FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Zagubieni [Z] [+16] Rozdział XVII/XVII - 17.10 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Prudence
Wilkołak



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Mrocznego Kąta

PostWysłany: Śro 22:21, 17 Cze 2009 Powrót do góry

Droga Rathole, w końcu udało mi się ciebie dojechać w tym opowiadaniu :P
Nie wiem jak to robisz ale przyciagasz mnie każdym rozdziałem. Miło jest przeczytać o złym Jasperku. Oj dziewczyno, jak ty lubisz kombinować :D i za to cie lubię.
Styl twojego pisania rozbawia mnie do łez, nie negatywnie ale pozytywnie. Akcja, mimo iż powinna być w pewnym stopniu odbierana jako poważna, mnie rozwala i powala na kolana. :
widziałam kilka błędów, ale to normalne, że człowiek się myli :D
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Pią 16:35, 19 Cze 2009 Powrót do góry

Wybaczcie, ten rozdział jest... beznadziejny. Ale obiecuję, że kolejny będzie lepszy :) W końcu rozmowa Jaspera i Alice ... Wink

Rozdział 10 Tchórzostwo
bety: mTwil Mr. Green i Masquerade devil

Jeżeli ktoś zaszedł do mojego pokoju, po pięciu minutach śmiało mógł stwierdzić, że coś jest ze mną nie tak. Po pierwsze, leżałem nieruchomo na łóżku. Po drugie, spędziłem w takiej pozycji już kilka dni, z przerwą na toaletę i jedzenie - spożywałem dwa posiłki dziennie. Po trzecie, wpatrywałem się w wymyśloną przeze mnie czarną kropkę na suficie. I w końcu, po czwarte - pytany nie odwracałem wzroku od mojego punktu, mrugnięcie okiem oznaczało odpowiedź twierdzącą, a niereagowanie - „nie”, „nie wiem”, „dajcie mi święty spokój”. Moja matka zawsze to źle interpretowała, czy specjalnie - nie wiem, i w mojej obojętności dopatrywała się jedynie pierwszej i drugiej odpowiedzi. Ta trzecia nigdy nie przychodziła jej do głowy. A szkoda.
Podsumowując - albo byłem zagubiony i miałem dziecko, albo byłem chory i wymagałem natychmiastowej opieki lekarza, której, i tak, nikt mi nie zapewnił, i także miałem dziecko. Trzecia możliwość, bez dziecka, nie przychodziła mi do głowy.
Gdy od patrzenia w sufit, zaczynało mi się kręcić w głowie, zazwyczaj na chwilę przymykałem powieki. Natychmiast stawały mi przed oczami obrazy z Bellą w roli głównej. Co gorsza, na większości z nich byliśmy razem. Czasami do naszej fotografii wcinała się postać Angeli, trzymająca za rękę małego chłopczyka z dołeczkami w policzkach, blond loczkami i brązowymi oczami, jak jej. Po kilku sekundach nie mogłem już na to patrzeć i z powrotem otwierałem oczy, aby wpatrywać się w czarną kropkę, do chwili aż znów zaczynało mnie mdlić.
- Cholera! - usłyszałem głośne syknięcie ze schodów. - Mój palec.
Wstałem z łóżka i otworzyłem drzwi.
Emmett.
- Czego się drzesz? - warknąłem na niego.
- Masz rację, wcale nie potrzebuję pomocy - burknął pod nosem.
- Co ty wyprawiasz? - Spojrzałem na trzy puszki farby, które trzymał w dłoniach, i opakowanie pędzli malarskich.
- Szedłem po schodach i właśnie upuściłem pięć litrów na nogę. Nie, nic się nie martw. Wcale mnie nie bolało.
- Wcale - mruknąłem. - I wcale mnie nie obudziłeś.
Spojrzał na mnie, a kąciki jego ust powędrowały ku górze.
- Czekaj, bo jeszcze uwierzę, że spałeś.
Naszą sprzeczkę przerwało szeleszczenie dobiegające z dołu. Wychyliłem głowę, aby cokolwiek zobaczyć, ale muskulatura mojego brata skutecznie zasłaniała mi widok.
- Przesuń się! - rozkazałem, ale nie zareagował. - Co się tam dzieje?
- To Esme. - Wskazał kciukiem za siebie. - Za chwilę przyniesie folię. Carlisle powiedział, że na razie nie będziemy wymieniać podłogi i musimy ją przykryć.
- Po co? - spytałem.
Popukał się w czoło.
- Człowieku, co się z tobą dzieje? Ostatnio zachowujesz się, jakbyś był jakimś zombie, czy coś.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne, jakbyś nie wiedział.
- Co tam szepczecie? - spytała Esme. Nawet nie zauważyłem, kiedy znalazła się tak blisko nas.
- Nic - mruknął Emmett.
Nie miałem ochoty brać udziału w tym całym przedstawieniu.
- Gdzie jest Carlisle? - spytałem Esme. - Muszę z nim porozmawiać.
Mój brat zrobił wielkie oczy. Pokręciłem do niego dyskretnie głową. Nie, nie chciałem mu powiedzieć. Jeszcze nie teraz.
- W pracy, będzie po czternastej - odpowiedziała mi mama. - Słuchaj, Jasper, nie wiem co się z tobą dzieje, ale jestem dobrym obserwatorem i, przede wszystkim, twoją matką. Nie zwierzasz mi się, całymi dniami siedzisz w domu. Kiedy gdzieś wyjdziesz, to po powrocie wyglądasz na jeszcze bardziej zgorzkniałego. Powiesz mi, jaki masz problem?
- Nie mogę. Nie teraz - szepnąłem.
- Czy to ma jakiś związek z Bellą?
- Nie - skłamałem.
- Z Alice?
Pokręciłem głową.
- Z jakąś inną dziewczyną?
Nie potrafiłem dłużej udawać.
- W pewnym sensie.
- Jasper, masz znowu jakieś kłopoty?
- Nie takie jak ostatnio - mruknąłem. Na jej twarzy zagościł grymas bólu. - Przykro mi, Esme. Dowiesz się, ale jeszcze nie teraz.
- A kiedy zaczniesz chodzić do szkoły?
- Nie wiem.
- Nie możesz siedzieć w domu. Dzwoniła Alice.
Rozbłysły mi oczy, a Esme, biorąc to za dobry znak, uśmiechnęła się czule.
- Martwi się, tak jak ja. Przeprasza cię. Spotkasz się z nią?
- Nie teraz. Nie mogę.
***
Wkładałem do pudeł swoje książki i zeszyty, kiedy usłyszałem trzaśnięcie drzwi frontowych.
Carlisle, pomyślałem.
Mruknąłem porozumiewawczo do Emmetta i zbiegłem na dół.
- Cześć, Carlisle.
- Jasper? - zdziwił się.
- Chyba tu mieszkam, prawda? - spytałem nieco niegrzecznie.
- Fakt - odparł. -Ale ostatnio nieczęsto cię widuję.
Doszedłem do wniosku, że nie będę potrafił przeprowadzić z nim tej rozmowy. Zrezygnowany wróciłem do swojego pokoju.
***
Ku zdziwieniu wszystkich domowników, wstałem przed siódmą. Zszedłem do kuchni i zrobiłem sobie śniadanie. Nie odpowiadałem na pytające spojrzenia, po prostu przygotowywałem się do szkoły.
W niewielkim stopniu czułem się tak, jakbym znów przeprowadził się do nowego miejsca. Co druga osoba na korytarzu odwracała za mną głowę, odprowadzała wzrokiem i szeptała coś do znajomych. Czyżbym popełnił jakieś przestępstwo, o którym nie wiedziałem?
Najgorsze w tym wszystkim było to, że ani Alice, ani tym bardziej Bella, nie pojawiły się w szkole. Tę drugą jeszcze rozumiałem - być może wciąż była w szpitalu, ale Alice? Unikała mnie? Było to wyjątkowo głupie, bo na dziewięćdziesiąt dziewięć i dziewięćdziesiąt dziewięć setnych procenta nie miałem się dziś tam pojawić. Jak widać, role się odwróciły - teraz to ona olewała edukację. Albo może była chora? Chciałem zapytać o to Rosalie, ale ta kompletnie mnie ignorowała.
Minęły trzy dni. Trzy dni chodzenia do szkoły, olewania nadmiernego zainteresowania moją osobą przez innych uczniów, z jednym wyjątkiem, i nieobecności i Alice, i Belli. W końcu postanowiłem być wyjątkowo nachalny i porozmawiać z tym wyjątkiem. Gdy zadzwonił dzwonek, ogłaszający zakończenie zajęć, wybiegłem ze szkoły i stanąłem przy schodach. Po kilku minutach zauważyłem Rosalie wychodzącą ze szkoły. Dzięki Bogu, była sama.
- Rose! - krzyknąłem do niej. Zignorowała mnie. - Rosalie! - ponowiłem próbę. - Do jasnej cholery, wiem, że mnie słyszysz. Stań, jak do ciebie mówię! - warknąłem na nią. Zatrzymała się jak oparzona.
- C-co? - wyjąkała, nieco przestraszona. Wyjęła z uszu słuchawki od odtwarzacza.
Jestem kretynem.
- Słuchaj - zacząłem nieco łagodniejszym tonem - muszę z tobą porozmawiać.
- Przecież rozmawiamy. - Zrobiła minę niewiniątka. - Masz jakieś problemy? Z fizyką, matematyką, a może…
Wywróciłem oczami.
- … może z pewną ciemnowłosą dziewczyną - wtrąciłem, świadomie mylnie kończąc jej wypowiedź.
Popatrzyła na mnie zasępionym wzrokiem i odwróciła się na pięcie. Pobiegłem za nią i zagrodziłem jej drogę.
-Hej! Czekaj no. Jeszcze nie skończyłem! - oznajmiłem stanowczo.
Rozejrzała się na boki, jakby bała się, czy nikt nas nie słyszy. Domyślałem się, kim mógł być ten „nikt”.
- Więc, o co chodzi?
- Zależy mi na niej… - zacząłem.
- Nie bądź śmieszny! I tak już ją zraniłeś! Wystarczająco mocno - wygarnęła mi.
Zamyśliłem się.
- Ale co ja takiego zrobiłem? To dobrze, że dałem jej jasno do zrozumienia, że możemy być tylko przyjaciółmi. Bardzo ją lubię, zależy mi na niej i nie chcę tracić z nią kontaktu. Ale zrozum, nie mogę dać jej tego, czego ode mnie wymaga. Nie jestem typem człowieka do trwałych związków. Posłuchaj. Mam pewien problem. Przez niego już na pewno nie będzie chciała ze mną być, ale dobrze mi się z nią rozmawia i lubię przebywać w jej towarzystwie. Nie rozumiem, dlaczego z mojego powodu olewa szkołę - powiedziałem jednym tchem.
- Problem, tak? Jakbyś go nie miał, pewnie dalej uganiałbyś się za Bellą, albo… Angelą.
Pokręciłem głową.
- To nie tak… - zacząłem, ale mnie nie słuchała.
- Poza tym, Alice wcale cię nie ignoruje - kontynuowała.
- Nie ignoruje?
- Nie ignoruje.
- Więc, dlaczego nie ma jej w szkole?
- Jest chora. Wyobraź sobie, że cały świat nie kręci się wokół ciebie.
Zastanawiałem się przez chwilę, czy mogłoby to być coś poważnego. Jest w szpitalu, czy w domu? Jeśli to drugie…
- Mogłabyś… Może chciałabyś… Może… Podałabyś mi jej adres? - powiedziałem z trudem.
- Chyba żartujesz!
Popatrzyłem jej głęboko w oczy i zbliżyłem się do niej. Dzieliło nas tylko kilka centymetrów. Wiedziałem, że coś takiego działa na większość kobiet. Ciekawe, czy na nią też.
- Proszę - szepnąłem.
- Ja… Nie wiem. - Usłyszałem wahanie w jej głosie.
Powtórzyłem prośbę, uśmiechając się lekko.
- To dla mnie ważne.
- Wiesz co, Cullen? - warknęła, choć jej głos był wyjątkowo miękki. Tak, kochałem ten ton. Uległa mi. Uśmiechnąłem się.
- Nie wiem. A więc co, Roysking?
- Wkurzasz mnie, ale ten jeden, jedyny raz ci zaufam. - Sięgnęła do torby po notes i długopis. - Ale jeżeli jeszcze raz ją zranisz, kiedykolwiek, to nie ręczę za siebie. -Wyrwała kartkę i wręczyła mi ją . - I uważaj na Laurenta. Gość cię wyraźnie nie lubi. - Ponownie się rozejrzała. - Ja go z resztą też. I Alice zapewne także.
- Dzięki! Jesteś wielka! - powiedziałem i złożyłem na jej policzku pocałunek, bez zobowiązań, jak para znajomych. Zaróżowiła się. Nienawidziłem, kiedy tak robiła.
- Ładne rumieńce - pochwaliłem ją, chichocząc.
- Dzięki - szepnęła.
***
Po raz kolejny w ciągu dziesięciu minut, od kiedy znalazłem się na Staten Island, dyskretnie zerknąłem przez ramię. Dlaczego on cały czas za mną szedł?

______________________
Karmcie mnie weną w postaci KK, gdyż to ostatni z rozdziałów, które ocalały po formacie dysków.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Pon 19:46, 22 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Fanka Twilight
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:51, 19 Cze 2009 Powrót do góry

Dziś jest 19 nie 20. Uwielbiam to opowiadanie. Znalazłam tylko jeden błąd: 'Popatrzyłem jej głęboko w oczy i zbliżyłem się do' nie jest napisane do kogo się zbliżył. Poza tym rozdział genialny, jak zawsze ;D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Landryna
Zły wampir



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D

PostWysłany: Pią 17:03, 19 Cze 2009 Powrót do góry

No i się doczekałam :D Czemu beznadziejny ? Takie rozdziały są potrzebne by maksymalnie podsycić ciekawość czytelnika :P. Nie mogę się doczekać reakcji Emmeta na to , że zostanie wujkiem ;D Pisz i dodawaj Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Pią 17:06, 19 Cze 2009 Powrót do góry

Przecież☻ Emmett już wie, że jest wujkiem :D Rozdzial temu się dowiedział Wink Nie wiem, może źle zrozumiałaś rozdział? :D Jasper idzie na Staten Island czyli do Alice :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Landryna
Zły wampir



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D

PostWysłany: Pią 17:13, 19 Cze 2009 Powrót do góry

O Boże , ale ze mnie głupia ci*a xD To wszystko przez to , że ostatni rozdział był dopiero 16tego ^^. Jestem tylko małym , kruchym człowiekiem i moja pamięć jest jak sito [ przepraszam , nie mogłam się powstymać xD] :P A więc padam do nóżek :P


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Landryna dnia Pią 17:17, 19 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Sereey
Nowonarodzony



Dołączył: 02 Maj 2009
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z domu.

PostWysłany: Wto 19:18, 30 Cze 2009 Powrót do góry

W ogóle nie miałam czasu, ale w końcu Ci to skomentuję. :)

Tekst sam w sobie, wg mnie jest dość oryginalny. Pewien jak każdemu, na początku tytuł skojarzył mi się z Lostami.
Uwielbiam Jaspera, chociaż.... to forum głównie mnie do niego przekonało, wcześniej raczej za nim nie przepadałam. A teraz wprost ubóstwiam teksty, w których odgrywa on dość znaczącą rolę. Właśnie dlatego, bardzo podoba mi się ten ff. I nie rozumiem, dlaczego nie jest bardziej hmm.. popularny? Bo naprawdę warto go przeczytać. :)

Jeśli chodzi o Twój styl, to piszesz dość dobrze. Czyta się lekko i przyjemnie, zdania i dialogi nie są wymuszone, za co masz u mnie ogromnego plusa. Tylko szkoda, że nie napisałaś nic nowego. Musisz się wziąć. :D:D Bo na pewno nie tylko ja przeczytam, ale stali czytelnicy też. Pewnie dojdą nowi. Muszą! :)

Hmm.. Trochę krótko, ale już sama nie wiem, co mogę napisać. Ogólnie zastrzeżeń nie mam, bo pomysł i wykonanie same w sobie są wg mnie cud, miód i orzeszki. :)

Pozdrawiam i życzę weny :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 20:55, 04 Lip 2009 Powrót do góry

Bardzo podoba mi się twój pomysł - Edward jako brat Belli? Wreszcie jakaś odmiana :D Pierwszy raz spotykam się też z tym, że Alice nie jest z Jasperem.. chociaż to może się jeszcze zmienić ;>
Podoba mi się także twój styl. Czyta się przyjemnie. Nawet jeśli pojawił się gdzieś błąd, to po chwili o nim zapomniałam, więc nawet wytknąć nie mogę ;P

Pisz, pisz - fani czekają ^^

No i standardowo - ave wena ;>
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Nie 16:13, 19 Lip 2009 Powrót do góry

Beta niezastąpiona mTwil i tymczasowo A.Rose. Wink

Rozdział 11
Prawda


Ładna okolica, pomyślałem, patrząc na domy stojące przy ulicy. Zerknąłem na kartkę, którą dostałem od Rosalie. Tak, znajdowałem się pod właściwym numerem. Naciskając przycisk domofonu, zastanawiałem się co mam powiedzieć, kiedy ją zobaczę, albo chociażby usłyszę.
- Słucham? – przywitał mnie gburowaty, męski głos.
- Ja do… Czy jest Alice?
- Tak, a bo co? Kim jesteś?
Jak ona z nim wytrzymuje?
- Chodzę z Alice do szkoły, chciałbym z nią porozmawiać.
- Alice! – zawołał. – Ktoś chce z tobą pomówić.
Nie wpuszczą mnie?
- Tak?
- Alice! – wykrzyknąłem uszczęśliwiony.
- Jasper? Co ty tutaj robisz?
Kretyn, pomyślałem. Miałeś nadzieję, że wybiegnie z domu i rzuci ci się na szyję?
- Nawet nie wyjdziesz? – zapytałem z nutką złośliwości.
Nie odpowiedziała. Usłyszałem tylko dźwięk oznajmiający, że bramka jest otwarta i przez kilka najbliższych sekund będę miał możliwość wejścia do środka. Pchnąłem furtkę i pomaszerowałem chodnikiem ułożonym wzdłuż zadbanego i równo przystrzyżonego trawnika. Cała posiadłość wydawała się kosztować tysiące dolarów. Małe oczko wodne z dwiema ławkami na około niego i mnóstwem kwiatów, kryty basen na tarasie, grill, altanka i dom… ten był bez wątpienia piękny, ale i zbyt przysadzisty, jak na mój gust. Musiał mieścić w sobie minimum dziesięć sypialni.
Zastanawiałem się, czy powinienem zdjąć buty przed wejściem, czy dopiero, kiedy znajdę się w środku. Oczywiście we własnym mieszkaniu chodziłem w obuwiu, ale tutaj mógłbym przez przypadek zabrudzić drogie dywany z drugiego końca świata. Mimowolnie prychnąłem.
- Mój pokój jest na górze! – Usłyszałem. Rozejrzałem się dookoła. Nawet nie zauważyłem, kiedy wszedłem do domu. Alice stała przede mną w dżinsowych szortach stworzonych bez pomocy krawcowej z długich spodni i flanelowej koszuli w kratkę. Nawet tak beznadziejnie ubrana prezentowała się wyjątkowo dobrze.
- Ale może nasz… twój gość najpierw zdejmie buty? – Nie zauważyłem, kiedy za plecami dziewczyny stanęła jej matka. Spojrzała z obrzydzeniem na moje adidasy. – Nie chciałabym, aby zniszczył dywany. Były tkane w Chinach.
No tak, wiedziałem.
- Alice…? – Spojrzałem na nią pytająco.
- Chodź – zachęciła mnie, wyciągając rękę. Ująłem ją, nie reagując na uwagę matki.
- Buty! – Usłyszałem za sobą, ale wchodziliśmy już po schodach.
- Przepraszam za Sue – szepnęła, otwierając drzwi do swojego pokoju.
- O rany – wykrztusiłem. Był ogromny. Utrzymany w odcieniach bieli, brązu i pomarańczy. Alice zajęła miejsce u stóp łóżka i ręką poklepała wolny kawałek, tuż obok siebie. Usiadłem. Milczeliśmy. Przez kilka minut patrzyłem jej w oczy.
- Więc… - zaczęła. – Więc, o czym chciałeś rozmawiać?
- Nie wiem – przyznałem, choć częściowo mijało się to z prawdą. Przede wszystkim chciałem ją przeprosić, ale nie potrafiłem się przyznać. I podziękować.
- Okej. Więc pomilczmy.
Pokiwałem głową.
- Chciałbym cię przeprosić za tę scenę w parku…
- Nie, to ja ciebie przepraszam. Nie wiem, co sobie wyobrażałam.
- Jesteś świetną dziewczyną, ale po prostu nie nadaję się do związku – szepnąłem.
- Rozumiem, nie ze mną. Będziesz czekać na Bellę.
Do oczu Alice napłynęły łzy. Wytarła je pośpiesznie rękawem, ale to nic nie pomogło, bo za chwilę pociekły następne… i kolejne.
W końcu sam użyczyłem jej swojej koszulki. Dopiero wtedy zauważyłem, że odległość pomiędzy nami się zmniejszyła. Spojrzałem jeszcze raz w oczy dziewczyny. Poczułem dziwne ukłucie w sercu. A może to było to? Może nie Bella jest dla mnie przeznaczona, a ona? Alice? Ująłem jej drobną twarz w swoje dłonie i oparłem się nosem o chłodne czoło.
- Kocham cię – szepnęła. Zaskoczyła mnie tymi słowami. Nie znaliśmy się na tyle długo, aby móc mówić sobie takie rzeczy.
Powinienem w tamtej chwili przestać, ale musnąłem wargami jej policzek. Nie odpowiadałem. Wewnątrz siebie toczyłem walkę. Alice, czy Bella…? Może tą drugą pragnąłem się jedynie zaopiekować? Może to wcale nie jest żadna miłość, a jedynie chęć pomocy? Nie chciałem dawać Alice nadziei, nie chciałem rezygnować z Belli. A, co najgorsze, nie chciałem też stracić żadnej z nich.
- A ty jesteś dla mnie bardzo ważna… - mruknąłem.
- Tak jak Bella?
- Nie wiem – odpowiedziałem szczerze.
Przypomniałem sobie czas, który spędziłem w szpitalu. Bella leżała tam bezbronna, oddychając niespokojnie. Rozczulał mnie ten widok. W tym miejscu zapominałem o swoich problemach, starałem się skupić tylko i wyłącznie na tym, jak jej pomóc. Każdy powiedziałby, że to nie miłość, a jedynie dobre intencje. Nikt nie wiedział, co działo się wewnątrz mnie, w moim sercu, gdy na nią patrzyłem. Na ciemne włosy, regularne rysy twarzy, całą drobną sylwetkę… i pełne usta. Tak, jej usta zostawiałem sobie na koniec. Gdyby tylko miała otwarte oczy, nawet na moment nie oderwałbym od nich swojego własnego spojrzenia - patrzyłbym w głąb. Jednak te były zamknięte i musiałem się skupić na czymś innym.
A Alice? Alice była piękna, bez wątpienia. Drobna jak Bella, choć ta druga sprawiała wrażenie mniej delikatnej. Uwielbiałem, gdy wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi, ciemnymi oczami. Gdy oddychała, widok podnoszącej się klatki piersiowej powodował zawroty głowy. Kochałem wchłaniać jej piękny zapach, pochłaniać w każdym calu, od drobnych dłoni, po wyraziste spojrzenie. Była dla mnie kimś wyjątkowym, ale czy tak bardzo, jak Bella? Z Alice mogłem być szczęśliwy… Byłem z nią szczęśliwy nawet teraz, a z Bellą…? Nią musiałbym się opiekować, nie wiedząc, czy sam potrafiłbym zostawić za sobą swoją przeszłość. W każdej chwili mogłem wrócić do… starych nawyków.
Spojrzałem na Alice. Nabrałem pewności, że ona mogłaby mnie przed tym powstrzymać. Kto wie, może Bella nawet by mnie zachęcała, a ja, omotany, w końcu uległbym jej namowom?
- Nie mogę was wciąż porównywać, zastanawiać się, która jest dla mnie ważniejsza. Do niej czuję coś w stylu… chęci niesienia pomocy. Wbrew wszystkiemu, mamy ze sobą dużo wspólnego. Ale ty… gdy cię widzę… nie potrafię tego nawet opisać. Jesteś tak bardzo wyjątkową osobą, Alice Hale. – Zaśmiałem się lekko.
- Więc zostań ze mną – wyszeptała błagalnym tonem, głosem pełnym nadziei.
Przeniosłem wzrok na twarz dziewczyny.
- Czyżbym miał inne wyjście, patrząc na twoje piękne, mądre oczy? – spytałem.
Pokręciła głową i złożyła pocałunek na moich ustach. Nie pozwoliłem jej się odsunąć.
- A nie będziesz zazdrosna o Bellę?
- Wiem, że chciałbyś pomóc…
- Tak, ale… - Nie pozwoliła mi skończyć.
- Nie mogę od ciebie wymagać, abyś rezygnował z przyjaźni z innymi osobami. Jesteś dla mnie najważniejszy i mam nadzieję, że ja też jestem dla ciebie kimś ważnym… - szepnęła. – Bo jestem, prawda? – spytała z nadzieją.
Te oczy zaraz doprowadzą mnie do szaleństwa!
- Jesteś – potwierdziłem, zatapiając swoje wargi na jej miękkich ustach.
- Kocham cię – wyszeptała po chwili.

***

Usłyszeliśmy kroki dobiegające zza drzwi. Niechętnie oderwaliśmy się od siebie. Pośpiesznie usiadłem na skraju łóżka.
Zauważyłem, jak klamka wędruje ku dołowi.
- Alice, wychodzimy na bankiet – oznajmił jej ojciec. Po chwili już go nie było.
Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się zawadiacko.
- To na czym skończyliśmy?
Wywróciłem oczami.
- Na tym, że musimy porozmawiać.
- Kiepsko całuję i już mnie nie chcesz, czy może rozmyśliłeś się i doszedłeś do wniosku, że Bella…
Uciszyłem ją gestem dłoni.
- Całujesz całkiem nieźle… - Wybuchła śmiechem, przerywając mi.
- Dobrze, już jestem poważna – powiedziała, udając uroczysty ton.
Ująłem dziewczynę za dłoń i z nerwów zacząłem robić kciukiem kółka po jej zewnętrznej części (nie chodziło czasem o wewnętrzną stronę dłoni?). Zastanawiałem się, jak ubrać to wszystko w słowa. Powinienem zacząć od początku, ale czy chciałem mimowolnie poddać się samotności? Z pewnością zostawi mnie, gdy dowie się o tym, co robiłem. Co zrobiłem… Pani z wielkiego domu, bogaci rodzice, taki pokój, wygląd... i chłopak z taką przeszłością i teraźniejszością. Nieźle dobrana para.
Potrząsnąłem głową. Jak mogłem myśleć o Alice jak o jakiejś różowej panience?
- To dość skomplikowane… - mruknąłem.
- Wydaje mi się, że jestem w stanie zrozumieć.
- Obiecaj tylko, że to nie będzie dla ciebie szokiem… Co ja gadam, zapewne będzie. Po prostu obiecaj, że mnie nie zostawisz, dobrze?
Popatrzyła na mnie ze strachem. Nie odpowiedziała.
- Proszę – szepnąłem. – Kocham cię. Tamto minęło i teraz już się nie liczy.
Pokiwała głową.
- Wierzę ci.
Zamyśliłem się na moment. Po dłuższej chwili zacząłem opowiadać.
- Nie znasz prawdziwego powodu dla którego przeniosłem się z drugiego końca Ameryki do Nowego Jorku.
Nie zabrzmiało to jak pytanie, a jeżeli nawet by nim było, to czysto retorycznym, ale Alice mimo wszystko pokręciła głową.
- Większość ludzi myśli, że mamie nie podobał się styl życia w małym miasteczku, a ojciec chciał mieć lepsze warunki do pracy, więcej zarabiać. Ja ponoć pragnąłem zasmakować uroków „wielkiego miasta”.
Mimowolnie prychnąłem.
- Nic bardziej mylnego. Powodem naszej przeprowadzki stałem się częściowo ja, częściowo Emmett – mój brat, aczkolwiek nie była to zwykła chęć mieszkania w jednym z najsłynniejszych miast świata. Okłamałem cię tego dnia, kiedy się poznaliśmy. Gdy mówiłem o tym, że Emmett mieszka w Vancouver… No, może nie było to do końca kłamstwo. Mieszkał tam, owszem, aczkolwiek nie w zwykłym domu… Posiadanie narkotyków, rozprowadzanie.
Popatrzyłem niepewnie na Alice. Słuchała uważnie, choć jej oczy robiły się coraz większe. Domyślała się prawdy?
- Chciałem spróbować tego życia, co on. Ale zrozum, byłem gówniarzem. Miałem dwanaście lat. Wtedy dowiedziałem się o tym, co mój brat robił wieczorami. Miał dopiero szesnastkę, a już zadawał się z niezłym towarzystwem. Gdy pewnego dnia wrócił z imprezy u swojego kumpla, był tak zmęczony, że rzucił spodnie i kurtkę na podłogę przy łóżku i spał jak zabity. Zakradłem się, pogrzebałem w kieszeniach… Znalazłem to, czego szukałem i wziąłem ze sobą. – Pokręciłem głową na myśl o własnej głupocie. – Następnego dnia, wracając ze szkoły, schowałem się za krzakami przy domu. Nie mogłem znaleźć sobie lepszego miejsca. Po kilku minutach Emmett mnie znalazł. Chyba dławiłem się od dymu, sam nie pamiętam. Ale spodobało mi się to. Obiecałem, że już nie będę. „To nie jest dla ciebie!” – wyjątkowo dobrze naśladowałem głos swojego brata. – Uwierzył mi, a ja po każdym jego wyjściu zakradałem się i podbierałem towar. Coraz więcej, aż w końcu się zorientował. Zaczął się na mnie drzeć, ale kiedy się uspokoił, zadał mi jedno pytanie: „Podoba ci się takie życie?”. Był całkowicie świadomy swojego uzależnienia, ale nie potrafił z tym walczyć. Odpowiedziałem, że tak, podoba mi się to. Nic głupszego nie mogłem wymyślić. W wieku czternastu lat zabrał mnie na pierwszą imprezę… Nie wyglądałem na tyle. Każdy dodawał mi dwa, lub dwa i pół roku. Schlebiało mi to. Potem wszystko potoczyło się jeszcze szybciej. Swoją pierwszą transakcję przeprowadziłem dwa lata później. Żyłem tak przez rok. Potem nas złapali… Była niezła awantura, pierwsza sprawa w sądzie. Mnie puścili wolno, nie dostałem nawet wyroku w zawieszeniu. Emmett nie miał tyle szczęścia – zawiasy, choć w jego sytuacji, to też było dobrze. Nie rzuciliśmy jednak tego. Lekko przystopowaliśmy, ale wciąż handlowaliśmy, żeby mieć za co samemu ćpać. Poznałem masę ludzi i… swoją pierwszą dziewczynę - Lauren. Byłem w niej mocno zakochany, z wzajemnością. Chciałem, aby z tym zerwała. Powtarzałem, że to nie dla niej. Wystarczyło, że ja się wciągnąłem. Ona mówiła mi to samo. Nie doszliśmy do porozumienia. Siedziałem w tym gorzej niż mój brat. Złapali nas drugi raz, cały zespół. Emmett poszedł do więzienia, właściwie wszyscy poszli, oprócz mnie. Znów mi się upiekło, choć nie do końca – zawiasy.
Carlisle wpadł w szał. Spakował mnie tego samego wieczoru, zadzwonił do Charliego - kolegi z branży, który załatwił mu tu pracę. I oto jesteśmy…
Wpatrywała się we mnie, oddychając szybko. Nie potrafiłem powiedzieć jej całej prawdy.
- Alice? Alice, zrozum… - szepnąłem.
- Daj mi chwilę – powiedziała. Wstała i otworzyła drzwi prowadzące na balkon. Spędziła na nim kilkanaście minut. Starałem się czekać cierpliwie, ale nie wytrzymałem. Poszedłem za nią.
- Alice… - zacząłem. Stanąłem koło niej i objąłem ramieniem, mocno do siebie przytulając. Wydawała się przy mnie taka krucha…
- Ale teraz… - mruknęła ochrypłym głosem. Widać było, że płakała. – Teraz jesteś czysty, tak? Nie wrócisz do tego?
Pokiwałem głową.
- Obiecaj… Obiecaj, że nie zrobisz tego. Obiecaj. Dla mnie.
- Obiecuję.
Wtuliła się we mnie, obejmując w pasie. Staliśmy w milczeniu. Słońce chowało się za horyzontem.
- To musiał być wielki szok dla twojej matki – powiedziała w końcu.
- Tak, mocno to przeżyła. Ale teraz wszystko wróciło do normy.
Prawie wszystko, dodałem w myślach.
- Emmett wyszedł. Jest całkiem innym człowiekiem. Zaczynamy nowe życie, w nowym miejscu… z nową osobą. – Popatrzyłem na Alice. Uśmiechnęła się blado, ale w jej oczach wciąż stały łzy.
- A co z… Laurentem?
- To stara historia. Nic dla mnie nie znaczył. Pogodzi się z tym, co mu powiem.
- Jeszcze z nim nie rozmawiałaś?
Przytaknęła. Wywróciłem oczami.
- Alice, Alice… - Pokręciłem głową, na co posłała najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
___
I jak? Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 18:41, 20 Lip 2009 Powrót do góry

Eh, nie potrafię pisać konstruktywnych komentarzy :D
Wydaje mi się jednak, że nawet jednolinijkowce są lepsze od całkowitego braku komentarzy. Proszę mnie nie bić! ;P
Błędów jak zwykle nie zauważyłam.
Zaznaczam, że jestem tutaj, czytam i niecierpliwie wyczekuję kolejnych rozdziałów Wink
ave.
mTwil
Zły wampir



Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 80 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka

PostWysłany: Pon 21:42, 20 Lip 2009 Powrót do góry

Wydaje mi sie, ze gdyby nie ja to ten rozdzial jeszcze by troche poczekal. Musialam cie zaszantazowac, ze sie zanudze :)
To Jasper jeszcze nie powiedzial Alice, ze zostanie tatusiem? Niezle z nim namotalas. Alice - sam nie wie, moze ja kocha, ale moze nie... Bella - to samo co z Alice, nie moze sie zdecydowac. Angela - moze ja niby zostawic, ale nie rob z niego takiego drania, co nie chce wiedziec o wlasnym dziecku... W tak mlodym wieku ma trzy kobiety swojego zycia? Mozna powiedziec, ze cztery, jesli Angela miala racje, ze to coreczka :D
Ja bym chciala jakas akcje. Nie wszysko z jego dziewczynami, ale na przyklad cos z Emmettem? Wyjsce na impreze i jakas dzialka? Maly powrot do dilerki? Albo jacys kumple z przeszlosci? Niezakonczone interesy? Dlug? Ehh... Starczy wymyslania, licze na ciebie. Ale poki co, zawiewa mi romansidlem, takze namieszaj jeszcze troche w zyciu Jasera, ale nie tylko tym uczuciowym.
Pozdrawiam i zycze weny
mTwil


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Landryna
Zły wampir



Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 353
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Zawiercie/Ogrodzieniec / łóżko Pattinsona :D

PostWysłany: Wto 9:39, 21 Lip 2009 Powrót do góry

ohh wreszcie! Długo kazałaś nam czekać na ten rozdział :P
Alice jest po prostu słodka. Napradę, taka wrażliwa i kochana. Lubię jak ją opisujesz Wink.
Od początku ciekawiła mnie historia Jaspera. I nie zawiodłam się. Wreszcie wiemy jak to naprawdę było.
Zgodzę się też z mTwil, że trohę namieszłaś z tym Jasperem. Ale ja wierzę w twoje literackie umiejętności, i że następny rozdział będzie jeszcze lepszy :).
Pozdrawiam, Landryna.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Wto 9:55, 21 Lip 2009 Powrót do góry

KOlejny rozdział też zapachnie takim romantyzmem trochę, ale wprowadzę nową postać, a później będzie już trochę ciekawiej. Niech tylko Alice się dowie o wszystkim, czego jej Jasper nie powiedział Twisted Evil

Landryna, rozdział wstawiony po miesiącu, więc fakt- długo musieliście czekać, acz powiem, że jestem strasznie zajęta w te wakacje, czym dobrze wiesz :D , i nie mam jakoś czasu na nic Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Asha
Wilkołak



Dołączył: 20 Cze 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: A gdzie Seth? ^^

PostWysłany: Wto 10:58, 21 Lip 2009 Powrót do góry

rozdział hmm... romantiko Rolling Eyes

Alice i Jasper razem. Ale czy mogło być inaczej? Oni zawsze są razem :P
No ale nie mogę zaprzeczyć, że było kilka niepewności jak np. to, że Jasper się wahał pomiędzy słodka Alice a ćpającą Bellą :D
Ahhh... ciekawe co będzie dalej? Jak Alice zareaguje na to, że jej ukochany będzie miał dziecko? I to jeszcze z Angelą, siostrą swojej "konkurentki"!
Ojj coś czuję, że nie będziemy się nudzić Rolling Eyes

A tak w ogóle to fajne ff, takie inne, ale w pozytywnym sensie Wink
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Wto 17:16, 21 Lip 2009 Powrót do góry

Rath, Ty wiesz, że ja Cię ajlawju, ale żeby zapomnieć o mnie, jako o swojej becie? :( Ty wiesz, że ja tutaj siedzę od rana do nocy i się nudzę?! Nie wiesz! A ja się nudzę! A Ty mnie pozbawiasz betowania! Jestem w szoku!

Dobra :D Przejdźmy do opowiadania:

Cytat:
Ująłem dziewczynę za dłoń i z nerwów zacząłem robić kciukiem kółka po jej zewnętrznej części (nie chodziło czasem o wewnętrzną stronę dłoni?).

znam te nawiasy :P kolorujemy je, prawda? :D ale tutaj nie powinny się znaleźć! zabieraj to! :P

Kolejną rzeczą jest to prędkie zakochanie. Alice - ok, ale u Jazza jakoś mi to nie pasuje. Przecież to, że sobie przemyślał kilka rzeczy, nie sprawi, że w przeciagu kilku minut się zakocha, prawda? Było jasne, że Alice i Jasper będą razem, ale za szybko się to stało, jak dla mnie Wink

Reszta - bez zastrzeżeń Wink

Pozdrawiam i biję w dupę,
M. :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Swan
Zły wampir



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Forks, Phoenix... ok no... Śląsk :P

PostWysłany: Wto 20:22, 21 Lip 2009 Powrót do góry

O matko...
A więc: eeehm ehm... Przeczytałam całość na raz. Powiem Ci, że na KK nie masz co liczyć xD Zbyt wielki... mętlik w głowie.
A więc od początku: jest to chyba pierwsze opowiadanie z punktu widzenia Jaspera, które przypadło mi do gustu. Pierwsze, w którym Jasper został pokazany jako taki... normalny :) W innych jest przeważnie wredny... Co prawda Twój Jazz stracił u mnie na tej imprezie, której skutków domyśliłam się już przy zdaniu "miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem" , albo "nie mogłem pozbyć się wrażenia, że...". Nieważne :P
No cóż... To opowiadanie mnie wręcz oczarowało :D Jest takie... inne. Jasper czujący do Belli to co zwyczajowo czuje do niej Edzio? Ale jednocześnie do Alice też? Edward, który kiedyś był z Alice? O matko! xD Nieźle namieszałaś, trzeba Ci to przyznać.
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i mam nadzieję, że pojawi się prędko.
Duuużo weny życzę :)


Pozdrawiam,
Swan


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Śro 12:18, 12 Sie 2009 Powrót do góry

Masquerade, ja Ciebie też ajlawju, a drugą beta była A.Rose, gdyż mTwil mnie poprosiła o przysługę Wink Oczywiście o Tobie nie zapomniałam i następny rozdział, który właśnie piszę i który ma całe sześć linijki w wordzie (:)) będziesz betować Ty Laughing Hm, co do rozdziału dwunastego ... Nie mam pojęcia, kiedy on się pojawi. Wena kompletnie mi odeszła. Od dwóch dni siedzę z jednym akapitem i dumam nad tym, jak mam to wszystko rozegrać. I nic. Pustka w głowie Rolling Eyes
Hm, mówisz, że nie pasuje Ci te prędkie zakochanie... Cóż, ja bym nie powiedziała, że ze stronny Jazza jest to miłość. Zauroczenie, fascynacja? Coś w ten deseń. Ogólnie to ten rozdział ma w sobie trzy rozdziały :D Nie chciałam tego ciągnąć, pozmieniałam niektóre fragmenty, kilka wyrzuciłam, skróciłam rozmowy... Temu potoczylo się to tak szybko Wink

Swan, fakt, namieszałam. Żeby zacząć rozdział dwunasty musiałam cały FF od początku przeczytać :) Nie, zebym nie wiedziała, o czym piszę, ale wolałam sobie przypomnieć szczegóły :D Powiem Wam, że w kolejnym rozdziale też będzie namieszane. I zbijcie mnie za postać, którą wprowadzę, powiedzcie, że nie pasuje do tego FF, ale ona będzie musiała się pojawić i tyle. Odegra kluczową scenę na końcu opowiadania... Hm, w sumie pojawi się w tym rozdziale, ostatnim i w epilogu :)

Jeszcze tylko informacja - choć myślałam, że tak jest, to chyba nie jestem nawet na półmetku z tym opowiadaniem. Nie wiem, ile będę to jeszcze ciągnąć. Mam nadzieję, że nie wyjdzie z tego denny tasiemiec Rolling Eyes Choć mi się wydaje, że powoli przeradza się w to jakąś telenowellę Rolling Eyes No, ale wierzę w siebie (:D) i mam nadzieję, że tego nie spierniczę.

Myślę, że kolejny rozdział pojawi się pod koniec sierpnia, a nawet na początku września. W nocy z piątku na sobotę wyjeżdżam i chyba nie będę miała dostępu do Internetu. Biorę ze sobą laptop, chyba, więc najwyżej będę jedynie pisać, a gdy wrócę, wyślę rozdział(y) do moich dwóch wspaniałych bet :) Możliwe, że w ośrodku wczasowym będę mogła podłączyć Internet - wtedy rozdział pojawi się wcześniej Wink

Pozdrawiam,
Rathole Laughing

Ach, i edit.
Może ktoś jeszcze chce mie nakarmić weną? Pisać KK, nie gryzę Laughing Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Śro 12:21, 12 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Alice Hale
Nowonarodzony



Dołączył: 21 Sie 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z mroku nocy.

PostWysłany: Pią 21:20, 21 Sie 2009 Powrót do góry

Te problemy Jaspera z narkotykami... To trochę zakręcone ale mnie sie wydaje że to jest odnośnik do problemów Jaspera z przystosowaniem się do diety wegetariańskiej, ponieważ wiele czynników na to wskazuje. Opowiadanie bardzo ciekawe. Podoba mi sie to że Jasper jest z Alice anie z... no powiedzmy Bellą. Nie mogę mieć zresztą zastrzeżeń bo lubię kiedy ktoś coś pisze o Jasperze (ciekawe dlaczego).
Życzę weny. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Alice Hale dnia Pią 21:23, 21 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Wto 21:00, 25 Sie 2009 Powrót do góry

Hej. Przeczytałam wszystkie rozdziały do tej pory i jestem ciekawa kolejnych wydarzeń :P jak Carlisle i Esme zareagują na to, że będą dziadkami? :D Podejrzewam, że nie będą zachwyceni. No i ciekawe, co na to wszystko nasza mała, biedna Alice, która jeszcze nie wie o jednej, z najważniejszych informacji o Jasperze :P

Dosyć ciekawie rozkręcasz akcję, szczerze mówiąc pochłonęłam wszystkie rozdziały jeden po drugim w ciągu niecałej godziny :) Tylko te narkotyki... Brr nie lubię tego cholerstwa i tego, co ono robi z ludźmi (sama nie biorę, ale widzę po ludziach) i mam nadzieję, że Jasper i Emmett już do tego nie wrócą i nie pozwolą Belli zbyt głęboko w to zabrnąć.

Tak więc pisz pisz, bo ja tu niecierpliwie będę czekać na kolejny tok wydarzeń :)
Trzymam kciuki, żeby Ci wena pod szafę nie uciekła ;P
Rathole
Dobry wampir



Dołączył: 08 Kwi 2009
Posty: 1076
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 146 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Reszty nie trzeba, sama trafię.

PostWysłany: Pią 19:50, 28 Sie 2009 Powrót do góry

Powiem Wam, że ten rozdział nie miał tak wyglądać. To, co się wydarzyło na końcu, miało być trochę dalej, ale cóż. Bywa. Zmieniłam trochę kolejność wydarzeń. Ale obiecana postać, która ma odegrać kluczową scenę, się pojawi. Tzn. jej wprowadzenie. Wkrótce Wink

Rozdział 12 Spadek

Bety: tradycyjnie wspaniała mTwil oraz Masquerade. Ajlawju :D

Za oknem robiło się coraz ciemniej. Poczułem na swoim ramieniu czyjąś głowę. Alice.
Musiała zasnąć, pomyślałem.
Podniosłem się z brzegu łóżka i ułożyłem ją na nim, mając nadzieję, że jej nie obudzę. Tak cicho, jak tylko mogłem, podszedłem do drzwi. Chciałem już opuścić to miejsce i przemyśleć sobie wszystko w spokoju. Nie miałem ochoty wracać do własnego domu, więc postanowiłem, że udam się do Central Parku. To tam najlepiej mi się myślało. Właśnie tam miały miejsce trzy bardzo ważne wydarzenia w całym moim życiu – dowiedziałem się, że zostanę ojcem, znalazłem nieprzytomną Bellę i lepiej poznałem Alice.

***
Usiadłem na „mojej ławce” i zacząłem wpatrywać się w niebo. Gdy naliczyłem sześćdziesiąt dziewięć gwiazd, przypomniałem sobie, po co tu przyszedłem. Oparłem się wygodnie o oparcie ławki i zdałem sobie sprawę, że czegoś mi brakuje. Czegoś, co kiedyś pomagało mi zapomnieć o wszystkich problemach… Pokręciłem głową i wyszeptałem do siebie ciche „nie”. Nagle spostrzegłem znajomą postać siedzącą nieopodal. Zapomniałem o pragnieniu, które mnie nawiedziło, bez namysłu zerwałem się z ławki i z uśmiechem ruszyłem w jej kierunku.

- Bella! – krzyknąłem do dziewczyny. Odwróciła się w moją stronę. W blasku księżyca i słabym świetle latarni jej twarz wyglądała wspaniale. Jasna karnacja idealnie kontrastowała z brązowymi oczami. Miałem rację, gdy myślałem, że utonąłbym w jej czekoladowych tęczówkach. Teraz, kiedy widziałem ją w innych okolicznościach, niż w szkole, na haju, czy w szpitalu, zacząłem zastanawiać się, czy mój wybór był słuszny. Ona jest taka piękna…
- Jasper – wyszeptała czułym głosem, jakbym to ja niedawno balansował na granicy życia i śmierci. Kąciki jej ust powędrowały ku górze, a oczy rozbłysły, gdy mi się przypatrywała. Przez chwilę staliśmy w ciszy, nie potrafiąc wydusić ani słowa, pochłaniając się wzrokiem cal po calu. Nieznacznie zbliżyliśmy się do siebie, przez co mogłem bardziej zatracić się w głębi jej magnetycznego spojrzenia.
- Jak się cieszę, że cię widzę. – Nie byłem w stanie powiedzieć niczego innego.
- Ja też – odpowiedziała, a na jej twarzy pojawił się rumieniec. – Tęskniłam… - dodała, odwracając wzrok. Poczułem ukucie w okolicy serca. Czy kiedy wybrałem Alice, zraniłem ją? Ale przecież nie wiedziałem, czy Bella cokolwiek do mnie czuje… Traktowała mnie jak znajomego, nie byliśmy ze sobą w bardzo bliskich kontaktach, niemal się nie znaliśmy.
- Więc… - zaczęła, ale po chwili zamilkła. Wzięła głęboki wdech i kontynuowała:
- Wtedy w szpitalu… Tamte słowa…
- Tak? – spytałem szeptem, przysuwając się bliżej niej. W tej samej sekundzie zdałem sobie sprawę, że to, co powiedziałem, było reakcją na słowa, jakie usłyszałem od kobiety, która dzwoniła do mnie w imieniu Belli. – Prosiłaś kogoś, aby przekazał mi tamto… I – tak - to, co wtedy mówiłem… Nie kłamałem – dodałem, prostując.
- Cieszę się. – Staliśmy bardzo blisko siebie, dzieliły nas milimetry. Powinienem się odsunąć, aby być w porządku wobec Alice, ale nie potrafiłem.
- Muszę ci coś powiedzieć…
- Tak, Jasper? – spytała z nadzieją. Jak miałem jej powiedzieć, że jestem z Alice?
- Pięknie dzisiaj wyglądasz – wypaliłem.
Jasperze Cullen, jesteś skończonym idiotą.
- Dziękuję – odpowiedziała, posyłając mi najpiękniejszy ze swoich uśmiechów. Znowu zapanowała cisza przerywana jedynie naszymi głębokimi oddechami i nielicznymi odgłosami przejeżdżających ulicą samochodów. Zaczynałem mieć coraz większe wątpliwości. Nie powinienem być tu z nią sam na sam. Nie mogę i nie chcę zranić Alice, ale na pewno tak się stanie, gdy między mną a Bellą coś… O czym ja w ogóle myślę? Ona traktuje mnie jak przyjaciela, to wszystko. Podstawowym pytaniem jest, czy ja też traktuję ją jak przyjaciółkę…
- Piękna, ale chłodna noc – powiedziała po chwili.
- Um, tak. Jest ci zimno? – spytałem zbity z tropu.
- Troszeczkę.
- Dać ci bluzę?
- Hm, nie… - Przygryzła dolną wargę, wyraźnie wyglądając na zawstydzoną. – Wolałabym coś innego – szepnęła cicho i powoli, patrząc mi prosto w oczy. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, powiedziałem:
- Czyli? – Jakim byłem idiotą. Dobrze wiedziałem, czego chciała… Nie odpowiedziała nic, tylko zbliżyła się do mnie i, wypełniając sobą wolne milimetry między naszymi ciałami, wtuliła się w mój tors. Nieco zmieszany objąłem ją i jedną ręką zacząłem gładzić jej plecy. Trwaliśmy tak kilka, może kilkanaście minut. Ciemne chmury pod wpływem silniejszego wiatru, który targał brązowe włosy Belli, zaczęły szybciej poruszać się na niebie. Dość niechętnie odsunąłem się od dziewczyny.
- Przepraszam – wyszeptałem.
- Za co? Przecież to ja pierwsza…
- Nie, nie o to mi chodzi. – Zamyśliłem się. Nie wiedziałem, jak obrać to w słowa. – Po prostu ja i Alice… My razem…
- Ach, rozumiem. – Wyraźnie posmutniała. Do jej oczu napłynęły łzy, a pozostałości uśmiechu spełzły z twarzy. – Więc to chyba ja powinnam cię przeprosić.
- Nie, Bello. – Otarłem słone krople z policzków dziewczyny i podniosłem kąciki jej ust ku górze, imitując uśmiech.
- W porządku… Nie ważne. Lepiej będzie, jeżeli sobie pójdę.
- Nie, czekaj. – Złapałem Bellę za ramię i przyciągnąłem do siebie, ponownie głaszcząc jej plecy.

Mój nastrój zmienił się diametralnie. Resztki radości, które dzięki Alice wypełniały moje serce, odeszły ode mnie tak szybko, jak się pojawiły. W tej chwili zdałem sobie sprawę, że nie będę mógł uciec od tego… że nigdy się do końca nie wyleczę. Nigdy nie będę w stanie powiedzieć, że jestem czysty. Przysiągłem Alice, ale tyle obietnic w swoim życiu złamałem…

- Bello… Czy mogłabyś mi coś powiedzieć? Sam się tego domyślałem, ale nie usłyszałem tego od ciebie. A chciałbym…
- Tak, Jasper?
- Czy ty… Czy masz jakieś problemy z…
- … narkotykami? – Odsunęła się ode mnie i odwróciła, aby móc spojrzeć w ciemnogranatową taflę stawu. Stałem w ciszy za nią i czekałem na jej odpowiedź. Miałem nadzieję, że ją usłyszę.
- Nie wiem, czy są to problemy. Widzisz… Nie mam łatwego życia, a one… pozwalają mi o nich zapomnieć... Tak, pozwalają. Byłoby to błędem, gdybym powiedziała to słowo w czasie przeszłym. Obiecałam sobie, i nie tylko sobie, że z tym skończę. Starałam się, ale – Odwróciła się w moją stronę – nie potrafię. Był okres, kiedy nie brałam. Zaledwie kilka tygodni, ale był to swego rodzaju postęp. Gdy po tym czasie znowu miałam styczność z narkotykami, nie miałam umiaru. Przez ponad tydzień całymi dniami chodziłam naćpana… Po prostu nie dam rady przestać i nie potrafię z tym walczyć. Dobrze o tym wiem. Nie uda mi się posklejać swojego życia, nie skończę z tym… Prędzej się wykończę i umrę. Tak, to byłoby najlepsze rozwiązanie.
- Bello, nie myśl tak…
- Nie, w porządku, Jasper. Wiesz, to, co mówię jest wręcz nienormalne. Wiem o tym, że jestem uzależniona. Całkowicie zdaję sobie ze wszystkiego sprawę, ale właściwie nic sobie z tego nie robię. Niektóre osoby z mojego środowiska rzuciły to, potrafią żyć bez ćpania. W pełni wiedziały o swoim uzależnieniu. Kilka osób nawet samemu zgłosiło się do placówek oferujących im pomoc, resztę zmusiła rodzina, przyjaciele… Ale wyszli z tego. Ja nie wyobrażam sobie życia bez marihuany czy kokainy, amfetaminy… i wielu innych świństw, których miałam okazję spróbować.
- Bello, ja…
- Ciii, nic nie mów. Wiem, jestem beznadziejna. Nie rozumiem, jak ktoś taki jak ty może w ogóle się mną interesować…
- Nie, Bello… Jesteś wspaniałą dziewczyną. I tak się składa, że wiem, o czym mówisz.
- Nie, nie wiesz.
Postanowiłem opowiedzieć jej tę samą historię dotyczącą mojej przeszłości, co Alice. Usiedliśmy na ławce, którą wcześniej samotnie zajmowała Bella. Chłonęła każde moje słowo, a z minuty na minutę jej oczy robiły się coraz większe. Gdy skończyłem, zapadła niezręczna cisza.
- Nie wiem, co powiedzieć. To do ciebie w ogóle nie pasuje… Przecież jesteś taki… ułożony. – Wybuchłem śmiechem, ale uspokoiłem się, gdy napotkałem surowe spojrzenie Belli. – I mówisz, że teraz znowu cię do tego ciągnie? – Pokiwałem głową.
Wstała z ławki i podała mi zachęcająco rękę. Ująłem jej dłoń i poszedłem za nią. Po chwili zauważyłem, że kierujemy się ku najbliższemu postojowi taksówek.
- Gdzie jedziemy?
- Poznam cię z kimś. Może to nie jest najlepsze rozwiązanie… Nawet na pewno nie jest, ale ja tego potrzebuję, a ty... będziesz mógł sobie stamtąd pójść, jeżeli najdzie cię taka ochota.

***
Przejechaliśmy wiele przecznic. Znaleźliśmy się w tej części Nowego Jorku, której nie znałem. Po szybkim rozeznaniu się z okolicą zgadłem, że to Bronx. Staliśmy przed - na pozór wyglądającym na opuszczony - domem. Po chwili dostrzegłem niewielkie światło przebijające się przez brudne szyby na poddaszu.
- Gdzie jesteśmy?
- Chodź – zachęciła mnie, kierując nas ku drzwiom.

_____
I jak?
Karmcie mojego potwora Wena KK! :D


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rathole dnia Pią 19:51, 28 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin