FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Zagubieni [Z] [+16] Rozdział XVII/XVII - 17.10 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
CoCo
Zły wampir



Dołączył: 14 Sty 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TomStu's bed.

PostWysłany: Czw 16:39, 08 Paź 2009 Powrót do góry

Przeczytałam, więc coś napiszę na ten temat. Powiem szczerze, że pierwsze skojarzenie tytułu - serial LOST ;] oczywiście, prolog mało mi wyjaśnił, choć domyślam się tego i owego (a raczej mam zboczenie kontynuacji i wstrzelania się w historię - czy słusznie sobie coś ubzdurałam - nie wiem, zobaczymy).
Prolog miał w sobie tyle tajemniczości, że chciałam pacnąć w monitor (a siedzę w pracy) wszystkimi papierami, które mam na biurku.
Pierwszy rozdział pokazał mi historię Jaspera, a raczej historię zbuntowanego nastolatka, który chyba nienawidzi swoich rodziców (czasy gimnazjum mi się kojarzą ;]) i uważa, że wie lepiej, więc ... nie polubiłam go ;P błąd, który rzucił mi się w oczy i aż jęknęłam to "pienie drzewa" nie ma czegoś takiego jak 'pienie'! :P są tylko pnie! Błagam, zmień to :P
Pokój, który dostał Jasper, przypominał mi pokój Belli w Forks. Nie wiem, jakoś sobie tak to uzmysłowiłam. Żółte ściany dla chłopaka ? Oczywiście, zależy jaki odcień, ale ja nie przepadam za tym kolorem :P (nie, nie, nie mam nic do treści i stylu, bo bardzo mi odpowiada! Mówię tylko o swoich odczuciach a propos całej kreacji bohaterów). Esme, która nie radzi sobie z synem - świetna! Nie widziałam jej w takiej roli, za co ogromny plus. Wszystkie jej próby rozmowy z synem były nieudane. Zrobiłaś z niej trochę Petunię z Harry'ego Pottera, ale cieszę się, że widzę ją w innej roli niż 'dobrej mamusi'.
Sen Jaspera - cóż, ciekawy, nie powiem ;] fajnie, że wspomniałaś o śnie w nowym miejscu, ciekawa jestem, czy coś takiego się wydarzy (zapewne zaskoczysz nas nie raz i nie dwa!). Domyślam się, że nawyki to handel prochami! :> tzn tak wnioskuję. (piszę na bieżąco, podczas czytania, więc moje wypowiedzi mogą być chaotyczne).
Zaskoczyłaś mnei telefonem Emmetta i tym, że jest w więzieniu. Oraz tym, że jest bratem Jazza! W tym momencie pojawiają się błędy w postaci źle zapisanych liczebników, bo nie słownie, a liczbą są.

Cytat:
Pośpiesznie spełzłem z łóżka
skojarzyło mi się z wężem, który spełza, syczy i widzi swoją ofiarę :P
Ach, własna łazienka, zazdroszczę mu! Pomimo boazerii (sama mam cały dół w boazerii i nie uważam, żeby źle wyglądał :P) myślę, że własna łazienka to jednak już 'coś'. A tak w ogóle - mówiąc logicznie - kto, przy zdrowych zmysłach, zamiast kafelków kładzie boazerię w miejscu najbardziej zawilgotniałym ?! :P
Jasper pijący piwo na początek dnia po jajecznicy ? Fuuuu, zwróciłabym to. ;] ale olewający wszystkie normy i etykę - Jasper - jest fenomenalny. Świetnie go wykreowałaś, trochę z niego Bad Jasper, zwłaszcza mający w dupie Rose i jej lusterko, pijący piwo w szkole, genialnie.
Laurent chłopakiem Alice ?! Toż to zaskoczenie, bo mam przed sobą wizję Laurenta z filmu! Tam też wkradł się duży błąd, w zdaniu: "kręgosłupa" a nie "kręgosłupu" :) to mi naprawdę rzuciło się w oczy, a nie skupiam się na błędach, tylko na treści (częściej zwracam uwagę na jedno i drugie, ale dziś chcę skupić się tylko na przekazie ).
Zazdrosny Jazz, no proszę. Nieźle docinał Laurentowi, a jaki romantyczny 'tęskniłem za tobą' taa, mhm.. umie kokietować ;]
Bella, Edward ... w zupełnie innych odsłonach. Bella jako narkomanka zapewne, a Edward to jej brat, tyle że podający narkotyki. Sądzę, że będzie tym złym, bardzo złym. Mogę się oczywiście mylić, bo jak wspomniałam wcześniej - piszę na bieżąco.
Alice pochodzi z bogatej rodziny, jej przeciwieństwo to Bella i Edward. Ciekawe w którym towarzystwie odnajdzie się Jasper, w końcu podoba mu się Alice, sądzę, że Bella również. Ciężki orzech do zgryzienia. Poza tym zszokowało mnie to, że rodzice wybrali Alice koleżankę - Rose. Zastanowiłam się nad tym dłużej i rzeczywiście, często takie rzeczy wypływają na wierzch, choć nie mówi się o tym głośno. Wybieranie przyszłych mężów, nie liczenie się ze zdaniem córki - typowe. Podoba mi się jednak, że Alice nie chce się temu porządku poddać, poza tym przejmuje inicjatywę i zaprasza Jazza na imprezę, co (gdyby była z Laurentem nie z powodu rodziców) byłoby dziwne. jednak terz doskonale ją rozumiem. Myślałam, że będzie pusta i próżna - zwykle pokazuje się taką Rose - ale nie, okazało się inaczej. Mądra, rozważna, a przy tym nowoczesna młoda dziewczyna.
Urzekł mnie ten dialog:
Cytat:
Zabawimy się? – ciągnęła, nie biorąc zbytnio do siebie mojej poprzedniej wypowiedzi. Widocznie lubiła twardych facetów.
- Nie.
- Jesteś sam?
- Nie.
- Rozumiem, dziewczyna zaraz przyjdzie?
- Nie.
- Więc na co czekasz? Zatańczymy?
- Nie, daj mi spokój – warknąłem na nią

Jest przezabawny! Szczerze mówiąc wiele razy widziałam takie dziewczyny, które kleiły się do moich kumpli, gdy poszliśmy do klubu. Takie rzeczy naprawdę się dzieją ;)
Denerwuje mnie tylko ciekawość względem Belli, wrrr. Niech Jazz się nią nie interesuje! Znalazł lepszą partię - Alice! Bella zawsze gra ofiarę, co mnie po prostu irytuje :P ale dość o niej!
Jasper, który przeleciał Angelę, mówiąc jak tłumaczka Twilight, zbił mnie z pantałyku. Nie spodziewałam się tego, zawsze uważałam Angelę za wzór powściągliwości, cnoty i czego tam jeszcze, a Ty zrobiłaś z niej piękną idiotkę. Nie powiem, że mi to nie odpowiada, bo bardzo odpowiada.
Cytat:
Nie miałem pojęcia, co ciągnęło mnie do Belli. Wydawała się taka bezbronna, jakby potrzebowała opieki. Poznałem nawet część jej przeszłości. Upewniłem, że ćpa, a Edward nie potrafi wystarczająco upilnować swojej siostry. Nie wiedziałem, po jaką cholerę, wchodziłem buciorami w jej życie. Byłem pewien jednego – nie Edward, a ja. Ja mogłem jej pomóc. W prawdzie nie znałem sposobu, jak mógłbym to zrobić, ale musiałem spróbować.

Matka miłosierdzia normalnie, wrr! Powinien pozwolić jej zgnić, gdy zauważył, że jest nieprzytomna! A do tego nie odzywał się do Alice, która naprawdę była dla niego miła. Wolał zająć się BBB - Biedną Bezbronną Bellą. Czy ona wszędzie musi się wepchać?! ;]
Jestem po lekturze 6 rozdziału i ... Alice mnie zaskoczyła. Ostra z niej babka, szkoda tylko, że zachowała się w ten sposób (tj wmówiła sobie, że Jasper na nią leci, a teraz miała do niego pretensje, że tak nie jest). kto zrozumie kobiety?
Kurcze, muszę wspomnieć o jednym notorycznym błędzie, a mianowicie "mimo że" <- tej konstrukcji NIE rozdziela się przecinkiem, a w tekście ciągle widzę te cholerny przecinek. To strasznie denerwujące. Raz - ok, dwa - ok, ale cały czas ? Przesada. Mam nadzieję, że zrobisz opowiadanie w formie pdfa i wtedy wszystkie błędy jeszcze popoprawiasz :)
Wracając do opowiadania: Angela siostrą Belli ? O zgrozo. Do tego ciąża Angeli po jednej nocy z Jasperem ? Zamotałaś strasznie! Aż mną wstrząsnęło, kiedy o tym przeczytałam. Albo go oszukuje i pieprzyła się z innymi, albo rzeczywiście jest w ciąży ... Pewnie okaże się to już niedługo. Ogólnie: Jasper zachował się podle. Wiem, że jest bad, ale są pewne granice. Może nie dorósł do odpowiedzialności, nie mam pojęcia. Nie podobała mi się jego reakcja. Nawet jeśli to nie jego dziecko - powinien pomóc dziewczynie. Cóż, może tak miało być ? Upadek Angeli to pewnie sygnał poronienia, ewentualnie może pragnęła, aby jej ukochany zachował się w taki sam sposób jak wobec Belli ?
W dziewiątym rozdziale jest coś, czego nie mogę zrozumieć. Czy taki był zamierzony efekt, czy może to literówka ?
Cytat:
Nie cieszysz się, że mnie widzisz.
Przeniosłem wzrok z butów na jego twarz. Widniejący na niej szeroki uśmiech, stopniowo zanikał. Podszedłem do niego i przycisnąłem do siebie, klepiąc po plecach.
- Brakowało mi siebie – mruknąłem.

nie powinno być "ciebie" ?
Ok, do rzeczy. Rozmowa Jazza, jego rozklejenie się, powrócenie trochę do lat dziecinnych, z Emmettem była urzekająca. Podobało mi się, że pomimo całego humoru - Em potrafi pocieszyć, wysłuchać.Ach, dylematy Jazza. Nie dość, że zrobił dziecko Angeli, lata za Bellą to jeszcze czuje coś do Alice! Prawie jak telenowela! ;] odbieram to bardzo pozytywnie, ponieważ jest wiele wątków, które naprawdę warto czytać, a każdy rozdział jest zaskakujący. Scena pocałunku z niespełnioną miłością Alice bardzo mi się podobała, choć ja jestem bardziej dziewczyną tzw. 'starej daty' i uważam, że to mężczyzna powinien zabiegać o kobietę w co najmniej 70%, a nie odwrotnie. Inicjatywę na początku też powinien przejąć, ale cóż, czasy się zmieniają, a poza tym moje konserwatywne myślenie wiąże się z długoletnim stażem z chłopakiem - pojęcia nie mam.

W ogóle ... co to ma być ?!
Masquerade. napisał:
Rath, Ty wiesz, że ja Cię ajlawju

Rathole napisał:
Masquerade, ja Ciebie też ajlawju

Toż to ja zazdrosna jestem o moją Msq! Oczywiście, zawsze możemy się dogadać (np.moja jest od pon do środy, Twoja od czwartku do soboty, a niedzielę niech ma dla pana M. :P) co Ty na to ? ;]
(dość przerywnika :P)

Rozdział 12:
Cytat:
- Nie wiem, co powiedzieć. To do ciebie w ogóle nie pasuje… Przecież jesteś taki… ułożony. – Wybuchłem śmiechem, ale uspokoiłem się, gdy napotkałem surowe spojrzenie Belli. – I mówisz, że teraz znowu cię do tego ciągnie? – Pokiwałem głową.
a nie 'wybuchnąłem' ? :P Twoja forma jest raczej w mowie potocznej, nie w literackiej/pisemnej, czy jak to tam każdy nazywa.
No dobra, w każdym razie Bella zabrała Jazza do speluny (innego słowa na to niestety nie mam), a on ... kurcze, chyba jednak kocha Alice, skoro widział ją w poświacie księżyca. Tak, mam nadzieję, że tak jest. Natarczywa Bella mnie wkurza, czepia się, że on jest z Alice (choć uważa, że nie czuje do niej miłości) i narzuca mu się potwornie.
Ostatni rozdział, który napisałaś trochę mnie zdenerwował. Zwłaszcza wymiana zdań między Jazzem a Alice. Facet nie powinien mówić takich rzeczy, że nie kocha tej, z którą rozmawia. Mógł jej to jakoś delikatnie wyperswadować, a nie walić z grubej rury, że tak powiem. Biedna Alice, żal mi jej, bo jest naprawdę mądra, ułożona i nie narzuca się. Jazz nie wie co traci, ale może w końcu zrozumie swój błąd, może otworzy przed nią serce (o ile już tego nie zrobił, a po prostu nie chce dopuścić do wiadomości tego, że może kogoś pokochać z wzajemnością).
Tak jak Msq uważam, że Brooke został opisany trochę zbyt gejowsko ;] tzn mi nie przeszkadza, że poznałam jego wygląd i szczegóły, ale pisanie z perspektywy faceta - który nie jest gejem - to .. dziwnie wygląda. Ciekawa jestem w ogóle kim on jest, co to za trup i jak to wszystko powiążesz, a na końcu rozwiążesz. Teraz zapewne będę czytała każdy Twój rozdział (mówiłam, że wszystko nadrobię i nadrobiłam!)
Podsumowując: czekam na kolejny rozdział i przepraszam za tak długi komentarz, ale chciałam zmieścić w miarę wszystko w nim (w skrócie!). Zwróć uwagę na błędy, zwłaszcza na "mimo że" oraz literówki, które podałam wcześniej. Gdzieś też rzuciło mi się w oczy "nie ważne" w kontekście "ech, nie ważne", a powinno być "ech, nieważne" No chyba, że chciałaś dopisać "to nie jest ważne", ale sądzę, że nie.
Mam nadzieję, że nakarmiłam trochę Twojego wena. Jeśli zakończysz to opowiadanie i zaczniesz kolejne - będzie podobne do tego pod względem stylu, opisów, humoru - chętnie je przeczytam od pierwszego rozdziału.
Dostanę ciasteczko za w miarę konstruktywny komentarz ? :D


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez CoCo dnia Czw 16:52, 08 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Czw 20:55, 08 Paź 2009 Powrót do góry

CoCo napisał:

W ogóle ... co to ma być ?!
Masquerade. napisał:
Rath, Ty wiesz, że ja Cię ajlawju

Rathole napisał:
Masquerade, ja Ciebie też ajlawju

Toż to ja zazdrosna jestem o moją Msq! Oczywiście, zawsze możemy się dogadać (np.moja jest od pon do środy, Twoja od czwartku do soboty, a niedzielę niech ma dla pana M. :P) co Ty na to ? ;]
(dość przerywnika :P)


No, heloooooł! Ja tu jestem! Czytam! Heloooooł!

CoCo, co do pana M., to nie byłabym już taka pewna :D co oznacza, że nie musicie oddawać mnie w niedziele devil :D

Sorki za offtop :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Pią 19:44, 09 Paź 2009 Powrót do góry

Cóż, chyba nikt więcej już tego nie przeczyta Wink Więc wstawiam kolejny rozdział - przedostatni. Ostatni pójdzie za chwilę do bety. Pojawi się w przyszłym tygodniu, tak więc możecie codziennie sprawdzać, czy nie będzie go w bibliotece :D

Chciałabym tylko podziękować CoCo za przeczytanie tego wszystkiego i za tak obszerny komentarz. Z krzesła spadłam :D Oczywiście ciasteczko dostałaś :)

Jeszcze tylko powiem, ze nigdy nie informowałam rodziców o tym, że jestem w ciąży i nie wiem, jak powinno to brzmieć :D A Jasper to taki prosty chłopak i wywalil z grubej rury. Hm... A co do fragmentów z Emmettem. Ja nie robiłam ich śmiesznych, ale mTwil się przy nich śmiała, więc nie wiem :P

Beta: mTwil ;****

Rozdział 16
Nowina

Grzebałem łyżką w misce z płatkami i mlekiem. Od wczorajszego popołudnia nie mogłem niczego przełknąć. Cały czas myślałem o Randallu i zabitym człowieku. Byłem pewien, że go sobie nie wymyśliłem, że mi się nic nie przywidziało. Ten dziwny mężczyzna miał coś wspólnego albo z tą śmiercią, albo z ukryciem zwłok. A najbardziej prawdopodobne było, że z obiema tymi sprawami.
- Nie podoba mi się to – stwierdziła Esme przejętym głosem. – Jasper, możesz mi wytłumaczyć, co się dzieje?
- Mamo, jest okej – zapewniłem ją, wkładając łyżkę do ust. Nagle zrobiło mi się niedobrze i wszystko wyplułem.
- Jesteś chory?
- Nie wiem, nie najlepiej się czuję…
- Może zostań dzisiaj w domu. – Przyłożyła mi rękę do czoła. – Zimne. Więc temperatury nie masz. Hm, nie wiem. Ale tak, lepiej zostań… Emmett z tobą będzie. W razie czego - dzwońcie – powiedziała, wstając od stołu. Włożyła naczynia do zlewu, w tym mój prawie nienaruszony posiłek i wyszła do przedpokoju. – Emmett?
Po chwili usłyszeliśmy głośne kroki na schodach - mój brat zawsze przeskakiwał po dwa, trzy stopnie, dlatego na dole był po kilku sekundach.
- Co chciałaś?
- Zajmij się Jazzem. Nie najlepiej się czuje. Ja już wychodzę.
- Tak jest! – powiedział, szczerząc się. Wyprostował się i przyłożył dwa palce do skroni. Kretyn. Esme zamknęła drzwi, a ja dosłyszałem jeszcze odgłos ruszającego z podjazdu samochodu.
- Oj, mały Jazzie jest chory… - powiedział ironicznie, łapiąc się za głowę.
- Zamknij się i spieprzaj.
- Chory, ale język to ma nadal cięty – mruknął pod nosem i skierował się ku schodom.
- Czekaj, Em – powiedziałem. – Możemy pogadać?
Wrócił i zajął miejsce naprzeciwko mnie. Wpatrywaliśmy się w siebie dłuższy czas. Nie wiedziałem, od czego mam zacząć, a i on o nic nie pytał. W końcu się odezwał. Był wyraźnie spięty, ale i zniecierpliwiony.
- Więc… o czym chciałeś…
- Powiedziałem Alice.
- Co?
- Powiedziałem Alice, że jej nie chcę.
- A co z Be…
- Przedwczoraj z nią gadałem… Mam nadzieję, że zdaje sobie sprawę, że nic do niej nie czuję. Poza tym – Wziąłem głęboki wdech – mówiła, żebym przyszedł… wiesz gdzie. Odmówiłem.
- Hm, czyli jeżeli powiem, że jestem z ciebie dumny, zabrzmi to drętwo?
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Tak, tato. – Emmett popatrzył na mnie udawanym obrażonym wzrokiem i zaśmiał się.
- Kiedy powiesz Carlisle’owi i Esme, że będą dziadkami?
- Myślałem, żeby dzisiaj…
- Dobry pomysł – przerwał mi. – Nie ma sensu tego dłużej ukrywać. Poza tym, wychodzę dzisiaj z… - Zaczerwienił się. Hej, zaraz. Mój brat się zaczerwienił? – W każdym bądź razie, będziecie we trójkę, a skoro ja już wiem, lepiej, abym dał wam trochę prywatności. Może wyjaśnicie sobie wszystko… No, wiesz.
- Tak, chyba masz rację, ale i tak się nie wymigasz. – Zmusiłem się do lekkiego uśmiechu. - Z kim wychodzisz?
- Z Rosalie.
- Z tą Rosalie?
- M-hm – mruknął na potwierdzenie. Hm, nie byłem tym faktem za bardzo zaskoczony. Emmett potrzebował dziewczyny. Miałem nadzieję, że uda mu się z Rose. Choć wydaje się trochę oschła, naprawdę jest w porządku. Właśnie kogoś takiego potrzebuje.
- Gratuluję.
- Jeszcze nie ma czego – powiedział, ale widziałem, że po jego twarzy błąkał się niewinny uśmieszek. Wstał i wsunął krzesło. Przez chwilę się nie ruszał i - oparty rękoma o poręcz - uważnie mi się przyglądał. – Cóż, chyba powinienem się szykować. Umówiłem się z nią na szesnastą w takiej restauracji…
- Zaraz, czekaj. Emmett, jest dopiero dziesiąta.
- To co?
- Czyżbyś miał zamiar iść się pakować i nie wrócić na noc… albo kilka nocy? – zaśmiałem się.
- Nie… Wydaje mi się, że wrócę przed...
- Okej, Em, nie kłopocz się. Najpóźniej o szóstej rano. Jak coś, to cię osłonię, tak jak ty zrobiłeś tamtego wieczoru, gdy wróciłem… No, wiesz.
- Jasne, dzięki. – Puścił do mnie oko i pobiegł… Nie, on wręcz poleciał na górę. Zaśmiałem się w duchu. Czyżby się zakochał? Jeśli tak, to w pewnym sensie mu tego zazdrościłem. Miłość to wspaniałe uczucie. Szkoda tylko, że ja nie byłem już zdolny go nikomu ofiarować… Pokręciłem nerwowo głową, nie chciałem sobie przypominać o latach w Forks, o mojej dziewczynie… Wstałem od stołu i poszedłem na górę. Otworzyłem drzwi do swojego pokoju i położyłem się na łóżku. Przymknąłem oczy tylko na chwilę, jednak zasnąłem, a po jakimś czasie obudziło mnie klepanie po ramieniu.
- Jasper, Jasper, obudź się…
- Emmett, jeżeli otworzę oczy, zabiję cię – wysyczałem, zakrywając twarz poduszką.
- Jaaaaaasper, Jasper, proszę…
- Czego chcesz?! – warknąłem, podnosząc się gwałtownie.
- Którą koszulę mam wybrać? Tę niebieską czy… tę niebieską? – spytał. Zmrużyłem oczy. Wydawały się być identyczne.
- Emmett… one są takie same.
- Właśnie, że nie. Popatrz. Ta ma inaczej wszyte guziki, a w tej kieszeń jest wyżej, o, widzisz? Widzisz, Jasper, widzisz?
- Weź tę po prawej – powiedziałem. Miałem zamknięte oczy i nie widziałem, która jest która, jednak moja odpowiedź go zadowoliła, bo po chwili usłyszałem ciche pomrukiwanie i podśpiewywanie. Zaraz… Czy on śpiewał? Wyprostowałem się. – Hm, Emmett… Czy ty… Czy ty się dobrze czujesz? Jesteś pewien, że wszystko z tobą w porządku?
- Tak, Jasper. Wszystko jest w idealnym porządeczku! – wykrzyczał i, podskakując, udał się do łazienki. Ponownie opadłem na łóżko. Były dwie możliwości – albo to ja zwariowałem, albo świat.

***
Otworzyłem oczy i zerknąłem na zegarek. Było wpół do dziewiątej wieczorem. Carlisle z pewnością wrócił już z pracy. Postanowiłem zwlec się z łóżka i zejść po cichu do salonu, aby sprawdzić, czy tam jest. Gdy mijałem kolejne stopnie, denerwowałem się coraz bardziej. Kiedy stanąłem przed wejściem do pokoju, wziąłem głęboki oddech i pchnąłem drzwi. Carlisle odwrócił głowę w moją stronę i uniósł jedną brew. Widocznie nie spodziewał się mnie tu zobaczyć. Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt często, nasze stosunki nie układały się za dobrze. Jeszcze w Forks kłóciliśmy się niemal każdego dnia, między innymi dlatego, razem z Emmettem, woleliśmy znikać na całe godziny, lub czasem nawet i dnie, i szukać odstresowania w prochach i alkoholu. Czasami, gdy głębiej się nad tym zastanawiam, wydaje mi się, że to brak dobrych kontaktów między mną a rodzicami i nieokazywanie miłości z ich strony, doprowadziło do tego, że oddaliliśmy się, nie potrafiliśmy znaleźć ze sobą wspólnych tematów do rozmów. Rolę mojej rodziny pełnili znajomi, a ta prawdziwa, oprócz Emmetta, odstawiana była na dalszy plan. Wtedy myślałem, że mógłbym się bez nich obejść, że kumple potrafią zagwarantować mi wszystko – towarzystwo do palenia, picia, wyrywania dziewczyn, czyli jednym słowem to, co wydawało mi się być moim szczeniackim życiowym priorytetem, czymś ważnym – jednak się myliłem. Niedawno zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo.
- Car… Tato? – zacząłem. Carlisle wytrzeszczył oczy ze dziwienia, jakbym trzymał w ręku czek na milion dolarów albo podjął się studiów medycznych. – Um, eee… więc… Pomyślałem sobie, że moglibyśmy porozmawiać – powiedziałem, próbując zachować spokój ducha. (Ta, bo faktycznie mi się udało). W tej samej chwili do pokoju weszła Esme. Usiadła obok Carlisle’a, który przesunął się odrobinę, aby zrobić jej miejsce. Sam postanowiłem stać, jednak gdy zobaczyłem zdezorientowaną minę matki i zdziwienie zmieszane ze zdenerwowaniem u ojca, odsunąłem krzesło stojące przy stole i usiadłem na nim. Wziąłem głęboki oddech i spróbowałem się do nich uśmiechnąć. Carlisle niepewnie odwzajemnił ten gest, jednak jego mina bardziej przypominała spłoszonego królika. Zastanawiałem się, o czym w tej chwili myśli. Mój wzrok powędrował od niego ku Esme. Mama uniosła jedną brew i założyła nogę na nogę. Spodziewała się pewnie, że usłyszy o moich kłopotach. Z pewnością była pewna, że chodzi o szkołę lub coś w tym stylu. Wolałem nie widzieć rozczarowania i zawodu na jej twarzy, gdy dowie się, w jaki sposób znowu spieprzyłem swoje życie. Zauważyłem też, że trzyma mocno dłoń Carlisle’a. Naprawdę się kochali. Byłem pewien, że tata będzie złościł się na mnie stokroć bardziej niż ona, z kolei wiedziałem, że mama go pohamuje, aby… nie doszło do rękoczynów. Z nami wszystko stawało się możliwe. Ojciec wyprowadzony z równowagi, nie dawał mi najlepszego przykładu. Cóż, w pracy był ułożonym, miłym i przyjaznym mężczyzną, ale w domu zachowywał się spokojnie jedynie, kiedy nikt – czyli ja i Emmett – go nie denerwował. Wiedziałem, że miałem szczęśliwe dzieciństwo – Carlisle zapewniał mnie i mojemu bratu wszystkie materialne rzeczy, których potrzebowaliśmy, nie złościł się na nas za byle co, nie krzyczał bez powodu. Sprawy zaczęły się komplikować, gdy pierwszy raz zobaczył mnie w stanie, w jakim wolałem, aby mnie nie widział… Esme jeszcze wierzyła, że uda mi się to wszystko rzucić. Ale ja sam w to nie wierzyłem. Dla potencjalnego obserwatora, znającego moje życie, ta scena mogła wyglądać tak, jakbym chciał powiedzieć rodzicom, że znowu ćpałem. W pewnym sensie chciałem to uczynić, ale sednem naszego spotkania było poinformowanie ich, że Angela niedługo wyda na świat potomstwo. Gdyby ją znali i w ogóle wiedzieli, kim jest, może nawet przez chwilę by się cieszyli. Wyszedłbym wtedy z domu, rzucając w ich stronę świstkiem papieru, na którym napisałbym swoim bezkształtnym pismem, że do ów potomstwa przyczyniłem się ja sam. Jednak imię „Angela” zapewne nic by im nie mówiło, tak więc musiałem sam im wszystko powiedzieć. Postanawiając, że pominę tę część z klubu i od razu przejdę do rzeczy, wypaliłem:
- Będziecie dziadkami.
- Gdzie jest Emmett?! – krzyknął Carlisle, podrywając się do pionu. – Co on sobie, do jasnej cholery, wyobraża?!
- Nie, czekaj… tato. Nie chodzi o niego. Chodzi o… Eeee… Chodzi o mnie. Zapłodniłem pewną kobietę.
- Że coś ty zrobił?!
- Zapłodniłem pewną kobietę.
- Pewną? Przypadkową? Jasper, czy ty się w ogóle słyszysz?!
- Tak, tato. I słyszę, jak mówię wam, że będziecie dziadkami. Zrobiłem dziecko przypadkowej dziewczynie, którą znałem… - przerwałem, zastanawiając się, ile właściwie czasu spędziłem wtedy z Angelą w klubie - kilka minut. Albo godzin. Nie pamiętam – przyznałem się.
- Spakuj potrzebne rzeczy.
- Proszę?
- Czy ty, syn… Czy ty, dziecko, masz problemy ze słuchem? Spakuj. Swoje. Rzeczy. I opuść. Mój. Dom.
- Carlisle… Proszę cię, daj spokój. Możemy dojść do porozumienia, proszę.
- Nie, Esme. Ten gówniarz i tak za bardzo zmarnował nam życie. Po tym wszystkim, co zrobił, już dawno powinniśmy wyrzucić go z domu – powiedział spokojnie Carlisle. Wiedziałem, że w głębi siebie walczył z ochotą nawrzeszczenia na mnie. Jego opanowany ton głosu był jeszcze bardziej denerwujący, niż gdyby krzyczał do utraty tchu.
- Mam się wyprowadzić? – spytałem. Po chwili wybuchłem donośnym, gardłowym śmiechem. – Mój ojciec wyrzuca mnie z domu. Co ja teraz pocznę? Gdzie się ulokuję? – Parsknąłem śmiechem po raz ostatni i rzuciłem: - Nigdy nie było mi tu dobrze. Powinieneś pozwolić mi się wtedy zaćpać! Wydaje ci się, że nie mam gdzie mieszkać i co ze sobą zrobić?! Mylisz się! – krzyknąłem.
- Nie takim tonem!
- A jakim? Jakim tonem mam się zwracać do człowieka, który wyrzuca swojego syna z domu tylko za to, że jest popierdolony?!
- Jasper… - załkała Esme. Zbliżyła się do mnie, jednak zrobiłem krok do tyłu. Spojrzałem na jej twarz. Do pięknych, dużych oczu napłynęły łzy, walczyła ze sobą, powstrzymując się od podejścia do mnie i przyciśnięcia mocno do siebie. Widok zapłakanej, zapłakanej z mojego powodu twarzy matki sprawiał mi niesamowity ból. Sam ledwo powstrzymywałem słone krople, które chciały spłynąć po moich policzkach. Nie lubiłem… W tej chwili wręcz nienawidziłem ojca, ale Esme była dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Raniąc ją, czułem się jak skończony sukinsyn.
- Przepraszam, mamo. Ja nie mogę… Po prostu… Pozwól mi odejść – szepnąłem. – To będzie dla nas najlepsze rozwiązanie.
- Jasper, nie słuchaj ojca… On… On jest zdenerwowany. Przejdzie mu. Jasper, nie zostawiaj nas… mnie… Nie chcę tracić swojego dziecka.
- Wciąż nim jestem, mamo. Ale nie mogę zostać… Przepraszam. – Skierowałem głowę w stronę Carlisle’a i wysyczałem: - Gdyby nie ty, to skończyłoby się inaczej. Nie byłeś dobrym ojcem, przyczyniłeś się do spieprzenia tego wszystkiego. To nie tylko moja wina. Nigdy nie miałeś czasu, gdy cię potrzebowałem. Może i odgrywałeś jakąś rolę w moim życiu, ale tylko we wczesnych latach dzieciństwa, nigdy wtedy, kiedy potrzebne mi było oparcie, kiedy wciągałem się w to wszystko… Mimo że Emmett jest tylko trochę ode mnie starszy i też wpieprzył się w całe to bagno, w tych ciężkich chwilach zastępował mi ojca. – To powiedziawszy, odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z domu. Nałożyłem kaptur swojej grafitowej bluzy i włożyłem ręce do kieszeni szerokich, dżinsowych spodni. Zgarbiłem się, schylając głowę i zacząłem wpatrywać się we własne buty.

Wiedziałem, dokąd miałem iść, wiedziałem, czego potrzebowałem i, przede wszystkim, wiedziałem, gdzie to znajdę.

_____
I jak?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cocolatte.
Wilkołak



Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:45, 09 Paź 2009 Powrót do góry

O mój Boże!
Carlisle wyrzucił go z domu? Naprawdę go wyrzucił? Ale tak na serio - serio?
Ja tego nie ogarniam...
Minęło już kilka minut, odkąd przeczytałam tę scenę, a ciągle nie mogę zebrać szczęki z podłogi. Jezu, dziewczyno! Genialne!
I jeszcze płacząca Esme... Aż się sama wzruszyłam.

Za to zakochany Emmett jest uroczy. :)
To nucenie, dwie identyczne koszule... Wow! Mocno go wzięło.
Mam nadzieję, że Rose nie będzie przeszkadzała jego przeszłość... bo nie będzie, prawda? (A niech tylko spróbuje przeszkadzać). W każdym razie jest bosko.
Z jednej strony nie mogę się doczekać finału. A z drugiej - jak to już niegdyś wspominałam - nie dociera do mnie, że to już ostatni rozdział.
Jeszcze raz to powiem: Rath, jesteś geniuszem.
(choć nie. Właściwie, to mówię to pierwszy raz... dobra, mniejsza).

Cytat:
Carlisle wytrzeszczył oczy ze dziwienia

zdziwienia.

Pozdrawiam,
Latte.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Landryna
Zły wampir



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D

PostWysłany: Sob 11:30, 10 Paź 2009 Powrót do góry

Przeczytałam już wczoraj, ale nie miałam siły komentować, więc robię to teraz :).

Cóż, moim skromnym zdaniem jest to najlepszy rozdział jaki do tej pory napisałaś.
Jest w nim dużo emocji, humoru i trochę akcji.
Cieszę się, że Jasper wreszcie wyznał Carlislowi i Esme, że będą dziadkami.
Moim zdaniem i tak za długo już zwlekał.
Trochę zaniepokoiła mnie reakcja Carlisl'a. Wyrzucić syna z domu?
Ale za to Esme jak Esme - bardzo przypominała mi tą sagową Esme, a to duży plus bo lubię jej postać.
Ciekawi mnie gdzie teraz pójdzie Jasper. Choćbym nawet bardzo chciała, to nie mogę wymyśleć żadnego konkretnego miejca w które mógłby się udać.

Szkoda, że to już przedostatni rozdział i że "Zagubieni" już się kończą. Naprawdę pokochałam to opowiadanie. Ale rozumiem, że wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć Wink.

Pozdrawiam, całuję, miziam i lofFfFfFfFffFfciam xD ;**


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Sob 11:39, 10 Paź 2009 Powrót do góry

Latte, tak wyrzucił go, naprawdę Wink ALe w prologu udowodnię wam, że nie jest taki oschł i jednak zaakceptuje wszystko Wink i OMG. Genialne? Genialne, że genialne? No weź, bo mnie zawstydzasz :D
I kurde, mnie Emmett też się podoba. Ale mogę Wam coś powiedzieć. Ani nie przewidziałam na początku jego postaci, ani nawet nie chciałam, by był śmieszny czy coś :D W ogóle Zagubieni mieli się opierać na Alice-Jasper-Jasper-Bella + Randall Wink Ale końcówka miała być taka, jaka została przeze mnie napisana.

Landryna, naprawdę najlepszy? OMG. Dzięki :D Mnie się on tak średnio podobał, szczerze mówiąc. Lepszy był np. ten, kiedy Em wrócił, Randall czy Jasper z Alice ... Wink Mowisz, że nie wie, gdzie pójdzie? Cieszę się. Myślałam, że ktoś zacznie się już domyślać Wink I loff ju tu :D Mówisz, że wszystko, co dobre, musi się skończyć? Wiesz co? Zrobię se już trzecią reklamę :D Możesz mnie niedługo podziwiać w BPS Cool

I tak w ogóle to chciałam pochwalić Wam posty i dac babeczki o takie: /***\ a i dla Latte, i dla Landryny skasowała się sama ta druga kreseczka Crying or Very sad I już nie wygląda to jak ciasteczko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 14:04, 10 Paź 2009 Powrót do góry

Huhu... Jestem zszokowana. Jak Jazz mógł? Jak Carlisle mógł? I kurka wodna! Biedna Esme...! Naprawdę to wszystko się pokomplikowało... A to przedostatni rozdział. Ja naprawdę się zapłaczę Rathole Crying or Very sad
A co z Bells i Alice? Co będzie z Randallem?? Ech... Seryjnie, trudno mi będzie rozstać się z "Zagubionymi"!
Emmett szykujący się na randkę z Rosalie jest wprost niesamowity! Widzi szczegóły, zastanawia się nad bzdetami... To się nazywa facet, któremu zależy na dziewczynie... Ciekawa jestem jak wyjdzie im ta randka... Pewnie szybko się zejdą. W końcu pasują do siebie jak nikt inny :)
Rozdział jest bardzo wciągający Rathole. Naprawdę nie mogłam się oderwać od czytania, choć powinnam właśnie iść i wyłączyć wodę gotującą się w czajniku i wyjąć pranie z pralki. Takie rzeczy...

No to cóż, teraz pozostaje mi tylko poczekać na ostatni rozdział...

Do następnego!

^___^

Pozdrawiam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mTwil
Zły wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka

PostWysłany: Pon 8:34, 12 Paź 2009 Powrót do góry

Ok, to ja tak na szybko, szybko, tym razem pewnie nie z kk, ale że mi nie wybaczysz, jak nie skomentuję, to wystukam cokolwiek.
Tak na początku, to chciałabym się pochwalić, że przeczytałam już ostatni rozdział :D:D Rath, wymiatasz ze swoim zakończeniem, ciekawa jestem tylko epilogu.
Sama wspomniałaś już, że śmiałam się z fragmentów z Emmettem. To mało powiedziane, ja się przy nich zapluwałam jedzeniem. Wspominałam już, że to mój ulubiony bohater? Tak? Nieważne. Powtórzę. Naprawdę go uwielbiam. Za jego zachowanie, podejście do życia, charakter, za to, że coś już przeszedł, oberwał po dupie i nie żył w "świecie cukierków". Padłam przy jego tekście z wyborem koszuli. To było zarą.biste. Idealnie ukazałaś humor tej postaci w porównaniu do Jaspera, który na wszystko sobie leje. I za to go nie lubię. On wszystko, po kolei ma w dupie. Nic się dla niego nie liczy. Niby dostał już jakiegoś kopniaka od życia, powinien zrozumieć, co jest tak naprawdę ważne, ale tego nie robi. Zachowuje się jak rozpieszczony bachor, który, jeśli nie dostanie wszystkiego idealnie przyozdobionego na tacy, to daruje sobie własną walkę.
Kolejny moment w tym rozdziale, który mnie rozbroił, był wtedy, kiedy Jasper powiedział, że zostanie tatusiem. Ale jak powiedział! Zapłodniłem pewną kobietę. Wyobrażam sobie, jak musiał być zdesperowany, żeby aż tak to określić. Ale... poprawiłaś mi tym humor.
Ja już dobrze wiem, gdzie pójdzie i co tam się stanie, ale kiedy nie miałam jeszcze 17 rozdziału cały czas się wahałam i ciężko było mi się domyślić czegoś tak naprawdę, żeby być tego pewną.
Jeszcze może słówko o Esme. Przez całe opowiadanie wydawała się dosyć oschła, ale dobrze, że chociaż na koniec przedstawiłaś ją z takiej strony. Pokazałaś, że rzeczywiście jest dobrą matką, której nie jest obojętne życie jej syna, mimo że mogło by się tak momentami wydawać. Przez cały czas była zimna, na koniec tego nie wytrzymała i to jej się chwali.
Nie zmieniłaś tego masła na końcu :P Mnie to dalej nie leży, ale skoro tak się upierasz... Jak coś, to składam wszystko na ciebie :P

Muszę jeszcze na koniec odnieść się do komentarza CoCo. Wszystkie błędy biorę na siebie. O początku tego ff'a wolałabym sobie nawet nie przypominać To były jednocześnie moje początki i kiedy czasami do tego wracam, widzę takie błędy, za które teraz zapadłabym się pod ziemię. Ale... były, ja się przez ten czas co nieco nauczyłam i teraz czuję się znacznie pewniej. Jeszcze co do tego przykładu:
CoCo napisał:
Cytat:
- Nie wiem, co powiedzieć. To do ciebie w ogóle nie pasuje… Przecież jesteś taki… ułożony. – Wybuchłem śmiechem, ale uspokoiłem się, gdy napotkałem surowe spojrzenie Belli. – I mówisz, że teraz znowu cię do tego ciągnie? – Pokiwałem głową.
a nie 'wybuchnąłem' ? :P Twoja forma jest raczej w mowie potocznej, nie w literackiej/pisemnej, czy jak to tam każdy nazywa.
Sama nigdy nie wiedziałam, jaka jest różnica, teraz postarałam się i sprawdziłam i nie chodzi o mowę potoczną/pisemną. Oba czasowniki stosowane są zamiennie, z tym, że "wybuchł" jest raczej kierowany do rzeczy, a "wybuchnął" do ludzi. Tak więc w tym wypadku popełniłam błąd.
I za wszystkie inne pomyłki tak samo przepraszam. Wcześniejsze rzeczywiście mogły wynikać z niewiedzy, teraz wydaje mi się, że jeśli już się coś pojawi to częściej z niedopatrzeń.

Rath, już ci mówiłam. Z ostatnim rozdziałem nie wyrobię się wcześniej niż w przyszłym tygodniu. Do piątku jestem tak zawalona książkami, że po prostu się nie wyrobię. Mam nadzieję sprawdzić co nieco w weekend, dokończyć po niedzieli.

Kończę i wracam do chemii i geografii. I tak się za nadto rozpisałam, jak na moje dzisiejsze możliwości czasowe :)

Pozdrawiam i życzę weny do zakończenia epilogu oraz do pracy nad BPS. (Czekam na pierwszy rozdział :P).
mTwil



EDIT:
CoCo napisał:
mTwil napisał:
Nie zmieniłaś tego masła na końcu :P Mnie to dalej nie leży, ale skoro tak się upierasz... Jak coś, to składam wszystko na ciebie :P
a mnie się to masło bardzo podoba! Oddaje charakter całego opowiadania i jest podkreśleniem tego, że Jazz dokładnie wie, co musi zrobić, aby wybrnąć z tej sytuacji itp. Lubię takie zdania, choć obfitują w powtórzenia (ale takich ich urok) :)

Tylko mnie w tym wypadku nie chodzi o powtórzenia "wiedziałem", bo to też mi się podoba, ale o to:
Wiedziałem, dokąd miałem iść, wiedziałem, czego potrzebowałem i, przede wszystkim, wiedziałem, gdzie to znajdę.
Może i brzmi to fajnie, ale jak się temu przyjrzeć to to jedno i to samo, tylko inaczej zapisane.


I zapomniałam jeszcze wspomnieć o Carlisle'u, więc teraz nadrabiam. Jego reakcja może i była naturalna, do przewidzenia, w końcu Jasper już wystarczająco namieszał w życiu jego rodziców, ale kochający ojciec powinien zachować się inaczej. Czyli wniosek z tego jeden - to nie taka miłość, jaka powinna być. Kiedy rodzic dowiaduje się, że zostanie dziadkiem, to, do cholery, jest już za późno na jakiekolwiek awantury. Dzieci wychowuje się wcześniej, uczy się, na co i kiedy można sobie pozwolić. Ale tylko jeśli ma się z nimi dobry kontakt. A w tym wypadku - jak mówił sam Jasper - takiego czegoś nie było. I ot. Stało się. Trzeba to zaakceptować, jeśli nie chce stracić się dziecka. Chyba że komuś na nim nie zależy, to może postąpić jak Carlisle. Chociaż miejmy nadzieję, że to co powiedział było wywołane emocjami, że tak naprawdę czuł co innego, a potem pożałował swoich słów. Inaczej... nie nadaje się na ojca i staje się dla mnie negatywną postacią. Zupełnie odwrotnie niż Esme.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez mTwil dnia Pon 12:39, 12 Paź 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
CoCo
Zły wampir



Dołączył: 14 Sty 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: TomStu's bed.

PostWysłany: Pon 9:45, 12 Paź 2009 Powrót do góry

Aj tam, mTwil, i tak jesteś SuperBetą :) a początki każdy ma trudne, bo co innego napisać jakąś pracę zaliczeniową (np. stan badań nad twórczością konkretnego poety) a co innego betować opowiadanie. I tak spisałaś się na medal.
Dość słodzenia :P przechodzę do rzeczy: czemu nikt mnie nie poinformował, że jest nowy rozdział ? Natknęłam się na niego przypadkowo, wchodząc na forum! Wrrr, no, ale przeczytałam, więc mogę się wypowiedzieć:
Esme zamartwia się o dziecko, które praktycznie nie wie, co zrobić. Nie dość, że Jasper będzie ojcem, to jeszcze powiedział Alice, że jej nie kocha, Belli podobnie, o zgrozo. Zagmatwana postać, sam nie wie czego chce! ;] ale przez to uwielbiam Twojego Jaspera. Taki jego urok.
Em, któremu podoba się Rosalie, zupełnie mnie nie zdziwił. W sumie przeczuwałam, że pojawi się taki wątek. Ciekawa jestem, czy Em z Rose zrobią coś, co odmieni życie Jazza i przywróci dobry stan rzeczy. Może pogodzą go z Alice ? Może w końcu zauważy, że to ona do niego pasuje, a nie Bella i jej zepsute towarzystwo ?
Podobał mi się Em z wyborem koszuli: niebieska, a może niebieska ? Genialne. Prawie jak kobieta w sklepie :)
Rozmowa z rodzicami była trochę dziwna. Ja wiem, że Jazz 'wali z grubej rury' ale kurcze, dziwnie to zabrzmiało, gdy powiedział, że rodzice zostaną dziadkami :D reakcja Carlisle'a mnie zszokowała. Wyrzucać własne dziecko z domu tylko dlatego, że w życiu popełniło parę błędów, a ten błąd jest jednym z najgorszych ? Nie chciałabym mieć takich rodziców. To mi przypomniało o koleżance, która zaszła w ciążę - jej rodzice byli zszokowani, ale później przyzwyczaili się do myśli, że będą dziadkami (niestety, dziecko ojca nie będzie miało). W każdym razie (przepraszam za tę dygresję) Carlisle powinien postawić się na miejscu syna. Czy jego ojciec też by wywalił jego, Carlisle'a, gdyby ten popełnił błąd ? Nie sądzę. Mam nadzieję, że ojciec Jazza trochę zmądrzeje i pójdzie po ten rozum do głowy. Może to Esme przekona go, że dzieci się nie wybiera, za błędy się płaci, a swoim pociechom pomaga się zwłaszcza w trudnych sytuacjach.
Ciekawią mnie dalsze losy Jazza. Bądź co bądź - zmienia się. Najpierw był ufnym nastolatkiem, potem popadł w złe towarzystwo, następnie wyszedł z tego, ale odcisnęło się to na jego psychice. Jest oschły, nie pokazuje swoich prawdziwych uczuć, potrafi pokazać tylko te złe, negatywne, takie, które uchronią go przed krzywdą wyrządzaną przez innych. Naprawdę świetnie go wykreowałaś i wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę :) wiele osób reaguje podobnie jak Jazz, choć nawet nie zdają sobie sprawy, że zamykają serce i duszę przed ludźmi, bo boją się wszystkiego (nieważne, czy mają cięty język lub nie). Możliwe, że każdy przeżywa w życiu coś takiego. Inni z tego wychodzą, choć część nadal trwa w swojej wyimaginowanej rzeczywistości, że rodzice są źli, szkoła jest zła, miłość jest zła.
Znów trochę dygresji było wybacz.
mTwil napisał:
Nie zmieniłaś tego masła na końcu :P Mnie to dalej nie leży, ale skoro tak się upierasz... Jak coś, to składam wszystko na ciebie :P

a mnie się to masło bardzo podoba! Oddaje charakter całego opowiadania i jest podkreśleniem tego, że Jazz dokładnie wie, co musi zrobić, aby wybrnąć z tej sytuacji itp. Lubię takie zdania, choć obfitują w powtórzenia (ale takich ich urok) :)
A teraz ładnie poproszę Rath o wysłanie mi PW, kiedy następny rozdział się ukaże. Mam nadzieję, że to nie problem :) z góry dziękuję (za to i za ciasteczko!)


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
rani
Dobry wampir



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 244 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy

PostWysłany: Pon 10:43, 12 Paź 2009 Powrót do góry

Na początek proszę o wybaczenie, że dopiero teraz przeczytałam rozdział twego cudownego dzieła, ale miałam maraton serialowy Laughing

Powiadam ci, że to najlepszy rozdział ze wszystkich. Z jednej strony zabawny, z drugiej bardzo smutny.
Zakochany Emmett jest naprawdę śmieszny :D Wybór między prawie takimi samymi koszulami, śpiewanie, skakanie. Zachowywał się jak baba :D
Rozmowa Jaspera z rodzicami...
Cytat:
Zapłodniłem pewną kobietę.

To tak śmiesznie brzmi, że parsknęłam śmiechem na cały pokój :D
Bardzo podoba mi się, jak to opisałaś. Cóż, była kiedyś świadkiem takiej sceny, tylko zamiast chłopaka była moja koleżanka i niestety tak samo się skończyło. Bardzo to realistyczne. Masz za to dużego plusa.
Powiem ci, że miałam łzy w oczach. A jak coś doprowadza mnie do łez, to już to kocham :D
Płacząca Esme i Jasper, który nie chce patrzeć na jej łzy, bardzo mnie wzruszyło.
Zachowanie Carlisle'a mnie nie dziwi. Na pewno tego nie chciał, tylko w stanie wzburzenia ludzie mówią różne rzeczy. Myślę, że Jasper zareagował na to zbyt niedojrzale i gwałtownie.
Chociaż może z drugiej strony to lepiej, że da ojcu ochłonąć.
To, jak wygarnął mu wszystko, to po prostu było zaje***te i już się prawie popłakałam. Świetnie napisane.
Jasper teraz pójdzie do Belli, tak? Echh.
Jestem straszliwie ciekawa, jak to się skończy, bo przecież nie ma jednego rozwiązania i to jest w tym opowiadaniu najlepsze.
Może związałby się z Angelą i potem przesunęłabyś akcje o kilka lat do przodu i okazałoby się, że jest im ze sobą dobrze i kochają się? Wiem idealizuję Laughing
Tyle chciałam. Wielbię Zagubionych. Ave ci Mr. Green


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez rani dnia Pon 11:08, 12 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Pon 13:04, 12 Paź 2009 Powrót do góry

Wiecie co? Śniło mi się, że dostałam 10 komentarzy przez noc pod Zagubionymi. Wchodzę na TWS, a tu takie trzy wspaniałe, wenodajne KK love

Torciki rozdałam, teraz przejdę do części drugiej.
dotviline, pytasz się, co z resztą bohaterów? Jeżeli nie w ostatnim rozdziale, to w epilogu wszystko się wyjaśni, tym bardziej, że najprawdopodobniej będzie napisany w narracji trzecioosobowej. Szczerze powiedziawszy, postaram się dzięki zmianie narracji nie tylko tyle, co zagłębić się we wszystkich bohaterów, a sprawdzenie, która lepiej mi wychodzi i którą zastosować do BPS. (Tak, Landryna, wciąż pamiętam, którą mi poradziłaś, porównując oba rozdziały, ale... no, ale wiesz :D).

mTwil, Ło Jezu. Wiesz, jak wielbię Cię za tak wspaniałe, długie, konstruktywne, wspaniałe, motywujące komentarze? Hm, epilog przyleci do Ciebie najprawdopodobniej pojutrze :) Wiesz co? Nie wiem, czy to pisałam. Ale ja także lubię Emmetta. I w ogóle nie wiedziałam, że po tym, co tylko piszę, bez większych wyjaśnień w komentarzach, tak dobrze będziesz w stanie, i z resztą nie tylko Ty, opisać moich bohaterów. Łał Shocked To, co o nich napisałaś, jest szczerą prawdą. A już szczególnie z Jasperem. Cóż, jak sama napisałam - nigdy nie informowałam rodziców o takich rzeczach ani nie byłam ich świadkiem, więc za bardzo nie wiedziałam, jak to obrać w słowa Wink Hm, szczerze powiedziawszy, to ja nie widzę tam tego masła maślanego xD Właśnie dlatego nie zmieniłam. Chociaż teraz, jak się nad tym głębiej zastanawiam... Nie wiem. Mnie to pasuje :P A powtórzenia są zamierzone :) Dzięki za wenę. Wczoraj skończyłam II rozdział BPS :) I Carlisle zareagował w ten sposób, bo po prostu Jasper naprawdę przysporzył im już wiele problemów. Nie tylko ćpał, przez co przeprowadzili się na drugi koniec kraju, ale przecież nie zachowywał się tak, jak na normalnego syna przystało. Zresztą dobrze zauważyłaś - leje sobie na wszystko. Hm, ale Carlisle naprawdę nie jest zły. Musimy po prostu pozwolić mu otrząsnąć się z tego szoku. Powiedział to wszystko w złości i chyba zbyt gwałtownie zareagował, nawet nie chyba, a na pewno. Ale jego postawa wpłynie na dalszy rozwój wydarzeń. Wiesz dobrze, mając 17 rozdział, że gdyby kazał Jasperowi siedzieć w domu, do większych... hm, Boże, jak ja nienawidzę spoilerować... do większych szkód nie doszłoby.

CoCo, oczywiście także torcik dostałaś :) I wiesz co, może od tematu odbiegnę, ale fakt - każdego początki są trudne, sama wolę nie zaglądać do pierwszych rozdziałów opowiadania, który betuję i który betowałam, zanim zdałam test. Hm, obiecuję, że o ostatnim rozdziale zostaniesz poinformowana od razu po mTwil :D Już mi chyba o tym pisałaś, jeżeli nie Ty, to ktoś inny. Zdaję sobie sprawę, że Jasper jest pogmatwaną postacią. Ale w tym opowiadaniu chyba wszystko naprawdę przemyślałam. Większość wydarzeń ma związek z następnymi. Zresztą zauważycie to w ostatnim rozdziale. Nie chcę spoilerować, więc wtedy dopiero wszystko wytłumaczę. Ale naprawdę nic nie działo się bez przyczyny. Ani ta noc w klubie, ani ponowne sięgnięcie Jaspera po narkotyki, ani wyrzucenie go z domu, ani... Wink
Wątek z Rosalie i Emmettem wyszedl trochę przypadkowo. Chciałam urozmaicić trochę rozdział z bójką. Później nie mogłam zostawić ich ot tak sobie, więc doszłam do wniosku, że najrozsądniej będzie pewne z wydarzeń w epilogu dopasować pod ich dwójkę. A do tego rozdział Nowina byłby zbyt krótki, więc wzbogaciłam go trochę o postać Emmetta. Prawdę mówiąc, Carlisle nie będzie miał już czasu na pogodzenie się z synem. No, ale pogodzi się z wiadomością o tym, ze Jasper będzie miał dziecko i będzie starał się z tym pogodzić.

Rani, Ty wielbisz zagubionych, ja wielbię Drzwi do przeznaczenia i takie komentarze. Niezły duet, nie :D? Nie chciałam uwierzyć Landynie, ale skoro Ty jeszcze twierdzisz, że był to najlepszy rozdział, muszę Wam uwierzyć :) Teraz, gdy się nad tym bardziej zastanawiam, mnie też śmieszy to "Zapłodniłem pewną kobietę" xD I, omg, naprawdę Cię wzruszyłam i spowodowałam, że miałaś łzy w oczach? Shocked Nie, no, rozdział do najweselszych nie należał, tzn. końcowe sceny z rodzicami i Jasperem, ale w życiu nie powiedziałabym, że ktoś będzie bliski płaczu czy nawet i płakał. Hm, jest to dla mnie zaskoczeniem, ale muszę powiedzieć, że pozytywne. W sumie skromna nie jestem, ale przez te komentarze widzę, że chyba potrafię stworzyć i coś śmiesznego, i bardziej... dramatycznego(?). Hm, pamiętam jeszcze komentarz pod rozdziałem z Alice i Jasperem, który twierdził, że było romantycznie. Myślałam, że umiesz czytać mi w myślach i że wiesz co będzie w epilogu (po tym fragmencie z akcją do przodu :D) :D. No, ale w sumie nie masz do końca racji. Fakt, akcja będzie do przodu o X lat, ale... Jej, dobra, nic więcej nie mówię :p

Tak, mój komentarz wcale nie jest długości jakiegoś rozdziału (hm, gdzieś taki będzie epilog :P).
Jeszcze raz ładnie dziękuję za komentarze, pozdrawiam,
Rath

I zapomniałabym - mTwil wspomniała, ale przypomnę. Ostatniego rozdziału możecie szukać w weekend w bibliotece. Hm, znaczy się nie dodam go, jeżeli będę musiała edytować tego posta :D (Niunia i Msq - wszystko w Waszych rękach :D Ja pamiętam wasze obietnice! Cool )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Pon 16:00, 12 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Nelennie.
Zły wampir



Dołączył: 27 Kwi 2009
Posty: 289
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: tak bardzo Wrocław

PostWysłany: Śro 13:36, 14 Paź 2009 Powrót do góry

Niunia przybywa.
Ty mi tutaj sie n ie odgrażaj. Tez obiecałaś Wink
Alew nie da sie nie skomentować, bo - moim zdaniem - te ostnie 2 rozdziały były najlepsze. I już.

Ja niestety nie umiem pisać takich ładnych komentarzy, które same w sobie są dziełem, jak mTwil, czy CoCo. Sorry, Rath. Nie umiem cry . A zasługujesz na to. Ale mam nadzieję, że mi za to focha nie strzelisz, co?

Więc (tak, wiem, mamusia mnie uczyła [paani od polskiego też Embarassed ], że sie tak zdania nie zaczyna, ale cóż zrobić?) No, więc, więc; (nastawaw ucho, oko, czy co tam chcesz do monitora) więc... Ja lubię wampiry, wiesz? I choć humany też lubie czytać, to jednak wampiry dodają tajemnicy i... takiego czegos co nie wiem jak sie nazywa ;P. I już myślałam, do jasnej Anielki, że to humanek, a Ty mi Rath, cos takiego strzelasz?! l tylko teraz nie waż mi się o tym wampirze zapomnieć. Bo będzie z Toba źle. I... dalej. Okej. Jestem już spokojna *wdech, wydech, wdech...* mogę pisać dalej.
Więc... Teraz z innej beczki. Wampiry nie są bezpieczne.

Carlisle go WYRZUCIŁ z domu?! Ja dziad. Chociaż, gdyby się zastanowić, to nie wiem jakby mój tatuś zareagował, na to że dziadziusiem będzie (tak, dal mnie duuużo za wczenie, możesz mi wierzyć). Ale nie planuj czegos takiego i wolę nie wiedzieć. Może i jestem porąbana (czy ja kiedykolwie przeczyałam, że tak jest? Nie.), ale chciało mi śmiać, jak Carlisle pomyślał odrazu o Emmecie. Nie wiem, czy taki był Twój cel, czy nie ale ja mówię [piszę, piszę!] jak było. Potem sie odrazu uspokoiłam, bo sobie wręcz tego Carlisle'a (okej, prawie) wyobraziłam (wiesz jakie to trudne? Carlisle zawsze spokojny jest :D), to mnie zgroza wzięła. I ta Esme... Szkoda mi jej.

Chciałabym miec takiego brayta jak Emmett. cóz, takiego szczęścia nie miałam, bo mój brat, to niedośc, że młodszy (synek mamusi), to jest okropny. Piekło z nim mam.

Alice, Bella, Angela. Zaskoczyłaś mnie. JAsper NIE kocha Belli. Belli, siostry Edwarda? Siostry Angeli?!

Moim zdaniem ALICE DOBRZE ZROBIŁA. Po prostu chciała wyjść z twarzą. I ja ją rozumiem, bo powiedzmy sobie szczerze: nie były wściekły gdyby jego chłopak ją zdradzał? Żadna z nas. Tak myslę. Ale jak Ally wróciła na chatę? Bo tego (chyba, zakładając, że cieszę w mniarę dobrą pamięcią) nie wyjaśniłaś. Na piechotę? Przecież daleko pojechali.

Bella/Isabella. Więc Jazz jej NIE kocha? Trudno mi w to uwierzyć. Jakoś tak... mieli sięe ku sobie. tAK MI SIE WYDAWAŁO, a tu sru. I jednak nie.

Angela. czy Jasper do niej pójdzie? A może pójdzie z Belka się naćpać? Nie wiem. Czy oświadczy się Ang??

Okejszyn, wróćmy do wampirkaa!
Nie wolno Ci o nim zapomnieć zrozumiano?! To on zabił tego menszczyzne, jestem pewna. czemu nie udupił Jasperka? Nie rozumiem, go. Krewkaa;)

Pozdrawiam.
Możeszbyćzsiebiedumna! To najdłuższy komentarz jaki naoisałam na tym forum,. Pół weny na Tajemnice I Różne i mi zjadł. Więc nie zapomnij o rubinowookim...
I tez obiecałaś, ja nie zapomniałam :D trzymam za słowo!
Veeny, N.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Nelennie. dnia Śro 13:38, 14 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Sob 19:00, 17 Paź 2009 Powrót do góry

Tak, przed nami ostatni rozdział (+ epilog) tegoż opowiadania Wink

Chciałabym podziękować mojej wspaniałej becie mTwil. Bez Ciebie to opowiadanie byłoby niczym. Nie tylko sprawdzałaś błędy, ale udzielałaś mi rady - te w nawiasach, które powodowały u mnie ból brzucha, były najlepsze :D Dużo się od Ciebie nauczyłam i naprawdę Ci za to dziękuję. Jesteś wspaniała ;* Mam nadzieję, że nasza współpraca nie skończy się szybko i zrealizujemy jeszcze kilka moich pomysłów. Wiesz, że też od przyszłego roku będę miała zapierdziel, więc zrozumiem Cię. Ale jeżeli chodzi o moje własne FF, nie tłumaczenia, innej bety niż Ty nie chcę.

Drugą bardzo ważną osobą, dla której chciałabym podziękować, jest Landryna. Twoje opinie były dla mnie równie ważne co mTwil. Dziękuję Ci za ranking i za to, że mogłam liczyć pod każdym rozdziałem na Twój komentarz. Cieszę się, że wyrażałaś swoje szczere zdanie i że jesteś z tym opowiadaniem, zresztą nie tylko z tym - komentujesz wszystkie moje dzieciątka Wink Jesteś kochana ;**

Nie mogłabym też zapomnieć o kochanej Masquerade, która także męczyła się nad kilkoma rozdziałami. Mogłam liczyć na Twoje szczere opinie, zawsze czekałam na Twoje komentarze. Potrafiłaś i mnie pochwalić, i powiedzieć, co źle robię. Dziękuję ;*

Do tego macham rączką do CoCo, mając szeroki uśmiech na twarzy. Twoje długie i konstruktywne komentarze - nie bacząc, że były dwa, bo ważniejsza jest treść - czytało mi się naprawdę... wspaniale. Tak, chyba tak mogę to określić.

Równie ważne są dla mnie Cocolatte i rani, które dodały mój FF u siebie w rankingu. Obie pisałyście mi wenodajne, konstruktywne komentarze, za co Wam bardzo dziękuję ;*

Dziękuję jeszcze wszystkim osobom, których tutaj nie wymieniłam, a komentowały Zagubionych (*macha do Niuni*), wszystkim osobom, które czytały tego FF, a zaprzestały, wszystkim osobom, które namówiły mnie do powrotu. Teraz jest mi wstyd, że chciałam zakończyć to opowiadanie w takim momencie Embarassed Ale jeszcze nie skończyłam, za jakiś tydzień będziecie mogli przeczytać moje kolejne dziecko Wink

Image
Za wszystkich czytelników :)

Żeby nie przedłużać wstawiam Wam rozdziały. Oba pisane przy dwóch piosenkach Muse. Słowa mi pasowały, bez względu na nutę. W razie pytać chętnie odpowiem - wszystkiego w epilogu nie dało się umieścić.

Rozdział 17
Wygrana


Przede mną stał duży dom, którego zarysy przewijały się w mojej głowie jak przez mgłę. Nie miałem wątpliwości, że kiedyś tu byłem i dobrze wiedziałem po co. Jednak wydarzenia z tamtego dnia nie chciały przedrzeć się przez ciemną chmurę jakby odgradzającą moją gorszą stronę od tej lepszej, której niewielka cząstka jeszcze pozostała w sercu. Niepewnie zrobiłem krok do przodu i zapukałem do masywnych drzwi. Nie upłynęło zbyt wiele czasu, kiedy w progu stanęła znana mi osoba. Miała włosy związane w niedbały kucyk. Pojedyncze kosmyki błąkały się po jej twarzy, powodując, że wyglądała naprawdę uroczo. Jeden z nich dmuchnięciem odgarnęła z oczu i popatrzyła na mnie roziskrzonym wzrokiem. Uśmiechnęła się niepewnie. Przez kilka sekund lub minut staliśmy wpatrzeni w siebie. Czas jakby znikł, pozostaliśmy tylko my. Wiedziałem, że może źle zrozumieć moje intencje. Tak naprawdę nie chciałem jej, nie chciałem z nią być. Pragnąłem tylko…
- Jednak przyszedłeś… - szepnęła. – Ale chyba nie ja jestem powodem tej wizyty.
- Nie – odpowiedziałem szczerze. Zrobiła krok do tyłu, pozwalając mi tym samym wejść do środka. W korytarzu nie świeciło się żadne światło, jedynie część schodów była nieco oświetlona niewielką smugą iluminacji padającą z piętra. Poczułem, jak Bella łapie moją rękę i delikatnie ciągnie za sobą. Wiedziałem, dokąd chciała mnie zaprowadzić i pozwoliłem jej na to.
- Jest Eric? – spytałem półszeptem, gdy mijaliśmy kolejne stopnie.
- Wpadł dzisiaj tylko na chwilę, żeby podrzucić nam… No, wiesz.
- Nam?
- Tak. Mike, Corin, Felix, Jessica i Lauren też są. Aha, Tanya także… Swoją drogą, kilka dni temu pytała o ciebie. Miała nadzieję, że jeszcze się spotkacie – wyjaśniła. Tę ostatnią część zdania powiedziała z wyczuwalnym smutkiem. Cóż, nie potrzebowałem jej do szczęścia. Szczerze powiedziawszy, to mogłaby dać mi jedynie Emily. Miałem nadzieję, że ją jeszcze kiedyś spotkam i że stanie się to szybciej, niż bym się spodziewał. Nagle usłyszałem jakiś śmiech, który wyrwał mnie z moich rozmyślań. Nawet nie zauważyłem, że znaleźliśmy się już na piętrze. Staliśmy w progu pomieszczenia, kiedy nagle przypomniało mi się wszystko, co wydarzyło się tamtego wieczoru. Przede wszystkim utkwił mi w pamięci moment pocałunku z… Bellą. Cholera. Zamknąłem oczy na wpół ze zdenerwowania, na wpół ze wstydu. Właśnie zdałem sobie sprawę, dlaczego w szkole tak się zachowywała. Podniosłem powieki i wziąłem głęboki oddech. Zauważyłem, że atmosfera nieco się zmieniła. Hm, poprzednim razem było trochę sztywno, o ile mogę to tak nazwać. Pomijając oczywiście moją popisówkę, podczas której zachowywałem się jak wariat. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że narkotyki mogą tak na mnie działać. Wydawało mi się, że to był pierwszy raz. W innym wypadku Emmett już wcześniej zacząłby się ze mnie wyśmiewać i nie pozwoliłby mi tknąć tego świństwa.

Bella wypuściła moją rękę z uścisku i podeszła do skrzynki pod oknem. Po chwili zapach palącej się trawy stał się bardziej intensywny. Cofnęła się i wręczyła mi skręta. Zaciągnąłem się głęboko i poczułem… błogość. Wszystkie problemy odeszły w zapomnienie, liczyło się tylko to, aby móc wziąć kolejnego bucha. Tak też zrobiłem. Uśmiechnąłem się do siebie i rozejrzałem po pomieszczeniu. W sumie, od poprzedniego razu nic się nie zmieniło. Podszedłem do okna i odsłoniłem nieznacznie żaluzje, aby móc zobaczyć okolicę. Wpierw zerknąłem na księżyc i… momentalnie zamknąłem oczy. Gdy podniosłem powieki z powrotem, nie zobaczyłem w nim tego, co poprzednio. Byłem pewien, że mi się przewidziało. Zaciągnąłem się jeszcze raz i popatrzyłem na ulicę. Po chwili z ciemności wyłonił się dobrze znany mi mężczyzna. Stąpał po chodniku z gracją, jego rozpięty płaszcz powiewał lekko na wietrze. Zatrzymał się przed furtką i spojrzał w moje okno. Nasze spojrzenia spotkały się. Czerwień jego oczu wręcz mnie hipnotyzowała. W pewnym stopniu bałem się tego człowieka, wiedziałem, że miał coś wspólnego ze śmiercią mężczyzny z lasu. Nie chciałem, aby się tutaj dostał. Obawiałem się, że mógłby zrobić krzywdę mnie i wszystkim osobom, które przebywały w moim towarzystwie.

Ktoś włączył muzykę i rytm amerykańskiego rapu wypełnił całe pomieszczenie. Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Byłem pewien, że to Bella. Chciałem ją strząsnąć, ale gdy przyłożyłem rękę do miejsca, w którym przed chwilą musiała się znajdować, dotknąłem własnego ciała. Odwróciłem się gwałtownie, ale nikt przy mnie nie stał. Zauważyłem za to Mike’a i Felixa, którzy siedzieli na materacu pod ścianą z graffiti i… wstrzykiwali sobie kokainę. Byłem pewien, że Bella mieszała w tej chwili marihuanę z tymże narkotykiem. Tanya przyglądała się temu wszystkiemu i widocznie czekała, aż koleżanka zrobi jej skręta. W pokoju rozbrzmiał tubalny rechot Felixa. Przewróciłem oczami i jeszcze raz wyjrzałem przez okno.

Randall wciąż tam stał i na mnie patrzył. Wydawało mi się, że powstrzymuje się od wejścia do domu. Po chwili z ciemności wyłoniła się kolejna postać. Poznałem ją z daleka. Miała długie, brązowe włosy, które powiewały na wietrze, odsłaniając jej piękną twarz. Choć wydawało się to niemożliwe, wyglądała na jeszcze bardziej pociągającą, niż gdy widzieliśmy się po raz ostatni. Otworzyłem buzię ze zdziwienia. Dziewczyna stanęła obok Randalla, który objął ją w talii. Nasze spojrzenia się spotkały. Jej oczy miały... dziwny kolor. Choć zawsze były brązowe, teraz przypominały zielony, koci odcień z miodowymi iskierkami. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Po chwili odwróciła się w stronę swojego towarzysza. Wydawało mi się, że szepnęła do niego: „Powstrzymaj go”. Ten jednak pokręcił głową. Nie wiedziałem, o co im chodziło. W jednej chwili zapragnąłem znaleźć się obok niej, odepchnąć Randalla i chwycić ją w swoje objęcia. Jak kiedyś. Jednak gdy ta myśl przewinęła mi się przez głowę, od razu zaczęła mnie odrzucać. Pomyślałem, że mogłaby być z Randallem, choć do końca w to nie wierzyłem. Nie potrafiłem tego wyjaśnić. W jednej sekundzie o miejsce w moim sercu zabiegało tysiące odczuć. Miłość konkurowała z nienawiścią i próbowała jednocześnie zająć miejsce przyjaźni; pozostałości uczciwości i opiekuńczość nagle odpłynęły, zamieniając się w potrzebę, sympatię. Nie mogłem oderwać wzroku od dziewczyny. Delikatne światło księżyca oświetlało jej cudowną twarz. Chciałem wbić swoje usta w jej, przyciągnąć ją do siebie… Chciałem, aby wszystko, co kiedyś nas łączyło, wróciło ze zdwojoną mocą. Mimo że wypaliłem swojego skręta, mój mózg wydawał się jakby nadal trzeźwo myśleć. W tej samej chwili zauważyłem, jak Randall przybliża swoją twarz do warg dziewczyny i składa na nich delikatny pocałunek. Wszystko się we mnie zagotowało. Wszystkie pozytywne emocje odpłynęły z mojego ciała, potykając się o nienawiść i wściekłość, które zaczęły panować w sercu. Jak on mógł…?! Jak ona…?!

Warknąłem cicho i odszedłem od okna. Choć w pewnej chwili naprawdę chciałem stąd wyjść i spotkać się z ukochaną, teraz nie było to ważne. Chciałem jak najszybciej… Rzuciłem okiem w stronę Belli. Nie, nie tego potrzebowałem. Podszedłem do Erica i chwyciłem opaskę i zacisnąłem ją na ramieniu. Wyrwałem mu z ręki strzykawkę, którą właśnie celował w zgięcie łokcia, gdzie najprawdopodobniej wyczuł żyłę. Wbiłem ją sobie w rękę i nie minęła nawet minuta, kiedy poczułem działanie narkotyku. Ogarnęła mnie nadzwyczajna pewność siebie, chciałem się stąd wydostać i przywalić Randallowi. Chwycić ukochaną i zabrać ją tam, gdzie moglibyśmy… Szedłem w stronę okna, aby sprawdzić, czy jeszcze tam stoją, kiedy w połowie drogi okropny dreszcz wstrząsnął moim ciałem. Uniosłem ręce na wysokość oczu i zauważyłem, że całe moje dłonie się trzęsą. Serce kołatało z kilkakrotnie zwiększoną prędkością, jak gdyby chciało wydostać się z klatki piersiowej. Wziąłem głęboki oddech, ale wydało mi się, że do płuc nie dostała się wystarczająca ilość tlenu. Zaczerpnąłem powietrza ponownie, lecz ilość życiodajnego pierwiastka także w tym przypadku nie wydawała się wystarczająca. Zacząłem brać coraz częściej głębsze oddechy, jednak wciąż miałem trudności z oddychaniem. Wszystko zawirowało mi przed oczami. Po chwili dotknąłem głową zimnej posadzki pokoju. Poczułem się naprawdę dziwnie. Jakby nagle wszystkie złe i dobre emocje odpłynęły z mojego ciała, pozostawiając po sobie swego rodzaju pustkę, przyjemną pustkę. Nie miałem żadnych problemów, zmartwień i trosk. W jednej chwili całe życie wydało się takie proste i łatwe…
- Jasper…? Hej, co z nim? – usłyszałem głos Belli. Martwiła się o mnie.
- Eric? Eric?! – krzyknęła Tanya.
Nagle usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Poczułem powiew zimnego, wieczorowego powietrza. Po chwili ktoś chwycił mnie i przycisnął do swojego zimnego, twardego ciała. Osoba ta pachniała tak cudownie… Niczym najpiękniejsze kwiaty. Zupełnie jak te, które dałem kiedyś Emily na naszą rocznicę. Czyjś chłodny oddech smagał moją twarz. Chciałem otworzyć oczy, ale nie mogłem. Usłyszałem skrzypnięcie drzwi i w ułamku sekundy ktoś położył mnie na zimnym, drewnianym stole.

Byłem pewny, że umieram. Ale nie czułem się z tym źle… Nic mnie nie bolało, nie towarzyszyły mi przy tym żadne emocje. Jednak w pewnej chwili przeszył mnie ból. Przerażający ból, który promieniował z mojej tętnicy szyjnej. Powodował, że nagle zacząłem zdawać sobie sprawę z istnienia każdej kości, każdego mięśnia, każdego włókna i każdej komórki, które były nim przesiąknięte. Nie mogłem nic zrobić. Ani otworzyć oczu, ani się poruszyć. Mogłem jedynie krzyczeć. I tak też zrobiłem. Przeraźliwy jęk wydostał się z moich ust. Jęk osoby, która naprawdę cierpiała.

Wydawało mi się, że przeleżałem w tymże bólu kilkanaście godzin lub nawet i dni. Gdy cierpienie przyćmiło mi umysł, próbowałem się wyłączyć, zrobić coś, żeby zapomnieć… Wtedy przypominałem sobie ostatni zachód słońca widziany przed rokiem w moim własnym miejscu, gdzieś na końcu świata. Mimo że każdy wyraźny szczegół powodował jeszcze większą falę cierpienia, nie przestawałem korzystać ze zdolności swojej wyobraźni. Znajdowałem się na plaży. Siedziałem na pniu drzewa i wpatrywałem się w zachodzące za horyzontem słońce. Przypominając sobie chwile, kiedy mieszkałem w tym uroczym miejscu, wszystko wydawało się zupełnie beztroskie… Gdybym wiedział, że tak zniszczę przyszłość… Że tak zmarnuję sobie życie… Ostatni raz spojrzałem na całkowicie schowane za oceanem słońce. Wtedy chciałem zostawić za sobą swoją przeszłość. Nie udało mi się… Od tego nie było ucieczki. Jeżeli coś się zacznie, musi się skończyć, a zakończenie nie zawsze musi być szczęśliwe. Moim końcem miała być nadchodząca wielkimi krokami rychła śmierć. Może gdybym się postarał, umknąłbym przeznaczeniu. Szkoda, że dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Zacząłem użalać się nad sobą jak baba. Powinienem się podnieść, walczyć jak mężczyzna, a nie jęczeć z bólu. Nie chcę umierać!

W tymże momencie otworzyłem powieki. Znajdowałem się w zaciemnionym pomieszczeniu, jednak wyraźnie widziałem wszystkie kontury przedmiotów. Mogłem nawet bez problemu dostrzec postacie na obrazkach wiszących na ścianie i fotografiach stojących na komódce. Obok mnie siedziała znajoma mi osoba. Ta chwila całkowicie mnie wzruszyła. Odzyskałem to, co kiedyś straciłem. W normalnym wypadku zacząłbym płakać, ale teraz z moich oczu nie mogły pocieknąć żadne łzy. W zamian za to zaznałem palącego bólu w gardle. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Wciągnąłem gwałtownie powietrze, ale wydawało mi się, że tlen nie jest mi potrzebny. Wyraźnie poczułem dziwny, intensywny zapach. Jego źródło mogło znajdować się kilkanaście kilometrów ode mnie, a ja go i tak wiedziałem o jego istnieniu. W tym samym momencie zdałem sobie sprawę, że mój słuch także jest nadzwyczaj wyostrzony. Słyszałem przejeżdżające samochody na ulicy, czyjś włączony telewizor, jakąś kłótnię w domu obok. Jednak nie wychwyciłem uchem jednego dźwięku, który był najważniejszy na całym świecie, który wydawał się tak naturalny. Bicia serca mojej towarzyszki. Przyłożyłem dłoń do miejsca, gdzie powinno znajdować się moje, ale także niczego nie poczułem. Spostrzegłem jedynie, że moja ręka jest nienaturalnie blada… Zupełnie jak Randalla. Spojrzałem na dziewczynę siedzącą obok.
- Emily – wyszeptałem. Zauważyłem, że mój głos nieznacznie się zmienił, brzmiał bardziej melodyjnie, dźwięcznie.
- Czekałam na ciebie – odpowiedziała, dotykając wierzchem dłoni mojej twarzy. – I na ten moment. – Przybliżyła się do mnie i musnęła wargami moje usta. Odsunąłem się od niej, jednak ująłem jej dłonie, aby nie czuła się w żadnym wypadku odrzucona.
- Emily… Kim ja się stałem? – spytałem półszeptem.



                      EPILOG

Około dwudziestoletni młodzieniec ubrany w czarny płaszcz, który nadzwyczaj mocno kontrastował z jego niemal trupim kolorem skóry, wpatrywał się w kamienny nagrobek z wykaligrafowanymi złotymi literami nazwiskami jego rodziców. Z nieba siąpił delikatny, zimny deszcz. Niektóre krople spływały mu po twarzy, imitując łzy, których sam nie potrafił produkować. Marmurowy, czarny grób zbudowano pod ogromnym dębem, z którego już dawno opadły liście. Łyse gałęzie jakby specjalnie nie przysłaniały ani chłopaka, ani mogiły, umożliwiając w ten sposób doskonały widok z góry. Był tutaj pierwszy raz od czasu swojej przemiany. Pierwszy raz od ośmiu lat przebył drogę z Forks do Nowego Jorku. Z nerwów co chwilę zaciskał palce w pięść. Rozejrzał się po cmentarzu niczym człowiek przyłapany na przestępstwie. Jednak Jasper Cullen nie popełnił żadnej zbrojni. Ba, Jasper Cullen nie był nawet człowiekiem. Sprawdziwszy, czy nie ma w pobliżu żadnych świadków, zniknął w niezrozumiały prawie dla nikogo sposób. Prawie, bo on wiedział o swoich umiejętnościach.

Zniknął, by pojawić się na dziedzińcu szkoły podstawowej, do której uczęszczał jego ośmioletni… syn. Cullen ucieszył się z wiadomości o płci dziecka, ale i - zarazem - zmartwił. Ucieszył się, gdyż chciał wszystkiego Jaspera nauczyć – sznurować buciki, ubierać się czy też czytać lub pisać – jednakże dobrze wiedział, że nigdy tego nie zrobi. Był świadomy tego, iż nie będzie obecny w życiu swojego syna. Młody Jasper, który został nazwany tak na życzenie umierającej Angeli Weber, wybiegł rozweselony ze szkolnego budynku i, dobrze znając drogę, udał się na parking, gdzie czekali na niego opiekunowie. Cullen podążył za nim, ponownie korzystając ze swoich umiejętności, tym razem - maskujących. Nie był zadowolony z faktu, jak nazywało się jego dziecko. Owszem, cieszył się, jednak w jego mniemaniu imiona, które wybierano po kimś, powinni nosić wcześniej znani ludzie, którzy coś w życiu osiągnęli. To właśnie nasuwało mu na myśl wszelkie wątpliwości. Wiedział, że niczym sobie nie zasłużył, że prowadził naganny tryb życia. Obawiał się, że jego syn mógłby wraz z imieniem przejąć po nim choć niektóre negatywne cechy.

Tak bardzo chciał się ujawnić. Wszystko wytłumaczyć, opowiedzieć. Zabrać ważne mu osoby na tak odległą wyspę, że dotąd nieznaną, by móc egzystować tam z nimi aż do ich śmierci. Nie chciał nikogo przemieniać. Nie chciał tworzyć swoich pobratymców, jednak z całego serca pragnął być ze swoimi bliskimi.

- Cześć, tato. Witaj, ciociu Rose – krzyknął mały, przybijając piątkę z Emmettem. Na twarzy wampira malował się szok przeplatany ze smutkiem. Ukrył twarz w dłoniach. Wiedział, że gdyby tylko mógł, zacząłby płakać. Ostatnie lata jego egzystencji uczyniły go wrażliwszą istotą. Jednak wyprostował się, opuszczając ręce wzdłuż tułowia. Powinien dziękować swojemu bratu, że zaopiekował się Jasperem. Chłopak nie znał swojego prawdziwego ojca, lecz na pewno był szczęśliwy, że natrafił na tak wspaniałego człowieka, jakim jest jego wujek, który przygarnął go po śmierci matki, niewyjaśnionym zaginięciu ojca i odejściu na drugi świat dziadków. Tak, Carlisle Cullen pogodził się z postępkiem syna. Zaakceptował nową sytuację i wybaczył mu. Nie mógł nawet nazwać przyczynienia się Jaspera do zajścia w ciążę Angeli życiową pomyłką czy największą porażką, bowiem wnuk wniósł ogrom radości i ciepła do jego zachmurzonego życia. Do dnia zawału, który przypłacił życiem, pluł sobie w brodę, że nigdy go nie przeprosił. Jednak Jasper wybaczył ojcu. Wybaczył mu wszystkie potknięcia wychowawcze, wszystkie kłótnie i przede wszystkim wybaczył mu ten feralny dzień, gdy wyrzucił go z domu. Mimo że gdyby tego nie zrobił, nie zmieniłby się w potwora. Jednak nie mógł mieć o to do niego żalu. Mógł udać się do Alice, przeprosić ją. Może kiedyś byłby zdolny obdarować ją miłością, na jaką zasługiwała. Jednak zbyt dumny wybrał, swoim zdaniem, lepsze rozwiązanie. Miał delikatną nadzieję, że spotka Emily. W niebie czy w piekle, ale jednak spotka. I tak też się stało. Była pierwszą osobą, którą zobaczył po przemianie. Pierwszą osobą, którą naprawdę kochał. I pierwszą osobą, która tak bardzo go zraniła, zostawiając dla innego. Całym sercem nienawidził Randalla. Nienawidził też siebie.

Cullen chciał znaleźć się teraz w innym miejscu. Pewny, że jeszcze kiedyś ujrzy swojego syna, ba, nawet z nim porozmawia, przeniósł się do domu najwspanialszej kobiety, jaką kiedykolwiek zdarzyło mu się spotkać.
Alice przygotowywała się do - najprawdopodobniej - najważniejszego dnia w swoim życiu. Stała w pięknej, białej sukni przed ogromnym lustrem i przyglądała się z uśmiechem swojemu odbiciu. Siostra jej narzeczonego, Bella, poprawiała zagniecenia i zmarszczki na sukni, wciąż przygładzała każdą falbankę odstającą bardziej niż powinna. Wszystkim wydawało się, że dziewczyna chciała, aby ślub jej brata był perfekcyjny. Lecz tak naprawdę w tym dniu nade dobro swojego starszego opiekuna stawiała dobro i samopoczucie panny młodej. Z całego serca pragnęła, aby udało im się stworzyć prawdziwą rodzinę, a przyjaciółka w końcu zapomniała o Jasperze Cullenie. Jasperze Cullenie, który im obu złamał serce.
- Zostawię cię na chwilę – powiedziała, kierując się ku drzwiom. Blondyn był naprawdę zaszokowany na wieść o nadchodzącej uroczystości. Wciąż pod osłoną swojego daru stanął przed dziewczyną i zaczął się jej przypatrywać. Prawie w ogóle się nie zmieniła. Była piękna i z pewnością szczęśliwa. Jej twarzy nie szpeciła żadna zmarszczka, ba, wyglądała na jeszcze młodszą niż w czasach liceum. W pewnej chwili wyciągnęła swoją prawą dłoń przed siebie, by móc jeszcze raz przyjrzeć się pięknemu, starodawnemu pierścionkowi zaręczynowemu z brylantami. Chłopak, nie mogąc się powstrzymać, przyłożył palce do jej ręki. Alice nagle odskoczyła i spojrzała szeroko otwartymi oczami w pustą przestrzeń przed sobą. Zamrugała powiekami, a gdy je otworzyła, wyszeptała: „Jasper?”. Jednak odpowiedziała jej tylko cisza.

Wampir był już poza Nowym Jorkiem. Nie wiedział, dokąd ani po co biegnie. Był jedynie pewny, że nie mając żadnej bliskiej sercu osoby, przez dalszą część istnienia będzie samotnie tułał się po świecie, zagubiony wśród swoich myśli i wspomnień. Bowiem miała to być jego kara za wszelką krzywdę, którą wyrządził innym ludziom, za wszystkie złe czyny, które zrobił, za każdy nieodpowiedni postępek.

                      KONIEC


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Sob 20:18, 17 Paź 2009, w całości zmieniany 15 razy
Zobacz profil autora
rani
Dobry wampir



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 244 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy

PostWysłany: Sob 19:57, 17 Paź 2009 Powrót do góry

Dziękuję za powiadomienie :)

Jezu, co ja mam napisać?
Powiem tak: To jest jedno z najlepszych polskich opowiadań. Mówię to szczerzę.
Bardzo czekałam na ostatni rozdział i nie zawiodłam się. Gdy czytałam epilog, to ledwo widziałam na oczy, bo się po prostu rozryczałam.
GENIALNE ZAKOŃCZENIE! love

Treść opowiadania była bardzo oryginalna. Uwielbiam Jaspera, co mówiłam wielokrotnie. To jedna z moich ulubionych postaci. Musiałam więc przeczytać historię, która opowiadała o nim.
To niezwykła opowieść - o dojrzewaniu, błędnych decyzjach, o przyjaźni i miłości.
Jasper to jeszcze dziecko. Dziecko, które jest zagubione, które błądzi i wpada w kłopoty. Nie jest złym człowiekiem. Na pewno nie. On po prostu szukał miłości i kogoś, kto go zrozumie. Dlatego myślę, że koniec jest zbyt okrutny dla niego. On mówi, że to jego kara. Ale co on naprawdę takiego zrobił? Popełniał błędy, jak każdy nastolatek. Po prostu etap dorastania. Większość przez to przechodzi.
Zastanawia mnie ta miłość do Emily. Czy o niej wcześniej była mowa? Bo ja nie pamiętam. Może tylko raz wspominał. To okrutne, że najpierw go zamieniła(chyba ona}, a potem zostawiła. Po co go w ogóle zmieniła, jak nie kochała go już? Takie to egoistyczne.
Bardzo to smutne było, gdy przyszedł pod szkołę syna. I jak się cieszył, że go Emmett adoptował. Szkoda, że Angela umarła. I szkoda też, że rodzie tak szybko zmarli. Carlisle miał zawał, a Esme? Chyba o tym nie napisałaś. Gdy było o tym, jak mówił, że wybaczył Carlislowi, to się na dobre rozkleiłam. Smutne to, że nie mógł nigdy już z nim porozmawiać.

Bella była tu dla mnie negatywną postacią. Kochała Jaspera, jednak chciała z powrotem wciągnąć go w bagno. Była egoistyczna i nie chciała być w tym sama. Wyszła potem z nałogu? Jej przyjaźń z Alice na to wskazuje.
Alice. Nie cierpię Alice zawsze i wszędzie, jednak tu mogłam ją nawet znieść. Jasper ją bardzo skrzywdził. Zakochała się w nim, a on dawał jej nadzieję. Związała się z Edwardem? To bardzo fajny pomysł. Szkoda, że jego było tak mało.
Emmett to Emmett Laughing Czyli zawsze zabawny i taki pocieszny. Cieszę się, że zaopiekował się siostrzeńcem, widać jak kochał Jaspera.

Hmm...nawet nie przyszło mi do głowy, że pojawią się tu wampiry. Nie wskazywały na to żadne oznaki. Tylko 3 ostatnie rozdziały. Podoba mi się to. Takie niespodziewane. Bo gdyby nie, to jak mogłabyś to zakończyć.

Na koniec mojego wywodu podziękuje ci za to cudowne opowiadanie, nie mogę się doczekać następnego. I Gratuluje ci i o
Image taki bajerancki tort for you :D i szampan Image
Dziękuję za uwagę Mr. Green


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez rani dnia Sob 19:58, 17 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Sob 20:11, 17 Paź 2009 Powrót do góry

Dziękuję rani za taki wspaniały komentarz ;*
Już śpieszę z wyjaśnieniami.
rani napisał:
Dziecko, które jest zagubione, które błądzi i wpada w kłopoty.

Właśnie rozszyfrowałaś tytuł :D

rani napisał:
Dlatego myślę, że koniec jest zbyt okrutny dla niego. On mówi, że to jego kara. Ale co on naprawdę takiego zrobił?

Wlaśnie jemu tak się wydaje. W epilogu zobaczył całe swoje życie. Syn, strata Alice, rozdziców, Angela. Zauważył, jak wiele błędów popełnił, jak wielu ludzi skrzywdził, siebie przede wszystkim.

rani napisał:
Zastanawia mnie ta miłość do Emily. Czy o niej wcześniej była mowa?

Tak, to właśnie ona. "zmarła" przez przedawkowanie. Skończyła tak samo jak Jasper Wink

rani napisał:
To okrutne, że najpierw go zamieniła(chyba ona}, a potem zostawiła. Po co go w ogóle zmieniła, jak nie kochała go już? Takie to egoistyczne.

To wymaga głębszego zastanowienia się. Zauważ, że żyła z Randallem kilkanaście miesięcy, mogła coś do niego zacząć czuć, ale nie chciała zapomnieć o Jasperze. Może dlatego go przemieniła, może chciała z nim być. Tylko że epilog jest osiem lat później. Wszystko się mogło między nimi wydarzyć i zmienić. Poza tym Jasper może w końcu zrozumiał pewną rzecz...? Bo niby z jakiego powodu udał się do Alice? Wink



rani napisał:
Carlisle miał zawał, a Esme?

Początkowo chciałam napisać o tym, że Esme zginęła w jakimś wypadku , ale darowałam sobie. W sumie o Esme nic nie pisałam, tylko o Carlisle - wtedy wyjaśniłam przyczynę jego smierci, przy fragmencie o tym, że pogodził się z tym, że będzie dziadkiem.

rani napisał:
Związała się z Edwardem?

Kiedys wspominałam o tym. Alice przecież z nim była Wink Rodzice zabronili jej się z nim spotykać. Pisałam o tym w początkowych rozdziałach, gdy Alice i Jasper poznawali się lepiej w Central parku :)

Dziękuję za tort i szampana :) I jeszcze raz za mile słowa. Cieszę się, że Ci się podobało i że uważasz to FF za jedno z lepszych :) Bardzo miło jest mi coś takiego czytać Embarassed

Pozdrawiam, Rathole


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
rani
Dobry wampir



Dołączył: 23 Gru 2008
Posty: 2290
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 244 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze Smoczej Jamy

PostWysłany: Sob 20:26, 17 Paź 2009 Powrót do góry

To jeszcze powiem da słowa Wink
Cytat:
Właśnie rozszyfrowałaś tytuł

Zawsze wiedziałam, że jestem genialna Mr. Green Ale tak serio, to od któregoś rozdziału domyśliłam się, do czego odnosi się ten tytuł. Bardzo pasuje :)

Emily "zmarła" przez przedawkowanie? Widzisz, chyba mi to umknęło. Będę musiała zrobić sobie powtórkę :D

Cytat:
Bo niby z jakiego powodu udał się do Alice?

Bo mi się wydaję, że on ją kochał w pewien sposób, tylko bał się zaangażować. Wolał się staczać.
Może to i tak, że Emily go kochała, ale jednak im nie wyszło. Jednak nie powinna go zostawiać. On i tak dużo przeżył. Chociaż to on może odszedł?

Cytat:
Kiedys wspominałam o tym. Alice przecież z nim była

No patrz, całkiem o tym zapomniałam. Rzeczywiście, że tak było. Widocznie sprzeciwiła się rodzicom i postawiła na swoim. Tylko czy to nadal była wielka miłość?

Mam skłonność do zbytniego analizowana, jak widać. Już nie będę Laughing Ale to jest duży plus, jeśli twoje opowiadanie można analizować bez końca :D

Jeszcze raz mówię, że boskie i znikam :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Sob 20:36, 17 Paź 2009 Powrót do góry

rani, ale ja takie właśnie komentarze lubię :D

rani napisał:
Emily "zmarła" przez przedawkowanie? Widzisz, chyba mi to umknęło.

Tak :) To imię w tym FF padło na pewno, wydaje mi się, że w rozmowie Alice i jaspera u niej w domu, ale nie dam sobie nic uciąć :-p

rani napisał:
Bo mi się wydaję, że on ją kochał w pewien sposób, tylko bał się zaangażować. Wolał się staczać.
Może to i tak, że Emily go kochała, ale jednak im nie wyszło. Jednak nie powinna go zostawiać. On i tak dużo przeżył. Chociaż to on może odszedł?

Jasper to strasznie poplątana postać. Nie wiedział, czego chce. Potraktował Alice po prostu okropnie. Może i ją kochał, sam tego nie wiedział. Może jeszcze gdy przybył do Nowego Jorku, gdy był na cmentarzu czy pod szkołą małego Jaspera nie myślał o niej w ten sposób, ale gdy zobaczył ją szykującą się do ślubu z innym facetem, zrozumiał, że ich drogi nigdy się nie skrzyżują.
Hm, może on odszedł, może ona. Nie wiem :D Ważne, że się rozeszli. Jasper nie chciał stać się wampirem, nawet Randalla się wtedy w lesie bał. Nie "rzucił" się na Emily, gdy się obudził. Pozowlił jej go pocałować, ale przecież niemal od razu zapytał o to, kim się stał. Może nie dał rady dłużej wytrzymać ze swoim stwórcą? Z drugiej strony mógł stwierdzić, że takie "życie" to kara za wszystko i powinien spędzić je sam, bez nikogo. Wizyta w Forks miała być jakby pożegnaniem z wszystkimi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mTwil
Zły wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka

PostWysłany: Sob 22:13, 17 Paź 2009 Powrót do góry

No już, już, jestem :P
Rath, czekałam z tym komentarzem od czwartku. Kiedy tylko dostałam epilog, już miałam ochotę pisać na zapas, ale się powstrzymałam. Dlatego dziś tak się spieszyłam z betowaniem, żeby w końcu móc się rozpisać. Mam nadzieję, że na koniec uda mi się napisać pięknego, długaśnego, wenodajnego na przyszłość kk.
Na początku, chciałabym ci, oczywiście, serdecznie pogratulować ukończenia tego dzieła. Mimo że w pewnym momencie natchnął cię szatan (kojarzy mi się z MM xD), nawróciłaś się i nie zaprzestałaś pisania. A po tym czasie, wydaje mi się, że komentarzy zaczęło tylko przybywać. Sama widzisz, jaki błąd byś popełniła.
Nie powiem, dla mnie ten tekst też jest niesamowicie ważny. Pierwszy, przy którym naprawdę zaangażowałam się w betowanie. Jak dziś pamiętam, kiedy natrafiłam na jego pierwsze rozdziały i dobrze pamiętam, dlaczego mi się spodobał. Chyba właśnie tym motywem mnie przyciągnęłaś. Dzięki temu kiedyś, kiedyś zgłosiłam się, że mogę zostać twoją betą. A dlaczego Zagubieni tak się dla mnie liczą? Bo gdyby nie on, dalej zastanawiałabym się, jak napisać "z powrotem", "niemiły", nie miałabym większego pojęcia o interpunkcji, poza tym, że przecinki stawiamy przed "a", "ale". Można powiedzieć, że to była dla mnie najlepsza forma nauki. Wiesz ile ja książek o poprawnej polszczyźnie przeczytałam? xD Najbardziej zmobilizował mnie moment, kiedy do grona czytelników dołączyła Masquerade. Co ja wtedy przeżywałam... Ale ok, to nie komentarz o mnie.
Jako beta mogę ze swojej strony powiedzieć, że bardzo dziękuję ci za tak miłą współpracę. Że nigdy nie nie poganiałaś, nawet wtedy, kiedy wprost pisałam, że nie chce mi się sprawdzać, czekałaś. Dziękuję, że to napisałaś, a ja dzięki temu mogę się teraz szczycić statusem SuperBety.
Miło mi również, że to mnie widzisz jako betę swoich własnych tekstów. Szczerze, nie podjęłabym się betowania tłumaczenia :)
Ale, wracając do opowiadania. Zacznijmy od początku, postaram się odświeżyć swoją pamięć i przypomnieć, co w owym początku było... Wink
Chociaż... może nie będę tu streszczać całego opowiadania. Tak jak wspomniałam, to motyw z prochami mnie tu przyciągnął. Potem, kiedy troszeczkę zanikł, zagłębiliśmy się w pewnego rodzaju romans, zaczynało mnie to już nudzić. Szczerze powiem, środkowe rozdziały były dosyć monotonne. Początek - jako wprowadzenie - interesujący, potem dalszą część oczywiście dalej czytałam z nie mniejszym zainteresowaniem, ale czułam pewien niedosyt. Wiesz, kiedy znowu przypomniałam sobie, jaki świetny jest ten ff? Kiedy odkryłam, że to nie jest AH! Naprawdę, w tym momencie, gdy przeczytałam o tych szkarłatnych tęczówkach, bladej cerze zaświeciły mi się oczy. Taak! Tego tu było trzeba. Takiego urozmaicenia od ciągnących się przez pół opowiadania romansów.
Może teraz skomentuję ostatni rozdział oraz epilog. Moją opinię co do pozostałych już znasz, więc nie będę się powtarzać.
Wiesz, New Born było pierwszą piosenką Muse, po której zakochałam się w tym zespole. I dostaniesz za to, że nie powiedziałaś mi, że to przy niej pisałaś ten rozdział, zanim to przeczytałam. Ale ok, posłucham sobie teraz :P
Czy zaskoczyło mnie to, gdzie poszedł Jazz? Pewnie nie. Można było się tego domyślić. Chociaż... jako odpowiedzialny facet w takiej chwili powinien zachować się bardziej dojrzale. Wystarczy, że jego ojciec postąpił jak dureń. Mógłby przynajmniej zagrać wobec niego i pokazać, że mimo wszystko jest odpowiedzialny, że dorósł do swojej roli. Że on zachowuje się poważnie, a jego ojciec nie, bo reagując w ten sposób, jakby miał nadzieję, że to coś zmieni. Ale tak się nie stało, Jasper jest nieodpowiedzialnym gówniarzem - rozpieprzyło mu się życie, więc co poszedł zrobić? Dogodzić sobie, czyli się naćpać. Brawo. Więcej takich młodzieńców. Ciekawa jestem, czy gdyby nie to, co zobaczył za oknem, też posunąłby się do ładowania w żyłę. Bo tę trawkę jestem skłonna mu wybaczyć. Nie, nie wybaczyć. Tolerować. Ale i tak, i tak go nie lubię, więc bez różnicy czym się naćpał. Potem, kiedy zobaczył Randalla, wiedziałam, że zaraz coś się stanie. Chociaż nawet nie pomyślałam, że on się po prostu znowu naćpa! Pominęłam jeden wątek - chwilę, kiedy zobaczył Emily. Można by pomyśleć, że to przez trawkę, ale Emily + Randall nie równa się schiza. To mogło dziać się naprawdę. I zaskoczyłaś mnie tym. Emily stała się wampirem... Tak niewiele o niej wspominałaś, jednak w końcówce odegrała główną rolę. Ahh, i znowu się zgubiłam. O czym to ja pisałam? O tak, kolejna niedojrzała decyzja Jaspera. Chociaż, skoro i tak był już "pod wpływem", będę litościwa i tego nie będę mu tak wypominać. Ale o tym całym "wpływie" mam zamiar wspomnieć jeszcze później. Dlaczego tak to na niego zadziałało? Można zapytać: "Dlaczego tak się stało?". Przedawkował? Możliwe, dawka była przygotowana dla Felixa, a on prawdopodobnie był już w ciągu, s Jazz przez dłuższy czas czysty, mogło to być dla niego za dużo. Raczej nie zrobił tego specjalnie. Chciał iść się bić. Wiesz? Taki moment... gdyby umarł, być może uroniłabym łezkę. Mam do ćpunów dziwne nastawienie, współczuję im ich życia, wydaje się, że wszystko jest ok, po skręcie nic by się nie stało, a tu ułamek sekundy, wystarczy, że sobie władował i... umarł. Zabiło go to. Jedna szybka decyzja i koniec. Smutne.
Ale potem ten moment, kiedy już wszystko wiedzieliśmy. Zresztą być może i wiedzieliśmy o tym wcześniej, domyślaliśmy, ale teraz było to już pewne. Jasper stanie się wampirem. Emily i Randall byli tam po to, by go uratować. Tylko... mam jedno "ale". Skąd wiedzieli, co się tam wydarzy? Być może któreś z nich miało taki dar, ale nie wyjaśniłaś tego i tam zostało takie małe niedopowiedzenie.
I przemiana Jaspera. Ciekawe, kto jej dokonał. Czy Emily, czy Randall. Ale to już mało ważne. Kiedy sprawdzałam, starałam się to jak najbardziej tuszować, ale Jasper był dla mnie za bardzo spokojny. Powinien być bardziej zdezorientowany, zaniepokojony, a on to wszystko tak zwyczajnie przyjął. Jako jakieś nowe doświadczenie w życiu. Ok, jeszcze chwila, za bardzo się pospieszyłam. Spodobał mi się moment, kiedy powiedział, że ma zacząć walczyć jak facet. Czy ja nie mówiłam tego od początku? :D Tak, "Nie chcę umierać!", on w sobie krzyczy, walczy w końcu o coś cennego. Brawo, Jazz. I wracając do chwili, kiedy się obudził i ujrzał Emily. Mógłby wtedy pomyśleć, że umarł. Nie pomyślał. Przyjął to ot tak. Nie dość, że czuje się dziwnie, to widzi zmarłą osobę, a wcale nie zaczyna świrować, uciekać, dziękować Boku za niebo. Ma chłopak zdrowie psychiczne...:) I na tym skończyłabym omawiać tan rozdział. Na podsumowanie mogę powiedzieć - w pierwszej części Jasper jak zawsze w moich oczach uchodził za rozwydrzonego bacha, ale pod koniec zaimponował mi. Dobrze, że przynajmniej na sam koniec.
A teraz epilog.
*szuka mptrójki, włącza "Feeling Good"*
Ok, mogę pisać. Pytałaś mnie, jak podobała mi się narracja trzecioosobowa. Mogę powiedzieć, że bardzo. Naprawdę, nie wiem, może tak już mam, ale epilogi są zawsze dla mnie najpiękniejszymi i najlepiej wykonanymi rozdziałami. Tutaj mogę ostatni raz wspomnieć o Emmecie. Wiesz, jak go lubiłam, cieszę się, że tak "poukładałaś" mu życie. Na pewno razem z Rosalie będzie mu dobrze. Nie będę tu już nic pisać o jego postaci, bo kilka razy już o nim wspominałam, ale teraz, na sam koniec, mogę powiedzieć, że był moim ulubionym bohaterem. Jasper zaginął. I myślę, że dobrze się stało, bo... gdyby został... Angela pewnie by i tak umarła. Jazz, ojciec z problemami z narkotykami? Gdyby związał się z Alice, mogliby tworzyć piękną rodzinę, ale gdyby jednak wybrał Bellę... A może nie zająłby się dzieckiem? Chyba muszę powiedzieć, że teraz jest mu naprawdę dobrze. Jasper Junior będzie miał szczęśliwe życie.
Carlise. I jego postać też "oczyściłaś". Kiedy w przedostatnim rozdziale tak mi podpał, dzięki epilogowi urósł w moich oczach. Mógł tak zareagować, ważne, że zrozumiał swój błąd, zaakceptował wnuka i nie miał więcej do nikogo żalu. Zachował się jak odpowiedzialny facet, mimo że wcześniej go tak nie nazwałam.
Alice. Dobrze, że jej też wszystko się poukładało. Jasper trochę namotał w jej życiu. Ważne, że po nieszczęśliwej miłości nie załamała się. Wróciła do Edwarda. Że wszystko tak się ułożyło, że mogli do siebe wrócić. Happy end, ale jak najbardziej zasłużony.
I to samo w stosunku do Edwarda. On dużo przeszedł przez Bellę. Nieszczęśliwa, a może bardziej zakazana miłość, też nie ułatwiała mu życia. Znając Alice z tej strony, z jakiej nam ją przedstawiłaś, czeka go wspaniała przyszłość.
Bella. Sądząc po tym, że była w domu Alice, śmiałabym przypuszczać, że zarwała z nałogiem. Nie wiem, czy tak rzeczywiście było, ale uwierzę w to. W pewnością to byłoby dla niej lepsze. Zastanawiam się jeszcze nad tym, jak zareagowała na całą tę sytuację z Jasperem. Przez okno do domu wpada człowiek, porywa chłopaka i co? Wszyscy byli wtedy naćpani, może lżej to przyjęli, ale wydaje się to dosyć dziwnym przeżyciem.
Hm, wspomniałam już chyba o wszystkich postaciach wymienionych w epilogu, wracam do treści i do jego głównego bohatera.
Wiesz, przez całe opowiadanie nie udawało mi się znaleźć żadnych "perełek", ale tu mam ich kilka. Kilka przepięknych fragmentów, przemyśleń Jaspera, dzięki którym właśnie w epilogu zapałałam do niego sympatią.
Tak bardzo chciał się ujawnić. Wszystko wytłumaczyć, opowiedzieć. Zabrać ważne mu osoby na tak odległą wyspę, że dotąd nieznaną, by móc egzystować tam z nimi aż do ich śmierci. Nie chciał nikogo przemieniać. Nie chciał tworzyć swoich pobratymców, jednak z całego serca pragnął być ze swoimi bliskimi.
Pierwszy fragment. Tak bardzo odmienny od rozumowania Jaspera, które widzieliśmy przez całe opowiadanie. Altruistyczny! Przez cały czas zawsze liczył się tylko on, wspominałam już o tym, naćpa się, bo jemu jest źle. Tu nie. Chciał być z nimi, ale nie po to, że miał taką zachciewajkę. Wyraźnie to widać - bo ich kochał. On tego chciał z potrzeby serca. Nie jakiejś własne, bo tak mu będzie łatwiej. I to było piękne. Pięknie ujęte w słowa. Pięknie zapisana przemiana duchowa Jaspera.
Był jedynie pewny, że nie mając żadnej bliskiej sercu osoby, przez dalszą część istnienia będzie samotnie tułał się po świecie, zagubiony wśród swoich myśli i wspomnień. Bowiem miała to być jego kara za wszelką krzywdę, którą wyrządził innym ludziom, za wszystkie złe czyny, które zrobił, za każdy nieodpowiedni postępek.
Kolejny świetny, ujmujący fragment. Tak jakby Jasper trafił teraz do wiecznego czyśćca. Najważniejsze jest to, że całe opowiadanie było pisanie prostym językiem, wspominałaś o zwykłych, ludzkich problemach. Narkotyki, nieszczęśliwe miłości, problemy z rodzicami - to taki normalne. Za to tu fundujesz nam takie zakończenie. Napisane takim wzniosłym, pięknym językiem. A to "bowiem", ten charakterystyczny biblijny początek zdania, nie mogłaś lepiej zakończyć tego wszystkiego. Zabrzmiało to tak pięknie, że zakręciła mi się łezka w oku. Ślicznie.
Ok, tyle o epilogu.
Muszę jeszcze napisać osobny akapit o Jasperze. Mimo że o nim, tak samo jak o Emmecie, wspominałam kilka razy, teraz nie mogłabym go pominąć. Zaszło w nim tyle zmian, że znowu mam wenę do opisu jego postaci. Od początku. Ile razy ja się na niego nagadałam? Bo tak, przez całe opowiadanie działał mi na nerwy. Swoją nieporadnością, niedojrzałością, ubolewaniem nad swoim losem. Nie spodziewałam się, że na sam koniec tak miło mnie zaskoczysz. Hm, wspominałam już o tym nawet w tym komentarzu, ale muszę powiedzieć to jeszcze raz. Polubiłam go w momencie, kiedy tylko go przemieniono. A już naprawdę pokochałam w epilogu. Kiedy w końcu naprawdę miałby powód do narzekania na swój los - nie zrobił tego! Zachował się tak, jak tego oczekiwałam od samego początku. Wziął na swoje barki całe zadanie, jakie go czeka. A jest o wiele trudniejsze niż wychowywanie dziecka, nie umiem porównać tego z nałogiem, ale chyba jednak pociąg do krwi jest gorszy niż pociąg do narkotyków. Jeszcze dlaczego go polubiłam? Bo tak źle skończył? Taaak, jestem okropna, ale to chyba dlatego. Został przemieniony w wampira. Czy było to potrzebne? Umierał, fakt, gdyby tylko po przemianie czekała na niego wolna Emily, skończyłby najlepiej jakby w tym wypadku mógł. Ale... Emily była z Randallem. Musiało to być dla niego ciężkie, patrzeć na tę parę. I gdybym to ja mogła napisać scenariusz jego życia, uśmierciłabym go. Byłoby mu tak lepiej. Chociaż gdyby nie to wszystko, nie pokazałby się z tej dobrej strony. Ostatecznie, teraz - współczuję mu, jest ni go żal. Skazany na wieczną tułaczkę, patrząc na szczęście swojej ukochanej i na... swojego syna. Na pewno jest mu ciężko, teraz, kiedy "wydoroślał", tylko na niego patrzeć, móc jedynie obserwować, ale nigdy nie zdradzić swojej tożsamości. I naprawdę, życzyłabym mu szczęścia. Żeby spotkał w swoim życiu, czy egzystencji, kogoś z kim mógłby ją dzielić. Żeby się nie tułał. Aby móg chociaż na chwilę, pod jakąś przykrywką spotkać się ze swoim synem, bo myślę, że i to byłoby dla niego ważne. O mój Boże, rozpędziłam się, piszę o nim, jak o realnym bohaterze, ale teraz, w tej sytuacji, podbił moje serce. Wiesz co? Byłabym zachwycona kontynuacją, w której zmagałby się z przygodami po przemianie, jako wampir. Gdzie moglibyśmy przeczytać o tej jego tułaczce, tym, co musi przeżywać przez swoje hulaszcze życie. Ale tylko tak sobie gadam...
Nawiązując do piosenki:
It's a new life
For me
And I'm feeling good

Pogodził się z tym, przyjął to, kim się stał. Wie, co go czeka, ale nie walczy z tym, nie użala się, idzie śmiało przed siebie, w niepewną przyszłość.
Tak, skończyłam o Jasperze. O nie! A jednak nie... Miałam jeszcze go pod pewnym względem usprawiedliwić chyba przed samą sobą. Mianowicie - za jego zachowanie, postępowanie, kiedy z powrotem zaczął brać. Można na niego naprawdę dużo gadać, ale byłby niemalże aniołem, istotą idealną, gdyby się temu oparł. Brał wcześniej - skorzystał z kolejnej okazji, potem kolejnej, kolejnej. Ale teraz, po namyśle, nie powiedziałabym, że to wszystko działo się tylko "oby zapomnieć". Po prostu musiał. Czyli jednak nie był aż tak nieodpowiedzialny, kiedy sięgał po skręta. Musiał. To jest uzależnienie. Nie da rady tego powstrzymać.
Tak, musiałam go jeszcze na koniec obronić. Już na pewno skończyłam o nim.
Już na sam koniec, zanim nie padnę przed laptopem, została mi jeszcze para - Emily i Randall. Skąd się tu wzięli? Czy naprawdę byli potrzebni? Jak już pisałam przy Jasperze, nie wnieśli tu niczego naprawdę dobrego. Wielkim zaskoczeniem było, że pojawia się postać Emily. Można by się domyślić, że wróciła po Jazza i będą żyli długo i szczęśliwie, tymczasem ona nie jest sama. I... dlaczego Randall już wcześniej przewinął się w życiu Jazza? To był jakiś przypadek? Czy chciał go na coś przygotować? Planowali to wszystko? Czy naprawdę mogli chcieć go przemienić, żeby wyrządzić mu taką krzywdę? Chociaż teraz przyszło mi na myśl, że mogli pełnić tu rolę pewnego rodzaju sędziów. Gdyby Jasper tak po prostu się zaćpał, umarłby i to w dodatku niesamowicie przyjemny sposób - bez bólu. Ale pojawili się oni - wymierzyć sprawiedliwość. Nie pozwolili mu odejść z tego świata bez zapłacenia za swoje grzechy. Tak, opracowałam swoją własną teorię i - szczerze powiedziawszy - bardzo mi się podoba i wydaje się sensowna. W takim razie nie są tacy źli, jak pisałam na początku. Jazz sobie na to zasłużył. Tylko... ahh, miałam nim skończyć, ale znowu muszę coś dodać. On przecież nie był taki zły. Wpadł w złe towarzystwo, to, że ćpał - to też nie jest taki śmiertelny grzech. Pierwszy raz tak - kolejne już nie. Potem zrobił dziewczynie dziecko. Ile razy się to zdarza? Mógłby je nawet wychowywać, być dobrym ojcem. I to chyba jego główne grzechy. Nie zabił nikogo... kolejne "ale" - dilował, jednak mógł się przyczynić do jakiejś śmierci, ale znowu mam dla niego usprawiedliwienie - wątpię, żeby miał tyle hajsu, żeby dilować za swoje. Sprzedawał, bo musiał, z długami na karku nie miał raczej innego wyboru - nie przyjmuję innej opcji, jest praktycznie niemożliwa. Tak więc, jego głównym grzechem było to, że raz spróbował, reszta życia posypała się jak domek z kart. I... wydaje mi się, że to dla niego za wielka kara. Proponowałabym coś takiego dla morderców, gwałcicieli, ale nie dla ćpunów. Ot. Ahh, skończyłam.
Taaak, Rath, skończyłam! Cieszysz się? Ja bardzo, bo już mi niewygodnie i boli mnie nadgarstek.
Miało być zakończenie. I będzie. Krótkie, ale będzie. Podsumowałam już wszystko w trakcie pisania, ale jeszcze raz. Gratuluję ci ostatecznego przedstawienia postaci Jaspera. Pięknie ci to wyszło, zrobiłaś z niego faceta. Gdyby nie jego historia, można by powiedzieć, że wszystko dobrze się skończyło. Bo reszta bohaterów ułożyła sobie życie. Ale nie on. Aaaa, znowu o Jasperze zaczynam ;P To kończę już o treści, bo będę się tylko powtarzać.
Brawa za piękny epilog, za piękne zakończenie, za to, że mnie zaskoczyłaś i nie zafundowałaś nam cukierkowego rozwiązania.
Jeszcze raz gratuluję, dziękuję, ściskam, całuję. Pięknie.
Omg, wiesz, jak mnie ręka boli? :P
Aaa, i nie mogę zapomnieć o:
Image
Serio skończyłam? Nie wierzę. Teraz mogę już tylko iść spać, żeby zregenerować swoje siły, bo nawet nie wiesz, ile trzeba się wysilić na coś TAKIEGO :P
Jeszcze raz ściskam - twoja beta
mTwil


PS Przepraszam za wszystkie błędy, powtórzenia, ale to, co napisałam, jest długości ostatniego rozdziału i epilogu razem wziętych, więc swojego tekstu nie chce mi się już betować ;P


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez mTwil dnia Sob 22:18, 17 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dotviline
Wilkołak



Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 23:18, 17 Paź 2009 Powrót do góry

Cholera jasna! Zaraz cały makijaż mi się rozpłynie... Crying or Very sad
Rathole, to jest... Normalnie całkowicie brak mi słów. Jestem tak zachwycona, że nie wiem czy to da się opisać. Przepraszam za wstęp, ale po prostu bardzo wzruszyło mnie takie zakończenie. I oczywiście zupełnie się go nie spodziewałam... Jest wspaniałe, idealne, jedyne.
Kurcze, ale tak się przykro robi... Biedny Jazz. Mój kochany, nieszczęśliwy bohater... Zagubieni to uczta dla oczu i ducha. Siedemnaście rozdziałów to nie jest jednak dużo, ale potrafiłaś przez nie przekazać wiele Rathole. Jestem w istocie zauroczona tym tekstem. To najwspanialsza tragedia, jaką czytałam od dawna...
Dziękuję Ci za ten ff. Naprawdę jesteś wielka!

Pozdrawiam!

EDIT:
Coś krótko jak na mnie... Naprawdę się zacięłam... Kwadratowy


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez dotviline dnia Sob 23:33, 17 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Landryna
Zły wampir



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D

PostWysłany: Nie 1:06, 18 Paź 2009 Powrót do góry

Oj Rath, Rath.
Potrafisz wzbudzić w człowieku tyle uczuć naraz.
Ale zacznę od początku. Pamiętasz jak się poznałyśmy? Pewnego dnia postanowiłam wstawić swój tekst na forum. Był niezbetowany i notabene, ociekający błędami. Złosiłaś się wtedy do mnie jako beta. Poza betowaniem ZJ gadałyśmy często na gg i zaczęłyśmy się stopniowo poznawać, czasem zwierzałyśmy się sobie. Byłaś pierwszą osobą, którą poznałam na tym forum, dlatego pewnie jeszcze długo utkwisz mi w pamięci. Pewnego dnia pokazałaś mi swojego ff'a. Byli to oczywiście Zagubieni. Szczerze się przyznam, zaczęłam go czytać z samej sympatii do Ciebie. Gdybyśmy nie pisały ze sobą, gdybyś nie betowała mojego tekstu, to pewnie nigdy bym się za niego nie zabrała. Po pierwsze : sam tytuł za bardzo kojarzyłby mi się z serialem Lost. Po drugie : uznałabym, że to tekst AH, których bardzo nie lubię i szczerze z tekstów AH czytam tylko te godne uwagi jak Porywaczka, Kieszonkowiec, Officer Goodbody, Brudny świat, Wide Awake, The Perfeckt Wife i chyba kilka innych, ale na chwilę obecną nie pamiętam. No więc najpierw czytałam dlatego, że po rpostu cię lubiłam, a ty tak ładnie prosiłaś mnie, żebym skomenotwała. Tak było przez pewien czas. Potem zaczęłam czytać, bo czytać chciałam. Czekałam na następny rozdział, wzruszałam się w momenatch smutnych, śmiałam w wesołych. Po prostu pokochałam ten ff. Dlatego też chyba dwa razy zdarzyło się, że pisałam do ciebie, że za 10 minut chcę widzieć kolejny rozdział Zagubionych na moim komputerze i naprawdę miałam głęboko w dupie, że tekst był niebetowany.
Cóż. Jak każdy autor, ty też miałaś swoje gorsze i lepsze rozdziały. Jedne sytuacje opisywałaś lepiej, inne gorzej. Ale co byś nie napisała, ja i tak chwaliłabym cię pod niebiosy i zalewała się kiślem [ za dużo czasu spędzam z PT Rolling Eyes] na widok nowej aktualizacji.
Ostatnim rozdziałem pojechałaś po bandzie [ o jeżuniu, cóż za słownictwo wprost z blokowiska]. Czy mnie zaskoczyłaś? Tak, bardzo. Takiego zakończenia w życiu swym długim i zajebistym bym się nie spodziewała. Bardzo pięknie opisałaś to jak Jasper zobaczył Emilly, aż do samej przemiany. Wzroku nie mogłam oderwać i do końca czytałam z zapartym tchem, co jest u mnie wręcz niemożliwe, gdyż przeczytam kilka liniejek czegoś, kładę się na łóżko,znów czytam, idę sobie zrobić np herbate, zjem, czytam dalej, drapę się po cyckach i robie milion innych rzeczy, których nie powinnam xD. Ha, teraz już wiesz, dlaczego niektóre rozdziały czytałam i komentowałam godzinę xD. Na czym skończyłam? Ah, na tym, okej. A więc [ założę się, że mi to zbetujesz xD Tak, wiem. Nie zaczyna się zdania od "a więc" xD] Jasper został wampirem, urodził mu się syn, Emilly go olała i poszła se z innym, Emmett zaadoptował dziecko, Angela umarła, a Alice wzięła ślub z Edwardem. Świetnie to wszystko wymyśliłaś. Srysly, zakończenie jest bossssssskie. Nie jest cukierkowe, przesłodzone ani inne takie duperele. Cóż jest dosyć smutne, ale na tym to polega. Żeby wzruszyć człowieka. Ty mnie wzruszyłaś. Co prawda nie płakałam, ale nic z tych rzeczy, gdyż jestem taką wieeeeeeeelką skorupą i żeby wzbudzić we mnie płacz, trzeba zrobić coś naprawdę mega. Zrobić pasztet z mojego królika Edwarda [ nie śmiej się! Naprawdę go tak nazwałam xD], czy coś takiego. Ale było mi naprawdę kur.wa wzruszająco.
Dlatego chylę czoła, ściskam i te inne duperele, bo wykonałaś kawał dobrej roboty. W listopadowym rankingu Zagubieni będą u mnie na wyższym miejscu, niż są teraz.

Jest to najdłuższy komentarz, jaki kiedykolwiek napisałam :D
Wiedz jeszcze, że czczę twój ostatni rozdział moim ostatnim West'em Ice'm Laughing a to jest już naprawdę wielki zaszczyt xD.

Bzykam cię w myślach,
twoja słodka Landryna ;***


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin