FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Confessions of a Difficult Woman [T] [+18] [NZ] R 22 06.12 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 20:42, 17 Wrz 2012 Powrót do góry

A ja się jaram, jak Zgredek skarpetką Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Pon 21:12, 17 Wrz 2012 Powrót do góry

A ja jaram się jak Rzym za Nerona Laughing

ok, już nie jednolinijkowcuję Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Wto 16:09, 18 Wrz 2012 Powrót do góry

rozdziały 3-7

Standardowo - cytaty :D

Cytat:
Nie zaskakuje mnie zbiór poezji Dorothy Parker. Jednakże „ Krótka historia czasu” Stephena Hawkinga, wciśnięta pomiędzy „Perswazje” Jane Austin a „ Jak kochać się jak gwiazda porno” Jenny Jameson wywołuje mój uśmiech.

My girl Very Happy Bardzo, jak to się mówi, eklektyczny gust. A "Krótka historia czasu" to naprawdę świetna książka, warto przeczytać. Co jednak najbardziej mnie niepokoi to to, że wiem, kim jest Jenna Jameson bez zaglądania w Wkipedię Laughing

Cytat:
Pamiętam własny szok, gdy zobaczyłem, jak Esme zesztywniała i odwróciła się, by na niego spojrzeć. Nigdy nie widziałem Emmetta tak przerażonego. Zastygłem nieruchomo, gdy podeszła do odtwarzacza, wysunęła z niego płytę i złamała ją na pół.

Sama nie wiem, ile razy próbowałam połamać płytę. Nigdy mi się to nie udało. Krążek zawsze jedynie się powyginał, a ja byłam jeszcze bardziej sfrustrowana, bo ani nie mogłam posłuchać tej płyty, ani się na niej wyżyć, w efekcie czego zawsze wyglądałam tak:
Image

Cytat:
– Nigdy więcej nie chcę usłyszeć tego słowa w waszych ustach, w tym domu, rozumiesz? – Miała wypieki, głos jej drżał, a oczy zaszkliły się łzami. – Inaczej was wychowałam.

Esme w tym ff to taka matka, jaką chciałabym mieć i jaką sama chciałabym być. Szanuje i wymaga szacunku. Surowa, ale kocha swoje dzieci ponad wszystko.

Cytat:
Laptop Lei jest otwarty, a wygaszacz ekranu aktywny – słowa: Chłopcy mają penisy, a Jake ma waginę przesuwają się po monitorze.

Zapłakałam Laughing

Cytat:
– Może – powiedziała, ziewając i splotła nogi z moimi, jednocześnie sięgając ręką do tyłu, aby przeczesać nią moje włosy. Pochyliłem głowę i przycisnąłem usta do jej szyi. Pragnąłem jej znowu, ale nie chciałem się wydać zbyt niecierpliwy.

Ta scena mnie poruszyła. Nie wiem, taka odrobina czułości w tym ich całym dzikim dziwnym romansie. Mega słodkie i urocze.

Cytat:
Taa… Myślę o tym, jakie to fajne uczucie, mieć wrażenie, że się jeździło cipką po szlifierce taśmowej.

Teksty w tym ficku są nie z tej ziemi Laughing Ryknęłam śmiechem, czytając to, a warto zaznaczyć, że była 2 w nocy Very Happy

Cytat:
Każdy ma taką jedną parę dżinsów. No wiecie, te, które w magiczny sposób zmieniają cię w supermodelkę. Wydobywają twoje walory i ukrywają wszelkiego rodzaju grzeszki. Moje to znoszona para lewisów, którą ukradłam Emmettowi. Nie mam zielonego pojęcia, jakiemu szalonemu magicznemu zaklęciu zostały poddane, ale gdy je noszę, czuję się jak bogini seksu.

Smutno mi, bo Msq takich dżinsów nie ma :< No ale gdyby miała, to pewnie wtedy byłaby już wolnym skrzatem...

Cytat:
Zamykam z trzaskiem szufladkę i biorę głęboki wdech przed otwarciem jednej z dużych szuflad. Jest wypchana owocami – pomarańcze, winogrona, a nawet melon kantalupa.

Ja pierdolę, kantalupa?

Nie mam pojęcia, dlaczego, ale to tak cholernie mnie rozśmieszyło, że rżałam z tego przez cały czas, przygotowując sobie śniadanie na rano. Może dlatego, że było już po prostu późno, ale jak teraz to czytam, to nadal robię *kwik* Laughing

Cytat:
Powinnam była podjechać do 7-11.

I tutaj zaskok, bo ja nie tylko WIEM, co to jest seven eleven, ale nawet BYWAM w tych sklepach. No wiecie, my, NORWEGOWIE, nie takie cuda posiadamy... Laughing

Cytat:
Moje spojrzenie nieustannie odpływa w stronę Lei, która leży na kanapie, z nogami przerzuconymi przez Rose i Emmetta. To ich standardowa pozycja podczas oglądania meczu.

Podobają mi się relacje tej trójki. Żadnego żalu i nienawiści. Traktują się jak przyjaciele, a Rose z Leą to już w ogóle Laughing

Cytat:
– Przestań, do cholery! – wyje, wyginając się i usiłując wyprowadzić uderzenie głową. Rosalie rechocze, odskakując do tyłu, by uniknąć ciosu z główki. Leah warczy, wychylając się w przód.

Zawsze mnie to słowo w tym kontekście bawiło Very Happy wyobrażam sobie wtedy, że ktoś wydaje z siebie taki śmiecho-rechot. A wyobrażając sobie Rosalie, która śmieje się wydając żabie dźwięki totalnie mnie powala. Chociaż domyślam się, że jestem jedyną osobą, którą to śmieszy Laughing

Cytat:
Pamiętam, jak kilka minut temu poprawiał sobie fiuta.

Och, jaka spostrzegawcza Laughing Pewnie jako dziecko przepadała za "Gdzie jest Wally"

Cytat:
Spieszę, by usiąść, gdy T.J. Houshmandzadeh biegnie do tyłu przez boisku.

Nie byłam w stanie tego przeczytać, więc krzyknęłam tylko: EEEEE, MACARENA!

Cytat:
– Ed! – Walnąłem dłonią w stół, poruszając nim na tyle, że mój brat musiał chwycić kubek, zanim ten runąłby w dół. – Możesz wygadywać o Lei, co dusza zapragnie, ale bezpośrednio do niej albo w jej obecności. Zrozumiałeś?

Spodobało mi się to. Może Em nie jest zbyt rozgarnięty, ale broni swojej dziewczyny nawet, kiedy nie jest świadkiem kłótni.

Cytat:
– Jak dawno miałeś polerowane berło? – Staram się, by w moim głosie naprawdę brzmiała troska, ale walczę ze śmiechem, gdy widzę, jak twarz Edwarda pokrywa się wściekłym rumieńcem.

To jest Emmett, jakiego znamy i kochamy Laughing Zero taktu i wali prosto z mostu Very Happy

Cytat:
– Leah – słyszę swoje imię i oglądam się przez ramię. Ładna barista stoi za ladą z zestawem naszych napojów na tacce.

Jak mawia moja młodsza siostra: dorośli ludzie się nie pieszczą i nie mówią "na tacce", tylko "na taczce"
Laughing

Cytat:
Jednakże to jest Volt, a stary uwielbia twoją utalentowaną dupę.

Jeszcze chwila i zacznę się zastanawiać, czym posłużył się Edward, żeby pracować dla tej firmy Laughing
Swoją podoba mi się to odniesienie do Volterry. No i Aro, który ma dziwne imię i którego zupełnie nie pamiętam Very Happy

Cytat:
– Leah – wzdycha Edward i rękoma chwyta mnie za pośladki.
– Tak? – odpowiadam, sztywniejąc pod jego dotykiem.
– Postaraj się z powrotem zasnąć – mówi z rozbawieniem.
– Nie mogę – brzmię jak maruda i nienawidzę tego.

Serio. Boski Edward leży obok i każe jej to zignorować? Dobre sobie. To tak jakbym jechała autobusem, a obok usiadłby Ralph Fiennes i powiedział "spoko, ignoruj mnie", podczas gdy blasku jego zajebistości nie da się ignorować.

Cytat:
– Och, dobrze się czujesz? – brzmi, jakby był rozbawiony. – Czy może jest to ten telefon, gdy umierasz i ostatni głos, który pragniesz usłyszeć, zanim uwolnisz się z doczesnej powłoki, to właśnie moi?

Już słyszę Setha mówiącego to na wydechu i przeciągającego to "młaaaaa" piskliwym głosem Laughing Ubaw po pachy Laughing

Cytat:
– Ja też lubię Coldplay – stwierdzam, biorąc łyk kawy. – Chociaż nigdy nie słyszałem tej wersji.
– Błe, nienawidzę Coldplay – mówi Leah z pogardą, a jej twarz wykrzywia grymas zniesmaczenia.

KOCHAM JĄ! love

Cytat:
Istnieje smak pięknego palca u nogi. Przypomina mieszankę smaków dobrego Porto i sera Camembert.

On serio uważa, że jak palec u stopy smakuje serem to dobrze? W zasadzie nie wiem, skąd mu się to wzięło. Właśnie spróbowałam swojego palca u stopy i wcale nie smakuje serem... Co mnie w zasadzie uspokoiło...
Laughing

Cytat:
– Dręczyciel – syczy pomimo szerokiego uśmiechu.
– Tak – wzdycham, opadając z powrotem na poduszki. – A teraz bierz się za snucie opowieści.

"Prędko, prędko baśń się baje. Nie tak prędko..." czy tylko ja znam tę bajkę? Myślę, że jest bardzo... adekwatna Laughing
Poza tym ta opowieść/legenda, którą Leah opowiedziała Edwardowi jest przepiękna i naprawdę poruszająca. Autorka miała świetny pomysł.

A teraz to, o czym nie wspomniałam w cytatach :P Śmiałam się z Jake'owego Playboya, którego rzekomo zabrała mu Leah, na co on odparł, że zostanie księdzem Laughing Serio, Jake w sutannie... To mogłoby być ciekawe :D
Byłam wściekła na Edwarda za ten numer, który odstawił Lei i Elanie (swoją drogą miałam cichą nadzieję, że będzie miała na imię Victoria). Naprawdę byłam dumna, kiedy przywaliła Heidi w pysk. Zasłużyła sobie. Scena w tej uliczce (czy gdzie to tam było), kiedy oboje wyszli z klubu... Fajna. Bardzo Fajna Laughing
Na temat samego tłumaczenia wypowiadać się nie będę, bo musiałabym powtórzyć to, co już pisałam. Powiem tylko, że czyta się je świetnie i że to naprawdę niezłe cacko. Ciut nie jajo Fabergego - jakkolwiek to brzmi Laughing


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Wto 16:13, 18 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 17:54, 18 Wrz 2012 Powrót do góry

Dzięki, masq, teraz ja leżę i kwiczę... Głównie próba smaku własnego palca mnie rozwaliła Laughing Ale to dobrze, że jesteś wygimnastykowana Laughing
I dzięki za cytaty, bo widzę, khem... że muszę wrócić do tych rozdziałów i popoprawiać błędy, które jakimś cudem umknęły uwadze mojej i bety. Ech, tak zawsze jest... Zawsze jak się wraca do dawno tłumaczonego tekstu, widzi się niewyplewione chwasty....
I życzę ci, żebyś jak najszybciej znalazła tę swoją magiczną parę dżinsów. Najlepiej w 7-11 Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Wto 18:03, 18 Wrz 2012 Powrót do góry

Ty zostaw błędy i tłumacz dalej, bo ja skończę czytać już niedługo te 19 rozdziałów i będę chciała więcej Very Happy Potem poprawisz :P A tak swoją drogą to to opowiadanie jest już zakończone czy autorka dopisuje jeszcze? Bo szkoda by było, gdyby skończyło jak AIEK, które pewnie byłoby moim zmierzchowym ff nr 1. gdyby tylko był skończony.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 18:26, 18 Wrz 2012 Powrót do góry

No dwudziesty zaczęłam... jakiś czas temu Wink Co do tego, w jakim stanie jest to opowiadanie, to dość dawno nie sprawdzałam... Wtedy zakończone nie było... Miało dwadzieścia ileśtam tych rozdziałów...
No dobra... idę sprawdzić... właśnie teraz, bo czemu nie? Laughing
Hmm... widzę, że jest 30 rozdziałów. Zakończone Very Happy
No to możesz się uspokoić, a przede mną, jak widać, sporo roboty... Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Wto 18:52, 18 Wrz 2012 Powrót do góry

No to dobrze, odetchłam z ulgą Very Happy
Roboty sporo, ale pocieszające jest to, że większość i tak masz już za sobą Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Wto 22:21, 18 Wrz 2012 Powrót do góry

Rozdziały 8-12

Tym razem nie będzie tego wiele, obiecuję Laughing

Cytat:
Wczoraj moje ciuchy były rozrzucone po całej podłodze sypialni, ale dzisiaj są poskładane w dwa schludne stosiki.
– Ja pierdolę – mamroczę, pochylając się, by podnieść karteczkę wieńczącą szczyt sterty.
Trochę posprzątałem. Nie byłem pewien, co jest brudne, a co czyste.

Edward Cullen - przykładna żona i matka Laughing

Cytat:
Biedna dziewczyna straciła swą miłość na wojnie i rzuciła się do rzeki. Jej kochający ojciec był tak zrozpaczony, że zrobił z włosów córki struny, a wtedy gitara w magiczny sposób sama zaczęła grać.

Widział ktoś "Purpurowe skrzypce"? Jak widział, to wie, dlaczego się odnoszę. A jak nie widział, to niech zobaczy, bo film jest bardzo dobry i wart obejrzenia.

Cytat:
– A więc ty i on robicie to? – pyta Jane z psotnym wyrazem jaskrawoniebieskich oczu.
Dostrzegam, że oczy Edwarda prawie wyskakują z orbit i postanawiam trochę się zabawić.
– Tak – odpowiadam z uśmieszkiem (...)

Rozbroiła mnie ta cała sytuacja Laughing Edward zachowuje się bardziej jak cnotliwa dziewica, podczas gdy Leah w tych sprawach to typowy macho Laughing Jane też się nie szczypie :P

Cytat:
Edwarda nie ma już prawie pół godziny i jestem pewna, że zorientował się, iż serfuję po szkarłatnej fali.

Ujmujące i poetyckie określenie zmory każdej kobiety Laughing

Kogóż to widać tam, hen, w oddali?
To Msq serfuje po szkarłatnej fali
love

Zapamiętam i będę używać Laughing

Cytat:
Zaczynam rozpakowywać pierwszą torbę i dostrzegam temat. Eklerki, ciastka, pudełko czekoladowych babeczek, dwa litry lodów i opakowanie czekoladek See’s. W drugiej torbie znajduję fiolkę Ibuprofenu, fiolkę Midolu i paczkę jednorazowych, samoprzylepnych kompresów rozgrzewających.

Uwielbiam tego Edwarda. To taka bardziej zrównoważona wersja Edwarda z oryginału. Facet, którego każda baba chciałaby mieć. Pieprzy się całą noc, a potem przytula i kupuje wór słodyczy. Żyć, nie umierać love

Cytat:
Oglądałyśmy jej stare taśmy z Queer as Folk i gadałyśmy o tym, jaką Justin jest dziwką. Wiesz, jak bardzo nie znoszę Justina.

Zrobiło mi się ciepło na sercu, jak to przeczytałam. Kocham ten serial i jeszcze dziś nad ranem myślałam, czy by sobie jeszcze raz nie obejrzeć. Teraz już wiem, że tak właśnie zrobię Laughing W zasadzie też nie przepadałam za Justinem, ale tylko do jego balu. Potem wiadomo, co było dalej i że była to trauma dla wszystkich fanek cry

Cytat:
Nagle rozprasza mnie wizja tego, jak siedzę w jednym z tych foteli, a ona pieprzy mnie powoli, podczas gdy słuchamy Leonarda Cohena albo Nicka Cave’a.

Mhm. In my secret life byłoby idealne w ich sytuacji Very Happy

Zastanawiam się ogólnie, o co chodzi z Rose. Co się z nią dzieje. Bo widać, że coś przeżywa, mam nadzieję, że dowiem się w końcu co to takiego. Kolejna rzecz - Edward i Tanya? Znowu... Dobrze, że chociaż w tym ff okazała się suką tak, jak wszyscy tego oczekiwali. Już myślałam, że test okazał się pozytywny i Ed ma kolejną tajemnicę, ale nie. Byłam z niego dumna, jak kazał jej się wynosić z domu. Bardzo dobrze zrobił. Skoro nie widziała przyszłości dla ich związku, to po co w ogóle się w to pakowała? Bezsęsu. W ogóle Edward w tym ficku jest taki słodki i uroczy, ale nie jakiś do porzygu. Tak w normie raczej Laughing Podoba mi się i o takim Edku chcę czytać. W ogóle o takich facetach chcę czytać, skoro w naturze nie występują Laughing
No, to zabieram się za rozdział 13 i już dociągnę do końca Very Happy


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Wto 22:30, 18 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Nie 21:45, 14 Paź 2012 Powrót do góry

Jako że jestem skończona ciapa i w przypływie chęci uporządkowania syfu, który zapanował w moim kindlu, postanowiłam usunąć to, co przeczytałam, usunęłam Confessions. Łącznie z notatkami (a napisanie ich na "czwórce" bez dotykowego ekranu było nie lada wyzwaniem i zmęczona byłam bardziej niż po dwóch godzinach na siłowni (jakbym kiedykolwiek tyle wytrzymała ha ha ha)) i zakładkami, a że mój mózg działa na zasadzie "pics or didn't happen" to też zapomniał praktycznie o wszystkim, co zaznaczyłam, zapisałam, podkreśliłam... No przykro mi, nie powiem, bo namęczyłam się na darmo, nie wspominając, że tkwiący we mnie pedant umarł równie szybko jak się narodził. No ale do rzeczy.

Uwielbiam to opowiadanie. Jest świetnie napisane, akcja nie pędzi ani się nie wlecze, podoba mi się narracja, podoba mi się, że mamy punkt widzenia nie tylko Lei czy Edwarda, ale wielu, wielu innych postaci. Podoba mi się, że Leah ma jaja, ale ona nawet u Meyer je miała. Co zaskakuje najbardziej to fakt, że Edward również ma jaja! A co zaskakuje jeszcze bardziej to to, że Bella nie jest drewnem i łamagą, nie krzywi się, nie marudzi, za to imprezuje i zachowuje się jak na swój wiek przystało, a co najlepsze... Bella ma cycki. I to duże Laughing Tanya jak zwykle wyszła na sukę i szczerze mówiąc, to jest mi jej żal (wcale nie). Kocham Setha, chyba nie muszę mówić dlaczego, to było do przewidzenia Laughing Ale tak poza tym, to, Dzwoneczku, odwaliłaś ogromny kawał świetnej roboty. Jak dobrze, że to właśnie Ty wzięłaś się za tłumaczenie Confessions, a nie, przykładowo, ja Laughing Dzięki Tobie opowiadanie na pewno nie straciło na jakości, a jeszcze zyskało i mam nadzieję, że doprowadzisz je do końca mimo trudów z tym związanych.

Baj de łej, ciekawa jestem, co wydarzy się na tej imprezie w rezerwacie. Tekst Billy'ego do Edwarda zmiażdżył. Tak się zachowują prawdziwi tatusiowie, którzy martwią się o swoje córeczki. Mimo że czasem córeczki mają większe jaja niż oni sami Laughing W ogóle mam wrażenie, że jak Bella i Edward w końcu się spotkają, to coś się wydarzy i będzie ostra jazda. W każdym razie liczę na to, że jeszcze obgryzę dzięki temu tłumaczeniu pazury do kości Laughing


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Masquerade dnia Nie 21:46, 14 Paź 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kaaama3
Nowonarodzony



Dołączył: 30 Paź 2012
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 14:17, 30 Paź 2012 Powrót do góry

czy gdzies mozna znalezc kolene rozdzialy 'confessions of a difficult woman' ( od rozdzialu 20)???


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Masquerade
Dobry wampir



Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 1880
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 128 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Pokój Życzeń

PostWysłany: Nie 23:30, 16 Gru 2012 Powrót do góry

COADW są wciąż tłumaczone przez Dzwoneczka. Cierpliwości Wink

EDIT:

Dzwoneczku, przyszłam, aby dać Ci OKM (Oficjalnego Kopa Motywacyjnego) Very Happy Chociaż zdaję sobie sprawę, że jesteś zapracowana, a przed świętami to już w ogóle, ale wiesz, że ja bardzo chętnie przeczytam kolejny rozdział Very Happy

(Tak, uciekłam się do okrutnego podstępu, pisząc ten post Razz)

Ja też niezwykle chętnie przeczytam kolejny rozdział! S


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mercy.
Wilkołak



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 22:36, 19 Gru 2012 Powrót do góry

Och, kurczę. Moje zabłądzenie na to forum by "powspominać" przynosi mi co raz więcej plusów. Jak to jest, że nie zakochałam się w tym ff gdy pierwszy raz je czytałam?
Jest przecudowne. Uwielbiam takie niebanalne przedstawienie postaci i taką Leah (której notabene za bardzo nie lubiłam u SM, teraz nie wiem dlaczego Wink ). Ale, co dziwne, bardziej wciągnął mnie wątek z Samem i historia Rose.

Bardzo dziękuję Ci Dzwoneczku za tu tłumaczenie i podłączam się do OKM Masquerade a także życzę wesołych świąt! :D

Edit: Tak w sumie postanowiłam coś jeszcze dodać. Uwielbiam w tym ficku to, że czytając go czuję się jakbym czytała opowiadanie zupełnie niezwiązane z Twilight. Nawet postacie, mimo imion z książki, są dla mnie zupełnie innym światem. Traktuję to bardziej jakby zbieżność imion i osób była zupełnie przypadkowa Laughing
I ten nietypowy paring... Twisted Evil Tak jak kiedyś irytowało mnie, że Edward nie był z Bellą, tak teraz to po prostu ubóstwiam. love Ale to chyba głównie dzięki temu jaki charakter mają tutaj postacie i to jak bardzo się uzupełniają Wink
No, to już chyba tyle co chciałam napisać.
Pozdrawiam cieplutko!


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Mercy. dnia Śro 22:53, 19 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 16:25, 31 Gru 2012 Powrót do góry

O kurde... czuję się zmotywowana i kopnięta w d... Laughing To idę kończyć dwudziesty rozdział. Przyznam, że przed świętami walczyłam z depresyjnym nastrojem i nie miałam ochoty na nic, dodatkowo były różne zawirowania, a na Swięta wyjechałam. No, ale właśnie wróciłam i w takim razie zrobię wam prezent noworoczny. Zostały mi dwie strony, więc mam nadzieję, że szybko pójdzie...

Pozdrawiam wszystkich, którzy ciągle to czytają. Dzięki wam znowu chce mi się to tłumaczyć... Sylwestrowe buziaki Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Czw 21:08, 03 Sty 2013 Powrót do góry

dum dum dum! Jeszcze jeden kopniak-motywator ode mnie, mianowicie - JEDYNYM FICKIEM DLA KTÓREGO TU WCHODZĘ JEST...
TAK! CONFESSIONS OF A DIFFICULT WOMAN!

*dodaje cicho* jednak uwielbiam wersję PDF na chomciu *.*
Tak czy inaczej, twoje tłum. przeczytam gdziekolwiek. G D Z I E K O L W I E K.

Tak bardzo je uwielbiam.

EDIT:

YEAAA FAKEN YEAAA
YES YES YES, ZNÓW JESTEM BARDZO ZŁYM WAMPEM! :D


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Maya dnia Czw 21:09, 03 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 12:56, 06 Sty 2013 Powrót do góry

No już już... Very Happy Dziś robię "autobetę" dwudziestego rozdziału i wysyłam do Zuzi, która zazwyczaj betuje jak błyskawica. Więc na dniach się pojawi Wink
Niestety, następny jest znowu długi jak cholera... ale akcja się zagęszcza, więc postaram się przyśpieszyć tempo tłumaczenia Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:40, 06 Sty 2013 Powrót do góry

Do Zuzi? Naprawdę? Do mnie? Ojej! Jak się cieszę! love
Napisz mi tylko na fejsie, że wysłałaś mi na maila, a wtedy postaram się zbetować jak najszybciej. Już nie mogę się doczekać. Bardzo się stęskniłam za tym opowiadaniem. Dzięki, Dzwoneczku, że dalej tłumaczysz :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 22:38, 07 Sty 2013 Powrót do góry

TADAAAAAM!!! Nareszcie... Chyba nie pokaracie mnie brakiem komentarzy za ten długi czas oczekiwania, prawda? Wink

Beta - oczywiście Zuzolek :*


20. Rola kobiety


Leah

– Leah, chodź, siadaj tutaj. – Ciotka Ruth poklepała składane krzesło obok siebie i ponownie zaciągnęła się papierosem.
Przełknęłam z trudem i usiadłam, starając się nie spoglądać w stronę pustej przestrzeni, gdzie jeszcze godzinę temu stała trumna mojej mamy. Dopiero co wróciliśmy znad mogiły i tato kazał mi zaczekać, aż przyprowadzi furgonetkę. Ciotka Ruth została w tyle z powodu problemów z biodrem, więc poszłam po nią. Nie lubiłam z nią rozmawiać. Śmierdziała i wiecznie narzekała na wszystko.
– Teraz, gdy twoja matka odeszła, nadszedł czas, bym powiedziała ci parę ważnych rzeczy o byciu kobietą. – Przerwała, by wypuścić obłoczek dymu, a ja stłumiłam kaszel wierzchem dłoni. – Jesteś trochę za młoda, by wszystko zrozumieć, niemniej powinnaś to usłyszeć.
– Jesteśmy gotowi. – Paul wbiegł do pokoju. Nie miał krawata, a w jego włosach było pełno trawy, po tym jak pomagał wyprowadzić Sama z pogrzebu.
– Powiedz swojemu wujkowi, że rozmawiam z Leą. Przyjdziemy za chwilę. – Stanowczy ton głosu ciotki Ruth sprawił, że Paul wzdrygnął się i obrócił na pięcie.
Obserwowała, jak wychodzi, po czym ponownie zwróciła się do mnie. Czułam się zażenowana tą jej uwagą, więc spuściłam wzrok na podłogę. Chwyciła mnie za brodę i szarpnęła w górę do pozycji, która sprawiała mi ból.
– Lekcja numer jeden: jesteś Clearwater, a twoja matka pochodziła z rodu Black. Nie spuszczasz oczu przed nikim! Pewnego dnia zasiądziesz w radzie plemienia tak jak ona, a inni będą oczekiwali po tobie siły. Zwłaszcza mężczyźni – westchnęła ciężko. – Znów zaciągnęła się papierosem, po czym, wypuszczając dym, potrząsnęła głową.
– Quileuccy mężczyźni są jak dzikie psy. Potrzebują silnej kobiety, żeby ich poprowadziła, albo zanim się spostrzeżesz, podpalą dom i obsikają trawnik. Teraz gdy twojej matki już nie ma, musisz pomóc ojcu i bratu. Musisz być silna dla nich. Mężczyźni nie umieją sobie radzić z prawdziwym bólem. Przeżyłam śmierć męża i dwóch synów. Nie płakałam i nie lamentowałam jak jakiś słabeusz. Zaakceptowałam swój los i nadal przewodziłam ludziom tak, jak tego potrzebowali, a pewnego dnia ty również będziesz.


Opieram głowę na ramieniu Edwarda, Seth wjeżdża moją furgonetką w wąską polną drogę wiodącą do Pierwszej Plaży. Nie mogę przestać myśleć o ciotce Ruth i o tym, jak bardzo chciałabym opuścić to miejsce.
– Wygodnie ci? – szepcze Edward. Wsuwa rękę pod moje kolana i unosi mi nogi, kładąc je sobie na udach.
– Jest w porządku – wzdycham mu w szyję, obejmując jego biceps i próbując mocniej się do niego przytulić. Czuję się jak duże dziecko. To ja powinnam się nim zaopiekować, a teraz praktycznie wpełzam mu na kolana.
– No jasne – śmieje się cicho, wodząc dłonią po mojej nodze, po czym ściska moje udo i całuje we włosy.
Unoszę głowę, a on spogląda na mnie. Jest za ciemno, by wyraźnie widzieć jego rysy, ale mam wrażenie, że oczy mu lśnią w słabej poświacie panującej w szoferce. Dotyka mojego policzka, gładząc skórę małymi, okrężnymi ruchami. Otwieram usta, ale nie wiem, co powiedzieć. Przypadkowy strumień światła rozświetla jego twarz i widzę, że Edward się uśmiecha. Czuję ścisk w piersi na ten widok.
Zmienia pozycję, pochylając głowę tak nisko, że gorący strumień jego oddechu muska moje wargi. Gdy przyciska usta do nich, wyrywa mi się jęk. Jego język wślizguje się pomiędzy nie, a ja przysuwam się bliżej. Jego ręka sunie w górę po moim udzie, by objąć pośladek. Gdy wsysam jego język jeszcze głębiej do ust, jęczy. Ocieram się o niego dolną częścią ciała. Tego właśnie potrzebuję. Chcę, by odciągnął moją uwagę, by sprawił, że zapomnę o tym, co czeka mnie na plaży, a także o wszystkich tych bzdurnych mądrościach ciotki Ruth.
– Hmm… kochani, no wiecie, ciągle tu jestem. – Głos Setha przerywa chwilę wyciszenia, a mój lęk powraca, gdy tylko spostrzegam zjazd na Pierwszą Plażę.

Edward

Ponad tuzin samochodów tłoczy się na wąskiej cementowej ścieżce wychodzącej na plażę. Kiedy Seth wprowadza zwalistą furgonetkę Lei w przesmyk miedzy dwoma samochodami, rozglądam się wokół w poszukiwaniu innych osób.
– Idziemy, dzieciaki – mówi Seth, gasząc silnik, po czym otwiera swoje drzwi.
Wysiadam i przytrzymuję drzwi dla Lei. Napływa do mnie słony zapach oceanu. Biorę głęboki wdech, a Lea głośno trzaska drzwiami. Wygląda na zmartwioną. Nerwowo bawi się włosami, odgarniając je z twarzy, i zaczyna ściągać je w koński ogon.
– Zostaw – mówię, wodząc palcami wzdłuż jej czoła, a potem w dół, do policzka, i staram się dodać jej otuchy uśmiechem.
– Wygrałeś – wzdycha ciężko. Opuszcza ręce, pozwalając, by włosy opadły luźno na ramiona. Lśnią w świetle księżyca, dzięki czemu wygląda jeszcze piękniej, niemal królewsko. Przykładam dłoń do jej policzka i pochylam się, zamierzając ją znowu pocałować, gdy nagle robi się spięta.
– Paul! – Seth przyśpiesza, mijając nas. Leah odpycha moją rękę i podąża za nim.
– Spokojnie, marynarzu – śmieje się wysoki facet, gdy Seth podbiega z rozpędu, by walnąć go w ramię.
Paul jest trochę niższy od Setha, ale coś w jego rysach przypomina mi ojca Lei.
– Powinieneś częściej zaglądać do Ruth. – Leah przerywa tę wymianę zdań, kładąc ręce na biodrach. Podchodzę, by stanąć obok niej. – Jej dom się rozpada, a ogród przypomina jebaną dżunglę.
– Leah, mnie również miło cię widzieć – odpowiada Paul i zerka na mnie, marszcząc brwi. – Kim jest twój… przyjaciel?
– To mój przyjaciel, Edward – mówi Seth, chwytając mnie za ramię i ciągnąc do przodu.
Czuję, jak ściska moją rękę i nie zaprzeczam, a Paul wyraźnie się rozluźnia.
– Cześć, Edward. – Wyciąga do mnie dłoń, którą potrząsam, zastanawiając się, czy w ogóle powinienem był tu przyjeżdżać.
– Chodźmy! – Głos Lei brzmi dziwnie. Obracam się, by spojrzeć na nią, ale widzę już tylko jej plecy, gdy przechodzi między samochodami w kierunku plaży.
– Jak królowa sobie życzy – mamrocze Paul. Klepie mnie po barku i idzie za nią.
– Przepraszam, powinienem cię ostrzec, zanim tu przyjechaliśmy – szepcze do mnie Seth, otaczając mnie ramieniem, gdy ruszamy za nimi.
– Ostrzec? – pytam, choć podejrzewam, że wiem, co ma zamiar powiedzieć.
– Lepiej, żeby myśleli, że jesteś moim przyjacielem – zaznacza. Mijamy rzędy samochodów i nagle wyłania się plaża.
Ośrodkiem wszystkiego jest wielkie rozpalone ognisko, otoczone przez rozgadane i roześmiane grupki osób. Wyglądają, jakby byli rodziną. I w niczym mnie nie przypominają.
– Czyli Leah nie powinna być widziana ze mną, tak? To znaczy z białym facetem? – mój głos brzmi obojętnie. Staram się przełknąć urazę, zanim zamieni się w rozgoryczenie.
– Edward, musisz zrozumieć, jesteśmy małym plemieniem i wielu z nas nie jest pozbawionych uprzedzeń – mówi cicho Seth, zerkając na toczącą się imprezę i potrząsając głową. – Zwłaszcza jeśli sprawa dotyczy kogoś z rodziny. Quileuci czują się odpowiedzialni za ochronę swoich kobiet, a zwłaszcza wtedy, gdy któraś jest potomkiem dwóch legendarnych wodzów.
Odwraca się do mnie. Zmuszam się do uśmiechu, który kompletnie nie wyraża moich emocji.
– Chyba rozumiem – odpowiadam, obserwując, jak Leah idzie przez piasek. Każdy jej krok wydaje się mocny i pewny.
Kilkanaście głów obraca się w jej stronę, gdy wkracza na teren przyjęcia. Widzę to w ich oczach – Leah wiele znaczy dla tych ludzi. Gdy ją spostrzegają, ich twarze zmieniają się. Grupa kobiet wykrzykuje jej imię i podbiega do niej. Niektórzy z facetów patrzą na nią w taki sposób, że mam ochotę stłuc im gęby.
– Jak się poznaliśmy? – Odwracam się do Setha, który ma skruszoną minę. Robi mi się głupio, że przeze mnie czuje się niezręcznie. – Powinniśmy dogadać szczegóły, zanim tam pójdziemy, prawda?
– Racja – mówi, potakując. – Poznałem cię, gdy odwiedziłem Leę kilka miesięcy temu, może być?
– Brzmi nieźle. – Kiwam głową i ruszam w stronę pozostałych.
– Seth! – Młoda dziewczyna podbiega, by go uścisnąć.
– Claire, Misiaczku, jak się masz? – śmieje się Seth, a ona zaczyna trajkotać. Rozglądam się za Leą.
Stoi w kręgu kobiet, ma uśmiech na ustach, ale dostrzegam w niej napięcie. Stojąca obok kobieta mówi coś do niej i śmieje się, dotykając swojego nabrzmiałego brzucha. Leah przytakuje, po czym odwraca się i odchodzi od grupy. Ruszam za nią z nadzieją, że ją dogonię, kiedy czuję na ramieniu czyjąś dłoń.
– To jest Edward – mówi Seth. Odwracam się i widzę, że również obserwuje Leę, marszcząc brwi.
– Cześć, jestem Claire. – Dziewczyna pozdrawia mnie, machając ręką. Jej czarne, ostrzyżone na pazia włosy ocierają się o brodę z każdym ruchem.
– Miło cię poznać – odpowiadam, nie bardzo wiedząc, co innego mógłbym powiedzieć do tej dziewczyny.
– Claire, może byś pomogła Edwardowi znaleźć jakieś miejsce, a ja przyniosę nam coś do picia? – mówi Seth, przechodząc obok mnie. – Sprawdzę, jak sobie radzi – szepcze. Zmuszam się z trudem do pozostania tam, gdzie stoję, gdy on odbiega w kierunku siostry.
– Jesteś studentką? – zaczynam niezobowiązującą rozmowę, kiedy razem z Claire ruszamy w stronę grupy siedzącej na wyrzuconych przez morze kłodach. Moje pytanie jest żałosną próbą odwrócenia własnej uwagi.
– Jestem na pierwszym roku Uniwerku – odpowiada. Nie przerywając rozmowy, siadamy obok siebie na klocu drewna. Przebiegam wzrokiem po twarzach, żeby zobaczyć, czy znam tu kogoś.

Leah

– Piwa? – pyta Jared, kiedy podchodzę do beczki.
– Poproszę – wzdycham, obracając się, by ogarnąć wzrokiem resztę przyjęcia. Nie mogę tego znieść, wszystkich tych wgapionych we mnie spojrzeń, zaciekawionych, czy wróciłam na dobre. To jest jak kamień zawieszony u szyi, ciągnący mnie w dół, przez który czuję pragnienie opuszczenia tego miejsca. Z każdą wizytą jest coraz gorzej – coraz więcej pytań i więcej nalegań na powrót.
– Od kiedy to Seth umawia się z nadzianymi sztywniakami? – Paul pojawia się obok mnie. Sięga po piwo, które mi podał Jared i opróżnia połowę jednym haustem.
– To tylko przyjaciel. Hetero przyjaciel – prostuję. Nie jestem pewna dlaczego.

Byłoby łatwiej, gdyby uwierzyli, że Edward jest gejem, ale nie mogłam się powstrzymać. Przyglądam się, jak Claire trajkocze wesoło do Edwarda, i zastanawiam się, gdzie zniknął Seth. Miałam nadzieję, że zostanie z nim przez chwilę, a ja zdążę zebrać się na odwagę, by ponownie przyłączyć się do grupy i spróbować wyjaśnić sytuację. Powinniśmy byli go przygotować przed przyjściem tutaj, ale byłam zbyt zajęta użalaniem się nad sobą.

– Ach, nieistotne, to w końcu ty masz przynieść chlubę rodzinie – mówi Paul, po czym głośno beka. – To jasne jak słońce, że na mnie nie ma co liczyć.
Paul stara się brzmieć nonszalancko, ale mnie nie oszuka. Od lat jest uważany za czarną owcę w rodzinie, jednak w głębi serca pragnie być dobrym człowiekiem. Sądziliśmy, że trafił na właściwe tory, gdy zaczął się umawiać z Rachel, ale rzuciła go przed wyjazdem do college’u. Od tamtego czasu chyba odpuścił sobie próby bycia kimś więcej niż wrednym dupkiem. Czasami zgrywanie ku***a to wszystko, co ci pozostało.
– To na pewno – śmieje się Jared, klepiąc Paula po plecach, i podaje mi kubek napełniony piwem.
– Taa… – mamroczę, biorąc go od niego, po czym zaczynam pić.
Lepiej jest, gdy się nie odzywam. Inaczej wpędzam się w większe kłopoty. Choć picie zapewne nie pomoże ich uniknąć, w tej chwili rozpaczliwie czegoś potrzebuję.
– Jared, wyrosły ci w końcu jaja i zaprosiłeś Kim na randkę czy ja mam się nią zająć? – mówiąc to, Paul spogląda na Jareda wyzywająco i uśmiecha się złowieszczo.

Zaciskam dłoń na kubku. Nie mam ochoty na przerywanie głupiej bójki, lecz gdy twarz Jareda pokrywa się purpurą, jestem zdecydowana, że wskoczę pomiędzy nich, jeśli będzie trzeba. Nagle pojawia się Seth.
– Jak leci, Jared? – Seth z radosną miną kładzie rękę na ramieniu chłopaka, ale rozpoznaję emocję kryjącą się w oczach mojego brata.
Z każdym rokiem jest w tym coraz lepszy. Tak bardzo przypomina mamę – jak ona przynosi ze sobą spokój, gdziekolwiek się pojawi.
– Siemka, Seth – mamrocze Jared, obracając się tyłem do Paula, i odczepia jeden kubek. – Chcesz piwa?
– Nie, dzięki, prowadzę – mówi Seth, kręcąc głową. Obraca się do mnie i patrzy tymi wielkimi brązowymi oczami, które pytają, czy jakoś się trzymam.
Robię tylko minę, wychylam resztę piwa i ponownie napełniam kubek. Seth mnie pilnuje, a to jest irytujące. Może nie jestem w najlepszym nastroju, ale daleko mi do emocjonalnej rozsypki. Nie musi mnie obserwować, jakbym była cholerną bombą zegarową.
– Idę przywitać się z Claire – rzucam przez ramię, popijając, i odchodzę.

Pierdoleni faceci.

Edward

– Uruchamiamy ten program początkowo na małą skalę, tylko kilkoro ochotników podczas jednej sesji. Gdy tylko przekonamy się, jak działa ten system, będziemy oferować darmowe lekcje na stronie plemienia – mówi Claire, przerywając na chwilę, by wziąć oddech, a potem obdarza mnie promiennym uśmiechem.
– A więc każdy, kto chciałby się nauczyć języka Quileutów, może po prostu zajrzeć na waszą stronę? – pytam ze szczerej ciekawości i słyszę za sobą śmiech.
– Kto, do diabła, chciałby zaglądać na stronę, kiedy może po prostu pójść do starego Quila, tak jak my. – Młody, bez wątpienia zalany mężczyzna wymachuje rękami i potrząsa głową.
– To jest dla innych ludzi, którzy chcieliby nauczyć się języka, a nie Quileutów, głupku – odpowiada Claire, wywracając oczami, i spogląda na mnie przepraszająco.
– Uważam, że to świetny pomysł – mówię do niej z uśmiechem.
– A według mnie głupi – prycha facet i wstaje, by nachylić się w naszą stronę. Przesuwam się, osłaniając swoim ciałem Claire.
– Nie wiesz, o czym mówisz, pijany idioto – krzyczy Claire, zrywając się. Natychmiast staję obok niej, myśląc szybko, jak załagodzić tę sytuację.
– Ja nie wiem, o czym mówię? – wrzeszczy tamten, zataczając się ku nam. Unoszę dłoń.
– Może pogadamy o tym? – Zostaję uciszony natychmiast, gdy przenosi na mnie spojrzenie.
– Może byś się, ku***, zamknął? – wywrzaskuje, po czym obraca się z powrotem do Claire. – Ciekawe, co by sobie Quil pomyślał, gdyby się dowiedział, że kiedy on ryzykuje życiem na pustyni, gdzieś na drugiej półkuli, jego dziewczyna puszcza się z jakimś białasem.
Claire nabiera raptownie powietrza, a ja robię krok do przodu, żeby kazać mu odejść.
– Brady! – Dyskusję przerywa głos Lei, którego nie sposób pomylić z innym. Unoszę wzrok i widzę jej piękną twarz rozświetloną przez ogień.
Brady obraca się w jej stronę i całe jego ciało zastyga w napięciu.
– To było tylko nieporozumienie – mówi łamiącym się lekko głosem i opuszcza głowę.
– Spierdalaj stąd, zanim powiem twojej babci, że właśnie nazwałeś wnuczkę Isaaca Brighta dziwką! – Mówi nie znoszącym sprzeciwu tonem, którego nigdy u niej nie słyszałem, ale promieniuje z niej niezwykła siła.
– Przepraszam – mamrocze Brady, po czym szybko odchodzi, nie oglądając się za siebie.
– Leah! – Claire przebiega obok mnie, by ją uściskać. Patrzę na nie z podziwem.
– Musisz więcej jeść. Mam wrażenie, że obejmuję tyczkę – śmieje się Leah, gdy w końcu odrywają się od siebie i siadają.
– Ech, mówisz jak moja matka. – Claire również się śmieje i opiera głowę na ramieniu Lei. – Mam syndrom pierwszoroczniaka – przytyłam siedem kilogramów, przysięgam.

Leah uśmiecha się do Claire i dziewczyny oddają się paplaniu o szkole i rodzinie. Obserwując je, podsuwam się wzdłuż kłody, by znaleźć się bliżej nich, po czym delikatnie muskam palcami wnętrze dłoni Lei. Zerka na mnie i uśmiecha się, następnie obraca z powrotem do Claire i pyta ją o plany na zimowe ferie. Odbieram jej uśmiech jako znak, że mogę się jeszcze przysunąć, więc robię tak, starając się uchwycić koniec rozmowy.
– Opowiadałam właśnie Edwardowi o naszym programie językowym i o tym, że chcemy do końca lata uruchomić stronę. – Nareszcie przerywa, uśmiechając się promiennie do Lei.
– To wygląda na naprawdę ambitny plan, ale uważam, że jest dobry – odpowiada Leah. Odgarnia Claire włosy z twarzy i otacza ją ramieniem. – Nie zapominaj tylko, że nie musisz rozwiązać wszystkich problemów świata na pierwszym roku.
– Wiem – śmieje się Claire, pochylając ku Lei. Wygląda na odrobinę niepewną. – Po prostu chciałam, żeby to ruszyło. Pamiętam, jak o tym ciągle mówiłaś. Jak to by było, gdyby inni mogli zrozumieć istotę piękna naszego ludu, naszego dziedzictwa. To mogłoby pomóc ochronić nasz sposób życia.

Claire spogląda na Leę z takim szacunkiem i podziwem, że jestem głęboko poruszony. Nie zdarzyło mi się, żeby ktokolwiek tak na mnie patrzył, i trudno mi sobie wyobrazić, jakie to uczucie, gdy jest się tak poważanym. Leah potrząsa głową i parska lekceważąco. Jak ona radzi sobie z tą presją i byciem w centrum uwagi?
– To było bardziej marzenie mojej mamy niż moje, ale cieszę się, że cię zainspirowało. – Wzrusza ramionami i ściska ramiona Claire.
– Och, jak milutko! – mówi Paul, siadając obok mnie, a ja błyskawicznie odsuwam się od Lei. – Powiedz mi, Edwardzie, co sądzisz o Pierwszej Plaży?
Obejmuje mnie i nachyla się do mnie, a moje nozdrza wypełnia woń piwa.
– Jest piękna – odpowiadam, zerkając na Leę, która wygląda na wściekłą i wstaje.
– Paul, zostaw go w spokoju – mówi, odpychając ręką jego głowę. Paul zrywa się tak szybko, że niemal strąca mnie z kłody.
– Nie traktuj mnie jak jednego z twoich chłopaczków! – wrzeszczy. Odzyskuję równowagę i podnoszę się.
– To się tak nie zachowuj! – stwierdza Leah, odsuwając mnie do tyłu, zanim zdołałem zareagować.
– O co chodzi? Boisz się, że powiem coś, co cię zawstydzi przed twoim chłoptasiem? – śmieje się Indianin, podchodząc bliżej i przysuwając do niej twarz na odległość kilku centymetrów?
– Zamknij pieprzoną gębę – głos Lei przybiera niski i groźny ton.
– Albo co? Powiesz naszej zmarłej babci, że nazwałem cię dziwką? To nic nowe… – Przerywa mu cios pięścią w gardło.
Odskakuje do tyłu, ściskając się za szyję, i zaczyna kaszleć. Kilka osób klaszcze i śmieje się, wokół nas narasta mały tłum. Paul traktuje oklaski jak doping. Prostuje się i rozciera gardło. Chwytam Leę za ramię i odciągam, tak żebym mógł stanąć między nimi.
– Edward, dam sobie radę – protestuje, gdy zamieniam się z nią miejscami, by stawić czoło Paulowi.
– Edward – charczy Paul, a na jego twarzy znowu pojawia się złośliwy uśmiech – ona ma rację, lepiej pozwól jej walczyć. Nie chciałbyś, żebym uszkodził tę ładną buźkę. – Puszcza oczko i błyska zębami w szerokim, złym uśmiechu.
– Nie martw się o mnie. To nie ja oberwałem z zaskoczenia od kobiety – mówię do niego, odwzajemniając uśmiech. Czuję, jak narastający we mnie gniew zaczyna przypominać gotowego do ataku węża.
– Ty sukinsynu! – Paul rusza w moją stronę. Przenoszę ciężar ciała, przygotowując się na wyprowadzenie ciosu.
– Paul! – Niski głos męski przebija się przez inne dźwięki. Wysoki, barczysty mężczyzna rozdziela tłum. Paul zastyga w miejscu. Gdy tylko go spostrzega, cała jego postawa się zmienia. Rozluźniam się i sięgam do tyłu, żeby dotknąć Lei, ale ona odsuwa się. Odwracam się i widzę, jak powoli się cofa, ze spojrzeniem utkwionym w tym nowym facecie.
– Sam, ten wypierdek właśnie mnie obraził – zaczyna się tłumaczyć Paul, lecz tamten zmniejsza dzielącą ich przestrzeń, wbijając w niego wzrok.
– Ty pierwszy obraziłeś Leę – odpowiada Sam, zatrzymując się. Jest znacznie wyższy od Paula. – Znieważanie kobiety z plemienia Quileutów jest tym samym co jawne okazywanie pogardy duchowi naszej starszyzny.
Brzmi, jakby coś cytował, a niektóre głowy w tłumie z powagą przytakują. Z Paula jakby uszło powietrze. Zerka na mnie. Sam nachyla się nad nim i szepcze mu coś do ucha. Widzę, jak wyraz oczu Paula się zmienia – znika gniew, a w jego miejsce pojawia się coś, co wygląda na ból.
– Ona wróci do ciebie – udaje mi się usłyszeć urywek słów Sama. Paul zamyka oczy i kiwa głową. Sam otacza go ramionami, klepiąc serdecznie po plecach. Obok nich pojawia się starsza kobieta. Obejmuje Paula w pasie, po czym oddala się razem z nim.
– Przepraszam za niego, piwo czasami wydobywa z mężczyzn najgorsze rzeczy – mówi Sam z promiennym, serdecznym uśmiechem i wyciąga do mnie rękę.
– Zdarza się najlepszym – odpowiadam, ściskając jego dłoń. Nie bardzo wiem, co innego mógłbym powiedzieć.
– To prawda. – Wygląda na to, że mówi szczerze. Puszcza moją rękę, a ze mnie opada napięcie.
Grupa mężczyzn zbliża się do nas, jeden z nich podchodzi do Sama.
– Sam, możemy zaczynać – oznajmia młodzieniec poważnym tonem.
– Dzięki, Jared, za chwilę przyjdziemy – odpowiada Sam, poklepując ramię Jareda, po czym obraca się do mnie, a mężczyźni odchodzą.
– Przepraszam, jak masz na imię? – pyta. Reszta osób zaczyna się gromadzić w rejonie plaży, do którego skierowali się mężczyźni.
– Edward – odpowiadam z uśmiechem, zastanawiając się, dlaczego się tam zbierają.
– Edwardzie, miło cię poznać. Przypuszczam, że pierwszy raz jesteś na obchodach Czarnego Piątku? – Poklepuje mnie po barku i prowadzi w stronę pozostałych
– Tak – Claire odpowiada zamiast mnie, pojawiając się przy moim boku i biorąc mnie za rękę.
– Super, zaraz zaczynamy – mówi Sam, puszczając mnie, i zaczyna się przeciskać przez tłum w kierunku wody.
Claire nie przestaje mnie popychać, więc podążam za Samem, zaciekawiony, co się będzie działo. Nagle docieramy do granicy tłumu, a Claire podskakuje, szarpiąc moją ręką. Gwałtownie się zatrzymuję i patrzę na otaczających nas ludzi. Stoją w rzędzie wzdłuż plaży, wszystkie oczy skierowane są na Sama i grupę mężczyzn stojących obok wymyślnie udekorowanego czółna.
– Nie miałam pojęcia, że ty i Leah… – Claire szepcze mi do ucha, wyrywając mnie z oszołomienia.
– My nie… to znaczy, jesteśmy tylko przyjaciółmi – reaguję bez zastanowienia, przyglądając się, jak Sam i reszta pieczołowicie przygotowują coś wewnątrz czółna. Ich sylwetki zasłaniają mi widok.
– Och… to chyba dobrze, inaczej byłoby trochę niezręcznie – ciągnie dalej. Przestaję patrzeć na czółno i skupiam uwagę ponownie na niej.
– Co masz na myśli, wdanie się w bójkę z Paulem? – Śmieję się, bo to brzmi trochę niedorzecznie.
– Nie, mam na myśli twoje spotkanie z Samem – szepcze Claire, ciągnąc mnie za ramię.
– Nie nadążam – mówię, wypatrując w grupie Lei i zastanawiając się, dlaczego zniknęła,
– No wiesz, Sam i Leah byli zaręczeni – mówi jeszcze ciszej, nachylając się ku mnie, i robi minę. – To byłaby cholernie dziwna sytuacja, prawda?
– Racja – mamroczę, przenosząc spojrzenie na Sama, który właśnie ściąga koszulę. Inni mężczyźni idą w jego ślady.
Jego górna część pleców i ramiona pokryte są skomplikowanymi tatuażami. Motywy są chyba indiańskie, quileuckie, jak sądzę. Pośrodku pleców widnieje spora sylwetka wilka z uniesioną głową, jak gdyby zwierzę wyło. Inni mężczyźni mają podobne tatuaże, choć nie takie wielkie. Nagle przypomina mi się historia, którą opowiadała mi Leah.

Wziął dwa wilki – samca i samicę – i przemienił je w pierwszych Quileutów.

– Taak… ona chyba nigdy tak naprawdę nie przebolała tego zerwania. Wiem, że ja bym nigdy nie doszła do siebie na jej miejscu – wzdycha Claire, a Sam i reszta odwracają się, by stanąć twarzą do tłumu.
– Witajcie na Czarnym Piątku – mówi Sam z uniesionymi rękami. Odpowiada mu owacja tłumu. – Mamy kilka nowych twarzy, więc mam nadzieję, że wytrzymacie moje ględzenie, gdy będę objaśniał.
Pojawia się kilka jęków i śmiechów wśród tłumu, ale cichną, gdy tylko mężczyźni zgromadzeni wokół Sama piorunują wzrokiem nadgorliwych.
– Jesteśmy małym plemieniem wspaniałych ludzi. Quileuci są legendarnymi łowcami wielorybów, rybakami, którzy panowali na tej plaży od niezliczonych pokoleń, ale z upływem czasu zbłądziliśmy. Młodzi ludzie zaczęli opuszczać naszą ziemię, a ich związki z plemieniem osłabły. Kiedy Sue Clearwater była znana jeszcze jako Sue Black, rozpoczęła tradycję Czarnego Piątku. Co roku dzwoniła do każdej rodziny w rezerwacie. Zbierała nazwiska wszystkich członków rodzin mieszkających poza La Push i odszukiwała ich. Wzywała ich, tak jak kiedyś nasza ziemia nas wzywała. Sprowadzała ich raz w roku do domu, żeby wszyscy byli razem i pamiętali. Podtrzymywała tę tradycję aż do roku, w którym umarła. – Sam przerywa, zamyka oczy, jakby z szacunku, ale jego twarz skrywa głębszą emocję, noszącą znamiona cierpienia.
Kiedy unosi powieki, jego oczy lśnią odbitym światłem płomieni.
– Nazwaliśmy ten dzień Czarnym Piątkiem, żeby jej nie zapomnieć i żeby pamiętać o nas samych. Dziękujemy ci, Sue, za wszystko, co nam dałaś, i za wszystkie dary, jakie jeszcze przyjdzie nam otrzymać – kiedy kończy, od grupy odrywa się ciężarna kobieta i podchodzi powoli do Sama.
Rozpoznaję w niej tę, która wcześniej rozmawiała z Leą. Bierze Sama za rękę, wyraz jego twarzy zmienia się na jej widok, a sylwetka wyraźnie się prostuje. Nagle obok nich pojawia się młody człowiek z pochodnią.
– Jacob Black nie mógł dzisiaj przyjść, ale do tradycji należy, aby przedstawiciel rodziny Blacków zapalił ogień w czółnie Sue. Seth Clearwater, syn Sue, wyświadczył mi ten wielki honor, bym mógł to zrobić zamiast jego kuzyna – mówi chłopak, podchodząc do czółna. Przykłada czubek pochodni w jego centrum. Teraz, gdy jest wyraźnie oświetlone, widzę wypełnienie ze słomy i gazet, które ma pomóc w rozpaleniu.
– Zgodnie z tradycją dawniej wysyłaliśmy ciała naszych zmarłych w ich czółnach do morza, ale odkąd nie możemy tego robić, palimy łodzie na ich cześć, to coś w rodzaju ofiary – szepcze mi do ucha Claire, odpowiadając na moje niewypowiedziane pytanie. Przyglądamy się, jak mężczyźni spuszczają czółno na wodę.
Przypływ szybko odciąga je w rozkołysane, czarne fale oceanu, a mnie ogarnia dziwne poczucie straty. Zerkam na Claire i widzę łzy spływające po jej policzkach. Przyglądam się innym twarzom dookoła mnie i widzę na nich odbicie własnych emocji. W końcu mój wzrok pada na Sama i kobietę, która, jak sądzę, jest jego żoną. Mężczyzna obejmuje czule dłońmi jej twarz, a ona uśmiecha się do niego. Miłość między nimi jest tak oczywista, że niemal widzę, jak przepływa od jednego do drugiego. Odwracam się od nich i gdy przepatruję tłum w poszukiwaniu Lei, czuję przenikający mnie chłód zazdrości.

Leah

To była wina ciotki Ruth. To zawsze jest jej wina, gdy w grę wchodzi ten plemienny chłam. Koniec końców nawet moje sprawy sercowe sprowadzały się do plemiennego syfu. Byłam zestresowana. Zbliżało się ukończenie szkoły, a ja nadal nie miałam odpowiedzi na moje podanie z Uniwersytetu Stanu Waszyngton. Ponadto szykowałam się do testów egzaminacyjnych SAT i ACT.
Sam wspierał mnie jak zawsze, ale zarazem naciskał, zmuszając do podjęcia ważnych decyzji, takich jak ustalenie daty ślubu, znowu też gadał o dzieciach. Rozsądnie myśląc, wiedziałam, że większość mojego stresu miała uzasadnienie, niemniej gdy chodziło o związek z Samem, mój stres stawał się niedorzeczny. Wszak to ja sama powiedziałam, że powinniśmy się pobrać, zanim pójdę na studia. Wtedy Sam mógłby dostać pracę blisko kampusu i moglibyśmy razem zamieszkać, nie ryzykując, że mój ojciec w napadzie szału zabije Sama.
Sam wiedział, że wolałabym najpierw mieć za sobą kilka lat szkoły, zanim pomyślimy o dzieciach, ale ostatnimi czasy ubzdurał sobie, że nie chcę ich mieć. Ciągle zaczynał te dziwne rozmowy, w których próbował mnie zapewniać, że jeśli nie chcę, to nie muszę, bez względu na tradycję czy na to, co powie ciotka Ruth.
Nie miałam pojęcia, skąd się wzięło to jego cholerne przeświadczenie. Oczywiście, że chciałam mieć dzieci. Kochałam je. Kiedy byłam młodsza i opiekowałam się dziećmi, po kryjomu udawałam, że są moje i że jestem mężatką. W dzieciństwie uwielbiałam bawić się w dom. Byłam pewna, że spodobałoby mi się bycie żoną Sama. Dlaczego więc panikowałam za każdym razem, gdy naciskał, żebym postanowiła coś konkretnego w tej sprawie?
Wtedy ciocia Ruth wezwała mnie do siebie na rozmowę. Byłam wykończona, ale udało mi się przyjechać do jej przyczepy na czas. Posadziła mnie i wygłosiła wykład na temat, jak to plemię bardzo mnie potrzebuje. Powiedziała, że jestem jego przyszłością, jego wybawieniem i że każdy wybór, jakiego dokonam w życiu, będzie miał konsekwencje dla mojego ludu. Następnie, jak jakiś adwokat z marnego sądowego dramatu, rzuciła na podłogę przede mną stare, zakurzone pudło kartonowe.
– Praca twojej matki jako doradcy była nieoceniona dla naszego ludu. Ocaliła wiele istnień, ale wciąż niektóre były poza jej zasięgiem. – Skrzekliwy głos ciotki przyprawiał mnie o dreszcze, gdy przeglądałam pliki mojej mamy.
To były akta pacjentów, ściśle poufne. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób trafiły do mojej ciotki, ale w zasadzie to nie miało znaczenia. Kiedy natrafiłam na teczkę z nazwiskiem Uley, zabrakło mi tchu. Wewnątrz teczki były listy. Każdy oznaczony datą napisaną, jak mogłam jedynie przypuszczać, charakterem pisma mojej mamy. Zawierał również krótka notatkę dotyczącą tego, gdzie go znalazła – na ganku, w samochodzie, sklepie spożywczym, skrzynce pocztowej. Wszystkie listy zostały nabazgrane tym samym niechlujnym charakterem pisma i opatrzone jednakowym podpisem: Sam.
– Miał obsesję na jej punkcie, nawet po tym, jak przekazała jego sprawę innemu opiekunowi. Ciągle zostawiał jej te swoje miłosne liściki. W końcu twoja matka musiała wystąpić o zakaz zbliżania się i wtedy chłopak Uleyów trafił do więzienia na kilka miesięcy. – Ruth zachichotała i zaciągnęła się papierosem. – Bardzo się na nią o to zezłościł. Zwyzywał ją wszelkimi najgorszymi epitetami na wiosennych tańcach, a nawet wyładował się na tobie, o ile dobrze pamiętam. Ten chłopak sprawiał kłopoty od momentu, gdy jego matka pozwoliła mu wziąć pierwszy oddech. Tak samo jak jego dziadek, który sprzedał naszą ziemię i ludzi białemu mężczyźnie za naparstek whisky. Wszyscy Ulleyowie są źli – mają tajemnice i kłamią. Dobrze, żebyś to wiedziała, zanim się bardziej zaangażujesz.
Nie mogłam już więcej znieść. Wydarłam się na nią, żeby się zamknęła, i nazwałam starą, wścibską jędzą, ale wychodząc, zabrałam teczkę. Jeździłam w kółko godzinami i płakałam, mając kompletny mętlik w głowie. Wspominałam pierwszy raz, gdy mnie pocałował , po pogrzebie mamy, i wszystkie te chwile, gdy mówił mi, że jestem piękna. Czytałam wciąż od nowa te listy, w których to samo mówił mojej mamie. Pisał, że ją kocha i że jest jedyną kobietą, którą kiedykolwiek będzie kochał.
Kiedy w końcu dotarłam w nocy do domu, nie poszłam spać. Siedziałam w swoim pokoju, wpatrywałam się w widok za oknem i rozmyślałam o tym, jak wszystko nagle nabrało sensu. Sam tak naprawdę mnie nie kochał. Kochał wspomnienie. Potrzebował kogoś, kto go ocali, a ponieważ moja mama nie mogła już tego zrobić, znalazł najlepszy substytut – mnie.

***

– A więc do tego doszło. – Seth spogląda triumfująco, kopiąc bok pustego kloca, w którym się ukrywałam przez ostatnie pół godziny.
– Odpieprz się, potrzebowałam samotności – zrzędzę, usiłując wstać, i prawie upadam na twarz.
– Hej! – Sethowi udaje się mnie złapać przed zderzeniem z ziemią, co sam niemal przypłaca upadkiem. – Za bardzo wszystko komplikujesz, wiesz o tym?
– Musisz nauczyć się nie wsadzać nosa w nieswoje sprawy¬¬¬¬ – odparowuję i odpycham go, po czym otrzepuję się, odchodząc.
– Nie sądzisz, że unikanie go przez sześć lat, to wystarczająco długo? – Seth idzie za mną i stara się chwycić mnie za ramię. – Porozmawiaj z nim, Leah.
– I co niby mam mu powiedzieć? „Gratuluję udanego życia? Wygląda na to, że naprawdę lepiej ci się wiedzie beze mnie?” – krzyczę, uderzeniem dłoni strącając jego rękę z ramienia.
– Nadal mu na tobie zależy, wiesz o tym – głos Setha przybiera ten ciepły, kochający ton, który przypomina mi mamę. Muszę odwrócić wzrok, zanim zacznę płakać.
– Wiem, ale tym gorzej – mamroczę, a łzy zacierają mi widok, gdy odchodzę.
Mój brat nie rozumie. Nikt z nich nie rozumie, bo nie znają całej historii.

Edward

– Rozmawiamy ze sobą na Skypie w każdą niedzielę. Próbowałeś kiedyś video-czatu? – Od kilku minut Claire trajkocze o swoim chłopaku, a ja słucham jednym uchem, nie przerywając szukania wzrokiem Lei.
– Nie… – mówię, a ona dalej gada. Nagle widzę, jak ktoś wynurza się z gęstej kępy drzew. Leah ma opuszczoną głowę, ale rozpoznaję ją po włosach i po sposobie, w jaki się porusza. Ociera twarz i zmierza ku zaparkowanym samochodom. Widok jej zgarbionych pleców i niewątpliwe cierpienie w sekundę stawia mnie na nogi.
– Nie gniewaj się, muszę iść – mówię, uśmiechając się przepraszająco do Claire, która zerka w tym samym kierunku, co ja.
– Och, jasne, nie ma problemu – słyszę jej odpowiedź, odwracając się i śpiesząc do Lei.
– Leah! – wołam. Zaczepia o coś nogą i zaczyna się zataczać. Podbiegam, by ją złapać, i przytrzymuję mocno za ramię. Spogląda na mnie, chwytając się kurczowo mojej ręki, ale nic nie mówi. Nie musi.
– Chodźmy – szepczę i skręcam na mały parking, gdzie zaparkowaliśmy.
– Seth – mamrocze Leah, gdy torujemy sobie drogę przez piasek.
– Znajdę go, jak odprowadzę cię do samochodu– zapewniam ją, obejmując w pasie, i pomagam jej wejść na asfaltowy podjazd.
– Nie jestem kaleką – gdera, odpychając moje ręce i idąc ku furgonetce.
– Okej, pójdę po Setha – wołam za nią, po czym odwracam się i niemal zderzam się z bratem Lei.
– Łaaa! – Cofa się, gdy mnie opada adrenalina, i obaj wybuchamy śmiechem.
– Przepraszam, właśnie szedłem po ciebie – mówię, łapiąc z trudem powietrze.
– Zorientowałem się, że księżniczka zdecydowała się zakończyć wieczór – prycha lekceważąco i mija mnie.

Jazda do domu Clearwaterów jest szybka i upływa w milczeniu. Lea opiera się o mnie przez całą drogę, ale w jej postawie kryje się dziwne napięcie, gdy przez przednią szybę wpatruje się w rozświetlone gwiazdami niebo. Mimo że czuję ciepło jej ciała przyciśniętego do mnie, mam wrażenie, że jej umysł jest o kilometry stąd. Chciałbym zapytać ją o Sama, ale wiem, że to tylko popsuje jej nastrój jeszcze bardziej.
Kiedy wjeżdżamy na podjazd, obejmuję ją mocniej i całuję jej włosy. Seth parkuje furgonetkę, po czym wysiadamy. Leah trzyma moją rękę, gdy podchodzimy do ganku, ale Seth zatrzymuje mnie, gdy już mam wspiąć się po schodach.
– Śpisz ze mną, żołnierzu – mówi, poklepując mnie po barkach, i puszcza do mnie oko. – Zasady tatuśka : żadnych gachów w domu.
– Pojebany sukinsyn! – syczy Leah. Tłumię śmiech i biorę ją w ramiona.
– Słodkich snów – szepczę, pochylając się, by ucałować jej wargi.
Ten pocałunek jest delikatny, powolny i rozbudza we mnie potrzebę, sprawia że przytulam ją mocniej. Wolałbym, żeby nie brakło mi oddechu, żebym mógł całować ją bez końca.
– Jejuuu, to przecież tylko na noc. Nie wyrusza na wojnę czy coś w tym stylu – droczy się Seth. Gdy odrywamy się od siebie, Leah pokazuje mu palec.
Obraca się z powrotem do mnie, wsuwając dłoń w moją. Ściskam krótko jej koniuszki palców, po czym puszczam jej rękę.
– Dobranoc – mówi, idąc po schodkach w stronę drzwi.
Kiedy Seth ciągnie mnie w kierunku małej przyczepy stojącej obok domu, śledzę wzrokiem Leę, która znika we wnętrzu.
– Edward, powiedz mi, grałeś kiedykolwiek w ćwiartki? – pyta Seth z zalotnym uśmieszkiem na twarzy. Reaguję chichotem i idziemy dalej.

Leah

Budzi mnie zapach kawy i piosenka Credence Clearwater Revival. Cholera, ja ci pokażę „wschód złego księżyca”.
– Dzień dobry, księżniczko. – Seth stoi w moich drzwiach z kubkiem kawy w ręce i uśmiechem na twarzy.
– Dymaj się. – Nakrywam głowę poduszką, chciałabym jeszcze pospać.
– Nie, dzięki – mówi, podchodząc, by usiąść koło mnie, i stawia kubek na szafce nocnej.
– Gdzie jest Edward? – Daję za wygraną, jeśli chodzi o dalsze spanie. Ściągam poduszkę z twarzy.
– Na dole – odpowiada, odgarniając mi włosy. – Pójdziesz z nami?
Patrzy na mnie i wygląda tak młodo... Jego twarz wyraża pragnienie i ledwo widoczny smutek. Powinnam być dla niego siostrą, której potrzebuje, ale nie jestem wystarczająco silna.
– Ja… nie potrafię – mówię, odwracając się na drugi bok, by nie widzieć rozczarowania w jego oczach.
– Dobra – wzdycha, po czym wstaje. – Wracamy za godzinę lub coś koło tego. Będziesz tu jeszcze?
– Tak, raczej będziemy – odpowiadam, zerkając na zegarek. Siadam na tyle szybko, by zobaczyć jeszcze, jak Seth wychodzi z mojego pokoju.
Jęczę z frustracji i uderzam twarzą w poduszkę. Nadal mam przed oczami jego ból, ale nie mogę nic na to poradzić. Ledwo daję sobie radę ze sobą. Widok Sama poprzedniego wieczoru raczej nie pomógł.
– ku*** mać – wzdycham, przekręcając się na plecy, i gapię się w sufit.
Ciągle widać wyblakłe kontury świecących w ciemności gwiazdek, które kiedyś zaśmiecały całą jego powierzchnię. To był prezent do Sama. Kiedy miałam siedemnaście lat, wkradł się do mojego pokoju i stanął na łóżku, żeby je przymocować. Byłam pewna, że mój chichot obudzi ojca, ale Sam zdołał dokończyć przedsięwzięcie, pocałować mnie i opuścić pokój bez szwanku.
Zamykam oczy i wtulam twarz w poduszkę. Właśnie dlatego sobie nie radzę, dlatego nie mogę tu zostać. Każdy fragment La Push pełen jest wspomnień, których nie chcę, z którymi nie potrafię się uporać.

– Co się stało z twoimi włosami? – Głos Sama zbliżającego się do mnie, wydaje się dziwnie obcy.
– Cześć, Sam – pozdrawiam go i mocno zaciągam się papierosem, patrząc mu w oczy. Stoję wyprostowana i nie zamierzam płakać. Sam Uley nie jest wart moich łez.
– Od kiedy to palisz? – Sam obdarza mnie srogim, pełnym nagany spojrzeniem, które kontrastuje z jego trzęsącym się głosem. Boi się. To dobrze, powinien.
– Mogłoby cię zdziwić, czego o mnie nie wiesz – odpowiedziałam. Dorzuciłam peta do tlących się pozostałości ogniska, w którym spaliłam każdą rzecz, która kojarzyła się z nim, z nami.
– Lee, co się, do cholery, dzieje? Nie odzywałaś się od wielu dni! – zapytał z pretensją. Podszedł do mnie, szybko cofnęłam się i podsunęłam mu pod oczy teczkę.
– Wyjaśnij mi to! – zażądałam. Spojrzał na mnie zmieszany, ale wziął teczkę z mojej ręki.
Otworzył ją i jego twarz pokazała mi wszystko – rozpoznanie i winę. Doznałam gwałtownego wstrząsu, jak gdybym doświadczała niespodziewanego powrotu grawitacji po latach nieważkości. To wszystko było prawdą. Jednocześnie zaschło mi w gardle, coś wewnątrz mnie puściło i poczułam się, jakbym była upadającym drzewem. Wszystko, co mnie ukształtowało – moja miłość do Sama, moja rodzina, więź z moim ludem, przyszłość, której zawsze zdawałam się pragnąć – przepadło.
– Powinienem był ci o tym powiedzieć – westchnął, zamykając teczkę, i spojrzał mi w oczy.
– Powinieneś, do cholery! – rzuciłam, wyciągając kolejnego papierosa z nowej paczki.
– Leah, przestań – powiedział, robiąc krok do przodu i wytrącając mi paczkę z dłoni. – To niczego nie zmienia.
– Pierdol się! – Cofnęłam się i spiorunowałam go wzrokiem. – To wszystko zmienia.
Cokolwiek nas łączyło, było kłamstwem. Nie było sensu zaprzeczać, ale Sam uparcie kręcił głową.
– Kochanie, proszę, nie mów tak. – Jego ton był taki szczery, że poczułam ścisk w sercu, ale głos w głębi mojego umysłu przekonywał, że żadne słowa nie mają znaczenia. Nieszczęście już się stało i nie istniał sposób, by to naprawić. Już nigdy nie wrócimy do tego, co było.
– Przestań, po prostu… nie – poprosiłam, potrząsając głową, i odwróciłam się, by odejść.
– Leah! – Złapał mnie za nadgarstek i obrócił. – Miałem czternaście lat, byłem dzieckiem. Proszę, nie niszcz wszystkiego przez mój głupi błąd.
Nie chciałam widzieć uczciwości w jego spojrzeniu. Nie spodziewałam się jej zobaczyć. Nie tak miało to wyglądać. On nie miał przepraszać. Miał okazać się kłamliwym draniem, a ja – odejść.
– Puść mnie, proszę – błagałam, bo moje oczy zaczęły wypełniać się łzami. Próbowałam wyrwać rękę, ale nawet nie drgnął.
– Wiesz, że kocham cię nad życie. – Jego głos był spokojny, ale to tylko utrudniało sprawę. To wszystko utrudniało.
Kiedy spojrzałam w jego oczy, również wypełnione łzami, wiedziałam, że nie kłamie. Sam mnie kochał, oczywiście, że mnie kochał. Nie wiem, dlaczego kiedykolwiek w to zwątpiłam. Miłość Sama była jedyną pewną rzeczą w całej naszej relacji.
– Nie – wykrztusiłam, jeszcze raz próbując uwolnić się z jego uścisku.
– Proszę, nie odchodź – wyszeptał, z wolna puszczając mój nadgarstek. Straciłam równowagę i upadłam. Wstrząs sprawił, że łzy popłynęły i nie mogłam już opanować szlochu.
Co ja zrobiłam?
– Wszystko się rozpieprzyło – zapłakałam. Poczucie bezsilności zaczęło wzbierać niczym fala i groziło pochłonięciem mnie.
– Możemy to naprawić, przyrzekam – błagał. Ja tymczasem próbowałam się podnieść, żałując, że po prostu się nie poddał.
Jego ból rozdzierał mi serce i wypalał dziurę w moich trzewiach, bo wiedziałam, że się myli. Ja byłam nie do naprawienia. Trwale uszkodzona.
– Nie, nie możemy. – Kopnęłam ziemię i zapragnęłam walnąć się pięścią w twarz.
– Nie rozumiem – pokręcił głową. Spróbował podejść do mnie.
Nie mogłam pozwolić, by znów mnie dotknął. Zjadało mnie poczucie winy i gdybym pozwoliła mu się dotknąć, uległabym pokusie , by mu nie powiedzieć.
– Przespałam się z kimś innym! – wypaliłam tak szybko, że nie byłam pewna, czy mnie usłyszał, jednak jego kroki zwolniły, a twarz pociemniała.
– Kto to był? – zapytał cicho, ale widziałam, jak napięcie pulsuje w całym jego ciele.
– Nikt, kogo byś znał – odpowiedziałam błyskawicznie i spojrzałam mu prosto w oczy, żeby wiedział, że mówię prawdę, po raz pierwszy od tygodni. Nie żeby robiło to jakąś różnicę.
Na kilka minut zapanowała martwa cisza i zaczęłam rozważać ucieczkę, jednak zdałam sobie sprawę, że i tak by mnie gonił. Więc stałam i obserwowałam malujące się na jego twarzy emocje, gdy to wszystko do niego docierało. Chciałam krzyknąć z frustracji, ponieważ nie rozumiał, a ja byłam zbyt wielkim tchórzem, by to wyjaśnić. Nie chodziło w żadnym razie o to, by być z kimś innym. Nawet nie byłam pewna, dlaczego to zrobiłam, po prostu się stało. Wykorzystałam małą sensację cioteczki Ruth, by zmniejszyć swoje poczucie winy, ale teraz wydawało się to głupie. Byłam kłamliwą dziwką, a teraz on to wiedział.
– Kochasz go? – Wbił wzrok w ziemię, a mięśnie jego szczęki napięły się w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Nie, nie kocham… jej – westchnęłam. Poczułam się lekko, jakby spadł mi kamień z serca.
Sam przeniósł spojrzenie na mnie, miał dziwny wyraz twarzy. Wyglądał bardziej beztrosko, wręcz jakby odczuł ulgę. Jednak jego spojrzenie stało się poważne, gdy znów przemówił.
– A co ze mną? – Wyrzekł to cicho, taksując mnie wzrokiem.
– Co masz na myśli? – Otarłam mokre policzki, starając się utrzymać kontakt wzrokowy.
– Czy ciągle mnie kochasz? – Jego spojrzenie było nieugięte i wyrażało opanowanie, niemniej poczułam się, jakby grunt usunął mi się spod nóg.
– Ja… ja… – zaniemówiłam i spuściłam wzrok na ziemię.
Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, nie dlatego, że nie znałam odpowiedzi, ale ponieważ w tym momencie wiedziałam, jaka jest, i nie mogłam się na nią zdobyć. Co było ze mną nie tak? Miałam cudownego chłopaka, który chciał się ze mną ożenić i gotów był przymknąć oko na moją niewierność. Dlaczego miałam ochotę uciec? Zamknęłam oczy i marzyłam, żeby właśnie przywaliło mnie drzewo. Wszystko stałoby się prostsze.
– Och, Leah – westchnął, zmniejszając dystans między nami, po czym wziął mnie w ramiona.
Czułam się pusta i bezużyteczna. Łzy płynęły mi z oczu, gdy przyciskał do piersi moją twarz. Próbował mnie uspokoić, gładząc po włosach, ale przez to tylko było mi gorzej. Jego współczucie paliło mnie – jego miłość i pocieszenie odczuwałam jak karę. Wszystko było nie tak i bynajmniej nie z jego winy. To była moja wina.
– Jak możesz znieść moje towarzystwo? – płakałam. Wolałabym być na tyle silna, by go odepchnąć. Nadal pragnęłam jego miłości, mimo że nie potrafiłam jej odwzajemnić.
– Kocham cię, Lee Lee – szepnął Sam w moje włosy, a potem pocałował mnie w czoło. – To nigdy się nie zmieni, nawet jeśli ty mnie nie kochasz.


Edward

– Leah – wołam, delikatnie pukając do drzwi i równocześnie starając się utrzymać w jednej ręce dwa kubki z kawą.
Poczekałem dotąd, aż usłyszałem zakręcenie prysznica. Dopiero wtedy wszedłem po schodach. Seth powiedział, że wyglądała na lekko skacowaną, gdy rozmawiali przed jego wyjściem, więc postanowiłem dać jej trochę przestrzeni. Jeśli była w połowie w tak kiepskim stanie jak Seth i Harry tego ranka, to nie chciałem jej się naprzykrzać, gdy była taka bezbronna. Rozumiałem wszystko aż za dobrze, wiedziałem, że w ten sposób pogorszyłbym sprawę.
– Wejdź. – Nawet przez grube drzwi słyszę napięcie w jej głosie.
Biorę głęboki wdech i otwieram drzwi. Stoi przy łóżku, owinięta w gruby, biały ręcznik. Jej włosy spływają wzdłuż pleców mokrą, długą linią i opryskują mnie kropelkami wody, gdy Leah odwraca głowę, by spojrzeć na mnie.
– Przyniosłem ci kawę – mówię, unosząc kubek. Podchodzę do niej.
– Dzięki, możesz ją tam postawić – odpowiada z mało przekonującym uśmiechem, wskazując na komodę i jednocześnie ściągając ręcznik.
Mimo że nie mogę się oprzeć podziwianiu łagodnych krzywizn jej nagiego ciała, napięte ruchy dziewczyny nie pozwalają mi cieszyć się tym pięknem. Gdy suszy włosy, wpatrując się w podłogę, jej twarz wyraża koncentrację.
– Przepraszam za zeszły wieczór – decyduję, że przeprosiny, to prawdopodobnie najlepszy sposób, by złagodzić wyczuwalne napięcie.
– Nie ma za co – wzdycha, odwracając się do mnie plecami, i wrzuca ręcznik do kosza obok szafy, następnie zaczyna przeszukiwać stos ubrań leżący na łóżku.
Nienawidzę tego. Coś jest bardzo niedobrze, ale nie wiem, jak to naprawić. Jej plecy są gładkie i bez skazy. Chciałbym ich dotknąć, pocałować i uśmierzyć ten ból.
– Leah – szepczę, podchodząc, i dotykam jej ciepłej skóry.
– Nie – wykrztusza, wzdrygając się, jakbym ją oparzył.
– Przepraszam – mamroczę, cofając się. Przypatruję się jej uważnie. Stoi, opierając kolana o krawędź materaca. Widzę, jak drżą jej ręce. Wolno kręci głową.
– To nie twoja wina – mówi, po czym obraca się i podchodzi do mnie. Ma spokojną twarz, ale jest coś gorączkowego w tym, jak jej oczy mnie lustrują.
– Czy mogę jakoś pomóc? – pytam, trzymając otwarte ramiona, zachęcające do pogrążenia się w moim uścisku.
– Tak – szepcze, muskając wargami moje usta. W mgnieniu oka wszystko się zmienia. Jej język niemal dosięga mojego gardła, dłonie wczepiają się w przód dżinsów. Błyskawicznie staram się ją powstrzymać.
– Zaczekaj – proszę, odpychając ją odrobinę. Natychmiast się odsuwa.
– Nie! – Odwraca się ode mnie i tupie nogą. – Jeśli nie potrafisz pomóc, odpieprz się!
Stoję nieruchomo, gdy ona bierze ze stosu ubrań czarne stringi i wkłada je szybkimi, gwałtownymi ruchami. Czuję się bezradny, czuję się głupio, niemniej ponownie wypróbowuję swoje szczęście, by zbliżyć się do niej.
– Chcę pomóc – mówię, obejmując ją w pasie. Zamiera, jej ramiona opadają bezwładnie po bokach.
– Przestań – wykrztusza, jej głos brzmi nienaturalnie. Próbuję obrócić ją w moich objęciach, ale wyrywa mi się. – Proszę…
Ignoruję jej protesty i zmuszam ją, by stanęła przodem do mnie. Widok, który mi się ukazuje sprawia, ze serce skacze mi do gardła. Jej twarz wykrzywia ból, łzy płyną z oczu. Leah unika mego spojrzenia. Mam wrażenie, że świat pękł na dwie części, i nie wiem, jak to naprawić.
– Och, Leah… – mój własny głos brzmi nienaturalnie, gdy przyciągam ją do siebie.
– Nie potrzebuję twojej litości – płacze, walcząc ze mną, a całe jej ciało dygocze w moich ramionach.
– To nie litość… – Nie potrafię skończyć zdania, ściska mnie w gardle i stać mnie tylko na to, by trzymać ją blisko siebie.
– Cholera jasna – szlocha, obejmując mnie za szyję, i zaczyna płakać na serio.
Ciężki szloch wstrząsa jej ciałem, przyprawiając mnie o przejmujący ból. Współczucie sprawia, że pieką mnie oczy. Mam wrażenie, jakby puściła jakaś tama, a cały żal i cierpienie Lei wylały się w moje oczekujące ramiona. Przyjmuję je z ochotą. Gdy wstrząsa nią kolejna fala rozpaczliwych szlochów, tulę ją jeszcze mocniej i wreszcie znajduję siłę, by przemówić.
– Jestem tu i nigdzie się nie wybieram – oznajmiam, całując jej skroń i wzmacniając uścisk.

Seth

Tato twierdzi, że quileuccy mężczyźni nie są stworzeni do płaczu. Jesteśmy stworzeni, by być oparciem dla naszych rodzin. Odwraca się od grobu mamy i odchodzi, by oprzeć się o pobliskie drzewo. Ciekaw jestem, jak on to robi. Wiem, że cierpi – za każdym razem, gdy na schodach mija portret mamy, kiedy ktoś wymawia jej imię, a czasem nawet wtedy, gdy spogląda na mnie w pewien szczególny sposób. Widzę, jak bardzo za nią tęskni.
Obserwuję, jak otwiera skórzany kapciuch, wyciąga fajkę i ostrożnie nabija ją tytoniem. Mieszkam z ojcem przez całe moje życie, a mimo to czasami mam wrażenie, jakbym mieszkał z nieznajomym.
– Jacob! – Głos wujka Billy’ego rozlega się echem, a moje tętno w sekundę potraja tempo.
– Wszystko w porządku, tato – krzyczy Jacob, pojawiając się obok mojego ojca.
Wymieniają powitalne skinienia głowy, gdy Jacob idzie dalej. Odczuwam wyraźną ulgę. Wujek Charlie pozdrawia mnie krótkim kiwnięciem, popychając wózek wujka Billy’ego po kamienistej ścieżce prowadzącej do cmentarza. Zużywam resztę energii, jaka mi została, by wykrzesać z siebie uśmiech, machając do nich.
– Seth – mówi Jake, obejmując mnie muskularnym ramieniem i natychmiast poprawiając mi samopoczucie.
– Udało ci się. – Nie potrafię ukryć ulgi, gdy opieram się o niego.
– Mam cię, braciszku – szepcze, obracając mnie.
– Chłopcy – mówi wujek Charlie, podchodząc i kładąc bukiet dzikich kwiatów na nagrobku. Następnie stoi tyłem do nas przez kilka minut.
Kiedy się odwraca, staram się, by z mojej twarzy nie zniknął uśmiech. Charlie kiwa głową i poklepuje ramię Jake’a.
– Nie śpiesz się. – Ma nieco zmieniony głos, on również kochał mamę.
– Dzięki, Charlie – mówi Jake, wzmacniając uścisk na moim barku. Wujek odchodzi.
– Harry, Billy, wracajmy, to może wydębimy jakiś obiad u Lei, zanim wyjedzie – woła Charlie z dołu wzgórza. Tato burczy, wyrażając akceptację, a Billy gwiżdże podekscytowany.
Kiedy słyszę, że odeszli, nareszcie uwalniam oddech – mam wrażenie, że wstrzymywałem go, odkąd się obudziłem tego ranka.
– Poszli, teren czysty – szepcze Jake i całuje mnie w czoło. Powstrzymywane łzy natychmiast zaczynają płynąć…
– Prze-pra-szam – jąkam się, przylgnąwszy do niego w poszukiwaniu otuchy. Potrząsa głową.
– No dalej, nie powstrzymuj się – mówi Jake, przytulając mnie, a ja pozwalam sobie na szloch.
Nie potrafię wyrazić, jak bardzo tego potrzebuję – tego jedynego dnia w roku, kiedy mogę odpuścić. Seth – klaun, dusza towarzystwa i radosny promyczek znika. Jestem po prostu sobą. Cały ból i rozstrój wewnętrzny wypływają na powierzchnię i zalewają mnie falami wspomnień.

Obudził mnie krzyk Lei. Nie żeby to było coś niezwykłego. Odkąd ona i Sam zerwali ze sobą, była drażliwa i często piła. Wolałem, gdy była pijana, niż gdy miała kaca. Przy kacu czasami rzucała przedmiotami.
– Seth! – Krzyk ponownie odbił się echem do ścian, ale tym razem zabrzmiał inaczej.
Nie wydawała się wkurzona, raczej… przerażona?
Zwlokłem się z łóżka i zamrugałem, patrząc na zegarek. Było wcześnie, zwykle nie budziła się o siódmej. Coś złego się działo. Jednakże… mogła być wciąż pijana. Zeszłej nocy wtoczyła się do domu o trzeciej. Trzasnęła drzwiami i postrącała jakieś rzeczy w kuchni, próbując zrobić sobie coś do jedzenia. Miała szczęście, że nie było w ten weekend ojca, bo wkurzyłby się nie na żarty, widząc bajzel, który zrobiła. Nie żeby stać go było na coś więcej poza krzykiem, a potem spędzeniem reszty dnia w garażu. Nie potrafił postawić jej się bardziej ode mnie.
– ku***, Seth! Proszę cię! – To zdecydowanie zabrzmiało inaczej. Leah nigdy nie błagała, nawet wtedy, gdy jeszcze nie była suką stulecia. Czy Sam naprawdę był tak fantastyczny, że całe jej życie stało się nic nie warte, gdy odszedł?
Pokuśtykałem do holu i natychmiast wdepnąłem w coś ciepłego I mokrego. Podniosłem stopę i mrużąc oczy, zerknąłem na podłogę. Czerwona plama… krew. Nagle byłem zupełnie obudzony. Ruszyłem niezdarnie w stronę łazienki. Leah nie przestawała mnie wołać. Było mi niedobrze ze strachu, gdy pchnąłem drzwi.
Krew!
Była niemal wszędzie. Na podłodze, ściekała strugami wzdłuż jej nóg, skapywała z obrzeża muszli. Leah siedziała pochylona, trzymała rękę na stojaku z papierem toaletowym przed sobą i krzyczała z zamkniętymi oczami.
– Jestem tu! – zawołałem, ale nie ruszyłem się od drzwi.
Otworzyła gwałtownie oczy i spojrzała na mnie, Wyglądała blado i upiornie.
– Zadzwoń do Jake’a – wysapała, a potem zamknęła usta, jakby groziło jej, że zwymiotuje.
– Może powinienem raczej zadzwonić po pogotowie…? – zacząłem mówić, ale pokręciła głową.
– Jake! Potrzebuję Jake’a. Natymiast! – Zacisnęła ponownie wargi, a całym jej ciałem wstrząsnęło. Czym prędzej pobiegłem.
Dotarcie do nas zajęło Jake’owi pięć minut. Gdy tylko zobaczyłem, jak podjeżdża jego furgonetka, poczułem się lepiej.
– Gdzie ona jest? – zapytał, kładąc mi dłoń na ramieniu. Westchnąłem.
– W łazience – powiedziałem, wskazując na schody.
Kilka minut później schodził po schodach, niosąc moją siostrę owiniętą w kilka ręczników. Zniknęli bez słowa, zostawiając mnie ze sprzątaniem korytarza i łazienki. Wyczyściłem wszystkie plamy, zajęło mi to chyba kilka godzin, ale nie został najmniejszy ślad. Wziąłem prysznic, przebrałem się i zrobiłem sobie jedzenie, którego i tak nie zdołałem przełknąć.
Kiedy Leah wróciła do domu, nie wyrzekła słowa, po prostu poszła do swojego pokoju. Usiadłem na schodach i płakałem aż do wieczora. Potem zawlokłem dupę do łóżka i nigdy z nikim o tym nie rozmawiałem, nawet z nią.


– Dziękuję ci – szepczę w wilgotny podkoszulek Jake’a.
– Jasna sprawa – mówi, uścisnąwszy mnie mocniej, a moim ciałem wstrząsa dreszcz.
Jasna sprawa. To zwrot najbliższy „kocham cię”, jaki można usłyszeć od drugiego faceta z plemienia Quileutów, ale wystarczy.

Edward

– Wujku Charlie! – krzyczy Leah, rzucając się przez balustradę ganku, i podbiega do trzech mężczyzn wolno zbliżających się do domu.
Całe jej zachowanie zmienia się w kilka sekund, ale z ulgą przyjmuję tę zmianę. Ostatnia godzina była dla niej trudna, mimo że tylko siedzieliśmy i piliśmy kawę. Po tym jak się wypłakała w sypialni, ubrała się i nalegała, żebyśmy usiedli na ganku. Nie przeszkadzało mi to, jest coś bardzo kojącego w obserwowaniu, jak brzask wpełza na poranne niebo nad La Push. Leah siedziała mi na kolanach.
– Skarbie! – Wysoki biały mężczyzna śmieje się, kiedy Leah wskakuje mu w ramiona, po czym wykonuje z nią obrót.
Nigdy nie słyszałem, żeby Leah śmiała się tak jak teraz. Facet całuje ją w policzek i stawia z powrotem na ziemi.
– Spóźniłeś się – mówi Leah, udając naganę.
– Wiń za to twojego upartego kuzyna – mówi ciemnowłosy mężczyzna na wózku, wciągając ją na kolana.
– Wujku Billy! – protestuje Leah, a starszy mężczyzna delikatnie całuje jej policzek i puszcza ją.
– Liczyli na to, że będziesz miała czas na wczesny lunch – mówi ojciec Lei, obserwując jej interakcję z tamtymi dwoma.
– Nie jestem pewna – odpowiada Leah, spoglądając na mnie. Uśmiecham się na widok tego, jak dziwnie wygląda niepewność na jej pięknej twarzy.
– Mamy mnóstwo czasu – zapewniam ją i wstaję.
– To wspaniale! A teraz może przedstawisz nam swojego przyjaciela? – mówi wujek Charlie, obejmując Leę ramieniem, i wchodzą razem na ganek.
– Oczywiście – wzdycha Leah. Wychodzę na ich spotkanie. – Wujku Charlie, to jest Edward.
– Cullen? – Znajomy głos sprawia, że włosy na karku mi się jeżą. Podnoszę wzrok i widzę kuzyna Lei, Jake’a, kilka metrów przed sobą.
Kroczy obok Setha, który wygląda blado i trochę niezdrowo, ale ciężko mi się teraz skupić na bracie Lei. Jacob świdruje mnie wzrokiem, jakby chciał wywiercić dziurę w mojej czaszce.
– ku***! – warczy Leah.
– Nie wyrażaj się – mówi wujek Charlie, przerzucając spojrzenie między Jacobem i mną, i marszczy brwi.

***

– Leah, kochanie, nie mam pojęcia, jak to robisz, że coś tak prostego jak kanapki z pieczenią smakuje niebiańsko, ale to jest dar – oznajmia wujek Billy, odgryzając solidny kęs, po czym szybko bierze łyk piwa.
– Tak, to jest naprawdę dobre – potwierdzam, uśmiechając się ustami wypełnionymi przepysznym jedzeniem.
– Taaa… jesteś prawdziwą Donną Reed – zrzędzi Jacob, rozrywając sandwicza na kawałki, i zerka na mnie nieprzyjaźnie kątem oka.
– Jak ci się podobała impreza, Edward – pyta Harry, sięgając nad stołem, by chwycić torebkę chipsów, po czym dosypuje ich sobie na talerz.
– Impreza? – Głowa Jacoba gwałtownie obraca się w bok, wwiercając spojrzenie w Harry’ego, a potem wolno kieruje wzrok na mnie. – Poszedłeś na Czarny Piątek?
To brzmi bardziej jak oskarżenie niż pytanie, ale nim zdołałem odpowiedzieć, wtrąca się Seth.
– Tak, ja go zaprosiłem – mówi. Kładąc rękę na ramieniu Jacoba, zerka na siostrę. – Prawda, Leah?
– Tak – mamrocze Leah, wpatrując się w talerz i ostrożnie obierając swoją kromkę ze skórki.
– Cóż, wygląda na to, że nie wdałeś się w żadne bójki, więc przyjmuję to za dobry znak – mówi wujek Charlie i dziwne napięcie zapada nad stołem.
– Plaża wyglądała przepięknie – odpowiadam, nie wiedząc, jak rozładować tę dziwną atmosferę.
– Nic nie może konkurować z zachodnim wybrzeżem – mówi wujek Charlie, pochylając się nad stołem, by mi się bliżej przyjrzeć. – La Push to rzadkie i piękne miejsce. Ma trochę urwistego terenu, jednak jego piękno jest warte, by stawić czoło przeciwnościom, ale tobie chyba nie muszę tego mówić, prawda?
– Zgadzam się, zdecydowanie jest tego warte – potwierdzam, sądząc, że wiem, co próbował dać mi do zrozumienia. Patrzę na Leę i uśmiecham się nieco szerzej, nie zważając na jej widoczne skrępowanie.
– Potrzebuję więcej majonezu – mówi Leah, raptownie wstając, i idzie do kuchni.
– Pomogę jej – rzuca Jacob, praktycznie wyskakując z krzesła.
Natychmiast podnoszę się ze swojego, ale wujek Charlie kładzie ciężką dłoń na moim ramieniu.
– Sprawy rodzinne najlepiej pozostawić rodzinie – szepcze, pochylając się, po czym poklepuje mnie.
– Charlie – wtrąca nagle Seth ni z gruszki ni z pietruszki – kiedy przyjedzie Bella?
– Mam nadzieję, że niedługo – odpowiada mężczyzna z dumą, a jego oczy zdają się lśnić. – Razem z Billym planujemy, że gdy przyjedzie, wybierzemy się do miasta. Chciałbyś nam towarzyszyć?
– Z przyjemnością – mówi Seth, podskakując na krześle. Nagle słychać, jak coś rozbija się o podłogę w kuchni.
– Nie jesteś moim ojcem! – głos Lei odbija się echem po korytarzu.
– No to może powinienem powiedzieć twojemu ojcu, jakiego dupka przywiozłaś do jego domu – niesie się odzew Jacoba. Czuję, jak się spinam.
– Okej, to porozmawiajmy o dziwkach, które tu przywoziłeś – głos Lei staje się wysoki i ostry, towarzyszy mu kolejny odgłos stłuczki.
– Sukinsyn – mamrocze Harry i wstaje z krzesła, ale Charlie jest szybszy, przez sekundę wymieniają spojrzenia.
– Muszę iść po drugie piwo – mówi Charlie, ściskając moje ramię, po czym idzie w stronę kuchni.
Harry z powrotem siada, a Seth wierci się. Wujek Billy obdarza mnie przepraszającym uśmiechem. Upływa kilka minut w pełnej napięcia ciszy. Siedzę, tocząc wewnętrzną walkę, czy powinienem coś zrobić. Kiedy już mam wstać, w progu pojawia się Jacob, z wymalowanym na twarzy wstydem oraz złością.
– Muszę wyjść na chwilę – mówi w powietrze i wychodzi przez drzwi frontowe.
Kilka sekund później pojawiają się Leah i wujek Charlie. Mężczyzna szepcze coś do niej, gdy wchodzą do pokoju. Twarz Lei ożywia się, gdy się rozchodzą.
– Myślę, że czas na nas – mówi. Trochę mi wstyd, bo czuję wielką ulgę.

CIĄG DALSZY W NASTĘPNYM POŚCIE, rozdział tak długi, że się zbiesił edytor forowy...


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Pon 23:07, 07 Sty 2013, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 23:09, 07 Sty 2013 Powrót do góry

to nie jest rozdział, to jego dokończenie... idź do poprzedniego postu Wink



Leah

Edward wprawia moją furgonetkę w warkot, gdy pędzimy drogą 101. Spogląda przez przednią szybę z marzycielskim uśmiechem. Obracam się na siedzeniu, przekładam pas przez głowę, tak żeby móc się oprzeć o drzwi i mieć lepszy widok na niego.
Wygląda dobrze w ciuchach pożyczonych od Setha. Ciemne dżinsy są nieco opięte, ale w pozytywny sposób. Z trudem powstrzymuję się od chichotu z koszulki. Kiedy go spytałam, czy sam wybrał t-shirt, odpowiedział, że tak, i upierał się, że ten był najmniej… rzucający się w oczy ze wszystkich w szafie mojego brata. Nic nie mogłam poradzić i wybuchłam śmiechem na widok tego, jak komicznie wyglądał ze zdjęciem krocza innego faceta na klatce piersiowej.
– Miałabyś ochotę na mały objazd? – pyta, zwalniając.
– Jasne, o ile się przez to nie spóźnimy – odpowiadam ze wzruszeniem ramion.
– Raczej nie, mamy dobry czas – mówi i skręca na Port Angeles.
Jedziemy przez miasto w milczeniu i zastanawiam się, co też takiego Edward mógłby mi pokazać, czego bym nie znała w tym mieście. Chodziłam tu na imprezy pod koniec szkoły. Przez głowę przebiegają mi wspomnienia pijanych nocy, które spędziłam na bójkach lub pieprzeniu się z kimkolwiek, kto się nawinął. Zamykam oczy i staram się je odepchnąć. Nagle czuję dłoń dotykającą mojego uda.
– Jesteśmy na miejscu. – Jego głos jest cichy, niemal ze ściśniętego gardła, a furgonetka powoli się zatrzymuje.
Otwieram oczy, by spojrzeć na niego, ale wygląda przez okno. Stoimy po drugiej stronie ulicy naprzeciwko starego składu narzędzi. Farba na elewacji jest wyblakła i przypomina czerwień obory. Budynek ma białą tablicę z niebieskim, wytłuszczonym napisem: „Narzędzia Masena”.
Dlaczego przywiózł mnie tutaj i pokazuje mi ten magazyn? Chcę mu zadać pytanie, ale coś w wyrazie jego twarzy sprawia, że czuję bolesny ucisk w klatce piersiowej. Odwracam się więc i obserwuję front składu, mając nadzieję, że okaże się, dlaczego, do diabła, tu jesteśmy.
Stary, zgarbiony mężczyzna wyłania się z wnętrza, trzymając dwie plastikowe torby. Jest ubrany w jaskrawoniebieski fartuch z nadrukowanym logo firmy i uśmiecha się, rozmawiając z młodszą kobietą. Podchodzą do zaparkowanego kombi, po czym on ładuje torby do jej samochodu. Wymieniają jeszcze kilka słów, następnie facet macha na pożegnanie, gdy kobieta opuszcza parking.
– Widzisz go? – Edward wskazuje starszego mężczyznę. Kiwam głową. – To mój dziadek.
Jestem zdezorientowana, bo wiem z całą pewnością, że rodzina Esme mieszka gdzieś na wschodnim wybrzeżu, a Emmett powiedział mi, że rodzice Carlisle’a zmarli przed jego narodzinami. Nie udaje mi się niczego wtrącić, bo Edward mówi dalej:
– Carlisle i Esme starali się o drugie dziecko przez dwa lata, zanim się urodziłem. Byli gotowi się poddać i zdecydować na adopcję. Moja matka była bezdomną narkomanką, która umarła podczas porodu. Esme pracowała wtedy jako pielęgniarka na oddziale intensywnej terapii dla noworodków. Powiedziała, że od chwili, gdy wzięła mnie w ramiona, wiedziała, że jestem częścią ich rodziny. Mimo to Carlisle nalegał na znalezienie krewnych mojej matki. Tygodniami próbował się skontaktować z moim dziadkiem. Wysyłał listy, zostawiał wiadomości, aż do dnia, w którym szpital otrzymał kopertę od nadawcy z tego adresu. Zawierała zrzeczenie się praw do opieki nade mną. Carlisle i Esme zaadoptowali mnie kilka tygodni później.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Edward był adoptowany. W jakiś dziwny sposób to miało sens, ale dlaczego mówił mi o tym teraz? Do cholery, dlaczego w ogóle mi o tym powiedział?
Wzdycha i opiera się o fotel, pocierając dłonią twarz. Czuję się bezradna, ale ciągle chcę coś zrobić, więc wyciągam rękę i splatam nasze palce.
Edward uśmiecha się do mnie, przyciągając moją dłoń do swoich ust, i delikatnie całuje koniuszki moich palców. Następnie kładzie moją rękę sobie na nodze i zapala silnik. Ściskam jego udo, a on zawraca furgonetkę, kierując się z powrotem ku autostradzie.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
rebeca
Nowonarodzony



Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:15, 08 Sty 2013 Powrót do góry

Brak słów.... kompletnie...
już powoli straciłam nadzieję, na ciąg dalszy.... a tu takie.... nie powiem że zaskoczenie ponieważ rozdział idealnie pasuje do poprzedniego :)
jest taaaaki uczuciowy i pełen napięcia.
pewnych rzeczy ciągle nie rozumiem (np. wątek z Samem, czy wątek z poprzednich rozdziałów z Edwardem i jego pracą oraz wściekłością Carlisa) ale mam nadzieję, że następne rozdziały będą po kolei wyjaśniać wszystko :)
weny życzę i to duuuuużo (oraz czasu bo z nim trudniej hihi)
zachwycona


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Mercy.
Wilkołak



Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 14:40, 20 Sty 2013 Powrót do góry

Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Jesteś przecudowna, najwspanialsza i w ogóle och, ach!
I Sam <3 Nie przepadałam za nim w książce, ale jakoś tutaj... mimo, iż jest postacią epizodyczną jakoś tak chwycił mnie za serce. Szkoda mi Leah. Szkoda mi sama. Szkoda mi Setha. Szkoda mi Jacoba. Cała sytuacja z poronieniem Leah... nie spodziewałam się czegoś takiego. Tyle uczuć. Ten ff jest naprawdę wyjątkowy. Ponownie bardzo, bardzo, bardzo Ci dziękuję, że go tłumaczysz.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin