FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Zagubieni [Z] [+16] Rozdział XVII/XVII - 17.10 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Pią 10:17, 01 Maj 2009 Powrót do góry

Edit: FF nie ma nic wspólnego ze znamym serialem Uwaga

[OOC] w niektórych przypadkach.

Mój FF jest w narracji Jaspera. Napisałam już kilkanaście rozdziałów, więc pomyślałam, że opublikuję. Mam też zarys tego, co potoczy się dalej. Zakończenie z pewnością wszystkich zaszokuje :D Mam też pomysł na drugi FF, w tej samej narracji i myślę, że mogę je połączyć, więc ten możecie brać za I część. Zastanawiałam się też, czy koniecznie muszę dawać ograniczenia wiekowe. Jeżeli po IV rozdziale stwierdzicie, że nie trzeba - zmienię.

Jasper, wraz z rodzicami i pod ich przymusem, przeprowadza się z Forks do Nowego Jorku.


Dodam, że jest to mój pierwszy FF tutaj - jeżeli Wam się nie podoba - piszcie śmiało. Czasami krytyka jest lepsza od pochwał.

Edit:
Wrzucam już zbetowany rozdział przez mTwil :)


Prolog

Czas płynie zbyt szybko i wcale nie leczy ran. Jedynie przyzwyczaja do cierpienia. Zawsze pozostają blizny.

Leżąc w bólu, przypomniałem sobie ostatni zachód słońca widziany przed rokiem w moim własnym miejscu, gdzieś na końcu świata. Każdy wyraźny szczegół powodował jeszcze większą falę cierpienia.

Znajdowałem się na plaży. Siedziałem na pniu drzewa, wpatrując się w zachodzące za horyzontem słońce. Przypominając sobie chwile, kiedy mieszkałem w tym uroczym miejscu, wszystko wydawało mi się takie beztroskie. Dopiero później, gdy wstępowałem w wiek młodzieńczego buntu, zniszczyłem sobie przyszłość.

Wiedziałem, że niedługo będę daleko od Forks, ale mimo to starałem się uszczęśliwić, jakby na siłę, za wszelką cenę. Próbowałem robić dobrą minę do złej gry.

Ostatni raz spojrzałem na całkowicie schowane za oceanem słońce. Dzień się kończył. Teraz zdałem sobie sprawę, że jutra nie było. Nie dla mnie, nie w moim świecie.
Wyjeżdżając, musiałem zacząć wszystko od nowa. Czy potrafiłem zostawić za sobą swoją przeszłość? Teraz wiem, jestem tego pewien, że nie. Od tego nie było ucieczki. Jeżeli coś się zacznie, musi się skończyć, a ten koniec nie zawsze jest szczęśliwy.

Może gdybym się postarał, umknąłbym przeznaczeniu. Szkoda, że dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Byłem jak roślina, liczyło się dla mnie tylko jedno, co dzień chciałem tego samego. Rzucić to? Nie było szansy. A teraz stałem się czymś gorszym.
Gorszym od rośliny? A jednak …

Cho****, użalam się nad sobą jak baba. Powinienem podnieść się, walczyć jak mężczyzna, a nie leżeć i zwijać z bólu. Jak mogłem wybrać dla siebie taką drogę?

Rozdział 1 Nowe


- Jasper? Jak się czujesz? – Usłyszałem z ust Esme.
- Normalnie – burknąłem, wkładając sobie słuchawki podłączone do odtwarzacza MP3 z drugiej ręki. Chciałem się wyłączyć, odciąć, ale po raz drugi ktoś poklepał mnie po ramieniu.
- Nienawidzę, kiedy tak robisz – powiedziała obrażonym głosem.
- I nawzajem – odgryzłem się, ignorując kolejne zaczepki.

Drogę do Nowego Jorku pokonaliśmy ekspresowo. Dwa dni siedzenia na tyłku, ignorując głupie rozmowy ojca z matką. Dla mnie bomba. Dobrze, że wziąłem zapas baterii alkaicznych. Nie wiem, czy potrafiłbym ich olewać, nie słuchając muzyki.
Gdy zobaczyłem pierwszy zarys bloków wielkiego miasta, mój humor popsuł się jeszcze bardziej. Nie narzekałem na życie w Forks, ale moi kochani rodzice chcieli za wszelką cenę uciec od problemu, który się za mną ciągnął. Jakbym tu gdzie się przeprowadzaliśmy, miał mniejsze szanse do sięgnięcia po to ponownie. Lepiej, żeby wywieźli mnie na Antarktydę. Chociaż nie – matce byłoby bardziej szkoda słodkich pingwinów, które musiałyby znosić moje towarzystwo, niż własnego syna.

- Jesteśmy – odezwał się Carlise. Zatrzymaliśmy się przed małym domem z czerwonej cegły. Dwie sypialnie, jedna na piętrze, druga na parterze, razem z kuchnią i salonem oraz łazienką na górze – oto, co mieścił.
- Super – jęknąłem.
- Mógłbyś się trochę rozchmurzyć – mruknęła Esme.
- Wspaniały dom. Zapewne spędzimy tu kilka niezapomnianych lat – powiedziałem z sarkazmem. – Ja ze świetnymi rodzicami, a wy ze swoim nieodpowiedzialnym synem.

Żeby spojrzenia mogły zabijać, byłbym już martwy, pomyślałem, gdy zauważyłem, jak ojciec na mnie patrzy. Najchętniej pewnie przyłożyłby mi przez kolano, ale teraz byłem na to za stary. Gdybym wciąż miał dwanaście lat, a on nie bałby się, że mogę mu oddać ze zdwojoną siłą…

Dostałem pokój na piętrze. Był mały, z żółtymi, obdrapanymi ścianami. Super. Obiecali mi remont, ale na razie nie było na to szans. Za dużo wykosztowali się na kupno domu, z remontem poczekamy miesiąc, może dwa – to ich słowa. Mogłem ewentualnie pożyczyć ze sklepu litr (albo dwa) farby, a sprzedawcom oddać puste pudełko. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym. Wolałem jednak nie wracać do starych nawyków.

- Nawyków – prychnąłem. – Dobrze, że to były tylko nawyki.
Na szczęście byłem sam w pokoju. Rodzice wzięliby mnie na pewno za jeszcze większego wariata i myśleliby, że od tych i nieco innych… nawyków rzuciło mi się na mózg.
Usłyszałem pukanie do mahoniowych drzwi.
- Mogę? – spytała Esme.
Pokiwałem głową, jednak było to niepotrzebne, bo i tak stała tuż przy mnie. Gdy była w pobliżu, człowiek nie mógł liczyć na żadną prywatność. Denerwowanie swojego syna i podglądanie sąsiadów – to jej ulubione zajęcia.
Trzymała prześcieradło, poduszkę i koc. Położyła je na łóżku i zerknęła na mnie. Natychmiast odwróciłem głowę.
- Dobranoc – powiedziała zawiedziona moim zachowaniem. Zapewne chciała porozmawiać, ale czego się spodziewała? Że będę podskakiwał do sufitu i klaskał uszami, bo się przeprowadziliśmy?
- Dobranoc – rzuciłem za nią, chcąc przybrać jak najbardziej normalny ton głosu.

Podszedłem do łóżka, zasłałem je prześcieradłem, ułożyłem poduszkę. Zdjąłem spodnie i bluzę, po czym (zbyt zmęczony, aby brać prysznic) rzuciłem się na posłanie. Przed zgaszeniem światła rozejrzałem się ponownie po pomieszczeniu.

W pokoju z żółtymi ścianami, od których aż mdliło, mieściło się: dębowa jednodrzwiowa szafa i biurko z nadstawką (także dębowe), klonowa szafka nocna, nie od kompletu, stojąca obok łóżka z czarną, metalową ramą. Do tego turkusowe zasłony, biały dywan i dwie różowe lampki. Wszystkie te sprzęty udowadniały, że poprzednią właścicielką tego pokoju była dziewczyna, która za wszelką cenę chciała uczynić z niego przytulne gniazdko. Jak widać – bez oczekiwanego skutku. Nic dziwnego, że się wyprowadziła. Czym prędzej zgasiłem światło i zamknąłem swoje zmęczone oczy, aby nie oglądać dłużej tej klitki.

Tej nocy miałem dziwny sen. Ponoć to, co przyśni się na nowym miejscu, może się sprawdzić w rzeczywistości. Miałem nadzieję, że tak się nie stanie. Nie chciałem do tego wracać.
Siedziałem w czarnym Mercedesie pod szkołą średnią w Forks. Gdy usłyszałem donośny dzwonek ogłaszający koniec zajęć, pośpiesznie wyszedłem ze swojego samochodu i stanąłem przy wyjściu, czekając na pierwszych klientów. Poszczególne grupki uczniów lub pojedyncze osoby wiedziały, po co mogą do mnie podejść. Handel z nimi trwał od kilku, do kilkunastu minut. Później podjeżdżał mój kumpel – James - i jego panienka – Victoria i razem szliśmy do innych uczniów. Zaczynaliśmy z nimi rozmowę. Niektórzy chętni konwersowali z nami dłużej i po pewnym czasie dokonywaliśmy transakcji. Inni uciekali, gdy tylko orientowali się, czym handlujemy.

- Jasper? – usłyszałem. Kto, do cholery, śmiał mnie budzić.
- Co?! – warknąłem, zapalając światło.
- Dzwoni Emmett. Chce pogadać – powiedział oschle Carlisle. Wyciągnąłem rękę po telefon.
- Halo? – rzuciłem. – Nie mogłeś wcześniej? Spałem.
- Dzięki za miłe powitanie. Śpisz, mówisz. Tak wcześnie? Spity jesteś, czy jak?
- Zmęczony. Czego chcesz?
- Nie widzisz swojego najukochańszego członka rodziny - swojego wspaniałego braciszka, trzy miesiące, a tu takie powitanie. Nieładnie. – Zacmokał do słuchawki.
- Mhm – mruknąłem, ziewając.
- Zrób miejsce w pokoju. Jeszcze jakieś dziewięćdziesiąt dwa dni i wychodzę.
- Co? – spytałem. Emmett od razu mnie rozbudził.
- Za około dwa tysiące dwieście trzydzieści dwie godziny będę dzielił z tobą łóżko, bracie.
- Żartujesz?
- Jeśli chodzi o prawo – nigdy.
- Ale dlaczego? – drążyłem, choć zabrzmiało to, jakbym się nie cieszył. Wręcz przeciwnie. Byłem szczęśliwy. Nareszcie ktoś z mojego środowiska.
- Niestety za dobrze się sprawuję, a takich grzecznych tu nie chcą – powiedział, udając, że szlocha.
- Super! – krzyknąłem z entuzjazmem. - Nareszcie będzie tu ktoś z moich.
- Przestań – warknął. – Skończyłem z tym dawno temu.
- Trzy miesiące – wypomniałem mu.
- Tak, to dawno. Tacy jak my żyją krótko, więc ten czas, jaki tu siedzę jest znacznym procentem lat, które przeżyliśmy i tych, które na nas czekają, razem wziętych.
- Co ty w ogóle pieprzysz?
- Nieźle mnie tu przeszkolili, co? Jak tam w wielkim świecie?
- Może być. Ale ty… To w ogóle do ciebie nie pasuje, te całe zachowanie.
- Dobra, bracie – szepnął nerwowo – trzymaj się. Strażnik sapie, żeby kończyć. I tak ledwo pozwolili mi zadzwonić.
- Jasne – mruknąłem, ale już się rozłączył. – Carlisle? – krzyknąłem. Zjawił się po kilku sekundach, pewnie podsłuchiwał.
- Tak?
- Nieładnie – powiedziałem z wymuszonym uśmiechem.
- Ale co? – Udawał niewiniątko, co mnie strasznie irytowało.
- Podsłuchiwałeś – dokończyłem tonem nie znoszącym sprzeciwu, wręczając mu słuchawkę. – Dobranoc – dodałem, gasząc światło.
- Tobie także. Lepiej już śpij. Jutro czeka cię trudny dzień.
- Trudniejszy niż siedzenie dwie doby w samochodzie ze starszymi? – spytałem szczerze przyjaznym, jak na mnie, tonem.
- Z pewnością – odparł, uśmiechając się blado.

Przez chwilę miałem wrażenie, że waha się, czy nie zbliżyć się i nie pocałować mnie w czoło. Zupełnie jak siedem lat temu, gdy miałem dwanaście lat, przed tym, kiedy zaczęło się te całe pieprzone gówno. W prawdzie, nie miałbym nic przeciwko. Nie zrobił jednak tego, aczkolwiek pogłaskał delikatnie moje blond włosy. Ten gest wyjątkowo mnie zawstydził, ale też na pewien sposób ucieszył. Może nie spaliłem jeszcze wszystkich mostów? Nie sądziłem jednak, abym mógł naprawić wszystko to, co zrobiłem złego.
Po chwili wyszedł, zostawiając mnie samego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Sob 19:05, 17 Paź 2009, w całości zmieniany 43 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Pią 10:28, 01 Maj 2009 Powrót do góry

Pomysł ciekawy, rozbawiła mnie twoja beta. :D Trochę błędów jest, ale ja jestem do tego zbyt leniwa. :P Pamiętaj, że nie minął jeszcze miesiąc od twojego zarejestrowania na forum. Ogólnie jestem ciekawa dalszego ciągu, bo to coś nowego i innego. Jeszcze nie spotkałam się z taką tematyką. Piszesz też lekko, więc uważam, że może wyjść z tego coś dobrego, tylko pamiętaj, zaskakuj czymś. :P
Pozdrawiam. :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Pią 10:31, 01 Maj 2009 Powrót do góry

Wyjątkowa napisał:
Pomysł ciekawy, rozbawiła mnie twoja beta. :D Trochę błędów jest, ale ja jestem do tego zbyt leniwa. :P Pamiętaj, że nie minął jeszcze miesiąc od twojego zarejestrowania na forum. Ogólnie jestem ciekawa dalszego ciągu, bo to coś nowego i innego. Jeszcze nie spotkałam się z taką tematyką. Piszesz też lekko, więc uważam, że może wyjść z tego coś dobrego, tylko pamiętaj, zaskakuj czymś. :P
Pozdrawiam. :*


Dziękuję bardzo. Nie spodziewałam się od razu pochwały.
Wiem, ze nie minął miesiąc, ale tak mnie korciło... Embarassed Faktycznie, konto mam od 3 tygodni, aczkolwiek inne FF podglądałam, kiedy nie byłam jeszcze zarejestrowana :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lady Vampire
Wilkołak



Dołączył: 10 Kwi 2009
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ni stąd, ni zowąd

PostWysłany: Pią 11:01, 01 Maj 2009 Powrót do góry

Hmmm...
Chyba przed 8 maja nie możesz nic dodawac, bo musi minąc miesiąc na forum abyś mogła to robic.

Ale po kolei:
Tytuł chwytliwy, zaciekawiający, bo przypomina znany serial.
Tekst:
Motyw z przeprowadzką oklepany. Emmett w więzieniu? Nowośc. Duży plus. Akcja się rozkręca, a widac, że z niego taki niegrzeczny chłopczyk.
Powiem szczerze, nie jestem ekspertem i nigdy nie byłam, ale czasami coś mi zgrzytało.
Cytat:
Wiedziałem, że niedługo będę daleko od Forks, ale mimo to starałem się uszczęśliwić, jakby na siłę, za wszelką siłę. Próbowałem robić dobrą minę, do złej gry.

Bardziej pasuje za wszelką cene. wydaje mi się, że po dobrej minie nie powinno byc przecinka, bo przewrywasz frazeologizm.
Cytat:

Mianowicie siedziałem w czarnym mercedesie pod szkołą średnią w Forks.

mianowicie na poczatku zdania i nowego akapitu mi nie pasuje.
Na zapisie dialogów się nie znam więc nie wiem, czy są poprawne. Czasami mignęło mi powtórzenie.

Nie zniechęcaj się, pisz dalej, masz fajny styl i lekkie pióro.
WENY!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Pią 11:17, 01 Maj 2009 Powrót do góry

Lady Vampire napisał:
Hmmm...
Chyba przed 8 maja nie możesz nic dodawac, bo musi minąc miesiąc na forum abyś mogła to robic.


Cytat:
Wiedziałem, że niedługo będę daleko od Forks, ale mimo to starałem się uszczęśliwić, jakby na siłę, za wszelką siłę. Próbowałem robić dobrą minę, do złej gry.

Bardziej pasuje za wszelką cene. wydaje mi się, że po dobrej minie nie powinno byc przecinka, bo przewrywasz frazeologizm.

Tak właśnie miało być Embarassed . Czytałąm ten tekst, przed wstawieniem, kilka razy i nie wiem, dlaczego tak wyszło. Oczywiście zmieniłam Wink

Chyba nie mogę, ale strasznie mnie korciło. 2 rozdziału do 8.05 nie wstawię, obiecuję Laughing

Nie zniechęce się. Dużo i tak już napisałam, w Wordzie, a gdzieś to pokazać muszę Cool

A co do tytułu - tak, jest taki serial, ale go nie oglądam i wydaje mi się, że moje FF mało będzie miało z nim wspólnego. Tytuł raczej wziął się od niezdecydowania Jaspera w dalszych rozdziałach. Myślę, że po przeczytaniu II i III, będziecie wiedzieć, co miałam na myśli z tym niezdecydowaniem Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Pią 11:19, 01 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
latomeri
Dobry wampir



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 630
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 85 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z domu. ;]

PostWysłany: Pią 12:33, 01 Maj 2009 Powrót do góry

Regulamin to regulamin.

Blokuję.
Napisz do mnie pw 8 maja, z chęcią odblokuję. Wink

Pozdrawiam,
L.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Nie 16:20, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Chyba, a nawet na pewno, przesadziłam z Jasperem, ale musiałam dać jakiś wstęp do tego, że wcale nie jest grzecznym chłopczykiem Laughing

Beta: Wciąż Microsoft Word. Przeczytałam kilka razy - mam nadzieję, że nie jest najgorzej. Coś czuję, że osoba, która obiecała mi betowanie, nie podejmie się tego i muszę poszukać kogoś nowego.



Rozdział 2
Niespodzianka


Otworzyłem oczy. Czułem się wyjątkowo niewyspany. Głowa mnie bolała, zapewne od natłoku myśli i tego, że prawie nie zmrużyłem oka. Pośpiesznie spełzłem z łóżka, z wciąż nierozpakowanej torby wyjąłem ręcznik, parę dżinsów, bluzę i skarpetki i udałem się do łazienki. Wziąłem szybki, zimny prysznic – taki jaki lubiłem najbardziej – owinąłem się ręcznikiem i wysuszyłem włosy. Następnie wytarłem się i naciągnąłem na siebie ubranie. Po skończonej toalecie rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym byłem pierwszy raz. Wczoraj nie miałem czasu ani ochoty, aby zwiedzać dom. Łazienka była wyjątkowo ciasna. Brązowa boazeria optycznie pomniejszała ją jeszcze bardziej. Biała wanna, umywalka i ubikacja stanowiły kontrast ze ścianami, od których zaczynały boleć oczy.

Wracając do pokoju po plecak, zastanawiałem się, czy nie odpuścić funduszy na odnowienie swojego pokoju, aby móc odremontować łazienkę. Wyrzuciłem z głowy ten pomysł, po czym zbiegłem do kuchni. Na stole czekało na mnie śniadanie.

Przeszyłem wzrokiem także te pomieszczenie. W przeciwieństwie do reszty domu, kuchnia była jasna i przestronna. Jedną ścianę, przy której zostały ustawione szafki i lodówka, i kuchenka, wyłożono pomarańczowo-brązowymi kafelkami, ale przody mebli były jasne, jakby ecru, podobnie jak odcień pozostałych trzech ścian. Krzesła przy stole z jasnego drewna były czerwone, tak jak i zasłony przy oknach, i donice na parapecie. Kolory te sprawiały, że pomieszczenie wydawało się być ciepłe i przytulne.

Usiadłem przy stole, gotów konsumować śniadanie, gdy zauważyłem kartkę leżącą obok talerza i klucze.
Carlisle pojechał załatwić formalności związane z mieszkaniem i przyszłą pracą. Charlie załatwił mu pracę! A ja cały dzień spędzę, czytając ogłoszenia. Może ktoś potrzebuje kucharki? W każdym bądź razie, zamknij drzwi, nie włócz się nigdzie, idź do szkoły, kocham cię,
Mama

- Nie włócz się nigdzie – powtórzyłem cicho i napisałem na drugiej stronie kartki jedno zdanie: Po szkole idę zwiedzić miasto, Jasper.
- Mam nadzieję, że to rozczyta – mruknąłem, wpychając sobie resztę jajecznicy do ust. Poczułem, że natychmiast muszę się czegoś napić. Pobiegłem do lodówki, modląc się … nie, nie modliłem się. Pobiegłem do lodówki, mając nadzieję, że jest pełna. I była, jeszcze jak. Uśmiechnąłem się do siebie, sięgając po puszkę piwa. Otworzyłem ją i wypiłem kilkoma łykami. Wyjąłem jeszcze dwie – jedną schowałem do plecaka, a drugą zamierzałem skonsumować w drodze do szkoły. Wybiegłem z domu i, gdy tylko zamknąłem drzwi, otworzyłem puszkę, i zacząłem ją opróżniać, delektując się każdym łykiem.

Liceum znajdowało się blisko mojego domu, więc gdy dotarłem do szkoły, napój wciąż trzymałem w ręce. Pozostałości wlałem sobie do ust i wrzuciłem puszkę do kosza. Niechcący, powiedzmy, że niechcący, dość donośnie mi się odbiło, na co dwie mijające mnie dziewczyny odwróciły się i zaczęły coś do siebie szeptać. Czy powinno zrobić mi się głupio? Cóż, nie zrobiło się.

Trzy pierwsze lekcje były straszne. Musiałem głupio się wszystkim przedstawiać, a nauczyciele wybierali mi idiotyczne miejsca z przodu klasy. Na każdym przedmiocie nudziłem się strasznie, ale na czwartej lekcji było, o dziwo, lepiej. Mogłem usiąść na końcu sali, przy ostatnim wolnym stoliku. Przede mną siedziała owa blondynka, wraz z dziewczyną, która urodą przypominała elfa* – spiczaste uszy, wąski nos i kruczoczarne włosy, wywinięte każdy w inną stronę. Mijając je, puściłem do nich oko, po czym blondynka zarumieniła się. Wyglądała uroczo, ale moją uwagę bardziej, tym razem, przykuła ta druga.

- Jestem Jasper – zagadałem do niej.
- A-Alice – wyjąkała, uśmiechając się niepewnie. – A tamta… To znaczy, obok mnie. To jest Rosalie.

Rosalie nie sprawiała wrażenia tak miłej, jak moja rozmówczyni, wręcz przeciwnie. Wydawała się też być nadzwyczaj próżna, gdyż minimum trzydziesty raz wyciągnęła ze swojej srebrnej torby różowe lusterko. Nie, żebym liczył…

- Cześć! – powiedziała Rose, na co skinąłem głową. Moja obojętność wobec niej spowodowała ponowne zaczerwienienie się jej policzków. Zachichotałem drwiąco.

Gdy nauczyciel odwrócił się i zaczął rysować schemat budowy komórki, wyciągnąłem z plecaka trzecią puszkę piwa. Otworzyłem ją zgrabnym ruchem i usłyszałem dochodzący z niej cichy syk, a piana zaczęła wypływać na moje ręce.

- Cho**** – mruknąłem, na co moje sąsiadki odwróciły się.
Siorbiąc i przeklinając się za to, zrobiłem kilka małych łyków, aby ciecz nie wylała mi się ponownie.
- Proszę – powiedziała Alice, wyciągając w moją stronę rękę z paczką chusteczek.
- Dzięki – szepnąłem. – Pijesz? – dodałem, patrząc na notatki, znajdujące się na jej połowie stolika.
- Eee… - zawahała się.
- Ona nie, ja czasami – odezwała się Rosalie, trzepocząc rzęsami i wyrywając mi z ręki piwo.
- Oddaj to – syknąłem, a Alice posłała jej mordercze spojrzenie. Może była o mnie zazdrosna? Cho****, za bardzo sobie schlebiasz, Cullen. No, ale czy to moja wina, że wszystkie dziewczyny lecą na boskiego Jazza? Uśmiechnąłem się sam do siebie, co Rose źle zinterpretowała i spłonęła rumieńcem. Oddała mi puszkę, po czym dostała czkawki.

- Już widzę, jak czasami pijesz – mruknąłem cicho, na co Alice zachichotała, a blondynka zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, po czym wlepiła wzrok w tablicę. Po dzwonku wybiegła z sali, nie czekając na swoją koleżankę.

- Co masz następne? – zagadałem.
- Angielski – odpowiedziała, patrząc na mnie. Także na nią zerknąłem . Dopiero z bliska, gdy dzieliło nas zaledwie kilkanaście centymetrów, zauważyłem, jaka jest piękna. Jej fryzura świetnie podkreślała rysy twarzy, idealnie proste zęby schowane za równymi, pełnymi ustami i oczy… Tak, miała piękne oczy. Mogłem w nie patrzeć bez końca. Mogłem się w nich nawet utopić. Pożerałem ją wzrokiem centymetr, po centymetrze, co nie uszło jej uwadze.

Potrzebowałem kogoś takiego, jak ona. Kogoś tak ciepłego, trochę skrytego i tajemniczego. Z pewnością okiełznałaby mnie, zahamowała, abym nie robił głupstw.

- Co się tak gapisz? – spytała podejrzliwie, starając się przybrać obojętny ton głosu.
- Ja… - zawahałem się. – Jesteś całkiem przystojna.. To znaczy ładna, rozumiesz. – Boże, robiłem z siebie kompletnego idiotę.
- Dzięki – powiedziała, uśmiechając się. – Ty też jesteś całkiem ładny. To znaczy przystojny, rozumiesz. – Zachichotała, a ja, nie ukrywam, razem z nią. Wydawała się być całkiem w porządku.
- A ty, jaką będziesz miał teraz lekcję?
- Angielski – odpowiedziałem pogodnie. – Możemy iść razem.
- Ja.. Wiesz…- zaczęła, ale przerwała, patrząc przed siebie.
- Alice! – Usłyszałem z ust wysokiego, umięśnionego bruneta stojącego przed nami.
- Cześć – odpowiedziała, całując go w policzek. Dla mięśniaka było widocznie mało, bo położył jej swoją wielką łapę na plecach i przyciągnął do siebie. Marzyłem tylko, aby nie połamał jej kręgosłupu. Powinienem się oddalić, ale nie. Stałem tam jak skończony debil, patrząc jak się mizdrzą.
- O, przepraszam – powiedziała zawstydzona Alice, odklejając się od swojego chłopaka. – Laurent, to jest Jasper. Jasper, to jest Laurent.
- Miło mi – wycedziłem, ściskając rękę faceta odrobinę za mocno. Niestety, on zrobił tak samo. Stłumiłem w sobie krzyk. Cho****, nie miażdży się tak ręki nowych znajomych!

- Zgadzam się – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem. – Alice, chodźmy do sali – dodał, obejmując ją w pasie i niemal ciągnąc za sobą.
- Czekaj, Jasper ma z nami następną lekcję – mruknęła. – Okaż trochę zrozumienia, to jego pierwszy dzień – szepnęła, abym nie mógł tego usłyszeć.

W Laurencie aż się gotowało, ale ja zająłem miejscu u boku Alice i zajęci rozmową pomaszerowaliśmy do klasy. Starałem się kompletnie ignorować towarzyszącego nam chłopaka.

- Nie tęsknisz za Forks? Nowy Jork jest przecież wielki – spytała zaciekawiona, gdy opowiedziałem jej, skąd przyjechałem.
Stanęliśmy przed drzwiami klasy. Otworzyłem je przed Alice, wpuszczając ją przodem i zamykając je przed nosem Laurentowi. Zająłem miejsce w ławce przed nią.
- Tęsknię. To znaczy tęskniłem, bo po dzisiejszej biologii nieco mniej. – Puściłem do niej oko, na co się zarumieniła.
- Łatwo się tu zgubić… Mieszkam tutaj tyle lat, a wciąż odkrywam nowe miejsca, więc…
- Może mi je pokażesz? – przerwałem jej świadomie, aby jeszcze bardziej wkurzyć jej chłopaka. Podziałało.
- Nie sądzę, aby Alice znalazła czas. Wiesz, jesteśmy czasami bardzo… zajęci.
- Mógłbyś się nie wtrącać, kiedy rozmawiam z tak uroczą dziewczyną? – powiedziałem, trzepocząc rzęsami. Facet zdenerwował się jeszcze bardziej, na co zachichotałem.
- Przestańcie – mruknęła Alice, gdy zadzwonił dzwonek.

Kiedy zamilkliśmy, a nauczyciel (gruby, niski, łysiejący pięćdziesięciolatek) zaczął czytać listę obecności, znów zaczęła boleć mnie głowa. Złapałem się za skroń, na co Alice położyła mi rękę na ramieniu.
- Tabletkę? – spytała. Ta to zawsze przygotowana, pomyślałem.
- Jasne, dzięki.
Nie wiedziałem, czy wytrzymam w tym mieście, ale byłem pewien, że zaraz rozniesie mi łeb.
Wtedy ją zobaczyłem…


*Wybaczcie :D
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Cool


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Czw 16:59, 08 Paź 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
mTwil
Zły wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka

PostWysłany: Nie 17:12, 10 Maj 2009 Powrót do góry

OMG! Kogo zobaczył?! Jak możesz kończyć w takim momencie?!
No dobra, a teraz od początku. Dopiero dziś zobaczyłam twojego ff'a i chyba po przeczytaniu samego prologu stwierdziłam, że będę jego stałą czytelniczką. Wnioskuję, że Jasper miał problemy z prochami, dokładnie dilerka, także idealnie w moim klimacie. Uff...znowu muszę się tłumaczyć dlaczego lubię ten temat. Ot tak, po prostu. Może być? W życiu prywatnym nie mam z tym nic wspólnego, ale książki w tej tematyce pochłaniam. Naprawdę bardzo mi się podoba. Kiedy przeczytałam, że Emmett wychodzi z więzienia, stwierdziłam, że trochę za dużo kryminału jak na jedną rodzinę, no ale zobaczymy. Co do błędów, to wydaje mi się, że za często oddzielasz fragmenty zdania, myśląc pewnie, że to wtrącenia, które według mnie takowymi nie są. Ogólnie jak na tekst bez bety jest dobrze.
Podsumowując, cieszę się, że głównym bohaterem jest Jasper i nie będzie standardowej miłości B&E. Z moimi zamiłowaniami do dramatów i kryminałów, liczę, że Jazz będzie miał jeszcze jakieś kłopoty związane ze swoją przeszłością :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny
mTwil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Nie 19:33, 10 Maj 2009 Powrót do góry

mTwil napisał:

Podsumowując, cieszę się, że głównym bohaterem jest Jasper i nie będzie standardowej miłości B&E. Z moimi zamiłowaniami do dramatów i kryminałów, liczę, że Jazz będzie miał jeszcze jakieś kłopoty związane ze swoją przeszłością :)


Co do miłości - myślę, że Was zaskoczę Cool Jasper będzie trochę niezdecydowany itd., ale mam nadzieję, że nie zrobię z tego żadnego romansidła.
A problemy, tak - będzie miał, tyle zdradzę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Zagubiona
Człowiek



Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: Nie 19:46, 10 Maj 2009 Powrót do góry

OMG!
Super opowiadanie.
Ale, kogo od do jasnej... zobaczył?
NO, kogo?
Powinni Cię zamknąć za taki koniec.
Pisz, pisz i jeszcze raz pisz...

Pozdro i życzę weny...

Zagubiona...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Nie 19:52, 10 Maj 2009 Powrót do góry

Wrzucam następny rozdział. Cały FF już prawie skończyłam, ale nie wiem czy zamieszczę tu cały. Nie wiem czy jest sens dodawania go tutaj, skoro prawie nikt nie czyta wonder

Beta wspaniała mTwil :D

Rozdział 3
Sami swoi



Po kilku minutach do sali weszła dziewczyna. Ledwo trzymała się na nogach, wyglądała jakby zarwała całą noc. Jakiś kujon, pomyślałem. Widać, że była zmęczona. Obok niej stał wysoki i szczupły, miedzianowłosy chłopak. Pierwszym moim skojarzeniem było, że to rodzeństwo, ale w ogóle do siebie nie pasowali. Może są parą? Nie trzymali się za ręce, nie pochłaniali wzrokiem. Patrząc na nią pomyślałem o Emmecie i o tym, że bardziej prawdopodobne byłoby powiązanie jego z tą dziewczyną. Także nie pasowali do siebie pod względem wyglądu, ale nie raz widziałem swojego brata, który wyglądał niemal tak samo. Cholera, ten facet nie powinien jej w tym stanie przyprowadzać do szkoły.
Reszta uczniów przyjęła fakt przybycia pary normalnie. Nie byli zdziwieni ich zachowaniem. Zupełnie jakby to było naturalne. Mógłbym w prawdzie spróbować się z nimi zaprzyjaźnić, ale czy chciałem po raz kolejny mieszać się w takie towarzystwo? Z drugiej strony, może jakoś bym jej pomógł. Tak, z pewnością. Nastolatek po przejściach, który nie radzi sobie z własnym życiem, sprowadza piękną brunetkę na dobrą drogę.
Prychnąłem. Chłopak dziewczyny odwrócił się i zmierzył mnie wzrokiem, po czym zerknął na swoją towarzyszkę. Siedziała, podpierając jedną dłonią brodę, a drugą masując skronie. Może po prostu źle się czuła? Cóż, nie mogłem jej osądzać, nie zapoznając się z nią.

- Czego się gapisz? - warknąłem do faceta, zapominając o planach zaprzyjaźnienia się z nim. Chłopak momentalnie się odwrócił. Był całkowicie nieszkodliwy. Dlaczego więc zadawał się z kimś takim jak ona? - Przepraszam. Chodzę dziś jak bomba. Wiesz, pierwszy dzień w nowej szkole. Wielki świat czeka na mnie otworem, a ja muszę tu siedzieć.
Pokiwał jedynie głową, bez patrzenia na moją osobę.
- Jestem Jasper- powiedziałem po chwili.
- Edward Masen - usłyszałem. Chłopak odwrócił się i podał mi rękę. - To jest Isabella Swan, ale woli, gdy zwraca się do niej Bella. - Wskazał na dziewczynę. - Słyszałaś, Bello? Ten za nami ma na imię Jasper. Mówiłem ci. Nowa twarz w szkole. Przyjechał ze stanu Waszyngton.- Dziewczyna pokiwała głową.
- Miło cię poznać - wysapała z trudem, odwracając się do mnie. Jej źrenice były wyraźnie zbyt rozszerzone, a przecież w sali panowała jasność. W ogóle te oczy wydawały się być jakby... za mgłą.
- Przepraszam cię za nią. Dzisiaj jest po prostu trochę zmęczona... Nie jest... - tłumaczył.
- Sobą - dokończyłem za niego. - Rozumiem. Nie pierwszy raz widzę kogoś takiego.
- Tak. Hm, cóż? - mruknął zbity z pantałyku.
- Hej, może potrzebujecie pomocy? Wiesz, znam się trochę.
- Jesteś psychologiem? Psychiatrą? Pracujesz w klinice uzależnień?
- Nie, nie i prawie.
- Co znaczy prawie?
- Mogę ci jedną polecić. Nawet nie wiesz, co oni potrafią tam zrobić z człowiekiem. Wychodzi stamtąd jak nowonarodzony.
- Czyżby? - W chwili, w której przeszył mnie wzrokiem, doszedłem do wniosku, że nie chcę mieć z nim nic więcej do czynienia. Żadnej przyjaźni, żadnej znajomości. Tylko Bella...
- Tak. - Dziwny facet, pomyślałem. Na szczęście, od rozmowy z nim uwolnił mnie dzwonek.

Poderwałem się z miejsca i lekko chwiejnym krokiem wyszedłem na korytarz.
- Czekaj, Jasper! - usłyszałem krzyk Alice.
- Co? - powiedziałem nieco nieuprzejmie, na co ta zrobiła zawiedzioną minę.
- Ja... po prostu pomyślałam, że może my... To znaczy ty i ja... Mogę pokazać ci miasto, co ty na to?
- A gdzie Laurent? - spytałem podejrzliwie.
- Musiał wcześniej być w domu. To jak?
- W porządku. Dokąd się wybierzemy?
- Myślałam o Manhattanie. Pokażę ci Central Park.
- Muzea i te sprawy?
- Nie, skąd. Po prostu pomyślałam, że tam jest wyjątkowo ładnie i możemy pogadać.

Wyszliśmy z budynku szkoły i złapaliśmy taksówkę. Nie miałem przy sobie portfela i czułem się nieco głupio, gdy Alice za wszystko płaciła. Postanowiłem, że jutro zwrócę jej połowę kosztów. Pytanie tylko, czym dojadę z wyspy do domu?

Gdy znaleźliśmy się w Central Park, niekontrolowanie otworzyłem buzię. Zrozumiałem to po chwili i udając, że nic nie zrobiłem, choć czułem się jak idiota, zamknąłem ją z powrotem.
- Przywykłem do zieleni w Forks, ale tu jest pięknie - wyszeptałem.
- Lubię tu przychodzić - powiedziała i łapiąc za łokieć, poprowadziła mnie w stronę jednej z ławek nad stawem. Po chwili wyciągnęła z torby notes i dwa ołówki i zaczęła szkicować okolicę.
- Masz talent - pochwaliłem ją, choć kartka była prawie pusta.
- Dziękuję - uśmiechnęła się i spojrzała na mnie. - Lubię rysować.
- Co najbardziej?
- Krajobrazy, pejzaże. Często projektuję też ubrania. Za to nienawidzę rysować ludzi. Zawsze wychodzą mi mało proporcjonalni.
- Cóż, ludzie tak naprawdę nie są proporcjonalni. Wiesz, że gdybyśmy przecięli człowieka na pół, powiedzmy po linii kręgosłupa, która mogłaby być naszą osią symetrii, a później zrobili odbicia lustrzane każdej z połówek, nie bylibyśmy już tacy ładni. No, z pewnością ty byś wciąż była... ale reszta ludzi nie. Więc nie martw się, nawet nieproporcjonalne jest dobre - ciągnąłem, mając nadzieję, że nie wychodzę na idiotę.
- Możliwe - powiedziała, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Jesteś pewna, że ci nie przeszkadzam? - spytałem, patrząc, jak bardzo jest pochłonięta pracą.
- Skąd. W końcu sama cię tu przyprowadziłam. - Odłożyła notes. - W której dzielnicy mieszkasz?
- Brooklyn, a ty?
- Od jakiegoś miesiąca na Staten Island. - Uśmiechnęła się. - Wcześniej mieszkałam na Manhattanie.
- Czemu się przeprowadziłaś?
- Mój ojciec jest deweloperem. Zaczęło mu się lepiej powodzić, rozbudował firmę. Doszedł do wniosku, że na Staten Island będzie jeszcze lepiej, więc przeprowadziliśmy się tutaj, aby miał bliżej do pracy i tak dalej. Ja tam uważam, że to tylko przykrywka.
- Przykrywka? - spytałem podejrzliwie.
- Wiesz, widziałam, że poznałeś Edwarda. -Wzięła głęboki oddech. - Kiedyś z nim byłam. Rodzice, szczególnie ojciec, są uprzedzeni. On jest nawet w porządku, ale dla nich wystarczy sam fakt, że pochodzi z Bronx. Poza tym, widziałeś jego siostrę.
- Siostrę? Przecież mają inne nazwiska, nawet nie są do siebie zbyt podobni...
- Przyrodnia, ale mieszkają razem. O ich rodzinie nie krąży najlepsza opinia. Mają jeszcze trójkę rodzeństwa, każde z innego ojca.
- O rany - mruknąłem. - Twój tata chciał cię wyrwać od takiego towarzystwa?
- Nie od towarzystwa. Zadawałam się tylko z nim. Nie jestem taka jak oni, jak jego rodzina i towarzystwo siostry. Mówiłam ci, on jest w porządku. To tylko te otoczenie - odpowiedziała szorstko.
- Skąd ja to znam - szepnąłem do siebie, ale chyba nie dosłyszała.
- Poza tym wspólnik mojego ojca ma syna. Rozumiesz, dobra rodzina, reputacja, świetne stopnie.
- Ale przecież jesteś z Laurentem.
- No właśnie. Jego ojciec pracuje z moim. Mówię ci, koszmar. Rodzice myślą, że wciąż żyją w średniowieczu, kiedy to oni powinni wybierać córkom mężów. Nawet moich znajomych kontrolują.
- Może im się nie spodobać to, że nie mam willi, kilkunastu tysięcy na koncie, pochodzę z małego miasteczka, a moi rodzice nie są nadzianymi biznesmenami?
- Być może, ale wiesz co? Mam to gdzieś. Skończyły się czasy, kiedy robiłam wszystko to, co kazali mi rodzice.
- Rosalie też ci wybrali?
- Tak, to córka asystentki taty. Ale koniec o mnie. Powiedz coś o sobie. Wiem tylko, że tęsknisz za Forks. Więc dlaczego się przeprowadziłeś?
- Miałem takie małe... problemy. Poza tym rodzice, szczególnie mama, chcieli chyba posmakować wielkiego świata.
Spojrzała na mnie podejrzliwie, ale wiedziała, że o tych "małych" problemach nic więcej jej nie powiem. Za dobrze mi się z nią rozmawiało, żeby teraz, przez moją przeszłość, to tracić. Znów złapała mnie na tym, że dokładnie jej się przyglądam.
- Nie lubię, kiedy tak robisz. - Zawstydziła się.
- Obiecuję, że będę się pilnować - przyrzekłem, podnosząc dwa palce do góry, na co Alice parsknęła śmiechem.
- W porządku. Masz rodzeństwo?
- Brata, Emmetta.
- Czemu nie przyjechał z tobą?
- Wyjechał. Wróci za trzy miesiące? Jest w Kanadzie - skłamałem pośpiesznie, ale chyba tego nie kupiła.
- A co tam robi? ? dopytywała.
- Wiesz? Forks jest małe... Mniejsze możliwości. Myślę, że pojechał tam do pracy.
- Nie wiesz po co twój brat wyjechał do innego kraju? Nie mógł pojechać do Seattle, albo do Portland? - zdziwiła się. - A w jakim jest teraz mieście?
- Vancouver - palnąłem.
- To się świetnie składa! - ucieszyła się. - Mam tam rodzinę. Moglibyśmy ich odwiedzić.
No pięknie, pomyślałem.
- J-jasne - wyjąkałem.
- Może w następny weekend, co ty na to? - spytała, na co odetchnąłem z ulgą. Widocznie nie domyślała się, że nie mówię prawdy.
- Nie wiem... Dopiero co przyjechałem z zachodniego krańca Ameryki. Chciałbym najpierw zadomowić się w Nowym Jorku.
- Tak, pewnie zajmie ci to trzy miesiące, nieprawdaż?
- Możliwe - odpowiedziałem z wymuszonym uśmiechem. Nie drążyła dalej tego tematu, choć nie sprawiała wrażenia osoby, która łatwo odpuści.
- Jest piątek, może wyskoczymy wieczorem do klubu? - W jej oczach pojawiły się iskierki.
- Zabawa w klubie bez alkoholu? - zadrwiłem. - Myślisz, że nas wpuszczą?
- Dlaczego mieliby nas nie wpuścić? Ze mną wejdziesz wszędzie. W Spotlight Live mam zaprzyjaźnionego ochroniarza - powiedziała z uśmiechem.
- W porządku. O której się tam spotkamy?
- Nie przyjedziesz po mnie? - spytała oburzona. Kompletnie mnie zdezorientowała.
- Nie, nie mam samochodu - odpowiedziałem zmieszany. - Ale mogę pożyczyć od ojca. Oczywiście, jeśli nie boisz się, że wjedziemy w drzewo. Nie mam prawa jazdy.
- Żartuję przecież! Poza tym, jakbyś wrócił? Nie można prowadzić samochodu pod wpływem alkoholu.

Po godzinie dziewiętnastej stawiłem się w Central Park i czekałem na Alice przy "naszej" ławce. Gdy się zjawiła, zamówiliśmy taksówkę i podjechaliśmy kilka ulic dalej do klubu. Tym razem wziąłem portfel z wszystkimi moimi oszczędnościami (wiedziałem, że SL nie należy do tanich imprez) i zapłaciłem taksówkarzowi.
Gdy wysiedliśmy z samochodu, moją uwagę przykuła niewysoka dziewczyna, stojąca po drugiej stronie ulicy i kłócąca się z jakimś łysym facetem


Spoiler 4
Jasper jako zły chłopczyk Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Pon 17:38, 11 Maj 2009, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
mTwil
Zły wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka

PostWysłany: Pon 17:41, 11 Maj 2009 Powrót do góry

No jak to nikt nie czyta?! A ja? I żebym to tylko raz przeczytała...:) Że mało kto komentuje... Nie wiem, zdarzają się naprawdę bardzo dobre ff'y, których kontynuowanie autorzy przerywają właśnie ze względu na małą ilość komentarzy (Tak, mam tu na myśli konkretnego ff'a) Początki zawsze są trudne, ale na mnie możesz liczyć. Szczególnie, że po przeczytaniu wszystkich dostępnych mi książek o narkotykach, chwytam się wszystkiego innego w tym temacie.
Co sądzę o tym rozdziale już wiesz, czekam na dokładniejszy opis przeszłości Jazza.
Pozdrawiam i życzę weny
mTwil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxkasia29xx
Wilkołak



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Pon 17:54, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Szczerze mówiąc (a raczej pisząc) jest to pierwsze opowiadanie z perspektywy Jaspera, które mnie zaciekawiło. Serio. Ten FF jest naprawdę extra, więc nie zrażaj sie małą ilością komentarzy, bo po przeczytaniu kolejnego rozdziału tego FF ludzi po prostu "zatyka"...
Nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału. Pisz dalej. Koniecznie :)
Pozdrawiam i życzę weny i dużo czasu na pisanie :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Pon 21:27, 11 Maj 2009 Powrót do góry

Spodziewałam się wszystkiego po nazwie twojego opowiadania, ale się rozczarowałam:) :D Zartuje, Zaskoczyłaś mnie swoim Jasperem, heh w końcu ktoś odważył się pokazać jego jako buntownika i przeciętnego gościa:d.
Rozwaliła mnie historia Edwarda i Belli.. pozbierać się nie mogę :D:D
W sumie to liste mogę napisać co mnie rozwaliło..
A w pierwszej części brakowało chyba słów bo kilka zdań było niezrozumiałych:D:D
Pozdrawiam, życzę weny,
Prudence


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Wto 16:46, 12 Maj 2009 Powrót do góry

xxkasia29xx napisał:
Ten FF jest naprawdę extra, więc nie zrażaj sie małą ilością komentarzy, bo po przeczytaniu kolejnego rozdziału tego FF ludzi po prostu "zatyka"...


Ale wiadomo KK dają do myślenia, ludzie wypowiadają się w nich, co jest w porządku, a co powinniśmy zmienić. Ale dzięki za miłe słowa :D Skoro "zatyka" to rozumiem Cool
I tak pewnie nie zrezygnuję z pisania, tzn. obublikuję to, co mam i zamilknę :D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Wto 18:48, 12 Maj 2009 Powrót do góry

więcej, więcej, więcej.

to co piszesz jest cudowne.

i ten Jasperek w twojej wersji ; )

jak włączę mózg to napiszę jakąś konkretniejszą opinię.
tzn. rozwinę bardziej określenie: cudowne ; d.

pozdrawiam, SL.
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Śro 20:16, 13 Maj 2009 Powrót do góry

Rozdział IV

Beta: mTwil

Mimo, że była odwrócona do mnie tyłem, niemal od razu ją poznałem. W końcu te plecy oglądałem przez całą godzinę w szkole.
- Alice? Czy to nie Bella?
- Tak, to ona. Idziemy? – odpowiedziała, ciągnąc mnie do klubu i ledwo patrząc w stronę dziewczyny.
- Czekaj! – warknąłem, wyrywając się z uścisku. – Skąd wiesz, czy nie potrzebuje pomocy?
Ponownie spojrzałem w jej stronę. Facet krzyczał na nią, a ona wlepiała w niego swoje wielkie, brązowe i przede wszystkim wystraszone oczy.
- On może jej coś zrobić – powiedziałem i skierowałem się w kierunku Belli.
- Boże, człowieku! Opanuj się trochę. W którym ty wieku żyjesz? – powiedziała, przewracając oczami. – Nie pierwszy raz z nim gada, chodźmy.

Przez chwilę zastanawiałem się, gdzie jest Edward. Tak bardzo chciałem pomóc jego siostrze, a Masena nie było nigdzie w pobliżu. Bez namysłu zrobiłem krok w stronę Belli.
- Daj sobie z nią spokój – burknęła Alice. – Powiedziałam ci, że nie pierwszy raz ich razem widzę. Chyba nie chcesz mieć kłopotów z tym łysym, odbierając mu klientów?
- Klientów? – powtórzyłem.
- Tak, chodźmy – powiedziała nieco spokojniejszym tonem.
Więc Bella kupowała od niego towar… Albo może była innym klientem, takim, który robi coś, żeby zarobić, przykładowo właśnie na towar? Gdy wchodziliśmy do lokalu i mijaliśmy ochroniarza uśmiechającego się do Alice i kiwającego na nas głową, te i podobne myśli zupełnie mnie pochłonęły.

- Hej, co z tobą? – spytała mnie wysoka i szczupła brunetka.
- Nic – odpowiedziałem, patrząc w drugi koniec sali.
Siedziałem przy barze, pijąc czwartą kolejkę. Alice szalała na parkiecie z trzema osobami, bliżej nieokreślonej płci. Wydaje mi się, że byli to mężczyźni, ale obrazy przed oczami rozmywały mi się, więc nie mogłem być pewien niczego, co widziałem.
- Zabawimy się? – ciągnęła, nie biorąc zbytnio do siebie mojej poprzedniej wypowiedzi. Widocznie lubiła twardych facetów.
- Nie.
- Jesteś sam?
- Nie.
- Rozumiem, dziewczyna zaraz przyjdzie?
- Nie.
- Więc na co czekasz? Zatańczymy?
- Nie, daj mi spokój – warknąłem na nią, na co odskoczyła przestraszona. Siedziała zbyt blisko mnie, a ja wolałem zachować między nami dystans.
- Okej, w takim razie posiedźmy. Jestem Angela – powiedziała z uśmiechem, zakładając nogę na nogę i prosząc kelnera o drinka. Dzięki pozycji jaką przyjęła, dowiedziałem się nie tylko, jak jej na imię, ale też tego, że nie przepadała za noszeniem bielizny. Czym prędzej odwróciłem od niej wzrok, wlepiając go w niemal pusty kieliszek.
- To samo – rzuciłem do barmana. Piątką kolejkę opróżniłem jednym łykiem. Obrazy przed oczami zamigotały mi, ale nie miałem jeszcze dość. Tym razem zamówiłem wódkę z lodem i sokiem pomarańczowym.
- Jasper, miło mi – mruknąłem do Angeli.
- Nadal nie chcesz tańczyć?
- Jeszcze nie. Na trzeźwo nigdy nie zatańczę do tak kiczowatej muzyki – powiedziałem, po czym zarechotałem donośnie. Dziewczyna popatrzyła na mnie i, o ile wzrok mnie nie zawodził, było to spojrzenie lekkiej pogardy.
- Sama jesteś? – spytałem po chwili. Czułem, że kołyszę się na boki jak skończony idiota. Aby to pohamować, wstałem. Byłem pewien, że moja twarz przybrała zielonkawy odcień i wolałem usiąść z powrotem. Opadłem na krzesło.
- Tak, ale chyba zaraz będę się zbierać.
- Zaczekaj, nie idź jeszcze. Widzisz tamtą kruczoczarną dziewczynę? – Wskazałem palcem na Alice. – Przyszedłem tu z nią, a ona bawi się z innymi. Nie zostawiaj mnie samego.
- W porządku, jeszcze chwilę zostanę – mruknęła, próbując się uśmiechnąć.
- Proszę dla pani jeszcze raz – zawołałem do barmana, kiedy właśnie wycierał kieliszki. Wkrótce przyniósł nowego drinka. Angela wypiła go i wyglądała już na nieco wstawioną.
- Myślę, że teraz możemy zatańczyć – powiedziałem, ponownie wstając. Oczywiście w głowie wszystko mi zawirowało i na chwilę straciłem równowagę. Zamknąłem oczy i gdy je otworzyłem mdłości nadal nie przeszły. Powtórzyłem tę czynność i stwierdziłem, że teraz mogę już wyjść na parkiet. Złapałem Angelę za rękę i stanąwszy jak najbliżej Alice, zaczęliśmy tańczyć. Cały żołądek podskakiwał mi do gardła, ale ja nie miałem zamiaru przestać. Nie zniechęciła mnie nawet piosenka Rihanny o parasolce. Nie obchodziło mnie to, że nie pada deszcz. Podskakiwałem z wszystkimi jak skończony kretyn i ryczałem na całe gardło: „Możesz stanąć pod moim parasolem”.

- Trochę tu tłoczno – zawołała Angela po jakimś czasie– i zmęczyłam się już. Może staniemy złapać oddech?
- Czekaj jeszcze. Nie mów mi, że chcesz iść.
- Powiedziałam, stanąć, a nie iść! – krzyknęła, próbując być głośniejsza od muzyki.
- Nie idź! – powiedziałem błagalnym tonem, choć nie byłem pewien, czy aby na pewno dobrze zrozumiałem jej wypowiedź. Było jednak za późno, bo Angela pociągnęła mnie w stronę korytarza przy toaletach.
- Tu będzie ciszej – oznajmiła chichocząc, gdy stanęliśmy przed wejściem do damskiej ubikacji. – Co masz taką minę? Nie musimy tam wchodzić.
- Nie wiem, jak chcesz – powiedziałem obojętnym tonem i natychmiast tego pożałowałem. Położyła mi ręce na ramionach i dopiero teraz zauważyłem, jak blisko mnie stała.
- A jeżeli chcę? – zamruczała mi do ucha. Nie odpowiedziałem. Musnęła wargami moją skroń i powędrowała w dół, aż po brodę. Pocałowała mnie w czubek nosa, po czym jedną ręką dotknęła moich powiek, a drugą przesuwała od łopatek w dół. Zazwyczaj to mężczyźni robią tak kobietom, pomyślałem. A może miałem majaki i ona była mężczyzną?
- Co ty robisz? – spytałem nieco zdezorientowany. Wśród wszystkich swoich znajomych miałem opinię babiarza, ale chyba z żadną dziewczyną nie robiłem tego, gdy znaliśmy się zaledwie od godziny.
- A na co masz ochotę? – powiedziała, odsuwając się lekko, łapiąc mnie za rękę, i ciągnąc za sobą w stronę wejścia do łazienki. Wciąż zmieszany, nie zaprzeczyłem i dałem się wciągnąć do środka. Pomieszczenie było puste, a Angela powtórzyła wszystkie czynności, które wykonała na korytarzu, z tym, że bardziej intensywnie. Musiałem być chyba naprawdę pijany, gdyż nie opierałem się jej, ba, nawet sam zacząłem ją całować.

Nie liczyłem minut, ale na moje oko, po około godzinie wyszliśmy z łazienki. Czułem się wyjątkowo dziwnie, jakbym o czymś zapomniał. Trzymając się za ręce powędrowaliśmy do baru, aby jeszcze raz się napić.
- To samo? – spytał barman, gdy tylko usiedliśmy na swoich wcześniejszych miejscach. Zmierzył nas wzrokiem, a my kiwnęliśmy głowami.
Nerwowo spojrzałem na parkiet, ale Alice tam nie było. Uspokoiłem się, gdy zauważyłem, że rozmawiała z tymi samymi trzema facetami przy stoliku.
- Chodź, poznam cię z Alice – rzuciłem do Angeli, gdy barman postawił przed nami dwa drinki. Chwyciłem kieliszek, po czym złapałem moją „niby dziewczynę” za rękę i pociągnąłem w stronę swojej znajomej.
- Jasper? Myślałam, że już poszedłeś. Przepraszam, że tak wyszło. Siedziałeś tam przy barze, a później nagle zniknąłeś… – Zerknęła nerwowo na Angelę – Hmm… Widzę, że jednak niepotrzebnie się martwię. Chyba znalazłeś sobie towarzystwo.
- Tak, to jest Angela. Angela, poznaj Alice. Też przyszedłem się tu zabawić. No, może nie koniecznie na parkiecie, ale to i tak była zabawa.
Alice przeszyła mnie wzrokiem, po czym poklepała wolne miejsce obok siebie. Usiadłem tam, biorąc Angelę na kolana, która, gdy się na nich znalazła, założyła nogę na nogę, a ręką złapała mnie za szyję. Kątem oka dostrzegłem, że jeden z nowych znajomych Alice patrzy w pewne miejsce u Ang, w które nie powinien… Gdy zauważył, że świdruję go wzrokiem, natychmiast przestał.
- Nie wiedziałam, że masz w Nowym Jorku jakichś znajomych – zaczęła Alice.
- No, bo nie mam. To znaczy, znam ciebie, twojego – Popatrzyłem na jej towarzyszy – chłopaka i jeszcze kilka osób. Aha, i Angela. – Puściłem do niej oko.

Nie pamiętam, ile jeszcze wypiłem. Wiem tylko, że ledwo trzymałem się na nogach. Zawirowało mi w głowie, stokroć więcej niż przy barze, i pobiegłem do toalety. Spędziłem tam parę minut. Gdy wróciłem do znajomych, nie minęło kilka chwil, kiedy znów zacząłem źle się czuć.
- Ale jesteś blady – zauważyła Alice. – Wyjść z tobą na zewnątrz?
- Nie trzeba, sam wyjdę – powiedziałem, zasłaniając usta ręką.
Poderwałem się z miejsca i mijając ochroniarza tak, aby mnie zauważył, i pozwolił wejść ponownie bez interwencji Alice, wyszedłem na zewnątrz.
Wiał wiatr. Wieczorne, nowojorskie powietrze chłostało mi przyjemnie twarz. Wziąłem kilka głębokich oddechów i od razu poczułem się lepiej. Rozmyśliłem się i nie chciałem wracać do klubu. Wyjąłem z kieszeni komórkę, gotów zadzwonić po taksówkę, ale przy tym zauważyłem, że zniknął mój portfel. Pewnie zgubiłem go w łazience, pomyślałem, sprawdzę, jak wrócę do środka. Na wyświetlaczu telefonu zegarek wskazywał, że było grubo przed północą. Trochę za wcześnie, żeby kończyć zabawę. Wróciłem do baru, poszedłem do łazienki, ale nie znalazłem tam portfela.
Super, pomyślałem.
- Będę się już zbierać, nienajlepiej się czuję – mruknąłem do Alice, gdy podszedłem do niej, nie patrząc nawet na Angelę. Któżby jak nie ona, zwinął moje pieniądze – ale mam do ciebie prośbę. Wiem, że głupio wyszło, ale zginął mój portfel. Pomyślałem, że może mogłabyś mi pożyczyć kilka dolarów…
- Jasne – powiedziała, sięgając do torebki.
- Czekaj, ja mam twój portfel – zaczęła niepewnie Angela. – Leżał tu, obok stolika. Chciałam ci go oddać, jak wrócisz. Jest trochę zimno, nie chciałam wybiegać…
- Dawaj go – warknąłem, wyrywając moją własność z jej ręki.
- Włożyłam ci kartkę z numerem telefonu, może się kiedyś odezwiesz i zechcesz powtórzyć dzisiejszy wieczór…
- Nie sądzę – burknąłem, całując przelotnie Alice w policzek na pożegnanie i lekko chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę wyjścia. Dziwne miejsce, pomyślałem. Nie przyzwyczaiłem się do takich lokali. Był przecież jednym z najlepszych na Manhattanie, jak nie w całym Nowym Jorku.
Nie chciałem jeszcze wracać do domu. Zastanawiałem się, czy nie przejść się do Central Parku, który był przecież niedaleko.

Spacerowałem samotnie po alejkach między drzewami. Wieczór robił się coraz zimniejszy. Nowy Jork nocą był piękny. Schowałem ręce do kieszeni bluzy. Usiadłem na jednej z ławek i zadarłem głowę, by móc spojrzeć w niebo, obserwować gwiazdy. Księżyc miał kształt cienkiego rogalika, jakby niedawno był nów.
- Nów – szepnąłem.
Tak, wczorajszy dzień był początkiem wszystkiego. Od wczoraj wszystko zaczęło być nowe, nieznane i nieprzewidywalne. Tak jak ułożenie gwiazd, światło księżyca, czy płynące nad naszymi głowami obłoki.

Zamknąłem oczy, ale gdy je otworzyłem, chyba wciąż śniłem.
Blask księżyca i latarni odbijał się od tafli stawu, oświetlając nieco okolicę. Wydawało mi się, że po drugiej stronie zbiornika wodnego leży znane mi ciało dziewczyny. Zacząłem biec w jego stronie, co chwila potykając się o własne nogi. Wstawałem jednak pośpiesznie i mknąłem dalej. Dotarcie do celu zajęło mi nieco więcej czasu niż przewidywała to norma, gdyż dzisiejszego wieczoru nie kontrolowałem w pełni swoich dolnych kończyn.

- Bella! – krzyknąłem, trzęsąc jej ciałem. – Bella obudź się!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
mTwil
Zły wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka

PostWysłany: Śro 21:33, 13 Maj 2009 Powrót do góry

Dobrze, wypada mi skomentować :) Tylko co mam pisać, skoro i tak już wszystko wiesz? OK, postaram się coś wymyślić. Podoba mi się postać Jazza, tego nastolatka po przejściach (to przez zamiłowanie do dramatów), kurcze, jak to 'po'? Ja chcę, żeby dopiero teraz coś się działo. Jako beta mam zaszczyt być bardziej wtajemniczona w jego dalsze losy i ciężko mi się teraz wypowiadać o tym, co już było, żeby za dużo nie wypaplać. Ale kontynuujmy mój wywód, skupiając się tylko na tym rozdziale. Niestety, a może na szczęście, nie muszę czekać z niepewnością, na to to stanie się z Bellą :) Ale ogólnie, Jasper niby chętne spotyka się z Alice, która praktycznie jest wolna, ale jednak Bells czym go przyciąga. Może to to, że chciałby jej pomóc, rozumie jej problem, ale może coś więcej? Coś do niej czuje? Ale co z Alice, czy ona przypadkiem się już w nim nie zabujała? Jednak podczas tego wypadu trochę go olała... Najpierw zaprosić chłopaka, a potem tak zostawić samego? Aaa...no i jeszcze całe zajście z Angelą. Chyba ta postać rzadko jest przedstawiana jako taka sucz. To z reguły przykład cnót, a tu zrobiłaś z niej taką...dziwkę? Śmiałe posunięcie, raczej do takiej roli bardziej pasowałaby Jessica.
Uff...mam nadzieję, że za dużo nie wyjawiłam, starałam się jak mogłam, żeby teraz myśleć tylko o rozdziale czwartym.
Pozdrawiam i życzę weny
mTwil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
xxkasia29xx
Wilkołak



Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Czw 11:45, 14 Maj 2009 Powrót do góry

Przeczytałam kolejny rozdział i zupełnie nie wiem co napisać...
To, że rozdział jest Bo$ki - wiesz
Że nie widać żadnych błędów - wiesz
Że niecierpliwie czekam na następną część - też już wiesz
Strasznie mi sie podoba Twoje opowiadanie, zastanawia mnie tylko to zainteresowanie Jaspera Bellą i postawa Alice - zaprosiła go na imprezę, a potem całkowicie o nim zapomniała... Nieładnie, nieładnie Wink
Jak już pisałam - czekam na next part Wink
Pozdrawiam
Kasia


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyjątkowa
Wilkołak



Dołączył: 12 Mar 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wiecie, że Święty Mikołaj nie istnieje?

PostWysłany: Czw 13:15, 14 Maj 2009 Powrót do góry

Hmmm... Ja również nie wiem co napisać. Inni bohaterowie, ale w takiej samej sytuacji, pomysł trochę oklepany. Wybacz. Chyba za szybko Cię oceniłam. Ups. :P Ale oczywiście są plusy. :P Ciekawie piszesz. Masz dość lekki styl i taki "prosty". :D Ale w sensie, że żadnych przed epokowych tekstów, a takie "nasze". XXI wiek. :) Błędów też nie ma. Przynajmniej niedużo. :D Uważam, że masz szanse, tylko zaskocz. To najważniejsze. ^^ Podobają mi się również więzy rodzinne. Są takie "inne". :D Noooo, a teraz kończę to masło maślane. :P
Weny, pozdrawiam. :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin