FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Rising Sun[T][NZ][+16] Blackwater 28.11 XX/XXIV Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 11:38, 13 Maj 2009 Powrót do góry

Dodaję kolejną część, edit: część przeszła wnikliwą korektę Madam butterfly, cieszę się, że jesteś ze mną :)

Dedykuję rozdzialik mojej becie, która jest najlepsza- nawiązując do słów Embriego, pojawią się w tym rozdziale. :P
Mami wracaj szybko!

Miłej lekturki :)

Edit: Zapomniałam całkiem, chciałam zachęcić Was, tak porównawczo, do czytania innego tłumaczenia opowiadania o Lei zaraz po przemianie. Przyjemne opowiadanko: Full Moon Leah's Story :)

___________

Rozdział 3. Publiczne przeprosiny, super.

Musiał nastać poranek, bo słońce świeciło przez okno prosto w moją twarz. Boże, jaka byłam rozgrzana. Spojrzałam w dół i zarumieniłam się, widząc rozciągniętego na mnie Jake’a, jego głowa spoczywała na moim brzuchu, głośno chrapał. To było niezręczne. Nagle słońce przestało padać prosto na mnie. Podniosłam wzrok w górę i zobaczyłam Renesmee, patrzącą na mnie i Jacoba. Na jej ustach pojawił się nieznaczny uśmiech.
- Dzień dobry, Leah – pozdrowiła mnie uprzejmie, szepcząc, a ja starałam się nie spłonąć rumieńcem, choć byłam pewna, że mi się nie udało.
- Dzień dobry, Renesmee - wyszeptałam zażenowana niezręczną sytuacją, a Renesmee zachichotała. Zdziwiłam się, że nie była bardziej wściekła. Gdybym była nią, a Jacob byłby mój, nie byłabym zadowolona, widząc go rozłożonego na jakiejś innej dziewczynie. To świadczyło o pięknie wpojenia, jak mniemam. Świadomość, że druga połowa nigdy cię nie opuści i nie zdradzi.
- Czy potrzebujesz asysty, pomóc ci się wydostać? - zapytała z zainteresowaniem, a kiedy przytaknęłam, stanęła za mną, żeby chwycić mnie pod pachami i wyciągnąć spod Jacoba. Jake zamruczał przez sen, ale po chwili zamilkł.
- Jacob może spać nawet podczas trzęsienia ziemi – powiedziała, kręcąc głową. Spoglądała na Jacoba z czułością, a później zwróciła swój wzrok ku mnie i zapytała: - masz ochotę na śniadanie?
- O, nie, ja... - zaczęłam odmawiać, ale ona, uśmiechnąwszy się, wtrąciła mi się w zdanie.
- To żaden problem, Nahuel i tak przygotowuje teraz śniadanie - poinformowała mnie, więc ciężko i bezradnie podążyłam za nią do kuchni. Nagle uświadomiłam sobie, że okrywa mnie tylko flanelowa koszula i nic więcej. Renesmee przyniosła mi jakieś ubrania i założyłam je, zanim weszłyśmy do kuchni, upewniając się, czy nikt na mnie nie patrzy. Wciągnęłam szybko majtki, zerknęłam na Jacoba, aby upewnić się, że nadal śpi, zanim zdjęłam flanelę i ubrałam biustonosz, a później prostą, białą sukienkę, która opinała ciało i sięgała do kostek. Dziwne, że znali dokładnie rozmiar na wszystko.
Weszłam do kuchni, Renesmee usadziła mnie zaraz przy stole, stawiając przede mną talerz. Następnie wzięła się za przygotowanie sztućców i napojów. Poruszała się bardzo zwiewnie i wyglądała jak mała, idealna pani domu. Nahuel odwrócił się od potrawy i pomachał mi na przywitanie łopatką, a później wrócił do wbijania jajek. Pachniało wyśmienicie. Przyglądałam się, jak zachowują się wobec siebie. Czuli się w swoim towarzystwie nadzwyczaj komfortowo, szeptał do niej, a ona uśmiechała się w odpowiedzi i delikatnie położyła rękę na jego ramieniu. Gdybym nie wiedziała jak jest, powiedziałabym, że to tych dwoje jest w sobie zakochanych, a nie Jacob i Renesmee. Byłam tak zagubiona w swoich myślach, że nie zauważyłam, jak Rosalie weszła do kuchni. Zatkała nos z powodu zapachu naszego jedzenia (albo z mojego powodu, nie byłam do końca pewna), a potem podeszła do mnie.
- Cześć Leah, jak się czujesz? - zapytała, spoglądając na mnie z troską. Poczułam się nieswojo, więc przesunęłam się, aby uniknąć jej uwagi.
- O wiele lepiej - zapewniłam ją, a następnie cicho dodałam: - Dziękuję za wczoraj.
- Ależ, nawet nie wspominaj - powiedziała bez zastanowienia, a ja uśmiechnęłam się do niej wyniośle.
- Nie będę.
- Jest tam jeszcze trochę ikry w tobie - skomentowała, a potem odrzuciła swoje blond włosy do tyłu. - Idę na polowanie, niedługo wrócę, spróbuj nie załamywać się, jak mnie nie będzie.
Zaśmiałam się z jej zamierzonego żartu.
- Postaram się.
Rosalie odwzajemniła uśmiech i znów zniknęła, usłyszałam otwarcie, a zaraz potem zamknięcie drzwi. Oparłam łokcie na stole tylko po to, żeby być pouczoną przez Renesmee, która odrzuciła je machnięciem ręki.
- Jejku, przepraszam mamusiu - powiedziałam przez zęby, skrzyżowawszy ręce na klatce piersiowej. Nahuel i Renesmee wymienili spojrzenia, kiedy układali talerze z jedzeniem na stole. Umierałam z głodu, Renesmee nałożyła dwa jajka i dwa kawałki bekonu na mój talerz. Wpatrywałam się w nią, dopóki nie dodała jeszcze trochę bekonu, westchnęła pod nosem.
Ona i Nahuel nałożyli dla siebie porcje głodowe, a reszta ułożona w stos na talerzu była przeznaczona, jak mogłam przypuszczać, dla Jacoba. Skoro mowa o Jacobie, już się obudził i właśnie nadchodził, ziewając przy tym okrutnie.
- Dzień dobry wszystkim... - pozdrowił nas wesoło, zatrzymując się, aby ojcowskim odruchem pacnąć mnie w głowę. - Dzieciom.
Z impetem ukułam jego rękę widelcem, on zachichotał i usiadł na swoim miejscu przy stole. Dopóki nie usiadł, nie zdawałam sobie sprawy, że on i ja siedzimy po tej samej stronie stołu, a Renesmee i Nahuel po przeciwnej. To wyglądało dziwnie, a nawet niezręcznie, ale tylko ja myślałam, że to nie w porządku. Jacob praktycznie pożerał swoją porcję, skończył jeść przed wszystkimi, ale zaczekał cierpliwie aż wszyscy zjedliśmy, a potem klepnął mnie po ramieniu.
- Gotowa do wyjścia?
- Tak, powiesz Alice i Rosalie do widzenia ode mnie? - zwróciłam się do Renesmee. Pokiwała głową na znak, że to zrobi. Jacob pochylił się nad Renesmee i przytulając mocno, pocałował ją w czoło, potem pomachał Nahuelowi i zarzucił swoją rękę na moje ramiona, by tak odprowadzić mnie do Rabbita.
- Pa – zawołałam do Renesmee, machając przy tym na pożegnanie.
Jazda do domu przebiegała prawie w milczeniu, Jacob włączył muzykę i przytakiwał głową w rytm bitów rozbrzmiewających z głośnika. Zastanawiałam się, czy nie myślał może o tym, o czym ja myślałam przy stole podczas śniadania, może to go martwiło. Renesmee i Nahuel. Dla mnie, to wyglądało... jakby coś było na rzeczy. Muszę sobie chyba wyobrażać za dużo. Wpojeni nie zdradzają, to było takie niepisane prawo.
- Jake, czy między tobą i Renesmee jest wszystko w porządku?- zapytałam powoli. Jacob wzruszył ramionami.
- Tak. Jest tak, jak zawsze – powiedział, patrząc przed siebie. Skrzywiłam się, usłyszawszy taką odpowiedź, ale było jasne, że on nie chce dalej drążyć tematu.
Byliśmy już pod moim domem, zatrzymał się wystarczająco blisko, żeby mnie wypuścić. Skrzywiłam się na widok Paula, który czekał na mnie, siedząc na mojej werandzie.
- Co on tu robi? - Jacob wysyczał ze złością, otwierając drzwi po swojej stronie. Położyłam mu rękę na ramieniu.
- Zajmę się nim – odpowiedziałam. Nie chciałam, żeby Jacob wszczynał kłótnię z drugą watahą. Jestem dużą dziewczynką i potrafię się troszczyć o siebie. Jacob zawahał się przez moment, a później zamknął drzwi z powrotem.
- Przyjdę później zobaczyć jak się trzymasz, dobra? - powiedział, wciąż wpatrując się w Paula, a ja skinęłam na potwierdzenie i zsunęłam się z siedzenia. Następnie odwróciłam się w jego stronę i odrzekłam:
- Ma się rozumieć.
- Kocham cię, Lee – powiedział, jak zwykle, jego usta wykrzywiły się w coś na kształt uśmiechu.
Za każdym razem, kiedy mówi do mnie te słowa, chociaż wiem, że znaczą one platoniczne uczucie, moje serce uderza szybciej.
- Ja też - odpowiedziałam i zamknęłam drzwi. Spojrzałam, jak odjeżdża, zanim odwróciłam się i podążyłam w kierunku domu.
Wszystko, co teraz chciałam zrobić, to wejść do środka i schować się tam na kilka najbliższych godzin, ale najpierw musiałam się uporać z wielkim, nieznośnym i głupim problemem, siedzącym na mojej werandzie. Paul wstał, kiedy podeszłam.
- Co tu robisz, Paul? - zapytałam. Mój głos nie wyrażał takiej zgryźliwości, jak chciałam. Brzmiałam po prostu, jakbym była zmęczona, a nie nieuprzejma. Cholera, muszę nad tym popracować, paczka Sama nie może myśleć, że nie jestem już suką, za jaką mnie uważają.
- Jake poinformował Rachel o tym, co się stało. Powiedziała, że muszę cię przeprosić, inaczej nie wpuści mnie do domu. - Paul wypowiedział to surowo, a ja wywróciłam oczami. On był takim dzieckiem, wiedziałam po jego urażonym spojrzeniu, że żadne przeprosiny, które skierował do mnie, nie są prawdziwe. Nie wiem, dlaczego w ogóle się fatygował.
- Idź do domu, Paul. Powiem Rachel, że mnie przeprosiłeś, jeśli zapyta - odpowiedziałam i minęłam go, skierowawszy się w stronę drzwi. Paul chwycił moje ramię i obrócił tak, że musiałam na niego spojrzeć, jego twarz wyrażała zdziwienie.
- Dlaczego miałabyś to dla mnie zrobić? – zapytał. Uwolniłam swoje ramię z uścisku i rzuciłam mu piorunujące spojrzenie. Teraz było lepiej, całkiem nieźle i zadziornie.
- Nie robię tego dla ciebie, robię to tylko dlatego, żebyś wyniósł się z mojej werandy - parsknęłam, byłam coraz bardziej zirytowana kontynuowaniem tej rozmowy. To było znacznie lepsze.
- Nie chcesz, żeby cię przeprosił? – zapytał, marszcząc brwi i śmiejąc się oschle.
- Nie mówisz tego serio, więc po co marnujesz swój oddech?- Mina Paula wyrażała zaskoczenie, wskazałam tylko palcem w dal i powiedziałam:
- Po prostu spadaj z mojej werandy.
Spojrzał na mnie zakłopotany i posłusznie wykonał polecenie. Odwróciłam się i w końcu mogłam wejść do domu. Nikogo nie było. Na lodówce wisiała wiadomość od Setha. Była oszczędna w słowach, ale rozgrzała moje serce.
Poszedłem do Quila, bo Embry jest debilem. Kocham cię, siostrzyczko.
Rozejrzałam się dookoła, nie wiedząc za bardzo, co mam ze sobą zrobić.
Od dawna nie miałam całego domu tylko dla siebie. Od kiedy mama się wyprowadziła, Seth i ja mieszkaliśmy sami, ale Quil i Embry ciągle do nas przychodzili. Embry. Wspomnienie o nim bolało. Bolało to, że pozwolił innym chłopakom tak brzydko o mnie mówić. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to długa i przyjemna kąpiel. Tak, to był dobry pomysł.
Odpoczywałam po kąpieli, siedząc na kanapie. Miałam na sobie stary t-shirt Setha i parę krótkich szortów, strój pasujący tylko do noszenia po domu. Nagle usłyszałam męski głos, dobiegający sprzed mojego domu. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
- To ja, Embry Call, a to są moje przeprosiny, przepraszam moją przyjaciółkę, Leę Clearwater.
Powoli podeszłam do drzwi wejściowych i wyszłam na werandę. Embry Call stał na samym środku drogi, tak jak stworzył go Bóg. Trzymał w rekach kartkę papieru, z której odczytywał przygotowane „wystąpienie”. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się do mnie, zanim zaczął kontynuować.
- Leah Clearwater jest moją przyjaciółką, jest lojalna, pełna sarkazmu, kochająca, ale ponad to wszystko, jest najlepszą betą, o jaką można prosić. I nawet jeśli czasami zachowuję się jak idiota, ona zawsze troszczy się o mnie. Leah jest moją siostrą, moją rodziną, kocham ją i jest mi przykro, że ją skrzywdziłem - krzyczał na cały głos. Biegłam do niego, starając się skupiać wzrok na jego twarzy. Nasi sąsiedzi stali na swoich werandach i oglądali, jak Embry robi z siebie głupka.
- Embry, nie musiałeś tego robić, Jake nie zamierzał wyrzucić cię z watahy - wysyczałam, kiedy dotarłam wystarczająco blisko, a Embry wzruszył ramionami.
- Wiem, przyszedł do mnie dziś rano i powiedział mi to - odrzekł, stojąc i wciąż dumnie prezentując swą nagość. Szkoda, że nie pomyślałam wcześniej, żeby wziąć coś do okrycia tego golasa, ale szczerze mówiąc, skąd, do diabła, miałam przypuszczać, że będzie paradował w stroju Adama na środku drogi?
- Dlaczego w takim razie to robisz? - zapytałam zmieszana, Embry położył rękę na moim ramieniu, spoglądając przepraszająco.
- Ponieważ jesteś moją przyjaciółką, Leah, i jestem ci winien przeprosiny za to, że nie zachowałem się wobec ciebie jak przyjaciel. - Byłam w szoku. Czy on robił to dla mnie? Szczerość jego spojrzenia, spowodowała, że łzy zaczęły mi napływać do oczu. Nie ze smutku, ale z radości, spowodowanej świadomością, że troszczy się o mnie.
- Embry Call, jesteś śmieszny, a teraz chodź do środka zanim ktoś wezwie Charliego, żeby aresztował cie za nagość i naruszanie porządku publicznego - zdołałam powiedzieć, zanim wzięłam go za rękę i pociągnęłam za sobą do domu.
Kiedy byliśmy już w środku, od razu chwyciłam najbliższy koc i rzuciłam w jego stronę. Owinął się nim, a potem podszedł do mnie i niezgrabnie przytulił się.
- Wybaczasz mi? - zapytał cichutko, tak jakby martwił się, że nie wybaczyłam. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i położyłam głowę na jego boku.
- Czy kiedyś nie wybaczyłam?
- Znów jesteśmy przyjaciółmi? - zapytał Seth, który właśnie wdarł się do domu, a kiedy przytaknęłam, Quil i Embry, z podekscytowania, przybili sobie piątki, a potem pobiegli do pokoju Setha. Wywróciłam oczami, kiedy poszli, Embry wciąż był owinięty w koc.
Moja komórka zaczęła dzwonić, więc podbiegłam, żeby odebrać.
- Leah, tu Rachel - odezwała się z drugiej strony.
- Cześć, Rachel - pozdrowiłam ją. Dało się słyszeć jakieś wrzaski w tle, pewnie Paul próbował dostać się do domu. Myśl o tym spowodowała, że chciałam zachichotać, ale powstrzymałam się.
- Chciałam tylko sprawdzić, czy mój durny mąż już cię przeprosił - powiedziała Rachel, jej głos zabrzmiał nieco głośniej przy końcówce zdania, zrobiła to, żeby zaakcentować wypowiedź. Uśmiechnęłam się na myśl o drobniutkiej Rachel, która trzyma Paula z dala od domu, a wszystko z mojego powodu.
- Tak, był u mnie, możesz mu wybaczyć - powiedziałam jej, dotrzymując danego słowa, z drugiej strony słuchawki dało się słyszeć ulgę.
- Dzięki Leah, przepraszam za niego, jest czasami wielką świnią - ostatnie słowo znów zaintonowała głośniej, żeby mieć pewność, iż inwektywa trafi do uszu adresata, zachichotałam.
- Nic się nie stało.
- Okej, w takim razie odkluczę drzwi - odrzekła zrezygnowanym głosem. Zaśmiałam się z jej „małego przedstawienia”. Kiedyś, w szkole, Rachel była gwiazdą kółka teatralnego. Dobrze wiedzieć, że wpojenie zostawiło coś ze starej Rach.
- Pa, Rachel.
- Pa, Leah. Odwiedź mnie czasami, dobra? - dodała pod koniec swojego pożegnania. Rozśmieszyła mnie ta propozycja, bo wiedziałam, że nigdy się tam nie pojawię, jeśli Paul będzie w promilu dziewięciu metrów od ich domu, a od kiedy wiadomo, że jest leniwym żarłokiem, wiedziałam, że będzie tam zawsze.
- Tak, tak.
Rachel odłożyła słuchawkę, a ja wpatrywałam się w mój telefon. I nagle znów zaczął dzwonić, nie znałam numeru, który wyświetlił się na ekranie.
- Halo? - zapytałam niepewnie.
- Alice prosiła, żebym zapytała, czy nie chcesz pojechać z nami na zakupy do Seattle, będzie też Renesmee - Rosalie krótko i rzeczowo przedstawiła powód rozmowy, jej głos był muzykalny jak zawsze, natychmiast zaczęłam myśleć o jakiejś wymówce.
- Och, umm... - Nie zabrnęłam daleko w próbach odmowy, bo Rosalie przerwała mi, znudzona.
- Powiedziała mi też, że widziała, jak nasza przyszłość znika w to popołudnie, więc już i tak wiemy, że się zgodzisz. Z łaski swojej, nie powoduj tego bardziej bolesnym dla mnie, niż już jest.
- Zgoda – odburknęłam, wściekła, że dałam się podejść, po chwili usłyszałam chichot Rosalie. No cóż, cieszę się, że ją rozbawiłam.
- Odbierzemy cię o pierwszej z granicy, czekaj na nas przy drodze - zakomenderowała, a ja wywróciłam oczami. Czy te wampiry myślą, że jestem teraz ich własnością? Czy zamierzają mi sprawić smyczkę i kojec dla psa? Będą mnie nazywać Azorkiem?
- Okej.
- Ciao - Rose wycedziła do słuchawki i przerwała rozmowę, zanim mogłabym odpowiedzieć.
Stałam w miejscu i wpatrywałam się w telefon, mój wzrok przeniósł się na zegar. Była za dziesięć pierwsza. Pieprzone wampirki.
Stałam przy drodze, na naszej niewidzialnej granicy, kiedy znienacka, zza zakrętu pojawiło się srebrne Volvo i zatrzymało się z piskiem opon tuż przede mną. Szybko wskoczyłam na tylne siedzenie i usiadłam obok Renesmee. Alice obróciła się na swoim siedzeniu, by zmierzyć mnie krytycznym wzrokiem. Jej twarz wykrzywiła się z obrzydzeniem.
- Ten strój jest ohydny - powiedziała bezceremonialnie i odwróciła wzrok.
Tak, był ohydny. Włożyłam na siebie jeansowe szorty Setha i jego stary t-shirt, ale uczciwie mówiąc, wszystkie moje fajne ciuchy zostały, przez przypadek, podarte na strzępy w pierwszych dniach po mojej przemianie. Nie byłoby w porządku prosić mamę o nowe ubrania, skoro zarabiała ledwie tyle, żeby wyżywić mnie i Setha. Nie mogliśmy pracować, naszym obowiązkiem było zostać w La Push i chronić nasze plemię, więc mimo tego, że mama mieszkała teraz z Charliem w Forks, przynosiła nam jedzenie i dawała pieniądze na drobne wydatki. Dawała tyle, ile udało jej się oszczędzić, a nie było tego wiele. Tak można wytłumaczyć ubytki w mojej szafie.
- Wiem – westchnęłam zdołowana, a Alice pomachała kartą kredytową.
- Twoja nowa garderoba będzie całkowicie na mój koszt, kupię ci nowe ubrania i zrobimy coś z twoimi włosami – oświadczyła zadowolona z siebie, moje ciało automatycznie sprzeciwiało się temu pomysłowi. Mam pozwolić, żeby wampiry kupowały mi ubrania? Nie ma mowy.
- A może potem będę mogła wytatuować sobie twoje imię na tyłku? - wysyczałam wysokim, babskim sopranem. Alice spojrzała zmieszana na Renesmee, a Rose chichotała.
- Chcesz wytatuować sobie moje imię na tyłku? - zapytała wolno. Widziałam po jej minie, że najprawdopodobniej myśli sobie, iż zauroczyłam się w niej w jakiś dziwny i nawiedzony sposób. Tego było za wiele, ryknęłam śmiechem.
- Alice, to, co powiedziała Leah, było ironiczne, ona tak naprawdę nie chce wytatuować sobie twojego imienia na swoim zadku... a może chcesz, Leah? - Renesmee zakończyła wyjaśnianie pytaniem i marszcząc brwi, spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy.
- Alice, twoje imię wytatuowane na moim ciele, byłoby dla mnie największym skarbem – powiedziałam udawanym, poważnym tonem i ziewnęłam. Alice spojrzała na mnie śmiesznie, a później zwróciła wzrok na Renesmee.
- To był znowu sarkazm, prawda? - zapytała, a Renesmee potwierdziła:
- Tak, Alice.
Alice zmrużyła oczy, spoglądając na mnie, to było oczywiste, że ktoś tu nie czai i nie pochwala sarkazmu.
- Mniejsza o to, bądź sobie sarkastyczna ile chcesz, Leah. I tak dostaniesz nową garderobę.
- Nie mogę ci na to pozwolić - odpowiedziałam krótko, tym razem śmiertelnie poważnie, a Alice zrobiła kwaśną minę.
- Potraktuj to jako małą rekompensatę za te dni, kiedy strzegłaś nas jak pies - powiedziała sucho Rose z miejsca kierowcy. Spojrzała na mnie w odbiciu lusterka i dodała – Proszę, zaakceptuj tę sytuację, albo Alice będzie cię wiecznie dręczyć, a ja osobiście nie chce słyszeć jej jęków przez następne kilka godzin.
Westchnęłam głęboko, godząc się z porażką i akceptując to, że będę dziś małą marionetką i osobistą lalką Barbie w rękach wampirów.
- Zgoda.
- Nie jesteś za bardzo podekscytowana – mruknęła Alice z uroczą, kwaśną miną, urażona moim brakiem entuzjazmu, a Renesmee zaśmiała się lekko.
- Cieszę się, że mogłaś dzisiaj z nami pojechać, Leah - powiedziała już poważnie Renesmee, wzruszyłam ramionami, patrząc przez okno.
_________

Ten rozdział jest pełny: uśmiechów: śmiać się, uśmiechać się, zaśmiać się, zachichotać, wybuchnąć śmiechem- niestety nie ma wiele synonimów w tym zakresie znaczeniowym j. angielski okazał się o wiele bardziej bogaty. :) Wybaczcie zatem, liczne powtórzenie w tym temacie.

To samo tyczy się zapisu imienia "Renesmee".
Piszę je w całości i nigdy nie zdrabniam zamiennie, gdyż Leah wcześniej wspominała, dlaczego zwraca się do Nessie tylko w pełnej, nieskróconej wersji imienia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Sob 21:47, 30 Maj 2009, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
xxkasia29xx
Wilkołak



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Śro 12:06, 13 Maj 2009 Powrót do góry

Nie no, rozdział po prostu Extra. Rzeczywiście jest pełny "śmiechowych" sytuacji. Najlepsza była Alice - nie rozumiała sarkastycznych wypowiedzi, a tekst z tatuażem na tyłku był bo$ki Wink Twoje tłumaczenie jest naprawdę świetne. Czyta sie je szybko, lekko i jest zrozumiałe.
Czekam na kolejny rozdział
Pozdrawiam i życzę dużo czasu na tłumaczenie
Kasia


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 12:15, 13 Maj 2009 Powrót do góry

Jak na rozdział bez bety, to jest naprawdę bardzo dobrze, ponieważ mi osobiście nic nie rzuciło się w oczy.

Uwielbiam Rose z tego opowiadania. Jest taka normalna. A nie pusta lalka z przerostami ambicji i niewiadomo czego, a jednocześnie nadal pozostała w niej ta ironia i sarkazm.

Seth jest uroczy, a przeprosiny zwaliły mnie z nóg. Przynajmniej te szczere. Drugich wolę nawet nie komentować. Podobnie sytuacja ma się z Nessie. Mam przeczucie, że mnie mocno zdenerwuje jeszcze nie raz. Przecież to Jake - jak ona może? Z drugiej strony Jacob ma przecież Leah. A autorka ma ochotę powalczyć z wpojeniem. I dobrze. Czekam na kolejne rozdziały.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 17:49, 13 Maj 2009 Powrót do góry

Jak miło, że jesteście takie wyrozumiałe. :) Sama po południu jeszcze trzy razy zmieniałam drobne potknięcia i na pewno można by jeszcze coś znaleźć.
Teraz znów wracam do Duszka, oj z niemieckim mam ostatnio problem, muszę się spiąć.
A co do Rose, jest świetna w tym opowiadaniu. :)
Leah też powala. Normalnie jestem w siódmym niebie, że mogę to tłumaczyć. To sama przyjemność. Mr. Green
I muszę wam powiedzieć, że jest kontynuacja, za którą planuję się zabrać po zakończeniu tego przekładu.
W kontynuacji Leah nie jest... już główną bohaterką.
I dwa bonusiki też są, takie miniatureczki. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
sandrixlp
Wilkołak



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Śro 20:07, 13 Maj 2009 Powrót do góry

jestem mile zaskoczona! naprawdę tłumaczenie jest ekstra! padłam w momencie: ''Czy zamierzają mi sprawić smyczkę i kojec dla psa? Będą mnie nazywać Azorkiem? '' nie wychwyciłam błędów mimo , że pisałaś o ''części wyjątkowo niebetowanej'' :D szacuneczek za tłumaczenie i oby tak dalej!
weny!!!
pozdrawiam sandrix^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Sob 13:58, 16 Maj 2009 Powrót do góry

zaskoczyło mnie to opowiadanie, metamorfoza Leah, wcześniej nawet nie wchodziłam na ff w których był poruszany wątek wilczycy :)
Fajnie przedstawione losy, akcja ciekawa wciągająca.
ciekawi mnie Jacob i Nessie, niby wpojeni ale są jacyś za obcy dla siebie...
no będzie się działo raczej:)
super tłumaczenie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vivienne Grace
Człowiek



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:56, 17 Maj 2009 Powrót do góry

Gdy przeczytałam, że to opowiadanie będzie o Leah to raczej mnie to zniechęciło. W miare z czytaniem zaczęłam się jednak przekonywać. Co prawda mało prawdopodobne jest by to co dzieje się w tym FF działo się w oryginale, ale po to właśnie jest wyobraźnia :)
Miło jest poczytać o wszystkich bohaterach z perpektywy kogoś innego. Kogoś z poza Cullenów.
Jeśli ostatni rozdział był bez bety to naprawde nie można wiele zarzucić. Szacuneczek :D
Wszystko mi tu wskazuje na to, że między Leah a Jacobem coś się święci. Troche to dziwne bo wkońcu Jacob ma to swoje wpojenie, ale tutaj wogóle z Reenesme nic ich tak bardzo nie łączy.
Bardzo, ale to bardzo dobrze, że sporą rolę ma tu Rosalie. Uwilbiam ją i oby jej było jak najwięcej.
Wyczekuję kolejnej części bo naprawde dobrz tłumaczysz :)
Życzę weny. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 13:28, 17 Maj 2009 Powrót do góry

Vivienne, cieszę się, że się przekonałaś. Rosalie i wampiry mają w ogóle sporo udziału w tym opowiadaniu, dlatego ff powinno zaintersować nie tylko fanów Blackwater, ale również tych gustujących w wampirycznych klimatach. Renesmee i Jacoba łączy wiele, lecz wpojenie przebiega troszkę inaczej, nie chce spojlerować, więc nie powiem nic więcej.

To samo odnosi się do Prudence i do wszystkich, których wątek Lei zniechęca. Cieszę się, że jesteście i mam nadzieję, ża autroka tego ff z moim skromnym udziałem, przekona Was, jaka fajna może być Leah. :)
Pozdrawiam wszystkich czytelników, zajęłam się następną częścią, jakby mojej bety jeszcze nie było, to dodam nie betowaną część ponownie, skoro nie jest tak źle. Wink
Mami nie ma za wiele pracy, jak sama mówiła, staram się by wszystko było zrozumiałe i wydaję mi się, ża zachowuje oryginalny styl. Madam butterfly dokonuje kosmetycznych zmian, jest przy tym bardzo skruplatna i to w niej cenię. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Sob 20:09, 30 Maj 2009 Powrót do góry

Oświadczam wszem i wobec, że rozdział czwarty został zbetowany, i z pewnością pojawi się tu już niedługo Wink

Co do treści, zaskakuje. Rose teoretycznie miła dla Lei, Renesmee czuje miętę do Nahuela, Alice nienawidząca sarkazmu i nagi Embry, czyli coś, co motylki lubią najbardziej.

Budzi emocje, wpływa na wyobraźnię, jak już mówiłam, Julio, masz niezwykły dar wybierania opowiadań. No i przede wszystkim wspaniale tłumaczysz. I, uwierz mi na słowo, korekta Twojej pracy to czysta przyjemność.
Jak powiedziałaś wyżej, dokonuję tylko kosmetycznych poprawek, więc całkiem możliwe, że tylko dlatego nikt na mnie nie narzeka Wink.

Czekam więc z niecierpliwością na dodanie zbetowanego rozdziału. Uwierzcie mi na słowo, to dosyć ważny rozdział Wink

Ave, mami B.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 22:11, 30 Maj 2009 Powrót do góry

A więc, czas pożywić spragnione dusze, nasycić je dawką wrażeń spod znaku wschodzącego słońca.
Przypominam, że cudowną autorką ff jest X5- 452,
a ja mam przyjemność ogromną tłumaczyć jej dzieło.
Beta: niezastąpiona madam butterfly, może zbyt o sobie wielkie mniemanie mam, jeśli nazwałam Twoje poprawki kosmetycznymi, ale powiem Ci, że to co robisz jest trudniejsze, niż poprawianie błędów "ewidentnych", więc chwała Ci za to, bo swoje zadanie wykonujesz na maxa profesjonalnie za co jestem wdzięczna. :)

Oto Wasza strawa na dziś. :)

________

Rozdział 4 - Dziewczyny w białych sukienkach...

Wyprawa na zakupy nie była taka zła. Chociaż Rosalie dobrze się bawiła, komentując wszystko kpiąco. Miała naprawdę ironiczne, wypełnione po brzegi sarkazmem, poczucie humoru. Całkiem zabawnie było oglądać, jak torturuje prostych śmiertelników, którzy pracowali w sklepach. Alice wybierała stroje, których nie musiałam nawet przymierzać. Przysięgała, że potrafi wyśmienicie ocenić rozmiar i styl dla każdego, więc musiałam jej w tym zakresie zaufać. Byłam nawet wdzięczna. Nienawidziłam takich wypraw, które zmieniały się w kiepskie sceny rodem z filmów, w których wszyscy stali naokoło, kiedy ja prezentuje strój po stroju. Renesmee była cicha przez większość czasu, po prostu bezwiednie podążała za nami. Podczas naszych przechadzek zauważyłam, że dziewczyny, w tym Renesmee, są w centrum uwagi mężczyzn. To było dla mnie dziwne, że mężczyźni patrzą na nią w pożądliwy sposób, ponieważ wiedziałam, że żyje na świecie zaledwie od sześciu lat, chociaż jej ciało i aparycja wyglądają, jakby liczyły sobie trzykrotnie tyle. Byłam o nią bardzo zazdrosna. Miała piękno, uwielbienie i miała Jacoba. Czułam, że się rumienię. Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałam, nawet jeśli zostało to wypowiedziane tylko w mojej głowie. Ostatnio sporo myślę o Jacobie, więcej niż powinnam. Muszę to zakonotować: Jake jest moim przyjacielem. Jest moim najlepszym przyjacielem i tak musi pozostać. Muszę zacząć lepiej kontrolować moje myśli. Renesmee jest ideałem, jego wpojeniem. Nie mogłabym nigdy z nią konkurować. Nie będę nawet próbować.
- Uważam, że ta sukienka będzie wyglądać na tobie przepięknie, Leah - powiedziała Renesmee, podchodząc do mnie z piękną, białą suknią, ozdobioną cekinami. Oniemiała, otworzyłam usta, kiedy dodała ze szczerym uśmiechem na twarzy:
-Jacob uwielbia, gdy ubierasz się na biało.
Po kilku chwilach bezdechu na powrót odzyskałam możliwość wydobywania dźwięków. Wzięłam od niej sukienkę i odwiesiłam z powrotem na wieszak. Co, do diabła? Jeśli nawet, z jakichś dziwnych przyczyn, Jacob lubił mnie ubraną na biało, to dlaczego jego dziewczyna stara się, żebym dobrze dla niego wyglądała? To było po prostu dziwne. Może się myliłam?
- Jacob nigdy nie przejmuje się, co ubieram.
- Mylisz się, zawsze zwraca na to uwagę - zapewniła mnie Renesmee, a ja poczułam się dziwnie, bardzo dziwnie. Renesmee zachowywała się tak, jakby chciała mnie zeswatać z Jacobem, ale to była prawdopodobnie tylko moja wyobraźnia. O tak, moja chora, zbyt aktywna i pełna nadziei wyobraźnia. Może Renesmee wciąż jest odrobinę naiwna w sprawach związków i nie zauważa, jak niedorzeczna była ta wypowiedź.
- Co jest z tobą i Jacobem? Obydwoje zachowujecie się bardzo dziwnie - wypaliłam, a Renesmee spojrzała na mnie, jakbym była wariatką.
- Nic, zupełnie nic, uwielbiam Jacoba. On jest moim najlepszym przyjacielem, moim opiekunem - odpowiedziała mi lekko, chwyciwszy odrzuconą, białą sukienkę i przystawiła ją do mnie, mówiąc:
- A on lubi, kiedy ubierasz się na biało.
- Czy nie sądzisz, że to jest podejrzane? Jacob, myślący o mnie w białej sukni? A tak w ogóle, to skąd to wiesz?
Poprosiłam ją, żeby odłożyła suknię, ale Renesmee wzruszyła ramionami.
- Nie, dla niego to nic dziwnego, że myśli o tobie. Ojciec mówi, że w jego myślach pojawiasz się prawie tak samo często jak ja. Jesteś jego najlepszym przyjacielem, więc to oczywiste, że o tobie myśli i że czasami dzieli się tym ze mną – zakomunikowała mi Renesmee, a ja byłam poruszona jej słowami. Nie wiedziałam, czy dlatego, że Jacob myślał o mnie, ubranej w białą sukienkę, czy ponieważ zdziwił mnie fakt, iż Edward wie, że Jacob o mnie myśli. Zastanawiałam się, czy on i Bella byli tak samo zmartwieni jak ja, że Jacob nie myśli o Renesmee przez cały czas tak, jak robią to inne wpojone wilkołaki. To zaczynało się robić dziwaczne. Nie chciałam być trzecim kołem u wozu w związku Jacoba i Renesmee. Właśnie zamierzałam powiedzieć, że coś jest z tym nie tak, kiedy Alice podeszła i przeszkodziła nam, przepychając się, aby gapić się na trzymaną przez Renesmee suknię.
- Och, Leah, będziesz w niej świetnie wyglądać, włóż ją do koszyka.*
Dziewczyny wysadziły mnie na granicy, a Alice wyłożyła moje torby, wypełnione ciuchami i zapakowała je w moje ramiona. Uśmiechnęłam się nieznacznie. Ubrania cuchnęły pijawkami. Byłam pewna, że ja też nimi śmierdziałam. Fuj. Muszę wziąć naprawdę długi prysznic, żeby zneutralizować ten odór.
- Dzięki za dzisiejszy wypad, Leah - Alice powiedziała słodko, uśmiechając się, a Rosalie z miejsca kierowcy pokazała mi uniesiony do góry kciuk. Nic nie powiedziała. Nie oczekiwałam tego od niej. Renesmee wychyliła się ze swojego okna, podczas gdy Alice wsiadła z powrotem do auta.
- Leah, wpadnij do nas wieczorem na kolację. – Renesmee spojrzała na mnie proszącymi, dzikim oczami. Pokręciłam przecząco głową. Tym razem nie musiałam nawet kłamać, miałam prawdziwą wymówkę.
- Mama zaprosiła mnie na kolację do niej i do Charliego na dziś wieczór – powiedziałam z udawanym smutkiem. Renesmee wyglądała na zawiedzioną. Była taka piękna, nawet wtedy, gdy robiła taką kwaśną minę jak teraz.
- Och, to może następnym razem?
Przytaknęłam.
Pewnie, powiedziałam w myślach i westchnęłam z ulgą. Wampirki są miłe, tylko czasami aż za bardzo. Dobrze było znów być w domu. Setha nie było, co za niespodzianka. Nie wiem, czym ten chłopak zajmował się przez cały dzień. Chociaż Jacob nie mieszkał z nami, był w domu i sam rozgościł się na naszej kanapie. Wylegiwał się na niej i oglądał telewizję. Poczęstował się nawet naszym jedzeniem. Rzuciłam nowe ciuchy na podłogę i spojrzałam na niego spod rzęs.
- Cześć Jacob, dobrze ci u nas? - spytałam z sarkazmem, wskazując na niego i na jedzenie, które właśnie pożerał. To był kawałek lasagnii, który zostawiłam sobie na jutrzejszy wieczór. Nie byłam dobrą kucharką, więc gdy Sue przynosiła ugotowane jedzenie dla mnie i dla Setha, strzegliśmy swoich przydziałów pilnie, były oznakowane i w ogóle. Byłam trochę wkurzona, że Jacob zjadał ostatni kawałek, który należał do mnie. Był wpółubrany [albo kto woli: wpółnagi – przyp.tłum.] , jak zwykle miał na sobie tylko swoje obcięte jeansy. Posłusznie zignorowałam jego nagi tors i rozkazałam w myślach swojemu sercu, aby przestało głośno pukać.
- Pewnie, że tak, Leah. Miło, że pytasz - odpowiedział z przesadzona grzecznością, potem ochoczo usiadł i zapytał:
- Hej, Leah, co masz w planach na dzisiejszy wieczór?
- Idę na kolację do Sue i Charliego, twój tata też jest zaproszony – odpowiedziałam znudzonym głosem. Moja mama przeprowadziła się do Charliego jakiś czas temu i zostawiła dom mnie i Sethowi. Billy bardzo często ich odwiedzał, ale potrzebował kierowcy, dlatego ja z nim jeździłam. Billy był świetny, nie miałam nic przeciwko odwożeniu go do nich, ale siedzenie z moją mamą i Charliem było najgorsze. Nawet moja mama ma partnera, a ja nadal jestem sama. To takie przytłaczające, przypomnieć sobie o fakcie, że moja życie jest całkowicie do du*y.
- Chcesz, żebym z tobą poszedł? – spytał, a jego twarz była pełna nadziei, tak jakby faktycznie chciał pójść tam ze mną. Czułam się zmieszana. Większość wpojonych nie może wytrzymać z dala od swoich obiektów wpojenia, ale byłam pewna, że Jake przez ostatnie kilka miesięcy spędził więcej czasu ze mną niż z Renesmee. W zasadzie teraz,gdy o tym myślę, zauważam, że coraz rzadziej bywał u Cullenów.
- Nie zamierzasz spędzić dzisiejszego wieczoru z Renesmee? - zapytałam zaciekawiona. Twarz Jake'a wyrażała zakłopotanie i irytację. Odbicie tych uczuć na jego obliczu oszpecało naturalne piękno. Nie tu było ich miejsce. Nie spodziewałam się takiej reakcji.
- Dlaczego zawsze to robisz? - zapytał groźnie. Byłam zaskoczona. On był na mnie zły. Czy zrobiłam coś złego?
- Co robię?
- Kiedy proponuję, żebyśmy razem coś zrobili, ty zawsze wspominasz o Renesmee i pytasz, czy nie wolałbym być z nią. Czy nie możesz po prostu zaakceptować, że w niektóre dni chcę spędzać czas ze swoją betą, że czasami chce robić coś z tobą? - wyrzucił z siebie i wpatrywał się we mnie intensywnie, tak jak robił to czasami. To było niebezpieczne i wypalające spojrzenie i powodowało, że chciałam się zatopić w jego ramionach. Wstrząsnęłam głową, żeby pozbyć się tych myśli. Co, do cholery, jest ze mną nie tak?
- Dobrze, zgadzam się - uległam. Buzia Jacoba na powrót rozpromieniła się. Jezu, ten chłopak potrafił błyskawicznie zmieniać wyraz twarzy z jednych odczuć w skrajne.
- Odbiorę cię o szóstej trzydzieści.
- Okej.
Jacob uśmiechnął się szeroko, co rozświetliło jego całą twarz, a następnie pocałował mnie w policzek. Starałam się ignorować nagły poryw mojego serca. Pukanie serca jeszcze nikomu nie pomogło.
- Kocham cię, Leah.
- Ja ciebie też.
Kiedy już poszedł, moje oczy skierowały się na zegar. Była szósta. Musiałam się pospieszyć.
Byłam w moim pokoju i przeglądałam moje nowe ubrania, ubrana tylko w bieliznę. Starałam się wybrać, co powinnam założyć. Sukienka, która dała mi Renesmee była na szczycie stosu nowych fatałaszków**. Biała suknia z cekinami. Uniosłam ją z wahaniem i przystawiłam do siebie. Faktycznie, idealnie podkreślała karmelowy odcień mojej skóry. Odrzuciłam ją na łóżko. Wybrałam jasnoróżową sukienkę, którą wyszperała dla mnie Alice i zmierzyłam się krytycznie. Czy była dostatecznie szykowna jak na kolację?
- Leah, pospiesz się - Jacob wpadł do mojego pokoju i zatrzymał się, oniemiały na mój widok. Jego oczy wpatrywały się we mnie z dziką admiracją. Spaliłam raka. Tak, to była niezręczna sytuacja.
- Nie mogłam się zdecydować, co mam założyć - powiedziałam szybko, aby wypełnić krępującą ciszę. Wtedy Jacob odwrócił wzrok, rumieniec zakwitł na jego twarzy. Jego wzrok skierował się na moje łóżko i utkwił na białej sukni. Podszedł, żeby wybrać upatrzoną sukienkę i nieśmiało mi ją podał.
- Będzie na tobie świetnie leżeć – powiedział delikatnie, znów intensywnie wpatrując się we mnie. Szybko chwyciłam ubranie, a on odwrócił się i wyszedł z pokoju w pośpiechu. Wpatrywałam się w drzwi, zanim szybko wciągnęłam na siebie sukienkę , żeby go dogonić.
- I jak wyglądam? - zapytałam, kiedy zeszłam na dół. Jacob odwrócił się i patrzył na mnie, potakując z aprobatą. Mały uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Dobrze, naprawdę bardzo dobrze. Przepraszam za to wcześniej - szybko wyrzucił z siebie, a ja zaśmiałam się.
- Nic się nie stało.
Jacob podał mi swoje ramię, aby odprowadzić mnie do samochodu, znów zaśmiałam się, przyjmując propozycję eskorty. Zabawny Jacob, to oblicze było moim ulubionym. Nieczęsto zdarzało się, że był takim. Nie od czasu pojawienia się wampirów.
- Śmierdzisz jak pijawka – skomentował mój zapach, wdychając powietrze z niesmakiem, cisnęłam go łokciem w brzuch.***
- Zamknij się, Black!

* * *

Kolacja z Jacobem, Billym, Charliem i Sue była zadziwiająco przyjemna. Nie to, że oczekiwałam sceny rodem z finału programu Jerrego Springera****, ponieważ Charlie nie wiedział o tym, że Jacob wpoił się w jego wnuczkę, ale spodziewałam się niezręcznej sytuacji. Jacob wraz z Billym i Charliem rozmawiali o footballu i samochodach, a Sue miała czas, żeby mi trochę "pomatkować", co, uważam, było miłe. Pytała, jak się czuję, czy potrzebuje więcej pieniędzy na zakupy w tym tygodniu. Pytała, co u Setha, padły wszystkie standardowe pytania, jakie zadaje rodzic. Ta rozmowa dała mi poczucie normalności. Był tylko jeden okropny moment, kiedy Charlie napomknął o tym, jak wspaniale by było, gdybyśmy byli z Jake'm razem. Zapadła cisza, wszyscy wiedzieliśmy, że taki obrót sprawy nie wchodzi w grę. Jake uratował sytuację wybuchem śmiechu i powiedział coś o tym, jak najprawdopodobniej doprowadziłabym go do śmierci moim marudzeniem, gdybyśmy skończyli razem. Szturchnęłam go w ramię tak mocno, jak potrafiłam.
Jake i Billy podwieźli mnie do domu po kolacji. Weszłam na górę z mozołem i najpierw opadłam na łóżko, całkowicie ubrana. O moje słodkie, wygodne łóżeczko. Kanapa pijawek była wygodna, ale nie było nic lepszego niż moje własne łóżko. Właśnie odpływałam w senne zaświaty, kiedy usłyszałam zgrzyt otwierających się drzwi mojej sypialni.
- Czy ty kiedykolwiek nauczysz się pukać, Seth? To proste: zaciskasz piąstkę, unosisz w górę i kilka razy uderzasz w drzwi. To całkiem łatwe, nawet dla takiego idioty jak ty... - przerwałam moją tyradę i spojrzałam w stronę wejścia. Ujrzałam stojącego nieśmiało Jacoba. Ups. Cholera, to było jedno z najlepszych powiedzonek, jakiego do tej pory użyłam. Muszę to sobie zapisać, żeby następnym razem użyć na Sethcie, kiedy ten wpadnie z podobnym impetem. Usiadłam i rzuciłam Jake'owi spojrzenie, które znaczyło: „Wytłumacz swoją obecność!”
- Hej, sorry, nie mogłem zasnąć. Pomyślałem, że może dotrzymasz mi towarzystwa - zapytał nieśmiało. Ziewnęłam, kładąc się na boku. Kiedy już leżałam wskazałam mu, żeby przyszedł i usiadł.
- Jasne, ale jeśli zasnę, to mnie nie wiń. Ktoś wczoraj chrapał jak niedźwiedź i nie spałam dobrze zeszłej nocy – powiedziałam, drażniąc się z nim. Jake chwycił moją poduszkę i lekko mnie nią uderzył. Odebrałam mu ją i wetknęłam pod głowę, gdzie leżało już kilka innych poduszek, więc w zasadzie siedziałam.
Jake leżał obok mnie, wyciągnięty płasko i patrzył w sufit. Moje łóżko było całkiem małe, wiec boki naszych ciał stykały się ze sobą i poczułam, że moje serce zaczyna walić. Już milionowy raz z tym tygodniu. Zastanawiałam się, dlaczego Jacob jest u mnie i w ten sposób zabija swój czas, kiedy ma już swoje wpojenie. Cieszyłam się, że jest tu ze mną, ale to nadal nie miało żadnego sensu. Przechyliłam głowę, żeby na niego spojrzeć, ale jego oczy wciąż były skupione na suficie.
- Jake, nie zrozum mnie źle, ale ostatnio chciałeś spędzać dużo czasu ze mną... Nie mam nic przeciwko, to było fajne i ja uwielbiam spędzać z tobą czas, ale... - Nie wiedziałam jak to sformułować w pytanie, lecz Jake zrozumiał, co próbowałam mu powiedzieć, a jego twarz pociemniała.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego preferuję przebywać w twoim otoczeniu a nie z Nessie? - zapytał, tępo wpatrując się w sufit. Skinęłam głową, spoglądając na niego.
- Tak.
- Kiedy jestem z tobą, czuję się sobą. Dziś wieczór po raz pierwszy poczułem się jak Jacob Black. Nie czułem się tak od lat. Kiedy jestem z Nessie, jestem wpojonym Jake'm. Jake'm, który nie potrafi myśleć o niczym innym, jak jej szczęście, jak to, żeby ją chronić. Jestem Jake'm, który podkulił ogon i pobiegł, zostawiając swoją watahę, żeby sama broniła się przed zgrają królewskich wampirów. Który wreszcie nawet nie rozważał wstydu swoich poczynań. Nienawidzę tego Jake'a, Leah. Naprawdę, nienawidzę go.
To wyznanie odebrało mi mowę. Nie wiedziałam, że w ten sposób się czuł. Nie myślałam o tym dniu od lat. Kiedy stanęliśmy oko w oko z Volturi i Bella powiedziała Jake'owi, żeby zabrał Renesmee w bezpieczne miejsce, jeśli wszystko pójdzie nie tak, Jake był gotowy wypełnić ten rozkaz. Nasza wataha była tego świadoma i nigdy nie winiliśmy za to Jake'a. Nie moglibyśmy. To była moc wpojenia. Wiedziałam tak dobrze jak nikt, że nie można jej zwalczyć.
- Jake, nikt cię za to nie wini, jesteś wpojony, twoim obowiązkiem jest zapewnienie jej bezpieczeństwa. Wszyscy wiemy jak się czujesz. – Odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć, mój wzrok były szczere. Jacob obrócił głowę, patrzył na mnie z łzami w oczach.
- To ja siebie winię, Leah. Nigdy sobie nie wybaczę, że prawie popełniłem największy błąd w moim życiu. Jestem Alfą. Nigdy nie powinienem nawet rozważać możliwości opuszczenia mojej watahy z powodu wpojenia. To mi miesza w głowie i nie podoba mi się taki stan. Nie podoba mi się to, że tracę zmysły i że coś mówi mi, co mam robić. Kocham Nessie, muszę, ale w tym samym czasie, nie znoszę jej.
- Nie wiesz, co mówisz - odparłam w szoku. Jake uśmiechnął się sarkastycznie, to nie pasowało do jego przystojnej twarzy.
- Ależ oczywiście, że wiem - powiedział pewnie i westchnął głęboko, gdy jego dłoń powędrowała do mojego policzka. Wzdrygnęłam się pod jej dotykiem i jego udręczonym spojrzeniem. - Bycie z tobą nie jest skomplikowane, czuję się normalnie, czuję się przy tobie na powrót jak Jake.
Jake był tak rozbity i umęczony, że w bezwarunkowym odruchu, otworzyłam do niego moje ramiona. Przysunął się bliżej i wtulił się mocno we mnie, położywszy głowę na moje klatce piersiowej. Nie było nic seksualnego w tym geście, ale czułam się najbardziej wypełniona, jak nigdy dotąd w całym moim życiu. Jacob Black wypełniał mnie. Czy wspominałam, że moje życie jest do kitu?
______

* tak wiem, że to wózek, ale koszyk lepiej pasuje
** wiem, to trochę „pantałykowe”, ale ile można pisać: ciuchy, ubrania
*** No wiecie, dała mu słynną sójkę Sorki nie mogłam się powstrzymać z tym komentarzem.
**** Taka słynna Drzyzga ze Stanów, tyle, że "w spodniach" :D

______

Ogłoszenia:
Teraz zajmę się Lykainą, drugi rozdział prawie napisany, będzie ich dziesieć, wszystko już rozplanowane. Wink
A później znów RS jeden rozdzialik i wrócę na chwilę do Ducha. :) ( to dla tych, którzy czytają wszystkie trzy moje tematy, np Vivienne :) )
P.S. Zdecydowanie używam, za dużo emotikonów, wybaczcie, ale lubię się uśmiechać. :)
Komentarze mile widziane. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Sob 22:40, 30 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 22:39, 30 Maj 2009 Powrót do góry

I na dobry początek wieczou rozdział RS.

Cóż ja mogę napisać? Wreszcie ktoś pomyślał, że wpojenie w wersji zapodanej przez Meyer może być irytujące, jeśli nie dotyczy kogoś na kogo normalnie zwrócilibyśmy uwagę... Kolejna sprawa, że różnica gatunków też raczej nie sprzyja wielkiej miłości. Wychodzi jednak na to, że nie znielubię Nessie tak bardzo, jak mogłabym. Przynajmniej na razie zachowuje się przyzwoicie. Na tyle na ile może, oczywiście.

Leah z tego opowiadania ma swój urok, osobowość, emocje. Nie jest zgorzkniałą, wredną kundlicą, gryzącą własny ogon z żalu. Ta babka ma jaja i to mi się zdecydowanie podoba. Melepety działają mi na nerwy. Jak bardzo, to widać w Nienasyceniu. Wink

Jestem ciekawa, czy autorka przypadkiem nie wpoiła Setha albo nie wymysliła mu jakiegoś interesującego zajęcia, bo wydaje mi się, że wyobraźnię to ona ma tam, gdzie trzeba i nie zaniedba wątków pobocznych. A przynajmniej tak się łudzę. Tym, swoją szosą, zabiła mnie Meyer - niedopracowaniem niektórych wątków pobocznych. To zbrodnia w dłuższym tekście. Dla mnie karalna. I dlatego cenię fandom, dobry fandom.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Nie 12:18, 31 Maj 2009 Powrót do góry

Szanowna pani towarzyszka nade mną powiedziała właściwie wszystko, co miałam do powiedzenia.
Zakładając, że kolejne części będą pisane z podobnym charakterem, to nie martwię się o przyszłość tego ff.

Dobrze poprowadzone dialogi, to chyba jeden z największych atutów. Autorka nie zapomniała, kto jest wampirem, a kto wilkołakiem, a to bardzo ważne.
Uwielbiam Jacoba, którym targają tak skrajne emocje, tak ogromne wątpliwości. To właśnie pokazuje, że wpojenie to nie bezmyślna adoracja i służalczość, jak nam to chciała zaprezentować pani Meyer. I po raz pierwszy z czystym sercem mogę powiedzieć, że uwielbiam takie wilkołaki. Paul, który nie rwie się do bitki i teoretycznie słucha się żony ( tak, wiem, że to nie ten rozdział, ale chciałam nawiązać do całości), tajemnicze zniknięcia Setha (mam nadzieję, że autorka pociągnęła ten wątek) i Leah. Nad nią mogłabym się rozpływać godzinami. Nareszcie ma jakieś uczucia, nie jest tylko zimną sucz, no i przede wszystkim potrafi rozmawiać z wampirami w miarę cywilizowany sposób.

Ale czymże byłaby dobra polska wersja bez dobrego tłumacza? Julio, padam Ci do stóp. Będę powtarzać Ci do znudzenia, że jesteś wielka w tym, co robisz. Więc nigdy nie przestawaj.

Tyle ode mnie.

Ave, mami B.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez madam butterfly dnia Nie 12:20, 31 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 12:39, 31 Maj 2009 Powrót do góry

Moje drogie, nawet nie wiecie, że Wasze słowa to miód lany na moje serce.
Po pierwsze cieszę się, że aprobujecie i chwalicie losy i bieg wydarzeń opowiadania X5- 452, dziewczyna ma głowę na karku.
A po drugie, że podoba Wam się moje tłumaczenie.
Bardzo lubię to robić, lubiłam już na studiach. Gdyby był jakiś łaciński ffik, z chęcią bym się za niego zabrała, mami by mi na pewno pomogła ^^
Ale nie ma, to się zabrałam z angielskie. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vivienne Grace
Człowiek



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:51, 31 Maj 2009 Powrót do góry

Ja wiedziałam, że nie bez powodu nie mogłam wczoraj zasnąć. Czułam, że niepotrzebnie się pośpieszyłam i wyłączyłam komputer pół godziny wcześniej :D Ehh...życie.

Dzisiaj jednak nadrobiłam zaległości. Nie wiem jak to możliwe, ale w zasadzie w tym opowiadaniu nie ma postaci, której bym nie lubiła. Każdy bohater został tak przedstawiony, że chodźbym nie wiem jak chciała to nie mogę się przyczepić. Autorka zdecydowanie spisała się na medal. Już nie pamiętam kto to napisał, ale ktoś stwierdził, że masz intuicje do wybierania fanficków, i ja się z tym całkowicie zgadzam. Ja już absolutnie jestem fanką tego dzieła. Zresztą dwóch pozostałych także Wink Tłumaczenie również świetne. Nie wiem ile jest czyjej zasługi, ale obydwie odwalacie kawał dobrej roboty :)

A i jeszcze dziękuje za tą rozpiskę na końcu. Przynajmniej już wiem ile na co mam czekać :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Pon 17:35, 01 Cze 2009 Powrót do góry

Zgrzytnęło mi tylko danie, że Leah jest najlepszym przyjacielem Jake'a. Czyżbyśmy czegoś o niej nie wiedziały? :P

Reszta jest cudowna. Uwielbiam to opowiadanie i tym bardziej wkurza mnie, że nie dostaję powiadomień. Będziesz musiała mnie informować osobiście :P Bardzo mi się podoba to, jak tłumaczysz, bo robisz to cholernie dobrze. Mam nadzieję, że kolejny posiłek dostaniemy w miarę szybko, bo ja długo nie wytrzymam :D
Pozdrawiam i weny życzę,
M Wink
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 19:18, 01 Cze 2009 Powrót do góry

Changing plans! :)
Kochane moje robaczki, postanowiłam, że przed Lykainą dodam jeszcze jeden rozdzialik, bo jestem taka szczęśliwa...
Tajemnicza autorka mi odpisała i aprobuje moje poczynania. :) Cieszy się, że jest "tłumaczona" Wink i będę jej tłumaczyła Wasze komentarze.
Zbliżam się już do połowy rozdziału, który jest dosyć ważny. devil
Masquerade, oj, oj. Chyba chcesz być moim VIP czytelnikiem, co? Wink Jak nie zapomnę, to przypomnę. A napisałam, że Leah jest przyjacielem, a nie przyjaciółką, bo tu moim zdaniem, chodzi o taką przyjaźń ponad podziałami na płeć i inne. A jak mówimy ogólnie, to zawsze, niestety w rodzaju męskim. :)
Vivienne, Ty zawsze mnie podnosisz na duchu. :) Mam nadzieję, że ta mała zmiana Cię nie zawiedzie. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Pon 19:31, 01 Cze 2009 Powrót do góry

Niby tak, ale mi to jakoś zgrzytło :P Tak, Tak! chcę być VIPem! Czytam wszystkie Twoje trzy teksty i domagam się wyróżnienia, jako wierna czytelniczka! Od teraz! :P
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Śro 20:47, 10 Cze 2009 Powrót do góry

Od "tłumacza": Jestem niecierpliwa, ktoś mnie tam w górze za to pokarze. Moja droga beta zapewne uczy się pilnie, bo koniec roku się zbliża, a ja nie mogę się doczekać się jej powrotu, więc puszczam Wam wersję RAW,
Sushi też jest dobre, nie?
Tak więc, karmcie swoje duszyczki. Smacznego!

Autor: cudna i zabawna X5- 452
edit: po motylkowej becie :) madam butterfly, dzięki :*
Jak zawsze, do usług, Pernix

Rozdział 5. Cullenowie to wariaci

Następnego ranka obudziłam się i nie zastałam Jacoba. Nie byłam zdziwiona, chociaż czułam się nieco urażona, że odszedł bez pożegnania. Z trudem poczłapałam na dół, żeby zrobić sobie jakieś śniadanie. Byłam zszokowana, widząc Jacoba, smażącego omlety. Był ubrany, tradycyjnie, w jeansy. Moje serce podskoczyło, zdradzieckie serce. Nie poszedł sobie. Nie było już ani śladu po smutku, który widziałam na jego twarzy zeszłej nocy. Byłam zadowolona. To było straszne, wiedzieć Jake'a w takim stanie.
Odwrócił się do mnie, gdy tylko się pojawiłam i wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
- Bry, Clearwater, śniadanie będzie zaraz gotowe - pozdrowił mnie i zaczął wyjmować talerze do posiłku oraz układać sztućce i szklanki do napoju. Przez sekundę przemknęło mi wspomnienie z wczorajszego poranka, o Renesmee i Nahuelu.
- Mmm, pięknie pachnie, mogę troszkę? - Seth pojawił się w kuchni, drapiąc się ze zmęczenia w tył głowy. Musiał siedzieć do późnej nocy i grać z Quilem i Embrym na Playstation. Nie chodził na randki, tego byłam pewna.
- Wystarczy dla wszystkich – ogłosił Jacob, a potem zaczął podrzucać omlety z patelni, a te idealnie lądowały na talerzach.
- Koniec przedstawienia – wymamrotałam pod nosem, a Jacob tylko uśmiechnął się szeroko, zadowolony z siebie.
Seth pochłonął swoją porcję w mgnieniu oka i wyszedł, zapewne, żeby szlajać się z Quilem i Embrym. Byłam trochę rozczarowana, że zniknął tak szybko. Czułam się tak, jakbym go nie widziała od wieków.
- Masz plany na dzisiaj? - zapytał Jacob, zbierając talerze ze stołu i wkładając je do zlewu. Wzruszyłam ramionami.
- Nie.
- Chcesz pość na ryby? – zaproponował. - Muszę tylko wskoczyć do domu, żeby dać znak życia Billy'emu po mojej nieobecności w nocy.
Jego oczy wpatrywały się we mnie i już niemal automatycznie, miałam wypalić ze swoim zwyczajowym tekstem o Renesmee, ale przytaknęłam.
- Pewnie, brzmi interesująco, odbierzesz mnie za godzinę? - powiedziałam, myśląc o tym, że muszę się wykąpać i przebrać, nawet jeśli idziemy tylko wędkować. Na pewno nie wyglądałam i nie pachniałam dobrze, skoro dopiero co wyszłam z łóżka.
- Okej, wrócę niedługo. Kocham cię, Lee - wypowiedział to delikatnie i jednocześnie pochylił się, aby zostawić pocałunek na moim czole. A potem zniknął w biegu do swojego domu. Odczekałam aż zatrzasną się drzwi frontowe i wypuściłam powietrze, które cały czas wstrzymywałam.
- Ja ciebie też – wyszeptałam.
***
Usłyszałam sygnał klaksonu i wybiegłam z domu. Jacob czekał w swoim Rabbicie. Szybko wskoczyłam do auta i zapięłam pasy. Jacob spojrzał na mnie, uśmiechnąwszy się lekko. Coś musiało się wydarzyć, kiedy był w domu, ponieważ udręczenie, widoczne w oczach, wróciło. Nie lubiłam oglądać go w takim stanie.
- Możemy najpierw zatrzymać się u Cullenów? - zapytał cicho, prawie opornie. Wzruszyłam ramionami.
- Po co? - zapytałam zaciekawiona, a Jacob westchnął.
- Bella wezwała mnie do siebie, chciała, żebym zatrzymał się na chwilę i odwiedził ją, Edwarda i Nessie. Ty też możesz przyjść. - Było po nim widać, że chciał, abym z nim poszła, ale ja pokręciłam przecząco głową. Nie zamierzałam zakłócać „rodzinnego” spotkania. Byłabym piątym kołem u wozu, a to było nawet gorsze niż bycie tym trzecim.
- Może odwiedzę w tym czasie Rosalie i Alice – powiedziałam. Jacob spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Wyglądał na zawiedzionego, że wolałam towarzystwo Rosalie i Alice, a nie jego.
- Okej, ale potem, koniecznie, idziemy na ryby.
Potwierdziłam plany, unosząc kciuki w górę, a on zaśmiał się i zmierzwił moje krótkie włosy.
Wkroczyłam do domu Cullenów i zastałam Rosalie i Alice, które siedziały i czekały na mnie, jakby wiedziały, że przyjdę. Jasper siedział w rogu pokoju i czytał gazetę, pilnując swoich spraw, Emmett oglądał telewizję, czasami komentując.
- Hej – pozdrowiłam ich, a Alice uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Widziałam, jak nasza przyszłość znika, więc zorientowaliśmy się, że któreś z was, ty lub Jake, przyjdzie. Alice powiedziała to żwawym głosem, a Rosalie zerknęła na mnie, jej twarz wyrażała znudzenie.
- Mieliśmy nadzieję, że to będziesz ty. Pachniesz odrobinę lepiej niż Jake - powiedziała sucho Rose. Wywróciłam oczami i przeszłam dalej, aby usiąść na krześle. Gdy poczułam ten zapach, momentalnie zmarszczyłam nos. I oni myślą, że ja śmierdzę. Przyganiał kocioł garnkowi... cokolwiek, do licha, to znaczy.
- Dzięki.
- Gdzie jest Jake? - spytała z zaciekawieniem Alice, tak jakby oczekiwała, że przyjdzie tuż za mną. Wzruszyłam ramionami.
- Z Nessie w jej domku. Spędzają rodzinny czas z Edwardem i Bellą.
Twarz Rosalie wykrzywiła się w grymas obrzydzenia.
- Nie lubisz, gdy Jake i Nessie są razem? - spytałam, ale moje pytanie było retoryczne. Zdanie Rosalie na ten temat można było bardzo łatwo odczytać. Nie myślałam, że wampiry nie popierają związku Jake'a i Nessie tak samo zaciekle, jak najstarsi z naszego plemienia.
- Myślę, że ta dziwna sprawa z tym voodoo-wpojeniem u was jest ohydna. Nie mogę sobie wyobrazić, żeby coś mnie zmusiło do miłości - odpowiedziała, udając, że drży ze wstrętu. Musiałam się z nią zgodzić. Był taki czas, kiedy też chciałam się wpoić, ale gdy obserwowałam innych i widziałam jacy byli z tego powodu, przestało mi na tym zależeć. Ta miłość robiła z nich zombi, którzy nie mogli funkcjonować w oderwaniu od swoich wpojeń.
- Ja też nie – powiedziałam i westchnęłam głęboko – ale Jake i Renesmee są sobie przeznaczeni.
- Czy ktoś, kiedykolwiek, próbował z tym walczyć? - przemówił nagle Jasper. Jego bursztynowe oczy spotkały się z moimi, wystając sponad czytanej przez niego gazety. Alice posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, ale on to zignorował. Było jasne, że odbyli już wcześniej dyskusję na ten temat.
- Przepraszam, że co?
- Czy ktoś, kiedykolwiek, próbował zwalczyć to wpojenie? - powtórzył. Jego głos był gładki i spokojny. Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, nikt nigdy nie starał się próbować, niby dlaczego? Wpojenie wypełnia ich życie, lub coś w tym rodzaju. To coś takiego, jak niewidomy człowiek, który widzi słońce pierwszy raz w życiu i inne podobne sytuacje - powiedziałam ze zgorzknieniem. Jasper i Alice wymienili spojrzenia. Emmett oderwał się od telewizora i dołączył do rozmowy, gdy tylko usłyszał moją ostatnią wypowiedź.
- Myślimy, że Jake próbuje zwalczyć wpojenie - wypalił z grubej rury Emmett, cały czas wpatrując się w telewizor. Alice i Rosalie warknęły na niego jednocześnie. Musiał mówić to do mnie, ponieważ nieśmiało zsunął się niżej ze swojego krzesła. Byłam zszokowana. Czy oni wszyscy razem wierzyli w tą chorą teorię o Jake'u?
- Co?
Alice wygadała, jakby czuła się nieswojo, z powodu mojego surowego spojrzenia. Pijawki musiały stracić swoje rozumy. Nie mogą mi wymówić, że Jake na serio stara się uciec przed wpojeniem. Mylą się. Nikt nigdy nie próbował przed nim uciec.
- Czasami widzę Nessie wyraźnie jak w biały dzień, innym razem nie widzę jej wcale. Myślę, że to za sprawą Jake'a, który decyduje, czy być częścią jej życia, czy nie - Alice powiedziała delikatnie, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem. Alice musi się mylić. Jake na pewno tego nie robi, nie może. To była moc wpojenia. To nie wchodziło w grę.
- To niemożliwe, on nie ma wyboru – odpowiedziałam z pełnym przekonaniem. Rose i Alice spojrzały na Jaspera.
- Może jemu się uda - powiedział to, o czym one musiały myśleć. Znów zaprzeczyłam, pokręciwszy głową. Jake nigdy nie zaryzykowałby zniszczenia szczęścia swojego i Nessie. Miał swoje wpojenie, był spełniony. Nie ma na to rady.
- Co z wami, wampirki? Wpojenie jest jak zwieńczenie. Jake należy do Nessie – wykrzyczałam, przyjmując obronny ton. Dyskutowaliśmy o przyszłym szczęściu Jake'a. Nie mogłam zaakceptować myśli, iż ktoś chce to szczęście zrujnować, dlatego ja tak bardzo się o niego troszczyłam.
- Jeśli tak mówisz – powiedział Jasper ze spokojem i wrócił do czytania swojej gazety, barwa jego głosu świadczyła o tym, że mi nie wierzy.
- Mówię tylko to, co widzę. Nawet Edward wzmiankował, że obsesyjnie myślenie Jake'a o Nessie blaknie i jest zastępowane - Alice wyszeptała miękko. Wpatrywała się we mnie intensywnie, byłam zaintrygowana tym, co powiedziała. Edward słyszał rzeczywiste myśli Jake'a, więc to nie była tylko teoria. Było w tym ziarenko prawdy.
- Zastępowane, czym? - zapytałam z ciekawości. Alice otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale w tym momencie wejściowe drzwi otworzyły się i Jacob wkroczył do środka.
- Hej, Leah, jesteś gotowa opuścić tą klatkę pełną skunksów? - zapytał, zatykając ostentacyjnie nos, nim beknął z całą mocą. Boże, pomóż mi zachować poważną twarz. Niestety nie wytrzymałam, musiałam się roześmiać, nic na to nie poradzę. Alice spojrzała na niego z dezaprobatą.
- Naprawdę, uroczy z ciebie kundel – Rosalie splunęła w jego kierunku, a on wyszczerzył się do niej leniwie.
- Dla ciebie wszystko, Blondyneczko – zapewnił ją i chwycił moją rękę.
- Chodź Leah, ryby się same nie złowią!
Pomachałam im na pożegnanie, w rzeczywistości zostałam wyniesiona z domu. Ich słowa krążyły mi po głowie.
Jacob wpakował mnie do auta, lecz ja nie mogłam zatrzymać tego natłoku myśli, przetaczającego się przez mój mózg. Myślałam o tym, co powiedzieli do mnie Cullenowie:
- Obsesyjne myślenie Jake'a o Nessie blaknie i zostaje zastępowane...
- Czy ktokolwiek zwalczył to, czy zwalczono wpojenie?
- Czasami widzę Nessie wyraźnie jak dzień, a innym razem nie widzę jej wcale. Myślę, że wtedy Jacob decyduje, czy chce być w jej życiu, czy nie...
- Uważamy, że Jake stara się walczyć z wpojeniem...
- Obsesyjne myślenie Jake'a o Nessie blaknie i zostaje zastępowane...

Mój umysł przeskoczył do wcześniejszej rozmowy, która odbyłam kilka dni temu z Edwardem.
- Za mało wierzysz w siebie, Leah. Jesteś obecna w myślach Jacoba tak samo często, jak Nessie. On naprawdę troszczy się o ciebie.
Zamarłam, kiedy sobie to wszystko uświadomiłam. Czy te wampiry, nie starały się czasem dać mi do zrozumienia, że Jake zastępuje myślenie o Nessie, myśleniem o mnie? Oni byli bardziej szaleni, niż przypuszczałam. Oczywiście, że Jake myśli o mnie. Jestem jego Betą i jestem blisko niego. Nikt nie walczy z wpojeniem. W całej naszej historii, nikt z naszych przodków nie zwalczył wpojenia.
W historii naszego plemienia nie było też zmiennokształtnej, wyszeptał niepewnie głos w mojej głowie, co jeśli Jacob poradzi sobie ze zwalczeniem wpojenia? Co jeśli wygra? Czy zechce wtedy być z kimś takim jak ja? Z genetycznie martwą dziewczyno-wilczycą?
Nie, to musi się skończyć. Nie mogę mieć takich myśli. Jacob i Renesmee należą do siebie. Taka właśnie była przyszłość zaplanowana dla Jacoba. Miał być szczęśliwy, tak po prostu. Spojrzałam na niego, a on posłał mi czarujący uśmiech, który doprowadził moje serce do łomotania. Później jego wzrok podążył w kierunku domku Belli i Edwarda i utkwił tam na dłuższy moment. Wzięłam to za znak. Jacob kochał Nessie, a reszta wampirków zwariowała. Gwałtownie oderwał wzrok i zmarszczył brwi. Zmienił biegi w samochodzie i Rabbit odjechał z rykiem.

***
Następnego dnia zwlokłam się po schodach na dół i znów odnalazłam Jacoba w mojej kuchni. Gotował, pachniało wyśmienicie. Obiecałam, że na dzisiejszą kolację usmażę dla nas rybę, którą wczoraj złapaliśmy. Może więc chciał się zrewanżować przygotowaniem posiłku.
- Wiesz, jeśli uczynisz to zwyczajem, to chyba zacznę ci płacić – powiedziałam, siadając i chwyciłam gofra, którego wcześniej polałam syropem klonowym. Jacob usiadł naprzeciw mnie. Coś w jego twarzy uświadomiło mi, że nie wszystko było w porządku.
- Lee, wyjeżdżam na jakiś czas, nie będzie mnie około miesiąca – powiedział. Jego twarz spoważniała, a ja zapomniałam o moim gofrze.
- Po co?
- Po prostu potrzebuję czasu, żeby zebrać myśli, żeby na chwilę być starym Jacobem – odpowiedział ogólnikowo, a ja wykrzywiłam twarz w grymasie.
- Okej – wyrzuciłam z siebie tylko to jedno słowo, zastanawiając się, co go skłoniło do podjęcia takiego kroku. Wczoraj, kiedy byliśmy na rybach, wydawało się, że wszystko jest w porządku. Śmiał się, żartował. Zachowywał się jak Jacob przed wpojeniem. Wróciłam myślami do wydarzeń tej nocy, kiedy powiedział, że nie nienawidzi się za to, jaki teraz jest. Być może planował na nowo zjednoczyć się ze swoim „ja”. Wstał i odwrócił się w kierunku kuchenki, przenosząc brudne naczynia do zlewu.
- Będę za tobą tęsknił. – Usłyszałam jak mówił i zwrócił swe oczy na mnie. Uśmiechnęłam się do niego.
- Ja też będę za tobą tęsknić, Jake – powiedziałam szczerze. Będę za nim tęsknić całym sercem.
- Daj to, proszę, Belli i Nessie ode mnie, dobrze? To tylko listy wyjaśniające, gdzie jestem – odparł, kładąc dwie koperty na stół. Wpatrywałam się w niego ze zdziwieniem.
- Wyjeżdżasz i nie zamierzasz zobaczyć się z Renesmee przed odejściem?
Jacob przewrócił oczami w odpowiedzi. Wiem, że sposób, w jaki wspominałam o Renesmee w każdej sprawie denerwował go, ale ona była jego wpojeniem, a on chciał opuścić ją na miesiąc? Czy wpojeni mogą być tak długo z dala od siebie?
- Żegnaj, Lee. Kocham cię. - Jacob zatrzymał się przy moim krześle. Pochylił się i pocałował mnie w policzek. Jego usta pozostały tam na chwilę dłużej niż normalnie. Wstrzymałam oddech. Potem odszedł.
- Ja ciebie też.
***
Dwa tygodnie mijały niemiłosiernie wolno. Bez Jacoba, który wypełniał mój czas, nie miałam nic do robienia. Spotykałam się z Cullenami prawie każdego dnia. Nie mogłam siedzieć w domu, bo Seth, Quil i Embry ciągle się tam pałętali. Kocham ich po sam grób, ale jednocześnie wkurzają mnie jak diabli. Przynajmniej u Cullenów są dziewczyny, z którymi mogę sobie pogadać. Słowa „dziewczyna” użyłam w luźnym znaczeniu. Myślę, że bardziej odpowiednie byłoby „wampirzyca”, tym bardziej z uwagi na to, że Emmett przez cały czas nazywa mnie „wilczycą”. Prawdopodobnie nie zna nawet mojego prawdziwego imienia, he, he. Dziś byłam wyczerpana. Do tego stopnia, że Alice przekonała mnie do zrobienia pedikiuru. Nie wiem, jak to się stało, ale w jednej chwili mówiłam: „Nie ma mowy, po moim trupie”, a w drugiej siedziałam na szezlongu w pokoju Rosalie i Emmetta ( jednak pozwoliła mu, żeby wrócił) i Alice wraz z Rosalie decydowały, jaki kolor lakieru pasuje do mnie najbardziej. Alice potrafi być bardzo przekonywująca. Wyłączyłam się z rozmowy, kiedy moje myśli podążyły w kierunku Jacoba. Zastanawiałam się, co robi i gdzie jest. Seth zmienił się raz i spróbował się z nim skontaktować. Jacob powiedział mu, że chce być sam i prosił, aby się nie przemieniać do jego powrotu. Ten rozkaz tyczył się całej watahy, włączając w to mnie. Ale to i tak nie miało znaczenia. Ja nie zmieniałam się od czasu pamiętnego baby shower i nie planowałam też tego robić w najbliższym czasie. Miałam nikłą nadzieję, gdzieś tam w środku, że moje ciało powróci do normalnej kondycji i że będę mogła mieć dzieci. Zwróciłam uwagę na to, że nie było lepszej chwili niż teraz, żeby spróbować. Jeśli nie będę wilkiem, to w tym momencie, nie wpłynie to źle na nikogo, od kiedy naszym jedynym zagrożeniem byli Cullenowie, a jak wiadomo, oni nie zamierzali zaatakować w najbliższym czasie.
Przekazałam listy Jake'a Renesmee i Belli. Bella była bardziej zrozpaczona niż Renesmee. Martwiła się o Jake'a. Renesmee, dziękując za doręczenie wiadomości, nieznacznie zmarszczyła brwi. Następnie ona i Nahuel pożegnali się, ponieważ szli razem na polowanie. Zmusiła mnie, żebym obiecała, iż przyjdę na obiad. To było wszystko, co działo się w minionym tygodniu. Chciałam przekonać Rosalie albo Alice, żeby szybciej zdecydowały, ale tylko śmiały się ze mnie i powiedziały, że powinnam „wykopać się ze swojej swojej nory”.* Psi dowcip. Emmett pomyślał, że to najbardziej śmieszny tekst, który słyszał, a Jasper parsknął zza gazety. Kiedy Alice i Rosalie trzymały w górze dwa odcienie fioletu i próbowały wybrać odpowiedni, Emmett wpadł do pokoju, szczerząc kły w uśmiechu.
- Cześć piękne, wilczyco – powitał mnie osobno, puszczając oczko, ja wywróciłam swoimi. Później zwrócił się do Rosalie i Alice - ja, Jasper, Carlisle i Esme idziemy na polowanie, chcecie pójść z nami?
- O, tak. Muszę zapolować, nawet Leah zaczyna pachnieć całkiem smakowicie – Alice podskoczyła z radości. Mimo że udało jej się przywalić dobrym tekstem, ona nawet tego nie zauważyła. Emmett wydał z siebie gromki śmiech, Rosalie zachichotała, a Alice spojrzała na nich z zakłopotaniem.
- Alice, czuję płynące od ciebie oznaki miłości, dzięki – powiedziałam z sarkazmem. Alice odwróciła do mnie głowę i spojrzała tak, jakbym była głupiutkim dzieckiem, później zwróciła się w kierunku Rose. Alice zawsze ignorowała mój sarkazm.
- Rose, skończysz za mnie pedikiur? - zapytała, a Rosalie zmierzyła mnie wzrokiem i puściła oczko, czego Alice nie mogła dostrzec.
- Pewnie.
Gdy tylko Alice wyszła z pokoju tanecznym krokiem, Emmett podążył za nią, wcześniej zostawiając głośnego cmoka na policzku Rose, która odwróciła się do mnie i uniosła brwi.
- Możesz mi podziękować, za to, że nie zrobię ci pedikiuru. Powiedz: ma się rozumieć! - Rosalie zaintonowała i uniosła moją prawą rękę.
- Ma się rozumieć!
Rosalie poszła do garderoby i wytargała stamtąd pudło. Położyła je na podłodze niedaleko szezlonga. Zajrzałam do środka i okazało się, że pudło jest wypełnione ślubnymi magazynami, wieloma magazynami. Spojrzałam na nią i zapytałam:
- Ty i Emmett znowu bierzecie ślub? - Mój głos wyrażał niedowierzanie. Wampiry mogą żyć wiecznie, o ile nie zostaną rozerwane na kawałki i spalone. Słyszałam od Jacoba, że już raz się pobrali, czy jeden raz nie wystarczy? Oddałabym życie, żeby mieć ten jeden, jedyny ślub. Wampiry są takie zachłanne. Rosalie uśmiechnęła się, to był szczery uśmiech. Leżała na brzuchu, rozciągnięta na łóżku, które dzieliła z Emmettem.
- A więc, tak, Emmett i ja pomyśleliśmy, że byłoby fajnie. Ostatnio zrobiło się zbyt spokojnie. Potrzebujemy miłego wesela, żeby ożywić atmosferę – powiedziała, chwytając gazetę i przeglądając ją. Sięgnęłam po jedną z nich i otworzyłam na przypadkowej stronie.
- Ile ślubów już mieliście? - zapytałam i jednocześnie przekartkowywałam strony, nie zwracając na nie uwagi.
- Wiele, ale każdy był wyjątkowy, brałam śluby z miłością mojego życia, każdego życia – Rosalie skomentowała, rozmarzona. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się na widok jej nieprzytomnego wyrazu twarzy. Och, prawdziwa miłość. Prawdziwa miłość, to coś pięknego, móc oglądać kogoś, kto był zakochany z własnej, nieprzymuszonej woli.
- Masz wielkie szczęście – powiedziałam z tęsknotą w głosie - masz Emmetta, na zawsze.
Rosalie musiała dostrzec moją minę. Odłożyła gazetę i spojrzała mi prosto w oczy.
- Gdzieś tam, jest ktoś dla ciebie, Leah, naprawdę, wierzę w to – powiedziała z pełnym przekonaniem. Na mojej twarzy zagościł wymuszony uśmiech.
- Cieszę się, że ktoś z nas tak myśli.
- A więc... tak sobie myślałam, nigdy wcześniej nie miałam zmiennokształtnej świadkowej... co myślisz, czy chciałabyś być nią na moim ślubie? - spytała, niemal nieśmiało, a moje usta otworzyły się ze zdziwienia.
- Chcesz, żebym była na twoim ślubie? - zapytałam, totalnie zdezorientowana, że mnie zaprasza. Nie wiedziałam nawet, czy ona naprawdę mnie lubi.
- Pewnie, byłoby super – powiedziała, wzruszając ramionami, jakby to nie była wielka sprawa, ale to była wielka sprawa. Wybierałam się na wampirzy ślub!
- Będę zaszczycona – odrzekłam, uśmiechając się do niej. Rosalie odwzajemniła uśmiech i podrzuciła mi jeszcze kilka magazynów.
- Wspaniale, to teraz do roboty! Wybierz jakieś sukienki, takie, które ci się podobają, nie żeby to miało jakieś znaczenie. Alice i tak przeforsuje swoje propozycje – Rosalie powiedziała z tym samym sarkastycznym poczuciem humoru, które lubiłam i roześmiałam się, robiąc, co mi kazano.
Obie zamilkłyśmy, przeszukując gazety.
- Czy Emmett nie wyglądałby przystojnie w tym? - Rosalie wypaliła rozmarzonym głosem, z większym uczuciem, niż chciałaby odsłonić przede mną. Wiedziałam to, ponieważ momentalnie zamilkła i odwróciła spojrzenie. Przechyliłam się i zerknęłam na fotografię, przedstawiającą całkiem niezły smoking, znakomicie pasował do potężnego Emmetta.
- Wyglądałby w nim naprawdę dobrze – potwierdziłam, powracając do mojego magazynu, gdzie było zdjęcie faceta ubranego w garnitur. W moich myślach natychmiastowo mężczyzna zmieniał cechy wyglądu i zaczęłam wyobrażać sobie, jak wyglądałby Jacob w tym garniturze. Przebłyski o białej sukni przemknęły przez moją głowę i uśmiechnęłam się do siebie. To był miły sen na jawie. Myśląc o Jacobie, zacisnęłam usta i odłożyłam gazetę na bok.
- Jacoba nie ma od dwóch tygodni, mam nadzieję, że u niego wszystko w porządku. Tęsknię za nim - powiedziałam, nie mając świadomości, że zabrzmi to tak żałośnie. Brzmiałam jak żałosna dziewczyna. Co ze mną jest nie tak? Podczas gdy wydzielałam sobie mentalny policzek, Rosalie spojrzała na mnie, a potem przysunęła się bliżej, jej usta ułożyły się w uśmiech.
- Lubisz go – powiedziała triumfalnie. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Skąd ona może wiedzieć? Czy tak łatwo rozgryźć, co czuję? Najlepiej będzie udawać, że jest szalona.
- Co?
- Lubisz Jacoba – Rosalie wypowiedziała bardziej zdecydowanie, tak jakby była w stu procentach przekonana, co do prawdziwości swego osądu. Poczułam, że moje starania ukrycia prawdy idą na marne.
- Oczywiście, że go lubię, jest moim przyjacielem – próbowałam wywinąć się z niezręcznej sytuacji, ale kiepsko mi szło. Rosalie usiadła, skrzyżowawszy nogi z podekscytowania. Wyglądała jak mała dziewczynka, której właśnie zaproponowano lody albo podarowano kucyka na urodziny.
- Nie, Leah, ty go lubisz – powtórzyła, akcentując dosadnie słowo „lubisz”. Dodatkowo sugestywnie unosiła brwi. Poddałam się, nie mogłam już tego przed nią ukrywać. Tak, lubiłam Jacoba Blacka. Boże, dopomóż. Naprawdę go lubiłam. I w tym tkwił problem. Nie mogę go lubić. On może mi tylko złamać serce.
- To nie ma żadnego znaczenia, on ma Renesmee – powiedziałam buńczucznie, Rosalie pokręciła głową.
- Ale on myśli o tobie – odrzekła z naciskiem, a później podskoczyła na kolana, podekscytowana i dodała:
- Powinnaś mu powiedzieć o swoich uczuciach, dałabyś mu w ten sposób powód, żeby walczyć z wpojeniem.
Gapiłam się na nią tak, jakby była chora na umyśle. Ona chce, żebym spróbowała i umocniła Jacoba w walce z wpojeniem? Nie ma możliwości, żebym to zrobiła. Nie chce nigdy mieszać w przyszłości Jake'a.
- Czy ty naprawdę chcesz schrzanić przyszłe szczęście twojej bratanicy, wpychając mnie w ramiona Jacoba? - zapytałam z niedowierzaniem. Nie mogłam pojąć, dlaczego Rosalie to mówi. Czy naprawdę była gotowa zranić Renesmee, próbując złączyć mnie z Jacobem?
- Chcę, żeby Renesmee znalazła prawdziwe szczęście tak, jak my wszyscy, a nie przez jakieś szalone, magiczne, wilcze „czary-mary”. Pragnę, żeby Renesmee znalazła miłość, przystającą do rzeczywistości. Prawdziwą miłość. Jeśli spowodujesz, że Jacob będzie walczył z wpojeniem, Renesmee dostanie taką szansę – Rasalie wytłumaczyła tok swojego rozumowania, a ja pokręciłam przecząco głową.
- Nie, Rosalie, nie mogę tego zrobić ani Renesmee, ani Jacobowi.
- Tak, możesz – Rosalie utwierdzała mnie w swoim przekonaniu i część mnie chciała się z nią zgodzić. Część mnie chciała zawołać Jacoba i powiedzieć mu, co do niego czuję. Ale ta druga część chciała go chronić.
- Rose, kocham Jacoba tak bardzo, że nie chce go nigdy oglądać nieszczęśliwego. Widziałam go z Renesmee. Wiem, że ona sprawia, iż jest szczęśliwy. Będą wiedli razem szczęśliwe życie i ja nie zmierzam im wchodzić w drogę – powiedziałam jej. Rosalie wyglądała na zawiedzioną.
- Ale co, jeśli on chce, żebyś weszła im w drogę? - zapytała delikatnie, a ja spojrzałam jej głęboko w oczy.
- To nie jest to, co jest dla niego najlepsze – odpowiedziałam, próbując przekonać do tego zarówno Rosalie, jak i samą siebie.
- Skoro tak mówisz – wymamrotała, powracając znów do swojej rozciągniętej pozycji. Dyskusja zamarła, ale te myśli nadal krążyły mi po głowie.


THE END :)
Chyba warto czekać na ten ff, co?
Jeśli czytacie, to wytężcie tym razem pióro, dodając komentarz... Proszę o wrażenia, przetłumaczę kk autorce. Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pią 21:54, 12 Cze 2009, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Gość






PostWysłany: Śro 21:32, 10 Cze 2009 Powrót do góry

Cytat:
Wzdrygnęłam ramionami.

'wzruszyłam' brzmiałoby lepiej.

Cytat:
Muszę tylko wskoczyć do domu, żeby dać znak życia Billiemu

Billy'emu Wink

Cytat:
- Po co? - zapytałam zaciekawiona, a Jacob spojrzał.

Jacob spojrzał, ale na co on tak spojrzał? Wink

Cytat:
Bella wezwała mnie do siebie, chciała, żebym zatrzymał się na chwilę i odwiedził ją, Edwarda i Nessie, Ty też możesz przyjść. Było widać po Jacobie, że chciał, abym z nim poszła, ale ja pokręciłam przecząco głową

Po 'przyjść' chyba zabrakło myślnika. To powtórzyło się jeszcze niżej Wink

Cytat:
Nie mogę sobie wyobrazić, żeby coś mnie zmusiło do miłości. - odpowiedziała Rose

Kropeczka po 'miłości' - out.

Cytat:
Ta miłość robiła z nich zombi

W sumie, to tego nie spolszczamy Wink

Cytat:
a ja pokręciłam głową z niedowierzania

'z niedowierzaniem' byłoby tu lepsze :)

Cytat:
Leżała brzuchu

na brzuchu Wink

Gdzieś jeszcze zabrakło mi myślnika na początku wypowiedzi.

To tyle, jeśli chodzi o marudzenie. Uwielbiam ten ff, a ten rozdział był dłuuuugi i to mi się podoba. Kocham opisy i pomysł walki z wpojeniem. Nigdy nie podobał mi się ten pomysł i zawsze miałam nadzieję, że ktoś to zmieni. No i stało się! Mam wielką nadzieję, że autorka poczyni coś w tej sprawie. Jake uwolni się od Nessie i będzie z Leah :D uwielbiam wilki i mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Zaskoczyło mnie, że Rose jest dla Leah taka miła, aż dziwne. Coś musiało ją opętać :P

Jeśli chodzi o tłumaczenie, to czyta się tak, jakby opowiadanie od zawsze pisane było po polsku. Bardzo mi się podoba, że nie tłumaczysz dosłownie, tylko interpretujesz, bo jak to kiedyś zacytowała Suhak 'Tłumaczenie jest jak żona - albo wierne, albo piękne' Wink Twoje tłumaczenie jest piękne i miło mi jest je czytać.

P.S. Przy 'wykopywaniu z nory' zrobiłaś gwiazdkę, ale nie wytłumaczyłaś o co chodzi Wink

Życzę weny do dalszej pracy i mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się niedługo :)
Pozdrawiam,
M.
veuna
Wilkołak



Dołączył: 23 Kwi 2009
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Kołobrzeg

PostWysłany: Śro 21:58, 10 Cze 2009 Powrót do góry

Podoba mi się i to bardzo (: Nie czytałam oryginału, więc nie powiem nic na temat samego tłumaczenia, ale ten FF przypadł mi bardzo do gustu. Po pierwsze opowiada historię Leah i Jacoba - postaci za którymi szczerze przepadam ;P Chyba przeczytałam każdy FF z udziałem Leah, a poza tym uwielbiam czytać opowiadania o wilkołakach ;P Świetny styl, czyta się lekko i przyjemnie, opisy bomba! Oby tak dalej (:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin