FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Rising Sun[T][NZ][+16] Blackwater 28.11 XX/XXIV Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 13:34, 11 Lip 2009 Powrót do góry

Moje drogie, cieszę się, że Leah zdobywa dzięki temu opowiadaniu Waszą sympatię.
Jeśli zaś idzie o wpojenie, to jak słusznie zauważyłaś, Mille, Jacob choć jest wilkołakiem nie traktuje wpojenia jak inni jego pobratymcy.
Widocznie punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. Dla niego wpojenie jest czymś co zniewala i zmusza do pokochania kogoś na ślepo.
Już w książce widać było u niego wątpliwości. Był ewidentnie zakochany w Belli, a jednak się w nią nie wpoił. Myślę, że Meyer poszła na łatwiznę i dała ciała, kiedy pokazała nam wpojonego Jacoba, który bezgranicznie wielbił Nessie. To było, jakby wbrew jego naturze. Koleżanka Kristine naprawia ten błąd i podejmuje ciekawy temat walki z wpojeniem.
Mogę tylko powiedzieć, że jest coraz ciekawiej. :) Mam już przetłumaczone grubo ponad połowę kolejnej części, więc spodziewajcie się niedługo kolejnej uczty. :)
Pozdrawiam i dziękuję za komantarze. Cieszę się, że mam stałe grono odbiorców. :) Uwielbiam Was i Wasze konstruktywne komentarze. :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asha
Wilkołak



Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A gdzie Seth? ^^

PostWysłany: Sob 21:29, 11 Lip 2009 Powrót do góry

wow! To opowiadanie jest super, świetne, boskie :P
Jestem szczęśliwa, że postanowiłaś je tłumaczyć Wink
jestem tak zafascynowana czytaniem, że niestety nie jestem w stanie dostrzec jakichkolwiek błędów i w ogóle nic poza tekstem nie widzę Wink
Z niecierpliwością czekam na więcej rozdziałów
Pozdrawiam ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 22:39, 11 Lip 2009 Powrót do góry

Oo, cieszę się Asha, że zamieściłaś swój komentarz (i że opowiadanie Ci się podoba, oczywiście) ponieważ właśnie zamierzałam usunąć swój post, żeby zamieścić kolejną część ff i żeby się wyświetliła jako "nowość" :)
Spontanicznie dedykuję Ci kolejną część, w nadziei, że zostaniesz dłużej przy moim tłumaczeniu. :)

Proszę, oto kolejny chapter.
Napisany przez: X5-452
Przetłumaczony: tradycyjnie przeze mnie, hehe
edit: Betowała: madam butterfly po powrocie z urlopu Wink

Oj będzie się działo, będzie! Twisted Evil

____

Rozdział 7. Nieprzemienianie się jest do d...

Pojawiłam się pod drzwiami domu Cullenów, ale zatrzymałam się, kiedy usłyszałam głos dobiegający z wewnątrz. Ktoś wykrzyknął z obrzydzeniem:
- Cholera, Rose, co to za okropny smród?
- To pewnie ja – powiedziałam sucho, wchodząc do domu. Rose, Alice i Bella siedziały na kanapie w towarzystwie wampirów płci żeńskiej. Rozpoznałam, że są z klanu Denali, z Alaski. Kate, Tanya i Carmen.
- Och. – Kate wyglądała na wystarczająco zażenowaną, więc postanowiłam, że nie obdarzę jej mroźnym spojrzeniem. Zamiast tego przewędrowałam przez salon, aby usiąść sobie w moim fotelu. Zauważyłam, że żaden wampir teraz w nim nie siada, najprawdopodobniej przez mój zapach, który w niego wsiąknął. Ta myśl przywołała uśmiech na mojej twarzy. Spojrzałam na Alice, machała z podekscytowaniem w moim kierunku, natomiast Rosalie uniosła brew. Delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy. Bella również uśmiechnęła się do mnie, zaczęła się czuć swobodniej w moim towarzystwie od czasu mojego załamania. Wydaje mi się, że przestałam być w jej oczach taka straszna. Nie widziałam ich od tamtego wieczora.
- Słuchajcie, to jest Leah. Będzie jedną z moich druhen, i nie martwcie się, przyzwyczaicie się do jej zapachu – powiedziała Rosalie, mrugając do mnie, a ja wywróciłam oczami. Och, biedactwa, muszą znosić mój zapach, czas postawić kawę na ławę:
- Wy też śmierdzicie dla mnie, więc to nie jest tak, że tylko wy tu cierpicie. Przynajmniej jesteście skazani na zapach tylko jednej spośród moich, tymczasem ja muszę sobie poradzić z wonią waszej piątki, zebranej w jednym pomieszczeniu – zripostowałam, wtrącając swoje trzy grosze. Rosalie obdarzyła mnie swoim zadziornym uśmieszkiem.
- Ale ty zawsze masz na sobie też zapach Jacoba, więc to jest tak, jakby woń Bety złączyła się z odorem Alfy, co daje nam wyjątkowo silną mieszankę – odpowiedziała Rosalie, trzymając się za nos z dramatyzmem. Pozostałe wampiry przerzuciły swój wzrok na mnie w oczekiwaniu na odzew. Było oczywiste, że nasze przekomarzanie dostarcza im frajdy.
- Ugryź mnie! - wyszczekałam* w jej kierunku, ale ona tylko zaśmiała się dziko.
- Nie zwykłam konsumować psów – wyrzuciła lekceważąco, no co ja wystawiłam jej język jak dzieciak. Kate i Alice chichotały, a ja na powrót usadowiłam się w fotelu. To było takie normalne i miłe, czułam się jakbym była w domu.
- Jake wrócił, jest teraz w domku – poinformowałam ich tak zachowawczo, jak to było możliwe. Bella wstała i wystrzeliła z pokoju, zanim zdążyłam dokończyć zdanie. Rosalie poruszała znacząco brwiami, patrząc na mnie, dopóki nie rzuciłam w nią poduszką. Alice chwyciła książkę i otworzyła ją, podekscytowana.
- Musimy tylko ustalić szczególiki dotyczące wesela. Teraz, kiedy Jake wrócił, uroczystość może odbyć się wcześniej niż planowaliśmy. - oświadczyła zadowolona Alice, później zaczęła wgryzać się w te detale do omówienia.
Wyłączyłam się, kiedy Alice zaczęła mówić. Byłam już wcześniej na ślubie, więc znałam podstawowy harmonogram takiej imprezy. Miałam problem z moją sukienkę druhny, więc Alice chciała, żebym ją przymierzyła, wtedy ona będzie mogła ją poprawić. Nalegała, abym rozebrała się w pokoju pełnym wampirów i założyła sukienkę, ale ja zdecydowanie odmówiłam. Nie stanę nago przed wampirami! Rosalie widziała już więcej, niżbym chciała, żeby jakikolwiek wampir kiedykolwiek oglądał. Wzięłam sukienkę i poinformowałam ją, że moja mama ją dopasuje. Zrobiła kwaśną minę, ale i tak pozwoliła mi zabrać suknię. Wydaje mi się, że zaczęła mi ufać, co było całkiem miłe. Gadałyśmy jeszcze chwilkę. Pomijając pierwsze wrażenie, dostrzegłam, że Kate jest zabawna.
Była nie aż tak wredną wersją Rosalie, więc świetnie się dogadywałyśmy. Tanya była o wiele bardziej spokojna i przygnębiona. Kate powiedziała mi później na ucho, że Tanya przypominała bardzo Alice, ale bardzo źle przeżyła śmierć Iriny. Carmen była raczej introwertyczką, ale zachowywała się niezwykle uprzejmie. Przypominała mi tym Esme.
Drzwi wejściowe otworzyły się i poczułam zapach Emmetta, Jaspera, Nahuela i Edwarda, wchodzących do domu.
- Uuu, niezły ładunek estrogenów się tu skumulował – powiedział głośno Emmett, potem stanął w salonie. Posłał mi uśmiech, po czym chwycił się za nos. - I przytłaczający zapach mokrego psa.
- Jesteś już martwy, Emmett – warknęłam, wystrzeliwszy z fotela, aby wskoczyć na jego plecy. Wybuchnął śmiechem, niczym się nie przejmując.
Nie miałam za wiele możliwości poza wiszeniem na nim. Jeśli go uderzę, złamię sobie rękę. Głupia, marmurowa skóra. Rozważałam wyłaskotanie go, ale nie byłam pewna, czy wampiry mają łaskotki. Później zastanawiałam się, czy jestem w stanie wkurzyć go na amen, jeśli będę na nim wisiała tyle, ile się da.
- Nie zadziała – wymruczał Edward. Westchnęłam bezradnie. Nieprzemienianie się jest do d....
- Miło cię widzieć, Leah – powiedział Jasper, spoglądając na mnie z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Oddałam uśmiech z tego miejsca, w którym się znajdowałam, czyli z pleców Emmetta. Em próbował mnie sięgnąć i złapać, ale wyślizgiwałam się z jego rąk.
- Nie możesz go wyprowadzić z równowagi, Leah. To niemożliwe, Emmett jest mistrzem – powiedziała sucho Rose, wywracając oczami. Emmett przytaknął, a na jego facjacie zagościł szeroki uśmiech.
Westchnęłam, rozczarowana i ześlizgnęłam się na podłogę, a potem ponownie zasiadłam w swoim fotelu.
- Cześć, Leah – grzecznie odezwał się Nahuel. Zmierzyłam go podejrzliwie, ale uśmiechnęłam się.
- Cześć, Nahuel – odpowiedziałam, starając się być miła. Chciałam go nienawidzić, ale nie mogłam. Jak mogłabym darzyć kogoś taki uczuciem za zakochanie się? Wiedziałam lepiej niż ktokolwiek, że miłość zakrada się do nas niepostrzeżenie.
Nagle zdałam sobie sprawę, że skoro Edward, Bella i Nahuel są tutaj, to znaczy, iż Renesmee z Jacobem zostali razem sami w domku i robią Bóg wie co. Natychmiast poczułam ból żołądka, muszę się stąd wydostać!
- Muszę już iść, wrócę jutro! - powiedziałam, zmuszając się, żeby mój głos brzmiał pogodnie. Alice spojrzała na mnie, marszcząc brwi, ale pomogła mi spakować sukienkę. Rosalie pomachała z troską, a potem Emmett zaczął wtulać się w jej szyję i zachichotała.
- Lepiej zjaw się u nas jutro, Leah, tęsknię za tobą! - zagroziła Alice, odprowadzając mnie do drzwi. Musiałam się zaśmiać.
- Wiesz, dostałam twojego esemesa – odpowiedziałam nieobecnie. Alice położyła ręce na biodra, zmarszczywszy brwi.
- Obiecaj, że przyjdziesz jutro – nalegała, a ja wykręciłam oczami.
- W porządku.
- Obiecaj!
- Obiecuję – odpowiedziałam i spojrzałam na nią – zadowolona?
Alice wyszczerzyła kły w uśmiechu, wyściskała mnie krótko i oddaliła się tanecznym krokiem. Stałam tam zszokowana, że Alice odeszła, przytulając mnie, a ja nie wzdrygnęłam się. Właśnie miałam wychodzić, kiedy zatrzymał mnie głos.
- Leah!
- Tak, Edwardzie? - powiedziałam, odwracając głowę, żeby spojrzeć na niego. Wyciągnął ręce, oferując mi tym gestem, że poniesie moje rzeczy. Przekazałam mu je i odprowadził mnie do Rabbita, cały czas mówiąc.
- Jake wyszedł z domku razem z nami. Powiedział, że musi iść do domu, żeby zobaczyć się z ojcem. Renesmee poszła na polowanie z Garrettem i Esme.
- Dlaczego mi to mówisz? - zapytałam, siląc się na obojętność, gdy Edward wkładał moje torby na tylne siedzenie Rabbit. Spojrzał na mnie.
- Ponieważ chcesz to wiedzieć – powiedział tak, jakbym była dzieckiem. Spojrzałam na niego z wyrzutem. Zawsze traktuje mnie tak protekcjonalnie.
- Żegnaj, Edwardzie – odpowiedziałam powoli, wsiadając do samochodu. Edward zamknął za mną drzwiczki i uśmiechnął się do mnie czarująco.
- Do zobaczenia, Leah – wycedził, kiedy włączyłam silnik i odjechałam.
Ci cholerni, szaleni Cullenowie!

***
- Leah, stój spokojnie, żebym mogła wbić szpilkę w materiał – warknęła na mnie Sue, kiedy klęczała na podłodze. Miałam na sobie sukienkę druhny, przygotowaną na ślub Rosalie, a Sue dopasowywała ją do mnie. Czułam się dziwnie, stojąc w moim skromnym salonie w przepięknej, opływającej sukni, która wyglądała jakby jej miejsce było na wybiegu w Mediolanie. Rosalie zdecydowała się, że przyjęcie będzie utrzymane w stylu greckich bogów, więc wszystkie sukienki miały warstwy spływającej po sobie tkaniny, który sięgał po kostki. Suknie miały stan pod biustem. Emmett był zadowolony, że na ślubie będzie nosił togę. W ostatnim tygodniu zaczął paradować po domu, obwiązany tylko prześcieradłem. Trwało to do czasu, kiedy Jacob i Seth ściągnęli z niego materiał i uciekli, chichotając. Nie zdecydował się już nosić tego stroju w obecności chłopców.
Stąpałam niecierpliwie z nogi na nogę, a Sue strofowała mnie.
- Przepraszam – wydukałam, kręcąc oczami. Jak długo może trwać poprawienie jednej pieprzonej sukienki?
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. W końcu, jakaś przerwa!
- Otworzę – powiedziałam krótko, sunąc wolnym krokiem do drzwi. Naprawdę muszę rozchodzić te buty, w innym wypadku moje stopy zostaną zrujnowane. Przeklinałam fakt, że Alice nalegała, abyśmy nosiły śmieszne, wysokie obcasy. Kiedy otworzyłam drzwi, ujrzałam Sama, stojącego na mojej werandzie z Jaredem u boku. Jego twarz zmieniła momentalnie wyraz. Był zaskoczony moim strojem. Jared też gapił się na mnie, jakby wyrosła mi co najmniej jeszcze jedna głowa.
- Leah, wyglądasz świetnie – wymruczał delikatnie Sam, nadal wyglądał na zszokowanego.
- Dzięki za to, że wyglądasz na zaskoczonego – wycedziłam, a potem skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. - Czego chcesz?
- Nasz patrol wyczuł inny zapach wampirów na naszym terenie – Sam powiedział, pytająco wznosząc brwi.
- Przybyli na ślub Rosalie i Emmetta. To klan wampirów z Denali. Ci, którzy przyjaźnią się z Cullenami – poinformowałam go, żeby uspokoił swoje lęki, dotyczące zbliżającego się ataku na La Push. Sam i Jared znacząco wymienili spojrzenia.
- Kiedy jest ślub? - zapytał. Pociągnęłam moją sukienkę druhny, czując się niekomfortowo.
- W przyszłym tygodniu. Wampirzy goście powinni wrócić do domu krótko po uroczystości – powiedziałam. Sam nagle załapał, dlaczego jestem ubrana w taką strojną sukienkę. Miała wypisany na sobie styl Alice Cullen.
- Jesteś druhną? - zapytał, wykręcając swój nos z obrzydzeniem. Wpatrywałam się w niego. Byłam świadkiem na ślubie Sama i Emily, pomimo że to wydarzenie rozrywało mnie na kawałki, a on próbował sprawić, żebym czuła się źle za bycie na ślubie, na którym nie będę nienawidziła panny i pana młodych? Co to, to nie.
- Tak, chcę być na ich ślubie – powiedziałam, akcentując wyraźnie. Jeśli on zamierza być wobec mnie nieuprzejmy, ja odpłacę mu tym samym. Tak jest sprawiedliwie, pomyślałam. Sam
wzdrygnął się, jakby myślał, że go uderzę. Moje słowa musiały go dotknąć, wiedziałam, że dotkną.
- Ty i to twoje stadko, kochające pijawki. Upewnijcie się, że żaden z tych krwiopijców nikogo nie skrzywdzi, bo jeśli coś się stanie, wy będziecie odpowiedzialni za ich wyczyny – Sam zagroził mi ponuro. Zacisnęłam pięści, ręce miałam ułożone wzdłuż ciała. Zaczęłam się trząść w szale, jaki mnie ogarnął. Znajome mrowienie, poinformowało mnie, że zbliża się moment przemiany. Zarówno Sam, jak i Jared czekali w napięciu na moją reakcję. Wzięłam głęboki wdech, żeby się uspokoić. Sam nie był tego wart, nie był wart tego, żebym zniszczyła wysiłek włożony w mój eksperyment.
- Nie zniszczę tak ładnej sukienki przez ciebie i twoją paczkę. Dostałeś informacje, jakie chciałeś – powiedziałam chłodno, a później wskazałam na drogę i wyrzuciłam: - A teraz wypierdalaj z mojej werandy!
Nie czekałam na ich ripostę. Weszłam z powrotem do domu i zamknęłam im drzwi przed nosem. Pomaszerowałam do salonu, gdzie czekała na mnie Sue. Z zewnątrz było słychać krzyki, a potem warczenie. Cholera, ktoś się przemienił. Biegłam właśnie do drzwi wejściowych, kiedy Seth wleciał do środka. Chwyciłam go za ramię.
- Seth, co tam się dzieje?
- Wracaliśmy właśnie do domu i wtedy Jacob usłyszał, jak Sam ci grozi. Kiedy weszłaś z powrotem do środka, Jacob i Sam wszczęli bójkę. Drażnili się nawzajem, aż doszło do tego, że obaj przemienili się i zaczęli walczyć ze sobą. - wyjaśniał w pośpiechu Seth. Pokręciłam stanowczo głową.
- Nie, nie mogli! Nie z mojego powodu!
Pchnęłam Setha, żeby go ominąć i zaczęłam biec w kierunku lasu, uniósłszy poły sukni w górę. Słyszałam, że Seth woła za mną, a później klnie. Nie przemieniałam się już bardzo długo, ale nadal miałam podwyższoną wrażliwość na zapachy. Nie mogli odejść daleko. Dochodziły do mnie odgłosy warczenia obu osobników i kiedy dotarłam na miejsce, zobaczyłam dwa olbrzymie wilki. Jeden był rdzawo umaszczony, drugi czarny. Jacob załapał Sama za kark i rzucił go w krzaki. Następnie skradał się w jego kierunku, aby ponownie zaatakować. Wbiegłam przed niego, blokując mu drogę do Sama.
- Jacob, przestań! To jest głu... - moje słowa przekształciły się w krzyk, kiedy poczułam, że jakieś łapy podrapały moje plecy.
To był Sam. Wyskoczył z krzaków z przygotowanymi do ataku łapami. Musiał nie zauważyć, że stoję przed Jacobem. Kiedy upadałam pod naciskiem uderzenia, Jacob przemienił się i złapał mnie w swoje ramiona. Jego twarz wyrażała oszołomienie. Ból był nie do zniesienia. Jęknęłam, gdy Jacob położył rękę na dolnej części moich pleców, żeby nie dotknąć ran. Nie mogłam nawet sama stać. Ból spowodował, że kolana stał się słabe.
- Leah, nie zauważyłem cię, najmocniej przepraszam – usłyszałam, jak Sam woła za mną. Ponownie jęknęłam. Ściskałam Jacoba za szyję w nadziei, że ból mi minie.
- To jej wina, że weszła w drogę. I tak się wyleczy w kilka minut – usłyszałam uszczypliwy komentarz Paula. Seth warknął na niego.
- Jake, nie przemieniałam się od miesięcy, od baby shower – wyszeptałam do niego, ale wystarczająco głośno, że inni mogli usłyszeć. Moje słowa wywołały głuchą ciszę. Wiedzieli, co to znaczy. Gdy zmieniamy się regularnie i często, mamy stałą zdolność regeneracji, ale jeśli nie przemieniałam się przez długi czas moja moc leczenia się osłabła. Być może nawet jej nie ma, nie byłam pewna. Jacob otrząsnął się pierwszy.
- Idę po Carlisle'a! Seth, Quil i Embry, weźcie Leę do domu. Wrócę z Carlislem tak szybko, jak to jest możliwe – zakomenderował Jacob. Próbował powiedzieć to silnym, zdecydowanym tonem, ale mogłam usłyszeć w nim drżenie. Jacob wypuścił mnie ze swoich objęć, a następną rzeczą, którą pamiętam, było usytuowanie mnie na plecach Embriego, który wciąż był wilkiem. Położyłam się na nim i chwyciłam za futrzaną szyję, oparłam głowę o jego ciało. Nie czułam się dobrze. Byłam bardzo słaba, ledwo mogłam utrzymać otwarte oczy.
- Trzymaj się mocno, Lee – Jake wyszeptał nade mną i poczułam, że jego usta lekko dotykają czubka mojej głowy. - Kocham cię.
- Ja też – wybełkotałam.
- Lee-Lee – usłyszałam szept Sama. Musiał być poruszony, żeby przyjść do mnie, ponieważ słyszałam liczne warknięcia, dobiegające od moich braci.
- Nie waż się podejść do mojej siostry, Sam – powiedział Seth. Nigdy nie słyszałam, żeby mówił takim tonem do kogokolwiek. Następne słowa zaadresował do Embriego: - Zanieś ją do domu, Embry! Teraz.
Trzymałam się Embriego, gdy ten przedzierał się przez las w podskokach. Na szczęście Jacob i Sam nie walczyli daleko, tylko kilkaset metrów od domu. Embry nie martwił się w ogóle o przemianę. Wybiegł prosto na ulicę i wskoczył do mojego domu. Zastanawiałam się przez chwilę, co pomyślą nasi sąsiedzi, jeśli zauważą mnie na barkach ogromnego wilka. Ta myśl prawie mnie rozbawiła. Sue krzyknęła zszokowana, a kiedy mnie zobaczyła jej twarz zrobiła się całkiem biała.
Quil wbiegł do domu, żeby mi pomóc. Nie dbał nawet o to, żeby się zatrzymać i ubrać. Seth stał zaraz za nim. Obaj podnieśli mnie delikatnie z pleców Embriego i położyli na podłodze, twarzą do ziemi. Poczułam, że ktoś mnie unosi i wkłada mi poduszkę pod głowę i brzuch, jęknęłam. Obróciłam głowę na bok i zobaczyłam moich trzech braci ze stada, którzy wpatrywali się we mnie, zmartwieni. Nie mogłam się powstrzymać, więc zachichotałam z powodu ich widoku bez ubrań.
- Hej, wiecie, że jesteście nadzy? - powiedziałam do nich i w tej chwili wszyscy się zarumienili i uciekli do pokoju Setha. Sue weszła w pole mojego widzenia i klęknęła przy mojej głowie. Jej dłoń czule przeczesała moje włosy.
- Alice wścieknie się z powodu sukienki – zażartowała do Sue, uśmiechając się do mnie delikatnie, a później podniosła wzrok.
- Seth, co się stało? - wykłapała. Seth musiał już wrócić do pokoju. Czułam się okropnie, że przez swoją głupotę sprowadziłam na Setha kłopoty.
- Sam ją zaatakował – Seth powiedział doniośle, a ja skrzywiłam się w bólu. Nie mogłam znieść, że mój mały braciszek mówi w ten sposób. Jakby kogoś nienawidził. Seth taki nie był. Mój mały braciszek Seth kochał każdego.
- To był wypadek – wymruczałam. Wiedziałam, że Sam nigdy nie skrzywdziłby mnie naumyślnie.
- Dlaczego ona się nie leczy? - Sue zapytała mojego brata, ignorując mnie. Seth westchnął.
- Mamo, ona się przestała się przemieniać.
- Leah – Sue spojrzała na mnie, mrużąc oczy z dezaprobatą.
- Chciałam mieć znowu długie włosy. Chciałam wyglądać jak dziewczyna na ślubie – powiedziałam ze łzami w oczach. Wiedziałam, że to brzmiało próżnie. Nikt nie mógł zrozumieć, jak bardzo chciałam być Leą sprzed metamorfozy.
- Och, kochanie – wyszeptała ciepło, trzymając czule moją twarz. Zamknęłam oczy.
Usłyszałam, że drzwi gwałtownie się otworzyły. To brzmiało jak wejście Jacoba. Sue odeszła, a jej miejsce przy mnie zajął Jacob. Czułam, że jego ciepła ręka pewnie chwyta moją. Pocałował mnie w głowę.
- Lee, słyszysz mnie? – zapytał zmartwionym głosem. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego napiętą twarz. Wyglądał okropnie.
- Głośno i wyraźnie, nieczujący strachu przywódco – zawiwatowałam cicho. Usłyszałam, że gdzieś z tyłu za mną chichocze Embry.
- Przynajmniej nie straciła poczucia humoru – komentował słodki głos, śmiejąc się. Spróbowałam się obrócić.
- Nessie? - zawołałam, rozglądając się dookoła. Wtedy Renesmee pokazała się zza Jacoba, żebym mogła ją zobaczyć. Miała czoło zmarszczone ze zmartwienia. Dziwnie było oglądać ją nie w idealnym ładzie.
- Cześć, Leah. Rosalie i Alice chciały przyjść, ale Carlisle powiedział, że moja obecność tu, to już wystarczająca ilość. Nie chciał, żeby za wiele z nas się tu pojawiało. I tak łamiemy właśnie pakt – wyjaśniła Renesmee. Starałam się do niej uśmiechnąć.
- Okej, musicie już wyjść. Będę musiał ją rozebrać i założyć parę szwów. - Gładki głos Carlisle’a dobiegł z jakiegoś punktu pokoju. Słyszałam też dźwięk płynącej wody.
Jacob niechętnie wypuścił moją rękę. Zastąpiła ją zimna dłoń Renesmee, drugą, przyjemnie chłodną przystawiła do mojego czoła. Czułam, jak Sue i Renesmee zdejmują pozostałości po sukni, ale nie mogłam zrobić nic poza leżeniem. Dłoń Renesmee na powrót chwyciła moją, podczas gdy Carlisle instruował Sue, jak ma oczyścić rany z krwi. Słyszałam, że Sue łka i nagle poczułam się winna za to, że sprawiam jej tyle przykrości. Nie chciałam, żeby to się stało. Następnie zaczęło mnie wszystko szczypać, kiedy Sue przemywała skaleczone miejsca wodą. Zasyczałam, ale nie pozwoliłam sobie na nic więcej, tylko ścisnęłam mocniej rękę Renesmee. Poczułam kilka ukuć na moich plecach, jak przypuszczałam, Carlisle podawał mi morfinę.
- Okej, Leah, to może trochę zaboleć, ale gdy tylko zaszyję te szramy, wszystko będzie się szybciej goić. Podałem ci morfinę, ale mimo to możesz poczuć ból – Carlisle wyszeptał łagodnie do mojego ucha. Schowałam twarz w poduszkę, przygotowując się na najgorsze.
- Śmiało Doktorku, tylko nie wyssij ze mnie krwi – odparowałam, wydając z siebie słaby chichot. Słyszałam, że Renesmee się śmieje.
Czułam zimne dłonie Carlisle'a na moich plecach i wtedy rozpoczął się ból. Nie wiem, kiedy zaczęłam krzyczeć albo kiedy zemdlałam, ale nie sądzę, żeby to stało się później, niż po tym, jak Carlisle założył mi trzeci lub czwarty szew.

***

Obudziłam się jakiś czas później i zobaczyłam, że Renesmee nadal siedzi prze moim boku i trzyma mnie za rękę. Nadal leżałam w salonie na podłodze, przykryta kocem. Plecy mnie bolały, ale musiałam być na tabletkach przeciwbólowych, ponieważ ból objawiał się tępym rwaniem i czułam się lekko skołowana.
- Nie śpisz – powiedziała z uśmiechem, a ja wywróciłam oczami.
- To chyba oczywiste – odrzekłam sucho. – Jak długo spałam?
- Przespałaś noc, teraz jest ranek – poinformowała mnie poważnym tonem Renesmee. Jake śpi właśnie w twoim pokoju, był tutaj przez cały czas.
Spróbowałam zmienić pozycję, żeby położyć się na boku, ale szwy napięły się, kiedy zrobiłam ruch, więc poddałam się. Renesmee trzymała kubek ze słomką przy moich ustach, a ja piłam łapczywie. Woda była taka dobra. Renesmee odgarnęła delikatnie włosy z mojej twarzy.
- Nigdy nie widziałam Jacoba tak zmartwionego, jak wtedy, gdy przyszedł poinformować nas, że jesteś ranna. Ojciec powiedział, że jego myśli były szalone i rozbiegane. Myślał, że cię straci – powiedziała łagodnie Renesmee. Jej twarz wyrażała zakłopotanie. Uśmiechnęłam się, a po chwili warknęłam, ponieważ znów napięłam szwy.
- Nawet jeśliby mnie stracił, nic by mu się nie stało. Przecież ma ciebie – odpowiedziałam lekceważąco. Renesmee zacisnęła usta. Było jasne, że chciała mi coś powiedzieć. Nie spuszczałam z niej wzroku. Wiedziałam, że to zły znak.
- Zaraz po ślubie Rose wyjeżdżam z Nahuelem do Ameryki Południowej na sześć miesięcy, żeby odwiedzić jego ciocię, spotkać jego siostry i ojca – odrzekła. Musiałam złapać powietrze.
- Nie, nie możesz. Nie możesz opuścić Jacoba na tak długo! - powiedziałam desperacko. Renesmee uśmiechnęła się do mnie, jakbym była dzieckiem w napadzie złości. Czy nie zdawała sobie sprawy z tego, że jestem śmiertelnie poważna? Czy nie była świadoma, że Nahuel chce, aby poznała jego rodzinę, bo jej pragnie? Nie mogę pozwolić, żeby to się stało. Nie pozwolę Nahuelowi odebrać Renesmee Jake’owi.
- Jacobowi nic nie będzie, ma ciebie i ty go uszczęśliwiasz.
- Nie, ty sprawiasz, że jest szczęśliwy, Renesmee, nie możesz go tak zostawić – zripostowałam stanowczo. Renesmee unikała kontaktu wzrokowego. Chwyciłam ją za ramię tak mocno, jak mogłam.
- Nie waż się go zostawić, Renesmee, albo będę na ciebie polowała i przytargam cię z powrotem – zagroziłam jej surowo. Spojrzała na mnie ze smutkiem. Musiała zdawać sobie sprawę, że zrobię to, co powiedziałam, ponieważ przytaknęła, a potem wstała i wyszła z pokoju.
Musiała wpaść po drodze na Sue, bo zaraz mama przybiegła i pocałowała mnie w policzek.
- Kochanie, tak się cieszę, że już się obudziłaś. Chcesz może tabletkę przeciwbólową? – zapytała, trzymając buteleczkę. Uśmiechnęłam się lekko. Czy potrzebowałam kiedykolwiek? Rozległo się pukanie do drzwi, w ułamku sekundy zobaczyłam Jacoba zbiegającego z góry. Wyszedł na zewnątrz. Potem rozpoczęła się kłótnia, a ja zrozumiałam, co za ogień wygnał tyłek Jacoba w takim tempie.
- Wynoś się stąd! - Głos Jacoba brzmiał doniośle i wyraźnie.
Seth zszedł na dół, pocierając oczy ze zmęczenia. Kiedy mnie zobaczył, podbiegł do mojego boku. Wielki uśmiech wykwitł na jego twarzy, właśnie gdy Sam odpowiedział Jacobowi:
- Chcę się z nią zobaczyć.
- Nie masz prawa – Jacob wysyczał przepełnionym nienawiścią tonem. Seth przytakiwał, zgadzając się tym samym z Jacobem.
- Owszem, mam. Nadal ją kocham - odpowiedział głośno Sam. Seth zacisnął pięści i zaczął się trząść. Położyłam rękę na jego przedramieniu, starając się go uspokoić. Mój braciszek, przemieniający się w salonie, to nie jest nam teraz potrzebne.
- Kochałeś ją, ale złamałeś jej serce, a teraz ją raniłeś, to samo zrobiłeś Emily. - wyrzucił mu Jacob. Sam warknął z powodu tego okrutnego szyderstwa. Nigdy nie słyszałam, żeby Jake mówił do kogoś tak, jak do Sama. I nikt już nie wypominał Samowi tego, co zrobił Emily. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że czuje się za to winny.
- Wkraczasz na niebezpieczne terytorium, Jacobie Black – wysyczał Sam. Można było usłyszeć szamotaninę i zadawane ciosy.
- Boże, oni są gorsi niż dzieci – wyjęczałam i chwyciłam Setha za ramię. - Pomóż mi wstać.
Widziałam, że chce zaprotestować, ale kiedy prześwietliłam go wzrokiem, głęboko westchnął i pomógł mi stanąć na nogach. Na zewnątrz, Jacob i Sam wymieniali coraz gorszą wiązankę słów i kilka uderzeń. Seth pomógł mi podejść do frontowych drzwi, uchylił je powoli i ukazała nam się parka samców, przebijających się nawzajem wzrokiem.
- Witajcie, chłopcy – odezwałam się z sarkazmem, mając nadzieję, że zrozumieją przesłanie, iż obaj wyszli teraz na idiotów.
- Leah, powinnaś teraz odpoczywać – powiedzieli w tym samym czasie, a potem odwrócili się i znów gapili się na siebie. Wywróciłam oczami z powodu tej ich opiekuńczości.
- Chciałeś się ze mną zobaczyć, Sam – odrzekłam, spoglądając na niego z uniesionymi brwiami. Zerknął krótko na Jacoba. Wiedziałam, że Sam chce ze mną porozmawiać na osobności, ale niekoniecznie chciałam mu wyrządzać jakąś przysługę.
- Chciałem powiedzieć, jak bardzo jest mi przykro. - Jego głos był teraz łagodny i równocześnie przepełniony bólem. Mogłam prawie poczuć, emanującą z niego winę.
- W porządku Sam, naprawdę. To moja wina – powiedziałam, wzruszając ramionami. Skrzywiłam się z bólu, kiedy naciągnęłam szew. Sam ukląkł przede mną. Jego oczy zaszkliły się. Nie przypuszczałam, że zranienie mnie tak na niego wpłynie. Zawsze myślałam, że nic dla niego nie znaczę.
- Kiedy zobaczyłem, co ci zrobiłem, znowu poczułem się tak, jak wtedy z Emily, najmocniej cię przepraszam Lee-Lee. - I wtedy, przed moimi oczami, zobaczyłam Sama Uleya, który płacze jak dziecko. Wyciągnęłam rękę ku niemu i dotknęłam delikatnie czubek jego głowy. Tak mi go było żal. Nigdy, przez cały czas, gdy chodziliśmy ze sobą, nie widziałam Sama płaczącego. Dziwnie było oglądać, że płacze ktoś, kto był silny i dominujący jak Sam. Nie kochałam już Sama, upewniłam się, że nie zasługuje na moje uczucie i sympatię, ale nie mogłam oskarżać go za coś, czemu też byłam winna.
- Samie Uley, przestań – wyszeptałam. Mój głos łamał się pod wpływem łez. Spojrzał na mnie. - Nic mi nie jest, wszystko w porządku. Jestem kobietą, której nie możesz już bardziej skrzywdzić.
Wiele podtekstów kryło się za tymi słowami. Wyglądał, jakby zrozumiał, co miałam na myśli. Starł słone łzy ze swoich policzków. Seth i Jacob warknęli, gdy Sam wstał i pocałował mnie w czoło, ale pokazałam im gestem, żeby dali spokój.
- Będę cię odwiedzał, Lee-Lee – wyszeptał. Jacob i Seth zaszydzili.
- Po moim trupie – wymruczał Seth. Sam zbierał się do odejścia.
Kiedy już poszedł, Seth i Jacob pomogli mi wejść do środka. Odmówiłam powtórnego położenia się. Brzuch mnie bolał, kiedy nieustannie na nim leżałam. Byłam bardzo zmęczona, ale nie chciałam spać znowu na podłodze.
- Powinnaś wypoczywać, Leah. Czy mam cię przełożyć przez kolano i dać ci klapsa? - Jacob powiedział z udawaną powagą. Klepnęłam się z troską w policzek.
- To nie jest kara, jeśli mi się będzie podobało, prawda? - odpowiedziałam, drażniąc się z nim. Leki rozwiązywały mi usta bardziej, niż zazwyczaj. Buzia Jacoba otworzyła się w nieme „o”, a potem zaczął się śmiać.
- Ohyda! Przestańcie! - powiedział Seth, zatykając uszy. Następnie rozsiadł się na kanapie i włączył telewizor. Jacob poszedł do kuchni i przyniósł mi wodę, mimo że nie prosiłam o nią, ale wypiłam, bo byłam spragniona.
- Więc, jak długo zajmie u mnie proces leczenia? - zapytałam z ciekawości, zastanawiając się, jak bardzo wpłynęło na mnie nieprzemienienia się od miesięcy.
- Carlisle powiedział, że nadal masz zdolności regeneracji, ale zajmie to dłużej niż zazwyczaj. Powinno być po wszystkim za kilka dni. - poinformował mnie Seth, nie odrywając oczu od telewizora. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że w rogu pokoju leży moja sukienka druhny, rozdarta i zakrwawiona.
- Czy Rosalie jest wkurzona za sukienkę? - spytałam ze smutkiem. Jacob potrząsnął przecząco głową.
- Nessie mówiła, że Alice powiedziała jej, iż zamówiła dodatkową suknię na wszelki wypadek.
- Alice Cullen jest... - Nie wiedziałam, jak ubrać to w słowa. Wspaniała, genialna, cudowna, inteligentna, była ponad tym wszystkim.
- Tak, wiem – Jacob przyznał mi rację. Usiadł na kanapie i pociągnął mnie, żebym usiadła bokiem na jego kolanach. Czułam się dziwnie wygodnie i nie naciągnęłam sobie szwów. Z łatwością mogłam oprzeć głowę o jego ramię, co zrobiłam, westchnąwszy z zadowoleniem.
- Nigdy więcej nie waż się mnie tak straszyć – wyszeptał Jacob prosto do mojego ucha. Seth nie mógł tego słyszeć. Wtuliłam głowę w jego ramię, mając nadzieję, że może usłyszeć w moich myślach „ Będę się starać”, bo byłam zbyt zmęczona, by mówić. Krótko po tym zasnęłam.
____
* w oryginale: spat at her - dosł.:"wyplułam" jej; wyrzuciłam ostro, z jadem; wyszczekać ładnie wkomponowuje się w kontekst.


Pobiłam chyba swój rekord w szybkości tłumaczenia. :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 12:00, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 23:29, 11 Lip 2009 Powrót do góry

Zachęcam do dalszego pobijania rekordów w szybkości tłumaczenia ^^
Bardzo mi się ten rozdział. Leah zaczyna się już czuć swobodnie u Cullenów co mnie cieszy bo wtedy jest śmiesznie ^^ A cała sytuacja z Samem była cóż niespodziewana i bardzo trzymająca w napięciu. Zaskoczył mnie płaczący Sam, tak samo jego wyznanie "nadal ją kocham". Cóż to ff na każdym kroku zaprzecza wpojeniu. Bardzo mi się to podoba. Jedna rzecz mnie tylko denerwuję w Leah, zastanawiam się jak to jest możliwe, ze wszyscy wiedzą i akceptują walkę Jacoba z wpojeniem poza nią. Rozumiem, że się boi, ale cóż trochę mnie to irytuję.
Tłumaczenie jak zwykle świetne, tylko dwie rzeczy mi trochę nie pasują:

Cytat:
esemesa


Ja jestem zwolenniczką skrótu, sms o wiele lepiej dla mnie wygląda. Ale nie chce Ci narzucać, w końcu Ty tłumaczysz Wink

Cytat:
Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego napiętą facjatę


Ta facjata to może nie do końca pasuję. Sądzę, że starałaś się uniknąć powtorzenia, ale ja czasem sądzę, że wstawianie synonimów jest gorsze.

Oczywiście wszystko co napisałaś było poprawne i nie chodzi o to, że szukam błędów na siłę, tylko te dwa zwroty po prostu trochę mnie raziły w oczy, dlatego napisałam :)
Ach i jeszcze muszę napisać, że majaczenie Leah przez zakładaniem szwów było cudne ^^
Czekam z wielką niecierpliwością na kolejne rozdziały bo z każdą kolejną częścią coraz bardziej mi się podoba.
Pozdrawiam ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 1:07, 12 Lip 2009 Powrót do góry

Niobe, na Ciebie zawsze mogę liczyć :*
Cieszę się, że się podobało. Co do bicia rekordów, to może, może... bo następny rozdział jest krótszy. ^^
Odnośnie uwag:

sms- esmes: obie wersje poprawne, wybrałam swoją. Mam wrażenie, że skrócona jest bardziej kolokwialna, nadaję się do używania w, nomen omen, esmesach :D, czy w czacie, ale do opowiadania bardziej pasowała mi dłuższa forma.

facjata: masz rację kochana; chciałam ustrzec się przed powtórzeniami :(
już i tak muszę się borykać z ciągłym wywracaniem oczami i z uśmiechami, buzia zdaje się, że mi tam nie pasowała, twarz zapewne "była" gdzieś w pobliżu i padło na nieszczęsną facjatę, tylko się śmiać z mojej pantałykowatości! Twisted Evil
Poprawię jutro na twarz!!! :D

Masz rację jeszcze w jednej sprawie: co do Leah i jej braku wiary w Jacoba i zwalczenie wpojenia.
Wynika to z dwóch przyczynków, w mym skromnym mniemaniu:
Po pierwsze wpojenie to wpojenie: magia, czary itd., no i nie zapomnijmy, że wpojenie odebrało jej faceta i złamało serce
A po drugie, nawiązując do pierwszego (ha, ha) dziewczyna boi się, że znów się rozczaruje i zawiedze w miłości.
Musimy jej odpuścić w tej jednej kwestii, niech Jacob weźmie sprawy w swoje ręce! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asha
Wilkołak



Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A gdzie Seth? ^^

PostWysłany: Nie 9:29, 12 Lip 2009 Powrót do góry

Ahh bardzo dziękuję za dedykacje :D
Oczywiście, że zostanę i będę czytać
w tym opowiadaniu jest coś takiego... przyciągającego
oderwać się nie można Wink
Czyli wszystko pozytywnie :)
Masz moją dozgonną wdzięczność, że podjęłaś się tłumaczenia Wink
buziaki ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 16:35, 12 Lip 2009 Powrót do góry

W tym rozdziale wiele się dzieje. Aż trudno było mi w pierwszej chwili zebrać myśli, bo przecież mamy sytuację z Lee, ale też powrót Jacoba, wyjazd Nessie i rozmowę z Samem. Wszystko jakoś tak układa się w całość - logiczny ciąg przyczynowo - skutkowy. Najbardziej ujęło mnie to, że Sam Uley płakał, a także zachowanie Setha - łącznie z tym, że Leah zwróciła uwagę na zmianę w podejściu swojego brata i zmartwiła się tym. W tym opowiadaniu ta zimna, wredna suka nabiera ludzkich emocji, tak potrzebnych, żeby móc się w tekst wczuć.

Walka z wpojeniem wydaje mi się całkiem logiczna i instynktowna. Kto chciałby, żeby mu coś narzucać? A i relacje alfy i bety w stadzie wilków są zawsze istotne dla całej sfory, więc nawet pod tym kątem wszystko pasuje.

Najwięcej jednak w tym ff-ie zyskuje Rose. Która nadal umie być złośliwa, wredna i 'szucza', ale jednocześnie pokazuje swoją drugą twarz. Tę, której zabrakło mi w sadze, chociaż w domyśle istniała. Tu jest przedstawiona ze wszystkimi szczegółami - chwała autorce.

Co do samego rozdziału - trochę zgrzytał, ale mam wrażenie, że jak przeczytasz go sobie za kilka dni, to sama poradzisz sobie z poprawkami. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 18:48, 12 Lip 2009 Powrót do góry

Dziękuję za opinie.
Angels, ja się po prostu śpieszyłam, żeby dodać przed północą Wink
Pewnie jeszcze raz przeczytam, ale już raczej nie dzisiaj. Zmobilizowałam się, by przetłumaczyć kolejną część w jeden dzień Wink
Poza tym madam będzie jeszcze dopieszczać moje gryzmoły Wink
To dla Was, niobe i Angels, dzięki Wam mogę przetrwać posuchę, jaka panuje na forum podczas wakacji.
Poczujcie moje poświęcenie i dobroć. :)
Enjoy.

Betowała i dopieszczała tak, jak obiecałam: urocza madam butterfly, zwana motylkiem :*

_____

Rozdział 8. Dla Jacoba

Plecy wygoiły się w ciągu pięciu. Jacob i Seth wiernie czuwali u mojego boku. To było jak posiadanie dwóch wkurzających, ale milutkich psów stróżujących. Byłam wdzięczna, że dotrzymywali mi towarzystwa. Świadomość, że byli przy mnie, sprawiała, że czułam się lepiej.
Sue przychodziła przez trzy dni. Była uparta i kazała mi zostać w łóżku. Po trzech dniach przekonała się, że wszystko dobrze się goi, więc powiedziałam jej, żeby wracała już do Charliego. Charlie przychodził do mnie w odwiedziny codziennie. Przyniósł ze sobą stare gry planszowe Belli i graliśmy w nie wspólnie. Charlie Swan był nieśmiały i niezdarny, ale miał wspaniałe serce. Nie mogłam nic na to poradzić, po prostu go podziwiałam. Powiedzieliśmy mu, że zostałam poturbowana przez wilka, co zresztą wcale nie mijało się z prawdą. Chciał urządzić wspólne polowanie, żeby zgładzić tego wilka, ale przekonaliśmy go, że to zły pomysł. Charlie martwił się o mnie, co sprawiło, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Byłam zadowolona, że mama znalazła kogoś tak cudownego jak on.
Sam nie przyszedł już mnie odwiedzić. Myślę, że wiedział, iż Jake i Seth zabiliby go, gdyby się pojawił. Wpadły za to Emily i Rachel. Przyniosły ciasto czekoladowe. Udało mi się zjeść dwa kawałki, zanim Seth i Jacob pochłonęli resztę. Jednej nocy zakradły się nawet Alice i Rosalie, mimo że La Push było terenem zakazanym dla wampirów. Chciały przekazać mi nowinki dotyczące ślubu i oczywiście chciały się przekonać, jak zdrowieję. Zostały, dopóki Jared nie pojawił się na werandzie i dobijał się do drzwi, domagając się informacji, jak to możliwe, że zapach krwiopijców roznosi się dookoła naszego domu. Uroczystość miała odbyć się za tydzień. Alice poprawiła w końcu moją sukienkę i wszystko wróciło do normalności.
Ślub był rewelacyjny. Alice przeszła samą siebie. Uroczystość została zorganizowana na zewnątrz. Z racji tego, że wszyscy zgromadzeni goście byli wampirami lub zmiennokształtnymi, nie miało znaczenia to, że połowa wesela i gości lśni w słońcu. Czerwony dywan prowadził do ołtarza, gdzie stał Carlisle. W swojej białej todze wyglądał jak grecki bóg. Miał wszelkie potrzebne kwalifikacje, by celebrować na ślubie. Można je zrobić online, a Carlisle nie pierwszy raz był celebrantem na ślubach zawartych pomiędzy jego „dziećmi”. Emmett stał przy końcu dywanu, czekając na pannę młodą. Złote liście przebijały się przez jego ciemne loki. Miał na sobie togę, którą tak pokochał. Za nim stał Jasper, potem Edward, następnie Jacob, a na końcu Nahuel. Wszyscy ubrani w te same togi i ze złotymi laurami we włosach. Wyglądali, jakby przybyli na konwent bogów, po prostu idealnie. Esme sprawiało radość granie roli mamy panny młodej. Z gracją pełniła funkcję gospodyni, podczas gdy wszyscy siedzieli. Wszystkie druhny stały zdenerwowane w domu, czekając na swoją kolej. Mimo, że robiły to już wiele razy, nadal zdawały się być zestresowane. Wydawało mi się to całkiem zabawne. Alice wyglądała świetnie. Jej krótkie włosy były spięte na boku złotym kwiatem. Liliowa suknia, taka jaką nosiły wszystkie druhny, była do niej idealnie dopasowana. Przewiązana w pasie złotym sznurkiem, ze stanem pod biustem. Od pasa puszczona luźno, aż do samej ziemi. Alice skakała wokół Rosalie, żeby upewnić się, że ta wygląda idealnie. Długie włosy Belli zostały zebrane na bok w kucyk, spływający po jej ramionach. We włosy, jak Alice, miała wpięty złoty kwiat. Alice była podekscytowana moim włosami, ponieważ jako jedyne mogły być prawdziwie wystylizowane. Wampirzych włosów nie można było stylizować, ponieważ zostawały na zawsze takie, jak przed przemianą. Nie rosły i nie można było ich zmieniać, zakręcić czy wyprostować.
Po raz pierwszy skręciła moje włosy i zebrała je w górę, zostawiając wypuszczone pasma loczków. We włosy wkomponowała rozrzucone wszędzie złote kwiatki. Czułam się jak księżniczka. Rosalie wyglądała zjawiskowo, jak bogini. Alice zebrała jej loki do tyłu i wpięła złociste kwiaty z tyłu głowy. Suknia panny młodej była biała i pokrywały ją iskrzące brylanty*. Wokół pasa miała przewiązane złote sznurki. Szyfonowy materiał był przymocowany do ramienia i spływał, sięgając dołu pleców. Włączono muzykę, Alice zachichotała z podekscytowania.
- Okej, dziewczyny to sygnał dla mnie, powodzenia – Alice powiedziała do nas wszystkich, mrugając, zanim odwróciła się i spokojnie rozpoczęła marsz po dywanie.
- Przypomina mi się mój ślub – wystrzeliła rozmarzona Bella. Odwróciłam się do Renesmee, która kręciła właśnie oczami i imitowała gęsie ruchy. Uśmiechnęłam się.
Bella oddała się swoim marzeniom tak, że nie zauważyła, iż puszczono już jej podkład muzyczny. Pokazała nam kciuki do góry i odpłynęła elegancko w stronę ołtarza.
- Leah, wiem, że robiłam to już milion razy, ale nadal jestem zdenerwowana. - Rosalie pojawiła się przy moim boku, ściskając ręce. Nigdy nie widziałam jej tak zaniepokojonej.
- Wszystko będzie dobrze, Rose. Oddychaj głęboko – dodawałam jej otuchy. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i wypchnęła mnie, abym rozpoczęła swoją drogę po dywanie.
- Teraz twoja kolej! Pokaż im na co cię stać – powiedziała na odchodnym Rose, mrugając. Spojrzałam na nią z uśmiechem, zanim się obróciłam. Rozglądałam się tylko za Jacobem, który stał pomiędzy Edwardem i Nahuelem na końcu dywanu. Uśmiechał się do mnie, nie spuszczał oczu z mojej twarzy.
Szłam do przodu w takt muzyki, usłyszałam pomruki uznania. Zlokalizowałam Setha. Siedział z Quilem i Embry'm, pokazali mi uniesione do góry kciuki, na co spłonęłam rumieńcem. W końcu dotarłam do końca dywanu i zajęłam swoje miejsce obok Belli. Głęboko westchnęłam z ulgą. Renesmee rozpoczęła swoją wędrówkę do ołtarza, a ja spojrzałam na Jacoba. Patrzył na mnie. Nigdy nie odwrócił ode mnie wzroku, nawet gdy Renesmee stała już koło mnie, jego spojrzenie nie powędrowało w jej stronę. Później nastąpiło wielkie wejście Rosalie. Kiedy szła, wszystkie oczy zwróciły się ku pannie młodej.
Ślub minął szybko i przyjemnie. Zanim zdążył się przedłużyć, było już po wszystkim. Emmett i Rosalie zostali mężem i żoną, ponownie. Całowali się szczęśliwi i zbiegli sprzed ołtarza. Spotkaliśmy się w połowie z naszymi partnerami. Jake chwycił mnie za przedramię i wziął pod rękę, uśmiechając się do mnie.
- Wyglądasz wspaniale – wyszeptał, rzuciłam mu szeroki uśmiech.
-Dzięki.
Odeskortował mnie sprzed ołtarza do ogrodu, w którym wszyscy się zbierali. Esme czekała tam już z aparatem. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, a następnie wszyscy skierowali się do miejsca przyjęcia. Ustawiono mały bufet dla tych, którzy jedli. Poza tym przygotowano parkiet do tańczenia. Najpierw wkroczyli na niego Emmett i Rosalie. Gdy ich pierwszy taniec dobiegł końca, zaprosili pozostałych gości. Jacob w mgnieniu oka zjawił się przy mnie i powoli zaczęliśmy tańczyć walca. Czułam się jakby cały świat zniknął, kiedy byłam z Jacobem, jakby nie było tu nikogo poza nami.
- Wiesz, że kiedyś, gdy byliśmy dziećmi, marzyłem o tym, żeby się z tobą ożenić – Jacob powiedział z półuśmiechem na twarzy. Skierowałam wzrok w ziemię.
Och Boże, Boże, Boże! Proszę niech on nie mówi takich rzeczy!, pomyślałam desperacko. Kiedy tak mówi, mam ochotę przyciągnąć go do siebie i pocałować, a potem powiedzieć, jak bardzo go kocham. Moje serce podskakiwało, ale nakazałam sobie uspokoić się i powściągnąć. Uraczyłam go głupim uśmiechem.
- A teraz o kim marzysz, z kim chciałbyś się ożenić? – powiedziałam lekko, starając się zachować przyjazny nastrój.
Jacob westchnął głęboko, przyciągnął mnie bliżej swoimi mocnymi ramionami, zmuszając tym samym moją głowę, aby spoczęła na jego torsie. Mogłam wyczuć jego ciepły oddech w moich włosach. Byłam wdzięczna, że nie muszę patrzyć mu prosto w oczy.
- Wiem, że powinienem marzyć o tym, żeby ożenić się z Nessie, ale coraz częściej marzę o poślubieniu ciebie – odparł delikatnie.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Co mogę na to powiedzieć? Tak, Jacobie, ja też marzę o tym, żeby za ciebie wyjść. Tego nie mogłam powiedzieć, nie do niego. Jego przyszłość wiązała się przeznaczeniem Renesmee. Nawet jeśli chciał walczyć z tym, nie było ucieczki od wpojenia. Muszę uciec od niego natychmiast, nim moje zdradzieckie serce zmusi moją buzię do przyznania się do tego, co próbuję skryć głęboko. Moje oczy w desperacji skanowały podłogę, a potem wzrok skupiłam mocno na Edwardzie.
Hej, Edward, ratuj mnie! Proszę, proszę, proszę!, pomyślałam, utkwiwszy oczy w tylnej części jego głowy. Edward przestał tańczyć z Bellą i spojrzał na mnie, unosząc brwi. Nie wykonał żadnego znaczącego ruchu, żeby przyjść i mnie zabrać.
Uratuj mnie natychmiast, albo cię zabiję, mówiłam w myślach najmroczniej, jak potrafiłam. Poczułam, jak Jacob delikatnie całuje czubek mojej głowy. Edward uśmiechnął się podstępnie i przyleciał niczym pszczoła do miodu, do mnie i do Jacoba.
- Przepraszam Jacob, mogę przeszkodzić? – zapytał grzecznie Edward. Jacob wyglądał na zaskoczonego obrotem spraw. Spojrzał na mnie, spodziewając się, że naturalnie odmówię. Starałam się nie wyglądać niecierpliwie, kiedy wzruszyłam ramionami.
- Pewnie – powiedziałam tak chłodno, jak to było możliwe. Jake spojrzał na mnie zakłopotany, zanim oddał moją rękę Edwardowi, a wziął dłoń Belli.
- Zatańczymy jeszcze później, Lee? - spytał, nie spuszczając ze mnie wzroku. Uśmiechnęłam się do niego. Nigdy nie mogłabym powiedzieć „nie”, gdy tak na mnie patrzył.
- Oczywiście.
- Kocham cię, Lee – powiedział słodko, nim pomknął w tańcu z Bellą. Zdążyłam jeszcze dostrzec zaciekawiony wyraz twarzy Belli. Nie była przecież głupia, wiedziała, że coś jest na rzeczy.
- Ja też – odpowiedziałam delikatnie, wpatrując się w Jacoba i Bellę. Nagle obrócono mnie dookoła, to Edward wciągnął mnie w rytm walca. Jego oczy spoglądały na mnie z ciekawością. Wpatrywałam się w niego, mówiąc:
- Dlaczego, do cholery, zajęło ci to tyle czasu?
- Musiałem się chwilę zastanowić, zanim zdałem sobie sprawę, od czego naprawdę chcesz być ocalona – odpowiedział, cały czas się śmiejąc.
- Nie rób z siebie celowo głupka, Edwardzie, to do ciebie nie pasuje – wysyczałam. Edward zacisnął usta i wyglądał na zakłopotanego.
- Mogę zapytać, dlaczego w ogóle potrzebowałaś ratunku? - odparował. Utkwiłam wzrok w parkiecie i wymamrotałam, bo wiedziałam, że Edward i tak będzie mógł usłyszeć, co mówię. Wampiry mają te specjalne umiejętności, na przykład: wrażliwy słuch.
- On mówił o tym, że chciałby mnie poślubić.
- To dlatego, że o tym marzy – odpowiedział z łatwością, a ja westchnęłam głęboko.
- A więc, nie powinien – zripostowałam. Edward chwycił mnie za policzki, zmuszając mnie, abym patrzyła w jego bursztynowe oczy. Dosadnie pokazał mi, że chce skupić moją uwagę, na tym, co zamierza mi zakomunikować.
- Leah, on był bardzo bliski powiedzenia ci, że jest w tobie zakochany – wydusił z siebie. Moje serce nieomal przestało bić.
- Nie, nie zrobiłyby tego – odpowiedziałam, uparcie unikając spojrzenia Edwarda, który mocno trzymał moje policzki, więc czy chciałam, czy nie, nie mogłam uciec przed jego szczerym wzrokiem. Jeśli to byłby ktoś inny, chociażby jeden z chłopców z drugiej watahy, uderzyłabym go, ale to był Edward, a ja autentycznie go lubiłam, pomimo wszystko. Dodatkowo, od kiedy się nie przemieniam nie byłabym wystarczająco silna, żeby skopać mu teraz tyłek.
- Tak, zrobiłby to. Jedyna rzecz, która go od tego powstrzymuje, to strach, że cię zrani, jeśli nie mógłby zwalczyć wpojenia. A właśnie to próbuje robić - powiedział delikatnie. Poczułam, że moje usta zaczynają drgać. Dlaczego on mówi mi takie rzeczy?
- I nie jesteś zły z tego powodu? On może złamać serce Renesmee – powiedziałam słabo, Edward uśmiechnął się ponuro i w końcu uwolnił moje policzki.
- Jej serce jest mocniejsze, niż ty i Jacob myślicie – odrzekł z pobłażliwością, a potem dodał: - Największe życzenie Renesmee dla Jacoba jest proste. Ona chce, żeby Jacob był szczęśliwy. Wie, że jest z nią szczęśliwy, ale wie też, że najbardziej szczęśliwy będzie z tobą, wolny od wpojenia.
- Przestań mówić takie rzeczy – wysyczałam ze złością. Wyglądał na zaskoczonego.
- Dlaczego?
- Bo to jest okrutne. Ty i cała twoja rodzinka dobrze się bawicie, łamiąc mi serce, prawda? Przestań mówić mi, że Jacob mnie kocha, przestańcie nas łączyć ze sobą. On ma swoje wpojenie, ma Renesmee, więc po prostu... przestańcie! - Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mówię tak głośno, dopóki Alice i Jasper nie zatrzymali się przy nas.
- Wszystko w porządku, Leah? - zapytała Alice, a ja przytaknęłam.
- Tak, w porządku. Potrzebuję tylko trochę powietrza – powiedziałam i odmaszerowałam w kierunku werandy. Mogłam jeszcze zobaczyć, jak Alice gapi się na Edwarda i coś mówi. Edward próbował się bronić, ale mnie to już nie obchodziło. I tak musiałam się stamtąd wydostać. Im dłużej słyszałam, jak Cullenowie mówią, że Jacob mnie kocha, tym bardziej chciałam im wierzyć. Dotarłam do werandy i usiadłam na schodach, spoglądając na niebo. Poczułam, że ktoś za mną stoi.
- Wiem, że nie chcesz w to uwierzyć, ale Jacob cię kocha. Mogę wyczuć jego emocje zmieniające się za każdym razem, kiedy jesteś w tym samym pomieszczeniu, co on. Teraz musisz zdecydować, czy pomożesz mu zwalczyć wpojenie, jak on tego chce, czy może pozwolisz mu kontynuować prowadzenie życia, jakie zostało dla niego wybrane i wtedy zostanie z Renesmee – powiedział Jasper, podchodząc, by oprzeć się o balustradę. Spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem.
- Tu nie ma żadnej decyzji do podjęcia. Wpojenie jest na zawsze – wyrecytowałam dosadnie. Jasper pokiwał twierdząco głową, akceptując moją odpowiedź, ale było widać, że jest zawiedziony.
- To twój wybór – przyznał. Poczułam delikatny dotyk ręki na mojej głowie – ale jeśli zmienisz zdanie, on przyjmie je z ochotą, gwarantuję ci.
Jasper zniknął do środka. Westchnęłam głęboko, zakrywając twarz rękoma.
Impreza dobiegała już końca. Rose rzuciła bukiet, który złapała Renesmee, uroczo się przy tym czerwieniąc. Emmett rzucił swą muszkę i ta wylądowała na twarzy Jacoba. No proszę, to kolejny znak, że ci dwoje powinny być na zawsze razem. Rosalie i Emmett wsiedli do samochodu, który miał ich zabrać na lotnisko. Zmierzali do miejsca, które nazywano Wyspą Esme. Ja i Jacob pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wskoczyłam do Rabbita, żeby wrócić do La Push.
- Nie chciałabyś może zatrzymać się na plaży? - zapytał, kiedy odjeżdżaliśmy. Wzruszyłam ramionami. Nie miałam nic lepszego do roboty.
- Pewnie.
Przechadzaliśmy się plażą w ciszy. Jego ramiona obejmowały moje. Naprawdę nie było nic do powiedzenia. Bałam się, że jeśli zacznę mówić, powiem coś, czego nie powinnam. Jacob był cichy i przygnębiony, jak nie on. Nagle uświadomiłam sobie, że mnie dotyka, więc oddaliłam się od niego i usiadłam na piasku. Słowa Cullenów brzmiały w mojej głowie. Jacob mnie kocha, przynajmniej tak sądzili oni.

- Leah, tak się cieszę, że jesteś częścią mojego życia – powiedział, biorąc głęboki haust powietrza. Usiadł na piasku obok mnie i dodał: - Kocham cię, Lee.
- Ja też. - Odpowiedź wyszła ze mnie automatycznie i pojawiło się to znajome szarpnięcie w moim sercu.
Jacob położył się na plecach, opierając głowę o moje kolana. Moja ręka automatycznie podążyła do jego włosów, by je przeczesywać. Wpatrywał się we mnie tym swoim intensywnym wzrokiem i nie mogłam oderwać od niego oczu.
To było wtedy. W tym momencie byłam już pewna, ponad wszytko pewna, że jestem szalenie i głęboko zakochana w Jacobie Blacku. To, co powiedziałam kiedyś Rosalie było prawdą. Zrobię wszystko, żeby go uszczęśliwić, nawet jeśli to znaczy, że muszę go zmusić do tego, żeby przestał o mnie myśleć i żeby w końcu bardziej skoncentrował się na Renesmee. Ona jest jego wpojeniem i jego szczęściem na przyszłość. Od tego momentu zaczęłam robić jedyną rzecz, którą robić mogłam i która była właściwa. Całkowicie go ignorowałam. Być może moja oziębłość przybliży go do Renesmee. Czułam, jakby moje serce pękało, ale to był właściwy wybór. Zrobię to dla mężczyzny, którego kocham. Dla Jacoba.

______

* sparkle- dosł. iskierka, błysk; sparkler to brylant- stwierdziłam, że Cullenowie są tak bogaci, że mogą sobie pozwolić na brylanty na sukience, a drogie kamienie są chyba lepsze niż jakieś marne błyskotki i co najważniejsze też mogą iskrzyć Wink

To koniec... perspektywy Leah! :) Teraz na chwilę obejrzymy historię z punktu widzenia Jacoba.
Do miłego.
Będę wdzięczna za komentarze, chciałabym mieć jakiś feedback. Opinie, odczucia, dyskusja. Zapraszam serdecznie. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 12:06, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 19:54, 12 Lip 2009 Powrót do góry

Czy z kursywą w środku rozdziału wszystko ok?

A sam rozdział po prostu powala - dosłownie. Nie rozumiem, nie rozumiem i nie chcę rozumieć, jak można się unieszczęśliwiać dla pozoru cudzego szczęścia i wbrew woli tej osoby? No jak?

Za to punkt dla Edwarda i Jaspera za działanie na weselu - przynajmniej oni mają jaja, żeby coś zrobić. Bo z tą sytuacją po prostu trzeba coś zrobić, a nie stać i czekać aż sama się rozwiąże. Leah niepotrzebnie zupełnie upiera się przy obojętności - tylko siebie nią skrzywdzi i zrobi Jacobowi wodę z mózgu, która mu nie pomoże...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 21:38, 12 Lip 2009 Powrót do góry

O nie! Teraz będzie z punktu widzenia Jacoba -__-'?
Ehh, a już się do Leah przywiązałam :) Cóż rozdział był wspaniały :) Podobał mi się ślub. Poza tym wiem, że będę się powtarzać, ale uwielbiam w tym opowiadaniu Edwarda i Jaspera :) w zasadzie co wszystkich Cullenów :P Zastanawiam się jak się teraz wszystko potoczy. I czy w końcu doczekamy happy endu? Cóż mam taką nadzieję, bo jestem zwolenniczką pary Nessie & Nahuel ^^

a tutaj chyba wkradła się literówka:

Cytat:
i w końcu uwolnił moje poliki


policzki:D?
To forum chyba dobrze na mnie wpływa bo nigdy nie widziałam niczyich błędów ^^
Tak to wszystko jest świetnie. A tłumaczenie jak zwykle bardzo dobre :)
I dziękuję bardzo za dedykację :)
pozdrawiam ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cinderella
Nowonarodzony



Dołączył: 22 Maj 2009
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:50, 12 Lip 2009 Powrót do góry

Uwielbiam w tym opowiadaniu Leah. Można zobaczyć co skłoniło ją do bycia... (każdy wie kim). Również przyzwycziłam się do jej punktu widzenia i mam pytanie: czy tutaj punkt Jacob'a jest podobny do tego z BD? Jak tak to ile rozdziałów jest z jego strony? Czy wam też w końcówce tego rozdziału powiało Bellą? Tą co się dla każdego chce poświęcić? Tłumaczenie nie wiem jakie jest, ale czyta się bez żadnych zgrzytów :D Dzięki wielkie za tak szybkie tempo :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 22:06, 12 Lip 2009 Powrót do góry

niobe napisał:


a tutaj chyba wkradła się literówka:
Cytat:
i w końcu uwolnił moje poliki

policzki:D?


W zamierzeniu to nie literówka, tak się mówi, przynajmniej w poznańskim^^
Może zaleciałam gwarą, cóż cała ja!

A propos perspektywy Jacoba, nie ma się co obawiać. Po pierwsze jest całkiem przyjemna, a po drugie już w dziesiątce pod koniec wypowie się Leah, a jedenastka jest już na powrót z jej punktu widzenia.
Jacob zajmie jeszcze głos pod koniec opowiadania. :)
Padłam w trans, tłumaczę kolejną część mimo, że mam jeszcze dwa inne tematy do obrobienia. Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asha
Wilkołak



Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A gdzie Seth? ^^

PostWysłany: Nie 22:49, 12 Lip 2009 Powrót do góry

Po pierwsze- jak zwykle genialne (i tłumaczenie i samo opowiadanie)
Po drugie - nie wiem jakim cudem, ale podczas transu czytania wyłapałam malutki błąd : zamiast NA pojawiło się MA, niestety nie jestem w stanie wskazać cytatu gdyż ominęłam błąd w nadziei, że do niego wrócę, niestety nie udało mi się go ponownie odnaleźć, ale trudno, przecież malutka literówka nie zabija prawda? :D
Po trzecie - tak jak moje poprzedniczki też przywykłam już do Leah (Lei?, oj dziwne imię, ale fajne Wink ), no ale skoro zapewniasz, że Jacob nas nie wynudzi to postanawiam Ci zaufać (nie żebym tego wilkołaczka nie lubiła) :D
Po czwarte - to samo co w 1 Twisted Evil
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :P
Buziaki ;**


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Asha dnia Nie 22:50, 12 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Seanice
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 23:50, 12 Lip 2009 Powrót do góry

Rozdział cudowny, tak samo jak całe opowiadanie. Tak jak wszyscy przywykłam już do punktu widzenia Leah i podoba mi się on. Lubiłam ją od początku pomimo tego, że Stephenie M. nie przedstawiłą jej jako dobrą Leę tylko tą bardziej chłodną. W pewnym sensie rozumiem to, że chce by Jacob był z Nessie, czyli w jej mniemaniu był szczęśliwy. Ale nie rozumiem tego, że przesadnie próbuje mu przekazać co jest jego przeznaczeniem. Fajnie, ze następny rozdział będzie z perspektywy Jacoba, to będzie jakaś odmiana. Mam nadzieję, że Leah w końcu powie Jacobowi co do niego czuje. Jak narazie do orginału nie zaglądałam, nie licząc pierwszego rozdziału. Tłumaczka jak i autorka spisują się bardzo dobrze. To FF zajmuje jedno z czołowych miejsc na mojej liście dobrych opowiadań.
No to tyle ode mnie.
Pozdrawiam Seanice.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cullen Alice
Wilkołak



Dołączył: 17 Mar 2009
Posty: 155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Pon 9:56, 13 Lip 2009 Powrót do góry

Jeszcze się tu nie wypowiadałam, ale czytam już od dość dawna.
Wybrałaś bardzo ciekawy FF do tłumaczenia. Na początku byłam sceptycznie nastawiona, gdyż w końcu to o Leah. Jednak już po pierwszym rozdziale pokochałam twoje tłumaczenie.

Szkoda, że Leah tak się broni przed miłością do Jacoba. I bardzo się ciesze z kolejnych rozdziałów i to z perspektywy naszego zakochanego wilkołaka. Ciekawi mnie jak on się wypowie.

Pernix, twoje tłumaczenie jest THE BEST!

Z niecierpliwością czekam na kolejny part.
Życze też dużo czasu i chęci.

Pozdrawiam Wink
Cullen Alice.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Witness
Wilkołak



Dołączył: 18 Mar 2009
Posty: 166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 14:27, 13 Lip 2009 Powrót do góry

Calekiem niedawno zaczęłam czytać ten FF, ale bardzo mi się podoba:)
Lubię Leę, mimo jej zachowania w książce, może dlatego, że ją rozumiem podobnie jak Rose. W tym ff jej postać jest bardziej rozwinięta, przez co można ją jeszcze bardziej zrozumieć. Bardzo przyjemnie się czyta, beta dobrze się spisuje, z tego co widzę.
Moim zdaniem godne jest pochwały zachowanie Lei, która chce poświęci swoją miłość, dla spełnienia wilczych przepowiedni. Ale akcja się dopiero rozwija.
Życzę WENY, powodzenia w dalszym tłumaczeniu i nie mogę się doczekać rozdziału z perspektywy Jacoba i dalszego rozwoju akcji
pozdrawiam,
Witness


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Witness dnia Pon 14:28, 13 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 0:44, 14 Lip 2009 Powrót do góry

Nawet nie wiecie, jak ucieszyły mnie te posty. :)
Cieszy mnie to, że zaczęły się wypowiadać nowe czytelniczki i te, które czytają w milczeniu. Wink
Tak dobrze wiedzieć, że nie robię tego na marne.
Myślę, że perspektywy Jacoba nie musiałyście się obawiać, oto ona, specjalnie dla Was, zaraz po pracy porzucając inne przyjemności, jak w transie zasiadłam do tłumaczenia :)
Autorka: wspaniała X5-452
Beta: edit: wróciła!! Yupiie! madam spisała się na medal, rozdział został sprawdzony i poprawiony.
Tak mi przykro, że musiałaś patrzeć na wpadki w tej części, wiem, że było ich tu sporo, ale byłam zbyt leniwa, żeby sama w pełni zabrać się za korektę widocznych uchybień...
_____

JPOV

Rozdział 9. Moja Beta, moja Leah


Minęły trzy tygodnie, odkąd nie widziałem się z Leą. Próbowałem się do niej dodzwonić, ale nigdy nie odbierała. Pytałem o nią Setha. Powiedział, że Leah spędza dużo czasu z Renesmee i Alice w Port Angeles lub Seattle, podczas gdy Rosalie wyjechała w podróż poślubną. Poszedłem do niej w odwiedziny, ale nigdy nie było jej w domu. Poza tym nie przemieniała się, więc nie mogłem usłyszeć jej myśli. Nie wiedziałem, co zrobiłem nie tak. Wszystko czego chciałem, to móc się z nią widywać i rozmawiać. Tęskniłem za nią. Jej nieobecność doprowadzała mnie do szaleństwa. A minęły dopiero trzy tygodnie.
Siedziałem w domu, próbując zrozumieć, co się ze mną dzieje złego. Powinienem desperacko myśleć o Renesmee, nie o Lei, ale nic na to nie mogłem poradzić. Leżałem na łóżku i wpatrywałem się w sufit. Przez ostatnie sześć lat oglądałem, jak Nessie dorasta i spodziewałem się, że moje uczucia do niej zmienią się, ale tak się nie stało. Kochałem ją, lecz jak siostrę, jak najlepszą przyjaciółkę. Wiedziałem, że naszym przeznaczeniem jest być razem, ale nie mogłem sobie wyobrazić, jak to się skończy, jeśli nie jestem w stanie patrzeć na nią w ten sposób, jak mężczyzna powinien patrzeć na kobietę. To, co czułem do Nessie nie było nawet bliskie temu, co kiedyś czułem do Belli, a to, co odczuwam do Lei jest tysiąc razy silniejsze. Boże, wiedziałem, że ją kocham, wiedziałem to każdą komórką mojego ciała. Chcę się uwolnić od wpojenia. Chcę być starym Jake'm, chcę być wolny. Być wolny z Leą, jeśli będzie mnie chciała. Czasami, gdy ją obserwowałem, wydawało mi się, że czuje do mnie to samo, ale później to wrażenie znikało z jej twarzy i odpychała mnie, jakby się czegoś obawiała.
Chciałem z nią porozmawiać, powiedzieć jej wszystko, co czuję, ale nie mógłbym jej tego zrobić. Nie byłem pewien, czy mogę być wolny od wpojenia na zawsze. Nie chciałbym stać się Samem i zranić ją. Nigdy nie mógłbym jej zranić. Nawet pomimo tego, że byłem tak bardzo pewien, że chcę być z Leą. Czasami tak mocno czułem ból, że mogłem skręcać się z jego powodu i wtedy musiałem iść zobaczyć się z Nessie. Moje całe jestestwo tęskniło za nią i musiałem ją ujrzeć. To była moc wpojenia. Nie znosiłem tego, starałem się ze wszystkich sił być nieposłuszny i pokonać wpojenie. Kiedy wyjechałem, ból był gorszy, coraz gorszy. Czułem się wtedy, jakby ogień płynął w moich żyłach. Część czasu leżałem w postaci wilka i wyłem godzinami, kiedy ból przychodził i nie chciał odejść. Właśnie dlatego zakazałem stadu się przemieniać, żeby nie musieli doświadczać mojej kary. Ból nie chciał zniknąć, choć miałem nadzieję, że tak się stanie, więc eksperyment nie zadziałał. Kiedy zadzwoniłem do Lei, chciałem wracać do domu, a dźwięk jej głosu tylko utwierdził mnie w tym postanowieniu. Biegłem do domu godzinami, a gdy zobaczyłem ją na plaży, moje serce napełniło się radością i ukłucie wpojenia odeszło na kilka godzin. Następnego dnia znów poczułem szarpnięcie w klatce piersiowej, to szarpnięcie wpojonego. Musiałem zobaczyć Renesmee. Byłem tam tylko kilka razy w ciągu ostatnich kilku tygodni. Głównie dlatego, że wiało nudą, od kiedy Leah ukrywała się przede mną, ale oczywiście także z powodu rwania. Dziś znów byłem znudzony. Próbowałem skontaktować się z Leą, ale nie odpowiadała. Nie chciałem ponownie iść do Nessie. Powiedziałem sobie, że w tym tygodniu nie będę jej odwiedzać, nie będę niewolnikiem wpojenia. Nadal mam swoją dumę. Zastanawiałem się, czy Emmett jest już w domu, zawsze było świetnie się z nim spotykać. Zszedłem na dół do kuchni, gdzie zastałem tatę, przygotowującego kanapki.
- Cześć Jake, chcesz kanapkę? - zapytał Billy, trzymając w ręku nóż. Pokręciłem przecząco głową i usiadłem przy stole.
- Nie, dzięki tato – odpowiedziałem. Musiałem brzmieć tak, jakbym był bardzo przybity, ponieważ wywrócił oczami, więc był przeciwko mnie. Zmarszczył czoło.
- Wyglądasz na zmartwionego, co jest nie tak, synu?
- To Leah, unika mnie i nie wiem dlaczego – powiedziałem bezradnie. Billy zachichotał, znajome spojrzenie pojawiło się na jego twarzy.
- Bardzo łatwo możesz się tego dowiedzieć. - Leżałem wzdłuż stołu, w podnieceniu czekając na jego słowa mądrości. Billy uśmiechnął się i dodał:
- Idź i zapytaj się.
- Dzięki tato, bardzo dziękuję. To było niezwykle pomocne – powiedziałem z sarkazmem, a potem śmiejąc się, chwyciłem kanapkę, którą zrobił dla siebie.
- Idę do Cullenów, do zobaczenia!
Przemieniłem się i zacząłem biec. Na próżno miałem nadzieję, że może Leah się przemieniła, ale nikogo nie słyszałem. Byłem bardzo zawiedziony. Pomyślałem o tym, co powiedział tata. Może miał rację, powinienem po prostu pójść do niej i zapytać, co złego zrobiłem, że nie chce mnie wiedzieć. Nie mogłem myśleć o niczym szczególnym. Cofnąłem się i pognałem w kierunku domu Clearwaterów. Na powrót przybrałem ludzką formę, szybko wcisnąłem na siebie jeansowe szorty. Zacząłem wspinać się po drzewie, które stało obok ich domu, by dostać się do pokoju Lei.
Pomyślałem, że jeśli zrobię coś zabawnego, to może odpuści i przestanie się na mnie gniewać. Chociaż na moment, żebym mógł się przekonać, co źle zrobiłem. Zajrzałem przez okno do środka. Byłem przeszczęśliwy, gdy ujrzałem, że Leah siedzi na łóżku z słuchawkami w uszach, podrygując w rytm muzyki puszczonej z iPoda, którego dostała od Alice w prezencie pod tytułem: „wracaj do zdrowia”. Miała zamknięte oczy, więc usiadłem i patrzyłem na nią, podziwiając.
Zaczekaj, czy siedzenie na drzewie i oglądanie Lei przez okno robi ze mnie podglądacza?, zastanawiałem się, marszcząc brwi na myśl o tym.
Na szczęście zostawiła otwarte okno. Oceniłem odległość i wskoczyłem do środka. Z łoskotem wylądowałem na podłodze. To nie było tak delikatne lądowanie, na jakie liczyłem, ale nigdy nie ćwiczyłem skoków przez otwarte okno. Leah krzyknęła zszokowana, podskakując z łóżka, lecz gdy zobaczyła, że to ja, uśmiechnęła się i usiadła z powrotem, wzdychając z ulgą.
- Cholera, Jake! Nie waż się tego robić nigdy więcej. Na śmierć mnie wystraszyłeś! - wysyczała. Bolało. To nie była reakcja, jakiej się spodziewałem.
- Przepraszam, Lee – odpowiedziałem, zamierzając usiąść na rogu jej łóżka, ale dała mi znak, żebym nie próbował. Musiałem wyrządzić jej jakąś krzywdę. Leah nigdy nie zachowywała się tak w moim towarzystwie. Westchnąłem głęboko i bardziej stwierdziłem, niż zapytałem:
- Unikasz mnie.
- Wcale nie – odparła natychmiast, unikając kontaktu wzrokowego. To mnie rozwścieczyło.
- Nie okłamuj mnie, Leah. Cokolwiek ci zrobiłem, nie zasługuję na takie traktowanie – powiedziałem ponuro. Leah wyglądała na zażenowaną z powodu mojej uwagi. Wbiła wzrok w łóżko i nerwowo bawiła się rąbkiem koca.
- Nic mi nie zrobiłeś – wydukała w końcu. Byłem zmieszany.
- Więc dlaczego mnie unikasz? - zapytałem zaciekawiony, a ona wzruszyła ramionami.
- Ja po prostu... Ja... To jest skomplikowane, Jake – powiedziała cienkim głosikiem. Nie lubiłem oglądać jej w takim stanie, tak oziębłej. Przypominało mi się jej zachowanie, kiedy po raz pierwszy zmieniła kształt.
- Leah, mnie możesz powiedzieć wszystko – rzuciłem, przysuwając się do niej. Spojrzała na mnie i byłem zaskoczony, widząc łzy w jej oczach. Co mogło się stać tak złego, że doprowadziło ją do płaczu?
- Nie mogę ci tego powiedzieć – wyszeptała. Czułem się zraniony jej odmową. Zwykliśmy sobie mówić wszystko, a teraz rozmawiała tylko z Alice i Rosalie.
- Ale możesz powiedzieć Alice i Rosalie? - powiedziałem tonem przepełnionym nienawiścią. Leah pokręciła przecząco głową.
- Nie, tego nie mogę powiedzieć nikomu.
Nie mogłem znieść jej widoku w takim stanie, tak przybitej i tajemniczej. Co mogło być tak straszne, że musiała to przede mną ukrywać? Chwyciłem jej rękę. Spojrzała w dół na nasze dłonie. Wyglądała na zakłopotaną.
- Proszę Leah, nie mogę znieść tego, że nie ma cię w pobliżu. Cokolwiek to jest, musimy o tym porozmawiać, żeby wszytko wróciło do normalności - błagałem. Byłem wkurzony, bo musiałem brzmieć desperacko, ale potrzebowałem mojej Bety, potrzebowałem mojej Lei z powrotem.
- Może nic już nie może być jak dawniej – wyszeptała, bardziej do siebie niż do mnie. Zmarszczyłem brwi ze zmieszania. Co się z nią dzieje?
- Leah.
- Proszę Jake, jest coś, z czym muszę sobie sama poradzić. Potrzebuję trochę czasu i przestrzeni, żeby wszystko sobie poukładać – powiedziała, wyjmując swoją rękę z mojej. Przytaknąłem, niechętnie akceptując jej odpowiedź.
- Kocham cię, Lee – powiedziałem, schylając się, by pocałować ją w czoło.
- Ja też. - Mogłem usłyszeć jej szept, gdy wychodziłem z jej sypialni. Wydawało mi się, że mówiła jeszcze: „W tym właśnie jest problem”.
Nie byłem w nastroju, by iść do Cullenów, po odwiedzinach u Lei. Wiem, że to było głupie, ale w jakimś sensie winiłem ich za to, że Leah tak się ode mnie odsunęła. Zachowuje się dziwnie od ślubu Rosalie. Rose i Emmett wrócili w zeszłym tygodniu z podróży poślubnej. Seth mówił mi, że Leah spędza tam wiele czasu, ale kiedy odwiedzałem ich, nigdzie jej nie było. Miałem wrażenie, że Rosalie i Alice pomagają jej ukryć się przede mną. Podpowiadała mi to mina Jaspera, który kręcił oczami i pukał się palcem w czoło, gdy pytałem o Leę. Emmett klepnął mnie w plecy i powiedział mi, żebym trzymał się twardo, co wcale nie było pomocne.
Chciałem wybrać się do Quila, ale Quil Senior poinformował mnie, że ten jest u Claire, co wcale mnie nie zdziwiło. Zamiast tego zdecydowałem się pójść do Embriego. Nie martwiłem się pukaniem. Nikt z paczki tego nie robił. Zastałem Embriego i Setha, grali w gry na konsoli.
- Hej, szefie – pozdrowił mnie Embry, pokazując mi znak pokoju*. Rzuciłem się na kanapę pomiędzy tych dwóch. Jęknęli, ale rozsunęli się, żebyśmy wszyscy mogli ścisnąć na sofie. Mama Embriego zdecydowała się wrócić do rezerwatu Makah, skąd pochodziła. Embry chciał zostać w La Push, więc mieszkał sam, na co nie narzekał, to wiedziałem na pewno. Widziałem go na więcej niż kilku randkach i cieszyłem się, że Embry korzysta z życia, a nie czeka tylko, aż wpojenie samo do niego przyjdzie. Brał los w swoje ręce. On i Seth mieli szczęście.
- Wyglądasz na przytłoczonego – skomentował Seth, gapiąc się na mnie chwilę, nim ponownie skupił swoją uwagę na ekranie. – I co ty na to, Embry!?
- Miałeś szczęście, Seth. Następna runda należy do mnie! - powiedział Embry do Setha, obiecując rewanż, a potem spojrzał na mnie. - Seth ma rację, wyglądasz marnie, co z tobą nie tak?
- Byłem odwiedzić Leę. Unika mnie, więc zapytałem, dlaczego to robi - odpowiedziałem, szukając u nich zrozumienia i empatii, ale obaj byli skupieni na grze.
- Co ci odpowiedziała? - zapytał Embry, a następnie zerwał się na nogi i wykonał coś w rodzaju tańca zwycięstwa. – O tak! O tak! Mówiłem ci, że to będzie moja runda!
- Że ma jakieś sprawy, które musi załatwić beze mnie – powiedziałem, starając się nie brzmieć jak przygaszony, a tak się czułem. Seth spojrzał na mnie.
- Nie martw się tym, Leah ignoruje prawie każdego – odparował, uderzając z zaciętością w kontroler. Embry zawył boleśnie, gdy Seth wygrał trzecią rundę z rzędu. To był koniec gry. Wreszcie skupili całą uwagę na mnie.
- Leah zachowuje się po prostu jak Leah, przejdzie jej – powiedział lekceważąco Embry, ale Seth uważnie obserwował moją twarz.
- Dlaczego nie zapytasz, czy pójdzie z tobą na ognisko dzisiaj wieczorem? - zasugerował po chwili, a ja uniosłem brwi. Zapomniałem o ognisku. To był coroczny zwyczaj. Podczas tego dnia rodziny spędzały czas na pierwszej plaży, ale gdy zbliżał się wieczór, dzieci i rodzice rozchodzili się po domach, a młodsza generacja rozpalała ognisko i bawiliśmy się całą noc.
- Dlaczego Jake miałby zaprosić Leę na ognisko, czy to by nie była randka? – zapytał Embry, chichocząc na myśl o tym, ale ja rozważałem taką opcję. Takie rozwiązanie zmusiłoby Leę do spędzenia ze mną czasu i może naprawiłoby to całe „cokolwiek”, co było problemem, jaki ze mną miała.
- Muszę iść, chłopaki, zobaczymy się wieczorem! - powiedziałem, uderzając Setha w plecy, zanim wybiegłem z domu Embriego z powrotem do Clearwaterów.
Waliłem w drzwi jakby się paliło. Leah w końcu otworzyła. Wyglądała na wkurzoną. Wyraźnie było widać, że jest wściekła, że nie dałem jej „przestrzeni”, której tak pragnęła. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale przeszkodziłem jej.
- Lee, pójdziesz ze mną na ognisko? - zapytałem, uśmiechając się. Miałem nadzieję, że uśmiech był z rodzaju tych przekonujących. Uniosła rękę do głowy i trzymała ją tak, jakby ją bolała.
- Jake... - warknęła, kręcąc głową. Mogłem wyczuć, że zamierza powiedzieć „nie”.
- Proszę Lee, proszę. Potem, obiecuję, postaram się dać ci twoją przestrzeń – błagałem.
Leah spojrzała na mnie i przez chwilę nic nie powiedziała. Westchnęła zniechęcona i wiedziałem, że wygrałem.
- Okej, przyjedź po mnie o siódmej.
Czułem, jakbym unosił się w powietrzu. Odwróciłem się od drzwi i ruszyłem w kierunku domu. Obróciłem się na chwilę. Leah nadal stała na werandzie i odprowadzała mnie wzrokiem. Jej twarz wyrażała ból.

***

Było wpół do siódmej. Właśnie sprawdzałem, czy dobrze się prezentuję, gdy tata wjechał do mojego pokoju z wielkim bananem** na twarzy. Kiedy powiedziałem Billy'emu , że zabieram Leę na ognisko, był wniebowzięty. Nie było tajemnicą, że ją uwielbia.
- Leah dzwoni do ciebie – zaanonsował. Rzuciłem wszytko i pobiegłem do kuchni odebrać. Wydyszałem „cześć” do słuchawki.
- Jake, jestem u Cullenów. Alice i Rosalie chciały mi pomóc się przygotować, kiedy usłyszały, że wybieram się na ognisko - poinformowała mnie bez ogródek. Nadal brzmiała ozięble, w tle słyszałem chichotanie Alice i Rosalie.
- Okej, odbiorę cię stamtąd. - powiedziałem do słuchawki, a potem automatycznie powiedziałem: - Kocham cię, Lee.
- Ja ciebie też – odpowiedziała szybko i rozłączyła się. Przez chwilę wpatrywałem się w słuchawkę, a następnie chwyciłem za kluczyki. Powiedziałem „do widzenia” do Billy'ego i odjechałem do Cullenów.
Kiedy mijałem domek Edwarda i Belli, uderzyło mnie to szarpnięcie w klatce piersiowej, ukłucie wpojonego.
- Dlaczego teraz! - powiedziałem na głos do samego siebie. Zawróciłem i pojechałem do domku. Wszystko czego potrzebowałem, to zobaczyć ją, tylko na moment. Edward i Bella musieli być w domu, bo Nessie stała przy drzwiach wejściowych, jakby na mnie czekała. Zaparkowałem i wyskoczyłem z samochodu, żeby się z nią przywitać.
- Cześć, Nessie – powiedziałem ciepło. Nic nie mogłem na to poradzić, że w jej obecności roztapiałem się jak masło. To było bardzo wkurzające. Nienawidziłem tego uczucia. Lubiłem Nessie, naprawdę. I nie chciałem jej skrzywdzić, ale zawsze zastanawiałem się, czy gdybym nie był w nią wpojony, nadal czułbym to samo.
- Hej, Jacob, jak minął ci dzień? - powiedziała z tym samym ciepłem. Wzruszyłem ramionami.
- Nudno.
- Leah jest w głównym domu, przygotowuje się na ognisko – poinformowała Nessie i nagle poczułem się winny, że zabieram Leę, a nie Nessie. Znowu to wpojenie, nienawidziłem tego. Chociaż wataha Sama zgodziła się nie występować przeciwko Cullenom i mimo, iż Nessie była moim wpojeniem, zabroniono jej przebywać na ziemiach Quiluetów.
- Chciałbym, żebyś mogła pójść ze mną Nessie. - Nawet kiedy to mówiłem, nie miałem tego na myśli. Jedyna osoba, z którą chciałem pójść na ognisko, szykowała się w posiadłości niedaleko domku. Miała ciemne włosy, brązowe oczy i karmelowy odcień skóry. Miała piękną twarz i niewyparzony język, ale jednocześnie była najsłodszą, najlojalniejszą i najtroskliwszą osobą na całym świecie. Kochałem ją.
- Jacob, wiesz, że nie chciałabym powodować spięć między watahami, poza tym nie mam nic przeciwko, by posiedzieć sobie w domu – odpowiedziała uprzejmie. Uśmiechnęła się do mnie. - Odwiedzisz mnie jutro?
- Pewnie. Przyjdę opowiedzieć ci, jak było na ognisku – zgodziłem się, oddając uśmiech. Podbiegła do mnie i uścisnęła mnie. Jej zapach doprowadził mnie nieomal do szaleństwa. Była dla mnie jak narkotyk.
- Pa, Jacob – wyszeptała. Odsunąłem się nagle. Nie lubię tracić kontroli nad sobą, kiedy z nią jestem.
- Pa, Nessie – powiedziałem krótko, odwróciłem się i odszedłem zamaszystym krokiem.
- Jacob, ty wiesz, że cie kocham, prawda? - zawołała Renesmee. Odwróciłem się i posłałem jej mały uśmiech.*** To oczywiste, że mnie kocha. Wpoiłem się w nią. Musi mnie kochać tak, jak ja muszę kochać ją, czy tego chce, czy nie. Renesmee wyglądała na zmartwioną, jednakże próbowała mnie zapewnić o swoim uczuciu.
- Wiem – odpowiedziałem, wskakując do Rabbita i machając do niej. Odjechałem w kierunku głównego domu. Zaparkowałem przed nim. Jasper i Emmett siedzieli na werandzie, kiedy się pojawiłem.
- Hej, Jake – pozdrowił mnie Emmett, machając. Uśmiechnąłem się do niego.
- Cześć, Emmett – odpowiedziałem, a potem spojrzałem na Jaspera, który czytał gazetę. Kiwnąłem w jego kierunku: - Jasper.
- Jacob – wycedził, nie odwracając wzroku od gazety.
- No kolego, co tam u ciebie? Podjąłeś ostatnio jakieś decyzję? - zapytał Emmett, puszczając znacząco oko. Widząc moje zmieszanie, Jasper pacnął go w ramię.
- Zamknij się, głąbie! - wysyczał Jasper. Uniosłem brwi w odpowiedzi na ich błazeńskie zachowanie.
Może to było normalne w ich wampirzo-braterskich relacjach.
- Okej, jest gotowa – ogłosiła Alice, wchodząc śpiesznym krokiem na werandę. Spojrzałem z oczekiwaniem na frontowe drzwi. Jasper wymamrotał coś do Emmetta, który zachichotał, nie spuszczając ze mnie wzroku, ale miałem to głęboko w poważaniu. Chciałem tylko zobaczyć Leę. Wyszła z domu i poczułem, że się czerwienię.
- Leah... łał. - Czułem się głupio, ale to wszystko, co mogłem z siebie wydobyć. Leah zapierała mi dech w piersiach.
Alice i Rosalie wpięły w jej włosy dopinkę, która wyglądała jak naturalne włosy. Sięgały teraz do pasa. Była ubrana w krótką, białą sukienkę. Uwielbiałem, gdy takie nosiła. Zrobiły jej make up. Leah uśmiechała się do mnie nieśmiało. Uśmiech rozświetlał jej twarz. Tęskniłem za nim.
- Leah, podobasz mi się. Gdybym nie był żonaty, to mogłoby być coś na rzeczy - skomentował lubieżnie Emmett, a Rosalie wywróciła oczami.
- Jakbyś w ogóle miał kiedyś szansę, Fabio! Nie umawiam się z mężczyznami, którzy raczej chodziliby na randki ze samym sobą – zripostowała bystro Leah. Jasper wybuchnął śmiechem. Chyba wtedy po raz pierwszy widziałem, że naprawdę się śmieje.
- To dla mnie wielki komplement – powiedział do Rosalie. Pogłaskała swoje włosy z pobłażliwością i pocałowała go w czoło.
- Wiem, Emmett, wiem – skwitowała z miłością. Leah odwróciła się do mnie, wzdychając głęboko.
- Okej, teraz kiedy przestałam czuć się jak główna atrakcja w zoo, czy możemy już jechać? - zapytała sarkastycznie. Uśmiechnąłem się do niej.
- Będzie, jak rozkażesz – zgodziłem się, odprowadzając ją do Rabbita. Wszyscy Cullenowie machali nam na pożegnanie.

***

Nie odrywałem wzroku od Lei przez całą noc. Początek wieczoru spędziła ze mną, ale gdy noc rozpoczęła się na dobre i przyjechała Rachel, zniknęły we dwie gdzieś z boku i szeptały do siebie nawzajem. Rachel i Leah były najlepszymi przyjaciółkami, zanim przemiana nie wywróciła życia Lei do góry nogami. Miło było widzieć, że znów się dogadują. Siedziałem z Sethem na plaży na palach i piłem piwo. Woda obmywała nasze stopy, to było odświeżające. Odwróciłem głowę, żeby upewnić się, że u Lei wszystko w porządku. Tańczyła przy ognisku razem z Rachel. Na jej ciele tańczyły też cienie ognia. Złapała moje spojrzenie i uśmiechnęła się. Nigdy bardziej nie chciałem jej pocałować, niż w tej chwili.
- Jestem zakochany w twojej siostrze – wyrzuciłem z siebie do Setha. Spojrzał na mnie, a potem z powrotem na ocean i odpowiedział spokojnie:
- Wiem.
Gapiłem się na niego zaskoczony. Skąd do cholery mógł o tym wiedzieć? Czy to aż tak oczywiste?
- Skąd?
- Oboje byliście bardzo szczęśliwi, a potem przestaliście się widywać i oboje staliście się ponurzy. Teraz jesteście razem i znów szczęście. Bycie szczęśliwym i bycie zakochanym chodzi często w parze – Seth odparował pewny siebie, uniosłem brwi.
- Od kiedy stałeś się taki mądry? - zażartowałem pytająco. Seth nadał z dumą pierś i uśmiechnął się do mnie szczerze.
- Taki się urodziłem – odpowiedział pewnie, a potem zrobił się poważny i zapytał: - I co z twoim wpojeniem?
- Staram się je zwalczyć – powiedziałem delikatnie. Seth klepnął mnie w plecy, by dodać mi otuchy.
- Jeśli ktokolwiek sobie z tym poradzi, to będziesz ty, Jake.
- Dzięki, dzieciaku. - I naprawdę tak myślałem. Świetnie było w końcu móc zwerbalizować, co próbuję robić od kilku lat i mieć wsparcie kogoś, kto we mnie wierzy. Mój wzrok powędrował w stronę Lei, która stała przy stole szwedzkim z Rachel i sączyły drinki. Chcę jej powiedzieć, że ją kocham, ale najpierw chcę mieć pewność, że jestem wolny od wpojenia. Nie mogę ryzykować, że ją zranię. Nie będę taki, jak Sam.
Znów na nią zerknąłem. Wiedziałem, że coś jest nie w porządku. Jej twarz odzwierciedlała zszokowanie. Szeptała coś w szale do Rachel, a usta Rach otworzyły się ze zdziwienia. Rachel odpowiedziała jej szeptem i Leah przytaknęła. Wtedy moja siostra chwyciła torebkę i w pospiechu udały się do szaletów. To było dla mnie jak alarm, coś musiało się dziać złego. Pośpieszyłem za nimi i dotarłem do Rachel, która czekała przed damską toaletą.
- Czy coś się stało z Leą? - zapytałem, zmartwiony, a potem chciałem się kopnąć we własny tyłek za to, że brzmię tak władczo, ponieważ Rachel uniosła brwi, słysząc mój wścibski ton.
- Nic, z czym sobie nie poradzi, Jake. A teraz proszę odejdź. To takie babskie sprawy.
- W porządku, Rachel – powiedziała Leah, gdy otworzyła drzwi. Z podekscytowania miała czerwone policzki. Łzy zalśniły jej w oczach. Automatycznie miałem ochotę zbić tego, który doprowadził ją do łez, ale Leah się uśmiechała i wyszeptała:
- Jake, mam okres. Myślę, że będę mogła mieć dzieci.
Nigdy nie byłem szczęśliwszy za kogoś w całym moim życiu tak, jak za nią. Wydałem z siebie głośne „hurra” i wyściskałem ją, kręcąc się z nią dookoła. Rachel śmiała się z naszego błaznowania. Leah płakała i śmiała się równocześnie.
- Gratulacje, Lee – wyszeptałem, całując ją w policzek. Nagle Leah zrobiła się zakłopotana, więc tylko trzymałem ją w objęciach i uśmiechałem się dumnie.
_____
* nie taki znak pokoju jak księża w kościele, tylko peace, wiecie hippie rocks!
** wybaczcie mi banana. Ty mi pasowało, jak znalazł. Już mam dość tych uśmiechów. Pogrążają mnie w dół i wena mi zabijają.
*** o ile uśmiech może być mały, uśmieszek po polsku brzmi trochę pejoratywnie, więc został mały uśmiech jak w oryginale.

No i jak, Jacob nie jest zły, prawda?
No i kocham Setha! Dosłownie chłopak ma głowę na karku. I jak dorósł! Miło, że zabawia się w gierki... jak prawie każdy facet. ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 12:18, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Seanice
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 8:51, 14 Lip 2009 Powrót do góry

PIękne, wspaniałe, cudowne, aż brak mi słów. Mam nadzieję, że Jacob zwalczy wpojenie. Jesteś świetną tłumaczką, autorce też należą się gratulację za tak wspaniałe opowiadanie. Mam nadzieję, ze następne rozdziały ukażą się równie szybko.
Życzę chęci i weny, i wszystkiego co dobre.
Poazdrawiam Seanice.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asha
Wilkołak



Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A gdzie Seth? ^^

PostWysłany: Wto 9:56, 14 Lip 2009 Powrót do góry

Pernix napisał:

- No kolego, co tam u ciebie? Podjąłeś ostatnio jakieś decyzję? - zapytał Emmett, puszczając znacząco oko. Widząc moje zmieszanie, Jacob pacnął go w ramię.


Jacob pacnął go w ramie? A nie powinno być Jasper?

No ale ja nie jestem od wytykania błędów Wink I tak jesteś najlepszą tłumaczką
:P
Perspektywa Jacoba jest nawet ciekawa więc nudy mi nie grożą :D
Mam nadzieję, że szybko zobaczę następny rozdział Wink
buziaki ;**


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
farbowana!
Nowonarodzony



Dołączył: 04 Maj 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: okolice krk.

PostWysłany: Wto 11:44, 14 Lip 2009 Powrót do góry

Jesteś boska !
Kocham Cię za to tłumaczenie i prędkość z jaką dodajesz kolejne rozdziały :)
A teraz do rzeczy :)
Rising Sun jest naprawdę dobrym ff.
Lubię bohaterów z tego opowiadania.
Jak zawsze, z całej wathy najbarziej lubię postać Setha.
Jest to przykład "normalnego" nastolatka (jeżeli można go tak nazwać), który jak by nie było i tak jest szczęśliwy z tego co ma :)
Oststnio zachowanie Lei co do sytuacji Jacoba mnie lekko denerwuje.
Dziewczyna powinna walczyc o swoje szczęście, czy wpojenie przeszkadza w przyjaźni ? Wiem że, dla niej moze to być za mało, ale jak on walczy z wpojeniem, ona może się też poświęcić :)
Więcej napisze wieczorem.

pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin