FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Rising Sun[T][NZ][+16] Blackwater 28.11 XX/XXIV Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 12:16, 12 Cze 2009 Powrót do góry

W kanonicznym ujęciu wpojenie traktowane jest jak błogosławieństwo - tak, wilk znajduje swoją idealną waderę i żyją potem długo i szczęśliwie, ale popatrzmy na to realnie. Czy naprawdę, nawet kogoś mocno kochając, chcemy tylko się poświęcać, żeby druga osoba była szczęśliwa? Za wszelką cenę i po własnym trupie? Nie sądzę, a dodatkowo tutaj jeszcze zmiennokształtni muszą dzielić swoją jaźń z watahą - wydaje mi się, że to wzmaga w człowieku potrzebę wyindywidualizowania się, odseparowania i zniechęca do podporządkowania się kolejnym zasadom. Rozumiem skąd wziął się sam pomysł na wspojenie. Idealny partner dla kobiety, to taki, który zawsze wszystko wybaczy, dostosuje się, zmieni i nigdy nawet nie spojrzy na inną, nie odejdzie, nie ucieknie i nie sprzeciwi się, a jednocześnie będzie męskim mężczyzną z szerokimi ramionami, poczuciem humoru i siłą godną herosa, ale przecież źle by to wyglądało, gdyby go zmusić do miłości, więc całe zło tkwi we wpojeniu, ale tak ujętym, że ofiara sama go pragnie i całkowicie się z nim zgadza. Pierdoły. Delikatnie ujmując. Wpojenie może być piękne, ale trzeba je dobrze ująć - zostawić wpojonemu jakiś luz i decyzyjność. Wcale nie dziwię się, że taki facet jak Jake walczy z przymusem - przecież jest alfą - ma silny charakter, nie przywykł do poddawania się, wręcz przeciwnie. A widać, że Nessie wcale nie traktuje go jak księcia z bajki, więc niech walczą z tym oboje - powodzenia.

No i na koniec Leah - nie dziwię się, że tak zareagowała, że neguje. Po prostu boi się, że jeśli zacznie się łudzić i nic z tego nie wyjdzie, to rozczaruje się jeszcze mocniej i zawiedzie dotkliwiej. Po co ma sama robić sobie krzywdę?

Uwielbiam Rose z tego opowiadania - jest inteligentna, ma genialne poczucie humoru i przede wszystkim nie została po raz kolejny wykreowana na pustą lalę z ładną buzią.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Pią 12:19, 12 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
madam butterfly
Dobry wampir



Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 126 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piernikowej chatki

PostWysłany: Sob 11:22, 13 Cze 2009 Powrót do góry

Moja droga, wiesz jaki jest Twój największy problem? Beta Ci nawala Wink To już chyba nie pierwszy raz kiedy nie ma jej, gdy być powinna. Ale składam to na karb moich szkolnych obowiązków i obiecuję poprawę. O. Wink Tyle, że wierzenie w moje obietnice nie zawsze kończy się dobrze, ale o tym sza.

Pozwalam sobie pominąć zachwyty nad talentem tłumaczatorskim (neologizmy rządzą), bo o tym wszystkim już wiesz, a tutaj chodzi przede wszystkim o treść. Skoro będziesz tłumaczyć to autorce, to trza się postarać, bo inaczej dostanę po tyłku i się skończy.

No więc... Zaskoczyło mnie zachowanie Jacoba. Dobrze, że walczy z wpojeniem, bo gdyby tego nie robił, to zostałby kolejnym Jacobem o-mój-boże-nessie-to-cały-mój-świat, a, na miłość Boską, to jest niesmaczne, doprawdy. A tak przynajmniej autorka daje większe pole do popisu sobie i naszym wyobraźniom, więc hm... sama dobrze wiesz, co chodzi mi po głowie.
I teraz wyjdzie ze mnie stary romantyk, bo, do jasnej cholery, Leah i Jacob zasługują na siebie i tylko na siebie, no! I żadna Nessie (która, notabene, ma dziwne skłonności do zobojętniania na widok swojego mężczyzny, za to ożywia się na widok pierwszego lepszego półwampira (wybacz, Nah), co mi się zupełnie nie podoba. Oczywiście, wiele tłumaczy, co nie zmienia faktu, że mi się nie podoba. Powtarza schemat matki, która była z Edziem, a mimo to miała ciągoty do Jacoba. Nieładnie, Ness, nieładnie. )
Ale, wracając do Lei. Widzę, że między nią, a moją ulubioną zimną biczą, Rose, wiąże się nić przyjaźni. Tuszę, że to za sprawą pragnienia dziecka przez obie z pań, aczkolwiek zauważyłam też pewne podobieństwo w ich charakterach. Cóż, ciągnie swój do swego, a zapach nie ma aż takiego znaczenia, jak przypuszczałam dotychczas.
Dobrze, że Leah ma wątpliwości. To nadaje jej ludzkiego wyglądu, kobiecości. Może jestem dziwna, ale kobietą powinna targać niepewność, bo wtedy myśli nad tym, co robi, i może być pewna, że dokonała właściwego wyboru. A wydaje mi się, że wybór Leah będzie nad wyraz trafiony.
Pozostaje mi tylko wyrażać nadzieję, że Jacob szybko się opamięta i zawróci swoje cztery litery do kobiety, która go kocha. Jestem ciekawa, co zaszło na 'rodzinnym spotkaniu', skoro właśnie po nim Jake wyjechał.

Jak to szło? Aaa, tęsknię za starym Jacobem. Serio.


Ave, M.B.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez madam butterfly dnia Sob 11:26, 13 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 11:32, 13 Cze 2009 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba RS pomimo mojej wcześniejszej niechęci do Leah :) Poza tym zaczynam odczuwać szczątkową sympatię do Jacoba, co też jest poniekąd cudem :D Sam pomysł próby zwalczenia wpojenia jest bardzo orgnilany, przez co samo opowidanie jest niezwykle ciekawe i nieprzewidywalne. Poza tym, wszyscy Cullenowie są przedstawieni w bardzo kanoniczny sposób, a Rose z tego ff zdobywa moje serce :D
Samo tłumaczenie jest bardzo dobre, moge porównać z orginałem i powiem, ze jest baardzo dokładne, a tekst nie traci nic ze swojej wartości, nawet zyskuje Wink Moje czytanie orginału skończyło się chyba w tym miejscu więc teraz pozostaje mi tylko grzecznie czekać na dalszą część tłumaczenia.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Vivienne Grace
Człowiek



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:17, 13 Cze 2009 Powrót do góry

No kurde ja to zawsze muszę być ze wszystkim do tyłu...
Pierwsze od czego zacznę, to to iż czuję się oszukana. Ja się już przygotowałam prawda psychicznie, emocjonalnie, duchowo itp. na wiadomo które opowiadania, z resztą zgodnie z rozpiską, a tu bu! Mogłaś uprzedzić, że jesteś nieobliczalna i lepiej się nią nie sugerować :D

Dobrze czas zacząć gadać do rzeczy....no przynajmniej się postaram. Jeśli chodzi o tłumaczenie, to przykro mi bardzo, ale nic nowego Ci nie napiszę, bo ty oczywiście zawsze musisz utrzymywać się w poziomie. To nie fair! Jak ty to tak dobrze robisz, to co ja przepraszam bardzo mam krytykować? No to zaczęłam kombinować co mi się tu w treści nie podoba. I guzik... Niech mnie mój demoniczny guru zje, ale ja naprawdę zaczęłam tu akceptować Jacoba i wogóle wszystkie wilki. Leah podoba mi się przede wszystkim jako zwykła młoda kobieta, mająca typowe miłosne problemy.

Okazało się, że ja z tym wpojeniem wcale się nie myliłam. Od razu coś mi tu nie grało. Chociaż z drugiej strony, to trochę mi przykro, że nie jest to bardziej skomplikowane. Od początku można było przeczuwać, że między Jacobem a Leah coś się święci. Jeszcze to obojętne zachowanie Nessie.
Nie jestem pewna co, ale coś mi trochę nie pasuje z Rosalie. Uwielbiam ją i owszem cieszę się, że jej postać nabrała tu nowego wymiaru, ale jednocześnie czuję tęsknotę za konaniczną wersją. Może i była częściowo pokazana jako pusta barbie, ale jednak miała taką tajemniczą głębie. Była taka niedostępna, wręcz fascynująca. Tutaj jest poprostu, przynajmniej jak dla mnie zbyt normalna. I chwała autorce za brak przesłodzonych Edwarda i Belli. Lubię ich, ale jeżeli znowu miałabym czytać o tym jak to się oni kochają, to ja już wolę żeby ich wogóle nie było.

A i nie do końca zrozumiałam jak można podnosić na duchu, pisząc tylko prawdę, aczkolwiek cieszę się, że mogę się na coś przydać :P
Było pyszne, ale ja nadal jestem głodna, więc już czekam na deserek :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vivienne Grace dnia Sob 21:20, 13 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 20:05, 04 Lip 2009 Powrót do góry

Po pierwsze, dziękuję za konstruktywne komentarze. Jeszcze nie zdążyłam ich przetłumaczyć, ale zrobię to na pewno. :) Wszystko przez małe mianyw moim życiu i co tu ukrywać nawał pracy, następnym razem będę wiedziała, żeby się nie zabierać za trzy rzeczy na raz.
Dziś dam Wam do poczytania niezbetowaną "szóstkę". Madam na wakacjach odpoczywa w słodkiej Italii, umówiłyśmy się, że pokoryguje co nieco po powrocie.
A więc, jak to mawia mój motylek, enjoy! :)
Autorką niezmiennie X5- 452 :)

edit: po motylkowej becie, od dnia 2.08 br.
____

Rozdział 6. Naprawdę powinnam przestać pić...

Stwierdzenie, że Alice była uszczęśliwiona moim zaangażowaniem w ślub Rosalie i Emmetta, byłoby niedomówieniem. Rosalie poinformowała ją o tym fakcie, kiedy wszyscy wrócili z polowania. Alice klasnęła w ręce z podekscytowania, a potem zaciągnęła mnie na górę, do swojego pokoju. Był pięknie urządzony, a jego duże okna wychodziły na las. W pokoju stało wielkie łoże z czterema zdobnymi kolumnami w każdym narożniku i toaletka z wielkim lustrem. Były tam też podwójne drzwi, które, jak przypuszczałam, prowadziły do jej garderoby. Rosalie mówiła mi, że garderoba Alice jest tak wielka, że nawet w najśmielszych snach nie mogłabym jej sobie wyobrazić. Myślałam, że przesadza, dopóki Alice nie rozchyliła drzwi i ukazały mi się rzędy ubrań. Kiedy usadziła mnie przy toaletce, do pokoju weszła Rosalie. Stanęła w drzwiach i wywróciła oczami, po czym posłała mi spojrzenie w stylu: „A nie mówiłam?”
- Zamówiłam już kilka modeli sukni ślubnych, zamówiłam również coś dla ciebie. Od kiedy nie mogłam zobaczyć wesela, pomyślałam, że również będziesz brała w nim udział – powiedziała Alice, pędząc do swojej garderoby. Spojrzałam na Rosalie, która wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu i sunąc powoli, opuściła pokój. Wtedy właśnie Alice powróciła z naręczem ubrań.
- Musisz to przymierzyć, żebym mogła się przekonać, jak na tobie leżą. Rosalie musi zdecydować, jaki motyw przewodni wybrać.
Stałam tam, wpatrując się w sukienki zwisające jej z rąk. Bardzo chciałam, żeby Jacob był tutaj, aby mnie ocalić.
Alice upewniła się, że będę spać u nich przez kilka następnych nocy, co też uczyniłam. Czułam się tak, jakbym była jakąś modelką. Zmuszała mnie do przymierzania sukienki za sukienką, musiałam też prezentować je jak na wybiegu mody przed nią i Rosalie, aby mogły ocenić kiecki. W czwartą noc, kiedy paradowanie dobiegło końca, przeniosłyśmy się w trójkę do salonu, w którym przebywali Emmett, oglądający telewizję i Jasper, czytający spokojnie gazetę. Fotel, w którym zawsze siadałam, był wolny. Przesunęłam się w jego kierunku i skuliłam się na siedzeniu. Jak na istoty, który nigdy nie musiały siedzieć, wiedzieli dokładnie, jak wybrać naprawdę wygodne kanapy.
- Proszę, wilczyco, weź sobie piwo – powiedział Emmett, trzymając dla mnie schłodzone, butelkowane*. Spojrzałam na nie, zaskoczona, ale pociągnęłam duży łyk, kręcąc głową i patrząc na Emmetta z zaciekawieniem.
- Nie będę nawet próbować pytać, dlaczego w domu pełnym wampirów jest, jak na zawołanie, schłodzone piwko - powiedziałam z nutą przygnębienia w głosie, a Alice zachichotała. Wychyliłam do końca zawartość butelki, a Emmett szybko przyniósł mi następną. Już dawno nie piłam piwa, ale najlepsze było to, że czułam się już lekko wstawiona po jednym. To nieprzemienianie się musiało działać, ponieważ kiedy się przemieniamy, nasze ciała odrzucają wszystko, co jest dla nas złe, na przykład alkohol. Nie możemy się nawet upić. Mój gen, odpowiadający za zmiennokształtność, musiał zostać uśpiony. To była wspaniała wiadomość. Byłam całkiem szczęśliwa, kiedy skończyłam następne piwo i wskazałam na Emmetta, żeby przyniósł mi kolejne. Podał mi je z uśmiechem na twarzy.
- Dobry wieczór – uprzejmie zaanonsował się Edward, kiedy wchodzili razem z Bellą przez frontowe drzwi. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - Leah, miło mi.
Nie byłam pewna, czy powiedział to z sarkazmem czy szczerze, ale uśmiechnął się grzecznie i skinął na mnie głową. Bella podbiegła do mnie, a ja oparłam się o krzesło. Wtedy jej zapach dotarł prosto do moich nozdrzy. Nawet Alice nie śmiała podejść tak blisko, a była dotykowcem.
- Czy miałaś jakieś wieści od Jake'a? - Bella spytała delikatnie, a ja wzruszyłam ramionami, próbując jednocześnie odsunąć się powolutku od jej podekscytowanej facjaty. Kątem oka w rogu pokoju dostrzegłam Rosalie, wzdrygającą ramionami ze śmiechu.
- Nie, Seth próbował się z nim skontaktować, ale Jacob go odesłał. Cała wataha ma teraz zakaz przemieniania się do odwołania – wytłumaczyłam. Usta Belli złożyły się w nieme „och”, wyrażające zaskoczenie i zmieszanie.
- Po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego odszedł – wymamrotała do siebie, spoglądając w podłogę. Każdy, kto ją oglądał w tym momencie, zrozumiałby, że czuje się winna, ponieważ Jacob nie był w pełni szczęśliwy tak, jak powinien być. Emmett szturchnął Jaspera swoim potężnym ramieniem, a później mrugnął do mnie, ale zignorowałam go. Przez ostatnich kilka dni osiągnęłam mistrzostwo w ignorowaniu ich insynuacji. Pili do tego, że ja i Jake ciągniemy do siebie i że on pokona wpojenie dla mnie. Cullenowie to wariaci, to wszytko co mam na ten temat do powiedzenia. Emmett jest najgorszy, Jasper przez większość czasu mnie olewał.
- Nikt nie może zrozumieć Jacoba, jest jak enigma - powiedziałam do Belli, próbując polepszyć jej samopoczucie. Westchnęła i w końcu odsunęła się ode mnie, co za ulga!
- Idę poszukać Esme, obiecała, że pouczy mnie hiszpańskiego – odrzekła Bella i używając swojego super wampirzego przyspieszenia, zniknęła na górze. Nawet po tych kilku latach dziwnie było oglądać fajtłapowatą Bellę, która biegała teraz z taką gracją.
Esme, zapomniałam o niej. Nie było jej prawie nigdy w pobliżu, kiedy ja wpadałam do Cullenów, ale gdy już była, zawsze okazywała grzeczność i przychylność. Pytała się, czy jestem głodna lub czy czegoś potrzebuję. Pewnego razu zapytałam Alice i Rosalie, co Esme robi przez te wszystkie dni, a one tylko wskazywały na dach ich domu. O nic więcej nie pytałam.
Ci, którzy pozostali w salonie, siedzieli w milczeniu, co nie było takie złe, ale nie sprawiało też, że można było się czuć komfortowo. Edward udał się do swojego fortepianu i zaczął grać. Nigdy nie przyznałam tego na głos, ale był w tym cholernie dobry. Jego gra zawsze wywoływała u mnie dreszcze. Edward odwrócił głowę w moją stronę i obdarzył mnie swoim zadziornym uśmieszkiem. To była odpowiedź na mój komplement. Rzuciłam mu piorunujące spojrzenie.
Nigdy nie powiem tego na głos, pijawko! I zaprzeczę wszystkiemu, jeśli kiedykolwiek postanowisz to ujawnić, pomyślałam z zaciętością. Edward wydał z siebie niemy chichot i odwrócił się do fortepianu.
Emmett westchnął głośno i głęboko, to był prawie teatralny gest.
- Ale tu nudno! - powiedział bez ogródek, na co Jasper, który relaksował się na kanapie, czytając gazetę, odpowiedział, nie podniósłszy nawet wzroku:
- W takim razie idź i zrób coś ekscytującego, a nas zostaw tu w spokoju.
Poczucie humoru Jaspera było prawie tak samo uprzejme jak Rosalie, z rodzaju tych chamskich, oczywiście. Tak w głębi serca i skrycie, naprawdę go lubiłam. Emmett gapił się na mnie intensywnie. Zastanawiałam się, czy może mam coś na twarzy. Uniosłam rękę i dotknęłam mojego nosa, ale nie czułam go tak, jak zazwyczaj. Super, odrętwiały nos. Byłam na dobrej drodze do częściowego upicia się, a to wszystko po trzech piwach. Och, to był smutny rezultat tej imprezki. Wstydziłam się za siebie. Gdy tylko Emmett podał mi następne piwo, wypiłam je łapczywie. Chciałam udowodnić, że nie jestem takim słabeuszem.
- Wiesz, za czym tęsknię najbardziej z czasów ludzkiej egzystencji? - Emmett powiedział to, prześwietlając mnie swoimi oczami, ale później zdałam sobie sprawę, że patrzy nie tyle na mnie, co na browar, który trzymałam w ręku. - Za PIWEM!
Wszyscy poza mną jęknęli, Edward przestał grać i odwrócił się w stronę brata, wywracając oczami.
- Tylko nie to, Emmett. Nie znowu.
- No, co chcesz, to jest zabawne – Em próbował zachęcić ich do rozmowy. W tym momencie, Jasper odłożył swoją gazetę, co musiało znaczyć, że chce zabrać głos w sprawie. Alice skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, wyglądała na nieco wkurzoną. Rosalie westchnęła i usiadła obok Emmetta.
- Co się tutaj dzieje? - zapytałam, niemal bełkocząc. Emmett odpowiedział z podekscytowaniem:
- To taki rodzaj gry. Nazywa się: „ Za czym tęsknie najbardziej z moich ludzkich dni”.
Łał, wampiry zabawiają się grami, kto by pomyślał.
- O, świetnie – wydukałam, a nie było to łatwe. Potem wzięłam łyk piwa. Piwko było taakie dobre.
- Rose, teraz twoja kolej – powiedział Emmett, klepiąc swoją narzeczoną w plecy z siłą, która wystarczyłaby, żeby śmiertelniczka wyleciała oknem, od mocy odrzutu.
- Tęsknię za nadzieją, że któregoś dnia będę miała dzieci – odpowiedziała pochmurnie, co spowodowało milczenie pozostałych. No cóż, to totalnie zabiło nastrój.
- Ej, powiało głębokim pesymizmem, jesteś wykluczona z tej gry – zripostowałam i zachichotałam. Tym razem, byłam pewna, że mówię niewyraźnie. Cholerne piwo. Emmett, Jasper i Edward patrzyli to na mnie, to na Rosalie. Czekali na sygnały, świadczące o tym, że Rosalie rzuci się na mnie i wyrwie mi serce, ale ona, zamiast tego, roześmiała się.
Nigdy nie powiedziałabym tego na głos, ale kocham śmiech Rosalie. On jest taki melodyjny i migocący, jak przepiękna gwiazda. Usłyszałam prychnięcie za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam Edwarda, który celowo nie zwracał na mnie uwagi.
Edward, przestań podsłuchiwać moich pijackich myśli albo cię zabiję! Zagroziłam mu, ale on zaczął potrząsać ramionami.
- Nawet nie zamierzam pytać, o czym myślisz, że doprowadziłaś Edwarda do takiego rozbawienia – Alice zachichotała na widok wyrazu mojej twarzy i na reakcję Edwarda, który śmiał się w milczeniu tak, aby nie skupiać na sobie uwagi.
- Okej, okej. Tęsknię za możliwością stylizowania włosów tak, jakbym chciała – powiedziała w końcu Rosalie, a Alice spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Ale przecież twoje fale są rewelacyjne – skomplementowała Alice, i faktycznie tak było. Włosy Rose były piękne i bujne. Zazdrościłam szczególnie ich długości.
- Czasami chcę, żeby były proste. Tęsknię za tym, żeby móc je kontrolować – wytłumaczyła się. Chłopcy spojrzeli na siebie, wywracając oczami. Najwyraźniej żal za utratą możliwości układania włosów jest niczym w porównaniu z tęsknotą za piwem.
- Ta gra jest nie fair. Ja nie pamiętam swojego życia sprzed przemiany, więc nie wiem, co straciłam. - Alice wyrzuciła z siebie, jej twarz wyrażała rozdrażnienie. Usiadła na kanapie i spojrzała na Jaspera.
- A ja tęsknię za bekaniem – powiedział Jazz. Wszyscy, łącznie ze mną, spojrzeliśmy na Jaspera ze zdziwieniem. Delikatnie się uśmiechał.
- Mmm... okej, to było dziwne, Jazz – powiedział Emmett. Odwróciwszy wzrok od Jaspera, spojrzał na Edwarda, który westchnął głęboko.
- Ja tęsknię za spaniem i snami – Edward powiedział z powagą. Jak jeden mąż unieśliśmy brwi, patrząc na niego z niedowierzaniem. Jestem pewna, że wszyscy mieliśmy to samo na myśli, kiedy Edward spoglądał na nas spode łba.
- Wiesz, gdybyś nie ożenił się z Bellą, naprawdę miałbym wątpliwości, czy jesteś heteroseksualny – skomentował Emmett ze śmiechem na ustach. Edward chwycił wazę i rzucił nią w głowę Emmetta, ale ten łatwo ją przechwycił i odłożył spokojnie na stolik.
- Tęsknię za byciem dziewczyną – przerwałam im. Technicznie rzecz biorąc, nie byłam już człowiekiem, więc mogłam brać udział w grze. Do takich wniosków, w każdym razie, doszła pijana Leah.
- Mmm, Leah. Nie znoszę wtrącać ci się w zdanie, ale masz cycki, jesteś stuprocentową kobietą – powiedział Emmett, a jego spojrzenie utkwiło na mojej klatce piersiowej. Bezwiednie zasłoniłam się, gdy Rosalie zakryła buzię ręką, aby zakamuflować śmiech. Poważnie zastanawiałam się nad tym, dlaczego Rosalie nie kopnie Emmetta w tyłek za to, że jest takim zboczeńcem, ale wydaje się, że już do tego przywykła, bo często raczył innych takim komentarzami. Poza tym Emmett nigdy nie znalazłby sobie lepszej partnerki od niej, więc nie miała się czego obawiać.
- Wiem, Emmett, że mam cycki, są przymocowane do mojej klatki piersiowej – skomentowałam zgryźliwie.
- Próbuję ci tylko powiedzieć, że masz wspaniałe, kobiece ciałko. Nie ma szans, żeby ktoś pomyślał, że nie jesteś dziewczyną. - Prawie się zarumieniłam po tym komplemencie, pomijając to, iż był odrobinę przerażający. Wiedziałam, że Emmett stara się tylko, żebym lepiej o sobie myślała. Taki po prostu był: duży, wręcz ogromny, ale, pod całą tą tężyzną fizyczną, delikatny.
- Dziękuję bardzo, Emmett, ty zboczeńcu – wysyczałam w jego kierunku. Emmett wyglądał na zakłopotanego. Świetny kumpel, on naprawdę starał się polepszyć mi humor tą podnoszącą na duchu gadką: masz gorące ciało.
- W takim razie, co to znaczyło?
- Tęsknię za wychodzeniem na miasto, na kolację, do klubu z moimi koleżankami. Tęsknię za piżamowymi imprezami, za umawianiem się na randki, tęsknię za długimi włosami – moja ręka powędrowała w górę, aby pobawić się końcówkami moich krótkich włosów, które teraz sięgały do ramion. Potem kontynuowałam:
- Mój ojciec mawiał, że kobiece włosy to ich chwalebne ukoronowanie. Sam zmusił mnie, żebym ścięła moje. Powiedział, że są rzeczy, które muszę poświęcić dla watahy, na przykład swoją próżność, aby być jedną z nich. Przepłakałam wiele dni. Paczka nie mogła już znieść słuchania moich żali nad straconymi włosami, ale oni nie rozumieli, ile one dla mnie znaczyły, tylko Seth to wiedział.
Nagle zdałam sobie sprawę, gdzie jestem i kim jestem, dlatego zamilkłam. Nie mogłam uwierzyć w to, że byłam tak otwarta i szczera w obecności zgromadzenia wampirów. Nigdy nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, jaka byłam słaba i co naprawdę czułam. Nie chciałam, żeby ktoś widział mnie w takim stanie.
- Robi się późno – Alice powiedziała łagodnie. Jej zimna dłoń potargała moje włosy, wzruszyłam ramionami.
- Przestałam się przemieniać. Mam nadzieję, że moje ciało powróci do naturalnego trybu działania tak, jak było przed zatrzymaniem procesu starzenia się – powiedziałam, starając się, żeby w moim głosie nie było zbyt wiele nadziei. Nienawidziłabym tego, że pokładam w tym tak wiele wiary, a później nic się nie zmieni.
- To dobrze - wyszeptała Rosalie, potakując głową w geście aprobaty. Z jakiegoś powodu, poczułam, że zaraz się rozpłaczę. Malutka łza spłynęła po moim policzku, ale nikt na mnie nie patrzył, więc szybko ją starłam. Pieprzone piwo, zawsze stawałam się płaczliwa po alkoholu. Teraz mogłam myśleć tylko o tym, jaka jestem samotna i smutna. Podzieliłam się moimi najgłębszymi i najbardziej mrocznymi uczuciami ze zgrają wampirów. Czułam się zażenowana.
- Wiem, czego mi brakuje – powiedziała w końcu Alice. - Tęsknię za możliwością płakania.
- Nigdy za tym nie tęskniłam. Gdybym mogła do końca życia nie płakać, byłabym szczęśliwa. – odpowiedziałam i wstałam – Muszę iść, na razie.
Nie przychodziłam do Cullenów przez kilka dni. Nie mogłabym teraz stanąć z nimi twarzą w twarz, nie po tym, jak zrobiłam z siebie totalną idiotkę. Alice wysłała mi esemesa, że za mną tęskni. To wywołało uśmiech na mojej twarzy. Natomiast Rosalie napisała do mnie: Przyjdź natychmiast, zanim sama się zjawię po ciebie, mamy do przedyskutowania przygotowanie ślubu. Prosto z mostu, taka była Rosalie. Seth musiał zauważyć, że jestem bardziej przybita niż zazwyczaj, ponieważ po pięciu dniach narzuconego samej sobie wygnania, zapukał do drzwi i wszedł do mojego pokoju.
- O, pukałeś – powiedziałam, zaskoczona. Spojrzałam na niego, z perspektywy mojego łóżka. Seth uśmiechnął się do mnie, kiedy wyszeptałam: - Miałam nadzieję, że nie zapukasz. Mogłabym wtedy użyć komentarza, jaki dla ciebie zachowałam.
- Sorry, że cię zawiodłem, siostrzyczko – odpowiedział, wciąż śmiejąc się oraz nie pokazując skruchy. Wskoczył na łóżko i usiadł przy mnie. Wydałam z siebie cichy pomruk i posunęłam się, żeby mógł się wygodniej usadowić.
- Czego ode mnie chcesz? - wyjęczałam, jednocześnie zatopiwszy głowę w poduszce.
- Renesmee chciała, żebym przypomniał ci o dzisiejszej kolacji w domku – odpowiedział poważnym tonem, na co ponownie jęknęłam. Cholera, zapomniałam o tym. Świetnie, teraz muszę spotkać się z Edwardem, który słyszy wszystkie moje myśli. Rewelacja, po prostu nie mogło być lepiej.
- Okej.
Oczekiwałam, że teraz Seth wstanie i wyjdzie, ale zamiast ruszyć swój szacowny tyłek, nadal siedział i wpatrywał się we mnie.
- Cullenowie martwią się o ciebie. Powiedzieli, że nie pojawiłaś się u nich prawie od tygodnia - dodał, marszcząc brwi. Ten grymas spowodował, że wyglądał na starszego, niż był w rzeczywistości. Oczy mu pociemniały, kiedy zapytał: - Leah, czy oni cię skrzywdzili, czy coś ci zrobili?
Widok jego zatroskanej twarzy spowodował, że zachciało mi się płakać. Nie mogłam uwierzyć w to, jak bardzo jestem rozstrojona emocjonalnie ostatnimi czasy. W jednej minucie jestem szczęśliwa, a zaraz potem smutna. Mój stan można by nazwać emocjonalnym roller coaster'em.
- Nie, Seth. Oni byli dla mnie bardzo uprzejmi, to ja jestem szalona. Przejdzie mi jutro albo za niedługo – obiecałam mu, wiedząc, że chodzi tylko o tą sytuację, kiedy pokazałam im swoją prawdziwą twarz. Mam nadzieję, że nie podejmą dziś tego tematu, żebym nie musiała w dalszym ciągu czuć się zażenowana. Seth nie wyglądał na uspokojonego, niezależnie od tego, czy mi wierzył.
- Okej. Jesteś pewna, że wszystko w porządku?
- Tak, nic mi nie jest. Po prostu czuję się trochę głupio, ale przejdzie mi - przyznałam nieśmiało. Seth klepnął mnie w plecy i myślałam, że tym razem już sobie pójdzie, ale został.
- Tęsknisz za Jake'm, prawda? - zapytał delikatnie.
- Oczywiście, że tak – odpowiedziałam z nutą smutku. Seth nie wiedział, jak bardzo za nim tęsknię.
- On niedługo wróci. Po prostu to wiem. - Seth starał się dodać mi otuchy, schyliwszy się, by pocałować mnie w czoło. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, dopóki nie zobaczyłam jego twarzy wykrzywionej w grymasie z obrzydzenia. - Tak na marginesie, kocham cię, ale naprawdę przydałoby się, żebyś umyła włosy, śmierdzą.
Uderzyłam go w ramię, a on się zaśmiał się w chwili, gdy udało mu się zrobić unik przed kolejnym ciosem. Zaraz po tym wybiegł z pokoju.

***

Później, tego wieczora, kiedy założyłam parę jeansów i top i byłam już gotowa do wyjścia na kolację w domku Edwarda i Belli, moja komórka zaczęła dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam nieznajomy numer. Rozsunęłam telefon, żeby odebrać.
- Hej, Lee – znajomy głos odezwał się po drugiej stronie. Serce podskoczyło mi do gardła.
- Jacob? To ty? - zapytałam zszokowana. Usłyszałam delikatny uśmieszek w odpowiedzi na moją reakcję.
- Tak. Chciałem tylko usłyszeć twój głos – powiedział tęsknie. Moje serce zaczęło bić coraz szybciej. Dlaczego mówił do mnie takie rzeczy?
- Bardzo dobrze, że dzwonisz, czy wszystko w porządku? - zapytałam troskliwie i usłyszałam, jak wzdycha.
- Nic mi nie jest – powiedział nieobecnym głosem, ale brzmiał, jakby cierpiał.
- Tęsknię za tobą – powiedziałam szybko. Moje usta wypowiedziały te słowa, zanim zdążyłam się powstrzymać. Oj, głupia ja, głupia. Dlaczego ciągle mówię takie rzeczy?
- Ja za tobą też – Jacob odpowiedział poważnym tonem, a potem wyszeptał swoje pożegnanie. Jego głos zabrzmiał niesamowicie męsko. - Kocham cię, Lee.
- Jacob! - krzyknęłam płaczliwie do słuchawki, ale on się już rozłączył. Wpatrywałam się w telefon:
- Ja też.

***

Pojechałam Rabbitem do willi. Jacob zostawił samochód pod moją opieką, więc używałam go jako środka transportu, od kiedy przestałam się przemieniać. Renesmee otworzyła drzwi, gdy tylko w nie zapukałam. Przywitała mnie szerokim uśmiechem.
- Tak się cieszę, że mogłaś przyjść, Leah – powitała mnie radośnie, prowadząc do środka. Wszedłszy do salonu, ujrzałam czekających tam Bellę i Edwarda. Bella dziwnie się do mnie uśmiechnęła i pomachała, a Edward pochylił głowę w geście przywitania.
- Dobry wieczór, Leah – powiedział grzecznie, jego głos brzmiał tak gładko. Uśmiechnęłam się lekko. Boże, jak niekomfortowo się wtedy czułam. Edward wychwycił tą myśl i w odpowiedzi pokręcił głową tak, jakbym była głupiutka.
- Leah, jest nam niezmiernie miło, że mogłaś przyjść dzisiaj do nas na kolację – Bella powiedziała słodko, a ja wzruszyłam ramionami.
- To żaden problem – odpowiedziałam.
Renesmee usadziła mnie przy stole i usiadła obok mnie. Bella i Edward przynieśli platery z jedzeniem i ułożyli je na stole. Renesmee zaczęła serwować posiłek, a ja spojrzałam na Edwarda i Bellę, którzy tylko stali w miejscu.
No tak, to wcale nie jest dziwne – pomyślałam obserwując twarz Edwarda. Jego usta wykrzywiły się.
- To trochę dziwne siedzieć tutaj, kiedy wy w dwójkę patrzycie, jak my jemy – powiedziałam do nich, a Bella cicho zachichotała, zakrywając buzię ręką.
- A wolałabyś, żebym wziął gryza ciebie? - wycedził Edward i zaśmiał się. Spoglądałam na niego zszokowana.
- Czy ty właśnie zażartowałeś? Serio? - zapytałam z niedowierzaniem i spojrzałam na Renesmee, która rechotała i przytaknęła.
- Czasami to robi – wyznała żartobliwie, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- No cóż, my już pójdziemy na polowanie, bawcie się dobrze – powiedział Edward. Oboje zatrzymali się koło Renesmee, by pocałować ją w głowę, a później zniknęli za frontowymi drzwiami.
Poczułam się znacznie lepiej, kiedy zdałam sobie sprawę, że zostaniemy same z Renesmee. Zaczynałam lubić tą dziewczynę, nawet pomimo tego, że tak naprawdę nie chciałam. Była słodka, uczciwa i doskonała. Teraz rozumiałam, dlaczego pozostałe wampiry kochały ją do szaleństwa. Podczas obiadu rozmawiałyśmy i dzieliłyśmy się historyjkami o Jacobie. Renesmee chciała dowiedzieć się czegoś o moim dzieciństwie, więc opowiedziałam jej, jak dorastało się w La Push, o Seth'cie i o moich rodzicach. W jakiś sposób udało jej się przekonać mnie do opowiedzenia o Samie i Emily. Byłam pozytywnie zaskoczona, kiedy odkryłam, że nie rani mnie wymawianie ich imion. Przeniosłyśmy się do salonu i rozsiadłyśmy się na kanapie na kilka godzin.
- Podziwiam cię, Leah, szczerze – Renesmee powiedziała z zachwytem, a ja obdarzyłam ją półuśmiechem.
- Naprawdę?
- Miałaś możliwość w pełni dorosnąć w swoim życiu – kontynuowała. Była pod wrażeniem, wzruszyłam ramionami. Mnie nie wydawało się, że przez ten czas zrobiłam coś specjalnego.
- Tak, takie jest życie. Zdarzają się w nim złe rzeczy, zdarzają się i dobre. Musisz sobie radzić ze wszystkim, co spotka cię na twojej drodze i te doświadczenia życiowe pomagają ci dorosnąć – powiedziałam lekceważąco, a Renesmee westchnęła z niezadowoleniem.
- Jestem tutaj tak chroniona, że nigdy nie będę miała szansy dorosnąć w taki sposób, jak ty mogłaś – powiedziała. Zabrzmiała grubiańsko, wyczuwało się w jej głosie rozczarowanie. Gapiłam się na nią, zaskoczona. Zabiłabym się, żeby mieć taką rodzinę, tak dużą i taką opiekuńczą jak jej. Ona nie zdaje sobie sprawy, jakie ma szczęście. Ma matkę i ojca. Oddałabym wszystko, żeby mieć z powrotem mojego tatę.
- To wcale nie jest takie złe, kiedy ktoś się o ciebie troszczy.
Renesmee musiała wyczuć, że myślę, iż ona wydaję się być niewdzięczna, ponieważ zaraz pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Wiem, że brzmię, jakbym była samolubna, ale... Ja po prostu chcę sama o sobie decydować, chcę doświadczyć życia, w taki sam sposób jak oni wszyscy. Nie chcę takiego pół- życia jak teraz.
- Kiedyś dostaniesz swoją szansę – powiedziałam zachęcająco, a Renesmee głęboko zaczerpnęła powietrza.
- Mam nadzieję.
Ktoś zapukał do drzwi, więc Renesmee podniosła się, żeby otworzyć. Wyczułam, kto to był, zanim otworzyła drzwi i zmrużyłam oczy.
- Nessie, Leah, jak się macie – powitał nas obie Nahuel, gdy wchodził do środka z Renesmee, podążającą za nim.
- Cudownie – Renesmee odpowiedziała, śmiejąc się uroczo, Nahuel zwrócił swoje oczy w moją stronę.
- Świetnie – powiedziałam mdło, gapiąc się na niego. Nie mogłam znieść tego, jak jego wzrok był skupiony na Renesmee. Ona była zajętą kobietą. Nieformalnie, oczywiście. Jacob i Renesmee nie byli nawet oficjalnie parą, ale jej przyszłość została już zaplanowana z Jacobem, więc z technicznego punktu widzenia była zajęta.
- Zastanawiałem się, czy chciałabyś pójść na polowanie później, Nessie? - Nahuel zaadresował swoje słowa do niej. Oczy Nessie rozświetliły się niczym choinka na święta Bożego Narodzenia.
- Z wielką chęcią, daj mi tylko chwilkę na przebranie – odpowiedziała z uśmiechem. Nahuel przytaknął, jego uśmiech był dziki. Wyglądał niezwykle przystojnie, kiedy się śmiał. Teraz wiem, dlaczego Nessie wygląda na oszołomioną, gdy on na nią patrzy.
- Pewnie, spotkajmy się zatem przed domem.
Nahuel zbierał się do wyjścia, a ja chciałam z nim porozmawiać zanim odejdzie. Była kwestia, którą musieliśmy przedyskutować, zanim sprawy między nim a Nessie zajdą za daleko.
- W takim razie ja się zbieram, Renesmee. Dzięki za dzisiejszy wieczór - odpowiedziałam szybko. Renesmee pochyliła się i przytuliła mnie. Byłam zaskoczona tą bliskością, więc niezgrabnie poklepałam ją po plecach.
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że niedługo wpadniesz znowu. Tyle znaczysz dla Jacoba, naprawdę chciałabym cię lepiej poznać - odparowała Renesmee, a ja obdarzyłam ją uśmiechem.
- Do zobaczenia – powiedziałam, a następnie śpiesznie udałam się na zewnątrz w nadziei, że uda mi się złapać Nahuela.
- Nahuel, mogę z tobą porozmawiać? - zawołałam. Nahuel odwrócił się w moją stronę i poczekał, aż go dogonię. Spojrzałam jeszcze za siebie na willę, potem chwyciłam go za ramię i odciągnęłam dalej od domu. Nie mogłam ryzykować, że Renesmee nas usłyszy.
- W czym mogę ci pomóc, Leah? - zapytał grzecznie. Jego głos był głęboki i męski. Złożyłam ręce na krzyż, żeby zyskać więcej respektu.
- Renesmee jest wpojeniem Jake'a – zaczęłam, a Nahuel uniósł brwi, spojrzawszy na mnie. Był przystojnym facetem, nie mogłam temu zaprzeczyć. Żadna dziewczyna by mu się nie oparła. Nie widziałam powodu, dlaczego nadal podrywa Renesmee, jeśli z taką łatwością mógłby znaleźć sobie jakąś chętną.
- Jestem tego świadomy.
- Chcę się tylko upewnić, że wiesz o tym – powiedziałam, później mój głos zabrzmiał groźnie, kiedy dodałam: – A żeby upewnić się, że wiesz, musisz być świadomy, że jeśli wejdziesz im w drogę i zamącisz ich przyszłe szczęście, nie zawaham się dokonać na tobie mordu.
- Naprawdę ci na nim zależy - skomentował Nahuel po chwili milczenia, na co ja przytaknęłam.
- Oczywiście – wpatrywałam się w niego i warknęłam ostrzegawczo: – dlatego właśnie mówię ci, żebyś trzymał się z daleka od Renesmee.
- Nie mogę tego obiecać, kocham ją – powiedział z łatwością. Mogłabym podać mu rękę. Oboje kochamy ludzi, z którymi nie możemy być.
- Więc jeśli ją kochasz, pozwolisz jej być z mężczyzną, który został dla niej przeznaczony – odpowiedziałam ekspresywnie, a Nahuel zacisnął usta. Nie dałam mu okazji powiedzenia czegoś więcej, bo pobiegłam do Rabbita. Włączyłam silnik, wrzuciłam odpowiedni bieg i odjechałam sprzed domku, zostawiając Nahuela, który stał w osłupieniu i śledził wzrokiem moje poczynania.

***

Nie chciałam jeszcze wracać do domu. Chciałam zostać na chwilę sama, dlatego pojechałam na plażę. Kiedy byłam dzieciakiem, mój tata miał w zwyczaju zabierać mnie na spacery po plaży. Lubiłam tam chodzić, szczególnie wieczorami. Teraz fajnie było pobyć samemu. Nie wiedziałam, że Nahuel kocha Renesmee, to spowoduje, że wszystko będzie bardziej skomplikowane. W miarę łatwo było powiedzieć sobie, że nie kocham Jacoba i schować swoje uczucia głęboko, ale teraz o wiele trudniej będzie utrzymać Nahuela z dala od Renesmee.
- Lee! - znajomy głos zawołał mnie, kiedy szłam wzdłuż plaży. Odwróciłam się, a moje serce waliło jak oszalałe.
- Jake, wróciłeś! - wykrzyczałam, biegnąc, by chwycić go za szyję rękami. Śmiał się i zakręcił się ze mną dookoła. Odstawił mnie na ziemię, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Tak dobrze było go widzieć. Usiadłam na piasku, moje kolana zrobiły się miękkie. Jake wrócił, nie mogłam w to uwierzyć. Chciałam to wykrzyczeć z samego wierzchołka góry.
- Tęskniłem za tobą, Lee – powiedział to, zbliżając się do mnie, by otoczyć moje ramiona ręką. Przytulił mnie mocno do swojego nagiego torsu. Oparłam głowę na jego ramieniu, a on pocałował mnie delikatnie we włosy.
- Ja też za tobą tęskniłam – wyszeptałam i podniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć – znalazłeś to, czego szukałeś?
Jake rzucił swoje spojrzenie w kierunku oceanu, z jego twarzy można było wyczytać napięcie.
- W pewnym sensie.
- Obojętnie. Cieszę się, że wróciłeś.
I tak było naprawdę. Teraz, kiedy Jacob wrócił, nie muszę się martwić o to, żeby utrzymać Renesmee z dala od Nahuela.
- Ja też się cieszę, brakowało mi ciebie – wyszeptał, całując mnie ponownie w głowę.
- Już to mówiłeś – zaśmiałam się, a Jake przygarnął mnie jeszcze bliżej.
- To nie zmienia faktu, że to prawda – odpowiedział skąpo. Zerknęłam na niego i zmarszczyłam brwi.
- Jesteś jakiś dziwny, Jacobie Black – skomentowałam, a on tylko szeroko się uśmiechnął.
- Opowiedz mi o wszystkim, co się stało, kiedy mnie nie było – poprosił, kładąc się na piasku. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i opowiadałam o planowanym ślubie Rosalie i Emmetta, o kolacji u Renesmee, o zaproszeniu mnie na wampirzy ślub i obłędnej garderobie Alice. Zostaliśmy na plaży aż do świtu.

____
* stubby- to butelka piwa o pojemności 375 ml

Komentarze mile widziale, motywują! :) Jestem ciekawa, jakie są Wasze opinie co do przebiegu akcji.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Nie 20:04, 02 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Seanice
Człowiek



Dołączył: 29 Cze 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:29, 05 Lip 2009 Powrót do góry

Bardzo mi się podoba to FF. Jest po prostu cudowne. Podoba mi się postawa Leah, w tym opowiadaniu jest całkiem inna niż w powieści S.Meyer. Jacoba lubiłam, lecz przeż to ff polubiłam go jeszcze bardziej. Podoba mi się, że Jake próbuje zwalczyć wpojenie i to, że kocha Leah. Mam dośc tych związków Nessie + Jacob, Bella + Edward, Alice + Jasper i tak dalej. Nie wyłąpałam błędów, bardzo podoba mi się styl pisania autorki, tak lekko się czyta. Jestem pełna podziwu dla tłumaczki. No cóż pozostaje mi życzyć chęci do pisania dla autorki, i tłumaczenia dla ciebie.
Pozdrawiam Seanice.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 23:35, 06 Lip 2009 Powrót do góry

Długo zbierałam się do skomentowania tego rozdziału i muszę przyznać, że tym razem nie dopisała mi wena komentatorska - przepraszam. Po prostu muszę najwyraźniej poczekać na kolejną część, w której mam nadzieję wszystko ruszy bardziej do przodu. Cenię Rising za kreację Setha, Rose i Edwarda. Autorka poprawiła to, co popsuła Meyer. I poprawiła to w bardzo szczególny sposób - chwała jej za to. Tyle dobrego, że Jake już wrócił! Teraz będzie już tylko lepiej. Prawda?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 16:45, 08 Lip 2009 Powrót do góry

Kolejne rozdziały bardzo się starają aby zwiększyć moją sympatię do Leah ;] W tym opowiadaniu najbardziej podobają mi się postacie. Każda jest bardzo wyrazista. Czytając mam wrażenie, że autorka wzięła z postaci Mayer najlepsze cechy i je pogłębiła. Uwielbiam takiego Emmeta i Jaspera, a Rose wreszcie przypomina człowieka a nie pustą lalę. Poza tym zaczynam naprawdę lubić rozmowy Leah i Edwarda. Zawsze wywołują uśmiech na mojej twarzy ^^
Teraz jestem ciekawa co wymyśli Jacob. Czy uda mu się zwalczyć wpojenie? Bardzo podoba mi się nietypowe spojrzenie na związek Renesmee i Jake. Wreszcie widać, że mają jakieś wątpliwości a nie na wszystko zgadzają się bez bicia.

Poza tym naprawdę podoba mi się język którym pisze autorka, jest lekki, ale ma swój własny charakter. Pewnie sporo w tym Twojej roboty Wink
Tłumaczenie jest bardzo dobre, jak już wielokrotnie pisałam :)
Zaczynam coraz niecierpliwiej wyglądać kolejnych rozdziałów ^^
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Agness91
Nowonarodzony



Dołączył: 18 Cze 2009
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Turów

PostWysłany: Czw 21:58, 09 Lip 2009 Powrót do góry

Jacob wrócił i to jego zachowanie wyraźnie( przynajmniej dla mnie) wskazuje na to że teraz bardziej "zajmie" się Leach ;D NARESZCIE ;D

Bo jaką przyszłość ma wilkołak z pół-wampirem??
Bardziej pasują relacje wilkołak-wilkołak, pół-wampir z pół-wampirem ;D
Idealne zestawienie ;D
A Leach i tak będzie mieć dzieci... Wink
Co do tłumaczenia to jest po prostu boskie i choć bez bety, to nawet tego nie zauważyłam.
GRATULACJE!!! xD
Pozdrawiam Agness. :D :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mille
Wilkołak



Dołączył: 12 Kwi 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Wschodu, nie wiadać? xd

PostWysłany: Sob 12:40, 11 Lip 2009 Powrót do góry

Bardzo fajne opowiadanie. Strasznie polubiłam Leę, więc nie mogłam oprzeć się pokusie przeczytania tego ff:> Będę trzymac kciuki, aby wkońcu była z Jake'em, bo szczerzę nieznoszę wątku Nessie&J w BD. Ciekawa jestem jak rozwiąże się sprawa wpojenia. Do tej pory myślałam, że to coś świetnego, ale po przeczytaniu tych kilku rozdziałów zaczynam się zastanawiać nad tym "przeznaczeniem"... Wydaje mi się, że dla wilka wpojenie nie jest problemem, ponieważ czuje to całym ciałem/duszą/sercem (choć Jake jak wiadac nie jest zachwycony tym), ale jakoś dziwi mnie to, że osoba, w którą się wpaja musi na to przystać i zaakceptować...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 13:34, 11 Lip 2009 Powrót do góry

Moje drogie, cieszę się, że Leah zdobywa dzięki temu opowiadaniu Waszą sympatię.
Jeśli zaś idzie o wpojenie, to jak słusznie zauważyłaś, Mille, Jacob choć jest wilkołakiem nie traktuje wpojenia jak inni jego pobratymcy.
Widocznie punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. Dla niego wpojenie jest czymś co zniewala i zmusza do pokochania kogoś na ślepo.
Już w książce widać było u niego wątpliwości. Był ewidentnie zakochany w Belli, a jednak się w nią nie wpoił. Myślę, że Meyer poszła na łatwiznę i dała ciała, kiedy pokazała nam wpojonego Jacoba, który bezgranicznie wielbił Nessie. To było, jakby wbrew jego naturze. Koleżanka Kristine naprawia ten błąd i podejmuje ciekawy temat walki z wpojeniem.
Mogę tylko powiedzieć, że jest coraz ciekawiej. :) Mam już przetłumaczone grubo ponad połowę kolejnej części, więc spodziewajcie się niedługo kolejnej uczty. :)
Pozdrawiam i dziękuję za komantarze. Cieszę się, że mam stałe grono odbiorców. :) Uwielbiam Was i Wasze konstruktywne komentarze. :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asha
Wilkołak



Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A gdzie Seth? ^^

PostWysłany: Sob 21:29, 11 Lip 2009 Powrót do góry

wow! To opowiadanie jest super, świetne, boskie :P
Jestem szczęśliwa, że postanowiłaś je tłumaczyć Wink
jestem tak zafascynowana czytaniem, że niestety nie jestem w stanie dostrzec jakichkolwiek błędów i w ogóle nic poza tekstem nie widzę Wink
Z niecierpliwością czekam na więcej rozdziałów
Pozdrawiam ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 22:39, 11 Lip 2009 Powrót do góry

Oo, cieszę się Asha, że zamieściłaś swój komentarz (i że opowiadanie Ci się podoba, oczywiście) ponieważ właśnie zamierzałam usunąć swój post, żeby zamieścić kolejną część ff i żeby się wyświetliła jako "nowość" :)
Spontanicznie dedykuję Ci kolejną część, w nadziei, że zostaniesz dłużej przy moim tłumaczeniu. :)

Proszę, oto kolejny chapter.
Napisany przez: X5-452
Przetłumaczony: tradycyjnie przeze mnie, hehe
edit: Betowała: madam butterfly po powrocie z urlopu Wink

Oj będzie się działo, będzie! Twisted Evil

____

Rozdział 7. Nieprzemienianie się jest do d...

Pojawiłam się pod drzwiami domu Cullenów, ale zatrzymałam się, kiedy usłyszałam głos dobiegający z wewnątrz. Ktoś wykrzyknął z obrzydzeniem:
- Cholera, Rose, co to za okropny smród?
- To pewnie ja – powiedziałam sucho, wchodząc do domu. Rose, Alice i Bella siedziały na kanapie w towarzystwie wampirów płci żeńskiej. Rozpoznałam, że są z klanu Denali, z Alaski. Kate, Tanya i Carmen.
- Och. – Kate wyglądała na wystarczająco zażenowaną, więc postanowiłam, że nie obdarzę jej mroźnym spojrzeniem. Zamiast tego przewędrowałam przez salon, aby usiąść sobie w moim fotelu. Zauważyłam, że żaden wampir teraz w nim nie siada, najprawdopodobniej przez mój zapach, który w niego wsiąknął. Ta myśl przywołała uśmiech na mojej twarzy. Spojrzałam na Alice, machała z podekscytowaniem w moim kierunku, natomiast Rosalie uniosła brew. Delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy. Bella również uśmiechnęła się do mnie, zaczęła się czuć swobodniej w moim towarzystwie od czasu mojego załamania. Wydaje mi się, że przestałam być w jej oczach taka straszna. Nie widziałam ich od tamtego wieczora.
- Słuchajcie, to jest Leah. Będzie jedną z moich druhen, i nie martwcie się, przyzwyczaicie się do jej zapachu – powiedziała Rosalie, mrugając do mnie, a ja wywróciłam oczami. Och, biedactwa, muszą znosić mój zapach, czas postawić kawę na ławę:
- Wy też śmierdzicie dla mnie, więc to nie jest tak, że tylko wy tu cierpicie. Przynajmniej jesteście skazani na zapach tylko jednej spośród moich, tymczasem ja muszę sobie poradzić z wonią waszej piątki, zebranej w jednym pomieszczeniu – zripostowałam, wtrącając swoje trzy grosze. Rosalie obdarzyła mnie swoim zadziornym uśmieszkiem.
- Ale ty zawsze masz na sobie też zapach Jacoba, więc to jest tak, jakby woń Bety złączyła się z odorem Alfy, co daje nam wyjątkowo silną mieszankę – odpowiedziała Rosalie, trzymając się za nos z dramatyzmem. Pozostałe wampiry przerzuciły swój wzrok na mnie w oczekiwaniu na odzew. Było oczywiste, że nasze przekomarzanie dostarcza im frajdy.
- Ugryź mnie! - wyszczekałam* w jej kierunku, ale ona tylko zaśmiała się dziko.
- Nie zwykłam konsumować psów – wyrzuciła lekceważąco, no co ja wystawiłam jej język jak dzieciak. Kate i Alice chichotały, a ja na powrót usadowiłam się w fotelu. To było takie normalne i miłe, czułam się jakbym była w domu.
- Jake wrócił, jest teraz w domku – poinformowałam ich tak zachowawczo, jak to było możliwe. Bella wstała i wystrzeliła z pokoju, zanim zdążyłam dokończyć zdanie. Rosalie poruszała znacząco brwiami, patrząc na mnie, dopóki nie rzuciłam w nią poduszką. Alice chwyciła książkę i otworzyła ją, podekscytowana.
- Musimy tylko ustalić szczególiki dotyczące wesela. Teraz, kiedy Jake wrócił, uroczystość może odbyć się wcześniej niż planowaliśmy. - oświadczyła zadowolona Alice, później zaczęła wgryzać się w te detale do omówienia.
Wyłączyłam się, kiedy Alice zaczęła mówić. Byłam już wcześniej na ślubie, więc znałam podstawowy harmonogram takiej imprezy. Miałam problem z moją sukienkę druhny, więc Alice chciała, żebym ją przymierzyła, wtedy ona będzie mogła ją poprawić. Nalegała, abym rozebrała się w pokoju pełnym wampirów i założyła sukienkę, ale ja zdecydowanie odmówiłam. Nie stanę nago przed wampirami! Rosalie widziała już więcej, niżbym chciała, żeby jakikolwiek wampir kiedykolwiek oglądał. Wzięłam sukienkę i poinformowałam ją, że moja mama ją dopasuje. Zrobiła kwaśną minę, ale i tak pozwoliła mi zabrać suknię. Wydaje mi się, że zaczęła mi ufać, co było całkiem miłe. Gadałyśmy jeszcze chwilkę. Pomijając pierwsze wrażenie, dostrzegłam, że Kate jest zabawna.
Była nie aż tak wredną wersją Rosalie, więc świetnie się dogadywałyśmy. Tanya była o wiele bardziej spokojna i przygnębiona. Kate powiedziała mi później na ucho, że Tanya przypominała bardzo Alice, ale bardzo źle przeżyła śmierć Iriny. Carmen była raczej introwertyczką, ale zachowywała się niezwykle uprzejmie. Przypominała mi tym Esme.
Drzwi wejściowe otworzyły się i poczułam zapach Emmetta, Jaspera, Nahuela i Edwarda, wchodzących do domu.
- Uuu, niezły ładunek estrogenów się tu skumulował – powiedział głośno Emmett, potem stanął w salonie. Posłał mi uśmiech, po czym chwycił się za nos. - I przytłaczający zapach mokrego psa.
- Jesteś już martwy, Emmett – warknęłam, wystrzeliwszy z fotela, aby wskoczyć na jego plecy. Wybuchnął śmiechem, niczym się nie przejmując.
Nie miałam za wiele możliwości poza wiszeniem na nim. Jeśli go uderzę, złamię sobie rękę. Głupia, marmurowa skóra. Rozważałam wyłaskotanie go, ale nie byłam pewna, czy wampiry mają łaskotki. Później zastanawiałam się, czy jestem w stanie wkurzyć go na amen, jeśli będę na nim wisiała tyle, ile się da.
- Nie zadziała – wymruczał Edward. Westchnęłam bezradnie. Nieprzemienianie się jest do d....
- Miło cię widzieć, Leah – powiedział Jasper, spoglądając na mnie z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Oddałam uśmiech z tego miejsca, w którym się znajdowałam, czyli z pleców Emmetta. Em próbował mnie sięgnąć i złapać, ale wyślizgiwałam się z jego rąk.
- Nie możesz go wyprowadzić z równowagi, Leah. To niemożliwe, Emmett jest mistrzem – powiedziała sucho Rose, wywracając oczami. Emmett przytaknął, a na jego facjacie zagościł szeroki uśmiech.
Westchnęłam, rozczarowana i ześlizgnęłam się na podłogę, a potem ponownie zasiadłam w swoim fotelu.
- Cześć, Leah – grzecznie odezwał się Nahuel. Zmierzyłam go podejrzliwie, ale uśmiechnęłam się.
- Cześć, Nahuel – odpowiedziałam, starając się być miła. Chciałam go nienawidzić, ale nie mogłam. Jak mogłabym darzyć kogoś taki uczuciem za zakochanie się? Wiedziałam lepiej niż ktokolwiek, że miłość zakrada się do nas niepostrzeżenie.
Nagle zdałam sobie sprawę, że skoro Edward, Bella i Nahuel są tutaj, to znaczy, iż Renesmee z Jacobem zostali razem sami w domku i robią Bóg wie co. Natychmiast poczułam ból żołądka, muszę się stąd wydostać!
- Muszę już iść, wrócę jutro! - powiedziałam, zmuszając się, żeby mój głos brzmiał pogodnie. Alice spojrzała na mnie, marszcząc brwi, ale pomogła mi spakować sukienkę. Rosalie pomachała z troską, a potem Emmett zaczął wtulać się w jej szyję i zachichotała.
- Lepiej zjaw się u nas jutro, Leah, tęsknię za tobą! - zagroziła Alice, odprowadzając mnie do drzwi. Musiałam się zaśmiać.
- Wiesz, dostałam twojego esemesa – odpowiedziałam nieobecnie. Alice położyła ręce na biodra, zmarszczywszy brwi.
- Obiecaj, że przyjdziesz jutro – nalegała, a ja wykręciłam oczami.
- W porządku.
- Obiecaj!
- Obiecuję – odpowiedziałam i spojrzałam na nią – zadowolona?
Alice wyszczerzyła kły w uśmiechu, wyściskała mnie krótko i oddaliła się tanecznym krokiem. Stałam tam zszokowana, że Alice odeszła, przytulając mnie, a ja nie wzdrygnęłam się. Właśnie miałam wychodzić, kiedy zatrzymał mnie głos.
- Leah!
- Tak, Edwardzie? - powiedziałam, odwracając głowę, żeby spojrzeć na niego. Wyciągnął ręce, oferując mi tym gestem, że poniesie moje rzeczy. Przekazałam mu je i odprowadził mnie do Rabbita, cały czas mówiąc.
- Jake wyszedł z domku razem z nami. Powiedział, że musi iść do domu, żeby zobaczyć się z ojcem. Renesmee poszła na polowanie z Garrettem i Esme.
- Dlaczego mi to mówisz? - zapytałam, siląc się na obojętność, gdy Edward wkładał moje torby na tylne siedzenie Rabbit. Spojrzał na mnie.
- Ponieważ chcesz to wiedzieć – powiedział tak, jakbym była dzieckiem. Spojrzałam na niego z wyrzutem. Zawsze traktuje mnie tak protekcjonalnie.
- Żegnaj, Edwardzie – odpowiedziałam powoli, wsiadając do samochodu. Edward zamknął za mną drzwiczki i uśmiechnął się do mnie czarująco.
- Do zobaczenia, Leah – wycedził, kiedy włączyłam silnik i odjechałam.
Ci cholerni, szaleni Cullenowie!

***
- Leah, stój spokojnie, żebym mogła wbić szpilkę w materiał – warknęła na mnie Sue, kiedy klęczała na podłodze. Miałam na sobie sukienkę druhny, przygotowaną na ślub Rosalie, a Sue dopasowywała ją do mnie. Czułam się dziwnie, stojąc w moim skromnym salonie w przepięknej, opływającej sukni, która wyglądała jakby jej miejsce było na wybiegu w Mediolanie. Rosalie zdecydowała się, że przyjęcie będzie utrzymane w stylu greckich bogów, więc wszystkie sukienki miały warstwy spływającej po sobie tkaniny, który sięgał po kostki. Suknie miały stan pod biustem. Emmett był zadowolony, że na ślubie będzie nosił togę. W ostatnim tygodniu zaczął paradować po domu, obwiązany tylko prześcieradłem. Trwało to do czasu, kiedy Jacob i Seth ściągnęli z niego materiał i uciekli, chichotając. Nie zdecydował się już nosić tego stroju w obecności chłopców.
Stąpałam niecierpliwie z nogi na nogę, a Sue strofowała mnie.
- Przepraszam – wydukałam, kręcąc oczami. Jak długo może trwać poprawienie jednej pieprzonej sukienki?
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. W końcu, jakaś przerwa!
- Otworzę – powiedziałam krótko, sunąc wolnym krokiem do drzwi. Naprawdę muszę rozchodzić te buty, w innym wypadku moje stopy zostaną zrujnowane. Przeklinałam fakt, że Alice nalegała, abyśmy nosiły śmieszne, wysokie obcasy. Kiedy otworzyłam drzwi, ujrzałam Sama, stojącego na mojej werandzie z Jaredem u boku. Jego twarz zmieniła momentalnie wyraz. Był zaskoczony moim strojem. Jared też gapił się na mnie, jakby wyrosła mi co najmniej jeszcze jedna głowa.
- Leah, wyglądasz świetnie – wymruczał delikatnie Sam, nadal wyglądał na zszokowanego.
- Dzięki za to, że wyglądasz na zaskoczonego – wycedziłam, a potem skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. - Czego chcesz?
- Nasz patrol wyczuł inny zapach wampirów na naszym terenie – Sam powiedział, pytająco wznosząc brwi.
- Przybyli na ślub Rosalie i Emmetta. To klan wampirów z Denali. Ci, którzy przyjaźnią się z Cullenami – poinformowałam go, żeby uspokoił swoje lęki, dotyczące zbliżającego się ataku na La Push. Sam i Jared znacząco wymienili spojrzenia.
- Kiedy jest ślub? - zapytał. Pociągnęłam moją sukienkę druhny, czując się niekomfortowo.
- W przyszłym tygodniu. Wampirzy goście powinni wrócić do domu krótko po uroczystości – powiedziałam. Sam nagle załapał, dlaczego jestem ubrana w taką strojną sukienkę. Miała wypisany na sobie styl Alice Cullen.
- Jesteś druhną? - zapytał, wykręcając swój nos z obrzydzeniem. Wpatrywałam się w niego. Byłam świadkiem na ślubie Sama i Emily, pomimo że to wydarzenie rozrywało mnie na kawałki, a on próbował sprawić, żebym czuła się źle za bycie na ślubie, na którym nie będę nienawidziła panny i pana młodych? Co to, to nie.
- Tak, chcę być na ich ślubie – powiedziałam, akcentując wyraźnie. Jeśli on zamierza być wobec mnie nieuprzejmy, ja odpłacę mu tym samym. Tak jest sprawiedliwie, pomyślałam. Sam
wzdrygnął się, jakby myślał, że go uderzę. Moje słowa musiały go dotknąć, wiedziałam, że dotkną.
- Ty i to twoje stadko, kochające pijawki. Upewnijcie się, że żaden z tych krwiopijców nikogo nie skrzywdzi, bo jeśli coś się stanie, wy będziecie odpowiedzialni za ich wyczyny – Sam zagroził mi ponuro. Zacisnęłam pięści, ręce miałam ułożone wzdłuż ciała. Zaczęłam się trząść w szale, jaki mnie ogarnął. Znajome mrowienie, poinformowało mnie, że zbliża się moment przemiany. Zarówno Sam, jak i Jared czekali w napięciu na moją reakcję. Wzięłam głęboki wdech, żeby się uspokoić. Sam nie był tego wart, nie był wart tego, żebym zniszczyła wysiłek włożony w mój eksperyment.
- Nie zniszczę tak ładnej sukienki przez ciebie i twoją paczkę. Dostałeś informacje, jakie chciałeś – powiedziałam chłodno, a później wskazałam na drogę i wyrzuciłam: - A teraz wypierdalaj z mojej werandy!
Nie czekałam na ich ripostę. Weszłam z powrotem do domu i zamknęłam im drzwi przed nosem. Pomaszerowałam do salonu, gdzie czekała na mnie Sue. Z zewnątrz było słychać krzyki, a potem warczenie. Cholera, ktoś się przemienił. Biegłam właśnie do drzwi wejściowych, kiedy Seth wleciał do środka. Chwyciłam go za ramię.
- Seth, co tam się dzieje?
- Wracaliśmy właśnie do domu i wtedy Jacob usłyszał, jak Sam ci grozi. Kiedy weszłaś z powrotem do środka, Jacob i Sam wszczęli bójkę. Drażnili się nawzajem, aż doszło do tego, że obaj przemienili się i zaczęli walczyć ze sobą. - wyjaśniał w pośpiechu Seth. Pokręciłam stanowczo głową.
- Nie, nie mogli! Nie z mojego powodu!
Pchnęłam Setha, żeby go ominąć i zaczęłam biec w kierunku lasu, uniósłszy poły sukni w górę. Słyszałam, że Seth woła za mną, a później klnie. Nie przemieniałam się już bardzo długo, ale nadal miałam podwyższoną wrażliwość na zapachy. Nie mogli odejść daleko. Dochodziły do mnie odgłosy warczenia obu osobników i kiedy dotarłam na miejsce, zobaczyłam dwa olbrzymie wilki. Jeden był rdzawo umaszczony, drugi czarny. Jacob załapał Sama za kark i rzucił go w krzaki. Następnie skradał się w jego kierunku, aby ponownie zaatakować. Wbiegłam przed niego, blokując mu drogę do Sama.
- Jacob, przestań! To jest głu... - moje słowa przekształciły się w krzyk, kiedy poczułam, że jakieś łapy podrapały moje plecy.
To był Sam. Wyskoczył z krzaków z przygotowanymi do ataku łapami. Musiał nie zauważyć, że stoję przed Jacobem. Kiedy upadałam pod naciskiem uderzenia, Jacob przemienił się i złapał mnie w swoje ramiona. Jego twarz wyrażała oszołomienie. Ból był nie do zniesienia. Jęknęłam, gdy Jacob położył rękę na dolnej części moich pleców, żeby nie dotknąć ran. Nie mogłam nawet sama stać. Ból spowodował, że kolana stał się słabe.
- Leah, nie zauważyłem cię, najmocniej przepraszam – usłyszałam, jak Sam woła za mną. Ponownie jęknęłam. Ściskałam Jacoba za szyję w nadziei, że ból mi minie.
- To jej wina, że weszła w drogę. I tak się wyleczy w kilka minut – usłyszałam uszczypliwy komentarz Paula. Seth warknął na niego.
- Jake, nie przemieniałam się od miesięcy, od baby shower – wyszeptałam do niego, ale wystarczająco głośno, że inni mogli usłyszeć. Moje słowa wywołały głuchą ciszę. Wiedzieli, co to znaczy. Gdy zmieniamy się regularnie i często, mamy stałą zdolność regeneracji, ale jeśli nie przemieniałam się przez długi czas moja moc leczenia się osłabła. Być może nawet jej nie ma, nie byłam pewna. Jacob otrząsnął się pierwszy.
- Idę po Carlisle'a! Seth, Quil i Embry, weźcie Leę do domu. Wrócę z Carlislem tak szybko, jak to jest możliwe – zakomenderował Jacob. Próbował powiedzieć to silnym, zdecydowanym tonem, ale mogłam usłyszeć w nim drżenie. Jacob wypuścił mnie ze swoich objęć, a następną rzeczą, którą pamiętam, było usytuowanie mnie na plecach Embriego, który wciąż był wilkiem. Położyłam się na nim i chwyciłam za futrzaną szyję, oparłam głowę o jego ciało. Nie czułam się dobrze. Byłam bardzo słaba, ledwo mogłam utrzymać otwarte oczy.
- Trzymaj się mocno, Lee – Jake wyszeptał nade mną i poczułam, że jego usta lekko dotykają czubka mojej głowy. - Kocham cię.
- Ja też – wybełkotałam.
- Lee-Lee – usłyszałam szept Sama. Musiał być poruszony, żeby przyjść do mnie, ponieważ słyszałam liczne warknięcia, dobiegające od moich braci.
- Nie waż się podejść do mojej siostry, Sam – powiedział Seth. Nigdy nie słyszałam, żeby mówił takim tonem do kogokolwiek. Następne słowa zaadresował do Embriego: - Zanieś ją do domu, Embry! Teraz.
Trzymałam się Embriego, gdy ten przedzierał się przez las w podskokach. Na szczęście Jacob i Sam nie walczyli daleko, tylko kilkaset metrów od domu. Embry nie martwił się w ogóle o przemianę. Wybiegł prosto na ulicę i wskoczył do mojego domu. Zastanawiałam się przez chwilę, co pomyślą nasi sąsiedzi, jeśli zauważą mnie na barkach ogromnego wilka. Ta myśl prawie mnie rozbawiła. Sue krzyknęła zszokowana, a kiedy mnie zobaczyła jej twarz zrobiła się całkiem biała.
Quil wbiegł do domu, żeby mi pomóc. Nie dbał nawet o to, żeby się zatrzymać i ubrać. Seth stał zaraz za nim. Obaj podnieśli mnie delikatnie z pleców Embriego i położyli na podłodze, twarzą do ziemi. Poczułam, że ktoś mnie unosi i wkłada mi poduszkę pod głowę i brzuch, jęknęłam. Obróciłam głowę na bok i zobaczyłam moich trzech braci ze stada, którzy wpatrywali się we mnie, zmartwieni. Nie mogłam się powstrzymać, więc zachichotałam z powodu ich widoku bez ubrań.
- Hej, wiecie, że jesteście nadzy? - powiedziałam do nich i w tej chwili wszyscy się zarumienili i uciekli do pokoju Setha. Sue weszła w pole mojego widzenia i klęknęła przy mojej głowie. Jej dłoń czule przeczesała moje włosy.
- Alice wścieknie się z powodu sukienki – zażartowała do Sue, uśmiechając się do mnie delikatnie, a później podniosła wzrok.
- Seth, co się stało? - wykłapała. Seth musiał już wrócić do pokoju. Czułam się okropnie, że przez swoją głupotę sprowadziłam na Setha kłopoty.
- Sam ją zaatakował – Seth powiedział doniośle, a ja skrzywiłam się w bólu. Nie mogłam znieść, że mój mały braciszek mówi w ten sposób. Jakby kogoś nienawidził. Seth taki nie był. Mój mały braciszek Seth kochał każdego.
- To był wypadek – wymruczałam. Wiedziałam, że Sam nigdy nie skrzywdziłby mnie naumyślnie.
- Dlaczego ona się nie leczy? - Sue zapytała mojego brata, ignorując mnie. Seth westchnął.
- Mamo, ona się przestała się przemieniać.
- Leah – Sue spojrzała na mnie, mrużąc oczy z dezaprobatą.
- Chciałam mieć znowu długie włosy. Chciałam wyglądać jak dziewczyna na ślubie – powiedziałam ze łzami w oczach. Wiedziałam, że to brzmiało próżnie. Nikt nie mógł zrozumieć, jak bardzo chciałam być Leą sprzed metamorfozy.
- Och, kochanie – wyszeptała ciepło, trzymając czule moją twarz. Zamknęłam oczy.
Usłyszałam, że drzwi gwałtownie się otworzyły. To brzmiało jak wejście Jacoba. Sue odeszła, a jej miejsce przy mnie zajął Jacob. Czułam, że jego ciepła ręka pewnie chwyta moją. Pocałował mnie w głowę.
- Lee, słyszysz mnie? – zapytał zmartwionym głosem. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego napiętą twarz. Wyglądał okropnie.
- Głośno i wyraźnie, nieczujący strachu przywódco – zawiwatowałam cicho. Usłyszałam, że gdzieś z tyłu za mną chichocze Embry.
- Przynajmniej nie straciła poczucia humoru – komentował słodki głos, śmiejąc się. Spróbowałam się obrócić.
- Nessie? - zawołałam, rozglądając się dookoła. Wtedy Renesmee pokazała się zza Jacoba, żebym mogła ją zobaczyć. Miała czoło zmarszczone ze zmartwienia. Dziwnie było oglądać ją nie w idealnym ładzie.
- Cześć, Leah. Rosalie i Alice chciały przyjść, ale Carlisle powiedział, że moja obecność tu, to już wystarczająca ilość. Nie chciał, żeby za wiele z nas się tu pojawiało. I tak łamiemy właśnie pakt – wyjaśniła Renesmee. Starałam się do niej uśmiechnąć.
- Okej, musicie już wyjść. Będę musiał ją rozebrać i założyć parę szwów. - Gładki głos Carlisle’a dobiegł z jakiegoś punktu pokoju. Słyszałam też dźwięk płynącej wody.
Jacob niechętnie wypuścił moją rękę. Zastąpiła ją zimna dłoń Renesmee, drugą, przyjemnie chłodną przystawiła do mojego czoła. Czułam, jak Sue i Renesmee zdejmują pozostałości po sukni, ale nie mogłam zrobić nic poza leżeniem. Dłoń Renesmee na powrót chwyciła moją, podczas gdy Carlisle instruował Sue, jak ma oczyścić rany z krwi. Słyszałam, że Sue łka i nagle poczułam się winna za to, że sprawiam jej tyle przykrości. Nie chciałam, żeby to się stało. Następnie zaczęło mnie wszystko szczypać, kiedy Sue przemywała skaleczone miejsca wodą. Zasyczałam, ale nie pozwoliłam sobie na nic więcej, tylko ścisnęłam mocniej rękę Renesmee. Poczułam kilka ukuć na moich plecach, jak przypuszczałam, Carlisle podawał mi morfinę.
- Okej, Leah, to może trochę zaboleć, ale gdy tylko zaszyję te szramy, wszystko będzie się szybciej goić. Podałem ci morfinę, ale mimo to możesz poczuć ból – Carlisle wyszeptał łagodnie do mojego ucha. Schowałam twarz w poduszkę, przygotowując się na najgorsze.
- Śmiało Doktorku, tylko nie wyssij ze mnie krwi – odparowałam, wydając z siebie słaby chichot. Słyszałam, że Renesmee się śmieje.
Czułam zimne dłonie Carlisle'a na moich plecach i wtedy rozpoczął się ból. Nie wiem, kiedy zaczęłam krzyczeć albo kiedy zemdlałam, ale nie sądzę, żeby to stało się później, niż po tym, jak Carlisle założył mi trzeci lub czwarty szew.

***

Obudziłam się jakiś czas później i zobaczyłam, że Renesmee nadal siedzi prze moim boku i trzyma mnie za rękę. Nadal leżałam w salonie na podłodze, przykryta kocem. Plecy mnie bolały, ale musiałam być na tabletkach przeciwbólowych, ponieważ ból objawiał się tępym rwaniem i czułam się lekko skołowana.
- Nie śpisz – powiedziała z uśmiechem, a ja wywróciłam oczami.
- To chyba oczywiste – odrzekłam sucho. – Jak długo spałam?
- Przespałaś noc, teraz jest ranek – poinformowała mnie poważnym tonem Renesmee. Jake śpi właśnie w twoim pokoju, był tutaj przez cały czas.
Spróbowałam zmienić pozycję, żeby położyć się na boku, ale szwy napięły się, kiedy zrobiłam ruch, więc poddałam się. Renesmee trzymała kubek ze słomką przy moich ustach, a ja piłam łapczywie. Woda była taka dobra. Renesmee odgarnęła delikatnie włosy z mojej twarzy.
- Nigdy nie widziałam Jacoba tak zmartwionego, jak wtedy, gdy przyszedł poinformować nas, że jesteś ranna. Ojciec powiedział, że jego myśli były szalone i rozbiegane. Myślał, że cię straci – powiedziała łagodnie Renesmee. Jej twarz wyrażała zakłopotanie. Uśmiechnęłam się, a po chwili warknęłam, ponieważ znów napięłam szwy.
- Nawet jeśliby mnie stracił, nic by mu się nie stało. Przecież ma ciebie – odpowiedziałam lekceważąco. Renesmee zacisnęła usta. Było jasne, że chciała mi coś powiedzieć. Nie spuszczałam z niej wzroku. Wiedziałam, że to zły znak.
- Zaraz po ślubie Rose wyjeżdżam z Nahuelem do Ameryki Południowej na sześć miesięcy, żeby odwiedzić jego ciocię, spotkać jego siostry i ojca – odrzekła. Musiałam złapać powietrze.
- Nie, nie możesz. Nie możesz opuścić Jacoba na tak długo! - powiedziałam desperacko. Renesmee uśmiechnęła się do mnie, jakbym była dzieckiem w napadzie złości. Czy nie zdawała sobie sprawy z tego, że jestem śmiertelnie poważna? Czy nie była świadoma, że Nahuel chce, aby poznała jego rodzinę, bo jej pragnie? Nie mogę pozwolić, żeby to się stało. Nie pozwolę Nahuelowi odebrać Renesmee Jake’owi.
- Jacobowi nic nie będzie, ma ciebie i ty go uszczęśliwiasz.
- Nie, ty sprawiasz, że jest szczęśliwy, Renesmee, nie możesz go tak zostawić – zripostowałam stanowczo. Renesmee unikała kontaktu wzrokowego. Chwyciłam ją za ramię tak mocno, jak mogłam.
- Nie waż się go zostawić, Renesmee, albo będę na ciebie polowała i przytargam cię z powrotem – zagroziłam jej surowo. Spojrzała na mnie ze smutkiem. Musiała zdawać sobie sprawę, że zrobię to, co powiedziałam, ponieważ przytaknęła, a potem wstała i wyszła z pokoju.
Musiała wpaść po drodze na Sue, bo zaraz mama przybiegła i pocałowała mnie w policzek.
- Kochanie, tak się cieszę, że już się obudziłaś. Chcesz może tabletkę przeciwbólową? – zapytała, trzymając buteleczkę. Uśmiechnęłam się lekko. Czy potrzebowałam kiedykolwiek? Rozległo się pukanie do drzwi, w ułamku sekundy zobaczyłam Jacoba zbiegającego z góry. Wyszedł na zewnątrz. Potem rozpoczęła się kłótnia, a ja zrozumiałam, co za ogień wygnał tyłek Jacoba w takim tempie.
- Wynoś się stąd! - Głos Jacoba brzmiał doniośle i wyraźnie.
Seth zszedł na dół, pocierając oczy ze zmęczenia. Kiedy mnie zobaczył, podbiegł do mojego boku. Wielki uśmiech wykwitł na jego twarzy, właśnie gdy Sam odpowiedział Jacobowi:
- Chcę się z nią zobaczyć.
- Nie masz prawa – Jacob wysyczał przepełnionym nienawiścią tonem. Seth przytakiwał, zgadzając się tym samym z Jacobem.
- Owszem, mam. Nadal ją kocham - odpowiedział głośno Sam. Seth zacisnął pięści i zaczął się trząść. Położyłam rękę na jego przedramieniu, starając się go uspokoić. Mój braciszek, przemieniający się w salonie, to nie jest nam teraz potrzebne.
- Kochałeś ją, ale złamałeś jej serce, a teraz ją raniłeś, to samo zrobiłeś Emily. - wyrzucił mu Jacob. Sam warknął z powodu tego okrutnego szyderstwa. Nigdy nie słyszałam, żeby Jake mówił do kogoś tak, jak do Sama. I nikt już nie wypominał Samowi tego, co zrobił Emily. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że czuje się za to winny.
- Wkraczasz na niebezpieczne terytorium, Jacobie Black – wysyczał Sam. Można było usłyszeć szamotaninę i zadawane ciosy.
- Boże, oni są gorsi niż dzieci – wyjęczałam i chwyciłam Setha za ramię. - Pomóż mi wstać.
Widziałam, że chce zaprotestować, ale kiedy prześwietliłam go wzrokiem, głęboko westchnął i pomógł mi stanąć na nogach. Na zewnątrz, Jacob i Sam wymieniali coraz gorszą wiązankę słów i kilka uderzeń. Seth pomógł mi podejść do frontowych drzwi, uchylił je powoli i ukazała nam się parka samców, przebijających się nawzajem wzrokiem.
- Witajcie, chłopcy – odezwałam się z sarkazmem, mając nadzieję, że zrozumieją przesłanie, iż obaj wyszli teraz na idiotów.
- Leah, powinnaś teraz odpoczywać – powiedzieli w tym samym czasie, a potem odwrócili się i znów gapili się na siebie. Wywróciłam oczami z powodu tej ich opiekuńczości.
- Chciałeś się ze mną zobaczyć, Sam – odrzekłam, spoglądając na niego z uniesionymi brwiami. Zerknął krótko na Jacoba. Wiedziałam, że Sam chce ze mną porozmawiać na osobności, ale niekoniecznie chciałam mu wyrządzać jakąś przysługę.
- Chciałem powiedzieć, jak bardzo jest mi przykro. - Jego głos był teraz łagodny i równocześnie przepełniony bólem. Mogłam prawie poczuć, emanującą z niego winę.
- W porządku Sam, naprawdę. To moja wina – powiedziałam, wzruszając ramionami. Skrzywiłam się z bólu, kiedy naciągnęłam szew. Sam ukląkł przede mną. Jego oczy zaszkliły się. Nie przypuszczałam, że zranienie mnie tak na niego wpłynie. Zawsze myślałam, że nic dla niego nie znaczę.
- Kiedy zobaczyłem, co ci zrobiłem, znowu poczułem się tak, jak wtedy z Emily, najmocniej cię przepraszam Lee-Lee. - I wtedy, przed moimi oczami, zobaczyłam Sama Uleya, który płacze jak dziecko. Wyciągnęłam rękę ku niemu i dotknęłam delikatnie czubek jego głowy. Tak mi go było żal. Nigdy, przez cały czas, gdy chodziliśmy ze sobą, nie widziałam Sama płaczącego. Dziwnie było oglądać, że płacze ktoś, kto był silny i dominujący jak Sam. Nie kochałam już Sama, upewniłam się, że nie zasługuje na moje uczucie i sympatię, ale nie mogłam oskarżać go za coś, czemu też byłam winna.
- Samie Uley, przestań – wyszeptałam. Mój głos łamał się pod wpływem łez. Spojrzał na mnie. - Nic mi nie jest, wszystko w porządku. Jestem kobietą, której nie możesz już bardziej skrzywdzić.
Wiele podtekstów kryło się za tymi słowami. Wyglądał, jakby zrozumiał, co miałam na myśli. Starł słone łzy ze swoich policzków. Seth i Jacob warknęli, gdy Sam wstał i pocałował mnie w czoło, ale pokazałam im gestem, żeby dali spokój.
- Będę cię odwiedzał, Lee-Lee – wyszeptał. Jacob i Seth zaszydzili.
- Po moim trupie – wymruczał Seth. Sam zbierał się do odejścia.
Kiedy już poszedł, Seth i Jacob pomogli mi wejść do środka. Odmówiłam powtórnego położenia się. Brzuch mnie bolał, kiedy nieustannie na nim leżałam. Byłam bardzo zmęczona, ale nie chciałam spać znowu na podłodze.
- Powinnaś wypoczywać, Leah. Czy mam cię przełożyć przez kolano i dać ci klapsa? - Jacob powiedział z udawaną powagą. Klepnęłam się z troską w policzek.
- To nie jest kara, jeśli mi się będzie podobało, prawda? - odpowiedziałam, drażniąc się z nim. Leki rozwiązywały mi usta bardziej, niż zazwyczaj. Buzia Jacoba otworzyła się w nieme „o”, a potem zaczął się śmiać.
- Ohyda! Przestańcie! - powiedział Seth, zatykając uszy. Następnie rozsiadł się na kanapie i włączył telewizor. Jacob poszedł do kuchni i przyniósł mi wodę, mimo że nie prosiłam o nią, ale wypiłam, bo byłam spragniona.
- Więc, jak długo zajmie u mnie proces leczenia? - zapytałam z ciekawości, zastanawiając się, jak bardzo wpłynęło na mnie nieprzemienienia się od miesięcy.
- Carlisle powiedział, że nadal masz zdolności regeneracji, ale zajmie to dłużej niż zazwyczaj. Powinno być po wszystkim za kilka dni. - poinformował mnie Seth, nie odrywając oczu od telewizora. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że w rogu pokoju leży moja sukienka druhny, rozdarta i zakrwawiona.
- Czy Rosalie jest wkurzona za sukienkę? - spytałam ze smutkiem. Jacob potrząsnął przecząco głową.
- Nessie mówiła, że Alice powiedziała jej, iż zamówiła dodatkową suknię na wszelki wypadek.
- Alice Cullen jest... - Nie wiedziałam, jak ubrać to w słowa. Wspaniała, genialna, cudowna, inteligentna, była ponad tym wszystkim.
- Tak, wiem – Jacob przyznał mi rację. Usiadł na kanapie i pociągnął mnie, żebym usiadła bokiem na jego kolanach. Czułam się dziwnie wygodnie i nie naciągnęłam sobie szwów. Z łatwością mogłam oprzeć głowę o jego ramię, co zrobiłam, westchnąwszy z zadowoleniem.
- Nigdy więcej nie waż się mnie tak straszyć – wyszeptał Jacob prosto do mojego ucha. Seth nie mógł tego słyszeć. Wtuliłam głowę w jego ramię, mając nadzieję, że może usłyszeć w moich myślach „ Będę się starać”, bo byłam zbyt zmęczona, by mówić. Krótko po tym zasnęłam.
____
* w oryginale: spat at her - dosł.:"wyplułam" jej; wyrzuciłam ostro, z jadem; wyszczekać ładnie wkomponowuje się w kontekst.


Pobiłam chyba swój rekord w szybkości tłumaczenia. :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 12:00, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 23:29, 11 Lip 2009 Powrót do góry

Zachęcam do dalszego pobijania rekordów w szybkości tłumaczenia ^^
Bardzo mi się ten rozdział. Leah zaczyna się już czuć swobodnie u Cullenów co mnie cieszy bo wtedy jest śmiesznie ^^ A cała sytuacja z Samem była cóż niespodziewana i bardzo trzymająca w napięciu. Zaskoczył mnie płaczący Sam, tak samo jego wyznanie "nadal ją kocham". Cóż to ff na każdym kroku zaprzecza wpojeniu. Bardzo mi się to podoba. Jedna rzecz mnie tylko denerwuję w Leah, zastanawiam się jak to jest możliwe, ze wszyscy wiedzą i akceptują walkę Jacoba z wpojeniem poza nią. Rozumiem, że się boi, ale cóż trochę mnie to irytuję.
Tłumaczenie jak zwykle świetne, tylko dwie rzeczy mi trochę nie pasują:

Cytat:
esemesa


Ja jestem zwolenniczką skrótu, sms o wiele lepiej dla mnie wygląda. Ale nie chce Ci narzucać, w końcu Ty tłumaczysz Wink

Cytat:
Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego napiętą facjatę


Ta facjata to może nie do końca pasuję. Sądzę, że starałaś się uniknąć powtorzenia, ale ja czasem sądzę, że wstawianie synonimów jest gorsze.

Oczywiście wszystko co napisałaś było poprawne i nie chodzi o to, że szukam błędów na siłę, tylko te dwa zwroty po prostu trochę mnie raziły w oczy, dlatego napisałam :)
Ach i jeszcze muszę napisać, że majaczenie Leah przez zakładaniem szwów było cudne ^^
Czekam z wielką niecierpliwością na kolejne rozdziały bo z każdą kolejną częścią coraz bardziej mi się podoba.
Pozdrawiam ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 1:07, 12 Lip 2009 Powrót do góry

Niobe, na Ciebie zawsze mogę liczyć :*
Cieszę się, że się podobało. Co do bicia rekordów, to może, może... bo następny rozdział jest krótszy. ^^
Odnośnie uwag:

sms- esmes: obie wersje poprawne, wybrałam swoją. Mam wrażenie, że skrócona jest bardziej kolokwialna, nadaję się do używania w, nomen omen, esmesach :D, czy w czacie, ale do opowiadania bardziej pasowała mi dłuższa forma.

facjata: masz rację kochana; chciałam ustrzec się przed powtórzeniami :(
już i tak muszę się borykać z ciągłym wywracaniem oczami i z uśmiechami, buzia zdaje się, że mi tam nie pasowała, twarz zapewne "była" gdzieś w pobliżu i padło na nieszczęsną facjatę, tylko się śmiać z mojej pantałykowatości! Twisted Evil
Poprawię jutro na twarz!!! :D

Masz rację jeszcze w jednej sprawie: co do Leah i jej braku wiary w Jacoba i zwalczenie wpojenia.
Wynika to z dwóch przyczynków, w mym skromnym mniemaniu:
Po pierwsze wpojenie to wpojenie: magia, czary itd., no i nie zapomnijmy, że wpojenie odebrało jej faceta i złamało serce
A po drugie, nawiązując do pierwszego (ha, ha) dziewczyna boi się, że znów się rozczaruje i zawiedze w miłości.
Musimy jej odpuścić w tej jednej kwestii, niech Jacob weźmie sprawy w swoje ręce! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asha
Wilkołak



Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A gdzie Seth? ^^

PostWysłany: Nie 9:29, 12 Lip 2009 Powrót do góry

Ahh bardzo dziękuję za dedykacje :D
Oczywiście, że zostanę i będę czytać
w tym opowiadaniu jest coś takiego... przyciągającego
oderwać się nie można Wink
Czyli wszystko pozytywnie :)
Masz moją dozgonną wdzięczność, że podjęłaś się tłumaczenia Wink
buziaki ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 16:35, 12 Lip 2009 Powrót do góry

W tym rozdziale wiele się dzieje. Aż trudno było mi w pierwszej chwili zebrać myśli, bo przecież mamy sytuację z Lee, ale też powrót Jacoba, wyjazd Nessie i rozmowę z Samem. Wszystko jakoś tak układa się w całość - logiczny ciąg przyczynowo - skutkowy. Najbardziej ujęło mnie to, że Sam Uley płakał, a także zachowanie Setha - łącznie z tym, że Leah zwróciła uwagę na zmianę w podejściu swojego brata i zmartwiła się tym. W tym opowiadaniu ta zimna, wredna suka nabiera ludzkich emocji, tak potrzebnych, żeby móc się w tekst wczuć.

Walka z wpojeniem wydaje mi się całkiem logiczna i instynktowna. Kto chciałby, żeby mu coś narzucać? A i relacje alfy i bety w stadzie wilków są zawsze istotne dla całej sfory, więc nawet pod tym kątem wszystko pasuje.

Najwięcej jednak w tym ff-ie zyskuje Rose. Która nadal umie być złośliwa, wredna i 'szucza', ale jednocześnie pokazuje swoją drugą twarz. Tę, której zabrakło mi w sadze, chociaż w domyśle istniała. Tu jest przedstawiona ze wszystkimi szczegółami - chwała autorce.

Co do samego rozdziału - trochę zgrzytał, ale mam wrażenie, że jak przeczytasz go sobie za kilka dni, to sama poradzisz sobie z poprawkami. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 18:48, 12 Lip 2009 Powrót do góry

Dziękuję za opinie.
Angels, ja się po prostu śpieszyłam, żeby dodać przed północą Wink
Pewnie jeszcze raz przeczytam, ale już raczej nie dzisiaj. Zmobilizowałam się, by przetłumaczyć kolejną część w jeden dzień Wink
Poza tym madam będzie jeszcze dopieszczać moje gryzmoły Wink
To dla Was, niobe i Angels, dzięki Wam mogę przetrwać posuchę, jaka panuje na forum podczas wakacji.
Poczujcie moje poświęcenie i dobroć. :)
Enjoy.

Betowała i dopieszczała tak, jak obiecałam: urocza madam butterfly, zwana motylkiem :*

_____

Rozdział 8. Dla Jacoba

Plecy wygoiły się w ciągu pięciu. Jacob i Seth wiernie czuwali u mojego boku. To było jak posiadanie dwóch wkurzających, ale milutkich psów stróżujących. Byłam wdzięczna, że dotrzymywali mi towarzystwa. Świadomość, że byli przy mnie, sprawiała, że czułam się lepiej.
Sue przychodziła przez trzy dni. Była uparta i kazała mi zostać w łóżku. Po trzech dniach przekonała się, że wszystko dobrze się goi, więc powiedziałam jej, żeby wracała już do Charliego. Charlie przychodził do mnie w odwiedziny codziennie. Przyniósł ze sobą stare gry planszowe Belli i graliśmy w nie wspólnie. Charlie Swan był nieśmiały i niezdarny, ale miał wspaniałe serce. Nie mogłam nic na to poradzić, po prostu go podziwiałam. Powiedzieliśmy mu, że zostałam poturbowana przez wilka, co zresztą wcale nie mijało się z prawdą. Chciał urządzić wspólne polowanie, żeby zgładzić tego wilka, ale przekonaliśmy go, że to zły pomysł. Charlie martwił się o mnie, co sprawiło, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Byłam zadowolona, że mama znalazła kogoś tak cudownego jak on.
Sam nie przyszedł już mnie odwiedzić. Myślę, że wiedział, iż Jake i Seth zabiliby go, gdyby się pojawił. Wpadły za to Emily i Rachel. Przyniosły ciasto czekoladowe. Udało mi się zjeść dwa kawałki, zanim Seth i Jacob pochłonęli resztę. Jednej nocy zakradły się nawet Alice i Rosalie, mimo że La Push było terenem zakazanym dla wampirów. Chciały przekazać mi nowinki dotyczące ślubu i oczywiście chciały się przekonać, jak zdrowieję. Zostały, dopóki Jared nie pojawił się na werandzie i dobijał się do drzwi, domagając się informacji, jak to możliwe, że zapach krwiopijców roznosi się dookoła naszego domu. Uroczystość miała odbyć się za tydzień. Alice poprawiła w końcu moją sukienkę i wszystko wróciło do normalności.
Ślub był rewelacyjny. Alice przeszła samą siebie. Uroczystość została zorganizowana na zewnątrz. Z racji tego, że wszyscy zgromadzeni goście byli wampirami lub zmiennokształtnymi, nie miało znaczenia to, że połowa wesela i gości lśni w słońcu. Czerwony dywan prowadził do ołtarza, gdzie stał Carlisle. W swojej białej todze wyglądał jak grecki bóg. Miał wszelkie potrzebne kwalifikacje, by celebrować na ślubie. Można je zrobić online, a Carlisle nie pierwszy raz był celebrantem na ślubach zawartych pomiędzy jego „dziećmi”. Emmett stał przy końcu dywanu, czekając na pannę młodą. Złote liście przebijały się przez jego ciemne loki. Miał na sobie togę, którą tak pokochał. Za nim stał Jasper, potem Edward, następnie Jacob, a na końcu Nahuel. Wszyscy ubrani w te same togi i ze złotymi laurami we włosach. Wyglądali, jakby przybyli na konwent bogów, po prostu idealnie. Esme sprawiało radość granie roli mamy panny młodej. Z gracją pełniła funkcję gospodyni, podczas gdy wszyscy siedzieli. Wszystkie druhny stały zdenerwowane w domu, czekając na swoją kolej. Mimo, że robiły to już wiele razy, nadal zdawały się być zestresowane. Wydawało mi się to całkiem zabawne. Alice wyglądała świetnie. Jej krótkie włosy były spięte na boku złotym kwiatem. Liliowa suknia, taka jaką nosiły wszystkie druhny, była do niej idealnie dopasowana. Przewiązana w pasie złotym sznurkiem, ze stanem pod biustem. Od pasa puszczona luźno, aż do samej ziemi. Alice skakała wokół Rosalie, żeby upewnić się, że ta wygląda idealnie. Długie włosy Belli zostały zebrane na bok w kucyk, spływający po jej ramionach. We włosy, jak Alice, miała wpięty złoty kwiat. Alice była podekscytowana moim włosami, ponieważ jako jedyne mogły być prawdziwie wystylizowane. Wampirzych włosów nie można było stylizować, ponieważ zostawały na zawsze takie, jak przed przemianą. Nie rosły i nie można było ich zmieniać, zakręcić czy wyprostować.
Po raz pierwszy skręciła moje włosy i zebrała je w górę, zostawiając wypuszczone pasma loczków. We włosy wkomponowała rozrzucone wszędzie złote kwiatki. Czułam się jak księżniczka. Rosalie wyglądała zjawiskowo, jak bogini. Alice zebrała jej loki do tyłu i wpięła złociste kwiaty z tyłu głowy. Suknia panny młodej była biała i pokrywały ją iskrzące brylanty*. Wokół pasa miała przewiązane złote sznurki. Szyfonowy materiał był przymocowany do ramienia i spływał, sięgając dołu pleców. Włączono muzykę, Alice zachichotała z podekscytowania.
- Okej, dziewczyny to sygnał dla mnie, powodzenia – Alice powiedziała do nas wszystkich, mrugając, zanim odwróciła się i spokojnie rozpoczęła marsz po dywanie.
- Przypomina mi się mój ślub – wystrzeliła rozmarzona Bella. Odwróciłam się do Renesmee, która kręciła właśnie oczami i imitowała gęsie ruchy. Uśmiechnęłam się.
Bella oddała się swoim marzeniom tak, że nie zauważyła, iż puszczono już jej podkład muzyczny. Pokazała nam kciuki do góry i odpłynęła elegancko w stronę ołtarza.
- Leah, wiem, że robiłam to już milion razy, ale nadal jestem zdenerwowana. - Rosalie pojawiła się przy moim boku, ściskając ręce. Nigdy nie widziałam jej tak zaniepokojonej.
- Wszystko będzie dobrze, Rose. Oddychaj głęboko – dodawałam jej otuchy. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i wypchnęła mnie, abym rozpoczęła swoją drogę po dywanie.
- Teraz twoja kolej! Pokaż im na co cię stać – powiedziała na odchodnym Rose, mrugając. Spojrzałam na nią z uśmiechem, zanim się obróciłam. Rozglądałam się tylko za Jacobem, który stał pomiędzy Edwardem i Nahuelem na końcu dywanu. Uśmiechał się do mnie, nie spuszczał oczu z mojej twarzy.
Szłam do przodu w takt muzyki, usłyszałam pomruki uznania. Zlokalizowałam Setha. Siedział z Quilem i Embry'm, pokazali mi uniesione do góry kciuki, na co spłonęłam rumieńcem. W końcu dotarłam do końca dywanu i zajęłam swoje miejsce obok Belli. Głęboko westchnęłam z ulgą. Renesmee rozpoczęła swoją wędrówkę do ołtarza, a ja spojrzałam na Jacoba. Patrzył na mnie. Nigdy nie odwrócił ode mnie wzroku, nawet gdy Renesmee stała już koło mnie, jego spojrzenie nie powędrowało w jej stronę. Później nastąpiło wielkie wejście Rosalie. Kiedy szła, wszystkie oczy zwróciły się ku pannie młodej.
Ślub minął szybko i przyjemnie. Zanim zdążył się przedłużyć, było już po wszystkim. Emmett i Rosalie zostali mężem i żoną, ponownie. Całowali się szczęśliwi i zbiegli sprzed ołtarza. Spotkaliśmy się w połowie z naszymi partnerami. Jake chwycił mnie za przedramię i wziął pod rękę, uśmiechając się do mnie.
- Wyglądasz wspaniale – wyszeptał, rzuciłam mu szeroki uśmiech.
-Dzięki.
Odeskortował mnie sprzed ołtarza do ogrodu, w którym wszyscy się zbierali. Esme czekała tam już z aparatem. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, a następnie wszyscy skierowali się do miejsca przyjęcia. Ustawiono mały bufet dla tych, którzy jedli. Poza tym przygotowano parkiet do tańczenia. Najpierw wkroczyli na niego Emmett i Rosalie. Gdy ich pierwszy taniec dobiegł końca, zaprosili pozostałych gości. Jacob w mgnieniu oka zjawił się przy mnie i powoli zaczęliśmy tańczyć walca. Czułam się jakby cały świat zniknął, kiedy byłam z Jacobem, jakby nie było tu nikogo poza nami.
- Wiesz, że kiedyś, gdy byliśmy dziećmi, marzyłem o tym, żeby się z tobą ożenić – Jacob powiedział z półuśmiechem na twarzy. Skierowałam wzrok w ziemię.
Och Boże, Boże, Boże! Proszę niech on nie mówi takich rzeczy!, pomyślałam desperacko. Kiedy tak mówi, mam ochotę przyciągnąć go do siebie i pocałować, a potem powiedzieć, jak bardzo go kocham. Moje serce podskakiwało, ale nakazałam sobie uspokoić się i powściągnąć. Uraczyłam go głupim uśmiechem.
- A teraz o kim marzysz, z kim chciałbyś się ożenić? – powiedziałam lekko, starając się zachować przyjazny nastrój.
Jacob westchnął głęboko, przyciągnął mnie bliżej swoimi mocnymi ramionami, zmuszając tym samym moją głowę, aby spoczęła na jego torsie. Mogłam wyczuć jego ciepły oddech w moich włosach. Byłam wdzięczna, że nie muszę patrzyć mu prosto w oczy.
- Wiem, że powinienem marzyć o tym, żeby ożenić się z Nessie, ale coraz częściej marzę o poślubieniu ciebie – odparł delikatnie.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Co mogę na to powiedzieć? Tak, Jacobie, ja też marzę o tym, żeby za ciebie wyjść. Tego nie mogłam powiedzieć, nie do niego. Jego przyszłość wiązała się przeznaczeniem Renesmee. Nawet jeśli chciał walczyć z tym, nie było ucieczki od wpojenia. Muszę uciec od niego natychmiast, nim moje zdradzieckie serce zmusi moją buzię do przyznania się do tego, co próbuję skryć głęboko. Moje oczy w desperacji skanowały podłogę, a potem wzrok skupiłam mocno na Edwardzie.
Hej, Edward, ratuj mnie! Proszę, proszę, proszę!, pomyślałam, utkwiwszy oczy w tylnej części jego głowy. Edward przestał tańczyć z Bellą i spojrzał na mnie, unosząc brwi. Nie wykonał żadnego znaczącego ruchu, żeby przyjść i mnie zabrać.
Uratuj mnie natychmiast, albo cię zabiję, mówiłam w myślach najmroczniej, jak potrafiłam. Poczułam, jak Jacob delikatnie całuje czubek mojej głowy. Edward uśmiechnął się podstępnie i przyleciał niczym pszczoła do miodu, do mnie i do Jacoba.
- Przepraszam Jacob, mogę przeszkodzić? – zapytał grzecznie Edward. Jacob wyglądał na zaskoczonego obrotem spraw. Spojrzał na mnie, spodziewając się, że naturalnie odmówię. Starałam się nie wyglądać niecierpliwie, kiedy wzruszyłam ramionami.
- Pewnie – powiedziałam tak chłodno, jak to było możliwe. Jake spojrzał na mnie zakłopotany, zanim oddał moją rękę Edwardowi, a wziął dłoń Belli.
- Zatańczymy jeszcze później, Lee? - spytał, nie spuszczając ze mnie wzroku. Uśmiechnęłam się do niego. Nigdy nie mogłabym powiedzieć „nie”, gdy tak na mnie patrzył.
- Oczywiście.
- Kocham cię, Lee – powiedział słodko, nim pomknął w tańcu z Bellą. Zdążyłam jeszcze dostrzec zaciekawiony wyraz twarzy Belli. Nie była przecież głupia, wiedziała, że coś jest na rzeczy.
- Ja też – odpowiedziałam delikatnie, wpatrując się w Jacoba i Bellę. Nagle obrócono mnie dookoła, to Edward wciągnął mnie w rytm walca. Jego oczy spoglądały na mnie z ciekawością. Wpatrywałam się w niego, mówiąc:
- Dlaczego, do cholery, zajęło ci to tyle czasu?
- Musiałem się chwilę zastanowić, zanim zdałem sobie sprawę, od czego naprawdę chcesz być ocalona – odpowiedział, cały czas się śmiejąc.
- Nie rób z siebie celowo głupka, Edwardzie, to do ciebie nie pasuje – wysyczałam. Edward zacisnął usta i wyglądał na zakłopotanego.
- Mogę zapytać, dlaczego w ogóle potrzebowałaś ratunku? - odparował. Utkwiłam wzrok w parkiecie i wymamrotałam, bo wiedziałam, że Edward i tak będzie mógł usłyszeć, co mówię. Wampiry mają te specjalne umiejętności, na przykład: wrażliwy słuch.
- On mówił o tym, że chciałby mnie poślubić.
- To dlatego, że o tym marzy – odpowiedział z łatwością, a ja westchnęłam głęboko.
- A więc, nie powinien – zripostowałam. Edward chwycił mnie za policzki, zmuszając mnie, abym patrzyła w jego bursztynowe oczy. Dosadnie pokazał mi, że chce skupić moją uwagę, na tym, co zamierza mi zakomunikować.
- Leah, on był bardzo bliski powiedzenia ci, że jest w tobie zakochany – wydusił z siebie. Moje serce nieomal przestało bić.
- Nie, nie zrobiłyby tego – odpowiedziałam, uparcie unikając spojrzenia Edwarda, który mocno trzymał moje policzki, więc czy chciałam, czy nie, nie mogłam uciec przed jego szczerym wzrokiem. Jeśli to byłby ktoś inny, chociażby jeden z chłopców z drugiej watahy, uderzyłabym go, ale to był Edward, a ja autentycznie go lubiłam, pomimo wszystko. Dodatkowo, od kiedy się nie przemieniam nie byłabym wystarczająco silna, żeby skopać mu teraz tyłek.
- Tak, zrobiłby to. Jedyna rzecz, która go od tego powstrzymuje, to strach, że cię zrani, jeśli nie mógłby zwalczyć wpojenia. A właśnie to próbuje robić - powiedział delikatnie. Poczułam, że moje usta zaczynają drgać. Dlaczego on mówi mi takie rzeczy?
- I nie jesteś zły z tego powodu? On może złamać serce Renesmee – powiedziałam słabo, Edward uśmiechnął się ponuro i w końcu uwolnił moje policzki.
- Jej serce jest mocniejsze, niż ty i Jacob myślicie – odrzekł z pobłażliwością, a potem dodał: - Największe życzenie Renesmee dla Jacoba jest proste. Ona chce, żeby Jacob był szczęśliwy. Wie, że jest z nią szczęśliwy, ale wie też, że najbardziej szczęśliwy będzie z tobą, wolny od wpojenia.
- Przestań mówić takie rzeczy – wysyczałam ze złością. Wyglądał na zaskoczonego.
- Dlaczego?
- Bo to jest okrutne. Ty i cała twoja rodzinka dobrze się bawicie, łamiąc mi serce, prawda? Przestań mówić mi, że Jacob mnie kocha, przestańcie nas łączyć ze sobą. On ma swoje wpojenie, ma Renesmee, więc po prostu... przestańcie! - Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mówię tak głośno, dopóki Alice i Jasper nie zatrzymali się przy nas.
- Wszystko w porządku, Leah? - zapytała Alice, a ja przytaknęłam.
- Tak, w porządku. Potrzebuję tylko trochę powietrza – powiedziałam i odmaszerowałam w kierunku werandy. Mogłam jeszcze zobaczyć, jak Alice gapi się na Edwarda i coś mówi. Edward próbował się bronić, ale mnie to już nie obchodziło. I tak musiałam się stamtąd wydostać. Im dłużej słyszałam, jak Cullenowie mówią, że Jacob mnie kocha, tym bardziej chciałam im wierzyć. Dotarłam do werandy i usiadłam na schodach, spoglądając na niebo. Poczułam, że ktoś za mną stoi.
- Wiem, że nie chcesz w to uwierzyć, ale Jacob cię kocha. Mogę wyczuć jego emocje zmieniające się za każdym razem, kiedy jesteś w tym samym pomieszczeniu, co on. Teraz musisz zdecydować, czy pomożesz mu zwalczyć wpojenie, jak on tego chce, czy może pozwolisz mu kontynuować prowadzenie życia, jakie zostało dla niego wybrane i wtedy zostanie z Renesmee – powiedział Jasper, podchodząc, by oprzeć się o balustradę. Spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem.
- Tu nie ma żadnej decyzji do podjęcia. Wpojenie jest na zawsze – wyrecytowałam dosadnie. Jasper pokiwał twierdząco głową, akceptując moją odpowiedź, ale było widać, że jest zawiedziony.
- To twój wybór – przyznał. Poczułam delikatny dotyk ręki na mojej głowie – ale jeśli zmienisz zdanie, on przyjmie je z ochotą, gwarantuję ci.
Jasper zniknął do środka. Westchnęłam głęboko, zakrywając twarz rękoma.
Impreza dobiegała już końca. Rose rzuciła bukiet, który złapała Renesmee, uroczo się przy tym czerwieniąc. Emmett rzucił swą muszkę i ta wylądowała na twarzy Jacoba. No proszę, to kolejny znak, że ci dwoje powinny być na zawsze razem. Rosalie i Emmett wsiedli do samochodu, który miał ich zabrać na lotnisko. Zmierzali do miejsca, które nazywano Wyspą Esme. Ja i Jacob pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wskoczyłam do Rabbita, żeby wrócić do La Push.
- Nie chciałabyś może zatrzymać się na plaży? - zapytał, kiedy odjeżdżaliśmy. Wzruszyłam ramionami. Nie miałam nic lepszego do roboty.
- Pewnie.
Przechadzaliśmy się plażą w ciszy. Jego ramiona obejmowały moje. Naprawdę nie było nic do powiedzenia. Bałam się, że jeśli zacznę mówić, powiem coś, czego nie powinnam. Jacob był cichy i przygnębiony, jak nie on. Nagle uświadomiłam sobie, że mnie dotyka, więc oddaliłam się od niego i usiadłam na piasku. Słowa Cullenów brzmiały w mojej głowie. Jacob mnie kocha, przynajmniej tak sądzili oni.

- Leah, tak się cieszę, że jesteś częścią mojego życia – powiedział, biorąc głęboki haust powietrza. Usiadł na piasku obok mnie i dodał: - Kocham cię, Lee.
- Ja też. - Odpowiedź wyszła ze mnie automatycznie i pojawiło się to znajome szarpnięcie w moim sercu.
Jacob położył się na plecach, opierając głowę o moje kolana. Moja ręka automatycznie podążyła do jego włosów, by je przeczesywać. Wpatrywał się we mnie tym swoim intensywnym wzrokiem i nie mogłam oderwać od niego oczu.
To było wtedy. W tym momencie byłam już pewna, ponad wszytko pewna, że jestem szalenie i głęboko zakochana w Jacobie Blacku. To, co powiedziałam kiedyś Rosalie było prawdą. Zrobię wszystko, żeby go uszczęśliwić, nawet jeśli to znaczy, że muszę go zmusić do tego, żeby przestał o mnie myśleć i żeby w końcu bardziej skoncentrował się na Renesmee. Ona jest jego wpojeniem i jego szczęściem na przyszłość. Od tego momentu zaczęłam robić jedyną rzecz, którą robić mogłam i która była właściwa. Całkowicie go ignorowałam. Być może moja oziębłość przybliży go do Renesmee. Czułam, jakby moje serce pękało, ale to był właściwy wybór. Zrobię to dla mężczyzny, którego kocham. Dla Jacoba.

______

* sparkle- dosł. iskierka, błysk; sparkler to brylant- stwierdziłam, że Cullenowie są tak bogaci, że mogą sobie pozwolić na brylanty na sukience, a drogie kamienie są chyba lepsze niż jakieś marne błyskotki i co najważniejsze też mogą iskrzyć Wink

To koniec... perspektywy Leah! :) Teraz na chwilę obejrzymy historię z punktu widzenia Jacoba.
Do miłego.
Będę wdzięczna za komentarze, chciałabym mieć jakiś feedback. Opinie, odczucia, dyskusja. Zapraszam serdecznie. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pernix dnia Pon 12:06, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 19:54, 12 Lip 2009 Powrót do góry

Czy z kursywą w środku rozdziału wszystko ok?

A sam rozdział po prostu powala - dosłownie. Nie rozumiem, nie rozumiem i nie chcę rozumieć, jak można się unieszczęśliwiać dla pozoru cudzego szczęścia i wbrew woli tej osoby? No jak?

Za to punkt dla Edwarda i Jaspera za działanie na weselu - przynajmniej oni mają jaja, żeby coś zrobić. Bo z tą sytuacją po prostu trzeba coś zrobić, a nie stać i czekać aż sama się rozwiąże. Leah niepotrzebnie zupełnie upiera się przy obojętności - tylko siebie nią skrzywdzi i zrobi Jacobowi wodę z mózgu, która mu nie pomoże...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 21:38, 12 Lip 2009 Powrót do góry

O nie! Teraz będzie z punktu widzenia Jacoba -__-'?
Ehh, a już się do Leah przywiązałam :) Cóż rozdział był wspaniały :) Podobał mi się ślub. Poza tym wiem, że będę się powtarzać, ale uwielbiam w tym opowiadaniu Edwarda i Jaspera :) w zasadzie co wszystkich Cullenów :P Zastanawiam się jak się teraz wszystko potoczy. I czy w końcu doczekamy happy endu? Cóż mam taką nadzieję, bo jestem zwolenniczką pary Nessie & Nahuel ^^

a tutaj chyba wkradła się literówka:

Cytat:
i w końcu uwolnił moje poliki


policzki:D?
To forum chyba dobrze na mnie wpływa bo nigdy nie widziałam niczyich błędów ^^
Tak to wszystko jest świetnie. A tłumaczenie jak zwykle bardzo dobre :)
I dziękuję bardzo za dedykację :)
pozdrawiam ;*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin