FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Confessions of a Difficult Woman [T] [+18] [NZ] R 22 06.12 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Pon 10:57, 15 Lis 2010 Powrót do góry

kajam się, bo wiem jak leniwym stworem jestem... kajam się, bo wiem ile czekałaś na ten komentarz... i kajam się po trzecie, bo wiem jak długo się sama nie mogłam wziąć za siebie...

ale...

koniec kajania, bo oto nadeszła ta chwila, gdy w końcu ruszę moje cztery litery, dwie pary oczu i dziesięć palców - dłoni (ktoś mógłby pomyśleć, że piszę stopami, a przecież to nieprawda Twisted Evil )

4

Cytat:
- kirke za "wpadkę" :*
ja też sobie dziękuję, bo przecież to też dla mnie :P

Cytat:
Ciekawe, jak Emmett czułby się z tym, że szczoteczka jego brata parkuje w kubku jego byłej dziewczyny.
szczoteczka to nic... przecież w całkiem innym pojemniku parkował penis, a to już całkiem poważna sprawa Twisted Evil

Cytat:
Ja pierdolę, kantalupa?
wypada mi tylko powtórzyć... uklęknąć, złozyć rączki, popatrzeć z nadzieją w niebo i rozpocząć modlitwę... Panie Boże daj takiego mężczyznę, co zrobi porządne zakupy, żeby nie trzeba było do niego dzwonić sto razy... tylko po ty by kupił i tak co mu się żywnie podoba...

Cytat:
Pamiętam, jak kilka minut temu poprawiał sobie fiuta.
ja te akcje po prostu uwielbiam... siedzisz sobie spokojnie, wgapiasz się w ekran, a tu nagle kumpel poprawia ułożenie tego i owego - jak gdyby nigdy nic... 3 minuty później już się nie czuł tak domowo Twisted Evil

Cytat:
O Wielki Duchu moich przodków, spraw, by ogarnął mnie spokój, bym nie krzyczała jak rozpustna dz***a, gdy jego język powoli wdziera się we mnie.
bo pobożnym trzeba być - niewazne jakim bogom cześć się oddaje ^^

Cytat:
– Ed – mruczę i delikatnie nim potrząsam.
– Co? – mówi zrzędliwym tonem i zerka na mnie kątem oka.
– Jak dawno miałeś polerowane berło? – Staram się, by w moim głosie naprawdę brzmiała troska, ale walczę ze śmiechem, gdy widzę, jak twarz Edwarda pokrywa się wściekłym rumieńcem.
rumieniący się facet... tak... kategorycznie jestem na tak... ale trzeba się nagimnastykować, zeby coś takiego zobaczyć Very Happy

generalnie dziewczyna ma tupet, wyobraźnię i do tego lubi ryzyko - jak mam jej nie lubić ;P

5

tym razem bez dziwnych cytatów wyciągniętych z kontekstu dlatego, że rozdział ma całkiem inne zabarwienie...
mamy tutaj Edwarda, który wciąż gdzieś tam w pamięci ma obraz tego jak zawiódł ojca, niepewnego tego czy nadaje się dalej do tej pracy... zagubionego, odkładającego na później to i owo... a mam wrażenie, że wszystko się potem na nim zemści... nawarstwi... przytłoczy - chyba poturlam się w kierunku oryginału... choć strach trochę...

mamy Leę, pomieszanie z poplątaniem... która też się gubi w tym wszystkim... może jest przerażona tym co robi, ja bym byla... jeszcze nie wiem, co popycha ją do przodu i co zatrzymało ją w miejscu, ale powoli wszystko się układa w harmonijną całość...

no dobra - miało być bez cytatów, ale nie mogę

Cytat:
Przyglądam się, jak zmaga się, by upchnąć w spodniach swojego potężnego sztywniaka i walczę, żeby się nie roześmiać.
oni tu tak piszą, a ja o zwłokach myśle... no bo jest taka scena w jednym filmie jak sztywniaka próbują upchnąć nie tyle w spodniach co w skrzyni... nieważne...

dziękuję za wspaniałe rozdziały wspaniałej tłumaczce i becie :*
wszystkie liderki i lale dostają buziaki :*
a do Pernix taka uwaga - rude jest fajne Twisted Evil :P i również buziak ;*

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Wto 0:08, 16 Lis 2010 Powrót do góry

Dzwonuś,
Przeczytałam kilka dni temu i szczerze wierz mi mam mieszane uczucia do dziś. Może nastrój mam nie taki, co by ułatwiał ogarnięcie i i fabułę tego opowiadania, ale zastanawiam się od paru dni co Ci napisać pod tym tłumaczeniem.
Zgodzę się z Pernix, że emocje grają w tym rozdziale dużą role, ale wszak nie na samych emocjach i seksie człowiek żyje. Obawiam się, że będzie ciężko mi przełknąć przez moje osobiste kłopotki ten rozdział, może nie powinnam się odzywać przez najbliższe kilka dni, ale jakoś tak wyszło, że jestem tu gdzie jestem i stwierdziłam, że jednak coś Ci napiszę. Najwyżej później sprostuję, jak już sama wyjdę na prostą.
Rozdział mnie nie ujął tak jak np. drugi, kiedy Leah pisała list do zmarłej matki. Czytało mi się go w sumie dobrze, choć powiem Ci szczerze, że ta zazdrość między E&L była jakoś za mocno wyeksponowana, nie mówię o tym co działo się dalej… Takie zrywy jakie oni doświadczają oczywiście się zdarzają w życiu, ale… kurcze no, przepraszam ale od kilku dni na słowo miłość reaguję zbyt alergicznie, na słowo seks jeszcze gorzej, ale (jak już tak czytam sobie tę historię) to seks między tą dwójką jest zdecydowanie do pozazdroszczenia.
W sumie, tak patrząc bardziej ogólnie, cieszę się, że tłumaczysz to opowiadanie. Przede wszystkim jest zupełnie inne niż wszystko, co do tej pory czytałam w ff-kach. Po drugie fajnie że Volturi w końcu nie są albo zimnymi draniami albo krwiożerczymi bestiami (ten wątek z przeszczepem dla Aleca mnie ujął) . Po kolejne Leah mi się tu coraz bardziej podoba, choć (jak mam taki wisielczy humor jak od kilku dni) zaczyna mi przypominać nieźle wyszczekanego Kopciuszka z bajki dla niegrzecznych dziewczynek.
Dzwoneczku, mam nadzieję, że następny komentarz będę Ci pisała w lepszym nastroju, bo to opowiadanie zasługuje na coś więcej iż te moje wypociny. Wiem, że nie jest Twoje, ale skoro podjęłaś się tłumaczenia dla nas, to jesteś tak jakby jego matką chrzestną.
Wiesz, że jeśli chodzi o styl i tego typu bajobongi to nie muszę nic mówić- jest perfekcyjny.
Tyle jestem w stanie na dziś się wynaturzyć. Przepraszam, pewnie pod następnym rozdziałem będzie lepiej.
Ściskam Cię mocno, Baja.

Edit: Dzwonuś, postanowiłam jednak coś dopisać dziś już trochę w lepszym nastroju. To nie tak, że mi się to opowiadanie nie podoba. Jest inne, intryguje, bawi i równie często rozśmiesza, jak i skłania do refleksji.
Leah i Edward w Conffessions to dwa różne światy, które jak magnesy przyciągają się do siebie. Takie trochę dzikie, nieprzewidywalne zauroczenie, które działa na ludzi niczym narkotyk. Nie można się bez niego obejść, jeśli już raz się spróbowało.
Ta ich fascynacja sobą jest niesamowicie nasycona, wręcz czasami obezwładniająca. Feromony zdają się wirować w powietrzu z prędkością światła. Chemia… Magia… Jak to zwał, tak zwał. Tylko ciekawa jestem ile przeciwności losu stanie jeszcze pomiędzy tą dwójką, zanim dostrzegą, że to nie tylko seks, ale coś więcej. Bo przyglądając się osobowości zarówno Lei, jak i Edwarda w tym opowiadaniu (kiedy tylko nie mają klapek na oczach z napisem wielkimi wołami SEX), to są to interesujący, niejednoznaczni bohaterowie.
I na pewno będę je czytać choćby ze względu na to, żeby dowiedzieć się czy to coś więcej, czy to tylko chwila zapomnienia (w to drugie, szczerze przyznam, średnio wierzę).
Buziaki


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Wto 20:03, 16 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Maya
Wilkołak



Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: krzesła. Obrotowego krzesła. o!

PostWysłany: Wto 15:58, 16 Lis 2010 Powrót do góry

Zdaje się, że jeszcze nie komentowałam. Ale sumiennie czytam od początku. Więc ja tak szybciutko.
Bardzo dziękuję za tłumczenie. Za włożoną w nie pracę. I przedewszystkim za to, że dzięki tobie je poznałam. To jest miszczu :3 Wypada jeszcze podziękować autorce za wyobraźnie, nie? Więc brawo i dla niej. Zdecydowanie postać Lei mną zawładnęłą. Mam, nie wiem jak to nazwać, chyba... dosłownie: faze na paring: L&E. CoaDW jest na pierwszym miejscu.
Edward. Aż mnie, łał dreszcze przechodzą jak o nim pomyślę. Więc, z obawy przed padaczką, nie napiszę o nim nic Laughing
Elena... cóż. Ciekawe urozmaicenie Twisted Evil
A Leah... to wszyscy więdzą, Zuch dziewczynka, ale ostatnio jakaś płaczliwa się zrobiła Rolling Eyes I tak ją lubię :D
Ave Ty.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
nicole369
Zły wampir



Dołączył: 29 Mar 2010
Posty: 254
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: N. Tomyśl /Poznań

PostWysłany: Czw 13:43, 18 Lis 2010 Powrót do góry

Czytałam, czytałam a jakże....ale jak zwykle spóźniona z komentarzem...
W sumie to przypomniałam sobie o braku komenta, jak przeczytałam w innym ff o tańczącej Lei...zupełnie 2 różne opow, a taka sama koncepcja tańczącej bogini seksu o imieniu Laeh. Czyli każdemu kojarzy się tak samo...czy to polskiej czy zagranicznej autorce....

Leah i Edward - ich relacje....mhmm, mam podobne odczucia jak Bajka - nie do końca to do mnie przemawia. Ja nie lubię agresji, bicia, darcia papy, a już szczególnie nie znam czegoś takiego, jak gniewny seks. Ja seksu nie uprawiam na zgodę, ani ze złości na faceta...No ale to nie o mnie jest... Rolling Eyes W każdym razie ich relacje są pokręcone, gorące i bardzo pociągające. Magnetyzm bije z ekranu monitora, aż robi się człowiekowi duszno i ...mokro...Embarassed

Dobrze, że w tym ff nie tylko o seks się rozchodzi, bohaterowie mają różne zaszłości, pochodzą z tak różnych środowisk, zajmują się czymś zupełnie innym i na dodatek ta różnica charakterów. Jak już sobie uświadomią, co do siebie czują, to będzie ciężko. Ciekawa jestem każdego fragmentu dotyczącego złamanego serca Lei, pracy Edwarda, Belli i mam nadzieję, że już niedługo coś niecoś się dowiemy.

Co do tłumaczenia, nie będę się wypowiadać, bo jest genialne, czyta się jednym tchem i nie widać żadnych błędów. Życzę weny, Dzwoneczku i czekam na następne rozdziały z niecierpliwością.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nicole369 dnia Czw 13:44, 18 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 17:25, 28 Lis 2010 Powrót do góry

Bardzo bardzo chciałam podziękować za komentarze. Tak miło wiedzieć, co myślicie, jak odbieracie to opowiadanko... Porównuję te myśli ze swoimi...
Zapraszam na rozdział 6. Taki bardziej... kameralny.

Betowała oczywiście kochana owieczka :*


6. Magia chwili


Leah


Budzi mnie wzmożona i pilna potrzeba wysikania się. Odrzucam przykrycie, przeczołguję się nad ciepłym wałkiem obok mnie i zlatuję na podłogę. Przez chwilę posuwam się chodem kraba, zanim jestem w stanie stanąć na nogach i utykającym krokiem pójść do łazienki. Syczę, gdy zamykam za sobą drzwi, bo glazura na podłodze ma temperaturę lodowca.

Przynajmniej nie muszę szamotać się z bielizną.

Wzdycham, siedząc nago na sedesie. To jest wada pieprzenia się godzinami – jestem tak napięta i obolała, że muszę odnaleźć w sobie jakiś stan umysłu zen, dzięki któremu będę mogła się rozluźnić. Gdy tak siedzę, zaczynam się rozbudzać i uświadamiam sobie, że ten wałek, przez który się przetoczyłam, to Edward.

Edward.

Jęczę cicho, gdy moje ciało reaguje na myśl o nim tak jak zwykle, co naprawdę nie pomaga w mojej sytuacji. Robię długi, powolny wydech i staram się nie myśleć o niczym.


Edward

Nie śpię i gapię się na sufit w sypialni Lei, wsłuchując się w złowieszczą ciszę. Gdy Leah zaczęła się poruszać, pomyślałem, że znowu ma ochotę na seks, ale po tym jak oberwałem kolanem w jajka, byłem pewien, że raczej próbuje mnie zabić. Wspominając jej nieporadne zmagania z dotarciem do łazienki, ostrożnie odsuwam jądra na bok, upewniając się, że nie zostały trwale uszkodzone i krzywię się.
Uznaję to za zabawne, że zaledwie kilka godzin temu byłem na nią wściekły, a teraz… Nie mogę przestać się uśmiechać, gdy o niej myślę. Nie wiem, co się zmieniło i nie jestem pewien, czy mnie to obchodzi.
Śmieję się cicho, przypominając sobie, ile mnie kosztowało, żeby się pohamować podczas jazdy do jej mieszkania. Wyglądała tak pięknie z włosami rozwianymi wokół twarzy i wzrokiem skupionym na drodze. Im dłużej na nią patrzyłem, tym bardziej jej pragnąłem, ale nie chciałem rozpraszać jej, gdy prowadziła. Jednakże kiedy zaparkowała furgonetkę, nie mogłem się powstrzymać przed ponownym kontaktem.

Zaczekałem, aż zaparkuje. Gdy tylko ucichł szum silnika, odpiąłem pas i prześlizgnąłem się po siedzeniu. Położyłem dłoń na sprzączce jej pasa bezpieczeństwa, więżąc ją jak w pułapce, i pochyliłem się, by wolną ręką objąć jej pierś.
– Edward – stęknęła, ale szybko przerodziło się to w jęk rozkoszy, gdy ścisnąłem jej sutek między palcami.
– Mmm… – wymruczałem, przykładając usta do jej rozchylonych warg. Chciałem znów poczuć jej smak.
Cały żar i szaleństwo naszej „sesji” w alejce powróciły do mnie. Ciągle miałem w pamięci żywy obraz tego, jak poruszała się pode mną i jej gniew, gdy mnie uderzyła. Wspomnienie gwałtownej eksplozji bólu, który spowodowała jej pięść, wysłało przez moje ciało falę rozkoszy. Głos w głębi umysłu upierał się, że ten ból nie powinien sprawiać mi przyjemności, ale nie potrafiłem się tym przejmować. Podobało mi się, jak Leah wodzi paznokciami po mojej klatce piersiowej. Koniuszek jej paznokcia zaczepił o mój sutek, przez co jęknąłem prosto w jej usta i mimowolnie naparłem biodrami na jej nogę.
– Stop! – krzyknęła i odepchnęła mnie. Zostałem pozbawiony tchu, gdy kierownica wcięła mi się w plecy, ale zaśmiałem się pomimo bólu, gdyż Leah dyszała tak samo.
– Nie wydajesz się być bardzo przekonująca – wyszeptałem, pochylając się z powrotem ku niej i musnąłem palcami jej sutek.
– Nie mamy kondomów – powiedziała, kładąc dłoń na mojej klatce piersiowej, by mnie powstrzymać. Poczułem, jak gorąca jest jej dłoń, poczułem, jak żar jej ciała sączy się przez cienką bawełnę mojej koszuli.
– Moglibyśmy zrobić coś, co nie wymaga użycia kondomu – skontrowałem z szerokim uśmiechem, chwytając ją za nadgarstek i przesunąłem jej dłoń w dół mojego ciała. Jęknąłem, przycisnąwszy ją do mnie, tak że Leah mogła wyczuć przez lniane spodnie moją potężną erekcję.
– O – powiedziała na wdechu i zamknęła oczy. Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu, który niemal dzielił moją twarz na dwie części. W ciasnym wnętrzu furgonetki wyraźnie widziałem rytmicznie pulsującą żyłę na jej szyi oraz różowy rumieniec rozprzestrzeniający się po skórze, od twarzy aż po dekolt. Świadomość tego, jak bardzo na nią działam, dodawała mi śmiałości, ale też trochę ogłupiała.
Leah patrzyła na mnie spod swoich gęstych rzęs i zacisnęła dłoń na moim członku, przez co nie mogłem złapać tchu.
– Cholera – wykrztusiłem, a jej wargi rozciągnęły się w drapieżnym uśmiechu. Zaczęło kręcić mi się w głowie, a mieszanka przyjemności i bólu wprawiła moje ciało w drżenie.
– Chcę się pieprzyć – zawarczała i prawie doszedłem w jej dłoni. – Ale nie w furgonetce.
Puściła mnie i odsunąłem się, zaczerpując bardzo potrzebnego mi powietrza. Gdy otworzyłem drzwi, coś w moim umyśle krzyczało, że to nie było fair z jej strony, ale jakoś się tym nie przejąłem. Nie miało znaczenia, jak nieuprzejmie czy też brutalnie mnie traktowała, bo teraz już wiedziałem, że Leah pragnie mnie równie mocno, jak ja jej.
Wysiadłem z furgonetki i zatoczyłem się na chodnik. Zatrzasnąłem drzwiczki, czując zawroty głowy, prawie jakbym był na haju. Leah wyminęła mnie, żeby je zamknąć kluczykiem, przypatrując się z uniesionymi brwiami, jak próbuję odzyskać równowagę.
– Ile ty wypiłeś? – zapytała, wyglądając na zaciekawioną i trochę rozbawioną.
– Nie jestem pewien – odrzekłem ze wzruszeniem ramion, obracając się, by posłać jej uśmieszek, ale straciłem równowagę. Wpadłem na nią i wylądowaliśmy na furgonetce.
– Ałć! – krzyknęła, wyglądając na zaskoczoną i zirytowaną. Wiem, że powinienem z niej zejść, ale sprawiało mi przyjemność to, że czuję jej ciało pode mną. Pachniała cudownie i była taka ciepła…
– Chcę zasnąć wewnątrz ciebie – wymamrotałem, całując ją, a ona roześmiała mi się w usta.



Leah

Uruchamiam spłuczkę w toalecie i podchodzę do umywalki. Woda mrozi mi ręce, gdy ścieram mydło na pianę i dokonuję inspekcji swojego odbicia w lustrze. Mój makijaż jest rozmazany, a włosy stanowią splątany bałagan. Szyję, ramiona i klatkę piersiową pokrywają sińce i ślady po ugryzieniach.

Będę musiała nosić golfy przez resztę tygodnia.

Uśmiecham się do siebie, opłukując dłonie. Zakręcam wodę i przez chwilę podziwiam ślad, który zostawiły zęby Edwarda na mojej szczęce. Są to dwa niewielkie, ciemne, prostokątne siniaki na spodzie policzka, mam też kilka mniejszych pod krawędzią szczęki. Jeśli ktoś by nie wiedział, to nawet nie zgadłby, że to efekt ugryzienia. Mogłabym utrzymywać, że uderzyłam się w twarz drzwiami od furgonetki. To mi o czymś przypomina, ale ta myśl umyka, gdy słyszę pukanie.
– Chwileczkę – mówię, wycierając szybko ręce i otwieram drzwi.
– Skończyłaś? – pyta Edward, mrużąc oczy. Chropawe brzmienie jego głosu sprawia, że mam ochotę na niego wskoczyć.
– Cała twoja – odpowiadam z uśmiechem. Omijam go z boku i daję mu klapsa w nagi tyłek.
Edward śmieje się i zamyka za sobą drzwi. Biegnę do łóżka i wskakuję na nie, chichocząc niczym dwunastolatka. Chwytam poduszkę, którą miał pod głową i przyciskam do niej twarz. Pachnie jak on i chciałabym się na niej zwinąć w kłębek jak szczęśliwy pies. Śmieję się sama z siebie, a ciepły materiał poduszki tłumi mój śmiech.
Słyszę spłuczkę toalety i aż podnoszę wzrok, zaskoczona głośnym dźwiękiem, jaki wydaje. Nic dziwnego, że się obudził. Następnie rozlega się pisk odkręcanego kranu. Spoglądam na zegar – jest trzecia piętnaście. Ostatni raz patrzyłam na budzik, gdy Edward przełożył mnie przez krawędź łóżka. Było wtedy trochę po północy. Od tego czasu pieprzyliśmy się kilka razy. Teraz wiem, czemu czuję się taka wykończona.
– ku*** – jęczę i opadam na plecy. Drzwi łazienki otwierają się i pokój zalewa smuga blasku.
– Co się dzieje? – pyta Edward i gasi światło.
Nagle zapada kompletna ciemność, widać tylko czerwone cyferki na budziku. Słyszę, jak skrzypią deski podłogi, gdy podchodzi do mnie. Materac zapada się pod jego ciężarem, gdy wczołguje się do łóżka. Czuję ruch koców i przesuwam się tak, żeby Edward mógł naciągnąć je na nas. Jego ręka dotyka mojego ramienia, a ja drżę pod wpływem przyjemności płynącej od kontaktu z jego chłodną skórą. Nie sądziłam, że kiedyś docenię moją beznadziejną hydraulikę.
– Chodź tutaj – szepcze, przyciągając mnie do siebie.
Przekręcam ciało w jego stronę. Czuję ciepły oddech na twarzy, gdy Edward łapie moją nogę i zakłada ją na swoje biodro. W uszach huczy mi bicie własnego serca, kiedy chwyta moje ramię i zarzuca je sobie na szyję. Jego palce delikatnie odgarniają moje włosy.
– Właśnie tak – mówi z westchnieniem. Robię powolny wydech, a ręka Edwarda wsuwa się pod moją talię, żeby spocząć u podstawy pleców. Delikatnie wplatam dłoń w jego włosy, delektując się ich jedwabistością, gdy prześlizgują się pomiędzy moimi palcami. Trudno mi się odprężyć, gdy on jest tak blisko; chciałabym przycisnąć do niego ciało, by być jeszcze bliżej. Wypuszczam cicho powietrze, starając się zrelaksować i zamykam oczy. Czuję, jak jakiś włosek łaskocze mnie w nos, więc przesuwam twarzą po poduszce, by go zetrzeć.
– Leah – wzdycha Edward i rękoma chwyta mnie za pośladki.
– Tak? – odpowiadam, sztywniejąc pod jego dotykiem.
– Postaraj się z powrotem zasnąć – mówi z rozbawieniem.
– Nie mogę – brzmię jak maruda i nienawidzę tego.
– Ile razy jesteś w stanie uprawiać seks jednej nocy? – pyta ze śmiechem, unosząc się na łokciu. Mój wzrok wreszcie dostosowuje się do ciemności i widzę, jak Edward uśmiecha się do mnie.
– Nie pochlebiaj sobie –zrzędzę i uderzam go żartobliwie w szyję. Reaguje nagłym szarpnięciem ciała i syczy.
– Cholera! Nic ci nie jest? – pytam, siadając.
– Nie, tylko trochę boli – brzmi trochę za spokojnie. Popycham go na plecy, pochylając się nad nim i włączam lampkę. Oboje wzdrygamy się pod wpływem światła. Przypatruję mu się i nie wierzę w to, co widzę.
– O ku***! – krzyczę, wpatrując się w długie, ohydne zadrapania przecinające gładką, bladą skórę jego szyi i ramion. Trzęsie mi się ręka, którą wyciągam, by go dotknąć.
– To wygląda gorzej, niż jest w rzeczywistości – mówi i uśmiecha się do mnie, odpychając moją dłoń.
– Bzdura! Wygląda, jakbyś był pokaleczony – wykrztuszam, czując gulę w gardle i próbuję wstać.
– Przestań. – Chwyta mnie za nadgarstek. Próbuję się wyrwać, poczucie winy zżera mnie od środka. Edward siada i kładzie dłoń na mojej skroni. Odmawiam spojrzenia mu prosto w oczy, nie mogę przestać patrzeć na te straszne rany, które mu zrobiłam.
– Nie chciałam cię skrzywdzić – słyszę swój głos, choć wiem, że to kłamstwo. Dokładnie tego chciałam, ale teraz czuję się winna. Nie chcę być jakąś pomyloną dziwką, która go bije.
– Leah – jego głos nie wydaje się zmartwiony. Właściwie to brzmi, jakby miał zaraz się roześmiać. Nie dociera do niego, jakie to jest popieprzone.
– Nie – mówię, potrząsając głową, ale chwyta w dłonie moją twarz i zmusza mnie, bym na niego spojrzała. Widzę, jak drgają kąciki jego ust, jakby powstrzymywał uśmiech i nagle czuję się jak idiotka.
– Ja to lubię – wzdycha, a ja gapię się na niego. Nie wiem, co powiedzieć, ale to nieistotne.
Edward popycha mnie na materac i przyciska swoje usta do moich warg. Jęczę, gdy jego język prześlizguje się pomiędzy nimi i przeciąga po moim. Wszystko we mnie budzi się do życia, gdy jego dłonie gładzą moje boki. Naciskam na jego klatkę piersiową i wtedy on uwalnia moje usta.
– Kondom – dyszę, a śmiech, który mu się wyrywa, jest frustrującym dźwiękiem. Edward wychyla się i szpera w ciągle otwartej szufladzie mojej szafki nocnej. Biorę od niego opakowanie i rozdzieram je. On wspiera się na boku i wolno wypuszcza powietrze, gdy nakładam prezerwatywę na główkę jego penisa. Przytrzymuję palcem wskazującym i podoba mi się, jak całe jego ciało drży, gdy naciągam ją wzdłuż członka.
– Na swoim miejscu – wzdycham, a on praktycznie naciera na mnie.
– Niezupełnie – warczy, muskając moją twarz oddechem i przewraca mnie na materac. Jednym długim pchnięciem wdziera się we mnie, a całe moje ciało napina się i przywiera do niego. – Teraz jest na swoim miejscu.
Porusza się w wolnym, leniwym tempie. Jego biodra z każdym pchnięciem wciskają mnie coraz bardziej w materac. Wyginam się w łuk, żeby wyjść mu naprzeciw i nie mogę powstrzymać niskich, gardłowych pomruków, które ze mnie wydobywa. Jego ręce wślizgują się pod moje ramiona i zaczepiają o barki, by przyciągnąć mnie bliżej. Dociera do samego dna i paląca rozkosz przyprawia mnie o krzyk.
– Wszystko w porządku? – pyta zdyszanym głosem i zamiera.
– Tak – jęczę i unoszę biodra by natrzeć na niego. Dreszcz wstrząsa jego ciałem, gdy przymyka oczy, a ja uśmiecham się.
– O Boże, zaraz skończę, jeśli nie zwolnisz – szepcze Edward przy mojej skroni.
– No to postaraj się pieprzyć mnie szybciej – warczę, unosząc się i zatapiając zęby w grubym, napiętym mięśniu jego ramienia.
– ku***! – krzyczy i wbija się we mnie, przyprawiając mnie o spazmy, gdy orgazm eksploduje w moim ciele. Każda kolejna fala jest potężniejsza i bardziej przytłaczająca. Rozbijają się o mnie w niewiarygodnym tempie. Nie potrafię się powstrzymać i krzyczę w jego skórę, czując metaliczny smak krwi.
Edward też krzyczy, wbijając się we mnie tak mocno, że prawie mdleję od intensywnej mieszanki rozkoszy i bólu. Zostaje tam, pogrążony głęboko wewnątrz mojego ciała, na kilka pełnych napięcia chwil, zanim w końcu wysuwa się ze mnie i robi powolny wydech.
Leżę tak, bezwładna i spocona i obserwuję, jak ściąga kondom. Zawiązuje koniec i wrzuca go do kosza na śmieci. Następnie zaciska powieki i z głośnym pomrukiem opada na łóżko obok mnie.
– Czy teraz dasz radę spać? – wzdycha ciężko, a moje oczy przenoszą na niego spojrzenie. Są jedyną częścią mojego ciała posiadającą wystarczająco energii, by się poruszać. Edward wygląda na sennego, świeżo wypieprzonego i jest boleśnie przepiękny.
– Tak – wzdycham i uśmiecham się.
– To dobrze – zrzędzi, ale dostrzegam jego uśmieszek, gdy sięga, by wyłączyć lampkę.

***

Czuję zapach bekonu i ślina zaczyna napływać mi do ust, jeszcze zanim moje oczy całkowicie się otwierają. Jęczę cicho i odwracam się, by spojrzeć na szafkę nocną. Mój budzik jest odwrócony tyłem i owinięty kartką papieru. Rozpoznaję pismo Edwarda i marszczę brwi, czytając notatkę:

Budzikom śmierć. Wstawaj i przyjdź na śniadanie.

Zrywam papier z budzika i rzucam na podłogę. Odwracam zegar, tylko po to, by się przekonać, że jest odłączony od prądu.

Palant.

Zwlekam się z łóżka i szukam czegoś, co przypominałoby ubranie. Znajduję mój dziwkarski top i marszczę brwi na widok strzępów, które z niego zostały, trzymając za jedyny doczepiony nadal łańcuszek. Będę musiała powiedzieć Belli, że przytrzasnęły mi go drzwi furgonetki lub coś w tym stylu. Wzdycham, wrzucam top do kosza na śmieci i kontynuuję poszukiwania. Natrafiam na parę dżinsów, która ciągle leży na podłodze od poniedziałkowej nocy. Wciągam je na siebie, biorę t-shirt z szafy i powłócząc nogami, idę do łazienki, by umyć zęby.
Gdy wchodzę do kuchni, dobiega mnie dźwięk nucenia i widzę, że Edward gotuje. Jego włosy sterczą we wszystkich możliwych kierunkach, co w jakiś sposób jest niesamowicie seksowne. Jest pokryty siniakami, zadrapaniami, a na jego ramieniu widnieje pokaźny ślad po ugryzieniu. Ma na sobie jedynie bokserki. Są czarne, w małe różowe słonie.
– Ładne gatki – mówię, opierając się o blat i podziwiając pracę mięśni jego długich, szczupłych nóg.
– Dzięki – odpowiada z uśmiechem, mimo że oczy pozostają skupione na tym, co robi.
Przesuwa łopatką bekon po patelni i z jakiejś przyczyny używa do tego całego ciała. Krzyżuję ramiona i przyglądam się temu dziwnemu tańcowi. Edward przenosi ciężar z jednej nogi na drugą, a widok poruszających się pod blada skórą mięśni sprawia, że mam ochotę go dotknąć.
– Jesteś ubrana – wzdycha i dociera do mnie, że mi się przypatruje. Prostuję się i przyglądam sama sobie.
– Tak – odpowiadam ze wzruszeniem ramion.
– Musisz gdzieś iść? – pyta i odwraca się z powrotem do bekonu, mięśnie jego pleców nieznacznie się napinają i zastanawiam się, dlaczego nagle wydaje się zdenerwowany.
– Nie – podnoszę głos, mimo że nie zamierzałam odzywać się w taki sposób. Mięśnie pleców Edwarda rozluźniają się, gdy przekłada bekon na talerz.
– Więc czemu nie jesteś naga? – pyta, wyłączając kuchenkę i wkłada dwie kromki chleba do mojego wyszczerbionego tostera.
Odwraca się, by spojrzeć na mnie, a ja tylko wzruszam ramionami. Nie wiem, co chce, żebym powiedziała, ale zaczynam mieć pojęcie, gdy rusza w moim kierunku. Przyciska mnie do blatu i całuje, przyprawiając o zawroty głowy. Jego palce wędrują przez mój brzuch i wchodzą pod dżinsy. Wydaję pomruki przy jego ustach, gdy rozpina mi spodnie i spycha je w dół bioder. Chwyta mnie w talii, językiem wytyczając linie na moich wargach. Nabieram gwałtownie powietrza, gdy unosi mnie i sadza na blacie. Nie sądziłam, że jest taki silny; ta myśl sprawia, że się spinam, dokładnie w momencie, gdy Edward odrywa się ode mnie.
– Zaczekaj – gderam i marszczę brwi. On uśmiecha się i pozbawia mnie dżinsów.
– Nareszcie – wzdycha, chwytając za rąbek mojej koszuli i ściąga mi ją przez głowę. – Czy tak nie jest lepiej? – pyta, biorąc dżinsy i znika w sypialni.
Przysiadam naga na krawędzi kuchennego blatu i zastanawiam się, co takiego jest w Edwardzie, że daję się wpakować w sytuacje takie jak ta. Wraca bez bokserek i przypomina mi się, że istnieje przynajmniej jeden duży powód.
– Hej – mówię, wystawiając nogę, by zaczepić nią o jego biodro.
– Co? – śmieje się, gdy przyciągam go do siebie.
Odpowiadam zarzuceniem mu rąk na szyję i przybliżam jego twarz do pocałunku. Jakiś głos w głębi mojego umysłu podpowiada mi, że to niewłaściwe, że nie powinnam czuć się tak swobodnie. Mówi, iż nic z tego nie jest prawdziwe i że Edward nie będzie… no właśnie, kim? Nie mam pojęcia, kim miałby być. Nawet nie wiem, czego chcę, poza… tym.
Jego ręce trzymają mnie w uścisku, a usta przesuwają się po moich wargach i poddaję się temu, tylko trochę. Oplatam go nogami w talii, przyciągając bliżej i wsuwam palce w jego włosy. Warcząc, szarpię za nie i mocnym ruchem przyciskam jego usta do swoich. Czuję, jak pod wpływem mojej gwałtowności wstrząsa nim dreszcz i uśmiecham się. Gdy sutki mi twardnieją, drażnię językiem wnętrze jego ust.
Podskakuję na niespodziewany, ostry dźwięk dzwonka, który przeszywa ciszę wokół nas. Edward przerywa pocałunek, delikatnie wyciąga moje dłonie ze swoich włosów i robi gwałtowny wydech. Obrzuca mnie spojrzeniem, które wydaje się wyrażać zarówno ostrzeżenie, jak i obietnicę. Jego oczy lśnią, a wargi są lekko nabrzmiałe. Widzę na nich ten uśmiech, który sprawia, że przygryzam własną, by zdusić samoistne wykrzywianie się moich ust w identyczny grymas. Edward potrząsa głową, odwracając się, by sięgnąć po jedną z moich rękawic ochronnych i otwiera piekarnik.
Pochyla się pod interesującym kątem, by uniknąć poparzenia penisa o drzwiczki, przez co z trudem powstrzymuję śmiech. Wynurza się z formą do muffinów, o której nawet nie wiedziałam, że ją posiadam. Zeskakuję z blatu i idę za nim.
– To jakieś stylowe muffinki – mówię, opierając się o jego plecy i czerpiąc przyjemność z dotyku skóra do skóry.
– To nie są muffiny. To się nazywa fretta – wzdycha, stawiając formę na drugiej z moich rękawic ochronnych. Zamyka drzwiczki i wyłącza piekarnik. – To takie jakby mini tarty.
– Tarty? – pytam drwiąco i wywracam oczami. Już mam zamiar zrobić uszczypliwą uwagę o tym, jak on musi komplikować wszystko bardziej, niż to potrzebne, gdy nagle czuję pieczenie gorąca na moim pośladku. Krzyczę i odskakuję. Edward zanosi się śmiechem, a ja pocieram pośladek ręką i stwierdzam, że wcale nie jest poparzony.
– Nic ci nie dolega – mówi Edward, rzucając rękawicę na blat i zdaję sobie sprawę, że to właśnie nią mnie dotknął, gdy była jeszcze nagrzana od formy do pieczenia.
– Ty draniu – krzyczę i chwyciwszy talerz leżący na blacie, ciskam nim w niego. Uchyla się, a talerz roztrzaskuje się o ścianę.
– Ty jednak jesteś świrnięta – mówi Edward dziwnym głosem, zerkając na potłuczone kawałki, rozrzucone po podłodze. Marszczy ze złością brwi, a ja wpatruję się w niego i płonę gniewem.
– Jakoś cię to nie irytuje, gdy mnie pieprzysz – ripostuję, biorąc do ręki kolejny talerz. Waham się, gdy widzę, jak zmienia się coś w jego twarzy i postawie. Jego ramiona się unoszą, klatka piersiowa powiększa i Edward wypuszcza długi, powolny wydech. Obserwuję go uważnie. Wygląda, jakby podejmował decyzję i chyba wiem, jaka ona będzie.
Odkładam talerz i odwracam się od niego. Jeśli sobie pójdzie, nie mam zamiaru patrzeć, jak wychodzi. Spostrzegam na moim biurku różowego iPoda, którego Alice podarowała mi na święta kilka lat temu. Pamiętam, jak chciałam oddać jej ten prezent, gdy tylko rozdarłam opakowanie we wściekle różową panterkę.

To jest za drogie. Nie mogę tego przyjąć – błagałam Emmetta stłumionym głosem. Wlepił wzrok w sufit i jęknął głośno. Uciszyłam go i zerknęłam na korytarz, by się upewnić, że nikt go nie słyszał. Dom Cullenów wydawał się ogromny i złowieszczy. Miałam wrażenie, że dookoła jest mnóstwo oceniających nas oczu.
– Nie możesz tego zrobić, skarbie – wyszeptał Em, ujmując swą wielką dłonią bok mojej twarzy. – To by załamało Alice. Pomyśli, że jej nie lubisz.
– To niedorzeczne – syknęłam, potrząsając głową, ale on chwycił mnie mocno z tyłu szyi. – Nie mogę tego zatrzymać, Emmett.
– Zrób to dla mnie – westchnął i pochylił się w moją stronę. Przycisnął swe miękkie wargi do moich, przez co nie byłam w stanie się skupić. – Nie potrafię znieść cierpienia Alice. Proszę cię, kochanie.
Jego napięty ton głosu poruszył coś głęboko wewnątrz mnie. Westchnęłam ciężko, ale pokiwałam głową.
– Okej – sarknęłam i pocałowałam go.


Nie zrozumiał. Żadne z Cullenów tego nie rozumie. Wpatruję się w jaskrawego iPoda. Nie czuję, że należy naprawdę do mnie. Mam go od trzech lat, a nie jest nawet porysowany. Rzadko kiedy go używam, bo tak bardzo jestem zestresowana tym, że go uszkodzę.
– Proszę – szepcze mi Edward do ucha, przyciskając ciało do moich pleców – po prostu cieszmy się tym dniem.
Oplata mnie rękami w talii, a ja sięgam, by ująć dłonią tył jego głowy. Uwielbiam dotykać jego włosów i czuć, jak przyciska twarz do mojej szyi.
– Okej – wzdycham i zamykam oczy, by zapobiec łzom, które grożą wypłynięciem. Nie rozumiem, skąd się wzięły, ale nie życzę sobie ich teraz.
– Dziękuję – szepcze Edward tuż przy wrażliwym miejscu na skórze mojej szyi.
– Aj! – Nabieram gwałtownie powietrza, czując ciarki i wzdrygam się, ale on trzyma mnie mocno w pasie.
– A to co? – chichocze, wsuwając nos pomiędzy mój policzek i bark.
– Edward, NIE! –wrzeszczę i wykręcam się w jego ramionach, rozpaczliwie próbując się uwolnić.
– Wracaj tutaj – śmieje się, powalając mnie na podłogę. Wpadam w panikę, gdy układa mnie na plecach i przygniata do chłodnego i twardego drewna posadzki.
– Stop! – dyszę, siłując się z nim, ale Edward jest silniejszy, przyszpila moje nadgarstki do podłogi i wpatruje się we mnie.
– Powiedz „proszę”, a przestanę – mówi niskim, dudniącym głosem i uśmiecha się do mnie szeroko. Jego włosy spływają wzdłuż twarzy, gdy wisi nada mną. Nie zauważyłam wcześniej, że są aż tak długie. Gapię się na niego, wiedząc, że powinnam być wkurzona, ale nie jestem.
– Nigdy! – śmieję się i unoszę, wychylając się ku niemu. Jego uśmiech robi się jeszcze szerszy, gdy potrząsa głową i klika językiem o podniebienie. Pokazuję mu jęzor, a on znowu się śmieje. Głośno i nieco nosowo. Nigdy dotąd nie słyszałam, żeby tak się śmiał.
– Sama się o to prosiłaś – mówi i zaczyna łaskotać mnie ze wszystkich sił.
– Ty głupolu, ku***! – wrzeszczę i wymachuję rękoma, ale on jest szybszy. Unieruchamia mi ręce nad głową i delikatnie przebiega tępymi paznokciami wzdłuż mojej pachy. – Przestań, posikam się zaraz!
Przez moje krzyki przebija się gwizd czajnika i czuję, jak Edward rozluźnia chwyt.
– No dobra – wzdycha i puszcza mnie. Wstaje, uśmiechając się szeroko i podchodzi do kuchenki.
– Palant – utyskuję, rozcierając nadgarstki.
– Taaa… Hm, tost jest zimny, ale przynajmniej napijemy się zaraz kawy – mówi, zdejmując czajnik z kuchenki.
Zaczyna napełniać francuską kafeterkę, a ja przekręcam się na bok, by go obserwować. Zerka w dół, na mnie, kończąc przygotowywać dzbanek z kawą i wkłada następne kromki chleba do tostera.
– Może puścisz jakąś muzykę? – Edward wskazuje ręką na mój komputer, po czym chwyta za rękawicę i ujmuje formę do muffinów.
– Jasne – mówię, podnosząc się na nogi i podchodzę do biurka. Opadam na krzesło stojące przy nim. Nie jest zbyt wygodnie siedzieć na nim nago, ale nie zważam na to, że tworzywo drapie mnie w tyłek i uderzam w spację na klawiaturze. Wprowadzam hasło i zerkam na Edwarda, naciskając enter. Właśnie delikatnie podważa te jajeczne fretty, żeby je wyjąć z zagłębień na muffiny. Podoba mi się wyraz koncentracji na jego twarzy, przypomina mi o tym, jak wygląda, gdy uprawiamy seks.
– Znalazłaś coś dobrego? – pyta, kładąc formę na kuchence i spogląda na mnie. Czuję, jak się rumienię i ponownie kieruję uwagę na monitor.
– Czekam. Komputer jest trochę powolny. – Pokasłując, odpalam iTunes i ładuję moją poranną listę utworów. Z głośników laptopa wydobywa się Tom Petty i Edward zaczyna się śmiać. Odwracam się i widzę, jak potrząsa głową.
– Tom Petty – wzdycha, a ja marszczę brwi. – Nie, nie, uwielbiam go. Tylko… pomyślałem, że puścisz coś łagodnego.
– To jest w pewien sposób łagodne – mówię, wzruszając ramionami. Edward znów potrząsa głową i wraca do przygotowywania talerzy.
– Tak, to jest bardzo kojące – mamrocze, a ja walczę z uśmieszkiem, który usiłuje wychynąć na moje usta – Właściwie to zasypiam.
– Hej, dupku, jestem u siebie i ja wybieram kawałki – wybucham, mimo że przegrałam walkę z ustami i szczerzę się jak idiotka. Edward spogląda na mnie i na jego twarzy wykwita taki sam uśmiech.
– Tak, proszę pani – mówi, salutując mi nożem pokrytym masłem, które rozbryzguje się po jego czole.
– Poszło ci jak po Laxigenie – śmieję się i podchodzę do niego, chwytając ścierkę do naczyń, by usunąć to z jego twarzy. Wywraca oczami, odkładając nóż na blat.
– Nikt tak do mnie nie mówił od podstawówki – złorzeczy, biorąc ode mnie ścierkę i zaczyna ścierać tłustą maź.
– Jestem zaskoczona, że w ogóle wiesz, co to jest Laxigen – wymyka mi się, zanim uświadamiam sobie, co powiedziałam. Powstrzymuję próby dotykania Edwarda i obserwuję jego twarz, niepewna, czy źle to przyjmie.
– Chcesz przez to powiedzieć, że zatwardziały dupek ze mnie czy raczej, że jestem pełen gówna? – pyta z poważną miną, a ja czuję, jak moja szczęka się zaciska. – Chciałbym to wyjaśnić, zanim doprowadzę cię łaskotkami do posikania się.
Uśmiecha się do mnie szeroko, a ja jestem rozdarta pomiędzy paniką, którą wywołuje we mnie jego uśmiech, a wiedzą, że zaraz zostanę zaatakowana. Instynkt samozachowawczy wygrywa i odwracam się plecami do niego.
– Pieprz się – piszczę i obracając za sobą krzesło, by spowolnić jego pościg, biegnę do jadalni.
– Jestem szybszy od ciebie – krzyczy za mną.
Reaguję śmiechem. Edward nie ma pojęcia, jak szybka jestem.



Rozdział 7


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Wto 14:51, 11 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Nie 20:03, 28 Lis 2010 Powrót do góry

Cześć, Dzwoneczku
Będę pierwsza, a co! Przeczytałam 6 rozdział i w zasadzie uśmiech mi nie schodzi z gębusi. Pierwsze, co mi przychodzi na myśl to: Ma dziewczyna kondycję!. Nie wspominając o sprawności fizycznej Edwarda. I choć sugerowałaś, że rozdział jest bardziej kameralny, to przeszło to moje wszelkie oczekiwania.
Zaczęłam też troszkę inaczej podchodzić do tego opowiadania. Dzisiaj mnie po prostu rozbawiło. I choć cały rozdział był prawie tylko i wyłącznie jedną długą sceną seksu, to już mnie to nie razi. Raczej wywołuje uśmiech i pozytywnie nastraja. Wszak nie wszędzie trzeba się doszukiwać drugiego dna i emocjonalnych dylematów dręczących bohaterów.
Jeśli chodzi o te dwa gołąbeczki (a raczej nazwałabym ich nieco dosadniej napalonymi króliczkami) to im bliżej poznaję ich w tej odsłonie, tym bardziej się zastanawiam, co autorka chciała przekazać, tworząc ich właśnie takich. To wbrew pozorom nie są jednoznaczne, owładnięte tylko seksem postacie, ale ludzie pomiędzy którymi coś ważnego zaczyna się dziać. A że przy tym obydwoje lubią mocny, ostry długi i bardzo częsty seks, no cóż… Tylko pozazdrościć kondycji i niesamowitej namiętności.
Jeszcze Ci chciałam wspomnieć, że czas teraźniejszy w tym opowiadaniu już zupełnie mi przestał przeszkadzać.
Tłumaczenie genialne. Zawsze wiesz jak dobrać słowa i określenia tak, by czytało się tekst rewelacyjnie. Autorka powinna być wdzięczna, że to właśnie Ty tłumaczysz jej opowiadanie na nasz, czasem ograniczony polski język.
A! I jeszcze jedno. Zapomniałabym. Edward w charakterze ciepłego wałka, doprowadził do tego, że się zakrztusiłam ze śmiechu.
Dzwonu, mnóstwa weny i czasu. Chęci, jak sądzę masz do dalszego tłumaczenia tej historii. Ściskam, nadal się uśmiechając po tej lekturze. Bajka

Edit: zobaczyłam posta kirke i sobie uświadomiłam, że nie napisałam nic o różowych słoniach Szok


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Nie 20:15, 28 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Nie 20:09, 28 Lis 2010 Powrót do góry

hehe... przybyłam... i od razu chce mi się płakać!

Cytat:
Gdy Leah zaczęła się poruszać, pomyślałem, że znowu ma ochotę na seks, ale po tym jak oberwałem kolanem w jajka, byłem pewien, że raczej próbuje mnie zabić.
z kobietami tak jest... albo seks albo śmierć!

Cytat:
Będę musiała nosić golfy przez resztę tygodnia.
znamy to z autopsji... golfy i szale... apaszki... płaszcze z wysokim kołnierzem... bywało też rżnie z pudrem, ale sie cholerstwo ściera! Smile

Cytat:
Ostatni raz patrzyłam na budzik, gdy Edward przełożył mnie przez krawędź łóżka.
zawsze jest dobra pora na spojrzenie na zegarek :P

Cytat:
Od tego czasu pierzyliśmy się kilka razy. Teraz wiem, czemu czuję się taka wykończona.
BINGO!!!

Cytat:
– Ile razy jesteś w stanie uprawiać seks jednej nocy?
... odpowiedziałabym, że to kwestia mężczyzny, ale to najwyraźniej było jedno z tych retorycznych pytań, których nienawidzę ^^

Cytat:
Ma na sobie jedynie bokserki. Są czarne, w małe różowe słonie.
różowe słonie?!

Cytat:
Wraca bez bokserek i przypomina mi się, że istnieje przynajmniej jeden duży powód.
... czy lubimy duże powody? duże powody mają podobno Szwedzi... hm, czy więc czeka nas przeprowadzka... ? tam jest zimno :(

hm, chodzenie nago po domu? - tak!
gotowanie nago? - nie...
kategorycznie niebezpieczna sprawa :D

pozdrowionka dla wszystkich :*
i dziękuję za wspaniałe tłumaczenie :)
kirke Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anahi
Dobry wampir



Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 2046
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 150 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wlkp.

PostWysłany: Pon 11:29, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Tym razem jestem trzecia :D Właśnie skończyłam czytać, więc napiszę chociaż kilka słów, byś wiedziała Dzwonku, że wciąż czytam ten świetny ff.

Nowy rozdział jest bardzo fajny, sprawił że nadal ma wielkiego banana na twarzy.

U Edwarda i Lei wielka sielanka. Cieszę się z tego, jestem jednak ciekawa jak długo Rolling Eyes. Wiemy, że przez ich trudne charaktery kłócą się czasem i zaraz godzą. Zastanawiam się kiedy stanie się coś, co zmusi ich do zastanowienia się dokąd prowadzi ich związek.

Przestaję wybiegać tak daleko w przyszłość i zacznę cieszyć się z tego co mam. Edward w samych majteczkach krzątający się w kuchni? O matulu ... Laughing. Cała scena w trakcie śniadania bardzo mi się podobała. Przez chwilę myślałam, że zaraz ktoś im przerwie dzwoniąc do drzwi.

Co do ugryzień Lei. Myślę, że w końcu ktoś je zauważy. Nie wierzę, że panna Clearwater zacznie faktycznie nosić golfy. Może tą osobą będzie Bella? Z tego co wiemy jest bardzo spostrzegawcza i ciekawska.

Chapik szósty pojawił się bardzo szybko Smile. Tłumaczenie jak zwykle znakomite.

Pozdrawiam (:


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Pon 15:41, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Rozdział przeczytałam wczoraj na dobranoc. :)
Właściwie, szczerze mówiąc, niewiele się w nim działo poza seksem i śniadaniem, dość wyrafinowanym (mówię o frettach) na amerykańskich stół, no i przygotowanym przez mężczyznę.
Liczyłam bardzo na link do tych frett, bo ja ich w google nie znalazłam. :)
Jeśli masz, to podziel się.
Druga sprawa to ilość stosunków, troszkę nierealna, pomimo drapieżności Lei, pomimo tego, że ich romans (bo tak to na razie trzeba nazwać) jest całkiem świeży, pomimo wulkanu energii i seksu, jaki drzemie w obu tych osobnikach. :) No ale cóż, fikcja rządzi się swoimi sprawami. Nie mogę się doczekać bardziej uduchowionych momentów u naszej dwójki.

Klepanie po tyłku w rozgrzanej rękawicy, unik Eda, żeby nie poparzyć swojego interesu, gonitwa i bokserki to bardzo sympatyczne akcenty. Mój Luk też ma bokserki w słonie, ale szare na niebieskim tle, poza tym sama kupowałam mu dużo śmiesznych gaci, więc mnie one u Edzia nie dziwiły, raczej wywołały sympatię do takiej kreacji bohatera.
Wolę u facetów bieliznę z jajem niż połyskującą satynę. Laughing

Oczywiście lektura była przyjemna i teraz mogę z pewnością powiedzieć, że mnie przekonałaś do opowiadania i będę czytać do końca! :)

Jeszcze raz wszystkiego dobrego, Dzwonuś! :)

PS Znalazłam nawet takie gatki na jakimś tyłku:

[link widoczny dla zalogowanych]

Ale te lepsze:

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:53, 29 Lis 2010 Powrót do góry

Cześć, Dzwoneczku :*

Dziękuję za przetłumaczenie kolejnego rozdziału! Czytało się super. Ten rozdział wydaje mi się zupełnie inny od wszystkich, które dotychczas nam zaprezentowałaś. Jest w nim coś... kurcze, nawet nie umiem tego nazwać. Ta cała sytuacja - Edward i Lea w łóżku, w którym gładzą się po włosach, przytulają, potem siedzą w kuchni, Edward gotuje. Tak, mamy też sceny takie jak zawsze, gdzie się kochają itd., ale tutaj jest coś innego. Nie widzieliśmy ich w takich sytuacjach, jak ta z gotowaniem i muzyką. Podobało mi się to. Rzuciło mi na nich nowe światło. Tym bardziej po poprzednim rozdziale, gdy tak się kłócili i w ogóle. Ten rozdział wydawał mi się taki ciepły i pozytywny, pokazujący, że nie chyba łączy ich coś jeszcze poza seksem.
Te fragmenty z przygotowaniem śniadania, gatkami Edwarda, rękawicą, muzyką itp. były naprawdę urocze i sprawiały, że się uśmiechałam. Choć za to fragmenty o ich zadrapaniach, siniakach, ugryzieniach i liczbie razy ile się kochali mnie przerażały trochę tym razem, no ale cóż.

Lubię to opowiadanie. Lubię Leę i Edwarda i mam nadzieję, że ich relacje podążą ku związkowi. Emocjonalnemu, fizycznemu. Nie tylko fizycznemu Wink

Świetne tłumaczenie, Dzwoneczku. Czytało się świetnie. Jeszcze raz dziękuję za czas, pracę i serce, jakie wkładasz w tłumaczenie.
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
pampa
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lut 2010
Posty: 1916
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 57 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:27, 03 Gru 2010 Powrót do góry

hm kurde
mam ciężki orzech do zgryzienia, bo zaczyna mnie Leah wpieniać Wink
taka jest... chciałaby ale się boi. Wkurza mnie, że nie docenia co ma tylko robi wszystko aby to spieprzyć
Ale może się opamięta w końcu Wink

tłumaczenie jak zawsze pierwsza klasa Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
wampiromaniaczka
Wilkołak



Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 241
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim

PostWysłany: Wto 13:05, 04 Sty 2011 Powrót do góry

Chyba nie do końca trafia to w mój gust. Naparzanie się jak króliki w okresie rui jest dobre od czasu do czasu, ale taki seks stuleci,a łącznie z przekleństwami i gryzieniem jest na granicy masochizmu, a to mnie nie kręci. Trudno oczekiwać, by autorki ciągle opisywały dylematy moralne bohaterów, bo to tez znuży czytelniczki, ale seks typu sado-maso i homo na dodatek nie jest dla mnie podniecający. Oczywiście nie umiem ocenić tłumaczenia, bo nie znam języka oryginału na tyle, by to zrobić. O ile na początku całkiem przyjemnie mi się czytało, o tyle potem nastąpił przesyt. Nie sądzę, że hormony mogą tak dalece i na tak długo zawładnąć bohaterami, bo są inne sprawy w życiu. Ale czytam wszystko, co tu jest zamieszczone. Nie potępiam tego opowiadania, nie rzuca mnie tylko na kolana. Proszę o wybaczenie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 22:40, 10 Sty 2011 Powrót do góry

Dziękuję serdecznie wszystkim za komentarze. Słówko do Pernix mam: Nie było łatwo znaleźć cokolwiek na temat fretty. W końcu znalazłam coś, a z tekstu wynikało, że to w zasadzie prawie to samo co frittata, a frettą zwą to Amerykanie - nie wiem, czy miniaturową formę tego, czy też nie. Robi się to z użyciem ziemniaków, cebuli, brokułów, papryczek, kiełbasy, pepperoni etc. w zalewie z jajek. No to coś w rodzaju tarty bądź tortilii. Tyle że Edward robił takie malutkie... Gdzieś posiałam linki, ale znalazłam raptem dwa czy trzy... (Chyba poza Stanami nikt nie wie, co to fretta).

No dobrze, dość marudzenia, zapraszam na następny po sporej przerwie...



7. Między księżycem a tobą


beta: Susan :*



„Quileuci, będziecie odważni, gdyż pochodzicie od wilków. W każdym przypadku powinniście być silni”
- quileucki mit stworzenia.

Bella

Cześć, tu Leah. Nie mogę teraz odebrać albo po prostu nie chce mi się z tobą gadać. Więc po co się przejmować zostawieniem wiadomości? Zaraz będzie sygnał, rób, co chcesz. – Głos Lei recytuje komunikat tym samym swobodnym tonem, którym moja przyjaciółka mówi wszystko. Słyszałam to nagranie na sekretarce chyba z milion razy, ale zawsze wywołuje mój chichot. Ostry sygnał dźwiękowy przeszywa moje ucho i biorę głęboki wdech.
– No dobra, kobieto. Zostawiam wiadomości od wczoraj – wzdycham i przytrzymuję tlącego się papierosa z dala od twarzy. – Chciałam tylko sprawdzić, jak się miewasz. Zadzwoń w końcu do mnie. Kocham cię.
Rozłączam się i gapię na papierosa w mojej dłoni. Nie palę, ale to był jedyny sposób, żeby uwolnić się na chwilę od mamy i jej rodziny. Poprosiłam mojego małego kuzyna Adriana, o ambicjach buntownika, żeby dał mi jednego, a ten szczyl, jak można się było spodziewać, od razu mi go na miejscu przypalił. Renee nie spuszczała ze mnie wzroku. Gdy się zaciągnęłam, pożałowałam, że nie chciało mi się poczekać, aż wszyscy odpadną pijani. Smakowało, jakbym lizała podłogę w barze dla motocyklistów, ale po prostu potrzebowałam paru minut spokoju i miałam nadzieję na spędzenie ich z Leą.
– Pierdolcie się – jęczę i opieram się o ścianę składziku. Wyglądam za róg – wszyscy są na tylnej werandzie domu babci. Jest zimno jak na Syberii, ale połowa mojej rodziny, należącej do białej biedoty, kopci jak komin, a druga połowa popala maryśkę. Jestem w rozpaczy i potrzebuję rozmowy z kimś zdrowym na umyśle. Chowam się z powrotem za składzik i szybko przeglądam listę kontaktów w telefonie. Jest tylko jedna realna alternatywa w tym momencie. Wybieram numer i przykładam słuchawkę do ucha, modląc się, by był w domu.
– Mów szybko, rozmowa jest na twój koszt – zawodzi przez telefon głęboki głos Setha, który parodiuje Humphreya Bogarta. Krztuszę się, usiłując ponownie sztachnąć się papierosem. Nie mam pojęcia, dlaczego w ogóle zadaję sobie trud, by próbować. Zaczynam kaszleć i ogarnia mnie fala mdłości.
– Seth – udaje mi się wychrypieć przed następnym atakiem kaszlu dręczącym moje płuca.
– Ciocia Ruthie? – pyta zatroskanym głosem.
– Bella! – śmieję się pomimo krztuszenia.
– Och, dobrze się czujesz? – brzmi, jakby był rozbawiony. – Czy może jest to ten telefon, gdy umierasz i ostatni głos, który pragniesz usłyszeć, zanim uwolnisz się z doczesnej powłoki*, to właśnie moi**?
Seth jest komiczny, tak bardzo podobny do Lei, a jednak tak niesamowicie różny. Kocham go jak brata. Spędziliśmy wiele nocy, rozmawiając przez telefon. Żałuję, że nie potrafię znaleźć sobie chłopaka, który byłby tak wyluzowany jak on. No cóż, przynajmniej takiego, który nie jest bardziej gejowski niż dwudolarowy banknot.
– Pieprz się – wzdycham i odchrząkuję. – Mogłabym być konająca, podczas gdy ty ględzisz. Przydałoby się trochę współczucia.
– Przepraszam – mówi z nisko dudniącym śmiechem. – Właśnie skończył się zapas. Co powiesz na wysoką szklankę „Zamknij się, do cholery, i bierz to, suko”? Słyszałem, że pomaga zmyć dumę.
– Nie wiem, dlaczego zawracam sobie tobą głowę – narzekam i strząsam długi popiół ze zgasłego w moich palcach peta.
– Zawracasz sobie głowę, bo nie dość, że jestem jednym z twoich najlepszych przyjaciół, to do tego dowcipnym, zabawnym i zajebiście seksownym facetem. – Słyszę uśmiech w jego głosie.
– Jasne – wzdycham, przykucając w trawie. Łydki dają mi się we znaki, ale jedynie te buty miały cokolwiek wspólnego z zimową odzieżą. Żałuję, że mama mnie w żaden sposób nie ostrzegła, tak żebym mogła zapakować odpowiedniejsze ubrania.
– No cóż, Bello – Seth ziewa, a ja słyszę w tle stłumione głosy – wiesz, że uwielbiam z tobą gadać, ale teraz akurat jestem troszkę zajęty.
– Który z tobą jest? – pytam, prychając. – Johnattan Deerun czy ten rybak z Port Angeles?
Nagle brzmi sztywno.
– Tak, załatwiam interesy w Port Angeles.
– Puszczalski – śmieję się i czuję, jak mnie świerzbi w płucach.
– Tak, tak – mówi ściszonym głosem – możemy później porozmawiać o tym, jak bardzo odpowiedni będzie zielony kolor.
– Poczekaj – krzyczę. – Miałeś ostatnio jakieś wiadomości od Lei?
– Nie – wzdycha i zastanawiam się, czy coś jest nie tak. – Dzwoni tylko, jeśli ktoś umarł albo gdy chce wylać na mnie swoje żale.
– Co się stało? – pytam, przygryzając i ssąc wargę. Nienawidzę, gdy tak się z nimi dzieje. To zwykle następuje o tej porze roku. Bez Sue Czarny Piątek nie jest już tym, czym był. Wujek Harry i wujek Billy bardzo się starają, ale nie jest już tak samo.
Brałam w tym udział tylko kilka razy, ale zawsze zapadało w pamięć. Sue Clearwater była zdumiewającą kobietą. Czasami żałuję, że Renee nie jest bardziej do niej podobna. Sue była mądra, kochająca i wielkoduszna. Dzięki niej zawsze czułam się jak członek rodziny, niezależnie od wszystkiego. Żałuję, że nie spędziłam więcej wakacji w rezerwacie, ale Renee zawsze miała zdecydowaną opinię w dziedzinie umacniania we mnie poczucia więzi z jej rodziną.
Moja mama wychodzi z założenia, że skoro dziadek i babcia Swan odeszli, Charlie nie ma żadnej dalszej rodziny, z którą mogłabym spędzać wakacje. Nie rozumie, że Clearwaterowie i Blackowie są tak samo częścią mojej rodziny, jak jej plebejscy krewni.
– Nie mogę za bardzo teraz o tym rozmawiać. – Seth robi gwałtowny wydech i coś mamrocze. – Jest bardzo zamknięta w sobie od czasu, gdy zerwała z tym facetem… Jak mu było na imię?
– Emmett? – pytam, przygryzając wargę.
– Taa… – wzdycha. – Ten gwiazdor futbolu, o którym ojciec nic nie wie.
– Leah po prostu radzi sobie z problemami po swojemu – mówię, walcząc z dokuczliwymi łzami. – To nie ma nic wspólnego z tobą. Ona cię kocha, Seth.
– Wiem – jęczy i słyszę jakiś głos w tle. – Tylko że… o tej porze roku zachowuje się tak dziwacznie… z powodu mamy i tego wszystkiego.
– Tak, wiem – mówię, przełykając mimo odczuwalnej guli w gardle. – Żałuję, że nie mogę przyjechać wcześniej.
– Poradzimy sobie. Jak zawsze – prycha.
– Jasne – uśmiecham się, ścierając dłonią łzę. – Nie mogę się doczekać, kiedy was zobaczę.
– Tak, ja też – ożywia się. – Mam nadzieję, że te bajeczne piersi wyleczą mnie z pociągu do chłopców.
– Hej – śmieję się pomimo łez. – Zostaw w spokoju moje magiczne balony.
– Gdybym tylko mógł – wzdycha. – Muszę lecieć, skarbie, ale zadzwoń jutro. Będę w rezerwacie i na pewno sprawdzę, co u Leelee.
– Okej – wzdycham, a moje ramiona opadają. – Do usłyszenia wkrótce. Kocham cię.
– Też cię kocham – mówi i imituje dźwięk głośnego cmoknięcia, po czym się rozłącza.
Pociągam nosem, przydeptując butem papierosa. Czuję się emocjonalnie wyczerpana i zbiera mi się na mdłości. Wiatr wzmaga się i obryzguje mnie zimną, mokrą breją. Nie cierpię tu być. Tylko perspektywa Seattle i spotkania z moją prawdziwą rodziną powstrzymuje mnie przed ucieczką.
Planowałam ten ruch, w zasadzie odkąd zaczęłam naukę w college’u. Jednak ustaliłyśmy to na poważnie z Leą dopiero w zeszłym roku. Od tamtej pory wszystko wokół mnie wydaje się obce, tak jakby moje życie czekało, by się rozpocząć. Cały ten czas spędzany teraz z moją matką jest dla mnie torturą, czymś jak oczekiwanie na opóźniony lot w nieprzyjaznym porcie lotniczym.
Liczę tylko dni, godziny i minuty do chwili, gdy w końcu znajdę się w domu, z Leą.

Edward

– Toest wszpaałe – mamrocze Leah z ustami pełnymi fretty.
– Połknij i dopiero mów. Tak żebym mógł cię zrozumieć – odzywam się, dziabiąc widelcem kawałek bekonu.
Wkładam go do ust i mam niezłą zabawę, patrząc, jak Leah wywraca oczami, żując, po czym przełyka, a następnie otwiera buzię, by pokazać mi, że jedzenie zniknęło.
– To jest wspaniałe – mówi z uśmieszkiem i bierze następną porcję. Unosi ją do ust, ale wstrzymuje się na krótko przed ugryzieniem. – Jak się to nazywa? – pyta i odgryza duży kawałek.
Upewniam się, że połknąłem, zanim decyduję się jej odpowiedzieć. Leah obserwuje mnie uważnie, prawdopodobnie po to, by przyłapać mnie na złamaniu własnej reguły. Nic nie umknie jej uwadze, choć w pewnych sytuacjach nie mam problemu ze zdekoncentrowaniem jej. Ta myśl sprawia, że się uśmiecham, a mój penis budzi się do życia.
– Fretta – mówię, sięgając, by delikatnie zetrzeć kawałek jajka z kącika jej ust. Wykorzystuję to jako pretekst, by pogładzić jej ciepły policzek. Uwielbiam czuć, jak pracują mięśnie jej szczęki. Przesuwam dłoń dalej, przeczesując nią włosy Lei. Są takie grube, układają się na jej ramionach niczym peleryna.
Znajoma piosenka zaczyna rozbrzmiewać z głośników komputera i uśmiecham się. Gdy muzyka się rozwija, kobiecy głos zaczyna śpiewać to, co znam jako utwór Coldplay. Jestem miło zaskoczony, ten głos zapiera dech.
– Uwielbiam tę piosenkę – mówi Leah, kołysząc delikatnie głową w rytm muzyki. To mi przypomina, jak poruszała się zeszłego wieczoru na parkiecie.
– Ja też lubię Coldplay – stwierdzam, biorąc łyk kawy. – Chociaż nigdy nie słyszałem tej wersji.
– Błe, nienawidzę Coldplay – mówi Leah z pogardą, a jej twarz wykrzywia grymas zniesmaczenia.
Przerywam picie kawy w pół łyku i ostrożnie odstawiam kubek na stół, po czym zwracam się do niej. Trzyma przed otwartymi ustami przygotowany kawałek bekonu.
– Słuchasz Coldplay – ripostuję z uśmieszkiem, a ona podnosi na mnie wzrok.
– Nie. – Potrząsa głową i wskazuje na mnie paskiem bekonu. – To przeróbka piosenki Coldplay w wykonaniu JEM. To różnica. Nie słucham jęczącego, pełnego samouwielbienia rocka.
– Puszczałaś wcześniej Radiohead – mówię z uśmiechem, wyrywając bekon z jej palców.
– Jeśli oczernisz dobre imię Thoma Yorke’a, wykopię cię z mieszkania, nagiego czy nie – oświadcza, chwytając kawałek bekonu z mojego talerza i wpychając go w całości do buzi. Demonstracyjnie przeżuwa z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem.
– Jesteś imponująca – mówię protekcjonalnym tonem. Wywraca oczami i unosi do ust szklankę z sokiem pomarańczowym. Obserwuję, jak powoli pije i nie mogę się oprzeć dotknięciu gładkiej skóry jej gardła. Wzdryga się na mój dotyk, powodując, że sok wycieka z jej ust i spływa na klatkę piersiową.
– Cholera. – Krztusi się, zrywając z kanapy i sięga po serwetkę, która leży na stoliku do kawy.
– Zaczekaj – mówię, chwytając ją za nadgarstek i ciągnąc, by zwróciła się twarzą do mnie. – Ja się tym zajmę.
– Hę? – Leah wygląda na zdezorientowaną, do momentu, gdy pochylam się do przodu i zlizuję mokrą smugę spływającą jej po brzuchu. – O ku***!
Śmiejąc się, łapię ją w talii i przyciągam, by posadzić sobie na kolanach. Czuję ciepło skóry jej ud, gdy ocierają się o zewnętrzną stronę moich, a Leah zastyga nade mną. Wyrywa jej się jęk, gdy ściera sok z ust. Nie odrywam od niej wzroku. Muskam policzkiem bok jej piersi, sprawiając, że nabiera głośno powietrza. Nie goliłem się od wczoraj rana, mój zarost prawdopodobnie jest dość wyczuwalny. Uśmiecham się z satysfakcją, przesuwając nieogolonym policzkiem po jej sutku.
– Ja pieprzę! – krzyczy Leah i wbija paznokcie w skórę mojej głowy.
– Czy to jest propozycja? – pytam, delikatnie zahaczając językiem o brodawkę.
Tylko warczy, przyciskając mnie do swojego ciała, a ja otwieram usta, otaczając wargami jej pierś. Skóra dolnej części jest gładka i ma słony smak, gdy przesuwam po niej językiem. Leah jęczy i pochyla się ku mnie, ujmując mojego penisa u podstawy. Wyrywa mi się jęk, gdy jej dłoń przesuwa się wzdłuż niego, powodując wstrząsy jak od porażenia prądem w całym moim ciele. Uwalniam jej pierś i warczę, obejmując dziewczynę w talii.
– Rany! – krzyczy Leah. Przechylam ją do tyłu, sięgając nad stolikiem, by wziąć kondom z kubka Beacon Plumbing i podśmiewuję się z tej ironii. Rozdzieram opakowanie i wracam do poprzedniej pozycji na kanapie. Ręka Lei ciągle trzyma mnie w uścisku i zamieram na chwilę, gdy palce przesuwają się w górę, by lekko szczypnąć mnie przez napletek. Gdy zmagam się z ogarniającą mnie falą przyjemności, Leah delikatnie odciąga skórę i czuję chłodne powietrze na główce penisa.
– ku***! – syczę, chwytając ją za nadgarstek i odsuwam jej dłoń.
Drżąc, z ciężkim westchnieniem zaczynam nakładać kondom. Łapię Leę za biodra, przybliżając ją do siebie i zerkam na nią. Jest zdyszana, wygląda, jakby się wahała, a jej piękno zapiera dech w piersiach. Zapominam o tym, co robię i przesuwam dłonie, obejmując jej twarz. Przyciągam ją do mnie, ale ręce dziewczyny napierają na moją klatkę piersiową i muszę przestać. Nie mówi ani słowa, lecz pochyla się na tyle blisko, by mnie pocałować. Czuję na wargach jej gorący oddech i zaciskam szczękę, gdy ociera się swoim policzkiem o mój. Wodzi brodą w górę, wzdłuż boku mojej twarzy, następnie po czole i drugim policzku. Jakby zostawiała na mnie swój ślad niczym kot. A doznanie jest niesamowite.
– Teraz? – pytam, a moje ciało boleśnie napina się w oczekiwaniu.
– Tak – wzdycha i opuszcza się na mnie.
Mam wrażenie, że wszystko spowalnia swój bieg, a mój świat zawęża się do pełnego napięcia i żaru połączenia między nami. Światło słoneczne wlewa się do pokoju, wydobywając blask skóry dziewczyny; jej czarne włosy zsuwają się po ramionach i łaskoczą moje uda. Muzyka narasta wokół nas, bębniąc synchronicznie z równym rytmem jej bioder.
Oczy Lei są zamknięte, a wargi lekko rozchylone, gdy jeszcze bardziej obniża ciało. Czuję ten odbijający się echem, paraliżujący umysł wstrząs, gdy czubek mojego penisa uderza w coś miękkiego i niewiarygodnie ciepłego. Rozkosz przenika mnie na wskroś i chwytam się mocno Lei, z trudem łapiąc oddech.
– O cholera – jej głos brzmi ostro, pozbawiony tchu, gdy jej ciało zaciska się wokół mnie. Napinam mięśnie szczęki, walcząc z pragnieniem utraty kontroli.
– Zaczekaj – szepczę prośbę, gdy ona drży, i przyciskam czoło do jej gardła.
Nawet najbardziej niepozorny ruch jej ciała wzbudza we mnie falę rozkoszy. To tak nieprawdopodobne uczucie, że mam ochotę zarówno płakać, jak i śmiać się.
– Edward – wyrywa jej się moje imię. Nie potrafię opanować uśmiechu rozciągającego wargi.
– Tak – odpowiadam, a moje słowa wydobywają się w formie syku. Przesuwam dłonie na jej biodra i unoszę ją w górę.
Leah zaczyna poruszać się na mnie, jej włosy opadają do przodu, delikatnie muskając mnie po twarzy i osłaniają moje oczy od światła. Powolny żar przyjemności przyprawia mnie o niskie rzężenie w gardle. Oplatam dłońmi szyję Lei i przyciągam ją do mnie. Gdy liżę jej wargi, czuję gorący oddech dziewczyny. Dyszy, próbując złowić moje usta. Uśmiechając się, umykam dla zabawy, tylko po to, by zawarczała na mnie, uderzając z całej siły biodrami w dół.
– ku*** – charczę, gdy wstrząsa nią dreszcz. – Było dobrze? – pytam, nie mogąc złapać tchu.
– Prawie – udaje się jej wykrztusić.
Wsuwam ręce pod jej ramiona i łapię za barki. Leah nadal drży, a ja czuję, że jestem blisko. Trzymam ją i cofam biodra.
– Chwyć się mnie – szepczę, ale nie przejmuję się czekaniem na odpowiedź i pcham biodrami w górę, w nią.
– Och! – krzyczy, a ja czuję, że docieram jeszcze głębiej. Poruszam się nadal, pełen obawy, że jeśli się zatrzymam, to wszystko za wcześnie się skończy.
Leah łapie mnie za barki, odchylając w tył głowę i zaczyna wydawać zduszony dźwięk. Sięgam ustami do jej sutka i wsysam go, nie zaprzestając pchnięć. Jej paznokcie zagłębiają się w moich ramionach i klatce piersiowej, ale to tylko nakręca mnie jeszcze bardziej. Chcę, żeby straciła kontrolę. Chcę to widzieć, będąc jednocześnie wewnątrz niej.

Dojdź dla mnie.

Gryzę jej sutek, ostrożnie, tak by nie uszkodzić skóry, lecz zadać odrobinę bólu. Jej ciało zastyga bez ruchu, zaciskając się wokół mnie, ale ja nie przestaję pchać.
Wygląda tak pięknie, gdy jej usta otwierają się w niemym krzyku.

Demetri

Istnieje smak pięknego palca u nogi. Przypomina mieszankę smaków dobrego Porto i sera Camembert.
– Przestań, to łaskocze – chichocze Heidi, gdy maluję językiem po jej wypielęgnowanych paluszkach.
– Nie można się spieszyć z takimi rzeczami, skarbie – mamroczę przy najmniejszym palcu, wodząc końcem języka wokół pulchnej poduszeczki. Nie da się z niczym porównać tego doznania – to jest tak intymne i jednocześnie plugawe. Znowu mi staje i postanawiam dać spokój tym wspaniałym stopom i zająć się pieprzeniem dziewczyny.
Mój telefon wybiera sobie ten bardzo nieodpowiedni moment, by zadźwięczeć „Odą do radości” Beethovena, co przyprawia mnie o cichy jęk. Pochylam się w stronę stolika, by wziąć komórkę.
– Nie mogę uwierzyć, że odbierzesz – zrzędzi Heidi i przekręca się, odsuwając ode mnie.
– Gdy pracujesz dla Volt, nie ma innej opcji – mówię do niej i przykładam słuchawkę do ucha. – Tu Demetri.
– Tak, panie Crawford – głos Glorii Paison jak zawsze brzmi uprzejmie i profesjonalnie – łączę z panem Gallo.
– Demetri, mój chłopcze. – Stary pozdrawia mnie radosnym głosem, tak jakby nie spędził pół nocy ze swoją gorącą, praktycznie nieletnią kochanką albo jeszcze gorętszą nową żoną, która ledwo co przekroczyła wiek uprawniający do spożycia alkoholu.
– Dzień dobry panu – odpowiadam najbardziej ożywionym tonem, jaki tylko mogę z siebie wykrzesać po niezliczonej ilości koktajli, koki i godzinach pieprzenia Heidi.
– Słyszę, że noc przebiegła pozytywnie – chichocze, a ja potrząsam głową. Wiem, jaki będzie dalszy ciąg. – Jak tam Edward? Ufam, że dobrze się bawił.
– Tak. To znaczy, tak przypuszczam – mówię z odrobiną wahania. – Wyszedł z kimś, kto, jak sądzę, jest jego nową dziewczyną.
– Suka – syczy Heidi w tle. Macham ręką, żeby się zamknęła. Wywraca oczami i zwleka się z łóżka, by pójść do łazienki.
– Och, no cóż, to cudownie – jego głos brzmi dziwnie. – Czy to ktoś, kogo znamy?
– Um… nie – przełykam, czując gulę w gardle.
– To niepokojące. – W jego głosie słychać rozczarowanie, a to nie jest coś, czego bym sobie życzył. – Czy muszę ci przypomnieć, że mam plany dotyczące młodego Cullena?
– Nie, proszę pana – odpowiadam, a moje dłonie zaczynają się pocić. – Jestem przekonany, że to nic poważnego. Edward nie jest typem, który się angażuje uczuciowo.
– Cóż, mam nadzieję to zmienić, z odpowiedniej dziewczyną – wzdycha, a ja pozwalam sobie zaczerpnąć powietrza. – Pozostań blisko Edwarda i daj mi znać, jak sobie radzi na tych małych wakacjach.
– Tak zrobię – odpowiadam, ale połączenie jest już przerwane.
Gryzę paznokieć kciuka, zastanawiając się, jakie decydujące zagranie planuje stary. Carlisle Cullen trzyma syna na krótkiej smyczy i to widać, że Edward raczej nie wróci do owczarni bez sporej dawki ciężkiej zachęty. Część mnie wcale nie chce, by wrócił; to nie jest dobre miejsce dla Edwarda. On nie jest skonstruowany jak reszta z nas – jest zbyt wrażliwy emocjonalnie, by pracować w Volt. Jednakże robimy to, co musimy i są też dodatkowe korzyści.
– Heidi, mam nadzieję, że jesteś gotowa na kolejną rundę – wołam, wstając z łóżka i idę w stronę łazienki.

Leah

– Uch, nie rozumiem, jak możesz znieść wąchanie mnie – jęczę i uruchamiam prysznic.
– Nie miałem zamiaru nic mówić – kwituje Edward z uśmieszkiem, opierając się o blat umywalki.
– Pieprz się! – Wkładam zaokrągloną dłoń pod strumień wody i ochlapuję Edwarda niewielką ilością.
– Hej! – krzyczy, a ja się śmieję, wskakując pod natrysk. Woda jest tak gorąca, że parzy, ale właśnie tego potrzebuję. Nie mogę uwierzyć, że wytrzymałam aż do tej pory dnia bez prysznica.
– O ku***, tak! – jęczę, pozwalając, by woda obmyła moją twarz i włosy.
– Leah – głos Edwarda ma jakąś śpiewną intonację i w niczym go nie przypomina. Nagle zasłonka zostaje odsunięta i widzę go stojącego tam z psotnym uśmieszkiem.
Lodowato zimny strumień bryzga na moją twarz i klatkę piersiową, żądląc skórę jak tysiąc maleńkich ukąszeń. Jestem w takim szoku, że odbiera mi mowę. Tylko gapię się na niego, gdy oblewa mnie gorąca woda, pomagając zneutralizować kłujące zimno. Twarz Edwarda jest przepiękna, a mina wkurzająca, gdy się tak uśmiecha, trzymając mój kubek z Wielkim Ptakiem.
– Skurczybyk! – warczę, opuszczając ręczną słuchawkę prysznicową i kierując ją wprost na niego.
Gdy trafia go strumień wody, Edward ma prześmieszny wyraz twarzy, po czym rusza do ataku na mnie. Odchylam się do tyłu i staram się z trudem utrzymać równowagę, gdy on walczy ze mną o słuchawkę prysznicową. Zanim udaje mu się wyrwać mi ją, zostaje obdarzony jeszcze jednym niezłym pryśnięciem w twarz. Tracę równowagę i zaczynam przewracać się do tyłu. Edward ma jeszcze śmieszniejszą minę, gdy porzuca główkę prysznica i łapie mnie.
– Nic ci nie jest? – jęczy, a ja wymachuję rekami w jego objęciach, usiłując odzyskać stabilną pozycję i wyglądając jak żółw przewrócony na skorupę. Podnoszę się i widzę, że Edward ściska kolanami krawędź wanny.
– Czy to ja nie powinnam zadać ci tego pytania? – mówię, ciągnąc go w górę. Tylko potrząsa głową, z dziwnym wyrazem twarzy. – Ta cała rycerskość nawet ci pasuje, gdy nie jesteś dupkiem.
Edward śmieje się i przywiera do mnie, a słuchawka prysznicowa podskakuje pomiędzy naszymi nogami. Uwalniam się z jego ramion i podnoszę ją, podczas gdy on zasuwa zasłonkę. Gdy umieszczam główkę prysznica z powrotem w uchwycie, czuję, jak Edward przyciska ciało do moich pleców. Jego penis wślizguje się pomiędzy moje pośladki i muszę zrobić wydech, by zachować godność. W tym momencie mam ochotę pchnąć tyłkiem w jego stronę i odtworzyć scenę z filmu o zakładzie karnym.
– Chciałabyś, żebym umył ci włosy? – Głos Edwarda brzmi nisko i na wydechu, gdy mówi do mojego ucha. Przechodzi mnie dreszcz i przełykam z trudem, zanim odpowiadam.
– Pewnie. – Wzruszam ramionami.
Już nie jest za moimi plecami i czuję skurcz żalu, że się odsunął. Szybko wymierzam sobie w myślach policzek, bo zaczynam się czuć zbyt swobodnie. Muszę zachować dystans. Obiecałam cieszyć się tym dniem. Kto wie, co zdarzy się jutro?
– To coś fantastycznie pachnie – mówi Edward. Czuję, jak jego palce wsuwają się w moje włosy i wyłączam myślenie. Powietrze wypełnia się wonią zielonej herbaty i ogórka. Kupuję ten szampon, bo jest tani i nie śmierdzi jak kiepskie perfumy. Właściwie to najseksowniejszy zapach, który przyszło mi w życiu wąchać.
– Mmm… – wzdycham, wspierając się ręką o ścianę przede mną dla utrzymania równowagi. Muszę zamknąć oczy, żeby zapobiec wywracaniu się gałek ocznych do tyłu głowy.
– Twoje włosy są takie grube– mówi niskim głosem, kontynuując masowanie ich szamponem. – Jak sobie z nimi dajesz radę?
– Nie wiem – mamroczę, drżąc, gdy przeciąga tępymi paznokciami po skórze mojej głowy. – Jakoś. Wyglądam głupio z krótkimi włosami, mam za dużą twarz.
– Żartujesz sobie? – Śmieje się, nie przerywając rozprowadzania szamponu. – Czasami jesteś naprawdę głupiutka.
– Chcesz powiedzieć, że powinnam ściąć włosy? – pytam, czując, że się uśmiecham. Edward ma talent do dwuznacznych komplementów.
– Nie – rzuca pośpiesznie, a potem się śmieje. – Absolutnie nie.
– Sądzę, że można już spłukać – mówię, obracając się twarzą do niego i zniżając głowę pod strumień wody.
– Czekaj – reaguje Edward, pochylając się ku mnie. – Pomogę ci.
– Dam sobie radę – wzdycham, ale ulegam, gdy wywiera nacisk. Jego ręce są po obu stronach mojej głowy i nie mogę się skupić.
– Dlaczego jesteś taka uparta? – śmieje się i delikatnie ciągnie mnie za włosy.
– Dlaczego jesteś taki natrętny? – wybucham na niego, ale on tylko się uśmiecha. Jego oczy nadal są skupione na tym, co robi z moimi włosami. Nagle czuję, jak chwyta je mocniej i przenika mnie ból, pod wpływem którego stękam.
– Bo to jedyny sposób, by do ciebie dotrzeć – warczy tuż przy mojej twarzy, a mną wstrząsa dreszcz. Edward przeciąga językiem po mojej brodzie, kończąc na ustach. Chcę go ugryźć, ale gdy jego wargi przywierają do moich, stać mnie tylko na jęk.
Woda spływa na nas, a on uderza moimi plecami o ścianę. Odpycham go od siebie. Woda rozbryzguje się na jego głowie i pryska mi do oczu.
– Jeśli ktokolwiek uwielbia dostawać wycisk, to właśnie ty – drwię, mrużąc oczy.
– Masz rację – odpowiada, uśmiechając się do mnie i sprawiając tym samym, że chcę go pierzyć.
– Nigdy się nie umyję, jeśli z tym nie skończysz – jęczę, gdy wsuwa dłoń pomiędzy moje nogi i zaczyna zataczać palcem okręgi na łechtaczce.
– Mówisz tak, jakby to było coś złego – śmieje się przy moich wargach.

Jake

– Leelee, proszę, nie – błagam ją i obrywam siarczysty policzek.
– Nie nazywaj mnie tak – warczy, odwracając się ode mnie. – Chcę o tym wszystkim zapomnieć – mówi, wrzucając zeszyt do ognia.
– Nie będziesz wiecznie się tak czuła – krzyczę. Twarz nadal mnie pali od ciosu.
– Nie rozumiesz – wzdycha, biorąc do ręki nożyczki. – Jak mógłbyś?
Obserwuję zszokowany w milczeniu, jak zaczyna obcinać sobie włosy i wrzuca ich pełne garście w ogień. Muszę odwrócić wzrok, ale oczy powracają spojrzeniem ku płomieniom. Zaciskam dłonie w pięści, widząc, jak języki ognia liżą okładkę zeszytu. Nie potrafię tego znieść. Wyskakuję do przodu i wsadzając rękę w płomienie, wyciągam go szarpnięciem.
– Jake! – wrzeszczy Leah, ale nie zatrzymuję się, biegnąc do mojej furgonetki. Uruchamiam silnik i odjeżdżam, zostawiając ją w chmurze kurzu i żwiru. Po oddaleniu się o parę mil zjeżdżam na pobocze i spoglądam na dziennik. Spory fragment od góry jest czarny i kruszy się pod palcami. Przerzucam kartki i znajduję to, czego szukałem – powód, dla którego oparzyłem rękę, żeby chwycić ten głupi zeszyt. To zdjęcie nas wszystkich w La Push.
Górna część fotografii jest zwinięta i znikła większość głowy Sama, ale widać uśmiechnięte twarze Lei i Belli. Ta ostatnia patrzy na mnie, przygryzając wargę, a jej blade policzki są zaróżowione. W tamten wieczór pocałowaliśmy się. To był mój pierwszy pocałunek i mam tylko tę jedną pamiątkę.


Drażniący ucho dźwięk poczty głosowej Lei wyrywa mnie ze wspomnień.
– Podła świnio! Jesteś najgorszą kuzynką na świecie! – wrzeszczę do telefonu. Leah nienawidzi, gdy gadam jak emeryt z upośledzonym słuchem, ale tym razem zasłużyła sobie jak cholera.
– Racja! – krzyczy Embry ochrypłym głosem ze swojego kokonu z koców na kanapie, a ja tylko wywracam oczami.
– Jako że nie zadałaś sobie trudu, by zadzwonić w sprawie parapetówki, to prawdopodobnie nie wiesz, że została odwołana – utyskuję.
– Z powodu zarazy – chrypi Embry, a ja kopię w poręcz kanapy. Mój współlokator krzyżuje ramiona i robi nadąsaną minę jak rozwydrzony bachor.

Pieprzony głupek potrzebuje dziewczyny, żeby przestać lizać się z każdą dupą, która stanie na jego drodze.

– Taaa… Ten tutaj goguś lizał migdałki jakiejś lafiryndzie i złapał grypę – warczę, odwracając się do niego plecami. – Tak czy owak, zadzwoń. Musimy zrobić plany na Czarny Piątek.
Rozłączam się i wzdycham ciężko. Coś mnie łaskocze w płucach i znienacka dostaję ataku kaszlu. Kaszel w końcu słabnie i jestem w stanie złapać oddech. Spoglądam na Embry’ego.
– Co? – rzuca skrzypiącym głosem, naciągając afgana na oczy.
– Jeśli zachoruję – syczę na niego przez zaciśnięte zęby – skopię ci twoją pieprzoną dupę.

Edward

– Opowiedz mi jakąś historię. – Tłumię ziewnięcie, wyciągając rękę i wsuwam ją za głowę.
– Chyba sobie żartujesz – prycha Leah, spoglądając na mnie.
– Mówię poważnie – odpowiadam, patrząc na nią. Ujmuję jej brodę i przechylam, tak by móc ją pocałować w usta. Przeciągam językiem po dolnej wardze, czerpiąc zadowolenie z dźwięków, które Leah wydaje. Odsuwam się i słyszę jęk frustracji.
– Dręczyciel – syczy pomimo szerokiego uśmiechu.
– Tak – wzdycham, opadając z powrotem na poduszki. – A teraz bierz się za snucie opowieści.
Zrzędzi i wierci się, jakby chciała przyjąć wygodną pozycję.
– Czekam – zawodzę śpiewnie, a ona jęczy głośno.
– Cholera, no dobra – wzdycha ciężko i przyciska policzek do mojej piersi. – Znam jedynie stare legendy i historie, które mama mi opowiadała. Mogłabym ci opowiedzieć o Ptaku Gromu i wielorybie. Och, właściwie znam jedną taką… Nie wiem, czy to faktycznie legenda czy tylko historia, którą moja mama wymyśliła.
– Nieważne, po prostu opowiedz – mówię, pojękując przesadnie.
– Zamknij się – krzyczy i żartobliwie uderza mnie w klatkę piersiową, wywołując mój chichot. – Okej – wzdycha i przesuwa rękę po moim brzuchu, układając ją w okolicy biodra. Robię powolny wydech, gotowy, by się po prostu odprężyć i z przyjemnością słuchać dźwięku jej głosu.
– Dawno temu Q’waeti, zwany też Tym Który Przemienia, przybył do ojczyzny Quileutów i zastał tam jedynie wilki. Więc wziął dwa z nich, samca i samicę, i przemienił je w pierwszych Quileutów.
– Czy ten Kwati przypomina jakieś bóstwo, czy jest Bogiem? – pytam z bolesną świadomością, że kaleczę wymowę.
– Nie – odpowiada oschle, przez co czuję się niekomfortowo.
– Jestem po prostu ciekaw – mówię, wychylając się, by spojrzeć na nią, ale jej ręka naciska na moją klatkę piersiową.
– Pozwól mi w końcu opowiadać – jej głos brzmi inaczej, ma dziwny ton i nagle boję się, że zniszczyłem ten nasz dzień.
Leah bierze głęboki wdech, a ja staram się powstrzymać potrzebę powiedzenia czegoś, choć mam ochotę przepraszać. Zmuszam się do rozluźnienia, gdy kładzie głowę na mojej piersi. W końcu zaczyna ponownie mówić.

– Nosili imiona: Pierwszy i Biegnąca Nocą. Założyli na tych ziemiach rodzinę, polowali i łowili ryby. Mieli wszystko, czego potrzebowali do szczęścia, jednak od czasu do czasu Biegnąca Nocą przypominała sobie, że kiedyś była wilczycą. Nocami wykradała się z osady i biegła przez las. To działo się w czasach, gdy Księżyc lubił szwendać się po krainie. Z historii, które opowiadała mi mama, wynikało, że najwyraźniej był z niego lowelas. Pewnego razu, gdy Biegnąca Nocą mknęła przez las, dostrzegł ją i rzucił się za nią w pogoń. Jednakże była ona bardzo szybka. Nawet Księżyc, który był równie szybki jak jego siostra Wiatr, nie potrafił jej dogonić.
Mimo to za każdym razem, gdy ją widział, nie rezygnował ze ścigania jej, aż do momentu, gdy Biegnąca Nocą go zauważyła i zatrzymała się. „Dlaczego mnie gonisz?” – zapytała go. „Dlaczego biegniesz?” – odparł Księżyc-spryciarz. „Byłam niegdyś wilczycą i biegam, by nie zapomnieć – odpowiedziała. – A więc dlaczego mnie ścigasz?”. „Bo uciekasz” – oświadczył ze swoim olśniewająco białym uśmiechem. „Teraz już nie” – powiedziała Biegnąca Nocą. „Ponieważ cię złapałem” – skwitował Księżyc i wziął ją w ramiona.
To jest moment, w którym mama kontynuowała historię w wersji familijnej. Opowiadała mi, że Księżyc śpiewał Biegnącej Nocą, trzymając ją w objęciach, a jego głos był tak piękny, że nie walczyła, by się wyrwać. Ty i ja wiemy dobrze, że nie tylko śpiewał… Tak czy owak odtąd spotykali się w lesie, noc za nocą bawiąc się w berka i śpiewanie. To znaczy do momentu, w którym Pierwszy zauważył, że coś jest nie tak, bo dość długo zajęło temu tępemu frajerowi zorientowanie się w temacie. Zdecydował się śledzić Biegnącą Nocą podczas jednej z jej ucieczek i szybko dowiedział się o schadzkach z Księżycem.
Naturalnie był wkurzony jej zdradą i ułożył plan zemsty. Udał się do swojego kuzyna Pająka i poprosił, by ten utkał dla niego sieć. Następnie ukrył się w lesie i czekał, aż Księżyc nadejdzie, by spotkać się z jego żoną. Gdy tylko Pierwszy spostrzegł lśnienie białej skóry Księżyca, wypadł z krzaków i schwytał go w sieć utkaną przez Pająka. Potem wrzucił go na niebo, gdzie sieć uwięziła go na zawsze.
Gdy Biegnąca Nocą dowiedziała się, co spotkało jej kochanka, udała się na poszukiwanie Q’waeti. Biegła tak długo i tak daleko, aż w końcu dotarła na kraniec lądu i tam właśnie go znalazła. Spostrzegł, że ma ze sobą tobołek i zapytał ją, co to takiego. Kobieta rozwinęła tobołek, odkrywając małego chłopczyka, Tsata Pititchu. Syn Biegnącej Nocą i Księżyca miał lśniącą, białą skórę ojca i ciemne oczy matki.
Rozżalona i zdesperowana Indianka błagała Q’waeti, żeby ukrył jej dziecko przed zazdrosnym mężem. Q’waeti wziął chłopca i zepchnął go w odmęty rzeki. Gdy malec się wynurzył, miał postać białego wilka. Widząc, że jej dziecko jest bezpieczne, Biegnąca Nocą położyła się na ziemi i umarła. Q’waeti był tak poruszony, że uplótł derkę z jej czarnych włosów i owinął ją wokół Księżyca, a szczątki Biegnącej Nocą rozsypał po niebie, stwarzając gwiazdy.
Po dziś dzień, gdy jest pełnia, można usłyszeć Tsata Pititchu i jego kuzynów, upamiętniających śpiewem tę miłość. Czy coś takiego. – Leah wzdycha i rozluźniona opiera na mnie głowę.

– To było piękne i przytłaczające. – Ziewam i gładzę dłonią jej bark, przyciągając ją do mnie bliżej.
– Nie prosiłeś o szczęśliwe zakończenie – odpowiada, pieszcząc moją skórę oddechem.
– Nie sądziłem, że powinienem – mamroczę, gdy w końcu wyczerpanie przejmuje nade mną władzę.


* Seth tu mówi dokładnie „shuffle off this mortal coil”, co jest wyrażeniem pochodzącym z monologu Hamleta „To be, or not to be”. Różne są tego tłumaczenia. Ja podparłam się tłumaczeniem Wojciecha Bogusławskiego.
** Moi (czyt. mła) – „ja” po francusku.



Rozdział 8


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Wto 9:28, 24 Maj 2011, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Wto 13:25, 11 Sty 2011 Powrót do góry

Dzwoneczku, dzięki za komentarz do fretty, pamiętam, jak mi o niej opowiadałaś, ale chodziło mi o zdjęcie, bo mimo barwnego opisu, chciałam sobie to realnie zwizualizować, jakoś to jajko mi bardziej za omletem przemawia niż toritillami. Wink Nieważne!

Będę komentować tak, jak są ukazywane punkty widzenia, a więc do dzieła:

Bella

Nie pasuje mi taka Bella. Lubię ją, ale nie pasuje mi. Wolę taką odważniejszą i zaradniejszą niż w kanonie, wesołą. Ale biuściasta lady mi nie pasuje za grosz - dałabym jej inne imię i byłoby dobrze, myślę, że autorka za bardzo odeszła od orygianału, zostawiając Belli tylko imię i powiązania rodzinne.
Seth - trudno coś o nim powiedzieć, wolę wilki w wersji hetero, ale zdążyłam się oswoić z takim wizerunkiem Clearwatera dzięki Uwikłanym.

Edward

Kurczę, on ją kocha jak nic. To słodkie, a jednocześnie takie idylliczne, że niestety mało realne. Mnie ominęły te pierwsze śniadania we dwoje, bo rzadko z chłopakiem byliśmy sami podczas naszych początków. Coś tam się działo, ale nie to co tutaj! Ach pozazdrościć. Wink
Wyglądają mi na naprawdę fajną parkę, uzupełniają się poza seksem, a w łóżku dorównują sobie temperamentem!
Ciekawa jestem, co zburzy ten piękny obrazek, bo że będą przeciwności, to jestem prawie pewna.

Demetri

No właśnie, pojawiają się pierwsze sygnały przeciwności i antypatyczne uczucia w stronę Carlisle'a.
Dem jako fetyszysta stóp jest całkiem całkiem, choć ja nie lubię fetyszystów stóp. Wink Nie chciałabym, żeby ktoś wpychał sobie moje palce od nóg do buzi, a potem mnie całował. Wink
Heidi poszła w tango, a chyba miałaby chrapkę na Edka, niezła z niej laska.
No, ale ta cząstka zasiała ziarno niepewności.

Leah

Scena pod prysznicem jest rewelacyjna. Chwila beztroski i zabawy, a potem bardzo sensualne mycie głowy i ta chemia między nimi - jest naprawdę magiczna, jakby byli stworzeni dla siebie, przynajmniej cieleśnie.

Jake

Jake ostry, to mi się podoba. Fajnie wprowadzona retrospekcja i cóż, znów Leah nie odbiera, całkowicie się w tym Edwardzie zapomniała. Wink
Embry jako kobieciarz jest już mi znany, więc uśmiacham się serdecznie na takie jego zobrazowanie. Wink
No i ciekawe, czy coś między Jake'em i Bellą jeszcze będzie. Wprawdzie Wyznania dotyczą Lei, ale nie obraziłabym się na rozwinięcie jakiegoś pobocznego wątku. Wink

A, mam jedno pytanie: co to jest ten afgan, co go Embry na oczy naciąga? Laughing Koc jakiś??

Edward

Przeczytałam, że ten Q’waeti był też zwany Dokibattem (i takiego imienia ja użyłam u siebie jako wezwanie - wiesz w stylu boskiego: Na Jowisza; taka dygresja;))
A legenda była przepiękna, choć wiadomo, że nie wymyślona przez autorkę, za to świetnie wkomponowana i świetnie przetłumaczona, jak zresztą całość rozdziału i opowiadania. Wink
I pięknie wyglądał ich wspólny dzień, i ja osobiście liczę na szczęśliwe zakończenie ich historii, jeśli jest smutne, proszę o ostrzeżenie w odpowiednim momencie, wtedy przestanę czytać. Dość mam dramatów. Wink

Pięknie i czekam na więcej, oczywiście w swoim czasie.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Wto 20:38, 11 Sty 2011 Powrót do góry

Dzwoneczku,
Przypełzłam. I, jak Ci wczoraj pisałam, ten rozdział to częściowo moja bajka. Legenda opowiadana przez Leę była świetna. Pamiętam Twoje rozważania w olbojkach „jak nazwać po polsku dziada, który przemienił wilki w plemię Quiletów” i wybrnęłaś z tego tłumaczenia doskonale. Co do samej legendy to bardzo mi się spodobała. Osobiście jestem fanką wszelkich legend i podań przekazywanych z pokolenia na pokolenie. A ta historia ma i klimat, i wszelkie cechy by stać się świetną opowieścią, którą opowiadają starsi młodszym przy ognisku czy kominku. W dodatku została świetnie wpleciona w fabułę. Bo oto mamy główną bohaterkę – nowoczesną dziewczynę, zgrywającą twardą bitch, która nagle opowiada swojemu partnerowi taką historię. Ta Leah coraz bardziej do mnie przemawia. Nigdy nie sądziłam, że jest tylko owładniętą seksem, zamkniętą w sobie, odgrodzoną twardą skorupą od innych kobietą. Coraz ciekawsza jest jej postać, coraz bardziej złożona, niejednoznaczna i absolutnie interesująca. W tej chwili pod każdym względem.
Jeśli idzie o w końcu pojawiającą się Bellę, to też tu wietrzę jakiś podstęp. Seksbomba z niej może i jest w tym przypadku z wyglądu, ale niekoniecznie w głębi serca. Zaskoczyło mnie to wspomnienie Jake’a o tym ich pierwszym pocałunku. Czyżby???? Ośmielam się głośno myśleć, że autorka coś dla nich jeszcze planuje.
Seth o odmiennej orientacji seksualnej w zasadzie mnie nie zdziwił, mam podobnie jak Pernix, przyzwyczaiłam się do takiego Setha w Uwikłanych – Angie, więc nawet było to dla mnie wręcz naturalne.
A! Zapomniałabym dodać słów kilka o swoim ulubionym Volturi – Demetrim. Uśmiechnęłam się czytając w jaki sposób przedstawiła go autorka. Demetri jest wdzięczną i słabo wykorzystaną w ff-kach postacią, a ten w Conffesions zasługuje zdecydowanie na podwyższoną uwagę.
Dzwonuś, dzięki że tłumaczysz to opowiadanie i przekonałaś mnie – upartego jak muł koziorożca – do przeczytania. Im dalej w las, tym robi się coraz ciekawiej.
Kochana, na dziś już kończę, ale dodam że ten rozdział podziałał na mnie tak, że poczułam ciepełko w okolicy serca. Odnośnie tłumaczenia powiem po raz kolejny – jest doskonałe.
Baja


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Susan
Administrator



Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 5872
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 732 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:44, 11 Sty 2011 Powrót do góry

Hej, Dzwoneczku Smile
Nawet nie wiesz, jaką radość sprawiłaś mi tym betowaniem. Niby pracy zbyt dużo nie miałam, ale mogłam przeczytać sobie wcześniej i niezwykle mnie to ucieszyło. Dziękuję!
Co do treści. Mi w przeciwieństwie do Pernix, podoba się ta Bella i pasuje mi. Widziałam już różne jej wcielenia i może faktycznie mało w niej Belli, ale taka właśnie pasuje do tego opowiadania. Gdyby była trochę łagodniejsza i Bellowata, nie wpasowałaby się w tą historię. Przynajmniej takie jest moje zdanie.
Zastanawia mnie sprawa, która pojawiła się przy fragmencie z Demetrim. Ta rozmowa przez telefon o Edwardzie. Ciekawi mnie, co to będzie dalej i o co właściwie dokładniej chodzi. Tutaj jedna zgadzam się z Pernix co do stóp. Też bym nie chciała, by ktoś najpierw wsadzał sobie moje palce u stóp do ust, a potem mnie całował. Nie, nie. Podziękowałabym. Ale ta cała sprawa z Edwardem mnie zastanawia i liczę na dalsze informacje w przyszłych rozdziałach.
Fragment z Jacobem mi się spodobał bardzo. Zresztą ten z Sethem też. Wprowadziło to coś fajnego do tego opowiadania i czytało mi się z przyjemnością. Wspomnienia Jake'a o tych płomieniach i włosach sprawiły, że aż ciarki mnie przeszły, serio.

A propos afgana, Pernix Smile Afgan to koc lub szarfa zrobiona na drutach, złożona z wielu kolorowych prostokątów Smile

Co do wszystkich fragmentów z Leą i Edwardem - były cudowne. Bardzo podobały mi się opisy ich zbliżeń. Tym razem naprawdę czuło się, że poza doznaniami fizycznymi, występują też uczucia. Scena pod prysznicem też była świetna, to mycie włosów. Ach.
A końcowa opowieść Lei. Piękna. Strasznie mi się podobała. Trzy razy ją czytałam. Super legenda, naprawdę. I Lea ją fajnie opowiadała. Podobało mi się.

Bardzo fajny rozdział. Jak zwykle cudownie przetłumaczony. Dzięki, Dzwoneczku! :*


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Anahi
Dobry wampir



Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 2046
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 150 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: wlkp.

PostWysłany: Pią 14:48, 14 Sty 2011 Powrót do góry

Z lekkim spóźnieniem, ale dotarłam. Neostrada tp zdecydowanie mnie nie lubi :(
Bardzo ucieszyła mnie wiadomość o nowym rozdziale.

Bella, Bella, Bella. Hmm... jak do tej pory pojawiała się bardzo sporadycznie. Kilka rozmów telefonicznych z Leą i na tym koniec. W tym rozdziale mieliśmy możliwość przeczytania jednego fragmentu jako BPOV. Sama bohaterka zdobyła moją sympatię, mimo że tak niewiele o niej wiemy. Przede wszystkim, jest kompletnym przeciwieństwem ''naszej'' Belli i to na ogromny plus. Można się było domyślać, że najlepsza przyjaciółka Lei będzie osobą bardzo podobną do niej. Ciężko jest mi wyobrazić sobie Leelee (podoba mi się to zdrobnienie Wink), która przyjaźni się z Bellą Swan, którą dobrze znamy :D
Odnoszę wrażenie, że ta postać wniesie dość sporo do fabuły. Cieszę się, że w tym ff Bella została kiedyś ''połączona'' z Jacobem. Mam nadzieję, że kiedy Bella zamieszka z Leą, Jacob wkroczy do akcji. Nie chcę żadnego trójkąta w przyszłości, ani żadnej wojny pomiędzy dwiema tak dobrymi przyjaciółkami.

Związek (chyba można to tak nazwać?) Lei i Edwarda to już nie za bardzo tylko świetny seks bez zobowiązań. Uczucia Edka widać wyraźniej i spokojnie można powiedzieć, że facet wpadł po kolana. Jestem ciekawa reakcji obojga na tę nowinę :D

Demetri i firma Volt. Tajemnica, którą jest ta firma otoczona bardzo mnie intryguje. Btw, kolejny plus. Cieszę się, że autorka wprowadza właśnie takie wątki. Dzięki temu ten ff jest jeszcze lepszy, a na każdy chapik czeka się z niecierpliwością. Sceny łóżkowe głównej pary są świetne, ale każdy wie, że to nie wystarczy, by ff był dobry.

Co mnie zaskoczyło? Seth jako gej. Aż mi się zatęskniło do Jaspera & Edwarda Sad.

Świetna robota Dzwonku i Susan!


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
pampa
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lut 2010
Posty: 1916
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 57 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:26, 18 Sty 2011 Powrót do góry

Bardzo podoba mi się to, że między tą parą zaczyna się w końcu coś innego niż pieprzenie Wink
te wspólne posiłki, końcowa opowieść Leah są takie fajne, normalne. Wiem, że pewnie w drodze do ich szczęścia będzie milion trzysta perturbacji i szereg ludzi będzie chciał im przeszkodzić w tym (próbę już mieliśmy) ale liczę, że skończy się tak jak powinno Wink

Fajne jest również to, że zaczyna się rysować jakaś poważniejsza akcja vide Demetri i Volta. Ciekawe co oni tam szykują dla Edka

Bella... hm nie wiem, mimo BPOV nie mam o niej żadnego zdania. No może fajnie że nie jest nimfą bagienną Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 18:01, 22 Sty 2011 Powrót do góry

Ostatni rozdział pokazał, że ten tekst nie będzie tylko łóżkową bajeczką dla dużych dziewczynek - to mi się podoba. Zwłaszcza obecność Setha - pal pies jego orientację - byle był z sensem przestawiony. Bella za to odrobinę mnie przeraża, ale dam jej szansę, bo czemu nie? Zastanawiam się, czy dałoby się opisać Wyznania tak dobrze bez ich erotyki, czy przypadkiem wspominanie jej, podobnie jak w życiu, nie buduje napięcia, nie napędza czytelnika dalej. To jest dobre, a przy tym świetnie przetłumaczone. A legenda jest opowiedziana w sposób, który współgra z moim spojrzeniem na to, co powinny nieść ze sobą mity. Wyznania są po prostu dowodem na to, że pościelowe teksty zyskują na fabule, czyż nie? Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dzwoneczek
Moderator



Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2363
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 231 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 22:23, 15 Lut 2011 Powrót do góry

8. Oko cyklonu


beta: Susan :*



Edward


– Daj spokój – mówię, spacerując palcami wzdłuż jej kręgosłupa.
– Twoja matka jest katoliczką, zgadza się? – pyta Leah, wpatrując się we mnie jednym okiem. Nie przestając na mnie zezować, przekręca się na bok i mogę podziwiać jej pierś.
– Tak. – Obdarzam ją najwspanialszym uśmiechem, wodząc dłonią po jej ciepłej skórze. Opuszkiem kciuka muskam sutek, czerpiąc przyjemność z tego, jak twardnieje pod moim dotykiem.
– Odpowiedź nadal brzmi: nie – wzdycha, chwytając mnie za nadgarstek i przyciągając do siebie.
– A jak się zapatrujesz na obiad? – szepczę i delikatnie przytykam wargi do czubka jej nosa. – To twoja ostatnia szansa, by zobaczyć się z Emem i Rose, zanim wyjadą.
– Taa… Jakby tamten wieczór z oglądaniem meczu nie był wystarczająco krępujący – śmieje się i potrząsa głową. – Zobaczę się z nimi, jak wrócą. – Leah pochyla się i wsysa do ust moją dolną wargę.

Trzymam ją blisko, całując powoli, delektując się jej smakiem i czując ją w ramionach. Nie chcę, by to się skończyło, ale muszę iść. Esme nie powinna dłużej na mnie czekać. Wodzę palcami wzdłuż policzka Lei i rysuję linię od brody przez gardło, zatrzymując się przy obojczyku.

– Jesteś pewna? – mówię na wydechu, gdy nasze wargi ocierają się o siebie i przechodzi mnie dreszcz. – Mama pytała o ciebie – dodaję, używając jako ostatniej nadziei najlepszego argumentu, by przekonać ją do pójścia ze mną. Leah zawsze wydawała się mieć szczególnie bliską relację z Esme, ale gdy sztywnieje w moich objęciach, zdaję sobie sprawę, że się przeliczyłem.
– Powiedz Esme, że mam się dobrze – szepcze przy moich ustach, starając się odsunąć ode mnie.
– Leah – jęczę, przyciągając ja z powrotem. Żałuję, że to powiedziałem. Leah gładzi dłonią mój policzek i nasze spojrzenia się spotykają.
– Zadzwoń do mnie później – mówi z uśmiechem, ale nie wzbudza on mojego zaufania. Zdejmuję jej dłoń z policzka i przyciskam usta do jej warg. Mój niepokój rozwiewa się, gdy rozchylają się przede mną, a ona ciągnie mnie z powrotem na łóżko.

Esme

– Odpręż się, Esme, on niedługo tu będzie – mówi do mnie Carlisle, nalewając kolejną filiżankę kawy.
– Nie martwię się – odpowiadam, wykorzystując odbicie w drzwiczkach kuchenki mikrofalowej, by sprawdzić włosy. – Nie o spóźnienie.
– W takim razie czym się przejmujesz? – Pojawia się obok mnie, otaczając ciepłym ciałem.
– Jest ostatnio taki zamknięty w sobie – wzdycham, obracając twarz do policzka Carlisle’a i wdychając czysty, pikantny zapach jego wody kolońskiej.
– Daj mu czas – mówi ściszonym głosem, owijając ramiona wokół mojej talii. – Edward znajdzie wyjście.
– Wiem – szepczę przy jego ciepłych wargach, zanim ucisza mnie powolnym, gorącym pocałunkiem.
– Mamo! – Głos Edwarda odbija się echem po domu.
– Czas na mnie – mówię, obdarzając Carlisle’a szybkim całusem w policzek i pędzę w kierunku korytarza. – Och, sprawdź, czy pokój gościnny został opróżniony. Emmett podrzuci po południu Chewiego.
– Czekaj! Myślałem, że nie bierzemy psa! – krzyczy za mną, gdy biegnę przez korytarz, starając się nie wywrócić na obcasach.
– Chewie jest członkiem rodziny, nie spędzi ferii w schronisku! – odkrzykuję, dostrzegając Edwarda stojącego u wejścia do holu. Już dawno nie widziałam go nieogolonego. Wygląda jak mężczyzna, choć bardzo spóźniony, niechlujny i podenerwowany. Okulary słoneczne tkwią przekrzywione na zarumienionej, pokrytej zarostem twarzy. Jego włosy są potarganą, mokrą masą skręconych pasm, a krawat zwisa przerzucony wokół szyi, niezawiązany. Nie jestem pewna, czy spodnie i marynarka stanowią komplet.
– Esme! – słyszę za sobą wołanie Carlisle’a i przyśpieszam.
– Nie mam czasu na rozmowę, spóźnimy się – krzyczę przez ramię. – Idź, idź – mówię ściszonym głosem i macham ręką na mojego syna. Uśmiecha się i wybiega przez drzwi.

Leah

Edwarda nie ma od godziny. Normalnie na powrót bym zasnęła, ale odkąd wyszedł, gapię się w sufit.

Co się, do cholery, ze mną dzieje?

Zwlekam się z łóżka i idę do łazienki. Docieram do drzwi i przystaję. Coś jest nie tak. Przekręcam włącznik oświetlenia i mrugam w szybkim tempie, czekając, aż moje oczy się przystosują. Spoglądając na pokój, żałuję, że nie zostawiłam światła zgaszonego.

Edward Cullen ponownie w natarciu!

Wczoraj moje ciuchy były rozrzucone po całej podłodze sypialni, ale dzisiaj są poskładane w dwa schludne stosiki.
– Ja pierdolę – mamroczę, pochylając się, by podnieść karteczkę wieńczącą szczyt sterty.

Trochę posprzątałem. Nie byłem pewien, co jest brudne, a co czyste.

Gapię się na notatkę, a następnie przenoszę wzrok na stos i zgniatam papier w dłoni. Kopię w ubrania tak, że fruwają. Gdy są już rozproszone po podłodze, zaczynam się czuć trochę lepiej. Podrzucam w powietrze kulkę papieru, próbując trafić w nią nogą jak w zośkę i całkowicie chybiam.
Już mam zamiar udać się do łazienki, gdy spostrzegam na komodzie moją komórkę. Dociera do mnie, że od piątkowego wieczoru nikt do mnie nie zadzwonił ani nie dostałam żadnego SMS-a. To nie jest dla mnie normalne. Podchodzę, biorę telefon i natychmiast zauważam, że jest wyłączony.
– Sukinsyn – syczę, szybko go włączając. Zaczyna wydawać dźwięki, budząc się do życia w mojej dłoni. Mam kilkanaście nieodebranych połączeń, kupę nagranych wiadomości i zawrotną ilość SMS-ów. Większość z nich jest od Belli. Wzdycham i zaczynam przeglądać zawartość skrzynki.

Zadzwoń, zołzo!

Czy się zająknęłam?

Teraz pieprzę Hugh Jackmanna.

Wypchaj się!

Czy wspomniałam, że jesteś zdzirą?

Okropną, wstrętną zdzirą.


Śmieję się, wertując wiadomości w drodze do łazienki. Nagle komórka zaczyna dzwonić mi w ręce, a wyświetlacz pokazuje zdjęcie Setha. Waham się przez sekundę, po czym odbieram.
– Seth – mój głos się łamie.
– Hej, patrzcie, kto odebrał w końcu telefon – odzywa się Seth z sarkazmem, a ja zaciskam szczękę.
– Był wyłączony – cedzę przez zęby, opierając się plecami o blat.
– Jasne – wzdycha i zaczynam odczuwać znajome, wywołujące mdłości poczucie winy, które wywraca mój żołądek na drugą stronę. – Dzwonię tylko po to, żeby ci powiedzieć, żebyś odezwała się do Bells. Martwi się o ciebie.
– Wiem. Mam jakiś miliard wiadomości od niej – zrzędzę i zaczynam przygryzać paznokieć.
– Taa… No cóż, obiecałem, że przekażę wiadomość i przekazałem. – Ton jego głosu świadczy o tym, że jest wkurzony, a ja nie potrafię zrozumieć, dlaczego napełnia mnie to poczuciem winy. – Muszę lecieć.
– Seth, zaczekaj – mówię, czując, jak ściska mnie w gardle.
– Co? – brzmi z jeszcze większą irytacją.
– Wiem, że zachowywałam się jak ostatnia cipa – mówię, przymykając powieki. – Przepraszam, po prostu było mi… ciężko.
– Czy to ma coś wspólnego z tym gościem, Emmettem? – Głos Setha łagodnieje, a ja obejmuję się trzęsącymi rękami.
– Tak i nie – chrypię i chwytam się blatu, potrzebując wsparcia. Łzy zaczynają spływać po mojej twarzy i poddaję się, osuwając na podłogę.
– Porozmawiaj ze mną, siostrzyczko – szepcze Seth, a ja oddycham z trudem, kuląc się na posadzce łazienki.
– Nie potrafię – szlocham, potrząsając głową.
– W porządku. Nie musisz – brzmi jak mama, zawsze ją przypomina. Chcę mu powiedzieć, ale nie mogę mówić.
Seth miał dziesięć lat, gdy mama umarła. Nie ma żadnych wspomnień z nią związanych, ale są takie chwile, gdy coś mówi albo patrzy na mnie w określony sposób i wtedy znów ją widzę. Tak bardzo za nią tęsknię i żałuję, że nie mogę z nią porozmawiać o… wszystkim.
Chcę powiedzieć Sethowi o Emmecie, o Belli, a przede wszystkim o Edwardzie. Jestem tak bardzo zmęczona duszeniem tego wszystkiego w sobie i pragnę to z siebie wyrzucić, ale Seth to nie mama.
– Leelee, przyjedź do domu – jego głos jest taki kojący, że prawie się poddaję. Zaczynam rozmyślać o rezerwacie i ogarnia mnie całkowicie nowa, dławiąca fala emocji.
– Nie – wyrzucam z siebie. – Jeszcze nie teraz. Wkrótce.
– Okej – wzdycha, ale nie spiera się ze mną.
– Przepraszam – szepczę, ścierając łzy z policzków i pociągając nosem.
– Przeprosiny przyjęte – odpowiada. Wyczuwam w jego głosie uśmiech. – Ale nie zapomnij przywieźć mi czegoś odjazdowego z wielkiego miasta.
– Nie sądzę, żeby udało mi się upchnąć w walizce seksownego faceta – śmieję się.
– A myślałem, że mnie kochasz! – Seth znakomicie udaje mocno obrażonego.

Alice

– Myślałam, że mówiłeś, że jesteś gotowy – staram się brzmieć surowo. Jasper patrzy na mnie. Ma całe naręcze narzędzi, a struny leżą na stoliku do kawy. Przynajmniej tym razem pamiętał o tym, by podłożyć uprzednio kawałek tkaniny.
– Alice, skarbie – odpowiada z uśmieszkiem, gdy marszczę brwi – tylko wymieniam zerwaną strunę.
– Jasper, na twojej koszuli są małe niebieskie kurczaki – wzdycham, kiwając oskarżycielsko palcem w stronę jego dziwnego wdzianka, które wynalazł w supersamie. Naprawdę, kto kupuje ubrania w spożywczym?
– Dlatego właśnie ją lubię – w jego głosie słychać nutę prowokacji. To jest poniekąd słodkie.
– Ma również zatrzaski – jęczę, wspierając ręce na biodrach. – Nie powinieneś nosić koszuli zapinanej na zatrzaski co najmniej przed sześćdziesiątką – mówię takim samym tonem, jakiego on użył w stosunku do mnie.

Wpatruje się we mnie przez chwilę, następnie ostrożnie odkłada Marię, swoją gitarę, na kanapę. Spostrzegam, że z jednej z różyczek, które namalowałam na korpusie, odprysła częściowo farba. To ta śliwkowa purpura otaczająca szmaragdowe litery imienia. Jasper stwierdził, że to najlepszy prezent urodzinowy, jaki kiedykolwiek otrzymał.
Miał bardzo dziwną minę, gdy opowiedziałam mu jej historię, o tym jak to Maria była piękną wieśniaczką, która beznadziejnie zakochała się w młodym żołnierzu. Biedna dziewczyna straciła swą miłość na wojnie i rzuciła się do rzeki. Jej kochający ojciec był tak zrozpaczony, że zrobił z włosów córki struny, a wtedy gitara w magiczny sposób sama zaczęła grać. Śpiewała przepięknie smutne piosenki o miłości i cierpieniu, zupełnie jak Jasper.

Emmett i Edward wyśmiewają historie, które tworzę do moich malowideł. Chyba taka jest ludzka natura – znają mnie od zawsze i tak są do mnie przyzwyczajeni, że po prostu ignorują moje ekscentryczności. Jasper jest inny. Rozpłakał się, gdy opowiedziałam mu o Marii. Wpatrywałam się tylko, jak łzy spływają po jego policzkach i czułam się nieprawdopodobnie bezmyślna. Potem wziął mnie w ramiona i całował dotąd, aż moje nogi zamieniły się w galaretę. Ciągle mogę poczuć żar tamtego pocałunku, gdy spojrzę na tę gitarę lub na jego ręce.

– Alice – wypowiada moje imię, podchodząc, by stanąć przede mną.
– Co? – mówię moim pokazowym nadąsanym tonem, wydymając dolną wargę i opuszczając wzrok wzdłuż jego sylwetki.
Ma dopasowane dżinsy, uwypuklające ruch każdego mięśnia, gdy przenosi ciężar ciała z nogi na nogę. Jasper jest tak przedziwną kombinacją słodkości i męskości. Zna wszystkich moich ulubionych poetów i malarzy. Nawet czyta mi Jane Austen, gdy mam podły nastrój lub gdy jestem chora. Nie mam pojęcia, jakim cudem trafiłam na kogoś tak bardzo tolerancyjnego i wyrozumiałego, ale to nadal nie usprawiedliwia jego dziwacznego uwielbienia dla tandetnych koszul. W zeszłą niedzielę wyszedłby z naszego mieszkania w jaskrawo różowym polo w szare paski.

– Naprawdę chcesz, żebym włożył inną koszulę? – wzdycha, a ja podnoszę na niego wzrok. Przechodzi mnie dreszcz, gdy widzę wyraz jego oczu i wcale nie dlatego, że jest zimno.
– Po prostu… wyjęłam ci tę niebieską, która podkreśla kolor twoich oczu – mówię błagalnym tonem, czując się wyjątkowo podle.
– Okej – wzdycha i zaczyna rozpinać koszulę. Zatrzaski klikają, gdy materiał rozdziela się, odkrywając pod spodem biały, obcisły podkoszulek.
– Zaczekaj! – piszczę, pozbawiona tchu. – Chy… chyba dostrzegam zalety tych zatrzasków.

Edward

– Naprawdę przepraszam, Carlisle – mówi Rose cichym głosem, sprawiając wrażenie, że czuje się wyjątkowo niezręcznie. – Emmett zapewnił mnie, że nie macie nic przeciwko.
– Hej, mama powiedziała, że nie ma sprawy – odzywa się Emmett, wzruszając ramionami. – Zgadza się, koleżko? Babcia stwierdziła, że nie może się doczekać, by spędzić trochę czasu z Chew Chew. – Mój brat nie przestaje gruchać do mordy rottweilera Rosalie, skrobiąc niedbale palcami w krótkiej sierści zwierzęcia.
Chewbacca pochyla się ku dłoni Emmetta, język wypada mu z pyska. Skapują z niego spienione strumyki śliny, rozbryzgując się po całym perskim dywanie rodziców. Zazwyczaj ten pies sprawia wrażenie, jakby chciał zedrzeć komuś skórę z twarzy. Jednakże, gdy mój brat bełkocze do niego jak do dziecka, Chewie wygląda jak karykatura samego siebie.
Emmett i Rose chodzili ze sobą zaledwie od miesiąca, gdy Rosalie zadzwoniła do mnie w panice z komórki Ema, twierdząc, że pies go zaatakował. Gdy Carlisle i ja przyjechaliśmy, zastaliśmy poszkodowanego ze ścierką do naczyń okręconą taśmą klejącą wokół łydki. Wypił już ćwierć butelki whisky i przepraszająco tłumaczył, że on i Rose siłowali się. Najwyraźniej Rosalie głośno się śmiała i pies odniósł mylne wrażenie. Chciałem od razu uśpić psa, ale Emmett pomniejszył znaczenie tej sytuacji. Mój brat zawsze osłania swoją dziwną dziewczynę. Nie rozumiem, dlaczego w ogóle kobieta trzyma w domu tak groźne zwierzę.

– Powinnam z tobą porozmawiać osobiście – kontynuuje Rose, w oczywisty sposób ignorując Emmetta, a ja usilnie staram się zdusić uśmiech, widząc, jak się gimnastykuje.
– Nonsens – stwierdza Esme, wchodząc do pokoju z naręczem prezentów. – To zwykłe nieporozumienie. A gdzie jest twoja siostra? – pyta, ustawiając zapakowane ozdobnie paczuszki na stoliku do kawy.
– Zostawiłem obojgu wiadomość na komórce – odpowiadam, nie podnosząc wzroku znad kieliszka wina.
– Założę się, że ona i Jazz troszkę się… zdekoncentrowali – chichocze Em, poklepując bok Chewiego.
– Emmett – śmieje się Esme i trąca go żartobliwie w ramię, stawiając przed nim pudełko. – Żadnego zaglądania, dopóki tutaj nie dotrą.
Ulubionym elementem świąt jest dla Esme dawanie prezentów. Ponieważ Emmett i Rose spędzą święta w Wisconsin, mama zdecydowała się zrobić improwizację bożonarodzeniowej imprezy. Ja zwykle nie cierpię tej części, ale sprawia jej to radość, więc biorę kolejny łyk wina i mam nadzieję, że moja siostra wkrótce się pokaże.
Chewie nagle sztywnieje, warcząc nisko, gardłowo i wpatruje się w drzwi wejściowe. Te otwierają się raptownie i do przedsionka wskakuje Alice. Jej włosy są potargane, sukienka pognieciona, a Jasper uśmiecha się znacząco, zamykając drzwi.

– Jesteśmy – krzyczy Alice, zrzucając buty i ciskając kurtkę na podłogę. Wzdrygam się, gdy pies szarżuje na nią.
– CHEWIE! – wrzeszczy moja siostra, gdy zwalają się razem na podłogę w masie chichotu. Jasper macha do wszystkich. Wstaję z siedzenia i podchodzę do niego.
– Cześć, Jasper – mówię ze skinieniem głowy.
– Cześć, Ed – odpowiada, spoglądając na Chewiego i Alice, a jego uśmiech przechodzi w uśmieszek. – Niezły zarost.
– Trochę późno wstałem – mamroczę, z zażenowaniem pocierając ręką twarz.
– Czy poznam szczegóły? – szepcze, pochylając się i ściskając moje ramię. Staram się nie wzdrygnąć z bólu.
– Później – bąkam, usiłując wyglądać na zadowolonego z siebie.
– W porządku, Casanovo – chichocze cicho Jasper, kiwając głową i zerka ponownie na swoją dziewczynę.
– Wystarczy psiej śliny – skrzeczy Alice, po czym podnosi się w podskoku i kieruje do pokoju klubowego, a Chewie gramoli się za nią.
– Stój, pchlarzu – śmieje się Emmett, chwytając psa za obrożę i zmuszając go, by siadł.
– Tato! – krzyczy Alice, wskakując na kolana Carlisle’a.
– Księżniczko – stęka Carlisle pod wpływem zderzenia.
– Przepraszam, Jasper miał kłopoty z garderobą – mówi moja siostra, a ja zerkam na jej chłopaka, który ciągle uśmiecha się znacząco, wchodząc do pokoju. Siada na poręczy kanapy, tuż obok Emmetta.
– Mówiłem ci – stwierdza Emmett z szerokim uśmiechem i zarabia uderzenie w tył głowy od Rose.
– Mówiłeś komu, co? – pyta Alice, odrywając się od policzka Carlisle’a, który właśnie pocałowała.
– Że się spóźnicie – odpowiadam i wracam na moje miejsce na kanapie, obok Esme. Mama delikatnie poklepuje mnie po nodze i wstaje.
– To nie twoja wina – mówi i wyciąga ręce do Alice, by ją serdecznie uściskać. – Taka już się urodziłaś.
– Proszę, powiedz, że nie będziemy musieli słuchać o tym legendarnym dniu, w którym księżniczka Alice została wydalona na świat – biadoli Emmett i unika kolejnego zamachu ręki Rose.
– Ohyda Em, po prostu, fuj – mówi Alice, marszcząc brwi razem z Esme.
– Uważaj – wtrąca Jasper, uderzając Ema pięścią w ramię.
– Ej, kowboju – uśmiecha się szeroko Emmett, umykając po kanapie, gdy Jasper siada obok niego.
– Żadnych zapasów – mówię i obaj robią obrażoną minę.
– Zgadza się – dodaje Esme, uwalniając Alice i siadając koło mnie. – Okej, jest tak jak w wigilię Bożego Narodzenia. Każdy ma jeden prezent od osoby, która go wylosowała, więc sprawdzajcie, od kogo. A teraz otwórzmy je, zanim obiad będzie zimny.
– Prezenty! – krzyczy radośnie Alice i podskakuje, wpychając się na kanapę obok Rose.
– Tak! Dawać łupy – śmieje się Emmett i klaszcze w dłonie.
– Najpierw Rosalie – mówi Esme, pochylając się i wręczając Rose małą paczuszkę. – To od Carlisle’a i ode mnie.
– Naprawdę nie trzeba było – mamrocze Rosalie, biorąc czarne, aksamitne pudełko i ostrożnie je odpakowując. Gdy podważa wieczko, jej oczy otwierają się szerzej, a policzki robią się różowe. Pamiętam, jak Esme pokazała mi ten elegancki wisiorek z różowym diamentem i zapytała, czy sądzę, że spodoba się Rose. Odpowiedziałem, że Rosalie doceni każdy prezent. Niezależnie od naszych konfliktów, uważam, że jest pełna szacunku i uznania dla wszystkiego, co dla niej robią moi rodzice.
– Trafione! – huczy Alice i pochyla się, by uściskać Rose. – Pomóc ci to założyć?
– Tak – głos Rose brzmi gardłowo pod wpływem emocji. – Dziękuję. – Wpatruje się w pudełeczko, gdy moja siostra wyjmuje naszyjnik i go rozpina.
– Zasługujesz na niego, kochanie – odzywa się Emmett, całując policzek swojej dziewczyny i odgarnia jej włosy, by nie przeszkadzały Alice. Widzę, jak po twarzy Rose zaczynają spływać łzy. Esme w ciągu kilku sekund podnosi się z siedzenia.
– Rose, skarbie – mówi ściszonym głosem, pochylając się, by ją objąć. Szepcze coś, czego nie jestem w stanie dosłyszeć, a Carlisle wstaje, by do nich dołączyć.
– Tak właśnie jest! – wykrzykuje Emmtt z radością i nawet Jasper sięga długim ramieniem przez oparcie kanapy. Domyślam się, że poklepuje bark Rose, bo przysłaniają ją sylwetki moich rodziców.
Siedzę i czekam cierpliwie, biorąc kolejny łyk wina, aż ta chwila przeminie. W końcu Esme odrywa się i wraca na miejsce. Ma świeże łzy na policzkach, więc sięgam do kieszeni, by wyciągnąć dla niej chusteczkę.
– Dziękuję, kochanie – szepcze, biorąc ją i przytulając mnie. Odpowiadam uściskiem, obserwując, jak Carlisle ciągnie Rose z kanapy i bierze w objęcia. Widzę jej twarz pokrytą smugami łez, gdy przyciska policzek do jego szyi i przytakuje. Domyślam się, że coś do niej mówi. Spoglądam na mojego brata, który, przypatrując im się, ociera twarz wierzchem dłoni. Alice przeczołguje się nad jego kolanami, by trafić w oczekujące ramiona Jaspera. Jej drobne barki dygoczą, gdy wydaje z siebie głośne dźwięki, pociągając nosem.
– Okej, dosyć tego – mówi Esme, wyplątując się z moich ramion i odwracając ku reszcie rodziny. – Emmett, proszę, otwórz swój prezent.
– Tak jest! – Em wyciąga małe pudełko i czyta etykietkę. – A więc to od ciebie, tato. To chyba nie są skarpetki, za małe. – Chichocze, rozdzierając opakowanie jak wściekły pies. Otwiera pudełko i gapi się z niedowierzaniem na zawartość. Wydobywa zestaw kluczyków i spogląda na Carlisle’a, który wraca na swoje miejsce.
– Pokrywa się kurzem teraz, gdy mam Porsche. Pomyślałem, że czas się z nim pożegnać – mówi Carlisle ze wzruszeniem ramion. Emmett wstaje z kanapy i wyje, wyrzucając pięść w powietrze,
– Ojciec roku! – krzyczy, podzwaniając w kierunku każdego kluczykami do Karmann Ghii.
– Siadaj – śmieje się Esme, robiąc gest w kierunku Jaspera i Alice.
– Przeskoczyłam kolejkę, teraz Jazz – mówi moja siostra, wyciągając prezent i podsuwając mu go pod nos.
– Ojej, wiecie wszyscy, że nie przepadam za tego typu demonstracjami – odzywa się Jasper, potrząsając głowa.
– Szkoda – pociąga nosem Rose, ocierając twarz i obdarzając Jazza uśmiechem. – Ten wybraliśmy ja i Em, więc zagryź zęby.
– Cóż, panno Rose, chyba nie mam wyboru – śmieje się Jasper. Zawsze zadziwia mnie jego zdolność dogadywania się z każdym.
Otwiera pudełko i wyciąga mały kawałek papieru, wyglądając na skołowanego.
– To voucher Moto International. Skończą naprawę twojego El Dorado – tłumaczy Rose. Wcześniej Esme wyjaśniła mi, że porwali się na to, żeby wyremontować drugi motor Jazza. To stary włoski motocykl, który kupił na Craigslist. Powoli go naprawiał, gdy tylko miał czas i pieniądze na części.
– To zbyt wiele. – Jasper potrząsa głową i wpatruje się w kartkę.
– Oczywiście, że nie – mówi Alice, całując go w policzek i sięga, by chwycić swój prezent ze stolika. – Och, jestem ciekawa, co Edward mi kupił – chichocze, zdzierając papier. Gdy otwiera pudełko, jej szeroki uśmiech zmienia się w grymas.
– Jest puste – dąsa się, wysuwając dolną szczękę, a ja zaczynam się śmiać. – To nie jest fajne, Edward.
– Przykro mi, ale to twoja wina, że nawet nie zauważyłaś. – Nie przestaję się śmiać, wskazując na duże, oprawione malowidło nad gzymsem kominka. To jeden z jej najlepszych obrazów. Jest zatytułowany „Poranek w Madrycie”. To, czego brakuje nazwie, jeśli chodzi o kreatywność, samo dzieło rekompensuje z nawiązką swoim zachwycającym pięknem.
Alice namalowała go z pamięci, trzy miesiące po podróży do Hiszpanii. Byliśmy w naszym domku na plaży, w Ocean Shores i powiedziałem jej, że to niemożliwe, by zapamiętała cokolwiek z tej podróży, gdyż z pewnością spędziła każdą bezsenną chwilę, robiąc zakupy. Stwierdziłem tak, by ją podjudzić, zachęcić z powrotem do malowania. Przestała, gdy jeden z jej bezmyślnych nauczycieli orzekł, że brakuje jej skupienia, by mogła zostać prawdziwa artystką.
– Nie, nie zrobiłeś tego… – szepcze Alice, a oczy ma jak spodki. Tylko się uśmiecham i wskazuję na ścianę po przeciwnej stronie kominka. Obraz przedstawia niechlujnego muzyka ulicznego, trzymającego czule gitarę i uśmiechającego się spod długich do ramion blond włosów. Wiem, że ten też jest namalowany z pamięci, po pierwszym razie, gdy zabrałem ją do Pike Place Market*, żeby zobaczyła grającego Jaspera. Oprawiłem „Marię i jej żołnierza” w czarno-szarą ramę, z jedną z kostek gitarowych Jaspera umieszczoną na podkładce.
– Edward – głos Alice przypomina zduszony pisk. Moja siostra wchodzi na stolik do kawy i rzuca się na mnie. Zdążam jedynie usunąć z drogi kieliszek z winem, gdy ląduje na moich kolanach, swymi drobnymi ramionami miażdżąc mnie w zadziwiająco mocnym uścisku.
– „Dziękuję” by w zupełności wystarczyło – chichoczę, gdy całuje mój policzek.
– Dziękuję – szepcze, obdarzając mnie ostatnim całusem w czoło, po czym wraca biegiem do Jaspera.
– Twoja kolej, Ed – mówi Emmett z podejrzanym uśmiechem.
– No dobrze – wzdycham, odstawiając kieliszek i biorąc zapakowane w ozdobny papier pudełko, przeznaczone dla mnie. Na etykietce jest napisane, że to od Emmetta I Rose. Czuję ulgę, widząc, że prezent jest za mały na to, by być kolejną kopią „Poradnika seksu dla idiotów”. Ostrożnie odrywam taśmę klejącą ze spodu pudełka i usuwam papier.
– Planujesz użyć go powtórnie? – pyta Rose z zadowoloną z siebie, jak zawsze, miną.
– Dobra – syczę, rozrywając resztę opakowania i otwierając pudełko. W środku leżą dwa małe, niebieskie bilety. Wyciągam je i czytam: „Radiohead w Key Arena”.
– Podoba ci się? – pyta Emmett ze spojrzeniem pełnym nadziei, a ja kiwam głową, niepewny, co powiedzieć. – Dzięki Bogu! To był pomysł Rose.
– Tak. – Głos Rose jest spokojny, ale dostrzegam coś w jej bystrych, orzechowych oczach, co wywołuje mój niepokój. – Jestem przekonana, że znajdziesz kogoś, kto pójdzie z tobą.
– Na pewno – mamroczę i szybko kieruję wzrok na Emmetta, który ciągle szeroko się uśmiecha, – Dziękuję.
– Proszę bardzo – mówi, pochylając się, by lekko trącić mnie pięścią w ramię. – Za to na urodziny dostaniesz „Kamasutrę dla idiotów”.

Leah

– Coś długo to trwało. – Mój głos brzmi jęcząco i przeklinam się pod nosem za to, że wychodzę na tak zdesperowaną.
– Tak, obiad zajął trochę czasu. – Edward wzdycha głośno, a jego oddech dźwięczy intensywnie w słuchawce.
– Tak przypuszczałam – ziewam, starając się brzmieć nonszalancko i podnoszę nogę w górę, by obejrzeć drobną smugę śladów po ugryzieniach wzdłuż mojej łydki. – Jestem już w łóżku.
– Czekałaś na mój telefon? – Prawie słyszę uśmiech samozadowolenia w jego głosie.
– Nie – odpowiadam ostro i w przypływie frustracji kopię piętą w materac. Nie wierzę, że mi się to wymknęło.
Milczy przez kilka minut i zastanawiam się, czy się wkurzył.
– Powiedz, że za mną tęskniłaś – mówi niskim szeptem na wydechu i prawie ulegam, ale się reflektuję.
– Nie – mówię oschle, starając się brzmieć, jakbym była wkurzona, niezależnie od szerokiego uśmiechu na mojej twarzy.

Jestem pieprzoną idiotką.

– Leah – dźwięk jego głosu porusza jakąś strunę w mojej klatce piersiowej. W tle słyszę głuchy łoskot.
– Co to za hałas? – pytam, usiłując szybko zmienić temat, zanim wprawię się w jeszcze większe zażenowanie.
– Rozbieram się. Chwileczkę – jego głos jest stłumiony, a ja czuję dreszcz na myśl, że zdejmuje z siebie ubranie. – Już.
– A więc jesteś nagi? – pytam, wydając cichy pisk, który w ogóle nie brzmi jak ja.

Jak on mi to robi?

– Jeszcze nie – obniża głos chyba o oktawę i się śmieje. – Zdjąłem jedynie marynarkę i buty.
– O – odpowiadam, przygryzając dolną wargę, gdy on nadal się śmieje tym samym, niskim tonem.
Boże, zaledwie dźwięk jego śmiechu przyprawia mnie o dreszcze, jakbym była napaloną nastolatką. Unoszę kolana do klatki piersiowej i walczę z pragnieniem wydawania jęków.
– Jesteś naga? – szepcze Edward przez telefon, a ja praktycznie wyginam się w łuk, tak że omal nie spadam z tego pieprzonego łóżka.
– Może – szepczę w odpowiedzi i zwalczam w sobie chęć zachichotania. Przysięgam, ubywa mi punktów w ilorazie inteligencji wraz ze wzrostem napalenia.
– Powiedz mi! – warczy i nie potrafię powstrzymać jęku, który mi się wyrywa.
– Tak – odpowiadam, sycząc, rozciągając nogi wzdłuż łóżka i przekręcam się, by przycisnąć skroń do poduszki. Zapach mydła i czegoś pikantnego łaskocze mnie w nos. Zapach Edwarda. Wdycham go głęboko i jęczę.
– Wygląda na to, że zaczęłaś beze mnie – chichocze i czuję, jak moją twarz rozpala rumieniec.
– Niczego nie robię – wyrzucam z siebie, nagle zawstydzona.
– Szkoda – wzdycha ciężko – bo ja tak.
Jego ton jest lekki, ale implikacja tych słów jest wystarczająca do tego, by przeniknął mnie dreszcz, przyprawiając o skurcz i szarpnięcie biodrami.
– Cholera – stękam w poduszkę i słyszę przez telefon, jak Edward nabiera gwałtownie powietrza.
– Tak, właśnie tak – jego głos jest wymuszonym szeptem. – Dotykasz się?
Mój mózg jest w szoku. Czy to się naprawdę dzieje? Czy ja właśnie uprawiam seks telefoniczny z Edwardem?

O ku***, TAK!

– Teraz tak – wzdycham, przeciągając ręką po piersi i zaczynając lekko pociągać za sutek.
– To dobrze – robi wydech, a ja wyobrażam go sobie, jak pieści się dłonią owiniętą wokół penisa.
Kolejna fala przyjemności przepływa przez mnie, przyprawiając o zgrzytanie zębów.
– Dlaczego cię tu nie ma? – pytam niskim, dudniącym pomrukiem.
– Nie rozpraszaj się – syczy Edward, przez co mam ochotę na niego przeklinać. – Gdzie są twoje ręce?
– Jedna na telefonie – mówię, uśmiechając się szeroko jak małolata i przenoszę wolną rękę na drugą pierś. – Ta druga zabawia się cyckami.
– Przełącz na głośnik – brzmi z taką intensywnością, że to naprawdę na mnie działa. Moja dłoń drży, gdy przyciskam klawisz. Słyszę oddech Edwarda.
– Słyszysz mnie? – pytam, ustawiając telefon na poduszce obok mnie.
– Tak – brzmi jeszcze bardziej bez tchu. Pragnę go tak bardzo, że aż się trzęsę. – A teraz zostaw jedną dłoń na piersi, a drugą przesuń na brzuch.
Dygoczę, spełniając jego polecenia, zastanawiając się, dokąd udał się mój mózg. Dlaczego nie mam problemu z tym, że Edward mi rozkazuje? Dlaczego odbieram to jako coś niesamowicie podniecającego? Przykładam dłoń do brzucha i wyobrażam sobie, że to on. Nagle czuję, że w pokoju jest gorąco, a moja skóra staje się nadwrażliwa. Każde muśnięcie ręki sprawia, że marzę, by sobie ulżyć.
– Leah – woła mnie głos Edwarda z poduszki i moje usta otwierają się lekko, pragnąc jego warg.
– Tak – sapię, ryjąc paznokciem linię na moim brzuchu.
– Przesuń rękę dalej – mówi z napięciem, niemal z bólem. – Dotknij się.
Zagryzam wargę, przemieszczając trzęsącą się dłoń między moje rozchylone nogi. Gładzę palcami wzdłuż płatków.
– Cholera – wykrztuszam, czując, jaka jestem mokra.
– Co? – brzmi tak zatroskany, że się uśmiecham i walczę, by się nie roześmiać.
– Jestem po prostu zajebiście mokra – dyszę, gdy moje palce rozprowadzają wilgoć kolistymi, drażniącymi ruchami po łechtaczce.
– ku***! – jęczy Edward przez telefon. Przegrywam walkę i śmieję się cicho. Podryguję i mój palec ociera się o najwrażliwszy punkt.
– O ja pierdolę! – wrzeszczę. Palący żar rozlewa się po moim ciele, przybliżając mnie do finału i przyprawiając o dreszcze napięcia.
– Doszłaś? – Edward brzmi prawie, jakby miał nadzieję.
– Nie, ku***! – złorzeczę i uderzam pięścią w materac, tuż obok biodra.
– Słyszę rozczarowanie – śmieje się przez słuchawkę.
– Bo tak jest! – mój głos brzmi marudząco. Wracam palcami do drażnienia się.
– Czy mogę coś zrobić, by pomóc? – głos Edwarda przybiera ponownie ten niski ton i zamykam oczy, by przypomnieć sobie wyraz twarzy, który ma, gdy brzmi w ten sposób.
– Myślę, że już to robisz – wzdycham, przesuwając piętą po materacu. Rozchylam wewnętrzne wargi, pozwalając chłodnemu powietrzu dotrzeć do nowych, nieeksponowanych rejonów mojej kobiecości.
– Gdybym wystarczająco pomagał, już byś miała orgazm. – Odrobinę dyszy i podoba mi się to.
– To przyjedź tu i pieprz mnie – warczę, po czym zaczynam się drażnić, wodząc po krawędzi wejścia.
– ku*** – stęka Edward, a dźwięk ten sprawia, że wciągam raptownie powietrze i czuję, jak zacieśniam się wokół mojego palca. – Nie sądzę, że mógłbym bezpiecznie prowadzić samochód w tym stanie.
– No i gdzie się podziewa rycerz-wybawca? – usiłuję brzmieć sarkastycznie, ale zahaczam paznokciem o wewnętrzną wargę i to sprawia, że przez moją miednicę przenika impuls i nabieram powietrza z wrażenia.
– Dzierży w dłoni swego twardego jak skała fiuta – jego głos się łamie, a ja zaciskam się, wsuwając w swoje wnętrze palec.
– Powiedz mi więcej – jęczę, gdy mój palec pieprzy mnie, będąc kiepską namiastką penisa Edwarda.
– O tym, jak rozpaczliwie chciałbym teraz być w tobie? – jego głos brzmi głośniej, odbijając się echem w mojej głowie, a moja ci**a ściska w odpowiedzi palec.
– Nie tak bardzo, jak ja chciałabym, żebyś mnie teraz pieprzył do utraty zmysłów – mówię, uśmiechając się i wsuwam do środka drugi palec. To ciągle nie to samo. Chcę więcej. Chcę jego.
– Czy to konkurs? – Jego śmiech przerywa gardłowy jęk. – Albo wyścig?
– Jeśli tak, to założę się, że wygram – odpowiadam, poruszając dłonią szybciej.
– Przyjęte. – Zadowolony z siebie ton Edwarda tylko wzmaga łaskoczącą przyjemność, która pali moją pochwę. – Gdzie są twoje ręce?
– Pieprzą mnie – sapię i wychylam biodra w górę, próbując uzyskać lepszy kąt. Słyszę, jak Edward bierze gwałtowny wdech i zsuwam wolną dłoń niżej, by zakreślać kółka na mojej łechtaczce. – A gdzie są twoje?
– Pocierają mojego fiuta tak mocno, że zaraz się chyba zapali. – Edward brzmi, jakby dostał hiperwentylacji. – Masz rozłożone nogi?
– Tak – udaje mi się powiedzieć, gdy usiłuję dźwignąć się w górę, ale nogi za bardzo mi się trzęsą. – Mam w środku dwa palce, ale nie potrafię uzyskać takiego samego pieprzonego kąta, który udaje się tobie.
– Spróbuj podłożyć poduszki pod dolną część pleców – dyszy.
– Och – wyrywa mi się, po czym chwytam dwie poduszki i wpycham je sobie pod plecy.
– Szkoda, że nie mogę poczuć na sobie twoich pięknych warg – wzdycha Edward, a ja opanowuję chęć polizania telefonu.
– Włóż kciuk do ust – udaje mi się wycharczeć, gdy wykrzywiam biodra i wsuwam palce głębiej, niż mogłabym sobie wyobrazić.
– Czy to jakiś rodzaj perwersji? – Jego poważny ton i wahanie w głosie wywołują mój śmiech.
– Staram się tobie pomóc – jęczę, czując skurcze ciała wokół palców, a moja łechtaczka zaczyna mieć podrażnienia od tarcia. – W jakim stopniu twoja główka jest odsłonięta? – pytam, starając się znaleźć dobry rytm.
Wyobrażam go sobie, jak siedzi po drugiej stronie łóżka, ze swoim ogromnym członkiem w dłoni, przesuwając napiętą do białości na knykciach pięścią w górę i w dół.
– Jest w połowie odkryta – odpowiada. Zauważam, że jego głos rwie się rytmicznie wraz z oddechem.
– Poliż kciuk, niech będzie wilgotny i przyjemny – pouczam go, wyobrażając sobie, jak podąża za moją radą. – A teraz pocieraj nim dookoła główki.
– Okej – odpowiada. Zatrzymuję się na chwilę, czekając na jego reakcję. – O mój Boże! – Głos Edwarda ryczy ze słuchawki dokładnie wtedy, gdy wsuwam w siebie palce.
– Doszedłeś? – pytam, przesuwając biodra i ponawiając pocieranie łechtaczki.
– Nie, ale jestem blisko – brzmi, jakby biegł w maratonie i w pewnym sensie tak jest. – A jak z tobą?
Już mam mu powiedzieć, że choć trik z poduszkami jest fajny, to za bardzo nie działa, kiedy przychodzi mi do głowy, żeby zrobić coś z palcami. Zaginam je jak w geście „chodź no tutaj” i czuję, że opuszka ociera się o coś miękkiego.
– Cholera! – wrzeszczę, gdy poraża mnie przyjemność. – Dotarliśmy do złota!
– Chyba tak – śmieje się i słyszę to samo urywanie w rytmie jego oddechów.
Domyślam się, że to pewnie rytm, w jakim porusza się jego ręka i szybko staram się do niego dostosować.
– Nie zwalniaj, jestem blisko – sapię i krztuszę się, nie przerywając działań.
– Jestem z tobą – jego głos jest napiętym szeptem. – Szkoda, że nie mogę cię zobaczyć.
– Chciałabym, żebyś tu był – wzdycham, a moje ciało dygocze i zaczynam czuć zaciskanie wokół palców.
– Leah – wymawia moje imię na drżącym wydechu, co zbliża mnie jeszcze bardziej do spełnienia.
– Edward – jęczę w odpowiedzi i słyszę jego ciężki oddech. – Dojdź dla mnie – szepczę do telefonu, unosząc biodra i znów muskając tamten punkt.
– ku*** – dyszy Edward. – Docho… – Stłumiony krzyk dobiega moich uszu, sprawiając, że sztywnieję, po czym dreszcz wprawia moje ciało w drżenie, gdy wyobrażam sobie twarz Edwarda podczas szczytowania.
– ku*** JEBANA MAĆ – wrzeszczę, wpychając w siebie palce, gdy orgazm wstrząsa mną z taką siłą, że prawie mdleję.

Edward

– Nadal tam jesteś? – pytam, starając się złapać oddech.
– Raczej to, co ze mnie zostało – odpowiada Leah ze śmiechem, pozbawiona tchu. – Chyba jestem sparaliżowana od pasa w dół. Nie czuję nóg.
– Doskonale cię rozumiem – mój głos się trzęsie i czuję się oszołomiony.
– A teraz pozostaje mi zwinąć się w kłębek samej na tym wielkim łóżku – wzdycha ciężko, a ja zaczynam rozważać w duchu wszystkie za i przeciw pojechaniu do niej.
– Wiem, jak się czujesz – ziewam, przypominając sobie, jak bardzo padnięty jestem z powodu braku snu i godzę się z tym, że spróbuję zobaczyć się z nią jutro.
Alec ma rano wizytę u lekarza. Muszę też nadrobić mnóstwo zaległości w pracy, jako że w weekend wziąłem sobie wolne od schroniska.
– To w takim razie dobranoc? – brzmi taka rozczarowana.
– Na tę chwilę, tak – szepczę i żałuję, że nie przekonałem jej, by przyjechała tutaj, ale nie czuję się na siłach, by się z nią spierać. – Zobaczymy się jutro.
– Naprawdę? – pyta, a jej głos brzmi wyżej niż zazwyczaj. Nic na to nie poradzę, że uśmiecham się, słysząc jej ekscytację.
– Tak, a teraz idź spać – staram się pomimo śmiechu zabrzmieć stanowczo. – Śnij o mnie.
– Mmm… Będę śniła o twoim wielkim fiucie – mówi wolno na wydechu.
– Dobranoc, Leah – śmieję się do telefonu.
– Branoc, Edward – ziewa, a ja waham się przez sekundę, chcąc powiedzieć coś jeszcze, ale nie bardzo wiem co.
– Pa – mówię nieprzekonująco i rozłączam się.

Spoglądam w dół, na siebie i czuję trochę mnie odrzuca to, jak jestem upaćkany. Rzucam telefon na łóżko i zaczynam zdejmować ubranie. Nie robiłem czegoś takiego, odkąd skończyłem szkołę średnią. Chichoczę sam z siebie, odkładając brudne ciuchy do kosza. Idę nagi do łazienki, wdzięczny, że zdecydowałem się zrobić ogrzewaną podłogę. Odkręcam kurek prysznica i wpatruję się w wannę z Jacuzzi. Wyobrażam sobie, jak dużo miałbym w niej przestrzeni, pieprząc Leę.
Sprawdzam temperaturę wody i wchodzę pod tusz. Zamykam oczy, gdy strumień chłoszcze i parzy moją skórę. Mój umysł wypełnia się wizją twarzy Lei dochodzącej pod prysznicem.

– Edward, nie przestawaj – sapnęła i wpiła się paznokciami w moje barki. Jęknąłem, nie przerywając wsuwania w nią języka, gdy zadrżała nade mną.

– ku*** – stękam i zaczynam się onanizować. Nie wiem, dlaczego po prostu do niej nie pojechałem. Nawet gdy jej tu nie ma, nie potrafię uciec przed Leą. I chyba nie chcę już dłużej próbować.


* Pike Place Market – publiczny targ, będący miejscem widokowym na Zatokę Elliotta w Seattle. Rynek otwarty został 17 sierpnia 1907 roku. Jest to jedno z najpopularniejszych miejsc w Seattle, położone w centrum miasta i zajmujące 9 akrów powierzchni.


Rozdział 9


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dzwoneczek dnia Wto 9:30, 24 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin