FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Confessions of a Difficult Woman [T] [+18] [NZ] R 22 06.12 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 20:47, 22 Maj 2011 Powrót do góry

No to bez zbędnych ceregieli zapraszam i... lubię, jak piszecie cokolwiek. Nie chodzi o to, by mi cukrzyć, choć to zawsze miłe. Po prostu miło jest poznawać opinie innych o tekście, z którym się zżyłam, choć nie jest mój. To tak, jak miło jest porozmawiać o książce, którą się czyta bądź filmie, który się widziało. Więc... zostawcie ślad Wink


12. Prośba źle sformułowana


beta: Susan :*



Emmett

Łazienki. Co takiego jest, do cholery, w tych łazienkach?

– Rose – wołam do niej przez cienkie, drewniane drzwi. Słyszę jej przytłumiony szloch oraz dźwięk czegoś rozbijającego się o podłogę. – Wszystko w porządku?
– Tak! – jej głos brzmi ostro.
– Mogę wejść? – Przyciskam czoło do gładkiej powierzchni drzwi i zamykam oczy, słysząc odpowiedź, której się spodziewałem.
– NIE! – krzyczy. Niewątpliwy dźwięk szkła roztrzaskiwanego na podłodze sprawia, że wykrzywiam usta.
Staram się oddychać. Ile jeszcze razy będę musiał tego doświadczać? Stać bezczynnie i bezradnie, patrząc, jak ktoś, kogo kocham, cierpi?
Pamiętam ten moment, gdy Edward się wściekł po rozstaniu z Tanyą. Dochodziłem do siebie po kolejnym bezsensownym zabiegu chirurgicznym kolana, które już nigdy nie będzie w pełni sprawne. Edward i Tanya spóźniali się na kolację, więc wydzwaniałem do nich milion razy. W końcu skontaktowałem się z siostrą Tanyi, Kate, żeby się dowiedzieć, czy może widziała się z nimi. Tanya tam była, w stanie kompletnej rozsypki. Wyglądało na to, że ona i Ed zerwali ze sobą. Tak się zdenerwowałem, że nie zdawałem sobie sprawy, iż zostawiłem u rodziców swoje kule, aż do momentu, gdy znalazłem się pod domem Edwarda. Wskoczyłem po stromych schodkach wiodących na jego ganek. Drzwi były lekko uchylone.

– Ed! – zawołałem, pokonując drogę skokami od jednego mebla do drugiego, a potem wzdłuż korytarza. – Edward!
Kiedy w końcu dotarłem do głównej sypialni, zobaczyłem, że drzwi do łazienki są otwarte. Przykuśtykałem do nich i pchnąłem je, zastając widok jak po bitwie. Klapa od sedesu była wbita do połowy w ścianę. Apteczka leżała w kawałkach w wannie. Rozrzucone odłamki szkła pokrywały każdą możliwą powierzchnię, włączając Edwarda. Siedział na podłodze, plecami do umywalki. Jego knykcie były poranione i zakrwawione, prawa ręka spuchła do wielkości rękawicy bejsbolowej.
– Złamałem ją. – Jego głos zabrzmiał bardzo spokojnie; zbyt spokojnie. Podparłem się w progu i wyciągnąłem telefon, żeby zadzwonić do taty.
– Bardzo boli? – zadałem głupie pytanie, bo miałem nadzieję, że to jakoś odwróci jego uwagę.
– Nie tak bardzo, jak oczekiwałem. – Edward popatrzył nieobecnym wzrokiem na swoją spuchniętą dłoń, wyglądając na niemal rozczarowanego.


– Kochanie, proszę, otwórz drzwi – wołam jeszcze raz do Rose i zastanawiam się, czy czeka mnie remont łazienki jej ojca, tak jak musiałem to zrobić z łazienką Edwarda.

Leah

Z jękiem przesuwam się, by położyć stopy na kanapie. Mój brzuch jest pełen ciepłego Pho i nie byłam w pracy – życie nie mogłoby stać się lepsze.
– Ciężki dzień? – pyta Edward, biorąc do ręki moją stopę i przesuwając po krzywiźnie sklepienia spodem dłoni.
– Dzień jak co dzień – wzdycham, starając się zrelaksować, gdy uciska bolące miejsce pod dużym palcem.
– Zrobiłaś to specjalnie? – podśmiewuje się cicho, spoglądając na mnie z uśmieszkiem.
– Niby co? – jęczę, kiedy zagłębia kostkę palca we wcięciu tuż nad moją piętą. Ochota do śmiechu sprawia, że podnoszę się na kanapie. Nie cierpię być łaskotana.
– Po pierwsze patrzenie w pewien sposób – warczy, zatrzymując dłoń, a jego twarz pokrywa się rumieńcem. – A po drugie cytowanie jednej z moich ulubionych piosenek.
– Hej, nie jesteś jedynym, który cierpi z powodu braku seksu – zrzędzę, przesuwając się na kanapie, by móc pogładzić piętą jego krocze.

Święta Kiełbaso!

– Jezu! – Ma niesamowicie podniecający, bolesny wyraz twarzy. Chwyta mnie za kostkę i odsuwa moją stopę z dala od pokaźnej wypukłości w jego spodniach. – Powiedziałem ci, że mi to nie przeszkadza.
– Ale mnie przeszkadza, wstręciuchu. – Wzdrygam się, cofając nogę i przewracam na bok.
W przeszłości nie krzywiłam się zbytnio na seks w czasie okresu, ale to było dawno temu. Było inaczej. Odsuwam od siebie te wspomnienia, zanim nawet mają szansę się pojawić. Dłoń Edwarda podąża w górę mojej nogi.
– Gdzie jesteś? – Jego głos jest na pograniczu szeptu i nie mogę się powstrzymać, muszę na niego spojrzeć, gdy pochyla się, by oprzeć brodę na moim biodrze.
Znowu patrzy na mnie w ten szczególny sposób, ale tym razem to spojrzenie nie wywołuje we mnie paniki. Sprawia, że czuję… ciepło. Sięgam, by dotknąć jego policzka. Cieszę się z jego obecności i nie dlatego, że przyniósł mi jedzenie. Czuję się lepiej, gdy tu jest. Edward uśmiecha się do mnie i nagle mam ochotę mu to powiedzieć.
– Cie… – Przerywa mi melodia „Up In Here” DMX-ów, wrzeszcząca z mojej torby, po drugiej stronie pokoju. – Cholera!
Wyskakuję w górę i biegnę do niej. Po kilku sekundach przekopywania zawartości wyciągam komórkę i odwracam się, by usiąść pod drzwiami, przycisnąwszy klawisz rozmowy.
– Halo! – krzyczę do telefonu.


Edward

– Cześć, skarbie! – Całą twarz Lei rozświetla uśmiech. Odwracam wzrok, pocierając ręką brodę.
Chyba nie zdaje sobie sprawy, że uderzyła mnie, gdy nagle podskoczyła i wiem, że nie mam prawa czuć się zlekceważony przez to tylko, że Leah odebrała telefon.
– Tak, moje życie bez ciebie jest pustą skorupą, a teraz powiedz mi, czego chcesz, do cholery? – Leah prycha, podciągając nogi i opierając brodę na kolanach.
Postanawiam zająć się zmywaniem naczyń i idę do kuchni, ignorując jej perlisty śmiech. Dokładnie myję miski i łyżki, starając się nie podsłuchiwać rozmowy. Jej prywatnej rozmowy z kimś innym. Głos Lei brzmi inaczej – lekko, niemal radośnie. Mimo woli zastanawiam się, z kim rozmawia i nie mogę się powstrzymać przed tworzeniem w myślach listy możliwych osób.
To już rok, odkąd Leah i Emmett zerwali ze sobą, ale nie sądzę, żeby od tamtego czasu umawiała się z kimś na poważnie. Nigdy nie przyprowadza nikogo na nasze grupowe spędy, jednak Em nieustannie robi jej docinki na temat „aktywnego życia seksualnego”. Nawet Alice wtrącała komentarze. Często pyta Leę o ludzi, których nigdy nie poznałem, a ona zazwyczaj zbywa to jakimś lekceważącym gestem, po czym zmienia temat. To mógłby być ktokolwiek.
Miska roztrzaskuje się o podłogę, u moich stóp, zanim zdążyłem zauważyć, że wyślizgnęła mi się z ręki. Zastanawiając się, gdzie podziała się moja głowa, błyskawicznie klękam, by pozbierać kawałki, gdy Leah pojawia się przede mną.
– Co się stało? – szepcze, zakrywając ręką mikrofon telefonu.
– Wypadek – syczę, a ona wywraca oczami.
– Och, nic takiego. Po prostu ściszyłam telewizor, żeby móc cię lepiej słyszeć – mówi, uśmiechając się ponownie i opierając o kuchenny blat.
Czuję ostry ból i zauważam, że moja dłoń zamknęła się na wyszczerbionych kawałkach ceramicznej miski, powodując niewielkie przecięcia skóry. Wolno wydycham powietrze, zbierając resztę większych odłamków, po czym wyrzucam je do kosza.
– Jak długo ona tam jest? – pyta Leah zmienionym głosem. Gdy sięgam obok niej po zmiotkę i szufelkę, zauważam, że stoi sztywno, a na twarzy ma wyraz głębokiego zatroskania.
Nie przestaję się jej przyglądać, szybko zmiatając resztki rozbitej ceramiki i zastanawiam się, o czym może mówić.
– Co się stało, zanim uciekła? Czy ktoś coś powiedział? – Przygryza paznokieć kciuka i marszczy brwi, wpatrując się w podłogę.
Odkładam szczotkę i szufelkę, chwytam ścierkę i owijam nią rękę. Staram się nie odwracać uwagi Lei, gdy przesuwam się za nią.
– Sukinsyn! – Leah syczy, odchylając się do tyłu i zderzając z moją klatką piersiową. – Nie ty, Emmett! To nie twoja wina.

Emmett?

Leah przywiera do mnie tyłem, a ja robię wydech, w którym zawiera się ulga, nagana dla samego siebie i radość z powodu mojej całkowicie złej interpretacji faktów. Dziewczyna drży i instynktownie oplatam ją ramionami w talii. Nie protestuje, tylko głęboko wzdycha. Czuję się głupio, przyciskam czoło do jej barku, a ona rozluźnia się w moich objęciach.
– Nie jestem w stanie powiedzieć ci, co się dzieje, Em. To jest w gestii Rose. Mogę spróbować z nią porozmawiać, jeśli chcesz. Przekaż jej, że jestem na linii i zostaw telefon pod drzwiami łazienki – Leah cicho pociąga nosem. Zastanawiam się, czy płacze.
– Dziękuję – szepcze do mnie, muskając palcami moją twarz.
Uśmiecham się z twarzą przy jej koszulce, obejmując ją mocniej. To miłe uczucie móc jej pomóc, zwłaszcza gdy mam świadomość, że ona w pewien sposób pomaga Emmettowi. Leah wzdycha ciężko, ale nic nie mówi. Nagle mam ochotę się odezwać, jednak nie chcę zdradzać się ze swoją obecnością i nie jestem pewien, co miałbym powiedzieć.
– Hej. – Postawa Lei znów się zmienia, a jej głos łagodnieje. – Rose, kochanie, jestem tutaj. Twój tata nie powinien był… Nie, nic nie zniszczyłaś. Rose, uspokój się.
Gdy mówi tym delikatnym tonem, jej dłoń zwija się w pięść. Ten kontrast mi przeszkadza i przenoszę rękę na jej piąstkę, przyciągając ją do ust. Przyciskam usta do ciepłej skóry na jej knykciach.
– Skarbie – wzdycha Leah, obracając twarz w moją stronę i skupiając na mnie spojrzenie brązowych oczu. – Emmett cię kocha i nieważne, co zrobisz, zawsze będzie cię kochał.
W tych oczach widzę coś, czego nie rozumiem, jakby ból, a może strach. Potrzeba pocałowania jej jest tak silna, że powstrzymanie się wymaga ode mnie koncentracji. Przełykam głośno ślinę i dotykam palcami policzka Lei.
– Wiem to, bo nie jestem ślepa. Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego jak z tobą. Poszedłby dla ciebie na koniec świata i wiesz o tym. – Zamyka oczy, przywierając do mojej ręki.
Ścierka, którą owinąłem dłoń, ociera się o jej policzek. Leah otwiera oczy, spoglądając na nią. Gdy przenosi wzrok na mnie, ma surowy wyraz twarzy. Uśmiecham się na ten ewidentny przejaw troski i potrząsam głową, poruszając ustami: „to tylko draśnięcie”. Nadal marszczy brwi.
– Nie złamiesz mu serca. Kochasz go tak samo mocno, jak on kocha ciebie. – Teraz Leah przyciąga do ust moją dłoń i składa na niej pocałunek, delikatnie chuchając.
Tak bardzo jej pragnę. Zmuszam się do powolnego wydechu i staram się nie skupiać na tym, że ciągle przeciąga gładkimi ustami po mojej skórze.
– Wyskakuj z pieluch i pozwól mu zaopiekować się tobą. Nie musisz mu dzisiaj tego wszystkiego tłumaczyć. Po prostu niech będzie przy tobie. – Głos Lei brzmi pewnie, ale wzrok ma spuszczony, a kąciki ust opadnięte.
Ten widok łamie moje postanowienie, by jej nie przeszkadzać. Uwalniam dłoń i obejmuję jej kark, przyciągając ją bliżej, by przycisnąć do siebie nasze czoła.
– Brzmi dobrze. Zadzwoń do mnie jutro. Ja też cię kocham. – Leah odsuwa telefon od ucha. Ledwo rejestruję odgłos jego uderzenia o podłogę, gdy jej usta przywierają do moich.
Wprost pożeram jej wargi, lekceważąc ból w ręce i przyciągając ją jeszcze bliżej. Jej ramiona owijają się wokół mojej szyi. Wolną dłonią chwytam jej nogę, którą unoszę, wyginając jednocześnie biodra, by przycisnąć je do niej. Jęczę, czując jej ciepło przedostające się przez materiał moich dżinsów. Obracam nas i przyciskam plecy Lei do lodówki, zwiększając wzajemne napieranie naszych ciał na siebie.
– Chcę być w tobie – szepczę przy jej ustach, wiedząc, że nie powinienem wywierać presji, ale nie potrafię się powstrzymać.
– Wiesz co? – sapie, przesuwając się pode mną, by ponownie natrzeć na mnie ciałem. Muszę zamknąć oczy, starając się zapanować nad falą przyjemności, którą ten ruch we mnie wzbudza. – Na pewno jest sposób, żebyśmy mogli… obejść pewne rzeczy.
– Tylko to chciałem usłyszeć – śmieję się i ciągnę ją na podłogę.

Leah

Gdy po ekranie zaczynają sunąć napisy końcowe, przyciskam wyłącznik na pilocie, po czym rzucam go na podłogę. Pokój jest pogrążony w ciemności. Rytmiczny oddech Edwarda to jedyny odgłos, jaki słyszę. Odpadł w połowie trwania remake’u jednego z moich ulubionych filmów – „Sabrina”. Kupił go wczoraj w supermarkecie. Tłumaczył, że Alice zawsze lubi oglądać romantyczne duperele, kiedy ma okres. A właściwie użył określenia „babski czas”. Zabrzmiało to faktycznie jak coś, co Alice by powiedziała.
Przesuwam się pod przykryciem, starając się ułożyć wygodnie i wtedy Edward się porusza.
– Dokąd idziesz? – mamrocze, sięgając ręką, by chwycić moją pierś.
– Donikąd – wzdycham i niezręcznie przekręcam się na bok, próbując znaleźć wygodną pozycję, gdy on trzyma mój cycek w roli zakładnika. – Wracaj do spania.
– Nie krzycz na mnie. – Edward przyciska ciało do moich pleców, palcami lekko szczypiąc mój sutek i dyszy mi do ucha: – Obudziłaś mnie.
– Idź spać! – odpowiadam, ściągając siłą jego ręką z mojej piersi i kładąc ją sobie na talii.
– Tak, proszę pani – mamrocze śpiąco przy mojej szyi, następnie składa delikatny pocałunek tuż pod moim uchem.


Edward

– Edward. – Regina pozdrawia mnie swoim standardowym lśniącym uśmiechem, więc próbuję się dopasować do jej entuzjazmu. – Nie mam cię w swoim zeszycie.
– Chciałem po prostu wpaść na szybki przegląd – mówię ze wzruszeniem ramion, starając się brzmieć nonszalancko. – Jest w pracy?
– Tak, zaraz go namierzę – ćwierka, mrugając do mnie i chwyta za telefon.
Przechodzę do najdalszego kąta poczekalni, obdarzając pacjentów uprzejmym uśmiechem i czekam na ojca. Nie byłem u niego od jakichś dwóch miesięcy. Kiedyś denerwowałem się, siedząc w tej sali, ale teraz wydaje się to takie zwyczajne, nijakie.
Gapię się przez okno na zachmurzone niebo i nagle poraża mnie przyczyna, dla której tu jestem.

Lepiej tego nie spieprz, Edward.

Słowa Jaspera oraz spojrzenie, które mi rzucił, ciągle ciążą mi na sercu.
– Edward – woła do mnie Carlisle. Odczekuję chwilę potrzebną na pozbieranie się, zanim odwracam się, by go przywitać.
– Tato – mówię z uśmiechem, przechodząc przez pokój, po czym potrząsam wyciągniętą dłonią ojca.
– Co mogę dla ciebie zrobić? – pyta, gdy jesteśmy już w jego gabinecie.
Siadam na plastikowym krześle, starając się pozostać daleko od biurka i zbieram odwagę, by przemówić.
– Muszę się przebadać – odpowiadam cicho, unikając jego intensywnego spojrzenia. – Na obecność chorób przenoszonych drogą płciową.
– Och – głos Carlisle’a brzmi spokojnie i profesjonalnie. Wpisuje coś w komputer. – Zlecę standardową listę badań. Zakładam, że powinna zawierać również HIV.
– Tak – lekko kaszlę, przesuwając się na krześle. – Musimy zrobić standardowe testy?
W przeszłości badania na obecność chorób przenoszonych drogą płciową wymagały pobrania wymazu z przewodu moczowego za pomocą sporego patyczka zakończonego wacikiem. Nieważne, jak delikatnie jest to robione, wrażenie jest takie, jakby ktoś wsuwał ci stalową wełnę w czubek penisa.
– Och nie – śmieje się i pochyla, by poklepać moją nogę dla dodania otuchy. – Potrzebujemy tylko próbek moczu i krwi. Wstąp do laboratorium, Stacy się tobą zajmie. Możemy nawet przesłać ci wyniki mailem.
– Nie nie… ja… właściwie… – jąkam się – miałem nadzieję, że dostanę wyniki na miejscu. To znaczy wydruk.
Carlisle przypatruje mi się przez chwilę. Znam to spojrzenie, niemal aż za dobrze. Nagle żałuję swojej decyzji, by tutaj przyjść. Robiłem już te badania wcześniej i wiem, że Carlisle jest świadomy, iż jestem seksualnie aktywny, ale tak naprawdę nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
– Tato… ja tylko… – kontynuuję dukanie, starając się wpaść na pomysł, jak wytłumaczyć tę sytuację bez faktycznego tłumaczenia sytuacji.
– Nie musisz mi się zwierzać, po co ci to potrzebne, Edward – chichocze Carlisle, podchodząc do małej umywalki i zaczyna myć ręce, tak z przyzwyczajenia. – Albo jest bardzo mądra, że cię o to prosi, albo wiele dla ciebie znaczy, jeśli robisz to z własnej woli.
Kończy opłukiwać ręce i wyciąga kilka papierowych ręczników, by następnie wytrzeć nimi dłonie. Był taki czas, gdy jedyną rzeczą, o której marzyłem, było to, by wyglądać tak jak on teraz – mądry, elegancki i szczęśliwy.
– Dziękuję, tato – staram się brzmieć pewnie, wstając.
– Mam tylko nadzieję, że twoja matka i ja wkrótce ją poznamy – mówi, puszczając do mnie oko, po czym otwiera przede mną drzwi.

Leah

Właśnie wyłączam komputer, gdy moja komórka zaczyna brzęczeć. Rozglądam się, ale wszyscy już poszli do domu. Szybko wyciągam telefon i otwieram wiadomość.

Muszę się z tobą zobaczyć.

Ton SMS-a od Edwarda sprawia, że się denerwuję, ale staram się zignorować osobliwy ucisk w dołku i piszę odpowiedź.

Jasne. Będę w domu za godzinę.

Mój komputer zamiera, więc wkładam kurtkę. Komórka znowu brzęczy.

A może u mnie?

Gapię się na wyświetlacz, czując narastanie nieprzyjemnego uczucia w żołądku.

Okej. O której?

Wysyłam wiadomość i wychodzę z biura. Trzymam telefon w dłoni, starając się nie myśleć za wiele o tym, dlaczego Edward chce, żebym przyszła do niego.
– Miłego, Leah – burczy Glen, wieczorny pracownik ochrony, gdy pchnięciem otwieram drzwi.
– Dobranoc, Glen – mówię, machając ręką, a telefon wibruje w mojej dłoni. Zatrzymuję się zaraz za drzwiami, żeby odczytać wiadomość.

Kiedykolwiek. Będę czekał.

Zamykam skrzynkę, po czym wpatruję się w podłogę, czując mdłości i oblewając się potem.


Edward popycha w moją stronę kopertę leżącą na stole.
– Co to jest? – Instynktownie się wzdrygam. Odchylam się na oparcie krzesła, żeby okazać lekceważącą postawę.
– Chciałbym, żebyś coś dla mnie zrobiła, ale doszedłem do wniosku, że nie mogę cię o to prosić, nie oferując niczego w zamian. – Jego głos brzmi spokojnie, niemal chłodno, a mój żołądek zamienia się w beton.
Mam uczucie, że znalazłam się w jakimś kiepskim filmie, w którym ja to Julia Roberts, a on zaraz da mi kupę pieniędzy, żebym została na jakiś czas jego dziwką.
– Okej – udaje mi się powiedzieć niemal swobodnym tonem.
– Otwórz – mówi, stukając w kopertę palcem wskazującym.
– Okej – powtarzam się, przeciągając.
Otworzenie tej koperty, to ostatnia rzecz, na którą mam ochotę. Edward spogląda na mnie z najdziwniejszym wyrazem twarzy i czuję ciężar tego spojrzenia. Nie mogę przez nie swobodnie oddychać. Prawdę mówiąc, przyprawia mnie ono o ból głowy.
– Dobra – wzdycham, biorąc kopertę do ręki.
Wydaje się naprawdę lekka pomiędzy moimi palcami. Wolno otwieram ją i zaglądam do środka. Znajduję pojedynczą kartkę, którą ostrożnie wyciągam i rozkładam na gładkiej powierzchni stołu. Wpatruję się w nią kilka minut. Przypomina to czytanie instrukcji do zestawu stereo. Patrzę na szczyt kartki i widzę nazwę kliniki, to chyba ta, którą prowadzi doktor Cullen. Spoglądam z powrotem w dół, odczytując takie słowa jak herpes, HIV, HPV. Nie mam pojęcia, co powiedzieć.
– To wyniki moich badań. – Edward zaczyna tłumaczyć, pochylając się, by dotknąć kartki. – Zrobiłem je dzisiaj. Wszystkie są negatywne.
Z uwagą przesuwa palec po bełkocie widniejącym na papierze i patrzy wszędzie, tylko nie na mnie. Jest czysty. Nieźle się wysilił, by mi to udowodnić, ale… po co? Spoglądam na niego, jednak Edward unika mojego spojrzenia. Wpatruje się w swoje ręce. Czyżby był zdenerwowany?
– Okej. Um… Chciałbyś, żebym również się zbadała? – pytam, zastanawiając się, czy to jakiś zawoalowany sposób na zainsynuowanie mi, że jestem brudną dziwką.
– Nie! To znaczy tak… to też… byłoby dobrze – jąka się. Jestem zdezorientowana – Edward nigdy się tak nie zachowuje. Wzdycha i w końcu odzywa się ponownie: – Muszę cię o coś poprosić.
Teraz jestem jeszcze bardziej skołowana.
– Chcesz, żebym zrobiła coś innego? Oprócz badań? – mówię powoli, bo mam wrażenie, że coś mi umyka. Edward potakuje i z wolna podnosi na mnie wzrok.
– Nie mogę się dzielić – wypowiada to tak szybko, że potrzebuję minuty, by w pełni zrozumieć, co ma na myśli.
Nie wiem, jaką mam minę, ale on przyjmuje to za zły omen.
– Zdaję sobie sprawę, że to prawdopodobnie dość egoistyczne z mojej strony. Rozumiem, że nie możesz zmienić tego, jak reagujesz na kobiety, ale nie chciałbym powtórki tamtej nocy w klubie. – Edward mówi chaotycznie, lecz nie dbam o to.
W chwili, gdy wspomniał o klubie, mój umysł natychmiast przywołał obraz jego i tej jasnowłosej suki.
– Czekaj no – wybucham, pochylając się nad stołem. – Nie byłam jedyną, która przeniosła się na inną łączkę.
Edward sprawia wrażenie oniemiałego i wkurzonego.
– O czym ty mówisz, do cholery? – Robi kwaśną minę i nagle rozmawiam z dobrze mi znanym dupkiem Edwardem.
– O tej blond zdzirze – szydzę, a on wygląda na winnego, co sprawia, że czuję się usprawiedliwiona.
– Heidi? – Wzdrygam się, gdy wymawia jej imię. – Ja z nią pracuję!
– Nadal możesz ją pieprzyć – warczę mu prosto w twarz.
– Owszem, ale tak nie jest, nie było i nie będzie – brzmi, jakby był z siebie zadowolony. Wstaje z krzesła i podchodzi do mnie. – Prawdę mówiąc, ona spotyka się z Demetrim.
– Skoro tak twierdzisz – próbuję sprawiać wrażenie, że mnie to nie obchodzi, ale jest za późno. Edward wpatruje się we mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy.
– A więc zgadzasz się? – pyta, pochylając się, by spojrzeć na mnie triumfująco. – Tylko ty i ja?
– Jasne – mamroczę, wzruszając ramionami.
– Czy kiedykolwiek mówiłem ci, jak pięknie wyglądasz, gdy jesteś zazdrosna? – Edward szepcze tuż przy mojej twarzy. Odskakuję do tyłu, biorąc głęboki wdech, by móc na niego wrzasnąć.
Rzuca się do przodu, by przygwoździć mnie do podłogi. Przywiera do mnie wargami, a jego język wdziera się do wnętrza moich ust. Gdy wyrywa mu się jęk, zapominam, dlaczego jestem wściekła.


Post został pochwalony 3 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Pon 16:04, 23 Maj 2011, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Pon 14:17, 23 Maj 2011 Powrót do góry

Pochwaliłam... miałam nie komentować.
Ale aż mnie coś w środku rzuca jak widzę tu taką ciszę!
Więc, podziekuję pięknie za rozdział.
Pomarudzę, że JUŻ chciałabym wiedzieć więceeeej o przeszłości Lei.
Pocieszę japkę, że moi ulubiency zrobili duży krok do przodu w swoim związku.
Wspomnę, że Emmett jest milusi!
Wykrzyknę! Oficjalnie uwielbiam einfach mich <3
Podkreślę! Że zaraz po niej jest Dzwoneczek! Za kawał dobrej roboty!
Dodam, że betom też dziekuję!
*szczerzysię*
To lecę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anahi
Dobry wampir



Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 2046
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 150 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wlkp.

PostWysłany: Pon 15:54, 23 Maj 2011 Powrót do góry

Ze sporym opóźnieniem, ale dotarłam i ja. Jestem wierna temu opowiadaniu i mam zamiar dotrwać z wami do samego końca, pomimo, iż zazwyczaj sporo się spóźniam z komentowaniem :D

Śmiało mogę powiedzieć, że rozdział 11 jest na ten moment moim ulubionym. Cieszę się, że autorka postanowiła zaprzestać na jakiś czas szczegółowego opisania scen łóżkowych, i dobrze. W końcu, ile można czytać o zamkniętej w czterech ścianach parze, którzy nie robi nic poza pieprzeniem się do nieprzytomności Wink.
Z największą przyjemnością przeczytałam część poświęconą Jasperowi. Mimo, iż nie jest on główną postacią, stał się moim ulubieńcem. Naprawdę cieszę się, że w miarę często się pojawia.
Chyba najbardziej w tym opowiadaniu lubię flashbacki głównych bohaterów. Z rozdziału na rozdział dowiadujemy się coraz więcej o przeszłości Lei i Edwarda. Wiemy, że Leah została kiedyś skrzywdzona, przez co teraz jest jaka jest. W tym chapiku dowiedzieliśmy się, że i Edward nie miał zawsze z górki. Nieudany związek z Tanyą? Bardzo ciekawe. Mam nadzieję, że w najbliższych rozdziałach wrócimy do tematu Tanyi oraz przeszłości Lei. Nie chciałabym, by autorka tylko podsycała naszą ciekawość.
Oczywiście nie mogło zabraknąć również Belli :D Chciałabym, by przestała pojawiać się tylko w krótkich (ale naprawdę zabawnych!) rozmowach telefonicznych z Leah.
Co stało się Rose? Bardzo zaniepokoiło mnie jej zachowanie...

Dzwonku i Susan, odwalacie kawał dobrej roboty!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:15, 23 Maj 2011 Powrót do góry

Hej, Dzwoneczku!
Wiesz, że odwalasz kawał dobrej roboty swoim tłumaczeniem. Jest profesjonalne, porządne, wszystko ma ręce i nogi, ale widać też, że bardzo lubisz to opowiadanie, bo widać, że po przetłumaczeniu czyta się przyjemnie i czuć uczucia i serce, które wkładasz w swoją pracę.
Podobał mi się rozdział. Jakoś tak żal mi się zrobiło Rosalie, ale też Emmetta. Nie wiedział, co zrobić w takiej sytuacji. Chciał pomóc, ale zbytnio nie pozwalało mu to wszystko. Szukał pomocy u Lei, która akurat była z Edwardem. Ta scena, gdy gadała przez telefon, a on obserwował, jak ona się zmienia, co się z nią dzieje, jak przejmowała się koleżanką, bardzo mi się podobała. To, jak Edward próbował ją wspierać, być blisko. Było w tym coś niezwykle... emocjonalnego? Fizyczne przyciąganie też było, jasne. Ale ja wyczułam w tym również duży pokład emocji. Potem po oglądaniu "Sabriny" ich krótka wymiana zdań była urocza.
Badania Edwarda, rozmowa z Carlislem, potem z Leą, wyłączność itd. Było to ciekawe i muszę przyznać, że Cullen mnie zaskoczył. I to pozytywnie, muszę przyznać. Bałam się, że pokłócą się tak, że nie będą mogli dojść przez długi czas do porozumienia, ale na szczęście tak się nie stało. Co za ulga!
Dziękuję, że nadal tłumaczysz. Jestem Ci za to bardzo, ale to bardzo wdzięczna! Kawał świetnej roboty, kochana!
Pozdrawiam serdecznie!



PS: Anahi, ja tutaj prawie nic nie robię Laughing Dzwoneczek jest taką profesjonalistką i the beściarą, że ja nie mam, co poprawiać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
sznapi1984
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: chodzież

PostWysłany: Pon 23:34, 23 Maj 2011 Powrót do góry

Nie chcę słodzić, ale to jest zaje zaje zaje...te!!!!!! Ubóstwiam relacje między Edziem i Leah!!!!!! Po prostu rewelacja!!!!!!!
Pozdrawiam, życzę weny !!!! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 22:49, 28 Cze 2011 Powrót do góry

13. Więzi, które zobowiązują



beta: offca love


From: B Swan [brzydkiekaczątko86gmailcom]
Date: Listopad 17, 2009 20:45:39
To: "Leah Dishwater" [leahdishwatergmailcom]
Subject: Wróciłam!

Hej, tu Bella! Piszę do ciebie z mojego nowiuśkiego iPhone’a! WOOT! (Proszę, odnotuj, że Michele, aka najbardziej obłędna kuzynka na świecie, informuje mnie, że WOOT jest okrzykiem entuzjazmu wśród maniaków technicznych). A więc: WOOTY WOOTITY WOOT! Mam iPhone’a! Przepraszam za to napawanie się, ale jestem taka szczęśliwa, że nareszcie mam coś nowego, nie pamiętam od jak dawna. Racja, nie powiedziałam ci o prezencie od Renee. Wiesz, jaka jest moja matka ze swoim żałosnym dawaniem prezentów. Powiem ci tylko, że dodatkowe dochody Phila nie poprawiły sytuacji. Gdy usłyszała, że mam zamiar sprzedać Berthę Caroline, zaczęła gadać o tym, że kupi mi nowy samochód do Seattle. Słodka, litościwa skarpeto, miała zamiar kupić mi Priusa… PRIUSA! Możesz się domyślić, jak to się potoczyło. Po ogromnej ilości dyskusji, czytaj: wzbudzania poczucia winy, byłam bliska ustąpienia jej, a potem przypomniałam sobie to, co mówiłaś o wykorzystaniu taty jako argumentu, żeby się odczepiła i tak zrobiłam. Powiedziałam jej, że tato namawia Jake’a, by wyremontował dla mnie samochód, tak jak zrobił to dla ciebie i że nie chciałabym zranić jego dumy, przyjmując nowy od niej. Wiesz, jak mama uwielbia okazywać szczodrość na rzecz taty. Można by pomyśleć, że daje sobie wyciąć dla niego nerkę. Tak czy inaczej po kolejnym akcie matczynego dramatu zdecydowała się wpłacić pieniądze na moje konto oszczędnościowe, żeby „pomóc w kosztach wynajęcia mieszkania i przeprowadzki”. Dodaj to do tego, co odłożyłam, pracując w B&N przez ostatni rok i… nie tylko jestem ustawiona z płaceniem czynszu na następne sześć miesięcy, gdy będę szukała pracy, ale mam też trochę forsy do spalenia. Wiem, powiedziałaś, że dasz sobie radę z płaceniem za mieszkanie w czasie, gdy mnie tam nie ma, ale mam zamiar wysłać ci trochę pieniędzy, żebyś mogła poczynić przygotowania. Innymi słowy kup jakieś żarcie, żebym nie przyssała się do nudli błyskawicznych na sucho, gdy przyjadę. Jestem bardzo poważna w tym momencie, Leah. Wyślę ci zdjęcie dla potwierdzenia, ponieważ MOGĘ!
Co sprowadza mnie do kwestii wyjaśnienia istnienia mojego błyszczącego, nowego gadżetu.
Wysłane z mojego iPhone’a.

From:
B Swan [brzydkiekaczątko86gmailcom]
Date: Listopad 17, 2009 20:53:25
To: "Leah Dishwater" [leahdishwatergmailcom]
Subject: Jestem beznadziejna!

Jasna cholera! Byłam taka podekscytowana, że aż przytuliłam mojego iPhone’a i niechcący wysłałam maila, zanim zdążyłam go dokończyć. Przepraszam. W każdym razie historia tego telefonu ma swój początek dzisiejszego ranka, gdy moja stara, biedna komórka wpadła do kawy. Próbowałyśmy mnóstwa różnych rzeczy, by przywrócić ją do działania, włączając w to włożenie jej do słoika z ryżem, co było naprawdę obrzydliwe. Niestety, nic nie pomogło. No to zebrałyśmy się do kupy i pojechałyśmy do miasta. Gdy tam dotarłyśmy dwie godziny później, tak się podekscytowałam na widok Starbucksa, że zaczęłam krzyczeć. Michele śmiała się tak bardzo, że niemal spowodowałyśmy wypadek. Zatrzymała się i wypiłam moją pierwszą PRAWDZIWĄ kawę od tygodnia. Przysięgam, że to była najlepsza duża Raspberry Mocha, jaką kiedykolwiek piłam. Jak nektar bogów w ustach. Następnie pojechałyśmy do Best Buy! Tak, jest tutaj pieprzony Best Buy. Och, i w jakiś sposób Michele wywęszyła najbardziej uroczego geeka w całym tym cholernym miejscu, żeby pomógł mi w moim telefonicznym nieszczęściu. Miał na imię Daniel i mówił z najsłodszym akcentem. Nie mam pojęcia, skąd pochodzi, ale mogłabym stać tam cały dzień i słuchać, jak opowiada o moim nowym planie taryfowym. Gdy już wylałam całą ślinę na Daniela i jego seksowny cieniutki, czarny krawat, zabrałam mojego iPhone’a, ładowarkę samochodową oraz lukrowato czerwone twarde etui, które ma ochronić aparat przed wszelkiego rodzaju złem, i postanowiłam do ciebie zadzwonić. Wtedy zdałam sobie sprawę, że bez listy kontaktów z mojego starego telefonu nie mam bladego pojęcia, jaki ktokolwiek ma numer. Tak, jestem AŻ TAK beznadziejna. Jednakże doszłam do tego, jak skonfigurować pocztę (z pomocą Michele) i jeśli okaże się, że jestem za tępa, żeby pamiętać twój adres mailowy, po prostu mnie zastrzel. No i o to chodzi. Mam nadzieję, że sprawdzisz skrzynkę dziś wieczorem i wyślesz mi numer mailem lub SMS-em. Proszę, ZRÓB TO NATYCHMIAST! Tęsknię za tobą tak bardzo, że wariuję. Nie rozmawiałyśmy od wieków. Wierz mi, biedna Michele dzielnie cię zastępuje i sądzę, że już prawie ogłuchła. Więc zadzwoń, napisz eska lub maila, cokolwiek wolisz. Czekam tutaj. KOCHAM CIĘ
Bella
Wysłane z mojego iPhone’a.

Leah

Tłumię śmiech, czytając maile od Belli i wyciągam telefon.

206-555-3189 Jestem w pracy, ale zadzwonię za parę godzin.

Chowam komórkę do kieszeni w chwili, gdy telefon stacjonarny na moim biurku zaczyna dzwonić.
– Mówi Leah. W czym mogę pomóc? – odpowiadam, używając swojego fałszywie radosnego tonu.
– Leah, tu Seth. – Jego głos brzmi dziwnie i natychmiast martwię się, że coś się stało. – Czy Jake odzywał się do ciebie ostatnio?
– Tak – wzdycham, przygotowując się na kolejną rundę rodzinnego poczucia winy. – Wiem, że jest na mnie wkurzony z powodu tej całej parapetówki…
– Nie o to chodzi – przerywa mi bardziej natarczywie – Nikt nie miał od niego wiadomości od dwóch dni. Zadzwoniłem do pracy, a tam zastanawiają się, czy zrezygnował.
– Co takiego? – To nie ma sensu. Jake nie opuszcza pracy, rzadko bierze wolne z powodu choroby. – Dzwoniłeś do Embry’ego?
Rozumiem, dlaczego mój brat wydawał się zdenerwowany. To zupełnie niepodobne do Jake’a.
– Tak, jest już u swojej mamy. – Seth dziwnie oddycha, jakby biegł albo szedł bardzo szybko. – Embry powiedział, że Jake zachorował, ale upierał się, że czuł się już lepiej, gdy Embry wyjeżdżał w poniedziałek.
– PONIEDZIAŁEK? – Mój głos jest wyższy niż zwykle, ale nie dbam o to. – Wychodzę z pracy. Powiedz Embry’emu, że skopię mu dupę, gdy tylko go zobaczę.
– Jasna sprawa, siostro – brzmi spokojniej, gdy tymczasem ja wyłączam komputer. – Zadzwoń do mnie, gdy tam dotrzesz, daj znać, czy wszystko z nim w porządku. Billy wychodzi z siebie.
– Tak zrobię. Cześć – odpowiadam, po czym się rozłączam. Spoglądam na Kathy. Od kiedy Stephanie wyjechała na wakacje, ona jest tu szefem. Nawet nie daje mi szansy, by się odezwać.
– Idź – macha ręką, a ja nie waham się, zbierając swoje rzeczy.
– Dzięki – wołam przez ramię, biegnąc do drzwi.

Edward

– Tym razem nie ma infekcji – mówi doktor Kilian ze szczerym uśmiechem, poklepując delikatnie bark Aleca.
– Naprawdę? – Nawet nie staram się ukryć podekscytowania.
– Czy to dobrze? – pyta Alec, sprawiając wrażenie kompletnie zagubionego.
– Tak, chociaż nadal musisz lepiej się odżywiać. – Doktor upomina go surowym spojrzeniem, popsutym przez uśmieszek na jego twarzy.
– Koniec z gazowanymi napojami – szepczę, lekko uderzając Aleca w udo, a doktor Kilian tłumi chichot.
– Ogólnie rzecz biorąc, nadaje się do operacji – zwraca się do mnie, patrząc mi w oczy.
– Dziękuję – wzdycham, czując, jakby ciężar przygniatający moja pierś, którego nawet nie byłem świadomy, zelżał nieco. – Jak szybko znajdzie się na liście?
– Już jest na liście biorców – mówi doktor, podchodząc do komputera.
– Och – odpowiadam, obserwując, jak uderza w klawisze palcami wskazującymi, wpatrzony w ekran.
To nie ma sensu. Alec dopiero co wyzdrowiał na tyle, by zakwalifikować się na listę. Ta wizyta miała być badaniem potwierdzającym, czy jego stan jest w wystarczającym stopniu stabilny, by się na niej znalazł; przynajmniej w mojej opinii taki był cel.
– Prawdę mówiąc, jest na liście 1A – mówi doktor Kilian ściszonym głosem, wpatrując się w ekran ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. – Przypuszczam, że ma poniżej osiemnastu lat, jednak trudno sobie wyobrazić, że jest aż tak chory, żeby zostać wpisany jako 1A… – mamrocze do siebie, ponownie uderzając w klawisze.
Czuję, jak moja twarz z zażenowania pokrywa się rumieńcem, ponieważ dokładnie wiem, dlaczego doktor jest zdezorientowany. Lista oczekujących na transplantację działa za zasadzie skali oceniającej pilność potrzeby pacjenta względem tego, jak jego organizm zniesie operację oraz szans na wyzdrowienie. Pomimo że Alec tak bardzo potrzebuje nowego serca, powinien być na poziomie 2. To dwie pozycje poniżej 1A, zarezerwowanego dla pacjentów w rozpaczliwej sytuacji – większość z nich leży w szpitalu, podłączona do respiratorów. Jest tylko jedno wytłumaczenie na to, dlaczego Alec figuruje jako jeden z pierwszych w kolejce po nowe serce: Volt. Wiem, że nie powinienem tego akceptować. Powinienem zadzwonić do Ara i sprzeciwić się jego pomocy, ale patrząc na twarz Aleca, potrafię jedynie czuć wdzięczność.
– Doktorze, mam pytanie. – Głos Aleca brzmi piskliwie, chłopiec splata ze sobą palce, nie podnosząc wzroku. – Czy jest coś, czego powinienem unikać, no wie pan, w czasie, gdy szykuję się do operacji.
– O co dokładnie mnie pytasz, synu? – Zdezorientowana mina doktora Kiliana sprawia, że na mojej twarzy pojawia się ironiczny uśmieszek, chociaż staram się, by Alec tego nie zobaczył, bo jest wyraźnie zawstydzony.
– Chciałem tylko… hipotetycznie… jeśli bym… to znaczy, jeśli dziewczyna miałaby… ze mną – głos Aleca cichnie w miarę jąkania, a ja jestem zbyt zszokowany, by się śmiać. – Och, nieważne.
– Sądzę, że wiem, do czego zmierzasz i chociaż nie mam zamiaru powiedzieć ci, że nie możesz, to jednak musisz uważać z forsowaniem się. Będzie w porządku, jeśli tylko nie dopuścisz do tego, by twoje tętno i ciśnienie za bardzo wzrosły – mówi doktor, starając się wyglądać poważnie, pomimo uśmieszku. – Widzimy się na kolejnym badaniu w poniedziałek. Odżywiaj się i sporo odpoczywaj. Och, i sugerowałbym odwróconą pozycję jeźdźca.
Gdy drzwi zamykają się za doktorem, odwracam się ku purpurowym policzkom Aleca. Nigdy dotąd nie widziałem, by jego karnacja miała taki kolor. Ten widok sprawia, że serce mi rośnie, mimo oczywistego zażenowania chłopca. Próbuję wymyślić, co powiedzieć, ale za każdym razem, gdy otwieram usta, czuję, jak w głębi gardła zaczyna bulgotać śmiech i muszę go zdusić.
– Nie powiem ci, kto to jest – syczy Alec i schodzi ze stołu, kierując się w stronę drzwi.
– Nie miałem zamiaru pytać – odpowiadam, usiłując zamaskować chichot kaszlem.
– Pieprz się, Edward – zrzędzi, choć udaje mi się dostrzec cień uśmiechu na jego twarzy, gdy otwiera drzwi.

Leah

– Jake, słyszysz mnie?! – krzyczę, szamocząc się z zapasowym kluczem i usiłując odemknąć zamek. – JACOBIE BLACK, ODEZWIJ SIĘ!
Poświęcam jedynie kilka sekund na walenie w drzwi, zanim decyduję się wtargnąć. Całkiem możliwe, że tam jest, grzmocąc jakąś dupę. Zdarzało mi się go nakryć w takiej sytuacji w naszym mieszkaniu wystarczająco często. Fakt, że nie zadzwonił do pracy, każe mi myśleć, że coś jest nie tak.
Zamek w końcu ustępuje i otwieram kopniakiem drzwi. Woń śmierdzącego ciała uderza we mnie z taką siłą, że muszę przystanąć i odzyskać równowagę. Biorę głęboki wdech, przytrzymując powietrze w płucach, a następnie spostrzegam masywny kształt na sofie.
– JAKE! – wrzeszczę, podbiegając do jego bezwładnego ciała przykrywającego starą, wytartą kanapę. – Jeśli nie żyjesz, to cię, ku***, zabiję!
Warczę mimo łez, które zdążyły wypełnić moje oczy i dotykam połyskującej skóry na jego twarzy. Jest lepka i zimna, ale Jake zaczyna się poruszać. Trzepocze przez chwilę powiekami, po czym skupia na mnie spojrzenie zamglonych oczu i uśmiecha się.
– Lee Lee – jego głos jest zachrypnięty i brzmi, jakby brakowało mu tchu. – Zrobiłaś mi klopsa?
– Co? Jake, co się, do cholery, dzieje? – krzyczę, potrząsając lekko jego zwalistymi ramionami, przy czym udaje mi się ledwo nim poruszyć.

Cholerny cymbał!

– Jestem naprawdę głodny. Zrobiłaś ten miodowo-ketchupowy sos? – Jego oczy zamykają się, a głowa opada na złamaną poręcz kanapy. – Zjadłbym ziemię, gdyby była tym polana.
– JAKE! – drę się i uderzam go w policzek.
– ku***! – Zrywa się, otwierając oczy i obdarza mnie gniewnym spojrzeniem. – Jaki masz problem?
– Ja mam problem? – Wstaję i odchodzę, by zamknąć z trzaskiem drzwi. – Tylko taki, że musiałam wcześniej wyjść z pracy, by się upewnić, że nadal żyjesz.
– Cholera jasna – marudzi, przesuwając się na plecach i spogląda na mnie z wyrazem niezbyt przekonującego poczucia winy. – Mówiłem Embry’emu, że nic mi nie będzie. Potrzebuję tylko snu.
Wyciąga przed siebie swoje długie, muskularne ramiona i ziewa jak kot. Kocham mojego kuzyna, naprawdę. To nie zmienia faktu, że mam ochotę przywalić mu obcasem w twarz.
– Spałeś przez dwa pieprzone dni, Jake – warczę, rzucając torbę na jego stolik do kawy. – Twój ojciec odchodzi od zmysłów i zmusił Setha, żeby do mnie zadzwonił. A w warsztacie myślą, że zrezygnowałeś.
– Co? – To zdobyło jego uwagę. Jeśli są dwie rzeczy, które mogą przyciągnąć uwagę Jake’a to są to jego ojciec i praca. Cóż, jest właściwie jeszcze jedna, ale nie zamierzam go tym torturować, na razie. – Dzwoniłem do Brady’ego. Czekaj, jest wtorek, prawda?
– Środa – odpowiadam, wyciągając komórkę i wybierając numer Setha.
– Leah? Wszystko z nim w porządku? – słyszę gorączkowy ton mojego brata. Przypuszczam, że miał dość czasu, by odbudować poziom zdenerwowania.
– Nic mu nie jest. Proszę – ciskam telefonem w Jake’a, który łapie go i wywraca oczami. Ignoruję to i ściągam kurtkę, rzucając ją na oparcie kanapy. Jego mieszkanie nie jest takie złe, gdy panuje w nim porządek. Obecnie wygląda jak po przejściu huraganu. Wzdycham i podwijam rękawy. Kiedy Jake choruje, przestawia się na tryb przetrwania – jedzenie i spanie to wszystko, co robi. To jest dziwaczne, ale działa, poza przypadkiem, gdy miał zapalenie płuc i omal nie umarł z odwodnienia.

Pieprzony idiota.

Na szczęście wróciłam z Arizony w stosownym momencie, bo inaczej przyjechałabym na pogrzeb. Cholerni faceci. Nie, wykreślić. Quileuccy faceci! Uparci to w ich przypadku niedopowiedzenie. Prędzej umrą, niż przyjmą pomoc. Nieważne, jak bardzo cierpią. To jest chore.
Mój ojciec kiedyś przypadkowo przebił sobie dłoń prętem zbrojeniowym podczas pracy. Przejechał cztery mile do domu z brudną szmatą na ręce, przymocowaną taśmą klejącą. Ale nie po to, by ktoś mu udzielił pomocy. Po to, by zjeść lunch. Gdy spytałam, czy nie powinniśmy pojechać do kliniki, potrząsnął głową i szybko zjadł posiłek, używając zdrowej ręki. Kiedy skończył, podszedł do kuchennego zlewu, oczyścił ranę płynem do mycia naczyń, polecił mi owinąć jego dłoń czystą gazą i udał się z powrotem do pracy. Musiałam zadzwonić do ciotki Ruth i nakłonić ją, by pojechała na budowę i wrzeszczała na niego tak długo, aż zgodził się pójść do lekarza po pracy.
– Nic mi nie będzie, tato – słyszę zachrypnięty, podniesiony głos Jake’a, gdy rozmawia ze swoim ojcem i uśmiecham się na jego irytację. – Nie, proszę, nie przyjeżdżaj… Wiem, ale ja tylko byłem… Tato, proszę… świetnie! Leah!
– Uśmiecham się, podchodząc z powrotem do kanapy i biorąc mój telefon z jego rąk. Mam ubaw z naburmuszonej miny Jake’a.
– Wujku Billy? – pytam, siadając na poręczy, podczas gdy Jacob stroi fochy.
– Leah, bardzo ci dziękuję, że poszłaś sprawdzić, co z się z nim dzieje. – Jego głos jest niski i brzmi bardzo podobnie do Setha. Albo może to Seth zaczyna brzmieć podobnie do niego. – Czy byłoby dla ciebie kłopotem, gdybyś miała na niego oko dziś wieczorem? Charlie pracuje na nocną zmianę, ale zgodził się zawieźć mnie jutro rano.
– Możesz na mnie liczyć – odpowiadam i dobrze się bawię, widząc wyraz udręki na twarzy Jake’a, gdy mnie obserwuje. – O szóstej rano muszę wyjść do pracy, ale chyba sobie sam poradzi przez kilka godzin.
– Dziękuję ci, skarbie – wzdycha Billy. Ulga w jego głosie sprawia, że mimowolnie czuję ciepło w sercu. – Nie wiem, co byśmy bez ciebie zrobili, córeńko.
Brak mi słów. Zazwyczaj, gdy używa wobec mnie tego przydomku, nie jestem tak poruszona, ale teraz z jakiejś przyczyny ściska mnie w piersi. Muszę odetchnąć, zanim odpowiem.
– Nie ma za co, wujku Billy, to drobnostka – mamroczę do słuchawki, odwracając się do Jake’a plecami.
– Nonsens, to wielka rzecz – śmieje się cicho, a ja czuję mocniejszy ścisk w piersi. – Jesteś sercem tej rodziny, wiesz o tym.
Nienawidzę, gdy to robi, gdy mówi mi takie rzeczy. W tej chwili to za wiele. Nie mogę mówić. Tylko siedzę, wpatrując się w połamane resztki krakersów, rozsiane po dywanie Jacoba i próbuję zwalczyć dławiący ból, który za moment rozsadzi mi klatkę piersiową.
– Leah – mówi Jake, delikatnie poklepując moją nogę – daj mi to.
Wręczam mu telefon i idę do łazienki, starając się nie koncentrować na bólu.
– Nic jej nie jest, tato – słyszę ciche słowa, gdy zamykam z trzaskiem drzwi.
Odkręcam kran i rozpryskuję na twarzy wodę. Żałuję, że nie potrafię tak po prostu zapomnieć.

– Mała panno Clearwater – wybełkotał Sam, wtaczając się na małą polanę, którą wybrałam sobie na miejsce, by się ukryć i popłakać. – Dlaczego płaczesz?
Był pijany, żadna niespodzianka. Sam Uley był łobuzem i bezwartościowym śmieciem, tak mówiła o nim ciotka Ruth. Przestrzegała mnie, bym trzymała się od niego z daleka i wyrokowała, że skończy martwy lub wyląduje w więzieniu jak jego ojciec.
– Moja mama… – Głos uwiązł mi w gardle i potrząsnęłam głową, usuwając mu się z drogi. Opadł na ziemię obok mnie.
– Wiem – powiedział, wyciągając z tylnej kieszeni szklaną butelkę i pociągnął łyk. – Też byłem na pogrzebie.
– Wiem – odparłam przemądrzałym tonem, żałując, że nie zostawił mnie w spokoju. – Widziałam, jak cię wywalili.
Obserwowałam, jak potknął się, idąc ku trumnie i skasował rząd składanych krzeseł, wyglądając jak wymachująca ramionami, przeklinająca ośmiornica. Seth zachichotał, a ciotka Ruth wrzasnęła na mężczyzn, żeby wyrzucili Sama. Była taka przerażająca, gdy się złościła. Wzięłam Setha i poszliśmy stanąć z wujkiem Billym i Jake’iem.
– Taa… Cóż, pierzyć ich – jęknął, odchylając się do tyłu i wyciągając na trawie. – Tak czy owak, gardziłaby całym tym syfem.
– Kto? – Obróciłam się, by spojrzeć na niego i zauważyłam, że ma bliznę ciągnącą się od podstawy ucha i znikającą pod kołnierzem skórzanej kurtki. Wyglądało to, jakby ktoś ukręcił ze sprężystej modeliny cienki sznurek i przymocował wzdłuż jego szyi.
Słyszałam wszelkiego rodzaju zwariowane opowieści o Samie, o tym jak handlował prochami albo jak zamordował faceta w Seattle, bo ten obraźliwie się wyraził o jego samochodzie. Sądzę, że Jake zmyślił tę historię, ale Sam zawsze wydawał się nieobecny, gdy go widziałam. Zwłaszcza leżąc rozciągnięty na trawie, obok mnie. Wyglądał niechlujnie, wydzielał kwaśny zapach przypominający ocet jabłkowy, którego mama używała, żeby wywabić plamy ze spodni roboczych taty.
– Twoja matka – odparł, wywracając oczami i uniósł się na łokciach. – Sue Clearwater nie wierzyła w pogrzeby. Wierzyła w celebrowanie życia.
Chwyciłam garść trawy, rzuciłam mu nią w twarz i zaczęłam wstawać. Złapał mnie za nadgarstek, wtedy wpadłam w panikę. Sam Uley był jednym z najniebezpieczniejszych chłopaków, jakich znałam. Widziałam, jak wymierzył do Paula z pistoletu na jednej z imprez na plaży, tylko dlatego, że Paul niechcący spowodował, że Sam rozlał piwo. Byłam świadkiem, jak przyłożył pięścią nauczycielowi, zaraz przed tym, jak został wydalony ze szkoły. A teraz trzymał mój nadgarstek w mocnym uścisku i wyciągał rękę ku mojej twarzy. Wzdrygnęłam się, gdy dotknął mojego policzka.
– Puść mnie! – Starałam się brzmieć groźnie, ale drżałam, gdy jego palce poznawały moją twarz.
– Jesteś taka ładna. – Uśmiechnął się do mnie i zamarłam.
Nikt nigdy nie powiedział mi czegoś takiego. Nawet Paul, a całowaliśmy się. Cóż, rozkwasił swoje usta na moich i nazwał to pocałunkiem, ale był moim kuzynem, więc to się nie liczyło, bo było obrzydliwe. Nigdy tak naprawdę nie myślałam o chłopcach, ale kiedy Sam wpatrywał się we mnie, poczułam, że się czerwienię.
– Przestań – szepnęłam, usiłując się wyrwać.
Ma szesnaście lat, zły chłopak. Jest mnóstwo dziewczyn w rezerwacie i poza nim, które zabiegają o jego względy. Ja jestem za wysoka, koścista, a ciotka Ruth mówi, że mam wilczą twarz. Tato twierdzi, że to w jej zamierzeniu był komplement, ale dociera do mnie jedynie fakt, że wyglądam jak pies.
– Leah – powiedział miękko, na wydechu. – Nie chcesz iść.
Uśmiechał się do mnie z przymkniętymi powiekami i dziwnym wyrazem twarzy. To spojrzenie wywołało zabawne uczucie w moim brzuchu. Przestałam wyrywać rękę, ale ciągle nie wiedziałam, czego ode mnie chce.
– Jestem tylko dzieckiem – rzuciłam, przypominając mu, co powiedział w czasie wiosennych tańców, gdy moja mama zapytała go, dlaczego nie poprosi mnie do tańca. Odparł wtedy, że nie tańczy z dziećmi.
Jesienią miałam skończyć trzynaście lat i wiedziałam, że nie jestem typem dziewczyny, na którą Sam Uley spojrzałby dwa razy.
– Mimo to jesteś piękna – wyszeptał, przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej, a mnie zaparło dech.
Zdołałam jedynie pisnąć z zaskoczenia, gdy mnie pocałował. Nigdy nie czułam czegoś podobnego. To nie było jak bolesne gniecenie ust przez Paula. To było delikatne, ciepłe i przyprawiające o dreszcz. Czułam jego gorący oddech owiewający moje wargi, gdy jego dłoń wsunęła się za moją głowę. Nie przeszkadzał mi nawet ostry zapach alkoholu ani lekko cierpki smak, który trunek pozostawił na wargach Sama. Dziwne wirujące doznania roztańczyły się w moim brzuchu, gdy Sam jęknął cicho, a potem jego język wsunął się pomiędzy moje wargi.
Spanikowałam i wyszarpnęłam się. Wyglądał na zszokowanego, gdy uderzyłam go mocno w twarz i odwróciłam od niego. Biegłam tak szybko, jak tylko mogłam, nie zatrzymując się, aż dotarłam do domu. Tamtej nocy, gdy leżałam w łóżku, dotknęłam ust i odtworzyłam w pamięci ten pocałunek. Tamtego dnia zakochałam się w Samie Uleyu.


Napełniam umywalkę zimną wodą i biorę głęboki wdech przed zanurzeniem głowy pod powierzchnię. Z zadowoleniem witam zimno boleśnie żądlące moją skórę. Potrzebuję szoku i bólu, by oczyścić umysł. Wyciągam głowę z wody i używam burego, pomarszczonego ręcznika do rąk, żeby wytrzeć twarz.
– ku*** MAĆ! – Niewątpliwy wrzask Jacoba odbija się echem po mieszkaniu. Zdążyłam pokonać korytarz i wbiegam do salonu, gdy rozlega się w nim potężny łomot.
Znajduję Jake’a rozciągniętego na tym, co zostało z jego stolika do kawy. Jęczy i przeklina, gdy pochylam się, by mu pomóc.
– Co jest, do cholery? – krzyczę i podciągam go, żeby uklęknął, a on omal nie przewraca się do tyłu. – Jake!
– Próbowałem wstać – jęczy, opadając na moje ramię i prawie mnie miażdżąc. – System nawigacyjny jest nieaktywny.
– Co za oferma – narzekam, podnosząc się z trudem i wlokąc go ze sobą. Zaczynamy powolny spacer do łazienki. – Następnym razem, gdy zachorujesz, po prostu śpij w wannie. To by znacznie ułatwiło sprawę.


Pięknie proszę, zostawcie ślad, jeśli czytacie...


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Czw 14:40, 30 Cze 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Wto 23:54, 28 Cze 2011 Powrót do góry

Tak na raz dwa. Bardzo dziekuję za kolejny rozdział tego wspaniałego ff. Jednego z najlepszych, jak sądzę. Cudownie na chwilę zatracić się w owej historii, a wciąga niesamowicie (dużą rolę odgrywa, twój przeklad = perfekcyjny).

Cieszę się, iż poznajemy wciąż tajemniczą przeszłość Lei. Jedyne na co mogę narzekać to brak E&L w tym rozdziale, ale za to powrót B.

+

Cytat:
– JAKE! – wrzeszczę, podbiegając do jego bezwładnego ciała przykrywającego starą, wytartą kanapę. – Jeśli nie żyjesz, to cię, ku***, zabiję!

Bolały mnie żebra. Ze zdrowego śmiechu, po przeczytaniu tego.

Dziekuję. Taka dla mnie dobranocka? Tak. Można tak to potraktować, więc dziekuję za piękne zakończenie dnia (00:52, OK wiem, ale co tam).
Weny, czasu, chęci w kontynuacji.
Pozdr.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Czw 14:07, 30 Cze 2011 Powrót do góry

Cześć, Dzwonuś.
Dzisiaj w ramach zmuszenia się do myślenia na inny temat niż otaczająca mnie rzeczywistość, przeczytałam za jednym zamachem ostatnie dwa rozdziały. Nie wiedzieć czemu, najpierw trzynasty, a dopiero potem dwunasty. No cóż, nigdy nie byłam racjonalna.
I powiem od razu, że z chęcią przeniosłam się do świata Lei, choć z pewnymi oporami, bo ostatnio mój stosunek do seksu jest dość specyficzny. No i proszę, taka niespodzianka. Obyło się bez większych obłapianek, lizanek itp. Za to historia z Samem mnie mocno zaintrygowała i powiem szczerze czytałam ją na wdechu. Chory Jake był rozbrajający. Natomiast uśmiałam się przy fragmencie, w którym Leah wspomina ciotkę Ruth i jej komplement, iż ma twarz nomen omen jak wilczyca, z czego dziewczyna rozumie, że jest podobna do psa. Piękne.
Ciekawa jestem co będzie z Bellą. Ona w końcu przyjedzie? Autorka ją połączy z Jacobem, czy z kimś innym. No, nic poczekam. Zobaczę.
W każdym razie bardzo się cieszę, że choć na chwilę się oderwałam i zapomniałam o moim świecie przy tym opowiadaniu, za co Ci, kochana, bardzo dziękuję.
A tak swoją drogą, to muszę przyznać, że to mój pierwszy ff-k przeczytany od bodajże miesiąca. Tłumaczenie, w Twoim wykonaniu, chyba już nie muszę dodawać iż jest genialne.
Ściskam Cię.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 16:06, 30 Cze 2011 Powrót do góry

Witaj, Dzwoneczku!
Dziękuję, że przetłumaczyłaś kolejny rozdział. Wiesz, że lubię to opowiadanie, bo sprawia, że się odprężam i uspokajam. Taka miła lektura i przyjemna.
Nie mam zastrzeżeń do częstych scen erotycznych między Edwardem i Leą, ale podoba mi się to, że ostatnio jest ich mniej, bo dzięki temu poznajemy lepiej bohaterów, ich otoczenie, uczucia, przemyślenia.
Śmiałam się, gdy czytałam te wiadomości od Belli. Jest niesamowita i mam nadzieję, że pojawi się w tym opowiadaniu, w sensie, że będziemy mogły czytać o niej i Lei razem. Nie mogę się tego doczekać.
Ciekawa sprawa z tym Aleciem. Mam nadzieję, że chłopak będzie zdrowy, widać, że Edward mocno się o niego martwi i chce, by był zdrowy, choć nie podoba mu się to, w jaki sposób znalazł się tak wysoko na tej liście. Jednak stan chłopaka jest dla niego ważniejszy.
Wystraszyłam się, że Jacobowi coś się stało, serio. Jezu, miałam aż palpitacje. Dobrze, że żył, bo jak Leah przybiegła do jego mieszkania i zobaczyła go nieruchomego, to już mi najgorsze myśli przebiegały przez głowę. Nie ma to jak faceci, gdy się rozchorują. Skąd ja to znam Laughing
Wspomnienia dotyczące Lei i Sama naprawdę ciekawe, nie spodziewałam się takiego czegoś w tym rozdziale. Mam nadzieję, że ta sprawa będzie bardziej rozwinięta, bo jestem ciekawa.
I tak samo jak Bajka, zareagowałam śmiechem na podobieństwo Lei do wilka Laughing Fajne wkomponowanie sagowego wątku w ff.
Przetłumaczone oczywiście zgrabnie, profesjonalnie i idealnie. Jak zawsze.
Przepraszam, że tak krótko i chaotycznie, ale jestem w dość kiepskim stanie. Jednak dziękuję za ten czas, gdy mogłam choć na chwilę oderwać się od problemów dzięki temu ff.
Buziaki


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anahi
Dobry wampir



Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 2046
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 150 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wlkp.

PostWysłany: Sob 23:41, 02 Lip 2011 Powrót do góry

Ten FF jest naprawdę świetny i mimo, że na tym forum nie przeczytałam wielu fanficków, mogę spokojnie powiedzieć, że ten jest jednym z lepszych jakie kiedykolwiek czytałam. Nie rozumiem więc, dlaczego ma tylko kilku wiernych czytelników. Na początku byłam pewna, że właśnie to opowiadanie zaskarbi sobie wielu fanów, ponieważ jest ciekawe i przede wszystkim oryginalne. Cóż... szkoda. Cieszę się, że mimo to, Dzwoneczku tłumaczysz dla nas dalej. A na dodatek, nadal robisz to doskonale Smile.

Krótka wiadomość od Belli to wciąż za mało! Ciągle czekam na jej przyjazd. Jestem ciekawa jak zareaguje ona na związek Lei i Edwarda, a przede wszystkim, do kogo poczuje miętę Laughing. A może autorka nas zaskoczy, i Belli wcale nie spodoba się Edward, ani Jacob, a jakiś inny pan lub pani. A może nikt? Raczej niemożliwe :D
Zachowanie Jacoba bardzo mnie zaniepokoiło. Pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy to to, że może Jacob kogoś zabił, lub może został zabity. To co się jednak z nim działo przez te dni... No na pewno się nie spodziewałam. Hah, myślę że Jacob pasowałby do Belli idealnie. Nuda by im nie groziła.
Flashback Lei to zdecydowanie najbardziej ciekawa część tego rozdziału. Po pierwsze; Sam Ulley jako rozrabiaka i pijak?! Ta autorka nie przestaje mnie zaskakiwać Laughing. Jego zachowanie w stosunku do Lei nie zapowiadało niczego dobrego. Byłam pewna, że facet ma zamiar bardziej ją skrzywdzić niż pocałować. Nie dziwi mnie, że Leah mogła zakochać się właśnie w takim mężczyźnie. Jestem ciekawa co wydarzyło się później. Przeszłość tajemniczej panny Clearwater jest bardzo interesująca.
Podoba mi się zatroskany Edward. Jego dialogi z Alekiem i Jane zawsze czyta się z uśmiechem na ustach. Mimo to, brakowało mi chociażby krótkiej rozmowy telefonicznej z Leą.

Ściskam, Anahi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anahi dnia Sob 23:45, 02 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 22:19, 30 Lip 2011 Powrót do góry

14. Między obowiązkiem a poświęceniem


Beta: ma owieczka :*



Edward

– Czy to Sarah? – pytam, nie troszcząc się już o stłumienie uśmiechu.
– Edward, powiedziałem ci przecież – narzeka Alec i zwiększa tempo kroków, starając się mnie wyprzedzać. – Nie chcę o tym rozmawiać.
– Zwolnij – wołam i usiłuję się nie śmiać, biegnąc za nim. – Próbując uniknąć tej rozmowy, tylko narazisz się na wzrost tętna.
Zatrzymuje się i wolno wypuszcza powietrze, po czym podnosi wzrok na mnie.
– To przestać zadawać mi pytania! – wrzeszczy, gdy Jane zbliża się do nas z Feliksem podążającym tuż za nią.
– Co jest z wami, do cholery? – Jane wchodzi między nas i kładzie rękę na piersi Aleca.
– Skoro tak się przejmujesz pieprzeniem, dlaczego nie zapytasz jej o tańce? – mówi Alec, umykając ku wejściu do schroniska. Obdarza siostrę przepraszającym machaniem i drzwi zamykają się za nim.
– Sukinsyn – syczy Jane ze zmarszczonymi brwiami, wysuwając dolną wargę.
– Tańce? – pytam ją, ale mój wzrok pada obok, na szeroki uśmiech Feliksa.
– To nic takiego… – mówi Jane, wyglądając na podenerwowaną, a Feliks występuje do przodu.
– Jane zgodziła się być moją parą na Zimowym Balu – oznajmia, kładąc rękę na jej ramieniu.
Czuję, jak moje mięśnie karku i pleców napinają się.
– Powiedziałam, że pomyślę o tym! – sprzeciwia się Jane, spychając dłoń chłopaka z ramienia. – Czy coś się wydarzyło w gabinecie doktora?
– Wizyta przebiegła świetnie – odpowiadam, spoglądając ponad jej głową na rozjaśnioną głupkowatym uśmiechem twarz Feliksa. Nigdy w życiu nie pragnąłem bardziej kogoś walnąć. – Nie pójdziesz na te tańce.
– Co takiego? – Oczy Jane rozszerzają się, a twarz pokrywa rumieniec. – Mogę iść, jeśli zechcę.
– Nie, nie możesz. – Potrząsam głową.
– To mój wybór! – krzyczy, odchylając się do tyłu i ujmując dłoń Feliksa w swoją.
Wzdycham, przeczesując ręką włosy i starając się odgarnąć je z oczu.
– Nie mogę ci na to pozwolić. Mam obowiązek wobec ciebie… obojga was… i innych rezydentów – informuję ich z jękiem frustracji. – To jest niezgodne z zasadami schroniska dotyczącymi związków między mieszkańcami.
– Naprawdę? – Marszczy brwi i splata ramiona. – Nie zauważyłam, żebyś pytał mnie o zgodę, jeśli chodzi o twoją dziewczynę.
Feliks obejmuje ją w talii i zaczyna piorunować mnie wzrokiem.
– Moje życie prywatne nie podlega dyskusji. To dotyczy regulaminu schroniska i niczego więcej! – wrzeszczę i mam to gdzieś.

Nie mogę na to pozwolić.

– To nie twój zasrany interes – warczy Jane, chwytając Feliksa za nadgarstek, po czym ciągnie go w kierunku budynku.
Gdy znika w środku, Feliks zatrzymuje się i spogląda na mnie. Kiedy napotykam jego spojrzenie, przenika mnie dziwny chłód.
– Postaraj się pamiętać, że ona ma piętnaście lat. – Mój głos jest spokojny, lecz wiem, że wyraz twarzy mam groźny.
Feliks jedynie potakuje i wchodzi do schroniska.

Parkuję kilka przecznic od mieszkania Lei i po zgaszeniu silnika poświęcam chwilę, żeby się zrelaksować. Staram się nie myśleć o wizycie Aleca ani o Jane, której udało się pierwszorzędnie odwrócić moją uwagę. Nie wiem, co mi tak bardzo przeszkadza, jeśli chodzi o nią i Feliksa, poza oczywistą kwestią ich wieku.
Nie powinienem był mu nic mówić. Grożenie podopiecznym jest niewybaczalne. I chodzi tu o mój źle skierowany gniew, przeciwko czemu, nie jestem pewien. Może to narastający stres z powodu stanu Aleca albo ta sytuacja z jego tajemniczą dziewczyną. Nie, tak naprawdę się tym nie martwię. Mimo że przeanalizowałem w myślach listę dziewczyn mieszkających w schronisku (podczas dokuczania Alecowi), to jednak nigdy nie widziałem, żeby zamienił więcej niż dwa słowa z którąkolwiek z nich. Doszedłem do wniosku, że jego plany nie były niczym więcej jak pobożnym życzeniem.
Wysiadam z samochodu i podbiegam do głównego wejścia do budynku Lei. Napięcie nadal przyprawia mnie o ból w mięśniach, ale nie przestaję powtarzać sobie: Tylko kilka minut dzieli mnie od relaksu. Mam zamiar zwinąć się na jej kanapie, kiedy będziemy wymyślać, co by tu zjeść na kolację.
Mam nadzieję, że lubi kuchnię hinduską. Znam niedaleko miejsce, z którego dowożą na telefon. Mam ochotę na coś pikantnego. Pukając do drzwi, zaczynam układać w głowie zamówienie. Kurczak tikka masala, jagnięcina vindaloo, ryż basmati, czosnkowe placki naan… Po minucie robię się jeszcze bardziej głodny. Pukam ponownie. Jeśli Leah nie lubi hinduskiego jedzenia, możemy znowu zamówić wietnamskie.
– Leah! – wołam przez drzwi i jeszcze raz pukam.
Dziwne. Sądziłem, że powinna już być w domu o tej porze. Wyciągam telefon i wybieram jej numer. Może ciągle jest w pracy.

Leah

– Przestań się rzucać! – Strzelam Jacoba ręką w głowę i oplatam nogami jego klatkę piersiową, by utrzymać go w miejscu.
– Ciągniesz mnie za włosy! – jęczy i wzdryga się, gdy ja tymczasem kontynuuję mocne wcieranie szamponu w jego skołtunioną czuprynę. – Auć!
Normalnie nie kąpałabym dorosłego faceta, z którym nie uprawiałam seksu, ale nie mogłam znieść wąchania go. Mieszanka kukurydzianego i kwaśno-mlecznego odoru, który wydziela jego niemyte ciało sprawia, że się krztuszę; salon śmierdzi jak sportowy ochraniacz męskich genitaliów. Zamierzam wyrzucić koce, a kanapę najprawdopodobniej spalę.
Odkąd udało mi się władować go do wanny, rzuca się tak mocno, jakbym chciała go utopić. Jęczy i chlapie na mnie, gdy staram się umyć jego włosy. Są niemal takie długie jak moje, ale dwa dni ciągłego spania i pocenia się przemieniły je w szczurze gniazdo. Przysięgam, to przypomina próbę wykąpania pieprzonego mamuta włochatego.
– Siedź spokojnie albo spłuczę je wodą z kibla – warczę, gdy mój telefon zaczyna ryczeć „Zero” Smashing Pumpkins. – ku***!

Edward

– Halo! – Leah odbiera telefon, krzycząc. Muszę odsunąć aparat od ucha na chwilę, żeby odzyskać zdolność słyszenia. – Cholera! Auć! Zapomniałam do ciebie zadzwonić.
– Wszystko w porządku? – pytam. Brzmi, jakby się zraniła.

Gdzie ona jest?

– Taak, po prostu upadłam na tyłek – narzeka i pochrząkuje. – Gdzie jesteś?
– U ciebie – odpowiadam, zastanawiając się, gdzie ona jest, jeśli nie w domu.
– Ja pierdolę – jęczy, a ja obracam się, żeby się oprzeć o drzwi.
– Taki był plan – mówię z uśmieszkiem. – Przypuszczam, że plany się zmieniły.
– Tak – wzdycha i dobiega mnie jakieś chlapanie w tle. – Mój pieprzony kuzyn jest chory i potrzebujący.
Słyszę, jak ktoś przeklina. Zwalczam ochotę, by walnąć pięścią w drzwi. Jacob. Ona się opiekuje tym dupkiem, swoim kuzynem. To ma sens, jest jego jedyną krewną w mieście, ale czy naprawdę nie ma nikogo innego, żeby się nim zajął?
– W takim razie chyba pojadę do domu – mówię powoli, chcąc, by mi przerwała i powiedziała, że źle myślę, ale tego nie robi.
– Taak… – W jej głosie pobrzmiewa skrucha, ale i tak kopię w drzwi. – Będziemy musieli spotkać się kiedy indziej. Ja… przepraszam.
Jej wahanie wywołuje mój uśmiech, tak samo jak przeprosiny.
– Okej – staram się brzmieć beztrosko, zaczynając schodzić po schodach do wyjścia z budynku. – Wiem, jak możesz mi to wynagrodzić – spędzając ze mną weekend.

Leah

– Umm… Myślę, że nie powinniśmy o tym rozmawiać w tej chwili – usiłuję brzmieć swobodnie, mimo że Jacob gapi się na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– Nie ma o czym rozmawiać. – Edward upiera się tym tonem, który sprawia, że mam ochotę krzyczeć. – Mówiłaś, że musisz zrobić pranie. U mnie jest pralka i suszarka. W ten sposób to łatwe i nic nie kosztuje.
Jest w tym za dobry, a ja nie mam możliwości się z nim kłócić. Jacob zaczyna przyglądać mi się z uśmieszkiem, jakby wiedział, że rozmawiam z tym kimś. Tak zawsze to nazywał, gdy razem mieszkaliśmy – widocznie przybieram specyficzny ton, gdy rozmawiam z kimś, kogo pieprzę. Czasami nienawidzę Jacoba, szczególnie wtedy, gdy okazuje się cholernie bystry.
– Dobra – odpowiadam, wstając i odwracając się do Jake’a plecami. Dresy, które od niego pożyczyłam przemokły i spadają mi z bioder.
– Zadzwoń do mnie później. – Jego głos jest nagle cichy i sprawia, że niektóre części mojego ciała napinają się. – Chcę ci powiedzieć dobranoc.
– Okej – udaje mi się wyszeptać, po czym się rozłączam i odkładam telefon na blat.
– Facet czy dziewczyna? – pyta Jacob z szerokim uśmiechem.
– Spadaj! – wrzeszczę, podchodząc do brzegu wanny. – Jestem zakonnicą.
– Jasne – mówi, biorąc myjkę i rzuca nią w moją twarz. – Matka Teresa od lizania cipek.
Śmieje się i natychmiast wstrząsa nim atak potężnego kaszlu.


Bella

– Bells! – Tato krzyczał, jakbym była głucha, machając na mnie. – Wracaj tu zaraz!
– Idę – odburknęłam. Biegnąc do niego, potknęłam się o własną stopę. – Jej!
Poleciałam do przodu, niemal uderzając w ziemię, ale ktoś chwycił mnie w talii.
– Mam cię! – powiedziała Leah, podciągając mnie w górę, bym stanęła na własnych nogach. Trzymała mnie za rękę, gdy podeszłyśmy razem do taty.
– Niezły chwyt, Leah – stwierdził Charlie, otaczając ramieniem jej barki i ucałował ją w czoło. – Usiądźcie sobie tutaj, dziewczynki, a ja przygotuję nam coś do jedzenia – dodał, wskazując na ławkę i czekał, aż usiądziemy, dopiero wtedy zostawił nas same.
Obserwowałam ją kątem oka. Leah opierała głowę o tył ławki i machała nogami. Palnęła mnie w ramię, tak że omal nie straciłam równowagi. Zawyłam i obróciłam się, żeby spojrzeć na nią.
– Jak ci się podoba, jak dotąd, w Magicznym Królestwie, Kaczuszko? – Uśmiechnęła się do mnie i mimowolnie odwzajemniłam uśmiech.
– Umm… jest w porządku. – Wzruszyłam ramionami, starając się wyglądać na wyluzowaną tak jak ona. Wlepiłam w nią spojrzenie. – A ty jak uważasz?
– Podoba mi się – zaśmiała się cicho, ciągnąc mnie lekko za jeden z warkoczy.
Dziś rano mnie uczesała. Nie prosiłam wcale, by to zrobiła. Podeszła, gdy usiłowałam szczotkować moje grube włosy i wzięła ode mnie szczotkę. Gdy ostrożnie je rozczesywała, bardzo przypominała mi ciocię Sue. Chciałam wyglądać tak ładnie jak ona, więc zapytałam, czy mogłaby zapleść mi warkocze.
Leah ostrożnie odsunęła mój warkocz za ramię, po czym upuściła na moje kolana plastikową torebkę.
– Co to jest? – zapytałam, praktycznie rozdzierając torbę, żeby zobaczyć, co jest w środku.
– Pomyślałam, że mogłabyś zrobić użytek ze swojego nowego odtwarzacza CD – odpowiedziała, gdy wyciągnęłam krążek ze ścieżką dźwiękową z filmu „Piękna i Bestia”.
– Dziękuję, że zawsze sprawiasz, że się uśmiecham, Kaczuszko – wyszeptała i objęła mnie.
– Ubóstwiam to – westchnęłam i wsparłam głowę na jej ramieniu.
Dopiero co oglądałyśmy ten film zeszłego wieczoru w naszym pokoju hotelowym. Chciałam wybrać Małą Syrenkę, bo to był mój ulubiony, ale przypomniałam sobie, jak tato powiedział, że powinniśmy rozweselić Leę, ponieważ jej mama umarła. Więc pozwoliłam, żeby Leah wybrała film.
Obejrzałyśmy całość w milczeniu, z naszego hotelowego łóżka. Starałam się ostrożnie ocierać łzy, kiedy bestia niemal zginęła, ale widziałam, że Leah najprawdopodobniej zauważyła, że płakałam. Była taka opanowana i twarda, żałowałam, że ja nie potrafię być taka jak ona. Nie chciałam, żeby widziała mnie płaczącą jak duże dziecko.
Gdy film się skończył, a tato zawołał: „gasić światło”, Leah i ja wczołgałyśmy się do łóżka, żeby zasnąć, ale ja ciągle rozmyślałam o filmie. Leah zapytała mnie szeptem, czy mi się podobał. Odpowiedziałam jej, że tak, a ona wyznała, że to jej ulubiony. Byłam podekscytowana i powiedziałam jej, że identyfikuję się z Piękną, bo uwielbiam czytać. Zapytałam, czy też ją lubi. Prychnęła i poczułam się głupio, aż wyjaśniła, że ona czuje się jak Bestia.
– Okej, a więc mam największe na świecie Słoniowe Uszy* – powiedział tato, podchodząc do nas z naręczem jedzenia.
– Pomogę ci. – Leah zeskoczyła ku niemu z ławki i wzięła wody sodowe z jego rąk.
– Dzięki, Lee Lee – westchnął, po czym usiadł obok mnie. – Jak się mają moje dziewczynki?
– Tato, zobacz, co Leah mi dała – powiedziałam, machając krążkiem CD.
– To wspaniałe – westchnął i spojrzał na Leę. – Jestem szczęściarzem, że mam przy mnie dwie moje ulubione dziewczyny.
Miał tak głupkowaty uśmiech, gdy otaczał nas obie ramionami, że Leah roześmiała się. Ja uśmiechnęłam się, obejmując go rękoma w talii i poczułam ręce Lei przesuwające się po moich, gdy też przytulała się do niego. Siedzieliśmy w ten sposób w cichym, kojącym uścisku i po raz pierwszy poczułam się jak w domu.


– Bella? – Wyraźnie męski głos odbiera telefon, wyrywając mnie ze wspomnień. Waham się przez chwilę przed odpowiedzią.
Mogłabym przysiąc, że zadzwoniłam pod numer, który Leah wysłała mi SMS-em. W zasadzie to po prostu wcisnęłam podkreślony numer w tekście i od razu go wybrało. Kocham mojego iPhone’a.
– Um… taak – w końcu odpowiadam, marszcząc brwi. – Kto mówi?
– Bella! – Śmieje się niskim, rezonującym śmiechem, który przywodzi na myśl Jamesa Earla Jonesa. – Tu Jake.
Mój umysł wykonuje salto do tyłu. Jake? Czyżby ten mały Jacob Black, który łaził za nami po La Push? Nieduży, czarnowłosy chłopiec z promiennym uśmiechem, który zawsze chciał ode mnie wodę sodową? Pamiętam wieczór, kiedy wszyscy biwakowaliśmy na plaży, a on nalegał, żeby pomóc mi rozbić namiot. Przypominam też sobie inne rzeczy, które zdarzyły się tamtej nocy i natychmiast się czerwienię.
– Jakey? – Staram się, by mój głos brzmiał sympatycznie i nie ujawniał druzgocącego zawstydzenia. – Czy to naprawdę ty? Brzmisz bardzo dorośle.
– Taa… Umiem sobie sam podetrzeć tyłek i w ogóle – odpowiada z niskim, chrypiącym chichotem, a ja czuję, że mocniej się czerwienię.
Nie powinnam być zaskoczona, jest tylko o dwa lata ode mnie młodszy. Mimo to wydaje się dziwne, że ten słodki chłopiec, który zawsze przywoływał uśmiech na moją twarz, ma… Jezu, dwadzieścia jeden lat. Jacob jest mężczyzną z niskim głosem i chyba drażni się ze mną.

Mały drań.

– Jesteś o tym przekonany? – staram się przybrać ton Lei, gdy udziela reprymendy palantom w barze. – Bo brzmisz dość dokuczliwie.
Śmieje się głośniej, a ja nie potrafię powstrzymać uśmiechu. Cholera, on ciągle ma to w sobie. Nagle zaczyna mocno kaszleć, a ja mam wyrzuty sumienia. Przygryzam wargę, czekając, aż kaszel mu przejdzie.
– Tu mnie masz – udaje mu się rzucić między kaszlnięciami.
– Wszystko z tobą w porządku? – pytam, czując się głupio, bo jest oczywiste, że nie.

Gdzie, do cholery, jest Leah?

– Nic mi nie jest, to tylko jakiś wirus – mówi, dysząc do telefonu, a ja staram się nie myśleć o tym, ile to już czasu upłynęło, odkąd komukolwiek zabrakło tchu w rozmowie ze mną. – Przypuszczam, że chcesz rozmawiać z Grzmiącą Cipą.
– Jezusie! – Teraz moja kolej, by śmiać się histerycznie. – Powinieneś ostrzec dziewczynę, zanim wyskoczysz z czymś takim, Jakey. Chyba sobie coś skręciłam. Owszem, gdzie ona jest?
– Poszła do sklepu po jakieś żarcie dla mnie – chichocze. Ciągle słyszę mokre rzężenie w jego głosie.
– Aha – odpowiadam i milknę, niepewna, co powiedzieć.
– Aha – powtarza, a potem sam milknie.
Cisza wydłuża się do kilku sekund. Zastanawiam się, czy powinnam po prostu powiedzieć mu, że zadzwonię później. Nagle słyszę w tle głuchy odgłos.
– Z kim ty, do kurwy nędzy, rozmawiasz? – rozlega się niewątpliwy krzyk Lei, a Jacob zaczyna się śmiać.
– Nie twój interes – charczy do telefonu, a potem słyszę odgłosy szamotaniny. – Leah, nie wiem, co cię ugryzło, ja tylko rozmaw… Ała! Puszczaj! PUSZCZAJ!
Nadal dobiegają mnie nieprzerwane krzyki Jacoba z daleka, gdy telefon wydaje dziwny dźwięk.
– Halo! – Leah krzyczy w moje ucho, ale nie dbam o to, bo czuję wielką ulgę, słysząc jej głos.
– Leah! – wydzieram się i macham spazmatycznie rękoma. – Och, kochana, tak bardzo za tobą tęskniłam!

Jake

– Bella? SKARBIE! – śmieje się Leah, po czym trajkocze do niej jak kwoka, gdy ja rozcieram bolące sutki.
– Cholerna suka! – fukam na nią. Pokazuje mi środkowy palec.
– Co u ciebie? – kontynuuje rozmowę, a ja słyszę, jak burczy mi w brzuchu.
– Umieram tu z głodu – narzekam i rzucam w nią butelką po wodzie. Odbija się od boku jej głowy. Leah odwraca się i mrozi mnie wzrokiem. Układam się na mojej starej, skórzanej leżance i obdarzam moją kuzynkę zadowolonym z siebie spojrzeniem.

Zgadza się, przeszkodziłaś mi w pierwszej od lat rozmowie z Bellą i musisz za to zapłacić.

– Przepraszam, Bello. Upierdliwy fiut chce, bym się wzięła za gotowanie – burczy do telefonu. – Taak, myślę, że nie przeszkadzałoby mu, gdybym przełączyła cię na głośnik, prawda… Jakey?
Układam usta w słowo „cipa”, a Leah po prostu ściąga wargi w całusa i przyciska klawisz w telefonie.
– Halo? – Głos Belli niesie się przez pokój, a moje serce przyśpiesza.
– Hej – mówi Leah, odchodząc, by zacząć rozpakowywać torby z zakupami i zabrać się za przyrządzanie światowej sławy klopsa. – To jak, rozmawiamy z trzeźwą i przytomną Bellą? Czy też nadal Bellą z wydania „Na Haju”?
Nie mam bladego pojęcia, o czym Leah mówi, ale nie dbam o to, bo Bella śmieje się przez telefon. Ten dźwięk sprawia, że czuję się, jakbym znowu był dzieckiem.

– Co czytasz? – To był mój zwykły sposób rozpoczynania rozmowy z Bellą – od lat.
– Emmę – powiedziała, przekrzywiając w dłoniach książkę w twardej oprawie, żebym mógł zobaczyć okładkę.
– Coś wartego uwagi? – Kolejne beznadziejne pytanie wydobyło się z moich ust, gdy przegarniałem wygasające ognisko w centrum obozowiska, które Sam i ja zbudowaliśmy na plaży.
– Taak, chyba tak – westchnęła, oglądając się na plażę, gdy dźwięk śmiechu Lei rozniósł się echem w powietrzu. – Duma i Uprzedzenie jest nadal u mnie na pierwszym miejscu.
Zerknęła w stronę plaży, gdzie Sam i Leah powinni spacerować. Oboje wiedzieliśmy, co naprawdę robią, ale gdy Bella skierowała wzrok z powrotem na mnie, zdałem sobie sprawę, że nie chce rozmawiać o tym, jak bardzo zraniło jej uczucia to, że zostawiono ją ze mną.
– To ta z Darcym, prawda? – zapytałem, a jej oczy rozbłysły na te słowa, sprawiając, że moje serce zabiło w zawrotnym tempie.
– Czytałeś to? – Przesunęła się raptownie wzdłuż kłody drewna wyrzuconego na brzeg, której używaliśmy w charakterze ławki, a ja usiłowałem nie dać po sobie poznać, jak bardzo denerwuję się, będąc tak blisko niej.
– Taak, jako lekturę szkolną – przyznałem ze wzruszeniem ramion i ponownie przegarnąłem ognisko.
– To wspaniale. Podoba ci się Darcy? Jaki jest twój ulubiony fragment? – paplała z podnieceniem.
Jej twarz znajdowała się o centymetry ode mnie, a oczy były szeroko otwarte, gdy uśmiechała się do mnie. Bella nigdy przedtem nie poświęciła mi tak wiele uwagi. To było dość intensywne i trochę mnie przerażało. Nagle nie potrafiłem sobie przypomnieć niczego o tej książce poza tym, że nie znosiłem Darcy’ego. Namówiłem Leę, żeby pomogła mi w wypracowaniu, ale pamiętałem jedynie to, że porównałem podział klasowy do współczesnego rasizmu. Właściwie to Leah zrobiła to porównanie, a ja głównie spisałem wszystko, co powiedziała.
– Um… czy ja wiem? – grałem na zwłokę, wzruszając ramionami i głowiąc się nad jakąś odpowiedzią.
Nie zależało mi już na wywarciu na niej wrażenia. Nie chciałem tylko się pogrążyć. Przychodziło mi na myśl jedynie to, jak głupia według mnie była Lizzie, durząc się w takim palancie jak Darcy oraz to, że pan Bennett wydawał się nienawidzić swojej żony. Nawet Jane mnie irytowała i nie znosiłem tego, że młodsze siostry były ignorowane. Nie Lydia, bo kto, do cholery, byłby w stanie ignorować tę chodzącą katastrofę, ale Mary i Kitty. A szczególnie Kitty, jej nigdy nie dostrzegano.
– Kitty! – wypaliłem, a zaraz potem poczułem się jak idiota.
– Och… naprawdę? – Bella wyglądała na rozczarowaną i poczułem się jeszcze bardziej głupio.
– Tak sądzę. – Zwiesiłem głowę, żałując, że nie odmówiłem Lei, gdy zaproponowała, by pojechać z nimi na doczepkę. Wiedziałem, że chodziło jej jedynie o to, bym dotrzymał towarzystwa Belli, ale miałem to gdzieś. Byłem zbyt podekscytowany szansą spędzenia z nimi wspólnego czasu, by odmówić. Gdy podjechali po mnie i zobaczyłem zmieszanie na twarzy Belli, poczułem się okropnie, ale i tak pojechałem. Widywałem Bellę jedynie kilka razy do roku, jeśli miałem szczęście. Mimo to było mi przykro widzieć, jak starała się ukryć rozczarowanie, gdy wskoczyłem do furgonetki Lei.
Potem zrobiło się jeszcze gorzej, gdy Sam pojawił się zaraz po tym, jak rozbiliśmy obóz. Miał ze sobą sześciopak piwa i starał się zachowywać milutko, gdy zapytał, czy może pożyczyć Leę na spacer. Bella wyglądała na bardzo zranioną, kiedy zostawili nas siedzących przy ognisku.
– Dlaczego Kitty? – zapytała, odkładając książkę i dotykając ręką mojego ramienia.
Teraz na jej twarzy widniał taki sam słodki, wymuszony uśmiech i żałowałem, że w ogóle otworzyłem gębę.
– Nie wiem. Może dlatego, że nikt jakby jej nie doceniał – powiedziałem, nie bardzo wiedząc, do czego zmierzam, ale Bella sprawiała wrażenie zainteresowanej, więc kontynuowałem:
– Kitty i Lydia były najlepszymi przyjaciółkami, ale gdy tylko pojawił się ten facet, Wick, Lydia porzuciła siostrę jak gorącego ziemniaka.
– Właściwie to stało się wtedy, gdy pani Foster zaproponowała Lydii, żeby pojechała z nią do Brighton – poprawiła mnie i zachichotała.
– Taak – szepnąłem, zauważając, że Bella dygocze. – Zimno ci?
– Trochę – mówiąc to, zaszczękała zębami. Natychmiast otoczyłem ją ramieniem.
Wziąłem jedną z jej rąk i miałem wrażenie, jakbym trzymał kostkę lodu.
– Jezu, Bella – chuchnąłem na jej zziębnięte palce. – Jesteś jak góra lodowa.
– Już mi lepiej – powiedziała, przyciskając czoło do mojego policzka. – Więc współczujesz Kitty, że została sama?
Nie mogłem uwierzyć, że Bella ciągle chciała dyskutować o książce. Myślałem tylko o tym, jak blisko mnie była, jak mała wydawała się jej dłoń we wnętrzu mojej i co by się stało, gdybym po prostu obrócił głowę i mógł ją pocałować.
– Nie – westchnąłem, ocierając się policzkiem o jej zimne czoło i starając się odkryć, jak to wyjaśnić. – Bardziej chodzi o to, że nikt nie dał jej szansy, żeby była czymś innym niż… No nie wiem. Jakoś zasmuciło mnie, że nikt nie widział, iż była czymś więcej niż tylko małą towarzyszką Lydii. To głupie.
Jęknąłem i rzuciłem kijem, którego używałem do rozgarniania ogniska
– To nie jest głupie, Jake – westchnęła Bella. Odchyliłem do tyłu głowę, by spojrzeć na nią. – To słodkie.
Wpatrywała się we mnie, lodowatą ręką dotykając mojego policzka. Przeszedł mnie dreszcz, gdy mnie dotknęła. Spostrzegłem, że coś przemknęło po jej twarzy. Już miałem zapytać, czy chciałaby moją kurtkę, gdy pochyliła się i przycisnęła swoje usta do moich.
Zamarłem, czując jej oddech owiewający mi wargi i wtedy coś zaskoczyło w moim mózgu. Ja też się pochyliłem, kładąc dłoń z tyłu jej głowy, tak jak Sam to robił z Leą. Bella otworzyła usta i poczułem wślizgujący się język. Gdy wsunął się do moich ust, nabrałem raptownie powietrza, a ona jęknęła.
– Sam! – dyszący krzyk Lei przeciął powietrze i Bella w mgnieniu oka odskoczyła ode mnie.
I już podnosiła się i kuśtykała w stronę namiotu.
– Dobranoc – wymamrotała, nurkując w jego wnętrzu, po czym zasunęła za sobą zamek.


– Hej, ciemna maso! – śmieje się Leah, a ja czuję, jak coś odbija się od mojego czoła. Natychmiast piorunuję ją wzrokiem. – Bella zadała ci pytanie.
– Hę? Och, przepraszam, Bello – mamroczę, próbując przemieścić się na fotelu, ale w końcu i tak przesuwam się z powrotem na to samo miejsce. – Co mówiłaś?
– Wyraziłam tylko nadzieję, że moglibyśmy wszyscy pojechać tego lata na biwak – jej głos wydaje się dobiegać z daleka, a ja znowu zaczynam czuć przeziębienie.
– Cholera – nagle tuż obok mnie rozbrzmiewa głos Lei, która przyciska dłoń do mojego czoła. – Bello, będziemy musiały się rozłączyć. Wraca mu gorączka.
– Nic mi nie jest – chrypię, ale Leah ignoruje mnie i podchodzi do blatu.
Bierze do ręki komórkę i zdejmuje ją z przystawki głośnomówiącej, zabierając piękny głos Belli.
– Wiem, ale będziemy miały na to mnóstwo czasu, kiedy tu dotrzesz – mówi cicho, idąc z powrotem do mnie. – Też nie mogę się doczekać. Okej. Ja też cię kocham.
Rozłącza się przyciskiem i wsuwa telefon do kieszeni.
– Chciałem się pożegnać – szepczę. Moja głowa wydaje się ciężka i spuchnięta.
– Dostaniesz szansę przymilania się, kiedy Bella przyjedzie – odpowiada Leah, ciągnąc za kołdrę i owijając mnie nią ciasno. – Teraz musimy cię rozgrzać.
Wspina się przez poręcz fotela, wślizgując za mnie, po czym otacza ramionami moje barki i przyciska twarz do mojego karku. Natychmiast robi mi się cieplej i czuję się lepiej. Leah ma w sobie tę magię, która zawsze daje mi poczucie bezpieczeństwa. Tato mawia, że odziedziczyła to po cioci Sue, ale ja ledwo ją pamiętam. Kiedykolwiek byłem chory lub miałem jakąś ranę, to właśnie Leah się mną opiekowała. Dbała o to, by Rebecca i Rachel nie dawały mi się we znaki i pomagała mi w zadaniach domowych. Robiła dla mnie zupę albo klopsa i opowiadała historie na dobranoc.
– Opowiedz mi o wilku i księżniczce – mamroczę, czując, jak zamykają mi się powieki, a umysł zasnuwa mgła.
– Okej – mówi, owiewając moją skórę oddechem i przepędzając chłód. – Była sobie kiedyś księżniczka, która nie lubiła być księżniczką. Więcej zadowolenia przynosiła jej zabawa ze zwierzętami w lesie. Ojciec ostrzegał ją, by była ostrożna, bo zwierzęta mogą ją zranić, nawet jeśli są jej przyjaciółmi.
– Przeskocz do tej dobrej części – marudzę, próbując przyjąć wygodniejszą pozycję, a Leah śmieje się cicho w moje włosy.
– No dobrze – wzdycha, na chwilę zaciskając ramiona wokół mnie i całuje mnie w czubek głowy. – Pewnego dnia księżniczka natknęła się na wilka złapanego w sidła. Warczał i szczekał na nią, gdy podeszła blisko…
Jej głos staje się niskim mruczeniem, gdy odpływam w sen.


* Elephants Ears – rodzaj amerykańskich racuchów


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Sob 22:20, 30 Lip 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Sob 23:39, 30 Lip 2011 Powrót do góry

Dobry wieczór, to tylko ja. Przychodzę powiedzieć, że przeczytałam kolejny rozdział, a co więcej – Dzwonuś – miałaś rację od samego początku. To opowiadanie, nie dość, że wciąga coraz bardziej, to staje się coraz bardziej intrygujące i takie normalne – w dobrym słowa tego znaczeniu.
Bez mormońskich przynudzań Stefci, wyidealizowanego świata istot nadprzyrodzonych, gdzie nawet wampir i wilkołak stoją często po dobrej stronie Mocy.
Autorka tego opowiadania barwnie żongluje konwencją zmierzchu, widać że ją to bawi, choć częściowo, niektóre rysy charakteru głównych bohaterów pozostawia bez zmian, świadomie chyba ocierając się o kanon, żeby było zabawniej i ciekawiej.
Siedziałam sobie na forum, z lekka się nudząc, kiedy zobaczyłam, że dodałaś kolejny rozdział. Przeczytałam zachłannie, co tu dużo mówiąc, zwłaszcza, że w końcu zaczyna się coś dziać pomiędzy Bellą a Jake’iem. Może „coś dziać” to za dużo powiedziane, jak na ten moment, ale mnie ujęły wspomnienia Belli i zachowanie wilczka. Nie mówiąc o bajce o księżniczce i wilku, którą mu opowiadała Leah.
Co mi się podoba w tym opowiadaniu? Przede wszystkim dwie rzeczy. Na jedną z nich już dawno zwróciłam uwagę: świetnie przedstawione postacie, wyraziste, pełnokrwiste, ludzkie wraz ze wszystkimi swoimi przywarami, wadami i upodobaniami. Żadne porcelanowe lale, wydumanie niedoścignione ideały, nadprzyrodzeni supermani i najpiękniejsze kobiety świata. Zwykli ludzie, ze swoimi problemami, troskami – jedni mniej, drudzy bardziej, co również jest normalne – żyjący tu i teraz. Bez wzniosłych, patetycznych gadek o wielkiej, dozgonnej miłości, która jest tak prawdziwa jak ja jestem księżniczką hiszpańską.
Confessions to nie tylko sex & dragi i kasety video, to życie, które ktoś przelał na papier i chwała mu za to. A Tobie Dzwonku za to, że je tłumaczysz.
Drugą rzeczą, która mnie ujęła w tym tekście, całkiem niedawno to sobie uświadomiłam, to właśnie ta autentyczność. Taka historia może się wydarzyć równie dobrze każdej z nas. Co prawda nie każda z nas ma taki temperament jak Leah, ale to jest moim zdaniem tylko tzw. pieprzny dodatek do właściwej historii, który ma na celu przyciągnąć czytelników.
W tym opowiadaniu, że tak ośmielę się powiedzieć, nie o seks chodzi, lecz zdecydowanie o coś więcej. O wielorakość relacji międzyludzkich, o to, do czego dążymy we współczesnym świecie, pewnie też o miłość – przeciwstawną do tej nadmiernie wyidealizowanej przez Meyerową, ale zdecydowanie bardziej prawdziwą i rzeczywistą ( i nie mówię tu o tym, że Edzio jest lub nie jest wampirem, to jest najmniej ważne).
Dzwonuś, to tyle przemyśleń na dzisiejszy wieczór. Dzięki, że tłumaczysz Confessions, bo to opowiadanie daje do myślenia.
Buziak, Baja.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Anahi
Dobry wampir



Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 2046
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 150 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wlkp.

PostWysłany: Wto 15:12, 02 Sie 2011 Powrót do góry

Po komentarzu BajaBelli nie wiem za bardzo co jeszcze mogłabym dodać. Podobał mi się ten rozdział, nawet bardzo. Relacja Lei, Jacoba i Belli to najlepsza rzecz w tym opowiadaniu. Ostatnio zastanawiałam się z kim autorka połączy pannę Swan. Jacob jak na razie bije swoją książkową wersję na głowę (z resztą tak jak i reszta bohaterów), więc myślę że mogłabym ich razem polubić :D Edwarda było mało znów, szkoda. Nie rozumiem czemu nie mógł zrozumieć, że Leah chce zaopiekować się swoim chorym kuzynem, a nie spędzić z nim kolejny wieczór. Wyluzuj Edwardzie Laughing.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:09, 02 Sie 2011 Powrót do góry

Hej, Dzwoneczku!

Przepraszam, że przybywam z komentarzem dopiero teraz. Wcześniej nie mogłam znaleźć czasu. Ale już nadrabiam!
Rozdział bardzo mi się podobał. Za największy plus uznaję retrospekcje, które sprawiły, że zrobiło mi się bardzo ciepło na sercu. Pierwsze wspomnienia - Charlie, Leah i Bella - było w tym coś naprawdę cudownego, czułam więź między dziewczynami, już wtedy było widać, że są prawdziwymi przyjaciółkami, jak widać. Tak pozostało. Mam nadzieję, że w końcu zobaczymy w teraźniejszości duet Bella/Leah. Czekam i czekam, a doczekać się nie mogę.
Drugie wspominki - Bella i Jake. Ta ich rozmowa o książce, nieporadność Jake'a, jego próby wykręcenia się z zaczętego tematu, wybrnięciu z sytuacji i ten uroczy pocałunek - bardzo mi się to podobało i aż się uśmiechnęłam. Coś czuję, że jeśli Bella w końcu się zjawi, coś zaiskrzy między nią a Jacobem. Mam przynajmniej taką nadzieję. Bella przez telefon już zrozumiała, że Jake nie jest już chłoptasiem, jakiego pamięta z dawnych czasów. Więc czemu nie?
Widać również, że zarówno Leah jak i Bella tęsknią za sobą i chciałyby się już spotkać. Dlatego po raz kolejny powtarzam - kiedy? Ja już chcę, by Bella dołączyła do Lei w teraźniejszości, realnie, ciałem i duchem.
Świetne było kąpanie Jacoba, przemyślenia Lei o wyrzucaniu rzeczy, smrodzie i w ogóle. Śmiałam się potwornie na tym fragmencie. I zachowanie Jacoba, gdy rozmawiała z Edwardem przez telefon - boskie. Jestem ciekawa, czy będzie jeszcze drążyć ten temat. Przekomarzanie się Lei i Jake'a jest wspaniałe i bardzo miło mi się to czytało.
Poza tym Leah ładnie zajęła się Jacobem. Miło z jej strony. Szkoda tylko, że nie zadzwoniła do Edwarda, który chciał się oderwać od przyziemnych spraw, chciał się zrelaksować i w ogóle.
No właśnie, Edward. Martwi się o swoich podopiecznych, prawie jak o swoje dzieci. Czuje za nich odpowiedzialność, chce dla nich dobrze, nie chce, by stała się im krzywda. Traci przy tym nerwy, stresuje się, ale dzięki temu widać, jak bardzo mu zależy i jak bardzo martwi się o los tych dzieciaków.

Lubię to opowiadanie. Z każdym rozdziałem coraz bardziej. Wspaniale się rozwija. Bardzo przywiązałam się do bohaterów, mają naprawdę ciekawe i złożone charaktery, nie są jednowymiarowi. Czytanie o ich poczynaniach sprawia mi dużą przyjemność. Dzięki nim odrywam się od zmartwień i kłopotów.
Dziękuję Ci, Dzwoneczku, za te chwile z Leą, Edwardem i resztą. Za to, że tłumaczysz cierpliwie, cudownie, wkładając w to pracę i serce. Dziękuję.

Czekam cierpliwie na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 18:11, 06 Sie 2011 Powrót do góry

Ha, nadrobiłam! I to z prawdziwą ciekawością, bo przecież Jake i Bella, kolejne odkryte karty. Wszystko się pewnie ze sobą zazębi, przynajmniej na to się zanosi, ale autorka lubi dawkować. Starczy Ci, Dzwoneczku, weny, gdy widać, że forum jednak woli milczeć? Tłumaczysz na wysokim poziomie - to jest bezsprzeczne. Widać, że razem z betą tworzycie zgrany zespół. Kurczę, tylko... Czy to dobrze - mieć dość głównego bohatera i czekać na rozwinięcie wątków pobocznych? Chętnie bez łóżka wszędzie i prawie, ale jednak, zawsze? Fabuła w końcu nie mniej się autorce udała...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 19:33, 08 Sie 2011 Powrót do góry

EKhm... to ja przybywam i naprawdę nisko pełznę... gdzieś w okolicach stycznia miałam tu być... a tu nagle lipiec... życie potwornie szybko biegnie... pewnie jest lekkoatletą :P

więc lecimy z tym koksem

7

Cytat:
Smakowało, jakbym lizała podłogę w barze dla motocyklistów
idealny opis palenia - gdyby zamieszczano ten napis na każdej paczce - koncerny tytoniowe upadałyby jeden po drugim ;P a motocykliści myliby częściej podłogi :P

Cytat:
Uwielbiam czuć, jak pracują mięśnie jej szczęki.
hm... czy tylko dla mnie zabrzmiało to dwuznacznie? no i przypomniało mi się jak na meczu kosza dostałam w szczękę - od tamtej pory ilekroć próbuję otworzyć szerzej usta - przeskakuje mi głośno kość :P

Cytat:
Jego penis wślizguje się pomiędzy moje pośladki i muszę zrobić wydech, by zachować godność. W tym momencie mam ochotę pchnąć tyłkiem w jego stronę i odtworzyć scenę z filmu o zakładzie karnym.
hm... byłaby mniej ciekawa, bo Leah jest kobietą...

Cytat:
– Nigdy się nie umyję, jeśli z tym nie skończysz – jęczę, gdy wsuwa dłoń pomiędzy moje nogi i zaczyna zataczać palcem okręgi na łechtaczce.
– Mówisz tak, jakby to było coś złego – śmieje się przy moich wargach.
czyli jednak tak bardzo nie śmierdziała...

Ta część o legendzie jest... jejku... naprawdę dobra... cały czas mam dziwne przeświadczenie, że Leah opowiadała o sobie... w jakiś taki metaforyczny sposób... biegniesz, bo chcesz zapomnieć.... o ilu z nas można tak powiedzieć?
widzę, że dzisiaj jestem w stanie skomentować tylko 7, ale tym razem będę wracała do skutku, bo zrobiłam sobie takie zagłości, że aż strach...
tymczasem rzeknę, jako żywo, iż lubię, gdy w opowiadaniu jest wiele wątków... tutaj mamy skomplikowane uczucie, które samo w sobie już jest ciekawym wątkiem... wiele postaci, które nakreślają nam się powoli po drodze i pewnie zostaną odpowiednio wykorzystane w przyszłości... do tego Demetriego i jakieś podejrzane sprawy... co pewnie będzie ogromną dawką adrenaliny oprócz sprawy Emmett - Leah - Edward... czyli dlaczego bracie pieprzysz się z moją byłą... (gdzieś coś słyszałam o jakiś podejrzanych męskich paktach... )

Dziękuję zatem na razie za każdy do siódmego rozdziału - jak bogowie będą łaskawi i ciocia skleroza tym razem mnie nie odwiedzi - przybędę już jutro :)

Pozdrawia
kirke
córka marnotrawna, która nie chciałaby widzieć jak Leah upuszcza mydło pod prysznicem - mimo wszystko nie jest w moim typie :P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 21:30, 12 Wrz 2011 Powrót do góry

Wiem... długo było... Embarassed


15. Droga do Tikkun Olam*

Beta: offca :*


Leah

Podjeżdżam pod dom Edwarda, gdy słońce zaczyna zachodzić. Jakaś część mnie żałuje, że zgodziłam się zostać. Czuję się wypalona po długim dniu pracy i jeszcze dłuższej nocy niańczenia Jake’a. Tkwiąc pomiędzy jego śmierdzącą kanapą a majakami w gorączce, miałam szczęście złowić dwie godziny uczciwego snu.

– Leah! – Krzyczał, a ja niemal skręciłam kark, biegnąc do jego pokoju z salonu. – Spraw, by przestały! LEAH!
Miotał się jak szalony, przez co nie można było się do niego zbliżyć i go obudzić.
– Jake! – wrzasnęłam jego imię i rzuciłam się na niego całym ciałem. – Jestem tu, Jake!
Gdy tylko usłyszał mój głos, uspokoił się. Natychmiast zaczęłam się pocić, będąc przyciśnięta do jego gorącej skóry.
– Powiedziały, że to moja wina. – Ciągle śnił i płakał.
Nienawidziłam tych snów Jake’a. Minął rok, odkąd miał ostatni, ale to chyba jeszcze gorzej. Nie jestem przygotowana, by patrzeć na jego ból i czuć się, jakby mnie rozdzierało od wewnątrz. Biedny Jake, miał ciężko, dorastając w towarzystwie tych dwóch pizd, jego starszych sióstr. Był bity, wpychany do kosza na brudną bieliznę i mówiono mu, że matka chciała, by był dziewczynką – wszystko dlatego, że jego siostry nie potrafiły poradzić sobie z jej śmiercią. Każdy znajdował wymówki na ich zachowanie, bo to właśnie robi rodzina, gdy nie chce się babrać w gównie. Ciotka Ruth mawiała, że dziewczynki potrzebują matki, by nauczyć się współczucia i miłości, ale ja tego nie kupuję. Straciłam mamę i nie jestem podłą suką. No, w każdym razie w stosunku do mojego młodszego brata.
– To tylko sen – szepnęłam i dmuchnęłam w jego twarz, starając się go ochłodzić i trochę uspokoić.
– Nie – wykłócał się, odwracając ode mnie głowę, a spod jego powiek wydostały się świeże łzy. – Becca powiedziała…
– Nie obchodzi mnie, co powiedziała – przerwałam mu i zmusiłam go, by zwrócił twarz z powrotem w moją stronę. – Jestem od ciebie starsza i mówię, że to NIE JEST twoja wina, do cholery! Słyszysz mnie?
Zamrugał i otworzył oczy.
– Leah? – Miał ochrypły głos, a jego skóra okazała się nagle chłodna i wilgotna. Chyba nareszcie gorączka mu spadła. – Co ty robisz?
Sprawiał wrażenie zdezorientowanego i trochę spanikowanego. Wywróciłam oczami.
– Hej, to ty chwytałeś mnie za cycki i nazywałeś Bellą – powiedziałam, uderzając dłonią o jego wilgotną klatkę piersiową. Starałam się jednocześnie nie wybuchnąć śmiechem, widząc przerażenie Jake’a.
– Ja CO? – Zaczął kaszleć i zrobiło mi się trochę głupio.
– Tylko cię wkręcam – roześmiałam się, wstając i spojrzałam na zegarek. – Twoje chrapanie mnie obudziło, a za trzy godziny muszę iść do pracy. Obróć się na bok, paskudo.
Odwróciłam się w drugą stronę, ku śmierdzącej kanapie, gdy on tymczasem zrzędził, jaka to ze mnie suka.



Edward wysiada z volvo i wolno zbliża się do mnie z uśmiechem na swojej ślicznej buźce. Przez ułamek sekundy rozważam wrzucenie wstecznego, ale jest za późno. Już stoi obok moich drzwi, a ten uśmiech niemal mnie oślepia.

Ja pierdolę.

Hej – mówi Edward, otwierając dla mnie drzwi i podaje mi rękę, jakbyśmy byli w jakimś serialu BBC Classic.
–Taa… – mamroczę, ignorując jego dłoń przy wysiadaniu i idę zabrać moje torby z platformy furgonetki.
Edward podąża za mną w milczeniu i chwyta za drugą torbę. Przerzuca ją sobie przez ramię, posyłając mi uśmieszek i przetrząsa kieszeń. Gapię się na niego, gdy wyciąga klucze.
– Gotowa? – pyta, przerzucając je jedną ręką, by znaleźć ten od domu.
– Jasne – wzdycham ciężko, zawieszając sobie na ramieniu marynarski worek, po czym idę za nim po schodkach, do drzwi frontowych.
Obserwuję jego plecy, gdy wkłada klucz do zamka i staram się zwalczyć uczucie przerażenia, które przenika mnie, kiedy Edward otwiera drzwi. Mam spędzić z nim cały weekend, w jego domu. To nie brzmi dobrze.

Jak to się stało, że dałam mu się na to namówić?

– Lubisz hinduską kuchnię? – Edward stawia moją torbę przy drzwiach i kieruje na mnie ten pieprzony olśniewający uśmiech.
– Uwielbiam – odpowiadam, wypuszczając z ręki worek, żeby zdjąć kurtkę, następnie kładę ręce na biodrach. – Co kombinujesz, Uśmieszku?
Edward tylko się śmieje, ściągając marynarkę i rzuca ją na podłogę. Spoglądam w dół na ciemnoszarą część garnituru, która rozchyla się, ukazując lśniącą markową metkę: Valentino. Edward właśnie cisnął na podłogę, jak jakąś szmatę, marynarkę, która bez wątpienia kosztuje tysiąc dolarów. Przygryzam wargę, niepewna, co bardziej mi przeszkadza: to, że ona kosztuje prawie tyle co moja miesięczna opłata za mieszkanie czy to, że Edward nagle porzucił swoją obsesyjną potrzebę sprzątania niczym pieprzona house frau.

Co jest z nim nie tak?

– Chodź tutaj – wzdycha, wsuwając palec za pasek moich dżinsów i ciągnąc mnie do przodu.
– Hm – chrząkam, starając się, by na mojej twarzy pozostał obojętny wyraz, pomimo uczucia, jakie wywołuje jego chłodny palec sunący poniżej mojego pępka i przyprawiający mnie o skurcze.
– Cieszę się, że tu jesteś – mówi Edward ściszonym głosem, przyciągając mnie w swoje ramiona, i przykłada wargi do mojej skroni.
Poruszam się, by przycisnąć twarz do jego szyi, pozwalając sobie na chwilę rozkoszowania się jego mydlanym, korzennym zapachem i wzdycham: – Cieszę się, że wreszcie skończył mi się pieprzony okres.
To przypomina przekręcenie przełącznika – w jednej minucie Edward tuli mnie, a w następnej rzuca się na moje usta, jakby próbował pieprzyć mnie językiem. Jęczę. To jedyna rzecz, którą mogę zrobić, gdy jego język wymalowuje wnętrze moich ust. Edward prowadzi nas do tyłu, jednocześnie rozpinając mi dżinsy, po czym odsuwa się, by szarpnięciem zsunąć je w dół, do moich kostek.
– ku***! – Upadam do tyłu, na kanapę, a on zdejmuje mi buty i rzuca nimi przez pokój. – Gdzie się pali?
Chichocze, ściągając ze mnie spodnie i bieliznę. Nurkuje pod moją nogę, a potem oblizuje wargi, wpatrując się w wyeksponowaną cipkę. Chwytam się oparcia kanapy dla utrzymania równowagi, gdy on zniża nade mną usta; zachłystuję się powietrzem, kiedy wsuwa we mnie język.
– Edward – dyszę. Moje gałki oczne obracają się do wnętrza głowy, a on warczy w moje wnętrze. – Cholera, jeśli nie przestaniesz tak robić…
Nie jestem już w stanie mówić. Jestem zbyt blisko szczytowania w jego ustach. Lśniące zielone oczy przypatrują mi się, gdy wargi przenoszą się na łechtaczkę, a palce powoli zaczynają mnie pieprzyć, zmuszając do wicia się i dyszenia. Doznania sprawiają, że pojękuję i drżę, kiedy on unosi moje nogi z podłogi. Ściskam kanapę, by uchronić się od upadku, gdy moje stopy lądują na jego barkach, a uda oddalają się od siebie jeszcze bardziej.
– Jestem tak cholernie blisko – jęczę, zamykając oczy i starając się złapać dech.
Nagle czuję, jak w moją cipkę uderza podmuch chłodnego powietrza. Spoglądam w dół, między moje nogi. Edward patrzy prosto na mnie.
– Trzymaj oczy otwarte – nakazuje cichym głosem, a jego oddech tańczy na mojej obolałej łechtaczce, przyprawiając mnie o dreszcze.
Wtedy ściąga wargi i, cholera, dmucha na mnie. To tak, jakby właśnie „odpalił” moją cipkę za pomocą piorunochronu. Mój tyłek sam się unosi z kanapy, a ja krzyczę i widzę plamy przed oczami, ale ani na sekundę nie przerywam kontaktu wzrokowego.
Edward warczy i wsysa do ust moją łechtaczkę, ponownie wsuwając we mnie palce. Uczucie łaskotania zaczyna się rozprzestrzeniać po mojej miednicy jak ogień. Nie potrafię powstrzymać bioder od poruszania się synchronicznie z jego wtłaczanymi do mojego wnętrza palcami. Nadal drażni mnie oddechem, językiem przeciągając po najwrażliwszym miejscu i muszę zagryźć mocno wargę, by powstrzymać się od zamknięcia oczu. Jego palce obracają się i zakrzywiają wewnątrz mnie. W tym momencie czuję smak krwi. Edward jęczy w moją cipkę, a ja nie mogę zapanować nad krzykiem, który wydziera się ze mnie, gdy szczytuję.
– Ja pieprzę! – dyszę, gdy Edward wstaje i wyciera ręką wilgotne usta.
– Mm… świetny pomysł – mówi, a jego głos jest chrapliwy i diabelnie seksowny.
Ustawia się między moimi drżącymi nogami, szperając w kieszeni i wyciąga kondom.
– Żartujesz sobie? – śmieję się, czując zawroty głowy. Nagle zaczynam upadać do tyłu. – O rany!
Edward chwyta mnie za nogi i przyciąga z powrotem, owijając je sobie wokół talii. Obejmuję rękami jego szyję, by utrzymać się w tej pozycji. Nadal się trzęsę i zaciskam, ale on zachowuje się, jakby miał misję do spełnienia. Rozpina rozporek w spodniach i już widzę dlaczego. Jego członek jest praktycznie purpurowy, a napletek zupełnie odciągnięty.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek przywyknę do wyglądu jego penisa, a tym bardziej, że ten widok będzie mnie aż tak podniecać. Główka lśni, gdy Edward zaciska na niej dłoń i pompującym ruchem przesuwa rękę wzdłuż trzonu. Nie wiem, czy zdaje sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił, ale oglądanie, jak się pieści, jest tak mocnym bodźcem, że wprawia mnie w mimowolne dreszcze.
– Pośpiesz się – syczę, wbijając paznokcie w jego szyję, a on jęczy.
Kiedy Edward zmaga się z założeniem kondomu, włosy wpadają mu do oczu, więc przekrzywia głowę na bok. Sięgam dłonią, odgarniam je palcami, delektując się ich jedwabistością. Gdy kończy odwijać prezerwatywę, opiera o mnie penisa i wolną ręką chwyta mnie za udo. Nagle pokój wydaje się zbyt mały, gdy jego kciuk gładzi kolistymi ruchami wnętrze mojego uda, a on wydaje z siebie najbardziej seksowny pomruk. Drżące westchnienie opuszcza moje wargi. Edward spogląda na mnie, a kącik jego ust unosi się w uśmieszku.
– Hej – mówi, niemal pozbawiony tchu. Jego oczy lśnią w gasnącym blasku słońca, sączącym się przez okna.
– Hej – odpowiadam oszołomiona i trochę zagubiona.
Czuję wszystko: jego oddech muskający moją twarz, główkę jego członka ocierającą się o łechtaczkę i rękę ściskającą moje udo. Usiłuję mrugnąć, ale nie mogę przestać wpatrywać się w niego i jestem przekonana, że zaraz zemdleję. Oczy Edwarda marszczą się w kącikach. Zdaję sobie sprawę, że to dlatego, że znowu się uśmiecha. Pochyla się do przodu, muskając swoimi wargami moje i nagle mogę znowu oddychać.
– Tęskniłem za tobą – szepcze tuż przy moich ustach. Wyrywa mi się mały jęk.
Pocałunek jest delikatny i powolny, jakby Edward miał cały czas świata i planował go wykorzystać. Smakuje moją dolną wargę, potem górną. Jego język owija się dookoła mojego, by masować go dokładnie w ten sam sposób, w jaki robił to na mojej łechtaczce, czym przyprawia mnie o dygot. W odpowiedzi wydaje z siebie warkot, po czym jednym długim pchnięciem zagłębia się we mnie. Niemal płaczę pod wpływem tego cudownego uczucia. Ja też za tym tęskniłam.
Wślizguje się do samego końca, a ja, z jego językiem w ustach, wciągam raptownie powietrze. Tak ma być, to odczuwanie jego obecności wewnątrz mnie sprawia, że wszystko inne odpływa w cień. Chcę tego, nie, potrzebuję tego tak bardzo, że przywieram ściśle do niego. Zostaje tam, gdzie jest, nie porusza się, ale nie przestaje mnie całować i wydawać tych niskich powarkiwań z głębi gardła. Mogłabym dojść od samego słuchania tego, jak brzmi, gdy mnie całuje.
– Leah – dyszy w moje usta, wolno wycofując się i zaczyna wycałowywać ścieżkę po mojej brodzie.
Zatrzymuje się, gdy już jest niemal wysunięty ze mnie na całą długość. Wtedy żartobliwie szczypie moją skórę wzdłuż linii obojczyka. Jego włosy łaskoczą mnie w wargi. Wzdycham, odchylając się do tyłu. Chwyta mnie za biodra i wbija we mnie tak mocno, że tarcie o szorstką tapicerkę niemal przypala mi tyłek.
– Cholera! – krzyczę, gdy on robi kolejny ruch, wycofując się szybciej i ponownie wbijając we mnie.
Kiedy znów huśta mną, dosięga najdalszego punktu i to jest wszystko, czego mi potrzeba. Orgazm eksploduje w moim ciele, tak że trzęsę się i jąkam, próbując powiedzieć, że dochodzę. Edward wydaje się być tego świadomy, porusza się w szalonym tempie, pchnięciami usiłując mnie dogonić. Czuję kolejną płomienną falę, zanim nawet miałam szansę podnieść się z pierwszego orgazmu, gdy następuje jeszcze jedno, ostatnie pchnięcie, po czym Edward zastyga w bezruchu. Czuję, jak nim wstrząsa, gdy jego penis pulsuje wewnątrz mnie; nie odrywam wzroku od jego twarzy.
Ma ciągle otwarte oczy i patrzy na mnie z tym cholernym uśmiechem na pięknych ustach. Panika toczy wojnę z przyjemnością, przyprawiając mnie o zawroty głowy. Jestem bliska łez. Całuję go, pragnąc znaleźć wymówkę, by zamknąć oczy i zapomnieć o tym, jak bardzo boję się tego uśmiechu.

Alec

– Alec – szepcze Carl tuż przy mojej twarzy. Jestem wdzięczny, że nie zapomniał umyć zębów dziś wieczorem. – Jesteś gotowy?
– Taaa… – odpowiadam, wyślizgując się z łóżka, a on wpycha mi do ręki twardą, plastikową kartę.
– Pamiętaj, idź do drzwi przy kontenerze do recyclingu – powtarza instrukcje, narzucając mi na ramiona swoją marynarkę od uniformu, a ja zmagam się z przełożeniem rąk przez rękawy. – Nie powinieneś wpaść na nikogo, ale gdybyś…
– Wtedy powiem, że zabieram ją z powrotem do lobby – wzdycham. Po czym pełznę w kierunku drzwi. – Zrozumiałem. Dzięki raz jeszcze, stary.
– Nie ma problemu – szepcze trochę głośniej, niż bym chciał i pokazuje uniesione w górę kciuki. – Powodzenia.
Kiwam głową, po czym ostrożnie otwieram drzwi, żeby wyjrzeć na korytarz.
– Nie krzycz – mówi Jane tuż przy mojej twarzy, łapiąc drzwi, które wyślizgują mi się z rąk.
– Jezu, Jane – syczę, a ona uśmiecha się i wsuwa mi coś do kieszeni.
– Czas, żebyś stał się mężczyzną – śmieje się cicho, chwytając mnie z przodu za koszulę i wyciągając na pusty korytarz. – Margie jest na dole z Feliksem. Powinno mu się udać ją zająć, podczas gdy wy wymkniecie się tyłem.
– Super – mruczę, powłócząc za nią nogami. Dostrzegam Lauren czekającą obok wyjścia.
Zasycha mi w ustach, a moje dłonie zaczynają się pocić. Uśmiecha się, gdy jej ciemnobrązowe oczy koncentrują się na moich i nagle zapiera mi dech.
– Naprawdę masz wobec niego dług. Zjadł cały blok cheddara. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby tak cierpiał, a zapach ulatniający się z jego tyłka prawie doprowadził mnie do wymiotów – mówi Jane, potrząsając moim ramieniem. Zdaję sobie sprawę, że ciągle gapię się na Lauren. – Och, nieważne. Lepiej stąd spadajcie, zanim Feliksowi wyczerpią się gazy.
Skradamy się w dół, do kuchni i wymykamy przez służbowe wyjście. Nie potrafię stwierdzić, co mnie bardziej ekscytuje – możliwość, że nas złapią czy to, że czuję dłoń Lauren w mojej. Wspominam moment, gdy ją poznałem – została w końcu wypuszczona z gabinetu pielęgniarki, a Jane chciała zobaczyć, o co było tyle zamieszania. Edward i Heidi kłócili się od kilku dni na temat tej dziewczyny. Krążyły plotki, że ją uprowadził, ale ja w to nie wierzyłem. Edward nigdy nie złamałby prawa, no, chyba że byłoby to uzasadnione.
Lauren siedziała sama na rogu stołu, dziabiąc kawałek jabłka plastikowym widelcem. Jane usiadła przed nią i przyciągnęła do siebie jej talerz.

– Nie masz nic przeciwko, prawda? To moje ulubione – powiedziała Jane, wbijając palce w ciasto i wgniatając je w talerz.
Przystanąłem za nią nerwowo, zbyt przestraszony, by ściągać na siebie uwagę.
– Nie ma sprawy – odrzekła Lauren ze wzruszeniem ramion i odwróciła talerz do góry dnem, tak by spadł na kolana Jane. – Smacznego.
Zachichotałem, gdy moja siostra usiłowała pozbyć się ciasta z dżinsów, a Lauren tymczasem wstała i obeszła stół. Poczułem delikatne dotknięcie jej palców na grzbiecie dłoni i gdy uniosłem wzrok, zobaczyłem, że uśmiecha się do mnie, odchodząc.


Teraz trzymam ją za rękę, gdy przechodzimy pomiędzy zaciemnionymi biurowcami centrum miasta, kierując się w stronę Benaroya Hall. Dochodzimy do skrzyżowania Drugiej i Union. Zerkam ukradkiem na Lauren, gdy czekamy na zmianę świateł. Uśmiecha się, patrząc w górę na otaczające nas budynki. Mocno ściska moją dłoń. Nie wiem, czy to nocne powietrze, czy fakt, że naprawdę jest tutaj ze mną, a może po prostu jestem na haju po zbyt wielu psiknięciach z inhalatora, ale nagle czuję w sobie odwagę.
– Wyglądasz naprawdę ładnie – mówię, delikatnie odgarniając kilka zbłąkanych włosów, które powiewają przed jej nosem.
Lauren wzdryga się, a ja szybko zabieram rękę. Stoimy tak przez minutę, czuję się głupio.
– Zielone – szczebiocze i ciągnie mnie przez jezdnię.
Docieramy do wejścia dla obsługi. Staram się dopasować za dużą marynarkę, tak by wyglądać bardziej oficjalnie, wyciągając kartę-klucz. Macham nią przed czytnikiem, widzę, jak światełko zmienia się na zielone i ciągnę za drzwi.
– Weszliśmy – szepczę, a Lauren chichocze.

Bella

– Twoja mama dzwoniła, jak byłaś w łazience – mówi Michele, gdy ja tymczasem próbuję się zaciągnąć z jej jaskrawozielonej szklanej fajki wodnej i zachłystuję się, parskając i zachlapując twarz śmierdząca wodą.
– Bella!
– Ghh… – dławię się, a fajka o mało co wylatuje mi z ręki, gdy Michele po nią sięga. – Przepraszam.
– Nic się nie stało – uśmiecha się, odkładając fajkę na stolik do kawy i wręcza mi papierowy ręcznik, bym otarła twarz. – Będziemy po prostu musiały wrócić do babci na kilka dni.
– Chyba masz rację – wzdycham, ścierając pozostałości wody i wciskam zgnieciony papierowy ręcznik do torebki po Doritos, która leży koło mnie. – Szkoda, że nie możemy spędzić razem więcej wolnego czasu.
– Ja też żałuję, choć muszę przyznać, że nie paliłam tak dużo od czasu liceum – mówiąc to, parska, a ja nagle też mam ochotę się roześmiać.
– Szybko, zjedz to, zanim wciągnę całe – dodaje, opadając obok mnie na kanapę i wręczając mi pudełko migdałów w czekoladzie.
– Nie zmieszczę się w żadne z moich ubrań po tej podróży – wzdycham, biorąc je od niej i wytrząsając resztę zawartości do ust.
– Cholera, moje mieszkanie już nigdy nie będzie takie samo po tym wszystkim – śmieje się, wstając, i zaczyna zbierać z podłogi torebki po żarciu. – Będę miała szczęście, jeśli znajdę podłogę. Hej, widziałaś kota?
– Nie – sapię. Zaczynam przyglądać się kupie śmieci, do której zdegradowałyśmy jej mieszkanie. – Powinnyśmy go poszukać?
– E tam, kiedyś wróci. A teraz musisz opowiedzieć mi o Lei – mówi, upychając śmieci w koszu pod zlewem kuchennym i odwraca się do mnie. – Jest seksowna?
Wybucham śmiechem i niemal dławię się orzeszkiem, potem ta myśl sprawia, że śmieję się jeszcze bardziej i muszę odwrócić wzrok, by się pozbierać. W końcu udaje mi się przełknąć, nabieram haust powietrza i mogę odpowiedzieć.
– Tak – dyszę, czerwieniąc się, gdy tylko mi się to wymknęło. – To znaczy, jest piękna. Ma całą tę egzotyczną indiańską urodę – ciemną skórę, wystające kości policzkowe. Zaręczam, mogłabyś pociąć ser tymi jej kośćmi.
– Troszkę zazdrosna? – pyta Michele, oferując łyk swojego Big Gulpa, ale kręcę głową.
– Nie – rzucam, a potem zastanawiam się nad tym. – To zupełnie nie tak. Ona nie jest zarozumiała. Szczerze mówiąc, ilekroć jesteśmy razem, bez przerwy mówi, jaka jestem piękna, więc chyba musi być ślepa.
– Och, naprawdę? – Michele unosi brew i uśmiecha się ze słomką w ustach. – A więc już spróbowałyście?
– Nie, to nie jest nic tego typu… – zaprzeczam, zastanawiając się, czy Michele nie trafiła w sedno.
Jak by nie było – Leah przecież lubi dziewczyny i zawsze mówi mi, jaka jestem ładna, mimo że nigdy w to nie wierzę. Uwielbiam z nią być. Gdy jest blisko mnie, czuję się jak w domu i zachowuję zdrowe zmysły. Ostatnim razem, kiedy mnie odwiedziła, rozmawiałyśmy o tym, jakie ładne miałybyśmy dzieci razem, ale to były żarty. Tak sądzę.
– Jak długo się znacie? – Michele siorbie resztki lemoniady przez słomkę i sama jest zaskoczona swoim głośnym beknięciem. – O, przepraszam.
– Nie szkodzi – śmieję się i opieram na kanapie. – Nie wiem, wydaje się, że od zawsze.
Wpatruję się w sufit, rozmyślając o tym, jak się poznałyśmy.

To było, gdy odwiedziłam La Push pierwszy raz od rozwodu rodziców. Przyjeżdżaliśmy tam regularnie, kiedy byłam mała, ale tym razem było inaczej. Mama przywiozła mnie, żebym odwiedziła tatę, a on zabrał nas do swojego przyjaciela, Billy’ego Blacka. Mama powiedziała mi, że wujek Billy jest bardzo smutny, bo jego żona umarła. Dodała, że przyszliśmy, aby spróbować mu pomóc i że powinnam być dla wszystkich miła.
Kiedy tam przybyliśmy, wysłali mnie, żebym pobawiła się z Rebeccą i Rachel. Bawiłam się już z nimi wcześniej i nie lubiłam ich. Były ode mnie starsze i jakieś takie wredne. Pozwalały mi się bawić tylko ich starymi lalkami Barbie, takimi bez włosów i ubrań. Tym razem skończyło się na siedzeniu w ich pokoju i przyglądaniu się, jak wykorzystują swojego młodszego brata, Jake’a, w charakterze lalki. Zaplotły mu włosy w warkocze i ubrały go w jedną z ich sukienek, gdy on tymczasem szamotał się, usiłując uciec. Był za mały, żeby z nimi wygrać, a one ignorowały jego krzyki wzywające matkę.
Próbowałam powiedzieć im, by przestały, tłumacząc, że on tego nie lubi, ale Rebecca kazała mi się zamknąć. Bałam się jej, więc poszłam po ojca, lecz zatrzymałam się, gdy zobaczyłam wysoką dziewczynę stojącą w progu. Miała kwaśną minę, jakby ssała właśnie cytrynę. To była ich kuzynka, Leah. Odepchnęła mnie, wymuszając przejście i podeszła prosto do Rebekki, która wiązała wstążki na włosach Jake’a.
Leah nie wyrzekła słowa. Po prostu pchnęła Rebeccę na podłogę i uniosła pięść, kierując ją w stronę Rachel, która uciekła z pokoju, krzycząc. Patrzyłam ze strachem, jak Leah zdejmuje sukienkę z Jake’a, a potem delikatnie wyciąga wstążki z jego włosów. Wzięła go na ręce i podeszła do mnie. Wyciągnęła do mnie dłoń, a ja ją przyjęłam. Poprowadziła nas po schodach na dół, do kuchni, gdzie wysoka kobieta, która była bardzo do niej podobna, przywitała nas i zaoferowała mi ciastko. Leah przekazała Jake’a matce i opowiedziała jej, co się wydarzyło.
– Ty z pewnością jesteś małym Kaczątkiem? – odezwała się matka Lei z ciepłym uśmiechem, który poprawił mi samopoczucie.
– Um… nie. Jestem Bella – odparłam, a ona potrząsnęła głową.
– Wiem, skarbie – roześmiała się i zaprowadziła mnie do stolika, przy którym Leah już siedziała. – Kiedy byliśmy dziećmi, na twojego tatę wołano: Brzydkie Kaczątko, ale ty jesteś taka ładna… Myślę, że powinniśmy nazywać cię Kaczuszką. Co ty na to, córeczko?
– Kaczuszka – odparła Leah, podając mi czekoladowego pieguska.


– Bella – mówi Michele, pstrykając mi palcami przed twarzą, na co podskakuję.
– Przepraszam – bełkoczę, otrząsając się. – Chyba powinnam trochę przestać palić.
– Brzmi nieźle. Chociaż ciągle jestem diabelnie głodna – odpowiada, zrywając się z kanapy i udając do kuchni. – Lubisz tacos?
– A czy papież jest katolikiem? – odpowiadam z prychnięciem, a Michele zanosi się śmiechem.

Alec

– Alec. – Lauren nabiera gwałtownie powietrza, gdy zatrzymuję się na korytarzu, a ona zderza się z moimi plecami.
Jej oddech muska moje ucho, powodując rozprzestrzenienie gęsiej skórki po szyi, gdy chwytam za klamkę, by utrzymać równowagę.
– To tutaj – szepczę, otwierając drzwi dla Lauren, a ona wślizguje się do małego pomieszczenia.
Szybko zamykam je za nią, a potem uderzam we włącznik światła.
– Gdzie jesteśmy? – Mruga, gdy jej oczy przyzwyczajają się do jasności i rozgląda po małej garderobie.
– To składzik, w którym trzymają sprzęt audio – tłumaczę, pozbywając się ciężkiej marynarki pracownika ochrony i wpychając ją do wnęki obok drzwi. – Carl twierdzi, że nie używają go często i że nikt tędy nie przechodzi nawet podczas koncertów.
– Ekstra – mówi Lauren, opierając się z zakłopotaniem o ścianę przede mną. Nagle zdaję sobie sprawę, że jesteśmy sami. To znaczy naprawdę sami razem, po raz pierwszy w życiu. Wsuwam ręce do kieszeni spodni i wyczuwam bryłkę.
– O tak – wydaję z siebie pisk, wyciągając z kieszeni woreczek, którą z pewnością umieściła tam moja siostra, w schronisku. – Jane powiedziała, że będziesz tego potrzebować.
Wręczam jej torebkę z małą niebieską pigułką, a Lauren, biorąc ją ode mnie, sprawia wrażenie, jakby jej ulżyło.
– Tak – wzdycha, otwierając opakowanie, wrzuca tabletkę do ust i przełyka.
– Lepiej? – Przyglądam się z bliska jej oczom i wydaję z siebie westchnienie ulgi. Ciekaw jestem, czy musiała się odurzyć, żeby być ze mną sam na sam.
– Wyluzuj. To Xanax – mówi. Czuję, jak dotyka mojej brody i uświadamiam sobie, że marszczyłem brwi. – Po prostu wolałam nie mieć ataku, gdy… no wiesz.
Patrzę, jak jej ciemna skóra pokrywa się rumieńcem. Dociera do mnie, że Lauren ciągle dotyka mojej twarzy.
– Och – wyrywa mi się jak głupkowi. Delikatnie obejmuję dłonią jej nadgarstek. – To… dobrze.
Opuszcza rękę, ale przywieram do niej i kamień spada mi z serca, że się nie wyrywa. Kiedy tak stoimy, wolno zsuwam dłoń z jej nadgarstka i tak po prostu znów trzymamy się za ręce. Nasze palce splatają się ze sobą i mimo różnicy w odcieniach skóry nie potrafię powiedzieć, gdzie kończą się jej, a zaczynają moje.
Ciemne włosy Lauren lśnią w ostrym blasku światła świecącego nad naszymi głowami. Pragnę ich dotknąć, ale wiem, że ona nienawidzi, gdy ludzie to robią. Przyłożyła za to Carlowi pięścią w gardło, a on tylko próbował zdjąć liść z jej włosów.
– Wyglądasz naprawdę ładnie – szepczę, delikatnie dotykając jej brody, wpatrując się w pełne, intensywnie czerwone usta.
Jej ręka natychmiast odpycha moją, by nakryć bladą bliznę w kształcie półksiężyca tuż pod dolną wargą. Zawsze zapominam o jej istnieniu. Lauren wyrywa dłoń z uścisku.
– Nie musisz tego mówić. – Odwraca się do mnie plecami, zaczynając rozpinać dżinsy. – Powinniśmy się pośpieszyć, zanim ktoś nas złapie.
Strząsa z nóg buty i ma już spodnie opuszczone do połowy nóg, gdy mój żołądek zaciska się w supeł. Czuję, że to nie jest właściwe. To znaczy, dlatego tu przyszliśmy, ale i tak jest to złe. Lauren powiedziała Jane, że gotowa jest mi pomóc z moim… problemem. Innymi słowy, nie chciałbym umrzeć, będąc prawiczkiem.
– Masz ze sobą kondom? – pyta, wychodząc z dżinsów, a ja zaczynam panikować.
– Ja… um… – jąkam się, starając się wymyślić, jak to spowolnić, zanim wymknie się spod kontroli.
– Nie ma sprawy, ja wzięłam kilka – jej głos brzmi bezbarwnie i obojętnie, gdy pochyla się, by wyciągnąć kondomy z tylnej kieszeni swoich dżinsów. – Możemy użyć dwóch, żeby osłabić twoje odczucia. Pomóc ci dłużej wytrzymać.
Podchodzi do mnie i chwyta za przód moich spodni. Nagle przypominam sobie, że umiem mówić.
– CZEKAJ! – Kładę dłonie na jej nadgarstkach, delikatnie odciągając je od siebie, a ona marszczy brwi.
– Co się dzieje? – Krzyżuje ramiona na klatce piersiowej. Pragnę wczołgać się pod głaz i umrzeć. Jak udało mi się tak wszystko spieprzyć? Chciałem tylko… nie wiem. Lubię ją.
– Po prostu… – waham się.
Nie mam pojęcia, co powiedzieć. Dopiero co się uśmiechała, trzymaliśmy się za ręce. Było tak idealnie, jak miałem nadzieję, że będzie, ale wtedy cała ta sprawa z seksem wszystko zepsuła. Teraz Lauren wygląda na urażoną, złą i w jakiś sposób ja się do tego przyczyniłem. Chciałbym móc to wszystko cofnąć, tak by znów zobaczyć jej uśmiech.
– Nie musisz tego mówić. Ja… rozumiem – odzywa się Lauren, odchodząc ode mnie. Wbija wzrok w ziemię, wkładając dżinsy. Wygląda, jakby miała zaraz się rozpłakać. Jestem dupkiem.
– Nie, proszę, zaczekaj – błagam, podchodząc do niej i dotykając jej ramienia.
– Nie dotykaj mnie! – wybucha, szarpiąc ręką i mrozi mnie wzrokiem.
Nie podoba mi się to spojrzenie. To jest to samo, które posyła chłopakom w schronisku, gdy słyszy, że szepczą na jej temat. Staram się ignorować historie, które opowiadają o rzeczach, jakie przypuszczalnie zrobiła. Nie obchodzi mnie to. Podoba mi się, że czyta książki i lubi zwierzęta.
Kiedy pojechaliśmy do Woodland Park Zoo, obserwowała ze mną szare wilki. Przewodnik powiedział, że one rzadko wychodzą w ciągu dnia, ale chciałem je zobaczyć. Były przyczyną, dla której zdecydowałem się na tamtą wyprawę. Gdy wszyscy biegali wokół, patrząc na słonie i kuguary, my staliśmy tam przez pół godziny, nie rozmawiając, jedynie czekając. W końcu samiec alfa wyszedł z pieczary i położył się na słońcu.
Byłem tak podekscytowany, że chciałem skakać i krzyczeć, ale panowałem nad sobą, wiedząc, że ona tam jest. Po prostu odwróciłem się i oparłem plecami o płot. Lauren uśmiechała się do mnie. Wtedy pierwszy raz widziałem ją uśmiechniętą i przez to zrobiło mi się słabo. Cóż, puls ostro mi przyspieszył i nie jadłem zbyt wiele, więc najprawdopodobniej to było przyczyną tego, że zemdlałem. Jednakże ona ma najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem.
– Trzeba było mówić, że nie chcesz – syczy, a jej dolna warga drży. Usiłuję wymyślić, co powiedzieć.
Chcę to załatwić, jak należy, ale jestem tylko pieprzonym dzieciakiem. Nie umiem rozmawiać z dziewczynami. To i tak jest najdłuższa rozmowa, jaką w życiu przeprowadziłem z dziewczyną, która nie jest moją siostrą. Pustoszę mój umysł i nagle przypominam sobie coś, co Edward powiedział, gdy uczył mnie gry na fortepianie. Powiedział: „Tu nie chodzi o nuty ani słowa. To jest pasja. Nie możesz potraktować tego na pół gwizdka, Alec. Musisz być uczciwy albo to nigdy nie zabrzmi tak, jak powinno”.
– Lauren… ja… – jąkam się, a ręce mi się trzęsą, gdy walczę ze ściągnięciem pierścionka z małego palca.
Jest z wyszczerbionego, taniego srebra, z czterema turkusikami układającymi się w symbol pokoju. Wygląda głupio i jest okropny, ale tylko to mam.
– Co to jest? – Lauren wskazuje na pierścionek, który trzymam w dłoni. Zasycha mi w gardle.
Spogląda na mnie, marszcząc brwi i nie potrafię stwierdzić, czy jest zła, czy zmieszana.
– Ja… lubię cię – wzdycham, czując ulgę, że nareszcie odważyłem się to powiedzieć.
Patrzę jej w oczy, starając się sprawić, by zrozumiała, gdy jednocześnie wkładam jej w dłoń pierścionek. Przenosi na niego spojrzenie, a potem z powrotem na mnie.
– Ty naprawdę mnie lubisz. – Jej uśmiech powraca. Lauren podchodzi do mnie bliżej i przykłada rękę do boku mojej twarzy.
– Tak – Przełykam ciężko, ale udaje mi się odwzajemnić uśmiech, gdy serce łomocze mi w uszach.
Pokój zaczyna lekko wirować i raczej przewracam się, niż siadam.
– Alec! – Lauren jest natychmiast przy mnie, trzymając ręce na mojej twarzy i pragnę tylko uśmiechnąć się jeszcze bardziej.
– Wszystko w porządku – mówię, przykrywając jej dłonie swoimi i wypuszczając długi, powolny wydech. – Jednak myślę, że nie powinniśmy tego robić za wszelką cenę. To znaczy, jesteś piękna i bardzo tego chcę.
Urywam, bo jej twarz jest tak blisko, że zapomniałem, co miałem zamiar powiedzieć.
– Co chcesz robić? – pyta, przesuwając się, by usiąść obok mnie. – A to co…
– Zestrajają instrumenty przed koncertem – wzdycham, opierając się rozluźniony o ścianę i wsuwając rękę pod jej bark. – Po prostu posiedźmy tu, słuchając muzyki. Zgadzasz się?
– Tak, jasne, czemu nie – mówi, opierając głowę o moje ramię i nareszcie czuję, że zrobiłem coś, jak należy.


* Tikkun Olam w hebrajskim oznacza „naprawę świata” i może być realizowane na różne sposoby, ciągle na nowo.


Post został pochwalony 3 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Pon 21:49, 12 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:14, 18 Wrz 2011 Powrót do góry

Hej, kochana Smile
Przepraszam ponownie, że dopiero teraz komentuję. Przeczytałam rozdział wczoraj na dobranoc. Podobało mi się, ale muszę szczerze przyznać, że były takie, które podobały mi się bardziej. Jednak było fajnie.
Najbardziej podobał mi się fragment, w którym był Jacob i Leah. Te jego słowa wypowiedziane pod wpływem gorączki, niepokój, rozmyślania Lei o rodzinie i sprawach z nią związanych. I urocze rozładowanie Lei, gdy Jake się przebudził i nie wiedział, co się działo.
Druga scena to wspominka - Bella wspominała, jak poznała Leah. To była niesamowita scena. Biedny Jake, stanowcza Leah i zagubiona Bella. A propos Belli, ciągle czekam, aż spotka się z przyjaciółką. Chciałabym w końcu przeczytać jakieś sceny teraźniejsze z nimi w roli głównej.
Sceny z Aleciem jakoś mnie nie przekonały. Współczuję chłopakowi problemów ze zdrowiem i uważam, że dobrze się stało, że do niczego nie doszło między nim a Lauren. Ta końcówka była urocza i słodka.
Scena z Bellą zabawna i ciekawa, ale jak wspomniałam - czekam na coś z nią i Leah.
A Leah i Edward. Liczyłam na więcej uczuć. Odzwyczaiłam się od scen seksu w tym opowiadaniu, bo długo ich jakoś nie było albo odnoszę takie wrażenie. Miałam nadzieję, że dostaniemy jakieś fajne, urocze sceny, słowne przepychanki itd. A tutaj... Ale nie narzekam Wink Lubię tę parę.

Tłumaczenie oczywiście cudowne. Przepraszam, że tak krótko, ale jakoś nic więcej nie mogę z siebie wycisnąć. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Pozdrawiam! Mam nadzieję, że ktoś jeszcze skomentuje.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Czw 12:39, 22 Wrz 2011 Powrót do góry

Kajam się, że przychodzę tutaj dopiero dziś, choć ostatni rozdział przeczytałam już w weekend. Zanim cokolwiek napiszę o fabule, chciałam poruszyć inny temat. A mianowicie – brak komentarzy. To, co się dzieje ostatnio przechodzi już ludzkie pojęcie. Rozumiem, że fandom się wypalił, znudził, przejadł itd., ale to opowiadanie oprócz imion głównych bohaterów nie ma z sagą nic wspólnego. Jest w zasadzie zupełnie autorską, a do tego inteligentnie napisaną, przemyślaną i zaskakującą historią.
Krew mnie zalewa, kiedy widzę taki brak odzewu. Koniec off-topu

Co do samego rozdziału, mam podobne wrażenia jak Susan. Nie należy on do moich ulubionych, ale rozumiem, że skoro autorka go tak napisała, miała w tym jakiś cel. Sceną seksu dostałam obuchem po głowie, oprzytomniałam i w zasadzie się uśmiechnęłam, bo w sumie przecież do tych dosłownych igraszek pomiędzy Leah a Edwardem już zdążyłam zatęsknić.
To, co zdecydowanie uznałam na plus w tym rozdziale to wejrzenie w historię Jake’a (chyba nikogo nie dziwią moje słowa, kto choć trochę mnie zna). Autorka tego opowiadania ma dar wnikliwego wglądania w zakamarki ludzkiej duszy, buduje postacie w sposób naprawdę niezły, dający czytelnikowi do myślenia. Scena Leah-Jake mnie wzruszyła i zaintrygowała na tyle, że chyba na długo zostanie w mojej pamięci. To wg mnie taka perełka tego rozdziału, zresztą nie tylko tego, ale całości opowiadania.
Powrót do przeszłości, czyli rekonstrukcja wydarzeń z dzieciństwa Lei, Jacoba i Belli też fajnie napisana, czytałam na wdechu. Ciekawi mnie, czy oprócz tego, że wiemy iż Jake ma koszmary związane z dzieciństwem (i swoimi siostrami), poznając w ten sposób zakamarki jego osobowości, ten wątek będzie jakoś dalej kontynuowany i np. siostrzyczki dostaną za swoje.
Podobnie jak Sus, czekam na spotkanie Lei i Belli, a także oczywiście Belli i Jacoba.
Wątek Aleca jakoś do mnie nie trafił. Może dlatego, że uznałam go za zupełnie poboczny, a może dlatego, że po prostu nie przepadam za tą postacią w pierwowzorze.

Dzwonuś, tłumaczenie jak zawsze na najwyższym poziomie. To, co chyba najbardziej lubię w tym opowiadaniu, oprócz świetnie skonstruowanych bohaterów, to narracja, do której na początku tak trudno było mi się przekonać, a teraz uważam, że to ona tworzy pewien rzeczywisty klimat i charakter tej historii.
Ściskam mocno i z całego serca życzę, żeby mała ilość komentarzy nie zniechęciła cię do dalszego tłumaczenia. Zdecydowanie warto czytać to opowiadanie, bo w zalewie nieznośnych, płytkich i stereotypowych ff-ków, ono jest inteligentnie opowiedzianą historią o zawiłościach ludzkich losów i wnikliwą próbą przedstawienia mechanizmów, jakie tworzą człowieka takim, a nie innym.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 21:24, 14 Gru 2011 Powrót do góry

Tytułem wstępu...
Wiem, bardzo dawno nie było rozdziału. Wszystko przez to, że przez pomyłkę przetłumaczyłam najpierw siedemnasty i nawet tego nie zauważyłam... Zauważyłam, jak wysłałam do bety Wink
No i musiałam nadrobić. Ale, szczerze mówiąc, nie zauważyłam, żeby ktoś się niecierpliwił Laughing
Więc tak... następny jest również gotowy. Ale wstawię go, jeśli pod tym pojawią się trzy komentarze. Inaczej nie. Bo nie ma sensu. Będą trzy komentarze minimum, to wstawiam siedemnastkę.
A teraz ważna sprawa! Muszę ostrzec wrażliwych... Ten rozdział jest no... specyficzny... Nie każdemu może pasować. Wydaje się, że między Leą a Edwardem wszystko już było i nic nie może nas zaskoczyć. Okazuje się, że może... Miłego czytania Wink


16. Głos rozsądku


Beta: Susan :*



Edward


– Wiesz, w niektórych krajach ludzie podają sobie ręce na powitanie – zrzędzi Leah, rozcierając dłonią nagi tyłek.
Jasnoczerwone plamy pokrywają gładką skórę w kolorze karmelu tam, gdzie jej pośladki ocierały się o grubą tapicerkę sofy. Ślady nie są wyraźne i najprawdopodobniej zblakną w ciągu kilku godzin. Z jakiejś niezrozumiałej przyczyny ta myśl mnie zasmuca.
– Powiedziałem „cześć” – prowokuję ją, ściągając koszulę i rzucając na oparcie kanapy.
Wargi Lei zakrzywiają się, układając w wyzywający uśmieszek, który celowo ignoruję.
– Zdejmuj!!! – rozkazuję, skrobiąc lekko palcami po jej biodrze i ciągnąc za skraj koszulki.
Wzdycha, wyrywając mi z ręki swój t-shirt, po czym ściąga go przez głowę.
– To brzmi okropnie władczo, Cullen – mamrocze przez materiał. Ja tymczasem rozpinam jej biustonosz i przesuwam dłonie na piersi.
– Skarżysz się? – pytam, szczypiąc ją w sutki, przez co nabiera raptownie powietrza. – Nie sądzę.
– Pojeb! – warczy Leah i szamocząc się z koszulką oraz stanikiem, odpycha moje ręce od swojego ciała. – Uznaj to za skargę.

Ściąga brwi, a jej usta tworzą wąską kreskę. Pozostałość ładunków elektrostatycznych na koszulce sprawia, że kilka kosmyków włosów unosi się nad jej głową. Wygląda tak pięknie, że powstrzymanie uśmiechu sporo mnie kosztuje i szybko przegrywam tę bitwę.

– Przestań się do mnie szczerzyć. – Jej głos brzmi nisko i groźnie, ale nie potrafię przestać się uśmiechać.
– Przestań być taka słodka – odparowuję, pochylając się i całując wgłębienie pod jej kością policzkową.
– NIE. JESTEM. SŁODKA! – cedzi przez zęby, kładąc nacisk na każde słowo, ale jej ciało przechyla się ku mojemu.
– OWSZEM. JESTEŚ – chichoczę cicho tuż przy jej uchu, ściskając palcami jej sutki.
– NIE! – Odpycha mnie, kładąc dłoń na mojej klatce piersiowej. – NIE jestem!
– Ależ tak! – Uśmiecham się do niej przekornie, chwytając ją za nadgarstki i przyciągając ku sobie. – Właśnie, że jesteś!

Moja ręka wykonuje ruch, zanim zdaję sobie sprawę z tego, co robię. Daję jej klapsa w tyłek. Satysfakcjonujące klaśnięcie odbija się echem po pokoju, gdy uczucie gorąca rozchodzi się w mojej dłoni.
– Edward! – Leah piorunuje mnie wzrokiem. Ma szeroko otwarte oczy i poczerwieniałą twarz.
Nigdy dotąd nie widziałem jej takiej. Zaczynam się martwić, że przeholowałem, do momentu, w którym zauważam, jak rumienieć rozchodzi się po jej szyi w dół, do klatki piersiowej. Piersi unoszą się i opadają wraz z oddechem, a sutki są tak napięte, że sprawiają wrażenie ostrych.

– Ty to lubisz! – wykrzykuję, nie mogąc powstrzymać wybuchu śmiechu, a ona wytrzeszcza oczy.
– Wcale nie! – Próbuje się odsunąć, ale przyciągam ją z powrotem, tak by patrzyła prosto na mnie.
– Ależ tak – szepczę. Moja ręka sunie gładko przez jej brzuch i pomiędzy nogi…
Gdy czuję, jak bardzo jest mokra, wyrywa mi się jęk. Przesuwam palec na najwrażliwsze miejsce.
– Edward – dyszy Leah, opadając na moje ramię, po czym zatapia zęby w mojej skórze.

Jęczę, nie przestając zataczać kółek wokół jej nabrzmiałej łechtaczki i decyduję się zaryzykować następny krok. Obracam ją i przekładam przez oparcie kanapy, chłonąc widok ciągle czerwonych pośladków. Gdy gładzę je dłonią, delektując się żarem promieniującym ze skóry, Leah z sykiem wciąga powietrze i przez sekundę wyobrażam ją sobie leżącą na moich kolanach, tak że mógłbym poczuć jej skórę na swojej. Na samą myśl mój penis drży. Opuszczam dłoń w dół i czuję ostry ból w momencie kontaktu. Dźwięk klapsa zostaje natychmiast zagłuszony, gdy Leah, skręcając się, łapie z trudem powietrze.

– Jeszcze? – pytam, nagle zdając sobie sprawę z tego, że łomocze mi serce i mam przyśpieszony oddech.
Nie odpowiada. Słyszę również jej oddech, ma napięty kręgosłup, a ręce zaciskają się kurczowo na oparciu kanapy. Martwię się, że ty razem przesadziłem. Przeciągam opuszkami palców wzdłuż jej kręgosłupa i pochylam się, by pocałować ją w policzek. Robi kolejny powolny, drżący wydech i przykłada swoją twarz do mojej.

– Tak. – Brzmi tak cicho, że niemal nie słyszę szeptu, który muska moje wargi i teraz jest moja kolej, by zadrżeć.
Przywieram do niej ustami i całuję ją, ruchami języka starając się przekazać całą swą namiętność. Potrzeba znalezienia się wewnątrz niej sprawia, że jestem oszołomiony i upojony podnieceniem, ale powstrzymuję się. Nie mogę niczego przyśpieszać. Jeszcze nigdy nie pragnąłem tego tak bardzo jak właśnie teraz, z nią, ale chcę to zrobić dobrze.

Przybliżam się, układając dłoń pod jej brodą i naciskając palcami na policzek. Obracam jej twarz do mnie, tak że mogę ją obserwować, gdy ponownie opuszczam rękę. Kontakt sprawia, że przez moje ramię przechodzą iskry gorąca i fala pulsującej energii. Patrzę, jak dreszcz wstrząsa całym ciałem Lei. Jej oczy są zamknięte, wargi lekko rozchylone. Jedynym dźwiękiem, który wydaje, jest świszczący wydech.

Dawałem klapsy wielu kobietom. Zawsze traktowałem to jak grę, swego rodzaju test, żeby sprawdzić, jak daleko mogę się posunąć. Czasami byłem zaskoczony, że mogą to znieść, a czasami rozczarowany, że pozwalały mi na coś, czego nie lubią. Bywało różnie. Jedyna rzecz, która zawsze się powtarza, to wydawane odgłosy. Niektóre krzyczą lub wręcz wydzierają się jak kotki w rui, miałem nawet dziewczynę, która przez cały czas histerycznie się śmiała. Lea jest inna.

Moja ręka spada raz po razie. Jej ciało sztywnieje, oddech urywa się z każdym uderzeniem, ale poza tym Leah nie wydaje żadnego dźwięku. Przyjmuje to. Wszystko, co mam do zaoferowania. Zaczynam znów się martwić, myśląc, że jej milczenie oznacza gniew lub strach. Kiedy przestaję, jej oczy otwierają się. Pojedyncza łza spływa po policzku na moją dłoń. Czuję, jak coś wewnątrz mnie pęka.

Trzęsę się, czując narastające przerażenie, gdy ona wpatruje się we mnie. Co ja najlepszego zrobiłem? Zaczynam się odsuwać, otwieram usta z zamiarem wygłoszenia przeprosin, zdesperowany, by naprawić to, co właśnie zepsułem. Leah chwyta mój nadgarstek z zaskakującą siłą. Gapię się w milczeniu na jej usta, którymi porusza. Nadal nie wydaje dźwięku, ale jej piękne wargi układają się w słowo: „jeszcze”.

Przemożne pragnienie, by być wewnątrz niej, zmusza mnie do zamknięcia oczu. Biorę głęboki wdech i przyciskam wolną rękę do pośladków Lei, by rozkoszować się ciepłem jej skóry, zanim cofnę dłoń. Zaciskam szczękę, gdy moja ręka ponownie opada.
Każde uderzenie wprawia w ruch jej ciało, unosząc je i przesuwając po szorstkim obiciu kanapy. Staram się trafiać w różne miejsca, pokryć klapsami maksymalny obszar skóry. Od czasu do czasu waham się, tak że Leah nie wie, kiedy spodziewać się następnego, ale pozostaje milcząca. Jej oczy są otwarte, obserwują mnie, powieki trzepoczą delikatnie z każdym uderzeniem. Jestem bliski orgazmu od samego patrzenia na nią.

W końcu, z dłonią obolałą i gorącą, ponownie przerywam. Z westchnieniem zagłębiam palce w jej wnętrzu. Leah, dysząc, zaciska ciało wokół nich, a mną wstrząsa dreszcz.
– Jesteś blisko? – Liżę spód płatka jej ucha i przytrzymuję go między zębami. Smakuje słono i przepysznie. Ten smak przyprawia mnie o jęk. Znowu walczę ze sobą, starając się zachować kontrolę. Pragnę jej, ale chcę, żeby najpierw doszła.
– Tak – wzdycha i znamienne drżenie wprawia jej ciało w wibracje. Przesuwam rękę z jej brody w dół, zacieśniając chwyt u podstawy gardła.

Jakaś część mnie żywi obawę, że próbuję znowu posunąć się za daleko i Leah w końcu będzie miała tego dość, ale tak się nie dzieje. Warczy, a jej gardło dudni pod moją ręką. Mój penis marzy, by być wewnątrz niej. Patrzę w dół na jej dłonie. Napinają się i ściskają tapicerkę, ale Leah nie porusza się, by mnie powstrzymać. To jej się podoba. Ta wiedza uwalnia mnie od obaw i ośmiela.

– Dobrze – mruczę, delikatnie poklepując stopą jej kostkę od wewnętrznej strony i układając dłoń u podstawy jej kręgosłupa. – Rozłóż nogi.
Skręcam palce wewnątrz niej, znajdując właściwy kąt i zaczynam je wysuwać i wsuwać. Zostaję nagrodzony jękami. Jej ciało mocno ściska moje palce i na chwilę jestem obezwładniony. Zatapiam zęby w ciepłym mięśniu pośladka i jęczę, gdy Leah zaczyna napierać na moją dłoń.
– Skurwysynu!!! – wrzeszczy, napierając na moje palce, gdy przeciągam językiem po wrażliwej skórze.
– Tak – syczę, a mój język wślizguje się między jej napięte pośladki.
– Nie przestawaj – błaga wysokim i zdyszanym głosem.

Kontynuuję pieszczoty palcami i językiem dotąd, aż zaczyna krzyczeć. Jej biodra przesuwają się i przyciskają do mojej twarzy, a z ust wydobywa się potok słów, które nie bardzo przypominają angielski. Słyszę niewątpliwy dźwięk rozdzierania tkaniny. Nie mogę już dłużej wytrzymać. Praktycznie rycząc, wyciągam z niej palce i rzucam się, by wygrzebać kondom z kieszeni spodni. Leah ciągle dyszy i drży na kanapie, która teraz ma wielką dziurę w tapicerce. Śmieję się cicho, nakładając prezerwatywę i ustawiam się z tyłu, za Leą.

– Nareszcie – jęczy, gdy przyciskam główkę penisa do jej ciągle gorącej cipki i wpycham się do wnętrza.
Wolałbym robić to wolno, delektować się jej ciałem, ale muszę znowu usłyszeć jej krzyk. Gdy wbijam się w nią, mogę myśleć jedynie o tym, jak to będzie, gdy dojdzie z moim penisem wewnątrz niej.
Leah charczy, odpowiadając każdemu mojemu pchnięciu siłą i pragnieniem. Jej ręka sięga do tyłu, by pochwycić moje biodro i przyciągnąć mnie do siebie z jeszcze większą natarczywością. Przeciągam dłonią po jej kręgosłupie, by zanurzyć palce w jej włosach i zaciskam je w pięść. Leah śmieje się, a ja ciągnę jej głowę do tyłu i pieprzę ją mocniej.

– O ku***… cholera – zaczyna bełkotać. Same dźwięki świadczące o tym, jak jest blisko, sprawiają, że czuję, jak mój własny orgazm budzi się do życia.
Nabieram gwałtownie powietrza i przyśpieszam tempo. Mam wrażenie, że moje serce za chwilę wyskoczy z piersi i czuję się oszołomiony, ale zmuszam się do wysiłku, wiedząc, że warto. Szarpię ją mocno za włosy, wbijając paznokcie w jej biodro.
– ku***! – Leah krzyczy, zaciskając się wokół mnie i wtedy tracę kontrolę.

Zaczynam dochodzić, pchając w nią niezdarnie i krzycząc, gdy nagle mój telefon zaczyna dzwonić. To sygnał starego telefonu z tarczą, co oznacza nieznany numer. Przez sekundę decyduję się go zignorować. Gdy nadal dzwoni, a mój umysł stara się odzyskać koncentrację, zwalniam i przychodzi mi do głowy, że to może być telefon ze szpitala.

Alec!

Wysuwam się z Lei i zataczam w kierunku mojej marynarki.
– Chyba sobie kpisz! – krzyczy Leah. Uderzam w klawisz, by odebrać.
– Edward Cullen – dyszę do telefonu i słyszę, jak głos pod drugiej stronie ciężko wzdycha.
– Tak, panie Cullen – odzywa się znudzonym tonem męski głos. – Mam tu pańskiego brata, który wpakował się w nie lada kłopoty.
– Mój brat? – krztuszę się, gdy coś uderza mnie w głowę. To Leah rzuciła we mnie poduszką. – Przepraszam, o czym pan mówi?
–Tak, pański brat, Alec – powtarza głos, a mnie ściska z przerażenia w klatce piersiowej. – On i jego dziewczyna włamali się do Benaroya Hall.
Strach zostaje szybko zastąpiony gniewem. Zgrzytam zębami, a moje palce zwijają się w pięść.

Zabiję go.


– Nie wiem, co tu robili, ale wszędzie leżały kondomy. – Pracownik ochrony odsłania zęby w uśmiechu. Przerywam mu, kręcąc głową.
– Wolałbym nie wiedzieć – wzdycham, przyglądając się Lei, która, oparta o drzwi po stronie pasażera, rozmawia z Alekiem i Lauren. Pochyla się do przodu, wskazując palcem na klatkę piersiową chłopca i gdy tylko ten spogląda w dół, unosi rękę, by trzepnąć go w nos. Alec wybucha śmiechem, Leah również, nawet Lauren się śmieje. Wyglądają na kompletnie nieskrępowanych, jakby to był normalny piątkowy wieczór i to, że dopiero co uchroniłem chłopaka przed wtrąceniem do aresztu za naruszenie czyjejś własności, nie miałoby miejsca.
– Rozumiem, ale coś muszę napisać w raporcie. – Strażnik bierze głęboki wdech. Skupiam uwagę z powrotem na nim, sięgając do kieszeni.
Wyciągam z portfela studolarowy banknot. Zerkam w górę i stwierdzam, że Alec zasłonił mi widok Lei. Macha szeroko rękami, zza których dobiega mnie jej śmiech. Wzdycham, myśląc, że na szczęście mnie nie widzi, gdy wciskam pieniądze do ręki uśmiechającego się krzywo strażnika.
– To powinno pomóc w pańskim raporcie – odpowiadam, zabierając mu z drugiej ręki moją wizytówkę.
Mamrocze coś pod nosem, ale nie zważam na to i idę w stronę samochodu. Alec oddycha ciężko, Leah tłumi śmiech, a Lauren wbija wzrok w ziemię.
– Możemy już jechać? – Leah obdarza mnie pięknym uśmiechem, który sprawia, że mam ochotę odpowiedzieć tym samym, ale dyszenie Aleca przypomina mi o tym, dlaczego tu jesteśmy i zaciskam zęby.
– Tak – rzucam szorstkim tonem. Otwieram samochód i napotykam ostrożne spojrzenie chłopca.
– Edward – próbuje mówić, ale ma wypieki na twarzy i nadal oddycha z wysiłkiem.
– Wsiadaj do samochodu – ucinam, otwierając drzwi. – Trzeba odwieźć was oboje do schroniska.

Alec

Dziewczyna Edwarda rozbawia mnie do łez. Odchyla do tyłu głowę, wpatrując się we mnie zezem. Muszę zakrywać usta, by powstrzymać się od śmiechu. Nigdy wcześniej nie poznałem żadnej dziewczyny Edwarda, ale wiem, że nie spodziewałem się kogoś tak wyluzowanego jak Leah. Lauren też przykrywa usta, starając się nie chichotać, gdy Leah wolno wsuwa czubek palca do nosa. W końcu muszę wziąć działkę z inhalatora, żeby się nie krztusić.
Edward głośno wzdycha, a Leah wywraca oczami, po czym unosi głowę i siada prosto. Natychmiast jest mi głupio, że się śmiałem, zwłaszcza gdy poważnie nabroiłem. Mam wrażenie, że mój żołądek skręca się w supeł, kiedy Edward przekrzywia głowę na bok, jakby chciał, by mu chrupnęło w szyi. Naśladuję go, mając nadzieję, że to złagodzi bolesne napięcie karku, ale nic z tego. Nienawidzę widzieć go w takim stanie, a jest nawet gorzej, gdy wiem, że to ja się do tego przyczyniłem
Pamiętam, jak dał mi swoją wizytówkę, mówiąc, że jeśli kiedykolwiek będę miał kłopoty, powinienem pokazać ją osobie odpowiedzialnej i powiedzieć, że jestem jego bratem. Tak właśnie zrobiłem, ale teraz tego żałuję. Powinienem był pozwolić temu palantowi wezwać gliny. Nawet gdybym był w więzieniu, nie czułbym się jak dupek. Edward tak wiele zrobił dla Jane i dla mnie. Nie powinien być zmuszonym dawać łapówkę jakiemuś durnemu strażnikowi, żeby wyciągnąć mnie z kłopotów.
Leah przesuwa rękę na jego kark i bawi się jego włosami. Ramiona Edwarda opadają trochę niżej, ale ciągle widzę, jak napina szczękę, skupiając wzrok na drodze.
– Będzie dobrze – szepcze mi Lauren do ucha, a jej ciepła dłoń przykrywa moją i pozwalam sobie odrobinę się rozluźnić.
Samochód zwalnia. Widzę wyłaniające się zza wycieraczek przyćmione światła schroniska. Nagle znowu jestem spięty.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmia Edward, parkując przed wejściem i gasząc silnik. – Zakończmy to.
Jego głos brzmi upiornie. Edward otwiera drzwi i gramoli się z samochodu. To jest to. Spieprzyłem sprawę i nic nie mogę zrobić, by to naprawić. Mam ochotę się rozpłakać, ale nie chcę, żeby Lauren widziała.
– Masz pięć minut, lepiej zrób z nich użytek – mówi Leah, po czym otwiera swoje drzwi i krzyczy: – Edward, poczekaj!
Trzaska drzwiami. Słyszę jak rozmawiają na zewnątrz ściszonymi głosami. Zastanawiam się, co takiego może mówić, by poprawić tę sytuację. Przygryzam wargę, rozważając, czy powinienem wysiąść. Może jest coś, co mógłbym powiedzieć, ale nie mam pojęcia co.
– Alec. – Głos Lauren jest cichy, gdy dziewczyna śmieje się, przyciskając nos do mojego policzka. Mój puls gwałtownie przyspiesza.
– Tak? – Przełykam ślinę, gdy jej ręce przesuwają się w górę moich ramion i dotykają brody.
– Pocałuj mnie – mówi, przechylając głowę na bok. Biorę kolejny głęboki wdech przed przyciśnięciem warg do jej ust.
Nagle nie przejmuję się tym, czy Edward mnie zamorduje. Pragnę tylko nie przestawać całować Lauren. Przez wieczność.

Edward

– Chyba nie rozumiesz sytuacji – wzdycham i przeczesuję palcami włosy, ciągnąc za nie do przodu. Wolałbym, żeby odpuściła.
– To nie jest takie skomplikowane, Edward – mówi Leah ze śmiechem, obchodząc maskę samochodu. Wychodzę jej naprzeciw. – To tylko para dzieciaków, które szukają sposobu, żeby się zabawić. To nie koniec świata.
– Nie są zwyczajną parą dzieciaków – wykrzykuję i od razu ściszam głos, nie chcąc obudzić innych mieszkańców. On ma poważne medyczne przeciwwskazania, a ona… cóż… ma własne szczególne… To skomplikowane.
– Jej! Skomplikowane, mówisz? Jak ja to kiedykolwiek pojmę swym małym móżdżkiem? – Jej sarkazm rani mnie, ale nie tak bardzo jak uświadomienie mi, jak protekcjonalnie zabrzmiałem.
– Nie przedrzeźniaj mnie – jęczę, żałując, że nie mogę wycofać się z tej rozmowy i przerwać kłótni, która już się zaczęła.
– Nie rozpieszczaj mnie – odparowuje, popychając mnie, przez co zataczam się do tyłu i siadam na rozgrzanej masce samochodu.
Czuję się jak dupek i nie mam pojęcia dlaczego. Moja siła i przekonanie wydają się pozorne i nieistotne, gdy ona rzuca mi wyzwanie. Usiłuję znaleźć sposób, by udowodnić swoje racje i z wysiłku głowa mi pęka. Nie wiem, jak tej dziewczynie udaje się pozbawić mnie energii takim niepozornym działaniem, ale czuję się głupio i jestem zmęczony. Uwalniam oddech, wpatruję się w jednolitą, białą fasadę schroniska i zastanawiam, ile mogę jej powiedzieć.
– Lauren jest… szczególnie wrażliwa. – Staram się zebrać na odwagę, by to wytłumaczyć bez bólu, który czuję zawsze, gdy pomyślę o okropnościach, przez które przeszła Lauren i o tym, kto ją na to naraził. – Nie mogę pozwolić, by coś jej się stało.
Taka jest prawda.
– Edward – wzdycha Leah, kładąc mi ręce na ramionach. Spoglądam na nią w chwili, gdy uśmiecha się do mnie. – Ta dziewczyna jest twardsza, niż myślisz. Jasne, miała ciężkie życie, to widać jak na dłoni, ale ona jest w stanie bez problemu oprzeć się takiemu chłopcowi jak Alec. Jeśli z nim jest, to dlatego, że tego chce.
Wpatruję się w nią, gdy mówi i zastanawiam, czy ma rację. Może przesadzam. Po prostu tak bardzo martwię się o Aleca i wszystkie dzieciaki. Tyle ich jest, z tak wieloma problemami i wiem, że mogę im pomóc. Dziś czuję się, jakbym się pomylił, jakbym ich zawiódł.
Leah przyciska wargi do mojego czoła, oplatając mnie ramionami. Wciskam twarz w jej szyję i biorę głęboki wdech. Obejmuję ją w talii i przyciągam bliżej, rozkoszując się ciepłem jej ciała. Jak ona to robi? Wszystko wydaje się w porządku. Cała panika i stres zniknęły.
– Od kiedy to jesteś głosem rozsądku? – pytam, unosząc głowę, by spojrzeć w jej ciemne oczy. Uśmiecham się, gdy ona się śmieje.
– O cholera, jeśli ja jestem głosem rozsądku, to mamy kompletnie przejebane. – Śmiejemy się razem, a lampa uliczna nad naszymi głowami nagle gaśnie, pogrążając nas w ciemności.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Śro 22:02, 14 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin