FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Uwikłani [Z +18] 02.06.2010 22/22 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 22:20, 24 Kwi 2010 Powrót do góry

Nie wierzę w żadnego boga, choć ich istnienia nie wykluczam. Także Potwór z makaronu też odpada. Wink

Cytat:
Trochę sprzeczne to pierwsze zdanie z pozostałymi. Ale może dlatego, że to Leah tak myśli… Bardzo bym chciała kiedyś przeczytać, czym tak naprawdę jest dla ciebie wpojenie. Oczywiście – niejako czytam o tym w opowiadaniu, ale… z chęcią bym przeczytała, gdybyś kiedyś napisała coś tak „od siebie” na ten temat.


Na koniec Uwikłanych, dobrze? Wszystkie takie pytania zostaną poruszone i mam nadzieję, że kogoś to naprawdę zainteresuje.

Pernix, nakarmiłaś mi wenę, dziewczyno, a ja nawet nie mam siły więcej napisać w odpowiedzi, wybacz. Mam 40 000 znaków do napisania przez niedzielę, więc... W tygodniu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dilena
Administrator



Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 158 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:46, 29 Kwi 2010 Powrót do góry

Pisałam w notatniku, a nie Wordzie, sory za spacje jakby co.

Cześć, Angie :*
Mówiłam już to Pernix, chcę się ogarnąć ze wszystkimi ff, które czytam i skomentować je przed Diamentowymi Piórami, ktore coś mi się wydaje w tym roku zdominujesz Wink I słusznie.

X

W Lei coś pękło. No i wcale się nie dziwię. Cholera, zawsze jak czytam Uwikłanych jestem strasznie nabuzowana. Na Jacoba. Wykreowałas go na świetną postać, tylko emocjonuję się tym, że nie zostaje dłużej przy swojej przyjaciółce, kiedy ona przeżywa podobne rozczarowania. Z drugiej strony wiem, że w pojenie jest silne, wiem. Ależ jaka ona groźna, Embry się wystraszył Laughing

Uwaga, temat homo, skończył się być dla mnie tabu, więc... Nie znam żadnego geja i zastanawiam się, naprawdę mnie to ciekawi, czy słowa Embryego poparłaś jakimiś znajomościami czy jest to czystko lietracka fikcja. Podobało mi się to, że oprócz Setha Call szanuje także siebie, to jest ważne.
Moment, w którym serwujesz nam krótką pogawędkę chłopaków jest po prostu uroczy. Inaczej tego nazawać nie umiem. Ślicznie to opisałaś :)
Natomiast jest mi trochę przykro, że Quil wstydzi się orientacji brata - a może to bardziej strach przed ty co luzie powiedzą, a wtedy go skrzywdzą?
O scenie spod pryszniców nie powiem, bo nie podoba mi się, wiesz z jakich względów, nie literakich, oczywiście.

Sytuacja z Sue coraz bardziej się komplikuje, choć możnaby pozornie powiedzieć, że wszystko wróciło do normy... Niestety nie. Chciałabym móc ją zrozumieć jako matkę - dzieci jeszcze nie mam, ale sądzę, że powinna chcieć szczęścia Lei. Pozowolic emocjom i lękowi uciec na bok. Mam nadzieję, ż tak się stanie.
Za to Harry i woda kolońska - epickie.

XI

O! Edward! O! Bella! Fajnie Wink
Cieszę się, że Leah choć próbowała Samowi wpieprzyć, naprawdę. Szacun dla niej.
Wogóle tak bardzo zaczynam się wczuwać w Twoją Leę, że już widzę, że będę miała problem z głosowaniem na bohaterów, bo kilku godnych Diamentowego Pióra już spotkałam... Rolling Eyes Dziewczyna jest po prostu świetna. To znaczy, na pewno nieszczęśliwa, ale silna. Może sama przestała tak o sobie myśleć, ale ja w nią wierzę. I w to, że w środku jest naprawde wrażliwą osóbką też.
Żal mi tego, że musiała tak wiele znosić na czelem z wielkim Samem i plotkami, które rzeczywiście skurwysyństwem są.

Nawet zaczynają mi sie podobać te gejowskie sceny. Ale to nie znaczy, że... A nieważne Wink Choć Seth chyba naprawdę mógł być na to za młody. Jeden plus, że przynajmniej w ciąże nie zajdzie.
Strasznie rozbawił mnie fakt, że Quil nie mógł nawet spokojnie pooglądać piersi w telewziji, bo wpojenie zaraz dawało się we znaki. Za to dla brata mógłby być milszy, przecież miał czas na zaakceptowanie tego wszystkiego. Nie podoba mi się taka postawa, a dodatkowo wzruszyłam się, gdy biedny Seth miał koszmary.

XII

Muszę przyznać, że wstawki z piosnek w języku angielskim, tak dobrane, bardzo pobudzają moją wyobraźnię.
A jednak Nessie nie jest tutaj tą złą, prawda? Cieszę się. Bardzo lubię tę postać, choć wiem, że wielu jej nie znosi. No cóż. Edward taktowny jak zwykle - z jednej strony dojrzały ojciec, wydaje się bardziej radzi sobie z rolą rodzica niż Bella, a z drugiej strony przyjaciel piętnastoltniego wilkołaka, ciekawie. Apropo Setha, chłopak ma wątpliwości, tak? Dla mnie bomba Laughing
Jest to zrozumiałe i naturalne, mając te 15 człowiek nie może być do końca świadomy swojej seksualności, nie ma szans. Embry to zdecydowanie postać pod tym względem dojrzalsza, a przy okzaji i odpowiedzialna.

Cytat:
- I zostawię cię w lesie, Seth'cie Clearwater. Samego. I spróbuj choćby zająknąć się na temat zmiany w wilka, to skończysz z kolczatką na szyi - zagroził.


Bardzo przyjemne zdanie, wniosło dużo emocji do rozdziału. Nie jestem przekonana tylko czy na pewno Seth'cie. Niestety, nie umiem znaleźć reguły na to imię. Jedyne co to angielskie Helmut, kończące się też na te, w wołaczu jest Helmucie.

Wracając do zachwiań Setha. Nie dość, że sam nie wiedział co ma o sobie myślec, to jeszcze zobaczył razem dwoje jakoś mniej i więcej bliskich mu osób i to odmiennych płci. Miał prawo się chłopak schlac, szczerze powiedziawszy Wink Dobra, jestem przed ostatnim akapitem i powiem Ci, że wbudzasz we mnie ogromne napięcie. Przejęłam się związkiem chłopców z La Push, tak.
Piękny zwrot akcji. Brawo.

XIII

Strasznie to wszystko smutne, ale prawdziwe. To znaczy, widać było, że z Sue jest coś nie w porządku, można się było spodziewać, że w końcu wybuchnie. Dobrze, że Charlie pomyślała o Cullenach. Wiedziałam, że Edward i Carlisle na pewno zrobią coś w tej sprawie. Na pewno doktor Cullen miał wielu znojomych wybitnych lekarzy, jak się okazuje również w Europie.
Bardzo martwiłam się o Setha i dzięku Bogu odnalazł się. Żal mi Lei, choć czuję, że mimo tego wszystkiego co na nią spadło i przygniotło, staje się paradoksalnie coraz silniejsza.
List od Blacka ścisnął moje serce.


Podzielę tę wypowiedź na dwie, żeby się nie stała zbyt nużąca :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dilena dnia Czw 12:50, 29 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 21:06, 01 Maj 2010 Powrót do góry

UWIKŁANI

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

W proszku

I want a lover I don't have to love,
I want a boy who's so drunk he doesn't talk.
Where's the kid with the chemicals?
I got a hunger and I can't seem to get full.
I need some meaning I can memorize.
The kind I have always seems to slip my mind.

But you, but you...

You write such pretty words,
But life's no storybook.
Love's an excuse to get hurt.
And to hurt.
Do you like to hurt?
I do, I do.
Then hurt me,
Then hurt me,
Then hurt me...

Bright Eyes - Lover I Don't Have To Love


2009, Wiosna

Sue schowała suche kubki do szafki i odwróciła się w kierunku drzwi - wyraźnie słyszała charakterystyczny dźwięk silnika policyjnego samochodu. Radiowóz został z wprawą zaparkowany na podjeździe. Charlie wysiadł z auta, poprawiając służbową kurtkę - Indianka pomachała mu przez okno i sięgnęła po czajnik, żeby nastawić wodę na kawę. Mężczyzna wkroczył po chwili do kuchni i uśmiechnął się do przyjaciółki.
- Witaj. Jak dzień? - zapytał, ściągając buty. Postawił je na przeznaczonym do tego grubym ręczniku, po czym powiesił kurtkę na oparciu krzesła. Kobieta skrzywiła się z niesmakiem, ale postawiła na stole talerzyki i miskę z sałatką.
- Witaj, witaj. Trochę boli mnie głowa, ale poza tym wszystko w normie.
- Bella do mnie zadzwoniła - oznajmił nagle, sięgając po sztućce.
- To chyba dobrze, prawda? - Sue wiedziała, że sytuacja rodziny Swanów nie jest prosta. Komendant nigdy w pełni nie zaakceptował ścieżki, na jaką zdecydowała się jego jedyna córka i naprawdę trudno było mu się dziwić. Nawet zmiennokształtność dzieci związana z tradycją i wierzeniami przodków potrafiła... zabić. Zadrżała na wspomnienie o mężu, przez moment obawiając się ataku, ale zanim jej umysł zdołał zapaść się w niespójne obrazy pełne strachu, kobieta poczuła muśnięcie palców na swoim ramieniu i usłyszała pytanie wypowiedziane niskim, spokojnym głosem.
- Wszystko w porządku?
- Nie do końca - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Terapeuta zmienił mi leki i te nowe... - urwała.
- Źle się na nich czujesz? - dociekał, głaszcząc jej dłoń. Czajnik zabulgotał i pstryknął, co oznaczało, że woda się zagotowała, ale żadne z nich nie wstało. Napoje mogły poczekać. - Nie działają? - dopytywał.
- Nie, nie. - Pokręciła głową. - Są słabsze, ale... Po prostu muszę się przyzwyczaić - stwierdziła.
- Dasz mi znać, jeśli coś będzie nie tak?
- Oczywiście. Setha nie ma teraz całymi dniami w domu. Bez przerwy się uczy albo jest na kursach - westchnęła. - Ale proszę, powiedz o Belli, co u niej? - dodała.
- Wszystko bez zmian. Właściwie nie powinienem się dziwić, ale nadal nie umiem tego ogarnąć. - Wstał, by przygotować kawę i Sue uśmiechnęła się przepraszająco. Czasami naprawdę trudno było jej skupić się na kilku czynnościach. - A skoro już jesteśmy przy córkach, co u Lei? Nadal dzwoni trzy razy w tygodniu?
Sue westchnęła, wygładzając pogniecione spodnie.
- Wiesz, że tak. Jest wyjątkowo nieustępliwa, jeśli chodzi o kontrolowanie mnie, ale chyba nie mogę się dziwić. - Sapnęła i oparła czoło na dłoniach.
Swan postawił dwa kubki ze zbożową kawą na stole, usiadł i spokojnie powiedział:
- Źle to interpretujesz. Ona ci ufa. Po prostu się o ciebie troszczy. O was oboje.
- Tak sądzisz? - Postukała łyżeczką o blat.
- Owszem. - Siorbnął ciepły napój i sięgnął po sałatkę.

Bella zapukała do drzwi, czekając na odpowiedź. Miała całą wieczność i Black doskonale o tym wiedział.
- Wejdź - mruknął. Wślizgnęła się do pomieszczenia i popatrzyła ze zmartwieniem na przyjaciela. Siedział na podłodze, plecami opierając się o łóżko. Znów na bosaka, w starych szortach, wciąż pachnący lasem i mokrą ziemią.
- Co jest nie tak? - zapytała. - Tylko nie mów, że wszystko, bo to dziecinne - uprzedziła. Nie chciała mu się zbytnio narzucać, więc przycupnęła na krześle, które stało w rogu pokoju. Indianin wbił wzrok w podłogę, jakby między deskami kryła się dobra odpowiedź. - Jake. Do cholery! Co się dzieje? - Wiedziała, że musi być uparta.
- Tęsknię - szepnął. - Za domem, za rezerwatem, sforą, całym zamieszaniem... Za przyjaciółmi - dodał, uprzednio przełknąwszy głośno ślinę.
- Za Leą, prawda? - Bella nie urodziła się wczoraj. Przez moment sądziła, że po tej uwadze rozpęta się kłótnia, ale Jacob skinął tylko niepewnie głową.
- Za nią też, ale naprawdę nie chodzi tylko o to. Wiesz, że wpojenie nie pozwala mi... - westchnął - na wiele normalnych rzeczy.
- Wysoka cena za życie mojej córki - podsumowała cicho. Wstydziła się tego. Nie rozumiała czemu, ale właśnie tę emocję odczuwała. Przemożny, niepohamowany wstyd, który zaciskał się na jej gardle. Kiedy Edward odszedł, Jake był przy niej. Narobiła chłopakowi i sobie niepotrzebnych nadziei, a gdy wszystko zaczęło się układać, zaszła w ciążę i urodziła półwampirzycę, niemal ginąc w podczas porodu. Nie żałowała tego - o nie! Macierzyństwo było radosnym bólem, strachem pełnym dumy i gorzką słodyczą. Kiedy dowiedziała się o wpojeniu, prawie zabiła Indianina - mogła to zrobić w trosce o dobro swojej córki i tylko z tego powodu, ale szybko zrozumiała, że Ness dopisało szczęście. Wszystko jednak ma swoją cenę i najwyraźniej to niemal bajkowo urocze rozwiązanie również.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? - spytała.
- Nie. Wszystko już i tak się stało. Nikt tego nie powstrzyma - odparł, zagłębiając się we własne myśli.
- Czy ty w ogóle jesteś szczęśliwy, Jake?
- Nie mam wyboru, Bells - odpowiedział jakby za szybko. Zmieniał się wraz z dorastaniem Renesmee i nie potrafił nad tym zapanować. Niczego istotnego już nie kontrolował.
- Chciałabym móc to zrozumieć i jakoś ci... wam - poprawiła się - pomóc.
- Pobiegaj ze mną - rzucił bez zastanowienia, wstając. Wyszedł na taras, pewny, że wampirzyca podąży za nim. Nie pomylił się, wciąż próbowała odkupić swoją winę, chociaż już dawno jej wybaczył.

Quil przestępował z nogi na nogę. To, co musiał zrobić, napawało go wstrętem, ale było nieuniknione. Seth wyjeżdżał na studia, Leah podpisała kolejną umowę z parkiem, Embry przepadł, a Jacob bardziej udawał alfę, niż faktycznie przewodził. Jednak polecenie rodziców niemal zwaliło chłopaka z nóg. Nie znosił Sama - uważał typa za bufona, któremu przerośnięte ego przysłaniało wszystko. Pokorniał tylko w obecności żony, ale wydawało się to kolejną świetnie zagraną rolą. Idealny dowódca, wspaniały mąż, wyrozumiały ojciec. Brakowało tylko pomnika i ołtarzy, bo część plemienia już postrzegała go jako boga. Według Quila bezpodstawnie - Uley był synem jakiegoś kompletnego nieudacznika, właściwie nic nie różniło jego i Embry'ego, ale najwyraźniej ludzie tego nie dostrzegali. Upokorzenie, jakiego doświadczał nastolatek, czekając na odpowiedź, wydawało się sprawiedliwą konsekwencją tego, jak potraktował swojego brata.
- Cieszę się, że podjąłeś dobrą decyzję. - Słowa ociekały fałszem. - Witaj z powrotem w stadzie, przyjacielu. - Kłamstwa: kolejne i następne, słuchał ich, skręcając się z obrzydzenia. Musiał zapanować nad emocjami do przemiany. Znów wracały czasy dzielenia się każdą myślą z ludźmi, o których nie chciał nawet wiedzieć. Mógł się tylko łudzić, że kiedyś znajdzie swoje miejsce w tym całym bajzlu.

To było takie niezwykłe - prawie magiczne. Głos Lei, kiedy zadzwoniła o świcie, wydawał się emanować sprzecznymi emocjami. Musiał być przy niej. Zerwał się z łóżka, zostawiając je w kompletnym nieładzie. Wyszedł z domu w rekordowym tempie, machnąwszy ręką na krajobraz jak po bitwie, który zastanie po powrocie. Alan biegł korytarzem, po drodze rozpinając kurtkę i ściągając czapkę. Jego kroki dudniły w wąskim przejściu, ale nie zwracał na to uwagi. Zwolnił parę metrów przed pełnymi drzwiami z jasnego drewna i spróbował uspokoić oddech. Dotknął klamki i westchnął cicho, wreszcie otwierając drzwi. Przywitał go uśmiech Indianki i ciche piski. Dziewczyna siedziała na podłodze, oparta plecami o ścianę naprzeciwko wejścia. Ubrana w ciemne dżinsy, kolorowe skarpetki i bluzę Alana ściskała w dłoni butelkę z mlekiem. Na jej udach leżały dwa małe szczeniaki - jeden z nich unosił łepek, usiłując dosięgnąć smoczek. Kolejne dwa wilczki spały w drewnianym kojcu na słomie.
- Niesamowite - szepnął.
- Zamknij drzwi i podaj mi ręcznik - odpowiedziała, skupiając uwagę na głodnym maluchu.
- Myślałem, że będą starsze - stwierdził i podszedł do szafki z akcesoriami. Leah zrobiła w tym pomieszczeniu porządek i odtąd wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Podał jej niewielką szmatkę i kucnął obok. Wytarła nią pyszczek samczyka i stwierdziła:
- Możesz pomasować brzuszek tego żarłoka. - Podała mężczyźnie ziewającą puchatą kulkę i przeciągnęła się powoli. Alan delikatnie chwycił szczenię i korzystając z nawilżonych w ciepłej wodzie wacików rozpoczął konieczną toaletę.
- Myślisz, że mają szansę? - spytał po chwili.
- Chcą żyć. To bardzo dużo. - Zamknęła oczy i zacisnęła dłonie w pięści. - Niestety w ten sposób skazujemy je na niewolę...
Wiedział, że ma rację. Czuł winę i żal, zmieszane z radością - kochał te maluchy jeszcze zanim je zobaczył. Kiedy pierwszy raz dotknął palcami miękkiej sierści, nie było dla niego ratunku.
- Sądzisz, że policja złapie kłusowników? - zapytał, starając się wyprzeć z umysłu widok oskórowanej wilczycy.
- Jestem pewna, że spotka ich zasłużona kara - warknęła i odłożyła drobną suczkę do kojca, układając ją między rodzeństwem. Głos Lei brzmiał tak gardłowo, że z ledwością zrozumiał słowa. Czasami kojarzyła mu się z ledwo oswojonym dzikim zwierzęciem, które dla kaprysu toleruje obecność ludzi w swoim otoczeniu.

Szara wilczyca biegła lekko po śniegu. Zapach był wyraźny i unosił się w powietrzu, nie pozostawiając wątpliwości. Leah szczeknęła cicho, unosząc ogon do góry. Wiedziała, że smak ludzkiej krwi na języku zniży ją do poziomu ludzi, których właśnie tropiła, ale wciąż mogła zadrwić z ich słabości. Pokazać kreaturom czym jest strach, sprowadzając kłusowników do roli słabej i bezwolnej zwierzyny skazanej na rzeź. Instynktownie napięła mięśnie grzbietu i zawyła z podekscytowania. Igrała na granicy zasad. Starannie zacierała swoje ślady - tak, by opowieści o szarej waderze wielkości niedźwiedzia nigdy nie wydały się niczym więcej, jak tylko próbą wymknięcia się wymiarowi sprawiedliwości. W końcu puściła się biegiem, z nastroszoną sierścią i niezłomnym duchem, pazurami orząc miękką ziemię.

Odebrała połączenie po drugim sygnale. Wiedziała, że to Alan, jeszcze zanim spojrzała na wyświetlacz.
- Leah, nie uwierzysz - krzyknął. - Mamy ich!
- Kogo? - spytała cicho.
- Tych skurwysynów... - urwał. - Wybacz, kłusowników.
- Tak po prostu? - Z trudem panowała nad swoim głosem. Miała wrażenie, że wystarczy chwila, żeby wszystko mu wyjawiła.
- To dłuższa historia i zdecydowanie nie umiem jej opowiedzieć przez telefon. Gdzie teraz jesteś? Mogę przyjechać? - W głosie mężczyzny pobrzmiewał entuzjazm i ekscytacja. Leah rozejrzała się po okolicy. Była dość daleko od domu, ale przy odrobinie wysiłku dałaby radę dotrzeć do miasteczka w około godzinę.
- Wybrałam się na spacer, ale jeśli wpadniesz o pierwszej, przywitam cię z kubkiem kawy i dobrym lunchem - odparła, prawie nie mijając się z prawdą.
- Świetnie, do zobaczenia. - Mogła się założyć, że właśnie minimalnie zmarszczył czoło. Znała go już tak dobrze. Czasami bała się bliskości, jaka się między nimi nawiązała, ale nie potrafiła uciec przed tymi emocjami.
- Do zobaczenia - szepnęła, kończąc rozmowę. Schowała komórkę do kieszeni i ruszyła biegiem.

Okrążała mężczyzn, powarkując i szczerząc zęby w ich stronę. Byli bladzi i przerażeni. Tacy jak oni odważni są jedynie wobec słabszego przeciwnika. Chciała, by zapamiętali tę lekcję. Naparła na kłusowników barkiem, popychając obu w śnieg. Zaczęli mamrotać modlitwy, ale zagłuszyła je ponaglającym szczeknięciem. Starszy i grubszy przestępca pierwszy zrozumiał, że powinien wstać i iść przed siebie. Niemal pisnęła, gdy młodszy bez zastanowienia zaczął robić to samo. Szli posłusznie jak owce prowadzone na rzeź, a Leah krążyła wokół nich, powarkując, kiedy tylko zbaczali ze ścieżki. Była pewna, że oddadzą się w ręce pierwszego napotkanego patrolu straży leśnej, błagając o zabranie jak najdalej od dzikiej przyrody.

Embry, kompletnie wycieńczony za długim dniem, opadł na kanapę. Nie przejmował się zbytnio tym, że gniecie eleganckie spodnie i koszulę; zresztą ta ostatnia i tak nadawała się już do prania. Usłyszał ciche stuknięcie, po czym Pijawka wskoczyła mu na brzuch i mrucząc, zwinęła się w kłębek. Prychnął pod nosem i pogłaskał ją po głowie. Łypnęła na niego żółtymi ślepiami, po czym zamiauczała żałośnie.
- Moja mała dama jest głodna? - zapytał, a kotka natychmiast pobiegła do kuchni. Była interesowna i egoistyczna, ale owinęła go sobie kompletnie wokół koniuszka postrzępionego, prawego ucha. Call nie narzekał - przynajmniej miał się do kogo przytulić i nie czuł się już tak źle, mówiąc do siebie. W dni takie jak dzisiejszy, kiedy praca wysysała z niego wszystkie siły, najmocniej tęsknił za Sethem i najgorsza była świadomość, że wystarczy przebiec te dwieście pięćdziesiąt kilometrów, żeby znów zobaczyć chłopaka, poczuć jego zapach...

Embry wciąż zadręczał się wspomnieniami. Czasami wyzywał swoje odbicie w lustrze od kompletnych głupców. Uciekł bez słowa, podkulając ogon. Nie dał szansy ani nastolatkowi, ani ich związkowi. Podburzony napięta sytuacją rodzinną, zaszczuty koniecznością ciągłego kontrolowania najdrobniejszych gestów i pojedynczych słów, rzucił się na oślep przed siebie, zrywając ostatecznie więź z plemieniem. To była jedna z niewielu nieprzemyślanych rzeczy, na którą zdecydował się w swoim życiu. Po niej przyszły następne.

Dwie cienkie kreski białego proszku, które wciągnął przez nos, niepewny czy narkotyk w ogóle na niego zadziała.

Litry alkoholu, które pił w każdy piątek wieczorem i w nocy z soboty na niedzielę. Szybko zrozumiał, że musi mieszać mocne trunki ze sobą, żeby uzyskać pożądany efekt zamroczenia.

Przygodny seks bez uczuć i zobowiązań, którego zawsze się brzydził, pozwolił mu upodlić się tak dalece, że nawet nie patrzył już ludziom w oczy.


Ocknął się tuż po Walentynkach, których celebrację prawie przypłacił życiem. W klubie otarł się o niego młody chłopak - pachniał jak Seth. A może tylko mu się wydawało? Nie wiedział. Prawie nic nie pamiętał od tamtego momentu. Czuł, że przemiana jest blisko, ale nie był w stanie stwierdzić, co ją powstrzymało. Coś jednak musiało, ponieważ ocknął się w swoim mieszkaniu, wciąż ubrany w ciuchy, które starannie wybrał przed wyjściem. Cuchnął gorzej niż wyrzygana i ponownie zjedzona rozgotowana owcza nerka - nawet Pijawka trzymała się od niego na odległość. Niemal się wtedy rozpłakał, ale ostatecznie ubrania wylądowały w pralce, on pod prysznicem, a kot na poduszce, czekając na niego w łóżku. Ella nie skomentowała ani jego upadku, ani wzlotu, jakby uznając, że nie ma do tego prawa. Embry miał jednak wrażenie, że twarz kobiety złagodniała, a w oczach pojawiła się ulga. Wmawiał sobie, że dość dobrze ukrywa swoje wyskoki, ale matki najwyraźniej nie umiał oszukać. Zresztą tak samo jak złamanego serca. Nie mógł jednak wrócić, krzyknąć "Przepraszam!" i liczyć, że zostanie mu przebaczone. Wolał cierpieć i łudzić się, że daje młodemu kochankowi szansę na normalne, poukładane życie.

Seth wytężał umysł podczas ostatnich tygodni szkoły. Jadł w biegu, nie oglądał telewizji, nawet las odwiedzał rzadko i tylko na chwilę. Wciąż odczuwał stres, aż w końcu uświadomił sobie, że sam jest jego źródłem. Od tego momentu wolny czas skrupulatnie dzielił między przygotowania na studia, spotkania z Jenn i pisanie do Edwarda. Przyjaciel już tyle razy kończył liceum, że miał niejedną dobrą radę, która uspokajała skołatane nerwy chłopaka. Niemal codziennie, wyłączając budzik, Indianin rozważał ukrycie się w szafie z kocem, książką i kubkiem kakao. Jedyną dostrzegalną zaletą permanentnego zamieszania był absolutny brak sił na roztrząsanie przeszłości i zawiedzionych uczuć. Starał się cieszyć tym, co ma - doceniał każdy drobiazg. Sukces Lei dodał mu skrzydeł, poprawiający się stan Sue pozwolił mu odetchnąć, a obecność Jenn rozświetlała szare i nijakie wiosenne dni.

Edward z niecierpliwością oczekiwał na maila od Setha. Kiedy komputer zasygnalizował piknięciem nadejście poczty, niemal jednym skokiem pokonał cały pokój i natychmiast zaczął czytać, nie kłopocząc się siadaniem.

Szanowny Panie Edwardzie!

Z przykrością komunikujemy, iż Pana najlepszy, najwspanialszy i niepowtarzalny przyjaciel jest kompletnym wrakiem emocjonalnym i odczuwa potrzebę robienia głupich rzeczy, czemu najwyraźniej daje wyraz w tej wiadomości.

Nie wytrzymuję już - czekam na wakacje i odpoczynek. Czasami śnię o spadaniu, innym razem się duszę i nie mogę złapać oddechu. Wiem, że to tylko moja podświadomość, ale ciągnę ostatkiem sił. Marzę o spokoju, zapachu lasu i sam wiesz o czym, bo przecież mnie znasz.

Oszukiwałem się, że nie tęsknię za E. Prawie udało mi się w to uwierzyć. Prawie to tylko 99% ściągniętego pliku, a mój kabel sieciowy został najwyraźniej odłączony. Jenn jest słodka i cudowna, ale to nie to samo. Lubię ją, szanuję, mogę się z nią śmiać i płakać, cudownie pachnie, ale... Ed, czy to już zawsze będzie właśnie tak? Nie wiem czy powinienem z nią o wszystkim porozmawiać - znasz zasady i ja też o nich pamiętam, ale wciąż odnoszę wrażenie, że ją okłamuję. Byłem z nią najbliżej jak tylko można, a jednak to się rozmywa z upływem czasu. Wspomnienia są zbyt żywe, zbyt silne - co ja najlepszego narobiłem? Czy jestem złym człowiekiem?

Rozbity Seth


Opadł na krzesło i zastygł w bezruchu. Musiał przemyśleć to, co napisze. Odruchowo poprawił kołnierzyk grafitowej koszuli, po czym przeczesał włosy palcami. Opuścił obie ręce na klawiaturę i zaczął miarowo stukać w klawisze.

Przyjacielu!

Wiem, że nie jest Ci łatwo i dlatego ponawiam swoją propozycję - przyjedź do nas na wakacje, choćby na kilka dni. Zadzwonię do Twojej mamy i obiecam jej cokolwiek tylko zechce, żeby się z Tobą zobaczyć. Komunikator internetowy, maile ani nawet telefon nie zastąpią rozmowy na żywo. Wiesz o tym.

Nie uważam Cię za złą osobę - przeciwnie. W Twoim wieku zauroczenia są zupełnie normalne i ciesz się "zwykłością", doceniaj ją i pielęgnuj w sobie. Jeśli czujesz, że emocje mijają, związek się wypala, porozmawiaj o tym z Jenn. Nie zmuszaj siebie do niczego, czego naprawdę nie chcesz. Nie walcz na siłę o to uczucie - znienawidzisz siebie i ją, a przecież obaj zdajemy sobie sprawę, że ryzykujesz. To egoistyczne, ale chciałbym Cię teraz przytulić - tylko się nie krzyw i tak wiem, co sobie pomyślałeś.

Zadzwoń do mnie, jeśli chcesz. Wysłucham Cię, podyskutujemy o błędach w "Buncie Lykanów", pożartujemy i na deser omówimy wrażenia z "Watchmen. Strażnicy".

Edward


Seth wiedział, że ani rozmowa z Jenn, ani z matką na temat wyjazdu do wampirów nie będzie prosta, ale zepchnął zmartwienia na bok, sięgnąwszy po telefon. Posiadanie przyjaciela, który nie potrzebował snu miało swoje zalety, kiedy potrzebowało się porozmawiać o czymkolwiek w środku nocy. I nawet jeśli w chłopaku tlił się ból, nie mógł powstrzymać dreszczy na wspomnienie Jenn siedzącej na nim, kiedy odchylał się do tyłu nad krawędzią łóżka. To była tylko ich chwila - pełna smaku, zapachu i podniecenia.


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 22:25, 01 Maj 2010 Powrót do góry

Och jej wreszcie! Angels nawet nie wiesz jak ogromnie czekałam na kolejny rozdział. Moja wena komentatorska i chęć czytania czegokolwiek na forum jakoś podupada ostatnimi czasy, ale takie cudowne opowiadanie trzeba nagrodzić opinią.
Po pierwsze chciałam się z Tobą podzielić faktem, że podczas oczekiwania na kolejny rozdział postanowiłam odwrócić swoją uwagę i przeczytać sobie jeszcze raz Blemish. Aż mi się łezka w oku zakręciła, wielokrotnie w zasadzie. To zawsze było moje ulubione ff o związku homoseksualnym, ale teraz muszę jednak przyznać, że Uwikłani zajmują miejsce tuż obok. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek czekała na któreś z opowiadań z taką niecierpliwością, i w końcu po sprawdzaniu Twojej szuflady przeciętnie 2 razy dziennie się doczekałam.
Bardzo podobała mi się subtelna rozmowa Sue i Charliego. Przedstawiasz ich relację w delikatny sposób. Obie te postacie budują wspaniałe tło dla głównych wątków. Charlie, który dba i przejmuje się zdrowiem przyjaciółki jest niezwykle ujmujący, a Sue, która nie do końca wygrała jeszcze z chorobą wzbudza moje współczucie.
Natomiast wyrzuty sumienia Belli wydają mi się w pełni uzasadnione. Nie dość, że sama tyle czasu zwodziła przyjaciela, to teraz musi patrzeć jak cierpi przez jej córkę, a najgorsze jest to, że Jake nie ma wyboru. Sama jakoś nigdy nie umiałam dostrzec dobrych stron wpojenia i podejście, które przedstawiasz w swoim ff, całkowicie do mnie trafia. Jacob musiał wszystko porzucić dla Nessie, i najgorsze jest to, że nie miał wyjścia.
Zaskoczyła mnie bardzo decyzja Quila, z każdym kolejnym rozdziałem coraz mniej przepadam za tym bohaterem. Już brak tolerancji, jaki wykazał, sprawił, że nieco ostrzej zaczęłam na niego patrzeć, jednak po takiej decyzji zdecydowanie, stracił resztki mojej sympatii.
Ogromnie mi się podobało przedstawienie Lei w tym rozdziale. Z jednej strony widać, że stara się żyć normalnie, jak zwykły człowiek. Można dostrzec, że przychodzi jej to z trudem, jak powiedział Alan, nie do końca radzi sobie z uczuciami, które się w niej kłębią. W sumie nie ma się jej co dziwić, boi się obdarzyć kogoś uczuciem, po tym jak się tyle razy zawiodła. Jednak z drugiej strony fenomenalnie ukazałaś jej wilczą naturę, dziką, nieokiełznaną. Poza tym zaczarowałaś mnie opisami w lesie, przez chwilę czułam jakbym widziała dokładnie bieg wilczycy.
Bardzo mnie martwi to w co wplątałaś Embry'ego, tego bohatera ogromnie lubię i mi bardzo smutno, gdy muszę czytać o jego przejściach. Mam nadzieję, że szykujesz dla niego, jednak szczęśliwe zakończenie.
Na sam deser zostawiłaś mi to co lubię najbardziej maile Setha i Edwarda. Naprawdę mistrzowsko przedstawiasz ich relację. Bardzo podoba mi się sposób w jaki przedstawiasz tu Edwarda. Natomiast Seth jest w okropnej sytuacji. Ile razy próbowałam leczyć nadłamane serce nowymi miłostkami to zawsze się źle kończyło. W wypadku Clearwatera, nie może być inaczej, go jak można kogoś pokochać, skoro w sercu ciągle tkwi ktoś inny?
Widzisz co ze mną robisz Angels? Wprowadzam mnie w skrajny zachwyt nad Twoimi umiejętnościami, piszesz tak pięknym stylem, że emocje, które tworzysz trafiają wprost do mojego serduszka. Uwielbiam czytać Uwikłanych, pogrążać się na chwilę w Twojej historii i zapominać o wszystkim innym. Jestem pewna, że niejeden raz będę powracać do tej historii, bo podoba mi się tutaj wszystko: bohaterowie, Twój styl i oczywiście sam pomysł. I najwspanialsze jest to, że nie mam pojęcia co zaserwujesz nam na zakończenie. Z jednej strony rozpatrzyłam już po dwa scenariusze dla każdego bohatera, ale tworzysz rozdziały tak skrupulatnie, że nie sposób przewidzieć co będzie później.
Mam nadzieję, że choć odrobinę podkarmiłam Twojego wena i okaże się bardzo hojny, tak, żebyśmy nie musieli długo czekać na kolejny rozdział ^^
Pozdrawiam
niobe


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Suhak
Zasłużony



Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: lubelskie

PostWysłany: Pon 18:52, 03 Maj 2010 Powrót do góry

Pod moją nieobecność wstawiłaś rozdział, wezmę się za niego jak znajdę chwilkę, a póki co wstawiam mój komentarz do rozdziałów 11-17:
Wiem, że zawaliłam. Po takim kiślu, jakiego dostarczyłam Ci pod dziesiątym rozdziałem, powinnam mieć chociaż na tyle honoru, by regularnie czytać, ale cóż, jak widać nie wyszło. Na swoje usprawiedliwienie mam jakieś tam lekcje do roboty, naukę, lenistwo…, ale teraz nadrabiam zaległości pod każdym fan Fickiem i oto jestem.
Jestem aktualnie na majówce na działce nad jeziorem Piaseczno, nie mylić z Piasecznem pod Warszawą, nie, wieś Piaseczno to taka mała wioska w Lubelskiem z kilkoma jeziorkami w okolicy. Dziabią mnie komary, ogień sobie strzela w kominku, zespół Dynamo Moskwa właśnie wygrał ze Skrą Bełchatów, mój pies lata po działce na wpół ogolony, a ja przeczytałam na jednym wydechu 39 stron Uwikłanych. Nie mam Internetu, więc wkleję komentarz możliwie najszybciej po powrocie. Tymczasem do rzeczy.
Z jednej strony wstyd mi, że się tak zapuściłam z Twoim tekstem, ale z drugiej strony – miałam tyle do czytania… Gdybym musiała urywać co parę stron, pewnie powyrywałabym sobie włosy z głowy z nerwów, a w ten sposób poczułam się niemalże, jakbym czytała książkę. Myślę, że to wręcz idealne porównanie, bo gdyby nie zbieżności z Twilightowym fandomem, można by to traktować jako powieść; Uwikłani mają wszystko, czego potrzeba wciągającemu opowiadaniu. Napisałam Ci kiedyś, że ten Fan Fick jest doskonałym przykładem czegoś zapierającego dech w piersiach – podtrzymuję moje słowa.
Pokazujesz nam zwyczajne życie w La Push. Ludzkie dramaty, problemy, rozterki. Przypomniałam sobie Twoje słowa kiedyś, chyba w grudniu, kiedy rozmawiałyśmy o Twoich bohaterach – „No bo oni są tacy w sobie uwikłani…”. To prawda. Postacie, które tu widzimy, są tak zaplątane we własnych kłopotach, chociaż nie tylko własnych, że aż i nam mąci się w głowach. Potrafisz nas zainteresować mimo wszystkich zawiłości w sercach Lei, Embry’ego, Setha i innych. Czarujesz czytelników słownictwem, fabułą, płynnością stylu, charakterami bohaterów. Robisz to wręcz mistrzowsko.
Postać, którą lubię najbardziej w Uwikłanych, to niewątpliwie Seth, chociaż mam co do niego parę zastrzeżeń. Jest sympatycznym, ciepłym łobuzem, który jednak widocznie dorasta. To niezwykle zabawna osobowość pełna wewnętrznych sprzeczności. Dziwi mnie w nim jednak jedna rzecz i to właśnie ona wydaje mi się być nieco nienaturalna: jego pociąg do seksu… Mam te swoje piętnaście, prawie szesnaście lat i obserwuję moich kolegów i wiem jedno – o ile o seksie gadają niezdrowo dużo, to nie jest to tak, że jak tylko mają dziewczynę, to zaraz męczą ją przy każdej możliwej okazji o stosunek. No, oczywiście jest paru takich, ale zazwyczaj normalni chłopcy „na poziomie”, tacy jak Seth (chociaż i on ma czasami szczeniackie zachowania, ale w tym wypadku „na poziomie” oznacza kogoś, kto nie jest ani zboczeńcem ani chamem ani kompletnym debilem), nie nalegają i nie ciągnie ich do tej sfery AŻ TAK mocno. Mam brata dokładnie w wieku Setha i o podobnym charakterze, ale nie wyobrażam sobie, by tak naciskał na seks (być może dlatego, że to mój brat, ale cii). Na dodatek nasz kochany Cleartawer jest gejem, więc tym bardziej powinien mieć wątpliwości. W telewizji mówią, że gimnazjaliści i gimnazjalistki robią „to” gdzie popadnie i dają na lewo i prawo, ale to albo margines społeczny, albo ja po prostu kręcę się w jakimś dziwnym towarzystwie… No, ale nieważne. Może to tylko takie moje zastrzeżenia. Pomijając jednak ten aspekt, Seth jest przeboską postacią.
Embry za to jest dziwny. Chyba go nie lubię. Ma te swoje dziewiętnaście lat, ale momentami zachowuje się jak siedemdziesięcioletni weteran wojenny. Skwaśniały, zgorzkniały, niezadowolony… Tak przynajmniej go widzę. Mentalny emeryt. Denerwuje mnie też to, że tak bardzo ukrywa się ze swoim homoseksualizmem… Głupio wstydzić się samego siebie. Jestem nawet w stanie zrozumieć, że woli się ukrywać „póki co”, ale żeby na całe życie? To głupota. Bezsens. Na miejscu Setha poczułabym się oszukana i nieszczęśliwa i rzuciłabym takiego partnera w cholerę… W ogóle nie podoba mi się ta para: Clearwater z Callem. Znaczy się nie chodzi o to, że źle ich przedstawiasz czy co, ale zwyczajnie denerwuje mnie to, jak Embry rani biednego chłopca swoim egoizmem. Och, tak, nie podoba mi się jego postać i wcale nie żal mi, że szlaja się teraz gdzieś po barach, rzygając w kiblach i dając na lewo i prawo. Nie interesuje mnie, dlaczego się przeprowadził. Ale może to i lepiej? Jenn wydaje się być sympatyczna. W każdym razie żadne traumy z przeszłości nie sprawią, że pomyślę: hej, to tylko taka skorupa, na pewno w środku jest inny, daj mu szansę. Po prostu go nie lubię.
Pora na Edwarda. (Leah zostawię sobie na koniec). Napisałam Ci w poprzednim komentarzu, że próbujesz z niego zrobić faceta „do lubienia”, a wychodzi Ci to jak parodia. Nie zmieniłam zdania za bardzo, owszem, on wciąż brzmi jak swoja własna parodia, ale cóż, nawet Edward szmejerowski jest swoją własną parodią, więc nic dziwnego. Ale mogę dodać, że go polubiłam. Cieszę się, że nie wprowadzasz tu jatek na linii Edward-Jacob. Jestem Ci za to ogromnie wdzięczna, bo już przejadły mi się te wieczne porównywania. Edek jest tutaj sympatyczną, nieco zabawną w swojej doskonałości postacią, wprowadzającą sporo ciepła do Uwikłanych. Cieszę się, że jest dla Setha kimś w rodzaju „cioci dobrej rady”.
Jacoba mi za to cholernie żal. Podoba mi się to, jak przedstawiasz wpojenie – jako coś brutalnego i bolesnego, bez wszechobecnego lukru, tak jak chciała nam wcisnąć pani Meyer. Nigdy nie podobał mi się pairing Jacob-Renia i ku mojemu zadowoleniu, coraz więcej osób także go unika. Ale tutaj jeszcze dochodzi ten wątek cierpienia i to jest wręcz straszne… tak bardzo chciałabym, by Leah i Jacob byli ze sobą, pasują do siebie idealnie, ale w Uwikłanych są niczym bohaterowie melodramatu – dwójka zakochanych ludzi, a na ich drodze oczywiście stoi przeszkoda, w tym wypadku wpojenie. Na nieszczęście, melodramaty nigdy nie mają szczęśliwego zakończenia i coś czuję, że i tu tak będzie. Wielki bek rozpaczy czuję już w kościach.
Kolej na Sue. Kiedy doszłam do momentu, w którym dostaje tego ataku, byłam w szoku. W życiu nie przyszłoby mi do głowy coś takiego… Straszne, naprawdę straszne. Polubiłam Twoją panią Clearwater i naprawdę nie spodziewałam się, że zgotujesz jej taki los. Spodobała mi się jako taka kochana matka-Polka, bez pukania wchodząca do pokoju syna i rozsuwająca żaluzje. Z całym jej wścibstwem jest po prostu słodka. Zastanawia mnie, jak poprowadzisz jej wątek dalej, ale liczę, że nie skończy się on jakoś bardzo tragicznie.
Charlie jest także niezwykle ciepłą postacią. Jeśli mam być szczera, to chciałam właśnie napisać, że strasznie podobają mi się jego relacje z Sue, ale zaraz sobie przypomniałam, że w Uwikłanych ich raczej niewiele, że znowu pomyliłam Twój tekst z Mężczyzną od kuchni… Często się to mi zdarza, zresztą tak samo jak Wam zabawne zbieżności – jak chociażby bójka Leah z Samem czy jakiś tam wątek z Sethem, już nie pamiętam jaki. Istnieje oczywiście diametralna różnica między atmosferą w obu Fan Fickach, tutaj jest ona znacznie gęstsza i o wiele mniej odprężająca. Ale wracając do Charliego. Sympatyczny facet – „prawdziwy przyjaciel rodziny”, jak to określił go narrator (czyt. Autorka). Chciałabym, byś kiedyś poświęciła mu troszkę więcej czasu. Wiem, że to tekst o sforze, ale może jednak…? Myślę, że komendant Swan na to zasługuje.
Quil. Nie ma o nim zbyt wiele, ale mimo to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że go polubiłam. Mimo jego zachowania względem Embry’ego (nienawidzę homofobów). Czuję jednak, że to tylko jego zagubienie, nie chamstwo, złośliwość czy chęć dokuczenia bratu. Sam nie wie, jak się zachować, co zresztą nie wydaje mi się jakieś dziwne. Jak nazwał go pedałem, to nawet zrobiło mi się żal Embry’ego. Potem jednak zrozumiałam, że to nie on jeden jest tym biednym i uwikłanym. Chciałabym coś więcej przeczytać także i o Quilu. Ale to wszystko oczywiście pozostawiam Twoim wyborom, a zresztą – nie mam co pozostawiać, przecież Uwikłani już skończeni (to ile nam tych rozdziałów zostało? Cztery?... Ech, też się na czas obudziłam).
No i Leah. (Jakoś dzisiaj łatwo mi się pisze ten komentarz). Lubię ją. Jest twarda i oschła, ale widać, że ma w sobie dużo czułości, dbałości o innych, troski. Na dodatek jest cholernie inteligentna i bardzo to w niej lubię. Najbardziej bawią mnie jej stosunki i kłótnie z Sethem, to po prostu słodkie i epickie. No i oczywiście najchętniej widziałabym ją z Jacobem, ale coś czuję, że to nie możliwe, więc ten Stevens nie prezentuje się źle. Chciałabym, by była szczęśliwa, zasługuje na to po tylu latach bólu: Sam, matka, brat, Jacob… Ale kto tam wie, co dla nas szykujesz. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że to Leah jest kluczową postacią w Uwikłanych. Nie wiem czy to prawda i czy jakie było Twoje zamierzenie, ale tak to właśnie odbieram. Wydaje mi się być takim łącznikiem pomiędzy wszystkimi postaciami.
Jesteś niezwykle bezpośrednia w swoim stylu. To zazwyczaj dobrze, ale ja osobiście wolę nieco więcej delikatności w scenach 18+… Oczywiście wszystko zależy od gustu, jednak jak dla mnie niedopowiedzenia są kluczem do sukcesu w takich momentach. Chociaż z tego co wywnioskowałam z rozmów z Tobą, Ty wręcz przeciwnie, więc, jak już mówiłam, wszystko zależy od tego co kto lubi.
Jeśli chodzi o ogół stylu, to nie mam się do czego przyczepić. Planowałam wypisać potknięcia, ale było ich jak na lekarstwo i chodziło głównie o przecinkownię, więc zaniechałam już po pierwszym rozdziale. Jest po prostu bezbłędnie.
To chyba tyle ode mnie na razie. Od teraz zobowiązuję się komentować rozdział po rozdziale i masz pełne prawo zdzielić mnie po tyłku, jak się nie wywiążę z umowy. Cieszę się, że zajrzałam i nadrobiłam i czekam na ciąg dalszy. Uściski –
Suszak.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 13:30, 08 Maj 2010 Powrót do góry

Mówiłam, że przeczytam jutro i okazało się, że jest to "hiszpańskie jutro".
Ach, ostatnio nie chcę mi się nic czytać, muszę się przyznać.
Mimo, że bardzo lubię Uwikłanych, to nawet ta sympatia mnie nie popchnęła do szybszego pisania. Być może dlatego, że wisiało nade mną coś ważniejszego... No nic. Dziś przeczytałam.

Muszę Ci powiedzieć, że wyjątkowo mi się nie podobało. Zaraz mówię dlaczego. Od samego początku konsekwentnie podążasz obraną drogą i regularną kompozycją (tu mam na myśli głównie: wielowątkowość), tym razem jednak czułam przesyt i niedosyt. Przesyt wątków i opisanych sytuacji oraz krótkość danych fragmentów.
Mieliśmy:
1) Charlie'ego i Sue
2) Jacoba i Bellę
3) Quila
4) Leę i Alana
5) Embry'ego
6) A na koniec Setha i Edwarda.

Zu viel für mich.
No i w sumie było nudnawo, poza jednym wątkiem. Dowiedziałam się, że Sue zmieniła leki i jakoś sobie radzi, a przyjaciel ją wspiera.
Że Jacob jest bardzo nieszczęśliwy, a głupia Bella nie potrafi mu powiedzieć, żeby wziął dupę w troki i zawalczył o miłość.
Że Quil odszedł do Sama, czego kompletnie nie rozumiem. Tzn rozumiem - nacisk rodziców, mała społeczność, może jego słaby charakter, ale zrobił się taki ciotowaty, że aż strach, bo ja bym za Chiny Ludowe nie zrobiła czegoś wbrew sobie, nie jeśli idzie o mój komfort psychiczny.
U Lei było ciekawiej - bardzo podobał mi się wątek z małymi szczeniaczkami i odnalezienie kłusowników. Jednakże zupełnie nie przykonuje mnie jej związek z Alanem. Nie dlatego, że wolę, by była z Jake'em, ale nie czuję się przez Ciebie -autorkę przekonana, że Leah jest z nim szczęśliwa. Na pewno wiele radości daje jej praca, ale z opisu nie wyczytuję, że darzy Alanka czymś więcej niż sympatią.

Embry z kotem to ciekawe rozwiązanie, a droga, którą obrał. No cóż, nie mnie tu oceniać. Zdecydowałaś się na takie posunięcie i jest to przekonująco ukazane.

Na koniec Seth i Ed. Ed zawsze mu dobrze radził, ale w sumie ich przyjaźń w dużej mierze polega na rozwiązywaniu problemów młodego Clearwatera. Wiadomo, że też tam w tych mailach przekazują sobie wieści o sobie, ale jednak Ed jest takimi wujaszkiem Dobra Rada, no i całkowicie nie przekonuje mnie to, że chciał Setha przytulić. :-P

Ten rozdział jakoś nie wywarł na mnie wielkiego wrażenia. Wydaje mi się, że wszystkie wątki straciły już punkty kulminacyjne i nie ma na co czekać. Mam nadzieję, że się mylę i czymś jeszcze mnie zaskoczysz. Jednak są jeszcze cztery rozdziały. Coś się musi wydarzyć. :)

A teraz zachęcam wszystkich do komentowania, bo trzy opinie po nowym rozdziale pod tym opowiadaniem to jednak skandal!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Sob 17:29, 08 Maj 2010 Powrót do góry

Nie będę konstruować przemowy na temat tego, jak to nie mam czasu na komentowanie, bo poniekąd się z tego cieszę. Nie mogę czytać pojedynczych rozdziałów Uwikłanych, za szybko się urywają. Kiedy czytam więcej części na raz, mam wrażenie, że naprawdę wsiąkam w stworzony przez Ciebie świat. Masz niesamowity talent i myślę, że jesteś tego świadoma. Doskonałym dowodem na to powinna być Twoja wszechstronność. Z jednej strony mamy moje ukochane Nienasycenie, gdzie prawdziwe bogactwo stylu, jednak stylu ciężkiego, pokazuje swoje możliwości w pełnej krasie. Z drugiej zaś widzimy ten tekst, który wręcz tryska ciepłem i jest do głębi przesiąknięty sposobem myślenia bohaterów. Ten Twój trzecioosobowy narrator nie ma żadnej autonomii, tak spaja się z bohaterami, że mam wrażenie, iż tworzą wręcz symbiotyczny związek. Dodatkowo, paradoksalnie, czuję, jakby w tym tekście krzyczało wiele osobowości – każda za siebie, każda własnymi słowami – jednak przy zachowaniu swoistej harmonii, do której stworzenia potrzeba czasu.
Mam w zwyczaju raz na jakiś czas ochrzaniać się za Twoją miłość do skrótowców. Swoją drogą, że po prostu osobiście tego nie lubię, ale inszą szosą, że wynika to głównie z upodobania Twojego stylu. Ale teraz jestem w pełni usatysfakcjonowana. Nie lubisz przegadania, a w tym opowiadaniu nie jest ono obecne, jednak mimo to nie pędzisz z wprowadzaniem wątków. Z reguły nie czytam cudzych komentarzy, ale przeglądając temat, widziałam, że Pernix wspominała coś o nudzie. Może to wynika z faktu, że – jak już wspominałam – nie czytam rozdziałów pojedynczo, ale ja potrzebuję takiego spokoju. To opowiadanie ma świetną fabułę, skonstruowaną na tytułowym uwikłaniu i nie oczekuję od niego wartkiej akcji. Nie po to zostało stworzone. Bogactwo tego tekstu to przede wszystkim gorące, tętniące życiem emocje, których można wręcz dotknąć. Sprawiasz, że mam motylki w brzuchu, czytając o pożądaniu męskiej pary homoseksualnej! Mało tego! Przyczyniasz się do tego, iż mam ochotę patrzeć na Leę, chociaż kilka godzin temu oddałam becie ostatnią część Symbiozy i mam tej postaci po dziurki w nosie. Kiedy czytałam, musiałam wyłączyć Internet i iść na balkon, żeby nie słyszeć rozmów w domu. Potrzebowałam prawdziwego skupienia, ale nie przez fakt, że nie mogłam się skupić na wydarzeniach, bo wyłączanie się przy czytaniu idzie mi naprawdę dobrze, biorąc pod uwagę, że robię to zazwyczaj w szkole lub w pociągu. Naprawdę chciałam wczuć się w ten tekst i wiedziałam, że jeżeli cokolwiek mi przeszkodzi, to wkrótce zostanę oskarżona o morderstwo. Z Uwikłanymi się płynie. Oni nakłaniają do wyruszenia w podróż i przykro mi, ale naprawdę nie potrafię się oprzeć.
Ale biorąc pod uwagę te wszystkie plusy, o których wspomniałam, bardzo ciężko mi się to opowiadanie komentuje. Mam wrażenie, że po prostu mi nie wypada. Wydaje mi się, że to jest głównie powodem małej ilości opinii w tym temacie. Twoje pisanie deprymuje ludzi, peszy ich. Sprawiasz, że zaczynam wątpić w swoje możliwości i to nie tylko pisarskie, ale również komentatorskie. Po kilku rozmowach z Tobą, naprawdę zdaję sobie sprawę, że Twoja wena nie żyje powietrzem i staram się skupić jak najbardziej, ale ten tekst sprawia wrażenie, jakby jego pisanie nie przydawało Ci najmniejszego problemu, jakby było rzeczą naturalną, płynącą w Twojej krwi. I co ja mogę w tym kontekście powiedzieć? No co może taki mały, nic nie znaczący rud?

Tym, co najbardziej przyciąga mnie do tego opowiadania, jest bez wątpienia postać Setha. Naprawdę kocham tego dzieciaka w Twoim wykonaniu. Widać, że lubisz poświęcać mu uwagę, a fakt, że odwołujesz się do własnych tekstów (tu oczywiście chodzi o ukochany przez wszystkich Cynamonowy), sprawia, że na mojej twarzy pojawia się wielki uśmiech. Uwielbiałam wtedy postać Jenn i to, że tak zgrabnie połączyłaś te dwa teksty… No cóż, masz mnie całą. Przede wszystkim cieszę się, że on u Ciebie naprawdę jest tym kochanym dzieciakiem, nieokrzesanym nastolatkiem kierowanym hormonami i nie widzącym nic złego w upiciu się na swoich szesnastych urodzinach. W tekstach twilightowych bardzo często brakuje mi takiego realizmu. Stefa wyidealizowała swoich bohaterów i stwierdziła, że skoro pisze książkę dla nastolatek, nie pędzie propagować niemoralnych wzorców albo (co bardziej prawdopodobne) już zapomniała, jak to jest mieć te naście lat. Za każdym razem cieszę się, kiedy ktoś zrywa z tą konwencją, więc i tym razem się uśmiechnę. Bardzo szczerze.
Przy Uwikłanych nie czuję potrzeby rozbierania bohaterów na części pierwsze, bo oni bronią się sami. Chcę na nich po prostu patrzeć, cieszyć się ich wadami, zaletami, niegroźnymi słabostkami. Są dobrze skonstruowani. Jednak chciałam powiedzieć coś o Embrym, bo w ostatnich rozdziałach przywołał w mojej głowie ciekawe skojarzenie. Ten zapijaczony, zagubiony facet przypomina mi bohaterów książek Murakamiego. Nie mówię, że jest odzwierciedleniem któregoś z nich, ale ma podobną nutkę tajemnicy i zgorzkniałości, która tak charakteryzuje postaci tworzone przez tego pisarza. Gwoli ścisłości – to był komplement, biorąc pod uwagę, że Haruki Murakami to mój ulubiony autor.

Chciałam Ci podziękować za to, że mogę czytać to opowiadanie, bo sprawia mi to ogromną przyjemność. I jednocześnie przeprosić oraz uprzedzić, że do zakończenia prawdopodobnie się tu nie spotkamy. I to głównie przez brak czasu, ale nie ukrywam, że nie odmówię sobie przyjemności połknięcia całości na jeden raz. Za bardzo lubię ten tekst, żeby się z nim szybko rozstawać. Wiem, że skończyłaś, ale mimo to życzę Ci weny i przypływu entuzjazmu względem tego fandomu, bo ja naprawdę czekam na obiecaną sto lat temu kontynuację Nienasycenia i nie mogę się powstrzymać, żeby o tym nie przypominać.

Pozdrawiam,
R.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Sob 17:43, 08 Maj 2010 Powrót do góry

W końcu dotarłam, by skrobnąć parę słów pod moim ulubionym opowiadaniem, ale jak pewnie dobrze wiesz, nawet największa miłość jest zawsze, choć trochę, egoistyczna, dlatego zjawiam tak późno. Osiemnasty w zasadzie przeczytałam zaraz, jak go tylko dodałaś, ale teraz, jeszcze raz z przyjemnością się w nim zagłębiłam. A potem przeczytałam komentarz Pernix (fuknęłam ze dwa razy, że jej się nie podobało, ale zaraz mi przeszło – przecież każdy ma swoje zdanie, czyż nie tak?).
Mi osobiście, to, że w osiemnastym nie było zawrotnych zwrotów akcji, kolejnych fajerwerków, zupełnie nie przeszkadzało. Najbardziej ujął mnie po raz kolejny wątek Lei. To, w jaki sposób opiekowała się osieroconymi szczeniakami, było jedną z najbardziej prawdziwych i dla mnie pięknych scen nie tylko w Uwikłanych, ale w ogóle w ff-ch. Ale wiesz, że ja jestem straszna „psiara” i mogę być lekko spaczona. Dodatkowo, sposób w jaki Leah wytropiła i zastraszyła kłusowników i oprawców wilczycy, opisałaś genialnie. Tylko powiem od razu zupełnie szczerze – szkoda, że im nie pourywała łbów i nie rozszarpała gardeł, a jedynie oddała w „ręce sprawiedliwości”. No, ale gdyby ich zabiła zostałaby pewnie okrzyknięta krwiożerczą bestią, bo ludzie są po prostu strachliwi, wredni i w większości bardzo maluczcy. W każdym razie, wraz z nowym rozdziałem, coraz bardziej lubię i szanuję tę postać. Kreujesz ją w taki sposób, że moim zdaniem zasługuje na wielkie uznanie.
Co do Alana. Tu mam podobnie jak Pernix. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, lub może się przekonać do jego związku z Leą. O ile to w ogóle na razie można nazwać związkiem. Bardziej wygląda mi to na fascynację z jego strony, a chęcią wypełnienia choćby częściowo pustki ze strony wilczycy. Co będzie dalej? Chciałabym aby w końcu była szczęśliwa. Z Jacobem niestety wydaje się to niemożliwe. Głupie wpojenie odebrało mu wolną wolę i przykuło na „wieki” do Renesmee. Ktoś się już pytał, w jaki sposób postrzegasz te więzy. Sama chętnie przeczytam o tym na koniec.
Skoro jestem już przy wpojeniu, to odniosę się do krótkiego fragmentu w którym opisałaś rozmowę Belli z Jake’iem. Wkurza mnie niejaka Swan-Cullen w tym opowiadaniu (jakby w sadze tego nie robiła!). I dobrze, że ma wyrzuty sumienia. Niech ma. I niech się wstydzi, bo ma czego. Biedny Jacob całe życie musi cierpieć przez głupotę tej… (dobra zapędziłam się troszkę), ale w zasadzie najpierw nie miał szans z Edwardem, a teraz nie ma szans z bezsensownym wpojeniem. A może jednak będzie na tyle silny by zerwać tę mityczną więź (marzy…)?
Co do reszty bohaterów, to o Quilu mogę powiedzieć jedno – schował głowę w piasek, podkulił ogon i zwiał w mysią dziurę. Słowa, w których stwierdził, że Embry jest synem jakiegoś nieudacznika i porównał go tym samym do Sama, świadczą o jego, niestety, bardzo słabym charakterze. Słabym, obłudnym, tchórzliwym. A w sforze takie osobniki są na samym końcu hierarchii.
Podobał mi się bardzo motyw kotki Embrego i jej, nomen omen, urocze imię. Sam Embry pogubił się troszeczkę w swoich wyborach, ale wierzę, że się chłopak z tego otrząśnie. Chyba że to już równia pochyła…
No i Seth. Mały, radosny Seth, który nam nagle zdecydowanie szybko wydoroślał w Uwikłanych. Wydaje mi się, że w tej chwili robi wszystko, byleby mieć jak najmniej czasu na rozpamiętywanie swojego zauroczenia Embrym, tylko czasem już nie daje rady i siada do komputera, by choć w mailu do Edwarda „wyrzucić” z siebie wszystko, co go trapi. No cóż, nie wiem jak dalej opisałaś jego losy, ale może wizyta u Cullenów, spotkanie z Edwardem i z Jacobem, trochę zmieni coś w jego życiu, zresztą nie tylko w jego.
Czekam zatem na dalsze rozdziały, ale im bliżej końca tym coraz bardziej obawiam się jak rozwiążesz najważniejsze wątki…
Pozdrawiam, BB.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BajaBella dnia Sob 17:45, 08 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Sob 20:37, 08 Maj 2010 Powrót do góry

Muszę się nieco wytłumaczyć, bo zaraz wyjdzie na to, że mi się opowiadanie nie podoba. Normalnie napisałabym Ci to na GG, ale publicznie też mogę ogłosić, że mi się podoba i to bardzo, co zawsze odzwierciedla się w moich głosach do rankingu.
Ja tylko miałam niedosyt po tym konkretnym rozdziale i nie chodzi o to, że oczekiwałam akcji, po prostu niektóre wątki były niepotrzebne (dla mnie) np o Sue. Muszę przyznać, że bardzo nie lubię Twojej Sue. Wiem, że kobieta miała problemy, zmaga się z chorobą, ale przez to wszystko - jej zachowanie i chorobę widzę ją jako starą, zgorzkniałą kobiecinę i to mi do niej nie pasuje. Zdecydowanie bardziej przemawia do mnie przebojowa Sue w MOK.
Fanfikcjonista (haha- fajne określenie) musi liczyć się z tym, że niekanoniczna czy zmieniona nieco lub też rozwinięta kreacja bohatera będzie porównywana do innych przedstawień w innych opowiadaniach. Można się wbić w gusta, bądź nie.
Summa summarum może źle powiedziałam - nie było nudno, ale na pewno mniej satysfakcjonująco niż w poprzednich odsłonach.
Jestem zdania, że lepsza jest szczerość niż ciągłe kisielowanie, dlatego piszę zawsze, co czuję po danym rozdziale. Czasem wpadam w zachwyt, a czasem narzekam. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ilonaaa
Człowiek



Dołączył: 27 Wrz 2009
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 20:18, 09 Maj 2010 Powrót do góry

Już od dawna czytam to opowiadanie, ale jeszcze nie komentowałam Embarassed

Na początku trochę mnie zniesmaczyło para Seth + Embry... dobrze, że w końcu Seth znalazł sobie dziewczynę.

Podoba mi się jak opisujesz uczucia, dzięki temu lepiej się czyta.

Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział...
Pozdrawiam, IC Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 23:38, 16 Maj 2010 Powrót do góry

UWIKŁANI

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Pół drogi za, pół drogi przed

I gotta feeling
That tonight's gonna be a good night(…)

Feel the shot, body rock
Rock it, don't stop

Black Eyed Peas - I Gotta Feeling


2009, Lato

Edward roześmiał się głośno, posłał piłkę w kierunku chłopaka, który przechwycił ją jedną ręką i natychmiast odrzucił z niesamowitą siłą. Dla obu był to rodzaj igrania ze sobą nawzajem. Wampir złapał zabawkę i schował do kieszeni.
- Koniec tego - krzyknął. - To bezsensowne.
- Nieprawda! - zaprotestował bez przekonania Indianin. - Na pewno któryś z nas dałby radę wygrać - dodał, podchodząc bliżej.
- Wolę inaczej spożytkować swoją wieczność, wybacz - stwierdził lekko.
- Nie wnikam. Wolę nie wiedzieć. - Nastolatek wymownie zasłonił oczy dłońmi. Cullen miał ochotę pacnąć go w głowę, ale powstrzymał się, wiedząc, że to bezcelowe. Mieszkał z Emmettem i nic, co dwuznaczne nie mogło go już zniesmaczyć.
- Wracajmy. Esme pewnie znów przygotowała obiad z pięciu dań - powiedział.
- Z deserem czy bez? - spytał Seth i w jego oczach błysnęła radość. Edward powstrzymał odruch pokazania przyjacielowi języka - zdecydowanie przy Clearwaterze cofał się do czasów beztroskiego dzieciństwa.

Późną nocą Seth wszedł do pokoju, który zajmował niemal od tygodnia. Usiadł na łóżku i zaczął się rozbierać, co chwila szeroko ziewając. Jego organizm domagał się długiego, porządnego snu. Codziennie budził się tuż po wschodzie słońca i spędzał czas, dzieląc go między gry komputerowe z Emem, degustację potraw Esme a rozmowy z Edwardem. Rosalie trzymała go na dystans, a Alice i Jasper spędzali wakacje gdzieś w Europie i mieli wrócić dopiero we wrześniu, co kompletnie nie przeszkadzało wampirzycy zostawić dla Indianina całej szafy modnych ciuchów. Jedno musiał przyznać - dziewczyna miała niesamowite wyczucie stylu. Bella wielokrotnie wspominała, że czuła się w rękach szwagierki jak lalka, ale uśmiech na bladej twarzy (dziwne - jeszcze wciąż pamiętał jej ludzki wygląd) wskazywał, że marudzi na tę garderobianą opiekę bardziej z przyzwyczajenia, niż z faktycznego żalu. Wzdychając, chłopak powlókł się do łazienki w samych bokserkach. Odkręcił wodę w umywalce i ochlapał twarz zimną wodą. To go na moment otrzeźwiło. Wrzucił bieliznę do kosza na brudne ubrania i wszedł do obszernej kabiny. Woda odprężała ciało i zachęcała myśli do szalonej gonitwy. Seth martwił się o Jacoba. Kiedy ostatni raz widział Blacka, ten wydawał się dojrzalszy, ale poza tym był sobą, a teraz... Teraz wszystko wyglądało inaczej - kompletnie. Jake spędzał większość czasu z Nessie, rzadko odzywał się do kogokolwiek innego. Nawet przemieniony w wilka, nie miał w oczach charakterystycznego dla siebie błysku i nastolatek z przerażeniem obserwował, co wpojenie zrobiło z młodym, pewnym siebie mężczyzną. Próbował porozmawiać na ten temat z Edwardem, ale ten przeprosił cicho i stwierdził, że nie może zrobić tego Jacobowi i własnej córce. Chłopak w pewien sposób rozumiał tę decyzję, ale z drugiej strony z ledwością powstrzymywał odruch potrząśnięcia starszym Indianinem i krzyknięcia mu prosto w twarz, żeby się ocknął. Sam znosił to zupełnie inaczej, Jared związał się z niesamowitą dziewczyną, a Quil miał jeszcze mnóstwo czasu, zanim Claire dorośnie. Seth uniósł głowę, pozwalając wodzie zmoczyć twarz. Sięgnął po mydło, ale zamarł w pół ruchu, zmrożony myślą, że Embry'ego też to dopadło.

Mimo zmęczenia, a może właśnie przez nie, wiercił się niespokojnie pod kocem, próbując uporządkować emocje. Wcześniej wierzył, że zakochał się w Callu i jest gejem, ale cała sytuacja z Jenn zachwiała jego wiarą w poznanie i rozumienie samego siebie. W takich chwilach walka z wampirami, zmiennokształtność i porządek w sforze wydawały się błahe, niemal nieistotne. Przez moment chciał sięgnąć po telefon i napisać wiadomość do swojej zostańmy-przyjaciółmi byłej dziewczyny, ale ostatecznie zrezygnował, zwinął się w kłębek i westchnął. Sam już nie wiedział, za kim naprawdę tęsknił. Kiedy zacisnął mocno powieki, widział unoszone przez wiatr kosmyki rudych włosów, pamiętał zapach cynamonu, po chwili jednak poczuł na języku charakterystyczny, słono-gorzki smak i choć wiedział, że to tylko wspomnienie, na jego karku pojawiła się gęsia skórka.

Jenn rozczesała palcami swoje wilgotne od deszczu włosy, roześmiała się cicho, marszcząc jednocześnie blade czoło.
- Seth, to zabawne, nie uważasz? - zapytała szeptem.
- Wybitnie - odparł i zaczął otrzepywać spodnie z błota, w którym przed chwilą wylądował.
- Nie o tym mówię - powiedziała, wskazawszy na poplamione ubranie Indianina. - Mam na myśli ciebie. Ty jesteś zabawny - dodała po chwili, a ton jej głosu stał się nieprzyjemnie karcący.
- Jenn? - Miał wrażenie, że delikatna mżawka wezbrała na sile. Przenikała przez skórę, niemal go raniąc.
- O nie! Dobrze wiesz, że wcześniej nie, teraz nie i nigdy nie! Wiesz to, Seth! Wiesz! - wykrzyczała, zbliżając się do ukochanego. Wyglądała groźnie i obco. Oparła dłoń na jego klatce piersiowej i nagle nie był w stanie oddychać. Czuł palce rozdzierające skórę, wyrywające żebra, zaciskające się na wciąż bijącym sercu. Wszędzie była krew. Ochlapała twarz Jenn i przód jasnobeżowej sukienki, którą na sobie miała.
- Wiesz - wysyczała, zaciskając palce...


Obudził się zlany potem i przerażony. Dyszał ciężko, nie umiejąc uspokoić myśli. Po chwili usłyszał pukanie do drzwi i głos Edwarda - wampir wydawał się zmartwiony.
- Seth, wszystko w porządku?
- Tak, to tylko koszmar. Daj mi parę minut na ogarnięcie się, zaraz wyjdę - wychrypiał, z trudem wyplątując się z pościeli.

Leah obudziła się w wyjątkowo kiepskim humorze. Na szczęście przez dwa kolejne dni mogła odpocząć od pracy - kierownictwo wysłało ją na przymusowy urlop. Indianka przeciągnęła się, ziewnęła i zagapiła w sufit. Właściwie miała sporo powodów do uśmiechu. Ulubiony jogurt w lodówce, na obiad wczorajszą pieczeń, nową powieść do przeczytania - przez wszystkich polecana jako lektura zabawna i absurdalna, a na koniec umówione spotkanie z Alanem. Uśmiechnęła się delikatnie i ponownie przytuliła do licznych poduszek. Jeszcze tylko kwadrans - pomyślała sennie.

Wiedziała, że mężczyzna jest nieprzewidywalny, ale nie sądziła, że do tego stopnia. Kiedy wyjawił, gdzie spędzą wieczór i część nocy, prawie stchórzyła. Nie lubiła tłumów, ograniczonej przestrzeni i hałasu, ale tym razem z przyjemnością robiła wyjątek. Orgia zmysłów z Tysiąca Dwóch Nocy brzmiała dość przekonywająco. Wystrój klubu stwarzał wrażenie ledwie okiełznanego bałaganu. Muzyka przyjemnie pulsowała w uszach, a słodki drink pobudzał zmysły. Alan uśmiechnął się tajemniczo. Choć raz chciał zobaczyć swoją dziewczynę wyzwoloną i spełnioną, a skoro trzymała go na dystans, jeśli chodziło o sypialnię, pozostawała muzyka. To był diabelski plan, ale miał szansę powodzenia.
- Chciałabym zatańczyć - rzuciła bez uprzedzenia, odwróciwszy głowę w kierunku kołyszących się ludzi.
- Służę - zaoferował natychmiast, ale pokręciła głową i gestem pokazała, żeby nadal siedział.
- Ty patrz i oddychaj, póki możesz. - Pochyliła się nad blatem, cmoknęła Alana w czubek nosa, po czym ruszyła w tłum. Ktoś ją potrącił, ale zignorowała to, wiedząc, że jeśli zawaha się w takim momencie, ucieknie do damskiej toalety i nie wyjdzie z niej do końca świata. Wchodząc na parkiet, oparła ciężar ciała na palcach prawej stopy i pozwoliła swojemu ciału wyczuć rytm. Potem wszystko stało się proste.

Nie mógł oderwać oczu od jej smukłej szyi, szczupłych nadgarstków, zgrabnej pupy. To, jak tańczyła - jak wyglądała, tańcząc - powodowało, że nie potrafił znaleźć słów. Była w tym świeżość; dzika, nieposkromiona radość. Mimowolnie zacisnął palce na pustej szklance. Kiedy spostrzegł, jak patrzą na nią inni mężczyźni, wyobraził sobie, że naczynie pęka i rozpryskuje się w powietrzu...

Czuła na sobie spojrzenia - pełne podziwu i te zazdrosne, ale umiała sobie poradzić z tremą - muzyka dodawała jej sił, pozwalając zapomnieć o liście, którego nawet nie odważyła się otworzyć. Nie mogła czytać o Ness, nie chciała - choćby pośrednio - być świadkiem tego, co wpojenie robiło z Jacobem. Zaciskała zęby za każdym razem, kiedy próbowała wyobrazić sobie przyszłość przyjaciela - czasami obwiniała się za to, że kiedykolwiek pozwoliła im obojgu na złudne nadzieje, a potem stchórzyła, nie udźwignąwszy odpowiedzialności za naiwne marzenia. Rozważała wciąż te same argumenty, zaledwie głaszcząc powierzchnię problemu. Wszystko rozbijało się o zmiennokształtność. O to, kim się urodzili - Sam, ona, Seth, Jake i reszta. Muzyka zaczęła cichnąć, ruchy dziewczyny stały się subtelniejsze, aż w końcu mogła zejść z parkietu i wrócić do stolika. Alan wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem, więc usiadła na krzesełku i zapytała:
- Wszystko w porządku?
- Chyba jestem w szoku - odparł, odsuwając pustą szklankę na środek blatu.
- To jeszcze nie wszystkie niespodzianki - stwierdziła.
- Domyślam się, wilczyco. - Zmarszczyła na chwilę brwi, ale po chwili uniosła kącik ust i z westchnieniem podsumowała:
- Ty też?
- To do ciebie pasuje - kochasz wilki, jesteś jak one. - Spojrzał Lei w oczy, przez chwilę walcząc z wrażeniem, że brązowe tęczówki stały się żółte.
- Śmierdząca, włochata i szalenie sprytna? - zaproponowała z przesadnym entuzjazmem.
- Mniej więcej. - Roześmiał się, a Indianka chwyciła jego dłoń, ściskając lekko.
- Skoro tak, ty idź po drinki. Ja mogę wystraszyć barmana. - Wydawała się radosna, ale wyraźnie widział, że coś ją dręczy. Nie chciał jednak drążyć tematu na siłę. Z niechęcią wstał od stolika, wyplątując palce z uścisku.
- Orgazm czy Seks na plaży? - zapytał.
- Wściekły pies. - Wyszczerzyła zęby i kłapnęła w jego kierunku.

O tylu rzeczach chciała mu powiedzieć. Wiedziała, że nie da rady ukrywać prawdy w nieskończoność. Nie była utalentowaną kłamczuchą. Niektóre tematy przezornie omijała, ale Stevens angażował się w ich związek, a Leah nie należała do kobiet zwodzących kogokolwiek dla swojej korzyści. Starała się nie myśleć, co zrobi z nią plemię, jeśli wszystko wyjdzie na jaw. Czasami zasypiała, postanawiając, że już nigdy nie zmieni się w wilka - pozwoli tej części siebie usnąć na zawsze, ale za każdym razem w końcu się poddawała, wiedząc, że nie wyrzeknie się szarej wilczycy, a z Alana też już nie umiała zrezygnować. Szkło stuknęło o drewno, gdy postawił na stole dwa kieliszki. Usiadł, przysuwając się do dziewczyny i szepnął wprost do jej ucha:
- To specjalna wersja z pieprzem i podwójnym tabasco.
Otaczający ich gwar świdrował Indiance w uszach, powodując tępy ból w skroniach, ale nie dała tego po sobie poznać i wychyliła alkohol jednym haustem, wygłosiwszy krótki toast:
- Za nas.

W nocy niespokojnie przekręcała się z boku na bok, próbując uporządkować chaos w swojej głowie. Kiedy stwierdziła, że i tak nie zaśnie, wstała i po ciemku podeszła do biurka, z górnej szuflady wyjęła list, po czym wróciła na łóżko, zapaliła lampkę i rozerwała kopertę. Cenną zawartość odłożyła na chwilę na koc. Musiała uspokoić oddech, zebrać się na odwagę - nerwowymi ruchami wygładziła fałdki najpierw na koszuli, a potem na spodniach od piżamy. Sięgnęła po kartki i rozłożyła je z wahaniem malującym się na twarzy. Z każdym przeczytanym zdaniem jej oczy stawały się coraz bardziej szkliste, aż w końcu załkała, pozwoliwszy sobie na płacz.

Jestem skończony. Patrzę w lustro i nie poznaję samego siebie. Nie rozumiem uczuć, decyzji, zdarzeń, ale godzę się na to wszystko, bo nie dostrzegłbym alternatywy, nawet jeśli rzuciłaby mi się do gardła. Myślę, że odrobinę zwariowałem. Edward boi się zaglądać do mojego umysłu. Bella usiłuje zrobić cokolwiek, ale to cokolwiek jest tylko nędzną próbą ratowania jej sumienia przed przeraźliwym krzykiem. Bełkoczę, mówiąc. Bez sensu plotę, pisząc. To już nie ja. Widzisz to, prawda? Nie chcę, żebyś to widziała, ale nie umiem inaczej.

Nessie to mój oddech, moje jestestwo, cel i droga, wszystko.

To obrzy... Nie jestem w stanie dopisać tego słowa, ale Ty wiesz. Cieszę się, że mój ojciec nie dożył tej chwili, a siostry mają swoje życie.

Może to kwestia mojej relacji z Tobą, a może to, że wpoiłem się w półwampirzycę? W półwroga. W półtrupa. Przełykam ciężko ślinę, ale jeszcze daję radę. Jeszcze się tli tam w głębi nadzieja. Lubię jej śmiech, troskę i obecność. Uszczęśliwiam swoje serce. Wbrew niemu, ale wpojenie nie zna granic. Słodkie szaleństwo. Chciałbym z Tobą porozmawiać, ale to zły pomysł. Unikam nawet przebywania z Sethem - nie kuszę losu. Nie wiem, czy przetrwałbym ból. Nie śnię na szczęście. Już nie. Kładę się, zamykam oczy i witam pustkę, która przytula mnie wyrozumiale. Zupełnie jak Ty kiedyś, prawie. Carlisle zaproponował mi eksperyment z lekami psychotropowymi, ale się nie zgodziłem. Tak nisko nie upadłem i mam nadzieję, że nigdy nie upadnę. Mimo wszystko wierzę, że będzie dobrze. I oboje kiedyś szczerze powiemy na głos, że jesteśmy szczęśliwi.

Nie witam się, nie żegnam - zawieszam ten list w chaotycznym nieładzie, licząc, że zrozumiesz i tak. W imię tego, co było, a co nigdy nie miało prawa istnieć.


Łzy koiły, więc nie próbowała się powstrzymywać. Otarła czubek nosa krawędzią rękawa i zgasiła lampkę. W ciemnościach czuła się bezpieczniejsza. Wiedziała, że jutrzejszy dzień spędzi w lesie, znów tropiąc kłusowników. Odkąd miejscowi zaczęli szeptać o duchu przodków, który się obudził, znajdowała coraz mniej wnyków, ale okoliczne lasy wciąż nie były dość bezpieczne. Szukanie śladów, adrenalina i zapach ludzkiego strachu były jak ucieczka w zupełnie inny świat. Nagle piknęła jej komórka, obwieszczając nadejście nowej wiadomości. Chwyciła telefon i odczytała treść SMS.

Martwię się, wszystko okej? S.

Natychmiast odpisała:

Dzięki za troskę, młody. Po prostu ciężka noc. To wszystko.

Kiedy tylko wiadomość została wysłana, wyłączyła aparat, wiedząc, że brat wykaże się tolerancją i empatią.

Seth westchnął i ułożył się wygodnie w fotelu, przewieszając nogi przez podłokietnik. Był środek nocy, a on siedział, rozmyślał i analizował. Wszystko z powodu Edwarda, który zaczął trudny temat, wyciągając znów sprawę rozstania z Jenn. Nastolatek wiedział, że wynika to z chęci pomocy, ale jednak poczuł się nieswojo - przygnębiony i rozżalony. Wampir uśmiechnął się blado, przygarnął go do siebie i uścisnął, nic więcej nie mówiąc. Było to na swój sposób nieprzyjemne, a jednocześnie potrzebne. Chłopak starał się w tamtej chwili myśleć o błahych sprawach (przeklęty dar!) i nagle wszystkie emocje na powrót znalazły swoje właściwe miejsce. Cullen na moment zacisnął ramiona mocniej, a potem odsunął się, spojrzał zmiennokształtnemu w oczy. W tym spojrzeniu zawarła się cała troska i przejęcie. Seth nie potrafił tego znieść, odwrócił się tyłem i skowycząc, przyjął wilczą postać. Do domu wrócił późno, korzystając z uchylonych tylnych drzwi. Edward był niesamowity, ale przypomniał mu o przeszłości i marzeniach. Z ich powodu nie mógł zasnąć, wciąż poszukując rozwiązania. Zakochał się w Embrym bezwiednie, niemal z dnia na dzień. Indianin imponował mu swoją siłą, opanowaniem, dojrzałością. Czasami miał ochotę wykrzyczeć swoje uczucia, kazać światu odpierdolić się od nich i ich miłości - nie bał się tego słowa, przeciwnie, ale Call zniknął i wszystko się rozmyło. Straciło wyrazistość, a w nijakiej codzienności, niespodziewanie pojawiła się Jenn - Chloe dosłownie przeszła samą siebie, planując walentynkowe wyjście - na początku, kompletnie omotani wzajemnym zauroczeniem, nie dostrzegli, jak wiele ich dzieli. Skupili się na szczegółach, zgubiwszy tym samym perspektywę całości. Czułe gesty, śmiech, spojrzenia, zwariowane pomysły, zmysłowość - oplatały parę niczym nici pajęczej sieci. Obudzili się ze słodkiego snu uwikłani w lepką ułudę, która prysła pod naporem pierwszych poważnych problemów. Na szczęście oboje mieli na tyle rozsądku, żeby się wzajemnie nie obwiniać, tym samym utrudniając i tak nieprzyjemną sytuację. Rozstanie, choć bolesne i smutne, nie zostawiło rozjątrzonych ran i nienawiści. Na część pytań nigdy nie miała paść odpowiedź, ale Seth wiedział, że za jakiś czas każde wspomnienie o jego pierwszej dziewczynie - pierwszej w wielu aspektach - będzie powodowało jedynie pełen czułości uśmiech. Zwinął się na fotelu w kłębek i ziewnął. Edward znów pomógł mu zmierzyć się z problemem - w pewien sposób zachęcił go do działania. Dziękuję, że jesteś - pomyślał, zapadając w płytką drzemkę.

Edward zdjął słuchawki z uszu, wyjął książkę z rąk żony i przytulił Bellę z całą siłą, na jaką pozwalała mu niewygodna pozycja. Wampirzyca przysunęła się do ukochanego i oboje zastygli w kompletnym bezruchu. Gdyby ktoś wszedł do ich pokoju, mógłby pomyśleć, że patrzy na dwie idealnie piękne lalki upozowane na ogromnym łóżku w sposób, który chwytał za serce. Jeśli ta sama osoba spojrzałaby w dwie pary miodowo-złotych oczu, wiedziałaby, że oto obserwuje to, co dzieje się po słowach "i żyli długo i szczęśliwe" w każdej dobrej baśni.

2009, Wrzesień

Seth szedł powoli, uważnie przyglądając się mijającym go ludziom. Wszyscy zdawali się gdzieś spieszyć, jedni z telefonami komórkowymi przy uszach, inni z charakterystycznymi białymi słuchawkami - pogrążeni w świecie muzyki, co poniektórzy popijali kawę z tekturowych kubków albo pochłaniali kolejnego hamburgera. Być może czas przeciekał im przez palce - nie znajdowali chwili na uśmiech, normalny posiłek lub rozmowę twarzą w twarz. Indianin nie przepadał za miastem, ale musiał w nim zamieszkać, by spełnić swoje marzenie i skończyć studia. Seattle nie było w końcu aż tak daleko od La Push - niewiele ponad cztery godziny jazdy samochodem i znów mógł przytulić matkę, zjeść smaczny domowy obiad, pobiegać po lesie, pogadać z kumplami i obejrzeć z komendantem Swanem powtórki transmisji sportowych. Gdyby Charlie nie pomagał Sue, biochemia pozostałaby jedynie w sferze nigdy niezrealizowanych planów. Policjant był dla wdowy przyjacielem i jednocześnie kimś, o kogo mogła się troszczyć - za kilka lat mieli nawet szansę zauważyć, jak wiele dla siebie znaczą. Tak łatwo przegapić to, co cenne. Nastolatek w pierwszym odruchu chciał pomóc nieco zagubionym dorosłym, ale Leah zabroniła mu się wtrącać w tę sytuację pod groźbą, o której bał się myśleć... Zerknął w kierunku jednej z wystaw. W przyciemnianej szybie dostrzegł swoje odbicie. Wyglądał na dwudziestoparolatka, ubrany w ciemną koszulę i proste spodnie, za wszelką cenę starał się nie wyróżniać z otoczenia. Uniósł wargi w delikatnym uśmiechu i zamarł. Do jego nozdrzy dotarł zapach, którego nie mógł pomylić z żadnym innym. Przez moment wstrzymywał oddech, przerażony, że cudowna woń zniknie, okazując się tylko złudzeniem. To nie mogła być prawda! Przełknął ślinę, przykładając dłoń do ust. Wgryzł się we wnętrze dłoni, by nie zmienić się w wilka na środku chodnika - ból pomagał opanować niecierpliwe ciało. Seth z ledwością zebrał myśli, skupiwszy się na spokojnym oddechu. Zaczął iść wzdłuż witryn, blisko drzwi do sklepów i restauracji, potrącając niektórych przechodniów. Zatrzymał się, gdy ktoś otworzył drzwi i wyszedł z niewielkiego lokalu na parterze dwupiętrowej kamienicy. Był niemal pewny, że to właściwe miejsce, ale nie umiał zmusić się do pociągnięcia za uchwyt na szklanych drzwiach. Czuł strach, pustkę, żal i nadzieję. Emocje mieszały się ze sobą, a serce chłopaka uderzało tak mocno i szybko, jak po walce z nowonarodzonym wampirem. Wiedział, że część ludzi zerka na niego z zaciekawieniem - jeśli jego wygląd częściowo odzwierciedlał to, jak się czuł - nie mógł się im dziwić.
- Kur** - zaklął pod nosem, a potem na sztywnych nogach wszedł do przedsionka. Minął obsługę i stanął przy jednym z bocznych, dwuosobowych stolików, patrząc w róg pomieszczenia. Wściekłość powodowała, że drżał. Patrzył na Calla, który właśnie rozmawiał z przystojnym blondynem - panowie flirtowali ze sobą i nie starali się tego ukryć. Embry odwrócił głowę i spojrzał Sethowi prosto w oczy...

-----------------------------------------------

Tak, strona na razie nie działa - wina serwerów.

Następny rozdział, jak mi beta wróci i będzie miała czas. Cool


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Pon 14:01, 17 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Ilonaaa
Człowiek



Dołączył: 27 Wrz 2009
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Pon 13:58, 17 Maj 2010 Powrót do góry

O fajnie, nowy rozdział. Very Happy

Przeczytałam cały od razu już wczoraj, ale byłam zbyt zmęczona, żeby komentować.

AngelsDream napisał:

Edward roześmiał się głośno, posłał piłkę w kierunku chłopaka, który przechwycił ją jedną ręką i natychmiast odrzucił z niesamowitą siłą. Dla obu był to rodzaj igrania ze sobą nawzajem. Wampir złapał zabawkę i schował do kieszeni.
- Koniec tego - krzyknął. - To bezsensowne.
- Nieprawda! - zaprotestował bez przekonania Indianin. - Na pewno któryś z nas dałby radę wygrać - dodał, podchodząc bliżej.
- Wolę inaczej spożytkować swoją wieczność, wybacz - stwierdził lekko.
- Nie wnikam. Wolę nie wiedzieć. - Nastolatek wymownie zasłonił oczy dłońmi. Cullen miał ochotę pacnąć go w głowę, ale powstrzymał się, wiedząc, że to bezcelowe. Mieszkał z Emmettem i nic, co dwuznaczne nie mogło go już zniesmaczyć.
- Wracajmy. Esme pewnie znów przygotowała obiad z pięciu dań - powiedział.
- Z deserem czy bez? - spytał Seth i w jego oczach błysnęła radość. Edward powstrzymał odruch pokazania przyjacielowi języka - zdecydowanie przy Clearwaterze cofał się do czasów beztroskiego dzieciństwa.


Podobało mi się to ich spotkanie. Seth jak zwykle zabawny.

Co tu więcej dodać... jak zwykle fajnie napisane i miło się czyta. Cieszę się, że Leah w końcu jest szczęśliwa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ilonaaa dnia Pon 14:00, 17 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Rudaa
Dobry wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 102 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dzwonnica Notre Dame

PostWysłany: Pon 15:26, 17 Maj 2010 Powrót do góry

Miałam tego nie robić. I się doigrałam! Naprawdę jesteś okrutna, wiesz? Jeżeli przerywasz w takiej chwili, to aż mnie skręca od środka. Jestem tak zachwycona tym opowiadaniem, że nawet nie potrafię wyrazić tego słowami. Wiem, że początkowo miałam wiele wątpliwości, ale z każdy kolejnym słowem one się tylko rozwiewają. Najbardziej w tym wszystkim urzeka mnie Jacob. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego wpojenie jest odbierane tak pozytywnie. Ty sprawiasz, że cała kolorowa otoczka wokół tego z pozoru pięknego zjawiska znika. Okropnie boli mnie to, że Black musi związać swoje losy z Nessie, a zostawić to, co naprawdę dla niego ważne. Od zawsze uważałam, że stworzyłby z Leą świetną parę, a u Ciebie ich relacje są namalowane tak, że jedynie się w tym utwierdzam. To, jak rozumieją się prawie bez słów, jak lgną do siebie, jednocześnie się przed tym powstrzymując. Nie powiem, imponuje mi postawa Lei. Jest tak zawzięta w swoim postanowieniu nie zbliżania się do Jake’a… Rozumiem ją w pełni, ale ona naprawdę świetnie sobie z tym radzi. Pomimo tego, że pozbyłaś się maski suki, która chyba już na stałe do niej przylgnęła, ta twarda baba wciąż gdzieś tam siedzi. Przyznam jednak, że jakoś nie potrafię przetrawić tego motywu z tańcem. Sama tańczyłam przez cztery lata i widziałam całą gamę osobowości spełniającą się przy muzyce, więc może to zabrzmi głupio w tym kontekście, ale Leah za nic mi do tego nie pasuje. Jakoś nie potrafię sobie jej wyobrazić w takiej roli. Twoje opisy są bardzo żywe i wręcz się przez nie płynie, ale brakuje mi jakiejś iskierki, które pozwoliłaby mi w to uwierzyć. Tej samej, która nie pozostawia czytelnikowi wątpliwości przy orientacji seksualnej Setha. A jeśli już o nim mowa, to przyznam szczerze, że mimo wszystko zadziwia mnie, że tak dobrze czuje się u Cullenów. Rozumiem, że już w BD było to pokazane, ale nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie próbuje w żaden sposób dotrzeć do Jake’a. Wydawać by się mogło, że inny zmiennokształtny w domu dodawał mu swego czasu pewności siebie… I chociaż teraz ma za najlepszego przyjaciela Edwarda, jakoś nie potrafię się w tym odnaleźć. Może za dużo dziwności na zbyt małej przestrzeni.
I znów mam wrażenie, że gadam bez sensu.
W każdym razie chciałam jeszcze dodać, iż moje oczy rozpływają się, kiedy mogę podziwiać gamę osobowości zbudowanych z takim pietyzmem. I chociaż wiem, że mogę się z tymi bohaterami w jakiś sposób nie zgadzać czy polemizować, to faktem jest, że włożyłaś masę pracy w ich obecny wygląd. Chciałabym więcej. Cały czas.
Naprawdę nie wiem, co to będzie z tego fandomu, kiedy go porzucisz…

Pozdrawiam,
R.

edit: I zapomniałam jeszcze o jednej rzeczy wspomnieć. Może jako bohaterka Leah traci w moich oczach, kiedy już nie jest taka opryskliwa, bo naprawdę ją za to kochałam (w głównej mierze), ale Ty robisz coś niesamowitego, bo dajesz jej nowe życie. Czystą kartę. Wreszcie może sama pokierować swoimi losami, bez ingerencji panów alfów i innych omegów. Chociaż Jake jest dla niej kimś aż tak ważnym, stara się od niego całkowicie odseparować. Nie ukrywam, że widzę w tym wiele egoistycznych pobudek, ale to wciąż jest tylko próba ratowania siebie. Niech się dziewczyna trochę pocieszy. Jednak ja nie lubię dobrych zakończeń. Będę okrutna, ale chcę powiedzieć, że mam nadzieję, że jeszcze ją w coś uwikłasz.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rudaa dnia Pon 15:30, 17 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
niobe
Zły wampir



Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 96 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 16:41, 17 Maj 2010 Powrót do góry

Żeby skomentować należycie ten rozdział powinnam najpierw wspomnieć o okolicznościach w jakich go czytałam. Jak codziennie rano przed zajęciami zasiadłam przed komputerem z bułeczką i kawą. Przeglądając forum zobaczyłam, ze wstawiłaś nowy rozdział. Z powątpiewaniem zerknęłam na zegarek w głębi serca wiedząc, że i tak nic mnie nie powstrzyma przed przeczytaniem, nawet ewentualne spóźnienie. Szybko pochłonęłam całość i po skończonym śniadaniu poszłam umyć zęby. Jednak w pewnym momencie zamarłam ze szczoteczką w ręce, zdałam sobie sprawę, że to już przedostatni rozdział, co mnie naprawdę poruszyło. Ale powracając do treści to bardzo mi się podobało. Oczarował mnie opis wizyty Setha u Cullenów, aż się ciepło na sercu robi jak się czyta o takich relacjach między przyjaciółmi - było zabawnie i szczerze. Rozczulił mnie moment w sypialni Edwarda i Belli, naprawdę opisałaś to przepięknie. Poza tym muszę przyznać, że bardzo podoba mi się sposób w jaki przedstawiłaś relacje tej pary, mimo że stanowią tylko tło to mam wrażenie, to oni dopełniają to opowiadanie. Ciekawie też pokazałaś zachowanie Jacoba, na pewno pomysł ten jest nietypowy i jako, że nie należę do fanek wilkołaków bardzo mi się podoba ^^ Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała, nie życzę źle bohaterom, jednak opisana przez Ciebie historia Jake jest tak dopracowana i wiarygodna, że wydaje mi się, że to nie mogło się skończyć inaczej.
Co do Lei to też mi się spodobała w tym rozdziale, może faktycznie złagodniała, ale uważam, że po tym co przeżyła należy się jej szczęśliwe zakończenie. Poza tym, pisałam też o tym ostatnio, bardzo ładnie wychodzi Ci opisywanie dzikiej strony tej bohaterki.
Na zakończenie powiem, że ostatnia scena powinna być skomentowana przeze mnie tylko jednym słowem: jeszcze! Ale nie mogłabym na tym poprzestać ^^ Wyszła Ci bardzo emocjonalnie miałam wrażenie, że uczucia drżą nad powierzchnią tekstu. Czułam nadzieję i niepokój Setha i chyba nawet wstrzymałam oddech, gdy ich spojrzenia się spotkały. Niestety zakończenie w takim momencie wywołało u mnie ogromną ciekawość i niedosyt. Z jednej strony chcę poznać kolejne losy bohaterów, ale z drugiej żal będzie mi ich już pożegnać. Zastanawiam się co szykujesz na koniec. Mam nadzieję, że uwzględniasz w swoich planach szczęśliwe zakończenie, przynajmniej dla niektórych ^^
Pozdrawiam
niobe

edit: A tak swoją drogą to i tak się spóźniłam na zajęcia, co prawda nie przez zaczytanie, a przez korki, które ogarnęły Kraków po ulewachu, ale nawet jeśli byłoby to spowodowane Uwikłanymi to byłoby warto ^^

edit2Właśnie zobaczyłam, że to wcale nie jest przedostatni rozdział ^^ Co ogromnie mnie cieszy, nie chciałam już poprawiać komentarza, ale tak w ramach sprostowania, że w końcu zauważyłam ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez niobe dnia Pon 16:50, 17 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 16:54, 17 Maj 2010 Powrót do góry

Niebiosa, dałabym Wam ten dwudziesty rozdział i epilogi też, ale bez bety nie mogę, bo bym się w supełek ze wstydu zaplątała. Nie wykluczam, że coś jeszcze się w tym temacie pojawi, pewne dopowiedzenie tego i owego. Zobaczymy, bo przecież jeszcze tyle pomysłów. Chciałam też napisać, że dałam Lei taniec, żeby miała możliwość odreagować, oczyścić się, zebrać siły. Przyjaźń, która polega na tak wielkiej miłości, że odchodzi się dla czyjegoś szczęścia wymaga od człowieka bardzo wiele. To jest często cena za zrozumienie bez słów i ukradziony czas - każda chwila może być tą, która w istocie przeważy czarę. Więc moja dziewczynka dostała muzykę, ruch, rytm. Wszystko to, co pozwoliło jej zebrać się w całość i być może - kiedyś - zgodzić się na oswojenie przez Alana.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BajaBella
Moderator



Dołączył: 11 Gru 2009
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z lasu

PostWysłany: Pon 18:58, 17 Maj 2010 Powrót do góry

Nie mogę się od rana pozbyć wrażenia, że będę tęskniła za Uwikłanymi. Za niezwykle silną i hardą dziewczyną, o niesamowitej wrażliwości i ogromnym sercu, jaką jest w tym opowiadaniu Leah. Za Sethem, z jego rozterkami, niepewnością, młodzieńczą butą i niespożytą energią. Za Embrym, który się pogubił gdzieś po drodze, rozdrabniając swoją tożsamość na czynniki pierwsze. Za nieszczęśliwym Jacobem, no nie tu już przesadziłam. Będę tęskniła za Jacobem, który nie jest kolejną kalką wpojonego ( i ogłupiałego) Jake'a, z którym to cud dziecko Renesmee robi co chce. Za tą zamkniętą w sobie skorupą , którą się stał u boku półwampirzycy. Niem mam nic do Nessie, ale jak sam Jacob pisze w liście do Leah, wpojenie w na pół martwą osobę, chyba zmiennokształtnemu nie służy.
Przez te wszystkie rozdziały przedstawiłaś nam pełen wachlarz wspaniałych osobowości, prowadziłaś przez dramatyczne wydarzenia w La Push, dawałaś odetchnąć opisując spokojne i czasem leniwe życie miasteczka, pokazałaś nam różne odcienie miłości, namiętności, obsesji (Sam) i za lada moment zostawisz nas takich trochę ogołoconych, odartych i pozbawionych złudzeń, że aż mi jest autentycznie żal.
Ale na podsumowania przyjdzie jeszcze czas...
Dziewiętnasty mnie wprowadził w pewną nostalgię. Może to przez ten list Jacoba do Lei? Zastanawiam się, jak silne musi być jej uczucie, że potrafi zmusić samą siebie do trzymania się z daleka od Jake'a. Zapewne chroni też poniekąd samą siebie przed kolejnym zranieniem. Dla Lei to całe wyimaginowane wpojenie okazało się prawdziwym przekleńswem. Najpierw zostawił ją Sam, a potem nawet przyjaźń, mająca szansę przerodzić się w naprawdę fajną, dojrzałą miłość, została jej odebrana, kiedy Jacob wpoił się w Nessie.
Osobiście uważam, że ona i Jake zdecydowanie do siebie bardziej pasują, niż wilk i półwampir. A cała ta filozofia wpojenia, jest dla mnie pewnym naciąganym ubezwłasnowolnieniem człowieka (wilka). Magia, która nie ma nic wpółnego z prawdziwym uczuciem miłości, co najwyżej kojarzy mi się z opętaniem, splątaniem i generalnie z praniem mózgu.
Nie wiem, czy Leah będzie szczęśliwa z Alanem. Widzę, że bardzo się stara, aby zbudować ten związek na trwałych i szczerych zasadach, ale w jej przypadku może okazać się to bardzo ciężkie. No, bo skąd wiadomo czy Alan nie ucieknie z krzykiem, kiedy jego ukochana nie opanuje złości i przemieni się w włochatą bestię (znaczy przepiękną wilczycę, ale nie wszyscy to rozumieją i doceniają jej urodę w tej postaci).
Oj, Angels (wzdycha) trudno się będzie rozstać z takimi bohaterami...
Czekam zatem na ostatni rozdział, pocieszam się jeszcze epilogiem.
Pozdrawiam ze ściśniętym sercem, bo boję się jak to wszystko zakończyłaś.
BB.

Edit. Podobała mi się ta scena, kiedy Leah tańczyła. Takie swego rodzaju oczyszczenie i naturalne nabywanie nowych sił do stawienia czoła dalszemu życiu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
kirke
Dobry wampir



Dołączył: 18 Lip 2009
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 169 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów

PostWysłany: Czw 15:40, 20 Maj 2010 Powrót do góry

długo nic nie pisałam, ale to nie dlatego, że nie czytam - wręcz przeciwnie - czytam i nie wiem co powiedzieć... zawsze staram się w miarę możliwości pisać komentarze na poziomie tekstu, który czytam i od pewnego czasu miewam z tym problem, bo czuję, ze nie dorastam do pewnych rzeczy... zawsze też marzyłam, żeby emocje zamykać w zdarzeniach, a nie pustych słowach, które przemijają z chwilą, gdy je wypowiadasz...
może plotę bez sensu, ale dlatego właśnie mam z Uwikłanymi problem... na pewno każdy rozdział niesie ze sobą pewną dawkę emocji i uczuc... pokazuje jak zmieniają sie bohaterowie - rzadko czytam daty w ffach... akuratnie u ciebie nie opuściłam ani jednej wzmianki o czasie, bo są bardzo ważne... dużo się zmieniło odkąd poznałam to opowiadanie... i chyba mogę powiedzieć, ze niektórzy autorzy na tym forum będą źli, bo znów ktoś podnosi poprzeczkę... a mogłoby być tak łatwo i prosto...

dobra - postaram sie napisać kilka zdań z sensem i jakąś logiką:
- podchodzisz bardzo psychologicznie do postaci, za co też podziwiam i ubóstwiam
- nie powtarzasz utartych schematów
- zaskakujesz za prawie każdym razem, choć nawet spokojny rozdział niesie ze sobą kilka nowych informacji

to chyba najważniejsze... a teraz dziękuję za wspaniałe opowiadanie i przepraszam za lenia :)

pozdrawia
kirke


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pernix
Moderator



Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 1991
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 208 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z alkowy Lucyfera

PostWysłany: Nie 12:21, 30 Maj 2010 Powrót do góry

Przeczytałam i w sumie nie wiem, co mam napisać. Z racji, że przeczytałam, milczeć nie będę, ale też brak mi słów.
Oczywiście technicznie wszystko jest bez zarzutu. Piszesz wprawnie i coraz bardziej jestem przekonana do tego, że jest Ci pisana dłuższa historia, długie, książkowe rozdziały, bardziej rozbudowana fabuła.
Co do samego opowiadania - jestem uwikłana, bo męczą mnie te emocje. Myślę, że za bardzo się na nich skupiasz i pozbawiasz się lekkości pióra.
Rozdział był depresyjny i mało w nim znalazłam pozytywnych wibracji. Jak mówiłam, Alan mi nie pasuje, więc nawet gorący taniec Lei nie był w stanie poprawić humoru przy czytaniu. Nie podoba mi się wizja wpojenia, choć ją podziwiam. Postarałaś się, żeby nie było łatwo i gładko jak u Meyer i za to należy się wielki plus, bo tamta wersja też mi nie leżała. Jednak osobiście wolałabym czegoś bardziej wypośrodkowanego. Nie mogę czytać o takim Jacobie. Nie mogę zrozumieć, dlaczego Bella i Edward nic z tym nie robią. Argumenty, jakie padają w rozdziale, mnie nie przekonują. Jake sam nie zawalczy, poddał się, ale to, że nikt mu nie pomaga, że Leah nic nie robi, Seth... To mni nie gra. Jeszcze wszystko możliwe, ale tak oceniam obecną sytuację po tym rozdziale. A na dokładkę jeszcze porucony przez Jenn Seth - tego się nie spodziewałam.
Mam nadzieję, że i Ty i Twoi czytelnicy nie macie mi za złe, od razu mówię, że nadal lubię Uwikłanych, bo są dobrze napisani, ciekawie dobrałaś postaci, ciekawie ich uwikłałaś, choć może mi się to nie podobać. Z każdym rozdziałem fabuła rozmywa się z moją wizją. I dobrze, że tak jest, bo to dowód na to, że potrafisz zaskakiwać. Nie wszyscy muszą odbierać utwór tylko i wyłącznie pozytywnie. Na razie czekam na rozwój wypadków. :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
AngelsDream
Dobry wampir



Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 1:08, 02 Cze 2010 Powrót do góry

UWIKŁANI

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Po rozżarzonych węglach

You mesmerize slowly
Till I can't believe my eyes
Ecstasy controls me
What you give just serves me right

Without warning you're here
Like magic you appear
I taste the fear

I'm so afraid
But I still feed the flame


Podświadomie czekał na ten moment od połowy lutego. Nie uciekł na koniec świata, przeciwnie. Tylko utrudnił dotarcie do siebie, nie uniemożliwił go. Odchrząknął i skinął w kierunku nowego asystenta matki.
- Paul, wybacz. Mój przyjaciel przyjechał przed czasem - powiedział, kątem oka obserwując drżące ramiona Setha.
- To coś poważnego, prawda? - zapytał blondyn, nie kryjąc ciekawości.
- Bardzo. Zadzwonię do ciebie jutro, okej? - W myślach modlił się do wszystkich bogów, żeby chłopak wytrzymał chociaż jeszcze chwilę.
- Jasne, leć. - Mężczyzna uścisnął Embry'emu dłoń i skierował się do służbowego wyjścia za kuchnią. Call odruchowo poprawił krawat i gestem wskazał kelnerowi, że ma się nie wtrącać. Omijał stoliki, niemal podbiegając. Gdyby nastolatek przyszedł w porze obiadowej, obsługa na pewno nie ignorowałaby go tak długo. Być może samo zachowanie chłopaka spowodowało, że wszyscy wpatrywali się w Setha bez słowa. Zatrzymał się tuż przed nim i szepnął:
- Wytrzymasz?
- Nie wiem - wysyczał, zaciskając szczęki i opuścił głowę, by ukryć żółte tęczówki.
- Na górze mam mieszkanie, musimy tylko...
- Nieważne, zabierz mnie tam. Już! - warknął, kuląc ramiona. Embry wahał się, czy dotknąć chłopaka - w końcu chwycił go za nadgarstek i pociągnął w kierunku przejścia na schody. Tam, gdy miał pewność, że nikt ich nie zobaczy, pobiegł. Przeskakiwali po kilka stopni na raz bez wysiłku, z gracją typową dla drapieżników podczas polowania. Call wyciągnął z kieszeni klucz, przekręcił go w zamku, napierając na klamkę trzema wolnymi palcami i wepchnął Setha do środka. Chłopak jęknął i opadł na kolana, dysząc ciężko. Drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem zamka. Embry przykucnął obok Indianina i czekał w ciszy.
- Nienawidzę cię - wydyszał nastolatek. - Jak mogłeś?
- Po prostu - odpowiedział i usiadł na podłodze. Seth popatrzył na niego z pretensją.
- I mówisz to tak lekko? - Potrząsnął głową z niedowierzaniem.
- Kazałeś mi się... - Nie dokończył zdania, przerwały mu spragnione pocałunku, szorstkie wargi i ciekawski język. Oparł dłonie o ramiona kochanka, ale nie umiał go odepchnąć, więc poddał się pieszczocie. Nastolatek szarpał za przód jego koszuli, jednocześnie gryząc delikatną skórę za uchem, gdy nagle oderwał się od Embry'ego z okrzykiem zaskoczenia.
- Co do cholery? - sapnął. Zza jego pleców wyłoniła się Pijawka. Miauknęła z pretensją i wepchnęła się między mężczyzn, pokazując dobitnie, kto rządzi w tym domu. - Masz kota? - Niedowierzanie mieszało się w tym pytaniu z rozbawieniem.
- Tak wyszło. Zwierzaki raczej się nas boją, zresztą wiesz, ale ona najwyraźniej ma na ten temat swoje zdanie. - Gdzieś zniknęła niezręczność i napięcie. Przez moment mogło wydawać się, że rozstanie nigdy nie nastąpiło, ale po chwili Seth odchrząknął i wstał z podłogi. Call zrobił to samo, kładąc dłoń na karku, jak zawsze, gdy czuł się niepewnie. Kotka zaczęła się ocierać o łydki właściciela, ale zignorowana, z urażoną dumą zaszyła się w głębi mieszkania.
- Ja... - zająknął się nastolatek.
- Zostań, proszę. Porozmawiajmy - przerwał, bojąc się usłyszeć słowo "żegnaj".
- Nie wiem, to chyba nie najlepszy pomysł. - Chłopak zmierzwił swoje półdługie włosy. Wydawał się zażenowany i zagubiony.
- Proszę - powtórzył i popatrzył Clearwaterowi w oczy. Wciąż odzwierciedlały mnóstwo sprzecznych emocji, gonitwę myśli, ale przede wszystkim nie było w nich tego dziecięcego, pełnego radości blasku.
- Dobrze, ale niczego nie obiecuję. - Opuścił głowę. Co go podkusiło, żeby w ogóle iść na spacer do tej części miasta? Po co wszedł do tej przeklętej restauracji? Czemu nie mógł oprzeć się ustom Embry'ego? Dlaczego wciąż myślał o pocałunkach i pieszczotach?
- Niczego od ciebie nie wymagam - uśmiechnął się delikatnie. - Zapraszam dalej. Napijesz się czegoś?
- Poproszę kawę z mlekiem i dwiema łyżeczkami cukru - odpowiedział, ściągnąwszy buty. Rozejrzał się nieśmiało, więc Emb wskazał mu ręką drogę do jadalni połączonej z kuchnią, po czym rozwiązał sznurówki służbowych pantofli i zostawił je na niskiej półce obok wejścia.
- Względy bezpieczeństwa przy kocie - odparł, stawiając obok swoich również buty Setha.

Włączył ekspres do kawy, upewniwszy się, że jest dobrze ustawiony. Z szafki nad zlewem wyjął opakowanie kruchych ciasteczek i wysypał je na talerzyk. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zadzwonił jego służbowy telefon. Wyjął aparat z kieszeni spodni, zerknął na wyświetlacz i odebrał.
- Halo?
- Emb, obsługa powiadomiła mnie o jakimś dziwnym zajściu w lokalu... - Ella była zaniepokojona.
- Teraz nie mogę długo rozmawiać. Nie wrócę dziś do pracy, ale nic złego się nie stało - wyjaśnił.
- Powinnam się martwić? - Matka najwyraźniej wyczuła w jego głosie napięcie.
- Absolutnie nie. Przysięgam, że nie ma to nic wspólnego z... - urwał.
- Wiem, nie kończ. Przekażę Peterowi instrukcje, a ty nie spieprz tego, okej? - W pierwszej chwili nie wiedział co powiedzieć, wykrztusił jedynie:
- Postaram się. Pa, mamo.
Odłożył słuchawkę i wyłączył na wszelki wypadek oba telefony. Seth skinął delikatnie głową, po czym wyjął własną komórkę, pokazując ciemny ekran i dołożył ją do stosu na blacie kuchennego stołu.
- Skoro chcesz rozmawiać, wolę, żeby nikt nam nie przeszkodził - stwierdził chłopak.

Siedzieli naprzeciwko siebie, popijając kawę z białych kubków. Embry mówił cicho, spokojnie, pozornie bez emocji. Seth milczał, nie znajdując słów, by skomentować wszystko, co usłyszał.
- Wiedziałem, że to tchórzostwo, ale nie potrafiłem inaczej. Spakowałem większość ubrań do torby, wsiadłem w samochód i odjechałem. W pierwszej chwili nie sądziłem, że wyjeżdżam na stałe. - Call wyciągnął rękę w kierunku dłoni nastolatka, ale ten nie zareagował, więc mężczyzna nie naciskał.
- Porzuciłeś mnie. Bez słowa. Jak... Jak psa. - Prawda bolała, uderzając w najczulszy punkt.
- Pamiętasz swoje własne słowa?
- Powiedziałem je w złości! - wykrzyknął, a kawa w kubkach zachlupotała, gdy potrącił nogę od stołu.
- Myślisz, że przez to były dla mnie mniej krzywdzące? - szepnął Embry. Czegokolwiek sobie nie wmawiał, zależało mu na tym, żeby wszystko jakoś się ułożyło. Kiedy zobaczył, że Seth chowa twarz w dłoniach, zadrżał i westchnął.
- To było takie głupie - jęknął chłopak. - Takie dziecinne, kompletnie idiotyczne - rzucił histerycznie, a jego głos coraz bardziej się łamał. Call nie wytrzymał, wstał z krzesła, podszedł i, pochylając się, przytulił go najmocniej jak tylko potrafił. Sam miał łzy w oczach i nie chciał ich ukrywać. Nie przed Sethem, który w jego ramionach wydawał się kruchy i delikatny.

Embry zakołysał swoim kieliszkiem, uważnie obserwując, jak białe wino faluje w naczyniu. Przenieśli się do salonu, żeby móc wygodnie usiąść i kontynuować rozmowę. Promienie słoneczne prześwietlały żółte zasłony, dając niemal namacalne wrażenie ciepła i podkreślając urodę Setha, który siedział na jednym z foteli i popijał piwo prosto z butelki. Opowiadał o Lei, Quilu i trudnym ostatnim roku liceum. Chociaż minęło niespełna dwanaście miesięcy, obaj z przerażeniem uświadomili sobie, jak wiele bezpowrotnie stracili. Nie wystarczyło słów, by to wszystko nadrobić. I chociaż ich ciała nadal pasowały do siebie idealnie, o czym przekonywali się z każdym przypadkowym gestem czy spojrzeniem, to wciąż pozostawało tyle do wyjaśnienia i przekazania...

Kwadrans po godzinie szesnastej rozległo się pukanie do drzwi, przerywając Indianom dyskusję o wpojeniu. Tak było łatwiej. Nie rozmawiali o sobie, nie rozdrapywali ran, nie karmili się złudzeniami. Wyglądali jak przyjaciele, którzy spotkali się po dłuższym czasie i postanowili porozmawiać o różnych życiowych sprawach - teoretycznie o wszystkim ważnym i niczym istotnym. Call wstał z kanapy, uśmiechnąwszy się tajemniczo. Kiedy wrócił z powrotem do pokoju, wniósł tacę z jedzeniem, którą zostawił ktoś z obsługi.
- Poczęstujesz się, prawda? - zapytał.
- Nie umiałbym odmówić - odpowiedział Seth.
- Mam nadzieję, że jednak to potrafisz - rzucił pół żartem, pół serio Embry i zaczął rozkładać talerze i sztućce na niskim stoliku w salonie. - Musimy usiąść na podłodze, ale tak jest bardziej swojsko. - Przyniósł dwie ogromne poduchy z kąta pomieszczenia i rzucił je na panele w taki sposób, by można było ułożyć się wygodnie w trakcie posiłku.

Indianin opłukał talerze i wstawił je do małej zmywarki, nastawiając odpowiedni program. Seth siedział na blacie w kuchni i popijał kolejne piwo - Embry chciał go powstrzymać, ale sam miał ochotę się upić. Tak było łatwiej. Mówić, wypruwać z siebie wszystko to, czego się wstydził i żałował. Nie musiał walczyć ze sobą, zastanawiać nad konsekwencjami. Słowa przepływały między mężczyznami z łatwością, która łudząco przypominała czasy niewinnej przyjaźni, gdy spojrzenie w oczy nie powodowało suchości w gardle i łaskotania w podbrzuszu. Walczył ze swoim ciałem, wiedząc, że jeśli ulegnie, pogrzebie szansę na pojednanie w skotłowanych prześcieradłach i porannych wyrzutach sumienia.

Nie wierzył w to. Nie mógł i nie chciał w to wierzyć. Skulił się na fotelu w kłębek, zasłoniwszy uszy dłońmi. Call złapał go za nadgarstki i szarpnął, szepcząc:
- Nie chcę cię okłamywać, rozumiesz? Nie jestem z tego dumny.
- Jak mogłeś? Tyle razy? W ten sposób? - Sethowi szumiało w uszach.
- Nie wiem. - Usiadł po turecku na podłodze i podciągnął rękawy koszuli. Krawat już dawno leżał gdzieś za kanapą, o ile Pijawka nie wyniosła go pod łóżko w sypialni. Obaj poruszyli trudne tematy, ale Emb przecenił tolerancję nastolatka.
- Jak, ku***, możesz nie wiedzieć, czemu zachowywałeś się jak ostatnia szmata? - wykrzyczał, wstając z mebla. Zamachnął się do ciosu, ale w ostatniej chwili, gdy zrozumiał, że kochanek nie ma zamiaru się bronić, opadł na kolana i popatrzył mu w oczy. - Mogłeś umrzeć od tego syfu - stwierdził cicho.
- Wiem. Mam cię przeprosić za nich? Za narkotyki i wódkę? - zapytał bezbarwnym głosem. Clearwater zaprzeczył tylko ruchem głowy, po czym wzruszył ramionami i położył się na podłodze na boku, opierając głowę na skrzyżowanych nogach mężczyzny.
- Musiałbyś przeprosić siebie, nie mnie - odpowiedział.

Wrażenie przenikania się emocji było schizofreniczne i bolesne. Tyle w nich było smutku, tęsknoty i zazdrości. Ogrom pożądania i nadziei, że jeszcze coś się wydarzy. Embry opatulił mamroczącego Setha kocem.
- Ja i Jenn... My... - Język chłopaka się plątał.
- Jutro, teraz zdrzemnij się na chwilę - szepnął i odgarnął mu kosmyki włosów z czoła. Pocałował delikatną skórę między brwiami kochanka, po czym wycofał się z salonu, gasząc światło. W kuchni nasypał Pijawce suchą karmę do miski, zmienił jej wodę i przez moment walczył z odruchem ucieczki z własnego mieszkania. Dochodziła jedenasta w nocy, ale Embry był kompletnie wykończony. Nie musiał martwić się o restaurację do jutrzejszego wieczora, ale praca nagle wydała mu się zupełnie prosta. To, o czym marzył, spełniło się - Seth odszukał go, nawiązali porozumienie, ale to niczego nie ułatwiało. Najtrudniejsze znów czaiło się za rogiem. Zdyszana bestia chichocząca pod nosem, którą niektórzy nazywają przeznaczeniem, a Embry po prostu rzeczywistością.

In the night
Come to me
You know I want your touch of evil
In the night
Please set me free
I can't resist a touch of evil

Aroused with desire
You put me in a trance
A vision of fire
I never had a chance

A dark angel of sin
Preying deep from within
Come take me in

I'm so afraid
But I still feed the flame


Jęk, dotyk i oddech. Szaleństwo zmysłów, które w końcu musiało się wydarzyć. Palce zaciśnięte na wygniecionej pościeli, ciche błaganie o wszystko, o szansę, o spełnienie. Żarliwe pocałunki smakujące ułudą, przeplecione przekleństwami, podkreślone wbitymi w skórę karku zębami - ich noc. Ostatnia i pierwsza. Jedyna. Westchnienie, urwany okrzyk i cienka stróżka śliny na klatce piersiowej. Obaj wiedzieli, że stąpają po cienkiej granicy, zza której nie będzie powrotu. Seth otarł się o ciało kochanka, łkając:
- Muszę, muszę...
- Ja... - zawahał się Embry.
- Nie - wykrztusił z trudem chłopak. - Jesteś moim pierdolonym prezentem - dodał, kończąc zdanie pocałunkiem. Call mruknął, gdy język nastolatka musnął jego podniebienie i wnętrze policzka.

Kąsał skórę na szczupłych kostkach, jednocześnie głaszcząc umięśnione łydki. Sunął opuszkami palców po drżących udach, uważnie obserwując każdy ruch bioder Setha, gdy ten ocierał się niecierpliwie o własną dłoń. Masował gładkie pośladki, drażniąc się z młodzieńczą pasją i oddaniem. Klęknął nad nim, nieznacznie zgiąwszy kolana, by najpierw dłońmi, a potem wilgotnym czubkiem penisa, przesunąć wzdłuż kręgosłupa chłopaka.
- Idealny - warknął Embry, zamykając oczy. Był tak niebezpiecznie blisko przemiany. Drapieżnik w jego umyśle już skowyczał z podekscytowania, przyszykowany do skoku.

Seth obudził się zdezorientowany i zamroczony z powodu wypitego alkoholu. Zbyt rzadko przybierał wilczą postać, żeby jego organizm mógł sobie poradzić z taką ilością, zmieszanego z piwem wina. Wyplątał się z koca, usiadł i zaczął rozpinać koszulę. To była dobra decyzja, prawda? Rzucił ciuch na oparcie mebla, po czym ściągnął skarpetki. Wstając, zachwiał się w pierwszej chwili, ale szybko złapał równowagę - również dlatego, że mógł iść do sypialni Embry'ego z zamkniętymi oczami. Zapach kochanka był wyraźny, ostry i przyzywający. Nastolatek zadrżał i sięgnął do guzika spodni, zamarł w pół ruchu, gdy przez pomieszczenie przemknął cień - Pijawka odwróciła głowę w jego kierunku i machnęła ostrzegawczo pręgowanym ogonem. Przez chwilę pomyślał, że powinien ją potem jakoś obłaskawić, ale niemal jednocześnie uświadomił sobie całą naiwność tego pomysłu. Rozpiął rozporek i pozwolił spodniom opaść na stopy. Wsunął kciuki za krawędź bokserek. Właściwie, co on sobie wyobrażał? Co planował? Zakręciło mu się w głowie, gdy pochylony, zdejmował bieliznę. Czemu tak bardzo tego pragnął?

Embry rozsmarował na dłoni lubrykant. Miał wrażenie, że żel wsiąka mu w skórę, zostawiając na jej powierzchni prawie niewidoczne linie, które układały się w niezrozumiałe obrazy i słowa. Chemicznie owocowy zapach mieszał się z wyraźną wonią potu, alkoholu i tego, do czego obaj bali się przyznać. Machinalnie przesunął po lekko wypiętych pośladkach Setha. Chłopak oddychał ciężko, z zamkniętymi oczami, klęcząc, leżał na dwóch poduszkach - mniejszą trzymał pod głową, większa ułatwiała ułożenie się w wygodnej pozycji. Bezbronny, wyeksponowany. Call zawahał się i chłopak musiał to wyczuć.
- Chcę, żebyś to był ty, proszę - szepnął, rozpraszając ostatnie wątpliwości.

Nie umiał z tym walczyć. Przepadł już w momencie, w którym Seth wsunął się pod cienki koc, by pocałować wrażliwą skórę nad lewym biodrem Calla. Przegrał wszystkie zapewnienia w znajomym cieple wilgotnych ust, delikatnych dmuchnięciach i ulotnym dotyku. Mógł przestać, ale nie chciał. Oto spełniało się jego marzenie; sen, który śnił zbyt wiele razy. Nieznacznie poruszył palcami, starając się rozciągnąć napięte mięśnie, nie powodując jednocześnie bólu.
- Więcej, więcej... - Chłopak załkał łamiącym się głosem
- Cierpliwości. - Odpowiedziawszy, Embry uśmiechnął się czule.

Pierwszy rower. Pierwsza wyprawa z ojcem na ryby. Pierwszy sekretny liścik w szkole. Pierwsza przyjaźń. Pierwszy całus w policzek. Pierwszy orgazm z drugą osobą, którego nie sposób zapomnieć. Pierwszy raz z kobietą - pełen emocji i oczekiwania. Wszystko to nagle straciło wyrazistość. Seth w pełni poddawał się pocałunkom Embry'ego, ufny i rozedrgany. Kołysał biodrami, przyzwyczajając się do uczucia powodowanego przez rozciągające go palce - dwa lub trzy - nie zgadywał. Jęczał cicho i wzdychał, błagając kochanka o upragnioną ulgę. Chłonął całym sobą każdy najmniejszy szczegół - zapachy, owinięte wokół łydki prześcieradło, uspokajające szepty. Głos mężczyzny go hipnotyzował.
- Powiedz mi, czego pragniesz, Seth.
- Ciebie - wykrztusił i wgryzł się w poduszkę, gdy palce Embry'ego znów musnęły jego prostatę.

Przechylił się w kierunku szafki stojącej obok łóżka i z górnej szuflady wyjął prezerwatywę, zanim zdążył ją rozpakować, Seth chwycił go za nadgarstek.
- Nie - powiedział, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. W nikłym świetle nocnej lampki wydawały się niebezpiecznie jasne.
- Tak trzeba - odparł, wysuwając rękę z uścisku.
- Ale... - Seth zawahał się, kuląc ramiona.
- Ciii, kochanie. - Embry położył palec na tych słodkich, miękkich wargach. - Wszystko w porządku - dodał i otworzył opakowanie. Ustawił się tak, by leżący na brzuchu Seth mógł wszystko dokładnie widzieć, zacisnął palce na penisie i poruszył dłonią kilkakrotnie w górę i w dół. Nastolatek sapnął i oblizał usta. Ten z pozoru niewinny gest wydał się Embry'emu prawie obsceniczny. Patrzył na splątane włosy chłopaka okalające twarz, na kropelki potu na czole i karku, jednocześnie zakładając prezerwatywę. Na samą myśl o tym, co zrobi za chwilę, trzęsły mu się ręce, a jednak przesunął się do tyłu, oparł jedną dłoń na plecach Setha, drugą naprowadzając czubek członka między pośladki.

Bolało, nie rozdzierająco, ale nagle czuł, że dzieli ciało z drugą osobą - z człowiekiem, którego kochał - Call nie spieszył się, wchodził w niego powoli, z wyczuciem. Seth odkręcił głowę, by zobaczyć kochanka i widok tak skupionej, a jednocześnie otwartej twarzy doprowadził go do euforii. Sięgnął ręką do swojego penisa, nieznacznie prostując kolana - w tym samym momencie Embry jęknął i chłopak poczuł, jak uzależnia się od tej szczególnej emocji, gdy będąc podporządkowanym, ma się nad drugim człowiekiem ogromną władzę. Nie myślał o tym, co powiedzą sobie rano, nie wspominał, nie analizował. Brał i dawał przyjemność, tonąc w odczuciach bombardujących zmysły. Poruszał dłonią w rytm ruchów kochanka, pewny, że już nigdy nie będzie w nim tyle żaru i gorzkiego niespełnienia. Z każdym ciężkim oddechem, wyszeptanym słowem, mężczyźni wikłali się w siebie nawzajem, nie próbując uciekać.

Embry wbił palce w udo chłopaka, jednocześnie mocniej w niego wchodząc. Patrzył na wygięte plecy, odrzuconą do tyłu głowę i wiedział, że spadną obaj. Wiedział, a mimo to przyspieszył, drugą rękę zacisnąwszy na drobniejszej i delikatniejszej dłoni Setha, który krzyknął urywanie, jednocześnie dochodząc. Call wziął wdech i wypchnął biodra do przodu, starając się otrzeć o prostatę kochanka. Odpowiedział mu dziki, zwierzęcy skowyt, któremu po chwili zawtórował. Po kilku sekundach oparł się o czołem o jego kark i wypuścił wstrzymywane w płucach powietrze.
- Żyjesz? - zapytał chłopak.
- Nie wiem, chyba nie - odpowiedział, delikatnie wysuwając penisa z ciasnego wnętrza.
- Jesteśmy w niebie? - Padło kolejne pytanie, kiedy Embry zdejmował prezerwatywę, sięgając po chusteczkę.
- A jak sądzisz? - szepnął, wtuliwszy się w spocone i rozluźnione ciało. Zdążył pocałować Setha w usta, zanim zapadł w dziwny sen bez snów.

Obudził się nagle. Otworzył oczy i w pełni świadomy, rozejrzał się po sypialni. Pijawka spała w nogach łóżka zwinięta w kłębek, ale miejsce obok Embry'ego było puste. Odruchowo skupił się na nasłuchiwaniu, bez skutku. Nie słyszał ani krzątania się w kuchni, ani dźwięku prysznica. Wstał zrezygnowany, przeczesawszy włosy palcami - krótkie i twarde załaskotały wnętrze dłoni, przypominając o tym, jak wczoraj w nocy język kochanka badał to wrażliwe miejsce. Call poczuł łzy zbierające się w kącikach oczu, więc czym prędzej potrząsnął głową, starając się odpędzić emocje. Mógł się tego spodziewać. Więcej, właśnie tego się spodziewał. Ucieczki i bolesnej samotności, która nagle umościła sobie legowisko w jego sercu. Nie przejmując się ścieleniem łóżka, ruszył do łazienki, żeby pod prysznicem spłukać z siebie całą tę noc. Nie chciał jej pamiętać. Chłodna woda koiła skórę, zalewała oczy i twarz, ukrywając łzy. Zagłuszała łkanie i płacz. Mydło pozornie maskowało zapach, którym przesiąkł on i całe mieszkanie. Pragnął przemienić się w wilka i uciec poza granicę własnego odczuwania, ale nie mógł tego zrobić. Nie teraz, nie tu. Kiedy drzwi łazienki skrzypnęły, odwrócił się gwałtownie, ślizgając na dnie brodzika. Gdy uderzał głową o ścianę, widział Pijawkę wskakującą do umywalki, a potem jego oczy zalała krew. Zanim zdążył przekląć się za własną naiwność, stracił przytomność, osuwając się po kafelkach.

In the night
Come to me
You know I want your touch of evil
In the night
Please set me free
I can't resist a touch of evil

Arousing me now with a sense of desire
Possessing my soul till my body's on fire

A dark angel of sin
Preying deep from within
Come take me in

I'm so afraid
But I still feed the flame

You're possessing me

Judas Priest - A Touch Of Evil


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AngelsDream dnia Pią 14:23, 04 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
thingrodiel
Dobry wampir



Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 148 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: spod łóżka

PostWysłany: Śro 14:34, 02 Cze 2010 Powrót do góry

Przybywa beta marnotrawna. Pozwolę sobie napisać, co sądzę, albowiem... do tej pory migałam się od napisania należytego komentarza, ale tym razem po prostu nie mogę. Nie po tym rozdziale.

Tak, wszyscy wiemy, co thin sądzi na temat scen erotycznych. I że je omija szerokim łukiem. Ale tym razem thin pochłonął, mlasnął i oblizał się dookoła mordki, bowiem to jedna z tych scen, która została napisana... niezwykle.

Jest tu sporo dosłowności, ale to, jak ubrałaś tę dosłowność w słowa, czyni scenę naprawdę piękną. Nazwijmy rzecz po imieniu - panowie uprawiali seks. Ale nie zabrakło tu także uczucia. I nie chodzi o to, że przez 19 rozdziałów mieliśmy historię, jak się w sobie zakochiwali, czulili, to teraz tylko trzeba im było dopisać scenę, jak lądują w łóżku. W samej scenie widać to, co ich łączy.

Ale nie tylko sama scena mi się spodobała - także wstęp do niej. Zaczęło się tak... zwyczajnie. Powiem nawet, że swojsko i całkiem romantycznie - kochankowie znów się spotykają i wychodzą, by pobyć i pogadać razem. I przeszło to gładko w moment, nad którym rozpływałam się tu akapit wcześniej.

I całe opowiadanie takie jest. Napisane na spokojnie, słowo za słowem toczy się historia i znalazło się tu miejsce nie tylko dla Setha i Embry'ego, ale także dla Lei. Owszem, fajna była w kanonie jako wredna sucz, choć w pewnym momencie ta jej złość o Sama ciągnęła się jakby na siłę, była taka sztuczna. Nie zrobiłaś z niej pluszowego misia, ale podarowałaś jej zarazem nowe życie, nowe możliwości. I Allana, w którego z początku w sumie nie wierzyłam, myślałam, że to będzie taki Mike Newton - postać, która może i jest sympatyczna, ale drażni bohaterkę. Allan się przebił przez mur Lei, powolutku, pomalutku... I okazało się, że taki z niego Mike Newton, jak z żaby baletnica. Porządny chłop. No i Leah go lubi, może nawet więcej niż lubi.

Swoją szosą zastanawiam się, czy nie zamówić u ciebie spin offa z tą parą. XD

No dobra, ja wiem, co jest dalej, ale ci, którzy nie czytali (bo nie są betami, które mają pewne przywileje, hehehe), pewnie się martwią i niecierpliwią. Toteż dorzucam w ich imieniu - nie trzymaj ludzi w niepewności i dorzuć dalszy ciąg.

Oby wen ci zawsze sprzyjał!
jędza thin


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin