak mogłem, ale skrzywiłem się zauważalnie.
Raczej poszedłbym na leczenie kanałowe zęba i to wykonane przez małpę za pomocą piły do metalu.
- To brzmi kusząco, Misty - zacząłem.
- Mitzi! – warknęła jak mały piesek.
- Dobrze, Mit-ziii – powiedziałem, przeciągając samogłoskę. – Muszę jutro rano wstać. Zadzwonię po taksówkę dla was – nalegałem.
Już wyjąłem telefon i wykręcałem numer korporacji taksówkarskiej.
Wydały z siebie dźwięk niezadowolenia, ale nie zwracałem na to uwagi. Te dwie były w tym momencie dla mnie tak pociągające, jak miska rozgotowanych, zwiędniętych brokułów. Przez ostatnią godzinę - odkąd były protekcjonalne dla Belli - stawałem się na nie coraz bardziej odporny. Po prostu chciałem, aby wyszły.
Zająłem się umyciem kieliszków i szklanki, robiąc to nadmiernie wolno i odłożyłem je, kiedy dostałem wiadomość od taksówkarza. Obawiając się, że te dwie panienki nie zrozumiały aluzji, odprowadziłem je i praktycznie wepchnąłem do czekającej taksówki. Zrobiłem całkowicie czcze obietnice, że zadzwonię do nich, chociaż wiedziałem, iż nigdy tego nie zrobię.
Przeszedłem koło drzwi Brązowookiej i zatrzymałem się na chwilę. Próbowałem wyobrazić sobie, co może robić w tym momencie. Może czyta uważnie jedną z tych książek z erotykami i pisze swoją pracę. Wyobraziłem sobie jej włosy w koku, przytrzymanym przez ołówek. Jej twarz musi być skupiona, ale nieznacznie przechylona, wydłużając jej szczupłą, długą szyję w piękny, doskonały i naturalny sposób.
ku***, chcę zapukać do jej drzwi. Tak bardzo tego chcę. Czuję to.
Widocznie mój fiut też to czuł, ponieważ się obudził. Długonogie kobiety pieszczące się koło mnie nie utrzymały żadnego uroku, ale myśl o molu książkowym piszącym pracę wydobyła go z otępienia. Dziwne. Uniosłem dłoń zaciśniętą w pięść przy jej drzwiach, ale z westchnieniem ustąpiłem. Odwróciłem się i wróciłem na górę. To najlepsze dla niej.
Wracając do mojego mieszkania, mój umysł wdał się w walkę z moim ciałem. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Nie mogłem nawet siedzieć w moim salonie, dzięki Misty, która zanieczyściła atmosferę. Nie mogłem pójść spać, ponieważ byłem… zbyt pijany i napalony. Postanowiłem więc wziąć prysznic. Szybko udałem się do łazienki i odkręciłem kran, zanim zrzuciłem ubrania. Wchodząc pod natrysk, pozwoliłem cieśnieniu wody łagodzić moje napięte mięśnie. Zamknąłem oczy i wziąłem kilka głębokich wdechów, mając nadzieję na zapomnienie tych ostatnich kilku godzin. W okamgnieniu, mój umysł wytworzył wizerunek Belli w różnych stanach negliżu. To nic nowego. Wyobrażałem sobie już niezliczoną ilość kobiet, kiedy miałem zły humor, a potrzeba jakiegoś samo zadośćuczynienia była bardzo potrzebna.
Namydlając tułowie, złapałem moją erekcję i z zamkniętymi oczami wyobrażałem sobie Brązowooką w rozmaitych pozach; leżącą na moim łóżku, ubraną jedynie w malutkie majtki, które wolno zdejmowałem w dół jej kremowych, gładkich nóg; siedzącą topless okrakiem na mnie z ręką w jej rozpiętych dżinsach, gdy dotykała się dla mnie; klęczącą przede mną, gdy brała mnie w usta, podczas gdy jej zniewalające oczy wpatrywały się we mnie.
Mój fiut był twardy jak skała i czułem, że jestem na krawędzi przepaści. Moja pachwina bolała, a jądra zaciskały się, gdy poruszałem ręką coraz szybciej. Chciałem dojść. Musiałem dojść. Poruszałem ręką jak oszalały, a moje fantazje stawały się coraz bardziej wulgarne.
Brązowooka z pojemnikiem polewy pokrywająca swoje sutki słodką, lepką substancją, zanim błagała mnie, abym to zlizał.
- Boże - jęknąłem, przygryzając wargę.
Brązowooka ubrana w winylowy, czerwony gorset z pasującymi kabaretkami i podwiązkami, trzymająca w dłoni skórzaną szpicrutę i informująca mnie, że byłem bardzo niegrzecznym chłopcem.
- O ja pier***e - wysapałem, zaciskając szczękę i wściekle pieszcząc mojego fiuta.
Musiałem mieć orgazm: czułem, jakby całe moje ciało stało w płomieniach.
Brązowooka ostrożnie ułożona w moich ramionach, gdy opieram się nad nią, a moje biodra poruszają się łagodnie, gdy wchodzę i wychodzę z niej. Ona patrzy w moje oczy i szepcze: „Kocham cię, Edwardzie”.
- Och, Bello… Bello, tak - jęknąłem głośno i doszedłem.
Nawet nie przejmowałem się myśleniem do czasu, aż skończyłem się myć i wyłączyłem prysznic. Chwilę zajmie mojej głowie oczyszczenie się i kiedy osuszałem włosy ręcznikiem, wróciła do mnie ta myśl.
- To tylko fantazja – wymamrotałem do siebie.
Najwyraźniej nie mogę nawet zrobić sobie dobrze bez tej kobiety wywołującej pewnego rodzaju utrudnienie. Ale zdecydowałem, że jestem zbyt zmęczony fizycznie i psychicznie, by rozkładać to na czynniki pierwsze i analizować dlaczego.
Wróciłem z pracy w sobotni wieczór i zaparkowałem samochód pod drugiej stronie ulicy. Gdy go zamknąłem, zobaczyłem dwie postacie stojące na chodniku przed moim budynkiem. Odwróciłem się, by przyjrzeć się bliżej i zauważyłem Brązowooką stojącą twarzą w twarz z jakimś kolesiem.
Czemu ona stoi tak blisko niego?
Pozbyłem się mojego nagłego przypływu zazdrości. To całkowicie absurdalne. Przecież jest dla mnie zupełnie obcą osobą i tak naprawdę czułaby się lepiej, umawiając z miłym studencikiem.
Gdy zbliżyłem się do nich, mogłem zobaczyć ich wyraźniej. Od razu zauważyłem, że Bella wykonała klasyczny ruch „odwrócić się i usunąć”, wykonywany przez kobiety jako sygnał do dżentelmena, którego uwaga skoncentrowana jest na niej, ukazujący jednoznacznie, że nie jest zainteresowana całowaniem
I co ten dupek robi? Ponownie spróbował dotknąć jej swoimi plugawymi ustami. Bez jakiegokolwiek wahania szybko przeszedłem przez ulicę. Przyciągała mnie jak magnez i mój gniew powiększył się, gdy zobaczyłem w jaki sposób spogląda w dół na ziemię z ramionami opuszczonymi w porażce. Wyraźnie nie chce, aby ten dupek ją dotykał.
- Bello, wszystko w porządku? – zapytałem, ignorując idiotę stojącego koło niej.
- Wszystko z nami okej – powiedział koleś, wyraźnie naruszając jej specjalne względy.
Chwilę przyglądałem się młodzieńcowi i miałem nadzieję, że moje bardzo piorunujące spojrzenie wystarczy, by pożegnał się i odszedł.
- Nie ciebie pytałem – poinformowałem go.
- Ale ja mówię do ciebie – odpowiedział z podobnym warknięciem.
Najwyraźniej czuł, że ma prawo do stania tutaj, ponieważ nie zrobił nic, aby wziąć nogi za pas i zniknąć. Później miał czelność położyć rękę na Brązowookiej w próbie odciągnięcia jej.
- Yy, Jake, może powinieneś… - powiedziała Bella, ale ten pies, Jake, dotykając ją, spowodował, że ponownie zacząłem mówić głośniej.
- Bello, czy ten koleś sprawia ci kłopoty? – zapytałem, łagodnie szarpiąc ją za drugie ramię.
- Nie, on tylko odprowadzał mnie do domu. Jake, to mój sąsiad, Edward – wyjaśniła, będąc zbyt uprzejma. – Właśnie się żegnaliśmy, prawda, Jake? – dodała.
- Idealnie – powiedziałem, zmuszając się do uśmiechu, by zachować spokój. – Dobranoc, Jake – dodałem z ostatecznością, zanim wprowadziłem Brązowooką na werandę.
- Edwardzie! – zaprotestowała, ale zignorowałem ją. – Pa, Jake – wymamrotała szybko.
- Na pewno wszystko dobrze? – zapytałem ponownie.
- Tak! – warknęła. – Nie potrzebowałam twojej pomocy. Umiem zadbać o siebie – odpowiedziała zezłoszczona.
Płomienny żar w jej oczach ogłuszył mnie na chwilkę. Trzeba uważać na nią, kiedy jest zła.
- Nigdy nie powiedziałem, że tak nie jest. Chciałem tylko upewnić się, że ten koleś ci się nie naprzykrzał - odpowiedziałem defensywnie.
- Wiesz co? Sama wplątałam się w tę sytuację i sama mogłam z niej wyjść - powiedziała, niezrażona moimi wyjaśnieniami.
- Nie możesz zawsze kontrolować tego, co ludzie ci robią - wyjaśniłem.
Zdarza się wiele rzeczy poza czyjąś kontrolą. Oczywiście, ona może widzieć w tym logikę.
- Wiem o tym! Wiem o tym naprawdę dobrze. Wszystko, co mi się przydarzyło, było poza moją kontrolą, zaufaj mi. Więc nie poddawaj mnie psychoanalizie, jakbym była jakimś pieprznym obiektem testowym czy coś. Czemu w ogóle się tym przejmujesz? Myślałam, że wiesz, jaki jesteś, prawda? Tylko świnią? – pomstowała z szeroko otwartymi oczami ze złości i urażonej dumy.
Mój gniew wzrósł wraz z jej odpowiedzią. Chciałem tylko pomóc, spróbować choć raz być dżentelmenem stosunku do niej. Nawet to napotyka opór? Czemu? Choćbym nie wiem jak próbował, nie umiem postępować z nią właściwie.
- O. Czemu jesteś taka wkurzona? Wiesz co? Jesteś nieszczęśliwą, małą świętoszką. Jesteś zdeterminowana, by mnie nie lubić – warknąłem.
- A ty jesteś dupkiem. Dobranoc, Edwardzie. Zostaw mnie w spokoju – wrzasnęła, zanim weszła do swojego mieszkania i natychmiast zatrząsnęła mi drzwi przed nosem.
Znowu uniosłem dłoń zaciśniętą w pięść, ale z kolejnym westchnieniem odwróciłem się i poszedłem schodami na górę. To najlepsze dla niej.

(1) w oryg. Misty


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kaan
Wilkołak



Dołączył: 13 Lis 2010
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:06, 24 Gru 2010 Powrót do góry

Dziękuję za rozdział, najlepszy świąteczny prezent. Dla takich chwil, warto posiadać umiejętność czytania i warto czekać. Teraz mam pełniejszy obraz wydarzeń i przemyśleń dwojga ludzi, którzy darzą się miłością, a nie chcą porzucić swoich przyzwyczajeń i lęków, zatapiają się w swoich skorupach, nie wiedząc co zrobić z nagle rodzącym się uczuciem. Piękne. Tak to odbieram, ale myślę, że już niedługo wszystko się wyjaśni. Pozdrawiam, życzę weny!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Phebe
Wilkołak



Dołączył: 17 Kwi 2010
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sleepy Hollow

PostWysłany: Pią 23:27, 24 Gru 2010 Powrót do góry

Dawno mnie nie było, ale już grzecznie skrobie komentarz. Wink
Na początek mały cytat, który absolutnie ujął mnie swoją cudownością:

Cytat:
Jesteś świnią. Powinnam ugotować nam obiad. Słodko-kwaśną wieprzowinę.
- A nie gorącą i pikantną? Jestem trochę obrażony.
- Nie, jesteś słodko-kwaśny.
- Nazwałbym cię „Buddyjska Rozkosz”(1), ale nie sądzę, że nawet Budda ma Zen-cierpliwość, by z tobą wytrzymać, brązowooka.
- Ha. Ha. Aleś ty zabawny. Chyba w takim razie muszę zadowolić się byciem „Rozkoszą dla Dupka”.
- Chyba tak. Mogę dotknąć twoje bułeczki wieprzowe?
- Jeśli nie masz nic przeciwko łokciowi między swoimi żeberkami.
- Ale i tak chcę dostać swoje ciasteczko z wróżbą.
- Starczy. Zamów jedzenie, zanim cię kung pao w twoje lukrowane orzeszki.


Czy ja już wspominałam, że kocham jedzeniowe analogie? Mr. Green

No, to do rzeczy...
Wszystko pięknie, romans kwitnie, lekcje trwają, edukacja w toku... Tylko, co się dzieje z naszym molem książkowym? Na początku odnosiłam wrażenie, że to Bella będzie tą bardziej "emocjonalną" stroną, a tu taka niespodzianka... Proszę, proszę. Pan Jestem Zbyt Cudowny By Być Prawdziwy Cullen ma jednak serce. Kto by pomyślał? Shocked
Podoba mi się rozwój tego opowiadania, autorka nie galopuje z akcją, ale też za każdym razem serwuje czytelnikom coś nowego i zaskakującego, nie narażając ich na nudę.
Czytając ostatni EPOV prawie padłam ze zdziwienia- Edward miał fantazje o kochającej go Belli już na samym początku ich znajomości?! wow2
Czuję się lekko skonfundowana...
Czekam na ciąg dalszy! Mam nadzieję, że wkrótce nastąpi przełom i z płaszczyzny fizycznej nasi bohaterowie przejdą na nieco głębsze- uczuciowe pokłady.
Weny i Wesołych Świąt! xmas


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin